Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Przeszedł obok niego. Tak po prostu. Odepchnął, zwyzywał, wyznał wszystko to, co kurzyło się przez dwa lata, jak sterta wrzuconych do skrzyni, dawno niepotrzebnych szmat... a potem poszedł. Chitara wpatrywał się jeszcze chwilę w jasne kafelki wnętrza kabiny ─ dokładnie w miejsce, gdzie przed sekundą znajdował się Natsume. Tępo, durno, wręcz irytująco beznamiętnie gapił się w ten jeden punkt, jakby Rui miał nagle wyskoczyć mu zza ramienia z głośnym: „heloł, żartowałem! Już staję w tej samej pozycji seksownej modelki; piłuj mnie wzrokiem dalej”. Aż w końcu zacisnął zęby, zacisnął powieki i ─ na końcu ─ zacisnął dłonie dłonie.
Rozległ się huk, gdzie pięść padła na pralkę, zrzucając z niej przy okazji poskładane niedbale ręczniki. Wypadł z łazienki jak furia, zatrzymując się w pokoju tak gwałtownie, jakby natrafił na mur.
Znów uciekasz! ─ Ściany przyjęły jego głos, nie wyciszając go jednak doszczętnie. Przechodzący obok pokoju uczniowie spojrzeli po sobie zaskoczeni ─ kompletnie nie mieli pomysłów, dlaczego pod szesnastką toczy się istna burza. Nie musieli. Czarnowłosy zrobił twardy krok w kierunku przyjaciela i uderzył dłonią prosto we framugę drzwi. ─ Dlaczego?! Dlaczego znów kulisz ogon, jak tchórz? Dlaczego potrafiłeś stać przede mną kompletnie obnażony i pierdolić o uczuciach, które skrywałeś od lat, a nie umiesz mi spojrzeć w twarz? ─ Pokręcił nagle głową, uśmiechając się bezradnie. ─ Co ty sobie myślisz? Że tylko ja jestem tyranem? Jasne. Kurewski gówniarz próbuje tobą pomiatać, bawić się, panie profesorze z uniwerka. Panie biedny, zgwałcony, pobity... nie... nie tak. Za lekko, za delikatnie. Gówniany kundel slumsów, przerżnięty do nieprzytomności, skatowany prawie na śmierć. Lepiej, Natsu? ─ W ton wkradła się nikła nuta wyrzutu, którą prędko wyrzucił. Umilkł, zaciskając usta tak mocno, że utworzył cienką kreskę bez warg. Odczekał moment, ucinając cały hałas, który spowodował. Już po chwili zza drzwi dobiegł ich wpierw pierwszy, niepewny, cichy, a potem kolejny i następny, już pewniejszy krok, aż wreszcie pojedyncze odgłosy zamieniły się w stukot. Nirōtani warknął pod nosem, gdy podsłuchiwacz zwiał spod drzwi, a jego kroki pochłonęła cisza. Dopiero wtedy ponownie spojrzał na Natsume, starając się zapanować nad mimiką twarzy, choć gniew wykrzywiał mu usta.
Pozwól mi się wytłumaczyć. Jeśli to, co powiem ci się nie spodoba, jeśli chociaż przez chwilę stracisz zainteresowanie albo mi nie uwierzysz, to spełnię życzenia, wasza wysokość i zniknę z twoich oczu. Jestem gotów zabić człowieka i zgwałcić przyjaciela. Znajdę więc sposób na zrobienie tego, czego ode mnie wymagasz, choćby oznaczało to ucieczkę w ciągu najbliższego kwadransa. Ale póki nie usłyszysz chociaż kawałka tego, co mam do powiedzenia, nagnę zasady i każdy zakaz, jaki stworzysz, bo za długo robię z siebie frajera. Od czego zacząć? ─ Jak na zawołanie rozejrzał się po pokoju. Omiótł spokojnym już wzrokiem łóżko z wciąż brudną pościelą, przemknął po szmyrgniętych ubraniach, po zepsutym, skopanym laptopie... aż wreszcie trafił na krzesło od biurka. Tuż przed sobą. Położył palce na jego oparciu. ─ Ostatnio, gdy na nim siedziałem... ─ Odsunął powoli mebel, nie zdejmując spojrzenia z Natsume. ─ Robiłem dziwkę z siebie, nie ciebie. Potrafiłem dzień w dzień pieprzyć panienki, myśląc o tobie. ─ Puścił oparcie. Bosa stopa opadła na siedzenie, a on sam zmrużył nieco ślepia, przyglądając się wyrazowi jego twarzy. Jeśli myślałeś dotychczas, że jestem obrzydliwy, to to był dopiero początek.Ale ─ krzesło zachwiało się lekko, gdy na nie naparł ─ gdy nie było ślicznych blondynek, musiałem radzić sobie sam, bo ty nienawidziłeś pedałów. Więc... ─ HUK. Nir wyprostował nagle nogę w kolanie, uderzając piętą w brzeg krzesła, które śmignęło ten niewielki kawałek, trzasnęło w ścianę i upadło tuż obok Natsume. Chłopak zdjął wzrok z mebla i ponownie dotknął lodem twarzy przyjaciela. Zrobił kolejny krok, kładąc opuszki palców na blacie biurka. ─ ... radziłem sobie sam. Na krześle, na łóżku, w łazience... ─ Parsknął nagle. ─ Tak jak wczoraj. Jak parę dni temu. Jak przez dwa lata, w czasie których ty robiłeś to samo. Umiałem to zrobić nagle w nocy, po przypadkowym dotyku... Dlaczego? Sam nie wiedziałem. Nienawidziłem tego, bo nie stawał mi na widok nieziemskiego ciała jakiejś wypucowanej brunetki, ale odpinałem pasek, gdy widziałem twoje zdjęcie. Brzydzisz się, bo dotykałem inne, ale ty też nie próżnowałeś. Siedziałem i słuchałem o twoich dziewczynach... i wiesz co? ─ Zatrzymał się raptownie. Teraz dzieliła ich ledwie szafa, o której prawe drzwi oparł się Chitara. Skrzyżował dłonie na nagiej piersi i zmierzył Natsume znaczącym spojrzeniem. ─ Zazdrościłem im, bo miały to, czego ja nie posiadałem. Bo mogły dać ci coś, czego ja, choćbym się starał, choćbym, kurwa, wciskał się w najseksowniejsze kiecki świata i wytatuował sobie cycki na piersi, nigdy bym ci nie dał. Jesteś starszy, dojrzalszy, wiesz więcej, przeżyłeś to, czego ja jeszcze nie przeżyłem... ale przede wszystkim jesteś facetem. A to... ─ minął kolejne malinki na jego szyi, mimo wszystko dziwnie usatysfakcjonowany ─ godzi w twoją dumę, hm? ─ Dotarł do jego oczu i uśmiechnął się, opierając skroń o drewno szafy. ─ Ale wreszcie mi się udało. Nie żałuję tego. Dlaczego niby mam żałować? Bo zrobiłem to, czego nie mogłem? - Prychnął, jak rozjuszony kociak. - [b]Nie chciałem już czekać. Twierdzisz, że traktuję cię jak dziwkę. Przerżnięty, więc odhaczony. Szkoda, że nie wziąłeś pod uwagę tych wszystkich dni, kiedy próbowałem zrobić pierwszy krok. Kiedy wreszcie zdobywałem się na odwagę i chwytałem cię za rękę, zahaczałem palcami o palce, próbowałem je spleść. Wyrywałeś się i cofałeś. Pełen zaskoczenia, wstrętu, zdenerwowania. Byłem pewien, że tego nie znosisz. Wszystko było zamieniane w tępe żarty, bo... bo co? Bo bym cię znienawidził. Ale wyznawałem ci...[/color] – Zaciął się na moment, jakby słowo nie chciało przejść mu przez ściśnięte gardło. Bo nie chciało. Miał ochotę wrzasnąć, rozwalić coś jeszcze, rozbić okno, wyłamać deski szafy. A jednak stał tam, gdzie go postawiono, natrętnie, nachalnie, wręcz bezczelnie patrząc mu w oczy, teraz dziwnie zamglonym, niechętnym spojrzeniem. - [b]Nawet wczoraj ci to powiedziałem. Ale uznałeś, że ta starsza ode mnie osoba, to kolejna dziewczyna, która lada moment przyklei się do ciebie, byś oddał mi jej numer. Racja? Dlaczego nawet nie wziąłeś pod uwagę innej opcji?[/color] ─ Przysunął się, odbijając od szafy. Niespiesznie, żeby go nie wystraszyć, ale też niezbyt ostrożnie, by mu się nie wywinął. Za długo grali w kotka i myszkę; za długo ciągnęło się to za nimi i kurzyło, bo specjalnie przydeptywali to do brudnej gleby. „Niech gnije”. Ale nie gniło i oboje się tym dławili, pochłaniani tą dziwną chorobą naszpikowaną denerwującymi, ironicznymi niedogodnościami. Chitara tak myślał – że to, co czuł wobec Natsume, było chorobą. Bo choroba wiąże się z bólem. A oni obaj praktycznie konali, mimo wszystko wciąż gotowi warczeć, szarpać się, odpychać. Czarnowłosy przystanął dwa kroki przed nim, przypominając sobie, jak ręce Rui'ego napierają na jego pierś.
„Odsuń się”.
Pokręcił głową, widocznie zmęczony.
Co, jeśli nie chciał się odsuwać?
Nie znienawidziłbym osoby, która mnie uratowała, rozumiesz? Która codziennie rano budziła mnie, bym zdążył na zajęcia, bym nie spóźnił się do klubu, nie zaniedbał pracy; bym nie zawalił klasy, bo wiesz, jakie konsekwencje to ze sobą niesie. Nie tylko cię nie znienawidziłem, Natsu. Nagle okazało się, że to powinno inaczej wyglądać, lżej, mniej denerwująco. Może gdybym był odważniejszy... ─ Wzruszył nagle barkami, nie kończąc już zdania. ─ Ale nigdy nie zapomniałem, jak w ostatniej chwili cofałeś mnie krzykiem i w locie podawałeś kurtkę, jak zarywałeś noc, by przetrzeć rany. Wiem o tobie najwięcej ze wszystkich pierdolonych szarych ludzi bez twarzy. Wiesz czemu? Bo dawno temu spotkałem zasmarkanego dzieciaka, bitego i poniżanego. Byli w stanie splunąć ci w twarz i rozsmarować błoto butem. Frajerzy. I ten dzieciak umierał z kolejnej chwili na chwilę, z sekundy na sekundę. Dlaczego w tamtej chwili nie chciałem cię stracić? – Uniósł dłoń i dotknął wierzchem skulonych palców jego zabliźnionego policzka. Prawie dotknął, bo w ostatniej chwili usłyszał twardy ton głosu – „Nie dotykaj mnie!” - i cofnął rękę z dziwnym urazem na twarzy. Ciężko mu było się powstrzymać, bo pewne nawyki okazały się uzależniające. Ale koniec końców odsunął się i oparł o parapet, wzruszając obojętnie barkami.
Czemu nie chciałeś go stracić, Nir?
Nie wiem. To znaczy wiem, ale to chore. W sumie trochę obrzydliwe i paskudne i jak to powiem, to pewnie uznasz mnie za wariata...
Wsunął palce we włosy, odgarniając grzywkę do tyłu. Nie patrzył już na niego. Wgapił się w podłogę, błądząc po niej zrezygnowanym wzrokiem. Wiedział co chce powiedzieć, ale im dalej w tym brnął, tym ciężej było mu ułożyć to w prostsze słowa. W końcu odsunął się od parapetu z gracją wyuczonego dachowca przeszedł przez zdezelowany pokój, by płynnym ruchem dotrzeć do szafy. Wsunął palce do kieszeni spodni i wyciągnął podłużny przedmiot o czerwonej barwie. Wrócił do niego otwierając scyzoryk i podając go rękojeścią ku Natsume.
Weź ─ rozkazał, czekając niecierpliwie aż dotknie palcami bezpiecznej części. Dopiero wtedy chwycił mocniej ostrze i szarpnął do góry, jednocześnie unosząc zdeterminowane spojrzenie. ─ Dziś nic nie mąci umysłu, nie kieruje mną żądza. ─ Uśmiechnął się nagle. ─ Choć też.
Musiałeś to dodać?
Musiałem.
Puścił ostrze, figurujące teraz na wysokości jego gardła.
Ale ─ oparł dłonie o ścianę po bokach jego głowy, czując pod palcami szorstką fakturę ─ nie zależy mi na pośpiechu. Mogę poczekać. Ile chcesz. Widzisz? ─ Ostrze naparło na skórę grdyki, gdy lekko się przybliżył. ─ Masz pełną władzę, której ci wczoraj brakowało. Nie zrobię nic, czego byś nie chciał. To ty masz nóż – ja jestem nieuzbrojony, racja? ─ Spojrzenie zsunęło się z jego oczu na wargi. Nagle w kąciku jasnoniebieskiego ślepia pojawił się drapieżny błysk sarkazmu. ─ Więc? Mogę?
Ostatnie słowa padły gorącym oddechem na ustach Natsume, gdy Chitara pochylił się ku niemu, chcąc musnąć jego wargi:
Wczoraj nie kłamałem.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie drgnął. Nawet na najdrobniejszy milimetr. Przyglądał mu się z dziwnym wyrazem twarzy czując, jak jego serce przestaje bić. W jednej chwili, sekundzie, zrozumiał, jak bardzo przez te dwa lata się mijali. Gdyby któryś z nich prędzej odważyłby się na pierwszy krok, uniknęliby tyle cierpienia. Zamiast tego brnęli w swoich własnych przekonaniach, pozwalając by nieporozumienia i niepewność podgryzała ich, aż wreszcie niemal przeżarła całych. W końcu zacisnął w pięść dłonie i spuścił nieco wzrok, uciekając nim od chłopaka.
Wciąż się boisz, że z ciebie drwi, prawda?
Nie, to nie to.
Bał się, że jak tylko wyciągnie ręce w jego stronę, to rozsypie mu się na drobne kawałeczki. Pod jego palcami rozleci się, a słowa pozostaną jedynie pustym i głuchym echem.
Ale one były namacalne. Wystarczyło tylko, by zdusić w sobie uczucie niepewności. Zdeptać raz na zawsze i sięgnąć po to, co się chciało.
A on chciał Chitarę. Tylko i wyłącznie dla siebie.
Przesiąkał jego słowami. Każdym, nawet tym najdrobniejszym. Chłonął je ja gąbka, jednocześnie niedowierzając i się radując. Wcale nie jesteś obrzydliwy. Bo czemu niby miałby być? Natsume robił dokładnie to samo. Za każdym razem, z każdym muśnięciem jego skóry o jego, dziwnym trafem ulatniał się tylko po to, by w ciszy zaspokoić swoje pożądanie. Zagryzając wargę i przeklinając samego siebie zadawalał siebie, widząc przed oczami twarz Nirou, myśląc o nim i marząc o jego dotyku. Prawda była taka, że z ich dwójki w tym pokoju to on był obrzydliwy. Bo zaczął o nim myśleć w ten sposób już lata wstecz. Nieświadomy i wystraszony, powoli pielęgnował w sobie to, jak mu się wtedy wydawało, obrzydliwe uczucia. A przecież przywiązywało się i kochało ludzi za to, kim byli. Za ich zalety oraz wady, za błędy, które popełniali i za to, jak się zachowywali. Nieważna była płeć. To przecież nic złego kochać kogoś innego. Ani obrzydliwego.
Miał ochotę roześmiać się i jednocześnie rozpłakać. Ze szczęścia, wściekłości, żalu i ekscytacji. Był teraz chodzącą bombą pełną chaosu i sprzeczności. Zamiast tego przełknął nerwowo ślinę, czując jak zaschło mu w gardle, w którym pulsowała dziwna gula. Było mu na przemian duszno i zimno a umysł zaczął dziwnie balansować, jakby nie mógł się zdecydować czy jest jedną nogą wciąż w rzeczywistości czy już w śnie. Musiał coś powiedzieć. Wiedział, że Chitara tego oczekuje. Nawet otwierał już usta, chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia co powiedzieć. Jak ma się do tego wszystkiego odnieść.
”Weź.”
Uniósł zaskoczony spojrzenie na twarz Nirou, nieświadomie i instynktownie dotykając palcami chłodnej rękojeści scyzoryka.
- Co ty… – zaczął, ale został skutecznie uciszony przez kolejne słowa chłopaka. Wcisnął się plecami w drewniane drzwi, a palce zacisnęły mocno na przedmiocie. Strach zagościł w jego oczach wypychając na chwilę niezrozumienie.
To był odruch.
Scyzoryk z głośnym hukiem uderzył o podłogę, kiedy bez większego namysłu cisnął nim, zabierając od ciepłej szyi Chitary. Mimo to na bladej skórze zdążyła już pojawić się czerwona kropla. Na ten widok przez jego twarz przemknął kwaśny wyraz zaniepokojenia, ale tym razem musiało stłamsić w sobie.
im wargi Chitary dotknęły jego, przycisnął swoją dłoń do jego ust, tym samym powstrzymując go od pocałunku.
Jeszcze nie. Nie teraz. Nie mógł, póki…
- Teraz ty musisz mnie wysłuchać. – mruknął cicho, przesuwając powoli dłonią po jego żuchwie, jednocześnie odkrywając jego wargi, po których przemknął spragnionym spojrzeniem. Westchnął cicho, przesuwając opuszkami jeszcze niżej, aż dotarł do szyi, gdzie palcem zahaczył o małą ranę i zsuwając dłoń niżej, pozostawił po sobie drobną szkarłatną smugę.
- Trafiłem do sierocińca jak miałem cztery lata, bo moja matka jest narkomanką. Ale to wiesz. – zaczął powoli. - Ale jest coś, o czym nie wiesz. – spojrzał na niego w chwili, kiedy dłoń zatrzymała się w okolicy jego klatki piersiowej. Druga natomiast musnęła blizny szpecące jego twarz. - Ich historii. – odchylił głowę i oparł ją o drzwi, wzdychając ciężko. - Kiedy po raz kolejny rodzina zastępcza oddała mnie z jakiegoś głupiego powodu, czułem się niechciany. W sumie teraz się nie dziwię. Kto chciałby bachora z patologicznej rodziny. Może mój ojciec był jakimś psychopatą czy coś. I wtedy pojawiła się ona. – jego szczęki zacisnęły się tak mocno, że w pokoju rozległ się nie przyjemny dźwięk ocierania kości o kość. - Nazywała mnie swoim „aniołkiem”. Najpierw były miłe słowa, sugestywne muśnięcia, aż wreszcie zabrała mnie do swojego pokoju. To było jakoś dwa albo trzy lata przed twoim przybyciem. Nie pamiętam. Pamiętam za to zapach tych kulek na mole. Śmierdziało nimi w całym pokoju. Ona nimi śmierdziała. Wtedy nie wiedziałem co ze mną robi, ale wiem, że nie podobało mi się to. Rzygać mi się chciało. Do tej pory na samo wspomnienie…. – zawiesił na moment głos i przesunął nerwowo koniuszkiem języka dolną wargę. - Aż powiedziałem dość. Rozbiłem lustro i... „Jak zostanę brzydki, to już nie będzie mi tego robić”. Ale ona robiła. Aż zabrali mnie do szpitala i zamknęli na pół roku. Kiedy wróciłem, nie było jej. Ale ślad po niej wciąż istnieje w mojej głowie. Od tamtego czasu brzydziłem się dotyku innych. Unikałem go jak ognia. W końcu pojawiłeś się ty. Nie wiem dokładnie kiedy to się stało, ale nie brzydziłeś mnie. – wsunął dłoń na swoją twarz chcąc ukryć czerwoną skórę, w którą buchnęło gorąco.
- Był przyjemny, ciepły, miły…. Za miły. Zorientowałem się, że robi mi się od niego gorąco. Że.. że.. że się podniecam, kiedy przypadkiem mnie dotykałeś. Dlatego uciekałem. Bo bałem się, że to zobaczysz, że cholera jasna, staje mi od głupiego muśnięcia. – syknął, czując się cholernie zażenowany całą tą sytuacją. - Byłem pewny, że odejdziesz, brzydząc się mnie, kiedy dowiedziałbyś się tego. Że tak na mnie działasz. W końcu sypiałeś tylko z kobietami. Sam zacząłem gadać kłamstwa, że miałem ich tyle. No bo jak to. Facet w moim wieku nigdy nie był z kobietą? Od razu zorientowałbyś się, że jest ze mną coś nie tak. Ale prawda jest taka, że tylko ciebie chciałem. I tylko twojego dotyku. Wczoraj byłeś mój pierwszy, Chi. – odparł na chwilę odwracając spojrzenie gdzieś w bok i odetchnął cicho przez nos.
Dłoń zsunęła się jeszcze niżej, aż musnęła ciepły brzuch chłopaka i dotarła do jego boku, na który naparł, chcąc, by Chitara przysunął się nieco bliżej. Omiótł spojrzeniem ciepłych tęczówek jego twarz i przybliżył swoje wargi do jego.
- Ja też nie kłamałem, Chi.
Wierzysz mu?
Zamknął oczy.
A co jak wodzi Cię za nos, by spłatać Ci okrutnego figla?
- Jestem cholernym egoistą. – wymruczał. - Nie chcę cię widzieć w objęciach innych kobiet. Chcę, żebyś był mój, Chi. Słyszysz? Tylko i wyłącznie mój. – jego wargi już musnęły jego usta, aż wreszcie zamknął je w zachłannym pocałunku, przelewając w niego wszystko to, co chował w sobie do tej pory, ocierając się wręcz o agresję. Niestety, pocałunek nie trwał zbyt długo, kiedy ich usta znowu zostały rozdzielone. Wtulił twarz w zagłębienie jego szyi i odetchnął, napierając nieco swoim ciałem na jego.
- Chi… – wymamrotał niemal marudnie. - Moja dupa tak bardzo mnie boli, że już nawet ustać nie umie. – A jak na potwierdzenie jego słów, oparł się jeszcze bardziej swoim ciałem o jego. - Ale nie żałuję. O czym świadczy to, to, to, to i to. – dodał unosząc kąciki ust, kiedy przesuwał palcami kolejno po czerwonych śladach, które pozostawił na jego skórze. - I to. – dodał, kiedy ugryzło zaczepnie w ramię, by chwilę później załagodzić językiem czerwony, pozostawiony ślad po sobie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Podłoga wydała z siebie ciche, głuche huknięcie, gdy tylko scyzoryk uderzył w nią, jeszcze moment drgając, nim nie znieruchomiał na amen. Cały pokój zdawał się po tym umilknąć. Tylko w oczach Chitary znów rozpalił się żywy ogień. Był gotów walczyć, wykorzystując pokłady energii, wszystkie zakurzone siły, zmęczone, napięte jak struny mięśnie. Na swój sposób było to nawet wyczuwalne w powietrzu ─ jakby dookoła niego pojawiła się nikła aura pełne mobilizacji. Mimo to zatrzymał się, gdy tylko palce oparły się o jego usta. Zmrużył mocniej ślepia i obrzucił go pytającym, zniecierpliwionym spojrzeniem.
Dla niego to był przecież pierwszy raz.
Nie chciał odpuścić. To była dla niego swego rodzaju przegrana, której nie potrafił przełknąć razem ze śliną. Dlatego z ociągnięciem oderwał palce od chropowatej powierzchni ściany, zwieszając je luźno wzdłuż ciała. Ramiona napięły się, ale plecy wyprostowały, pozwalając Natsume zaczerpnąć świeżego powietrza. Pewnie tylko jego dłoń, która nadal muskała lekko wargi czarnowłosego, zatrzymała go tak blisko.
Poniekąd miał ochotę się odsunąć.
Nie pozwolono ci, Chitara.
Wiedział. W końcu prócz braku cierpliwości, w oczach zabłysł żal, niemożliwy do zgaszenia żadną obojętnością wiecznie nakładanej maski. Mimo wszystko rozchylił nieco usta, zaczepiając ostrymi kłami o jego palce, nim te nie zsunęły się niżej, wywołując w Nirōtanim mimowolną iskrę przyjemności. Tak delikatny dotyk, tak upragniona obecność jego rąk...
„Trafiłem do sierocińca...”
Choć był to tylko sposób na zobrazowanie tego, co działo się w głowie Chitary, nietrudno porównać chaosu do wielkiej bestii. Z długiego pyska skapywały krople śliny, tak gęste, jak melasa; oczy świeciły się prawdziwym blaskiem; szorstka sierść jeżyła się na karku dając wszystkim ostatnie ostrzeżenie; pazury grzebały w ziemi, orząc ją niesamowicie głęboko... no i te hakowate, długie, ostre jak brzytwa zębiska, gotowe jednym ruchem oderwać czyiś łeb tuż przy kostkach. Bestia, której na kark zarzucono metalowy łańcuch, krótki i mocny, trzymający się wysokiego na kilka metrów muru. Muru, który otaczał tę bestię ze wszystkich stron, by nic nie było w stanie jej rozdrażnić; by nie było żadnego argumentu, dla którego miałaby się zbudzić i zacząć zrywać ciążące jej na barkach więzy.
Ale teraz coś się skruszyło. Coś zaszczuło bestię, rozkleiło jej powieki. Stłumiona dotychczas dzikość wypełniała nie tylko ją, ale i Chitarę, który stał przed przyjacielem tak, jak go postawiono i wsłuchiwał się w kolejne słowa, formułujące się na kształt krzywych noży. Zardzewiałe ostrza ledwo wsuwały się w jego umysł i choć ciału nie dane było poznać cierpienia, psychika pękała, kalecząc wszystkie zmysły. Przyszpilając do ziemi jego cierpliwość i opanowanie.
Nie rozumiał.
Ale powoli to niezrozumienie, zamieniało się w niedowierzanie. Jak śmiała? Jakim, kurwa, prawem dotykała ciała, które się jej brzydziło?
Sam to wczoraj zrobiłeś, pamiętasz?
Zacisnął zęby, aż twarz nie nabrała ostrzejszych rysów.
W tym rzecz. Nie pamiętał. Ale dziura w taśmie filmowej jego wspomnień została przysłonięta rzuconymi na odwal zdjęciami z młodym chłopcem o czarnych włosach i zaczerwienionych od płaczu oczach, schlapanego własną krwią, targanego bólem nie tylko fizycznym.
Usta Chitary poruszyły się niemo, jakby chciał coś powiedzieć, ale nim zdążył wydobyć się z nich jakikolwiek dźwięk, pocałunek przerwał jego zamiary. W pierwszej chwili znieruchomiał, jakby musiał powstrzymać się od odepchnięcia go, od obrony. Pół sekundy później jego dłonie wsunęły się na nieosłonięte biodra, palce musnęły lędźwie kochanka, a on sam wyciągnął szyję, odpowiadając na gest z równą żarliwością. Głowa przechyliła się odrobinę na bok, usta rozchyliły i... rozległo się cmoknięcie. Koniec. Z niezadowoleniem uchylił powieki i spojrzał na niego jak głupi szczeniak, któremu wyrwano z pyska ulubioną zabawkę. Przebiegł prędko językiem po dolnej wardze, zbierając dla siebie ostatki jego smaku i wsunął nos w czarne, mokre kosmyki, wdychając jego zapach.
Mhm. Nie musisz mi stale o tym przypominać ─ wymruczał cicho, prześlizgując się jedną z dłoni wzdłuż jego kręgosłupa, aż nie dotknął karku; pogłaskał go i wreszcie dotarł do krzywych blizn szpecących jego policzek.
W tym momencie się opamiętał.
Chodź. ─ Odsunął się od niego nieco, wsuwając dłoń pod jego przedramię. Widział w końcu jak Natsume słania się na nogach, jakby za moment miał upaść. Kącik ust Chitary drgnął lekko w marudnym, choć rozbawionym półuśmiechu, gdy prowadził go do łóżka. W ostatniej chwili przypomniał sobie, że jego własne łóżko nie będzie zbyt eleganckie, dlatego podprowadził go do jego posłania i posadził, od razu się od niego odsuwając. Praktycznie był w stanie poczuć zimno, choć podświadomie wiedział, jak bardzo było to niemożliwe. ─ Odpocznij ─ rzucił naprędce, pochylając się po drodze, by zgarnąć upuszczony scyzoryk. ─ Jak się nazywała? ─ Krótkie pytanie, w czasie którym zamknął nóż i wepchnął go do kieszeni spodni, jednocześnie wkładając rękę do szafy. Warknął, nie mogąc znaleźć czystego t-shirtu. Od razu odrzucił dwie z bluz, które z cichym szelestem spadły na podłogę. ─ Jak wyglądała? Wiesz o niej coś więcej? ─ W końcu znalazł jakąś koszulkę. Jej materiał ledwo opadł na brzuch, a w dłoni Nira już znajdowała się znoszona bluza.
Teraz tylko buty...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wypuścił powoli powietrze przez zaciśnięte zęby, czując się jak jakiś pieprzony niedorozwój fizyczny, kiedy Chitara go prowadził do łóżka. Czuł się z tym źle, dlatego też kiedy jego obolały tyłek tylko poczuł pod sobą oparcie, od razu wyswobodził się  uchwytu drugiego chłopaka i odchylił do tyłu, opierając na łokciach, spoglądając w milczeniu na młodszego ciemnowłosego.
- Nie wiem. – odpowiedział wprost na jego pytanie z lekkim znudzeniem malującym się na jego obliczu. - I nie chcę wiedzieć. Nie chcę jej dopuszczać do siebie. To przeszłość, zostawiłem to za sobą, chociaż wciąż nawiedza mnie. – podniósł się do siadu i przesunął delikatnie opuszkami po szpecących jego twarz bliznach. - Jest osobą bez twarzy. Szarą masą, której pamiętam tylko zapach i nieprzyjemny dotyk wymieszany z dźwięk sapania i oblizywania warg. Nie chcę nic o niej wiedzieć. To moje demony z przeszłości, z którymi walczę i zamykam głęboko w sobie, nie zamierzając nigdy więcej wypuścić na światło dzienne. Chcę zostać białą kartką, którą trzeba wypełnić od nowa. – uniósł wzrok, który skierował na Chitarę, przesuwając po nim niedbale spojrzeniem, unosząc kąciki ust lekko ku górze. - Przez ciebie, Chi. Zapełnij mnie wspomnieniami od nowa. – mruknął a w pomieszczeniu zapadła cisza sprawiając wrażenie, że na całym świecie tylko oni istnieli, nie było nikogo ani niczego oprócz ich dwójki. Wszystko ucichło, nawet ich własne oddechy, dźwięki z zewnątrz, nic. Totalna pustka.
Którą przerwał Natsume. Oczywiście.
Jego twarz momentalnie zrobiła się czerwona a on sam przycisnął wierzch dłoni do swoich ust wydając dziwny dźwięk ocierający o jęk oraz warknięcie.
- Kurwa, ale wstydliwe rzeczy mówię. – mruknął do siebie czując pulsowanie na policzkach z zawstydzenia.
Przekręcił się na bok i przytulił rozgrzaną twarz do kołdry, naciągając ją bardziej na siebie mamrocząc coś jeszcze pod nosem, ale w ostateczności był to tylko i wyłącznie niezrozumiały bełkot. Po krótkiej chwili, która właściwie ciągnęła się dość długo, odsapnął w końcu i odkrył się na tyle, by spojrzeć na Chitarę.
- Idź się umyć. – powiedział w końcu podnosząc się do siadu. - Ja ogarnę łóżka. I dam radę. Nie jestem umierający. – dodał pospiesznie unosząc lekko jedną brew. Nie zamierzał pokazywać przed nim, że jest miękką pizdą co to nawet nie potrafi za sobą posprzątać. To co, że jak poruszał się to wydawało mu się, że ma kij w dupie po samo gardło.
- A potem spędzimy cały dzień w łóżku. – mruknął leniwie, dopiero po chwili reflektując się jak to mogło zabrzmieć. Uniósł obie ręce nieco wyżej i zaczął nimi gwałtownie machać. - Znaczy się możemy zamówić jakąś pizzę, tak, żeby władze nie widziały i coś pooglądać. Po prostu taki jeden, leniwy dzień!
I po co się tłumaczysz?
Odwrócił wzrok zawstydzony.
Jeszcze wyjdzie na jakiegoś niewyżytego królika.
- Po prostu idź się umyć, dobra? I trzeba ci stopę opatrzyć. Ranny jesteś. – … pewnie nawet nie czujesz.
Odczekał chwilę, aż chłopak wreszcie dał za wygraną i udał się do łazienki. Dopiero wtedy zwlókł się z łóżka i zabrał za zmianę pościeli, jednocześnie pozbywając się jakikolwiek dowodów ich nocnego oddaniu się grzechom. Na samo wspomnienie zrobiło mu się duszniej. Wciąż nie dochodziło do niego to wszystko, co się wydarzyło. Był z Chitarą. Ba. Znał jego uczucia, które były takie same jak jego własne. Poczuł, jak w jego klatce piersiowej zaczyna bić szybciej serce. Cieszył się. Jak cholerny szczeniak, który oczekuje upragnionego prezentu pod choinkę. Nigdy wcześniej--
Zamarł.
Tak. Nigdy wcześniej nie czuł takiej radości jak teraz. Cała energia i emocje rozdzierały go od środka. Rzucił niedbale przebraną kołdrę na mebel, po czym odwrócił się na pięcie i pognał do łazienki. Szarpnął za klamkę i otworzył drzwi z taką siła, że te przygrzmociły o ścianę. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, niczym burza wszedł do kabiny, w której znajdował się młodszy chłopak. Złapał go za ramiona i pchnął na zimne kafelki, samemu przygniatając go do nich własnym ciałem, kiedy zachłannie wpił się w jego usta. Był jego. I tylko jego. Dwa lata czekał. Dwa, pieprzone, lata. Rozsunął jego wargi swoimi, by pogłębić pocałunek i musnąć swoim językiem jego, jednocześnie niemo zachęcając do wspólnej zabawy. Dłonie, wręcz nachalnie, przesunęły się po jego nagich ramionach, bokach, biodrach, aż wreszcie jedna wcisnęła się pomiędzy nimi, gdzie ujął, już nieco drżącymi, palcami jego członka.
Boli cię ciało.
Wiedział. Ale nie obchodziło go to.
Przesunął wargami po jego żuchwie, kiedy zerwał łączące ich usta.
Dasz radę?
Nieważne.
Drobne pocałunki zsuwały się niżej. Po szyi, obojczykach, klatce piersiowej, twardym brzuchu… Aż przyklęknął przed nim na jedno kolano. Spojrzał z dołu wprost w chłodne oczy kochanka, czując, jak zaraz wypluje swoje własne serce.
Nigdy tego nie robiłeś.
Zerwał kontakt wzrokowy czując mrowienie w okolicach karku, kiedy nachylił się i wysunąwszy koniuszek języka….
HUK
A raczej parę głośnych huków sugerujących, że ktoś dobija się do drzwi ich małego pokoiku.
- Tsk. – Natsume z wyraźnym ociąganiem odsunął się I odwrócił głowę nieco w bok, jakby po cichu liczył na to, że dobijający się intruz pójdzie sobie. Ale on najwyraźniej nie zamierzał tak łatwo rezygnować. Chłopak westchnął i podniósł się na nogi. Złapał Chitarę za szczękę i musnął krótko jego usta, po czym leniwie wyszedł z kabiny a potem z łazienki, pozostawiając po sobie mokre ślady. Po drodze zatrzymał się przy szafie, próbując być głuchym na walenie do drzwi i zgarnął bieliznę i spodnie, które nasunął na swój nagi tyłek, z którego już pod prysznicem zsunął się ręcznik. Zatrzymał się przed drzwiami i z Mią wyraźnego niezadowolenia i wkurwienia, wreszcie je uchylił.
- Czego? – warknął tak przyjemnie, jak nie powinien żaden gospodarz.
- AHA! – niższa szatynka stanęła w lekkim rozkroku i oparła obie dłonie na swoich biodrach. –Wiedziałam! Niroutani-kun pewnie też nie poszedł, co? – rzuciła oskarżycielsko, a jej pale wystrzelił w stronę chłopaka.
-Natsume-kun! To już twoja szósta nieobecność będzie! – chłopak wywrócił oczami zahaczając spojrzeniem o popękany sufit.
- Chory jestem. – mruknął marudnie i przeniósł spojrzenie na drugą dziewczynę, która stała z boku. Bliźniaczki Nagasawe. Wizualnie jak dwie krople wody. Mentalnie jak ogień i woda. Spokojna, nieco nieśmiała Mayuri i rozkrzyczana Mikari. Tylko ich tutaj brakowało.
- No nic. Chodź Mayu-chan, zrobimy sobie wagary. – rzuciła Mikari i złapawszy siostrę za rękę na bezczelnego wpakowała się do pokoju chłopaków.
- Gdzie mój Niroutani-kun? – rzuciła Mikari, na co Natsume drgnęła brew. Ale musiał przełknąć gorycz zazdrości.
- Pod prysznicem. – Natsume wszedł do środka zamykając za sobą drzwi I usiadł na łóżku, drapiąc się po karku.
- Czego chcesz?
- Spędzić czas z moim przyszłym mężem! Obejrzymy jakieś filmy, co, co?
Zapowiadało się iście… interesujące przedpołudnie. I popołudnie, bo znając Mikari, to do wieczora nie będzie chciała się od nich odczepić.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Był gotów dla niego wejść w ogień i włożyć rękę aż po dno w głęboki gar pełen ostrych igieł, ale z trudem przyszła mu rezygnacja z planu, który do reszty zdążył się ułożyć w przyćmionym chęcią zemsty umyśle. Praktycznie był w stanie dostrzec, jak powykrzywiane elementy układanki prędko tworzą całość, jak zaciska palce w jej gardle, przebijając paznokciami papirusową skórę, jak unosi ramię z dzierżonym nożem. Przecież by jej nie zabił. Nie miał takiego zamiaru. Wystarczyłoby, by straciła przytomność, by skrępował jej nadgarstki, oplótł gardło tnącym sznurem, drugi koniec pętli zawiązując na stabilnym kaloryferze. A potem wystarczyło rozchylić jej nogi, wcześniej skrupulatnie zaciskając linę na kostkach, by nie wierzgała.
Parę cięć prosto między uda. Zduszony wrzask prosto w knebel, oczy pełne łez, wygięte w łyk ciało, drżące kolana, pragnące ścisnąć się obok siebie, by zasłonić...
─ Przez ciebie, Chi.
Zacisnął palce, na siłę pozbywając się obrazu kobiety bez twarzy. Czuł jeszcze zapach jej strachu, wymieszanego z krwią i potem, z zapachem, tak mocno kojarzonym przez Natsume. Ale mimo tego odsunął dłoń od poły bluzy i spojrzał na niego bez wyrazu. Tylko zaciśnięta szczęka pokazywała, jak musiał się powstrzymywać, by nie złamać prośby wydanej przez przyjaciela. Poniekąd zdawał sobie sprawę, jak Rui mógł się czuć w tej sytuacji – jak wielkiego pecha miał, jak wielkie upokorzenie przeżył, jak bardzo nienawidził twarzy, na którą Chitara spoglądał z uwielbieniem.
Twarzy, która nagle przybrała kolor dojrzałych czereśni. Nirōtani przechylił nieco głowę na bok, jakby nie rozumiał problemu, ale po słowach Natsume – Kurwa, ale ale wstydliwe rzeczy mówię – nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia.
Hej ─ szorstki, zachrypły głos wreszcie nadwyrężył struny czarnowłosego ─ no daj spokój. Nie kryj się.
─ Ranny jesteś...
Cmok.
Jeśli istniały jakiekolwiek prawa fizyki, to właśnie je złamano, gdy tylko Natsume ledwie podniósł się do siadu, a od razu poczuł lekki pocałunek na swojej skroni. Zaraz potem ostatni oddech padł na jego czole, nim młodszy chłopak ze skrzywieniem, godnym besztanego ucznia, okręcił się na pięcie i ruszył do łazienki. To kolejny prysznic w ciągu dwóch dni, który brał – nieważne czy na trzeźwo, czy z kaszką manną w głowie. Świadomość, że jeszcze moment, a wyrosną mu skrzela napawała pewną irytacją, ale domyślał się, że po upojnej nocy nie tylko był zdezelowany przez paznokcie przyjaciela, ale zapachem odstraszyłby stado much. Odkręcił więc kurek, wcześniej zrzucając z siebie dopiero co założone ubrania i uniósł twarz ku chłodnym kroplom. Całe szczęście, że trzymał jeszcze dłoń na zaworze, bo gdy tylko drzwi kabiny rozsunęły się gwałtownie, ledwo zdążył przekrzywić głowę, a już zakręcał strumień wody, pchnięty na ścianę. Plecy przylgnęły do kafelków, a wprost do ust kochanka wpadł rozleniwiony pomruk.
Dudniło mu w czaszce po wczorajszej imprezie, ale nie potrzebował trzeźwości umysłu, by reagować na kochanka. Uśmiechnął się kącikiem ust, wsuwając dłonie na jego policzki. ─ Ledwo stoisz – wymamrotał między pocałunkami, choć nic nie wskazywało na to, że miał ochotę przerwać ich wygodną zabawę. Czuł niedosyt, przez luki w pamięci i chęć rozładowania się, po odmowie, jaką otrzymał. Rozchylił więc usta, gładząc lekko pobrużdżony policzek, nim nie poczuł, jak wargi starszego chłopaka odsuwają się, dotykając jego żuchwy. Nie oponował. Natsume schodził pocałunkami coraz niżej, a on – zamiast martwić się o jego stan – przestawił tylko nieco nogę na bok, wysuwając biodra ku ciepłym ustom, sprawnie przemykającym po nagiej skórze. Palce dłoń wkrótce przemknęły na rozwichrzone, wciąż wilgotne kosmyki, gdy dostrzegł, jak spomiędzy warg wychyla się czubek różowego języka i...
HUK.
Przez chwilę wsłuchiwał się w grad uderzeń o drewniane drzwi, starając się zachować cierpliwość. A miał jej coraz mniej, im bardziej uświadamiał sobie, że na tym koniec. Nawet krótki pocałunek, jakim pożegnał go Natsume, nie udobruchał go w odpowiedni sposób. Spojrzał jeszcze tylko za szczupłą sylwetką, nim nie wypuścił powoli powietrza przez zaciśnięte kły. Łudził się dodatkową chwilę, że Rui otworzy drzwi i odprawi intruza z kwitkiem, prędko do niego wracając... ale głosy, które rozległy się zza ledwo domkniętych drzwi, dały mu jasno do zrozumienia, że nic z tego.
Klamka zapadła.
Odkręcił więc z powrotem strumień zimnej wody i ze zrażeniem spojrzał w dół, od razu wykrzywiając usta.
Co za palant. Zostawić mnie w takim stanie.

---------------------------------

Zdążył tylko przyłożyć biały ręcznik do mokrych kosmyków i otworzyć drzwi, nim coś gwałtownie nie szarpnęło go w dół. A raczej szarpnęłoby, gdyby w porę nie napiął mięśni i nie wyprostował pleców, sprawiając, że niższa od niego dziewczyna musiała stanąć na palcach.
Chitara!
Lodowe spojrzenie przemknęło ponad jej głową – spojrzał na pościelone już łóżka, na jednym z nich siedziała grzecznie Mayuri, potem na paczkę wczorajszych chipsów, aż wreszcie na Natsume, posyłając mu przy tym wręcz oskarżycielską uwagę. „Po co tu przylazły?” Mimo wszystko wiedział, że w obliczu furii, jaką była Mikari, niewielu mogło zrobić cokolwiek, by się jej pozbyć.
Nasagawe – wycharczał wreszcie, dotykając dłonią jej nadgarstka – rzecz jasna po to, by wyplątać się z silnego uścisku energicznej dziewczyny. Dziewczyny, która na dźwięk swojego nazwiska cofnęła się o dwa kroki i oparła ręce na biodrach, robiąc przy tym niezadowoloną minę.
Po nazwisku to po pysku. Poza tym jest tu też moja siostra
─ Cześć, Nirou...
─ rzuciła spokojnie Mayuri.
Aye, Mayuri.
... i co? ─ drążyła Mikari. ─ Jak niby chcesz nas wołać, hmm? Będziemy reagować obie, a to wcale nie jest fajne, bo jestem twoją przyszłą żo-... Chwileczkę. ─ Zatrzymała się, ze wzrokiem wbitym w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem stał jej wybranek serca. Chitara zdążył jednak przejść te parę metrów do swojego łóżka i uwalić się obok jej siostry, zsuwając ręcznik na ramiona. ─ Czy ty nazywasz Mayuri po imieniu?
Mhm.
Dlaczego?
Chodzimy razem na kendo i czasami jemy drugie śniadanie.
Mikari zmarszczyła brwi i prychnęła. Najwidoczniej jej chwilowa „zawiecha” trwała faktycznie tylko chwilę, bo prędko władowała się na łóżko tak blisko Chitary, że bliżej mogłaby już tylko władować się na jego nogi. Chłopak przyglądał się jednak uważnie Natsume – głównie sprawdzając stan jego ciała, jakby dopiero zimny prysznic przypomniał mu, że nadwyrężył mięśnie przyjaciela.
Nie był jednak jedynym, który wpatrywał się w Rui'ego jak w obrazek. Mayuri, która dotychczas praktycznie bez słowa siedziała na samym skraju łóżka Chitary, co jakiś czas zerkała nieśmiało ku Natsume, posyłając mu tylko ukradkowe spojrzenia spod gęstych rzęs. O ile jej siostra związała brązowe włosy w dwa niskie kucyki, tak Mayuri zaplotła je w warkocze, na pierwszy rzut oka wyglądające na niedbale zrobione – na drugi zaś dostrzegało się w tym konkretny urok. Mimo poszarpanej grzywki, która przysłaniała twarz, gdy pochylała głowę, Chitarze udało się wychwycić moment, w którym zerkała na jego - JEGO, do diaska - kochanka z przyprószonymi różem policzkami.
Niedoczekanie, warknął w myślach, bezczelnie przerywając ciszę swoim głosem.
Natsu, weźmiesz swojego laptopa? Ja zadzwonię po żarcie.
Mamy w pokoju napoje ─ wypaliła nagle Mayuri, złączając dłonie na kolanach. ─ Można się po nie przejść.
No, ale chyba nie pójdziesz sama, coo? Nie udźwigniesz aż tylu! ─ wtrąciła się natychmiast Mikari, przewracając przy tym ciemnymi oczami. ─ Weź Natsume i idźcie do naszego pokoju, a ja w tym czasie pomogę senpaiowi... ─ Jej ręka niespodziewanie dotknęła ramieniu Chitary, który z telefonem przy uchu dyskutował z jakimś Hiragawą.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down


Irytujące.
Wiedział, że powinien zachować spokój i nie dawać nic po sobie znać, ale wszyscy bogowie tego świata byli mu świadkiem, że dziewczyna niesamowicie go wkurwiała. Tym swoim trzepotaniem rzęsami, uśmieszkami, zachowaniem i przymilaniem się do Chitary. Zacisnął szczękę tak mocno, że po chwili rozbolały go zęby, kiedy ponownie słyszał jej piski zachwytu nad chłopakiem. Zupełnie ślepy i głuchy na ukradkowe spojrzenia jej siostry, starał się zająć umysł i ręce zupełnie czymś innym.
Laptop.
Dobra.
Podszedł do swojego biurka, skąd zgarnął komputer i położyło go na łóżku, samemu kucając po odpaleniu sprzętu. W takiej pozycji przynajmniej nie musiał na nich patrzeć. Chitarze ufał, ale Mice już nie. Wiedział, że szatynka jest niemal do wszystkiego zdolna.
- Hm? – mruknął nie odrywając wzroku od ekranu, na którym zdążył już wyskoczyć pulpit.
- Mówiłem, że jestem chory. – no jeszcze czego. Niedoczekanie, że będzie popindalał po całym akademiku zostawiając w pokoju sam na sam Chitarę i Mikę.
- Ale z ciebie cienias. – burknęła Mikari i spojrzała dużymi oczami na drugiego chłopaka. Jej usta już się uchylały z kolejną propozycją, kiedy Natsume wszedł jej w zdanie.
- Chitara ma ranną nogę. Też nie pójdzie. – przeciął ostro. Za ostro.
Zorientuje się, że jest coś nie tak.
Cholera. Ale właściwie… co go to obchodziło? Czemu musieli się jakoś z tym wszystkim kryć? No tak. Mikari to jedna z największych plotkar. Strach się bać, co wyszłoby z jej ust. - Zresztą… – chłopak podniósł się, by położyć brzuchem na łóżku i sięgnąć za nie, skąd wyciągnął dwie puszki coca coli. - My mamy co pić. – wargi wykrzywiły się w krzywym uśmieszku, kiedy rzucił jedną z nich Niroutaniemu, a drugą odstawił na biurko, póki co nie czując potrzeby picia. Nie obchodziło go, że w tym momencie Mikari niemalże przebijała go sztyletowym spojrzeniem. Wewnętrznie czuł dziką satysfakcję. Satysfakcję, która raptownie została stłamszona przez wkurwienie.
Bach.
Huk, a potem gwałtowna cisza zapadła w pokoju, kiedy Rui kopnął ze złością najbliżej stojące krzesło. Mebel upadł na ziemię wydając z siebie bolesne skrzypnięcie, na myśl przywodząc płacz. Miodowe spojrzenie wściekłych tęczówek padło na drobną szatynkę, które jedna dłoń dotykała ramienia, a druga już obejmowała w pasie Chitarę zaczepnie wsuwając palce pod koszulkę. Nie zdążyła jednak dotknąć opuszkami ciepłej skóry chłopaka.
- Kurwa, Mikari. Chuj mnie obchodzi, że jesteś dziewczyną, ale jak nie przestaniesz się szarogęsić i go obłapiać jak napalona kwoka, to złapię cię za kudły i wypierdolę. Nie—bzzz, bzzz, bzzz. Natsume zamilkł słysząc wibracje swojego telefonu. Z cichym warknięciem złapał za niego i spojrzał na wyświetlacz. Widząc numer, momentalnie zbladł, a mina mu nieco zrzedła.
- Jak… – ponownie warknął zaciskając palce na telefonie, kiedy spojrzał na dziewczynę. - Nie żartuję. – syknął, po czym odwrócił się na pięcie i pospiesznie udał do łazienki, gdzie się zamknął na klucz.
- … A ten co? Leków nie wziął czy jak? – zapytała dziewczyna, ale mimo wszystko zabrała swoje dłonie. Przynajmniej na tę chwilę.

* * *

- Czego chcesz? – zapytał opierając się o ścianę i wsunął palce w ciemne kosmyki włosów.
- Rui… – zmęczony, chrapliwy głos kobiety rozbrzmiał po drugiej stronie słuchawki, co wywołało wyraźne skrzywienie na twarzy chłopaka. – Mój mały, kochany Rui.
- I skąd masz ten numer? Zmieniałem.
- Wiesz, że zawsze cię znajdę, Rui. To instynkt.
- Powiedzmy. Dobra, streszczaj się. Jestem zajęty. – warknął nieprzyjemnie, na co kobieta zaśmiała się cicho.
- Jak w szkole? Dobrze ci idzie?
- Powiedziałem, żebyś się streszczała. Wiesz, że już Ci nie dam pieniędzy, prawda?
- Potrzebuję cię, Rui. Nie poradzę sobie bez ciebie…
- Zobaczę, co da się zrobić. Muszę kończyć.
-Rui… mama cię bardzo kocha, wiesz o tym?
- Na razie. – rozłączył się. Nie mógł tego słuchać. Nie chciał. Rzygał nią i jej wiecznym jojczeniem o pomoc. Miała swojego gacha, niech on jej pomaga. On sam nic nie był jej winny.
Ulegniesz, prawda?
Zagryzł opuszek kciuka, kiedy wpatrywał się w kabinę prysznicową. Będzie musiał znowu zmienić numer telefonu.
I tak cię znajdzie. Zawsze znajduje.
Zamknął oczy, siedząc w łazience jeszcze przez parę chwil.

* * *

- Co z tym filmem? – zapytał, kiedy tylko wyszedł z łazienki. Spojrzał na Mayuri, a potem na Mikę, usilnie unikając spojrzenia Niroutaniego. Wiedział, że wyczuje, że coś jest nie tak. A nie chciał go martwić. Nie jego. Nie tym razem. Musiał sam jakoś uporać się z tym dokuczliwym problemem.
-No czekamy tylko na ciebie. – mruknęła Mikari, w której głosie była wyczuwalna wyraźna nuta obrażenia. Ale to akurat był jego najmniejszy problem. Skinął głowę i podchodząc do łóżka, zgarnął po drodze krzesło, na którym ustawił laptop. Jeszcze przez krótką chwilę coś na nim wyszukiwał, aż wreszcie odpalił film.
- Za ile będzie jedzenie? – zapytał rzucając telefon na blat biurka, a sam uwalił się, bezczelnie wciskając, między Mayuri i Niroutani, gdyż Mika siadła z drugiej strony. Wcisnął sobie za plecy poduszkę, i podciągnął nogi pod siebie, gdzie oparł brodę o kolana.
- Tylko nie piszczeć mi. – mruknął, tak naprawdę nie mając najmniejszej chęci na przebywanie w ich towarzystwie i oglądanie filmów. Zwłaszcza, że jego myśli w tym momencie uciekły gdzieś bardzo, bardzo daleko, do zupełnie innej dzielnicy miasta.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

„... ko gra..? Ej, Chi... ra... wszys... o gra?”
Czarnowłosy z lekko odchylonym od ucha aparatem przyglądał się przedstawieniu, jakie się tu odgrywało. Czuł, że łokciem wbija się dotkliwie w bok Mikari (twarda zawodniczka, skoro nawet mimo podobnego chwytu wciąż próbowała się w niego wtulić), ale nie to było teraz dla niego najważniejsze.
Prawdopodobnie jako jedyny przywołał na usta uśmiech.
Jest zazdrosny.
─ A ten co?
Słodkie.
Wszystko gra, Hira – zreflektował się z mdłym opóźnieniem, prostując nagle plecy i przywołując się do porządku.
─ Nie wziął...
Załatw jeszcze jakieś napoje. Potem to odpracuję. – Pauza. ─ Mhm. Pod okno. – Pauza. ─ Nie, nie możesz. Już i tak jest nas cała masa... To do zobaczenia.
Kliknął przycisk rozłączenia, rzucając komórkę na szafkę nocną. Mikari z marudnym wyrazem twarzy wpatrywała się prosto w drzwi łazienki i choć te były zamknięte na klucz, to ściany nadal nie odznaczały się dźwiękoszczelnością. Pojedyncze słowa wypowiadane przez Natsume byłyby w stanie przebić się przez cienki mur ciszy, jaki zbudowała pozostała trójka zastygając niemal w autentycznym bezruchu - gdyby nie nagłe kaszlnięcie jego przyjaciela. Mikari, na dźwięk „AKHM” i widok pięści przy ustach Chitary, zaczęła swój głośny monolog, przyprószony tonem zatroskanym i natarczywym jednocześnie; wypytywała go o zdrowie, treningi i przemęczenie, dodając jeszcze jakieś ciekawostki z telewizyjnej prognozy pogody.
─ … adać, dlatego lepiej byłoby, gdybyś zaczął brać ze sobą parasolki i...
─ Co z filmem?
Wszyscy trzej – z Niroutanim na czele – spojrzeli ku Ruiemu, jakby tylko czekali na sygnał, by ruszyć do walki za ojczyznę. I o ile Mikari prędko straciła nim zainteresowanie, odrzucając włosy na plecy, tak Chitara praktycznie nie spuszczał z niego wzroku, doskonale wiedząc, że tak natarczywy moment może wywołać w Natsume jakiś zalążek rozdrażnienia. Ale co z tego? Wyglądał jakby go żywcem wyciągnięto z tuby huraganu, otrzepano i pchnięto w tłum warczących lwów. „Z deszczu pod rynnę”, a to ich obu powoli zaczynało wykańczać.
Za moment – odezwał się na odczepnego, przesuwając się tylko trochę na bok, by dać mu miejsce obok siebie. Mikari też musiała zmienić swoje położenie, ale to najwidoczniej nie przeszkadzało jej aż tak bardzo – w końcu natrafiła na ścianę i chcąc nie chcąc przylgnęła ramieniem do barku Chitary.
─ Tylko nie piszczeć mi.
Mayuri mruknęła cicho jakiś marny zaczątek zdania, ale w tym samym momencie na ekranie zamigotał początek filmu, wraz z głośniejszym startem. Przycisnęła się więc niezbyt natrętnie w kierunku Natsume i z pięścią dociskaną do piersi przyglądała się napisom.
Minęło ledwie kilkanaście minut, gdy do okna zapukała czyjaś dłoń. Mayuri wzdrygnęła się, a Mikari warknęła – obie nagle wyrwane z letargu.
Nie stopujcie – szepnął ledwie namacalnie Chitara, zsuwając się prędko z materaca i podchodząc do okna. W tle wyrwał się właśnie pisk jednej z bohaterek filmu, na co dziewczyny podskoczyły identycznie w tym samym momencie. ─ Tak, wiem – wyrwało się jeszcze, nim Niroutani nie zatrzasnął okna. Szarpnięciem zaciągnął ponownie zasłony, kąpiąc pokój w solidnym mroku rozproszonym wyłącznie dzięki jaskrawemu światłu z ekranu laptopa.
Pokój niemalże od razu wypełnił się ciepłym zapachem pizzy – tym intensywniejszym, im bliżej pozostałych był czarnowłosy.
Szybko! – pisnęła Mikari, przywołując go ręką. ─ Najlepszy moment!
Zawsze tak mówiła, choć przecież nie oglądała wcześniej tego filmu. Wystarczyło jej jednak rosnące napięcie, by ustalić ten niepodważalny fakt. I istotnie – w chwili, w której Chitara usiadł na brzegu łóżka, na monitor wyskoczyła krzywa twarz z wrzaskiem przeplecionym zduszonymi piskami obu dziewczyn – Mikari głośniej, Mayuri w rękaw naciągnięty na dłoń. Obie spanikowały, mimowolnie ignorując słowa Natsume sprzed seansu.
Chitara odstawił tymczasem butlę z napojem na ziemi i wsunął się głębiej na łóżko, opierając karton z pizzą na nogach swoich i Natsume; zaraz otwierając opakowanie i uwalniając kolejne buchnięcie ciepła i woni.
„Słyszysz? Idzie tutaj...” - szepnęła jedna z bohaterek, krótko ścięta latynoska. Powiedziała to akurat w chwili, w której Chitara włożył rękę pod karton i odszukał Ruiego, wsuwając swoje palce między jego. Uścisnął go lekko, ostrożnie głaszcząc kciukiem brzeg jego dłoni, kompletnie ignorując wgryzające się w przeciwległe ramię paznokcie Mikari.
Ledwo zwracał uwagę na akcje w filmie, bo jego umysł podsyłał zgoła inne obrazy, niż krwawa sieczka na ekranie. Nietrudno się zresztą domyślić, że kolejne ciągnące się minuty wywoływały u Niroutaniego zniecierpliwienie. Wiedział, że gra pozorów jest tutaj ważna – Mikari, nawet mimo całej sympatii do niego, byłaby w stanie roznieść plotkę jak dżumę, dodając do tego kilka albo i kilkaset pikantnych szczegółów, o których nawet sami zainteresowani nie mieliby pojęcia. A jednak mimo tej świadomości przechylił się nieco bardziej w kierunku Natsume, przyschniętymi już kosmykami łaskocząc skrawek odsłoniętej szyi przyjaciela. W pokoju panowała niemalże absolutna ciemność, a że w filmie aktualne sceny należały do tych „mroczniejszych”, ciała widzów w większej mierze pokryte były lepką wręcz czernią.
Na usta Chitary wpłynął półuśmiech, gdy przekręcił głowę i dotknął wargami jego szyi. Mikari, ze wzrokiem wbitym w monitor, sięgnęła po omacku po kawałek pizzy, z otwartą buzią przyglądając się, jak jedna z kobiet wbijana jest brutalnie na pal. Mimo jej wrzasków, Niroutaniemu udało się odszukać policzek Ruiego i ledwo wyczuwalnie musnąć go ustami.
O BOŻE! ─ stęknęła nagle Mikari, omal nie upuszczając kawałka pizzy. Chitara poruszył się wtedy wyraźniej, prostując ramiona i napinając mięśnie. ─ Też się przestraszyłeś?!
Jasne – rzucił naprędce z taką swobodą, jakby faktycznie wiedział co tam się w ogóle wyprawia.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Film był… co tu ukrywać, po prostu nudny.
Nawet nie wiedzieć kiedy, ale Natsume stracił zupełnie zainteresowanie, wpatrując się tępo w pęknięcie na rogu matrycy, jakby ta delikatna pajęczyna była w tym momencie najbardziej ciekawym zjawiskiem, jakiego Rui doświadczył w swym krótkim żywocie. Z ledwością stłumił głośne ziewnięcie, sięgając po jeszcze ciepły kawałek pizzy i wpakował go sobie do ust, czując jak delikatny ser zaczyna się rozpływać.
Nie interesowała go Mayuri, która z każdymi minutami zdawała się coraz bardziej zbliżać. Właściwie to była tylko kwestia czasu, jak jej głowa wreszcie spocznie na jego ramieniu, a drobne dłonie oplotą go, przylegając do jego ciała, bo będzie chciała schronić się przy nim od tych „strasznych rzeczy na ekranie”. Natsume nie byłby dobrym kompanem do wieczornych schadzek z dużym procentem niebezpieczeństwa, że ktoś ich zaatakuje. Zamiast zachować się jak dżentelmen czy też książę na białym koniu – nie, nie uciekłby – zacząłby się napierdalać, zamiast skupiać swoją uwagę na dziewczynie i jej bezpieczeństwu. Była dla niego właściwie nikim. Jak praktycznie wszyscy w tej szkole. Oprócz jednej osoby. Nie uśmiechałoby mu się ryzykować dla kilku randomów… Właśnie. Czego?
Drgnął lekko, kiedy poczuł ciepłe palce wsuwające się pomiędzy jego. Nie musiał podążać wzrokiem, doskonale wiedział do kogo należy do ciepło. Mimowolnie w mroku pokoju, na jego ustach przemknął cień uśmiechu, a jego własna dłoń odpowiedziała lekkim uściskiem. Ileż oddałby za możliwość wyrzucenia dziewczyn z pokoju, by spędzić czas sam na sam ze swoim… chłopakiem. Już na samą myśl o „tym” poczuł jak uderza w niego fala ciepła i duchoty, podgryzając jego skórę od środka i wylewając się na wnętrzności. Siedział jednak spokojnie na tyłku, wiedząc, że jak seans się skończy będzie mógł w mało subtelny sposób zakomunikować im, że mają, za przeproszeniem, wypierdalać. Póki co sięgnął po telefon, który wyciągnął z kieszeni i zaczął na nim coś stukać pospiesznie. Odczekał jeszcze z dziesięć minut, nim nacisnął „wyślij”, żeby nie wyglądało to zbyt podejrzanie, bo w chwili, gdy wysłał wiadomość, Niroutani mógł poczuć, jak w jego kieszeni telefon zawibrował. Wiadomość od Ruiego była krótka i zwięzła. ”Randka. Ty i ja. Jutro.” Zresztą, więcej słów nie było potrzebnych.
Z chytrym uśmiechem odchylił się nieco i oparł wygodniej o chłodną ścianę, ale tak bliska obecność Chitary drażniła go. Każdy jego ruch, dotyk, muśnięcie. To wszystko wywoływało w jego umyśle istny sztorm, targając nim na boki jak przeklętą kukłą. Nie mógł nic zrobić, a to z każdą kolejną chwila irytowało go coraz bardziej. W chwili, w której Mayuri już dotknęła swoim policzkiem jego kościstego ramienia, wyprostował się, co wywołało na jej twarzy delikatna zaskoczenie przemieszane z rozgoryczeniem. No i masz babo placek. Przez tyle czasu małymi kroczkami się zbliżała, a to wszystko zostało zaburzone jednym ruchem. Rui zupełnie się tym nie przejmując, przechylił się w stronę dziewczyny i przerzucił rękę przez jej ciało, co wyglądało w tym momencie nieco… dwuznacznie. Gdyby nie ciemność panująca w pokoju, chłopak z pewnością ujrzałby różowy pąs spowijający jej blade lico, błyszczące oczy oraz drżące usta, które same krzyczały niemo, żeby ją pocałował. Ciemnowłosy trwał tak przez krótką chwilę, kiedy zabrawszy to, co chciał – wrócił na swoje miejsce.
- Pardon. – burknął I narzucił na siebie koc, którym zakrył się aż po sama szyję.
- N… nie szkodzi. Zimno ci? – zapytała dziewczyna najwyraźniej próbując odgrywać „tą, która się martwi, przez co jej wybranek serca zapała gorącym uczuciem onieśmielony jej troską”.
- Trochę. Ale zaraz się rozgrzeję. – dodał nieco… drapieżnym tonem, czego żadna z dziewcząt nie mogła wyłapać. Zresztą, już po chwili Mayuri skupił się ponownie na filmie, znów podejmując powolne próby ułożenia swojej głowy na jego ramieniu.
Kolejne minuty filmu mijały, kiedy Natsume niepostrzeżenie przemknął wolną dłonią po boku Chitary, zaczepliwie zahaczając mały palcem o brzeg jego koszuli, unosząc ją nieznacznie i wpuszczając delikatny chłód, który bardzo szybko stłumił ciepłą opuszką palca. Niespiesznie, wręcz leniwie badał jego skórę, aż palce wreszcie dotarły do guzika spodni. Gdyby nie ciemność, Chitara z pewnością mógłby dostrzec dziki błysk w uśmiechu Natsume, kiedy zręcznie odpiął guzik i niemo rozsunął nieco zamek, otwierając dla siebie drogę w najczulsze miejsce na ciele swojego nowego i właściwie jedynego kochanka.
Bez jakichkolwiek oporów wsunął dłoń pod materiał zarówno spodni jak i bielizny, zupełnie nie przejmując się, że po obu ich stronach siedzą dziewczyny a przed ich wścibskimi spojrzeniami odgradza ich jedynie cienka warstwa kocu. Natsume wiedział, że wiele ryzykuje, ale szczerze? Nie obchodziło go to. Ba. Możliwość nakrycia przez innych jeszcze bardziej go nakręcała, powodując huk krwi w jego skroniach spływający aż do bioder, gdzie odczuwał charakterystyczne mrowienie. Drugą dłonią sięgnął po kolejny kawałek pizzy, kiedy ujął w chłodne palce jego członka i delikatnie zaczął go pobudzać. Powoli, niespiesznie, jakby jednocześnie chciał się z nim drażnić, nie dając od razu tego, czego chciałby. W tym samym czasie poczuł delikatny ciężar na ramieniu, ale nawet i to nie powstrzymało go przed przyspieszeniu nieznacznie ruchu dłoni, która sunęła po reagującej męskości Chitary, badając opuszkami każde wybrzuszenie na nim, badając go i zapamiętując. Przesunął koniuszkiem po dolnej wardze zlizując pozostałość po sosie z pizzy, jednocześnie uchylając nieco wargi, czując, jak przyjemne drżenie na swoim ciele, kiedy czuł go palcami. A wspomnienia z poprzedniej nocy uderzyły w niego ze zdwojoną siłą.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

W czym rzecz? Że jeszcze nie tak dawno za podobną akcję nagrodziłby złamaniem szczęki o kant chodnika, wdeptałby poluzowaną, pokruszoną w dwóch miejscach żuchwę w asfalt i docisnął ciężką podeszwą buta, nie ściągając na sekundę spojrzenia z własnego dzieła. Mógłby też związać nadgarstki i kostki  brudnym drutem wżynającym się w skórę jak tępy nóż ociera się o nagą wędlinę, a potem chwytać w cęgi każdy paznokieć po kolei i powoli, wręcz subtelnie i z namysłem, wyrywać, aż nie pozostałoby nic prócz zakrwawionych ran. Wpierw do góry, żeby podważyć, odkleić od skóry, która wypuści wielkie krople krwi...
Niroutani odchrząknął cicho, mimowolnie wysuwając biodra. Właśnie. To było „kiedyś”. Teraz coś wewnętrznie rozrywało go jak mokrą kartkę papieru. Nie czuł ciepła ciała, ani tym bardziej chłodu dłoni Natsume, a zepsute nerwy nie dosyłały przyjemnych impulsów podniecenia, ale doświadczenie nakazało mu przylgnąć do jego ręki, jakby jeszcze chciał mu pomóc w tym co robił. Dostrzegał jednak coraz poważniejszą różnicę, nie zdejmując wzroku z ekranu kiepskiego horroru. Nie chodziło o odczucie samo w sobie, nie było to związane z bólem albo mrowieniem, a czymś niezidentyfikowanym, czymś na wzór pustego przeświadczenia, że spodnie trochę za bardzo wżynają mu się w biodra.
Wsunął wtedy palce pod swoją bluzę, otarł się nimi o własny brzuch i włożył pod materiał, od razu kładąc rękę na dłoni Ruiego. Ekran laptopa zamigotał prędko, gdy żarówka w brudnym pomieszczeniu zaczęła się wypalać i jak na zawołanie zgasła akurat, gdy Chitara odczepił od siebie Natsume, niechętnie przerywając całą grę. Pulpit zamigotał w słabym świetle odpalonej zapalniczki, Mikari zagryzła dolną wargę, Mayuri przycisnęła się mocniej do Natsume, ale tylko trochę, odrobinę, delikatnie, żeby dać mu znak, że jest zaniepokojona, ale nienachalna, a Niroutani puścił czarnowłosego.
„Nie teraz” - zawisło w powietrzu, choć nigdy nie zostało wypowiedziane. Zadrapało tylko Chitarę w gardło, próbując przepchać się przez zaciśnięte zęby, bezskutecznie przypominając, że powinien go zbesztać. Ludzie w tym momencie dostawali w dekiel. Wiercili się, wysapywali coś, próbowali zdusić nadmierne pojękiwania rannych waleni, a Chitara tymczasem zauważał tylko gruntowną różnicę: był dotyk i go nie ma.
- Strasznie się wiercisz - szepnęła Mikari, oplatając jego ramię swoimi rękoma, jakby nie chciała go wypuścić. Dobrze, że film chylił się już ku końcowi...

---------------------------------

BACH.
I cisza.
Brzeg pościeli opadł z powrotem na swoje miejsce.
Całe pomieszczenie wypełniło się milczeniem przerywanym co głośniejszym wrzaskiem na dworze. Uczniowie grali koleżeński mecz na wychowaniu fizycznym, z którego ta dwójka zwiała dziś z palcem w cudzej dupie. Ktoś wybił pałką piłkę, rozległ się wrzask - wszystko to nadal przytłumione szczelnie zamkniętymi oknami i na żywca zaciągniętymi zasłonami. W pokoju panował więc ciężki półmrok, ale Natsume czuł na sobie badawcze spojrzenie zaciekawionych oczu. Palce Niroutaniego zaciskały się na jego nadgarstkach unieruchomionych po bokach głowy. Wyrzucenie dziewczyn z pokoju to pestka. Ciężej było z powaleniem go z powrotem na łóżko, z przygwożdżeniem do materaca... Chitara zmrużył oczy, pochylając się nad nim jeszcze trochę... wymamrotał jakieś ledwo konkretne zdanie, coś o tym, że za dużo sobie pozwala, że następnym razem złamie mu rękę, jeśli jeszcze raz zacznie się bawić (to nie jest zabawa, Chitara!) w tak niebezpiecznym, niepewnym położeniu... ale kiedy oddech położył się już na lekko rozchylonych wargach Natsume, a Nirou czuł już praktycznie ich smak, coś zamruczało zatrzymując czas na trzy tyknięcia zegara.
Dłonie powoli - bardzo powoli - poluzowały chwyt, palce prześlizgnęły się po jego przedramionach, aż wreszcie opuszkami musnął ich koniec i oderwał się od starszego chłopaka, siadając na nim z dupskiem. Oparł wtedy rękę o jego brzuch i sięgnął po omacku po telefon. Jeszcze nim odblokował ekran, dłoń zawędrowała pod koszulkę, sunąć paznokciami po napiętej skórze...
- Ej. - Chitara przekręcił aparat prosto ku Natsume. - Hira dał cynk. Za niecały miesiąc jedziemy na Hokkaido. - Ciemne brwi ściągnęły się nagle, marszcząc czoło. To tylko zwykła szkoła wycieczka. Na pierwszy rzut wydaje się, że to nic takiego. - Trzeba się tylko będzie dowiedzieć, jakie są warunki w sytuacjach naszego pokroju. Na czas poprzednich wyjazdów zawsze zostawaliśmy w ośrodku.
Pamiętał te momenty, gdy klasa wrzucała ostatnie torby do autokaru, a oni rozwalali się ponownie w pokoju wypełnionym zapachem kurzu. Ich torby spadały na zasłane łóżka, a laptop był już podłączany do sieci, by załadować następne filmy do obejrzenia. Tym razem wszystko wskazywało na to, że sierociniec nie będzie mieć przyjemności oglądania ich mord przez tydzień. Chitara rzucił komórkę na łóżko i wypuścił powietrze przez zęby, pozbywając się nadmiaru myśli, jakby wraz z oddechem wysyczał każde zdanie tkwiące w głowie.
- Jutro z rana ogarnie się organizację. A teraz... - Podniósł się i osunął na bok, przekręcając i opierając plecami o ścianę. Zdjął jeszcze nogę z Natsume, dostatecznie uwalniając go spod siebie, jakby stracił cały zapał na zabawę. - Mayuri chyba ma ci coś do powiedzenia.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cień uśmiechu pełnego satysfakcji przemknął przez jego twarz, kiedy poczuł, jak dłoń drugiego chłopaka zrywa fizyczny kontakt pomiędzy nimi. Jasne, znał ryzyko i chyba właśnie smaczek adrenaliny, który liznął jego kark pchnął go do takiego postępowania. Jednakże kiedy z ich dwójki to właśnie Chitara zaczął się wycofywać, Rui nie mógł powstrzymać się przed dziwnym uczuciem zwycięstwa. To co, że pewnie kiedy już będą sami, w najmniej oczekiwanym momencie jego zachowanie odwróci się przeciwko niemu a jego przyjaciel odegra się i Rui tego pożałuje. Teraz było warto, a ewentualnymi, zapewne dla niego przykrymi, konsekwencjami będzie martwił się później. Teraz skupił się na filmie, choć już dawno stracił wątek, wciąż próbując odkleić od siebie, już nie aż tak dyskretnie jak na początku, dziewczynę, która sprawiała wrażenie, że lada chwila to ona wlezie na niego i wsadzi mu łapę do spodni. Całe szczęście obyło się bez takich niechcianych ekscesów.

[*]

Mruknął coś pod nosem, że Chitara wbrew temu, że jest od niego niski, waży całkiem sporo i zaczyna go zgniatać. Ale pomimo typowego dla niego marudzenia, nawet nie pokwapił się poinformowania, że ma z niego łazi. Nie wspominając już o jakimkolwiek zrzuceniu z siebie. Zamiast tego, kiedy tylko poczuł poluzowanie swoich dłoni, wsunął je pod głowę i spojrzał w ciemny sufit, gdzie od lampy sunęła jedna z wielu pajęczyn pęknięć. Mogliby wreszcie wziąć się za remont, przemknęło mu przez leniwy umysł.
”Ej!”
- Hm? – spojrzał na chłopaka, a potem na telefon. Wycieczka, co? W sumie nawet o niej zapomniał. O ile w zeszłym roku poczuł ogarniającą go wściekłość, że jako nieliczni nie mogli jechać, tak w tym roku miał raczej obojętne podejście. Pojadą to super. Nie pojadą, no cóż, nic nowego. Będzie co będzie.
- Jasne. Ogarnie się jutro. Może tym razem nie stwierdzą, że „zagrażamy bezpieczeństwu innych uczniów”. – parsknął cicho przekręcając się na bok i podparł głowę na dłoni, przyglądając się uważnie Chitarze. Jasne, panował pół mrok, ale widział doskonale jego zarys, którego zdążył już nauczyć się na pamięć. Mlasnął cicho pod nosem niezadowolony na wspomnienie o dziewczyny. - Jasne. Niech powie to mojej stopie. Zresztą, sam nie jesteś w lepszej sytuacji. „Och Niroutani, popatrz na mnie, popatrz na mnie.” – zaczął przedrzeźniać drugą z sióstr, która najwyraźniej od dłuższego czasu zawiesiła swoje spojrzenie na ciemnowłosym. Raptownie Rui zamilkł, wpatrując się gdzieś w głuchą przestrzeń, przypominając sobie o telefonie od matki. Przez moment zastanawiał się czy powinien powiedzieć o tym Chitarze.
- Chitara? – zagadnął, ściągając usta w jedną, wąską linię. Pewnie się wkurwi o to.
Zapewne.
- Ubieraj się. Wychodzimy. Ma nadzieję, że stopa już nie boli. – podniósł się z łóżka i przeciągnął, kierując w stronę szafy po wierzchnie ubrania.
- Ubierz się ciepło. Jest jedynie parę stopni.

[*]

Rui mruknął, kiedy wpychał pomiędzy swoje wargi kolejną frytkę, po zjedzeniu dwóch cheeseburgerów. Właściwie nie miał jakiegoś konkretnego planu. Po prostu chciał wyrwać się z Chitarą… gdzieś. Gdziekolwiek. Kij z tym, że dwie godziny wstecz, czy nawet trochę więcej obżerali się pizzą. Jedzenie na świeżym powietrzu zawsze pobudzało apetyt. No, o ile można było nazwać świeżym powietrzem restaurację nastawioną na fast foody, w której powietrzu unosił się zapach oleju.
- Chcesz tam jechać? – zapytał sięgając po plastikowy kubek i pociągnął kilka łyków przez rurkę, wpatrując się w twarz przyjaciela, tym razem nie ukrytą za zasłoną pół mroku.
- W sumie od lat nigdzie nie byłem. Dalej niż stacja kolejowa. – parsknął cicho i wsunął dłoń na tył karku, gdzie się podrapał zastanawiając przez chwilę.
- …. Właściwie to nigdy w życiu nie byłem na żadnej wycieczce. – dodał kąśliwie uświadamiając sobie ten dość przykry fakt. Ale na dobrą sprawę, jakoś niekoniecznie cierpiał z tego powodu. Jak to mawiają? Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
- Dobra, zaraz wracam. Łazienka. – podniósł się szurając krzesłem i wsunąwszy obie dłonie do kieszeni spodni, lawirując pomiędzy stolikami i krzątającymi się ludźmi, zniknął za rogiem korytarza.

[*]

- CO. Niby ten mikrus? – warknął Wakama, łapiąc Chitarę za ubranie tuż pod szyją i podniósł go, szarpiąc tak blisko swojej twarzy, że jeszcze trochę, a stykaliby się nosami. Wakama był wyższy od Nirou, zapewne również od Natsume. Przefarbowane, blond włosy zdawały się krzyczeć o wodę i szampon, a kolczyk w nosie sprawiał wrażenie, jakby był przyczyną brzydkiego stanu zapalnego. Chłopak na oko miał około nastu lat, może z dwadzieścia i należał raczej to tych „najpierw masa, potem masa”. Oczywiście w jego towarzystwie nie mogło zabraknąć dwóch ochroniarzy, którzy nazywali go aniki.
- Na pewno? Dobierał się do mojej Mimi-chan? – znowu potrząsnął Niroutanim.
- Tak, tak. Wczoraj wieczorem to jego widziałem jak wychodził z nią w barze do łazienki. A potem jak wyszła, była bardzo zmachana. – potwierdził drugi chłopa gwałtownie kiwając głową wprawiając w ruch swoją ogoloną czaszkę.
- Em… przepraszam… ale nie chcemy żadnych kłopotów… – jedna z kelnerek podeszła i niepewnie zwróciła uwagę, ale bardzo szybko została spławiona i zastraszona przez dwójkę kompanów Wakamy, którego uwaga była skupiona tylko i wyłącznie na niższym od siebie chłopaku.
- Jakim brawem dotykałeś mojej Mimi-chan? Hę HĘ? – krzyknął plując na prawo i lewo. W restauracji zapanowała nieznośna cisza, przerywana od czasu do czasu cichymi szeptami i szmerami. Ale nikt najwidoczniej nie zamierzał zwracać na siebie uwagi. Nikt nie chciał kłopotów.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Zarzucił na grzbiet letnią, wojskową kurtkę, którą zwinął jednemu gościowi. Spotkał się z nim całkowicie przypadkiem w dość „nieprzyjemnych” okolicznościach. Po prostu spodobał im się ten sam przedmiot, z tym nierównym wyjątkiem, że Chitara go zakupił, a łysy fagas wolał pójść na skróty, co skończyło się nieprzyjemnym obiciem mordy w zaszczanym zaułku, ściśniętym w mroku pomiędzy dwoma, wysokimi wieżowcami. Teraz kurtka pełniła funkcje ochronną, Niroutani wystrzelił palcami kawałek upuszczonego na rękaw okrucha i spojrzał nad trzymanym hamburgerem prosto na Natsume.
Paradoksalnie nie zmieniło się między nimi nic.
Może byli tylko bardziej czujni.
Chitara złapał się nawet na tym, że pełni rolę psa stróżującego, bo jak doberman podpalanej maści rozglądał się na boki i ścinał spojrzeniem chichoczące kobiety. Jak miał niby zachować pełną godność, skoro co druga wsuwała palce za kosmyki i kokieteryjnie je na nich zakręcała, chcąc wzbudzić sobą zainteresowanie?
„Chcesz tam jechać?”
Hm? ─ warknął, odrywając spojrzenie od maślanych ślepi blondynki upchniętej dwa stoliki dalej. Zerknął wtedy na przyjaciela i wzruszył barkami. ─ Zależy.
Od czego?
Umysł podpowiedział, że od idiotycznego argumentu. A przecież nie mógł przyznać się do swojej ─ jakże romantycznej ─ wersji, która dotychczas była subtelnie uśpiona i aktywowała się wraz z pierwszym, wspólnym uderzeniem ich serc, gdy wyplątywali się z kołdry. Czarnowłosy uśmiechnął się wrednie pod nosem i wbił wypustkę na plastikowym wieczku kubka z lodowatą colą.
Ale na Hokkaido nie byłem.
Naraz znów odezwał się ten Irytujący Głos, który musiał dorzucić od siebie trzy kolejne jeny ─ „I wątpliwe, że będziesz”. Znał swoją kartotekę i wiedział, ile zachodu kosztowało ośrodek, by upchnąć go w aktualnej budzie. Nie to, że nie był im za to wdzięczny ─ przynajmniej nie musiał popylać dwudziestu kilometrów, by odbierać Natsume ze szkolnych zajęć ─ ale z drugiej strony to oni dobitnie przypominali mu, jak wielkim problemem jest zagwarantowanie mu jakiekolwiek przyszłości. Nawet durne odwiedziny wysp japońskich, co roku zwiedzanych przez szczytowy procent wszystkich szkół i uniwersytetów, było dla niego jak przełamanie następnej bariery.
Wszystko zależało od prostego czynnika.
Musisz być grzeczny, Chi.
Jak anioł, parsknął rozbawiony i wsunął ledwo nadgryziona bułkę hamburgera między wargi. Ledwie poczuł na języku ostry smak sosu...

Chitara zmrużył gwałtownie oczy, jakby mogło mu to pomóc uchronić się przed  zafundowanym spryskiwaczem, którego był pewien, że nie zamawiał.
Los bywa złośliwy, co?
Prawie się zaśmiał. Chichot uwiązł mu jednak w gardle, gdy postawny mężczyzna o posturze ustawionego na tylnych nogach tura przyciągnął go do siebie ledwie jednym szarpnięciem. Jakby nic nie ważył. Tylko krzesło jeszcze szurnęło, zachwiało się i w ostatnim momencie dostało ostatnią szansę od grawitacji, bo opadło ze stuknięciem z powrotem na przednie nogi. Dźwięk ten padł dokładnie w chwili, w której nieznajomy splunął mu ostatni raz na twarz z warkliwym: „HĘ?!”
Na Boga, w co ja się wpakowałem?
Uśmiechnął się, zaskakująco przyjemnie, jak na własne położenie. Ze stolika skapywała sycząca cola, a gdzieś po ziemi walał się niedojedzony hamburger. Z pluskiem upadł na posadzkę, gdy Chitarę wytargano za szmaty do pionu, a on ─ w sekundowym zaskoczeniu ─ upuścił wszystko to, co trzymał w dłoniach.
Doskonale wiedział, dlaczego to zrobił, ale racjonalna część jego osobowości nie chciała dopuścić do siebie tego wariantu. Trzymał się żelaznych zasad i trzymał się ich wystarczająco długo, by móc pociągnąć to do końca.
Chociażby dla jebanej wycieczki na Hokkaido.
Nie wiem o kim mówisz. ─ Kwas wylał się na jego usta, gdy rozciągał je w uśmiechu. Wakama jakby zzieleniał ze złości, przyciągając go jeszcze bliżej. Chitara czuł miętowy zapach gumy do żucia wymieszany z ostrym fast foodem.
Chcesz mi wmówić, że kłamię?! ─ ryknął ponad ciszą, rozgramiając ją jak robiły to huki piorunów w idealnie martwą noc.
Niroutani zdał sobie sprawę, że chcąc zachować „odpowiednią” maskę, coraz bardziej uświadamia sobie, że była ona aż nazbyt sztuczna. Ta prawdziwa kierowała nim od początku. Puścił wszystko, bo chciał mieć wolne ręce. Nie czuł podniecenia wywołanego adrenaliną, ale czuł tępe pulsowanie w skroni, które przypominało mu o tym, że zwyczajnie to lubił.
Wziął wdech.
I rozluźnił palce.
Nie. Ty tu rządzisz. ─ Jakby na potwierdzenie swoich słów uniósł obie dłonie w obronnym geście. ─ Nie wiem kim jest Mimi-chan i nie wchodziłem do damskiej od kilku miesię-
Nie pierdol! ─ Wakama szarpnął go jeszcze mocniej, aż Chitara zacisnął zęby. ─ Trzeba ci przemodelować tę uroczą pizdę, ha? Co nie, chłopaki!?
Jeden z nich entuzjastycznie wypluł z siebie: „tak, aniki!”, a drugi tylko energicznie pokiwał głową, błyskając zębami w szerokim, rekinim uśmiechu.
Chitara zmarszczył brwi.
Jasne ─ syknął, coraz mniej panując nad nerwowym tonem.
Próbował.
Nie jego wina, że natrafił na frajerów.
Ale nie tutaj. Pani wyraźnie prosiła, żeby...
Huknęło.
Dostrzegł jeszcze błysk jarzeniówki, a potem cofnął się i prawie opadł z powrotem na krzesło. Mebel znów zapiszczał, kiedy czarnowłosy łapał równowagę. I w ostatniej sekundzie złapał się za szczękę we wściekłym odruchu wstawiając żuchwę na prawowite miejsce.
Wakama uśmiechnął się, zadzierając podbródek.
Cienias.
Nie daj mu się sprowokować.
Ramiona bardzo powoli mu się wyprostowały. Nie zdejmował wzroku z blondyna, który szczerząc kły wystękiwał kolejne słowa.
Nikt nie reaguje.
Wiesz jak to się skończy.
Znasz scenariusz. Chcesz być ofiarą?
Zacisnął palce w pięści.
Co? Panienkę boli? ─ Zarechotał blondyn, unosząc prowokacyjnie brew. ─ Może to cię nauczy, żeby nie kłaść łapsk na innych panienkach, kutasie. I co się tak szczerzysz, ty pojebie?
O Boże. Znów to samo.
To doprowadzało do szaleństwa. Nawet nie zauważył kiedy jego pięść trzasnęła w podbródek mężczyzny, posyłając cielsko o dwa kroki w tył. Bardziej ze zdezorientowania, niż z bólu. W tym samym momencie ponad ramieniem zaskoczonego olbrzyma dostrzegł Natsume, który wyślizgnął się zza rogu i idealnie w momencie, kiedy Wakama doszedł do siebie i ponownie uniósł pięść, spojrzenia Chitary i Ruiego skrzyżowały się w wymownym spojrzeniu.

Co było później?
Później było to, co zawsze.
Czyli zjebałeś?
Taa.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach