Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Nie odpuszczał.
Czemu?
Niech odpuści. Zostawi go w spokoju. Odsunie się i już więcej go nie dotyka. Bo jeśli nie przestanie, to… to… to co?
Nie zapanuję nad sobą.
I tak długo się powstrzymywał. Ile to razy wodził za nim wzrokiem, wkurwiał się, kiedy widział obok niego jakąś kobietę, ile to razy dotykał siebie, kiedy…
Zagryzł mocniej dolną wargę czując, jak ponownie wpada w żelazną pułapkę dłoni młodszego chłopaka. Zacisnął powieki, chcąc obudzić się z tego koszmaru.
Koszmaru?
To był piękny sen o spadaniu. I jeśli nie rozprostuje swoich skrzydeł, to wiedział, czuł, że będzie czekał go bolesny upadek. Ale podświadomie czuł, że powoli przegrywa. Poddaje się chwili.
Za oknem odezwał się dźwięk deszczu. Ciężkie krople niczym biczem zaczęły smagać szyby, uderzając o nie i roztrzaskując się. Tak samo jak samo zachowanie Natsume. I chociaż deszcz zagłuszał ich szybkie, wręcz gwałtowne bicia serca, to Rui i tak je słyszał.
Mruknął cicho, czując ciepło ciała Chitary za sobą. Nie chciał, żeby się odsuwał. Już nawet sam porzucił myśl o odsunięciu od siebie chłopaka, choć jego zdrowy rozsądek wciąż próbował walczyć, rozdrapując narastające podniecenie i ciekawość tego, co może przynieść ze sobą noc. Jedna dłoń spoczęła na nadgarstku chłopaka, ale zamiast zacisnąć się dookoła niego, przesunął lekko paznokciami po jego skórze, aż dotarł do łokcia, który pogładził kciukiem.
Za długo to wszystko trwało. Zbyt długo walczył sam ze sobą, zamykając się w klatce swoich własnych pragnień i pożądał.
Kolejne drżenie opanowało jego ciało, gdy ciepłe wargi Nirou musnęły miejsce tuż przy jego uchu. Odchylił głowę w bok, niemo zapraszając go dalej, niczym kociak łaknąc o wiele więcej przyjemności, powoli stając się coraz bardziej zachłanny.
Sapnął cicho, spinając się nieco bardziej, kiedy poczuł ciepłą dłoń pomiędzy swoimi udami. To się działo naprawdę. To nie były już jego fantazje, którymi do tej pory się karmił. Oddech przyspieszył, kiedy przyjemne i drapiące mrowienie zaczęło kumulować się w okolicach podbrzusza. Wiedział, że lada moment Chitara wyczuje jego reakcję na jego dotyk, a przecież tak naprawdę nic jeszcze nie zrobił.
Boisz się, że się dowie? O tym, że…
Zamknij się.
… chcesz go poczuć w sobie.
Ta myśl go przeraziła, zaciskając swoje niewidzialne pazury na jego gardle, odbierając jakąkolwiek zdolność do wydania z siebie dźwięku. Słyszał ciche słowa, które swoim szeptem otulały jego ucho. To wszystko docierało do niego, ale nie potrafił nic powiedzieć.
- Ja… – wycharczał cicho, ale wtedy zapadła ciemność. Jeszcze większa, niż do tej pory. Dobrowolnie odchylił głowę, układając ją na ramieniu chłopaka czując, jak zaczyna kręcić mu się w głowie od narastającego podniecenia. Temperatura ciała zaczęła nieubłagalnie wzrastać, muskając swoimi językami jego skórę. Intensywny zapach zmieszany z alkoholem uderzył mu do głowy, odbierając mu resztki rozumu. A kojące słowa Chitary nasączały jego umysł.
Chciał go. Powiedział to wyraźnie. CHCIAŁ.
Już nieważne, czy przemawiał przez niego alkohol czy też nie. To już nie miało znaczenia. Coś roztrzaskało się, coś, czego nie będą w stanie później posklejać. Oboje ryzykowali. Wszystkim. A mimo to, Natsume poddał się, jak ćma, która lgnęła do światła chociaż wiedziała, że tam czeka na nią zguba.
- Chcę… – cichy szept rozdarł ciszę i prześlizgnął się między drżącymi wargami ciemnowłosego. Powoli odwrócił głowę w bok, przesuwając lekko wargami o jego policzek, na który natrafił. Ale to nie on był jego celem. Uniósł dłoń i po omacku odszukał twarzy Nirou, gdzie musnął kciukiem jego usta.
- Nie. – syknął cichym głosem na słowa o wyobrażeniu sobie ręki jakiejś dziewczyny. Nie chciał innej. Chciał jego. Przysunął się jeszcze bliżej. - To twoja ręka. –Drżenie nie ustawało, tak samo jak nie ustawała wzrastająca temperatura jego ciała. Odlatywał i wcale mu to nie przeszkadzało. To, co zamierzał powiedzieć, przekreśli już wszystko. Ale nie było odwrotu.
Na pewno?
Nie, Rui po prostu n i e c h c i a ł się odwracać i uciekać. Już nie. Nie przepuści tej jedynej i zapewne ostatniej, niepowtarzalnej szansy na to, by mieć chociaż przez chwilę Chitarę tylko i wyłącznie dla siebie.
- …. Ciebie. Chcę ciebie, Chi. – słowa padły. Gruba linia została przekroczona a szyba rozbita. Ciepłe wargi przywarły do ust Nirou, by w końcu, po tak długim czasie móc go posmakować. Robił to niespiesznie, całując każdy skrawek jego warg, choć wewnętrznie wrzeszczał, że chce go więcej i szybciej. Jego bestia zaczęła wyrywać się na zewnątrz, ale on sam czuł się trochę jak spłoszone zwierzę, które pada grunt. W końcu zdając się w pełni na swój instynkt i pożądanie, wyłączając zupełnie umysł, wysunął koniuszek języka i przesunął nim po dolnej wardze Nirou, kradnąc jego smak dla siebie. I tylko dla siebie. Był jego. Przynajmniej dzisiejszej nocy.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Jeśli to prawda, że wewnątrz każdego człowieka są dwa wilki ─ dobry i zły ─ to Chitara z premedytacją rzucał pasy mięsa tylko temu drugiemu, przydeptuj ogon białemu. Denerwujące. Powinien go zostawić w świętym spokoju; odsunąć ręce z chichotem, sam zamienić to w durny żart. No co jest, Natsu? Nie znasz się na kawałach? Za często je robisz, żeby nie wyczuć humorystycznego podłoża.
Sęk w tym, że nie chciał. Oparł dłoń o jego podbrzusze, palcami muskając drżące udo i członka, początkowo w ogóle się nie spiesząc, choć wszystko go mrowiło, namawiając do działania. Chciał przedłużyć tę chwilę jak tylko się dało, skoro nie mógł pozwolić sobie na nic więcej niż dotyk ręką. W dodatku jako ktoś, kim nawet mimo starań nie mógłby się stać. Zbolały uśmiech znów wykrzywił mu usta, nim cichy szept tknął jego policzek. Z gardła zdążyło wyrwać się tylko niemrawe: „hm?”, aż poczuł na wargach delikatne, jak piórko, muśnięcie.
Rusz się.
Zmrużył ślepia, powracając do rzeczywistości, jak po ostrym huknięciu dłoni o twarz. Zamruczał, zsuwając palce z jego oczu na policzek tknięty bruzdami, a potem żuchwę i szyję, jednocześnie napierając opuszkami na brodę Natsume, by unieść mu głowę jeszcze wyżej i pogłębić pocałunek. Muskał go zachłannie, przytulając usta do jego ust za każdym razem, gdy chciał się już wycofać.
Jeszcze nie.
Wysunął nagle język, ostrożnie muskając jego końcówką wpierw dolną, pękniętą przez uderzenie wargę przyjaciela, by zaraz przechyliwszy głowę nieco na bok, wsunąć go głębiej, wyjmując dłoń z jego spodni. Oparł ją o jego przeciwległe udo, wkładając palce pod zgięcie w kolanie. Wiesz, Natsu. Szarpnął dłonią, by zmusić go do obrócenia się wpierw bardziej bokiem, a potem ulokował jego kolano na materacu, tuż obok swojego biodra, sadzając go na własnym udzie frontem do siebie. Chcę widzieć twoją twarz. Kącik ust drgnął mu ku górze, nie odsłaniając białe zęby, gdy ciszę przecięło cmoknięcie. Łączyła ich jeszcze chwilę cienka nić śliny, nim nie przerwał jej szybkim zwilżeniem dolnej wargi.
Przebiegł roziskrzonym spojrzeniem po jego twarzy, obejmując go ramieniem w pasie, by urwać przerwę na oddech; złączył ich usta w pocałunku, przechylając się na bok. Wyciągnął rękę spod jego nogi i oparł ją o pościel, marszcząc w palcach miękką tkaninę, gdy usadził Natsu wreszcie na materacu
Jesteś pijany, pamiętaj.
Podwinął jego koszulkę, nie przerywając pocałunku do czasu, aż tkanina nie naparła na brodę Natsume. Odsunął się niechętnie, szarpnięciem pozbywając się niepotrzebnego balastu. Nim materiał spadł na podłogę, przywarł ustami do jego gardła, ocierając się ciepłymi wargami o jego skórę.
Będziesz tego żałował.
I dobrze.
Wbił wzrok w przyprószone szkarłatem policzki Natsume, rozchylone, wilgotne usta, przez które prześlizgiwał się płytki oddech. Jego ciało, reagujące na najdrobniejsze muśnięcie, unoszącą się i opadającą klatkę piersiową, przed chwilą skrytą pod ubraniem ─ nagą, czystą, niezbadaną. Ile razy ktoś dotykał go w ten sam sposób? To oczywiste, że nie jest pierwszy. Za dużo się nasłuchał o jego spotkaniach. Chitara zacisnął szczęki, tknięty nagłym rozgoryczeniem. Rui wydawał się drobniejszy, niż w rzeczywistości. Bez barier ludzie wydają się słabsi. Bardziej ulegli. ─ Który jestem? ─ Wsunął się więc kolanem na łóżko, wkładając je między uda starszego chłopaka. Obie dłonie padły po bokach jego ciała, nim nie pochylił się i nie cmoknął go w kącik ust, zmuszając chłopaka do położenia się na materacu.
Wilgotne od wody włosy połaskotały odsłonięte części ciała Natsume, gdy Nirō sam schodził pocałunkami coraz niżej. Wpierw musnął jego szczękę, szyję, znacząc trasę mokrym dotykiem warg; bark z piegami, na którym zacisnął zęby mocniej, niż tego wymagano, w końcu obojczyk, pierś, przegryzł sutek, by zaraz złagodzić ból językiem; dotarł do splotu słonecznego i tam tknął skórę parzącym oddechem, gdy z gardła wyrwało mu się marudne westchnięcie.
Nie myśl o tym. Teraz jest twój.
Oparł nagle rękę o kolano Natsume i naparł na nie, zmuszając go do odsłonięcia najwrażliwszych części swojego ciała. Połasił się chwilę, trącąc nosem jego brzuch, aż nie zahaczył brodą o szorstki materiał spodni. Uniósł wtedy wzrok, chcąc odnaleźć jego spojrzenie. Nie pytał o zgodę. Pobudzenie wypierało nawet głupotę, jaką zawsze przeżywał po upojnych nocach, ale nie pozwoliłoby mu teraz się pohamować.
Nawet gdyby cię błagał?
Uśmiechnął się, przykładając usta do materiału spodni. Czuł lekkie wybrzuszenie pod wargami, na którym zacisnął niemrawo zęby, podświadomie już słysząc jęk Natsume i jego: „nie gryź!” Pogładził jego bok szorstką przez bandaż ręką i zsunął ją niżej, by zahaczyć paznokciami o brzeg spodni. Pociągnął za nie, wpuszczając zimno na odsłonięte partie ciała. Chłód jednak szybko został przykryty gorącym oddechem i choć usta Nirōtaniego znajdowały się już o krok od celu, w ostatniej chwili zadarł głowę do góry i opierając się na ręce spojrzał ku Natsume. Zmrużył oczy, wyostrzając sobie obraz, nagle poważniejąc.
Ej, Natsu.
Znów nie umiesz wypowiedzieć jego imienia?
Podciągnął się nieco wyżej, by zawiesić głowę tuż nad jego twarzą. Paskudny odór alkoholu opadł na policzek czarnowłosego, nim Chitara nie wsunął nosa na jego ramię. Dłoń głaskała odsłonięte biodro, palcami dotykając co rusz wystającej linii żeber. Chciał go, niezrażony osobami śpiącymi po drugiej stronie cienkiej ściany.
Pamiętasz pierwsze dni? ─ wychrypiał, walcząc ze zdartym gardłem. Ostatni raz pogładził jego bok, a potem wsunął rękę pod zgięcie jego kolana, by unieść szczupłe udo i odchylić je na bok. Wzrok zmatowiał na samą myśl o tym, co tłukło się w głowie. Czemu? Czemu? CZEMU? Po co to ma? Żeby nie zapomniał? Każde cięcie było symbolem innego dnia, krzywdy? Nir wsunął niespodziewanie dwa palce do jego wnętrza do samego końca, przygotowany na... na co? Na szok? Krzyk? Zmarszczył nos, zaczynając poruszać ręką, by go przygotować. Adrenalina płynęła wartko jego żyłami, gdy z płytkim oddechem wtulał w niego polik. ─ Nie jestem jak oni ─ warknął nagle, uderzony gramem wściekłości. ─ To nie tak, że cię gwałcę, łamię kości, zdzieram godność. ─ Przymknął powieki, dokładnie badając opuszkami każdy jego skrawek, co rusz wycofując się odrobinę i znów powracając do poprzedniego stanu. ─ Jest różnica. Jeśli masz mnie znienawidzić za tę noc, to niech już, kurwa, będzie. Przygotowałem się. ─ Czuł wilgoć na dłoni i aż nie był w stanie zdusić parsknięcia. Nawet jeśli tego nie chciał ─ nadal reagował. Nadal mimo psychicznego zdenerwowania, ciało odczuwało przyjemność. Chcąc nie chcąc, ta noc przynajmniej w połowie będzie satysfakcjonująca. ─ Denerwujące, tak stale widzieć cię z jakimiś piszczącymi ślicznotkami, Rui. A przecież zawsze byłeś mój.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przymknął oczy, mimo, że dłoń chłopaka już od jakiegoś momentu nie zakrywała jego spojrzenia. Rozchylił nieco wargi ułatwiając mu dostęp do swoich ust, samemu poddając się chwili i pocałunkowi, coraz śmielej badając swoimi wargami jego. Były miękkie i gorące, tak, jak sobie je wyobrażał. Być może to była kwestia upojenia pożądaniem, jednakże pomimo nieprzyjemnego posmaku alkoholu na nich, Rui wyraźnie czuł ich smak. Smak Chitary. A jego wargi do tej pory były niedostępne dla niego.
Nim jednak pozwolił sobie na zupełne zapomnienie i oddanie w ramiona rozkoszy, na krótką chwilę rozsądek zawiał w jego umyśle, gdy młodszy chłopak zaczął go przekręcać. Uniósł nieco leniwie powieki i spojrzał błyszczącym spojrzeniem otumanionym wzrastającą ekscytacją na swojego przyjaciela. Przyjaciela? Czy będzie miał prawo dalej go tak nazywać po tym, co miało się stać?
Palce jak na zawołanie zacisnęły się mocniej na przedramionach chłopaka, nieświadomie wbijając w jego skórę paznokcie, które pozostawiły po sobie czerwone ślady. Chitara i tak tego nie czuł. Marudnie wymruczał coś pod nosem, kiedy jego pulsujące usta owiał chłód. Ale pomimo niezadowolenia z racji odsunięcia się Chitary, pozwolił mu na kierowanie jego ciałem, jakby w tej jednaj chwili przemienił się w marionetkę w jego dłoniach.
A może tak własnie jest? Jesteś tylko marionetką. Zabawką.
Zabolało go w środku na samą myśl.
Właściwie to było bardzo prawdopodobne. Do tej pory Chitara ani razu nie zwrócił na niego uwagi, prawda? A teraz działał pod wpływem alkoholu. To też bolało. Bo Natsume chciał go dla siebie, kiedy ten byłby w pełni odpowiedzialny za swoje czyny a nie przymroczony alkoholem. Za dużo wymagasz, Rui.
Niemal jak w transie uniósł obie dłonie nieco wyżej, pozwalając niższemu chłopakowi na pozbycie się jego górnej części ubrania. Jak na zawołanie cienka skóra pokryła się gęsią, kiedy chłód wgryzał się w jego ciało. Instynktownie wsunął swoje dłonie pod ramiona Nirou i przyciągnął go bardziej do siebie, zahaczając zębami o kolczyk w wardze na drobną sekundę zawahania, nim ponownie przyjął jego usta na swoje, nie chcąc przerywać całowania. Ale i z tym chwilę później musiał się rozstać, kiedy poczuł miękkość pościeli pod swoimi plecami.
”Który jestem?”
Coś go dźgnęło lodowatym muśnięciem wewnątrz klatki piersiowej. Momentalnie w głowie pojawiła się zaróżowiona, nieco pucołowata twarz kobiety, sapiącej i uśmiechającej się. I ostra woń naftaliny. Pamiętał ją do dnia dzisiejszego. Nienawidził tego smrodu. Zawsze mu towarzyszył, kiedy wychodził od niej. Jej dotyk i cichy szept do ucha towarzyszył mu przez wiele lat i nie potrafił się go pozbyć. Ale teraz bladł z każdym kolejnym muśnięciem Chitary. Rozchylił nieco wargi, tak samo jak i nogi, wpuszczając chłopaka jeszcze bardziej i niemo zapraszając do siebie.
No, Rui. Który jest Chitara?
I nagle z jego gardło wyrwało się ciche jęknięcie w akompaniamencie deszczu za oknem, kiedy poczuł zęby na swoim sutku. Momentalnie przycisnął jedną dłoń do swoich ust, zaskoczony ale jednocześnie wystraszony, że potrafi wydobywać z siebie takie dźwięki. Jego ciało niezwykle intensywnie reagowało na każde muśnięcie. Niedoświadczone chłonęło Chitarę jak gąbka wodę. Chłopak wsparł się na łokciu, by móc spoglądać na młodszego bruneta, prześlizgując się po nim błyszczącym od podniecenia spojrzeniem. Coraz ciężej oddychał, a w spodniach robiło się z każdą sekundą coraz ciaśniej.
Co ja robię u licha.
Zabrał dłoń od drżących ust i przesunął tęsknie palcami po miękkich włosach.
Wracaj tutaj.
Jednakże pomimo myśli, nic nie zrobił. Pozwalając Chitarze na robienie z jego ciałem tego, co tylko chciał, łaknąc jego dotyku. Chciał się nim napawać aż do porzygu, wiedząc doskonale, że już nigdy więcej nie będzie tak przez niego dotykany. Chciał zapamiętać każdy szmer wydawany przez niego, zapamiętując sposób w jaki dotyka, by potem móc odtwarzać go w pamięci.
To miała być najpiękniejsza, a zarazem najtragiczniejsza dla niego noc w życiu.
Bezwiednie uniósł nieco wyżej biodra, kiedy poczuł, że chłopak zaczyna ściągać z niego materiał spodni i bielizny. Nim jednak to się stało, wyrwało się ciche „Nie”, kiedy zęby chłopaka zacisnęły się na jego członku. To było… wstydliwe. I zawstydzające. Praktycznie nikt nigdy nie dotykał go w tamtym miejscu, nie wspominając o innych, równie peszących zbliżeniach. I, ku zaskoczeniu Natsume, Nirou nie kontynuował tego, kiedy Rui znalazł się pod nim zupełnie nagi. Obnażony i obdarty ze wszystkiego. W pierwszej chwili pomyślał, że go spłoszył. Że jednak trzeźwość umysłu powróciła i Niroutani lada moment się wycofa. To byłoby okrutne. A przecież los mógł mu spłatać takiego figla. W końcu to zawistna kurwa.
Ale poczuł jak się podciąga i przygniata go swoim i tak nikłym ciężarem. A on odetchnął z ulgą. Bo Chitara nie odsunął się od niego.
- Mh? – wymruczał cicho, kiedy usłyszał swoje nazwisko. Powędrował nieco przymglonym spojrzeniem za jego twarzą, nie chcąc nawet na moment stracić go z pola widzenia. Musiał na niego patrzeć. Musiał wiedzieć, że to on i to jemu się oddaje. Bo mógł to zrobić tylko i wyłącznie Chitarze. Nawet nie zauważył, kiedy jego własna dłoń wkradła się na szczupłe plecy młodszego chłopaka i przesunęła delikatnie pazurami wzdłuż jego kręgosłupa, między łopatkami, na kark, aż wreszcie wkradła się pomiędzy mokre kosmyki włosów, o które oplótł sobie palce. Na krótką chwilę pozwolił sobie opłynąć, ale wtedy brutalnie został ściągnięty na ziemię. Z hukiem.
Serce wyrwało się oszalałe, a całe ciało momentalnie spięło. Przycisnął boleśnie uda do boków chłopaka, kiedy jęknął głośno, szybko chowając twarz i usta w ramię chłopaka. Nie spodziewał się tego. To było zbyt nagłe. Miał wrażenie, że w jednej sekundzie zaczyna brakować mu tchu, a skóra zaczyna płonąć żywym ogniem. W jego głowie zaczęło kotłować się mnóstwo chaotycznych myśli, które przeplatały się ze sobą tworząc niebezpieczną mieszanką. Niech wyciągnie je! To chore. Błagam, niech przestanie. Nie chcę. Boli. Cholera. Czemu ja mam być na dole. To przecież tylko palce. Rozluźnij się. Chcesz go w sobie.
Zagryzł boleśnie swoją wargę, przyciskając bruneta tak mocno do siebie, jakby lada moment miał złamać go w pół. Słyszał słowa wypowiadane przez chłopaka, ale nie potrafił ich przyswoić. Nie teraz. Nie w takim momencie. Jego własne ciało wydawało mu się teraz obce, jakby je zdradzał pozwalając na takiego tortury.
A to był przecież dopiero początek.
To nie może być przyjemne.
A jednak.
Już chwilę potem, jak minął pierwszy szok, powoli zaczął się rozluźniać, czując ścisk w podbrzuszu. Czuł, jak porusza się w nim, a jego własnego ciało zaczyna się odwracać od niego, reagując na dosłownie każdy szmer dotyku Nirou. Serce kołatało w jego klatce piersiowej, a w głowie zaczęło się kręcić, jakby ktoś wbijał mu w czaszkę tysiące małych, rozgrzanych igiełek. Nieświadomie uniósł swoje biodra o parę milimetrów, napierając na dłoń Chitary i jednocześnie ocierając się o biodra chłopaka.
”A przecież zawsze byłeś mój.”
Uchylił nieco powieki, wpatrując się w sufit częściowo przysłonięty przez czarne kosmyki. To wszystko było tak kurewsko nierealne.
- Drugi. – wyszeptał ochryple i przesunął obie dłonie na ciepłe policzki Chitary, kierując jego twarz tuż do swojej. Spojrzał mu w oczy i musnął jego usta.
- Ale pierwszy, któremu oddaję się dobrowolnie. – słowa utonęły w głębokim pocałunku, który skradł dla siebie, zahaczając językiem i kolczykiem o dolną wargę chłopaka. Przesunął usta tuż do jego ucha, które otulił ciepłym oddechem.
- Nie przestawaj. Za długo czekałem. Chcę cię poczuć w sobie. – wymruczał cicho, a potem objął go, przyciągając do siebie, wtulając twarz w jego zagłębienie szyi. - Nienawidzę każdej kobiety, która ciebie miała. Bo sam nie mogłem tego mieć, Chi. Chcę, żebyś był mój. Chociaż dzisiejszej nocy. Ale boję się. – zamilkł na krótką chwilę, żeby złapać tchu, którego i tak już mu brakowało. - Że już nigdy nie spojrzysz na mnie tak samo.
To chyba było w tym wszystkim najgorsze. Utrata tego, co mieli do tej pory. Ale może jutro nie będzie tego pamiętał, a dla Natsume noc pozostanie jedynie kojącą fantazje chwilą. Nie oponowałby. Jedyne, czego nie chciał, to go stracić. To wszystko.
Zabrał jedną dłoń z pleców chłopaka i wsunął ją pomiędzy ich ciepłe ciała, zsuwając coraz niżej, aż dotarł do najwrażliwszego miejsca na ciele Nirou. Drżące palce niepewnie wsunęły się za materiał bielizny i musnął opuszkami jego członka, aż w końcu ujął go swoimi palcami.
- Mów do mnie. Co mam r…robić. Nie wiem, a chcę zrobić ci przyjemnie. – wyrzucił z siebie szepczące słowa, jednocześnie odwracając głowę w bok, by uciec zawstydzonym spojrzeniem. Niełatwo przychodziły mu te słowa, speszony swoim brakiem doświadczenia w sferze intymności. Ale nie chciał też pozostawać zupełnie bierny. Bo w końcu mógł go dotykać. Nie jako kumpel, który klepie go po ramieniu. A jako… kochanek, którym zawsze chciał być.
A sama ta myśl wystarczająco go zawstydzała.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Ciało poczuło zdenerwowanie o wiele prędzej, niż umysł. Mięśnie pleców napięły się nagle, jakby skóra na nich zrobiła się mniejsza; szczęki zacisnęły się, a palce dłoni mimowolnie weszły głębiej, mimo ścisku, jaki je otaczał. A jednak nie protestował ─ wszystko w nim huczało, warczało i wyrywało się, gotowe ugryźć rękę, która go karmiła, ale ten jeden raz sam nadepnął na gardło bestii, pozwalając ze sobą zrobić wszystko. Poczuł lekkie muśnięcie, na które chciał odpowiedzieć, ale wargi zamarły w nieruchomym proteście, a przez oczy prześlizgnął się błysk ─ nim zniknął, powieki Chitary opadły do połowy, demonstrując wszystko to, co nie chciało mu przejść przez gardło.
Pierwszy raz dobrowolnie.
Kolejny pocałunek; intensywniejszy, bardziej zaradny. Przez chwilę przyglądał mu się tylko z cieniem podejrzliwości na własnej twarzy, ale w końcu rozchylił wargi, nieświadom, że domaga się jeszcze więcej, jeszcze odrobinę... jeszcze...
Ciało drgnęło praktycznie niewyczuwalnie, gdy usłyszał kolejne jego słowa. Usta wtulone już były w jego szyję, na której składał sporadyczne, długie pocałunki, co rusz schodząc na odsłonięte ramię. W głowie dudniło od krwi, przynoszącej ze sobą adrenalinę ─ ustrojstwo, dzięki któremu czuł, że wreszcie żyje. Ludzie to produkt, który sam się kreuje. Wiedział to. Wiedział, że na pustej kartce był w stanie zapisać wszystko, co chciał, w tym to, co było dla niego nieosiągalne. Dotychczas. Nieważne, ile razy czuł pod ręką drżenie cudzego ciała, lgnące do jego dłoni jak ćmy do ognia. Jedno odsunięcie się na centymetr, a ktoś wyginał się w łuk z pomrukiem, byle tylko przytknąć brzuch do opuszek jego palców. To było łatwe, codziennie, zwyczajne, szare, beznadziejne, brudne. Ani razu nie odczuwał, że wreszcie osiągnął... nie, nie cel. Nie byłby w stanie ─ nawet pod wpływem alkoholu ─ nazwać Natsume „celem”. Po prostu wreszcie chwycił go, przyciągnął do siebie i rzucił światu wyzwanie: chcecie go? Świetnie. Mam nadzieję, że lubicie gorycz przegranej.
Przechylił głowę na bok, chcąc na niego spojrzeć. Czuł zaciskające się uda, ale Rui powoli zaczynał przyzwyczajać się do badających go palców. Przyzwyczai się. Rozluźni. To było pewne. Mimo początkowego szoku spowodowanego bólem, na który usta Nirōtaniego dotknęły jego ucha i wychrypiały cichą prośbę o zaufanie, teraz impulsy cierpienia powinny być już mniej częste, nie tak drastyczne. A skoro wszystko zmierzało ku lepszemu, czemu ponad szmerami w głowie do umysłu przebiły się w końcu te niepoważne słowa?
─ … nie spojrzysz na mnie tak samo.
Shhh... ─ Ciepły pomruk rozwiał kosmyk czarnych włosów. Miał już dość czekania. Czuł mrowienie przesuwające się wzdłuż kręgosłupa, ogarniające całe podbrzusze. Ekscytacja, wymieszana z czystym podnieceniem, przyspieszała mu oddech; wprawiała serce w gwałtowniejszy rytm, który kłócił się z ostrą ulewą za oknem. Deszcz lał jak z cebra, waląc w szybę z odgłosem wyrzuconych na szkło szpilek, aż w końcu w pokoju rozbrzmiał cichy, urwany, chrapliwy chichot.
Jego członek pulsował, dotykając wnętrze dłoni Natsume naturalnym gorącem.
Rui, zrozum. ─ Wolną ręką odszukał jego nadgarstek. Opuszkami dotknął wypukłych blizn ─ świadectwo bezsilności ─ a potem wsunął palce na dłoń czarnowłosego, niepewnie dotykającą jego własną męskość. Ścisnął ją, wzmacniając tym samym jego chwyt. Gwałtowniejszy wydech od razu padł na obojczyk Natsume, gdy fala podniecenia przyćmiła umysł. ─ Chcę ciebie. Twoją niepewność, nieporadność, zawahanie, brak doświadczenia, niewinność. ─ Pierwszy ruch wzdłuż swojej męskości wykonał razem z jego dłonią, ale już po chwili puścił go i oparł rękę po jego boku, by móc się nieco podnieść. Głowa nadal była jednak pochylona ─ nosem pogładził jego obojczyk; włosami połaskotał jego skórę, czując, jak oddech wymaga od niego większego skupienia. W ciało co rusz buchało gorąco; płomienie pożądania doprowadzały go na sam skraj szaleństwa.
Nie chciał już czekać.
Chciał przerwać ciszę jego głosem.
Tonem, który dzisiejszej nocy należał tylko do niego. Który wkradał się w każdą cichą nutę, nasyconą obawami, których nie potrafił wyplenić z umysłu przyjaciela. Nie działały zapewnienia, obietnice, rozkazy... a mimo to nie przestawał ich wypowiadać.
Rób co chcesz... Tylko nie zasłaniaj ust. ─ Niespiesznie wysunął palce, otoczone wilgotną nicią i wsunął je na wnętrze jego uda, by raz jeszcze spotkać się z grubymi szramami, na co dzień skrytymi przed cudzą wścibskością. ─ Chcę cię dokładnie słyszeć; przecież nie masz się czego wstydzić ─ wybełkotał, podnosząc wreszcie głowę. Natsu poczuł wpierw parzący oddech na żuchwie, a zaraz potem muśnięcie ust, gdy Chitara powoli rozpoczął poszukiwania jego warg. Nim jednak je odnalazł, cichy syk wyrwał się spomiędzy nagle zaciśniętych kłów. Zęby zatrzasnęły się, a on sam odchylił się nieco do tyłu, niespodziewanie chwytając za jego nadgarstek. W jednej chwili zerwał czuły dotyk, łączący ich ciała, jednocześnie pozbywając się ostatniej części garderoby, jaką na sobie posiadał. Bielizna bezgłośnie opadła na podłogę pomiędzy porozrzucane, pogniecione ciuchy akurat wtedy, gdy Chitara przemknął ręką z uda pod kolano kochanka i odchyliwszy szczupłą nogę na bok, wszedł w niego do samego końca, jednocześnie wsuwając usta na jego bark. Od razu dotknęła go niewygoda, gdy mięśnie Natsume napięły się, a uda ─ chcąc uniknąć błyskawicy bólu ─ zacisnęły się, wywołując u Nira dyskomfort. Wsparł się jednak na łokciu i przylgnął ustami do rozchylonych warg, wykonując pierwsze ruchy biodrami.
Umysł przyćmiła potrzeba bliskości. Dotykał jego ust, przegryzał wargę, gładził językiem język, nie mogąc pozwolić sobie na odsunięcie się; na zaniedbanie go choćby na sekundę. Jakby nawet najbardziej kruchy pocałunek mógł dać Natsume zapewnienie, że będzie tylko lepiej; ból zaraz ustąpi, a on będzie mógł się rozluźnić, wypełniany dawką gorąca z każdym kolejnym, coraz pewniejszym i mocniejszym ruchem.
Tak myślał.
Aż w końcu z mokrym cmoknięciem zerwał kontakt, choć ich oddechy wymieszały się w sekundę w jeden. Chitara odjął rękę od uda kochanka, przekierowując ją wpierw na jego pierś, na której płasko oparł dłoń, a potem powoli zsuwał ją niżej. Ciało pod nim ruszało się miarowo przez nadany rytm, ale Nirōtani i tak wyczuwał najdrobniejsze drgnięcie; wyłapywał każdy moment, w którym sylwetka Natsume wyginała się w lekki łuk, chcąc odpowiedzieć na jego ruchy.
Kocham cię, Rui. ─ Usta poruszyły się tuż przy jego uchu, wypowiadając te parę niezakłócających stukotu deszczu słów. Znał siebie. Wiedział, że przekraczał limity; burzył mury, roztrzaskiwał bariery. Choć promile buzujące we wrzącej krwi zakłócały mu odbiór sytuacji, ten jeden raz nie chciał zrobić mu krzywdy, nawet pomimo ich. Nie w sposób, przez który musiałby unikać jego wzroku. Mimowolnie uśmiechnął się jednak, czując, jak oddech prześlizguje mu się między wargami. Dłonią zjechał już na jego brzuch i wreszcie mógł objąć nią tkniętą podnieceniem męskość Natsume. Pogładził go wpierw opuszką kciuka, ale szybko ruchy nabrały tempa, gładząc całego członka.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poruszył się nieco przygnieciony ciałem Chitary, łaknąc jego bliskości jeszcze bardziej. Dłoń swobodnie otuliła jego ramie, niespiesznie zsuwając się niżej, aż dotarł do zagięcia łokcia, które otulił swoimi palcami. Przechylił głowę w bok, ułatwiając dostęp chłopakowi do swojej szyi, miejsca – które jak się okazało – było jego cholerną sferą erogenną. Z każdym kolejnym pocałunkiem jego ciało wiło się w rozkoszy, a zęby zaciskały raz po raz, by powstrzymać pchające się na usta odgłosy, których jeszcze nikt przedtem nie usłyszał.
Prawda była taka, że należał do Chotary już wiele lat wcześniej. W chwili, kiedy po raz pierwszy się spotkali. Natsume nie wierzył w brednie odnośnie przeznaczenia, ale już wtedy wiedział, że połączyła ich dziwna więź. Jednak dopiero jakieś dwa lata temu zrozumiał, czym ona była. Mimo wszystko tkwił w swojej własnej klatce, spoglądając tęsknie za przyjacielem, krzywdząc samego siebie z każdą kolejną kobietą, którą mu podsyłał. ”Tak będzie lepiej. Dla niego i dla mnie.” powtarzał sobie bez przerwy, jednocześnie zdeptując swoje własne uczucia. Nie mógł jedna oszukiwać samego siebie. Cierpiał za każdym razem, kiedy Chitara wracał do domu z wyraźnymi śladami kobiecych ust. Jego wnętrze krzyczało z żalu i rozgoryczenia, przeklinając samego siebie za tchórzostwo, jakim oznaczał się do tej pory.
Ale nie dzisiejszej nocy.
Dzisiaj Chitara należał tylko i wyłącznie do niego.
Chciał mu wiele rzeczy powiedzieć. Otworzyć się przed nim jeszcze bardziej, niż było to możliwe. Z drugiej zaś strony czy nie wystarczająco już to zrobił?
Dłoń powędrowała ponownie na jego szczupłe ramie, które minęła i dotknęła palcami jego szyi, wyczuwając pod opuszką szaleńcze tempo krwi.
- Zróbmy to… – wymruczał jak mały kociak, przekręcając nieco głowę i musnął wargami płatek ucha chłopaka, po chwili zaczepnie łapiąc go zębami. Puścił go jednak i wargami powędrował wyżej, gdzie tknął mokre włosy chłopaka, na co dzień w dotyku miękkie jak futro małego zwierzaka. Lubił je. Często szukał byle jakiego pretekstu, żeby tylko ich dotknąć. A to zaczepliwie je pociągnął; a to jakiś paproch się w nich znalazł; a to poczochrał go po głowie jak dziecko. Zawsze lubił jego bliskość, ale nigdy nie miał odwagi.
Palce, które obejmowały jego pulsującego gorącem członka zacisnęły się nieznacznie, odnajdując swój własny rytm w poruszaniu. Czuł jego podniecenie, ale mimo wszystko chciał mu dać od siebie jeszcze więcej. Chciał, żeby czuł się tak dobrze, jak on sam w tym momencie. A potem w jednej chwili wszystko zostało urwane. Z ust Natsume wypełzło ciche westchnięcie pełne niezadowolenia, kiedy ciało ciemnowłosego odsunęło się od niego. Trwało to może zaledwie parę sekund, ale to wystarczyło, żeby Natsume zatęsknił już za jego bliskością.
A potem zapomniał jak się oddycha.
Z jego gardła wydobył się niemy krzyk a jego ciało zapłonęło gorącem. Miał wrażenie, że tysiące małych, rozżarzonych gwoździ wbija się w jego czaszkę, kiedy instynktownie zacisnął się na Chitarze, nie chcąc pozwolić mu na kolejne ruchy. Obie dłonie ułożyły się na jego klatce piersiowej i naparły na niego, jakby chciał go zrzucić z siebie.
- C..czekaj… nie ruszaj… – wysapał, zakleszczając szczupłe biodra chłopaka swoimi udami. Bolało. Kurewsko bolało.
Aż tak cię boli?
Świat powoli ruszył swoim rytmem, a oddech i serce Natsume na powrót ruszyły.
Nie, nie aż tak.
W głowie mu huczało i odbierało zdrowe zmysły. Igiełki podniecenia wypełniały całe jego ciało, a ciepłe mrowienie w podbrzuszu rozlazło się, docierając aż pod czaszkę wywołując dziwne, kojące uczucia. Nawet nie słyszał, kiedy jego własne ciało zdradziło go i wydobywało z niego coraz to głośniejsze pojękiwania przemieszane z cichymi, pełnymi przyjemności i rozkoszy posapywania. Chwilę mu zajęło przyzwyczajenie się do Chitary w sobie, ale z każdym kolejnym ruchem jego bioder, mięśnie chłopaka zaczynały się rozluźniać i odpowiadać na niego. Uniósł nieco swoje biodra, wspierają się na stopach, których palce podkulił gniotąc miękką pościel pod nimi, a dłonie w końcu uciekły z jego klatki piersiowej, choć jedna z wyraźnym ociąganiem, jakby chciał nadal wyczuwać szaleńczy rytm bicia serca Nirou. Objął go w pasie i przysunął go do siebie, wtulając twarz w jego szyję.
- Już dobrze, Chi. Już dobrze. – wyszeptał muskając wargami skrawek jego skóry, którą złapał w końcu ustami i pozostawił po sobie kolejny ślad. Przesunął koniuszkiem nosa po niej, aż dotarło jego żuchwy, którą podgryzł a dalej – do ust. Niestety, okradziony z oddechu nie był w stanie całować go długo, dlatego też pozostały jedynie nachalne, krótkie pocałunki.
Oderwany od rzeczywistości, przesunął dłońmi wyżej, wyczuwając pod palcami każde żebro, każde zgrubienie blizny, badając skrawki jego ciała, chcąc wyuczyć się go na pamięć. Zabrał jedną rękę i uniósł ją wyżej, aż odchylił na tyle, by oprzeć się o ścianę, jednocześnie wychodząc swoimi biodrami naprzeciw biodrom Chitary. Jego ciało rozluźniło się na tyle, że odczuwał jedynie dyskomfort, choć podniecenie osiągało apogeum, zagłuszając jakiekolwiek oznaki bólu czy nieprzyjemności.
Było mu po prostu dobrze.
Kurewsko dobrze.
Zamknął na moment oczy, poddając się w zupełności chwili, i nie chciał, żeby się skończyła. Sen, o którym fantazjował przez ten cały czas. Zagryzł dolną wargę, kiedy raz po raz prądy rozkoszy wgryzały się w jego ciało szarpiąc na każdą stronę. Przytulił swój policzek do Nirou, kiedy ten nachylił się nad jego uchem…
”Kocham cię, Rui”
A świat ponownie zatrzymał się w miejscu.
Natsume poczuł, jak coś gorącego kładzie się na jego klatce piersiowej i wgryza w serce, które przyspieszyło tak szybko, że cudem nie zatrzymało się zabijając go na zawał. Dwa słowa, dwa głupie słowa a on poczuł, jak pod powiekami zaczyna go szczypać a twarz drugiego chłopaka zaczyna się rozmywać. Gdzieś w podświadomości cichy, złośliwy głosik podszeptywał mu, że Chitara jest pijany, że może…
Pijani ludzie mówią czasami to, czego na trzeźwo nigdy nie powiedzieliby
Zacisnął mocno powieki i zabrał rękę ze ściany, zakrywając swoją twarz przedramieniem.
- Geez, jestem taką żałosną pizdą. – wycharczał, zaciskając mocno zęby, próbując przełknąć łzy pod powiekami.
Nigdy nie przypuszczałby, że Chitara… nawet w swych fantazjach. Nie odważył się na to, choć jego serce pragnęło tego. Wszyscy bogowie tego i innego świata mu świadkiem, że to były słowa, których jak nic innego pożądał, ale o których nie miał prawa marzyć. I co? I zaczął się rozklejać.
- Kurwa. – syknął i zabrał w końcu przedramię z twarzy, obejmując Chitarę mocno i schował twarz w zagłębieniu jego szyi, nie chcąc pokazywać przed nim swojej twarzy. Nie teraz.
- Ja też. Bardzo. Od zawsze, Chi. Od zawsze bardzo cię kochałem. – powiedział drżącym tonem, nigdy przedtem nie czując się tak, jak teraz. Nie zamierzał już nigdy więcej wypuścić ze swoich ramion. Nigdy.
Czuł, że jest na skraju wytrzymałości, ze lada moment osiągnie szczyt swojego pożądania. Nieświadomy, że zza ścianą jego jęki zbudziły sąsiadów, w końcu jego ciało wygięło się w lekki łuk, gdy jeden silny impuls ogarnął jego ciało, wywołując zaciśnięcie na Chitarze, aż wreszcie opadł niemal bezwładnie na pościel brudząc jednocześnie siebie i chłopaka.
Dopiero teraz, czerwony na twarzy z podniecenia, z delikatnymi kroplami potu na skroniach, nieładem na głowie i błyszczącymi, choć nieco przymglonymi oczami mógł spojrzeć na Nirou. Jego wargi, rozchylone i poruszane w rytm szybkich, urywanych oddechów wygięły się najpierw w lekki uśmiech, aż wreszcie roześmiał się. Szczerym i szczęśliwym śmiechem. Przycisnął czoło do jego ramienia, nie zamierzając go wypuścić. Jeszcze nie. Chciał go blisko siebie. Najdłużej, jak to było tylko możliwe.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

─ … c... czekaj...
Brew mu drgnęła, gdy poczuł, jak Natsume ─ mimo niemych próśb ─ zaciska wokół niego uda, wywołując intensywny dyskomfort. To aż taki szok, że nie da się go przezwyciężyć? W głowie zaczęło mu bębnić od nadmiaru bodźców odbieranych z zewnątrz i wewnątrz. Przesunął czubkiem nosa po jego szyi, chcąc go uspokoić i zapewnić, że nie zrobi mu krzywdy. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo tym gestem go okłamał; już pierwsze pchnięcie wywołało impuls bólu, który zygzakiem przeciął drobne ciało kochanka, krojąc je na nierówne części. Każde kolejne zyskiwało pewność i gwałtowne tempo, wywołane nieprzerwaną potrzebą bycia bliżej.
JESZCZE.
Odetchnął, gdy poczuł, jak mięśnie Natsume przestały napinać się jak struny, a on sam zaczął odpowiadać na zdradziecką bliskość. Pod pewnym kątem to właśnie się stało ─ zdradził go już w chwili, w której dotknął po raz pierwszy jego ust, pchnięty na scenę przez mdlącą ilość alkoholu, rozdrażnienie i potrzebę odpłacenia się pięknym za nadobne.
Tego chciałeś, Rui?
Pytanie śmignęło mu przed oczami, prędko przytępione pozostałymi ostrzami myśli. Przesadzał? Zabrnęli za daleko? Będą to pamiętać? Warto to w ogóle pamiętać? Podparł się wygodniej ręką, czując, jak Natsume unosi nieco biodra. Odpowiedział na to drgnięciem ust, jakby do ostatniej chwili nie mógł się zdecydować, czy jednak ozdobić twarz uśmiechem, którego kochanek i tak nie byłby w stanie dostrzec. Nie teraz, gdy wsunął przedramię na oczy, wywołując zainteresowanie czarnowłosego. Ciężkie spojrzenie padło na kryjącym się przed światem Natsume, przez chwilę błądząc po nim pełne niezrozumienia. Niezrozumienia, które okryło się szokiem, na siłę przyćmionym przez opanowanie.
─ Ja też. Bardzo.
Tym razem to świat wokół Nirōtaniego zwolnił, choć jego umysł śmigał na najwyższych obrotach.
Kocha cię. Weźmiesz za to odpowiedzialność?
Czuł intensywną woń jego ciała, dotyk jego rąk, trzęsącą się sylwetkę, poddaną czymś, czemu daleko było od zwykłych pieszczot. Bo prócz sporadycznych pocałunków, które Chitara odwzajemniał w akompaniamencie postękiwań Natsume; jego jęków i zduszonych pomrukiwań, wywołujących silne poczucie wyższości, przede wszystkim sprawiał mu ból, niezdolny do sprecyzowania odpowiedniej dawki siły. Wysunął język, przebiegając jego końcówką wzdłuż boku szyi, aż nie dotarł do policzka przez który przeorały się ostrza szpetoty. Lubił te blizny. Mimo ich historii i wspomnień o cierpieniu, upchniętych w ich głębi, był tym, co pozwalało mu myśleć o Natsume jak o...
… jak o kim, Chi?
Jak o kimś słabszym?
Wypuścił powietrze prosto na jego policzek, przesuwając mocniej kciukiem wzdłuż całej męskości Natsume.
Jak o kimś, kto potrzebuje ochrony.
Wątłe ramiona starszego chłopaka oplatały jego kark, parzące krople spadały na pościel, dłoń Chitary i jego ramię, gdy on sam zajęty był utrzymaniem pasma rozstań i ponownej bliskości.
Nie jesteś... ─ wymruczał wreszcie, ale urwał, kiedy całe ciało napięło się i zaczęło na siłę prostować, wypychając mu biodra do przodu. Ramiona opadły nieco, a on sam zacisnął zęby na ramieniu Natsume, czując jak fala podniecenia uchodzi, wraz z lepką cieczą, pozostawiając po sobie tylko narwany oddech i paskudne zmęczenie. Nie. Nie zmęczenie. Wyczerpanie. Doszedł w nim, zaraz potem, mimo ledwo łapanego tchu, odszukując kącik jego ust. Wargi musnęły skaleczenie, w chwili, gdy ciszę przeciął radosny śmiech. Chitara przewrócił się na bok, próbując ustabilizować oddech i patrząc na niego z niezrozumieniem. Z błyszczącym od ekscytacji spojrzeniem, z dłonią wciąż dotykającą jego ciała, błądzącą po zabrudzonym brzuchu i piersi, w końcu sam parsknął pod nosem. A wsunąwszy palce na piegowate ramię, przyciągnął go nieco do siebie i znów posmakował ust. Na moment. Przegryzł jego wargę i szturchnął zaczepnie nosem policzek.
Jeszcze raz?

---------------------------------

BZZZ.
BZZZZZ.
BZZZZZZZ.
Ramię drgnęło, gdy nasuwał je na twarz, chcąc skryć się przed dobijającym się do środka słońcem. Płomienie wsunęły się między zasłonami, rzucając prostokątne plamy na dywan ozdobiony masą pogniecionych, naprędce zdartych z ciał ubrań.
BZZ.
BZZZ.
Nir jęknął żałośnie, czując, jak powoli dotyka go ciężar kaca. Nawet nie tyle co „dotyka”, a zwala się na niego jak stado głazów, z hukiem opadając na pulsującą od pustki czaszkę. Podniósł się niespiesznie na łokciach. Zwieszona głowa stuknęła o ścianę, gdy wreszcie usiadł. Mięśnie mu marudziły, że przegiął.
Ja pierdole... ─ syknął, gdy budzik znów zaczął niszczyć ciszę i ─ przede wszystkim ─ wbijać lodowate i gorące igły w czaszkę chłopaka. W końcu warknął i przerzucił rękę nad Natsume, zahaczając końcówkami palców o brzeg szafki nocnej. Ale w chwili, gdy przez niego sięgnął, powieki uchyliły się, a on dostrzegł nagą skórę obsypaną czerwonymi znamionami. Brwi ściągnęły się, a usta zacisnęły w wąską kreskę.
BBZZZ.
BZ--
Wyłączył budzik z komórki i przykładając rękę do twarzy, potarł mocno polik wnętrzem dłoni. Odliczył do siedmiu, zerknął przez palce na leżące obok niego ciało i wypuścił z sykiem powietrze przez zaciśnięte kły ─ dopiero zdając sobie sprawę, że wstrzymał dech od kiedy go zobaczył.
Spokojnie, Nir. Bez paniki.
Co pamiętasz z wczorajszego dnia?
Chłopak poczuł mdłości.
Okej. A co poza tym?
Śliczną blondynkę. Błyski świateł. Głośną muzykę. Krople na lodowatej, przeźroczystej szklance pełnej alkoholu. Alkoholu, który mocną mgłą zakrył jego wspomnienia, nie pozwalając na dobitne stwierdzenie, dlaczego obudził się w sytuacji, która wydawała się tak paskudnie jednoznaczna, że powinien w nią uwierzyć. Ale nie mógł.
Dudniło mu już wszędzie ─ w gardle, w głowie, w piersi.
Powiedz... ─ wycharczał, sam zaskoczony, jak słabo i warkliwie brzmi jego ton. Zdarł sobie gardło? ─ Że tego nie zrobiliśmy. Hah. Jasne, że nie. ─ Zaśmiał się nagle pod nosem. ─ Nigdy nie zamierzałem... To chore. Jeśli to kolejny kurewski żart albo...
Jeśli to nie miało miejsca, to skąd zmęczenie?
Zacisnął nagle palce na pościeli, która ich okrywała i jednym ruchem zdarł ją z jego ciała. Powieki drgnęły, chcąc się uchylić, ale powstrzymał zaskoczenie, nawet jeśli  wewnątrz niego coś pękło, kiedy dostrzegł zabrudzone prześcieradło, brzuch i uda Natsume. Przełknął gwałtownie ślinę, wbijając wściekły wzrok w jego twarz. Gdzieś w zakątkach zabrudzonego umysłu strzepnięto kurz z jakiegoś wspomnienia, które wgryzło się w niego jak kwas. Zaczerwienione policzki przysłonięte zostały ramieniem, ukrywając przed światem szklące się w kącikach oczy łzy... Chitara warknął. W sekundę przedramię Rui'ego znalazło się w uchwycie, gdy niespodziewanie Nir złapał go, szarpnął do siadu i przyciągnął do siebie, zatrzaskując w żelaznych objęciach. Wsunął nos w rozwichrzone, czarne kosmyki i mocniej zacisnął ramiona, aż nie poczuł wątłego ciała napierającego na jego pierś.
Może go przeprosisz?
Przepraszam.
Na głos.
Rysy twarzy stężały, gdy zacisnął szczęki.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był senny. Tak cholernie senny. Powieki same się zamykały a szum deszczu działał niczym najlepsza kołysanka. Mruknął zadowolony, kiedy poczuł na swoim ciele dotyk kochanka. Przekręcił się leniwie na bok i przytulił swoje wargi do jego czoła, schodząc nimi coraz niżej, aż wreszcie dotarł do ust, które musnął zaczepnie. Jego kąciki ust drgnęły, unosząc się wyżej i wykrzywiając w lekkim uśmiechu, którego nie potrafił zmyć z twarzy. Jego klatkę piersiową rozpierała nieopisana energia, choć ciało samo w sobie płakało ze zmęczenia. Chitara, tak, jak mógł się spodziewać, w pewnym momencie zapomniał się i o swoim braku wyczucia. Ale Natsume nie miał mu tego za złe. Wszystko go bolało i piekło, rozrywało od środka. Już teraz wiedział, że jutrzejszy dzień nie będzie należał do najprzyjemniejszych, ale… czy to w ogóle było ważne?
Oddech powoli się uspokoił a trzeźwość umysłu powracała, chociaż wciąż była przysłonięta echem podniecenia i pożądania. Przesunął koniuszkiem języka po dolnej wardze, wyczuwając każde pulsujące ugryzienie, które pozostawiły po sobie zęby drugiego chłopaka. Natsume został oznaczony, jak czyjaś własność. Ale to nie było kłamstwem.
- Tylko twój. – wymruczał cicho, niemo deklarując swoją przynależność do Chitary. Bo tylko jemu mógł to zrobić.
Dłoń niespiesznie złapała Chitarę za kosmyki i przesunął po nich palcami, ponownie złączając ich usta w krótkim pocałunku, jednocześnie łasząc się do niego jak rozochocony kociak.
”Jeszcze raz?”
- Ha?
Rozchylił powieki i odsunął nieco głowę do tyłu, chcąc owiać spojrzeniem całą jego twarz. On tak… na poważnie? Kim on był? Jakimś cholernym terminatorem? Mimo to przysunął się jeszcze bliżej do niego, przechylając go na łóżko, a samemu zawisając nad nim, by powoli wznowić pieszczoty jego ust.
Kochali się jeszcze parę razy tej nocy, nim w końcu usnęli wymęczeni nad ranem.

* * *

Spał jak zabity. Dosłownie.
Jedynym dowodem, że żyje, był spokojny, miarowy oddech unoszący jego klatkę piersiową. Umęczone ciało odsypiało noc, która już na stałe wgryzła się w jego świadomość, bez względu na skutki i konsekwencje, jakie ze sobą ciągnęła. Cichy dźwięk budzika czy też ostre promienie słoneczne, które normalnie wypalały, tym razem nie były w stanie wyrwać go z objęć Morfeusza. Nieświadomy, że za jedną i drugą ścianą męscy sąsiedzi zaczynają się zbierać na lekcje, a którzy z pewnością dzisiejszego dnia będą dyskutować pomiędzy sobą odnośnie dźwięków, jakie uciekały z pokoju numer 16. Nie zareagował nawet w momencie, kiedy tuż obok do Nirou zaczęły docierać pierwsze poszlaki świadomości. Wciąż zanurzony w swej sennej marze, w końcu wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem, przyciskając do pogryzionej klatki piersiowej zmiętoloną poduszkę. Wyglądał jak dziecko o spokojnej twarzy, jednakże obraz ten zakłócały bruzdy, siniaki, zadrapania i przede wszystkim czerwone ślady ugryzień i malinek, które pokrywały sporą, jak nie większą, część jego szczupłego ciała.
Ciche słowa Chitary przemknęły przez niego, na które zmarszczył nieco brwi, usilnie starając się pozostać w swej sennej fantazji. Jakby gdzieś podświadomie wiedział, że wraz z otwarciem oczu cała magia wczorajszej nocy pryśnie i okaże się jedynie słodkim snem, złośliwością losu a nie czymś namacalnym i rzeczywistym.
W chwili szarpnięcia i zmuszenia go do siadu, pierwsze palce świadomości zaczęły rozrywać głęboki sen. Leniwie otworzył powieki, ale nim światło słoneczne zdążyło dotrzeć do zaspanego spojrzenia, świat przykryły mu ciemne kosmyki a w nozdrza uderzył intensywny zapach Chitary.
- Mhh… – wymamrotał tuż w jego ramie, przytulając swoje ciepłe wargi do jego skóry.
Świadomość ciosała jego umysł toporem, kiedy poruszył się lekko I syknął, czując przeszywając ból jego ciała.
- Delikatniej. – warknął. - Dupę mi rozsadza. – dodał niespiesznie obejmując chłopaka i samemu przysuwając się do niego, by odwzajemnić przytulenie. Przez jego nagie ciało przebiegło krótkie drżenie strachu. Bał się. Kurewsko bał się tego, co będzie rano. Ale wszystko wskazywało na to, że Chi pamięta.
Całe szczęście.
Odetchnął z ulgą i rozchylił usta, przygryzając zaczepliwie jego ramię, po czym powoli się odsunął od niego, chociaż z pewną dozą niechęci, pozbawiając swojego ciała źródła ciepła. Przycisnął wierzch dłoni do swoich oczu i zaczął je przecierać, chcąc pozbawić ich resztek snu.
- Awehestemmehany – wybełkotał niewyraźnie i odsunął dłoń z twarzy, spoglądając na Nirou. Momentalnie jego serce przyspieszyło, a on sam poczuł jak krew uderza mu w twarz. Odwrócił głowę spuszczając wzrok i przesunął po tym co… miał pod sobą. I na sobie.
- Ale syf. Muszę wciąż prysznic. – wypalił i zerwał się na nogi… czego momentalnie pożałował.
Zgiął się w pół czując się, jakby ktoś wsadził mu głęboko w dupę pręt. Opadł ciężko na łóżko i sapnął. Nie mógł się ruszyć. Jakby wpadł pod jakiś pieprzony tramwaj czy inny czołg. Zerknął ukradkiem na Nirou po czym… złapał pospiesznie za kołdrę i naciągnął ją na swoje nagie biodra, czując dziwne speszenie, że jest przy nim roznegliżowany.
- Ale to zaraz… – burknął i przeczesał swoje włosy.
Dziwna atmosfera, co?
Zagryzł dolną wargę, czując dziwny ciężar w okolicach jego klatki piersiowej.
I jak tu się zachować…
- Odpuszczam sobie dzisiaj szkołę – dodał przechylając się nieco w bok i złapał za uchwyt szafki. Odsunął ją i wyciągnął z niej paczę papierosów i zapalniczkę. Przesunął spojrzeniem po chłopaku, przez krótką chwilę niemo mówiąc, że ma nie warczeć bo nie da rady podejść do okna, po czym pstryknął palcem w spód papierowego opakowania i złapał wargami za papierosa, wyciągając go z paczki. Odpalił zapalniczkę po czym zaciągnął się głęboko, wypełniając płuca nikotynowym dymem o zapachu truskawek. Podciągnął jedną nogę, o którą oparł łokieć i spoglądając przed siebie, ponownie się zaciągnął.
No dalej. Wykrztuś to z siebie. NO DALEJ.
- I co teraz, Chi? Co z tym zrobimy?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Przełknął powoli ślinę. Najwidoczniej liczył na to, że pozbędzie się ścisku w gardle, ale to nadal ledwo umożliwiało mu oddychanie. Nie był zdezorientowany. Był wściekły. Gotów roznieść cały pokój w popiół. Wsunąć paznokcie pod blat biurka, cisnąć laptopem o ścianę, roztrzaskać zdezelowane krzesło wpół ─ wszystko w tym pokoju było świadkiem zdrady, jakiej dopuścił się na zmęczonym ciele, przylegającym teraz do jego piersi. Trzymał go w ramionach, ale nie czuł mocnego ścisku. Spodziewał się wyrywania, warczenia, plucia jadem. Zamiast tego lekkie ugryzienie zmusiło go do mocniejszego objęcia go i wtulenia policzka w burzę roztrzepanych, czarnych jak węgiel kosmyków. Dopiero, gdy poczuł, że Rui się odsuwa, zacisnął dłonie w pięści, ale pozwolił mu się oddalić, wbijając wzrok w jego twarz.
Zmrużył lekko błyszczące z zaintrygowania ślepia, kiedy nadgarstek Natsume przysłonił jego oczy. I czego on się niby spodziewał? Że koniec końców spotka się z jakimś śmiesznym podziękowaniem? Że wszystko „ot tak” wróci do normy? Zacisnął usta, dławiąc się wzbierającym w umyśle gniewem. Widzieć go w takim stanie to jedno; ale widzieć go w takim stanie ze świadomością, że wina leży w jego rękach, okazała się autodestrukcyjna. Jakaś wyjątkowo natrętna część jego osobowości bawiła się w istnego kata: „widzisz co narobiłeś? Ledwo dusi łzy”. W dodatku Natsu prędko odwrócił od niego spojrzenie, wsuwając pierwszy zakrzywiony gwóźdź w nowo otwartą ranę.
─ Ale syf...
Kącik ust drgnął, ale nie uniósł się ostatecznie.
Ano. Syf i...
Zamrugał zaskoczony, gdy Natsume podniósł się i opadł z powrotem na materac. Wzrok Nira mimowolnie zsunął się z odsłoniętych pleców wzdłuż kręgosłupa, aż nie natrafił na... Ożeszkurwa. Spojrzenie podskoczyło do góry, a on sam zaczął przegryzać wewnętrzną stronę dolnej wargi ─ jak zawsze, gdy coś mu nie odpowiadało i usilnie starał się skonstruować plan awaryjny. Dopiero teraz odczuł zmęczenie, które ciężkimi tonami położyło się na jego własnych ramionach. Pusty w środku organizm, okazał się z rana zwykłą skorupą ─ na domiar złego stworzoną z ołowiu. Nawet ręka, która przed momentem tak energicznie szukała budzika, by pizgnąć nim o ścianę, teraz ważyła co najmniej kilkadziesiąt kilogramów. Nawet wzrok opadł z powrotem na kark czarnowłosego, na którym prócz paru piegów, Nirōtani dostrzegł ślady po zębach, przeplecione z plamami malinek.
Jak raz zabrakło ci języka w gębie, co?
Zacisnął kły, czując, jak drżenie opanowuje jego ciało. Agresywna bestia wewnątrz nieco cała się nastroszyła, szczerząc paszczę, gotowa do ataku, rozszarpania, ucieczki, obrony. I owszem. Początkowo miał ochotę po prostu wstać i wyjść ─ choćby razem z drzwiami. Wszystko po to, by nigdy nie dosłyszał tego cholernego pytania.
─ Co z tym zrobimy?
A skąd mam wiedzieć? ─ warknął, wyciągając rękę. Opuszki zatrzymały się jednak milimetr od jego ramienia, jakby w ostatniej chwili natrafiły na niewidzialną szybę, kładąc się na niej, nie na skórze Natsume. Szybko jednak odrzucił tę myśl i złapał go mocno za bark. Szarpnął, chcąc odwrócić jak najbardziej ku sobie, samemu przysuwając się o niezbędne centymetry.
Do nosa od razu dotarła woń papierosa. Dudnienie w czaszce narosło, a gardło ścisnęło się mocniej, powodując nie tyle ból, co zwykły dyskomfort. Nie czuł tego tak, jakby jego krtań potraktowano papierem ściernym. Czuł zwyczajny ucisk, ale podświadomie wiązał go właśnie z jakąś dozą cierpienia, bo zdawał sobie sprawę, że to sumienie go dusiło. Usta poruszyły się w niemym oświadczeniu: „niczego nie...” ─ ale nie dokończyły go. Nie musiał pamiętać. Przecież doskonale wiedział, co tu się stało.
Jesteś jakiś nienormalny? ─ syknął, dosłownie wyrywając papierosa spomiędzy pogryzionych warg. Bezceremonialnie zgniótł go w pięści i wyrzucił na podłogę, chwytając go za szczękę. Ale prędko go puścił. Odsunął się, wspierając po boku ręką i pokręcił głową z niedowierzaniem. ─ Spieprzyliśmy, a tego nie wybaczy nam żadne Niebo, Nats. To musiało być obrzydliwe. Rzygać mi się chce na samą myśl. ─ Oczy mu pociemniały, gdy przechylił głowę, rzucając postrzępiony cień grzywki na twarz. ─ Wszędzie pełno krwi i tyle spermy, że będą musieli tu wjechać z młotami pneumatycznymi, żeby to doczyścić. A ty? Spójrz na siebie. Kompletnie zniszczyłem twoje ciało. I pewnie jeszcze bełkotałem jakieś beznadziejne kłamstwa. Powinienem ci powiedzieć, żebyś o nich zapomniał, ale... ─ Parsknął pod nosem, bynajmniej nie z radości. Dosięgnęła go bezsilność, wyciskająca z gardła chichot. ─ Ale pewnie i tak nie byłbyś w stanie.
Zza cienkich drzwi ─ zdecydowanie zbyt cienkich ─ dobiegły do nich zakłócone szmery rozmów. Uczniowie w porannym zmęczeniu przecinali korytarz, ziewając dyskretnie za wierzchem ręki. Tym razem Chitara też nie miał zamiaru pojawić się na zajęciach, mimo świadomości, że kurator ostatnio ostro wytargał go za szmaty z powodu nieobecności.
Nie wiem ─ huknął wreszcie, marszcząc nos i wykrzywiając usta. ─ Nigdy wcześniej nie zakładałem, że wrócę zalany i będę myślał nie tą częścią ciała, co wszyscy by chcieli. Tak jakbym kiedykolwiek obstawiał, że cię przerżnę w deszczową, letnią noc.
Zabiłeś go, Nir.
Chłopak zmarszczył brwi, odwracając spojrzenie gdzieś dalej.
Idź się umyć. M u s i s z. Ja zmienię pościel i pomyślę, co dalej.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jedyne, czego teraz pragnął, to wrócić do spania. Po oczywiście odświeżającym prysznicu, który zmyłby z niego brud, jakie jego ciało nosiło na sobie. Zapomniał się. O tym, że to co się wczorajszej nocy wydarzyło było dyktowane alkoholem. Nie wiedział, jak dobitnie lada moment miał się o tym dowiedzieć. Jak brutalnie Nirou miał ściągnąć go na ziemię, przydeptać i zaśmiać się kpiąco. Pierwsze warknięcie wywołało w jego umyśle czerwoną lampkę ostrzegawczą, pociągając za sobą zaciśnięcie szczęki i napięcie mięśni. A potem było już tylko gorzej.
Warknął niemo kiedy poczuł żelazne palce zaciskające się na jego obolałym ramieniu, które szarpnęły go tak mocno, że chcąc czy nie, został zmuszony do spojrzenia w lodowate tęczówki chłopaka. Jego usta wykrzywiły się w namacalnym niezadowoleniu, kiedy Chitara złapał go za szczękę, instynktownie odchylając głowę do tyłu, by zerwać ten mało przyjemny kontakt fizyczny. Wszystko prysło jak pierdolona bańka mydlana. Ale nie to było najgorsze.
Słowa, które toczył chłopak były jak żrący kwas wylewający się na jego wnętrzności.
Jak pieprzona choroba toczył się w jego głąb, niszcząc wszystko to, co napotykało na swojej drodze. W gardle mu zaschło, a jego własne ciało zdawało się być zupełnie obce. Jakby wyszedł z niego i stanął obok, przyglądając się temu marnemu przedstawieniu.
Zamknij się. Zamknij się wreszcie.
Ale Chitara nie milkł. Nawet na chwilę. Mętny wzrok Natsume przesunął się na jego usta i przyglądał mu się w milczeniu ja mówił. Jak wyrzucał z siebie te piekące bólem słowa, jak gdyby nigdy nic. Jakby to wszystko miało zależeć od niego. W głowie zaczęło mu huczeć a w gardle pojawiła się wielka gula, która otumaniała. Palce starszego chłopaka na przemian zaciskały się i luzowały na zmiętolonym materiale pościeli. Oddech stawał się powoli płytszy, a powieki ociężałe.
Poczuł się tak, jakby Chitara w tym jednym momencie…
”… beznadziejne kłamstwa.”
… wyciął mu serce i je zdeptał. Poczuł dziwną pustkę w sobie. Jakby wszystkie emocje z niego się ulotniły, a jego ciało było jedynie kupą mięsa.
A potem uderzyła go nagle wściekłość.
Impuls, który nim poruszył był jak lodowata szpila wbijająca się w jego ciało. Dziwna siła na tę krótką chwilę poruszyła jego ręką, kiedy z całej siły uderzył Chitarę zaciśniętą pięścią w twarz, posyłając go na łóżko.
Nigdy przedtem nie uderzyłeś go.
Nigdy.
Ile to razy jego usta toczyły żrące słowa. Ile to razy został przez niego uderzony. Ile to razy czuł się przez niego zmieszany z błotem… ale nigdy dotąd nie czuł się przez niego tak upokorzony, jak teraz. Czuł się niczym pierdolona dziwka, której oczy zmydlono pięknymi mrzonkami o szczęśliwym życiu, tylko po to, żeby za darmo zamoczyć. A po upojnej nocy zostawić z bachorem i udać się w chuj wie gdzie.
Spojrzał na chłopaka wzrokiem pełnym żalu, rozgoryczenia i przede wszystkim rozczarowania.
Ale był naiwny. Tak kurewsko naiwny.
- Kocham cię, Rui.” Naprawdę potrzebowałeś tak perfidnego kłamstwa, żeby dobrać się do mojej dupy? – poruszył wargami, chociaż wydawało mu się, że zdarty głos od nocnych jęków nie należy do niego. - Co ja Ci kurwa zrobiłem takiego, że musiałeś tak okrutnie ze mnie zadrwić? Aż tak mnie nienawidzisz? Boże… – przysiadł na łóżku i wsunął drżące palce w swoje włosy, zaciskając je na nich. - Ale ja byłem głupi, że ci uwierzyłem. Przecież powinienem się domyślić, że nie chodziło ci o mnie a o to, żeby mieć do czego wsadzić kutasa. – jego barki poruszyły się w rytm gardłowego śmiechu, bynajmniej nie posiadającego w sobie nawet krzty radości. Uniósł spojrzenie i spojrzał na niego przeszywającym chłodem spojrzeniem - Brawo, Chitara. Przeleciałeś swojego przyjaciela. Możesz dopisać do swojego pamiętniczka miejskiego ruchacza. – warknął czując nieprzyjemny posmak na ustach pełen obrzydliwości.
Czuł, że zaczyna się dusić. Tym wszystkim. Obecnością Chitary. Musiał się odsunąć od niego, bo zostanie kompletnie pokonany. Nie mógł okazać przed nim swojej słabości. Po prostu… nie.
- Kiedy ja na naprawdę ciebie… kurwa. – spojrzał na niego czując, jak się łamie, jak robi mu się niedobrze, jak oczy robią się coraz bardziej mokre. - Nigdy więcej mnie nie dotykaj – wycedził łamiącym się głosem. - Nie zbliżaj się nawet do mnie. Jesteś najgorszy. – zerwał się z łóżka, żeby pognać do łazienki, ale raptownie jego nogi zadrżały jakby były z waty, pozbawione jakiejkolwiek siły. Zachwiał się i upadł na ziemię zahaczając łokciem o biurko oraz krzesło. Zagryzł mocniej powieki, czując jak ciepłe krople skapują na jego dłonie. Całe szczęście, że był tyłem do niego i Nirou nie mógł tego ujrzeć. Kolejnego upokorzenia nie zniósłby.
- Nie chcę cię znać. – wyszeptał cicho, choć był pewien, że jego słowa dosięgną chłopaka. Pomimo odmowy współpracy ze swoim własnym ciałem, zebrał w sobie siły, żeby się podnieść i nieco chwiejnym krokiem udał się do łazienki, odcinając się od Chitary.
Dopiero tutaj, w małej łazience pozwolił sobie na odsapnięcie. Czując pieczenie w gardle, bez zbędnego zwlekania wszedł do kabiny i odkręcił kurek. Letnia woda była niczym zbawienie dla jego obolałego ciała. Ciepłe krople mieszały się z brudem nasienia, krwi oraz gorących łez, których nie był w stanie powstrzymać. Bolało, tak kurewsko bolało.
Przecież wiedziałeś jak to się skończy…
Ale nie dopuszczał tego do siebie. Naiwnie sądził, że Chitara będzie tylko jego. I dlatego to tak bardzo bolało. Oparł się dłonią o zimne kafelki, pozwalając, by woda robiła swoje. Nie mógł tam wrócić. Nie do momentu, w którym się nie uspokoi na tyle, by móc przebywać z nim w tym samym pomieszczeniu.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Huknęło.
Nir nie zdążył nawet dobrze zacisnąć zębów, a jedyne, co udało mu się zrobić, to zamknąć powieki milisekundę przed tym, nim dłoń Natsume z trzaskiem posłała jego głowę na bok. Miał wrażenie perfidnego „deja vu”, bo znów cały świat przycichł; cały cholerny akademik po prostu umilkł, jakby był faktycznym bytem. I na płaszczyźnie ciszy rozniósł się huk, po którym policzek chłopaka zabarwił się na intensywny szkarłat.
Bolało?
Nie. W ogóle.
Nie fizycznie. Tylko w głowie coś się roztłukło, łamiąc się na jeszcze mniejsze kawałki, gdy uniósł dłoń i opuszkami dotknął szczęki. Nie zrozumiał, dlaczego go uderzono, skoro było to bezcelowe. Obaj o tym wiedzieli, a jednak cios padł, a sam Chitara dopiero po chwili uniósł zgaszone spojrzenie na jego twarz, powstrzymując się przed rzuceniem się mu do gardła. Sam sobie zarzucił łańcuch na gardło, choć ciało mrowiło, chętne do walki i rozlewu krwi.
Należało ci się.
Górna warga drgnęła lekko, w nagłym, stłumionym warknięciu.
Dobra, już. Wiedział, że mu się należało. Wiedział, że to, co stało się w nocy, było głównie jego winą, choć nadmiar dumy i cholernego snobizmu nie pozwalał mu przyznać się do błędu. Świadomość jego popełnienia okazała się o wiele gorsza od konsekwencji. Zwyczajnie nie docierało do niego, jak mógł się potknąć na prostej drodze.
Z bezsilności?
Zacisnął kły, aż wszystkie mięśnie mu się napięły, wyostrzając rysy twarzy. Wpatrywał się wściekle w Natsume, jak przyczajony w kącie drapieżnik ─ zbyt ranny, by samemu zaatakować, ale zbyt impulsywny, aby nie odpowiedzieć na kolejny cios. Zdawało się nawet, że tylko czekał, aż Rui ponownie podniesie ramię, jeszcze raz zaciśnie palce w pięść. Wtedy miałby powód, naprędce stworzony argument, którym mógłby się karmić przez wszystkie późniejsze dni ─  przecież musiał się bronić.
A jednak cios nie padł.
Znów nie fizyczny. Palce ścisnęły zmaltretowaną pościel, ale w jednej chwili poluzowały chwyt. Przez twarz Chitary przemknął cień zaskoczenia, przemieszanego z tak dziecięcym niedowierzaniem, że większość już na tym etapie zrozumiałaby, że coś go tknęło od wewnątrz. Prędko jednak odzyskał rezon, marszcząc lekko ciemne brwi i kodując kolejne słowa; przyjmując na siebie zarzuty, na które Natsume nie uzyskiwał odpowiedzi. W gardle mu zaschło. I zasychało coraz bardziej, im dalej w wydawanie wyroku brnął Rui.
Nienawidzę cię.
Nie dotykaj mnie.
Upadł. Satysfakcja uniosła Chitarze kącik ust ku górze, gdy przyglądał się, jak trzęsące ciało powoli staje ponownie na nogach.
Nie chcę cię znać.
Coś pękło. Kącik ust drgnął ciut wyżej, choć radość nie dosięgnęła oczu. Jakby świat stanął w miejscu, ujmując w kadr tę scenę. Ale ktoś rzucił znienacka kamieniem, deformując ich twarze, sylwetki, niszcząc kształty. Obraz rozpadł się tak, jak szwankował u Niro ─ po prostu roztłukł. Chłopak zatrząsł się, odprowadzając przyjaciela
(przeleciałeś swojego przyjaciela. Możesz go dopisać do...)
aż do drzwi łazienki, za którymi zniknął, zwalniając blokadę. Dopiero, gdy rozległo się ciche „kliknięcie” przy zamknięciu wejścia, Chitara warknął, podnosząc się z posłania.
Dlaczego [b]znowu[/color] przede mną uciekasz, Rui?
Palce drgnęły, chcąc zacisnąć się w pięść. To nie pierwszy raz, gdy widział go na skraju kompletnego zniszczenia. Nie pierwszy raz, gdy przyszło im zacisnąć zęby na krtani i czekać na to, który z nich wykrwawi się bardziej. Tym razem padł cios, Nir. Jest źle. O ten jeden wulgaryzm, jeden głupi żart, jedno złe słowo za dużo. Rozumiesz?
Rozumiał.
Jeszcze wczoraj miał pod sobą jego ciało, wsłuchując się w płytki oddech, otoczony zapachem... Chłopak zwinął dłonie w pięści. Zapachem, który towarzyszył mu zawsze, bo zawsze Natsume był tuż obok.
Zgrzyt rozległ się równocześnie z szumem wody przytłumionym przez ścianę oddzielającą pomieszczenie, w którym znajdował się Natsume, a pokojem, gdzie na ramionach Nirōtaniego osiadł ciężar. Laptop marudnie wydał z siebie kolejny chrzęst, już po tym, jak czarnowłosy wycofał stopę z pęknięcia i obrzuciwszy zepsuty sprzęt parą niebieskich oczu, odwrócił się i podszedł do szafy. Szarpnięciem otwarł mebel i wyciągnął z niego spodnie ─ pierwsze lepsze, jakie mu się nawinęły.
Teraz ty uciekasz, Nir.
Już po chwili walczył z paskiem, stopą wyrzucając z półki podniszczone trampki. Miał to gdzieś. Musiał się przewietrzyć. Musiał wyjść, bo obecność Natsume ─ nawet oddalonego ─ wzmacniała ścisk na gardle. Musiał zwyczajnie się od niego uwolnić.
Kurwa mać.
Buty spadły na podłogę, ale nie ruszył ich już.
Jasny błysk śmignął jeszcze przez jego oczy, gdy ruszył twardym krokiem do łazienki.
Po co to robisz? To jak wieczna szarpanina. Naprawdę masz jeszcze czelność do niego iść?  Akurat teraz?
Dłoń opadła na klamkę, drzwi otwarły się, a stopa przekroczyła linię framugi.
„Kiedy ja naprawdę ciebie...”
Nie zamknął ich za sobą.
Same się domknęły z kolejnym „klak”, gdy poharatane palce Nira wsunęły się w minimalny otwór między dwoma szklanymi powierzchniami. Szumiało w całym pomieszczeniu, zagłuszając nie tylko odgłos kroków, ale i dudnienie w jego czaszce; niwelując rozkołatane uderzenia serca. Denerwował się. I to właśnie ten gniew poruszył jego ręką, rozsuwając drzwi kabiny. To on pchnął go do środka, zmusił do postawienia kroku. Bosa stopa padła na mokrą powierzchnię, palce dotknęły ramienia Natsume, siła Chitary pchnęła go na lodowatą ścianę. Nawet nie zauważył, kiedy sięgnął po kurek, ale musiał zrobić to jeszcze przed faktycznym wejściem, bo krople tylko trochę zwilżyły mu materiał spodni, parę z nich opadło na zadrapane ramię. W drugiej sekundzie stał już przed Natsume, z dłońmi na jego policzkach, by się nie wyrwał, nie uciekł, znów nie zostawił między nimi dziury niemożliwej do załatania żadnymi przeprosinami.
Przełknął gwałtownie ślinę i wypuścił powietrze z płuc. W chwili, gdy oddech kładł się na policzku Rui'ego, barki Chitary opadły ─ jakby przyjął na nie ciężkie brzemię.
„Kocham cię, Rui”.
Więc tak powiedział?
Powoli uniósł spojrzenie, by odszukać jego wzrok. Nie chciał patrzeć mu prosto w oczy, ale nie mógł też kulić się przed nim jak skopany pies. Powiedział to. Trudno. Nie dziwił się reakcjom Natsume ─ sam pewnie poczułby istną furię, gdyby pewnego razu spotkał go nawalonego; zbyt słaby, by odepchnąć i przerwać gwałt ciała. I może gdyby wszystko skończyło się na tym etapie, nie byłoby jeszcze tak źle.
Ale jesteś facetem, Nir.
Uśmiechnął się lekko, odsuwając dłonie od jego twarzy, by oprzeć je na kafelkach. Nie miał prawa go dotykać.
Natsume też jest.
Jakbyś się czuł, gdyby twój kumpel wyznał ci miłość niemożliwą do odwzajemnienia?
Nie musisz tego akceptować ─ wychrypiał, przerywając zgęstniałą ciszę. Wcześniej nawet nie zauważył, że wokół nastało tak parszywe milczenie, jakby byli ostatnimi organizmami, mogącymi narobić jakikolwiek szmer. I choć było to przytłaczające, mówił cicho, niespiesznie zbierając skrawki myśli. ─ Wezmę odpowiedzialność za to, że skrzywdziłem twoje ciało ─ przesunął wzrokiem wzdłuż nagiej sylwetki skatowanej zębami, paznokciami i nadmiarem siły; a potem wrócił do jego oczu ─ ale nie nienawidź mnie za słowa, bo gdybym wiedział, że tak na nie zareagujesz... ─ Pokręcił głową i warknął głośniej, ściągając brwi ku sobie. ─ Myślisz, że jestem idiotą? Po tych wszystkich razach, gdy sprowadzałeś gejów do   roli podrzędnego ścierwa, serio sądzisz, że byłbym na tyle tępy, żeby się do czegokolwiek przyznawać? Wyobraź sobie, do jasnej cholery, że poza tym, nadal jestem twoim bratem i gdyby przyszło mi raz jeszcze stanąć przed wyborem... ─ Urwał w środku zdania, przygnieciony nagłym wyczerpaniem. To trwało już zbyt długo, a teraz zdał sobie sprawę, że z sekundy na sekundę jest mu już wszystko jedno, jak to się potoczy. Powieki opadły, a on sam odsunął się wreszcie na krok, nie zdejmując z niego badawczego spojrzenia. ─ Zrobiłbym to jeszcze raz.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Woda go oczyszczała. I fizycznie i psychicznie. Czuł jak każdy, nawet najdrobniejszy skrawek jego ciała drży, rozrywając go od środka i wrzeszcząc błagając o chwilę wytchnienia i odpoczynku. Dopiero teraz docierały do niego wszystkie zewnętrzne bodźce. Całe jego ciało płonęło żywym ogniem, a każdy ruch sprawiał mu ból. Nie przypuszczał, że noc spędzona w objęciach Chitary skończy się dla niego tak destrukcyjnie. Jasne, zdawał sobie sprawę, że będzie go bolało, ale nie sądził, że na tyle, że nie będzie w stanie się poruszać. Ale ból fizyczny był niczym w przeciwieństwie do wyżartej dziury w klatce piersiowej. Dusiło go to. Odbierało życiodajny tlen. Nawet nie poczuł, kiedy uderzył pięścią o śliskie i zimne kafelki. Chciał zniknąć z tego świata. A przynajmniej z oczu Niroutaniego. Nie był w stanie spojrzeć na niego. I nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek mu się to uda. Był przegranym.
Jeszcze nikt w życiu tak bardzo go nie upokorzył. I skrzywdził.
”Kłamstwa…”
Non stop huczało mu w głowie, wżerając się w mózg i uśmiechając złośliwie podszeptując cichym, niemal drwiącym głosikiem jak bardzo był głupi i naiwny.
Widzisz? Nikt cię nie chce. Nigdy nie chciał.
Zawiesił głowę, wyrównując powoli oddech. Wiedział, że to prawda. Ale mimo wszystko jakieś jego wewnętrzne „ja” trzymało się tej kruchej nadziei, że z Chitarą będzie inaczej. W końcu go akceptował za to, jaki jest. Za te wszystkie jego wady i odchyły. I nigdy nie odwrócił się do niego plecami. Ale nigdy nie sądził, że tak okrutnie zakpi z jego uczuć. Oczywiście, że nie chciał. Wiedział, że poniekąd to on zjebał, zakochując się w nim. Ale nie mógł nic na to poradzić. Do tej pory skutecznie tłamsił to w sobie, walczył ze swoim własnym pożądaniem, ale w wczorajszej nocy palce Chitary same wyszarpnęły głęboko skrywane uczucia chłopaka ukazując je światu. I w imię czego? Dobrej zabawy.
Chłód wtargnął się niespodziewanie, tak samo jak złe przeczucie. Nie zdążył jednak odwrócić się, bo w ułamku sekundy znalazł się przodem do Chitary, przylegając do zimnych kafelek, które jak na złość nie podziałały kojąco na poharatane i pogryzione plecy oraz ramiona. Usta wykrzywiły się w niezadowoleniu, kiedy ciepłe palce zakradły się na jego policzki.
TRZASK
Jego własna dłoń uderzyła w nadgarstki niższego chłopaka odsuwając je od siebie, jakby były jakimś zbędnym paprochem.
- Mówiłem, żebyś mnie już nigdy więcej nie dotykał. – warknął przez zaciśnięte kły, chociaż głos nie brzmiał pewnie nawet w najmniejszym procencie. - Wyjdź stąd? Słyszysz? Wynoś się. No wyłaź! – w przeciwieństwie do słów, które wypowiedział parę sekund wcześniej, sam naparł na Nirou i zaczął go odpychać od siebie, żeby wyrzucić go z kabiny. Ale jego mokre dłonie jedynie ślizgały się po ciepłej skórze chłopaka.
- Albo ja sam wyjdę. Odwal się. Nie chcę cię nawet słuchać. – warczał, rzucał się i syczał, jak zaszczute zwierzę, które parę chwil wcześniej zostało porażone prądem a jego oprawca postanowił zabawić się w dobrego właściciela i przyszedł pogłaskać go po główce tylko po to, żeby uśpić czujność ofiary.
Mimo wszystko już po chwili przestał się rzucać. Opierał obie ręce o klatkę piersiową chłopaka i spoglądał gdzieś w dół. Byle nie w jego oczy. Nie potrafił tego zrobić, bo wiedział, że się złamie.
Krwawi… Musi to opatrzyć.
Przemknęło mu przez głowę, kiedy zobaczył czerwoną stróżkę barwiącą kafelki, na których stali.
Pomimo tego co ci zrobił nie możesz przestać się o niego martwić, co nie?
Zacisnął mocniej powieki, ściągając usta w wąską linię.
Oczywiście, że nie potrafił. Przecież nie przestał go kochać, mimo wszystko.
Słowa chłopaka docierały do niego, chociaż usilnie próbował się na nie zamknąć. Niech już przestanie. Niech się nie znęca. Niech zamknie gębę. Błagam. Miał dość. Robiło mu się niedobrze, a ciało powoli odmawiało posłuszeństwa. To było za wiele jak dla niego. W jednej chwili stracił… dosłownie wszystko. Godność i przyjaciela. Oraz naiwne marzenia o tym, że może być tylko lepiej.
”Zrobiłby to jeszcze raz”
Otworzył oczy i uniósł powoli głowę, spoglądając na niego niedowierzająco. Zabrał dłonie, wbijając się plecami w ścianę za nim, chcąc oddalić się od Chitary na jak największy dystans, na ile mógł sobie pozwolić w tej niedogodnej sytuacji.
- Jesteś chory… – wymamrotał cicho i się zaśmiał słabo głosem pełnym chrypy.
- Myślisz… myślisz, że znowu ci się oddam po tym wszystkim co mi zrobiłeś? Nie jestem pierdoloną dziwką, którą można ruchać ot tak. – wycedził przez zaciśnięte zęby i odchylił głowę nieco do tyłu.
- Nie. – wypalił nagle. - Nie ma takiej opcji. Już raz Ci się oddałem bo myślałem… kurwa. A co miałem mówić, Chi? Jeżeli nie sprowadzałbym ich do podrzędnego ścierwa, domyśliłbyś się, że sam nim jestem. A wtedy nie chciałbyś mnie znać i nie mógłbym być blisko ciebie. Ale tak już jest. Nie interesują mnie kobiety. Zresztą, faceci też nie. – rozłożył dłonie w geście zrezygnowania. - Moja uwaga była skupiona tylko i wyłącznie na jednej osobie. Ale jeżeli przejawiałbym jakiekolwiek oznaki przychylności w stronę gejów – domyśliłbyś się. I znienawidziłbyś mnie. – odetchnął cicho przez nos, czując jak zmęczone ciało ogarnia chłód.
- Nawet nie wiesz ile razy podążałem za tobą wzrokiem. Ile razy fantazjowałem o tym, że to mnie dotykasz a nie te przeklęte dziwki. Ale wiedziałem, że to jest niemożliwe. Aż do wczoraj… Kiedy przyszedłeś i zacząłeś mnie dotykać. – w jego spojrzeniu błysnęła iskra wypełniona żalem. - A ja naiwnie ci się oddałem, bo myślałem, że chociaż przez chwilę możesz być tylko mój i że nie muszę już się tobą dzielić z innymi. A potem powiedziałeś, że jestem kimś innym dla ciebie niż tylko przyjacielem. Bratem. I wiesz co? – usta wykrzywiły się w grymasie rozżalenia.
- Nigdy przedtem nie czułem się tak szczęśliwy jak w tamtej chwili. Jasne, podświadomie wiedziałem, że to przez alkohol ale nigdy nie sądziłem, że to będzie tylko okrutnym żartem, który zakpi z moich własnych uczuć. – odetchnął cicho przez nos i poczuł się nagle cholernie zmęczony i przytłoczony tym wszystkim. Odsunął go od siebie i skierował się do wyjścia z kabiny.
- Dwa lata, Chi. Dwa lata się w tobie kocham. – minął go wychodząc na zimną podłogę i złapał za ręcznik, którym owinął zdewastowane biodra.
I jak się z tym czujesz, Rui?
Chujowo. Ale lżej.
Bo w końcu powiedział to otwarcie. Nie było sensu się z tym kryć. Już nie. I tak go stracił. Bez zbędnego słowa wyszedł z łazienki kierując się do szafy, żeby ubrać się w coś luźnego, pójść spać i… zapomnieć. Chociaż na krótką chwilę.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach