Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 21.02.14 12:08  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Rzecz w tym, że Sebastian nie dałby zrobić z siebie stworzonka, o które trzeba dbać i którego trzeba pilnować na każdym kroku, byleby tylko nie zrobiło sobie nawet najmniejszej krzywdy. Był starszy i potrafił odpowiadać sam za siebie. Wiedział, że to, co robi jest złe – prawdopodobnie głównie dlatego nadal to robił. Tak łatwiej było oderwać się od wszystkiego. Wesołe chwile zazwyczaj potrafiły upłynąć straszne szybko, a wtedy znów zaczynały się schody, schody, które należało pokonać, skupiając się na czymś innym niż na zmęczeniu związanym ze wspinaczką na górę. Z pozoru to wcale nie było takie proste, ale najdziwaczniejsze połączenia pozwalały mu na odsunięcie się od przeszłości. Właściwie nigdy nie prosił się o to, by zostać sam. Nie mógł też przez cały czas siedzieć na głowie Eliottowi, bo tego już na pewno nie chciał. To ironia, że w którymś momencie twoim jedynym towarzyszem na stałe jest czworonóg. Z tym, że łatwiej byłoby się pogodzić z tą myślą już w podeszłym wieku. Nigdy jednak nie wspominał o tym, że jest źle. Wychodził z założenia, że wtedy było mu jeszcze gorzej, a kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą. Skoro potrafił czuć się dobrze w obecności kogoś innego, a przynajmniej udawać, że czuje się dobrze, po czasie będzie zdolny sam w to uwierzyć.
A co? Mam się cieszyć z tego, że mnie tutaj widzisz? ― Uniósł brew w pytającym wyrazie. ― Trudno czuć się dobrze, gdy przyjaciel patrzy na ciebie z niesmakiem, Eli ― mruknął, a kąciki jego ust wygięły się w kwaśnym uśmiechu. Zaraz jednak przełknął ślinkę, czując, że jego gardło powoli zamienia się w Saharę. Nawet ten odruch był już o tyle nieprzyjemny, że zaraz skrzywił się w niesmaku, znów zaciskając palce na materiale szlafroka.
Naprawdę nie chciał, żeby do tego doszło. Właściwie nie mógł wybaczyć sobie tego, że przez chwilę naprawdę pomyślał, że może mu zrobić te wszystkie obrzydliwe rzeczy. Może to należało do jego zadać zgodnych z cennikiem, ale przecież miał przed sobą tego nieokrzesanego Yvesa co zawsze. Mimo wszystko istniała między nimi pewna niewidoczna granica, której nie chciał przekraczać, bo wiedział, że po tym już nic nigdy nie mogłoby być takie same. Właściwie już to, co się stało wystarczyło, by jakoś zatrzeć zaufanie do siebie. A przynajmniej zaufanie de Croÿ'a do Hyde'a, chociaż po tym, co usłyszał niebieskooki, także sam nie czuł się najlepiej z myślą, że jego znajomy mógł bezczelnie o to poprosić, jakby nie było to nic wielkiego. Oczywiście, że nie było, ale tylko, gdy prosiła o to zupełnie obca osoba, chociaż i to brzmiało niedorzecznie. Blondyna uratowało to, że mimo wszystko był zdezorientowany tą sytuacją. Olivera nieco uspokoiła myśl, że na pewno tego nie chciał, a to, że znaleźli się w jednoznacznym położeniu było tylko i wyłącznie jego winą.
Mimo to spoglądał na niego z góry z widocznym rozdrażnieniem. Zmrużył oczy i zdawał się nie być ani trochę przytłoczony tym, że jego przyjaciel nie przypominał już siebie samego. Wystarczyła chwila, by zaczął tęsknić za tym beztroskim Eli'm, który o niczym nie wiedział. A dla odmiany miał ochotę przywalić mu w tą niewzruszoną gębę i – rzeczywiście – uniósł rękę wciąż zaciśniętą w pięść, przymierzając się do ciosu, który prawdopodobnie wyrządziłby mu poważne szkody. Pobielałe knykcie świadczyły o tym, że nie oszczędzałby się ani trochę. Coś musiało się stać, zmienić; coś, co sprawiłoby, że wreszcie by się zamknął i po prostu sobie poszedł.
Nie zrobisz tego.
Zrobię. Mam już, kurwa, dość.
Zamachnął się, ale pięść ponownie zderzyła się z materacem łóżka, tuż obok głowy chłopaka, który mógł wyraźnie odczuć, jak ten ugina się pod dość silnym naporem. Sebastian odetchnął głęboko i opuścił głowę. Grzywka znów nie pozwoliła na to, by jego przyjaciel dostrzegł wyraz jego twarzy, jedynie lekko rozchylone usta, z których wydobywał się już nieco płytszy oddech.
Nie zrobię.
Niespodziewanie nachylił się, by na chwilę oprzeć czoło o ramię Yvesa. Przysunął ręce bliżej, próbując objąć go w miarę możliwości. Wyszło to nieco pokracznie, ale nietrudno było się zorientować, że chodziło mu właśnie o to. Faktycznie zachowywał się jak dziecko, które teraz chciało załagodzić konflikt, chociaż i tak bezskutecznie. Choćby dlatego, że słowa, które później wyrwały się z jego ust wcale nie były pokrzepiające:
Przepraszam. Tak już po prostu musi być.
I tyle. Przynajmniej brzmiał już nieco spokojniej, jakby uświadomił sobie, że głupotą było to, że w ogóle próbował podnieść na niego rękę. Zaraz po tym odsunął się i usiadł obok na brzegu łóżka, wlepiając wzrok w ścianę.
Sam wróć do domu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.14 23:28  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny - Page 2 GbylG Niestety niektóre fakty dochodziły nieco wolniej do młodszego blondynka. Trochę po czasie orientował się, że ma sweter rozdarty na plecach lub koszulkę wywróconą na lewą stronę. Czasami potrafiło minąć nawet kilka godzin, nim łaskawie zorientował się, że ma całą twarz umorusaną farbą, w tak rażących kolorach, że przechodnie byli w stanie pomylić go z jakimś pokręconym uczestnikiem parady równości. Wtedy to sobie wstydu narobił.. tak czy siak, Eliottowi naprawdę ciężko jest zauważyć i przetrawić pewne fakty, a jeszcze ciężej jest mu coś z nimi zrobić. Nawet poprawianie fryzury w jego wykonaniu, pogarsza jego wygląd o jakieś sto razy, więc co dopiero zdziała w takiej delikatnej sytuacji, w jakiej znalazł się teraz? Nie wpadł na to, że jego przyjaciel może mieć problemy tak wielkiego kalibru i w ogóle nie przychodziło mu do łba, że Sebastian może nie oczekiwać od niego pomocy. Według Yvesa rzeczą naturalną była choćby próba wyciągnięcia znajomego z tego bagna, do którego wpadł, ale nie był jednocześnie świadomy tego, że zabiera się do ów pomocy w nieco lewy sposób. Zaślepiony przez swoje własne uczucia nie był w stanie podejmować słusznych decyzji. Niestety należy do osób, które łatwo ulegają emocjom i choć niekoniecznie zawsze to okazuje, bardzo łatwo jest go tknąć tak, żeby zabolało. Sebastianowi udało się to chyba pierwszy raz w całym swoim życiu, więc Eliott po prostu nie potrafił zareagować inaczej, niż tylko taką złością, smutkiem.. no.. ogólnie paniką. Na dodatek nie miał żadnego czasu, aby jakoś to wszystko na spokojnie zaakceptować. Te przeciągające się minuty milczenia niestety nie dawały zbyt wiele, szczególnie, że atmosfera dalej była bardzo napięta.
Dom publiczny - Page 2 GbylG Patrząc ze złością na twarz Sebastiana, wyglądał na bardzo pewnego siebie, co faktycznie nijak pasowało do jego prawdziwej, nierozgarniętej natury. W końcu jeszcze niespełna kilka minut temu cały zestresowany zbierał z ziemi jakieś malarskie pierdoły, niczym skołowany przedszkolak, któremu wysypały się kredki. Teraz przypominał raczej mroczną wersję siebie samego, która nie przyjmowała odmów, a przy okazji chyba potrafiła nieźle sprowokować. Cóż, samo zachowanie Eliotta było bardzo prowokujące. Ten błękitnooki to ma chyba do tego dar. Z półtorej minuty temu skutecznie – choć nieświadomie – przekonał Sebastiana, żeby potraktował go jak swojego zwyczajnego, standardowego klienta, a w tej chwili, idealnie wyszło mu wzbudzenie w Oliverze chęci trwałego uszkodzenia swojej niegdyś roześmianej buźki. No, ale to co charakteryzuje Eliotta to między innymi nagły zanik pewności siebie. Trochę się przestraszył tej podniesionej na niego pięści. Jako mały chłopiec często wdawał się w jakieś podwórkowe bijatyki, bo kiedyś było to przecież obowiązkową formą zabawy młodych przedstawicieli płci męskiej, ale w chwili obecnej, ta sytuacja ani trochę nie przypominała niczego śmiesznego.
Dom publiczny - Page 2 GbylG Sebby…? – wyszeptał niepewnie pod nosem, wbijając się w materac. Cóż, sam miał ochotę rozpierdolić buźkę swojemu przyjacielowi, ale przecież same wyobrażenia na ten temat nie mogą się równać z realną perspektywą zarobienia od kogoś w mordę. Zacisnął mocno powieki, zagryzł mocno zęby i już nadstawiał prawy policzek, jakoś tak instynktownie uznając ten lewy za ważniejszy i czekał.. no, długo zwlekać nie musiał, bo pięść Sebastiana szybko spotkała się ze swoim celem. TRACH! Boli? Nie..? Więc co się dzieje? Wolno otworzył oczy, przyłapując się na tym, że ściska w rękach materiał pościeli na łóżku. Cóż, widok przyjaciela w takim stanie był chyba równoznaczny z zarobieniem soczystego ciosu w pysk, bo było równie nieprzyjemne w odbiorze. Złość znowu jakoś z niego wyparowała, a chęć dopuszczenia się jakiejkolwiek krzywdy na Oliverze poszła w niepamięć w momencie, gdy ten opadł na niego i oparł się o jego ramię swoim czołem, starając się go w jakikolwiek sensowny sposób objąć. Chwila ta nie trwała zbyt krótko, ale tak naprawdę nie było potrzeby, aby ją niewiadomo jak przeciągać. Nawet bez dwugodzinnej sesji przytulankowej, ten skromny gest zmusił Yvesa do zmiany nastawienia. Bez wątpienia pomogły tu też słowa Sebastiana, które oczywiście nie miały prawa zostać w pełni usłuchane.
Dom publiczny - Page 2 GbylG Eliott leżał naprawdę długo, próbując jakkolwiek przetrawić co tu się właśnie stało. Zasłonił twarz rękoma, podświadomie uznając, że tak poczuje się w jakiś minimalny sposób lepiej. Cóż, dla niego tak wcale nie musiało być. Ba, nawet tak być nie mogło, ale stan psychiczny Yvesa wskazywał tylko i wyłącznie na to, że tą rundę akurat przegrał. Po przedłużającej się chwili – która na dobrą sprawę mogła trwać tylko dwie minuty – blondynek zerwać się z łóżka na równe nogi i bez słowa zgarnął swoją torbę i portfel, który gdzieś się zawieruszył. Wyszedł z pokoju bez żadnego słowa. Nawet nie obejrzał się za Oliverem, zostawiając go samego z poczuciem wstydu i – w razie jakby zapomniał, że sprawa dotyczyła Eliego – porozwalanymi po podłodze pędzlami.
Dom publiczny - Page 2 GbylG I co.. koniec? Cóż, z perspektywy Sebastiana tak mogło to wyglądać, ale przecież Yves nie miał prawa tak szybko się poddawać. Skoro Hyde chce być dziwką, to w taki sposób będzie traktowany, ot. Eliott z trudem przywołał na swojej twarzy uśmiech, sygnalizujący zadowolonego klienta, który tylko poszerzył się na widok wcześniej poznanego alfonsa. W tej chwili wydał mu się jeszcze bardziej odrażającą osobą niż przedtem, jednak aby wcielić swój plan w życie, student został zmuszony trochę poudawać. I biorąc pod uwagę fakt, że był teraz prawdziwym strzępkiem nerwów i totalnym wrakiem emocjonalnym z podburzonym światopoglądem, gra wychodziła mu całkiem dobrze.
Dom publiczny - Page 2 GbylG Spodobał mi się, jest zajebiście dobry. Aż chce się go nie tylko namalować. – powiedział z trudem wymuszając na sobie w miarę pewny siebie ton. Myślenie o Oliverze w taki sposób było cholernie obrzydliwe, ale w chwili obecnej innej drogi nie widział. Cóż.. dodatkowo trochę dołującym było, że gdyby tylko Sebastian zachowywał się cicho i trochę skupił na tym co się dookoła niego dzieje, to z łatwością mógłby usłyszeć, co jego młodszych kolega wygaduje. – Biorę go na wynos. Pieniądze nie grają roli. – dodał i od razu pokazał przed nosem facecika pliczek swoich ostatnich pieniędzy, jakie udało mu się wziąć ze sobą z domu. Skazał się na cały miesiąc pisany „jak przeżyć dzień za 5 złotych”, ale w jego przekonaniu nie było to aż taką wielką ceną, za wybawienie Hyde’a od prostytucji, choćby na te kilka godzin. Alfons z początku niechętnie, ale w końcu zgodził się na układ z Elim, który ostatecznie wpłynął na jego decyzję, dając mu jakiś swój bazgroł wyrwany ze szkicownika. Łuhuu.. talent pomógł mu w zakupieniu sobie dziwki na całą noc, yaay. Blondynek po ustaleniu wszystkiego z alfonsem wrócił do pokoju i ostatkiem swoich dobrych chęci, wyrecytował:
Dom publiczny - Page 2 GbylGJesteś mój na resztę nocy i mam pozwolenie zabrać Cię do domu. Ubieraj się. – powiedział w miarę spokojnym tonem, acz dopiero gdy stanął w odpowiednim świetle było widać, jak bardzo jest teraz blady. Cóż, nigdy nie sądził, że będzie pomagać Sebastianowi, jednocześnie perfidnie wykorzystując fakt, że jest prostytutką. Eli był teraz jego klientem, który na dodatek wycwanił od właściciela burdelu zgodę na kontynuowanie „uciech” w nieco innym miejscu. Chyba nie trzeba dodatkowo tłumaczyć, że czuł się z tym bardzo źle? - … i przepraszam za to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.14 13:58  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Gdy Eliott wybiegł w pośpiechu z pomieszczenia, Sebastianowi przemknęło przez myśl, że to koniec. Najwyraźniej blondyn mimo wszystko był zły i postanowił ulotnić się jak najszybciej, skoro dostał taką okazję. Spojrzenie różnobarwnych oczu przez długi czas błądziło po podłodze, ostatecznie zatrzymując się na porozrzucanych pędzlach, których błękitnooki nie zdążył posprzątać, najpewniej z nerwów zapominając o tym, że w ogóle je tutaj zostawił. Usta Hyde'a rozchyliły się lekko, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. I tak zadziałałby z dużym opóźnieniem, a Yves na pewno wybiegł już z domu publicznego i udał się do domu, byleby tylko nie znosić dłużej widoku tego miejsca ze świadomością, że jego zakłamany przyjaciel co wieczór sprzedaje tu swoje ciało ku zadowoleniu i przyjemności innych. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko pozbierać przybory chłopaka i zwrócić mu je przy jakiejś okazji lub – twierdził, że tak byłoby najlepiej – wysłać pocztą, żeby nie przypominać o swojej gębie i nie przywoływać na myśl tych wszystkich paskudnych obrazów.
Zsunął się z brzegu łóżka na podłogę i przysunął bliżej pędzli, które zaczął zbierać pojedynczo do ręki. Szło mu to nad wyraz mozolnie, jakby chciał odwlec w czasie przyjęcie następnego klienta. Bądź co bądź musiał tu jeszcze zostać. Po tym wszystkim nawet i jemu robiło się niedobrze na tę myśl, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że to minie. Kiedyś czuł się podobnie, więc doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że na dłuższą metę nic nie powstrzymałoby go przed ponownym przyjściem tutaj. Pochłonięty zamyśleniem, odruchowo zgarniał przyrządy do malowania, czasami przesuwając opuszkami palców po jasnych panelach, gdyż wyglądał tak, jakby nie widział tego, co miał przed oczami, ale koniec końców wszystkie zgubione przez Eli'ego rzeczy znalazły się w jego ręce. Palce zacisnęły się mocniej na drewnianych trzonkach, a Oliver wciąż siedział na ziemi, zmęczony niefortunnym dla niego wypadkiem.
Jakież to było zdziwienie, gdy ponownie usłyszał głos przyjaciela!
„Jesteś mój na resztę nocy i mam pozwolenie zabrać Cię do domu.”
Nie trzeba chyba mówić, że tego wcale nie chciał usłyszeć? W milczeniu odwrócił głowę w jego stronę i uniósł puste spojrzenie na przyjaciela. To takie głupie, że nawet on musiał dziś za niego zapłacić. Naprawdę nie chciał wychodzić z nim do domu, bo wiedział, że czekała ich niezręczna cisza, o ile de Croÿ nie zażyczyłby sobie czegoś więcej. W końcu praca to praca, nie? Wiązała się z wieloma rzeczami, które często robiło się z przymusu. Niebieskooki pokiwał głową, ale tak ledwo widocznie, że można było odnieść wrażenie, że ten ruch wiązał się dla niego z dużym wysiłkiem, nie wspominając już o podniesieniu się z ziemi, co uczynił zaraz po tym. Gdy zbliżał się do przyjaciela, zachowywał się niczym ktoś, komu za karę za chwilę mieli ściąć głowę. Zanim go ominął, wcisnął mu w ręce pędzle, po czym zniknął za drzwiami, najpewniej udając się po ubrania. Mógłby uciec w tym czasie, ale gdyby go przyłapano, miałby więcej problemów, a mógł zmienić trasę już po wyjściu z burdelu ze swoim nietypowym klientem. I po co mu było to wszystko? Mógł nie tracić pieniędzy na bzdety, skoro i tak niczego od niego nie oczekiwał.
Nie było go przez kilka minut, ale uwinął się całkiem szybko. Przynajmniej tym razem nie musiał zmywać z siebie brudów, choć miał szczerą ochotę wyszorować swoje ciało jeszcze raz. Obecność Eliott'a tylko przypominała mu o tym, że był brudny, ale jeszcze raz musiał stanąć z nim twarzą w twarz. Ale nadal się nie odzywał. Samym spojrzeniem dał mu do zrozumienia, że mogą iść, po czym odwrócił się, wetknął ręce do kieszeni i skierował się do wyjścia. Zanim opuścili budynek, otrzymał jeszcze sowitą zapłatę od swojego szefa. Trzeba przyznać, że w tej sytuacji głupio było mu przyjmować pieniądze za cielesne uciechy, jednak musiał zachowywać się naturalnie, więc żegnając się z alfonsem nawet wymusił na swojej twarzy uśmiech, jednak ten zniknął, gdy tylko odwrócił się od mężczyzny, by opuścić budynek jak najszybciej.
Pomimo tego, że odczuwał wyrzuty wobec swojego znajomego, nie podjął się ucieczki. Mimo wszystko było już późno, a jedno potknięcie nie było w stanie sprawić, by braterskie zapędy nagle z niego wyparowały. Gdyby pozwolił błękitnookiemu na samotny powrót do domu, zapewne przez resztę nocy martwiłby się o to, czy bezpiecznie dotarł do domu. To była jedyna motywacja ku temu, by odprowadzić blondyna do domu. Nie zamierzał się jednak odzywać, a i robił wszystko, byleby tylko nie patrzeć na niego. Już nawet nie z powodu drobnego urazu, a z powodu tego, że było mu zwyczajnie głupio. Mając ręce wciśnięte w kieszenie, przesuwał palcami po pliku banknotów w nerwowym odruchu. Już wiedział, co z nimi zrobić, ale to musiało jeszcze poczekać.
    z/t x2.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.14 15:36  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
To już kolejny dzień, podczas którego czuł sie źle. Gdyby nie to, że skrzętnie potrafił maskować emocje, zapewne wyleciałby na zbity pysk, czego wolałby uniknąć. W godzinach pracy nie powinien zastanawiać się nad własnymi problemami, a całą swoją uwagę poświęcać klientom, którzy liczyli na pełne zaangażowanie. Gdy sprzedawał im siebie, na chwilę udało mu się odganiać niepotrzebne myśli, które i tak powracały, skupiając się na sytuacji sprzed kilku dni. Do tej pory nie ośmielił się odezwać do Eliotta. Miał sobie za złe to, że wolał odciąć się na jakiś czas, czekając na cud i przebaczenie, choć skończył o nie prosić w momencie, gdy jego najlepszy przyjaciel chciał uparcie zacząć go zmieniać. Nie twierdził, że postępował dobrze, ale miał prawo decydować za siebie, a skoro ktoś nie potrafił tego zaakceptować, oznaczało to co najmniej tyle, że prawdopodobnie nie mógł na niego liczyć. Z tym, że błękitnooki chciał mu pomóc – może nie tak, jak sobie to wyobrażał, ale chciał. Wina leżała tu po obu stronach, ale było mu przykro, że skończyło się właśnie tak. Ich relacja przypominała teraz potłuczony dzbanek. Choćby spróbowali go posklejać, skazy nadal byłyby na tyle widoczne, że naczynie nie byłoby już tak piękne i idealne, jak przed niefortunnym wypadkiem. Kiedyś musiało się tak stać.
Tego dnia chciał wrócić do domu jak najszybciej, ale godziny jak na złość dłużyły się, a klientów nie ubywało. Wieczorny piątek przeszedł w sobotni poranek, co trudno było odczuć w zaciemnionych pomieszczeniach domu publicznego, dających złudne poczucie prywatności. Z odetchnieniem ulgi przyjął informację, że ma już wolne, a teraz, skorzystawszy uprzednio z prysznica, stał przed lustrem i dokładnie szorował zęby, chcąc pozbyć się ze swoich ust smaku ostatniego klienta. Był to jego osobisty rytuał, nawyk, którego za nic nie potrafił się pozbyć. Smętnym wzrokiem wpatrywał się swoją twarz, z której znów spełzły zdrowe rumieńce, ustępując miejsca ponurej bladości, która nie towarzyszyła jedynie zmęczeniu.
Znowu przesadził.
Wysunął szczoteczkę z ust i splunął pianą do umywalki. Biel znów zabarwiona była sporą ilością szkarłatu. Nie oszczędzał dziąseł, gdy w grę wchodziła dokładność. Chciał pozbyć się wszelkiego brudu, który mógł na nim zalegać, ale zdawał sobie sprawę z tego, że to niemożliwe. Przez dłuższy czas przyglądał się spienionej paście, nim wreszcie odkręcił wodę, która natychmiast porwała za sobą plwocinę. Opłukał szczoteczkę i wrzucił ją do niewielkiej kosmetyczki, którą w następnej kolejności schował do plecaka. Przepłukał usta i zakręcił wodę.
Mógł wrócić do domu. Wreszcie. Miał ochotę ułożyć się wygodnie na łóżku i zasnąć.
Założył kurtkę i zasunął ją. Zarzucił plecak ze swoimi rzeczami na barki i wyszedł z łazienki dla personelu. Dziś żegnał współpracowników i współpracowniczki krótkim skinieniem głowy. Przed wyjściem niechętnie odebrał swoją zapłatę i wsunął pokaźny plik banknotów do kieszeni. Niejeden mógłby mu pozazdrościć, chociaż nie obnosił się ze swoim majątkiem. Wciąż był tym samym, skromnym chłopakiem, co zawsze, jednak teraz wszystko wskazywało na to, że jedynie on to dostrzegał. Świadomość jego zawodu musiała zmienić całą postać rzeczy.
Padał deszcz.
Otworzywszy drzwi na zewnątrz, od razu zaklął pod nosem, ale mimo to nie zamierzał przeczekiwać kiepskiej pogody w tym budynku i od razu przekroczył próg, pozwalając drzwiom zamknąć się za nim. Nie miał kaptura, parasola, a krople deszczu już zaczynały moczyć jego blond włosy. W dodatku było chłodno, a przez samą skórzaną kurtkę dotkliwie odczuwał tę niską temperaturę. Ryzyko złapania choroby: wysokie. Chęć pospieszenia się do domu: znikoma. Dlatego właśnie ruszył wolnym krokiem do domu, pozwalając wypłakiwać się na niego samym aniołom. Przecież właśnie tego był godzien – pożałowania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.14 23:16  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny - Page 2 GbylG Poranek Eliego był wybitnie zły. Zacznijmy od tego, że w ogóle nie był porankiem, tylko środkiem nocy. Biedny student niestety nie miał czasu na pracę na pełen etat, więc chwytał się pierwszej lepszej roboty. Opiekun do dzieci, kelner, wyprowadzacz psów, ulotkarz… albo na chwilę przybierał twarz poważnego artysty, który zbiera zamówienia na obrazy. W sumie z tego wszystkiego było to najmilsze zajęcie, bo w końcu malowanie było całym jego życiem i nie sprawiało mu wiele trudności, aby naszkicować choćby najbardziej wymyślną fantazję swojego klienta. Tak czy siak ostatnio dosyć poważnie zaczynał podgryzać go w tyłek brak pieniędzy, dlatego zareklamował się w jakimś artystycznym kółku, że jest chętny na spełnianie zamówień odnośnie malowideł. No i tak to poszło.. ktoś się tym zainteresował, powiedział koledze, kolega powiedział koleżance, koleżanka powiedziała mamie, mama powiedziała psu, pies powiedział sąsiadowi i.. proszę bardzo. Mamy telefon w środku nocy od jakiegoś Japończyka, który wybrał się wraz ze świeżo upieczoną żoną w podróż poślubną, aż za daleki ocean, do innego miasta. Był tak pochłonięty miesiącem miodowym, że kompletnie zapomniał o różnicy czasu, budząc przemęczonego życiem blondyna w czasie, kiedy to jeszcze księżyc i gwiazdy okupowały niebo. Mężczyzna chciał, aby Eliott namalował dla jego żony obraz przedstawiający pole słoneczników, bo były to jej ulubione kwiaty. Chciał jej zrobić prezent niespodziankę i dać jej go, gdy tylko z powrotem wrócą do Japonii. Może ta historia byłaby dla blondyna romantyczna, ale nie kurwa mać o trzeciej w nocy. Tak czy siak z uśmiechem przyjął zamówienie i choć walczył z sennością, zgodził się na taki układ. Już przymierzał się do ponownego opadnięcia na poduszkę, kiedy dotarło do niego, że szczęśliwi małżonkowie wracają do domu dnia dzisiejszego, a on musi jak najszybciej ruszyć dupę i coś namalować. Wyskoczył z łóżka, zapalił światło i zabrał się do roboty, będąc kompletnie nieogarniętym. Piżama, rozczochrane włosy.. taka sytuacja. Choć zazwyczaj kończy swoje prace bardzo szybko, tak teraz był dodatkowo osłabiony przez niewyspanie i dokończenie obrazu zajęło mu bardzo dużo czasu. Ślęczał nad nim praktycznie do samego rana, a gdy w końcu uznał, że jest gotowy, zaczął powoli doprowadzać się do stanu względnej używalności. Ubrał się, umył, zjadł kromkę chleba i zaczął przymierzać się do wyjścia. Obraz miał trafić do rąk przyjaciela wcześniej wspomnianego Japończyka, który miał też Eliemu zapłacić za wykonane zadanie. Wszystko ładnie i pięknie, gdyby nie kilka istotnych faktów, które ujawniły się Yvesowi, gdy w końcu założył na nos okulary. Fakt numer jeden: obraz ma wiele niedociągnięć, które niestety bardzo rzucają się w oczy, a przynajmniej dla niego. Fakt numer dwa: powinien czym prędzej udać się w stronę klienta, aby dostarczyć zamówione malowidło. Fakt numer trzy: pogoda z niego zakpiła i postanowiła oblać ziemię rzewną ulewą. Super. Westchnął zrezygnowany i natychmiast zabrał się za poprawki. W trakcie naprawiania niedociągnięć, oczywiście cały wypaskudził się farbą. Nawet trochę bardziej niż zwykle, ale mniejsza. Zaraz po skończeniu pracy, zwinął obraz i zabezpieczył go folią, aby tylko nie przemókł, gdy będzie go taszczyć podczas tej ulewy. Założył buty, naciągnął kaptur na głowę i czym prędzej wyszedł z domu, żegnając się z Trevorem, każąc mu pilnować mieszkania podczas jego nieobecności.
Dom publiczny - Page 2 GbylG Deszcz nieprzyjemnie trzepał go po łepetynie, zmuszając niewyspanego studenta, aby chodził cały czas z głową spuszczoną na dół. Dodatkowo przez kaptur miał ograniczone pole widzenia, więc znacznie wzrosła szansa, że po drodze wpadnie na jakiś słup latarni. Co było w tym wszystkim dobre? Przechodził przez tą samą uliczkę, na której znajdował się znienawidzony przez niego dom publiczny, więc chociaż nie musiał na niego patrzeć. I wiecie co? Tak, Los znowu postanowił zakpić sobie z Eliego.
Dom publiczny - Page 2 GbylG Oczywiście nie zauważył nadciągającego w jego stronę Sebastiana. Gdyby tylko ogarnął go wzrokiem na pewno szybko by się ewakuował, skręcając w boczną uliczką. Jednak ze wzrokiem wbitym w ziemię, trochę trudno kojarzyć, co jest właściwie przed nim. Dodatkowo strasznie szybko zasuwał, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu przyjaciela swojego klienta, chroniąc się choćby na te kilka marnych minut od chłodu i deszczu. Z taką prędkością i nieuwagą oczywistym było, że Yves wpadnie na Sebastiana. I to nie wpadnie, w sensie spotka i tyle po nim. Zrobił to w wielkim stylu, buchając w niego jak podczas jakiegoś wypadku samochodowego. Siła zderzenia powaliła go na ziemię, która szybko dała po sobie poznać, że jest cholernie wilgotna i zimna.
Dom publiczny - Page 2 GbylGP-przepraszam, pana! – wybąkał zawstydzony, poprawiając przekrzywione okulary. Zdjął też kaptur, który na chwilę zakrył mu ślepia, skutecznie przysłaniając cały boży świat. Gdy tylko jego oczom ukazał się Sebastian zrobił strasznie zaskoczoną minę. Nie spodziewał się go tutaj i w sumie jakoś szczególnie nie chciał go spotykać, a już na pewno nie w takich okolicznościach. Prawda była taka, że nie był gotowy na ponowne ujrzenie jego twarzy. Cały czas czuł do niego ogromny żal, acz równocześnie coś w rodzaju gniewu. Nie potrafił z nim normalnie rozmawiać, więc jedyne co robił, to wgapiał się w niego z zaciśniętymi ustami, siedząc na mokrej, lodowatej ziemi, pozwalając deszczowi, aby spływał po całym jego ciele, sprawiając, że nie do końca zaschła farba, zaczynała się teraz brzydko rozmazywać po jego policzku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.14 22:06  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Nie tylko Eliott tego dnia nie zwracał uwagi na to, gdzie idzie. Sebastian także przestał obserwować otoczenie, przyglądając się powoli przemakającym trampkom. Pomimo tego, że patrzył pod nogi, nie ominął żadnej kałuży, jakby wchodzenie w każdą z nich było na swój sposób uspokajające. Chlup, plask, chlup. Zmrużył oczy i w którymś momencie po prostu z większą siłą nastąpił w nagromadzoną we wgłębieniu w chodniku wodę, wreszcie mogąc wyładować nagromadzone emocje. Od kilku dni to samo – niejasna sytuacja dawała mu w kość, a on nie potrafił wrócić tam i otwarcie porozmawiać o tym, co mu nie pasowało. Może – odkąd oboje dorośli – nie spędzali ze sobą aż tyle czasu, ale mimo wszystko całkowity brak, z którym właśnie się zetknął, dawał o sobie znać w dość nieciekawej formie. Powinno być mu przykro, a tymczasem złość kumulowała się jeszcze bardziej. Wykręcała mu wnętrzności i sprawiała, że ręce aż świerzbiły, żeby w coś uderzyć albo – co gorsze – w kogoś. Aż chciało się, żeby niektóre wybory były znacznie prostsze. Niby powinien z góry założyć, że jednostki powinny być najważniejsze, ale ludzie byli kruchymi istotami i stale odchodzili. Nie miał gwarancji tego, że długo mógłby się cieszyć zaufaniem Yvesa, skoro w tamtej jednej chwili już odniósł wrażenie, że stracił je bezpowrotnie. Do tej pory wychodził także z założenia, że wszystko można było ze sobą pogodzić. Pewnie, że nie było to proste, ale pewne granice nie pozwalały przyjacielowi ingerować w jego pożycie seksualne. Więc dlaczego, do kurwy?, mruknął w myślach.
ŁUP.
Nie zdążył już kontynuować swoich przemyśleń, gdy ktoś uderzył w niego z impetem. Prawie runął na ziemię naprzeciwko jegomościa, ale cofnąwszy się o dwa kroki, udało mu się jakoś odzyskać rezon. W tej chwili ani myślał założyć, że wina mogła leżeć też po jego stronie. Wściekłość, dotychczas uwięziona w nim niczym ładunek wybuchowy w bombie, czekający na zapłon, właśnie doczekała się swojego zapalnika. Blondynem wstrząsnęły drgawki, choć nigdy nie posądziłby się o to, że tak łatwo da się wyprowadzić z równowagi.
Patrz jak łazisz, dupku! ― warknął, krzywiąc się i marszcząc brwi w gniewnym wyrazie, który nie pasował do jego urokliwej, wręcz anielskiej buźki. Ktoś taki zawsze powinien się uśmiechać, ale tym razem bynajmniej nie było mu do śmiechu. Nienawistnie spoglądał na materiał kaptura, który przysłaniał twarz nieznajomego. Właśnie otrzymał idealną okazję ku temu, by odpowiednio wyrzucić z siebie całe gówno, które w nim zalegało. Przynajmniej na chwilę. Jego ręka wystrzeliła do przodu, a gdy już miał nią złapać chłopaka za fraki, nagle cofnął się jak poparzony z kompletnym zdezorientowaniem na twarzy. Spodziewał się każdego – żula z zaułka, jakiegoś dzieciaka, który właśnie spieszył się na zajęcia i obrał sobie tę parszywą ulicę za skrót – ale nie swojego najlepszego przyjaciela. W tym momencie sam miał ochotę paść na dupsko, bo nagle zwyczajnie spotulniał, chociaż widząc wyraz twarzy de Croÿ'a powinien znów poczuć się zgorszony. Nie wróżył niczego dobrego, a niebieskookiemu z ni z tego, ni z owego zrobiło się po prostu niedobrze. W głowie całą winę zrzucił na nerwy, które właśnie brały nad nim górę. I ta paskudna konieczność oczekiwania na to, co mu powie.
„Może mu pomożesz?” – gdzieś w ciszy przerywanej jedynie szumem deszczu, rozbrzmiał głos rozsądku, który zmusił Olivera do wyciągnięcia ręki ku błękitnookiemu. Ruch ten miał w sobie całe mnóstwo niepewności, ale chłopak miał szczerą nadzieję na to, że mimo urazu, młodszy kolega skorzysta z jego pomocy. Nie liczył na jakieś wielkie zmiany, ale to zawsze było coś. Spojrzenie różnobarwnych tęczówek znów lustrowało mokry chodnik.
Nie chciałem ― poprawił się. Z dużym opóźnieniem, oczywiście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.14 3:16  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny - Page 2 GbylG W sumie takie sytuacje zdarzały mu się całkiem często. Nie żeby codziennie wpadał na wszystkich przechodniów, finalnie lądując boleśnie na ziemi, ale żadną nowością to dla niego nie było. Już kilka razy porwał się na tak głębokie rozmyślania, że po prostu nie zauważył nadchodzących w jego stronę osób i bum, mamy stłuczkę. Zazwyczaj wychodził z tego bez większych uszczerbków na zdrowiu, a ludzie, którym dane było mieć tak bliskie spotkanie z Eliottem, raczej nie brali tego jakoś szczególnie do siebie, rozumiejąc, że był to po prostu wypadek. Niemniej jednak jakoś nieszczególnie się zdziwił, gdy zaczął dostawać opieprz od – jeszcze w tamtej chwili – nieznajomego przechodnia. Lało i było całkiem wcześnie. Wiadomo, że każdy w takich godzinach się śpieszy, a w szczególności goni czas, kiedy akurat deszcz pada ludziom na głowy. Sam Eliott miał przecież sprawę do załatwienia i wszelkie potyczki były nieumyślne, dlatego nie miał delikwentowi za złe, że się trochę zdenerwował, choć w przekonaniu młodszego blondyna, nazwanie jego osoby dupkiem było lekką przesadą. Kto wie co by się stało, gdyby nie podniósł głowy i nie odsłonił twarzy, przekonując się, że ma do czynienia z osobą, którą dobrze zna. Sebastian wziąłby go za fraki i sprał na kwaśne jabłko za to, że przypadkowo na niego wpadł? Swoją drogą.. Eliott chyba pierwszy raz widział go tak zdenerwowanego. Owszem, czasami bywał świadkiem jego wkurwów czy pomniejszych irytacji, ale zazwyczaj gdy z nim rozmawiał, na twarzy Olivera nie malowało się nic poza rozbawionym uśmiechem, a tu nagle taka zmiana. Ładna buzia powinna być ładnie ozdobiona, a zezłoszczone marszczenie brwi nikomu przecież nie pasuje.
Dom publiczny - Page 2 GbylG I co on miał teraz zrobić? Nie przygotował się do tego spotkania i kompletnie nie wiedział jak się w tej chwili zachować. Koniec końców nawet nie ustalił w jaki sposób odnosi się do osoby Sebastiana. Jeszcze nie osądził czy jest na niego obrażony, zły czy po prostu rozczarowany.. a może wszystko na raz? Oczywiście, robiło mu się niedobrze, gdy tylko sobie o nim pomyślał, bo to automatycznie przywoływało myśli o jego specyficznym zawodzie, ale przecież Oliver dalej był dla niego kimś ważnym i głupio było mu teraz zgrywać fochniętą laskę z PMS’em. Mimo wszystko ich ostatnie spotkanie nie należało do szczególnie przyjemnych, a skończyło się nagłym wybyciem starszego blondyna, co swoją drogą było niezgodne z zasadami jego zawodu, bo Eliott zapłacił za jego towarzystwo na całą noc. Pieniądze wyrzucone w błoto. W dzisiejszych czasach nawet dziwek trzeba pilnować, ush.
Dom publiczny - Page 2 GbylG Ciężkie westchnięcie wyrwało się z ust Yvesa, w końcu przerywając długą ciszę, jaka im teraz towarzyszyła. – Cześć. – odparł smętnie, co było do niego trochę niepodobne. W ogóle wydawał się mniej wylewny co zwykle. Normalnie od razu wyszczerzyłby się i podrapał zakłopotany w tył głowy, rzucając bezsensownym tekstem typu „Upsik! Mała stłuczka. Odszkodowanie jesteś mi winien!”, a tak to nawet nie wysilił się na głupi uśmieszek. Choć trudno mu się w tej sytuacji dziwić. Wiedział tylko, że siedzenie z dupskiem na mokrej ziemi, nie należy do jego hobby, więc naturalnie skorzystał z zaoferowanej mu pomocy, bo póki co nie brzydził się jego osoby na tyle, aby mieć opory przed dotknięciem Olivera. Podnosząc się do pionu, zaczął szukać wzrokiem swojej pracy, która podczas stłuczki wyleciała mu z ręki. Oczywiście siła zderzenia nie była aż taka duża, aby wywalić malowidło na trzy kilometry dalej, więc szybko odnalazł swoją zgodę i.. zrobiło mu się na jej widok słabo.
Dom publiczny - Page 2 GbylG Momentalnie zerwał się w jej stronę i szybko podniósł pracę z ziemi uważnie otaczając ją zrezygnowanym spojrzeniem. Cała ubabrana w błocie. Mokra, brudna.. cholernie nieestetyczna. Jedyne co pocieszało Eliotta to to, że ucierpiała tylko folia, a nie faktyczny obraz, jednak jak on się zaprezentuje, dając klientowi jego zamówienie w takim stanie? Dobrej reklamy sobie tym nie zrobi. Wrócił wzrokiem do Sebastiana, uprzednio próbując jakkolwiek strzepać to ziemiste cholerstwo z malowidła. I.. no.. cisza. Cisza przez długą chwilę. O czym on ma z nim rozmawiać? O pogodzie? Przecież oboje widzą, że leje, więc nie ma co się nad tym rozwodzić. Zresztą trochę trudno zaczepić o jakiś bezpieczny temat, mając w głowie myśl, że jego kumpel mógł wczoraj lub nawet dzisiaj uprawiać seks z większą ilością osób, niż liczba znajomych Eliotta.
Dom publiczny - Page 2 GbylGCo tu robisz? – zapytał w końcu trochę zdystansowanym tonem, acz nie niegrzecznym. Naciągnął z powrotem kaptur na głowę i westchnął cierpiętniczo orientując się, że świat przysłoniły mu kropelki deszczu osiadłe na jego szkiełkach. Taki żywot okularnika.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.14 0:16  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Nie na wszystko dało się być przygotowanym. Sebastian nawet nie liczył na to, że istnieje choćby marny procent szansy na to, że w tej dzielnicy trafi na Eliotta. Chłopak już ostatnio dał mu do zrozumienia, że nie chce mieć nic wspólnego z tym miejscem – może nie bezpośrednio, ale wystarczyło przypomnieć sobie, w jaki sposób potraktował Olivera jakiś czas temu. Niebieskooki szczerze wątpił, by po tych kilku tygodniach jego przyjaciel nagle zmienił zdanie i postanowił przyjść do niego, by wygłosić ckliwe przeprosiny. Nie liczył na to. W dodatku zdążył się już przekonać, że ostatnimi czasy passa mu nie sprzyjała, a spotkanie młodszego kolegi miało okazać się tylko kolejnym gwoździem do jego wyimaginowanej trumny. Czuł się głupio z powodu tego, że spotykali się w takich okolicznościach i – przede wszystkim – w tym miejscu. Równie dobrze mógłby wypisać sobie na czole, że właśnie wraca z burdelu, co nie pocieszyłoby Eli'ego. Zresztą na pewno ta oczywistość nie mogła umknąć jego uwadze. Było wcześnie, całe miasto jeszcze nie zdążyło się wybudzić, a on miał za sobą noc pełną wrażeń i teraz wreszcie mógł wrócić do siebie. Nie istniał żaden inny powód, dla którego miałby przechadzać się tędy jeszcze wczesnym rankiem. Jednak skoro Yvesa uderzyła taka, a nie inna świadomość, na pewno nie zamierzał skorzystać z jego pomocy. Mimo to niebieskooki czekał, mnąc w palcach wolnej ręki, zwisający mu u boku pasek plecaka. Czy tego chciał czy nie – ich długotrwały brak kontaktu nie zabił w nim wszystkich instynktów, które budził u niego de Croÿ. Sprawa była dość prosta, zatem, gdy tylko widział, że coś znowu się stało, nie siedział z założonymi rękoma, a od razu rzucał się za nim na głęboką wodę. Może tym razem nie było aż tak groźnie, ale mimo wszystko czuł tę nieodpartą potrzebę symbolicznej próby odegrania dobrego, starszego brata, choć wiedział, że musiał pożegnać się ze swoją ciepłą posadką. Gdyby było inaczej, już teraz śmialiby się z własnej nieudolności. Ale nie było.
Uniósł brwi w niemym zaskoczeniu, gdy student nie zamierzał krzywić się i uporać się ze wszystkim sam. Hyde przez chwilę stał sparaliżowany, ale na szczęście szybko odzyskał rezon, a kiedy młodzieniec stał już na dwóch nogach, od razu cofnął dłoń i odgarnąwszy z czoła lepiące się do skóry, przemoczone już do suchej nitki, blond kosmyki, wsunął rękę do kieszeni skórzanej kurki. Gdzieś tam, pomiędzy tymi krótkimi czynnościami, z jego ust wyrwało się ciche powitanie, które niemalże całkowicie zagłuszył szum deszczu. Niezależnie od własnej woli, odetchnął ciężko, uświadamiając sobie jak bardzo wolałby trafić teraz na kogoś innego. Kogoś, kogo mógłby bez słowa ominąć i pójść sobie w cholerę. Niby teraz także mógł tak zrobić, ale byłoby to nie w porządku, a bycie nie w porządku wobec błękitnookiego to ostatnia rzecz, na którą się pisał, choć po ostatnim kłamstwie odnosiło się inne wrażenie. Ale ukrywanie ważnej informacji opierało się wyłącznie na konieczności dbania o jego dobro. Gdy nie wiedział, był o wiele bardziej wesoły niż... teraz.
Przyglądał się jasnowłosemu w milczeniu, choć bardziej zainteresował go przedmiot, który uparcie próbował doczyścić, ale tym razem już nie był w stanie zaoferować mu niczego, co powinno uporać się całkowicie z błotem zalegającym na folii. Jedynym pomysłem było chwilowe skorzystanie z domu publicznego za sprawą dobrych kontaktów z jego pracownikiem, ale byłby kompletnym idiotą, gdyby w ogóle to zaproponował. Już dość konfliktów.
„Co tu robisz?”
Nerwowo szarpnął za pasek, który do tej pory trzymał w ręku, po czym z ociąganiem uniósł wzrok ku twarzy znajomego, błądząc nim gdzieś po drodze, byleby tylko odwlec tę konieczność. Tym razem już nie mógł dać po sobie poznać, że ostatnio czuł się znacznie gorzej. Przygryzł policzek po wewnętrznej stronie, zanim uraczył chłopaka jakąkolwiek odpowiedzią:
Właśnie wracam do domu.
Uznał to za najbezpieczniejszą odpowiedź. Reszty i tak nie musiał dopowiadać. Nawet, jeśli Eliott o wszystkim wiedział, nie oznaczało to, że Oliver zamierzał otwarcie obnosić się ze swoim zawodem i za każdym razem zaznaczać, że nie przestał być dziwką i najwyraźniej nie zamierzał przestawać. Chciałby, ale to było silniejsze od niego. Bliskość drugiego ciała i euforia z nią związana. W dodatku tu nikt jej nie szczędził.
Spieszysz się gdzieś?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.14 23:16  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny - Page 2 GbylG Nie wiesz jak zacząć? Kompletna pustka w głowie i brak chęci na wyrzyganie jakichkolwiek literek, aby skleić porządny post? Pisz o pogodzie! Tak więc uwaga, proszę państwa, szykuje się akapit w pełni poświęcony warunkom atmosferycznym z jakimi przyszło zmierzyć się dwójce przyjaciół w dniu dzisiejszym. No więc generalnie to była chujnia. Atrakcyjne pogodynki co prawda ostrzegały przed takim obrotem spraw, jednak każdy miał w sobie ten polski pierwiastek, odpowiedzialny za narzekania i nikt nie był w stanie się oprzeć pokusie, aby poprzeklinać sobie na spadające z nieba łzy aniołów. No bo co? Nikt nie lubił moknąć, a przynajmniej Eliott nie był jakimś wielkim fanem wody. Nienawidził brzydkiej pogody w okresie jesieni, zimy i wczesnej wiosny. Dlaczego? Bo akurat zawsze wtedy było się obciążonym masą ubrań, chroniących – czasem nieskutecznie – od mrozu i chłodu i jak się nagle tak porządnie nasiąknęło tym cholerny H2O, to nie dość, że zaczynało się odczuwać zwyczajny dyskomfort, to jeszcze waga wzrastała dwukrotnie i można było poczuć się jak jakiś ociężały słoń. Mokra kurtka, płacz i czapka czy jest coś gorszego w mokre dni? Oczywiście! Wilgotne włosy. Eliott miał to szczęście, że jego czupryna, choć wyglądała na dziką i przez nikogo nieujarzmioną, to jednak nie rozpoczynała szaleńczych zawijasów, przy każdym kontakcie z wodą. Kudły mu się nie kręciły, ale za to oklapywały, a grzywka przylepiała mu się do twarzy, wprowadzając go w stan czystej irytacji. Dlatego też zawsze gdy był już zmuszany do wyjścia w taką depresyjną pogodę, nakładał na łeb kaptur, a dzień dzisiejszy bynajmniej nie był wyjątkiem. Uwadze Yves’a nie umknęło jednak to, że Sebastian chodził po dworze z kompletnie nagą głową. Nie wystarcza mu, że świeci golizną przed nieznajomymi ludźmi z kasą? Goły tyłek to za mało? Łepetynę też musi narażać na nagość, która w takich warunkach mogła skutkować przeziębieniem? Eliott nigdy nie miał tak silnych opiekuńczych instynktów wobec Sebastiana, bo koniec końców to on zazwyczaj potrzebował opieki, ale teraz jakoś go tak tknęło. Po części brzydził się jego osobą, a temat prostytucji nie uciekał mu z głowy ani na chwilę, ale nie chciał, aby Oliver przypadkiem się przeziębił.
Dom publiczny - Page 2 GbylGNie masz parasola? Albo chociaż kaptura? – zapytał próbując ogarnąć wzrokiem ubiór przyjaciela, acz było to trochę trudne zważywszy na krople deszczu osiadłe na szkiełkach jego okularów. Koniec końców nie wyczaił niczego i był zdany tylko na informacje Sebastiana, które miał nadzieję otrzymać. – Przeziębisz się. – mruknął bez większego entuzjazmu. Normalnie już zarzuciłby mu swój szal na łepetynę i zawiązał go, jak jakiejś starej babci spod kościoła, ale teraz czuł się przy nim jakoś dziwnie spięty. Dalej bardzo chciał zapytać o wiele rzeczy, jednak zdrowy rozsądek znacząco mu tego odmawiał. Przynajmniej na razie jeszcze się od tego powstrzymywał.
Dom publiczny - Page 2 GbylGWłaśnie wracał do domu? Interesujące. Ciekawe skąd. Godzina: całkiem wczesna. Miejsce: podejrzane. Podejrzenia: jak najbardziej bliskie prawdy. I co tu dużo mówić? Eliott oczywiście tego nie pochwalał. Nawet zrobił trochę zirytowaną minę, gdy został uraczony taką odpowiedzią. Niemal natychmiastowo przerwał rozpaczliwe strzepywanie błota z folii malowidła, by przenieść wilczy wzrok na twarz przyjaciela. Przez krótką chwilę nic nie mówił, ale nie zdążył się porządnie ugryźć w język, aby zaraz nie popełnić wielkiego błędu.
Dom publiczny - Page 2 GbylGTak. Do klienta. Z tą różnicą, że ja otrzymam pieniądze bez niepotrzebnego poniżania się. – warknął podnosząc trochę łeb do góry w trochę wyzywającym geście. Zachciało mu się kłócić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.14 11:40  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Akurat chłód był ostatnią rzeczą, na którą zwracał teraz uwagę. Można powiedzieć, że był zbyt spięty, żeby przejmować się warunkami atmosferycznymi. Stres też robił swoje i na swój sposób rozgrzewał go od środka. W ciężkich chwilach zawsze wydawało się, że powietrza jest zbyt mało, więc nie zważając na chłodne powietrze, co jakiś czas lekko rozchylał usta, by zaciągnąć się większym haustem zbawczego tlenu. Już tęsknił za tymi luźnymi rozmowami, którym nic nie stało na przeszkodzie. Po prostu rozpoczynały się, później bogato rozwijały i wreszcie kończyły, przy czym ich zakończenie zwykle bywało szczęśliwe. Teraz trudno było w ogóle mówić o szampańskim nastroju. Brak uśmiechów, a właściwie niemalże nieustającego, radosnego rechotu przecinał wątłą nić porozumienia, wprowadzając chaos w ich życie codzienne. Myślał, że Eli po prostu potrzebował trochę czasu, by przemyśleć sobie wszystko, żeby przy następnym spotkaniu znów uśmiechnąć się i powiedzieć, że to nic takiego, że nadal będzie między nimi w porządku. Cóż, przeliczył się, choć drobny promyk nadziei pojawił się, gdy z ust chłopaka padło z pozoru błahe pytanie, a jednak świadczące o tym, że Sebastian nie był do końca skreślony. Przecież po co Yves miałby przejmować się kimś, kto budził w nim odrazę?
Było jeszcze za wcześnie, by skakać z powodu drobnostek, ale Oliver poczuł się odrobinę lepiej, gdy młodszy blondyn zwrócił uwagę na jego ubiór, który nie był adekwatny do pogody. Niebieskooki postanowił jednak machnąć na to ręką, święcie przekonany, że poradzi sobie i bez tego. Fakt faktem, że bycie przemoczonym nie było przyjemne, ale już za jakiś czas miał mieć możliwość przebrania się, także nie było na co narzekać.
Nic mi nie będzie. Gdy tylko wrócę do siebie, od razu się wysuszę ― zapewnił, starając się ubrać słowa w jak najluźniejszy ton, ale w praktyce wyszło to pokracznie. Od razu skarcił się w myślach za swoją aktualną nieudolność, jednak był zbyt przybity, by udawać, że jest inaczej. Nawet najwybitniejsi aktorzy potrzebowali chwili przerwy dla siebie. On miał ochotę zaszyć się znowu w swoim domu i nie wychodzić. Przynajmniej nie byłby narażony na spojrzenia podziwu otoczenia, na które już nie zasługiwał lub... na ostre słowa napotkanych osób. To one przypominały o tym, że samotność bywała jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, które mogły spotkać człowieka. Pośród niej istnieliśmy tylko my i nikt inny, kto mógłby z premedytacją zmiażdżyć nam serce.
Teraz tak właśnie się poczuł.
Na początku otworzył szerzej oczy, zaskoczony zmianą nastawienia przyjaciela. Jego pierwsze wrażenie ograniczyło się do tego, że właśnie miał omamy słuchowe. Bo jak to tak? Najpierw stara się dbać o jego dobro, a później pluje mu w twarz jadem? Musiał kilkakrotnie powtórzyć sobie jego słowa w głowie, nim wreszcie dotarło do niego, że spojrzenie, którym obrzucił go właśnie de Croÿ w zupełności pasowało do słów, które myślał, że usłyszał, a teraz już na pewno usłyszał. Mogło obyć się bez tego, naprawdę. Jego życie było już wystarczająco pełne.
Opuścił głowę, jakby w milczeniu chciał przyjąć do siebie gorzkie słowa. Może zamierzał okazać skruchę? Nie. Gdyby błękitnooki mógł teraz dokładniej przyjrzeć się jego twarzy, dostrzegłby grymas złości, który się na niej wymalował. Jasnowłosy przygryzł nerwowo dolną wargę, zaciskając dłonie w pięści. Cała złość, która jeszcze przed momentem go opuściła, postanowiła powrócić wielką falą i wstrząsnąć wszystkimi komórkami jego ciała, które objawiły się widocznym drgnięciem chłopaka. Nie zapanował nad mimowolnym odruchem. Gdy zamachnął się ręką, było już za późno na jakikolwiek odwrót. Wymierzył siarczysty policzek Eliottowi, ale gdyby nie to, że w ostatnim momencie rozłożył palce, młodzieniec musiałby męczyć się z przetrąconą szczęką, a Hyde nie wybaczyłby sobie tego do końca życia. Teraz nie żałował, że to zrobił. Zadarł głowę wyżej, obrzucając kolegę gniewnym spojrzeniem.
Coś jeszcze? ― warknął, unosząc na chwilę górną wargę w równie niezadowolonym wyrazie. ― Rzygam już tymi docinkami, Eli. Myślisz, że będę sobie na to pozwalał za każdym razem? Nie ma, kurwa, mowy! ― nie powstrzymał się od podniesienia głosu, choć nie uważał, by był to temat do rozmów na ulicy. ― Nie musisz mi przypominać kim jestem, bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Widocznie muszę wykrzyczeć to tu, na ulicy, żeby dotarło do ciebie, że to się nie zmieni. Co? Mam zakomunikować wszystkim przechodniom, że jestem dziwką? Wierz mi, nie lubię się z tym obnosić, co pewnie sam zdążyłeś stwierdzić, ale skoro to konieczne, nie ma sprawy! ― rzucił, nie szczędząc sobie ironii. W tym samym czasie odwrócił też wzrok od znajomego i zaczął rozglądać się po okolicy, jakby faktycznie zaczął wypatrywać jakiegoś przypadkowego przechodzącego i zakomunikować mu, że wieczorem za odpowiednią sumę będzie mógł się nim zabawić. Tego chciał?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.14 20:28  •  Dom publiczny - Page 2 Empty Re: Dom publiczny
Dom publiczny - Page 2 GbylG Ogólne napięcie było wyczuwalne i to nawet bardzo dobrze. Zresztą, kto się w ogóle łudził, że tak szybko będzie znowu normalnie? Eliott, chociażby. Przecież dla porównania mieli swoje poprzednie spotkania. Dla przykładu weźmy to ostatnie, kiedy jeszcze młodszy blondyn żył w błogiej nieświadomości. Yves przywitał Sebastiana krzykiem „orientuj się!”, próbując zwalić go na biały puch, całkowicie przemaczając ubrania aż do suchej nitki. Finalnie sam skończył jak zmokła kura i śmiejąc się jak popapraniec, wstał i zaczął luźną pogawędkę z przyjacielem, co jakiś czas w duchu zaśmiewając się z siebie za mokry tyłek, jakim ówcześnie świecił. Później się ścigali, Eliott ponownie zrobił z siebie pośmiewisko, ale przecież i tak nie było mu z tym bardzo źle, bo czuł, że ma poparcie w swoim najlepszym kumplu. Zjedli ciacho, wypili kawę i co.. pożegnali się. To była dla nich normalność. Wygięte twarze w dziecięcym lub szaleńczym uśmiechu, głupie żarciki i narcystyczne wychwalanie swojej własnej osoby. Docinki, pseudo sprzeczki i zabawy godne łobuziaków z przedszkola. A teraz co? Żaden z nich nawet się na swój widok nie uśmiechnął. Ta niepewność i sztuczna atmosfera, próbująca jakoś załagodzić stres związany z rozmową. Nienaturalna rozmowa, która byłaby na miejscu dla osób, które widzą się pierwszy raz w życiu, ale nie dla ludzi, którzy znają się już bite.. siedemnaście lat?! Jeszcze rok, a ich znajomość osiągnie pełnoletniość, więc generalnie na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest między nimi nie tak. A nieudolne próby zamaskowania tego, zdawały się jeszcze bardziej to zaznaczać. Dlatego niedziwne, że Eliott długo nie wytrzymał z tym pozornym spokojem.
Dom publiczny - Page 2 GbylGSprzeciwiał się takiemu obrotowi spraw i miał serdecznie dosyć jakiegokolwiek udawania. Nigdy nie zaakceptuje takiego stanu rzeczy i niestety nic nie jest w stanie nakłonić go do zmiany zdania. Według niego to co robił Sebastian było obrzydliwe, straszne, niesmaczne, głupie, idiotyczne, a przede wszystkim niegodne tak cudownej osoby, za jaką dotychczas uważał go Eliott. Ktoś taki nie powinien codziennie oddawać swojego ciała dla pieniędzy. Miał być starszym bratem, a stał się kim? Teraz widzi tylko kumpla z problemami.. znaczy.. widziałby, gdyby przy okazji nie przysłaniał go gigantyczny transparent z napisem DZIWKA!!!.
Dom publiczny - Page 2 GbylG Mimo wszystko nie spodziewał się uderzenia. Wiedział, że Sebastian nie zareaguje inaczej, aniżeli złością, jednak coś takiego było dla niego naprawdę nieprzyjemną niespodzianką. Przecież oni nigdy nie robili sobie umyślnie krzywdy, oczywiście pomijając już te niewinne, dziecięce szturchani, kiedy to i tak nikomu nic poważnego się nie działo. Jego głowa mimowolnie zwróciła się na bok , a Eli instynktownie zrobił krok do tyłu, łapiąc się za uderzone miejsce.  
Dom publiczny - Page 2 GbylGOuch! – pisnął czując cholernie nieprzyjemne pieczenie. Niemal od razu zaczął rozmasowywać bolący policzek, dopiero po czasie poprawiając okulary ułożone w dziwnej pozycji na jego nosie, po tym, jak przekrzywiły się po uderzeniu. Kiedy tylko skończył, obrzucił przyjaciela rozgniewanym spojrzeniem, w końcu odsłaniając mocno zaczerwieniony ślad ręki Olivera. Szybko mu to nie zejdzie, o nie.. szczególnie, że dalej cholernie go piekło. – Jasne! Dawaj! Pogrążaj się jeszcze dalej, dziwko! – warknął obrzucając go pogardliwym spojrzeniem. – Tamta laska jeszcze nie słyszała. Reklamuj się! Głośniej! – wykrzyczał, pokazując na przypadkową dziewczynę, która właśnie szybko przemierzała ten sam odcinek ulicy, zręcznie starając się nie zwracać na siebie uwagi. I tak dobrze, że z racji na wczesną porę nie było na tej drodze zbyt wielu ludzi, bo zrobiłoby się z tego całkiem mocne przedstawienie. – Chyba, że wolisz w pełni poświęcić się swoim stałym klientom… co jadłem dzisiaj na śniadanie? Jaja z parówką? Sssmaczneee byłoooo? – czuł, że powoli zaczyna przeginać, acz wściekłość, która teraz przez niego przemawiała była silniejsza, niż głos zdrowego rozsądku. Stąd też nic nie powstrzymywało go przed wyzywaniem i naśmiewaniem się ze starszego kolegi, choć trzeba mu przyznać, że cały czas wypowiadał słowa z nutą goryczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach