Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Chociaż spojrzenie, które Kate rzuciła białowłosemu, gdy z jego ust padło pytanie, nie należało do najprzyjemniejszych, tym razem postanowiła siedzieć cicho, jakby uświadomiła sobie, że gadanie kosztuje ich wiele energii i nerwów. Być może problemem było to, że zbyt mocno się do siebie upodabniali – to był już wystarczający powód, dla którego ciężko było im przebywać w swoim towarzystwie. Skupiła się na swoim zadaniu, licząc już tylko na to, że jak najszybciej się stąd wydostaną.
Gdy Rei został zatrzymany, mimowolnie zapowietrzył się, jakby przeczuwał, że Grow stwierdził, że zrobił coś złego. Czerwone oczy rudowłosego rozszerzyły się nieznacznie, a drobne wargi zastygły w bezruchu, gdy tylko je rozchylił. Mimo tego nie odwrócił wzroku od dwukolorowych tęczówek Wilczura, choć głównie dlatego, że to zupełnie wyleciało mu z głowy, gdy sam skupił się na jego intencjach. Może źle podawał Kate ubrania? Może robił to zbyt wolno? Uniósł ramiona wyżej, jakby co najmniej spodziewał się nadchodzącego w twarz ciosu. Chociaż był jeszcze mały, znał brutalność tego świata, nawet jeśli uparcie chciał wierzyć, że wymordowany go nie skrzywdzi.
Rudzielec poruszył się dopiero wtedy, gdy przyszło mu energicznie kiwnąć głową na niemy sygnał młodzieńca, jakby chciał mu oznajmić, że zrobi, co do niego należy, po czym szybko pomknął w stronę jasnowłosej, by dostarczyć jej kolejne szmaty.
„Kto wie?”
Kobieta zerknęła na niego, gdy bezpiecznie znaleźli się na dole. Chyba takiej odpowiedzi się obawiała. Z drugiej strony nie miała mu tego za złe, biorąc pod uwagę, że jej wiedza na temat wszystkiego dookoła była równie skąpa.
Racja, dyktafon ― mruknęła, wznosząc wzrok w stronę sufitu w zamyśleniu i powoli ruszyła za Growem i Rei'em. Pies również dołączył do białowłosego, gdy ten dał mu znak i zimnym nosem przesunął po wierzchu ręki chłopaka. ― Pewnie liczył, że ułatwi sprawę spanikowanym ludziom, którzy w takich chwilach zapominają o rozwiązaniach ― mruknęła, zaraz milknąc na jakiś czas, żeby wsłuchać się w ciszę budynku, choć jednocześnie jej myśli umykały na tyle daleko, że na drugim piętrze zatrzymała się gwałtownie, czując dłoń na ramieniu. Zamrugała kilkakrotnie i zerknęła ku Growowi, ściągając lekko brwi, gdy dotyk ciepłej dłoni zsunął się na jej nadgarstek. ― Co ty robisz? ― mruknęła, dopiero po chwili wyczuwając jakiś znikomy ciężar na swoim przedramieniu. Uniosła nadgarstek na wysokość twarzy i wsunęła palec wskazujący za łańcuszek. ― Bransoletka ma mi uratować życie?
Chłopiec zachwiał się lekko na stopniu, gdy łapał rzucony mu przedmiot. Przynajmniej on nie zamierzał tego kwestionować – po ostatnich wydarzeniach wierzył w słuszność działań albinosa. Od razu założył cienki łańcuszek na swoją rękę.
Dziękuję ― odparł, jakby co najmniej podarowano mu zabawkę. ― To tamten straszny pies? ― rzucił, przechylając głowę na bok i podążył dalej za dwójką dorosłych.
„Tu też nie ma okien.”
Dziwne ― mruknęła jasnowłosa, również przemykając wzrokiem po korytarzu na parterze. ― Myślałam, że budynek najłatwiej opuścić przez parter. Może to uratowałoby im skórę, a tymczasem sami zamknęli się w tej żelaznej klatce. Chociaż na niższych piętrach było znacznie mniej ciał ― zauważyła i w rzeczywistości tak też było. Wszystko wskazywało na to, że niższe piętra albo były mniej zaludnione, albo ludziom stamtąd szybciej udało się wydostać na zewnątrz.

------------------------

Już na schodach w pobliżu piwnicy unosił się wyraźniejszy zapach, świadczący o tym, że jeszcze do niedawna ktoś był w pobliżu. Większość z tego mieszała się jednak z jakimś zatęchłym smrodem, który towarzyszył takim miejscom. Nawet w tak nowoczesnym budynku zaciemniona piwnica, do której nikt nie miał wstępu, na pierwszy rzut oka prezentowała się raczej zwyczajnie. Miało się wrażenie, że po otworzeniu drzwi natrafi się na pokryte brudem ściany, pajęczyny w każdym kącie, jakieś stare pudła i tonę niepotrzebnych w nich rzeczy. Growlithe nie był jedynym, który to wyczuwał – Kate i Rei również zajęli się oceną otoczenia, próbując wychwycić jakieś niepokojące dźwięki i obce zapachy. Żadne z nich nie odezwało się jednak, skoro za drzwiami wciąż ktoś mógł na nich czekać.
Gdy jednak białowłosy przysunął ucho do drzwi, zastał jedynie ciche buczenie jakiegoś urządzenia – być może akumulatora lub instalacji elektrycznej, które zazwyczaj trzymało się w takich miejscach. Nic nie zmieniło się również, gdy nacisnął na klamkę, a to z tej przyczyny, że drzwi nawet nie drgnęły.
Zamknięte? ― szept Kate ledwo przebił się przez elektryczny dźwięk, jakby nie chciała przeszkadzać w nasłuchiwaniu. Zauważywszy jednak, że białowłosy zaczął napierać na drzwi, zaledwie kilka sekund przyglądała się jego staraniom, zanim postanowiła się przyłączyć i oprzeć ręce o metalową powierzchnię, by naprzeć na nią z całych sił, mimo że nieustannie towarzyszył jej ból. Dzieciak poszedł za jej śladem, ustawiając się pomiędzy nimi, choć jego pomoc wydawała się bezużyteczna. Naparł plecami na drzwi i zaczął odpychać się nogami od ziemi, choć szorstki beton drażnił jego bose stopy.
Coś szurnęło za drzwiami, przesuwając się pod naporem potrojonej siły. Niewielka szpara została utworzona, przez co lis był w stanie przemknąć swobodnie do pomieszczenia, w którym panowała ciemność. To było wielkie i na dobrą sprawę prawie cała jego przestrzeń była zajęta przez meble, urządzenia, z czego niektóre z nich przykryte były szeleszczącymi, ochronnymi foliami, całe mnóstwo regałów zawalonych pudłami i dokumentami. Nie dało się ukryć, że nikt nie dbał o wystrój tego miejsca, jednak było ono idealne, jeśli ktoś chociaż na chwilę chciał zniknąć niezauważony, by pobawić się w chowanego.
Gdzieś za gratami majaczyły drzwi wyjściowe, a przynajmniej majaczyły dla tych, którzy byli zdolni widzieć w ciemnościach. Tuż obok nich znajdował się czytnik z niebieską diodą, która była jednak marnym oświetleniem. Droga do nich nie była zbyt wygodna i wyglądało na to, że ktoś na siłę próbował utrudnić przejście, zwalając na ziemię trochę pudeł i jakichś gratów, o które nietrudno było się potknąć. Widocznie nikt więcej miał się stąd nie wydostać.

Dodatkowe: Nie wiem, co teraz zrobi Grow, ale szpara w drzwiach jest na razie na tyle mała, by z ich trójki przeszedł jedynie Rei. Nic nie wskazuje na to, by ktoś był w środku, aktualnie słychać jedynie głośniejsze buczenie przez to, że drzwi zostały otwarte.

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku. Ślady po pnączach. Ból łydki.

Stan Reia: ból nadgarstka.
Stan Kate: rana po ugryzieniu na boku (opatrzona), liczne zadrapania. Zadrapanie na boku szyi; utyka.

TERMIN ODPISU: 13 październik.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy drzwi przestały się przesuwać mimo naporu całej trójki, Growlithe odsunął się od nich i zerknął do środka przez szparę. Lars zmieścił się bez problemu – wszak nie dorównywał wzrostowi żadnemu z realnych lisów – ale on sam ledwo mógłby przepchnąć ramię, nie wspominając o głowie i całej reszcie.
Odwrócił się jeszcze, by skonfrontować spojrzenie z korytarzem. Wyjście znajdowało się w piwnicy – tak twierdzono. To samo w sobie wydawało się dziwne, ale w obecnej sytuacji nie miał zamiaru kwestionować planów architektów.
Coś blokuje drzwi. – Ta bezczelna oczywistość wydawała się go zniesmaczyć. Wykrzywił usta w grymasie, odsuwając się odrobinę od wejścia, by dać większe pole do popisu dzieciakowi. ─ Rei. Teraz twoja kolej. – Ruchem brody wskazał na wnękę. ─ Sprawdź czy dasz radę przesunąć to, co znajduje się za drzwiami, byśmy mogli się tam dostać.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Można było się spodziewać, że Rei nie będzie zadowolony z konieczności wejścia do środka jako pierwszy, choć dało się zauważyć, że starał się to ukryć, nawet jeśli w jego oczach pojawiła się pojedyncza iskra strachu, kiedy kiwnął mechanicznie głową, przystając na propozycję białowłosego.
Po prostu spróbujmy popchnąć je jeszcze mocniej ― zaprotestowała Kate, ale rudzielec już ułożył drobną rękę na brzegu uchylonych drzwi, jak gdyby właśnie tknęła go męska duma, mimo że był jeszcze chłopcem. Zadanie było proste – przejść przez wystarczającą dla jego gabarytów szparę i pomóc im dostać się do środka. Był to jedyny możliwy sposób, by wreszcie wydostać się z budynku. Motywowany tymi argumentami, które ułożył sobie w głowie, przeszedł przez drzwi, zanim jasnowłosa poinformowała go, że nie musi tego robić.
Ciemno ― rzucił cicho, jednak był na tyle blisko, że słyszeli go wyraźnie. Jego wzrok był jednak przyzwyczajony do podobnych warunków, więc szybko przyzwyczaił się do obecnego stanu rzeczy, biorąc pod uwagę, że klatka schodowa również nie należała do najjaśniejszych miejsc, mimo awaryjnych świateł. Stuknął ręką o metalową szafkę, która wydała z siebie dość charakterystyczny dźwięk, po czym zaszeleścił folią, która utknęła pomiędzy krótką nogą mebla, a jakimś innym meblem. ― Haaa ― mimowolnie wydał z siebie ociężały odgłos, gdy zaczął siłować się z przeszkodą. Przynajmniej miał nadzieję, że to w tym tkwił cały problem. Podwijająca się, dość gruba folia blokowała miejsce na co najmniej kilka centymetrów, które w tym wypadku mogły okazać się zbawieniem dla dwójki dorosłych, nawet jeśli mieli przedostać się tu z trudem.
Chwilę zajęło, zanim rudzielcowi udało się usunąć blokadę, choć gwałtowne pociągnięcie, sprawiło, że zatoczył się do tyłu i upadł na swoje wychudłe cztery litery, przy okazji uderzając plecami o jakiś karton, przez co jęknął boleśnie i pociągnął lekko nosem, walcząc z chęcią popłakania się przez niedogodność wszystkich warunków.
Nic ci nie jest mały?
N-nie. Spróbujcie teraz. ― Podniósł się, otrzepując przydługą koszulkę.
Jasnowłosa naparła na drzwi z równą siłą, co wcześniej, czekając jednocześnie na pomoc Growlithe'a. Jeśli ten zaangażował się równie mocno, metalowa szafka w końcu zaczęła się przesuwać, szurając głośno o podłogę, do momentu aż nie natrafiła na kolejną przeszkodę, której tym razem czerwonooki nie zdołałby już przesunąć. Przejście jednak zrobiło się na tyle duże, by Kate bez trudu zdołała przedostać się do piwnicy, co też zrobiła, zaraz rozglądając się niepewnie po zwalonym gratami pomieszczeniu. Albinos jednak musiał zmierzyć się z nieco nieprzyjemnymi otarciami, jednak możliwość nabawienia się ran została zamortyzowana przez ubrania, dzięki którym skończyło się na niegroźnym pieczeniu szczególnie na jego klatce piersiowej.
To chyba tam ― rzuciła, wskazując palcem jakieś drzwi znajdujące się parę metrów przed nimi, w pobliżu których znajdował się czytnik. ― Może to jednak nie był blef? ― spytała, mimowolnie ruszając przed siebie. Nie pozwoliła sobie jednak na nadmierną pewność, mimo że prawdopodobnie byli już u celu. Wodziła na boki ciemnym spojrzeniem, chociaż wszędzie były jedynie szafki, folie, kartony. Nic, co przyciągnęłoby uwagę jakimkolwiek ruchem, dopóki coś nagle nie zderzyło się z jej bokiem, posyłając ją do tyłu, prosto na dwójkę pozostałych towarzyszy. Upadła tuż pod ich nogami, obejmując się za brzuch, który w tej sytuacji ucierpiał najbardziej. Z szeroko otwartymi oczami, łapała głębokie hausty powietrza, gdy spomiędzy szafek wysunęła się jakaś postać, z której swobodnie zaczęła zsuwać się foliowa płachta.

I think we're fucked up. [Growlithe] - Page 5 Misjaapng_arwqaep

Dwa niebieskie punkciki zalśniły przed ich oczami, a każdy ruch wydawał z siebie zmechanizowany odgłos prowizorycznych stawów. Kolejna przeszkoda na drodze wyglądała jak nieco nieudany, jeszcze nieukończony prototyp człowieka, który aktualnie został uruchomiony chyba tylko po to, by nikt nie zdołał przedostać się dalej. Robot zatrzymał się i stanął nieruchomo, jakby czekał na jakiś kolejny ruch z ich strony, a puste, świecące oczy ani na chwilę nie odrywały się od nowych celów.

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku. Ślady po pnączach. Ból łydki.

Stan Reia: ból nadgarstka i pleców.
Stan Kate: rana po ugryzieniu na boku (opatrzona), liczne zadrapania. Zadrapanie na boku szyi; utyka. Silny ból brzucha.

TERMIN ODPISU: 21 październik.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czuł zimny powiew tnący w kostki i zapach wilgotnej piwnicy, rozkładu papieru, drewna, metalu, a to przywodziło przed nos obrazy, na które nigdy nie chciał sobie pozwalać, a które teraz przelały się przez jego umysł jak niemożliwe do ujarzmienia tsunami – tysiące kadrów z kompletnie różnych perspektyw, wszystkie dotyczące tego, co cały czas zaprzątało mu głowę: łudził się, że tylko dwie pary drzwi odcinają go od znanego świata. Widział więc bezkresy Desperacji i rażące w oczy słońce, czuł na wierzchach dłoni, twarzy, ramionach i piersi gorąco. I czuł wolność, której mu brakowało.
Ostatnim, co przyjąłby ze spokojem, była nieudolność Reia. Zdawał sobie sprawę, że to tylko dziecko – ale nie był zwykłym przedszkolakiem, któremu trzeba wycierać spod nosa mleko. W jego żyłach huczała krew wymordowanych, mięśnie już niedługo miały przypominać stal – była tu w ogóle mowa o niepowodzeniu?
Grow czekał więc, zaskakująco cierpliwie wpatrując się w ciemną szparę między drzwiami a framugą. Dźwięki szurania i postękiwania przemilczał równie skrupulatnie, jak zignorował protest Kate, by nie wpuszczać dzieciaka w lepkie łapska nieznanego pomieszczenia – jeszcze niedawno była skora pozabijać ich obu, a teraz szczękała zębami na myśl, że szczeniak może się trochę zarysować? Zapałała do niego sympatią? Uspokoiła ją myśl, że być może tak niewiele dzieli ich od wyjścia i szkoda byłoby tracić kolejnego towarzysza broni?
Uśmiechnął się pod nosem, gdy padło wyczekiwane: „spróbujcie teraz”. Bingo.
Mięśnie napięły się, gdy tylko ramię opadło na powierzchnię drzwi. Siła wkładana w czynność szybko przyniosła efekty. Coś zaszurało po drugiej stronie, zaszeleściła folia, powietrze przecisnęło się przez zaciśnięte zęby. Plecy wyprostowały się, ciężar ciała opadł z powrotem równomiernie na nogi.
Wymordowany spojrzał na Kate i kiwnął głową w czymś, co można nazwać albo ponagleniem, albo formą zachęty, choć nie wątpił, że kobieta uznałaby pierwszą opcję. Przejście w ślad za nią okazało się mniej przyjemne, bo nieważne jak bardzo nie rozluźniłby mięśni, ciało i tak ledwo przecisnęło się przez przejście. Warknął cicho, gdy zawieszka zahaczyła się przy zbyt mocnym przechyleniu się wymordowanego na lewo. Zdjął wtedy smycz z karku i odczepił od klamki, mocniej ściskając ją w dłoni. Palce drugiej ręki przesunęły się lekko pod piersi, nie łagodząc jednak otarcia, zaraz po tym, jak stanął w środku piwnicy.
- To pewnie tam.
Podniósł spojrzenie z kąta pomieszczenia na miejsce wskazywane przez Kate i zmrużywszy ślepia kiwnął głową. - Czytnik – szepnął do siebie, o sekundę za długo zawieszając wzrok na prostokątnym urządzeniu wmontowanym w ścianę. Pewnie dlatego z opóźnieniem zareagował na nagłe zagrożenie. Dłoń musnęła powietrze milimetr od jasnych kosmyków, nim Kate nie upadła tuż przed nim z łoskotem.
Ze zmarszczonymi brwiami spojrzał na robota, wyciągając dłoń po ramię kobiety, by postawić ją do pionu. Nie ściągał wzroku z androida, doszukując się uchybień w jego konstrukcji, a kiedy wymordowana zaufała nogom i jej drobna sylwetka znalazła się tuż przed nim, nachylił się odrobinę, gorącym oddechem parząc jej ucho.
- Rozdzielmy się. Ty w lewo. – Mówiąc to, wsunął we wnętrze jej dłoni identyfikator. Jeżeli nie podziała – trzeba będzie bardziej radykalnych środków, ale ciężko myśleć o alternatywach, gdy dwa niebieskie punkciki przewiercały się przez żołądek, wydłubując kolejne dziury. Szatkowany jak cel na strzelnicy.
Jak ofiara. Szept ledwo go tknął, choć usta i tak zdążyły się wykrzywić. Kątem oka rozejrzał się dookoła, powoli przywykając do panujących tu egipskich ciemności – jeżeli nie będzie żadnej broni, jaką mógłby się posłużyć, będzie zmuszony użyć artefaktów.
A głowa i tak go bolała.
Trzymał się jednak założenia, by kupić Kate trochę czasu. Gdyby drzwi okazały się otwarte, ucieczka wreszcie weszłaby w zakres opcji możliwych do rozważenia. A obecnie? Nawet nie byłby w stanie stwierdzić, czy zdąży przecisnąć się z powrotem na hol bez uczucia wbicia metalowej ręki prosto w brzuch. Ściągnąć na sobie uwagę kwintesencji ludzkiej technologii to jedno; walczyć z tym ustrojem to już bajka na wyższych obrotach. Dlatego póki android nie atakował sam z siebie, Growlithe pozostał spokojny; gotowy jednak na ochronę tak siebie, jak i Kate, Reia czy skołtunionego narwaństwa.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pomoc we wstawaniu była dla Kate zbawieniem, choć z początku całe jej ciało ulegało sile grawitacji, mimo starań białowłosego. Gdy stopniowo podnosiła się do względnego pionu, wydawało się, że lada chwila wyrzyga wszystkie papki, którymi prawdopodobnie faszerowano także i ją. Głębsze oddechy przeplatane z gwałtownym przełykaniem śliny miały temu zapobiec. W końcu jednak udało jej się ustać na drżących nogach bez pomocy Growlithe'a, jednak miała wrażenie, że mimo opatrunku, uderzenie sprawiło, że jej organizm na nowo zaczął tracić więcej krwi. Przez wyraz bólu na jej twarzy przedarł się jednak zacięty błysk, gdy zawiesiła wzrok na stojącym przed nimi robocie.
Co jeszcze mogło pójść nie tak?
Blondynka drgnęła lekko, czując podmuch ciepłego powietrza na swoim uchu. Niewiele brakowało, a odwinęłaby się, odpychając od siebie białowłosego. Ostatecznie ograniczyła się jednak do zaciśnięcia palców w pięść, dopóki plastikowy przedmiot nie dotknął jej dłoni. Momentalnie przechwyciła identyfikator, dopiero po chwili sprawdzając, co właściwie trzymała, po czym zerknęła w bok na niezbyt szerokie przejście między regałami. Bałagan panujący w piwnicy ograniczał pole jej manewru, jednak wszystko to można było uznać też za swojego rodzaju tarczę. Zrobiła ostrożny krok w bok, a głowa androida zaczęła przekręcać się w jej kierunku, a kiedy tylko dosięgnęła do regału, prędko schowała się za nim, co sprowokowało robota do znacznie szybszego uniesienia mechanicznej dłoni, która jak na zawołanie przybrała formę działa. Wszystko to trwało sekundy, zanim maszyna wystrzeliła serię pocisków, rozstrzeliwując kartony i inne przedmioty leżące na półkach, byleby tylko podziurawić też jasnowłosą, która na całe szczęście zdążyła paść na ziemię, zakrywając głowę dłońmi.
Przez chwilę uwaga robota skupiała się wyłącznie na niej, dając nieco czasu pozostałym, chociaż Rei wyglądał na sparaliżowanego strachem, gdy przylgnął plecami do jakiejś metalowej szafki i zasłonił uszy rękami, oddychając coraz ciężej. Albinos z kolei, oprócz pudeł i papierów, jakieś dwa metry dalej mógł dostrzec jakąś metalową rurkę, która jako jedyna mogła tworzyć coś w rodzaju prowizorycznej broni. Reszta mogła znajdować się gdzieś w odmętach piwnicy, których nie sięgało jego oko albo w pudełkach, na których przegrzebywanie nie było zbyt wiele czasu, biorąc pod uwagę, że obecna linia strzałów za moment mogła ulec zmianie.
Szlag ― syknęła kobieta, a ciche szurnięcie wskazywało na to, że postanowiła spróbować przeczołgać się dalej pomiędzy kolejnymi szafkami. Android z kolei, jakby podążając jej śladem, przesuwał rękę dalej, tym razem celując w rząd gratów na najniższej półce, chociaż częstotliwość strzałów stała się rzadsza. Strzał. Cisza. Strzał. Cisza.

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku. Ślady po pnączach. Ból łydki. Niegroźne, ale piekące otarcie na klatce piersiowej.

Stan Reia: ból nadgarstka i pleców.
Stan Kate: rana po ugryzieniu na boku (opatrzona), liczne zadrapania. Zadrapanie na boku szyi; utyka. Silny ból brzucha.

TERMIN ODPISU: 27 październik.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mówiłeś coś o ostrożności.
Tak?
Głos w jego głowie przytaknął.
Tak.
Kłamałem.
Kątem oka wychwycił błysk światła, który przemknął po metalowej części rury. Po ustach przesunął się język, by zwilżyć spierzchniętą wargę, a wzrok ponownie trafił w "twarz" androida. Pierwsze strzały oszołomiły. Czuły słuch wykrzywił jego minę, zmusił do przymknięcia powiek, jakby odcięcie wzroku oznaczało odcięcie się też od innych zmysłów.
Na darmo.
Impuls bólu naprężył mięśnie, wyprostował ramiona, ściągnął brwi ku sobie, sprawiając, że wyglądał na jeszcze bardziej niezadowolonego. Noga jedna drgnęła. Odkleił podeszwę ukradzionego buta od podłoża i przełożył ją bardziej na bok – w kierunku prowizorycznej broni, choć szczerze powątpiewał, że mogła się na coś przydać.
Ale tonący brzytwy się chwyta i tego powiedzenia miał zamiar się trzymać, gdy sięgał ręką po rurkę, gorące palce przytwierdzając do lodowatego materiału. Kontrastowało, a to dobrze. Jeżeli wierzyć stwierdzeniu, że przeciwieństwa się przyciągają, to będzie mógł rzucać w robota tym metalowym badylem i czekać, aż wróci jak bumerang do dłoni, przyciągany do niej magicznym magnesem.
O czym ty pierdolisz?
- Szlag!
Nie chcąc tracić więcej czasu, wsunął palce wolnej ręki między usta i gwizdnął głośno, mając nadzieję, że nawet taki zabieg zwróci uwagę podrzędnej maszyny. Nie w smak mu było przekierowywanie i lokalizatora, i broni we własnym kierunku, tym bardziej, że niedaleko czaił się pies i Rei, ale musiał wziąć poprawkę na to, że Kate była ich pierwszą, na chwilę obecną najbardziej obiecującą, opcją i zagwarantowanie jej dużego pola do manewru stanowiło priorytet.
Bez względu jednak na to, czy android faktycznie się nim zainteresował i ustawił jako cel, czy jednak wciąż próbował namierzyć Kate i oddać jej kilka strzałów, noga wymordowanego podniosła się, by mógł kopnąć jeden z regałów. Być może zadziała jak domino, ściągając na ziemię kilka następnych mebli, a może strąci kilka kartonów, których zawartość okaże się bardziej przydatna po upadku na ziemię.
Dopiero po tym uderzył nogą o podłogę, wykrzesując płomień. Nie zapominał o ruszaniu się. Nogi były ugięte w kolanach, by w każdej chwili mógł uskoczyć w bok lub paść na ziemię, chcąc uniknąć ostrzału. Cofnął się też, by nie zostać łatwiejszym celem, choć wielkość pomieszczenia nie umożliwiała szczególnego manewru na tym tle. Ogień skierował nie tylko na androida z zamiarem stopienia jego części; głównie działa, ale ramię, szyja, głowa czy korpus stanowiły podobne wyzwania, ale zaraz potem uznał za stosowne podpalenie też tego, co znajdowało się bliżej androida.
Gdzieś w międzyczasie, może przed albo po podpaleniu, syknął jeszcze do Reia, by przedarł się do Kate, schował, jednym słowem zrobił cokolwiek, byle nie stać na widoku pod ostrzałem nowego wroga.

Użycie mocy
Pirokineza: 1/3.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Robot nie reagował na dźwięk, choć zdawało się, że posunięta daleko technologia powinna mu to umożliwić. Niemniej jednak w pewnym momencie strzały ustały, jakby system zarejestrował pozbycie się celu. Kate leżała nieruchomo za regałem, oddychając płytko i osłaniając głowę rękami. W obecnej chwili nie chciała wykonywać żadnego gwałtownego ruchu, jakby w obawie o to, że maszyna wystrzeli raz jeszcze i tym razem będzie to o jeden strzał za wiele.
Growlithe nie obył się jednak bez otrzymania swojej uwagi, która zaskarbił sobie w momencie, w którym kopnięty regał zakołysał się niebezpiecznie, w końcu obalając się w odpowiednią stronę, by oprzeć się o kolejny mebel, który dla odmiany jedynie lekko się przechylił, jakby coś go blokowało. Rzeczy ustawione na półkach rzeczywiście zsunęły się na ziemię, jednak wszystkie pospadały w przerwę pomiędzy regałami, przez co dostęp do nich był utrudniony. Białowłosy znalazł się na celowniku, mając do dyspozycji jedynie wcześniej przechwyconą rurkę. I ogień, na który android widocznie nie zareagował, nawet jeśli jedno ze świecących oczu zamigotało, jakby żarówki w nim lada chwila miały się przepalić. Metal jednak był na tyle wytrzymały, że nie zaczął topić się od razu, jednak zajęte ogniem działo okazało się nie być aż tak celne jak wcześniej. chociaż kolejne pociski wyfrunęły z lufy z zatrważającą prędkością i siłą, nie poradziły sobie z unieszkodliwieniem celu. Zaledwie jeden z nich przeszedł na wylot ramienia wymordowanego.
Trzymający się ubocza Rei, który właśnie ściskał kark psa, który zjawił się obok, wyczuwając niepokój chłopca, zastrzygł uszami, słysząc wymowne syknięcie. Zanim zorientował się, o co chodziło albinosowi, chwilę przyglądał mu się z szeroko otwartymi oczami, jakby nadal nie był w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu. Dopiero po chwili kiwnął mozolnie głową, powoli przesuwając się w stronę regału, za którym wciąż czekała Kate, która wykorzystała chwilową nieuwagę maszyny, by przesunąć się nieco dalej i zmniejszyć dystans dzielący ją od drzwi. Chłopiec był już gotowy schować się za regałem, uprzednio popchnąwszy tam psisko, które niechętnie wcisnęło swój łeb w wystarczająco dużą szparę, jednak właśnie wtedy do jego uszu dotarł kolejny mechaniczny dźwięk. Mimowolnie spojrzał kątem oka na robota, który już unosił kolejną rękę, która w trakcie tego ruchu zaczęła przekształcać się w działo. Chociaż nieco przetopiona już powłoka znacznie utrudniała ten zabieg, robot resztkami sił zdołał wycelować czarne oko lufy prosto w poziom E. W ciągu ułamku sekundy ta bezdenna otchłań otoczona czerwienią płomieni, zajarzyła się jasnym, błękitnym światłem, wokół którego przemieszczały się cienkie wiązki elektryczności.
Rudzielec odchylił uszy do tyłu, a serce zabiło mocniej w chuderlawej klatce piersiowej tak, że miał wrażenie, że za moment mogło połamać mu żebra. Wiedział, że właśnie mogło stać się coś bardzo złego, nawet jeśli to nie on był celem ataku.
Grow! ― piskliwy krzyk wypełnił całą piwnicę, a chłopiec błyskawicznie odskoczył od regału, by jak najszybciej znaleźć się obok młodzieńca, choć osłonięcie go tak drobnym ciałem było wysoce niedorzeczne. Wątłe ramiona oplotły się dookoła jego nóg, gdy wycelowany strumień elektryczności już podążał w jego stronę z tak dużą szybkością, że nie miałby najmniejszej szansy, by go wyminąć.
Siła uderzeniowa powaliła białowłosego na ziemię, ale nie poczuł jak mięśnie spinają się z napięcia, czego można było się spodziewać po kontakcie z prądem. Przed oczami widział już jedynie oślepiające światło, jakby mimo wszystkich popełnionych grzechów, niebiosa zamierzały przyjąć go do siebie, a przez jego ciało zaczęła przenikać nieznana, ale i ciepła energia. Cały ból nagle zaczął go opuszczać. Może właśnie w ten sposób umierało się naprawdę?
Szczeknięcie.
Potem kolejne.
Kiedy jasność zniknęła, ponownie przywitał go sufit oświetlonej płomieniami piwnicy. Wilczur leżał na ziemi, a wszystkie wcześniejsze odczucia uderzyły go falą porównywalną do tsunami. Dzwoniło mu w uszach, a na twarzy czuł przejmujące uczucie gorąca płomieni.
Wszystko dobrze?! ― krzyknęła Kate, która podniosła się z ziemi, gdy wreszcie wyczołgała się spod regałów. Przylgnęła plecami do ściany, zawieszając wzrok na robocie, który kręcił się bezmyślnie, przestając reagować na bodźce z zewnątrz. Jego system ulegał stopniowemu zniszczeniu. Blondynka, która wcześniej przyglądała się białowłosemu, wreszcie zawiesiła wzrok na psie, który kręcił się, szczekał i skomlał, trącając łapami leżącego na ziemi chłopca.
Nie reagował.

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku. Ślady po pnączach. Ból łydki. Niegroźne, ale piekące otarcie na klatce piersiowej. Przestrzelone lewe ramię.

Stan Reia: ból nadgarstka i pleców. Martwy.
Stan Kate: rana po ugryzieniu na boku (opatrzona), liczne zadrapania. Zadrapanie na boku szyi; utyka. Silny ból brzucha.

TERMIN ODPISU: 4 listopad.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Huk zadziałał jak dezaktywator.
W jednej chwili stał jeszcze przed wrogiem, z łokciem wbitym w głowę Reia, by odkleić go od siebie, z warkotem wykrzywiającym usta i ciętym spojrzeniem skierowanym przed siebie, a w drugiej sekundzie mrugał szybko, próbując rozgonić białe i czarne plamy migające mu na całym rejestrze obrazu. Potrzebował dłuższego momentu, by zorientować się, że leży na podłodze, z czymś mocno wżynającym się w plecy – później, za pół minuty, zorientował się, że upadł na upuszczoną rurkę – i dudniącymi skroniami.
Ręka nie wiedzieć kiedy trafiła na jego twarz, by przetrzeć ją, jakby ten jeden zabieg był w stanie zmyć całe zamroczenie i umożliwić mu normalne, aktywne funkcjonowanie. Odgłosy z zewnątrz, nawet te bardzo bliskie, dobiegały z oddali i przez pierwsze chwile porównywał je raczej z mamrotem mar, niż tym, czym faktycznie były – a ten jeden krzyk okazał się dla niego brzytwą, za którą mimowolnie chwycił.
Z gardła wyrwało się charknięcie, gdy nagle usiadł. Od razu tego pożałował, zaatakowany milionem igieł wżynających się w czaszkę, ale szybko zorientował się, że był to tylko przedsmak głównego dania – świadomości, że powinien brać nogi za pas, bo jeszcze przed chwilą...
Jeszcze przed chwilą celował prosto w ciebie.
Oblał go zimny pot, kiedy zdał sobie sprawę, że całość mogła się wciąż rozgrywać i jeśli jego refleks będzie zbyt wolny, jeżeli w porę nie uskoczy lub nie padnie brzuchem na podłogę, to być może agresor pociągnie za spust i wtedy...
- Co?
Tępe pytanie nie zostało zdławione, choć zacisnął zęby w sekundę po tym, jak udało mu się je wychrypieć. W pierwszym odruchu przeciągnął ręką po ciele. Brzuch cały. Pierś również. Zakuło. Syknął wściekle, ładując łapsko na postrzelone ramię, choć ból został zneutralizowany i otępieniem, i adrenaliną, wciąż buzującą w żyłach.
"Wszystko dobrze?!"
Miał ochotę spojrzeć na nią w ten najmniej ukrywany, ironiczny sposób, ale nim zdążył odszukać ją spojrzeniem, wzrok zahaczył o leżące obok ciało i wszystkie myśli jak za pstryknięciem palcami wyparowały. Ogień dookoła zaczął wydobywać zbyt dużą ilość dymu, drażniąc oczy, nos i przełyk, choć wymordowany zdawał się tego nie odczuwać. Tylko klatka piersiowa unosiła się wyżej i szybciej opadała w wydechu, pokazując jego podatność na żywioł.
Rusz się.
Nie.
Szczyl zdechł, ty żyjesz.
Nie było dobrze.
Proste.
Zmarszczył brwi, nabierając głębszy haust powietrza.
- Czytnik, jazda!
Krzyk rozdarł wszystkie pomrukiwania, postękiwania, wszystkie oddechy i dźwięki wydawane przez ogłupiałego robota – na ułamek sekundy całe pomieszczenie drżało od zdartego gardła.
Później czas znów śmignął, pchając do działania. Ręce wymordowanego chwyciły za ubranie Reia. W pierwszym odruchu szarpnął nim, sycząc pod nosem coś idiotycznego. Na żadne "wstawaj" i "no dalej" się nie poruszył, więc uniósł dłoń i zamachnął się, wymierzając mocny policzek. Plasnęło głośno.
Nic. Idź już.
Przywarł uchem do jego piersi, ściągając jasne brwi. Sam nie był pewien, czy Reiowi biło serce, czy to w jego skroniach huczało od migreny. Nawet ręka, która odnalazła jego nadgarstek, nie była w stanie skonkretyzować, czy to puls, czy rytm jego własnego serca wybijany w opuszkach palców.
Warknął i z wściekłości, i przez fakt, że uderzył go pierwszy impuls bólu. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł ostry dreszcz prosto z rannego ramienia, gdy brał na ręce nieruchomą sylwetkę, ściskając w palcach materiał koszulki na jego piersi i skórę ud pod drugą dłonią. Postąpił pierwszy krok ku drzwiom.
Zostaw go!
Shat?
Co znowu?
Pierdol się.
Ty...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Czytnik, jazda!”
Wpatrzona  w nieruchomego Rei'a Kate prędko potrzepała głową, uwalniając się z krótkiego letargu, jakby polecenie białowłosego sprawiło, że nabrała przekonania, że chłopak żyje, jednak jest na tyle nieprzytomny, by nie zareagować na żadną z prób ocucenia. Wzbierający w pomieszczeniu dym niczego nie ułatwiał. Blondynka sama musiała przysłonić usta przedramieniem i ugiąć kolana, byle nie wdychać aż tyle drażniącego smogu. Prędko podeszła do drzwi i przyłożyła kartę do czytnika, który mignął posłusznie, przekazując informację do mechanizmów odpowiedzialnych za rozsuwanie trwałych, metalowych drzwi.
Pośpisz się, to ustrojstwo może zaraz wybuchnąć! ― krzyknęła, stając na wejściu i pilnując, by drzwi się nie zamknęły. Mimo że nie przepadała za albinosem i równie dobrze mogła go tu zostawić, coś w środku nakazywało jej dopełnić tej ostatniej spłaty długu względem niego. ― Czy on- ― głos uwiązł jej w gardle, gdy przyłożyła rękę do policzka rudowłosego, dotrzymując kroku wymordowanemu, gdy kierowali się naprzód prostym korytarzem. Syknęła pod nosem, zawieszając wzrok na psie, który wypruł przed nich, choć cały czas oglądał się za siebie, jakby sprawdzał, czy chłopiec dał jakiś znak życia.
Korytarz stopniowo zaczynał jaśnieć, oświetlany pomarańczowym światłem popołudniowego słońca, a przynajmniej było to pierwsze skojarzenie, które przychodziło na myśl. Wolność witała ich szeroko otwartymi ramionami, jednak Rei mógł jej uświadczyć już tylko cieleśnie. Nie miał okazji zobaczyć rozpościerającej się przed nimi pustyni, ani wielkiego muru, który lekko zarysowywał się na horyzoncie w oddali, pozwalając ocenić, w którą stronę należało się kierować, by dotrzeć do miasta, choć bez wątpienia cieszyłby się z możliwości zaczerpnięcia świeższego powietrza i z tego, że nie było już klatki.
JEBANE POTWORY ― wrzasnęła sfrustrowana, impulsywnie kopiąc gorący piach pod stopami, gdy obejrzała się na olbrzymi budynek, z którego udało im się wydostać. Nie tak miało to wyglądać.
Ale przynajmniej nie zostali tam na zawsze, jak reszta trupów na ziemi. Przynajmniej im się udało. Przynajmniej każde mogło udać się w swoją stronę.


MISJA ZAKOŃCZONA – PODSUMOWANIE

✔ Przez liczne eksperymenty prowadzone na Growie wirus X zmutował, powodując predyspozycje do nieznacznego wzrostu ciała wymordowanego, chociaż przez 10 kolejnych postów będzie on podatniejszy na skażone powietrze na Desperacji, które przyczyni się do uaktywnienia działania wirusa pod tym kątem. W tym czasie postać będzie odczuwać ból gwałtownie rosnących kości, a także będzie bardziej podatna na złamania.
✔ Dzięki ochronie Rei'a, która nie miałaby miejsca, gdyby Grow nie postanowił się nim zaopiekować, Grow stał się odporny na elektryczność. Wszystko to za sprawą ukrytej mocy, którą posiadał i która dotychczas nie została ujawniona przed nikim innym.
✔ Pies w komplecie. Można go porzucić, można go zabrać ze sobą, można uznać, że uciekł.
Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku. Ślady po pnączach. Ból łydki. Niegroźne, ale piekące otarcie na klatce piersiowej. Przestrzelone lewe ramię.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach