Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Shane podróżował kolejne kilka dni odkąd zarżnął trupy pozostawione dobre kilkanaście kilometrów za nim. Zmęczenie i obolałe mięśnie ciągnęły się za nim jak śmierć, która nie odstępowała go ani na krok odkąd pamiętał.
Z oddali słyszał podejrzane szmery, jednak tłumaczył sobie, że senność wymusza nim wyciąganie zbyt pochopnych wniosków. Kiedy ujrzał bandę przed sobą, nie wyglądał na zaskoczonego komitetem powitalnym. Niechętnie i nieco znudzony spojrzał na każdego z osobna oprycha i szczerze powiedziawszy, wkurwiali go. Zwłaszcza typ z maczetą, który wywijał nią mu przed twarzą. Stał spokojnie, ze ściągniętymi lekko do tyłu łopatkami. Obserwował i starał się zachować względny, wiecznie obojętny spokój.
— Coś jeszcze? — zapytał i ręką odepchnął od swojej twarzy ostrze. — Piwo do tego? Na wynos panowie sobie życzą? A może mogę zaproponować soczysty wpierdol w ramach rabatu od firmy? — mruknął niechętnie, a następnie jednym sprawnym ruchem, bez obaw, że może zostać ranionym maczetą, wyciągnął swoją katanę. Przyjął postawę, zablokował pole do ataku i spojrzał na knypów, dając im chyba wystarczającą jasną odpowiedź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Hehe, patrzcie - zarechotał roszczeniowy typek do swoich przybocznych. - Ktoś tu chce mieć pociętą buźkę.
Bandzior zdecydowanie nie zraził się odmową, a wręcz przeciwnie - podjął wyzwanie. Niżsi koledzy odsunęli się nieco do tyłu, dając swojemu szefowi pole manewru. Ten bez większej zwłoki przystąpił do działania, rozpoczynając atak. Wyglądał na dość zwalistego, ale nie można było zaprzeczyć, że poruszał się bardzo zwinnie. Zgrabnym krokiem doskoczył bliżej rudowłosego i wykonał pierwsze cięcie z prawej, dbając jednocześnie o to, by nie odsłaniać się zanadto. Może i był rabusiem, ale rabusiem rozsądnym - najpierw badał możliwości przeciwnika, a dopiero potem wyciągał asy z rękawa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pociętą buźkę? Czy jego morda mogłaby być jeszcze gorsza niż obecnie była, zważając na staż życia jaki miał za sobą? Serio? Co za bezmózgie kołki. Najwidoczniej potrzebowali rozjaśnienia obrazu sytuacji oraz nauczenia ich dobrych, desperackich manier, mimo że rudzielcowi samemu ich nieraz brakowało to nikt o tym nie musiał wiedzieć, zwłaszcza ta banda wymoczków.
Shane uważnie spojrzał po każdej parszywej gębie, wyłapujący, który zamierzał pierwszy stracić głowę. A zamierzał ją kogoś pozbawić. Może nawet ją zabierze do Smoczej Góry jako swoje trofeum, a medycy jedynie zakonserwują mu ten zakuty łeb, albo chociaż czaszkę. Lubił czaszki. Całkiem niezły pomysł.
Sprawnie wyciągnął swoją katanę, nieco ubolewając, że jego miecz został w murach organizacji i poddawany był konserwacji. Zasłonił się przed atakiem, nieco cofając lewą nogę w tył, prawą nieco uginając w kolanie. Zaparł się o podłoże lewą piętą i skutecznie zablokował atak oprycha. Wyglądało to, jakby wcale nie wykonał żadnego ruchu, a może lekceważył go, jednak prawda była nieco inna. Shane wbrew pozorom nigdy nikogo nie lekceważył. Może jego sposób bycia i ton głosu, świadczył co innego, jednak jedynie głupiec sprowadzał wszystkich do zera, nie traktując zagrożenia poważnie. W końcu nigdy nie wiadomo jaki ciamajda może stać się herosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Blok powiódł się, aczkolwiek Shane mógł wyraźnie poczuć, że opryszek dysponuje naprawdę imponującą krzepą.  Jego maczeta aż świsnęła w powietrzu, by chwilę potem w eterze rozbrzmiał metaliczny dźwięk zderzenia obu broni. Bandzior tylko zgrzytnął zębami, niezrażony początkowym niepowodzeniem. Była to w końcu dopiero rozgrzewka, ostrożne badanie przeciwnika, a po części też demonstracja siły. Zabawa dopiero się zaczynała, a facet nie zamierzał odpuszczać szybko. W końcu co to za przyjemność, wykończyć ofiarę w jednym ruchu?
Ledwie wyczuł opór rudzielca, przeniósł ciężar na odstawioną do tyłu nogę i zwinnie odchylił się w lewo. Z kolejnym atakiem nie czekał długo; tym razem cios nadciągał znów z prawej, równolegle do ziemi, na wysokości brzucha Smoka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shane wyczuł krzepę opryszka, facet mimo paskudnej mordy miał siłę, czego rudzielec nie mógł ignorować, nawet pomimo własnej niechęci do tych typów. Wszystko działo się niesamowicie szybko, ataki nadchodziły jeden po drugim, a on starał się je wszystkie zablokować, bądź jeśli nie dało rady - uniknąć. Kątem oka dojrzał jak typek próbuje szybkim ruchem pociągnąć ostrze miecza od dołu. Nie wiele myśląc odskoczył w bok i zamachnął się na niego, chcąc zranić w ramię. Mimo zajęcia liderem, obserwował zgraję debili stojących niedaleko niego. Ustawił się do nich bokiem, aby móc lepiej kontrolować sytuację. Wyszedł z ciosem teraz pierwszy, napierając z kataną na typka. Ciosy były proste i wyważone, książki i wykłady jakie mu robili jego starzy znajomi nie poszył na marne. W końcu teoria znalazła swoje zastosowanie również w praktyce, z czego Shane był niesamowicie zadowolony.




Przepraszam Lilka za takie darmne posty, ale jestem wypruty życiowo. Soreh, że tak mulę
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bandzior głupi nie był; brał pod uwagę możliwość, że jego przeciwnik będzie próbował się odsunąć i dlatego nawet gdy rudzielec odskoczył, pociągnął cios dalej. Ostrze maczety smagnęło Smoka po żebrach, nieznacznie rozcinając ubranie i skórę. Ten manewr spowodował, że bandzior stracił kilka cennych sekund - wystarczająco, by nie nadążyć z obroną i odsłonić się na kontratak. Próbował co prawda zdobyć się na unik, ale wyszedł on koniec końców bardzo koślawo. Po raz kolejny polała się krew, tym razem z ramienia opryszka, w którym ziała teraz paskudna rana. Skrzywił się przy tym, przez co jego twarz nabrała jeszcze brzydszego wyrazu - o ile to w ogóle możliwe. Do tej pory poszturchujący się i komentujący między sobą towarzysze agresora zamarli, by po chwili dłoń każdego z nich zacisnęła się mocniej na własnej broni. Nie uszło to uwagi ich herszta, któremu jednak duma nie pozwalała tak szybko się poddać.
- Czekać. - Rozkaz opuścił gardło oprycha z cichym warknięciem, podczas gdy ten nawet nie oderwał wzroku od rudzielca. Ciemne oczy, wcześniej zaczepnie rozbawione, teraz płonęły nienawiścią. Z niewiarygodną szybkością postąpił krok do przodu i po raz kolejny naparł na Smoka, kierując kolejny cios od góry. Gdyby nic nie stanęło na jego przeszkodzie, ten jeden ruch mógłby stać się śmiertelny dla oponenta.


Welp, nie przejmuj się, mi też się nic nie chce i pisze jak piszę. Może nawet lepiej napisać to bez większego wysiłku i mieć z głowy. Opisy walk zdecydowanie nie są moją mocną stroną >D
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shane czując draśnięcie na boku, zacisnął mocniej usta we wąską linię i sam zaatakował typka. Nie mógł mu być dłużny zwłaszcza teraz, kiedy zauważył lukę i lekkie zachwianie w jego postawie, dało mu to kilka cennych sekund, dzięki którym mógł dźgnąć go w ramię i odskoczyć na bezpieczną odległość. Kątem oka spojrzał na swój bok. Przez krążącą w jego żyłach adrenalinę nie czuł bólu, dlatego musiał ocenić swój stan wizualnie, aby nagle nie wykrwawić się i paść jak długi tuż pod stopy dupka. Dupek dał znak swoim fagasom, aby trzymali się na razie z daleka. To dobrze. Miał szansę na szybsze wykończenie tego opryszka nim tamci zorientują się co w ogóle miało miejsce i zapewne spieprzą gdzie pieprz rośnie, nie chcąc skończyć jak ich kompan. Rudzielec nagle zauważył jak szef grupy chce ponownie zaatakować, dlatego też szybko podniósł klingę ku górze i zablokował atak. Czuł napór mięśni opryszka, który w tym momencie siłował się z nim, jednak rudzielec nie zamierzał mu odpuszczać. Wsparł się nogą do tyłu i naparł na niego z całą siłą, odpychając typa od siebie. Gdyby ten nagle stracił równowagę od siły natarcia, wywróciłby się, a wówczas Shane miałby szansę zaatakować go i porządnie ranić, jak nie zabić.



Znam to doskonale, ja mam też ciągłe problemy z opisywaniem ataków, także znam ból. Spokojnie, niebawem kończymy!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Głośny brzęk metalu uderzającego o metal przedarł się przez eter, niosąc wieść o imponującym starciu. Obaj walczący włożyli ogromną siłę w swoje działania, a jeden drugiemu nie pozwalał o tym zapomnieć. Opryszek błysnął zębami w grymasie złości, gdy jego celny, potężny atak został znów zablokowany. Gdyby się mu bliżej przyjrzeć, pod skórą dało się dostrzec napinające się w wysiłku mięśnie. Użycie większej siły było o tyle ryzykowne, że wciąż nadwyrężało ranę na ramieniu bandziora. Krew prześlizgnęła się po ręce i skapnęła z łokcia na ziemię, barwiąc pustynny pył czerwienią. Ciało osiłka przeszył ból, pozwalając Smokowi na wykorzystanie chwili słabości przeciwnika. Silne natarcie rzeczywiście zmusiło agresora do gwałtownego cofnięcia, przez co ten zachwiał się i na kilka długich sekund stracił możliwość skutecznej obrony.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shane napierał i atakował przeciwnika. Wykonywał płynne cięcia i wyprowadzał skutecznie ostrze ku oponentowi. Siła jaką w to wkładał ani na moment nie słabła wiedział, że nie mógł na to sobie pozwolić. Wszelkie zawahanie, niepewność oraz brak siły mogłyby zaważyć na jego życiu. Dlatego też w ostatni cios włożył znacznie więcej siły, dzięki czemu typ odsłonił się, dając mu większe pole popisu. Sapnął ciężko, zbierając w sobie siłę. Długa i osra walka powodowała ból ramionach, a palce lekko mu drętwiały od ciągłego zapierania się nimi w ziemi, jednak w tej chwili wszystko stało się nieważne. Dostrzegając okazję, wykorzystał ją. Zamachnął się agresywnie, wymierzając klingę w pierś opryszka. Jeśli typek odskoczyłby, jedynie uzyskałby po jego mieczu draśnięcie, w innym wypadku atak mógł być bardzo poważny. Shane miał świetną znajomość techniczną, którą wykorzystywał przy każdym głupim ruchu lidera bandy.
Zdychaj w końcu.... Pomyślał, prosząc o koniec walki. Podróż odcisnęła na nim piętno.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Opryszek zachwiał się, prezentując rudzielcowi idealną wręcz okazję na wyprowadzenie ataku kończącego pojedynek. Jego równowaga była zbyt niestabilna, by zdołał na czas sparować cios; mógł salwować się tylko i wyłącznie koślawym unikiem, co też rzecz jasna zrobił. Ostrze katany Smoka przecięło powietrze, trafiając następnie na tors przeciwnika. Metal przeszedł przez ciało bandziora jak przez wodę, rozcinając jego ubranie, skórę i mięśnie. Czubek miecza zahaczył o żebra.
Z gardła herszta bandy wydobył się charkotliwy okrzyk bólu. Cofnął się gwałtownie, ledwie panując nad nogami. Z jego ran wylewała się krew, zajmując coraz większe obszary na porwanej, burej koszulinie. W tej chwili mężczyzna stał się niemal całkowicie bezbronny; od rychłej śmierci ocalił go tylko fakt przyprowadzenia ze sobą przybocznych, którzy natychmiast dobyli broni i doskoczyli do swojego przywódcy. Ten wymamrotał pod nosem kilka niepochlebnych słów adresowanych do Shane'a, jednak jeden z pozostałej dwójki syknął na niego uciszająco.
- Pan wybaczy - wtrącił zaraz drugi - Szef pewno uzna pańskie zwycięstwo. - Chrząknął znacząco, a nie doczekawszy się sprzeciwu ze strony swojego zwierzchnika, kontynuował. - Zabierzemy go i nie będziemy pana już nigdy niepokoić.
Słowa wypływały gładko z ust opryszka, jednak widać było, że lęka się reakcji rudzielca. W końcu ten, który w pojedynkę doprowadził ich herszta na skraj śmierci, pewnie z łatwością mógłby powalić dwóch kolejnych. Żadnemu z opryszków nie uśmiechało się dokonać żywota w tak młodym wieku, liczyli więc na to, że niedoszłej ofierze nie będzie zależało na pozbawieniu życia całej trójki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Atak był dobrze wyprowadzony i tylko dzięki temu pojedynek zakończył się sukcesem. Shane cieszył się z takiego obrotu sprawy. Tamci dwaj doskoczyli do swojego kompana i nie wykazywali chęci do dalszej walki. To go niezmiernie cieszyło. Nie ukrywał, że zmęczenie odcisnęło na nim swe piętno po długiej podróży, rad był, że tamci chcieli się zwinąć.
— Jasne. Zabierajcie się stąd — mruknął pod nosem, mimo to nadal nie chowając swojej katany, musiał być pewnym, że tamci zmierzają faktycznie się oddalić, a nie zmienić zdanie.
Nie potrzeba mu było kolejnego starcia. Sam pragnął wrócić w swoje strony i odpocząć. Droga przed nim była długa i zapewne wyboista. Spojrzał ukradkiem jak tamci się zbierając i wolno wycofują. Schował katanę do pochwy i odetchnął ciężko.


Przepraszam za tak długi czas i dodatkowo taki krótki post :l Aż mi wstyd, ale totalnie nie potrafiłem się wbić po tak długim czasie... :lll
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach