Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Powoli, a nawet bardzo powoli zbliżał się do nowo obranego celu. Wedle wszystkich posiadanych informacji miejsce to nadawało się do chwilowego postoju, nawet dla niego, androida który w tym momencie poruszał się z pomocą obręczy. Póki co nie było szans na to, żeby się zatrzymać i ocenić straty. Szedł więc, pozwalając procentom bezpieczeństwa rosnąć w mechanicznej głowie, do momentu aż ich liczba skoczyła do zadowalającej wartości.
Ciało omdlałego Siriona trafiła na podłogę, z niebywałą jak na Chie delikatnością. Nie gruchnął nim z całej siły o panele, a jedynie upuścił z wysokości swojego wyciągniętego ramienia po czym z bezczelnością charakterystyczną jedynie dla przedstawicieli jego "rasy" przypatrywał się z góry na pradawnego. Dopiero gdy chwila bezwzględnej ciszy minęła, Calamity obudził się niby na nowo, z wiadomością, która teraz już wydobyła się z jego poruszających się, mechanicznych ust, ukazując wszystkie zdolności manipulacji mimiką, których podczas walki oszczędzał.
- Twoja obecność została uznana za przeszkodę w wykonaniu misji. - Oznajmił chłodno do nieprzytomnego mężczyzny, spoglądając na niego z góry. Pokój był pusty. Nawet teraz, gdy dwójka smoków znajdowała się w jego środku, jeden z nich nie dawał znaków życia, a drugi był bezduszną maszyną.
Jedynie źródło ciepła, wnętrze jego mechanizmu pracowało niezwykle cicho. Gdzieś pod ścianą przebiegła mysz, nie wyczuwając zagrożenia. Prześlizgnęła się bokiem po kawałku sznura, rzuconego pospiesznie przez kogoś z boku, wśród innych śmieci. Szybko jednak i ten przedmiot znalazł nowego właściciela, dostając się w ręce Cyjana, a z nich wędrując w postaci ciasnych węzłów wokół ciała Sirona.
Jak raz, przemawiały przez niego bardzo ludzkie emocje. Sam android nigdy nie wiązałby kogoś innego w takiej sytuacji, uznając to za marnowanie energii i czasu. Teraz jednak, jak na ironię, Calamity czuł się bardzo ludzko, zapewne przez gniew i rozczarowanie przypomniał sobie jak to jest się buntować. Słowo "przywiązanie" coś mu mówiło, kiedyś inny android starał się je wytłumaczyć blondynowi. Teraz jednak ten spoglądał na związanego ciasno Siriona z myślą, że chyba nie do końca można by to nazwać przywiązaniem.
Gruba lina, zawiązana mechanicznie przez stalowe ręce nie posiadała wad, była idealnym tworem systemu, z którego ktoś tak osłabiony nie będzie w stanie się wyrwać. A android stał nad nim z chłodnym spojrzeniem, w pionowej pozie, z jedną ręką przy ciele, a drugą opartą o Halo, mruczące groźnie, ale z zadowoleniem. Jedna z jego luf wycelowana była w pradawnego.
- Obudź się. - Zarządził.
Nie było w tonie jego głosu uległości względem przywódcy. Nie było tez mechanicznej nuty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obudził się, czując jak nie słucha go całe jego ciało, podziurawione, połamane. Szczerze, nie spodziewał się obudzić i nie budziło to w nim smutku. W zasadzie nic teraz nie mogło go zasmucić, bo Daniel był pieprzonym psychopatą. Pocięty był niczym trzynastoletek, któremu rodzice zabrali klocki lego. Jednak najważniejszym czynnikiem był fakt, iż został skrępowany przez nieznanego agresora.
Który stał się znany, jak tylko Sirion otworzył oczy. Zmierzył go tylko neutralnym spojrzeniem malachitowych oczu, po czym wybuchnął gromkim śmiechem. Śmiech przerodził się w krwawy kaszel, jednak Stone nie tracił kontenansu.
- Teraz już wiem, dlaczego mówią na was "zbuntowane androidy". - parsknął.
Sirion nie bał się śmierci. Zbyt wiele z nią przebywał, by mogło mu to sprawić jakąkolwiek różnicę. Tak samo ból nie miał do niego dostępu. Psychicznie uwarunkowany masochista nie bał się nikogo, choć zdarzało mu się wpadać w gniew. Widząc wycelowaną w siebie lufę Halo, przestał się śmiać, nie zmieniając jednak ani na joty swojego szerokiego uśmiechu.
- No dalej, Cyan - rzucił kpiąco - Jeśli chcesz osobiście poczuć tę przyjemność, to musisz się pospieszyć. - zakaszlał i wypluł krew wprost pod nogi maszyny. Nie miał zbyt wiele czasu. Czuł wręcz, jak życie wycieka z niego przez otrzymane cięcia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Humor tej wypowiedzi rozpłynął się w powietrzu zanim dotarł do receptorów androida, bądź od początku był słaby, gdyż nastawiona teraz na mimikę twarzy maszyna nawet nie drgnęła. Zamiast tego, z dystansem analizował zachowanie Siriona, badając go już pod względem szaleństwa, a nie opanowania. Ten osobnik nie był normalny, nie potrafił zmazać ze swojej twarzy cwaniactwa nawet wtedy, gdy wycelowana w niego lufa zaburczała groźnie.
Twarz Chie wykrzywiła się w bliźniaczym grymasie, który w połączeniu z pustym wzrokiem wyglądał jak namalowany uśmiech porcelanowej lalki, groteskowy i niepokojący.
- Śmiem wątpić, by to było powodem nadania nam takiego określenia. "Bunt" tyczy się bardziej zaprzeczeniu oryginalnym założeniom zakodowanym w systemie pod wpływem nieznanego wirusa. Android, który nie jest zainfekowany, pozbyłby się ciężaru dużo wcześniej. - odpowiedział uprzejmie ze szczerością cedząc kolejne słowa.
W końcu wróg czy przyjaciel, jeżeli się myli, maszyna musi go automatycznie poprawić. Nie ma tu miejsca na błędy, system nie lubi takich niejasności.
Kilkoma krokami zniwelował dzielący ich dystans i ukląkł obok, opierając natychmiast chłodne dłonie na ciele Siriona, którymi bez zawahania zaczął go przeszukiwać i odkładać na bok wszystko co znalazł, pozostawiając na nim łaskawie na tyle ubrania, by nie musiał świecić tym, czym nie powinien. Po tym wrócił do krzesła przy przeciwnej ścianie, na którym usiadł. Jedna z jego nóg wyprostowała się w niemożliwy dla człowieka sposób, a element osłony wierzchniej odkliknął, by zaraz potem palce maszyny oderwały go i ukazały uszkodzone mechanizmy i łącza. Bez problemy mógłby naprawić je sam, gdyby tylko posiadał nieco więcej narzędzi.
- Takie rozwiązanie nie przynosi żadnych korzyści. Musiałbym nie być sobą, by teraz Cię dobić i nic z tego nie mieć. Twoje życie jest warte chyba nieco więcej. - Rzucił mu w odpowiedzi, szorstko i raptownie. Nie odwrócił jednak głowy od swojej kończyny, przy której majstrował teraz, naprawiając przynajmniej podstawowe jej elementy.
Jakby na siłę nie mówił o tym, co dokładnie chce osiągnąć. Zamiast tego trzymał atmosferę lekkiego niepokoju.
- Umierasz, Łasico. Jakie to uczucie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Myślę, że twórcy uznaliby raczej wasz bunt za efekt wirusa, bo przecież maszyny, takie jak ty, bez niego nie posiadałyby w ogóle woli. - powiedział, próbując lekko dogryźć rozmówcy. W tej chwili szczerze nie obchodziło go to, co miał mu do powiedzenia mechaniczny zdrajca, aczkolwiek podobno lepiej umierać, nie myśląc o tym.
Na wieść o braku korzyści z zabijania go, Daniel tylko prychnął, patrząc na Chie z politowaniem. A więc miał kogoś, kto byłby gotów zapłacić za głowę obecnego Pradawnego? Dobre sobie. Choć właściwie, znając "charakter" Handlarza, nie dziwiło go to. Wszak sprzedawczyk dostał swój przydomek ze względu na tę, nie inną przywarę.
"Umierasz. Jakie to uczucie?"
"Jak łagodne muśnięcia urodziwej hurysy. Spróbuj kiedyś, polecam."

- Jakie? Wyobraź sobie, że czujesz jak wszystko z ciebie wypływa i choć możesz to powstrzymać, to jednak masz ten parszywy świat tak głęboko w dupie, że nic cię nie obchodzi. Mniej więcej tak. - uśmiechnął się do niego. - Powiedz mi, masz konkretnego kupca na oku czy porwałeś mnie, bo nadarzyła się okazja? - zaśmiał się przez chwilę - To takie ludzkie... każdy człowiek chce przed śmiercią znać powód tejże, choćby i najbzdurniejszy. Dopełnisz tej tradycji czy tak jak mnie, nie obchodzi cię to w najmniejszym stopniu? Choć, właściwie... jakoś musimy przebrnąć przez moją ostatnią godzinę, a wolałbym się nie nudzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zatrzymał się i odwrócił, jakby Sirion powiedział coś, co zaciekawiło maszynę. Spojrzał na niego swym pustym od emocji wzrokiem żółtych, mechanicznych oczu i odezwał się, tonem tak spokojnym, jaki tylko mógł z siebie wykrzesać w obecnej sytuacji.
- Właśnie to powiedziałem. - odparł, nie widząc wielkiej różnicy pomiędzy jego zdaniami, a tym co wyszło z ust pradawnego. Analiza wszelkich okoliczności podpowiadała mu: jest bliski śmierci, bredzi. To jednak jeszcze mocniej zaciekawiło system, który nigdy nie będzie w stanie odczuć jak to jest umierać na własnej skórze. Zrozumienie tego zjawiska byłoby niewątpliwie pomocne dla uczącego się mechanizmu Chie.
Nie czuł się zdrajcą, dla niego był to jedynie kolejny etap w nauce i jeżeli Sirion chociaż przez moment tak o nim pomyślał, był głupi. Miał do czynienia z androidem, a nie człowiekiem, nie powinien go traktować tak jak człowieka, nawet jeżeli wirus panujący momentami nad układem Cala zmuszał go nie raz do całkiem 'ludzkiego' zachowania. Jak chociażby teraz, kiedy zamiast uśmiercić towarzysza od razu, wolał okazać mu coś na kształt litości, mocno zdeformowanej.
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Mój system podpowiada mi, że jesteś przeszkodą w realizacji celu, wirus jednak zmusza mnie do powstrzymania się od pozbawienia Cię życia tu i teraz, jako że istnieje możliwość wzbogacenia się na twojej osobie, skoro i tak umierasz.
Nie kłamał, nie był nawet w stanie powiedzieć czystego kłamstwa. Powiedział więc tyle ile potrafił, czując minimalną jeszcze władzę wymordowanego nad sobą. I chociaż nie obowiązywały go te same zasady co istoty żywe, od zawsze starał się sprawiać pozory trochę bardziej myślącego od swoich braci i sióstr maszyn.
- Powodem twojej śmierci będzie twoja słabość. To nie ja Cię zabiłem, lecz twój brak umiejętności, który doprowadził Cię do stanu, gdzie jedynym rozwiązaniem przynoszącym korzyści jest odesłanie twojej duszy z tego świata. - prostym gestem dłoni wskazał lufie cel, chociaż ta nie drgnęła ani przez moment od kiedy tutaj przyszli i cały czas idealnie zionęła wylotem między oczy Siriona.
Zanim jednak wydał komendę, sięgnął do sterty przedmiotów odebranych mężczyźnie i wydobył z nich telefon w którym kilkoma szybkimi ruchami odnalazł kontakt do telefonu alarmowego smoków. Bez tłumaczenia się zaczął przyciskać klawisze, tworząc na ekranie urządzenia jakąś wiadomość.
- Twoje życzenia, rozkazy Pradawny? - zapytał zdawkowo, nie odrywając wzroku od ekranu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Widząc, jak Chie wysyła wiadomość z jego telefonu, uśmiechnął się ponuro. Wiedział, co wkrótce nastąpi - rozłam Smoków i chaos wojny domowej, o ile Mercedes nie zareaguje na czas. Liczył na nią, ale ta sytuacja była dość niespodziewana.
- Rozkazy? - Sirion roześmiał się, rozbawiony wymuszoną kurtuazją maszyny - Jeden. Żebyś się pierdolił i to równo. A poza tym, rób co uważasz za słuszne.
Umierał, więc wszystko było dla niego nieistotne. Choć po części liczył, że rozzłoszczona? maszyna pozbawi go życia szybko, bo był ciekaw czy taka śmierć różni się od tych, które już przeżył.
- Szkoda, że androidy nie mają duszy. - rzucił melancholijnie - Przygotowałbym ci odpowiednie powitanie w piekle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Słyszałem, że to bardzo grzeczna dać osobie skazanej na śmierć możliwość wypowiedzenia jednego życzenia... - zareagował chłodno na agresywną odpowiedź Siriona. System podpowiadał, że pradawny traci kontrolę nad samym sobą w obliczu śmierci. Chociaż ta zdawała się czaić za rogiem, sytuacja była względnie sielankowa. Przez chwile nawet Calamity milczał, jedynie przypatrując się z wyższością na wymordowanego. Mechanizmy pracowały cicho, niemalże niesłyszalne w pustym pomieszczeniu.
Samotny, związany Sirion siedział na środku sali, a dwa metry przed nim android, za plecami którego czaiła się wycelowana w Daniela lufa. Cisza trwała tylko przez kilkanaście sekund. Maszyna nie odezwała się już więcej.
Ciszę przerwał tylko pojedynczy wystrzał, który przebił środek głowy przewodnika Drug-on.
Chie nie drgnął, jednak system wydał automatyczny komunikat: status obiektu zmieniony z 'żywy' na 'martwy'.
Zabrał tylko to, co uważał za użyteczne, nie miał zamiaru bezcześcić ciała smoka, pozostawił go więc w ubraniu, reszta trafiła w jego ręce. To Desperacja, tutaj wszystko się nada.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zatrzymał się przed opuszczoną ruderą, ściskając mocno w zębach niedopałek, który po chwili skonfrontował się z ziemią Nowej Desperacji. Lewa dłoń pewniej zacisnęła się na rączce pistoletu, a prawa złapała za klamkę. Szarpnął za nią, otwierając drzwi, które właściwie i tak trzymały się na zawiasach chyba za sprawą silnej woli kogoś, kto je tu zamontował, jakby naiwnie wierząc, że przetrwają. Odór, jak przypuszczał, rozkładających się zwłok, którego będąc wojskowym miał przyjemność podziwiać niemal na okrągło, buchnął mu w twarz, niemal nie zwalając go z nóg. Co prawda był przyzwyczajony do takich przyjemności, acz siłą rzeczy na pożartym przez apokalipsę terenie ciała były trawione przez biologiczny cykl dwa razy szybciej, do czego w głównej mierze przyczyniała się podniesiona temperatura. Lata w tej materii nie sprzyjało na żadnej płaszczyźnie, jednak dzięki zimnym nocą, nieodłączonymi towarzyszkami pustynnego życia, same zwłoki nie powinny wyglądać aż tak przytłaczająco. Prześlizgnął spojrzeniem po obdrapanych, surowych ścianach, wykrzywiając usta w pół uśmiechu. Dekorator wnętrz miał okropny gust, ale czego mógł się spodziewać po epicentrum wszystkiego i niczego zarazem. Niebieskie ślepie skupiło się w końcu na schodach, bo już od progu nie trudno było zgadnąć, że coś co kiedyś musiało pełnić rolę paru piętrowego budynku mieszkalnego, przerodziło się w kawalerkę i to nie w pełni znaczeniu tego słowa.
Stopnie były liche i spróchniałe. Jednym słowem wyglądały na takie, które mogą runąć, gdy tylko ciężar jego w połowie zmechanizowanego cielska - całe sto trzydzieści siedem kilogramów nie czyniło z niego piórka, z czego zdawał sobie sprawę – przeżyje z nimi spotkanie pierwszego stopnia.
Zerknął na stojącego na wyciągnięcie ręki Azizela i prychnął pod nosem, zapominając, że to nie był ten cholerny Morozov, z którym mógłby wymienić porozumiewawcze spojrzenie i w pełni zaufać w takiej kwestii. Siła anioła była wątpliwa, więc poleganie na nim mogło być w ostateczności katastrofalne w skutkach. Co prawda nie sądził, że mistrz tej zbrodni stoi na posterunku, ale nie mógł jednocześnie zagwarantować, że ten smród był serwowany przez zabitego Pradawnego. Z drugiej zaś strony ten jakże miły zapaszek mógł z powodzeniem zwabić w to miejsce krwiożercze bestie w postaci zmutowanych zwierząt, czy też pozbawionych umiejętności logicznego myślenia wygłodniałych Wymordowanych. Zdecydował się jednak na spontaniczne działanie, bo stanie i podziwianie czegoś, co było po prostu pozbawione smaku, nie leżało w jego naturze. Przekroczył pierwszy niestabilny stopień, czując charakterystyczne skrzypienie pod ciężkim buciorem. Potem w zasadzie poszło z górki. Ostatnie stopnie pokonał z niewysłowioną ulgą, a widok, który go przywitał nie należał ani do najprzyjemniejszych, ani też do szczególnie odkrywczych. Był pod pewnym względem smutny, ale też pozbawiony zbędnej wyniosłości. Przycisnął dłoń do nosa, powstrzymując się od korzystania z usług powietrza. Cuchnęło jak cholera.
Sentymentalność ze Smoka wyparowała, więc w zasadzie nie czuł nic, oprócz ulgi, że ich podróż dobiegła końca, a misja została ukończona w co najmniej osiemdziesięciu procentach. Teraz wystarczyło tylko oddelegować te śmierdzące resztki na Smoczą Górę.
Wbił zimne spojrzenie w zwłoki Siriona, nadal trzymając pistolet w pogotowiu, gdyby nagle jakieś cholerstwo chciało ich znienacka dopaść. W końcu ogon w postaci aniołka i gościa, który urządzał sobie striptiz w środku narady nie napawał go pozytywnym odczuciem.
Nie potrzebna była diagnoza wątpliwego specjalisty w postaci Azizela, by potwierdzić słowa Cala i stwierdzić, że leżą przed nim kilkudniowe zwłoki. Pełznące po nim robactwo, czy też sam opłakany stan ciała mówił sam za siebie. Jeśli faktycznie to android go tak urządził, mógł być z siebie dumny.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Zapach już przy fontannie odpowiednio zaczął drażnić czułe nozdrza wymordowanego. Choć przyzwyczajenie robiło swoje, to nigdy nie uodpornisz się na odór rozkładającego się od kilku dni ciała, do tego na terenach gorącej Desperacji. Wyrzucił za siebie ledwo żarzącego się kiepa, poszedł ze swoim bistym tobołkiem znowu w jakiś zaułek i ubrał się tak jak był na samym początku. Obecnie lwia forma nie była potrzebna, a bezpieczniej dla wszystkich będzie gdy białowłosy będzie w stanie trzymać rewolwer w ręce, bo nie wiadomo jak z umiejętnościami bitewnymi aniołka. Hydry mają to do siebie, że kiepsko odnajdują się w trakcie walki. Chyba, że trzeba latać między poszkodowanymi i leczyć, do tego to się nadają. Welp. Ruszył od razu za towarzyszami, wyciągając z kabury rewolwer. Rozglądał się po budynku i szedł w tym samym kierunku, skąd pochodził śmierdzący zapach.
Raczej nikogo tu nie było, a przynajmniej nos nie miał przyjemności napotkać zapaszek kogokolwiek żywego, lekko przebijając się przez odór gnijącego cielska Pradawnego. Gdy tylko weszli do właściwego pomieszczenia, jego lodowe ślepia wbiły się w trupa. Zakrył wolną dłonią pół mordeczki, dwoma palcami lekko przytykając nos.
- A jednak dał się zajebać. Pizda.
Krótko, zwięźle i na temat. Tak właśnie skomentował ten widok. Nie ukrywał, że niezbyt przyjemne dla niego jest stanie tutaj, toteż po chwili wyszedł z pomieszczenia, ba! Nawet z budynku! Oparł się o ścianę przy drzwiach, odpalił fajkę i postanowił chwilę poczekać, aż tamci wyniosą truposza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szedł spokojnie za Yurkiem. Starał się zachowywać spokój i bezpieczny odstęp od mężczyzny, bo nie chciał oberwać, gdy tylko ciemnowłosy usłyszy jakiś hałas i postanowi gwałtownie zareagować. Nie miał też żadnego pistoletu, więc próba odwzorowywania wszystkich ruchów biomecha była dość dziwaczna. Azie był dość drobny i lekki, więc nie wydawał zbędnych dźwięków, co mogło być niezwykle pomocne, jeśli w pobliżu mogły kręcić się wygłodniałe i zmutowane zwierzęta. Smród rozkładanego mięsa nasilał się z każdym kolejnym krokiem i stał się niezwykle intensywny, gdy znaleźli się pod zniszczonym budynkiem.
Z zewnątrz budynek nie prezentował się dobrze. Normalnie Azie nie chciałby tam wchodzić, bo konstrukcja nie wyglądała na bardzo stabilną. Wszystko to mogło w każdej chwili runąć, co nie napawało aniołka optymizmem. Jedyną dobrą rzeczą płynącą z całej tej sytuacji było to, że białowłosy odciągał się od nieprzyjemnego zapachu myśląc o byciu pogrzebanym żywcem wśród gruzów.
Gdy weszli do środka, smród unoszący się wewnątrz sprawił, że Aziego zapiekły oczy. Pomieszczenie nie było wietrzone, a suche powietrze szybko przesiąkało nieprzyjemnym zapachem. Anioł nie mógł głęboko oddychać, chociaż wiele w swoim życiu wąchał i czuł. To go troszkę przewyższało. Nawet nie chciał myśleć, jak mogłoby wyglądać teraz to, co wydzielało ten odór.
Pokonanie schodów nie było trudne. Poza kilkoma cichymi skrzypnięciami spróchniałych desek Azie dotarł na górę bez ściągania na siebie zdenerwowanego i pełnego dezaprobaty spojrzenia Yurka. Przysłonił sobie nos i usta dłonią, żeby chociaż w małym stopniu odgrodzić się od zapachu.
Zwłoki leżały na podłodze w towarzystwie zaschniętej i skrzepłej krwi i pełzającego robactwa, które powoli wyjadało ciało. Azie poczuł przebiegający po nim dreszcz wywołany obrzydzeniem. Nie odwrócił jednak wzroku. Stwierdzać zgonu nie musiał, bo nawet Przychlast Yury orzekłby, że Pradawny leży nieżywy już od kilku dni, a dziura w głowie była odpowiedzią dlaczego.
Możemy go owinąć w pościel i tak go wyniesiecie. – powiedział, zerkając na kołdrę, która jeszcze w jakiś sposób się trzymała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yury kątem oka zaobserwował reakcje Levy'ego, a później też jego ucieczkę z mieszkania, ale z jego ust nie padł żaden adekwatny do sytuacji komentarz. W końcu nie odpowiadał za osoby, które w takich chwilach nie potrafiły trzymać nerwów na wodze. Jego uwaga została w końcu przeniesiona na anioła. Skinął krótko głowę w ramach zaakceptowanie tego pomysłu. Zanim jednak wprowadził słowa w czyn, wyciągnął papierosa i zapalił, jakby chcąc stłumić nieprzyjemny smród.
—  Poszukaj czegoś co przynajmniej mogłoby zastąpić w jakimś stopniu mydło — polecił aniołowi, mając złudną nadzieję, że ktoś kto tu pomieszkiwał zaprzyjaźnił się z tą przydatną rzeczą. — Przyda się, gdy przesiąknę tym smrodem — dodał. Jako człowiek wcześniej mieszkający w M-3 dbał o higienę, mimo wiadomych trudności z dostępem do bieżącej, nieszkodliwej wody. Odkąd jednak przyczepił się do niego podręczny hydrant, upierający się, że zajmuje w anielskiej hierarchii zaszczytną pozycję anioła stróża, JEGO anioła stróża mógł pławić się w luksusie, jakim niewątpliwie była czysta woda.
Zdjął z niedbale pościelonego łóżka, coś co służyło właścicielowi mieszkania za  kołdrę, choć była to rzecz jasna prowizorka w najczystszej postaci. Kawałek szmaty, który powinien jednak wystarczać, by zakryć zwłoki Pradawnego. Od widoku rozkładającego się cielska wolał uchronić ciekawskie spojrzenia Desperatów, sam smród był wystarczający wymowny. Zresztą wieść o tym, że przywódca Drug-onów kopnął w kalendarz i bez jego pomocy prędzej czy później się rozniesie wzdłuż i wrzesz, a w tym wypadku później było opcją o wiele atrakcyjniejszą, biorąc pod uwagę bajzel panujący w samej organizacji.  
Owijanie umarlaka nie było rzeczą przyjemną, acz sam Yury był poniekąd do takich czynności przystosowany, przez kilkunastoletnią współpracą z wojskiem. Oczywiście metody S.SPEC pod wieloma względami były bardziej humanitarne.
Odetchnął, gdy ciało Siriona w końcu zniknęło w połach szmaty. Wyprostował się, ponosząc je tym samym z ziemi. Ciężar Pradawnego w żaden sposób nie zaimponował Yury'emu. Był lekki jak piórko, co znacznie ułatwił im podróż na Smoczą Górę. Oczywiście nadal istniały spore szanse, że Levy wróci do swojej lwiej postaci i jeszcze bardziej ułatwi im to zadanie.
Zwijamy się stąd — rzucił do swojego towarzysza, mając nadzieję, że ten mały, depczący mu po piętach dzieciak stanął na wysokości swojego zadania, które skądinąd nie należało do trudnych.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach