Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

c z a s : cztery miesiące temu.
m i e j s c e : hotel w M-3.
u c z e s t n i c y : Satoru i Ishida.

 Przesadził.
 Ta świadomość uderzyła w niego, kiedy chwiejnie pokonywał kolejne stopnie prowadzące na piętro. Próbował zliczyć je wszystkie, ale prędko tracił rachubę, a cyfry rozbryzgiwały się w głowie tak samo jak myśli. Był pewny tylko jednej rzeczy – swojej ręki na ramieniu bardziej trzeźwego towarzysza, który pomagał mu właśnie bezpiecznie dostać się… do pokoju, jak sądził. Nie miał pojęcia, gdzie są, ale to nie przeszkadzało mu w utrzymywaniu dobrego humoru.
 Zdał sobie także sprawę, że ból w kolanie ustąpił. Nie przypuszczał, by nafaszerował się wcześniej tabletkami przeciwbólowymi, więc może to zasługa alkoholu? Zacisnął palce wolnej ręki, ale nie poczuł pod nimi znajomej struktury swojej laski. Gdzie ją zapodział? Ishida ją trzymał? Albo zostawił w barze? Nieistotne.
 Koszula w kratę lepiła się do rozgrzanego przez procenty ciała. Rękawy podwinął za łokcie już w barze, a o mało co nie pozbyłby się całości górnego ubioru, na szczęście nie opuściły go resztki rozsądku. W innych okolicznościach byłby bardziej zaniepokojony swoim stanem, ale teraz, mając u boku kolegę, nie czuł się w żaden sposób zagrożony.
 — Cholera, Jin, daleko jeszcze? — zabrzmiał niczym Osioł, ale słowa bynajmniej nie niosły za sobą żadnych pretensji. Przeciwko, rozciągnął usta w szerszym, rozbawionym bez większego powodu uśmiechu, pilnując, by trzymać głowę w pionie. Policzki wyraźnie odznaczały się delikatnymi rumieńcami.
 — Chyba zgubiłem laskę… — Przypomniał sobie, kiedy stanęli już przed odpowiednimi drzwiami. Nie wykazywał jednak chęci, by się zawrócić w celach poszukiwawczych. Nie znał nawet drogi stąd do baru. — Ładnie pachniesz. — Rzucił randomowo, dla odmiany skupiając się na zapachu, jaki drażnił jego nos. Jakby nie patrzeć, znajdowali się całkiem blisko siebie. Może to szampon Ishidy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Może i prowadzenie dwumetrowego pijanego faceta sprawiało Ishidzie drobny problem, ale nie żałował żadnego szota, na który sobie dzisiaj pozwolili. Alkohol uatrakcyjnił ten absolutnie żałosny wieczór w towarzystwie zgrai pozerów, z którymi utrzymywał kontakty tylko z zasady i dla własnego podbicia ego. Nie był do końca pewien, czy Sato odnajdzie się na tak wystawnym bankiecie jak ten, ale – jak się okazało – byli zbyt zgranym duetem paskudnych moczymord. Zawojowali barek, spustoszyli kieliszki, a teraz przyszło im walczyć ze skutkami tej samowoli, które zdecydowanie mocniej sieknęły młodszego i mniej doświadczonego w alkoholowym boju. Ishida nie miał mu tego za złe. Nie mógłby mieć! Sam im przez cały czas dolewał, chętnie płacąc za każdego osobnego drinka, więc był odpowiedzialny za jego stan. Poczuwał się do tej odpowiedzialności, fundując też pokój w hotelu, żeby nie musieli się w takim stanie poruszać taksówkami po mieście.
Cierpliwości – odparł mrukliwie. Prawą ręką mocno obejmował mężczyznę, utrzymując go w pionie, a przy okazji starając się samemu iść w miarę prosto. Felerną laskę Sato dzierżył w drugiej dłoni, momentami się nią podpierając, co musiało wyglądać dość komicznie. Jakimś cudem wtargał go na pierwsze piętro, żałując, że nie pomyślał o windzie, ale później czekała ich już ostatnia prosta do drzwi wynajętego pokoju. Sam już nie wiedział, czy spocił się od wysiłku, czy już wcześniej mu było tak gorąco.
Jeśli mówisz o tamtej blondynce to nawet lepiej, że ją zgubiłyśmy. Śliniła się na twój widok, byłem niemal zazdrosny. A twoje drewno mam ze sobą – skwitował sytuację, próbując odblokować drzwi, co wymagało jednego wprawnego machnięcia kartą. Gdy się udało, wsunęli się o wspólnym siłach do pokoju, a pisarz kilka kroków dalej pchnął zielonowłosego na łóżko, samemu ledwo pozostając w pionie. Laskę oparł o szafkę nocną i zabrał się za ściąganie czarnej marynarki. Potem od razu zabrał się za koszulę, choć palce odrobinę odmawiały mu posłuszeństwa, ślizgając się po guzikach karmazynowej koszuli. Naprawdę usilnie próbował ustać w miejscu, umysł miał całkiem jasny, ale z koordynacją było gorzej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Kiedy Ishida zaproponował mu spotkanie w gronie swoich znajomych, miał mieszane uczucia. Doskonale bowiem zdawał sobie sprawę z ich natury, a jeśli uwzględnić jeszcze jego własne podejście do niektórych spraw (kto normalny ubiera się tak sztywno do baru?) i początkowe zdystansowanie wobec zupełnie obcych osób, dostajemy średnio udany wypad. Właściwie podczas tych kilku godzin spędzonych poza domem podobały mu się jedynie trzy rzeczy: alkohol, zainteresowanie niektórych kobiet (to zawsze schlebia) i sam Ishida, który dbał o jego rozrywkę. W przeciwnym razie pewnie prędko znalazłby sobie pretekst do czmychnięcia z lokalu.
 Coś w ich aktualnej pozycji mu przeszkadzało. Prawdopodobnie szczegół, że wisiał na swoim znajomym prawie jak worek ziemniaków. Ciężki worek. To zwykle on stanowił czyjeś oparcie, nie na odwrót. Bał się jednak odsunąć od sąsiedniego ciała, bo ciążąca głowa i zwarcie w programie „równowaga” groziłoby randką z podłogą, a tego wolał uniknąć. Spanie na zimnej posadce groziło bolesnym dla ciała porankiem.
 — Może za dużo wypiliśmy…? — No co Ty nie powiesz, Satoru. Przynajmniej nie spił się do tego stopnia, by plątać się w słowach. Rozpierała go od środka nienaturalna lekkość, a wszelkie obawy, jakie wpełzły za nim do klubu, zostały tam. Zaburzoną wizję i stępiony refleks uważał za niską cenę.
 — Taak? No cóż. Podobały mi się jej włosy. — Spróbował przywołać w głowie oblicze adoratorki, ale wyszło mu zbyt wyidealizowane. — Szkoda, że nie wziąłem numeru. — Dodał, ale ciekawe zerknięcie w stronę Ishidy mogło zasugerować, że nie rozważał tego na poważnie. Droczył się z nim.
 Pięć sekund później sceneria uległa nagłej zmianie, korytarz zastąpiła hotelowa sypialnia, a on znalazł się na łóżku. Nie oponował przed tym – opadł z wdzięcznością na miękki materac, który wygiął się pod jego ciężarem. Wypuścił z siebie ciężko powietrze, przymykając powieki i ignorując przekrzywione na nosie okulary. Rozkoszował się tą wygodą, ale wisiało nad nim widmo prędkiego odpłynięcia, dlatego, nie chcąc zbyt szybko odpaść z zabawy, podparł się łokciami i uniósł tułów, szukając wzrokiem mężczyzny.
 — Jin, dlaczego się rozbierasz? — Jego słowa brzmiały obco we własnych uszach, ktoś inny poruszał ustami, co nie zmieniało faktu, że faktycznie zastanawiał się nad działaniem Ishidy. Jakoś nie potrafił zlepić myśli w potencjalną odpowiedź.
 Mimowolnie oczy zahaczyły o rozpinane właśnie guziki koszuli, które odsłoniły po chwili nagą skórę na torsie. Wpatrzył się w niego bez konkretnego powodu, jakby zwyczajnie nie znalazł nic bardziej godnego uwagi w pomieszczeniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pijackie komentarze Satoru były na swój sposób urocze. Gadał od rzeczy, ale jego paplanina zapewniała Ishidzie rozrywkę przez cały wieczór, więc nie mógł narzekać. Ciekawiło go, czy student będzie cokolwiek pamiętał z tego wypadu. Do którego momentu jego świadomość trzymała się na nogach, a w którym zaczęła powoli odlatywać w krainę słodkiego alkoholowego upojenia. Jin miał zamiar towarzyszyć mu do rana, więc mógł czuć się bezpiecznie. Może i wolałby minąć się z potrzebą wspierania Sato w uzewnętrznianiu swoich treści żołądkowych, ale jeśli zajdzie taka potrzeba, stanie na wysokości zadania. O ile sam ustanie na nogach, bo od tego trzeba zacząć. W akcjach ratunkowych na piedestale stawia się ratownika.
Bo mi gorąco. Mamy to samo pod ubraniami, nie wstydzisz się mnie chyba? – parsknął śmiechem, spoglądając na niego z góry i uśmiechając się lisio. Jego misternie układana przez pół wieczoru fryzura teraz przypominała artystyczny chaos, odmładzając go w pewien sposób. Zresztą? I tak wyglądał młodo jak na kogoś, kto wielkimi krokami zbliża się do trzydziestki. Niedawno miał dwudzieste szóste urodziny, przecież to już czas spisywać testament, kupować miejsce na cmentarzu i umierać!
Rozpiął koszulę do końca, ale zostawił ją swobodnie powiewającą na ramionach, pozostawiając odsłonięty szczupły tors. Nie mógł pochwalić się imponującym sześciopakiem, a wyłącznie jego zarysem, o który dbał przez codzienny jogging i sporadyczne wizyty na siłowni. Może byłoby lepiej, gdyby jego dieta na opierała się rotacji: jedzenie w restauracjach, jedzenie żarcia z opakowań, a potem głodówka, gdy przyjdzie pisać książkę, a jedynym pożywieniem staje się kawa i pełne blistry z różnego rodzaju lekami.
Oparł się o ramę łóżka tyłkiem i zaczął ściągać buty. Jeden po drugim, a gdy już był wolnym człowiekiem, pozwolił sobie swobodnie opaść do tyłu lądując na materacu z głową obok ramienia zielonowłosego. Uśmiechnął się raz jeszcze, spoglądając na niego ze swojego miejsca i rozłożył ręce na boki.
Nie było chyba tak źle, nie? Nie powiedziałbym, że to mój typ towarzystwa, ale znajomości się przydają w tym świecie. Bez ciebie bym się nudził. Wróciłbym z tą blondynką, bo z braku dwumetrowych studenciaków poleciałaby na konusowatego starucha – stwierdził, przenosząc spojrzenie na sufit i wlepiając w nie wzrok. Czasami myślał o tych mijających latach, które prześlizgiwały się przez jego palce nieubłaganie, zabierając ze sobą śliczną młodość. Wiedział, że dopóki jest młody, musiał korzystać z dóbr miasta. Dopóki nie musiał bulić za operacje plastyczne, pewnie nie było tak źle, ale… Czy to nie jest idealny temat, który mógłby nawiedzić jego pijane myśli? Zastanawianie się nad starością, gdy ledwo minęło się ćwierć wieku?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Nie przywiązywał uwagi do słów, które niekontrolowanie opuszczały jego usta podczas przeżywania wyjątkowego wieczoru. Wyjątkowego, bo z dala od historycznych książek pełniących funkcję ucieczki przed wahaniami nastroju. Wypadek Akiry rzucił mu kłodę pod nogi i chociaż powinien już wstać, brakowało mu sił, by przeskoczyć tę przeszkodę. Poczucie winy zagnieździło się w nim jak ciernie, podobno czas leczy rany, ale w jego przypadku ograniczało się do stępienia bólu. Wydawało mu się, że już nigdy nie pozbędzie się tego ciężaru z serca. Utknął w miejscu i nie potrafił zrobić kroku naprzód, uciekał w intensywną naukę, prace dorywcze, nowe znajomości i, jak widać, bary, zamykał się w swoim świecie, by w świetle dnia zakładać uśmiechniętą maskę głupca.
 — Tu się nie zgodzę. Masz mniej zarysowane mięśnie od moich. — Wytknął, mówiąc to jako okaz zdrowia i przykład wzorowego sportowca, który włożył wiele trudu w osiągnięciu obecnej sylwetki. Zrezygnował z koszykówki jakiś czas temu, ale wciąż nie pozbył się pewnych nawyków z nią związanych, jakby za każdym razem słyszał surowy głos trenera nad uchem. Żadnego podjadania w nocy, codzienne ćwiczenia, bogate odżywczo posiłki, dużo wody.
 Pomyślał, że powinien pójść w ślady Ishidy, ale nie chciało mu się ruszać z łóżka. Zmusił się tylko do podciągnięcia jednej i drugiej nogi, by zsunąć z pięt obuwie, ono zaś uderzyło o podłogę w stłumionym przez dywan „bum”. Po krótkim namyśle i pojawieniu się obok Ishidy przekręcił się leniwie najpierw na bok, a później na brzuch, co miało ułatwić mu utrzymywanie kontaktu wzrokowego ze znajomym.
 — „Starucha”? — Roztargnionym gestem dłoni poprawił okulary na nosie. — Nie widziałem chyba jeszcze młodziej wyglądającego starucha od Ciebie. A wzrost nie ma nic do rzeczy, póki o siebie dbasz. Przecież wzbudzasz afekcję. — Zmarszczył brwi. Miał użyć jakiegoś innego słowa, ale najwidoczniej coś pokręcił. — To znaczy, zainteresowanie. — Poprawił się, ciut speszony gafą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Każdy miał swoje sprawdzone sposoby na ucieczkę od szarej rzeczywistości. Jedni rozwijali się, a drudzy wprost przeciwnie - oddawali się prostym, destrukcyjnym rozrywkom, które tylko z pozoru zapewniały spokój duszy, zwykle na bardzo krótko i bezcelowo. Rozwój różnił się tym, ze kierował ku czemuś. Był dobry, dopóki i tego nie przeinaczano, wpadając w ciąg krytycznego udoskonalania się. Jak tutaj znaleźć złoty środek w tym świecie zbieżności i przeciwieństw zazębiających się w najmniej spodziewanych kombinacjach?
Ishida jest doskonałym przykładem człowieka, który wypróbował obie te opcje. Już jako dziecko, a potem młodzież, rezygnował z przyjemności, alienował się, skupiał głównie na nauce, dążąc do swoich celów po trupach. Usilnie wybijając się ponad szary tłum, zapewniając sobie byt, którego nie mógł mu zapewnić nikt oprócz jego samego, a to było celem i nieocenioną motywacją. Jaka była tego cena? Przez poświęcenie za tym idące nabawił się licznych lęków i uprzedzeń, które do dziś, choć przecież osiągnął swój cel, zabraniają mu się nim cieszyć w pełni. Wiedzie życie samotnika, który tylko pozornie prowadzi bogate życie towarzyskie, błyszcząc fałszywym sposobem bycia, ale jakże atrakcyjnym, zachęcającym dla każdego. Kogo obchodzi cała reszta? Dlatego szukał znajomości na chwilę, nie angażował się i nie dzielił się z nikim swoimi słabościami, wierząc, ze w ten sposób pozostanie w ich oczach niezmiennie kimś lepszym niż jest w rzeczywistości.
Nie miałem szansy porównać – rzucił w odpowiedzi, teatralnie urażony z odrobiny przytyku, co do swoich braków w umięśnieniu. Nikt nigdy nie narzekał, ważne, żeby pasowało do całej sylwetki, żeby było estetycznie i bez dodatkowych fałdek. Wsparty przez chętną do współpracy przemianę materii, pogwałcony przez agresywne diety – działało? Tak! To w gestii Satoru pozostało, żeby przekonać Ishidę do trochę zdrowszego trybu życia, bo litry wypijanej kawy nie sprzyjały zdrowiu.
Czyli sądzisz, że nie jest ze mną jeszcze tak źle? Wzbudzam większe zainteresowanie wyglądem, charakterem czy pieniędzmi? – Nie spoglądał dalej w stronę mężczyzny, bez zmian wpatrując się w sufit. Głupie pijackie pytanie, na które Ishida oczekiwał szczerej, pijackiej odpowiedzi. Żadna inna nie wchodziła w grę! No w tamtej chwili wyglądał zdecydowanie estetyczny. Rozłożony wygodnie, świecił nagą klatką piersiową, a włosy rozsypane na pościeli, odsłoniły ostre, azjatyckie rysy spokojnej twarzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Oczywiście, że nie miałeś — odparł machinalnie, nie przypominając sobie, by kiedykolwiek ściągał przed nim koszulę. Co innego, gdyby wybrali się wspólnie do gorących źródeł, tam cała wstydliwość Japończyków dosłownie wyparowywała. Ale nie nadarzyła się jeszcze do tego okazja, co nie znaczy, że nie powinni tego nadrobić – Sato lubił jego towarzystwo. Różnili się charakterami i podejściem do życia, ale w gruncie rzeczy dobrze się dogadywali. Ishida potrafił sprawić, że zmartwienia odchodziły na dalszy plan i był mu za to wdzięczny; mimo tego zbyt często wymuszał na twarzy uśmiech. W pewnym momencie to ułożenie warg zaczął odbierać za wręcz nienaturalne, jakby nie powinno nigdy więcej gościć na jego ustach.
 Potrzebował chwili namysłu na przetrawienie pytania znajomego i wyprodukowanie odpowiedzi.
 — Ogółem. Wygląd to pierwsze, co widzi drugi człowiek. Później poznaje się charakter. Ale stan pieniężny nie jest już tak łatwo zweryfikować, każda niepozbawiona kultury osoba nie zagląda komuś do portfela — odparł, będąc tego przykładem. To znaczy… nie wyglądał wcale na bogatego, nie wykorzystywał tego faktu, a jednak dysponował sporą sumą pieniędzy (głównie dzięki rodzicom). — Niemniej niewidomi z pewnością doceniliby najbardziej Twoją osobowość. — Dodał w subtelnym żarcie.
 Powoli robiło mu się niewygodnie, więc wyciągnął ręce przed siebie, opierając podbródek na ramieniu.
 — Wydajesz się całkiem zadowolony z życia… masz na to jakąś receptę? — Przymknął połowicznie powieki, wpatrując się w swoje dłonie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Parsknął śmiechem na wzmiankę o niewidomych, choć nie był to żart wysokich lotów. Po alkoholu wszystko wydawało się śmieszniejsze. Najbardziej nieśmiali stawali się charyzmatycznymi towarzyszami zabaw, największym cnotkom puszczały hamulce. Nie było to bezpieczne, ale wszyscy udawali, że nie zdają sobie z tego sprawy, dopóki zabawa była przednia. Zmartwienia zostawiało się za sobą, choć każdy wiedział, że kac bardzo szybko pomoże nadrobić im straconą odległość. Kogo to jednak obchodziło, jeśli można było na ten krótki i słodki czas znaleźć się w prostszej rzeczywistości? Odetchnąć od zgiełku prywatnych spraw.
Ishida lubił takie chwile, choć najczęściej spędzał je w samotności. Tylko on, butelka czegoś drogiego i powolne upływanie minut. Mógł w tym stanie w nieskończoność wpatrywać się w sufit, słuchać muzyki czy obserwować śpiącego kota, bo alkohol pomagał mu rozluźnić się. Znieczulał umysł i odpędzał irytujące myśli, pozwalał rozkoszować się ciszą i wytchnieniem.
Nie stoję w miejscu. Odciąłem się od rodziny, bo byli dla mnie zbytecznym ciężarem, któremu nic nie zawdzięczałem. Rzuciłem studia, gdy tylko zauważyłem światełko szansy dla kariery pisarza – odparł, podnosząc dłoń i bawiąc się czarnymi kosmykami włosów, choć wcale nie doprowadził ich w ten sposób do porządku. W jego głosie rozbrzmiała odrobinę gorzka nutka, którą próbował usilnie ukryć. Uśmiechnął się kącikiem ust, będąc w pełni świadom tego, jak idylicznie brzmiało to, co mówił; gdyby wszystko było takie proste, świat byłby przynajmniej znośny. Przekrzywił lekko głowę i spojrzał na mężczyznę ze swojego miejsca. Zastanawiała go geneza tego pytania, ale nie miał zamiaru teraz się dopytywać. Może Satoru pod wpływem procentów też włączał się tryb filozofa?
Własna satysfakcja to przyjemność, której się nie żałuje. To dlatego prowadzę taki a nie inny styl życia – dodał po chwili. Domyślał się, że dla wielu osób porzucenie swojej dotychczasowej codzienności nie byłoby takie proste, jak niegdyś było to dla niego, gdy porzucił wszystkiego dla zwykłej pogoni za pieniądzem. Wtedy jeszcze przekonywał się, że przecież pisarstwo zawsze było tym, co chciał robić, ale niewiele usprawiedliwiało wszelkich poświęceń, które kryły się za tym, że mógł plasować się jako jeden z najpłodniejszych i najlepiej zarabiających pisarzy młodego pokolenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obłoczek beztroski unosił się wokół Satoru, ale on sam powoli tracił pijacki entuzjazm. Drodze z baru do hotelu towarzyszyły głośne śmiechy i próby niewyrżnięcia orła na chodniku, niestety teraz uspokoił wewnętrzne zapędy i powoli wkraczał w etap pesymistycznych myśli. Najchętniej przekręciłby się na plecy, zamknął oczy i odpłynął w sen, zanim dotkną go bolesne wspomnienia. Skupił jednak resztę uwagi na leżącej obok osobie, chłonąc jego głos i zapach. Zazwyczaj nie poświęcał tym szczegółom wiele zainteresowania, jednak tym razem uznał, że to przyjemne do odbioru bodźce.
 — Nie obawiasz się zastoju pisarskiego? Co wtedy ze źródłem zarobku? Praca pisarza to nieustanne tworzenie czegoś, co musi się sprzedawać — powiedział, gratulując sobie wykrzesania jakichś sensownych słów. Najwidoczniej nie było z nim jeszcze tak źle, choć wymagało to od niego sporo wysiłku — różne losowe myśli wkraczały na tory, musiał selekcjonować te, które brzmiały idiotycznie od tych, którymi faktycznie chciał się podzielić z uszami kolegi.
 Ishida nie stał w miejscu. Przynajmniej tak stwierdził. A co z nim? Czy potrafił ruszyć do przodu, kiedy stracił grunt pod nogami? Może bał się odważnie stawiać kroki? Czy cokolwiek wciąż miało sens? Poczuł nagłą falę zrezygnowania, dlatego schował twarz w ramionach, zamykając oczy.
 — Mhmph — wymruczał niewyraźnie w odpowiedzi, tłumiąc ciężkie westchnienie.

EDIT: 09.07.2018

| wątek zakończony z powodu nieobecności jednego z autorów |
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach