Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Czas: Rok temu? Kto by to liczył?
Uczestnicy: Rosalie x Cayen
Miejsce: Desperacja, okolice Czerwonej Pustyni
______________________________________________________________________

To nie był dobry czas na beztroskie przechadzki po tym jakże skwierczącym padole nieludzkiej egzystencji. Chociaż lato było i słońce niemiłosiernie przygrzewało, to nie ono stanowiło główny powód ostatnio coraz bardziej wzrastającej aktywności umierających definitywna śmiercią Desperatów. Udary oczywiście, że były śmiertelne, statystyki nie kłamią, jednakże był inny problem wywołujący duży spadek Desperackiej populacji. Z tego co zdołał usłyszeć drogą kruczej poczty pantoflowej to mało przyjemny okres godowy Pustynnych Robali, czy też raczej ich efekt. Całe stada larw. Tyle mord do wykarmienia nie zadowoli się koniec końców kilkoma stadami dingo, ferajną Czarnych Żmii czy innymi wynaturzeniami Desperacji. Polowanie na dwunogów uznały więc za rozpoczęte. Standard. Oczywiście Cayen w trosce o interesy dokładnie wyczaił i obadał wszystkie siedliska robali oraz dokładnie opracował nową trasę przemytu ludzi, którzy liczyli na jego usługi. Serio powinien w końcu otworzyć biuro turystyczne. W każdym razie wracając do czegoś przyjemniejszego, czyli do rzeczywistości, mężczyzna w kwiecie wieku, ze dwadzieścia-kilka lat na pewno, przystojny, o ciemnej, włoską karnacji, może trochę brudny, ale do kalendarza ciach z tej okolicy można by było na upartego go zaliczyć, wędrował sobie akurat w okolicy Czerwonej Pustyni wracając niespiesznie do swojego domostwa na drzewie po wykonaniu niezwykle ciężkiej, ale opłacalnej roboty. No dobrze. To nadal nie jest do końca rzeczywistość, ponieważ facet ma z ponad tysiąc lat i powinien się w końcu ogolić, bo grozi mu broda. Przynajmniej młodo wygląda. Szkielet skrzydeł nieznacznie rozpostarty wyraźnie odznaczał się na tle jego sylwetki. Rzeczywiście wracał z dość ciężkiego zlecenia, ale miał jeszcze na tyle siły by nonszalancko kroczyć przez pustynię nucąc jakąś melodię z lat 40-stych ubiegłego wieku. W końcu teraz 3003. Srebrne tęczówki wpatrywały się nostalgicznie w niebo, przez co przybierały niemal białawą barwę. Znów te myśli by się wznieść wysoko i polatać nad okolicą, ale przemiana mocno nadwyręża jego osobowość no i zdrowie, toteż szedł piechotą, a blond włosy co jakiś czas zaczesywał do tyłu by nie odstawały na wszystkie strony jak u jakiejś pannicy. Je też powinien obciąć. Strzyżenie i golenie. Dobry plan po powrocie do domu. Nic nie wskazywało na jakiekolwiek niespodzianki toteż nie przestający nucić mężczyzna w rozpiętej koszuli, wykrochmalonych spodniach i wściekle czerwonych kowbojkach szedł przed siebie beztrosko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co robiła Rosa na pustyni? No to jest bardzo dobre pytanie. Takie chucherko jak ona nie powinno się zapuszczać w zakątki Desperacji, bo coś jeszcze ją zje. W sumie sądząc po stanie w jakim była na pewno coś próbowało, ale więcej miała na sobie krwi wroga niż swojej, wiec jeszcze wielkiej tragedii nie było. Desperat nie docenił małego diabła piromana i wyleciał w powietrze robiąc całkiem ładne krwawe fajerwerki. Jedyne co Rosie pozostało po tej walce, to rana na brzuchu, która nieprzyjemnie piekła. Dziewczyna była łowcą, więc się nie bała o zarażenie, jednak wszelakie inne choróbska mogły ja dopaść, szczególnie, ze była słaba. Nie gnała jednak do domu, niedobrze jej się robiło na myśl o powrocie do ścieków i patrzenie na tą zadufaną w sobie mordę jej przełożonego.
Miała lekki dysonans poznawczy... z jednej strony ją ciągnęło do jej pracy, a z drugiej wręcz odwrotnie. Dlatego postanowiła zrobić coś bardzo mądrego. Usiadła tam gdzie stała i odpaliła papierosa. Jedno kolana podciągnęła pod klatkę piersiową i oprał o nie przedramię z papierosem. Usmarowana w zasychającej już krwi, ubrana cała na czarno i w bokserce, która odsłaniała paskudne blizny, wyglądała jak dosyć realna personifikacja śmierci. Nie mówiąc już o czarnych jak smoła włosach i wystających z wychudzeniach kościach. Prócz strachu mogła wzbudzać litość, ale biada dla śmiałka, który zacznie jej ojojać, bowiem dziewczyna zgasi mu papierosa na środku czoła i delikwent będzie wyglądał jak jednorożec po najeździe kłusowników.
-Ej Różyczko... czy nie czujesz się słabo jakoś tak?- nagle mgła odezwała się w jej głowie, a dziewczynie aż drgnęła powieka z nerwów. jej jaźń odzywała się w najmniej pożądanym momencie i wypominała jej rzeczy, których Rosa nie chciała zauważać.
-Zamknij się..?- odpowiedziała Rosa na głos, ale niestety zauważyła drżenie mięśni i lekkie zawroty głowy. Zdała sobie również wtedy sprawę, że nie usiadła tylko by zapalić, ale również dlatego, że prawdopodobnie by się po drodze przewróciła. Cmoknęła z dezaprobatą i nerwowo strzepnęła popiół. Zaraz wyjęła swój metalowy wachlarz i zaczęła się nim wachlować. Małą ja obchodziło, ze błysk ostrzy może zwabić jakiegoś niepożądanego gościa... miała przy sobie swoje kochane materiały wybuchowe i niech tylko ktoś spróbuje jej zagrozić, to wyląduje na Desperacji... w każdym miejscu po kawałeczku.
Kiedy mgła zaczęła się z niej śmiać, to Rosa zaciągnęła się mocniej papierosem. Odchyliła powoli głowę do tyłu i nieśpiesznie wypuściła dym z ust.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zdążył prześpiewać połowę albumu Gangu z Albanii, zdecydowanie cofając się nie tylko w latach, ale i w rozwoju, o guście muzycznym nie wspominając, kiedy to ujrzał ciemną sylwetkę, siedzącą sobie i… palącą? Wąska smuga dymu nie zapowiadała się na ognisko, czyli musiał to być papieros. Po chwili do jego nozdrzy doszedł gryzący zapach tytoniu, pobudzając tym samym jego nikotynowy apetyt z dość długie snu. Czy to będzie normalne, jeżeli na niemal środku pustyni podejdzie do nieznajomej osoby i spyta: Przepraszam, masz może poczęstować papierosem? Coż, to się zaraz okaże. Jak nie, to najwyżej zostanie zjedzony, bo okaże się, że to bardzo głodny wymordowany albo okradną go z narządów zdesperowani Desperaci, którzy zasadzili zasadzkę na debili. W każdym razi Cayen nie przejmował się tymi spekulacjami i ruszył w stronę, jak się okazało kobiety. Znajomej kobiety.
- Rosa. Skarbie. – zawołał, rozpoznając postać. Czuł już w kościach, jak bardzo ją te słowa zbulwersują, aż radosny uśmiech zagościł na jego twarzy. -  Brałaś kąpiel we krwi noworodków. Jak zwykle jesteś olśniewająca, z tą  tylko różnicą, że nie spłukałaś do końca tej maseczki. – szybko skrócił dystans między nimi i stanął w nieznacznej odległości, tak by nie musiała zadzierać głowy w górę aby na niego spojrzeć. Galanteryjny ton i tym razem nie opuścił największego gentlemana na Desperacji, choć widział, że dziewczyna jest w złym stanie. Ale czy kiedyś była w dobrym? – Poczęstuj mnie proszę papierosem, to zajmiemy się – wyciągnął rękę z kieszeni i falując otwartą dłonią w powietrzu obrysował jej sylwetkę – tym. Wszystkim. – czarujący uśmiech dla czujnego obserwatora nie sięgał oczu. Srebrne tęczówki obserwowały uważnie Rosę. Dzikie instynkty krzyczały, by rzucić się na dziewczynę i dokończyć to, co ktoś zaczął. Aby nie męczyła się już na tym ziemskim padole. Ale był spokojny i opanowany. Wszystko pod kontrolą, a Rosa nigdy nie widniała w jego menu i raczej w nim nie zawita – To co. Ty mnie tytoniem, a ja Cię bandażem?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak w sumie sobie siedziała i nie do końca przekonana swoich intencji. Nie była nawet pewna, czy jest jej ciepło czy zimno... w sumie to nawet mogła być na skraju śmierci, a i tak by tego nie zauważyła. Nie patrzyła w jakiś konkretny punkt, po prostu błądziła wzrokiem po horyzoncie i w sumie bardziej poczuła niż zobaczyła kogoś zbliżającego się w jej stronę. Już zbyt dobrze znała te postać. Ten sposób poruszania się... nawet nie miała pojęcia kiedy minęło te przeszło dwadzieścia lat, kiedy to poznali się w podobnych okolicznościach.
Ona jak zwykle zmasakrowana, a on bez fajek. Aż dziewczynie stanęły włoski na karku jak usłyszała to jego "skarbie". Gdzieś jej tam na skroni pojawiła się żyłka i to była kwestia chwili kiedy Rosa zacznie na niego syczeć.
-A ciebie jeszcze nic nie zabiło? Kurczę... miałam nadzieję na samotne uschnięcie na tym pustkowiu- warknęła.
To wcale nie było tak, ze ona pojawiała się w Despercji i po prostu czekała, aż się na niego natknie. Mieli wyjątkowe szczęście do przypadkowych spotkań, albo jak kto woli... w połowie niezamierzonych. Pomimo już wielu lat Rosa nadal nie przyznała nawet przed sobą, ze może się pojawiać w tym zdechłym miejscu dla jednego wymordowanego, którego wyjątkowo nienawidziła, chociaż to był ten inny rodzaj nienawiści... Iskra nie wiedziała czy lepszy, ale na pewno mniej destrukcyjny niż jej pospolita odmiana.
Jednak nie wiedzieć czemu nie zwlekała długo z poczęstowaniem mężczyzny, tyle, ze rzuciła tą paczką jakby kamieniem i celowała w głowę... a cela miała niezłego, gorzej z siłą, której jej wiecznie brakowało, ale czego wymagać od trzydziestu kilogramów skóry i kości?
Zaraz uniosła jedną brew i spojrzała się na niego z kpiną wymalowaną na wychudzonej twarzy. Że niby ona poprosi o pomoc?
-Nie potrzebuję bandaży... nie niańcz mnie za każdym razem jak się tutaj pojawiam, bo w końcu ci łapy odpadną...- machnęła niedbale ręką i zaczęła kombinować by czarna bokserka jakoś bardziej zasłaniała ślad na brzuchu. Łowczyni przeczesała zaraz ręką włosy i potrząsnęła głową by się jakoś ułożyły, ale wyglądały bardziej jak pióra podlotów, dlatego nie męczyła się z tym dalej tylko zgasiła papierosa o podłoże i usiadła po turecku przyglądając się jak Cayen operuje jej własną nikotyną. Gdyby dziewczyna była zwierzęciem, to pewnie już zaczęłaby warczeć i szczerzyć kły. Czyli typowe dla tej dwójki spotkanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zabawne, że po tylu latach spotykają się w całkiem podobnych okolicznościach. Dla niego te lata nie stanowiły wielkiej różnicy, jednakże z perspektywy Rosy mógł już minąć szmat czasu. Ta jedna krótka chwila podpowiedziała mu, ze w ich relacji nic się od tamtej pory nie zmieniło. A może jednak? W końcu nie wiedział, że wyruszała na Desperację dołączając napotkanie jego osoby do programu tychże wycieczek.
- Swego czasu było ciężko. Jakiś łowca planował mnie kropnąć, ale jak widzisz nie wyszło. Przykre, nie? – uraczył ją kolejnym uśmiechem za milion dolarów i w nagrodę dostał paczką w głowę. Nawet się od czoła nie odbiła, tylko od razu zamierzała przywitać się z ziemią, zatem złapał ją, zanim smętnie upadła na dół. Wyciągając upragnionego papierosa, kontynuował droczenie się. Oczywiście jego nader hojna i uczciwa propozycja pomocy została odrzucona. Teatralne westchnienie wydobyło się z jego piersi. Wetknął papierosa do ust i przytrzymując go wargami począł gmerać po kieszeniach w poszukiwaniu ognia. Nie było to trudne, toteż już po chwili płomień lizał końcówkę fajki podpalając ją i wzmagając nieznośne uczucie gorąca i tak już mocno rozgrzanego powietrza. Nie spieszył się. Pośpiech w tym momencie był jego przeciwnikiem w starciu z Rosą. Zerknął na nią znad zippo. Nie umknęło mu poprawianie faktury bokserki. Ogień schował, papierosem się zaciągnął. Raz. Drugi. Milczał. Rozejrzał się. Obrócił dookoła. – Wiesz. Nie widzę tu nikogo innego zdolnego podać Ci bandaż. Mało tego. Nawet jeżeli ktoś taki by się znalazł, w życiu bym go do Ciebie nie dopuścił. – pauza wymuszona kolejnym niespiesznym zaciągnięciem się papierosem - Byłem pierwszy. – skwitował krótko, choć w tonie dało się słyszeć pewną zaborczość. – A teraz uwaga. – przykucnął sobie nonszalancko, opierając łokcie na kolanach, obracając jej paczkę w dłoni, a w drugiej trzymał ukochanego papierosa. -  Składam Ci propozycję. Proszę o uwagę. Ja cię opatruję bandażem i zabieram z tego pustkowia, albo ja cię zabieram z tego pustkowia i potem opatruję bandażem. Albo. Uwaga. Bramka numer trzy. Patrzę jak się wykrwawiasz i spalam całą paczkę twoich fajek na twoich pięknych oczach. To co? – uśmiech sprzedawcy aż zabłysnął.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rosa lekko się skrzywiła słysząc jego słowa. Pomimo wszystko już dawno zastrzegła sobie prawo do krzywdzenia tego idiotę. Splotła ręce na piersi i zmrużyła niebezpiecznie oczy. Ona mu kiedyś przywali w nos i mu ten nos złamie i ciekawe, czy będzie się wtedy tak ładnie uśmiechał? Dziewczyna dosłownie czuła jak jej krew w żyłach staje na baczność i nie chce płynąc dalej, nie mówiąc już o tym, ze zaraz łowczyni wyjdzie z siebie i stanie obok i wtedy Cayen miałby Rosę do kwadratu... tylko pytanie czy by się cieszył czy płakał?
Po chwili jednak dziewczynie ta pozycja zaczęła przeszkadzać. Każdy powiew wiatru nieprzyjemnie drażnił jej skórę, przez co stale ściskała szczęki, by nie wydać z siebie żadnego zdradliwego dźwięku. Jedynym pozytywem było to, ze Mgła sobie poszła w cholerę. W końcu Iskra podkuliła kolana pod klatkę piersiową i oplotła je rękami. Z początku ból się rozlał po jej brzuchu, ale dało się to przełknąć i zaraz uczucie ustało. Ale ten dupek miał rację, musiała sobie poradzić. Pomimo wszystko nie potrafiła odmówić sobie plucia na niego jadem. Za bardzo się do tego przyzwyczaiła.
-Ach naprawdę? A przecież to takie zatłoczone miejsce...- odparła głosem tak przesączonym ironią, że dało się poczuć jej smak na podniebieniu. A co sobie będzie Rosa żałować? Nie widziała Cayena od trzech tygodni, jakoś musi wyładować powstałe przez ten czas napięcie nie?
Pomimo wszystko jednak przeszedł ją dreszcz kiedy usłyszała tą zaborczość w głosie. Była ledwo wyczuwalna i może to właśnie przez to tak na to zareagowała. Dziewczyna nie potrafiła nie porównać się do zwierzyny w obecności mężczyzny. Niby wiedziała, ze nie zrobi sobie z niej kolacji, ale jednak był wymordowanym, a ona idealną ofiarą. Przygryzła policzek, by o tym nie myśleć i odwróciła wzrok wypatrując czegokolwiek na tym pustkowiu. na szczęście ten dupek się odezwał nie pozostawiając dziewczynę samą sobie z myślami, które ją okropnie gryzły.
Słuchała go z miną, w której było tyle entuzjazmu co mięsa w parówkach.
-Mówiłam ci już, ze kawał skurwysyna z ciebie?- spytała retorycznie, bo owszem...mówiła. Na każdym ich spotkaniu -Zamknij wreszcie ten swój dziób bo jesteś okropnie irytujący jak tak kraczesz na prawo i lewo. Zabawy ci się zachciało? Licz ziarenka na pustyni i przestań być mądrzejszy niż ustawa przewiduję...I ODDAJ MI KURWA MOJE FAJKI!- ostatnie słowa wywrzeszczała jako to miała w zwyczaju. Jednak zaraz mimowolnie się skrzywiła. Napinanie mięśni nie było dobrym pomysłem nawet jeśli rana była powierzchniowa. Wcześniej miewała takie poranienia, ze spokojnie można było jej grzebać w jelitach.
Po tej niekontrolowanej reakcji spojrzała wpierw na swój brzuch a potem na mężczyznę i cmoknęła z irytacją.
Zabawne w tym wszystkim było to, ze Rosa mimowolnie rozgadywała się przy Cayenie i ogólnie stawała się żywsza niż w ściekach, gdzie nie tyle co żyła, co wegetowała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Desperacja w gruncie rzeczy była bardzo nudnym miejscem i mało dochodowym. Co chwila każdy grozi Ci bronią i nie raz gwałtem, że to zrobiło się aż nudne i prosi się by powiedzieć: no zrób to i idź sobie. Albo wynaturzone poczwary panoszą się po ogródku, że kijem takich paszkiwnów nie przegonisz, a chwasty mają 2 metry wysokości i gryzą. A zarobek? Oh please. Albo jesteś dziwką u Jinxa, albo zaciągasz się do jakiegoś gangu i robisz za szmatę by mieć coś jeść. Bo monopolowego nie otworzysz, nawet nie wiesz, kto pełnoletni, a kto nie. Dlatego takie spotkanie z Rosą jest swego rodzaju przyjemnością, rozwianiem nudy i odsunięciem na bok rutyny. Oczywiście, że krucza imaginacja nieraz szeptała zjadliwe słówka, by za szyję chwycić, a nie pogłaskać, a to wątłe ciało złamać, a nie nieść. Ale gdzie w tym zabawa?
[…]przecież to takie zatłoczone miejsce...
Parsknął i nie mógł powstrzymać się od cichego komentarza.
- No jak ty tu jesteś, to rzeczywiście tlenu brak w okolicy. – po czym kolejny uśmiech, który spędzał sen z powiek utrzymującym się u Jinxa dziw…. kurtyzanom płci różnorakiej. Wracając jednak do rzeczy bardziej przyjemniejszych i zdecydowanie tańszych, zaczęła się jego ulubiona zabawa pt. jak porwać Rosę na 1000 sposobów. Zaczął od bramek. Bo przecież musi myśleć, że ma jakiś wybór. Cayen już w momencie gdy ją ujrzał wiedział, że na zabraniu papierosa nie będzie zmierzał kończyć tego spotkania. W końcu nie wie, kiedy następnym razem się zobaczą, prawda? - Twoje komplementy kiedyś wpędzą mnie w depresję. – skwitował, zaciągając się papierosem. Również usiadł po turecku, tyle że już po chwili wyprostował lewą nogę, która znajdywała się rzut paczką fajek od Rosy. Rannej Rosy. Zmierzwił włosy, a niesforne kosmki poleciały na czoło. – Nie umiesz się bawić. – wydął wargi i zacmokał zawiedziony. A tak się starał. Jednakże szybko mu przeszło, bo Rosa mogła ujrzeć jak ponownie suszy zęby przytłoczony falą komplementów. – Nie. Nie i nie. – czy na wszytko odmówił, czy może o czymś zapomniał? Spojrzał pytająco na Rosę. Po chwili jednak machnął ręką i uśmiechnął się niczym zarozumiały szczeniak. – Odważne słowa, jak na kogoś, kto zaraz będzie wąchał te ziarenka. Wiadomo, że się mądrzę. Taka praca Słońce. – przymknął na chwilę powieki, a dym tańczył wokół ręki by po chwili złączyć z eterem. Jak dawno nie miał papierosa w ustach? Ten niemy orgazm wskazuje, że trochę już minęło. Uchylił powieki i sennie spojrzał się na Rosę, a tęczówki topiły się w płynnej rtęci. Oczy wymordowanego radowały się z tej konwersacji, ale nadal pozostawały dzikie.
- Mogę policzyć ile minut przytomności pozostało Rosie. Policzysz ze mną? – odezwał się po chwili ciszy, w duchu ciesząc się, że nie zaczął krakać, bo świerzbiło go bardzo by zmienić formę. Zamiast tego jednak wyjął bandaż z kieszeni i położył go na ziemi przed sobą. - Raz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rosa może i była łowcą, ale jak tak sobie siedziała i słuchała tego co do niej mówi Cayen, to się w niej wybudzała natura wymordowanego. Pewnie gdyby nie ból, to Mgła już by zdzierała sobie gardło byle tylko facet ją usłyszał. Na szczęście była tylko wytworem pokręconego umysłu dziewczyny, bo w innym wypadku mogłaby się Rosa najeść naprawdę wiele wstydu. Ten głos w jej głowie mówił jej to co chciała ukryć przed światem i samą sobą, zawsze się zastanawiała ile podejrzewa jej kruczy znajomy. Nigdy nie wtykała nos w jego przeszłość, wiedziała tylko, ze jest on bardzo stary... tak samo jak on nie pytał o genezę blizn, chociaż nie był głupi i musiał coś podejrzewać. Znaczy był głupi... ale w innych sytuacjach.
-Może dlatego, ze nie jestem umysłowo na poziomie przedszkola?- odparła na komentarz o zabawie. No bo ile oni mieli lat? Trzy? Nos poza stół i inne tego typu, to Iskra już dawno zapomniała. Niestety widać jej rozmówca jakoś bardzo namiętnie cofnął się w rozwoju na szczęście utknął gdzieś pomiędzy amebą a pantofelkiem, więc jeszcze była możliwość jakiejkolwiek komunikacji.
Ale złośliwości złośliwościami... Rosa zaczynała dobitnie czuć objawi wykrwawienia. Pomimo wysokiej temperatury miała chłodne ręce i nogi do tego zawroty głowy napadały ją okresowo za każdym razem co raz mocniej... nie mówiąc już o tym, ze stado czarnych robaczków tańczy jej przed oczami. Ale wystarczyło kilka mrugnięć by się ich pozbyć. Przynajmniej na razie. Ponownie przeniosła wzrok na mężczyznę. Tym razem jej spojrzenie wyrażało mniej więcej "A czy ty wiesz jak bardzo mam wyjebane na to w co ty chcesz liczyć/robić?". Jedna brew dziewczyny poszybowała do góry i Rosa znudzona oblizała usta. Czerwone ślepia przenosiły wzrok to na bandaż, to na paczkę fajek, której bardzo pragnęła w tamtym momencie. Chuj, ze w sumie była w stanie zagrożenia życia. Ona chciała zapalić, bo przecież jak tu wytrzymać w towarzystwie takiego kretyna, który obrał sobie za hobby wkurzanie jej? I co mu po tym? Dziewczyna od dłuższego czasu podejrzewała, ze on po prostu wysysał z niej w ten sposób pokłady sarkazmu i je słoiczkował, ale jeszcze nie miała do tego dowodów. Pomimo częstych wizyt w jego domu nie dała rady znaleźć piwnicy, w której mógł trzymać takie rzeczy, ale spokojnie ma jeszcze czas. Nie żeby chciała jakoś bardziej regularnie tam wracać... co to, to nie! Spotkała go kolejny raz przypadkiem. tak wyszło~
-A teraz tak całkiem serio mi powiedz, do ilu umiesz liczyć? Bo obstawiam, ze po dziesięciu polegniesz- prychnęła i oparła głowę na kolanach, które miała podciągnięte pod brodę. Zaczęła się zastanawiać, czy w tym skwarze będzie w stanie wytrzymać te kilkanaście minut. Ale przecież nie pokaże mu, ze ma rację, bo za dobrze by mu było.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cayen podejrzewał, że ma przed sobą nie lada ziółko, które wystarczająco już widziało i przeżyło, by wyryło to w jej główce niezłe piętno i rozpętało piekło, wypaczyło podświadomość w takim stopniu, że rzeczywistość widziana jej szkarłatem tęczówek różni się od tej, postrzeganej przez innych. Gdyby tylko obydwoje wiedzieli, że ich chore imaginacje, choć z różnych przyczyn zrodzone, zadręczają ich w równym stopniu. Ale nikt pytań nie zadaje, to i odpowiedź brak. A chętnych do bawienia się w zgadnij kto to również, jakoś brak.
- Z twoim wzrostem? Do przedszkola na warunkowe, może by cię wzięli. Ale szkoda życia, na takie ograniczenia jak szkoła, a tym bardziej przedszkole. – wbrew pozorom uraziło go porównanie do podstawówkarza, ale hej. W sumie z 1000 lat do 5! Eliksir młodości wręcz. Przynajmniej tak to sobie w duchu tłumaczył. Papieros ku jego nie uciesze właśnie dożywał swoich ostatnich chwil. Na szczęście miał jeszcze ich paczkę w ręce. Zauważył to zawistne spojrzenie krwawych tęczówek i pokątne pozerkiwania na skromny pakuneczek. Zgasił niedopałek w piachu, wyrzucił w siną dal za siebie. Leć wolny niedopałku, już nic cię nie trzyma na tym smutnym padole. Bez krępacji wyjął następnego papierosa, podpalił i pomachał Rosie by i ona przywitała się ze swoim papierosem lądującym w jego ustach. A czas leciał, krew sączyła się przez materiał bokserki, a metaliczny, ostry zapach ciepłego osocza niemal wżerał mu się w nozdrza. Zaciągnął się papierosem i…. zakrztusił. Powietrza! Powietrza! Krzyczały wściekle płuca.
– Dwa! – wykrzyknął buńczucznie w odpowiedzi. Oddech powrócił. Nie on się wcale nie oburzył. On się tylko zapowietrzył. To gorące powietrze źle wpływa na układ oddechowy. Tak. – Trzy.
Bandaż spoczywał osamotniony na piasku i coraz bardziej domagał się uwagi.
- Cztery.
Nie słuchał bandaża. Nikt nie będzie mu mówił jak ma żyć. Skoro Rosa tak bardzo nie chce pomocy to niech się wykrwawi i umrze w tej piaskownicy, a on zabierze jej papierosy. Rosa. Papieros. Bandaż. Rosa. Bandaż. Papieros. Wzrok wędrował jak dziki, nie wiedząc na czym ma się skupić. Nikt nie będzie mu się przecwistawiać.
- Niech to. – warknął i zmierzwił blond czuprynę, po czym dłoń zsunęła się na czoło, a palce przysłoniły wizję.
- Dziesięć! Za stary jestem na to. Abradabra bandaża cholera jego mać labamba! –rzucił się na zwój i rozwinął, po czym szastnął nim niczym biczem w powietrzu. – Lamambabamba! – krzyknął ponownie zmuszając bandaż do posłuszeństwa. Materiał wił się w powietrzu i opadał. Dzika wstęga tańczyła w powietrzu po czym z gracją miotły zamiatała piach.
– Abrakalamambara- atfu. No nie działa! – zrezygnowany skończył swój nieudany występ magiczny. Ale czemu on właściwie służył? To wie chyba tylko sam kruk. Zrezygnowany spuścił głowę. Trwało to jednak tyle  co wzięcie jednego bucha, co również przy okazji uczynił. Przybliżył się na kuckach do ledwo przytomnej Rosy, po czym bezceremonialnie wetknął jej do ust papierosa. – Masz. Potrzymaj. – zebrał rozwinięty materiał w kupę i położył jej na kolanach.
– Czarodziejski bandaż mnie nie słucha, więc ja, mu pomogę. Trzymaj mi fajka. – Gotowy na atak z jej strony, zwłaszcza, że dał jej żarzącego się papierosa, wziął bandaż w swoje ręce i rozpoczął próbę opatrzenia Rosy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rosa była kurduplem jakich mało i do tego miała kompleks Napoleona, więc Cayen dźgnął ja w naprawdę bardzo czułe miejsce. Aż się dziewczyna zapowietrzyła, ale już nie skomentowała tego dalej. Nie będzie się zniżać do sprzeczki słownej z tym idiotą, bo to jak gra w szachy z gołębiem... nie ważne jak dobrze grasz gołąb i tak przewróci wszystkie pionki, nasra na szachownice i będzie się cieszył z wygranej.
Tak siedziała i obserwowała jego poczynania i się zastanawiała kiedy naprawdę mu się to znudzi. No i się doczekała. Widać on wcale nie miał cierpliwości. Dziewczyna prawie się uśmiechnęła z satysfakcją... a prawie robi wielką różnicę. Podczas całej ich znajomości na palcach jednej ręki można policzyć ile razy dziewczyna się szczerze uśmiechnęła. Zawsze raczyła mężczyznę cierpkimi grymasami, które na pewno nie służyły do okazywania radości.
-Jesteś durny jak mój lewy but- prychnęła kiedy on w końcu sam stwierdził, ze kapituluje.
A dlaczego akurat lewy? No bo z prawym uszło jeszcze kulturalnie pogadać... lewy to tylko materiał, sznurówki i podeszwa. Żadnego rozumu. Tak jak w przypadku Cayena... przecież gdyby ten facet spadł z poziomu swojego ego na poziom swojego IQ to by się zabił i nawet status wymordowanego nie byłby w stanie go uchronić przed spłaszczeniem z wysokością konkurującą z Mount Everest. Kolejne wyczyny mężczyzny były tego idealnym przykładem. Nie wiedzieć czemu kąciki ust Rosy drgnęły ku górze. Może to przez utratę krwi, ale jego zachowanie uważała za cholernie zabawne i ledwo się powstrzymała przed śmiechem, który w sumie brzmiałby w jej wykonaniu obco i nienaturalnie.
-Co to kurwa za egzorcyzmy?- spytała i przyjrzała się jak to cholerne ptaszysko łazikuje w jej stronę. Rzeczywiście jej ruchy były spowolnione, a refleks zostawiał wiele do życzenia. Chyba jednak powinna przyjąć te bandaże, ale pierwsze co przyjęła to jednak papieros. Złapała filtr w zęby (chociaż wolałaby odgryźć Cayenowi palca) i zaciągnęła się głęboko zadowolona. Chociaż to nie było dobrym pomysłem, bo zakręciło jej się w głowie a skóra zaczęła jej mrowić... chociaż, kto by się tam przejmował?
Czuła, ze to już kwestia kilku chwil zanim odpłynie sobie w krainę błogiej nieczułości, wiec chciała wykorzystać je na dwie podstawowe rzeczy, czyli palenie i dokuczanie.
-Zostaw mnie ty desperacka zboczona klucho! Łapy przy sobie! To molestowanie!- jej głos brzmiał wyjątkowo komicznie jako, ze mówiła strasznie piskliwie z przymusem trzymania w ustach papierosa. Ale to nie było tylko droczenie się. Jak tylko kruk podszedł za blisko, to zaczęła się cofać i rzucać wrzeszcząc niecenzurowanymi słowami na prawo i lewo nie przejmując się niczym, aż nie dostała takich zawrotów, że papieros upadł jej gdzieś na bok a ona wyłożyła się jak długa na piasku niezdolna do ruchu. Taki odtłuszczony kawałek bekonu w sam raz dla fauny Desperacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był chyba zbyt oburzony wyszczekaniem młodej Rosy, by zauważyć jak bardzo zabolała ją wzmianka o wzroście. A zresztą, nawet jeżeliby zauważył, to ciągnąłby temat aż do granicy przyzwoitości i jej cierpliwości, a kiedy by ją przekroczył, to podałby jej w milczeniu ognia do fajka i udał, że te śmieszki nie miały właśnie miejsca. Ale nic nie stałoby na przeszkodzie by powrócić do nich przy następnym spotkaniu. Cóż. Dobrał się swój do swego, lecz prędzej sczezną na tej pustyni niż się do tego przed sobą przyznają. No na pewno on się nie przyzna w momencie, gdy zostaje porównany do lewego buta. Zerknął na niego pobieżnie i zrobił skwaszoną minę, która wyglądała dość komicznie u kogoś, to nie musi się starać by błyszczeć jak psu jajca i za jednym uśmiechem podbijać serca z duszą w pakiecie. Co poradzić? Dziewczę młode, o buntowniczo zgolonych, czarnych niczym heban włosach, której jeden uśmiech śmiałych warg można by za miliony sprzedać, a szkarłat oczu wciąga w jej własna wizję szaleństwa świata, oryginalność tego spojrzenia przyciąga śmiałków i trwoży słabych, okalające je sińce nie wymagają żadnej charakteryzacji, by mówić: wchodzisz na własną odpowiedzialność. Adrenalina aż buzuje w żyłach i to przy pierwszym spotkaniu, a później jest jak narkotyk. Bo wygląda jak narkotyk. Ciekawi, wciąga, i niszczy. No nie działał na nią jego urok. Czuł się trochę jak pies ogrodnika. Samemu nie tnie, ale nikomu nie da. Dlatego właśnie siedział, palił jej papierosy i czekał na sposobność by, jak zwykle, doprowadzić ją do stanu używalności. Magiczne sztuczki odciągnęły jej uwagę, ale skończyły się fiaskiem. Daleko mu do zaklinacza bandaża, ale ma jeszcze mnóstwo czasu by tę sztukę opanować.
- To są czary! Nie porównuj tego do tych spedalonych pederastów w czarnych sukienkach, którzy myślą, że jak spalą kobietę na stosie, to naród będzie się cieszył, że zabili czarownicę i wbili diabłu kij w dupsko. – nie umiał inaczej tego określić. Nawet nie wiedział, czy dziewczyna to zrozumie, ale żyjąc jeszcze w czasach, w których internet miał każdy lamus, nasłuchał się i naczytał o chędożeniu czarnych, chrześcijańskich sutann. Po zaklinaniu przyszedł czas na przejście do planu B, jako że żaden z niego Harry Potter.
- No nie rwij się tak. Wiem co robię. Nawet nie wiesz, co to molestowanie, poczekaj, aż kogoś Twoje krzyki zwabią, to się może dowiesz, jak robią to na Desperacji. – pomoc okazała się dużo trudniejsza niż przypuszczał, a nie zdążył nawet Rosy dotknąć. Nie poprzestał jednak i nadal uparcie chciał zawinąć jej bandaż wokół kibici. Tyle, że… nie spodziewał się… gleby. No oczywiście, że mdlano na jego widok, orgazm przez sam dotyk, dojście do centrum zanim zacznie, ale… że już? Padła jak długa. Zrezygnowany spojrzał na Rosę, która rozpłaszczyła się na ziemi. Zakasał rękawy koszuli.
- Pardonsik. – bąknął pod nosem i podwinął jej bokserkę na biust. – Naprawdę pardon. – i czego się tak peszy? Jedną ręką uniósł jej barki, a drugą owijał materiał wokół nagiej tali.
- Kurwa. Serio. – zaklął nieprzyjemnie, widząc do jakiego stanu doprowadziła się dziewczyna.
- Masz szlaban. – zażartował mało śmiesznie, kończąc ten opatrunek. Który i tak wymaga większej pomocy lekarskiej niż piasek i kawałek materiału. Pytanie czy to był jedyny krwotok jaki trzeba było zatamować. Więcej bandaży nie miał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach