Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 03.04.14 23:08  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Już nie wierzył, że usłyszy jakiekolwiek dobre słowo od Eliotta. Upływający czas sprawiał, że ta wizja stawała się coraz odleglejsza. Zaczynali zmierzać donikąd. Przed oczami miał obraz cichego mijania się na ulicy, bez choćby drobnego skinienia głowy. Wiedział, że już niedługo, a zaczną traktować się jak zupełnie obce dla siebie osoby, byleby tylko jeden nie nadepnął na odcisk drugiemu. Dlaczego mieliby marnować cenne nerwy na drążenie tematu, który zdawał się nie mieć końca, gdy oboje wiedzieli swoje i hardo trzymali się swoich przekonań? No właśnie. Nie widział perspektyw w relacji, w której któraś ze stron na życzenie miałaby się zmieniać. Może Eli nie kierował się egoistycznymi pobudkami, ale wciąż za bardzo naciskał, a Sebastian za cholerę nie wiedział, w jaki sposób miałby łagodnie uświadomić go, że to bez sensu i poprosić o to, by zmienił nastawienie. Już próbował. Próbował jak tylko mógł, ale nie wyszło, więc w tej jednej kwestii postanowił się poddać. Nie potrafił także podejść do sprawy pokojowo, gdy nerwy przejmowały nad nim kontrolę. Jaki był sens podkulaniu ogona, gdy było się świadomym tego, że potulność nie załatwi sprawy, a bolesna kara i tak zostanie wymierzona? Lubił go, szanował, a w zasadzie nawet kochał jak własnego brata, ale gdyby zrobił wszystko po jego myśli, zostałby z niczym. Może nie do końca, ale nie potrafiłby spojrzeć na Yvesa w dokładnie ten sam sposób – zresztą i on nie patrzył już na Olivera tak samo. Niby nic dziwnego, ale blondyn nie spodziewał się, że wszystko pójdzie aż tak źle. Przykrość, która w nim tkwiła, zamaskowana została poprzez gniew, ale w dwubarwnych oczach kryło się także rozżalenie, chociaż przez deszcz ta niewielka emocja umykała uwadze. Jego przyjaciel zapominał, że bycie dziwką nie znaczyło, że nie miał swojej godności, gdyby nie to, na pewno nie staliby tu teraz wymieniając się obelgami, bo Hyde stwierdziłby, że woli pokleić się do obcych, by zaspokoić swoje żądze. Nie tak to działało.
Był szczerze zawiedziony zachowaniem młodszego blondyna. Do tego stopnia, że na chwilę znów zdawał się stracić język w gębie. Wręcz przepraszającym spojrzeniem obrzucił kobietę, która przechodziła obok i musiała być świadkiem tego nieprzyjemnego incydentu. Zaraz zasępił się i obrzucił jasnowłosego zniesmaczonym spojrzeniem. Naprawdę sądził, że mówił na poważnie? Może i mógłby na pokaz rzucić na głos, do jakiej warstwy społecznej przynależy, ale nie przypuszczał, że de Croÿ od tak to podłapie i jeszcze zacznie go mobilizować. No kurwa, po prostu świetnie!
„Sssmaczneee byłoooo?”
...
Mógłby przywalić mu jeszcze raz. Tym razem znacznie mocniej, bo najwyraźniej spoliczkowanie go nie wywołało opamiętania się. Naprawdę wolałby, żeby wreszcie stulił pysk i obrażony poszedł do „klienta, przed którym nie musiał się poniżać, żeby zarobić”. Oszczędziłby sobie strun głosowych, które właśnie zdzierał, wrzeszcząc na ulicy. A teraz? Niebieskooki drżał i to bynajmniej nie z zimna. W głowie starał się powtarzać sobie w kółko, by nie zrobić niczego głupiego, ale rzecz w tym, że był tylko człowiekiem z całkowicie ludzką psychiką, a burzliwe emocje doprowadzały do tego, że robiło się i mówiło mnóstwo durnych rzeczy. Drogi, które wcześniej wydawały się być niemożliwe do przejścia, pod wpływem chwili otwierały na nas swoje drzwi, a potem...
Tak smaczne, że aż mam ochotę się z tobą podzielić ― prychnął i wbrew nieprzyjemnemu tonowi głosu, w jednej chwili przysunął się bliżej chłopaka. Ujął jego wilgotne od deszczu policzki w dłonie i przylgnął wargami do jego ust, wymuszając głęboki pocałunek. Wbrew temu, co błękitnooki sobie myślał, bynajmniej nie miał do czynienia z paskudnym smakiem, a delikatną miętą, która nie miała nic wspólnego z brudem, z jakim kojarzyły się burdele. Pozostawała jedynie świadomość, że te usta całowały wcześniej kogoś innego. Ciche cmoknięcie prędko zakończyło ten brutalny i zachłanny wybryk, ale widocznie nie miał już wiele do stracenia, skoro skorzystał z radykalnych metod. Wypuścił jego twarz z uścisku i odsunął się o krok, ocierając usta wierzchem dłoni. Lśniące tęczówki łypały na chłopaka znad ręki, deklarując, że wciąż miał mu za złe, a to nic nie znaczyło. ― Tak to widzisz, Eli? Teraz na każdym kroku będę słuchał, jaki to chujowy jestem? Wystarczy słowo, a nie będę pokazywał ci się na oczy, skoro aż tak ci przeszkadzam ― warknął i oderwał rękę od twarzy, po czym machnął dłonią tak, jakby strzepywał z niej pamiątkę po pocałunku, do którego nie powinno dojść.
Tracisz panowanie, Sebby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.14 23:55  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny - Page 3 GbylG Cała ta sytuacja zaczynała go już naprawdę nieźle denerwować i to w tak wielkim stopniu, że nie odczuwał już specjalnie niczego poza głęboką irytacją. Przestało być ważne ogólne zmęczenie, które z samego rana dawało mu nieźle w kość. Klient, przed którym Eliott nie musiał się poniżać też stracił na swojej wartości, a młodszy blondyn przestał zwracać uwagę nawet na obraz, który de facto trzymał we własnej ręce. Nie liczył się już dla niego lodowaty deszcz, który sprawiał, że czuł się jak jakiś ociężały mors w swoich przemoczonych ubraniach, nie mówiąc już w ogóle o ponownie mokrym tyłku, który zamoczył sobie przez kolejny upadek na glebę. Teraz liczyło się tylko zdenerwowanie skumulowane na osobę Sebastiana i dalej pulsujący policzek, który zdawał mu się tylko przypominać o niewyobrażalnym gniewie jaki teraz czuł. Dawno nie nosiło go tak bardzo, żeby tracił nad sobą panowanie. Bo jak to inaczej określić? Eliottowi naprawdę ubyło zdrowego rozsądku i zaczynał robić rzeczy, które dla Olivera faktycznie mogły wydawać się trochę głupie i niemądre. Po co wciągnął w ich kłótnie tamtą Bogu ducha winną kobietę? Już mniejsza, że napędził wstydu i sobie i przyjacielowi, ale tamta dama przecież mogła mieć całkiem spokojny dzień, a tak to.. no, nope. Kto wie co jej teraz krąży po głowie? Pewnie nic pozytywnego, jak Yves teraz mniemał. Szkoda tylko, że student miał gdzieś jej zdanie. Jej i wszystkich nielicznych ludzi, którzy teraz ich mijali. Liczyło się tylko to, aby wbić Sebastianowi cokolwiek do głowy.
Dom publiczny - Page 3 GbylG I wiecie co się stało? Los postanowił odwrócić rolę i to nie Eliott wbijał swoje moralne gadanie do łba przyjaciela, acz to właśnie Sebastian wbił się ze swoim zdaniem na ustach głęboko w pamięć młodszego kolegi. Dosłownie. Student został pocałowany. Wreszcie, co? Tak dawno nikt go nie uraczył takimi fizycznymi dobrodziejstwami. Minęło chyba z kilka lat odkąd ostatnia osoba postanowiła go w taki sposób wyróżnić. Powinien się może cieszyć? Mimo wszystko wargi Sebastiana smakowałyby całkiem dobrze, gdyby kurwa nie były wargami Sebastiana? Eliott oficjalnie nie zdeklarował przed ludem jakiej jest orientacji seksualnej, ale chyba nie ulega wątpliwości, że znacznie przeważał u niego heteroseksualizm, prawda? Kogo wyrywał, gdy był w klubach? Dziewczęta. Przed kim robi mu się słabo, gdy tylko przychodzi mu ucinać ważniejsze pogawędki? Przed dziewczętami. Jakie gazety najbardziej lubił kupować, kiedy jeszcze nie miał takiej urazy do papierowych świerszczyków? Te z dziewczętami. Gdzie tutaj miejsce na jakąkolwiek płeć brzydką? Ni ma! A już w szczególności nigdy nie myślał, że przyjdzie mu całować się z kimś takim jak Oliver. Halo! Jest jego starszym bratem! Nie dość, że to pedalske to jeszcze podchodzi pod kazirodztwo!
Dom publiczny - Page 3 GbylGC-co to miało być?! – warknął niemal natychmiastowo od niego odskakując, niczym speszony kociak. Co prawda wyraz jego twarzy był nieco mniej niewinny niż takiego standardowego mruczka i.. no.. jego zachowanie też było trochę nazbyt agresywne. Działał pod wpływem emocji i niestety trzeba mu to wybaczyć, ale.. zamachnął się i uderzył go… z całej swojej siły ciskając w jego łeb… zafoliowanym obrazem, który cały czas trzymał w ręce. Taki przejaw paniki, że hoho. Oczywiście malowidło wielkiej krzywdy Sebastianowi zrobić nie mogło, a w sumie szkoda. Yves odegrałby się za ten policzek, który swoją drogą cały czas dawał o sobie znać. W końcu akcja dzieje się bardzo szybko, ne? – Powaliło Cię?! – dodał natychmiast zaczynając wycierać sobie usta rękawem płaszcza. – Jeśli zamierzasz za każdym razem się ze mną TYM „dzielić” to chyba wolałbym już nigdy więcej Cię nie spotkać! – wrzasnął, zaślepiony gniewem. Wcale nie chciałeś tego powiedzieć, Eli! Przecież tak nie uważasz! Stul pysk.I jak ja mam teraz z Tobą normalnie rozmawiać? W przeciwieństwie do Ciebie ja nie umiem udawać, że wszystko jest w porządku! Nie jestem tak dobry w oszukiwaniu jak ty!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.14 23:39  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Jego zaczynała denerwować? To nie on musiał znosić obelgi i wyrzuty o coś, co nijak nie powinno wpłynąć na ich relację. Przecież to nie czyniło go inną osobą. Przez te cztery pieprzone lata wciąż dogadywali się świetnie, więc dlaczego musiało się to zmienić? Nie łączyła ich więź, która miałaby stać na przeszkodzie temu, że pieprzył się za pieniądze i z tego żył. Sebastian nie przewidywał, że kiedykolwiek ten stan rzeczy może się zmienić. Trzymał ręce z daleka od Eliotta i zamierzał utrzymać taki stan rzeczy. Nie potrafił znaleźć już słów, które pomogłyby mu zmienić nastawienie jasnowłosego, a każda próba odwrócenia kota ogonem sprawiała, że pogrążał się jeszcze bardziej. Już niewiele brakowało, by przytulił się do samego dna. Właściwie nie chciał prosić go o wiele, ale po prostu o to, by przemilczał już tę sprawę. Odnosił jednak wrażenie, że próba uciszenia go skończyłaby się kolejną litanią na temat tego, że się nie zamknie i teraz to on ma milczeć i słuchać, a przynajmniej był to jedyny scenariusz, jaki w tej chwili przewidywał. Skoro już mieli się rozstać, to wolał dowiedzieć się, że jest przegrany.
ŁUP. Uderzenie było bolesne.
Jęknął cicho i cofnął się o dwa kroki, chcąc uniknąć kolejnego uderzenia. Przycisnął rękę do głowy, na której obraz odcisnął swoje piętno, pozostawiając po sobie tępy ból. Teraz z wyrzutem spoglądał na blondyna niebieskim okiem, a drugie schowało się za mocno zaciśniętą powieką, dopełniając cierpiętniczy wyraz na jego twarzy. No bo jak to tak? Nie przewidywał, że oberwie mu się za ten gest, ale powoli zaczynało docierać do niego, że mu się to należało. Przed momentem zrobił coś, czego wcześniej za żadne skarby świata nie odważyłby się zrobić. To było nie w porządku w stosunku do błękitnookiego, biorąc pod uwagę fakt tego, co usta Hyde'a wyczyniały jeszcze kilka godzin temu. Powinien czuć się fatalnie z tego powodu, przez chwilę myślał nawet o tym, żeby przeprosić Yvesa i zaznaczyć, by o tym zapomniał, ale im dłużej go słuchał, tym bardziej tracił chęci ku temu.
„(...) chyba wolałbym już nigdy więcej Cię nie spotkać!”
Może... tak właśnie powinno być?
Niewidzialna igła coraz mocniej wbijała mu się w klatkę piersiową, a jej czubek dosięgnął już nerwowo łopoczącego pod żebrami organu. Już niewiele wystarczyło, żeby się rozpaść. Chciał wrzasnąć, ale za pierwszym razem mu się nie udało, a usta poruszyły się bezgłośnie, jakby właśnie wyrzucał z siebie wyjątkowo paskudne przekleństwo, którego lepiej byłoby nie usłyszeć, więc zadbał o to, by tak się nie stało. W rzeczywistości ścisnęło go w gardle. Paskudne uczucie nie pozwoliło mu na wyrzucenie z siebie ani jednego słowa. Był nawet wdzięczny tym wyimaginowanym więzom, które trzymały w ryzach jego struny głosowe. Czegokolwiek by teraz nie powiedział – jego mowa uległaby paskudnym załamaniom tonu. Gdyby nie deszcz, który spływał też po jego twarzy, zaszklone oczy nie umknęłyby niczyjej uwadze.
KURWA! ― wrzasnął, brzmiąc tak, jakby co najmniej zaraz miał sobie zedrzeć gardło. Z naturalną chrypą było to jeszcze bardziej nieprzyjemne dla uszu. Cóż, przynajmniej zebrał się w sobie. Ale to ty jesteś kurwą, Sebby. ― Tak, masz rację. Najlepiej nie rozmawiaj, skoro cały czas tylko oszukuję! Aż tak wielką krzywdę wyrządzam ci tym, że się z kimś pieprzę?! Co jest? Zakochałeś się? ― parsknął, choć w gruncie rzeczy nie było mu do śmiechu. Zaraz otarł drżącą ręką mokry policzek, doskonale zdając sobie sprawę, że wraz z deszczem spłynęło po nim coś jeszcze.
Ja pierdolę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.14 23:31  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny - Page 3 GbylG Sebastian przez cały czas starał się trzymać łapska przy sobie? Oczywiście, że to prawdziwe zdanie, bo się rzecz jasna starał, ale ostatnimi czasy nie wychodziło mu to najlepiej, ba, jakby w ogóle wychodziło. W końcu, przyjrzyjmy się trochę głębiej najświeższym spotkaniom, które było im dane ze sobą spędzić. Wszystko zaczęło się od wizyty w burdelu. Sebastian wydawał się nieźle przerażony ówczesnym stanem rzeczy, jednak to nie przeszkodziło mu w rzuceniu swojego młodszego kolegi na łóżko z bezdyskusyjnym zamiarem rozpięcia mu rozporka i rozpoczęcia z nim swojej kolejnej, rutynowej „zabawy”. Faktycznie, to Eliott był tego głównym prowokatorem, jednak słowa to przecież nie czyny, prawda? Mówienie komuś, że się go zgwałci, nie boli tak samo jak sam gwałt - to przecież logiczne. Drugim przykładem może być chociażby scena, którą oboje przyjaciół odegrało tuż przed chwilką i nie ulega wątpliwości, że to właśnie Sebastian zagarnął sobie główną rolę w tym przedstawieniu. Pocałował go. Tak centralnie. Yves czuł wargi starszego blondyna na swoich ustach, czuł przez chwilę jego oddech, zapach… to już nijak miało się do ich standardowych zachowań. Oliver nigdy wcześniej się tak przy nim nie zachowywał. Nigdy nie raczył go takimi „smacznymi” gestami, więc Eliott miał pełne prawo wyzywać swojego kumpla od totalnie popierdolonych zjebów. Mało tego, miał też prawo, aby sądzić, że Sebby będzie traktować go tak przez cały czas, a winę ponosi za to oczywiście jego prostytucja. Przedtem wszystko było normalnie, więc czemu jego przyjaciel nagle zaczyna się tak dziwnie zachowywać po odkryciu przez studenta prawdy? Co on? Zaczyna oswajać biednego Eliego z myślą, że pewnego dnia to on stanie się jego klientem? No niestety w oczach Yvesa tak to wszystko wyglądało, a taki stan rzeczy naprawdę go niepokoił. Przecież nie zamierza się z nim bawić, tylko mu pomóc, choć trzeba przyznać, że obecnie wychodzi mu to dosyć chujowo.
Dom publiczny - Page 3 GbylG Złość przez niego przemawiała, więc trudno mu się dziwić jakichkolwiek, nawet najostrzejszych słów. Był po prostu wkurwiony i – żeby było śmieszniej – na wszystko. Na Sebastiana, który nie widzi w swojej pracy nawet odrobiny złego, na alfonsa, który śmiał w ogóle zatrudnić jego przyjaciela do tak dupnej roboty, na pogodę, która właśnie przysłania mu widok na cały boży świat, na tego pieprzonego klienta, który zmusił go dzisiaj do opuszczenia domu i spotkania się z Oliverem i w końcu na siebie samego za to, że tak wszystko teraz to pieprzy, nawet nie myśląc o tym, aby choć odrobinę przystopować.
Dom publiczny - Page 3 GbylGNie, kurwa! Chyba bym się zabił z obrzydzenia do samego siebie, gdybym zakochał się w jakiejś dziwce! – wydarł się ponownie, nie kryjąc się z żadną swoją myślą. Oj niedobrze. Mówił dosłownie wszystko co przychodziło mu do łba, nie dbając o to, że może powiedzieć za dużo i trochę przy tym przesadzić. Eliott nie widział za wiele, więc nie mógł poprawnie ocenić sytuacji. Kropelki deszczu, które osiadły mu na szkiełkach okularów, skutecznie uniemożliwiły mu zdolność widzenia, a jest ona pomimo wady wzroku zaskakująco dobra. Student jest bardzo spostrzegawczą bestią, więc gdyby niesprzyjające warunki pogodowe, na pewno zauważyłby, że poprzez Sebastiana nie przemawia tylko piorunująca złość i gniew. Wtedy natychmiastowo by przystopował i możliwe, że zacząłby przepraszać. Tak, najpierw nawrzucać, a potem prosić o wybaczenie – tak bardzo w stylu blondyna. Jednak nigdy w życiu nie chciał doprowadzić starszego chłopaka do łez, więc poczułby się zwyczajnie głupio i od razu położyłby kres swoim niedelikatnym obelgom. Szkoda, że złość samozwańczego artysty musiał przerwać dopiero dzwonek jego własnego telefonu, który skutecznie wybił go z rytmu. Gdyby nie to, Eli na pewno wyrzuciłby z siebie jeszcze więcej przykrych słów. Dalej w koszmarnym nastroju, sięgnął po krzyczącą komórkę i przykładając ją do ucha, odebrał połączenie, uprzednio zauważając, iż jest to numer, którego nie miał zapisanego w kontaktach. Klient się niecierpliwi?
Dom publiczny - Page 3 GbylG Halo? – warknął do telefonu, cały czas trzymając w sobie złość po kłótni z przyjacielem. Cały aż chodził, więc musiał się nieźle pilnować, aby nie wykrzyczeć do delikwenta uprzejmego „spierdalaj”. Zaraz jednak jego mina pełna złości, nieco się zmieniła, zupełnie tak, jakby rozmówca, który właśnie do niego zadzwonił, wprawił go w niezłe zaskoczenie. – Ouch.. – wydał z siebie tylko krótkie, przepraszające westchnięcie, jednak to nie zdjęło z jego twarzy całego gniewu. Za chwilę znowu się skwasił, sprawiając wrażenie, jakby to, co mówił koleś, z którym rozmawia, zaczynał go nieźle denerwować. – Tak, Eliott de Croÿ. O co chodzi? – syknął do komórki, chcąc czym prędzej skończyć pogadankę, aby wrócić do rozmowy z przyjacielem. Zaraz jednak rozszerzył powieki i jakby automatycznie poczuł niewyobrażalny ścisk w gardle, który zanim zdążył się całkowicie zacieśnić, wydobył z krtani, piskliwe „C-Co?!”. I.. tyle. Przez długi czas cisza, a przynajmniej ze strony Yvesa, który wsłuchiwał się w każde słowo, wypływające z komórki, robiąc się coraz bardziej blady, przerażony i kompletnie zbity z tropu. Jego nogi powoli zaczynały się pod nim uginać, czyniąc go trochę niższym, a tym samym, ucinając mu tą pewność siebie, z którą jeszcze przed chwilą tak się obnosił. Wyglądał teraz jak skrzywdzone zwierzątko, a jedyne co go od niego odróżniało to chaotyczne pytania, które zdawały się wypływać z jego ust wbrew jego woli. – Kiedy? A-Ale.. co? Jakim cudem? Jak.. co..? – nawet nie zauważył, kiedy zaczął nerwowo wbijać sobie paznokieć w kciuk, przy jednoczesnym przygryzaniu dolnej wargi. I nagle.. jego rozmówca się rozłączył. Cała pogawędka wbrew pozorom nie trwała zbyt długo. Mimo tragicznej reakcji Eliotta, wydawała się być jakimś rzeczowym raportem, a przynajmniej z drugiej strony tej linii. Po zakończonej rozmowie Yves nie zamierzał stać jak słup. Nie, niemal od razu przysunął sobie komórkę nieco bliżej i drżącym palcem, zaczął wybierać jakiś numer na swojej liście kontaktów. Przyłożył telefon do ucha i czekał.. nic. Spróbował raz jeszcze.. nic.. znowu… zero… jeszcze raz… brak odpowiedzi… Za każdym kolejnym wybieraniem numeru, zdawał się być w coraz większej panice. Przy ostatnim wybraniu kontaktu niemal cały drżał, ledwo trzymając się na nogach z odcieniem skóry, który przywodził na myśl białą ścianę. Zresztą jego oczy… mrugał ze zwiększoną częstotliwością, w wiadomym celu powstrzymania niechcianych łez, które teraz pchały mu się do oczu.
Dom publiczny - Page 3 GbylG Przez cały czas wzrok miał skupiony albo na telefonie, albo gdzieś w oddali, ale dopiero po czasie spojrzał na Sebastiana, jakby orientując się, że właściwie dalej przed nim stoi. W tej chwili wszystkie słowa, które padły podczas ich kłótni straciły na znaczeniu. Blondyn stał na krawędzi całkowitego załamania, a jego spojrzenie desperacko utkwione w twarzy przyjaciela, zdawało się prosić o niemą pomoc.
Dom publiczny - Page 3 GbylG Mama nie żyje. – wyszeptał, z komórką po raz ósmy przyłożoną do ucha. Ręce drżały mu coraz bardziej, a on nie był w stanie mówić głośniejszym tonem, co mogło trochę utrudnić sprawną komunikację pomiędzy nimi. W końcu szum deszczu mógł go zagłuszyć, ale chyba jego wygląd jasno wskazywał na to, że jest źle. – I n-nie odbiera. – znowu szept, ale tym razem wyraźnie załamany. Po jego policzku spłynęła pierwsza łza, a on był zbyt przerażony, żeby choćby ją zauważyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.14 14:18  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Starał się tylko wtedy, gdy nie był wściekły i rozczarowany. W przeciwnym razie uznawał te radykalne metody za najlepszy sposób uprzykrzenia Eliottowi życia. Jeżeli tak się go brzydził, musiał czuć wstręt za każdym razem, gdy go dotykał. Ale tylko na mniej groźnych gestach poprzestawał. Nie wyobrażał sobie wylądowania w łóżku ze swoim najlepszym przyjacielem, który na dodatek wolał płeć piękną. Nie zamierzał ingerować w jego preferencje seksualne, ani też ich zmieniać. Właściwie to nawet lepiej, że Eli nie patrzył na niego jak na kogoś, z kim można byłoby się przespać. Czułby się z tym nieswojo. Tak samo, jak wtedy, gdy w burdelu rzucił się na niego. Była to próba ukrycia swojego zażenowania. Gdyby wtedy postąpił mniej pewnie, nie dałby chłopakowi w pełni do zrozumienia, że tak łatwo nie zamierza zrezygnować. Poza tym dla kogo? Pewnie jeszcze przez długi czas słyszałby wyrzuty, wypominanie i wyzwiska, z którymi wcale nie czuł się dobrze. I choć Yves był kimś bliskim, nawet on powinien znać swoje granice. Pewnie – szczerość to dobra rzecz, ale nie należało z nią przesadzać. Przykre słowa na długo potrafiły odcisnąć piętno na psychice i zabijać od środka. Gdy trafiło się w czuły punkt, można było nawet przysiąc, że czuje się, jakby właśnie rozszarpywano go od środka. Dlaczego miałby znosić to na każdym kroku? Nie tylko młodszy blondyn nie potrafił stale udawać, że wszystko jest w porządku. Zaufanie Sebastiana zostało poważnie nadszarpnięte i też nie radził sobie z tym za dobrze. Jego jedyną tarczą, która chroniła go przed odkryciem prawdy, była ta cholerna ulewa. Cieszył się, że błękitnooki nie mógł zobaczyć jego łez. Na szczęście były też o tyle dyskretne, że nie dałby im na przerodzenie się w szloch. No i ciągle był wściekły. Dlaczego miałby okazywać nadmiar słabości, gdy pluto mu w twarz? Nie był to pierwszy i nie ostatni raz, gdy tak się działo. Właściwie był przyzwyczajony, więc teraz, gdy tak się działo, mógł po prostu otrzeć zapluty policzek i brnąć dalej, mając głowę pełną własnych przekonań. Nie mógł być idealny dla wszystkich.
„Chyba bym się zabił z obrzydzenia do samego siebie, gdybym zakochał się w jakiejś dziwce!”
Nie mógł być idealny dla niego.
Zacisnął zęby i zazgrzytał nimi, po czym przełknął ślinę, chcąc pozbyć się uczucia podduszania, które powróciło do niego ze zdwojoną siłą. Nie. Nie zależało mu na tym, by odpowiedź blondyna była twierdząca, ale wystarczyłoby zwykłe „nie”. Bez zbędnych ceregieli i okrutnych dodatków. Tym razem i on nie zamierzał trzymać swoich myśli tylko dla siebie. W momencie zaczął drżeć mocniej, skumulowane w nim nerwy chyba próbowały znaleźć sobie jakąś drogę ujścia, a on starał się z nimi nieudolnie walczyć.
Zajebiście! ― warknął, marszcząc przy tym nos. ― Masz szczęście, bo byłbym zmuszony dać ci kosza. Może wtedy dopiero miałbyś sensowny powód, by strzelić sobie w swój pierdolony łeb! ― jego ton powędrował o kilka stopni wzwyż, a policzki chłopaka ze złości i chłodu na zewnątrz nabrały żywszej barwy. ― Po prostu powiedz, że ci nie zależy i wypierdalaj. Może wtedy przestaniesz się wściekać za każdym razem, gdy mnie zoba-- ― urwał wypowiedź za sprawą brzmienia telefonu. Mimo to wyzywający błysk nie zniknął z jego oczu. Chciał, żeby cała ta sprawa postawiona została jasno i bez zbędnego owijania w bawełnę, żeby ich spotkania nie kończyły się w ten sposób, a spotykały się z milczeniem. Jeżeli miał sobie zdzierać nerwy, naprawdę wolał już tkwić w cholernej ciszy. Jego psychika była już wystarczająco nadszarpnięta. Do tego stopnia, że był niemalże pewien, iż dziś...
Plany miały ulec zmianie.
Chłopak poprawił plecak na ramieniu i ścisnął palcami jego ramiączko. Równie dobrze, podczas gdy Eli prowadził swoją mało wyczerpującą rozmowę przez telefon, Oliver mógł po prostu ominąć go i pójść dalej bez słowa. Nie rozumiał jaka niewidzialna siła nakazała mu stać w miejscu i nie ruszać się, dopóki jasnowłosy nie skończy. Może to chęć otrzymania tej dokładnej odpowiedzi? Niby już wiedział jak to wszystko się skończy, przy czym kluczowym słowem było tu „skończy”. Może to wina nagłego zmiana w zachowaniu de Croÿ'a? Przez to, że nagle zrzedła mu mina, na twarzy Hyde'a mimowolnie zawitał pytający wyraz, chociaż młodzieniec nie mógłby mu teraz odpowiedzieć. Podświadomie czuł, że coś musiało być bardzo nie tak, skoro znajomy jak na pstryknięcie palcami zaczął zachowywać się, jakby sprzedano mu potężny cios z zaskoczenia. Prawda była taka, że Sebastian nie miał już żadnych podstaw, by przejmować się kiepskim stanem młodzieńca, ale nie potrafił.
Eli, co jest? ― rzucił, gdy rozmowa dobiegła już końca. Spoglądał to na niego, to na telefon, który trzymał w ręku, wręcz desperacko, próbując dobić się do jakiegoś numeru. Próbował oddzwonić?
Zero reakcji.
Eliott, przestań sobie robić jaja ― powtórzył bardziej stanowczym, ale też wyraźnie tonem i postąpił o krok przed siebie, choć nie odważył się wyciągnąć ręki w jego stronę, byleby tylko bardziej mu nie zaszkodzić. Pewnie najprościej byłoby nim potrząsnąć, żeby wyrwać go z tego dziwacznego osłupienia, ale nie zrobił tego, niecierpliwie czekając aż kolega wreszcie zacznie reagować i dostrzeże resztę świata, poza trzymanym w ręku telefonem.
„Mama nie żyje.”
No i tyle z robienia sobie jaj. Nawet jasnowłosy nagle stracił język w gębie i otworzył szerzej oczy, też nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Nic dziwnego, skoro oboje dowiedzieli się o tym w tak kiepskim momencie. Mina Olivera całkowicie zrzedła, a cała złość odeszła w niepamięć. Niby przez chwilę wydawało mu się, że się przesłyszał, bo szum deszczu zakłócił przekaz, ale z drugiej strony, gdyby było inaczej, blondyn nie zachowywałby się właśnie tak. Kto jak kto, ale niebieskooki doskonale wiedział, jak okropnie czuje się człowiek, który straci osobę z rodziny. Przecież sam już od kilku lat był zupełnie sam, ale on już miał czas, żeby pogodzić się ze stratą, a Yves dopiero miał go otrzymać. Rzecz w tym, że mimo szczerych chęci, nie wiedział, co powinien powiedzieć w takiej sytuacji. Skarcił się w myślach za swoją nieudolność i w milczeniu przypatrywał się Eliottowi na skraju załamania. Powinien coś zrobić, coś powiedzieć, ale cisza czasem była lepsza. Wyrażone na głos współczucie powodowało, że miało się ochotę płakać jeszcze bardziej.
Ciężkie westchnienie. Troska wymalowana na twarzy i wyraźna przykrość. Nawet, jeżeli sam nie przepadał za jego matką za uprzykrzanie mu życia...
Chodź. Odprowadzę cię do domu ― tym razem w jego głosie czaiła się nuta zrozumienia, ale i zapewnienie, że nie przyjmie odmowy. Nie mógł zostać tutaj, na deszczu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.14 3:27  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny - Page 3 GbylG Naprawdę nigdy nie przypuszczał, że jeden telefon może tak bardzo go podłamać. Choć jakby się głębiej nad tym zastanowić, to nie wnosił aż tak wiele zmian w życiu Eliotta. Sebastian miał pod tym względem dużo gorzej. Z dnia na dzień został sierotą, a jako, że miał kochających rodziców, strata musiała go nieźle podłamać. Został zupełnie sam, a na jego barkach spoczął obowiązek samodzielnego przetrwania. Młodszy blondyn nigdy nie miał ojca, a matka była, choć wcale nie można było tego odczuć. Ze względu na pracę bardzo rzadko bywała w domu. Wykręcała się tym, że ma kolejną sesję i nie ma czasu na spędzanie czasu z Elim, a on po pewnym czasie zaczął przyjmować to całkiem gładko. Z racji tego, że nawet jako dwunastoletni gówniarz zostawał sam w mieszkaniu na całe tygodnie, wiedział jak sobie radzić. Zresztą miał też te głupie zajęcia dodatkowe, które skutecznie odwracały jego uwagę od nieobecności mamy. Zawsze mógł też polecieć do przyszywanej ciotki i tam spędzić trochę czasu, udając, że jednak ma jakąkolwiek rodzinę. Mama oczywiście była w jego sercu kimś ważnym, bo w końcu go urodziła i starała się robić dla niego wszystko, co najlepsze, bo nie można jej niczego zarzucić, gdy już w końcu spotykali się razem i spędzali ze sobą te marne kilka dni. Mimo to, Eliott czuł, że matka chyba jednak dużo lepiej czuje się w towarzystwie fotografów, niż w obecności własnego syna, bo tak naprawdę nie wie jak z nim postępować. Kochała go, acz za mało chwil z nim przeżyła, aby można było powiedzieć, że w pełni go zna. Później się pokłócili i kontakt się urwał na całe trzy lata. Oczywiście to nie tak, że żadne z nich nie odczuło po sobie tej sprzeczki. Mama cały czas się do niego dobijała, dzwoniąc i wysyłając listy, a nawet głupie maile, acz nigdy odpowiedzi nie pozyskiwała, bo Eliemu za bardzo przeszkadzał fakt, że musiał się przez nią tak błaźnić, nosząc jej nazwisko. Po jakimś czasie dawała o sobie znać coraz rzadziej, aż wreszcie.. umarła. Może Yves nie powinien tak tego przeżywać? W końcu radził sobie całkiem dobrze bez swojej rodzicielki u boku i zdecydowanie umiał poradzić sobie w świecie, zarabiając te marne kilka groszy na swoich pracach. Od trzech lat nawet nie słyszał jej głosu, a twarzy starał się unikać jak ognia. Nie był do niej przyzwyczajony, acz teraz czuł się tak, jakby właśnie oderwano mu część serca i to w wybitnie brutalny sposób. Kłócił się z nią, nie znał jej, nie widywał jej zbyt często, ale na litość boską.. kochał ją! Możliwe, że to była jedyna kobieta, która darzyła go bezwarunkową miłością, a on nawet nie miał okazji się z nią pożegnać w godny sposób. O jej śmierci dowiaduje się w takich podłych okolicznościach, które w jego przekonaniu, chcą go jeszcze bardziej podłamać z całkiem pozytywnym skutkiem. Deszcz, Sebastian, sucha rozmowa telefoniczna, to wszystko dzieje się naprawdę?
Dom publiczny - Page 3 GbylG Wyraźne drżenie i nierówny, spanikowany oddech jasno dawały do zrozumienia, że jest w kompletnej rozsypce. Nie wiedział co zrobić, bo teraz wszystko wydawało się takie bez sensu. Nawet stać mu się nie chciało. Najchętniej położyłby się tutaj na ziemi i tłumiąc łkanie, po prostu zaczął znikać. Bezsilność i strach, które teraz go ogarniały bardzo mocno wbijały się w jego osobę. Nie widział jej przez jebane trzy lata, a nawet teraz nie ma żadnej możliwości, aby pójść choćby na jej pogrzeb?! Sebastian póki co nie zdawał sobie sprawy, że sytuacja jest jeszcze bardziej beznadziejna, niż mu się wydaje. Eli nie pójdzie do domu, bo nie chce tam tak po prostu siedzieć. Czuł, że nie może siedzieć w jednym miejscu, gdy jego mama, a właściwie jej zimne truchło, będzie chowane setki kilometrów od niego, bez towarzystwa jakichkolwiek członków rodziny. Nawet teraz drżał trochę intensywniej, mocniej ściskając telefon w dłoni, który cały czas uparcie trzymał przy uchu, co jakiś czas ponownie wystukując numer do rodzicielki. Zabawne, że takie dobijanie się, uważał za sensowniejsze, niż po prostu pójście do domu. Zachowywał się tak, jakby się zaciął. Powielał swoje absurdalne ruchy, zdając się ignorować wszelkie logiczne rozwiązania. Szok potrafi zrobić z człowiekiem całkiem śmieszne rzeczy.
Dom publiczny - Page 3 GbylGN-Nie.. ja.. – zaczął drżącym głosem, nerwowo rozglądając się po okolicy, zupełnie tak, jakby czegoś szukał. Zaraz jednak ponownie wbił wzrok w ekranik telefonu, po raz enty wystukując numer. – Nie. – zaczął znowu, zerkając na niego z beznadziejną desperacją. – I.. obraz m-muszę.. też. – składnia godna mistrza, ale chyba wiadomo, że chodziło o malowidło, przez które specjalnie wstał wcześnie rano. Jeśli go teraz nie odda skaże się na życie bez porządnego obiadu przez kilka cierpiętniczych tygodni. Mimo wszystko trochę głupio by wyszło, gdyby szczęśliwej parze małżonków, obraz wręczył zaryczany dorosły facet, który nie dość, że wygląda jakby go coś potrąciło, to jeszcze nie umie się jasno wyrażać.
Dom publiczny - Page 3 GbylG Nerwowo spuścił wzrok, czując jak kolejne łzy napływają mu do oczu. Tym razem odgłos sygnału z telefonu stał się tak monotonny, że Eliott zaczął zwracać też uwagę na inne czynniki. Na przykład taki, że zdecydowanie nie chciał, aby Sebastian widział go w takim stanie. Szczególnie po tym, co mu przed chwilą powiedział. Nie chce mieć z nim nic wspólnego? To było tak wielkie kłamstwo, że ma teraz ochotę rzucić się za nie pod samochód. Zdecydowanie nie chce zostawać teraz sam, bo brakuje mu jakiegokolwiek celu. Beznadziejność z niemożności zrobienia jakiejkolwiek sensownej rzeczy naprawdę, wpakowała go w stan kompletnego załamania. Nie pójdzie do domu, bo nie mógłby znieść myśli, że potrafi czuć się tak bezużyteczny. Nie będzie stać na deszczu, bo nie może pozwolić sobie na przeziębienie. Nie pójdzie teraz do klienta, bo głupstwem byłoby błaźnić się jeszcze bardziej - wystarczy mu, że już Sebastian musi go oglądać w takim stanie. Więc.. co on ma teraz robić? … piiiip… piiip… kolejny sygnał braku odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.14 11:16  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Lepiej, gorzej – waga problemów była nieporównywalna. Każdy radził sobie inaczej, każdy był przygotowany na coś innego i wreszcie każdy miał niższą odporność na niektóre rzeczy. W takich chwilach umysł rzadko przyjmował do siebie świadomość, że na świecie był ktoś, kto zwyczajnie miał gorzej. Być może właśnie musiał patrzeć jak ktoś morduje mu całą rodzinę i odciska piętno na jego psychice do końca życia? Moment, w którym świat wali nam się na głowę zawsze jest najgorszy. Szok i kompletna bezsilność. Tkwimy pod gruzami własnej świadomości i wydaje nam się, że są zbyt ciężkie, by wygrzebać się spod nich. Na ogół w pobliżu nie ma nikogo, czyja nieopisana pomoc pomogłaby wydostać się nam z ruin, których na pewno nie przywrócimy do dawnej świetności, a przywrócenie ich do stanu używalności zajmuje trochę czasu. Niektórzy potrafią uporać się z tym w kilka dni, inni w kilka tygodni, a jeszcze inni latami rozdrapują swoje rany, dzień w dzień doprowadzając się do kompletnej rozsypki. Sebastian doskonale rozumiał, jak Eliott mógł się teraz czuć. Wystarczyło, że widział go w tym fatalnym stanie, a serce mu się krajało. Teraz już nie potrafił być na niego wściekły, chociaż spotkał się dziś z nadmiarem gorzkich słów. Możliwe, że gdyby nerwy poniosły go bardziej, już byłby w drodze do domu, klnąc pod nosem jak szewc i nie dowiedziałby się, że jego przyjaciel właśnie popadał w pierwsze stadium załamania psychicznego. W duchu mógł tylko dziękować losowi, że jego anielska cierpliwość i przyzwyczajenia do ostrych słów, nie pozwoliły mu się stąd ruszyć. Wiedział, że kontakty Eli'ego z jego matką nie układały się najlepiej od ostatnich lat. Przysiągłby, że ta długa przerwa, podczas której Yves dawał jasno do zrozumienia, że nie chce mieć z tą kobietą nic wspólnego, uczyniła ich nieco obcymi dla siebie ludźmi. Ale, cholera, to wciąż była jego matka, której nikt inny nie mógł zastąpić. Pewnie – miała swoje wady, jak wszyscy zresztą i jak wszyscy, miała problemy z wyeliminowaniem ich. Hyde z racji tego, że znajdował się w podobnej sytuacji, potrafił opowiedzieć się po obu stronach. No i właśnie teraz docierało do niego, dlaczego młodszy kolega reagował tak gwałtownie na nową informację wyjętą z życia niebieskookiego. Najpierw obnażająca się przed światem matka, później przyjaciel – prawie brat – dający dupy za plik banknotów. Nikt nie wyobraża sobie życia w ten sposób, ale aktualnie nie było czasu na to, by wracać do tego, co jasnowłosy robił nie tak, teraz najważniejszy był tutaj młody artysta, wyglądający jak siedem nieszczęść i potrzebujący niezwłocznie jego pomocy, chociaż nie mówił o tym na głos. Póki co i tak nie był w stanie myśleć trzeźwo na tyle, by odtrącić wyciągniętą rękę Olivera. Oczywiście czas namów dobiegł końca, a do młodzieńca dotarło, że nie powinien wdawać się w zbędne dyskusje z kimś, kto zachowywał się w ten sposób. Gdy ktoś wpada w dołek, a samemu zauważa się, że nie da rady z niego wyjść, bo ziemia osuwa mu się pod stopami, nie należy głupio pytać, czy go stamtąd wyciągnąć, a po prostu to zrobić.
Zacisnął palce w pięści. Wbrew pozorom i miał problemy z tym, by się przemóc, ale teraz nie było czasu na wahanie. Syknął pod nosem, a to nic nie znaczące brzmienie utonęło w szumie ulewy. Poczynił kolejne kroki przed siebie, wyciągnął rękę i złapał de Croÿ'a za ramię. Szarpnął nim nieco mocniej niż powinien, ale tylko po to, by zwrócić go w odpowiednim kierunku. Żadnego stania na deszczu, żadnych durnych klientów, którzy mogli poczekać na swój jebany obraz, tylko powrót do domu, w stronę którego wręcz desperacko zaczął go ciągnąć.
Nie, Eli. Wracasz do domu. Teraz ― jego głos nie znosił sprzeciwu, a na twarzy pojawiło się zacięcie, chociaż nadal wyglądał na przybitego, ale teraz to jemu przypadła rola „tego silniejszego”. ― I zostaw ten telefon. Zadzwonisz stamtąd.Chociaż nic do nie da, dodał w myślach, krzywiąc się na ten czarny scenariusz i wyrywając mu z ręki komórkę, którą upchnął do własnej kieszeni. Tak po prostu nie mogło być. Nie mogli też iść w absolutnej ciszy, więc zaraz kontynuował: ― Jak będziesz tu tak stał, to sam się przeziębisz. Zrobię ci herbatę. Co ty na to? A jeśli chodzi o obraz – jak będziemy na miejscu, zadzwonimy do tego klienta. Powiemy, że dostawa nieco się opóźni i nie przyniesiesz go osobiście. Ja to zrobię. Dasz mi namiary, powiesz, ile pieniędzy mam odebrać i przyniosę ci je, hm? Pewnie nic się nie stanie, jeśli poczeka odrobinę dłużej...
Skąd w ogóle pomysł, że się na to zgodzi? Nie wiedział. Musiał po prostu coś mówić, chociaż wcale nie kłamał – tyle (i dużo więcej) mógł dla niego zrobić.
    z/t x2.
    Iii... ty zaczynasz w domu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.14 22:27  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Jestem sobie śmiesznym człowiekiem, który właśnie pisze posta w burdelu, zupełnie nie mając pojęcia, co tak właściwie robi, i jedynie lejącym sobie wodę, bo to takie fajne, ahahah... taaa. Skoro wstęp mam już za sobą, to mogę zacząć rozwodzić się nad ważniejszymi rzeczami, takimi, jak na przykład...
Co ona tu, do kurwy nędzy, w ogóle wyprawiała? Niskie, urocze, w słodziutkiej bluzie i jeszcze słodszych kitkach, o grzywce przysłaniającej jeden z dwóch nieśmiało uniesionych kącików ust, które zdawały się zbywać dziewczęta proponujące jej "szalone zabawy" w jak najdelikatniejszy sposób, wraz ze swoim towarzyszem w postaci przecząco kręcącej się głowy. Kobiety? E-ekh, może lepiej innym razem? Na przykład w następnym wcieleniu, kiedy to okaże się być biseksualna albo chociaż heteroseksualnym facetem. Jak na razie... och, nieważne! I tak docelowo nie mogłaby wybrać dziewcząt, niezależnie od orientacji! Co innego, gdyby pewna osóbka miała macicę i mniej lub bardziej okazałe piersi zamiast szerokiej klaty i prącia. Chociaż, cholera tam wie Eliott'a, może miał jeszcze jakieś dodatki lub ubytki.
Senpai to stuprocentowy mężczyzna, głupia!
No i pyskuje mi, mała sucz.
A skoro o suczach mowa, to kiedy już dwie natrętne, potencjalne towarzyszki dzikich przygód niedalekiej przyszłości ja pierdolę, jak to brzmi zniknęły z zasięgu wzroku panny Hayden, ukazał się jej zupełnie inny widok. Ten był już bardziej pożądany, z dłonią wyciągniętą wprost w jej kierunku, na których był wręcz odbity tusz z nadruku na banknotach, jakie to owa ręka zbierała całymi dniami. Nie musiała - czy może raczej nie musiał, gdyż był to mężczyzna - czekać zbyt długo. Palce już po kilku sekundach zacisnęły się na przyzwoitym pliku pieniędzy, a spojrzenie rosłego młodzieńca owionęło turkusowooką, jak gdyby gdzieś już ją wcześniej widział. I pewnie domyślał się, skąd to głupie wrażenie. Misao zaś wykrztusiła jedynie pytanie o to, czy taka kwota jest wystarczająca. No, nie wspominając nawet o tej przekjutcukiersłodziak prośbie o osobnika do towarzystwa płci męskiej. Ale o tym już była mowa, więc... wydało mi się to oczywiste.
Ale, nie przeciągając zbytnio, bo robi się już naprawdę bardzo nudno (już dawno się zrobiło), znalazł się pewien miły człowiek, który wskazał osobie-której-na-pewno-nie-powinno-tu-być-o-imieniu-Mio drzwi do pomieszczenia, jakie jej przydzielono. Znaczy, nie znam się na domach publicznych, ale tak to chyba działa, nie? Nie pieprzą się tam przy wejściu? Nie? Super. Więc... więc przysiadła na... cokolwiek tam było. Tak, na cokolwieku. W oczekiwaniu.
Ehe... heheh...
Ten pomysł wydawał jej się coraz bardziej idiotyczny.

E... tak, nie skomentuję tego. Ani tej długości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.07.14 14:06  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Jeżeli był z tego powodu niezadowolony, to skrzętnie udało mu się to ukryć. Nie przepadał, gdy zwyczajni ludzie, których poznał na ulicy, dowiadywali się, z kim mają do czynienia naprawdę. Niektórych nawet nie posądzał o odwiedzanie takich miejsc. Wbrew wszystkiemu wizyty w domach publicznych od zawsze pozostawały tematem tabu. Ludzie płacili za przyjemności, ale gdy przychodziło co do czego, żaden nie chciał się do tego przyznać, choć podobno seks z dziwką nie był zdradą. Przez burdel przewijało się mnóstwo klientów, a każdy z nich był inny, przez co niewiele potrafiło już człowieka zaskoczyć, a jednak – tym razem blondyn był odrobinę zaskoczony. Nie przypuszczał, że dziewczyna, która mgliście utkwiła mu w pamięci była jedną z takich osób, choć wybitnie dało się dostrzec, iż był to jej pierwszy raz. To jest, pierwszy raz wśród hordy wdzięczących dziwek. W każdym razie to jemu przyszło przekroczyć próg pokoju uciech, w którym znajdowała się czarnowłosa. To on jeszcze raz musiał przywołać na twarz łagodny uśmiech, a i tej łagodnej nuty nie zabrakło też w jego różnobarwnych oczach. Choć jeszcze raz przyszło mu zagrać, wypadł dość przekonująco. Niewielu potrafiło uśmiechać się również oczami, a wbrew pozorom to one były kluczem do przekonania do siebie drugiej osoby. Pewnie dziewczyna spodziewała się bardziej łasego wyrazu, jednak Sebastian zdawał się widzieć, że ten mógłby okazać się dla niej przytłaczający. I tak wystarczyło jedno życzenie, by to zmienić.
Zamknął za sobą drzwi i odruchowo poprawił pasek szlafroku, który narzucił na siebie, gdy skończył przygotowania. Skoro nie otrzymał żadnych specjalnych życzeń, tyle w zupełności wystarczyło. Koniec końców i tak znów miał skończyć bez jakiegokolwiek okrycia. Było to dla niego już o tyle naturalne, że przestał zwracać uwagę na to, że normalnych ludzi peszyła ich nagość. Oczywiście, ktoś z taką urodą na pewno nie miał się czego wstydzić i przez to tylko łatwiej było zarzucić mu narcyzm, choć ów wcale nim nie kierował. Przyzwyczajenia to przekleństwo.
Co mam dla ciebie zrobić, księżniczko? ― odparł, wreszcie pokonując kilka kroków do przodu. Zatrzymał się w odległości metra od swojej nowej klientki. Rzadko zdarzało się, by od razu zaczynał mizdrzyć się do nowo przybyłej osoby. Chyba że wcześniej sama o to poprosiła. Nie każdy chciał wdawać się w jakiekolwiek konwersacje z „towarem”. Przyjść, przerżnąć i wyjść – sposób na udane zaspokojenie. Nic dziwnego, że żony tych facetów miały dość.

Nie cierpię początków. ~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.07.14 17:29  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Otwierane drzwi i zdumione spojrzenie na starcie? Spodziewała się tego, że potencjalny obsługujący ją mężczyzna mógłby zaniemóc. Nie, nie, nie miała sodowej wody we łbie i nie szczyciła się swoją pozycją i znaną mordą, bo krewniacy tacy fajni. To ja ciągle o niej gadam. Bardziej chodziło o... ogólnie o jej aparycję. Mała, często mylona z nieco młodszą osobą, która wręcz nie powinna mieć jeszcze styczności z "tematami dorosłych", w dodatku ledwo po pierwszym okresie, o którym mamusia powiedziała jej, że to z nadmiaru łykanego soku pomidorowego szczyny robią się czerwone i odpływają specjalnym kanalikiem raz w miesiącu. No niestety, każda normalna dziewoja odstawiłaby taki sok, ale... uzależnienie zawsze wraca. Tak czy inaczej, nie tylko Oliver postanowił wytrzeszczyć oczy i uderzyć koparą o podłogę na jej widok. Amasakawa zarejestrowała i rozpoznała w nim znajomą mordę, a co za tym idzie - sama nieźle się zdziwiła, natrafiając na niego spojrzeniem. Wręcz nie dało się odwrócić przodem do niego, mnąc przy okazji pierwszą lepszą rzecz, którą miała pod ręką. Okazało się nią być po prostu powietrze. Zaciskała i rozluźniała kościstą piąstkę, jak gdyby to coś miało jej dać, nim odzyskała mowę na dosłownie sekundę:
- Ty-... Ty-...
"Co mam dla ciebie zrobić, księżniczko?"
Księżniczko.
Księżniczko.
Księżniczko.
Przez chwilę mogłoby się zdawać, że kompletnie przypadkowo trafiła na szalonego, dość wysoko postawionego członka rady pedagogicznej z nożyczkami w ręku, który to pomylił ją z córką brutalnie uduszonej przez niego niedoszłej kochanki. E... tak. Grunt, że nie mogła nic z siebie wykrztusić. Musiał użyć akurat tego słowa? I dlaczego musiał być tak kurewsko delikatny, a przez to równie kurewsko czarujący? To się nie trzymało kupy. Obudź się, królewno. To nie książę z bajki - zdawało się syczeć coś wewnątrz czarnego czerepu, kiedy w turkusowych tęczówkach dało się dostrzec pewien błysk... rozmarzenia? Zadowolenia? Z pewnością lepszą opcją było teraz natrafić na kogoś, kto nie był jakiś szczególnie bliski, ale jednocześnie nie okazał się zupełnie obcy. Mimo wszystko tych migoczących, wręcz wprowadzających w pewnego rodzaju trans oczu nie dało się zapamiętać. Jak gdyby należały do anioła. Nic więc dziwnego, że z łatwością przyszło jej wymówić jego imię w myślach, a w ostateczności uśmiechnąć się do niego tak, jak to się robi w przypadku, bądź co bądź, utęsknionych znajomych. - Miło Cię widzieć. - Rzuciła beztrosko, nim zsunęła spojrzenie z jego twarzy na... no, na całą resztę.
A teraz, mili pasażerowie, zapnijcie pasy na czas lądowania na naszej planecie Ziemi. Wycieczka kosmiczna zostaje oficjalnie zakończona w raz z realizacją projektu: "Przypomnieć Mio, gdzie się, kurwa, znajduje".
- To... to znaczy...! - Och. No proszę, zatrybiło w tej słodkiej główeczce, co takiego się tu właściwie wyprawia. Wreszcie jednak poderwała się do pionu w takim tempie, że omal co nie zakręciło jej w głowie, a kompletne zażenowanie ściskało młodą twarzyczkę, jak kleszcze ciocinych palców, wręcz miażdżące policzki przekochanego siostrzeńca. Zaryła czubkiem buta o podłogę, wbijając w niego uparcie uciekające od twarzy towarzysza spojrzenie, nim wykrztusiła - choć może raczej jedynie wydukała - parę czy paręnaście niemrawych słówek. - Znaczy, to nie tak, że to miło, że jesteś tu, tylko... e... to ogólnie dobrze, że Cię widzę, bo właściwie myślałam o To-... t-to jest, to nie tak, że to coś głębszego, zwyczajnie miałam ochotę z Tobą pogadać, bo jesteś strasznie kochany i-... - przerwa na oddech numer jeden, proszę czekać. Wreszcie postąpiła krok do przodu, jeszcze trochę zmniejszając odległośc między nimi. Jak gdyby o połowę. - Ale nie spodziewałam się, że zastanę Cię akurat tu. Pewnie nie chciałbyś o tym rozmawiać, więc nie będę zadawać pytań~. N-no i... być może mało Cię to interesuje, ale... e-... n-nie przeszkadza mi to, że tu--...
Jej własna otwarta dłoń wylądowała na czole, jak gdyby ciało próbowało przekazać panience Hayden, że za dużo mówi. Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech tego dnia, przymykając na moment oczy. Jej zachowanie zdawało się być zbyt niepodobne do osoby jej pokroju, jak na pobyt w takim miejscu. Powinna w ogóle się nie odzywać i praktycznie stąd wybiec. Ba! Nikt w ogóle nie wyobraziłby sobie, że mogłaby pomyśleć o wejściu do takiej placówki. Dlaczego więc-...
"Co mam dla ciebie zrobić?" - zdawało się ponaglać echo jego głosu w głowie Misao.
- Chciałabym... - jeśli można prosić. Reszta zdania utkwiła na końcu przygryzionego języka. Bez przesady. Nie mogła być aż tak słodka. W końcu po coś zapłaciła za jego towarzystwo. W tym momencie czas naprawdę przekładał się na pieniądze, a i Sebastian najpewniej nie miał najmniejszej ochoty na złapanie cukrzycy wywołanej zbyt uroczymi słówkami padającymi z ust swojej praktycznie znajomej. - ...żebyś wysłuchał trochę beznadziejnego wstępu.
Nie ma, jak doskonale dobrana pierwsza prośba do kurwy.
- Chodzi o to, że jestem-... kiepska. E-ech... to jest... mam wątpliwości co do tego, czy dostatecznie dobrze całuję, no i... nie wiem, jak to jest... m-mieć do cz-czynienia z chłopakiem... n-n-no wiesz. Wiesz, prawda? - Nie dała mu zbyt wiele czasu na odpowiedź, choć pytanie w najmniejszym stopniu nie brzmiało na retoryczne. Okazało się jednakże, że zwyczajnie potrzebowała oddechu. - Bo... wiem, jak to robią na przykład dwaj chło-... um... właściwie, mówi się, że... że to "prostytutki"-... jejku, to strasznie brzydkie słowo. - Możesz już skończyć przeciągać? Ja rozumiem, wodolejstwo, zapychanie postu, ale mimo wszystko chciałabym dopisać jeszcze coś z sensem. - ...że to Ty powinieneś w jakiś sposób z-zajmować się mną, ale...
Oderwała wzrok od jego twarzy, skupiając go na lewym ramieniu młodzieńca. Przesunęła dłonią po rękawie szlafroku, wzdychając cicho. Był miękki. Na tyle miękki, puchaty i delikatny w swojej fakturze, żeby zdołał uspokoić porozrzucane we wszystkie strony jej głowy chaotyczne myśli i złożył je w spójną całość. Jak prosto z mostu, to prosto z mostu. Nie miała zamiaru marnować cennych chwil z życia Hyde'a, który w tym momencie mógł zaliczać dużo lepszą klientelę od niej. Powietrze uleciało jej wargami z ledwo słyszalnym świstem, a turkus znów poddał się widokowi publicznemu dla jednej osoby.
- Chcę, żebyś mnie poduczył. Żebyś mi pokazał, jak się was d-dotyka. Co sprawia wam przyjemność. Chcę, żeby Senpai był pod wrażeniem, jak już go kiedyś zdobędę! Żeby aż szczękę z podłogi zbierał!
...to super. Monolog godny tragicznej postaci w mandze shoujo.
I w końcu nic sensownego i produktywnego tu nie napisałam, meh.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.14 18:25  •  Dom publiczny - Page 3 Empty Re: Dom publiczny
Dragonette z uśmiechem przekroczyła próg domu publicznego, delikatnie próbując zamknąć za sobą drzwi, chociaż kolejny klient udaremnił jej ten dobroduszny zamiar. Doskonale wiedziała, że w takich miejscach drzwi wejściowe w ogóle nie powinny być montowane, bo nie miały żadnego praktycznego użytku w swoim istnieniu - no może poza zatrzymywaniem przepływu powietrza z zewnątrz. Z drugiej strony nigdy nie przypuszczałaby, że w w tym oto budynku kiedykolwiek mogłoby być zimno lub chłodno. Ona przynajmniej za dawnych czasów nigdy nie marzła w objęciach przybywających klientów, a na samo wspomnienie tamtych chwil przeszedł ją dreszcz - ni to wstrętu, ni podniecenia.
Mimo wszystko lubiła tu przychodzić. Wiązało się to przede wszystkim z jej obecnym zajęciem. Tak się akurat złożyło, że jej dawne miejsce pracy należało do najbardziej obleganych placówek przesiąkniętych wiarygodnymi, obiecującymi informacjami. Może właśnie dlatego dostała tę ciepłą posadkę wśród Łowców.. A może dlatego, że zaufanie ślicznej, dobrodusznej niemowie stawało się namiastką dobroci w pełnym okrucieństwa i bestialstwa świecie; nie jej to było oceniać. Najważniejsze, że spełniała się w swojej roli, tego generalnie oczekiwano w organizacji. Grymas zniesmaczenia wykrzywił jej usta. Że też się na to wszystko zgodziłam z taką łatwością.
Na dworze jeszcze nie ściemniało, a noc była jej ulubioną porą do wędrówek. Ulokowała się w uliczce tuż obok burdelu i oparła się zgrabnie o ściankę. Zaciągnęła się zepsutym ludzkimi grzechami powietrzem. Słodki zapach wypełnił jej nozdrza i przypomniał o tym, dlaczego jeszcze się nie zarżnęła gdzieś w rynsztoku i nadal wychodziła z podziemi. Głupie marzenia.
Wyglądała normalnie. Czarne, dość wąskie spodnie i równie ciemny gorset uwydatniały jej kształty. Tylko nieco zabrudzone, ciężkie buty nie pasowały do ubioru swojej, bo na pewno nie naszej, bohaterki. Nie wyglądała na uliczną prostytutkę - już nie. Nauczyła się nie zwracać na siebie uwagi. Stała z nosem spuszczonym na kwintę i kątem oka obserwowała przechodzących się ludzi. Jeszcze nie nadeszła pora, by wrócić do siebie. Gdyby nagle zrobiło się gorąco, to akurat na tyle dobrze znała okolicę, że znalazłaby nie tylko sojuszników, ale wiedziała równocześnie, jakie potencjalne ogniska wrogów omijać. Koniec końców blisko było również do przejścia do podziemi, ale to nie było miejsce dla niej. Nie. Czasami oczywiście musiała się tam pojawiać, ale było to dla kobiety nazbyt często. Westchnęła w duchu. Pieskie życie Łowców, jak to lubiła nazywać swój żywot.
Znajome twarzy raz za razem pojawiały się za sprawą jej fotograficznej pamięci. Potrafiła zapamiętać wiele nieznaczących szczegółów, do informacji miała idealną głowę, ale gdybyś kazał jej opisać ze wszystkimi detalami przechodniów, którzy przewinęli się pod domem publicznym w przeciągu pół godziny, gdy wyglądała przez okno, to nie otrzymałbyś bardziej szczegółowych opisów, nawet jak gdyby ktoś opowiadał o nich ze zdjęć ulokowanych tuż przed sobą. Twarze były jej przysłowiowym konikiem - to z ich zapamiętywania słynęła, to dzięki nim tak wiele mogła z innych wyczytać.. no chyba, że byli maszynami. Subtelnie opuściła na bruk torbę z ramienia, gdy powoli zaczęła jej ciążyć. Odkąd pamiętała obiecywała sobie, że nie będzie nosiła tyle gratów; że nie będzie przynosiła niepotrzebnych rzeczy. Dla niej niestety wszystko było przydatne i zawsze miało jakieś pozytywne zastosowanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach