Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Masamune wracał akurat ze spaceru. Pogoda była dość ładna. Słońce grzało, a chmury były rzadkością na niebie. Nie spodziewał się, że coś tego dnia może pójść nie tak. Jednak jak wiadomo, najbardziej nieoczekiwane wydarzenia przychodzą właśnie w takim momentach. Po drodze chłopak zatrzymał się kilkukrotnie rozmawiając ze staruszką z kwiaciarni czy starszym panem sprzedającym pączki. Po dłuższym czasie w końcu dotarł do swojego domu. Jednak coś było nie tak. Ulica była pusta, a okna mieszkań czy domów pozamykane i zasłonięte żaluzjami. Coś co najbardziej przykuło jego uwagę to szeroko otwarte drzwi jego domu. "Może ojciec poszedł wyrzucić śmieci?" zastanowił się zbliżając się do wejścia. Jednak kiedy w końcu stanął w drzwiach, a jego oczom ukazało się wnętrze domu nie mógł uwierzyć w to co go zastało. Widok, który ujrzał zmroził mu krew w żyłach. Przez chwile stał w miejscu jakby został sparaliżowany. W głównym pokoju leżały dwa zmasakrowane przez ostrą amunicję ciała. Cały pokój ubarwiony był szkarłatem. Po krótkiej chwili Masamune powoli podszedł do martwych ciał i padł na kolana sobie nogi krwią. Próbował wmówić sobie, że to nie jego rodzice. Jednak kiedy przyjrzał się bliżej na ręce jednej z ofiar znajdował się srebrny zegarek jego ojca, z którym się nigdy nie rozstawał, a na drugim ciele na szyi zawieszona była reszta nieśmiertelnika, na której dało się odczytać imię jego matki. Ogarnęła go pustka. Pochylił się na ciałem matki i przytulił je do siebie tym samym brudząc resztę ciała we krwi. Rozpacz, która go ogarnęła była tak wielka, że nie potrafił wydusić z siebie jakiegokolwiek krzyku, a z jego oczu nie popłynęła choć jedna łza. Był to najczarniejszy scenariusz, który mógł przydarzyć się chłopakowi. Jego rodzice byli dla najważniejsi. Zawsze był skory pomóc im czy wykonać powierzone mu przez nich zadanie. Spędzone z nimi wspólne chwile były dla niego bardzo cenne. Jednak teraz jedyne co mu zostało to naszyjnik z ich zdjęciem. Przez jakiś czas trwał tak w bez ruchu. W jego głowie była pustka, podobnie jak w sercu. Emocje, które były na tyle skrajne i silne w końcu się zatarły pozostawiają po sobie pustą dziurę. Jego umysł nie chciał przyjąć do wiadomości tego co się stało, tym samym powodując brak jakiejkolwiek reakcji. Po dłuższym czasie w końcu się ruszył. Delikatnie odłożył ciało matki tak jakby nie chciał zrobić jej większej krzywdy. Powoli wstał i jedną ręką przeczesał włosy barwiąc je na szkarłatny kolor, który mocno kontrastował z ich naturalną jasną barwą. Powoli skierował się w stronę drzwi, a następnie w jakimś mniej znanym mu kierunku. Poruszał się jakby automatycznie. Wydawać by się mogło, że sam w sobie zemdlał, ale jakiś "program" w głowie się uruchomił i teraz kierował go w jakieś miejsce. Nie było to dalekie od prawdy. Jedyna myśl jaka raz na jakiś czas pojawiała się w jego umyśle brzmiała "Idź do Łowców". Wymawiał ją znany mu delikatny głos. Jednak w tym stanie nie był w jakikolwiek sposób rozpoznać kto mógł wypowiadać te słowa. Sam nawet o tym nie wiedząc zawędrował w pobliże jednego z wejść do ścieków, którego używali Łowcy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ryo miał na dzisiaj bardzo ambitne plany (a czy kiedykolwiek nie były one ambitne?), zamierzając udać się do M3 i wykraść parę przydatnych rzeczy, a przy tym spotkać się z pewnym człowieczkiem. Był całkowicie przygotowany na każdą ewentualność, a jedynym problemem podczas takiego wypadu był dla niego brak przepustki - co miał nadzieję zmienić w najbliższym czasie. Pomijając jednak niedogodność, która jest tak naprawdę niewielką przeszkodą jeśli wiesz, gdzie się nie pokazywać, to naprawdę mógł bez przeszkód nielegalnie szwendać się po centrum miasta. Poprawił swoją magiczną torbę, bynajmniej nie mając tu na myśli niczego zdrożnego, sprawdził stan magazynków w bliźniaczych Berettach i odetchnął z ulgą - były pełne co oznaczało, że od dłuższego czasu do nikogo nie strzelił. Zarzucił na głowę kaptur i szybkim krokiem udał się w stronę jednego z wyjść zatrzymując się jednak za rogiem jednego z winkli, gdy do jego uszu dobiegł niemrawy dźwięk kroków, spotęgowany na sile brzmienia tylko i wyłącznie dzięki akustyce tego miejsca. Sięgnął dłonią za plecy po jeden z pistoletów, wyciągając go i odbezpieczając, będąc w całkowitej gotowości do obrony. Ostrożności nigdy za wiele, jak to mawiali, a w swej branży musiał uważać niemal na wszystko. Wyłonił się zza rogu, mierząc bronią w kierunku tajemniczej postaci. Nie zamierzał oddać strzału, ale broń w wielu przypadkach była wystarczająco dobrym straszakiem.
- Ani kroku dalej. - rzucił do chłopaka nim zdążył się dokładnie przyjrzeć z kim ma do czynienia. Jego postura wydawała mu się dziwnie znajoma, ciężko było to określić skoro dzienne światło bijące zza jego pleców sprawiało, że zwrócona ku Ryo twarz była ukryta za cieniem, podobnie zresztą jak cały przód chłopaka. Zaopatrzeniowiec zaczął zbliżać się w jego kierunku, z każdym krokiem rozpoznając coraz więcej detali i zniżając broń coraz bardziej, aż wreszcie całkowicie schował ją do paska przymocowanego nad tyłkiem. Dopiero kiedy znajdował się w odległości jakichś kilku metrów od (już) mniej tajemniczej postaci, mocno się zdziwił, czy wręcz przestraszył. - Mune? Co ty tu... - zaczął, ale zaraz słowa uwiędły mu w gardle, gdy żołądek padł w uścisk zaskoczenia i strachu, dwóch walczących ze sobą braci, paraliżujących twoje ciało w najmniej odpowiednim momencie. Wzrok zaopatrzeniowca skakał pomiędzy każdą plamą krwi na ciele Masamune; jego spodniach, bluzie, czy nawet włosach - o zgrozo, co tam się odwaliło, że nawet kosmyki zlepiły mu się od zaschniętej posoki! Zajrzał mu głęboko w oczy, ale nie mógł w tym spojrzeniu dostrzec nawet odrobiny racjonalności, a jedynie pustkę i niedowierzanie. Cokolwiek się stało, musiał to być istny horror, który na stałe wbije się w umysł chłopaka i co jakiś czas będzie o sobie przypominał czy to we śnie, czy - co gorsza - na jawie. Białowłosy nerwowo wyjrzał na zewnątrz upewniając się, czy aby na pewno chłopak nie był przez kogoś ścigany, ale kilkusekundowy rekonesans szybko uświadomił go, że są bezpieczni.
Położył dłoń na jego plecach delikatnie nań naciskając, aby dać mu do zrozumienia, żeby szedł do przodu. - Chodź ze mną. - rzucił do niego na tyle spokojnie, na ile pozwalały mu jego własne emocje, starając się również wypowiadać słowa tak, aby mógł je odczytać z ruchu warg, choć szczerze wątpił że Mune był w stanie się teraz na tym skupić. Przemierzali pogmatwany labirynt ścieków dłuższą chwilkę, bo z tego wszystkiego nawet Ryo zapomniał o najkrótszej drodze do kwater. Wreszcie jednak dotarli do pokoju zaopatrzeniowca, nieopodal którego znajdowało się inne pomieszczenie w formie publicznej łaźni, o trochę niższym standardzie niż na powierzchni, ale prysznice tam były. Łowca stanął naprzeciw jasnowłosego upewniając się, że zrozumie wszystkiego jego słowa. - Mune, zmyj to z siebie bo wyglądasz strasznie. Przygotuję ci nowe ciuchy i wtedy powiesz mi co się stało, dobra? - mówił to lekko drżącym głosem, trzymając przy tym dłonie na ramionach chłopaka aby go choć trochę uspokoić i mieć przy tym pewność, że nagle nie obróci się o sto osiemdziesiąt stopni i nie ucieknie. Jeśli się oczywiście zgodził wykonać polecenia białowłosego, Ryo wyciągnął z szafy swoje czyste ubrania, którymi miał zamiar obdarować towarzysza. Był on odrobinę wyższy, ale zaopatrzeniowiec miał tendencje do ubierania odrobinę przydługawych ciuchów. Jedynie spodnie mogły być delikatnie przykrótkie. Z tak gotowymi ciuchami czekał przy wejściu tuż za ścianą od łazienki, starając się nie spuszczać chłopaka z oczu, ale jednocześnie dać mu trochę przestrzeni i prywatności licząc na to, że przynajmniej w myciu się nie będzie mu musiał pomagać. Nie to że by mu nie pomógł jakby musiał, po prostu było to... niekomfortowe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Powolnie wlókł się ku znanemu sobie celowi. Po części znanemu celowi. Tak na prawdę nie miał pojęcia gdzie ciągnęło go jego własne ciało. Jednak w obecnym stanie nie był na tyle świadom swoich działań, aby temu zaprzestać. Tak, więc zakrwawiony jakby po jakiejś masakrze przemierzał boczne i mniej uczęszczane uliczki w kierunku, który jedynie jego nogi znały. Pustka, która widniała w głowie chłopaka powoli zaczynała wypełniać się przeróżnymi myślami. Jednak były one wystarczająco wytłumione, aby Mune nadal pozostawał w "nieaktywnym" stanie. Jego oczy były równie puste, a brak jakiegokolwiek wyrazu twarzy tylko potęgował ich przepastność.
Nawet nie zwrócił uwagi kiedy ktoś wymierzył do niego bronią. Nadal parł, jeśli można to tak nazwać, do przodu. Jednak po dotarciu do pewnego punktu zatrzymał się i ślepo patrzył na zbliżającego się Ryo. Tak jakby jego ciało uznało, że dotarł do celu albo znalazł się w odpowiednich rękach i jego podświadomość może w końcu "pójść spać". Nie było z jego strony żadnej reakcji kiedy Białowłosy się do niego zbliżył. Nadal jakby świdrował go swoimi oczami, które wydawały się być przepastne niczym otchłań. Kiedy poczuł nacisk na swoich plecach ruszył do przodu. Słowa wypowiedziane przez Ryoute jak się można domyślić nie dotarły do Blondyna. Jednak zachowywał się tak jakby faktycznie usłyszał skierowane do siebie słowa. Powolnym krokiem poruszał się do przodu według wskazań Ryo.
Po dłuższym czasie w końcu się zatrzymali. Białowłosy stanął naprzeciwko Masamune i zaczął coś mówić. Jednak Blondyn nic z tego nie kodował. Chociaż nawet jeśliby chciał to zapewne nie byłby w stanie. W jego głowie robiło się coraz głośniej, a obrazy z domu zaczęły przewijać się między natłokiem myśli. Jednak szok jaki przeżył Mune nadal go trzymał przez co jeszcze to wszystko nie miało specjalnego wpływu na chłopaka. Jednak w końcu nadejdzie moment kiedy w jego umyśle zrobi się za ciasno. Pod wpływem tak silnych emocji trudno będzie przewidzieć co zrobi czy w jakim stanie się znajdzie. Równie dobrze będzie mógł wziąć Ryo za wroga i go zaatakować albo padnie na ziemię zalany łzami. Jedno jest pewne. Białowłosy nie będzie miał łatwo. Co do rąk, które spoczywały na ramionach Mune. Nie czuł ich ciężaru czy ciepła. Równie dobrze mogłoby ich tam nie być. Jego odczucia byłby takie same. Jego kontakt z rzeczywistością urwał się. Pewnie nawet gdyby został postrzelony nie poczułby tego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mune kompletnie nie reagował na jego słowa, ba, nie reagował nawet na jakiekolwiek bodźce zewnętrzne, idąc przed siebie chyba tylko i wyłącznie dzięki jakiemuś szóstemu zmysłowi. Musiał być on zresztą bardzo dobrze rozwinięty, skoro trafił tutaj bez żadnych problemów - chociaż tutaj nie mógł być niczego w stu procentach pewnym. Nigdy też zresztą nie miał do czynienia z taką sytuacją, ścierając się z osobą zupełnie oderwaną od rzeczywistości, ewidentnie będącej jeszcze pod wpływem traumatycznego szoku. Trudność w zrozumieniu sytuacji kogoś takiego polega na tym, że nie znasz nawet powodu jej obecnego stanu, musisz ostrożnie dobierać słowa i brać każdą opcję za możliwą, co ostatecznie doprowadza do momentu, w którym brakuje ci już odpowiedniego sposobu i musisz podjąć ryzyko. Ryo kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co powinien zrobić i jak się najlepiej zachowywać, aby wszystko było w porządku. W tym przypadku zresztą już nic nigdy nie będzie w porządku. Mógł jedynie dodać mu otuchy swoją obecnością i sprawić, aby nie czuł się w tym wszystkim jeszcze bardziej samotnym. Przygryzł delikatnie dolną wargę, przyglądając się nieobecnemu wzrokowi towarzysza, jego pustej mimice, której nie drgnął nawet jeden mięsień. Kiedy się poruszy? Kiedy wyrzuci z siebie wszystko to, co siedzi w nim od samego początku i tak usilnie jest przez niego powstrzymywane? Czy nastąpi to nagle i uderzy z impetem całkowicie zwalając zaopatrzeniowca z nóg, czy może stopniowo i powoli, dając mu jakąkolwiek szansę na rozsądne podejście do sprawy? Pytań było zbyt wiele, a odpowiedź jedna.
Co mam robić..., przechodziło przez myśl młodemu Łowcy, gdy tak stali przez chwilę w ciszy i bez większego ruchu czy działania. Pomysł z prysznicem odpadł całkowicie, bo jego towarzysz prawdopodobnie jedynie by pod nim stał aż do momentu, w którym by się nie zorientował gdzie jest i co się dzieje - pomijając rzecz jasna całą procedurę rozbierania go i moczenia się tam razem z nim, bo jeszcze coś głupiego przyszłoby mu do głowy. A nie można było z niego spuszczać oka nawet na krok. Postanowił zatem zmienić nieco swój plan i dać mu odpowiednio dużo przestrzeni aż do momentu, w którym nie upora się z wewnętrzną walką, bo przynajmniej wtedy będzie mógł z nim nawiązać jakikolwiek kontakt. Miał tylko nadzieję, że nie zostanie zmuszony do użycia siły. Ryo ponownie położył dłoń na plecach Mune, prowadząc go tym razem do swojej kwatery i zamykając za sobą drzwi. Na środku pomieszczenia znajdował się typowy, niewysoki, japoński stolik, przy którym miał zamiar posadzić nieobecnego myślą biedaka. Sam zaś zamierzał nastawić wodę w elektrycznym czajniku i usiadł naprzeciw niego, obserwując uważnie czy na jego twarzy nie dokonują się żadne mimiczne zmiany, wskazujące na powrót do rzeczywistości.
- Mune? Słyszysz mnie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stał bez większego ruchu i wpatrywał się ślepo w stojącego przed nim Ryo. Po mimo, że blondyn faktycznie się tam znajdował podobnie jak grunt pod nogami Masamune, dla niego była tylko pustka. Może gdyby nie był głuchy łatwiej byłoby wyciągnąć z niego jakąś reakcje. Jednak pogrążony w ciemności i ciszy był tak jakby martwy. Gdyby nie to, że jakkolwiek reaguje na bodźce i oddycha można byłoby go uznać za trupa. Jednak w "pokoju" jego umysłu, w którym aktualnie się znajdował powoli zaczynało robić się ciasno. Ściany zbliżały się do chłopaka, a pojedyncze wizje czy myśli zaczynały powoli przebijać się do jego podświadomości. Tak naprawdę po za ścianami, które wytworzył jego umysł, aby chłopak się nie złamał kumulowały się wszystkie emocje, odczucia, wspomnienia oraz myśli jedynie czekając na moment, w którym ściany runą, a wszystkie te rzeczy będą mogły pogrążyć Masamune na samym dnie rozpaczy. Czy obecność drugiej osoby w momencie przełomu pomoże chłopakowi czy wręcz przeciwnie?
W momencie kiedy Ryo nacisnął na plecy Masamune, jego ciało ruszyło tak jak poprzednim razem. Szedł równym tempem z blondynem. Prowadzony przez ścieki nawet nie do końca wiedział, że znajduje się w ruchu. W końcu zatrzymali się przed drzwiami kwatery zaopatrzeniowca, a następnie weszli do środka. Samo miejsce niczym nie przypominało salonu mieszkania Mune, jednak w tym momencie jego umysł spłatał mu figla zastępując obraz rzeczywisty wspomnieniem. Aktualnie przechodził przez salon, aby usiąść przy stole, a zaraz za nim podążali rodzice. Oboje ciepło uśmiechali się do chłopaka. Cała trójka zasiadła przy stole. Mama z tatą zaczęli rozmawiać między sobą i wydawali się zachowywać tak jakby ich syna nie było obok. Masamune siedział i przyglądał się całej rozmowie. Jednak nie był w stanie usłyszeć ani wyłapać żadnego słowa. Tak jakby mówili w jakimś obcym języku. Cała sceneria otoczona była rodzinnym ciepłem, a miłość dało się dostrzec na pierwszy rzut oka.
W rzeczywistości Masamune siedział przy stole, przy którym posadził go Ryo i patrzył się przed siebie. Jednak dało się zauważyć, że jego oczy powoli zaczynają się szklić.
Nagle w mieszkaniu zaczęły bez większego powodu pękać żarówki. Chłopak zaczął rozglądać się zaniepokojony tym faktem, ale pomimo tego jego rodzice dalej spokojnie prowadzili rozmowę. Następnie za plecami chłopaka pękną ekran telewizora, a zaraz za nim okna. Zaraz za nimi zaczęły niszczeć ściany oraz zaczęła pojawiać się na nich krew. Mune zdenerwowany i wystraszony całą sytuacją spojrzał w stronę gdzie powinni siedzieć jego rodzice. Jednak nie było ich tam. Kiedy wstał od stołu ujrzał ich ciała zmasakrowane i zakrwawione leżące na podłodze.
Chłopak faktycznie wstał od stołu, przy którym siedzieli razem z Ryo i nerwowo zaczął rozglądać się po pokoju, a na jego twarzy zaczęła malować się rozpacz.
Szybko podbiegł do ciał rodziców i przykucnął przy nich. Z jego oczu zaczęły płynąć strugami łzy. W tym momencie wrócił do rzeczywistości. Przednim zamiast dwóch ciał znajdowała się pusta podłoga jednak jego ręce dalej były zakrwawione, a z oczu dalej płynęły mu łzy. Szybko rozejrzał się dookoła. Miejsce, w którym się znajdował nie było salonem jego domu. Nie było żadnym z miejsc, które kojarzył. Jedyne co było mu znajome do twarz blondyna, który również znajdował się w tym pomieszczeniu. W pierwszej chwili nie wiedział jak ma się zachować, ale następnie po fali wspomnień nadeszła fala emocji. Masamune był rozdarty pomiędzy gniew i nienawiść, a żal, smutek, rozpacz i załamanie. Doskonale wiedział co się stało i dlaczego jest w takim stanie, ale nie potrafił opanować płaczu. W pierwszej chwili z całej siły uderzył w podłogę. Rozwalił przy tym skórę na knykciach, a palec wskazujący oraz środkowy zostały wybite. Ciche łkanie dobywało się z jego krtani chociaż trudno jest porównać ów dźwięk do czegokolwiek.
-C-o-o m-ma-am zro-obić?-ledwie wydukał, kierując swoją zapłakaną twarz w stronę Ryouty.
Jednak jego ciało wykonało mimowolny ruch. Rzucił się w stronę blondyna i delikatnie zacisnął wokół jego klatki piersiowej ręce w geście przytulenia. Łzy rzeką zalewały koszulkę zaopatrzeniowca przy czym dodatkowo umazał go krwią, która pod ich wpływem została nawilżona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie ma go tu, przechodziło przez myśl chłopakowi wielokrotnie, szczególnie wtedy, gdy spoglądał bezpośrednio w oczy Masamune. Odlatywał myślami gdzieś daleko w nieznaną zaopatrzeniowcowi krainę, oddalaną być może w przeszłości, a być może mającą swe ciepłe miejsce w możliwie przyszłych wydarzeniach. A może była to już jedynie fikcja, która nigdy nie ma prawa się zdarzyć, niewyczerpana studnia niewykorzystanych lub straconych możliwości. Ludzie to istoty psychicznie kruche i łatwo im wpaść w otchłań mroku, z której potem próżno szukać wyjścia, kiedy wydaje się ono zupełnie nie istnieć. Odbierają ci to co kochasz, a potem zasypują obrazami szczęśliwej ludzkości, prezentując to co chciałbyś mieć, a czego już nigdy w swym życiu nie otrzymasz. Bo jak możesz marzyć o karierze biegacza, kiedy czyjś bezmyślny wypadek zabija w tobie zdolność chodzenia, lub kiedy choroba o którą nie prosisz, bezkarnie zamyka ci oczy. Nie, świat nie jest sprawiedliwy i nigdy nie będzie, kształtuje ludzi w najbardziej chory i powalony sposób, jaki mógłby sobie wyobrazić zdrowy na umyśle człowiek. Czy to znaczy, że wszyscy z natury jesteśmy źli i skrzywieni? Cóż... bardzo możliwe, ale widocznie dobrze to ukrywamy, inaczej by nas wszystkich zamykano w psychiatrykach.
Zacisnął pięści, próbując złożyć w głowie jakiekolwiek sensowne zdanie, które stałoby się nożem godzącym prosto w serce chłopaka. Było to trochę jak rozbrajanie bomby we wszystkich tego słowa przymiotach. Żaden z nich nie był gotowy na to gotowy - ani Mune na to, co sprezentowało mu życie, ani Ryo na to, że musiał teraz chłopaka w jakiś sposób ogarnąć... pytanie tylko jak? Mówią że próba nie strzelba, ale tym razem białowłosy był święcie przekonany, że jak popełni błąd, to może się to bardzo źle skończyć dla obu chłopaków. Szkoda tylko, że nie miał innego wyjścia, musiał zaryzykować i zrobić wszystko co mógł, aby choć trochę uspokoić towarzysza i przywrócić mi odrobinę jasności umysłu. Otworzył nawet usta aby wydusić z siebie jakieś drobne słowa otuchy, ale natychmiast zamarł, kiedy sytuacja weszła w zupełnie inny poziom. Z twarzy Masamune zniknęła pustka, widać było że myślami wszedł do jakiegoś świata, jednak to nie było to samo miejsce, w którym fizycznie się znajdowali. Halucynacje nigdy nie były dobrym objawem, tyle wiedział nawet Ryo. Obserwował uważnie jego zachowanie, nie będąc pewnym czy wkraczanie bezpośrednio do jego wyimaginowanego świata nie sprawiłoby w nim jeszcze większego zamętu. Dlatego właśnie nie reagował, a przynajmniej do momentu, aż ten nie uderzył pięścią o ziemię, robiąc sobie niemałą krzywdę aż sam białowłosy wykrzywił usta w grymasie bólu.
- Mune przestań, złamiesz sobie rękę! - krzyknął do niego dopiero po tym zdając sobie sprawę, że może podniesiony ton jest najgorszym z możliwych pomysłów i powinien jednak utrzymywać względny spokój. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że bardzo martwił się o jego zdrowie, dlatego właśnie zareagował w taki a nie inny sposób. Już miał się podnosić, kiedy chłopak wreszcie spojrzał na niego bezradnym i zapłakanym wzrokiem, ale pełnym świadomości i obecnej sytuacji. Coś znowu ukłuło zaopatrzeniowca w żołądku, jakby emocje i odczucia Mune wdarły się prosto do wnętrza jego ciała. Nie wiem, chciałoby się powiedzieć, ale byłby to całkowity strzał w kolano. Złapał chłopaka w mocnym uścisku, jedną rękę kładąc na jego plecach, a drugą wsuwając w jego umazane od krwi włosy. Przysunął twarz do jego włosów, zaś do jego nosa doszedł intensywny zapach żelaza. Sam nie wytrzymał, upuszczając również kilka kropel łez, co w porównaniu do stanu przyjaciela było niczym. Mógłby go przytulać cały nawet i cały dzień, jeśli byłaby taka potrzeba. Wiedział, że to właśnie tego chłopak tak bardzo potrzebował.
- Nie duś tego w sobie, wyżyj się jeśli musisz. Lepiej teraz niż później.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chłopak przez jakiś czas cicho łkał, chowając swoją twarz w odmętach koszulki Ryo. Strugi łez przemoczyły w kilku miejscach koszulkę do cna. Delikatnie zaciśnięte ręce Masamune drżały, a palce ledwo się splatały. Jak na razie został przytłoczony napływem emocji i wiadomości. Sam nie wiedział czy powinien usiąść w kącie się załamać, wziąć swoje miecze po czym desperacko zaszarżować na Niebieskich, a może wyżyć się na ścianie. Obecność zaopatrzeniowca oraz jego ciepło w jakimś stopniu pomagały chłopakowi się uspokoić. Czując jak białowłosy jedną ręką go objął, a drugą wplótł w jego włosy trochę mocniej przycisną swoją twarz do klatki piersiowej przyjaciela. Słysząc słowa Ryo z krtani Mune wydobył się stłumiony krzyk.
-Dla-czego musili zgi-inąć! Dlaszego w w tki spos-sób! Gdy-yby nie zegareg ojca oras nasz-szyjnik matki to po cia-ałach nawet bym i-ich ni poznał!-wykrzykiwał w pierś towarzysza łamiącym się głosem-Na-awet nie mia-ałem okazi się poszegnać! Nie byo mnie nawet w do-omu! Ni mogłem i-im na-awet pomóc! Mosze gd-ybym tam był to mógłbym ich ura-atować!-powoli z powodu desperacji, gniew chłopaka zaczął skupiać się na nim.
Wszystkie te sprzeczne emocje, wspomnienia oraz "a gdyby" tworzyły w głowie Masamune jeden wielki mętlik. Brak możliwości ukierunkowania gniewu i nienawiści na konkretne osoby zaczął skupiać się na nim, desperacji, żal oraz smutek jedynie z każdą chwilą coraz bardziej się pogłębiały. Rodzice byli dla blondyna bardzo ważni. Stanowili główny motor napędowy jego działań. Dzięki wiedzy, że ma dla kogo żyć, miał zapał do pracy oraz na jego twarzy ciągłe gościł serdeczny uśmiech. Bez nich jego życie traciło sens, a on sam chęć do dalszego życia. Mune należy do tego typu ludzi, którzy bez bliskich osób, dla których mogliby wstawać każdego dnia zaczynali tracić powód, który dodawałby im wiatru w żagle.
-Teraz! Teraz! Co... mam ze so-obą zrobić... Przeciesz... nie mam gd-dzie wrócić...-jego głos osłabł na sile, a ręce rozluźniły uścisk.
Chłopakowi został odebrany powód do życia. To co było dla niego najcenniejsze. Wiadomym jest, że jeśli człowiek nie ma jakiegoś celu w życiu to staje się słaby, ale także nieobliczalny. W końcu osób, których najbardziej powinniśmy się bać, są osoby które nie mają nic do stracenia. Masamune właśnie dotarł do takiego momentu i powoli zdawał sobie z tego sprawę. Czuł jak siły go opuszczają, a pomimo chęci zemsty, najchętniej zamknąłby się w pokoju i nie wychodził. Bo w jakim celu? Przecież po wejściu do salonu nie będzie miał się do kogo uśmiechnąć, komu powiedzieć "dzień dobry", z kim zasiąść przy stole podczas śniadania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słuchał uważnie jego słów, nie mogąc się nie zgodzić z żadnym z nich. To dramatyczne przeżycie i tysiące myśli tworzyły katastrofalny obraz w głowie chłopaka, uruchamiały skomplikowane mechanizmy organizmu i pobudzały do różnych, możliwe nawet że niebezpiecznych reakcji. Jednakże... nie była to sytuacja bez wyjścia i Ryo doskonale o tym wiedział z własnego doświadczenia. Na początku zawsze jest ciężko, ale później człowiek uczy się żyć z bólem... choć nigdy o nim nie zapomina. Przed Mune rozpościerała się teraz długa i ciemna ścieżka, co wcale nie oznaczało, że jedynym wyjściem jest się w niej zatracić - potrzebował jedynie odrobiny światła, które kierowało by go ku wyjściu. Białowłosy nie założył natychmiast, że jest do tego odpowiednią osobą, ale wierzył, że być może na początek będzie w stanie go powstrzymać od zgubienia drogi. A potem... potem może jakoś uda mu się znaleźć własny sposób na pokonanie zagnieżdżonych w sercu demonów, nie staczając się na drogę (auto)destrukcji i zła.
- Przepraszam... nie wiem... - odpowiedział mu ze smutkiem. Dlaczego... Odpowiedzi było pewnie tyle, ile ludzi: "tak miało być"; "niesprawiedliwa śmierć"; "znak od bogów"; "wskazanie drogi"; "kara za grzechy przeszłości"... Wszystkie były jednocześnie prawdziwe i fałszywe, w zależności od tego w co wierzy poszczególny osobnik. Pytanie co mogło trafić do załamanego Łowcy? - A może właśnie zginąłbyś tak jak oni? Na pewno byli przygotowani że tam będziesz, ale jednak... udało ci się i przeżyłeś, Mune... To coś znaczy. - jego głos był lekko podłamany, ale nadal dostatecznie pełny przekonania i pewności siebie, aby choć odrobinę ustabilizować emocje towarzysza. Przycisnął mocniej chłopaka do siebie, pozwalając mu całkowicie zalać swoją koszulkę łzami, jeśli tylko miało mu w ten sposób ulżyć. Poczuł jednak jak uścisk wyższego o głowę młodzieńca osłabł, jakby uchodziły z niego ostatnie witalne siły. Przysunął dłonie do jego twarzy i delikatnie uniósł głowę do góry, aby mógł spojrzeć mu prosto w zapłakane oczy. Lewą rękę wciągnął do wnętrza rękawa, wycierając jego zewnętrzną częścią brudną od krwi twarz chłopaka, póki zwilżone policzki ułatwiały mu robotę. Skoro sam nie był w stanie o siebie zadbać, ktoś musiał zrobić to za niego.
- Na początek możesz zamieszkać tutaj... Wiem że to nie będzie to samo, ale... Łowcy to też rodzina. Chyba lepiej mieć taką niż żadną, prawda? - uśmiechnął się do niego nieznacznie, aby nie wyglądać całkowicie nienaturalnie w obecnej sytuacji. Liczył że w ten sposób doda mu trochę otuchy i wpuści odrobinę ciepła w zrozpaczoną duszę, a nie - co też wchodziło w grę - zirytuje go i rozbudzi największe zło, jakie kiedykolwiek chodziło po Łowczych ściekach. - Masz jeszcze mnie, Mune...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez pewien czas nastała cisza. Jedyne co było słychać to ciche łkanie Mune. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Wydawało mu się jakby czas zwolnił. W pewnym momencie poczuł delikatny powiew powietrza na szyi oraz ruch ciała Ryo. Oderwał swoją twarz od klatki piersiowej towarzysza, aby spojrzeć czy ten przypadkiem nic nie mówi. Białowłosy mógł ujrzeć zaczerwienione od łez oczy Blondyna, a także krew, która barwiła łzy chłopaka nadając efekt jakby płakał krwią.
-So możesz o ty-ym wiedzić?!-wydukał z gniewem w głosie-To soś znaszy?! So takiego?! Mosze mie uświadomisz?!-kontynuował.
To co mówił Ryo miało sens, jednak zrozpaczony i pełen nienawiści umysł Masamune nie był w stanie tego pojąć. Patrząc na stan ciał rodziców chłopaka, SPEC'ów było przynajmniej kilku z bronią maszynową. Co najwyżej byłby w stanie zabić jednego, góra dwóch, a potem sam zostałby zastrzelony. Ale taki scenariusz był obecnie dla chłopaka najmniej oczywisty. Jak zawsze w takich sytuacjach, zaczynamy obwiniać siebie, a tym co rozbrzmiewa w głowie jest "gdybym tam był". Tak samo było i w tym przypadku. Dodatkowo gniew Mune musiał gdzieś ujść, a najbliższą ofiarą na której mógł się skupić był bogu ducha winny Ryouta. Blondyn lekko uderzył pięścią obolałej ręki w klatkę piersiową Łowcy. Nie miał siły, aby wykrzesać z siebie coś więcej, więc akurat zaopatrzeniowcowi się poszczęściło. Grymas bólu wymalował się na twarzy Masamune, kiedy w końcu poczuł ból powodowany przez wybite palce.
To co stało się potem zaskoczyło chłopaka. Ryo położył dłoń na jego policzku i spojrzał mu w oczy. Słowa, które potem wypłynęły z jego ust uderzyły w Blondyna niczym fala. W ogarniającej go ciemności i wszechobecnej desperacji pojawiło się maleńkie światełko, które teraz wydawało się nieznaczące, ale za jakiś czas może będzie nową podporą dla zdruzgotanego chłopaka. "Jeśli coś by nam się stało idź do Łowców. Oni ci pomogą." Były to słowa wypowiedziane przez jego ojca. Te same słowa, które sprawiły, że zawędrował przed jedno z wejść do Ścieków i spotkał Ryo. Były to słowa usłyszane za dziecka, których wtedy jeszcze nie rozumiał, ale teraz nabrały w końcu znaczenia. Rodzice Masamune od początku byli gotowi na to, że któregoś dnia mogą zostać zabici. Wiedzieli, że w takim wypadku jedynym ratunkiem dla ich syna będzie ucieczka do Łowców. Jak się okazuję nawet po śmierci, rodzice nadal na nim czuwali i zaprowadzili go w bezpieczne miejsce.
-D-dziękuję.-wyszeptał cicho po czym powoli opadł na ramię Białowłosego i zasnął wycieńczony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co mógł wiedzieć... akurat Mune nie zdawał sobie sprawy, że Ryo naprawdę mógł wiele wiedzieć. Być może nie było to tak drastyczne jak w przypadku blondyna, choć... choć może jednak było? Białowłosy starał się wypierać te obrazy z pamięci, choć nawet ktoś tak miły i radosny jak on nie był człowiekiem czystym, bez ran na duszy. Różnica między nim a wieloma innymi osobami była subtelna - dobrze się maskował, ukrywając swoje wewnętrzne rozterki gdzieś w najciemniejszym zakamarku serca. To właśnie dlatego non stop był czymś zajęty, pozwalało mu to zająć myśli i odciąć się od niebezpiecznego wspominania, tonięcia w przeszłości. Zajmowanie się innymi sprawiało mu radość samą w sobie, ale głównym powodem było właśnie tłumienie niepotrzebnych uczuć. Nikt tego jednak nie wiedział, nie było potrzeby żeby musiał o tym komukolwiek opowiadać... Nie teraz...
Nie miał jednak odpowiedniego argumentu, aby w jakikolwiek sposób mu odpowiedzieć. Zbyt mocno przemawiała przez niego złość, prawdopodobnie nie przyjąłby nawet najlogiczniejszego argumentu, gdyby Ryo mu tylko taki przedstawił. Jedyne czym chłopak się teraz kierował, to istna żądza zemsty, która jednak nie mogła zostać zaspokojona w żaden sposób - a przynajmniej zaopatrzeniowiec by nie dopuścił, aby ten udał się na jakąkolwiek samobójczą misję, bo tak by się ona skończyła. Dlatego właśnie nie bronił się przed uderzeniem Mune, co prawda słabym, ale wciąż. Dałby mu się bić nawet mocniej, jeżeli tylko miałby go odwieźć od jakichkolwiek lekkomyślnych planów, i jeżeli tylko mogłoby mu to w jakiś sposób poprawić samopoczucie. Brzmi to trochę masochistycznie, ale zrobiłby wszystko co konieczne, aby go uratować. Kiedy tylko Mune opadł ze zmęczeniem na jego ramię, poczuł znaczną ulgę. Nie musiał już z nim dłużej walczyć, i chyba... chyba dał radę mu pomóc. Tak mu się przynajmniej wydawało. Odsunął go delikatnie od siebie i powoli, bardzo zgrabnymi ruchami, wygramolił się spod jego ciężaru stale go przytrzymując przed upadkiem na twarz. Gdy już mu się udało, przeniósł śpiącego chłopaka na leżący nieopodal futon, który niespecjalnie chował po spaniu. Przyjaciel był dość ciężki, ale na szczęście dzięki łowieckiej mutacji nawet taki Ryo był w stanie go bez większego problemu unieść.
- Tylko mi teraz nie wstawaj, bo będzie dziwnie... - rzucił do siebie cicho, kiedy zabierał się za ściągnięcie z niego brudnych, zakrwawionych ubrań, zaczynając rzecz jasna od góry, a kończąc również na tej dolnej odzieży, ostatecznie zostawiając go w samej bieliźnie. Rzucił jego ciuchy gdzieś w kąt, zamierzając zająć się nimi później, a sam zastanawiał się czy powinien ryzykować i ubierać go w swoje własne. - Chyba lepiej go nie budzić. - kontynuował swe głośne myśli, ostatecznie rezygnując z niepotrzebnego poruszania jego ciałem i dając mu odespać cały ten stres. Przykrył go kołdrą aby mu nie zamarzł i postanowił zrobić użytek z zagotowanej wcześniej wody, o której kompletnie zdążył z tego wszystkiego zapomnieć. Nalał do odpowiednio dużej miski taką ilość ciepłej wody, że wypełniła ona naczynie niemal do pełna. Zgarnął również ręcznik i chusteczki, i podszedł z całym zestawem do śpiącego przyjaciela. Namoczył jeden z malutkich skrawków materiału i delikatnie wycierał z jego twarzy krew na tyle, na ile był w stanie. - Przepraszam że nie mogłem zrobić nic więcej... Przykro mi że to się stało, gdybym mógł to powstrzymać, to... - mówił cicho, niby do niego, ale jednak do siebie. - ...to na pewno bym to zrobił. Jakoś... - czy na prawdę w to wierzy, że byłby w stanie coś zmienić? - Po co to mówię, i tak mnie nie słyszysz... O, pardon! Nie to miałem na myśli...! - zakłopotał się sam przed sobą, ale przynajmniej cała buźka Mune była już czysta. Zajął się również jego włosami, choć z tym był już nieco trudniej, skoro na części z nich po prostu leżał. I tak będzie musiał się sam po wszystkim domyć, ale przynajmniej nie będzie wyglądał jak siedem nieszczęść, a jedynie trochę jak bezdomny po bójce. Zostawił miskę z zabarwioną od krwi wodą obok niego, bo jakoś nie miał już siły o tym myśleć. Przygotował mu swoje ciuchy złożone w kostkę, które też postawił niedaleko niego, w razie gdyby się obudził. Sam zaś usiadł nieopodal, przy ścianie, podciągając nogi do siebie i opierając na nich swoją brodę. Serce zaczęło mu bić coraz szybciej, a oddech znacznie się przyspieszył, jakby cały ten stres musiał ujść również z niego. Sytuacja tak go wymęczyła psychicznie i fizycznie, niechcący działając również na jego własną przeszłość, że aż sam nie wytrzymał i odleciał w objęcia morfeusza, upadając na bok w pozycji embrionalnej. Przynajmniej sen miał słodki, bo otworzył buźkę aż mu ślinka wyleciała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zasnął na tyle twardym snem, że żadna z czynności, którą zrobił Ryo, ani trochę go nie rozbudziła. Położenie na futonie, rozebranie do bielizny oraz obmycie twarz. Jego organizm był na tyle wyczerpany, że nawet strzały z karabinu by go nie obudziły. Sam sen jednak nie należał do najprzyjemniejszych. Przed oczyma ciągle pojawiał mu się obraz, który zastał w domu. Nawet przez sen ronił gorzkie łzy. Najpewniej ta sceneria będzie towarzyszyła mu każdej nocy jaki i podczas samotnych dni. Śmierć jego rodziców była dla niego ogromnym ciosem, który pozostawił ranę. Ranę która nie będzie chciała zabliźnić się przez bardzo długi czas nagminnie o sobie przypominając rozdzierającym jaźń i duszę bólem. Oczywiście miał teraz inną "rodzinę". Ryo, który się nim zaopiekował jest jej pierwszym członkiem. Jednak nawet jeśli z czasem w jego nowej rodzinie zastępczej znalazłoby się dwudziestu członków i wszyscy pałali do siebie miłością, nie zapomniałby o swoich dawnych ranach. Była to rana na tyle głęboka i rozległa, że nawet maść na bóle całego świata by tu nie pomogła.
Po kilku godzinach męczącego snu otworzył oczy. Nad nim znajdował się nieznajomy kamienny sufit, a on sam leżał na nieznanym futonie, przykryty obcą kołdrą. Pomimo tych licznych niewiadomych wiedział gdzie się znajduję oraz jaki był powód jego pobytu. Przetarł zapłakane oczy, a następnie zakrył je przedramieniem. Ciche bolesne łkanie wydzierało się z jego krtani. Zamarł w bez ruchu na dłuższą chwilę. Jego głowę wypełniła rozpaczy spowodowana wiedzą o tym, że nie zostanie uraczony ciepłym i promiennym uśmiechem swojej mamy kiedy wyjdzie z pokoju czy serdecznie powitany przez swojego ojca. W końcu podniósł się i przeczesał pokój wzrokiem. Ubrany był jedynie w bieliznę. Ryouta spał leżąc skulony na podłodze nieopodal. Obok Masamune leżały czyste złożone w kostkę ubrania oraz miska z czerwoną wodą zabarwioną od krwi. Jego stare ubrania leżały w kącie. Spojrzał na swoje żałosne odbicie w tafli wody. Wziął ręcznik znajdujący się nieopodal i otarł swoją twarz, wcześniej nawilżając materiał. Następnie otarł resztę swojego ciała z krwi, która je zdobiła. Na samym końcu włożył swoje dłonie do misy, aby także je obmyć. Założył pozostawione mu przez Blondyna ubrania. Wykonując wszystkie te czynności doskwierał mu ból wywoływany przez zdarte knykcie, oraz wybite palce. Wstał na równe nogi i podszedł do swoich zakrwawionych szmat leżących nieopodal. Wyciągnął z kieszeni spodni swoją zapalniczkę, portfel z dokumentami, telefon, zepsuty zegarek ojca, resztę nieśmiertelnika jego matki oraz swój naszyjnik, który po chwili zawisnął na jego szyi. Ostatnią rzeczą, którą wydobył z kieszeni był bandaż, przy pomocy którego nieudolnie opatrzył swoją rękę. Kiedy wstał jego wzrok ponownie powędrował w stronę Ryo śpiącego tuż obok. Przykrył go kołdrą, pod którą sam wcześniej spał po czym usiadł w kącie pokoju i zaczął wpatrywać się w pustkę.


Ostatnio zmieniony przez Masamune dnia 14.02.18 21:32, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach