Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

[M-3 -> osiem lat temu]

Normalnie nigdy nie poszedłby na tego typu układ, jednak przymuszony przez asystę trójki znajomych z drugiego roku, nie miał właściwie innego wyboru. Ishida był doskonale świadom faktu swojej całkowitej ignorancji wobec wszelkich towarzyskich wypadów. Nie bez powodu, gdy zbliżał się upragniony weekend, czyli między piątkiem a poniedziałkiem rano, przestawał odbierać komórkę, a wiadomości tylko chamsko wyświetlał. Nie przepadał za wyjściami gdziekolwiek, bo te  zakłócały jego idealnie dopracowany harmonogram nauki, w którym nie było zbyt wiele miejsca na udział czyjejś egzystencji. W liceum przyjaciół nie miał wcale, dopiero pierwszy rok studiów zrzucił mu na głowę problem utrzymywania względnie dobrych kontaktów ze… znajomymi z akademika. Miał zamiar znaleźć sobie mieszkanie po ukończeniu dwóch pierwszych semestrów, a do tego brakowało mu jeszcze trochę. Kilka miesięcy cierpień.
Akademik był dobrą opcją dla ludzi towarzyskich, którzy zamiast wydawać pieniądze na wysoki czynsz, woleli spędzić aktywnie czas studiów, poznać nowych ludzi, a zaoszczędzone stypendia cyklicznie wydawać na inne przyjemności. Jednym z ulubionych sposobów na trwonienie pieniędzy były weekendowe wizyty w klubach. Od tygodnia jego współplemieńcy trąbili o opcji wyjścia na organizowany w piątek, dodatkowo jeszcze w ich ulubionym klubie, występ burleski. Ishida przyjął ich propozycję ze zwykłej ciekawości, bo też nieczęsto trafiały się mu propozycje konkretne, a przede wszystkim odmienne od zwykłego zachlania mordy kolorowymi drinkami za wielokrotność ceny kupienia tego samego w zwykłym monopolowym.
Na miejscu byli przed czasem, decydując się na rozgrzewające dwie kolejki kamikadze. Ishidzie przyszło dzielić los pozostałej trójki, nie kręcąc jednak nosem na podstawione kieliszki, które sprawnie wypił w akompaniamencie ich wesołości. Przysiedli razem przy stoliku, moszcząc się tam wygodnie z nowymi drinkami w rękach, rozmawiając z wolna, pozwalając procentom działać tak jak natura chciała. Ishida mówił niewiele, czasem tylko odpowiadając zdawkowo na pytania swoich znajomych. Opierał się o blat, wpatrując się niemrawo w stronę przysłoniętej kurtyny, pośrednio wciąż ciekawy widowiska, które ukaże się jego oczom w ciągu najbliższych kilku minut. Czarna koszula pasowała do ciemnej, chaotycznie ułożonej fryzury chłopaka, ale kontrastowały się one z bladością jego cery. Jedyny barwny dodatek stanowił jaskrawoczerwony cosmopolitan stojący przed nim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wieczór jak każdy, spędzony na występowaniu przed ukochaną publicznością. Uwielbiała być w centrum zainteresowania, w świetle reflektorów lśniła jak najwspanialszy, najdroższy diament. Miękka muzyka wypełniała wnętrze jej zaplecza, rozświetlonego jedynie lampkami znajdującymi się przy toaletce. Przyglądała się sobie od kilku minut, co raz to poprawiając niesforny kosmyk czy szminkę, która nieznacznie wyszła poza linię dolnej wargi. Przed nią stał dopity prawie w całości drink, składający się zapewne z czegoś mocniejszego, w ramach rozluźnienia przed występem. Pod wpływem alkoholu tańczyła odważniej, w bardziej zmysłowy sposób, a to przecież w burlesce jest najważniejsze - ma ociekać wręcz erotyzmem, choćby i w granicach dobrego smaku. Wypiła resztkę zawartości szklanki i podniosła się, zsuwając z ramion satynowy szlafrok. Miała minutę do rozpoczęcia występu.
Nagle szmery wypełniające wnętrze głównej sali ucichły, zastąpione muzyką. W momencie, w którym rozległ się głęboki głos, na scenie pojawiła się ona - autorka słów piosenki, którą słyszał każdy. Szła do rytmu, powoli schodząc ze szczytu podświetlanych schodów, zajmujących sporą część sceny. Ubrana w biały jak śnieg gorset, obsypany kryształami i piórami, ręce aż po łokcie zakryte miała rękawiczkami - podobnie jak uda, przyodziane w pończochy, przytrzymywane przez cienkie paseczki. Całość zaś skryta była pod białym futrem, którym skrzętnie bawiła się do rytmu. Gdy znalazła się w połowie drogi na sam dół, zsunęła futro z jednego ramienia, potem z kolejnego, aż w końcu pozbyła się go całkiem, ręce unosząc w górę. Poruszyła biodrami, dłońmi powoli przejeżdżając od szyi, przez piersi aż po uda. Zeszła stopień niżej, przestając na moment śpiewać, by ściągnąć zębami rękawiczkę z każdego palca jednej dłoni. Pozbywając się jej całkiem, odrzuciła ją za siebie, nagą już dłonią przesuwając po policzku. Zbiegła nagle ze schodów, do znajdującego się na środku krzesła. Umieściła dłonie na jego oparciu i nachyliła, kręcąc biodrami tak, żeby wszyscy przed nią zebrani mogli widzieć, czym obdarzyła ją natura. Wyprostowała się, obeszła i usiadła, tyłem do publiczności, oparcie cały czas mając przed twarzą. Zerkając za siebie przez ramię, zsunęła drugą rękawiczkę, gdzieś z publiczności słysząc zadowolony gwizd. Uśmiechnęła się, ukazując cały garnitur białych zębów, dłonią wędrując w stronę zapięcia pończochy. Upewniając się, że będzie to widoczne, powoli zaczęła zsuwać ją z uda. I tak skąpo ubrana, pozbawiała się odzienia z każdą sekundą coraz bardziej, najpierw to jednej, później drugiej. Napięcie tylko rosło, gdy poczęła rozpinać gorset, cały czas ruszając się przy tym z pełną gracją i wyczuciem. Gdy ostatnie zapięcie puściło, podniosła się, odwróciła napięcie, powoli rozchylając gorset tak, by ukazał jej jeszcze niecałkowicie nagie ciało. Odrzuciła włosy, ponownie wspinając się po schodach. Usiadła na na stopniu, który znajdował się prawie w połowie, odrzucając głowę w tył, nogi unosząc ku górze. Cała widownia mogła ujrzeć jej profili, po chwili zamieniając się na jej plecy. Z każdym wybiciem rytmu zniżała się, aż w końcu będąc w pełnym szpagacie, spojrzała za siebie. Wszyscy czekali, aż pozbędzie się stanika i nie mogła ich trzymać w niepewności zbyt długo. Palce przesunęły po plecach, znajdując swoją drogę do zapięcia, to puściło nawet bez odrobiny protestu, a górna część bielizny poleciała w stronę widowni. Wstała, nogi zsuwając i opierając na niższym stopniu. Gdy zwróciła się do publiczności w pełnej okazałości, pozostając jedynie w dolnej części bielizny, piosenka akurat się skończyła, a ona uniosła dłonie, na znak, że występ się skończył. Rozległy się oklaski i wiwat, a ona, zadyszana lekko, została schowana za zasuniętą kurtyną.


Ostatnio zmieniony przez Isla dnia 27.02.18 9:59, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obserwował ją przez cały ten czas. Podążał wzrokiem za każdym osobnym ruchem szczupłych dłoni, wiodąc spojrzeniem za jej kształtnymi biodrami i odsłoniętymi ramionami. Prezentowała się zjawiskowo w swojej śnieżnobiałej bieliźnie, bez problemu podejmując swoim urokiem całą salę wypełnioną po każde osobne krzesełko. Jego koledzy ściszonymi głosami wymieniali się między sobą swego rodzaju pochlebnymi komentarzami… jeśli kogokolwiek cieszyłoby docenianie takiego  widoku przez określanie swoich zamiarów pod kątem bardziej namacalnych możliwości. Ishida siedział cicho, nie opowiadał na ich zaczepki.
Nie przyszedł tutaj dla ich towarzystwa, a dla widowiska, o które w tamtej chwili zadbała kobieta na scenie. Zastanawiał się, jak udaje jej się znieść całe to podsycone erotyzmem zainteresowanie ze strony licznych samców. Wyglądała na kunsztowną artystkę, wcale nie przypominała byle striprizerki, która w zamiarze miała zamiar odbębnić swoje i uciec z solidną sumką w kieszeni. Bonita, bo takim posługiwała się pseudonimem artystycznym, nie zdawała się ze sceną uzupełniać, choć zdecydowanie stanowiły dobrany duet. Dziewczyna dominowała nad wszystkim, co ją otaczało, a zwracała uwagę tak skutecznie, że nie sposób było oderwać od niej wzroku. Gdy kurtyna opadła, wraz z nią opadło seksualne napięcie, które wywołała swoją obecnością. W jednej chwili czar prysł, pozostawiając tylko niedosyt, gdy jej mocny głos wciąż zdawał się nieść subtelnym echem po pomieszczeniu.
Ishida uśmiechnął się lekko, mrużąc przy tym oczy jak zadowolone kocisko. Opłacało się tracić czas na tych idiotów, jeśli przez tę krótką chwilę mógł cieszyć się ulotnym towarzystwem kobiety, której wspomnienie wciąż przywoływało estetyczne ukontentowanie w jego duszy perfekcjonisty. Docenił jej profesjonalizm. Kto inny mógłby stwierdzić, że to najzwyklejszy striptiz i ładna pioseneczka do kompletu, ale jak można było nie zauważyć tej drobiazgowości połączonej z intrygującym magnetyzmem postaci kobiety?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Występ nie trwał długo, byle dwie, może trzy minuty czystego napięcia. Jednakże, nasza gwiazda przestała je już odczuwać. Nadal czerpała przyjemność z artystycznego uzewnętrzniania, ale to nie było już to samo, co czuła na początku. Nie dostawała gęsiej skórki, gdy tylko stawiała pierwszy krok na scenie, nie rumieniła się jak dziewica, gdy słyszała piski i krzyk zadowolenia - od jakiegoś czasu to po prostu praca. Codzienna, ciężka praca. Wydawać by się mogło, ot chwila niezbyt wymagającej aktywności fizycznej - każdy jednak ruch opanowany ma do perfekcji, w ciągu dnia trenuje, rozciąga się - nie siedzi w miejscu. Kocha to wszystko i zawsze pewnie kochać będzie, ale ponownie zaczynało jej brakować wrażeń, przygód, adrenaliny, choćby jej odrobiny.
Usiadłszy w garderobie, odetchnęła cicho. Uniosła wzrok, trafiając na swoje odbicie w lustrze. Roztrzepana, już nie taka idealna, naga, jakby stała przed Bogiem, poczęła odklejać wachlarze sztucznych rzęs, zmywać tony ciężkiego makijażu scenicznego. Powyjmowała wsuwki, dokładnie podtrzymujące włosy - te opadły spokojnie na jej plecy. Zdjęła biżuterię, chowając ją do welurowego pudełka, pozostawiając jeden pierścionek, siedzący na jej palcu serdecznym - niewielki symbol przywiązania, który jednak nie miał jej dzisiaj przeszkodzić w znalezieniu rozrywki. Przebrała się szybko w przygotowany już wcześniej strój, stopy wsunęła w pasujące szpilki, poprawiła lekko makijaż, żeby nie wyglądać na kompletnie martwą, na końcu spoglądając na zegarek. Od występu minęło czterdzieści minut. Dobry czas, żeby wszyscy o niej zapomnieli i zajęli się swoimi sprawami.
Do klubu weszła jak do siebie - witając się z ochroniarzem, całując kelnerkę w policzek, niczym bliską przyjaciółkę. Najbardziej jednak w tym wszystkim interesował ją bar i jego bezwzględny pan i władca. - Tommy! - pomachała mu, podchodząc bliżej, usta wykrzywiając w szerokim uśmiechu. Zamówiwszy to co zawsze - rum z colą, chowający się pod ładną nazwą Cuba Libre, przysiadła na niewielkim, podwyższanym stołku, jednocześnie rozglądając się po zebranych dookoła niej dżentelmenach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czterdzieści minut później później jego znajomi przestali mieć dla niego znaczenie. Więcej siedział w komórce, niż rzeczywiście udzielał się w rozmowie, a ich rozpustne plany i zamiary podrywania grupki dziewczyn siedzących dwa stoliki dalej wcale go nie interesowały. Nie miał zamiaru tracić czasu na klubowe romanse, które rozpłyną się jak miraż o poranku, gdy pannie przyjdzie zmyć makijaż i domagać się alimentów.
Ruszył w stronę baru, nie będąc w stanie znieść ich nudnego pierdolenia. Niech bawią się swoimi zabawkami, a on ostatni raz skorzysta z alkoholowego wodopoju, który zdawał się być jego jedynym sprzymierzeńcem. W jego odrobinę szumiącej głowię pojawił się niecny plan, że po dopiciu słodkiego drinka, udając niesamowicie zmęczonego i chorego, skieruje się prosto do przytulnego akademika. Obudzi się o dwunastej, porządnie odeśpi ten wyskok i… zacznie od anatomii czy biochemii?
Zamówił coś z whisky. Niezbyt interesowała go nazwa, zresztą i tak nie zaprzątałby sobie nią głowy. Oczekując zamówienia, mimowolnie rozejrzał się po klubie, nawet spojrzeniem nie obdarzając swojego stolika, bo i bez tego wiedział, że rozochoceni studenci ruszyli już na bardziej bezpośredni podryw.
Wyłapał w tłumie zbyt dobrze sobie znane spojrzenie. W pierwszej chwili nie był do końca pewien, czy dziewczyna siedząca przy stoliku rzeczywiście była tą samą, która jeszcze godzinę temu występowała na scenie, ale poznał ją po oczach, które na kilka sekund spotkały się z jego zainteresowanym spojrzeniem. Zaparło mu na chwilę dech, zaskoczony tym odkryciem do cna. Spanikował, przenosząc od razu wzrok na barmana i odwrócił się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyraźnie znudzona towarzystwem, które znajdowało się dookoła niej, paznokciem leniwie wystukiwała rytm niosącej się po pomieszczeniu piosenki. Gdzieś kątem zamyślenia ubolewała nad faktem, że nie jest grana na żywo, jak kiedyś, gdy sprzęt elektroniczny nie był powszechny. Nie poradziłaby sobie może w latach 20 dwudziestego wieku, ale z pewnością chciałaby kiedyś doznać takiego życia, takiego, o którym czytała opowiadania i książki, takiego, które nijak miało się do tamtejszych realiów. Grunt to żyć marzeniami i krzywymi wyobrażeniami.
Zawartość szklanki szybko jej ubyła, będąc jedynym realnym zajęciem w zaistniałej sytuacji. Zamieszała lekko jej zawartością, pozwalając, by kostki lodu obiły się o siebie z charakterystycznym dźwiękiem. Pomimo, że w lokalu było dość ciepło, te nie zdążyły rozpuścić się nawet w połowie. W ostateczności zajęła się telefonem, sprawdzając, czy zadziało się coś ciekawego, czy może któryś z jej kolegów zaprosił jej przypadkiem do siebie...
Nie, nic z tych rzeczy, norma. Mąż w robocie, a ona sama musiała sobie szukać rozrywki, ten nigdy nie miał dla niej czasu. Na co był ten ślub? Może i ma dostęp do jego konta bankowego, ale na tym kończą się korzyści. Fakt, jest niezły z łóżku, ale raz w tygodniu? Takie traktowanie szerokim łukiem mijało się z jej standardami.
Zrezygnowana podniosła się od stolika i podeszła do baru, zamawiając tego samego drinka po raz drugi. Nie zauważyła z początku ciemnowłosego młodzieńca, który intensywnie wbijał w nią spojrzenie. Dopiero jej własne spotkało się z jego, gdy ten zawstydzony oblał się wręcz rumieńcem, jej przygaszony wyraz twarzy rozpalił się jak materiał polany benzyną.
Na pozór jednak niezainteresowana, przystanęła u jego boku i złożyła zamówienie. Kątem oka omiotła jego profil i figurę, gdy ten na nią nie patrzył. Widocznie młodszy, przystojny i nieśmiały. Uniosła nieznacznie kącik ust - Przepraszam Cię, mój drogi...- zaczęła, z pełną kulturą, delikatnie jednak wykorzystując wyczuwalną przewagę, którą nad nim posiadała. - Jednakże jestem tu dziś sama i zastanawiałam się, czy nie szukasz może towarzystwa - nieważne było, czy odwiedzał lokal sam czy z towarzystwem, zakładała, w głębi ducha, że jej nie odmówi. Któż mógłby zostawić taką kobietę jak ona na pastwę losu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Serce zadudniło w piersi dziewiętnastolatka, gdy zachęcona kontaktem wzrokowym kobieta ruszyła w jego stronę. Nie wiedział, co miał o tym myśleć. Zawsze pozostawał w swojej roli biernego obserwatora, który wolał podążać za ludźmi spojrzeniami, a na pewno nie krokami czy chęcią bliższego poznania. Nie mógł powiedzieć, że nie był zainteresowany bezpośrednim kontaktem z kimś takim jak ona, ale rozpraszała go myśl, że przez to zostanie naruszona czwarta ściana przedstawienia, w którym to ona stanowiła sacrum, a on profanum.
Czy nie na tym to miało polegać?  
Przystanęła obok w pełnej krasie, a Ishida powiódł za nią pokątnym spojrzeniem w chwili, w której ona zdecydowała się umknąć swoim. Rozpuszczone włosy gładko spływały po kobieco odsłoniętych ramionach, a pełne usta podkreślone czerwoną szminką zdawały się uśmiechać delikatnie i zalotnie, ale nie był pewien dla kogo przeznaczony był ten uśmiech.
Otrząsnął się wraz z momentem, w którym barman postawił przed nim zamówienie. Zrozumiał, że wgapił się w nią jak idiota, więc wbił spojrzenie w szklankę przed sobą, dopóki nie rozstroił go całkowicie głos należący do kobiety. Znów przyszło mu przenieść wzrok, zamrugał kilkukrotnie i wyprostował się. Między jego brwiami pojawiła się niepokorna zmarszczka. Zwrócił się w jej stronę, nie chcąc zabrzmieć niegrzecznie. Nie miał zbyt wielu okazji do konwersacji z przedstawicielkami płci pięknej, a jako urodzony perfekcjonista, nie mógł pozwolić sobie na porażkę.
Nie obawiasz się zadawać takich pytań nieznajomym? Co jeśli za bardzo spodoba mi się twoje towarzystwo? – spytał bezpardonowo, niewprawnie podejmując się tej gierce niemal bezwiednie, nie mogąc powstrzymać swoich nieopatrznie wypowiedzianych słów. Nie należał do zbyt wylewnych mężczyzn, dlatego przedsięwzięcie ryzyka będzie mogło go wiele kosztować lub zaowocować. Nie był jednak idiotą. Znał swoje miejsce w hierarchii istnień, a zainteresowanie ze strony gwiazdy wieczoru zwyczajnie go… zaskoczyło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie spodziewała się, że chłopak odpowie jej tak śmiałymi słowami, ale nie można było powiedzieć, że była z tego faktu niezadowolona. Co bardziej, spodobało się jej, że odparł w tak zadziorny sposób, nie ulegając jej jak pies od samego początku. Miła odmiana.
Zaśmiała się delikatnie, za ucho zakładając niesforny kosmyk włosów. - Za bardzo? Nie ma czegoś takiego jak za bardzo - chodzenie z nieznajomymi do łóżka może i nie było szczytem odpowiedzialnego zachowania, bo ryzykowała własnym zdrowym i bezpieczeństwem, ale z tego właśnie względu tak bardzo było to uzależniające. Odrobina ryzyka, adrenaliny, niepewności - to wszystko działało jak narkotyk, którego Isla chciała więcej z każdym razem. Miała niewielu długoterminowych kochanków, o wiele bardziej preferowała cowieczorne polowanie na nową, nietkniętą jeszcze ofiarę. Nie traktowała swoich chłopców jak zwierzyny, ulubieńcom wysyłała nawet kartki na święta, ale do żadnego się nie przywiązywała, nie chcąc i zwyczajnie nie potrafiąc.
- Zacznijmy może jednak od podstaw - na jej ustach zagościł firmowy, czarujący uśmiech blondynki, ukazujący pełen garnitur białych zębów. - Bonnie. Bonnie Hart - przedstawiła się, z premedytacją modyfikując imię. Przy pierwszym spotkaniu nigdy nie podawała swoich prawdziwych danych, kierując się resztką ostrożności, która gdzieś jeszcze w niej drzemała. Większość z jej kolegów nigdy nie poznała jej prawdziwego imienia, bo zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Jeszcze któryś sobie o niej przypomni, gdy usłyszy, jak przełożony mówi o żonie...
Bezpretensjonalnie oparła łokieć o bar, eksponując przy tym pokaźną zawartość dekoltu. Ruch nieznacznie prosty, może nawet pretensjonalny, ale jaki skuteczny, niezależnie na kim użyty. Palcem zaczęła bawić się kosmykiem włosów, obwijając nim ten, na którym znajdował się pierścionek. - Widziałam, jak patrzysz się na mnie z widowni - zbliżyła się odrobinę, nachylając w jego stronę, spojrzenie szmaragdowych tęczówek wbijając prosto w jego oczy. - Inaczej niż wszyscy... - uniosła kącik ust. Kłamała? Owszem, ale mówiła o tym tak naturalnie, z takim przekonaniem, jakby przywoływała wspomnienie. Podsunęła do ust szklankę, upijając niewielkiego łyka drinka i odetchnęła, odstawiając go na bok. Specjalnie mówiła powoli, przerywając co rusz, by ten wyczekiwał jej słów. - Powiedz, o czym wtedy myślałeś? - graj młodzieńcze. Graj.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach