Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 01.12.15 19:06  •  Hades playground~ [Astira, Marcelina] Empty Hades playground~ [Astira, Marcelina]
Uczestnicy: Astira, Marcelina.
     MG: Ford.
     Cel: Sniper Orion- Astira, moc pobierania energii- Marcelina.
            I kto wie? Może coś się jeszcze napatoczy…
    Poziom: Mocne 6/10 (średni/trudny).
    Możliwość zgonu Prosimy zapiąć pasy…będzie trzęsło, ale myślę, że do przeżycia.

Hades playground~ [Astira, Marcelina] 4vrbc1

Każdy czegoś szuka. Bo każdy ma swoje zadania do wykonania. Niestety obowiązki to nieodłączny, parszywy element świata. Dopóki się ziemia obraca, jest względnie okrągła, nie zepsuła jej asteroida, nie pożarły filmiki kotków z internetów, generalnie dopóki świat się nie skończy, obowiązkom końca widać nie będzie.
Marcelina i Astira z głębiej sobie znanych powodów, wybrały się na Desperacje. Wzięły ze sobą swój ekwipunek, rzeczy, które zawsze z nimi wyruszają na dłuższe wycieczki krajoznawcze.
Obie panie, choć wyruszyły z innych miejsc, różnią je poglądy polityczne jak i przynależność gatunkowa znalazły się w tej samej, patowej sytuacji.

***
To był słoneczny dzień, praktycznie dochodziło południe. Panie znajdowały się niedaleko siebie w miejscu, które kiedyś, dawno, dawno temu, było miastem w którym żyli ludzie, a wizja apokalipsy nawet im się wówczas nie śniła. Dzisiaj natomiast uwiecznia to zaledwie kilkanaście ceglastych ścian. Przypominających wyglądem zrobione przez dzieci niekompletne domki z klocków lego.
Nic nie mogło przygotować Marceliny i Astiry na wstrząs, jaki nastąpił. Niezapowiedziane żadnymi pojedynczymi wibracjami, w żadnej prognozie pogody nawet o tym nie wspominano. Tak znienacka, zaskoczyło je potężne trzęsienie ziemi. Grunt począł dosłownie uciekać spod ich zgrabnych stóp. Błędniki nie były w stanie rejestrować takiej fali bodźców z zewnątrz, więc panie nie mogły zorientować się w sytuacji. Światło, jak i desperacki krajobraz zniknęły, a ich oczom ukazała się ciemność.

***
Ciemność nie trwała jednak długo. Stara lampa gazowa wisząca, wydawać by się mogło, że w powietrzu, a w rzeczywistości na skalnej ścianie, dawała zgniło-zielonkawe światło. Poza małymi zadrapaniami i potłuczonymi pośladkami Astirze i Marcelinie nic nie było. Znalazły się jednak gdzieś. Pytanie gdzie?
Przybite do skalnych ścian grube bele kruszyły się zawilgotniałe. Wszędzie pełno kamieni różnego rodzaju. Krople kapały, odbijając się echem od żelaznej szyny, którą przygniatał przysadzisty wagon. Tory urywają się jednak po chwili, ponieważ zawalony głazami korytarz zwęża się. Jedno jest pewne. Znalazły się razem w nieznanym im wcześniej miejscu, a droga, jaką się dostały do tajemniczego miejsca zniknęła zawalona. Za paniami znajdowała się ściana gruzu, a po bokach wyżłobiona przez ludzkie ręce ściana ciągnęła się, tworząc tunel.
Głuchy dźwięk stukającego nieregularnie metalu o skały zwiastował, że nie tylko one wpadły z wizytą do... no własnie, gdzie?
Czy się dogadacie, odgadniecie gdzie się znajdujecie zależy od was.~
Marcelino i Astiro witajcie. Zdawało się, że pozdrawia je zgrzytliwe sam Hades. A to tylko lampa gazowa, znajdująca się w głębi skalistego korytarza , rozhuśtała się lekko przez mały przeciąg.

***
Opiszcie poproszę wasz strój i ekwipunek, w miarę możliwości dokładnie. No i bawcie się dobrze. Która pierwsza? Która chce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słońce wstało, czas wyruszać. Już następnego dnia Marcelina miała powrócić do miasta-3 i pozostać tam kilka tygodni. Małe wakacje zdecydowanie jej się należą… po napadzie dwóch kundli na kasyno Hiena jeszcze bardziej zniechęciła się do ich organizacji. W dodatku zawarli sojusz z łowcami, co trochę zbiło z tropu wymordowaną, jednak dało się to w logiczny sposób połączyć – obydwie organizacje walczą przeciwko s.spec.Marcelina już dawno odsunęła się od tego całego konfliktu, pilnując tylko własnego tyłka. W jej głowie siedział jej teraz sojusz z Aiko, przywóczynią gangu CATS i z najbliższą, ale i dalszą ich przyszłością… DOGS rośli w sile, a i tak byli już prawdziwą potęgą. Zapewne rzucą się do walki o całą desperację, stając się władzą niczym s.spec w mieście-3.
Niepokój pogrążyła również myśl o sojuszu Kościoła Nowej Wiary ze wspomnianymi władzami miasta-3. Marcelina miała świadomość tego, że religia u władzy nie jest najlepszym pomysłem. Krążą pogłoski, że cały ten Ao to Bóg zły i okrutny, a oni są zwykłą sektą, składającą ofiary z dziewic. Przeraziło to lekko Marcelinę i to nie tylko w tej części opowieści o dziewicach i ich krwi tak bardzo pożądanej, a o samym fakcie powstania czegoś takiego. Tak, bardzo ją to niepokoiło, jednak czarne myśli odpuściły jej umysł bardzo szybko. Była silną osobowością i z pewnością nie pozwoliłaby nikomu zmusić jej do uchylenia przed sobą karku.
Założyła swoją długą, dużą kurtkę w ciemnych kolorach, po czym chwyciła plecak i ruszyła w głąb desperackiego pustkowia. Nie miała zamiaru oddalać się od kasyna – musiała zebrać zioła, które przydadzą się jej i Dżeraldowi. Wtedy jej myśli złapało wspomnienie o Kassandrze. Nie chciała nawet wyobrażać sobie tego, co psy mogą jej teraz robić. Hiena bała się o nią straszliwie – to w końcu część jej małej rodziny… w końcu udało jej się odgonić następną gmarę niespokojnych jęków umysłu. Założyła kaptur na głowę i ruszyła w stronę szarego horyzontu. Szła w kompletnej ciszy, również w ciszy zachowując umysł.
***
Zatraciła się we własnych myślach. Jej mózg nie pozwalał jej zapomnieć o przeszłości nawet w tej pierdolonej ciszy i spokoju. Płomienie, ból, noże, s.spec, którego tak naprawdę się bała, śmierć, ciemność, odrodzenie. Czy tego odrodzenia pragnęła? Czy śmierć nie byłaby tu lepszym rozwiązaniem?
Nie.
Cholernie długo pracowała na swoją pozycję na tym świecie. Miała zamiar zostawić po sobie jakiś większy ślad. Pragnęła, by historia nie zgubiła jej w biegu czasu, tracąc jej imię gdzieś w zapomnianych kartkach...
Nic nie zwiastowało tego nagłego biegu zdarzeń. Nawet nie zdążyła zareagować, gdy ziemia po prostu zatrzęsła się, a ona sama wpadła do królestwa Hadesa.
Otrząsnęła się szybko, wstając i rozglądając się, z bijącym sercem niczym u pary kochanków na potajemnym spotkaniu. Zagryzła dolną wargę i zmrużyła oczy, przyglądając się dziwnej, ledwo trzymającej się lampie, rzucającej mdławe, zielonkawe światło. Jej uwadze nie umknęły też podejrzane odgłosy, które dochodziły… no właśnie. Skąd?
Musiała się rozejrzeć. Nie wróci już na powierzchnię drogą, którą tu przybyła. Zaklęła w myślach - to miał być zwykły spacer po zioła. Wyszło jak zwykle.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Łe reny... złoty pociąg! : D

Komu w drogę temu w czas jak to mówią... Na Desperacji nic ciekawego nie było. Nic się tam nie działo i jeszcze w dodatku wszystko próbowało człowieka zabić. Jak nie bestia to bezmózgi wyłażące ze swych dziur. No po prostu świetne miejsce turystyczno-rekreacyjne! No ale co zrobić. Z racji swojej funkcji w organizacji i z racji zasobów, jakie można było znaleźć na Desperacji... no trzeba było raz na jakiś czas spakować plecaczek i wyleźć na słoneczko. Tak też było tym razem. Z listą zakupów(nie, wcale nie, przecież nie umie czytać), którą zebrała od wszystkich zainteresowanych korzystających z tego, że rozniosła się informacja o jej wypadzie do hipermarkietu Despauchan, zabrała swój pakunek, bardziej pusty niż pełen, żeby zmieścić w nim to, co zbierze i wyruszyła.
Ubrana standardowo, jak to ona, czarne spodnie i trampeczki, biała bokserka, na to oliwkowa narzutka, brązowy prawie metrowy chusto-szalik i w tym wypadku również skórzana kurtełka bo różnie bywa! Naturalnie kabury ze swoimi różowiutkimi cudeńkami, w uchu Foclus, którego raczej nie wyjmuje, jej wspaniała zapalniczka z logiem łowców, w plecaczku dwie butelczyny wody pitnej, paczka krakersów żeby było co jeść i mała skitrana seteczka wódeczki, dodatkowa paczucha fajurek i niewielki nóż, który znalazła na czyjejś szafce w ściekach bo kto wie, czy nie przyda się przy zbieraniu roślinek albo innego syfu.
No i w drogę! A każdy wie jak fatalna jest droga na fatalną Desperację, gdy jest się łowcą, na szczęście wszyscy żyjący w ściekach już nie zwracali na to uwagi i po prostu przebrnęła tunelami by wreszcie ujrzeć światło dzienne.

***

Wszystko byłoby wspaniale. Tutaj krzaczek, tutaj jakaś roślinka... no po prostu Black Friday, same promocje. Ale jak coś idzie tak pięknie i prosto to coś się musi zawsze zjebać. I w ten o to wspaniały sposób zatrzęsła się pod nią ziemia.
- Kurwa.- Wyrwało jej się z ust mimowolnie, gdy organizm chciał zawalczyć i spróbowała odskoczyć i niczym postać z kreskówki, zawisła na chwilę w powietrzu by wreszcie zapaść się w ciemność.

Wszyscy wiemy w jakich warunkach się ocknęła. Z leżącą obok jakąś babą, na którą jeszcze nie miała ochoty zwracać uwagi.
- Kurwa...- Powtórzyła znowu, macając się po wszystkim, łącznie po kieszeniach i plecaczku by sprawdzić czy wszystko ma ze sobą i czy wszystko przeżyło. O boże, czy jej seteczka jest cała?! I tak jakoś dziwnie wyszło, że dopiero w momencie kiedy jej mózg rozluźnił się wiadomością na temat jej ekwipunku, zorientowała się, że właściwie prócz nikłego zielonkawego światła... widziała ciemność. Gdzieś tam w tle majaczył pociąg, czy whatever, gdzieś tam była ta baba, która albo była dziwna albo mózg już jej płatał figle, gdzieś tam w tle słyszała jakiś hałas, ale przede wszystkim... widziała ciemność.
- O nie, o nie, o nie, o nie, o nie, o nie.- Zaczęła powtarzać niczym litanię, gdy jej i tak już duże czerwone oczy, stały się jeszcze bardziej ogromne i choć z pewnych względów same z siebie nie wyrażały żadnej emocji to nawet głupi by się domyślił, że była przerażona.
Zapalniczka... Zapalniczka...! Choć odrobina kojącego światła!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciemność rozpierzchła się, przytulając do nieregularnych ścian szybu kopalnianego, uciekając przed płomieniem zapalniczki Astiri. Nie na długo jednak łowczyni będzie musiała ratować się ogniodajką. Lampa gazowa dawała wbrew pozorom wystarczająco dużo światła by panie mogły zobaczyć kontury, kształty i siebie same. Ich źrenicy zaczęły już adaptować się w panującym półmroku.
Przed Marceliną i Astirą ciągnął się tunel. Na tyle szeroki, że mogłyby przejść nim ramię w ramię.
Lekki przeciąg być może zwiastował szybkie napotkanie przypadkowego wyjścia na powierzchnię.
Ale, ale! Dziwny metaliczny dźwięk dochodził z głębi tunelu. Nieregularny stukot bardzo szybko przybliżał się w ich stronę.
Pojawił się on…krepy, przysadzisty, mierzący 100 centymetrów. Rasowy rozbójnik opuszczonych tuneli…stary android.
Kiedyś ludzie marzyli by podbić kosmos. Jednakże ich marna technologia i ustroje polityczne niszczące jajogłowe jednostki, wpływając na powstawanie nowych, głupszych pokoleń, nie pozwoliły na ziszczenie się tych pragnień. Pozostało im więc tworzyć filmy. Otworzyła się nowa ścieżka dla kinematografii zwana Si-Fi.
Najwidoczniej twórca androida, opierając na jednym z kultowych filmów z okresu przed apokaliptycznego, oparł wygląd i imię na dawnym wyobrażeniu takowego androida. A ów stary robot nazywał się: „Artuditu2000”.
Marcelina mogła to przeczytać z jego zardzewiałej kopuły parodiującej głowę. Astira, zdana jest na łaskę ewentualnego lektora w postaci właścicielki kasyna.
Robot podjechał bliżej resztkami sił. Poruszanie się po osypanym kamieniami gruncie było dla malucha niemal niemożliwe, ale ciągnął się w stronę pań. Świecąc czerwonym światełkiem.
Będąc 3 metry od Marceliny i Astiry odezwał się sztucznym głosem:
-Pan zaprasza na kolację. Pan zaprasza na…ko-la-cję.
Powtarzał to w kółko, coraz bardziej zniekształconym głosem, aż w końcu wyłączył się. Lamka dająca krwawą poświatę zgasła.
Zapadła głucha cisza, przerywana kapiącą na tory mętną wodą.

Możecie iść przed siebie, w głąb tunelu, tam skąd przyszedł android, albo zostać. Ale skoro mały Artuditu2001 znalazł was tak szybko, kto wie czy nie znajdzie was coś jeszcze? A droga jest tylko jedna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Doskonale wyczuła mały płomień ognia, którego źródłem była zapalniczka. Mimowolnie drgnęła, czując, jak plecy zaczynają ją delikatnie parzyć. Zacisnęła zęby i siłą woli odgoniła myśli krążące coraz ciaśniej wokół ognia… Otworzyła suche usta, pragnąc odezwać się, przywitać z nową towarzyszką. W tym samym momencie usłyszała jednak podejrzane skrzypnięcie, nieznajomy dźwięk, a chwilę później ujrzała światło dochodzące z wnętrza tunelu. To android starej generacji, który najwyraźniej właśnie kończył swój żywot, dokonując ostatniego zadania w swoim życiu – zapraszając dziewczyny na kolację do „jego pana”. – Nope. Nigdzie nie idę. – powiedziała Marcelina, odwracając się i spoglądając w stronę zimnej, ciemnej skały. – Damn. – syknęła, odwracając się i bezradnie spoglądając w ciemność, która miała zaprowadzić ich do „pana” androida. – Chyba nie mamy wyjścia. – powiedziała w końcu, poprawiając plecak i idąc powoli w stronę mroku. Była niesamowicie zaniepokojona, jej uszy uchwyciły wiele tajemniczych szumów i dźwięków, które napawały ją strachem. Położyła dłoń na broni przyczepionej do specjalnego paska od spodni. Objęła ją całą dłonią, gładząc chwilę i w końcu odsuwając rękę. Czuła się bezpieczniej, mając przy sobie swoją ulubioną spluwę, którą – w razie czego – przyłoży jakiemuś kretynowi do czoła, plując mu pod nogi. Skurwysyny są w końcu po to, by ich miażdżyc! Podeszła wolnym krokiem do androida, starając się odszukać czegoś, co mogło się im przydać. Oglądnęła go ze wszystkich stron, stwierdzając po chwili, że to kupa złomu, która prawdopodobnie nie przyda się do niczego. Wzruszyła ramionami i spojrzała na dziewczynę, wstając powoli i otrzepując ręce. Okrążyła androida i westchnęła cicho, wbijając wzrok w mrok zapraszający do środka.
Jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności. Spojrzała na łowczynię, wystawiając w jej stronę otwartą dłoń na znak pokoju. – Nie włączaj zapalniczki. Ciemność to teraz nasz sprzymierzeniec. Światło może nas zdradzić... - szepnęła, słysząc coraz więcej dziwniejszych szumów – Nie wiadomo, co siedzi w tych ciemnościach. - po tych słowach dźwięki nagle ucichły. Jej serce przyspieszyło, a ona oglądnęła się za siebie, widząc zielonkawą poświatę, oddalającą się od dziewczyn. Prawda była trochę inna. Nie bała się ciemności, jednak w tych warunkach światło mogło się przydać. Ale wolała iść po ciemku, niż czuć, jak żar w bliznach na plecach ponownie się rozpala. Fakt, ból ten w pierwszych kilkudziesięciu minutach był znośny, jednak potem robił się wręcz irytujący, następnie ewoluował w prawdziwe cierpienie.
- Na kolację, na kolację... no cóż, może tym razem faktycznie będzie to po prostu... kolacja. Mam tylko nadzieję, że to nie my będziemy głównym deserem.
No tak, nie ma to jak optymista w oddziale.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Płomień zapalniczki na moment pozwolił jej doznać ukojenia. Spokój jednak szybko minął, gdy usłyszała hałasy, a zaraz potem jeszcze ujrzała swoją towarzyszkę, która no cóż... biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej akurat znajdowała się Astira... mogła wywołać niemałe zdziwienie. Jej myśli błądziły, a właściwie szalały w jej głowie, powodując tak wiele wyobrażeń, które teraz pojawiały się jej przed oczami. Ciemność... tak wiele rzeczy czaiło się w ciemności... tak wiele zła skrywało się pod opończą nocy i właśnie dlatego tak bardzo jej nienawidziła. Paradoks? Być może. Przecież była Łowcą, żyła w ściekach, które raczej do najlepiej oświetlonych nie należały. Była złodziejką, specjalizowała się w kamuflowaniu, a więc też powinna umieć skryć się w cieniu. A jednak bała się tego, co może się stać, gdy ogarnie ją ciemność.
Tak samo było w tym wypadku, może i jej oczy powoli adaptowały się, pozwalając jej na dostrzeżenie coraz wyraźniej otaczających ją konturów, aczkolwiek tunel się ciągnął... a każdy kolejny jego metr był jakby ciemniejszy. Wciąż było słychać hałas i to jeszcze jakby się przybliżał. Wciąż tak samo przerażona, drżącymi dłońmi sięgnęła do kieszeni, w której znajdowała się otworzona już paczka fajek. I chociaż od upadku fajki się pogniotły... wyjęła jedną z nich i odpaliła, by ukoić swoje zszargane nerwy dawką nikotyny.
Słysząc z jaką prędkością dźwięk zbliżał się w ich kierunku, zerwała się na równe nogi, niestety tak gwałtowny ruch zgasił jej światłodajną zapalniczkę. Wyjęła z kabury broń, którą skierowała w stronę wylotu tunelu, z którego zaraz wyjechał... robocik. I jeszcze zaprosił je na kolacje!
- Co do kurwy...- Mruknęła pod nosem i opuściła lufę pistoletu, gdy Marcelina zbliżyła się w stronę androida. Szalona. Cholera wie czym to coś było, a ona tak do niego podchodzi.
Przez chwilę można by nawet podejrzewać, że Astira pogodziła się już z otaczającą ich ciemnością i przestała myśleć o strachu z nim związaną, gdy Marcelina postanowiła jej wspomnieć o tym, że nie powinna zapalać ognia bo nie wiadomo, co się na nie czyha no i że jest szansa, że będą stanowić deser na tej proszonej kolacji. Zajebiście. Zadrżała ze strachu i prawie zalewając się łzami, podeszła do ściany, chcąc ją obmacać w celu znalezienia jakiegoś czegoś, co mogłoby wskazać na inne wyjście niż to, z którego wyszedł robocik.
- Jakieś inne rozwiązanie...?- Mruknęła na tyle głośno, by wymordowana ją usłyszała i jeżeli niczego nie znalazła, westchnęła ciężko i upewniwszy się, że nic co należało do niej nie zostało na ziemi, ruszyła w stronę androida i swojej towarzyszki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina znalazła przy przestarzałym androidzie klucz. Mały zardzewiały kluczyk na rzemyku. Może sobie go zawiesić na szyi, bądź schować do kieszeni.
Kobiety ruszyły dzielnie przed siebie. Opuściły, krąg zielonkawego światła rzucanego przez lampę gazową i wkroczyły w ciemność z dającą odrobinę światła zapalniczką.
Szły jakiś czas, a grobowa cisza, jaka zapadła w tunelu, niemal ogłuszała. Po obydwu stronach ścian tunelu zaczęły pojawiać się małe niebieskie punkciki, regularnie rozłożone, w sporej odległości. Im dalej szły tym punkciki rozjarzały się dając coraz więcej światła.
Dziwne mogło wydawać się to, że światełka okazały się małymi lampami, których technologia przewyższała starą lampę gazową, jaką spotkały na początku. Dość nowoczesne lampy, oświetlały im drogę i pozwalały widzieć leżące przeszkody, w postaci wielkich głazów, stert gruzu i szczątków metalowych konstrukcji.
W pewnym momencie tunel rozszerzył się i ich oczom ukazała się wielka przestrzeń.
Po lewej stare tory kolejowe i stojący na nich pusty wagonik. Przed nimi trzy rozgałęzienia, kolejne tunele, a po prawej ściana, którą zdobiła setka, jak nie tysiące kluczy, zawieszone na rzemykach. Owalna przestrzeń była zadziwiająco dobrze oświetlona, przez, dające ciepłe, pożółkłe światło, lampy sufitowe.
Z jednego z trzech tuneli wyłoniła się nagle niska, krępa postać, podparta na drewnianej, wystruganej misternie lasce. Czarny płaszcz zasłaniał jego mocno zgarbioną sylwetkę, a kaptur zasłaniał twarz. Uniósł dłoń w geście powitania i zamaszystym ruchem uchylił niewidzialnego kapelusza.
-No witam drogie Panie. Otrzymały Panienki zaproszenie od mojego sługi? Jakże to miło widzieć dwie takie żywe, młode, piękne twarze, w tej jakże opuszczonej kopalni.- dotarł do nich starczy, męski głos. Postać zbliżyła się do nich, dość żwawo, jak na staruszka o lasce.
-Zaprosiłem urocze Panie na kolację. Niestety tak się złożyło, że nie ma czym zastawić stołu. Ach! Ja nie mam nawet stołu. Gdzie ma uprzejmość? Doprawdy wybaczcie. Obawiam się, że będziemy musieli usadowić się na ziemi. A chciałem Was położyć na stole. Tak dawno mnie nikt nie odwiedzał.- Starzec gestykulował z gracją, jednak jego słowa zapewne odejmowały mu elokwencji. A szarmancki głos, stawał się sztuczny, wręcz nienaturalny. Popatrzył uważnie to na Astirę, to na Marcelinę głodnym wzrokiem. Nagle gwizdnął głośno i skierował czubek laski w Łowczynię.
-A cóż to? Czerwonooka w moim tunelu? O nie na takie dania to ja się nie piszę. Kanibalizm ma swoje granicę, nie trawie ścięgien pół zombich. Ale Ty- teraz wskazał na Marcelinę.-wyglądasz bardzo apetycznie. Lubię jednak czuć dreszczyk emocji, dlatego spójrzcie proszę na ścianę po waszej prawej. Jestem kluczomaniakiem. Kocham klucze. Jeżeli macie jakiś klucz, którego jeszcze na tej scianie nie mam. To pozwolę Wam zachować życie. Hihi, ot taka igraszka.

#Dopisek: Pierwsza odpisuje Marcelina.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

A jednak. W otwartej dłoni Marceliny błysnął lekko zardzewiały, mały kluczyk. Wymordowana należała do kolekcjonerów rupieci, dlatego – nie zastanawiając się długo – zawiesiła rzemyk z kluczykiem na szyi, chowając go pod koszulkę. Zawsze mogą trafic się drzwi, do których klucz ten będzie pasował. – Wezmę go, tak na wszelki wypadek. W końcu każdy klucz pasuje do jakiejś kłódki. – rzuciła w stronę Astiry, idąc powoli do przodu. Nie miała żadnego innego pomysłu.
Po jakimś czasie dostrzegły postać wyłaniającą się z mrocznej mgiełki. Marcelina dostrzegła go zanim ten odezwał się do dwójki dziewczyn. Zmrużyła oczy i nieufnie spojrzała na obcego, wyczuwając kłopoty. Gdy wskazał palcem na nią, z jej gardła wydobył się gniewny pomruk, który w każdej chwili mógł przybrać jeszcze groźniejszą formę. – Łapy precz – syknęła, będąc gotowa na ewentualny atak pazurami. Gdy mężczyzna wspomniał o kluczach, szybko skojarzyła fakty i z zaciśniętym gardłem oraz coraz szybciej bijącym sercem, złapała za klucz, który znalazła przy zepsutym androidzie. Uniosła go i spojrzała na gospodarza wymownie, uśmiechając się krnąbrnie i unosząc zawadiacko lewą brew. – Ups, chyba będziesz musiał, drogi panie, obejść się smakiem. – spojrzała na dorodny zbiór kluczy. Nie widziała pośród nich podobnego do tego, którego miała przy sobie. Spojrzała na niego. W swojej prostocie był wręcz niepowtarzalny.
Nie wierzyła mężczyźnie. Zbyt dobrze znała życie by uwierzyć, że pomimo posiadania innego klucza i wygrania rozgrywki, nie zgarną wygranej a gospodarz ich nie wypuści. Dlatego szykowała siły. Cienie wydawały się poruszyć, jednak szybko zaprzestały jakiegokolwiek działania. Nikt nie miał prawa nawet domyślać się, jaka broń tkwi w umyśle Marceliny. Z pozoru chuda, niska, łamliwa i delikatna, w rzeczywistości dzierżąca potężne moce, które są zagrożeniem nawet dla niej.
ZABIC GO.
ROZSZARPAC.
ZAGRAŻA NASZEJ PANI…
ATAK!
NIE, JESZCZE NIE… BĄDŹMY CIERPLIWI, TAK JAK NAM KAŻE.

Głosy w jej głowie niemal zagłuszyły wymordowaną. Zacisnęła zęby i próbowała je odgnonic. ZAMKNĄC MORDY! – krzyknęła w myślach. Na twarzy jednak wyryty miała spokój. Nikt nawet nie domyślił się, co działo się w jej głowie.
- Wypuść nas.[/b] – powiedziała spokojnie, jednak w jej głosie słychać było rozkaz i nutę groźby.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 20.01.16 12:00, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Każdy kolejny krok poczyniony w tym tunelu podobał jej się coraz mniej. Odruchowo zacisnęła dłoń mocniej na zapalniczce, by uspokoić drżące ze strachu mięśnie, miała bowiem wrażenie, że jeżeli drgnie ona jeszcze raz tak silnie jak robiła to dotychczas, życiodajny i kojący ogień wreszcie by zgasł. Dla dodania sobie otuchy, oparła drugą dłoń na kaburze, w której schowany był jeden z jej pistoletów. Z jednej strony po to, by sprawdzić czy nadal tam był, a z drugiej po to, by wiedzieć, że w razie czego będzie mogła odpowiednio szybko zareagować.
Wreszcie ukazała im się niewielka postać, której na dobrą sprawę zapewne nigdy w normalnej sytuacji by się nie przestraszyła, gdyby nie okoliczności i fakt, że jej nerwy były już wystarczająco zszargane.
- Zapeszyłaś...- Mruknęła cicho w stronę Marceliny, gdy wysłuchała tego, co mężczyzna miał do powiedzenia. Jednak kanibal... pewnie wykorzystywał sytuacje licznych anomalii na Desperacji i w ten sposób łapał sobie ofiary. Chociaż... z drugiej strony nie wiadomo, kiedy ostatnio jadł i jak bardzo był głodny... Jedno tylko ją pocieszyło, gdy wyraził swoje niezadowolenie z faktu, że miała czerwone oczy, co oczywiście od razu wskazywało na to, że była łowczynią. To był ten jeden z nielicznych momentów, w których cieszyła się i dziękowała temu, co odszedł tyle lat temu za to, że nigdy nie zdecydowała się na włożenie sobie do oczu tych zabarwionych plastików, żeby nikt jej nie rozpoznał. A niech rozpoznają! Szczególnie jeżeli ma jej to ratować życie tak jak teraz!
Jej cięty język już razem ze śliną przynosił komentarz o tym, jak to zjedzenie Marceliny na pewno przyprawi go o zgagę i będzie bardzo długo pluł futrem, ale w ostatniej chwili zrozumiała jak głupie byłoby to posunięcie. Jeszcze by zdecydował, że może faktycznie powinien spróbować, jak to powiedział... pół zombie. Chcąc nie chcąc, może były tu razem, ale przecież nie miała pojęcia kim ta kobita była, a nawet gdyby było inaczej... i tak miałaby zamiar dbać przede wszystkim o swój tyłek.
Nie odzywała się więc, słuchała tylko tego, co mówi człowieczek i komentarzy, jakie wtrącała wymordowana. Cichy i zignorowany pół zombie, to zapomniany pół zombie.
Korzystając więc z okazji, że Marcelina sobie syczała w jego stronę a potem chwaliła się swoim pięknym kluczem, postanowiła obejść mężczyznę dookoła, by korzystając ze swoich wszelkich umiejętności, zajść go od tyłu i spróbować poszperać po jego kieszeniach w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Bo przecież, gdyby na przykład znalazła klucz... to już by go nie miał! I wtedy miałaby klucz, którego on nie ma!

W razie, gdyby jednak kanibal zorientował się w obecności Astiry::
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Głucha cisza niemal dzwoniła w uszach. Starzec słuchał uważnie słów Marceliny po czym zamilkł, patrząc łapczywie na trzymany w jej dłoni klucz. Stare kopalniane lampy oświetlały grotę. Wilgotne ściany niemal lśniły odbitym światłem sprawiając, że pomieszczenie wydawało się jaśniejsze niż było w rzeczywistości. Klucze stanowiły dorobek życia tajemniczego starca. Większe, mniejsze, starsze, nowsze. Zawierały w sobie wspomnienia z minionych epok. Historia świata przedstawiona na jednej ścianie, a słowami były klucze. Zwrot słowo-klucz nabiera w tym wypadku bardzo dosadnego znaczenia.
- Ależ ja Was nie trzymam? Proszę bardzo, możecie odejść, droga wolna. Pragnę tylko nadmienić, że współczuję tułaczki, gdyż te kopalnie prowadzą do starej bazy SPEC i nie wiadomo gdzie możecie wyjść. Jeżeli trafienie do laboratorium jest dla Panienek formą wolność… cóż nie będę Was zatrzymywać. – ukłonił się na koniec szarmancko, wciąż intensywnie wpatrując się w trzymany przez Marcelinę klucz. Może to wtedy Astira zniknęła mu z pola widzenia. Poprawił zsuwający się kaptur. Nadal chciał zachować resztki tajemniczości.
- Mój klucz, a już myślałem, że zaginął na wieki. Widzę, że historia uwielbia zataczać kręgi. Coś co utracimy i tak do nas wróci. Ale moja Droga… – tutaj zwraca się do samej Marceliny. Astira pozostaje niezauważona. – Wiesz dobrze, że to oszustwo mam już ten klucz. Choć zmienił miejsce nie zmienił właściciela. – uśmiechnął się szeroko, a ostre, rekinie zęby błysnęły, o dziwo, bielą. Marcelina i Astira mogą zaprzeczyć, spierać się lub przyznać starcowi rację. Polemika zawsze dozwolona.
Marcelina uspokajała swoje wewnętrzne głosy. Choć nikt nie zdawał sobie sprawy z toczącej się w jej wnętrzu batalii, starzec umilkł i przypatrywał się Hienie dłuższą chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. Nagłe klaśniecie pomarszczonych dłoni przerwało ciszę.
- A więc to tak? Ach nie wierzę, że jeszcze dane mi jest ujrzeć taki potencjał! Jestem zachwycony. - entuzjazmował się starzec, a Astira w tym czasie mogła przeszukać jego kieszenie. – Różne aury spowijają Twoje ciało, czyżbyś potrafiła rozmawiać z duchami? Choć brzmi to trywialnie, chciałbym wiedzieć. W zamian zapomnę, że ten klucz należy do mnie. Miałbym dla Ciebie interesującą propozycję.
Marcelina może powiedzieć o swoich umiejętnościach starcowi. Może na tym zyskać albo stracić. Jak bardzo jest w stanie przełamać swoją nieufność? Czy w ogóle jest w stanie?
Starzec odwrócił głowę w stronę Astiry, a efekt ciepłego, ojcowskiego uśmiechu reprymendy zepsuły ostre zębiska.
- A mam Cię! Co kombinujesz z moim płaszczem Czerwonooka? – Prawie jej się udało, mogła nawet wyczuć wielki mosiężny klucz, spoczywający na dnie kieszeni. Jej plan w połowie spalił na panewce. Obecnie złapał ją delikatnie, acz mocno za przegub.
- Jestem głodnym, samotnym ghoul’em mieszkającym w tych tunelach. Dwa urocze kąski sprawiają, że aż ślina zbiera mi się w ustach. – Obejrzał Łowczynię od stóp do głów. Jego krwisto zabarwione tęczówki pojaśniały na nowo z podekscytowania. – Wiedzę, że to mój szczęśliwy dzień. Powiedz mi Kochana, jakież umiejętności skrywają się w twoim niepozornym ciele? Mogę dać wam to czego pragniecie. Bo czemu nie. Bo mogę. Ale… potrzebuję w zamian mojego klucza z głową lwa.
Astira choć złapana na gorącym uczynku mogła pochwycić wcześniej dotykany klucz. Mężczyzna puścił jej przegub jeżeli się mu wyrwała. Ów klucz był sporych rozmiarów, nie pasowałby do żadnego normalnego zamka. Stary i na wpół ułamany. Kto wie, może to ten klucz miał na myśli starzec? Tylko gdzie jest głowa lwa o której mówił?
Najpierw wróg, a teraz potrzebujący pomocy staruszek. Od początku postać wykazywała się dużą zmiennością. Ale jego pasja do kluczy była jak najbardziej szczera. Czy Astira i Marcelina pomogą mu odnaleźć zgubiony fragment ukochanego klucza, ryzykując ponowną zmianę jego nastawienia, czy też pójdą w nieznane w jedną z trzech odnóg korytarzy. Pamiętając o tym, że któraś z nich prowadzi do laboratorium SPEC.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uniosła prawą brew ku górze. Łypała na zakapturzonego mężczyznę kompletnie nie ufając tej postaci. Doskonale wiedziała, że nawet na chwilę nie mogą spojrzeć na niego jak na przyjaciela. Kandydat na niego z pewnością nie jest kanibalem i tym bardziej nie rozpocznie znajomości stwierdzeniem, że z chęcią zostałoby się jego daniem dnia. Dla niego były tylko posiłkiem, ewentualnie chwilowym zajęciem czasu. Bawił się z nimi, zapewne też sprawdzał, jak bardzo sprytne i inteligentne są. W końcu trzeba przygotować się na wszelkie próby oszukania go.
Skrzywiła się, gdy ten dostrzegł Astirę, kombinującą coś za jego plecami. Miała ogromną nadzieję, że tak się nie stanie. Wykorzystała chwilową nieuwagę starca i schowała klucz do... majtek. No cóż, tam kanibal raczej go szukać nie będzie. - Wątpię. - odpowiedziała, krzyżując ręce w taki sposób, by mężczyzna zauważył brak klucza w jednej ręce. Kąciki jej ust lekko uniosły się. Opadły szybko, gdy ten zaczął wypytywać ją o głosy. - Tja. Pewnie, że rozmawiam - powiedziała, zamiatając z gracją ogonem podłoże. - Właśnie rozmawiam z Twoją matką. - dodała, powstrzymując się od śmiechu. Oczekiwała miny starca, dlatego nie spuszczała wzroku z jego twarzy. - Jaka to propozycja? - zapytała, po chwili jednak machając na to ręką. - Dobra, to w takim razie siedź sobie tutaj. Widzę tu sporo tuneli, a skoro tylko jeden prowadzi do laboratorium moich przyjaciół, to z ogromną chęcią spróbuję swojego szczęścia. - prychnęła, omijając starca i patrząc porozumiewawczo na Astirę. Nie, nie miała zamiaru dostać się po raz kolejny w łapy s.spec, jednakże czuła, że tym bardziej nie powinny zostawać ze starcem. Może tym razem szczęście jej dopisze i wybierze tunel, który prowadzi do wyjścia. Najwyżej, gdy zobaczą światło i wyczują zapach inny niż świeże, desperackie powietrze - wrócą się i wybiorą inny tunel. Równie dobrze Marcelina mogłaby wysłać na zwiad Mary, które przez jakiś czas materializacji będą mogły się na coś przydać.
Nie miała zamiaru bawic się ze starcem w kluczowe gry. Stary klucznik działał jej na nerwy, a jego intencje z pewnością nie były dobre. Spojrzała na Astirę pytającym wzrokiem. Jeśli ta się nie zgodzi - trudno. Marcelina ruszy sama, z całą sforą swoich zjaw jeszcze ciemniejszych i przeszywających strachem od panującego tu mroku.
Coś mi mówi, że wszystkie tunele prowadzą do jednego wyjścia.
Słowa Aragota rozsiały jeszcze większy lęk przed taką właśnie możliwościa. Marcelinie również wydawało się, że taka możliwośc ma racje bytu. Ale uciekała już tyle razy z rąk ludzi będących na podobno tak wysokim poziomie. Ze starymi klucznikami-kanibalami nie miała jeszcze do czynienia.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach