Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 04.02.14 21:35  •  Dom publiczny Empty Dom publiczny
Dom publiczny GbylG Tsa, dziękuj mi narodzie, za stworzenie tego tematu. Teraz zdradzanie partnera stało się jeszcze prostsze! Wystarczy walnąć pościk w tym skromnym temacie i już macie pozew o rozwód murowany. Tak czy siak, rozszerzony opis budynku jak i przedstawienie jego głębszego zastosowania, zostawiam do ustalenia przyszłym osobom, które zechciałyby się zapoznać z burdelem i rozpocząć w nim swoją nową, ekscytującą przygodę. Niechaj zadziała wasza wyobraźnia, bo moja chyba właśnie wyjechała na wakacje, albo zostawiła mnie z jedną z obecnych tu prostytutek, grr.
Dom publiczny GbylG Po wyjściu z kawiarni Eliott naprawdę nie miał za wiele do roboty. Wrócił do domu, usadził dupsko na kanapie i na przemian albo pykał sobie na telefonie w jakąś gierkę, albo oglądał głupkowate reality show w telewizji. Trevor w dniu dzisiejszym nie był szczególnie rozmowny, więc w mieszkaniu artysty panowała wyjątkowa cisza, która okropnie go nużyła. Grunt, że jego pokój zdążył już wywietrzeć i Eli dał radę wytrzymać w nim aż do wieczora, kiedy to stwierdził, że ma dosyć. Ściemniło się i generalnie miał idealne warunki, żeby pójść spać, ale z racji tego, że jest nadaktywnym dzieciakiem, nie mógł zakończyć tego dnia w tak wybitnie nudny sposób. I od razu uspokajam, myśl, aby przenieś się w takie zepsute miejsce nie przyszło znowuż tak od razu. W końcu Eli jest wyjątkowo grzecznym chłopcem.
Dom publiczny GbylG Uznał, że dobrze byłoby zabrać się za malowanie obrazu dla Sebastiana. Musiał zmyć się tak szybko, że Eliott nie zdążył z nim jakoś dłużej pogadać. Tym samym nie wyciągnął od niego żadnych konkretniejszych informacji o tym, jak ma wyglądać jego nowa ozdoba do salonu. Nie pozostało mu nic innego jak stworzyć coś dla niego na wyczucie. W sumie dokładnie pamięta każdy mebel w domu Olivera i nietrudno będzie mu namalować coś, co pasuje to wystroju wnętrza, ale mimo wszystko brakowało mu pomysłu. Potrzebował inspiracji i zdecydowanie nie znajdzie jej w swoim własnym, nudnym jak flaki z olejem domu. Choć to była w sumie jego osobista opinia. Każdy kto kiedykolwiek wpakował swoje cztery litery do skromnego gniazdka Yvesa od razu mógł stwierdzić, że mieszka tutaj jakiś dziwak. Może i nie jest brzydko, bo mimo wszystko blondynek ma niezły gust i umie dopasować do siebie kolory, ale oryginalność niektórych rzeczy w jego domu może po prostu przerazić. Samo drzewko namalowane w jego pokoju nie jest znowuż takie zwyczajne, ale głębszy opis zostawię na inny temat, o ile kiedykolwiek przyjdzie mi go napisać.
Dom publiczny GbylG W poszukiwaniu inspiracji wybrał się na spacer, standardowo zabierając ze sobą czarną torbę, tylko trochę zmieniając jej zawartość. Wyjął zeszyty uczelniane i wpakował sobie dużo więcej przyborów do spełniania się artystycznie. Więcej ołówków, więcej gumek, więcej kartek, więcej wszystkiego. Może znajdzie akurat coś, co spodoba mu się tak bardzo, że od razu zrobi wstępny szkic? Lepiej było wziąć, niż pozostawić, bo możliwe, że się przyda. Poza tym nauczył się po dzisiejszym wypadzie do kawiarni, że lepiej jest mieć więcej pieniędzy przy sobie. Nie wiadomo co może się przytrafić, a lepiej żeby starczyło mu na jakąś porządną rzecz. Teraz był niemalże absolutnie pewien, że nie spotka żadnej znajomej twarzy, która w razie jego kłopotów, mogłaby użyczyć mu trochę kasy. Wyruszał samotnie i samotności oczekiwał. Ba, nawet nie zabierał ze sobą Trevora. Pomińmy już fakt, że jego kamienny zwierzaczek został ułożony do snu w swojej osobistej klatce z poidełkiem.
Dom publiczny GbylG Idąc ulicą, znowu przypomniało mu się, jak nieprzyjemna potrafi być zima. Co prawda teraz jego spodnie wyschły i nic nie owiewa jego biednego tyłka, ale policzki dalej były szczypane przez mróz, zupełnie jakby jego starą ciotą była sama Pani Mróz. Tak skupił się na swoich własnych problemach z utrzymaniem ciepła, że właściwie nieświadomie zapuścił się na tereny Południowej Części Miasta-3. Za wielkiej różnicy mu to nie robiło, bo w końcu wszędzie może go natchnąć wena, więc postanowił pozostać tu trochę na dłużej. Całkiem rzadko patrzył na przydrożne sklepiki, a teraz miał ku temu idealną okazję. Większość była już pozamykana, ale wystawy dalej były przyzwoicie oświetlone. Minąwszy bibliotekę i jakiś sklep z biżuterią, jego wzrok ogarnąć budynek, który z pozoru nie wybijał się niczym szczególnym, ale gdyby przyjrzeć się mu nieco bliżej, z łatwością można stwierdzić, że diametralnie się od wszystkich różni. No i… ktoś przed nim stał. A właściwie dwa ktosie. Dwa ktosie płci żeńskiej. Piękne dwa ktosie płci żeńskiej. Piękne dwa ktosie płci żeńskiej, które paliły papierosy z ponurymi minami, mając na sobie tak mało ubrań, że Eliott z miłą chęcią zorganizowałby jakaś zbiórkę charytatywną. Kusa spódnica, eksponująca nogi, wydekoltowana koszulka, a na to jakaś cienka kurteczka. Obie niewiasty po zlokalizowaniu Eliotta, automatycznie się uśmiechnęły i spojrzały na niego jak na swoją nową zdobycz. To nie było sympatyczne uniesienie kącików ust do góry w akcie radości czy okazania przyjaźni. To.. to było cholernie kuszące. Oczywiście Yves nie mógł zareagować inaczej, niż tylko tępo wgapiać się w kobiety, zupełnie tak, jakby nie zrozumiał przekazu. Może poniekąd była to prawda. Jednak długo się nad tym nie zastanawiał, bo zaraz z budynku wyszedł jakiś mężczyzna, który pomimo starszego wieku, który generalnie powinien kojarzyć się ze spokojem, był.. niezwykle krzykliwy. Wybijał się nawet bardziej od Eliotta, który oczywiście nawet teraz, z kompletnie zdezorientowaną miną, musiał wyglądać, jak po bliskim spotkaniu z tornadem. Starzec był jak połączenie futra, skóry, lateksu, złota, tęczy, opalenizny.. what? Zaraz.. co się dzieje? I… zaczęli rozmawiać. Yves był tak zbity z tropu, że nawet nie zauważył, jak dobił z facetem interesu. Alfons, dziwki, pieniądze, malowanie, pokój, seks… za dużo szokujących informacji na raz, ale Eliott generalnie starał się załatwić sobie spotkanie z jedną z podopiecznych mężczyzny. Powiedział mu, że zapłaci normalnie jak za uciechę, ale zamierza traktować powierzoną mu osobę jak modelkę, nie zabawkę. Alfonsa nie za specjalnie to wszystko obchodziło, ba, wydawał się go nawet nie słuchać. Zobaczył pieniądze, więc od razu sprawa była załatwiona. Eliott wyglądał jak zawstydzony chłopczyk, który pierwszy raz zobaczył nagą panią w jakimś brzydkim magazynie dla dorosłych. Zdecydowanie przypadł do gustu dwóm dziwką, które cały czas bacznie go obserwowały. Jak go nazwały? Słodziak? I powiedziały, że co chcą z nim zrobić? O nie.. zwykle malowanie nagich ludzi przychodzi mu bardzo łatwo, ale ta sytuacja jest zbyt krępująca, żeby zadawać się z tak śmiałymi damami. Wyszczególnił, że chce kogoś innego i czym prędzej wszedł do środka. Przydzielono mu jeden z pokoi, gdzie miał grzecznie czekać na swojego własnego modela. W międzyczasie postanowił się trochę ogarnąć. Zdjąć to zażenowanie z pyska, wyrównać oddech i wywalić ze swojego łebka wszelkie dziwne myśli. Nie chcę, nie chcę, nie chcę…
Dom publiczny GbylG Uspokoił się dopiero wtedy, gdy wyłożył sobie już wszystkie potrzebne do rysowania przybory. Dziwce się nie śpieszyło, więc miał trochę czasu na wyciągnięcie z torby każdego ołóweczka. I… wyjął tego tak dużo, że oczywiście musiało się coś stać. Trach! Machnął ręką i wszystko spadło na ziemię. Kucnął, odwrócony plecami do drzwi i zaczął wszystko zbierać z nieco podenerwowaną miną. Stres go wykończy.. zachciało mu się malowania prostytutek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.14 1:12  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
Można powiedzieć, że jego dzień prezentował się bardziej obiecująco od momentu, w którym zdążyło się nieco ściemnić. Opuściwszy kawiarnię, od razu udał się do domu, by odprowadzić swojego wiernego, czworonożnego kompana. Miał niewiele czasu, by doprowadzić się do względnego porządku, jednak kilka lat wprawy nauczyło go zagospodarowywania jak najmniejszej ilości czasu. Odświeżywszy się trochę, po prostu opuścił dom w pośpiechu, by kolejny dzień z rzędu skierować się ku miejscu z swojej pracy. Sama droga do domu publicznego nigdy nie należała do najprzyjemniejszych – głównie z tego powodu, iż budynek znajdował się cholernie daleko, a w taki mróz mało kto miał ochotę pędzić przez miasto na złamanie karku. Na szczęście ubrał się nieco cieplej, a czarny szalik zasłaniał jego usta, policzki i nos, chroniąc je przed zimnem. Cieplejsze rękawiczki chroniły jego dłonie przed nieprzyjemnym drętwieniem, więc można było przyznać, iż wcale nie było tak źle. Drugim powodem, dla którego niekoniecznie chciało zapuszczać się w najciemniejsze zakamarki dzielnicy południowej było to, że nie wszyscy byli nastawieni do siebie w przyjazny sposób. Jeśli jednak było się już kimś znanym, trzeba było liczyć się z faktem, że od czasu do czasu łatwo było o usłyszenie za sobą zalotnego gwizdania lub – żeby nie było zbyt kolorowo – nieprzyjemnych wyzwisk, które najlepiej było zignorować. Rzecz jasna, gdy rzucający obelgi stawali się zbyt nachalni, o wiele lepiej było się odgryźć lub po prostu skorzystać z pomocy znajomego z ulicy. Niektórych z nich chłopak witał skinieniem głowy, a ci odpowiadali tym samym. Prawdopodobnie dzięki temu nie czuł się aż tak źle, gdy za moment miał zabrać się za parszywą robotę, o której ani myślał wspominać najbliższym. Co rusz musiał odsuwać na bok wszystkie myśli, które mogłyby stanąć mu na drodze, co po tylu latach przychodziło mu z łatwością. Nie to, żeby koniecznie chciał zapominać o tych, którym wiele zawdzięczał, ale nie miał wyboru – na te kilka godzin stawał się inną osobą, Sebastianem, który posiadał tylko tę złą stronę. Można było poprosić go o wszystko, zrobić z nim wszystko, a później rzucić w kąt i zająć się ważniejszymi sprawami, w które nie miał prawa ingerować. Nie było mu nawet przykro – tak było nawet lepiej.
Tak czy inaczej, dzisiejsza podróż obyła się bez szwanku. Zdążył na czas i tylko kwestią czasu było zajęcie się tym, po co tam przyszedł, czyli zadowalaniem innych. Zanim poproszono go o zrealizowanie nietypowego jak na te standardy zamówienia, zdążył przyjąć już trójkę klientów, z których każdy miał swoje osobiste wymagania. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się, że kiedykolwiek przyjdzie mu robić za modela, jednak ludzie mieli swoje własne fetysze.
Daj mi dziesięć minut ― rzucił tylko, gdy polecono mu udanie się do wyznaczonego pokoju. Rzeczywiście nie zamierzał kazać czekać nieznajomemu dłużej. Musiał po prostu doprowadzić się do względnego porządku. W miarę możliwości zatarł ślady po poprzednich klientach, a na koniec narzucił na siebie szlafrok, który przewiązał na biodrach. W zasadzie nie sądził, że cokolwiek więcej było mu potrzebne. Skoro jakiś amator babrania się w farbach przychodził tu, by uwiecznić jedną z dziwek, zapewne nie wymagał tego, by miała ona na sobie jakiekolwiek odzienie. Przynajmniej było pewnym, że ktoś taki nie będzie krępował się paradować w negliżu, będąc świecie przekonanym o tym, że nie ma się czego wstydzić. W przeciwnym razie nikt by za nią nie płacił, choć niektórzy mieli naprawdę niewielkie wymagania.
I wreszcie przyszedł czas, by odwiedzić pana X.
Zanim otworzył drzwi do pomieszczenia, poprawił jeszcze grzywkę, a później znów pozwolił sprawom toczyć się swoim torem. Gdy pokój stanął przed nim otworem, wszelkie drogi odwrotu zostały odcięte. Właściwie bez zastanowienia odezwał się, niekoniecznie przejmując się tym, z kim będzie miał do czynienia:
Dobry wieczór ― rzucił lekkim tonem, zamykając za sobą drzwi, które szczęknęły cicho. Całkowicie odruchowo przywołał na swoją twarz lekki uśmiech, choć niekoniecznie wiedział, jak powinien zachować się w takiej sytuacji. To nie był ten moment, w którym opłacającej osobie zależało tylko na jednym. ― Mam nadzieję, że nie kazałem panu długo czek--ać. Kurwa mać. Głos po prostu uwiązł mu w gardle, jakby w momencie po prostu go stracił. W rzeczywistości nawet nie spostrzegł się, w którym momencie zarzucono mu na szyję niewidzialną linę, która teraz bezlitośnie zacisnęła się na jego szyi. Zapewne było to w momencie, w którym dowiedział się o tajemniczym malarzu, któremu zależało na ładnym akcie. Ale skąd mógł wiedzieć, że gdy wreszcie zawiesi wzrok na młodym mężczyźnie, o którym mu powiedziano, cała mgiełka tajemniczości zostanie rozwiana? Blondyn nie musiał się obracać, żeby Oliver mógł upewnić się, że się nie pomylił. To było coś, o czym wiedziało się od razu. Wiedział, że zna jego imię, nazwisko, wiek. Na dobrą sprawę mógł mieć nawet pojęcie o jego cholernym numerze buta, wszystkich dziwactwach, lękach, upodobaniach... O wszystkim tym, co tutaj było kompletnie niepotrzebne. Nie powinno mieszać się pracy z życiem prywatnym, choć gdzieś podświadomie wiedział, że moment, w którym i Eliott musiałby się o wszystkim dowiedzieć kiedyś nastąpi. Ale – cholera jasna! – nie teraz. Po prostu nie teraz.
O tym, że nie był na to gotowy poświadczał wręcz całym sobą. Zamarł w miejscu z rozchylonymi wargami, jakby ujrzał kogoś, kto odwiedził go, przybywając z pieprzonych zaświatów. Wiedział jednak, że gdyby miał w tym momencie wybierać między obecnością Yvesa a obecnością ducha – wybrałby drugą opcję. Przynajmniej nie czułby się tak beznadziejnie, jak w tym momencie. Jego twarz zbledła, a żołądek skręcił się, przez co miał wrażenie, że za chwilę zwróci wszystko, co zjadł łącznie z wszystkimi wnętrznościami. I z sercem na czele, bo to tłukąc się niemiłosiernie, zdawało się powoli podchodzić mu do gardła. W końcu musiał przełknąć ślinę, by powstrzymać je od wydostania się z jego ciała. W tej chwili nawet tak paradoksalna rzecz zdawała się być wykonalna. Co czuł? Tak naprawdę nie miał pojęcia. Być może tak czuła się ofiara zapędzona w kozi róg przez drapieżnika, świadoma tego, że za moment może zostać pożarta. Pomimo tego, że szeroko otwarte oczy wpatrywały się w sylwetkę przyjaciela, ich wzrok wydawał się być nieobecny. Tak to już było, gdy zamiast tego, co działo się naprawdę, przed oczami przewijały się możliwe scenariusze, z których żaden nie był zadowalający. Każdy miał swoje złe zakończenie i w każdym odnajdował element rozczarowania.
Ja... ― w gruncie rzeczy jego wargi poruszyły się niemalże bezgłośnie. I tak nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć. Zacisnął palce na klamce, jakby była to jego ostatnia deska ratunku, ale jednocześnie nie był w stanie zmusić się do naciśnięcia jej, jakby wszystkie siły na złość zmówiły się, żeby go opuścić.
Chyba wariuję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.14 23:29  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny GbylG Gdy przykucnął, starając się zmniejszyć dystans między nim, a porozwalanymi na ziemi bibelotami do malowania, zaczął naprawdę bardzo mocno zastanawiać po co właściwie się na to wszystko zgodził. Gdyby naprawdę chciał pomalować jakąś osobę w negliżu, najprawdopodobniej udałby się do zaufanych osób, z którymi miał już większe lub mniejsze doświadczenie w kwestii pozowania. Nikt nigdy nie robił mu wielkich problemów, ba, większość była nawet przeszczęśliwa, gdy Eliott zechciał ich uwiecznić. Przenosił ich podobizny na płótno z taką dokładnością i pasją, że mogliby stać przed nim bez ubrania nawet po kilka godzin, będąc pewnymi zdumiewającego efektu końcowego. Yves całkiem to lubił, bo nie dość, że mógł się napatrzeć na piękno ludzkiego ciała, to jeszcze sprawiał przyjemność swoim własnym modelom. Jednak chyba nie ma co liczyć na cukierkową pracę w tych okolicznościach. Trochę go to miejsce rozpraszało. Pierwszy raz znajdował się w burdelu i czuł się z tym ciut źle. Seks był dla niego bardzo prywatną sprawą i trochę zawstydzającą. W życiu nie zaznał tej przyjemności zbyt wiele, toteż odczuwał lekkie mdłości, gdy tylko na myśl przychodziło mu oszacowanie, ile zadowolonych klientów opuściło ten budynek. Pokój, w którym się znajdował też nie wyglądał jakoś szczególnie ładnie, więc na pewno nie jest tutaj jako pierwszy. Z racji tego, że nie jest pochłonięty myślami o nadchodzącym seksie, mógł się nieco bardziej skupić na sprawach mniej ważnych, choćby właśnie taki wystrój wnętrza. Łóżko z wymiętą kołdrą, ładne zasłonki, jakiś solidny stolik i.. czy on widzi bacik? Nie.. to chyba tylko stary pasek. Ktoś musiał o nim zapomnieć, gdy w pośpiechu zaczął się ewakuować z pomieszczenia, kiedy to jego czas rozkoszy dobiegł końca. Twarzyczka Eliotta wyrażała teraz całkiem sporo różnych uczuć. Przede wszystkich niepewność, lekki strach i.. absurdalne zawstydzenie. Sam się w to wpakował i powinien to znieść z podniesioną głową, ale.. zwyczajnie tak nie potrafił.
Dom publiczny GbylG No i usłyszał głos swojej nowej modelki. Oczekiwał, że przyślą mu jakąś inną damę, niż te dwie lafiryndy, które przyszło mu spotkać przed budynkiem, a nie jakiś męski odpowiednik prostytutki. Widocznie mówiąc, że pod żadnym pozorem nie chce mieć z tymi kobietami nic wspólnego, został uznany za geja. Super.. Przez głowę przeciekło mu kilka zirytowanych myśli, ale koniec końców i tak nie zamierzał składać reklamacji. Skoro już przyszedł pan, to tego pana uwieczni. Żaden problem.
Dom publiczny GbylG Odwrócił nieśmiało głowę, a z racji tego, że do standardowych klientów się nie zaliczał, jego wzrok w pierwszej kolejności ogarnął twarz przybyłego mężczyzny, a nie jego.. hum.. resztę ciała, na której w normalnych okolicznościach wypadałoby zwrócić uwagę.
Dom publiczny GbylG S-Sebstian? – jęknął kompletnie zdezorientowany. Z tego wszystkiego nawet nie zauważył, że torba, którą uprzednio położył na biurku, zahaczyła o jego rękę i z racji tego, że głowę miał całkiem nisko przy zbieraniu wysypanych rysików z ołówka elektrycznego, z głośnym trzaskiem spadła mu na łeb, samoistnie się rozpakowując. W jednej chwili chusteczki, reszta kartek, dokumenty i inne graty wypadły na ziemię, a Yves nie miał innego wyboru jak tylko zwrócić zażenowany wzrok na rozwalone po całym pokoju przybory do rysowania i zacząć je nerwowo zbierać, jednocześnie komentując wszystko bolesnym jękiem. – J-Ja się wytłumaczę! I.. nie sądziłem, że chadzasz do takich miejsc-… - bąknął cichutko i strasznie niepewnie – Chciałem tylko kogoś pomalować! Ale widocznie musiałem pomylić pokoje i.. no.. – dodał już trochę szybciej, wymuszając na sobie zakłopotany uśmieszek. Przez tą krótką chwilę, kiedy w pośpiechu zbierał pędzelki, mazaki i inne gumki chlebowe, Sebastian mógł jeszcze pożyć w świadomości, że Yves nie zna prawdy. Była ona dla niego tak abstrakcyjna, że nawet nie był w stanie jej sobie samodzielnie wyobrazić, tak więc w pierwszej kolejności pomylił Sebastiana ze zwykłym klientem. W to dużo łatwiej było mu uwierzyć, choć i tak było dosyć.. niezręczne. No, ale on jeszcze nie wiedział, że prawdziwa jazda ma się dopiero zacząć.
Dom publiczny GbylG Głupio mi i w ogóle, że widzimy się w takich okolicznościach i… - w tym momencie ponownie podniósł łeb, racząc Olivera spojrzeniem swoich błękitnych oczu, które najprawdopodobniej ostatni raz błyszczały przy nim taką swawolnością, nieudolnie próbując obrócić to wszystko w głupi żart. Zesztywniał. Momentalnie poczuł przeszywający go zimny dreszcz, zupełnie tak, jakby podczas oglądania horroru, usłyszał za sobą pyknięcie otwieranej butelki, będąc w zupełności przekonanym, iż jest sam w domu. – … dlaczego jesteś w szlafroku? - zdrowy rumieniec natychmiast rozpłynął się z jego twarzy, zostając skutecznie przytłoczonym przez chorobliwie białą bladość. I.. ścisk. Nie wiedział do końca, gdzie go odczuwał, ale skutecznie usadził go na tyłku, zwalając z klęczek. Ból głowy po bliskim spotkaniu z torbą już nie robił mu za dużych problemów. Teraz widział przed sobą tylko Sebastiana, który właśnie zburzył wszelkie wyobrażenia Yvesa odnośnie jego samego. Wszystko było kłamstwem? Ta sama osoba, która zawsze ratowała go z opałów, tarmosiła przyjacielsko po głowie, pocieszała w trudnych chwilach i nigdy nie dawała się nudzić podczas rozmowy… ta sama osoba, która była jego najlepszym przyjacielem, jego bratem, częścią najbliższej rodziny, której niestety w prawdziwym wydaniu niekoniecznie tolerował… ta sama osoba.. właśnie okazała się być pieprzoną kurwą. – Sebastian… błagam, powiedz, że… że ty nie… – wycedził zrozpaczonym tonem, jak na złość zapominając, w jaki sposób prowadzi się rozmowę. Z trudem wypowiadał słowa, gdy to gardło nieprzyjemnie się zaciskało, uniemożliwiając mu wydanie z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Mimo wszystko Eliott chyba nie musiał nic mówić, by jasno dało się odczytać co w tej chwili czuje.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 17:34  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
W innych warunkach niektóre zdarzenia mogłyby nawet wydać się zabawne, jednak nie tym razem. Nawet nieudolność przyjaciela i spadająca mu na głowę torba nie były w stanie przywołać rozbawionego uśmiechu na jego twarz. Gdyby znajdowali się w innym miejscu, na pewno podszedłby do Eliotta, rechocząc pod nosem, ale i tak spytałby, czy nic mu się nie stało. Teraz jednak stał w miejscu, jak jakiś pieprzony posąg i miał ochotę zapaść się pod ziemię lub rozpłynąć w powietrzu, by móc udać, że tak naprawdę nigdy go tu nie było, a blondyn po prostu uroił to sobie, gdy zestresował się wizytą w nowym miejscu. Miał jeszcze czas na szybki odwrót, bo Yves niekoniecznie rozumiał, dlaczego znaleźli się tu we dwoje. Niestety. Zarówno jak nie potrafił podejść teraz do de Croÿ'a, by wyciągnąć do niego pomocną dłoń, tak nie był w stanie zerwać się do biegu i spieprzyć stąd czym prędzej, jakby jakaś niewidzialna siła przytrzymywała go w miejscu, by oszukiwany przez ten cały czas błękitnooki mógł patrzeć. Patrzeć, jak jasnowłosy powoli idzie na dno wraz z całą swoją dobrą opinią, którą wyrobił sobie przez te wszystkie lata. Morał z tej bajki był taki, że o wiele lepiej było podzielić się z najbliższymi najgorszą prawdą, niż liczyć na to, że uda się zataić każdą swoją skazę, bo rozczarowanie i tak prędzej czy później wyciągało po oszustów swoje oślizgłe łapy i miażdżyło ich od środka. Musieli czuć się z tym bardzo źle.
On czuł się wręcz fatalnie.
Musiał zebrać się w sobie, żeby cokolwiek powiedzieć. Prędzej czy później jego znajomy i tak zauważyłby, że coś jest nie w porządku, skoro Sebastian był w tak kiepskim stanie. I pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu mógł swobodnie rozprawiać z nim na każdy, nawet najgłupszy, temat, a teraz nie był w stanie wyrzucić z siebie ani jednego słowa. Robiło mu się przykro, kiedy biedny Eli tłumaczył mu się ze swojej wizyty w domu publicznym, a przecież jedyną osobą, która powinna się tłumaczyć był Oliver. Zacisnął na moment zęby i palce obu rąk do tego stopnia, że pobielały mu knykcie. Trochę szkoda, że nie oberwał w pysk już tym momencie – być może łatwiej byłoby mu jakkolwiek zareagować albo mógłby pominąć wszelkie kwestie swojej pracy milczeniem i patrzeć, jak jego przyjaciel znika mu z oczu. Nigdy nie chciał, by ich relacja kiedyś dobiegła końca, ale wiedział też, że jeśli blondyn dowie się kiedyś o tym, co jego „autorytet” z młodych lat robi po nocach, nie będzie zadowolony. Teraz zostało mu już tylko kilka sekund błogiej nieświadomości.
Nie tłumacz się... ― odezwał się wreszcie ponurym tonem, ale i prawie ledwo słyszalnie. Mogłoby się wydawać, że miał mu za złe i nic nie usprawiedliwiało jego wizyty w burdelu. Hyde raczej rzadko popadał w taki stan, a przynajmniej jeszcze nigdy nie odniósł się w taki sposób do Yvesa. Później ledwo zrozumiale wymamrotał pod nosem coś o tym, że chłopak nie pomylił pomieszczeń, jednak te słowa już praktycznie w ogóle nie były zrozumiałe. Zresztą Eliott i tak był pochłonięty zbieraniem swoich przyborów. W tej chwili powinien powiedzieć mu, że ma zostać, ale nie miał najmniejszego zamiaru zostać jego modelem. To byłoby nie na miejscu. Jednocześnie nie chciał, żeby ktoś, kogo znał już tyle czasu przebywał w tym miejscu.
Ręka, która dotychczas spoczywała na klamce, zsunęła się z niej i opadła bezwiednie wzdłuż jego ciała. Niebieskooki oderwał wzrok od de Croÿ'a, wlepiając go w podłogę. Mimowolnie opuścił lekko głowę, przez co grzywka rzuciła lekki cień na jego twarz. Teraz to on wyglądał jak zbity pies, chociaż dla odmiany nie liczył na to, że skruszony wyraz sprawi, iż uniknie bolesnej kary. Nie miał ogona, którym mógłby załagodzić sytuację.
„Głupio mi i w ogóle, że widzimy się w takich okolicznościach i…”
No nie mów. Ja czuję się jak ryba w wodzie.
„…dlaczego jesteś w szlafroku? ”
Takie hobby. Paraduję w szlafrokach po domach publicznych. Świetna zabawa!
Nawet jeżeli w głowie łatwo było ustalić sobie odpowiedzi, nie chciały mu przejść przez gardło, bo były nie na miejscu. Przecież nie mógł się na nim wyżywać, choć w tym momencie wszelkie jego szanse na to, że cokolwiek się ułoży zwyczajnie runęły. I to z głośnym hukiem. Mógł tylko cieszyć się, że nie przyglądał się w tej chwili minie swojego przyjaciela. Nie planował też podnosić wzroku przez najbliższy czas.
Nie pomyliłeś pokoi ― zdobył się wreszcie na wyraźniejszy ton, ale wciąż brzmiał tak, jakby za moment co najmniej mieli go rozstrzelać. Nie potrafił powiedzieć tego wprost, więc zdawało się, że wypowiedziane słowa wyjaśniły już wszystko. ― Po prostu. Powiem, żeby przysłali kogoś innego.
I co? To miało załatwić sprawę?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 20:41  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny GbylG Eliott też nie czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, gdy przyszło mu zastać swojego najlepszego przyjaciela w takich okolicznościach. Znał go od dziecka i z racji tego, że zawsze był starszy o te marne dwa lata, w jego oczach miał opinię wszechwiedzącego kolegi, który z upływem lat stał się jego autorytetem. Nie dość, że imponował mu w wielu sprawach, choćby w tym, w jak lekki sposób rozmawia nawet z najpiękniejszymi dziewczynami, to jeszcze Yves zawsze czuł, że Oliver  bardzo o niego dba. Te mamine poprawianie włosów i ubrań naprawdę były odbierane przez młodszego blondynka w jak najbardziej pozytywny sposób. Sebastian był dla niego jak starszy brat, który w przeciwieństwie do tych prawdziwych, przyrodnich, naprawdę był dla Eliotta ważny. Dlatego teraz widok takiego idealnego człowieka, który nagle wylądował na samym dnie, jest dla de Croÿ’a bardzo bolesny. Jak tylko wyobrazi sobie ile razy z nim rozmawiał w luźny sposób, zdając się natychmiastowo zapomnieć o domniemanych problemach, robi mu się gorzko w sercu. Po każdym miło spędzonym dniu, Sebastian udawał się do tego miejsca i nie bacząc na wszelkie przeciwności, oddawał swoje ciało zupełnie obcym ludziom? I to jeszcze za pieniądze? Yves naprawdę nie mógł zrozumieć dlaczego jego najlepszy przyjaciel nie poprosił go nigdy o pomoc. Przecież miał ku temu tyle idealnych okazji, ba, nawet nie musiał się z nim specjalnie w tej sprawie spotykać, żeby być pewnym, iż otrzyma jakiekolwiek wsparcie. Więc.. dlaczego? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?!
Dom publiczny GbylGSebastian.. co.. – wykrzesał jeszcze z siebie ciche piśnięcie, próbując przeciąć wiążącą mu gardło linę. Wyglądał jakby przemalowali go na biało, oczy miał przymrużone w wyraźnym przerażeniu i niezrozumieniu, a na dodatek na chwilkę zapomniał jak to jest mówić… a raczej mówić na głos, jakkolwiek głupio to brzmi. Pomimo, iż z jego ust nie wydobywało się wiele dźwięków, w jego głowie było cholernie gwarno. Krzyki za krzykami, piski, niedowierzające wołanie… przez krótką chwilę naprawdę mógł poczuć się jak prawdziwy schizofrenik. Szczególnie, że w swoim własnym umyśle walczył sam ze sobą, więc rozbrzmiewające w jego łbie głosu, miały kilka odmiennych zdań, a Eliott musiał każdego pokornie wysłuchać ze zrozpaczoną, niedowierzającą minę. Chyba dobrze, że Sebastian nie widział go teraz w takim stanie, tylko obrał sobie za cel podłogę. Widok człowieka, który na co dzień aż kipi głupiutką radością, a w chwili obecnej jest bliski wpadnięciu w stan kompletnej rozpaczy, może być poniekąd szokujący, ale.. ta przeklęta bezsilność. Zdawać by się mogło, że świat zawalił się Sebastianowi, ale to nie on właśnie został zmuszony na patrzenie na upadek jedynej osoby, która była dla niego ważniejsza od własnej matki. … dlaczego mi to zrobił? Dlaczego zrobił to kurwa mać sobie samemu?!
Dom publiczny GbylG „Po prostu. Powiem, żeby przysłali kogoś innego.”
Dom publiczny GbylGNie. – odpowiedział niemal natychmiast, przeczesując sobie włosy ręką w geście totalnej rezygnacji. Ton jego głosu nie był zbyt pewny. Wyłączając w to otępiający paraliż ze strachu, brzmiał jakby wszystko było mu obojętne. Nie jest to oczywiście prawdą, ale do czystego fałszu też się nie zalicza. Bardzo nie chciał tego tak zostawiać, ale poczuł się też skrzywdzony, że Sebastian nigdy nie powiedział mu swoim problemie. Ba, okłamywał go przez te wszystkie lata, umiejętnie zbywając wszelkie jego pytania o pracę. Młodszy blondynek zawsze sądził, że zna Olivera jak mało kto i jest jedynym, który może połapać się, kiedy jego przyjaciel używa aktorskiego talentu, a kiedy jest z nim całkiem szczery. Niestety, ale właśnie oberwał pięścią prawdy, solidnie po pysku i to tak mocno, że choć tak naprawdę jej nie było, to i tak wymusiła ona na Eliocie bolesne skrzywienie. Cały czas grał? Jeśli tak.. to kim jest prawdziwy Sebastian? To nie ten roześmiany człowiek, z którym Eli rozmawiał przez te wszystkie lata o kompletnych pierdołach, zdając się na moment zapominać o całym bożym świecie? W głowie miał teraz wiele różnych obrazów. W jednej chwili szeroko uśmiechnięty przyjaciel… a drugiej ten sam bliski mu człowiek, do którego ustawia się kolejna obrzydliwych typów, gotów zrobić z jego pięknym ciałem co tylko im się żywnie podoba i… NIE, błagam! Dosyć. Nie chcę o tym myśleć! … ale i tak myślał dalej.
Dom publiczny GbylG Dlaczego nic mi nigdy nie powiedziałeś? – zapytał podnosząc na niego skrzywdzone spojrzenie, które w przeciwieństwie do tego w kawiarni, teraz naprawdę miało powód, aby okazywać smutek. – Ile lat to robisz? Jak długo wciskałeś mi tą gadkę o Twojej cholernej pracy w magazynie, sądząc, że wszystko jest w jak najlepszym porządku? Jak ja mogłem niczego nie zauważyć?! Co wieczór tutaj przychodzisz, rozbierasz się i dajesz się beztrosko pieprzyć pierwszemu lepszemu typowi, który zaświeci Ci przed mordą pliczkiem pieniędzy?! – z upływem czasu, jego cichutki głos przybierał na sile, finalnie kończąc rozgniewanym, zrozpaczonym krzykiem. Eliott połączył w głowie wszystkie wątki, które nagle nabrały sensu, który dla niego był jak wbicie noża w samo serce. Te wszystkie rany na jego ciele…  – Naprawdę uważasz, że to wszystko jest kurwa w porządku?! Jak byś się czuł, gdybym to ja co noc ściągał spodnie przed jakimiś zasapanymi dziadami, dając się chlastać nożem po plecach, ramionach i tyłku, przy okazji ochoczo go nadstawiając? Naprawdę byłoby Ci to obojętne, że ktokolwiek rżnie w dupę Twojego najlepszego przyjaciela, podczas gdy ty możesz w tej samej chwili siedzieć sobie spokojnie w domu i….. i kurwa malować jakieś zasrane obrazy…? – i w tym momencie trochę załamał mu się głos, a wszelkie pretensję zrzucił na samego siebie, co było zresztą doskonale i widać i słychać. Gdyby tylko wiedział.. nie.. nie ma żadnego "gdyby"... on powinien to wiedzieć. Nie ma prawa nazywać się jego bratem, skoro nawet tak oczywistej rzeczy nie był w stanie zauważyć.
Dom publiczny GbylGŻycie artysty jest trudne, bo niestety nie polega tylko na molestowaniu płócien kolorową farbą, tworząc jakieś mniej lub bardziej ładne dzieło. Często idzie to w parze z nadzwyczajną wrażliwością i zdolnością do łatwego przechwytywania uczuć. Eli niestety nie zaliczał się do bezdusznych gnojków, którzy widzą tylko czubek własnego nosa. Jego sposób odczuwania jest tak delikatny, że bardzo łatwo można go w jakiś sposób poruszyć. Co prawda nie zalewał się od razu łzami, jak jakaś kompletna ciotka, ale mimo wszystko umiał wyraźnie pokazać, że jest mu bardzo źle, no a teraz nie było mu nawet niedobrze. Było wręcz beznadziejnie. Chujowo beznadziejnie i chociaż bez mokrych policzków, to i tak jego nastrój był aż nader oczywisty. Czuł się zawiedziony, rozczarowany, oszukany, zraniony, niepotrzebny, głupi… ale chociaż źródłem jego wszelkich obecnych problemów był oczywiście Sebastian, ani myślał, żeby zostawić go w cholerę i żyć dalej bez żadnej puszczalskiej dziwki wśród znajomych. Nie. On go tak nie zostawi. Natychmiast podniósł się z ziemi i niezgrabnie wymijając wszelkie porozrzucane pierdoły, podszedł do przyjaciela.
Dom publiczny GbylGPowiedz mi… po co to robisz?! Dla pieniędzy? Sebby, ja Ci dam wszystko, bylebyś tylko nie musiał nigdy więcej tutaj przychodzić! Mogę więcej pracować… za nas dwóch. Możesz się nawet do mnie wprowadzić, do cholery... cokolwiek… – powiedział znowu lekko złamanym głosem, natychmiast wyjmując z kieszeni portfel i wciskając mu go na siłę do ręki. – Chyba.. chyba że ktoś Cię do tego zmusza. Jeśli tak to powiedz mi kto. Natychmiast go zapierdolę. – zadziwiające jak szybko potrafił zmienić ton z głosu z totalnej rozsypki, na pełną gotowość bojową. W normalnych okolicznościach podobne zdanie, brzmiałoby w jego ustach dosyć śmiesznie, w końcu to taka ciapa, że szkoda mówić, ale teraz zdecydowanie nie żartował. Był jak najbardziej poważny i naprawdę był w stanie zaraz wybiec z tego pokoju i powyrywać nogi z dupy każdego, kto przymuszałby jego przyjaciela do takich czynów. Jego wzrok mówił sam za siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.14 14:10  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
Eliott miał o tyle dobrze, że to nie na niego patrzono w ten sposób i to nie o nim stopniowo zaczynano mieć złe zdanie. Sebastian i tak przez cały czas czuł na sobie ciężar jego spojrzenia. Nawet przygarbił się nieco, jakby po kilku sekundach po prostu zaczęło go to przytłaczać i sprawiało, że także dopadała go bezsilność. Zresztą co miał mu powiedzieć? „Cześć, Eli. Tak, jestem pieprzoną dziwką, a dziś to mnie masz namalować. W końcu za to zapłaciłeś”? To nie wchodziło w grę. Nie potrafił otwarcie o tym mówić, skoro przez tyle lat nawet nie musiał i wszystko było na swoim miejscu. No, prawie wszystko. Zawsze czuł się okropnie ze świadomością tego, że Yves uwierzy we wszystko, co mu powie. Przecież tak nie mogło być do końca, wytłumaczył sobie w myślach. W końcu i tak złamałby się, przyznał do każdego swojego błędu i do tego, że spał już z niewiadomą ilością osób, a to powstrzymywało go od wszystkich wieczornych wizyt u najlepszego przyjaciela. Przykre, ale prawdziwe. Więc z jednej strony może i dobrze się stało...? Wreszcie znalazł się w sytuacji bez żadnego wyjścia, wreszcie nie miał nic do powiedzenia i mógł jedynie czekać aż blondyn wreszcie wybuchnie i powie mu, co o tym myśli.
„Nie.”
Miałeś się zgodzić, do cholery.
Westchnięcie mimowolnie wyrwało się z jego ust. Mimo wszystko wolałby przełożyć tę rozmowę na kiedy indziej, a nie na moment, w którym był w pracy. Jeszcze nie odważył się na uniesienie wzroku. Obrócił lekko głowę w bok, jakby tym bardziej chciał uniknąć konieczności patrzenia na niego. To był ten moment, w którym nawet oddech stawał się cięższy, bo w gruncie rzeczy najchętniej przestałby oddychać, skoro to mogłoby w jakiś sposób przerwać jego uczestnictwo w tej nieprzyjemnej scenie. Jakiś głosik w głowie cały czas dobijał się do niego, próbując wmówić mu, że powinien to wytłumaczyć, ale usta nie chciały współpracować. Inna część podświadomości przypominała mu, że nigdy się tego nie wstydził, a to, że ukrywał te informacje miały na celu wyłącznie ochronę jego młodszego znajomego – to nie był świat, do którego powinien zaglądać. Chciał odciąć się od rzeczywistości, skupić na czymś przyjemniejszym, jednak słuch nie mógł powstrzymać się od wychwytywania wszystkiego, co Eli miał do powiedzenia. Prawdę mówiąc jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by błękitnooki musiał go pouczać. Ta rola zawsze spadała na Olivera, bo wszystkim wydawało się, że z tej dwójki to właśnie Yves był tym, który potrzebował małej pomocy, by się ogarnąć. Tak naprawdę tylko Hyde miał świadomość tego, że tak nie było, ale nie odważył się o tym powiedzieć, bo w końcu to wiązałoby się poniekąd z wyjawieniem całej prawdy o sobie.
Tkwił w potrzasku i miał ochotę strzelić sobie w łeb.
Pewnie właśnie dlatego ― wydusił z siebie. Naprawdę ciężko było mu mówić z zaciskającym się gardłem. Można było bez problemu przyznać, że brzmiał tak, jakby nie był już sobą. Wiecznie rozradowany ton aktualnie wydawał się być pusty, ponieważ niebieskooki nie potrafił oddać całej skruchy, którą odczuwał. Nie potrafił też odpowiedzieć na wszystkie pytania, którymi wręcz bombardował go przyjaciel. Trzeba przyznać, że były właściwie sformułowane, ale zbolały ton przyjaciela nie pozwolił mu na to, by wypowiedzieć się w tym temacie. Głowa chłopaka ledwie uniosła się, by w ułamku sekundy znów wrócić na swoje miejsce w geście krótkiego przytaknięcia. Była to najdoskonalsza odpowiedź na wszystko. Po prostu tak. Tak właśnie było. Uważał, że wszystko będzie w porządku i dawał się rżnąć za pieniądze każdemu – nawet najpaskudniejszym typom i typiarom. W końcu ważna była zawartość ich portfeli, a on – jak to już z dziwkami bywało – po prostu nie miał wyjścia. ― Nie krzycz. ― Zmrużył oczy. Najwidoczniej zapomniał, że aktualnie to, że Eliott podnosił głos nie było jego największym problemem. Oczywiście! Ktoś mógł tu przyjść, podsłuchać lub nawet interweniować. Nie byli sami.
Przylgnął mocniej plecami do drzwi, chcąc uchronić się przed zbliżającym się do niego de Croÿ'em. Bezskutecznie. Ale może dzięki temu chłopak miał zrozumieć, że Sebastian nie chciał, żeby się do niego zbliżał. Przecież był brudny, zakłamany, a w dodatku nie był w stanie wyznać mu tego, dlaczego to wszystko robił. Odpowiedź nie usatysfakcjonowałaby jego kolegi, a raczej jeszcze bardziej podcięłaby mu nogi. I...
„Sebby, ja Ci dam wszystko, bylebyś tylko nie musiał nigdy więcej tutaj przychodzić!”
Przestań ― mruknął, ale gdy tylko blondyn wcisnął mu portfel do ręki coś w nim pękło. Palce odmówiły utrzymania przedmiotu, który zaraz runął na ziemię z cichym trzaskiem. Nie chciał żadnej pierdolonej litości. Nie potrzebował pomocy materialnej, a Yves doskonale wiedział, że nie chciał przyjmować od niego pieniędzy. Usta Olivera ściągnęły się w wąską linię, a złość, która w nim wezbrała nie pozwoliła mu spokojnie ustać w miejscu. Naprawdę nie chciał tego robić, ale ciało zareagowało samo, przez co nie szczędził sobie siły w momencie, w którym po prostu odepchnął od siebie przyjaciela, by zaraz zawiesić połyskujące gniewem i żalem spojrzenie na twarzy jasnowłosego. Dopiero teraz zdobył się na ten ruch. Teraz, gdy nie mógł już wytrzymać tego, że traktowano go jak poszkodowanego. ― Po prostu się zamknij! ― warknął i machnął gwałtownie ręką w uciszającym geście. ― Chcesz wiedzieć jak było? Świetnie. Robię to od pieprzonych czterech lat. I wiesz co? Tak, sądziłem, że będzie w porządku, ale oczywiście musiałeś się tu zjawić i wszystko rozpierdolić. I tak, sprzedaję się dla pieniędzy. Rusz głową, Eli! Po co innego jest się kurwą? ― Uniósł brwi. Gdyby swoim tonem głosu można było zadawać rany, Eliott na pewno dorobiłby się już kilku ran ciętych. ― I nie potrzebuję twoich pieniędzy. Wyobraź sobie, że nikt mnie do tego nie zmusza. Sam się zgodziłem. Na początku nie było łatwo, ale po czasie do wszystkiego można się przyzwyczaić. Tak, nawet do tego, że twój przyjaciel maluje sobie obrazy, podczas gdy samemu jest się rżniętym w dupę lub zajętym robieniem loda jakiemuś pieprzonemu napaleńcowi! ― Wplótł palce we włosy i odetchnął głębiej. Nie mógł powstrzymać drżenia, które wstrząsało całym jego ciałem. Nie chciał tego powiedzieć, ale jednocześnie nie miał wyboru. ― Może właśnie to mi się podoba? Wziąłeś to pod uwagę? ― Zamknij się, Sebby. Już wystarczy. Nie wystarczy.Ale oczywiście nie chciałbym, żebyś musiał znaleźć się na moim miejscu, więc lepiej będzie, jeśli po prostu sobie pójdziesz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.14 0:01  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny GbylG Eliott naprawdę miał wielkie zaufanie do Sebastiana. Wierzył w każde jego słowo, ponieważ starszy blondyn nigdy tak naprawdę nie dał się przyłapać na żadnym kłamstwie. Nawet ten najstraszniejszy sekret udało mu się zachować w tajemnicy przed Yvesem i to przez bite cztery lata, tak umiejętnie manewrując każdym słowem, że student naprawdę nie doszukał się niczego dziwnego w jego wypowiedziach. Przez ten cały czas mówił o magazynie i trzeba mu to przyznać, że wymyślił bardzo dobry kit. W sumie praca w tym miejscu rzeczywiście mogła być równoznaczna z późnym zostawaniem na noc. I faktycznie po jej wykonywaniu Sebastian mógł być kompletnie wycieńczony, zharowany jak pies i odznaczony niewielkimi rankami. Przenoszenie cięższych przedmiotów zawsze może skutkować wypadkiem i Eliott doskonale o tym wiedział, szczególnie, że on potrafił wyrządzić sobie krzywdę nawet przenosząc głupią sztalugę. Raz gdy chciał to zrobić, potknął się o porozrzucane pędzle i poleciał jak długi na ziemię, ryjąc przy okazji łbem o nieszczęsną, drewnianą konstrukcję. Na pierwszy rzut oka to naprawdę słusznie jest stwierdzić, że jedyną osobą, która potrzebuje pomocy i stałej opiekunki, jest Eliott. Ciamajdowaty chłopak, który nie dość, że cały czas chodzi ubabrany w kolorowej farbie, to jeszcze zdarza mu się odwalać zupełnie przypałowe rzeczy, jak choćby dzisiejszy okrzyk triumfu w kawiarni. Nawet teraz nie był zbyt schludnie ubrany. Niebieskie plamki na boku swetra, rozwiązany jeden but, rozczochrane włosy i lekko przekrzywione okulary, niby norma, acz w chwili obecnej niestety ani trochę nie przypominał standardowego siebie. Pomijając całą panikę, która wręcz od niego biła, wyglądał trochę.. dojrzalej? Trudno powiedzieć, że nagle sposób jego rozmurowania wydoroślał i już nie ma w sobie ani krzty z dawnego dzieciaka, ale gdy Eliott naprawdę się czymś przejmie, potrafi wyglądać poważnie. No, a teraz bynajmniej nie żartował.
Dom publiczny GbylG Nie uciszaj mnie. – powiedział, acz wbrew treści swojej wypowiedzi, ton jego głosu był nieco mniej krzykliwy. Dalej przejęty, skrzywdzony, ale jednak już się na niego nie wydzierał. Teraz raczej wlepiał w niego zniecierpliwione spojrzenie, tylko czekając, aż Oliver zacznie się tłumaczyć. Ouch, ileż on by dał, gdyby teraz wszystko okazałoby się tylko niesmacznym żartem. Nagle wyskoczyłaby rozradowana ekipa filmowa z głośnym „Zostałeś wkręcony przez MTV!”, wcześniej spotkane dziwki i alfons okazałyby się tylko dobrze przygotowanymi aktorami i aktorkami, a sam Sebastian nagle wyszczerzyłby się do niego w tym swoim złośliwym uśmieszku i, jak to on ma w zwyczaju, zmierzwił mu delikatnie włosy, mówiąc przy tym, że Eli ma teraz bezcenną minę. Tak. Dokładnie tego chciałby teraz młodszy blondynek. Co prawda wiedziałby, że najchętniej strzeliłby Hyde’a w pysk za tego typu żarty, ale w chwili obecnej uważał, że naprawdę wszystko byłoby teraz lepsze od wiadomości, że Twój najdroższy przyjaciel co noc daje z sobą robić, co tylko bogaci ludzie zechcą. – Bo niby jak ja mam reagować? Przemilczeć to i wyjść? Ja.. ja tak nie mogę, Seb. – dodał po dłuższej chwili milczenia, ponownie nerwowo przeczesując sobie włosy ręką. Gdyby już nie miał totalnej szopy na głowie, z pewnością zaraz by sobie ją zrobił.
Dom publiczny GbylG Pomimo wyraźnych znaków na to, że Sebastian naprawdę nie ma ochoty teraz z nim o tym rozmawiać, Eliott w żadnym razie nie odpuszczał. Oczywiście, czuł się skrzywdzony, w końcu został okłamany, oszukany, dźgnięto go prosto w delikatne serduszko, ale jednak.. przecież go z tym nie zostawi, prawda? Dla Yvesa Sebastian mógłby być nawet seryjnym mordercą, on i tak starałby mu się jakoś pomóc z tym problemem, nakłaniając do wybrania sobie lepszej drogi. Teraz go to wszystko cholernie boli, ale z pewnością cierpiałby jeszcze bardziej, gdyby tak nagle postanowił zignorować przypadłość swojego kumpla i pozwolić mu dalej na tak paskudne rzeczy. Postara się mu pomóc, nawet pomimo wyraźnych sprzeciwów, choć…
Dom publiczny GbylG „Po prostu się zamknij!”
Dom publiczny GbylG … momentami na pewno będzie ciężko. I zaczęło się. Sebastian zaczął mówić. Nareszcie, prawda? Teraz przynajmniej Eliott może wysłuchać co ten ma na swoje usprawiedliwienie. Szkoda tylko, że nic nie toczyło się według planu młodszego blondyna na szybką pomoc. Ba, z każdym kolejnym słowem de Croÿ czuł się, jakby to on zaraz zaczął wymagać dodatkowego wsparcia. Słowa Hyde’a naprawdę potrafiły zranić. Gdyby Eli miał wybierać pomiędzy zjedzeniem kilograma truskawek, chlastaniem się codziennie po mordzie nożem i generalnie wystawieniem się na stratowanie stada bizonów, a usłyszeniem rzekomych wyjaśnień Olivera, bez wahania wybrałby opcję pierwszą. Student nawet nie przypuszczał, że Sebastian mógłby go kiedyś tak okropnie zranić, jak robi to teraz. Każde słowo. Wszyściuteńko jest jak igła powoli wbijana w jego ciało, albo jak kolejna garść soli sypnięta na świeżą ranę.
Dom publiczny GbylG Przez bardzo długą chwilę… po prostu milczał. Ileż to mogłoby być? W rzeczywistości może jakieś piętnaście, dwadzieścia sekund, ale biorąc pod uwagę obecną sytuację, wszystko dłużyło się niemiłosiernie, jak godziny spędzone na dodatkowej matmie i fizyce. Eliottowi nie chciało się nic więcej już mówić. Słowa, które wypowiedział Sebastian zraniły go na tyle mocno, że chyba rozcięły mu struny głosowe, bo Yves czuł w gardle już tylko i wyłącznie bolesny ścisk. Nie zamierzał podsumować wszystkiego płaczem, bo z zaryczaną mordą raczej nie sprawiłby wrażenia kogoś, kto naprawdę mógłby mu pomóc. Mimo wszystko musiał jakoś odreagować te wszystkie negatywne uczucia, a robił to w całkiem naturalny dla siebie sposób. Przygryzał dolną wargę, włócząc się wzrokiem po pokoju, jak jakiś bezpański kundel. Co prawda tak jak wykonuje ten malutki gest w chwilach, gdy się bardzo mocno nad czymś zastanawia i raczej robi to delikatnie, tak w tym momencie o mało co nie pociekła mu krew. Ba, ale nie tylko na twarzy dokonywał na sobie autodestrukcji. Wbijał sobie paznokieć z palca wskazującego w kciuk i to u obu rąk. No, nie jest to od razu wielki zapęd masochistyczny, ale jak na niego takie zachowania są czymś wręcz kuriozalnym i całkowicie sprzecznym z jego lekką naturą nierozgarniętego dzieciaka. Poza tym on sam zaczynał powoli dygotać.
Dom publiczny GbylGP-podoba? Podoba Ci się coś takiego..?cholerny głos.. przestań drżeć! I naprawdę nie chcesz nic zmienić? – na błyskotliwsze pytania raczej nie było go stać w obecnej chwili, ale.. trzeba go po prostu zrozumieć. Został zgnojony przez własnego przyjaciela, możliwe, że pierwszy raz w całym życiu poczuł, że Sebastian naprawdę ma dość jego osoby. – Będziesz dalej pieprzyć się z kim popadnie? – ugh.. ten czasownik wypowiedział z olbrzymim trudem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.14 2:03  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
Praktyka czyni mistrza. W jego przypadku brzmiało to dwojako, aczkolwiek chodziło jedynie o samą sztukę aktorstwa. Kiedyś nigdy nie sądził, że przyjdzie mu wykorzystywać swój talent na przyjacielu z piaskownicy, ale jednak jego dobro stawiał ponad wszystko, a zdawał sobie sprawę z tego, że Eliott ciężko zniósłby takie wieści. A nie wiedział jeszcze o najgorszym, jednak Sebastianowi nie uśmiechało się mówienie o tym otwarcie. Zresztą nie zrozumiałby. Całym sobą udowadniał mu, że w ogóle tego nie rozumie. Oliver nie musiał pytać, by domyślić się, że o wiele wygodniej byłoby mu żyć w słodkich i niewinnych kłamstwach, niż z tą chorą świadomością, że raczył niewinnymi gestami kogoś, na kim spoczywała już niejedna ręka. To obrzydliwe – skomentował w myślach, jakby były to słowa, które za niedługo miał usłyszeć z ust Yvesa. Co wtedy by odpowiedział? Pewnie coś równie raniącego. Z każdą chwilą dochodził do wniosku, że najlepiej było obrócić blondyna przeciwko sobie. Zaślepiony złością, zapomniałby o tym, że to, co mu zrobiono było przykre. Znalazłby sobie nowego przyjaciela, z którym żartowałby nawet w kwestii poważnych tematów, którego prosiłby o rady i który nie puszczałby się każdej nocy. Zapomniałby o zakłamanej dziwce, bo nawet nie odczułby jej braku. Zresztą kim miał teraz stać się dla niego Hyde? Na pewno niczym więcej jak tylko zwykłym śmieciem.
Tak definiujesz przyjaźń Sebby?
Oczywiście, że nie tak. Zacisnął zęby, chcąc stłumić warknięcie i nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Właściwie był to jedyny ruch, który był w stanie wykonać, pomimo usilnej chęci spieprzenia stąd. Szczerze mówiąc, nie chciał, żeby de Croÿ znalazł sobie nowe towarzystwo, ale też nie chciał, by przez resztę czasu patrzył na niego w taki sposób. Na pewno już nic nie miało być takie samo, jak dawniej. Pomijanie tego tematu na pewno niczego by nie ułatwiło, bo prawdopodobnie uniknięcie go graniczyło z cudem. Możliwe, że od teraz trudniej byłoby rozmawiać im na te wszystkie normalne tematy, przy których nie nikomu z nich nie zdarzało się zaniemówić. Ta świadomość była przytłaczająca, szczególnie w tej chwili.
Być może tak byłoby lepiej.Mniej zbędnego zdzierania sobie gardła, dodał w myślach i właśnie to sprawiło, że miał ochotę uśmiechnąć się kwaśno lub w taki sposób, który niczym nie odróżniłby go od desperata. Był w kropce. Chciało mu się śmiać i płakać jednocześnie, ale ostatecznie żadne z tych emocji nie wstąpiły na jego twarz. Widniała na niej skrucha, złość, żal, a wszystko to z powodu jednego durnego potknięcia. Być może błagałby go o przebaczenie, gdyby nie to, że z pewnej perspektywy wcale nie było mu żal z powodu rzeczy, które pozwalał robić ze swoim ciałem. Traktował to jak rutynę, w którą prędzej czy później popada każdy pracujący. Rzecz w tym, że niebieskooki zwyczajnie nie potrafił z tego zrezygnować, pomimo tego, że błękitnooki był dla niego ważny, jednak z wyjątkiem przyjaźni nie łączyło ich nic, co sprawiłoby, że Eliott mógł poczuć się skrzywdzony. Za wyjątkiem drobnego oszustwa w wykonaniu osoby, w którą pokładał całą swoją ufność. ― Akurat to, że pracuję, gdzie pracuję, nie zaszkodzi ci w żaden sposób. Nie musisz o tym myśleć, ani nawet się tym przejmować. Daję sobie radę ― wymruczał pod nosem, dość niewyraźnie jak na niego. Z trudem było mu zachować spokój, gdy rozmowa zmierzała w coraz gorszym kierunku. Sam starał się uciekać spojrzeniem gdzie tylko popadło, byleby tylko nie złamać się w najgorszym momencie, chociaż i tak zdążył już przegrać wszystko.
Nie krzycz.
Starał się uspokoić samego siebie w myślach i nawet nie spostrzegł się, kiedy zaczął nerwowo skubać materiał rękawa szlafroku. Jednak chwilę później, w czasie tej dłużącej się ciszy, zerknął w dół, a świadomość tego, że za moment mógł wylądować całkowicie nagi przed jasnowłosym, z którym jeszcze dziś wyjaśnił sobie, że nigdy nie dojdzie do podobnej sytuacji, dobiła go jeszcze bardziej. Przylgnął plecami do drzwi i powoli osunął się na ziemię, podkulając nogi, całkowicie zasłonięte przez miękkie odzienie. Nie powinien wybuchać. Przez moment nawet żałował wypowiedzianych słów, choć nadal nie mógł powstrzymać drżenia ciała i pozbyć się tej pustki z różnobarwnych tęczówek, które teraz znów przewiercały spojrzeniem podłogę.
Dlaczego miałbym cokolwiek zmieniać? ― rzucił sucho i ściągnął brwi. ― Ja nigdy nie kazałem ci się zmieniać. ― Wiedział, że ten argument w świetle spraw był raczej kiepski. Eli nie szkodził samemu sobie, choć często bywał nieostrożny.
„Będziesz dalej pieprzyć się z kim popadnie?”
To go ugodziło. Niespokojnie ścisnął w palcach skrawek szlafroka. Nie podniósł wzroku na przyjaciela, jednak tym razem kąciki jego ust wykrzywił nikły uśmiech. Grymas ten, pomimo swojej delikatności, wcale nie kojarzył się z przyjemnym Oliverem, którego blondyn znał już od wielu lat. Było w nim coś paskudnego; coś, co w ogóle nie pasowało do jego ślicznej buźki. Wyraz ten zdawał się być gorszy, niż każda możliwa obelga, która mogłaby paść z jego ust.
A jak sądzisz? ― Wzruszył lekceważąco barkami. Wcale nie chciał mówić takich rzeczy, ale umysł reagował za niego: ― Oczywiście, że będę. Od tego tutaj jestem. Pieprzę się z kim popadnie. I tak, podoba mi się to. I przestań udawać, że masz coś przeciwko, bo jeszcze pomyślę, że sam chciałbyś skorzystać ― prychnął, odchylając głowę do tyłu i wreszcie swoim zbolałym wzrokiem uraczył jasnowłosego. ― No dalej, Eli. Co mam dla ciebie zrobić?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.14 22:48  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny GbylG Bo niby jak miał to wszystko zrozumieć? Prawdą jest, że Eliott nigdy nie przeżył tak wielkiej tragedii, jak Sebastian. On nie stracił rodziców i nie został pozostawiony sam sobie jako taki osierocony gówniarz bez pieniędzy i porządnego wykształcenia. Nie musiał martwić się o swoje życie w tak młodym wieku, acz dalej nie potrafił pojąć, dlaczego Oliver upadł tak nisko. Przecież nawet te kłamstwa, które opowiadał, mógłby jakoś urzeczywistnić. Był przecież całkiem silny i zręczny, więc z łatwością mógłby dostać pracę choćby w takim marnym magazynie. Nawet gdyby go nie przyjęli do tej roboty, Eliott cały czas był skory do pożyczenia mu pokaźnej sumki pieniędzy, wszak wtedy jeszcze nie musiał żyć na własny rachunek, a kasy miał od groma i trochę, dzięki opłacalnej pracy mamuśki jako modelki. Gdyby zaistniała tak potrzeba Yves byłby w stanie nawet przekonać w tamtym czasie swoją rodzicielkę, aby Sebastian się do nich wprowadził. Mógłby mu nawet zwolnić własne łóżko, byleby tylko zapobiec tej chwili, którą teraz został zmuszony przeżywać. Brak szacunku do własnego ciała to jedno, acz żeby nie odczuwać co do tego żadnej odrazy? Nie-do-po-ję-cia. Eliottowi było naprawdę bardzo przykro, że osoba, którą niegdyś uważał za swojego własnego bohatera, starszego brata, okazała się być kimś kompletnie innym. Słabszym, brudnym, obrzydliwszym. Sama myśl o Sebastianie, czy to o jego twarzy, czy to o wszystkich chwilach, które razem spędzili przez te wszystkie lata, napawała go teraz prawdziwym wstrętem. Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo… na dobrą sprawę czuł się teraz tak mocno zraniony, że naprawdę przeciekło mu przez myśl, żeby pozostawić to wszystko w cholerę. Mniej zmartwień, jego to przecież nie dotyczy! Więc w czym tkwi problem? No w tym, że choćby nie wiem co by się stało, Eliott dalej będzie czuł się w obowiązku wyciągnięcia przyjaciela z tego bagna i powtórne przywrócenie go do pionu. Oczywiście, że teraz trudno będzie im wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. Najpewniej minie jeszcze sporo czasu zanim ponownie urządzą sobie mały wyścig do kawiarni, zakłócając spokój klientom swoim głośnym, zdziwaczałym zachowaniem. Te chwile będą trudne do przywrócenia, ale Yves całym sobą wierzył, że nie niemożliwe.
Dom publiczny GbylGAle zaszkodzi Tobie, kretynie! – warknął wyraźne zirytowany zachowaniem przyjaciela. – A właściwie to już zdążyło zaszkodzić. Gdzie ty to miałeś.. – burknął wyciągając przed siebie rękę, przejeżdżając wolną dłonią po przedramieniu. – … tutaj? Zahaczyłeś o regał, tak? Ciekawe ile ten rzekomy regał zdążył Ci już za to zapłacić. – powiedział z delikatną drwiną, choć na niewiele było go stać w obecnej sytuacji. Bez wątpienia wspominał ranę przyjaciela, którą kiedyś zdążył u niego wypatrzeć. Pamięć miał nie najgorszą, więc doskonale zapisał sobie w głowie ten dzień. Wtedy naprawdę myślał, że Sebastian ma po prostu wyjątkowego pecha, albo to ten magazyn jest jakoś dziwacznie urządzony. Dzisiaj nie byłby już co do tego taki pewny. Połączył sobie w głowie wszystkie wątki i opcja, iż Sebastian daje się posłusznie chlastać nożem za pieniądze jest przecież bardzo prawdopodobna. W końcu bez wahania poszedł wystawić swoje nagie ciało na widok jakiegoś powalonego artysty, któremu zachciało się malować dziwki, więc czemu by się tak nie okaleczyć?
Dom publiczny GbylG  W momencie, w którym Sebastian postanowił osunąć się po ścianie, zniżając się do samego parteru, Yves jak na zawołanie również przykucnął naprzeciw niego. Pomimo iż wypowiadał tyle ostrych słów, jakoś nie widziało mu się patrzenie na Olivera z góry, jak na jakieś biedne zwierzątko. Wiedział, że czuł się już wystarczająco źle, więc lepiej będzie dalej utrzymywać mniej więcej ten sam poziom. Szkoda tylko, że raczej długo tak nie wytrzyma, bo mimo wszystko ta rozmowa była dla niego cholernie nieprzyjemna.
Dom publiczny GbylG Może dlatego, że ja nigdy nie robiłem za dziwkę, co? – no, rozpacz swoją drogą, ale Eliottowi naprawdę zaczynało brakować cierpliwości. Chyba przyzwyczaił się już do tego bolącego uczucia rozdeptanego światopoglądu, więc wszechobecna złość zaczęła udzielać się i jemu, wyraźnie przebijając się przez szczerą otoczkę smutku.
Dom publiczny GbylGChciałbym skorzystać, ta? – powtórzył i zaczęła delikatnie drgać mu powieka. Oj nie.. trochę przesadził. Nie po to przecież cały czas się gimnastykuje przy starszym blondynie, aby teraz zostać tak złośliwie skomentowanym. Ugodziło go to w serce, acz tym razem efektem tego ciosu była maksymalna irytacja. – Dobra. – powiedział i natychmiastowo podniósł się do pionu, robiąc ze dwa kroki w tył. – Zrób mi loda. W końcu „od tego tutaj jesteś”, prawda? – spojrzał na niego wyzywająco, zaplatając ręce na piersi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.14 2:57  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
Sam to sobie zrobiłem.
Oczywiście nie mógł powiedzieć tego na głos. W ciszy przyglądał się znajomemu, który przypominał mu o ranach, które swojego czasu zauważył. Trudno, żeby nie. Na każdą z nich znalazła się jakaś wymówka i każda z nich świetnie się spisywała. Musiał sobie jakoś radzić, choć takie czyny były równoznaczne z potrzebą pomocy. Tak czy inaczej nikt nie chciał się dowiedzieć, że jego najbliższy jest pierdolonym masochistą. Takie skaleczenia nie robiły na nim wrażenia. Właściwie specjalnie nie używał ostrych przedmiotów w sposób, który mógłby doprowadzić do jego szybkiej autodestrukcji. Nie chciał umierać. Chciał tylko na chwilę zapomnieć o całej reszcie.
Sobie? Jak widzisz, jeszcze całkiem nieźle się trzymam. ― Wzruszył barkami. Dość lekceważący stosunek jak na widok przejętego przyjaciela, któremu nie podobało się to, że obrywał. Nie powinien się temu dziwić, bo i sam nie byłby zadowolony, gdyby to Eliott ucierpiał przez kogoś. Jednak tym razem winnym był sam Hyde, a to były sprawy, na temat których niekoniecznie chciał rozmawiać. I nie zapowiadało się na to, by kiedykolwiek miał powiedzieć o swoich przygodach w trakcie ogromnego kryzysu. Ostatnio i tak już praktycznie tego nie robił, bo burdel zapewniał mu wystarczającą dawkę wrażeń.
Och, tak. W końcu tylko bycie dziwką może być dobrym powodem do wymuszenia na danej osobie zmiany. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem ― odparł sarkastycznie i uderzył się w czoło z otwartej ręki. Więc akurat to musiało stać się głównym problemem. Czuł się jak śmieć już przez samo to, że okłamywał Eli'ego już tyle czasu, nie potrzebował dodatkowego pouczenia ani uświadamiania mu, że faktycznie tym śmieciem był.
„Zrób mi loda. W końcu „od tego tutaj jesteś”, prawda?”
Mógł w ogóle o to nie pytać. Już w tej chwili uznał to za fatalny pomysł, aczkolwiek nie dał po sobie poznać, że przeżywał właśnie wewnętrzną walkę ze sobą. Przecież słyszał te słowa niemalże każdego dnia od kilku lat. Wywoływały w nim niesmak jedynie na początku, ale z czasem stały się ponurą rutyną, pracą taką, jak każda inna. Ale te słowa wydobywające się z ust przyjaciela, którego w normalnych okolicznościach nie dotknąłby w taki sposób, byleby niczego nie spieprzyć, doprowadzały go do wewnętrznego rozdarcia. Na krótką chwilę opuścił głowę, by ukryć rozgoryczenie, które wstąpiło na jego twarz. Przecież nie mógł okazać niezadowolenia! Był tu po to, by zadowalać, a teraz Eliott był tylko kolejnym klientem, z kolei Oliver sam to wszystko zaczął. Chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że oboje reagują pod wpływem emocji, słowo się rzekło. W takich miejscach należało uważać na to, o co się prosi, bo przeważnie się to dostawało.
Tak, właśnie od tego tu jestem ― rzucił sucho, ale gdy znów uniósł głowę, postarał się o to, by rysy jego twarzy złagodniały. Pierwszy raz miał ochotę go uderzyć, ale z drugiej strony był tak wściekły, że już bardziej zależało mu na podburzeniu pewności siebie Yvesa. Nigdy nie chciał, żeby pomyślał sobie, że ludzie, którzy go otaczają mogą być okrutni. Ale czy on właśnie taki nie był? Po tylu latach powinien wiedzieć, że pomimo okoliczności takie rzeczy po prostu bolały. ― Skoro tego sobie życzysz. ― Podniósł się z podłogi i poprawił szlafrok. W tym momencie każda czynność wydawała się atrakcyjna, byleby tylko odwieść to, co planował zrobić. Jednak to nie wystarczyło. Ostatecznie i tak zmusił się do pokonania dzielącej ich odległości. Jedna ręka kurczowo zacisnęła się na nadgarstku blondyna, dając mu do zrozumienia, że nie może uciec. Druga z kolei przesunęła się delikatnie po policzku de Croÿ'a. W obu z nich dało się wyczuć drżenie; nie wiadomo, czy wywołane niepewnością czy burzliwymi emocjami. Ale chyba najgorsze było w tym to, że przez cały czas patrzył mu w oczy z widocznym wyrzutem, choć wyraz jego twarzy nie wskazywał na wielkie poruszenie.
Mam rodzić to tak długo aż dojdziesz w moich ustach?
To pytanie nie chciało przejść mu przez gardło. Uścisk na nadgarstku błękitnookiego wzmocnił się na ułamek sekundy, choć ten drobny gest nie pozwolił na wyładowanie całej frustracji, która się w nim zrodziła.
Może wolisz się położyć? ― Nie zamierzał czekać na odpowiedź. Znów potraktował go niedelikatnie i szarpnął, by po tym pchnąć go na materac. Zaraz oparł się rękami o łóżko po obu stronach chłopaka i wsunął jedno z kolan między jego nogi, nie dając mu wielkiej możliwości ucieczki. I tak jego przyjaciel miał o tyle dobrze, że nie dobrał mu się do rozporka od razu. Nie potrafiłby. ― Jesteś pewien, że mam kontynuować? Mogę. Powiedziałbym, że nawet muszę to zrobić. W końcu za to mi zapłaciłeś. Ale spójrz na plusy! Pierwszy raz nie będą to pieniądze za nic ― koniec końców jego ton stał się warkliwy. Palce ugięły się, formując dłonie w pięści, aż czuł, jak paznokcie wbijają mu się w skórę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.14 22:29  •  Dom publiczny Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny GbylG Świadomość, że jego przyjaciel nie dość, iż robi za seksualną zabaweczkę dla przypadkowych, nadzianych osób, to jeszcze dodatkowo się samookalecza, byłaby dla niego naprawdę wyniszczająca. Chyba dużo łatwiej było mu przenieść swój gniew na wszystkie te obrzydliwe osoby, które świecą pieniędzmi przed nosem Sebastiana, zmuszając go jednocześnie do niesmacznych czynów, aniżeli na niego samego, który dokonuje na sobie aktu autodestrukcji. Co z tego, że robi to na niedużą skalę? Raz przejedzie żyletką i po krzyku? Kogo obchodzi, że Oliver tak naprawdę nie chce się zabić? W mniemaniu Eliotta każda osoba, która choćby świadomie przyłożyła sobie igłę do palca, ma nierówno pod sufitem. Nawet nie chcąc się pożegnać ze światem, takie krwawe zabawy z własnym ciałem, prowadzą do jego chociażby minimalnego wyniszczenia, co oczywiście nie było w żadnym stopniu akceptowalne przez młodszego blondyna. Gdyby tylko wiedział co Sebastian wyczynia z ostrymi narzędziami wobec siebie samego, z pewnością nie odstąpiłby go już na krok. Dałby mu plastikowe zabawki dla dzieci, obłożył jego salon poduszkami i samodzielnie kroił mu schabowego na obiadek, byleby tylko nie miał już żadnej możliwości, aby się zranić. No, bez wątpienia popadłby w paranoję, ale wszystko dla dobra przyjaciela!
Dom publiczny GbylGNie wyglądasz na kogoś, kto nieźle się trzyma. – burknął, bezwstydnie przejeżdżając po nim wzrokiem. Sam był teraz istną mieszanką wszelkich uczuć rozpoczynających się od beznadziejnego smutku, kończących na niewyobrażalnym gniewie, ale przecież widział, że z Sebastianem nie jest najlepiej. Podobnie jak de Croÿ, Hyde cały drżał. Chyba oboje nie wiedzieli, co sobie teraz o tym wszystkim myśleć. Yves dowiedział się, że jego kumpel jest męską prostytutką, a Oliver właśnie upokorzył się przed osobą, którą to on zazwyczaj starał się na wszelkie sposoby ogarniać i upominać. Przecież jeszcze kilka godzin temu starszy blondyn poprawiał mu sterczące włosy i otrzepywał ze śniegu, a teraz co? To samo duże dziecko właśnie patrzy na niego rozżalonym, acz zirytowanym spojrzeniem, będąc w pełnej gotowości, aby go zgnoić za wszelkie przewinienia.
Dom publiczny GbylG Zaraz mu przypierdolę…
Dom publiczny GbylG Zadziwiające jak łatwo przyszło mu zmienić nastawienie. Na początku myślał, że zwymiotuje własny żołądek, zalewając się przy okazji łzami, przez wszystkie nieprzyjemne rzeczy, którymi dostał po ryju w przeciągu kilku minut, a teraz.. teraz był naprawdę wściekły. Zachowanie Sebastiana przestało wzbudzać w nim natychmiastową chęć pomocy i choć dalej była ona u niego priorytetem podczas tej rozmowy, to i tak czuł, że ręka go świerzbi. Według Eliotta, postępowanie niebieskookiego było teraz zdecydowanie irytujące, pełne ironii i nie na miejscu. Nawet nie chciało mu się odpowiadać na jego bezsensowną odzywkę. Po prostu warknął coś nieprzyjaznego pod nosem i.. no.. dał się ponieść z lodem.
Dom publiczny GbylG Kpił sobie z niego, co osobiście trochę go bolało. Nigdy z niego nie żartował w tak parszywy sposób, ale emocje wzięły górę. Powiedział, co powiedział i musiał liczyć się z konsekwencjami. Szkoda tylko, że efekt jego obrzydliwej docinki, był nieco inny, niż sobie wyobrażał. Według niego normalną reakcją byłby wkurw. Oboje są już dosyć podirytowani, więc nagła szarpanina chyba żadnego by nie zdziwiła. Jednak… Sebastian postanowił zagrać nieczysto.
Dom publiczny GbylG Na początku po prostu nie zrozumiał przekazu. Jak to „skoro tego sobie życzysz”? O co mu chodzi? Może i nie był kompletnym idiotą, ale po prostu trzeba go zrozumieć. Nie spodziewał się takiego ruchu ze strony starszego kolegi. Bacznie obserwował każdy jego ruch i choć w żadnym stopniu nie uważał jego osoby za seksowną czy podniecającą, to i tak nie mógł oderwać od niego wzroku. Tak, tępego spojrzenia, które wbił w twarzyczkę znajomego, który teraz mógł nieźle się nim zabawić, choć na dobrą sprawę to Eli był przecież klientem! Kompletnie zdezorientowany blondynek, wlepił zszokowane spojrzenie w Hyde’a, gdy ten, zaczął delikatnie przesuwać swoją dłonią po jego policzku. Oczywiście w żadnym stopniu nie otrząsnął się ze zdumienia, gdy zorientował się, iż jego nadgarstek właśnie wpadł w żelazny uścisk ręki Sebastiana. Nie można powiedzieć, że zaczął panikować. Jego wyraz twarzy był raczej.. no, nie bardzo mógł pojąć, co się za chwilę może stać. Trybiki zaczęły mu chodzić dopiero wtedy, gdy został wbrew własnej woli pchnięty na łóżko.
Dom publiczny GbylG Pierwsza sekunda, druga sekunda, trzecia seku-…
Dom publiczny GbylG… wstań. – powiedział tonem, którego nawet on nie spodziewałby się po samym sobie. Coś jak zawiedziony zachowaniem własnego potomka rodzić, który właśnie przymierza się do wygłoszenia wychowawczego kazania. Choć Eli aż gotował się od gniewu, na jego twarzy była wypisana wręcz przerażająca powaga, co mogło wyglądać dość nietypowo, szczególnie, że właśnie znajdował się pod Sebastianem w.. no.. uległej pozycji. – Wychodzimy stąd. Ubieraj się. – rozkazał mu patrząc mu prosto w oczy rozzłoszczonym spojrzeniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach