Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Wciąż przysłuchując się rozmowie Marceliny ze starcem, miała ogromną nadzieję, że ta będzie wstanie przykuć jego uwagę na tyle, by nie zorientował się w jej obecności. Było jednak inaczej... już miała w głowie staromodne odcięcie dłoni złodziejowi, tak się jednak nie stało. Puste oczy, które mimo wielu emocji pojawiających się na twarzy dziewczyny, nigdy nie wyrażały niczego, jakby to oczy świadczyły o jej martwej duszy, wbiły się prosto w ślepia ghoula. Zmarszczyła brwi i chwyciwszy klucz, który znajdował się na dnie jego kieszeni w taki sposób, by po wyciągnięciu nie dało się go zauważyć, wyrwała swój nadgarstek.
- Puszczaj.- Mruknęła i odsunęła się od niego jednocześnie chowając wyciągnięte pół klucza do kieszeni spodni. Kątem oka spojrzała na wymordowaną, która wybitnie planowała wybrać się w drogę wzdłuż jednego z tuneli. Z jednej strony głupio było jej zostawić osobę, która w razie czego mogłaby jej tu pomóc ale z drugiej... miała to w dupie.
- Ja tam nie idę. Ciebie chociaż wezmą na eksperymenty. Po zobaczeniu czerwonych oczu zastrzelą mnie bez pytania.- Rzuciła w stronę wymordowanej. Taka była prawda... Ghoul powiedział, że tunele prowadziły do starej bazy S.SPEC. Jaką mogły mieć pewność, że którykolwiek z nich prowadzi gdzie indziej? Z własnego doświadczenia wiedziała, że jeżeli coś gdzieś należy do niebieskich to znaczy, że na pewno wszędzie ich pełno. Co jeżeli już czekali w tunelach? Ona miała prościej, nie zabiją jej, dadzą jej pożyć w klatce, ale pożyć. Ona była z góry skazana na śmierć, nawet by nie zapytali czy może się po prostu za mocno przećpała tylko od razu poczęstowali jej głowę kulką. Poza tym... tutaj też chyba nic jej nie groziło, prawda? Kanibal wyraził zainteresowanie tylko i wyłącznie mięsem Marceliny, nie planował zjadać łowczyni więc tym bardziej nie musiała się przejmować, right? Dodatkowo... w tunelach było ciemno. Już się wystarczająco ciemności najadła.
No i kurwa! Czy był na tym świecie większy materialista niż Astira? Ghoul miał jej coś do zaoferowania? Niechby to chociaż była flaszeczka dobrej rocznikowo whiskey to ona mu ten klucz znajdzie! Pytanie starca a propos jej umiejętności całkowicie zignorowała, w zamian za to spojrzała na hienę i pokręciła przecząco głową, dając jej tym samym znak, że jeżeli chce wejść do tunelu, to musi to zrobić sama.
- No... To gdzie żeś zgubił ten swój klucz...?- Spytała przenosząc spojrzenie na kanibala. Swoją drogą... głupie pytanie. Przecież gdyby wiedział, gdzie go zgubił to nie byłby zgubiony, prawda? - I przydałby się chyba jakiś konkretniejszy opis wyglądu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mina klucznika nie wskazywała, by był rad słuchając odpowiedzi Marceliny.
- Mojej matuli w to nie mieszaj, lepiej by jej tu nie było, zjadłem jej ciało kilka wieków temu, nie byłaby zachwycona. – Pomarszczona twarz wykrzywiła się w grymasie. Odchrząknął znacząco, czekając na zwrot klucza, zamiast tego Marcelina minęła go i poszła długim ciemnym korytarzem.
Starzec westchnął i odprowadził ją wzrokiem. Skoro chciała iść nieznanym korytarzem mimo jego ostrzeżeń, to nie będzie jej zatrzymywał. Ale… nie oddała mu klucza. To już zmienia postać rzeczy. Nie zamierzał odpuścić jej tak łatwo. To tak jakby nie zapłaciła mu za przejście, nie mówiąc o tym, że będzie „zmuszony” ją zjeść, skoro nie trzymałą się zasad w jego małej grze. Klucz za życie.
Zerknął na Astirę i ponownie westchnął.
- Chodź dziecino. Nie chcę by SPEC’e znaleźli mój klucz. – Ruszył za Marceliną, włócząc nogami, a szata zamiatała podłogę. Nagle przystanął i popatrzył na Astirę. – W sumie, to sama możesz odzyskać mój klucz. Jeden jak i drugi. Wtedy dam Ci coś w zamian. Kiedyś skrywało się tu więcej takich jak ty. Nadal w starych pomieszczeniach zostało trochę… ciekawostek. - z tymi słowami raczył zniknąć, po czym pojawił się ponownie podając Łowczyni lamę naftową i fotografię klucza, który chce by ta dla niego odzyskała. Choć widać, że dawał ją z dużą niechęcią. – Pamiętaj, gdy zobaczysz czerwone drzwi, nie przechodź przez nie pod żadnym pozorem. W głębi tego korytarza jest wiele pomieszczeń, nie pamiętam w sumie, który z tych korytarzy prowadzi do laboratorium, ale wiedz, że nie możesz przekroczyć czerwonych drzwi. – Nasunął kaptur niemal na twarz i zniknął jej z oczu, zanim mogła spytać się go o coś jeszcze, czy choćby odmówić. Astira została sama, może iść za Marceliną lub zostać i obserwować kolekcję kluczy dziwnego starca albo szukać jakiegoś wyjścia, tyle, że jedno z wyjść prowadzi do specowego laboratorium.

***
Marcelina szła ciemnym korytarzem. Woda kapała z sufitu na otaczające ją gruzowisko. Podtrzymujące ściany tunelu legary trzeszczały głucho, od wielu lat przytrzymując skały, by nie zawaliły przejścia. Gazowe lampy pojawiały się coraz rzadziej, półmrok przez to stawał się coraz ciemniejszy. Jednak im dalej szła, tym łatwiej stawiało jej się kroki. Nierówne, zawalone skałami podłoże stało się gładsze i mniej zasypane. Tunel robił się szerszy, a ściany ugładzone. Najwyraźniej ta część korytarza była niegdyś często używana. Po jej lewej jak i prawej stronie mogła zauważyć stare, metalowe drzwi z wybitymi szybkami. Na niektórych z nich farbą wymalowany był znak „X”. Kryły się za nimi ciemne pomieszczenia, a w nich dostrzec można łóżka, stęchłe koce, butelki po alkoholu, śmieci, pęknięte umywalki, porozwalane książki. Menelownia ogólnie rzecz ujmując. Nawet w korytarzu kilka tomiszczów książek się walało. Na jednej z nich mogła ujrzeć wyblakły tytuł: Elektrochemia u organizmów „nie” żywych. Korytarz ciągnął się, a drzwi po obu stronach przybywało. Głuchą ciszę przerwał donośny warkot. Ale przed sobą Marcelina nikogo nie widziała.

Astira otrzymuje: lampę naftową oraz zdjęcie klucza, którego fragment podiwaniła klucznikowi.
Fotografia klucza:

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po jednoznacznym spojrzeniu Astiry kotowata zrozumiała, że ich drogi najprawdopodobniej właśnie się rozchodzą. Wzruszyła niezauważalnym gestem ramionami, idąc dumnie przed siebie. Nie miała zamiaru pozostawać ani chwili dłużej w towarzystwie tego człowieka, który zapewne do końca człowiekiem nie był.
Droga, którą postanowiła iść nie podobała jej się jeszcze bardziej. Zagryzła jednak dolą wargę i pomimo wielu wątpliwości postanowiła iść dalej. Serce waliło jej jak młot, tętno przyspieszyło, a włosy na grzbiecie zjeżyły się mocno. Oko zmieniło barwę na ciemną, przymgloną, zdradzającą rosnący niepokój wywołany wizją wylądowania na stole. Znając jej szczęście zajmie się nią doktorek-zoofil, Mengele. Jak ona dawno go nie widziała! Dobry ziomek naukowiec, który z ogromną chęcią wymasowałby ją tu i tam ponownie...
Aż poczuła nieprzyjemne dreszcze przebiegające przez jej niewinne ciało. Yh, aż zemdliło ją lekko, gdy przypomniała sobie tamtą sytuacje. - Jak dobrze, że zdążyłam spierdolić stamtąd jak najszybciej! - wyrwało jej się w chwili, gdy dostrzegła napis informujący o "organizmach nieżywych". Coś ukłuło ją w boku, a było to ukłucie ogromnych wątpliwości i rosnącego lęku. No cóż, nie mogła zawrócić. Wiedziała, że ma cały arsenał broni, umiejętności i sprytu który mogła przecież wykorzystać. Zanim ruszyła dalej skupiła się na chwilę i już po chwili cieszyć się mogła ludzkim wyglądem. Możliwe iż iluzja zdoła ją uchronić przed ciekawskimi spojrzeniami...
Wszystkie jej zmysły były w całkowitej gotowości. Wzrok, słuch, węch, napięte mięśnie, pazury gotowe rozerwać nawet powietrze i kły, które z chęcią wbiją się w miękką skórę nawet najtwardszego, najodważniejszego żołnierza tych szczurów.
Dotknęła delikatnie ściany tunelu opuszkami palców. Próbowała wyczuć jakiekolwiek wibracje zdradzające czyjąś obecność. Do jej wrażliwych uszu dobiegły podejrzane dźwięki mające swoje źródło gdzieś w głębi groźnej ciemności, która najchętniej pożarłaby Marcelinę teraz, już. Zapomniała tylko, że ma do czynienia z kimś, kto ciemność i mrok zdołał w pewnej mierze ujarzmić i zniewolić, wykorzystując do własnych celów. Idę Ci wpierdolić. - syknęła z niepewnym uśmiechem Marcelina, podnosząc z ziemi kij. - Niech kij przemówi! - dodała, unosząc go dziarsko i kładąc go sobie na ramieniu. Teraz nikt jej nie podskoczy - ktokolwiek to jest i czeka na nią po drugiej stronie wszechobecnego cienia. - Wpierdolu wystarczy dla wszystkich.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wprawdzie ani trochę nie ufała przykurczowi ale miała wrażenie, że w razie czego mimo wszystko będzie w stanie sobie z nim poradzić no i jakoś tak pewniej się czuła będąc przy nim i jego świecącej latarence niż wchodząc do tuneli z wymordowaną, która swoją drogą na dobrą sprawę też mogła chcieć ją przy pierwszej okazji zajebać, oskubać z artefaktów, amunicji i wszystkiego innego. Bo przecież to, że wpadły do tej samej dziury nie znaczyło, że cokolwiek je nagle zaczęło łączyć i powinny razem współpracować. Były kompletnie dwiema różnymi nieznającymi się istotami, a Astira nie wiedziała co siedzi tym wymordowanym pojebom we łbach.
Kiwnęła głową i poczłapała za starcem. Nie dziwiła mu się, że nie chciał by S.SPEC znaleźli jego klucz. Ona to w ogóle by nie chciała, by znaleźli cokolwiek co było w promieniu najbliższych 500 metrów bo wiązało się to z ryzykiem spotkania tu tych gnoi a ona miała dość chodzenia do podziemnego szpitala i łatania swoich dziur. Westchnęła na myśl, że nie dość, że musi poszukać mu tego lwiego klucza to jeszcze musi znaleźć Marcelinę by... wydostać z jej gaci to, co do nich wsadziła nim zniknęła w ciemności. Wysłuchała go uważnie, przyjrzała się fotografii starając się zapamiętać każdy jej szczegół a potem temu kawałkowi klucza, który wyjęła mężczyźnie z kieszeni, by wiedzieć, którego fragmentu szuka. Bez wykrywacza metali to może być trudne... aczkolwiek miała nadzieję, że Foclus i w tym wypadku się przyda, bo przecież skoro działał jak rentgen... to chyba kawał metalu też będzie w stanie zobaczyć. W każdym razie cała szczęśliwa odebrała od typka latarenkę i w duchu dziękowała temu Ex-Bogowi, w którego nie wierzyła, ale źródło światła źródłem światła no i nie musiała marnować swojej zapalniczki.
- Opłaca mi się to? No i co jest za tymi czerwonymi drzwiami...?- Miała wątpliwość, co wyraźnie dało się wysłyszeć w jej głosie. Może za tymi czerwonymi drzwiami było coś bardzo cennego i stary po prostu nie chciał żeby to znalazła? Będzie to musiała poważnie przemyśleć.
W końcu westchnęła ciężko i pozwoliła sobie na odpalenie papieroska, by umilał jej drogę po czym oświetlając sobie tunel, ruszyła.
- Ej. Kocie, słyszysz mnie?- Odezwała się głośniej, aczkolwiek nie krzyczała, mając nadzieję, że jej głos rozniesie się po najbliższej okolicy tuneli i może Marcelina nie odeszła na tyle daleko i da radę to usłyszeć, a jednocześnie, że nie doleci za daleko by usłyszał go ktoś niepożądany.
Cel: Jebany klucz z głową lwa, który może leżeć kurwa wszędzie i dogonienie wymordowanej. Oczy dookoła głowy i sprawdzanie wszystkiego, co może być kryjówką klucza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina słusznie przygotowuje się do odparcia ewentualnego ataku, aczkolwiek poza warkotem niczego nie było słychać. Żadnych jęków, odgłosów kroków, pazurów jeżdżących po kamienistym podłożu, niczego. Tylko im dalej szła tym drzwi po bokach przybywało.
Astira nie otrzymała odpowiedzi od starca, gdyż zdążył zniknąć. Możliwe, że za czerwonymi drzwi kryje się jego tajemnica albo ów ciekawostki o których wspominał? Gorsza wersja jest taka, że może to być wejście do podziemnych laboratoriów SPEC. Taka zagwozdka.
W każdym razie Marcelina idzie, a w ręce dzierży pałkę. Słusznie. Nigdy nie wiadomo kiedy skończą się tunele, a kiedy zacznie laboratorium. A może to już jest to laboratorium?
Przed nią pojawił się zakręcający w prawo zaułek. Centralnie 5 metrów dalej znajdowały się wielkie, metalowe drzwi były uchylone, a warkot się zza nich wydobywający przybierał na sile. Mogła się cofnąć i wpaść na obłąkanego klucznika, starać się niezauważanie przemknąć koło mocno uchylonych drzwi w nadziei, że nic jej gonić nie zacznie albo iść zobaczyć co skrywa się za drzwiami innymi niż wszystkie dotychczas napotkane. Były ciemniejsze, nie mogła określić ich koloru, ale nie było na nich żadnego znaku „X”, tylko żółto-czerwona taśma smętnie zwisała podarta z framugi. A może jeszcze na coś wpadnie? Prócz warkotu nagle słychać było coś jeszcze. Ktoś wołał. Kobieta, mężczyzna? Ciężko rozpoznać kiedy osoba jest daleko w tyle.
Astira szła przed siebie, a jej nawoływania niosły się hen, hen po korytarzu. W pewnym momencie potyka się o butelkę. Niby nic w niej nie było niezwykłego. Szare szkło ze stłuczoną szyjką. W środku jednak znajdowała się jakaś kartka. Paragon? List? Mapa skarbów, a może zwykły seks telefon?
Ją również doszły słuchy warkotu, ale po zaginionym kluczu ani widu, ani słychu. Może powinna przeszukać pokoje? Pogrzebać w gruzach? Albo gonić Marcelinę w nadziei, że jeszcze będzie okazja na znalezienie zguby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jedne drzwi, drugie drzwi, trzecie, czwarte. Nic nie zapowiadało zbliżającego się zakończenia ich ciągu.  Marcelina, spięta na niemal całym ciele, trzymała kurczowo kija w prawej dłoni. Zachowała pozory spokoju i wyluzowania wymachując nim w przód, tył i na boki. Jej źrenicy zwęziły się delikatnie, uszy postawione na baczność, sierść zjeżona niczym u poirytowanego jeżozwierza, wskazujące na zwiększoną czujność wymordowanej. Patrzyła przed siebie, mając na uwadze jednak wszelkie podejrzane ruchy, które dostrzec mogła kątem oka.
Gdy z cienia wyłoniły się w końcu mosiężne, wyróżniające się na tle innych, ciemne drzwi dziewczyna zwolniła. Szła coraz wolniej, a gdy usłyszała nagły krzyk dochodzący z wnętrza tamtego pomieszczenia, przykucnęła i przysunęła się do ściany, starając się zgubić swoją wychudzoną sylwetkę w cieniu. Szła dotykając opuszkami palców ziemi, niczym przyczajony drapieżnik poszukujący swojej ofiary. Jej uszy, teraz postawione wysoko ciągle rejestrowały niepokojący warkot czegoś nieokreślonego...
Jesteś tam, kocie? - wołanie opuszczonej przed chwilą Astiry zbiły ją z tropu. - Ta - odpowiedziała na tyle cicho, by czuć się nadal bezpiecznie i wystarczająco głośno, by łowczyni ją usłyszała. Uwielbiała, gdy ktoś nazywał ją kotem. Podpełzła do drzwi, chwytając wiszący kawałek taśmy. Odwróciła się w stronę, z której dochodził głos dziewczyny. Poczekała na nią i zamiotła ogonem ziemię. - Słyszałam coś. - oznajmiła, sugerując spojrzeniem łowczyni na mosiężne drzwi. - Oprócz tego warkotu... ktoś krzyczał. - dodała, zarzucając kij na ramię - Nie podoba mi się to wszystko. Wydaje mi się, że ten kompleks zbudowany jest na planie koła, gdy pójdziemy dalej po prostu wrócimy do punktu wyjścia... jest tu mnóstwo drzwi. I pewnie wszystkie są zamknięte... oprócz tych. - Stała tak chwilę kompletnie nie mając pojęcia, co robić. - Gdzie ten stary klucznik? - spytała, próbując dostrzec go za sylwetką Astiry. W tym samym momencie przypomniała sobie o kluczu, który spoczywał teraz w jej lewej kieszeni. Ciekawe, czy starzec się za nim stęsknił. Może po to wysłał łowczynię? Z drugiej strony... z logicznego punktu widzenia Astira powinna go nadzwyczajnie w świecie olać - po co pomagać podejrzanemu, staremu typowi, który nawet nie kryje się ze swoim nieciekawymi intencjami? Gdyby jednak dalej iśc tym tropem, klucznik mógł po prostu łowczynię przekupić, zaszantażować, omamić. Marcelina wiedziała, że nie może ufać i jej i postanowiła trzymać się zasady: przyjaciół trzymaj blisko, lecz wroga jeszcze bliżej.  
Po chwili ciszy postanowiła sprawdzic, co dzieje się po drugiej stronie. - Okej... - westchnęła głęboko, ostrożnie uchylając drzwi i będąc gotową na ewentualną ucieczkę.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Same śmieci... Nic, co mogłoby chociaż przypominać klucz z wręczonego jej zdjęcia. Starała się zaglądać do niektórych z otwartych drzwi, by chociaż kątem oka spojrzeć, czy w pomieszczeniu nie ma tego, co poszukiwała albo jeszcze czegoś innego cennego. Kto wie, może S.SPEC pozostawili tu kiedyś jakiś składzik z bronią albo jakieś cenne papiery. Nadzieję można mieć, nie? Nie poświęcała jednak szukaniu klucza większej ilości czasu, ponieważ doszła do wniosku, że lepiej najpierw znaleźć kotowatą i odebrać od niej to, co zabrała klucznikowi. Łatwiej przecież było na spokojnie wrócić i nawet jeszcze pięć razy przeszukać tunele, niż martwić się o to, że Marcelina znajdzie wyjdzie i pójdzie hen daleko już nigdy nie powracając z tym cholernym kluczem.
- No żesz kurwa mać- Warknęła pod nosem, gdy jej but zahaczył o coś i po prostu wyrżnęła na ziemię, cudem ocalając życiodajne światło latarenki. W tej chwili myślała kategorią- ryj nie szklanka, a światło ważne.  Wolała więc obić sobie pysk niż stracić cenny przedmiot. Nic się na szczęście większego nie stało, kilka nieistotnych otarć, które były niczym w porównaniu z efektem upadku do wielkiej dziury. No i latarnia cała! A to było najważniejsze! Oświetliła sobie powód swojego upadku, by zidentyfikować go jako starą butelkę, w której coś było. Sięgnęła po nią i wyciągnęła zawiniątko następnie uważnie mu się przyglądając- no mam nadzieję, droga MG, że to jednak rysunek nie literki. Wreszcie wstała, otrzepała się i ruszyła dalej za Marceliną.
Znalazła ją. Świetnie. Jeszcze nim cokolwiek powiedziała, spojrzała na nią przez pryzmat Artefaktu Foclusa, by sprawdzić, gdzie schowała klucz ghoula. Nie sądziła, że wymordowana odda go, gdy ta tak o to po prostu poprosi, chciała więc upewnić się, czy będzie miała możliwość podwędzenia go w jakikolwiek sposób. No i świetnie! Kieszeń! Teraz wystarczyło tylko znaleźć moment, w którym ta nie będzie tak czujnie wszystkiego nasłuchiwać... Ale to za chwilkę.
Przeszedł ją dreszcz, gdy i ona usłyszała warkot. Nie podobało jej się to.
- Nie wiem. Polazł gdzieś. Na szczęście dał mi to.- Pokazała jej swoją wspaniałą zdobycz w postaci światła.- Powiedział też, żeby pod żadnym pozorem nie wchodzić przez czerwone drzwi.- Postanowiła podzielić się tą wiedzą z wymordowaną. Może ta posłucha, może nie. Ale w razie, gdyby nie posłuchała... i byłoby za nimi coś niebezpiecznego, przynajmniej będzie mogła ją użyć jako mięso armatnie. Na razie jednak skupiła się na źródle hałasu i na tym, że kocica postanowiła zajrzeć do pomieszczenia, z którego ów dobiegał. Cofnęła się o krok i wycelowała w stronę drzwi pistolet, jednocześnie oświetlając jak najwięcej przed sobą.

Artefakt Foclusa- 1/1
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziewczyny spotkały się, co nie okazało się takie trudne. Korytarz nie był długi, acz pełen pułapek. Astira potknęła się o pałętającą się bestialsko butelkę z kawałkiem papieru w środku. Rozwijając go mogła ujrzeć wyrwany, pożółkły fragment artykułu z gazety, a dokładnej z czasopisma. Motywem przewodnim był obrazek z roznegliżowaną, leżącą na stole operacyjnym w wyuzdanej pozie, rudowłosą kobietą. Każdy ma swoje dziwactwa, a może sprośny artykuł został zapakowany w jakimś celu?
Taśma zaszeleściła pod wpływem dotyku Marceliny i upadła z cichym szmerem na podłogę. Im bardziej nachylała się w stronę drzwi tym warkot był głośniejszy i bardziej natarczywy. Drażnił słuch, pobudzał rozprzestrzenianie się w organizmie adrenaliny. Mózg dawał sygnały, że lepiej ratować się ucieczką. Hormony buzowały, uszy bolały, a dochodzący z pomieszczenia, niemal duszący, cuchnący, zjełczały zapach niemytego ciała unosił się w powietrzu, kręcił się koło nosa i drażnił niczym dym z papierosa.
Drzwi uchylają się  z cichym zgrzytem, ale bez problemu i ich oczom ukazuje się duże, mroczne pomieszczenie w kształcie kwadratu. Dwie kozetki leżały połamane w lewym kącie na potłuczonych, gdzieniegdzie brakujących, kafelkach. Naprzeciwko drzwi żelazne pręty wznosiły się od sufitu, wbijając w podłogę, tworząc wielką klatkę, w której pomieścić można by z pięciu ludzi. Żadnych okien, lamp gazowych, niczego, co mogłoby dać choć tę odrobinę światła, rozpraszając mrok. Tylko lampa Astiry pozwała na dostrzeżenie powierzchownego wystroju pokoju. Warkot nadal skądś dobiegał, jednakże nawet najlepszy wzrok nie był w stanie przebić się przez ścianę mroku jaka się przed kobietami roztaczała. Ciche kapanie dało się usłyszeć między jednym warkotem, a drugim. Miarowo, nieustanie, bez przerwy, w tym samym tempie. Warkot nie przybrał na sile, ani nie zmalał. Krople odbijały się z charakterystycznym pogłosem kapania niedokręconego kranu w umywalce. Coś jednak znajdowało się w tym pomieszczeniu i wydawało nieprzyjemne chrapnięcia, jednak zlokalizowanie tego było wręcz niemożliwe dopóki odrobina światła nie rozjaśni owej sytuacji. Mogły spróbować zajrzeć do środka i oświetlić sobie bardziej tajemnicze pomieszczenie. Zanim jednak postąpiły kilka kroków w głąb, para żółtych, dzikich ślepi przerywana wąskimi źrenicami, przyjrzała się im uważnie, a chrapliwy warkot ucichł.

#Obrażenia:
Marcelina: Małe zadrapania na nogach i rękach zdobyte podczas upadku, siniaki na plecach i pośladkach.
Astira: Małe zadrapania na nogach i rękach zdobyte podczas upadku, siniaki na plecach i pośladkach. Otarcia na twarzy, mocno „zarysowane” i lekko krwawiące czoło po spotkaniu z podłożem podczas potknięcia.
#Artefakt:
Astira – Foclusa 1/1 | 0/3  odnowienia

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zamiotła ogonem ziemię i spojrzała w stronę nadchodzącej łowczyni. wykorzystując krótki moment i strzelając wszystkimi palcami. Ot, na ich rozluźnienie, gdyby czasem przydały się schowane w nich pazury. Niedługo potem usłyszała dźwięk upadającego ciała. Parsknęła śmiechem usłyszawszy soczyste przekleństwo padające z ust towarzyszki. Oby tylko nie obudziła czegoś ukrytego w tej nienaturalnej wręcz ciemności. Nie odpowiedziała, spoglądając na światło. Jej takie coś potrzebne nie było - miała wystarczająco dobry wzrok. Jasność mogła zdradzić ich położenie. - Ciekawe dlaczego. - Odpowiedziała, zaintrygowana wzmianką o czerwonych drzwiach. Marcelina i tak miała zamiar je otworzyć.
Serce przyspieszyło. Z wnętrza tajemniczego pomieszczenia nadal dobiegał dziwny, wręcz przerażający dźwięk. Wymordowana szybko przełknęła ślinę i otworzyła drzwi szerzej, czekając na rozwój sytuacji. Smuga światła pomogła Marcelinie ogarnąć wnętrze pokoju. Skrzywiła się, czując wyraźny, dziwny zapach kręcący się koło nosa. Zapach zgniłego mięsa, który doprowadził Marcelinę niemal do mdłości. Szybko dostrzegła dwie kozetki i porozrzucane w nieładzie kafelki, dalej kilka prętów wbitych do podłogi i tworzących sporą klatkę, a jeszcze dalej ogromna ściana mroku, która przeraziła wręcz Marcelinę. Wymordowana nie mogla dostrzec nic i to właśnie potwierdziło jej przypuszczenia, iż panujący tu mrok powinien budzić niepokój. - Nienaturalny ten mrok. - skwitowała, nie ruszając się z miejsca.
Najchętniej uciekłaby stamtąd jak najszybciej.
Tak nastroszonej sierści nie miała jeszcze nigdy. Pazury same pchały się na zewnątrz, wszystkie mięśnie miała spięte; uszy postawione sztywno na baczność, oczy otworzone szeroko, wszystkie zmysły wyostrzone i w całkowitej gotowości. Ogon ułożony w bojowej pozie. Wargi lekko unoszące się a kły, niczym u głodnego, czującego krew wampira, groźnie wystające.
Jej lęki dały o sobie znać. Jej umysł zaczął płatać jej figle i przez chwilę była pewna, że z mroku wyłania się ogromny pająk, chwilę potem klaun, a jeszcze potem marionetka z czarnymi oczami. Wręcz modliła się, by to faktycznie były tylko figle głupiego mózgu, które znikały za każdym razem gdy ta zamknęła i ponownie otworzyła oczy.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 05.05.16 14:27, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

MG wypisała obrażenia= nie idziemy tam XD
Niestety nie mogła przeczytać artykułu... Prócz roznegliżowanej kobiety literki zlały się w jedną czarną plamę i nie stanowiły nawet bełkotu. Były niemymi kleksami rozlanymi na kawałku kartki. Gdy dotarła do wymordowanej, wręczyła jej znaleziony w butelce zwitek papieru. Może było tam coś istotnego, co kotka mogłaby przeczytać. A jeżeli nie... uzna, że po prostu chciała się pochwalić, że znalazła na ziemi rysunek z prawie nagą kobietą.
Jej mięśnie się napięły, wolałaby żeby Marcelina nie wchodziła do tego pomieszczenia. Nie dlatego, że martwiła się o jej życie, ale dlatego, że jeżeli było tam coś groźnego to po tym jak rozprawi się z futrzastą zapewne nie pogardzi zeżarciem łowczyni.
- Jesteś pewna, że chcesz tam wejść?- Spytała, ale właściwie nie oczekując odpowiedzi. Wiedziała, że ta i tak zrobi co będzie chciała. Miała tylko nadzieję, że nie narazi przy tym jej biednego łowczego życia. Nie weszła za nią. Świeciła tylko na futrynę drzwi, starając się jak najdalej wycelować strumieniem światła w głąb pomieszczenia. Nie była szalona, nie była typem tej dziewczyny z horrorów, która uparcie szła sprawdzić źródło dźwięku a potem ginęła jako pierwsza. Marcelina najwyraźniej właśnie nią była... Postanowiła więc być wsparciem z tyłu, gotowym by ewentualnie kopnięciem nogi zatrzasnąć drzwi albo- nie ukrywajmy tego- postrzelić wymordowaną w nogę, gdyby nie była w stanie wycelować w czyhającego wewnątrz stwora, by po prostu potraktować ją jako mięso armatnie i swobodnie uciec.
- Nie podoba mi się to.- Szepnęła, gdy warkot ucichł, jakby bojąc się, że każde głośniejsze słowo wywabi stwora ze środka. Teraz wszystko zależało od wymordowanej... decydowała o swoim życiu, bo łowczyni na pewno nie zamierzała się dla niej poświęcać. Po klucz wróci najwyżej później, gdy zwierzak się już posili mięsem z kota i pójdzie grzecznie spać. Gorzej jeżeli w środku siedział tylko jakiś niegroźny szczurek albo inny nic nieznaczący stwór, a niesione echem dźwięki sprawiały, że prawie sikały w majtki ze strachu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Płezent od MG, posteł taki szybki~
Rozchodzący się po korytarzu warkot ucichł. Nastała dość krępująca cisza przerywana miarowym kapaniem. Cokolwiek co znajdywało się w środku pomieszczenia – zamilkło. A ich ruchy obserwowała para ślepi.
Trzask!
Niedziałająca stara lampa sufitowa spadła roztrzaskując się na kozetce. Może to przez nieubłagany upływ czasu, a może coś jej w tym pomogło? Odłamki szkła posypały się na popękanych płytkach, a kilka mniejszych kawałków ślizgiem pojechało w stronę kobiet zatrzymując się tuż przy nogach Marceliny. Choć ogłuszająca ciemność mogła być niemal halucynogenna, raczej imaginacje Wymordowanej nie doszły do skutku i z mroku nie wyłonił się jakikolwiek zmutowany pająk, a żaden klaun nie uciekł z cyrku, a przynajmniej nie poddawali go tutaj żadnym badaniom. Nie zmienia to faktu, że coś tajemniczego czyhało na nie… a może na jakąś szansę. Uśpione przez długi czas, teraz przebudzone zło szukało ujścia z więzienia pokoju. Astira trzymająca jedyne źródło światła zdolne oświetlić im pokój, stała z tyłu i osłaniała tyły. Lampa oświetlała wewnętrzną stronę drzwi, a padający nań blask ukazywał ich rdzawoczerwoną barwę i gdzieniegdzie pękniętą ostałą warstwę czerwonej farby. Czy to dowód, że drzwi, które uchyliły były tymi czerwonymi drzwiami, przed którymi przestrzegał Łowczynię starzec? Na rozważania nie było dużo czasu, ponieważ odłamki szkła poruszyły się gdy coś stąpało po nich powoli docierając w stronę wyjścia. Czyli prosto na dwie kobiety. Wejść czy nie wejść, oto jest pytanie. Najwyraźniej coś zadecydowało za nie. Za ciemno by cokolwiek dostrzec, za szybkie by je złapać wzrokiem i za ciche by wykryć źródło dźwięku. Tylko Marcelina, która wyczuliła swoje zwierzęce zmysły była w stanie śledzić poczynania tajemniczego stworzenia. Jak stąpa po resztkach lampy, pazury zadrapuje płytki podczas dzikiego biegu… w kółko. Coś zdziczałego kręciło się po pokoju. Co chwila podbiegało do małego kręgu światła jakie dawało światło Astiry, a potem cofało się i znów krążyło po pokoju. Kobiety jednak dostały już dużo czasu do namysły i zanim zdążyły chociażby wycofać się, zamknąć drzwi, to zwierzak zdecydował przemknąć się… miedzy ich nogami. Mała kupa czarnego, skołtunionego futra sięgającego Marcelinie do kolan przemknęło miedzy nimi niemal zbijając ją z nóg. Czy utrzyma równowagę i nie upadnie? To już zależy od niej.
Astira, która za bardzo trzymała się z tyłu nie zdążyła zareagować i padła ofiarą małego mutanta. Złapało ją zębiskami za kostkę, wgryzając się w nią do krwi. Momentalnie poczuła jak opuszczają ją siły, dopada osłabienie, jakby coś wysysało jej energię. Tak jak szybko się wgryzło, tak szybko puściło i wskoczyło Marcelinie na plecy. Kocie wąsy połaskotały ją w kark, a para żółtych tęczówek o bardzo wąskich, podłużnych źrenicach mignęła jej kątem oka. Nie ugryzło, tylko wąchało. Co nie zmienia faktu, że 50 centymetrowe kocie cielsko uwiesiło jej się na plecach.


#Bestia: 50 cm. w kłębie, czarnego niczym smoła, skołtunionego kociego łachudry.
#Obrażenia:
Marcelina: Małe zadrapania na nogach i rękach, siniaki na plecach i pośladkach.
Astira: Małe zadrapania na nogach i rękach zdobyte podczas upadku, siniaki na plecach i pośladkach. Otarcia na twarzy, mocno „zarysowane” i lekko krwawiące czoło. Krwawiąca, ranna kostka. + osłabienie, lekkie otumanienie na okres 3 postów (0/3)
#Artefakt:
Astira – Foclusa 1/1 | 1/3  odnowa
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach