Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Owszem – Kate i Rei powinni znajdować się tuż za nim, jednak w momencie dotyk rudowłosego na jego ubraniu zniknął bezpowrotnie, jakby tylko wymyślił sobie towarzyszącego mu chłopca, by poczuć się lepiej w laboratoriach, w których nic ani nikt nie był po jego stronie. Blondynka, która mimo oporów postanowiła pójść za nim, również stała się tylko złudzeniem. Dziewczynka przed nim nie myliła się – zdawał się być kompletnie zdany na siebie, choć w powietrzu nadal unosiły się dwa nowo poznane zapachy, z którymi zmieszał się ten nowy, należący do niewielkiej szatynki naprzeciwko. Chociaż nie brakowało jej uroku młodej łani, z jakiegoś powodu zapach, który jej towarzyszył, nie należał do najprzyjemniejszych, jakby coś wewnątrz tego przyjemnego dla oka opakowania, po prostu zgniło.
Zauważywszy krok postawiony w jej stronę, uśmiechnęła się szeroko, błyskając białymi zębami i odskoczyła do tyłu, zgrabnie lądując o cztery stopnie niżej, mimo że wiele osób na jej miejscu nie wymierzyłoby tak perfekcyjnej odległości. Rozłożyła ręce, by złapać równowagę i przez moment stała na palcach, jednak szybko opadła na pełne stopy, krótkim potrząśnięciem głowy doprowadzając długie pukle do względnego porządku.
Mylisz się ― przyznała nazbyt wesoło, jak na zaistniałą sytuację. Ale zwierzęcy pomruk, który poniósł się po klatce schodowej, prędko rozwiał wątpliwości białowłosego. Dobiegał z bliska i prawdopodobnie to jego właściciel był źródłem unoszącego się w powietrzu odoru, który bardziej dał się we znaki, gdy wielka, uzębiona paszcza rozwarła się tuż na jego głową, wypuszczając z siebie nadmiar lepkiej śliny. Cuchnąca maź niefortunnie wylądowała na głowie Wilczura, rozpoczynając leniwe spływanie w stronę jego skroni i policzka. Nim jednak zdążył się otrzeć, ciężkie cielsko pokracznej, masywnej bestii o ciemnej, szorstkiej sierści, runęło na wymordowanego, przewracając go na schody, o które otarł sobie plecy i przydzwonił potylicą, przez moment nie mogąc zobaczyć nic, poza uporczywymi mroczkami tuż przed oczami. Chwilę dzwoniło mu w uszach, jakby ktoś zabił w gong tuż obok jego głowy albo – jeszcze lepiej – właśnie jego głową. Gdy dzwonienie ustąpiło, tuż nad uchem usłyszał donośny warkot, który wcale nie łagodził bólu głowy. Coś ostrego wbiło się w jego bark, gdy zwierzę kłapnęło zębami tuż przed jego twarzą, rozchlapując na niej więcej obrzydliwego śluzu. Z czymkolwiek miał właśnie do czynienia, na pewno nie dało posądzić się tego o złe zamiary. Być może właśnie o tej bestii wspominał chłopiec, kiedy przyznawał, że była większa od młodzieńca. Ciężar, który właśnie za wszelką cenę chciał zrównać go z nierównym poziomem schodów, z pewnością potwierdzał prawdziwość tej sytuacji.
Oups ― wymsknęło się dziewczynce, która niewinnie przysłoniła usta ręką. ― Pewnie powinnam była uprzedzić cię wcześniej.

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku (bestia wbija w niego jeden ze szponów).
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Każdy normalny debil w takiej chwili myślałby o czymś logicznym ─ o tym, że boli, gdy głowa huknęła o kant schodka albo o obrzydzeniu, bo ślina spłynęła już za materiał koszuli i wilgocią przypominała o swoim ohydztwie. Growlithe za to był wściekły, że nie wyczuł bestii natychmiast, choć przecież nieustannie badał otoczenie, a na wstępie rozejrzał się, zahaczając o sufit. Zbyt często w grach komputerowych natykał się na podobne ewentualności, by nie spoglądać na miejsca, w których trudno się ulokować, ale gdy przyszło mu działać na podobnej płaszczyźnie, wróg przemknął niepostrzeżenie.
Jakim.kurwa.sposobem.
Nie miał pojęcia jakim, ale w tej samej sekundzie zdał sobie sprawę, że nie miał też czasu. Nagle rzeczywistość buchnęła mu w twarz, a on wciągnął gwałtownie powietrze do płuc. Umysł rozświetlił się, rozwiewając zamroczenie, a on sam wbił dwubarwne spojrzenie w dychający mu w szyję, usta i nos pysk. Pływał już w tylu niedogodnych substancjach, że ślina jakiegoś odrażającego, pozagrobowego monstra nie robiła na nim wrażenia.
W porównaniu do pazurów wbitych w bark. One jakieś wrażenie robiły i Growlithe aż się skrzywił, zaciskając szybko zęby.
„Oups”.
Nie no, faktycznie.
Takie tam oups. Co chwila się zdarza.
„Pewnie powinnam była uprzedzić cię wcześniej.”
Uśmiechnął się kwaśno.
Wcale bym się nie obraził ─ mruknął z zaskakującym luzem, nie zdejmując z bestii badawczego spojrzenia. Nie szarpał się, choć wszystkie mięśnie przypominały mu o ciężarze, jaki spadł na niego z góry i wbił w schody do tego stopnia, że nie wyjdzie stąd bez pamiątkowych obić. Pogodnie zakładając, że w ogóle uda mu się stąd wykaraskać; już obojętnie czy w pierwotnej wersji, czy edycji z zebrą.
Czekał na znak, w którym bestia nie tylko będzie się do niego przytulała, ale postanowi zaatakować.
Już cię zaatakowała, wymamrotała mało subtelnie Shatarai.
Więc czekał na znak, w którym bestia postanowi zaatakować go jeszcze bardziej. Dopiero wtedy mrowiący pod skórą ogień wybuchłby tuż pod żebrami monstra, wżerając się w skórę na jego brzuchu, schodząc w dół, wlewając się na niższe obszary wartkim chluśnięciem gorąca doprowadzającego do istnego szaleństwa.
To twój plan?
Growlithe nerwowo uniósł kącik ciut wyżej, choć nikt nic nie powiedział.
Tak mniej więcej będzie to wyglądało.
Trochę to psuje pojęcie męskiej solidarności.
Hah ─ parsknął, dodając do planu jeszcze wbicie lancetu tam, gdzie będzie mógł. Jeżeli nie w klatkę piersiową, to w szyję, jeżeli nie w szyję, to w bok, głównie licząc na możliwość uwolnienia barków i osłonięcia się przed paszczą.
Wypuść mnie, a nie pierdolisz! ─ syknęła wilczyca ponad dudnieniem.
Minęły dwie sekundy, w czasie których Growlithe, tylko na moment, skoczył spojrzeniem do dziewczynki. To co rejestrował, było trochę irracjonalne. Czuł kurz, który wzniósł, kiedy upadał, czuł pulsowanie w łokciu, gdy huknął nim o kant stopnia, czuł niewygodę, bo schody przypominał mu, że nie da się złożyć ciała ludzkiego w harmonijkę, czuł nieświeży oddech na twarzy i chłód na brzuchu, z którego zniknął materiał koszuli, podwinięty zapewne przy ruchu bestii.
Weź szczeniaka, Mary ─ polecił, jeszcze szczycąc się przyjaznym tonem.
A potem? ─ dopytywała się Shatarai, której nadal nie w smak było pozostawać poza świadomością dziewczynki. Potem, gdy się nie zgodzi, to co?
To wybuchnie piekło.

- - - - -
|| Ewentualne użycie mocy:
- Pirokineza: 1|3
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Wcale bym się nie obraził.”
Zabawny jesteś ― rzuciła, obserwując starcie, przed którym rodzice ― Dzieciom nie wolno oglądać tak brutalnych rzeczy! ― jej nie ostrzegli i posłała mu rozbawiony uśmiech, w którym kryła się nuta fałszywej uprzejmości. Mało kto chciał słyszeć takie rzeczy, gdy ostre brzegi schodów wbijały mu się w kręgosłup, a nad twarzą wisiała tocząca ślinę paszcza, która już wkrótce rozwarła pysk szerzej, wydając przy tym gardłowy warkot, by zaraz wystrzelić łbem w stronę twarzy białowłosego, jakby jej głównym planem było zerwanie z niego twarzy. Dosłownie.
Kto wie, czy nie wcieliłaby tego planu w życie, gdyby nie parzące płomienie, które dosięgnęły w zasadzie najwrażliwszych partii ciała stworzenia. Od cienkiej skóry na brzuchu droga wcale nie była aż tak daleka do kluczowych narządów w organizmie. W naturalnym odruchu, zwierzę szarpnęło się do tyłu, choć zatrzaskując paszczę, zahaczyło kłem o piegowaty policzek Growlithe'a, pozostawiając tam lekko piekącą pamiątkę. O wiele gorszym doznaniem był ból wywołany raptownie wysuwającym się z jego ciała, lekko zakrzywionym szponem. Nie był to zamierzony atak, ale te przypadkowe bywały najgorsze. Krwawiąca dziura w ciele chłopaka nieznacznie zwiększyła swoją średnicę, wreszcie wypluwając z siebie obfitszą ilość szkarłatu. Prawdopodobnie jedynym plusem tego wszystkiego był fakt, że przeciwnik odskoczył go tyłu, z premedytacją uderzając swoim bokiem o ścianę, jakby to miało pomóc mu ugasić płomienie, które nie chciały odczepić się od posklejanej sierści i skóry. Dość ciasna, jak na gabaryty przerośniętego zwierzęcia, klatka schodowa nie pozwalała na szerokie pole manewru, ale to nie powstrzymało go przed narwanym rzucaniem się, byleby ugasić żrące języki niszczycielskiego żywiołu. W całej tej plątaninie, niemalże wpadł na dziewczynkę, której jednak znów udało się wykonać zgrabnego susa i uniknąć zmiażdżenia masywnym cielskiem.
Grow! ― znajomy głos zdawał się dobiegać zza jakiejś niewidzialnej powłoki. Był mocno zniekształcony, ale prawdopodobnie tylko jedna osoba w tym miejscu wiedziała, że może – a właściwie nie, ale czego nie robi się w nagłym przypływie emocji – się tak do niego zwracać. Rei, który nagle utracił białowłosego z pola widzenia, jak i z zasięgu swojej ręki, musiał być przerażony. Ciężko było określić, co w zasadzie działo się w tej chwili.
Ale na pewno nic dobrego.
Jace miał za to sporo czasu, by wreszcie zmienić tę niekorzystną pozycję, ale bestia nie zapomniała o jego obecności. Choć bolesne oparzenia dawały jej się we znaki, wiedziała, że trzeba rozprawić się ze sprawcą nieodwracalnych szkód.
Twój przyjaciel jest za głośno ― stwierdziła szatynka, spoglądając w stronę schodów, choć oczom Growa nadal nie mógł ukazać się widok rudowłosego oraz Kate. Nie miał nawet czasu, by obejrzeć się za siebie, gdy wcześniejszy oponent znów rzucił się w jego stronę, wysuwając szpony na maksymalną długość. ― Dzieci śpią o tej porze.

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku (bestia wbija w niego jeden ze szponów) – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku.

Stan bestii: oparzenia na brzuchu i podbrzuszu.
Stan dziewczynki: zdrowa.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Zabawny jesteś.”
O Chryste.
Kilkunastutonowy okręt podwodny spoczywał mu na piersi i nawet nie tyle spoczywał, co został do niej przyspawany, wbijając go w schody jeszcze dotkliwiej, rozszarpując dziurę w ramieniu jeszcze mocniej i chuchając mu w twarz jeszcze paskudniejszym odorem, na który się skrzywił. Ale, rzecz jasna, nie to było najgorsze.
Ktoś z nas musi rozluźnić atmosferę.
Syknął gwałtownie. Głównie z zaskoczenia.
Nie tylko rozluźnienie atmosfery by się przydało, hm?
Shatarai nie dawała za wygraną. Urosła do rozmiarów, w których spokojnie rozwaliłaby pokój na parterze i zawaliła budynek lepiej od zamachowców na World Trade Center. Nic dziwnego. Rosła równie prędko co gniew, a Wilczur pod wpływem nowej dawki bólu ściągnął brwi ku sobie i buchnął jeszcze mocniej ogniem w brzuch i podbrzusze bestii, zaraz nabierając nagłego haustu powietrza. Czuł, jak tlen wlewa się do płuc szybką, nieokiełznaną falą i rozpycha organ tak mocno, że lada moment, a jego ścianki by pękły. Wypuścił powietrze zaraz potem ─ „Grow!” ─ i wsparł się na łokciu, by unieść do siadu. Ranne ramię pulsowało tępo, ale adrenalina buzująca w żyłach pozwalała mu na wykonywanie instynktownych działań.
Plan A zawiódł.
Czas na plan B.
Mówiłeś, że plan B jest niewykonalny.
Podniósł się na nogi, które omal nie ugięły się pod ciężarem ciała, gdy poczuł piorun przechodzący mu wzdłuż kręgosłupa. Nim jednak twarz wykrzywiła się w bólu do końca, pierwsza ściana ognia buchnęła prosto w bestię ─ w pysk, w oczy, w uszy i nos ─ by nie tyle pokonać, co unieruchomić ją na wystarczająco długi czas.
Owszem, mruknął do Shat, kucnął, zbierając w lewą, ranną rękę upuszczony wcześniej lancet i oparłszy drugą dłoń o zimno schodka skoczył w dół.
Wilczyca warknęła i nie tyle zeskoczyła co zeszła na niższe stopnie, na których wylądował Growlithe łapiąc równowagę tylko sobie znanym sposobom. Gdyby nie zwierzęcy refleks i ─ chyba przede wszystkim im dziękował ─ buty, pewnie by się zachwiał. Zmęczenie w końcu robiło swoje. A narkotyki, którym go szprycowano wcale nie musiały ulotnić się na amen i nikt nie zabraniał im odezwać się w najmniej odpowiednim momencie, posyłając go w paszczę wyłożoną ostrymi zębami albo na sam dół klatki, żeby zmienił położenie niektórych kości i organów.
Ledwo wylądowałby na schodkach na lekko zgiętych kolanach, a dłoń ruchem, którym posyła się asa na stół, wyprowadziła pierwszy atak ku nieznajomej. Zakładał, że jeżeli dziewczynka znajdzie się w widocznym niebezpieczeństwie, zatrzyma swojego towarzysza ─ a nawet jeżeli nie, przynajmniej umilkną jej rozkazy. Łatwiej było grać z czymś, co działa wyłącznie na znanych, instynktownych mechanizmach, niż ze stworzeniem stricte myślącym. Posłał więc pierwszą kulę ku jej twarzy, drugą ku nogom ─ na wysokości łydek lub niżej. Tak, aby uniemożliwić jej ucieczkę lub przerwać ją jeszcze w zalążku.
Zresztą, w takich chwilach nie liczyło się tylko używanie mocy i Growlithe doskonale o tym wiedział. Palce na lancecie trzymał w lewej dłoni i mimo rozszarpanego ramienia wymierzył cios. Ostrzem skierowanym do dołu ─ z zamiarem użycia większej siły ─ zamachnął się na jej twarz, a zaraz potem ─ bez względu na to, czy cios się powiódł, czy tylko ją zaskoczył i zmusił do odsunięcia się ─ wyciągnął nogę i wyprostował ją mocno w kolanie, podcinając jej równowagę na wysokości kostek, z zamiarem jak najszybszego wbicia ją w schody butem.

Nie zapominał jednak o bestii ─ jeżeli atak na dziewczynkę się nie udał lub pirokineza nie zadziałała na tak długi czas, białowłosy spuścił ze smyczy Shatarai, naprowadzając ją na zwierzę.

- - - - -
|| UŻYCIE MOCY:
- Pirokineza: 2|3.
- I ewentualnie ubrakineza: 1|3.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisk przerywany warczeniem rozniósł się po klatce schodowej i zdawał się nieść po niej nieprzyjemnym echem. Najgorszy był jednak pierwszy moment, podczas którego dźwięk równie nieprzyjemny, co szuranie paznokciami po tablicy albo przejechanie widelcem po talerzu, wdarł się do czułych uszu wymordowanego. W tym wypadku jednak sam był sobie winien – cierpiętniczy skowyt towarzyszył bowiem płomieniom, które dosięgnęły pyska zwierzęcia. To jednak w porę opuściło łeb i kilkakrotnie przesunęło masywną łapą po swoim pysku, przypadkiem zahaczając o skórę ostrym szponem. Ból otwartej rany został jednak znacznie stłumiony przez ostre pieczenie oparzenia. Jedno ze ślepi na dobre zamknęło się, zasklepione przez roztapiającą się skórę i scalone w jedną, paskudną, zwęgloną masę. Nos przestał wychwytywać zapachy, a jedno z uszu przestało reagować na dźwięki. Bestia miała sporo szczęścia, że akurat stała bokiem do nadciągającej ściany ognia. Co prawda, chociaż płomienie nie przyniosły w pełni zamierzonego efektu, dały Growlithe'owi więcej czasu, odwracając uwagę przeciwnika.
Gratulacje ― rzuciła dziewczynka, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok, choć jej twarz z pewnością przestała wyrażać wcześniejsze zadowolenie. Po raz pierwszy od momentu rozpoczęcia tego niemiłego spotkania, spojrzała na Wilczura z nieskrywaną wyższością i przebłyskiem pogardy w jasnych oczach, jakby zostawiła za sobą dziecięcą niewinność. ― Jesteś prawdziwym mistrzem dyskrecji. Myślisz, że uda ci się uciec, skoro wszyscy wiedzą, że tu jesteś? ― spytała, przyglądając się zeskakującemu na dół chłopakowi. Była święcie przekonana, że próbuje uciec dalej, jednocześnie nie spodziewając się, że zostawi ze sobą tamtego rozpaczliwie próbującego go zawołać chłopaka i swoją jasnowłosą przyjaciółkę. Nie przewidziała też, że to ona stanie się głównym celem.
Gwałtownie cofnęła się do tyłu, układając drobne usta w charakterystyczne O. Udało jej się uniknąć pierwszego ciosu, ale przywiązawszy zbyt dużą uwagę do tego konkretnego ruchu nie zaobserwowała wyprowadzającej kopnięcia nogi, co kosztowało ją bolesny upadek. Można było tylko wyobrażać sobie, jak bolesne musiało być zarycie kręgosłupem o kant stopnia, ale albinos miał już okazję się o tym przekonać. Problem w tym, że drobniejsze ciało dziecka zniosło to znacznie gorzej. Ciemnowłosa trwała chwilę sparaliżowana, wpatrując się w swojego oprawcę, który właśnie wbijał podeszwę swojego buta w jej płaski brzuch.
Dotychczas wytworzona iluzja, której powstanie musiało być zasługą szatynki, zniknęła. Nawet atmosfera wydawała się mniej gęsta i oślizgła, choć w powietrzu nadal wisiał paskudny smród bestii, teraz przemieszany ze swądem palonego ciała. Rei, który zauważył stojącego dużo dalej Growa, już chciał wyrwać przed siebie. Czerwone tęczówki połyskiwały niezdrowym blaskiem, a ich przekrwienie świadczyło o tym, że zniknięcie mu z oczu białowłosego pozostawiło dotkliwe piętno na jego słabych nerwach.
Jesteś! ― rzucił, balansując na pograniczu radości i nieświadomego wyrzutu, pociągając zasmarkanym nosem. W momencie, gdy chłopiec chciał postawić nogę przed siebie, Kate złapała go za ramię i momentalnie odciągnęła do tyłu, jako jedyna z dwójki skupiając się na bestii u podnóża tych kilkunastu stopni, z której gardła wyrwał się wściekły ryk, w chwili, gdy upatrzyła sobie dwa nowe cele, najwidoczniej nie robiąc sobie wiele ze współpracy z ciemnowłosą.
Pazury szurnęły o pierwszy stopień, zostawiając wyraźne białe krechy na betonowej powierzchni. Stworzenie przymierzyło się do skoku, a kiedy już odbiło się od ziemi natrafiło na wyraźny opór. Zarówno ono, jak i Shatarai momentalnie wylądowali na miejscu, z którego wilczysko się odbiło, rozpoczynając zażartą walkę, w której głównymi broniami były własne kły i pazury.

W tym samym czasie:
Błąd, Grow ― rzuciła dziewczynka, najwidoczniej podłapawszy wcześniejszy pseudonim, którym posłużył się rudowłosy. Kącik jej ust wygiął się w zbolałym, ale i cynicznym uśmiechu. Grymas tylko zaanonsował nadejście niespodziewanego ataku, który nastąpił, zanim jeszcze Jonathan mógłby wyprowadzić kolejny atak lancetem. Krępujące, roślinne pnącza wystrzeliły z półmroku klatki schodowej, zza pleców Syona.
UWAŻAJ! ― wrzasnął rudzielec, ale było już za późno, gdy te momentalnie owinęły się dookoła jego nóg, nadgarstków i torsu, z dużą szybkością porywając go do tyłu i w dół, aż jego plecy zderzyły się z chłodną ścianą.
Ciemnowłosa podniosła się powoli do siadu, by zaraz mozolnie wstać ze schodów, przyciskając rękę do obolałych pleców. Równie powoli zaczęła pokonywać kolejne stopnie wiodące w dół, by znaleźć się bliżej swojej nowej zdobyczy.
Grasz nie fair. ― I kto to mówił?
Uniosła rękę, a więzy momentalnie zacisnęły się mocniej na ciele O'Harleyh'a.
Zostaw go, ty głupia dziewucho! ― warknął Rei, wyrywając się z uścisku Kate, która ledwo zdążyła zakląć pod nosem i rzucić upominające „Wracaj tutaj!”. Nie chciała, żeby dzieciak pakował się w samo apogeum walki dwóch kundli, które żarły się zawzięcie, ale chłopiec nie miał oporów przed skoczeniem ponad przepaścią i wylądowaniem na schodach za dziewczyną. Rozdziawił usta, eksponując niezbyt pokaźne kły i położył uszy po sobie, warcząc cicho. Dopiero po chwili dotarło do niego, że ten akt odwagi był tylko kwestią nagłego impulsu.
Szatynka zatrzymała się, a w jej oczach pojawił się błysk, który tylko Growlithe miał okazję dostrzec.
Miałam rację. Jest za głośno ― parsknęła krótko, odwracając się w stronę powarkującego dzieciaka. ― Zaraz się tobą zajmę. ― Mimo że nie patrzyła na Wilczego, te słowa na pewno zostały skierowane ku niemu. Trudno żeby nie, skoro dokładnie w tej samej sekundzie postawiła pierwszy krok w stronę nieopodal stojącego Rei'a. ― Uroczy z ciebie dzieciak.

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku (bestia wbija w niego jeden ze szponów) – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku.

Stan bestii: oparzenia na brzuchu i podbrzuszu; wypalone lewe oko, nos (brak węchu), lewe ucho.
Stan dziewczynki: ostry ból kręgosłupa, szczypiące otarcia na kilku kręgach.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na jej słowa ─ mimowolnie ─ przewrócił oczami. Arogancja musiała mieć w tym swój udział, skoro nawet tak poboczny gest mógł go zgubić. To w końcu sekunda, w której traci wroga z oczu, a w którym szala może przechylić się na jego niekorzyść, choć obecna sytuacja okazała się szczególnie dla niego łaskawa. Może los próbował mu zrekompensować wszystkie wieki, w których rzucał mu ciężkie kłody pod stopy, gdy sam starał się wdrapać na szczyt, a może było to kolejny zbieg okoliczności.
Ruchy postępowały jeden po drugim i z perspektywy osoby trzeciej wszystko wyglądało na ustalone z góry. Nawet jeżeli twarz dziewczynki odchyliła się w odpowiednim momencie, nie pozwalając przeciąć nosa i ust ostrym lancetem, to dokładnie w tym czasie zbyt mocno przechyliła się w tył, a to kompletnie zrujnowało jej równowagę. Podcięcie nóg było więc wisienką na torcie. Upadła boleśnie i prawie było mu jej żal.
Prawie.
Noga białowłosego była jednak innego zdania i jeszcze nim plecy małej sadystki uderzyły o stopnie oderwała się od schodka i z impetem wycelowała w brzuch, wbijając ją szybciej w nierówne podłoże, wypychając całe powietrze z płuc i prawdopodobnie zmuszając wszystko to, co miała w żołądku, do podskoczenia w górę aż do gardła. Wymordowany wykrzywił wtedy usta we frywolnym uśmieszku i obrócił lancet w ręce. Ostrze zrobiło szybki młynek, a potem zatrzymało się gwałtownie w poprzedniej pozycji.
I to był jego błąd.
Nie zdążył się jeszcze zamachnąć, a wrzask huknął w niego i rozbił się w czaszce, aż Wilczur odruchowo napiął mięśnie i spróbował uwolnić mechanicznym machnięciem jednego z barków. Dopiero po tym zrozumiał, że oplotły go twarde pnącza, unieruchamiając nadgarstki i nogi, momentalnie wywołując w rozbudzonym gniewem ciele dodatkowe pokłady agresywnych szarpnięć. Znieruchomiał dopiero wtedy, gdy zielone liny ściągnęły go w dół i przygwoździły do ściany, wyduszając z niego powietrze.
Oko za oko, ząb za ząb, wymamrotała jedna z mar. Yerwyth zamruczał jak prawdziwy, salonowy kociak i zerknął ogromnymi oczami wprost w schodzącą ku nim dziewczynkę. Zdaje się, że jesteś w tarapatach?
Skąd. Splunął w bok. Kwestia czasu.
Karakal usiadł miękko na tylnych łapach, prostując swoją sylwetkę i nie spuszczał wzroku z nieznajomej, prezentując się raczej jak posąg, niż „żywe” stworzenie. Growlithe znał jednak prawdę, bo myśli Yerwytha powoli działały mu na nerwy, chrobocząc w czaszce jak uwięzione po niewłaściwej stronie drzwi zwierzę. Uniósł nieco górna wargę, odsłaniając przy tym i zęby, i dziąsła i warknął gwałtownie na Mary, wydobywając z krtani dźwięk, niemożliwy do stworzenia przez żadnego człowieka.
„Grasz nie fair.”
Nawet nie zauważyłeś, wymruczał Yerwyth. Jego pysk nawet nie zadrżał od słów, ale te mimowolnie trafiły do uszu rozdrażnionego wymordowanego. Czego znowu nie zauważył? Jaki znowu popełnił błąd? Zwarł szczęki, gdy pnącza zacisnęły się mocniej na jego ciele. Dłonie niedługo mu zdrętwieją i będzie obolały, a wtedy... Nawet nie zauważyłeś, że wrócił. Poziom E zmarszczył lekko nos, wykrzesując ognisty płomień. Choć ten w kontakcie z ubraniami miał zeżreć tkaninę, Growlithe nie przejmował się ani zabrudzonym krwią t-shirtem, ani nogawkami ukradzionych spodni. Jednocześnie w jego czaszce rozległy się dwa głosy.
Jeden wyraźniejszy, dziecięcy, wręcz szczeniacki.
Drugi z oddali, przebijający się przez błonę między jednym a drugim światem.
„... głupia dziewucho!”
Było-minęło.
Rei?
Yerwyth oblizał bok pyska.
Nie spieszyłeś się, Jace.
Fakt. Nawet nie zauważył, że coś się zmieniło; że już nie jest sam z Mary i bestią, choć gdzieś pobocznie miał świadomość drugiej walki ─ tej pomiędzy potworem, a Shatarai, która wyskoczyła z mroku, odklejając się od niego z bezgłośnym „blop”.
Dwukolorowe tęczówki drgnęły nagle. Odrobinę. Uniosły się, odrywając wzrok od dziewczynki i zerknęły ponad jej ramieniem na stojącą za nią postać. To idiota. Własny szept wypełnił jego podświadomość. Kretyn.
Możliwe.
I wraz z „możliwe” Wilczur rozchylił usta, ukazując przy tym przydługie kły.
Rei, nadgarstek ─ warknął ochryple, podbródkiem wskazując na jego dłoń, na której nie tak dawno zawiązał mu czarny rzemyk. Już w sumie najlżejszy kontakt paznokci z tworzywem mógłby rozerwać strukturę i wypuścić na zewnątrz Shivę ─ wilczyca nie potrzebowałaby rozkazów, nie byłaby nawet zaskoczona tym, że ledwie pojawiła się w materialnej formie, a jej oczom ukazałaby się twarz uroczej małolaty. Choć jej myśli nie były bezpośrednio połączone z właścicielem, jego rozkazy były twarde i oczywiste. Ledwo stanęłaby na łapach, a już skoczyłaby dziewczynce do gardła, jednocześnie czując, jak niedaleko wybucha kolejna chmura ognia.
Yerwyth.
Karakal podniósł się z miejsca i skoczył przed siebie. Jeszcze w połowie lotu ukazał się cudzym oczom. Długie łapy z kocimi pazurami, frędzlowate uszy, niedługi ogon. Jego celem okazały się nogi dziewczynki, dokładnie ─ wewnętrzne zgięcia jej kolan, w które miał zamiar się wgryźć i szarpnąć nią do tyłu. A nawet gdyby nie udało mu się złapać w zęby mięśni, byłby w stanie ją podciąć i raz jeszcze powalić na podłogę.

- - - - -
|| Użycie mocy:
- Umbrakineza: 2|3.
- Pirokineza: 3|3.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nic nie wskazywało na to, by Growlithe i dziewczynka mieli dogadać się w najbliższym czasie. Właściwie nic nie wskazywało na to, by mieli dogadać się kiedykolwiek. Ciemnowłosa, choć zamknięta w drobnym i młodym ciele, prawdopodobnie nie miała zamiaru poddać się bez walki, jednak jej akcje obronne mogły być zarówno instynktownym odruchem, jak i kwestią wieloletniego doświadczenia – w tych czasach nie można było być pewnym, z kim miało się do czynienia. Możliwe, że gdyby tylko skupiła swoją pełną uwagę na białowłosym, los przyszykowałby dla niego zupełnie inny scenariusz, ale Rei skutecznie spełnił swoją rolę przynęty odwracającej uwagę, nawet jeśli jego plan był zupełnie inny.
Sądząc po bojowej postawie, szykował się do ataku, nawet jeśli w czerwonych tęczówkach dało się dostrzec przebłyski niepewności. Od samego patrzenia na uśmiechniętą i pewną siebie twarz szatynki, tracił swój własny zapał. Przez moment nawet drgnął, jakby zamierzał wycofać się i odwlec w czasie starcie z dziewczynką. Co z tego, że była to kwestia sekundy? Nie zrobił jednak tego, zawzięcie obnażając drobne kły, gotowe wgryźć się w skórę przeciwniczki, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. A miała zajść na pewno. Problem w tym, że ciężko było mierzyć się z dobermanem, gdy było się zaledwie ujadającym ratlerkiem, który manifestował swoją siłę szarpaniem innych za nogawki.
Widział ten błysk politowania w jasnych oczach. Przełknął ślinę.
Zastanów się, czy warto za niego walczyć. Zaciągnął cię tutaj, kiedy mogłeś zdechnąć z głodu w ciasnej klatce. Czy to nie lepsze od bycia rozszar-
„Rei, nadgarstek.”
Nie przerywaj ― upomniała Growa, a pnącza zacisnęły się mocniej na jego ciele, jakby odzwierciedlały poziom jej niezadowolenia, który już wkrótce mógł zmiażdżyć mu kości. Nie spuszczała jednak wzroku z dzieciaka.
Rudzielec jednak, na dźwięk głosu Wilczura, cofnął się do tyłu, prawie potykając o stopień. W porę jednak odzyskał równowagę, jednocześnie wsuwając palec za rzemyk na nadgarstku. Nie potrzebował dużo siły, by zerwać go pojedynczym, gwałtownym ruchem. Dopiero gdy cień śmignął mu przed oczami, spróbował cofnąć się jeszcze dalej, upadając na jeden ze stopni i obijając sobie chudy tyłek.
Dziewczyna natomiast otwarła szerzej oczy i spróbowała odskoczyć do tyłu. Zamiast uchronić się od ataku, wpakowała się prosto w zębiska kolejnej mary. Ból rozlał się niemalże po całej jej nodze, rodząc przeraźliwy krzyk, na który walcząca z Shatarai bestia odpowiedziała głośnym warknięciem. Mimo poniesionych przez marę – no i wymordowanego – ran, przytłumiony wrzask dziewczynki okazał się odpowiednim zastrzykiem adrenaliny. Choć ciężki oddech zwierzęcia coraz bardziej przywoływał na myśl zmęczenie, to zaparło się, odpychając od siebie cienistą wilczycę, by zaraz wgryźć się w jej gardło i szarpnąć na tyle mocno, by tymczasowo zetrzeć jej istnienie z powierzchni ziemi. Wilczysko oblizało pysk, jakby dziwiło się, że nie pozostała na nim nawet kropla posoki, zaszurało pazurami o ziemię i ruszyło w stronę atakowanej dziewczynki. Pech chciał, że na jego drodze stał rudzielec i prawdopodobnie, gdyby nie dźwięk nagłego ryku i niespodziewany atak, który przyparł zwierzę do ściany, chłopiec, który przyglądał się walce z szeroko otwartymi oczami, momentalnie zostałby stratowany. Kate, która wreszcie postanowiła przyłączyć się do walki, wbiła szpony w przypalone, cuchnące ciało przeciwnika i momentalnie szarpnęła, chcąc rozedrzeć jego skórę. Można się było jednak spodziewać, że ten odpowie atakiem na atak...
Niebieskooka zdążyła już upaść w dół schodów, lądując na półpiętrze, tuż pod nogami albinosa, którego płomienie zdążyły już strawić pnącza. Te zwęgliły się i stały na tyle łamliwe, że z chęcią wypuściły go ze swoich objęć, jednak Shiva, która zaatakowała od frontu nie zdołała uchronić się przed kolejną dawką roślinnych macek, które oplotły się wokół jej łap, pyska i tułowia, całkowicie ją blokując.
Odwołaj je ― syknęła cicho, podpierając się łokciem o betonowe podłoże. Trzeba przyznać, że była to dość idiotyczna prośba, jak na sytuację, w której się znaleźli. Chociaż obolałe ciało chciało odmówić jej posłuszeństwa, zaczęła gramolić się z ziemi. Nie miała w planach umierania w tym miejscu ani w najbliższym czasie.

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku (bestia wbija w niego jeden ze szponów) – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku. Ślady po pnączach.

Stan bestii: oparzenia na brzuchu i podbrzuszu; wypalone lewe oko, nos (brak węchu), lewe ucho. Głęboka rana na boku szyi, rana po ugryzieniu na karku, głębokie zadrapania na barkach, podrapany pysk. Zmęczenie.
Stan dziewczynki: ostry ból kręgosłupa, szczypiące otarcia na kilku kręgach. Rana z tyłu prawego kolana (rozerwane więzadła – niemożność zginania nogi). Jeszcze więcej obić spowodowanych upadkiem ze schodów.

Stan Reia: zdrowy.
Stan Kate: rana po ugryzieniu na boku. Aktualnie przebywa w formie lwicy.

Shatarai: zniszczona przez bestię, ale zadała jej dość dotkliwe obrażenia.
Shiva: związana pnączami.
Yerwyth: może walczyć dalej.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poruszał nadgarstkami, ale tak, by nie miało to związku z wyrywaniem się, jakby nie do końca był pewien, czy chce wyrwać się objęciom cisnących ciało ostrzy. Powietrze wypełniające organizm z chwili na chwilę ulatywało i zamiast zapełnić je na nowo było blokowane. Nie znajdowało żadnych nowych luk, które mogłoby zapełnić, za to miejsca było coraz mniej, gdy zielone sznury przyciskały wymordowanego do ściany, wbijając go w nią z taką mocą, że niemal czekał, aż przewierci się do drugiego pomieszczenia.
Głupi uznaliby, że stracił zapał do walki już w chwili, w której dziewczyna ─ ta przeklęta Mery Sue, niech ją diabli wezmą i zgwałcą w kotle z lawą ─ zwróciła się do Reia. Może między nimi nie wywiązała się jeszcze nie wiadomo jak istotna nić przyjaźni i dozgonnego szacunku, ale prowokacja dzieciaka wydawała się Growlithe'owi, delikatnie ujmując, kurewsko nie na miejscu. Tym bardziej, że z każdą sekundą wszystkie alternatywy wyślizgiwały mu się z palców, a on czuł się jak ostatni kretyn, gdy z momentu na moment, przez własne nieudolne ślamazarczenie się załamuje mu się grunt pod nogami. Ochota, by wrzasnąć na cały budynek, by zamknęła ryj rozsadzała go od środka, ale ten jeden raz siedział cicho. Wyczekiwał ze wzrokiem, w którym kryła się ślepa furia, na to, co zrobi szczeniak mając do dyspozycji lojalność, o jaką nikt go nie prosił.
Och, jestem pewna, że byłoby mu łatwiej, gdybyś coś powiedział, kochany, wyszeptała jedna z mar, dotkliwie dotykając jego rozgrzanego policzka. Orzeźwiające. O ile łatwiej jest wykonywać cudze rozkazy, niż wprowadzać w życie własne plany? ─ dodała zaraz i choć nie była widoczna nawet dla jego wzroku, wyczuwalnie odczuł jej obecność. Przesunęła się gdzieś pod jego nogami akurat w momencie, w którym Rei na powrót ukazał światu przydługie kiełki.
To zadziałało prawie tak, jakby chwycił za coś ciężkiego i rzucił tym o gong. Ogień wybuchł, pożerając zieleń pnączy, a tym samym ich faktyczne właściwości. Mary miała przewagę ─ nie była tak zmęczona, nie odczuwała takiej presji, możliwe, że jej moce były o wiele silniejsze i utrzymają się dłużej, niż jego własne ─ ale kto mu zabroni blefować?
Z buchnięciem opadł na ziemię. Wylądował w lekkim, niekompletnym przysiadzie ─ wszystko za sprawą zwierzęcych genów; tego samego instynktu, który nakazuje kotom lądować na czterech łapach, nie na karku. Być może w tej właśnie chwili Growlithe miał w sobie o wiele więcej z dzikiego kocura, niż narwanego kundla, bo choć w oczach wciąż paliła się wściekłość, jego ciało zdawało się przybrać „stabilniejszej duszy”. Niewykluczone, że chwila, w której był skrępowany i niemalże bezbronny jak dzieciak okazała się zbawienna dla jego zmysłów ─ w ten czy inny sposób.
„Odwołaj je.”
Naprawdę to rozważył.
Hah.
Dobra.
Jednak nie.
Zareagował natychmiast, choć twarz nie była już ściągnięta w furii. Dziewczynka upadła i choć udało jej się zaatakować i unieruchomić Shivę, był to moment, w którym Growlithe miał przewagę. Dlatego kiedy Mary upadała, on uniósł nogę. Ironia losu, że raz jeszcze wbił w nią podeszwę, choć tym razem nie wycelował w obojczyk ani ramię ─ wycelował w twarz, a następnie w gardło. Ciężko uznać, czy próbował ją zabić. Ale otępić? Bez dwóch zdań. Nim jeszcze wycelował, Yerwyth śmignął w stronę walczącej lwicy. Jako karakal nie miał gabarytów mogących pokonać bestię dziewczynki, ale pokazał przecież, że sprawdza się jako „cichociemny pomagier”, dlatego jego zadaniem nie było rżnięcie z siebie głupa i atakowanie od frontu, gdzie agresor zmiótłby go jednym machnięciem łapy. Był tym, który niepostrzeżenie wskoczy po kilka schodków, trzymając się ściany, który odczeka kilka sekund, niezrażony ranami zadawanymi Kate i dopiero wtedy, gdy nadejdzie dogodny moment, skoczy przed siebie, skacząc na gardło albo pysk, szukając zębami ślepi, nosa, uszu, gardła.

- - - - -
|| Użycie mocy:
- Pirokineza: 3|3. Odpoczynek: 1|4.
- Umbrakineza: 3|3. Odpoczynek: 0|4.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mimo nieprzyjemnego upadku, ciemnowłosa nie straciła ducha walki, choć jej słabnąca wiara w wygraną objawiała się coraz bardziej piskliwym i ochrypłym głosem, a także miną, która sporo straciła na pewności siebie. Mary nie sądziła, że zadzierając z nową grupą przechodzących, wpakowała się w wielkie bagno. Własna arogancja zaprowadziła ją donikąd, ale mimo tego wciąż była zbyt ślepa, by okazać skruchę. W ułamku sekundy ściągnęła brwi w gniewnym wyrazie, a uwydatniająca się między nimi zmarszczka i zimny błysk w oku dodały jej młodzieńczej twarzy paru dodatkowych lat.
Ciało uwięzionej pnączami Shivy zaczęło znajdować się w coraz mocniejszym uścisku. W tej jednej chwili priorytetem dziewczynki było pozbycie się tego jednego problemu. Dotychczas gładkie liany zaczęły pokrywać się kolcami, najpierw drobnymi – gdyby to było możliwe, na pewno wywołałby jakiś dyskomfort u atakowanej mary – potem coraz większymi, które masowo wgryzły się w ciało sprowadzonej wilczycy, dziurawiąc ją na wylot. Głuchy huk w pobliżu, zmusił szatynkę do przypomnienia sobie o jej głównym celu. Poruszyła bezgłośnie ustami, na tyle wyraźnie, by białowłosy dostrzegł formujące się na jej ustach przekleństwo, a ponoć młodym damom tak nie wypadało. Dokładnie ułamek sekundy później otworzyła szerzej oczy, zauważając nadciągający w jej stronę but. Chociaż uderzenie w głowę nie pozbawiło jej świadomości, ale dało się zauważyć, że przyprawiło ją o silne otępienie. Zamrugała gwałtownie oczami, czując rozchodzący się po całej czaszce ból – prawdopodobnie tylko dlatego nie była w stanie obronić się przed kolejnym ciosem. Ten był już bardziej tragiczny w swoich skutkach. Nie było co się oszukiwać – ciało niebieskookiej nie było ze stali, a w porównaniu z Growem tym bardziej prezentowało się marnie. Trzask pod podeszwą był doskonałym podkreśleniem jej wątłej aparycji, a charkot, który zaczął opuszczać jej usta całą salwą, oznajmiał bliski koniec. Dziewczyna zaczęła wymachiwać gwałtownie rękami, jakby zaczęła szukać sobie odpowiedniej deski ratunku.  Jej palce zaczepiły się nawet o nogawkę chłopaka i zaczęły szarpać za nią raz po raz, jakby co najmniej zamierzała zedrzeć z niego spodnie. Niby przed śmiercią trzeba mieć coś z życia. Jasne oczy błądziły chwilę wzrokiem po suficie, zanim utkwiła go w coraz bardziej nieostrej twarzy oprawcy, tracąc cenne powietrze. Nic nie wskazywało na to, że Wilczur stanie się jej wybawcą, ale mimo tego wręcz wgryzła się drobnymi palcami w jego łydkę, sprawiając, że przebiegł przez nią dotkliwy spazm, który nijak odpowiadał uściskowi tak drobnej rączki, a już na pewno nie powinien zakończyć się bolesnym pulsowaniem.
Kate walcząca aktualnie z bestią nie spodziewała się żadnej odsieczy. Plątanina kłów i pazurów zdawała się nie mieć końca, a obie strony widocznie próbowały zadać sobie jak najwięcej obrażeń. Lwica zanurzyła pazury w boku zwierzęcia i szarpnęła za niego mocno. Stworzenie ryknęło boleśnie, jednak zanim udało mu się oddać atak, Yerwyth odwrócił jego uwagę, atakując łeb. Wilczysko zaczęło kręcić się i szarpać jeszcze bardziej, sprawiając, że otwarte rany tłoczyły jeszcze więcej krwi, która bryzgała na betonową posadzkę. Wreszcie instynkt musiał nakazać zwierzęciu podjęcia radykalnych środków – wtedy też uderzyło bokiem łba o ścianę, strącając z niego upierdliwego kotowatego. Zadziwiające, że mimo tylu obrażeń bestia nadal była skora do walki, chociaż pierwsze oznaki osłabienia zaczęły przemawiać językiem ciała. Trzęsące się łapy, charczący oddech, urywany ryk.
Kate przyparła przeciwnika do ściany, ale nawet wtedy ten poruszył się gwałtownie odpychając ją od siebie. Gdy niemalże wpadła na Rei'a, chłopak przytulił się do ściany, chowając głowę w przedramionach i unosząc drobne uszy, jakby tylko dzięki nim mógł ocenić sytuację i oszacować, czy był już w miarę bezpieczny. Rzecz w tym, że oprócz toczącej się w pobliżu walki, zdołał zarejestrować coś jeszcze.
Ktoś jest na dole. Nie zejdziemy ― wyjąkał cicho. Nie powinien łudzić się, że ktokolwiek go usłyszy, ale co wrażliwsze uszy na pewno miały taką szansę.

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku (bestia wbija w niego jeden ze szponów) – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku. Ślady po pnączach. Ból łydki.

Stan bestii: oparzenia na brzuchu i podbrzuszu; wypalone lewe oko, nos (brak węchu), lewe ucho. Głęboka rana na boku szyi, rana po ugryzieniu na karku, głębokie zadrapania na barkach, podrapany pysk. Zmęczenie. Głęboka rana na boku, wydrapane oczy i mnóstwo zadrapań na pysku.
Stan dziewczynki: ostry ból kręgosłupa, szczypiące otarcia na kilku kręgach. Rana z tyłu prawego kolana (rozerwane więzadła – niemożność zginania nogi). Jeszcze więcej obić spowodowanych upadkiem ze schodów. Zmiażdżona krtań; umierająca.

Stan Reia: zdrowy.
Stan Kate: rana po ugryzieniu na boku, liczne zadrapania. Aktualnie przebywa w formie lwicy.

Shatarai: zniszczona przez bestię, ale zadała jej dość dotkliwe obrażenia.
Shiva: zniszczona przez kolce.
Yerwyth: może walczyć dalej.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trzask wypełnił w pierwszej kolejności hol. Rozciągnął się po wszystkich ścianach, uderzając w nie ze stosowną siłą. Dopiero później dotarł do Growlithe'a, który cofnął się gwałtownie o krok, jakby do ostatniej chwili spodziewał się, że to dopiero początek jego kłopotów. Zlekceważył niebezpieczeństwo tylko dlatego, że to wydawało się znikome i choć nie mógł sobie zarzucić środków ostrożności, to nadal nie były one na tyle górnolotne, żeby zapobiec całej sytuacji.
Zabiłeś ją?
Ciężki oddech Shatarai opadał na jego nogę. Wilczyca uświadomiła go w tej chwili, że powinien był wyszarpać ją z uścisku dogorywającej dziewczynki. Zapobieganie przyszłym tragediom nie było co prawda jego domeną życiową i aż trudno się nie zgodzić, że gdyby tylko mógł, już teraz zostawiłby Kate i Reia, zeskakując po kilka schodków i ulatniając się na tyle prędko, by pozostać w ich pamięci jako niewyraźny cień.
A jednak coś trzymało go w miejscu i wcale nie były to palce Mary.
Weź się w garść! ─ warknęła ostrzej Shatarai, wybudzając go z sekundowego transu. Czas znów śmignął do przodu, nabierając kosmicznego tempa. Szybkim ruchem wyszarpnął nogawkę, uwalniając ją ze szponów swojej oponentki. Głupie. Taka mała, a tyle narobiła szkód. Nadal mrowiły go nadgarstki, w które nie tak dawno wżynały się pnącza.
Yerwyth! ─ ryknęła wilczyca, chcąc doskoczyć do swojego towarzysza. Karakal wykorzystał długość swojego jestestwa na tyle, by zdezorientować bestię, ale nie na tyle, by komukolwiek udało się ją dobić. Rozpłynął się, uwalniając jej pysk od zakrzywionych pazurów i kłapiących kłów gryzących w uszy i głowę. Szlag!
Ktoś jest na dole...
To twój limit!
Wiem.
No to spieprzaj stąd!
Ale Rei...
Wadera obróciła łeb. Nie lekko, by na niego spojrzeć. Przekręciła go tak mocno, że każdemu innemu stworzeniu złamałoby to kręgi szyjne z trzaskiem jak wystrzał z pistoletu. Wszystko odbyło się jednak w niezmąconej ciszy, a Shatarai nie tylko nie wydała z siebie żadnego kończącego żywot dźwięku, ale okazała się jeszcze żywsza niż było to możliwe. Przez jej żyły przepływała elektryczna energia, wyczuwalna przez rozdrażnionego i obolałego właściciela niemal namacalnie.
Zostaw go. Syk wypełnił jego umysł. Zostaw. Na co ci się niby przyda?
Wbrew jej słowom przekroczył Mary, nie pozostając jej jednak dłużnym. Nie miał już sił sprawdzać, czy dziewczynka dawno odetchnęła, wypuszczając tym swoją duszę do piekła, czy nadal łapała łapczywie powietrze, próbując znaleźć w kimkolwiek oparcie, o jakie nie miała prawa już prosić, bo z perspektywy Growlithe'a od początku była skończona. Dlatego właśnie, choć mówi się, by nie bezcześcić zwłok i nie dobijać leżącego, jego but raz jeszcze zatopił się w jej ciele ─ w czymś miękkim, więc może w brzuchu? ─ gdy kilkoma susami dopadł do przyklejonego do ściany Reia.
Jego słowa usłyszał szczątkowo, ale dzieciak wystarczająco spruł mu nerwy, by teraz jeszcze dyskutować co powinni, a czego nie powinni robić. Bo co im innego zostało? Zostać tutaj, wrócić do punktu wyjścia?
Nie ma mowy, warknął do siebie, przyciągając Reia tak blisko, że chłopiec mógł poczuć ciepło ciała wcale go nie dotykając. Brodzili po biodra w samym łajnie, a cała siła, jaką jeszcze niedawno mógł się poszczyć, uleciała przy walce z Mary, pozostawiając po sobie skutki uboczne. Pulsowanie w karku, rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa i rozgałęziające do pozostałych regionów ciała i mocny ucisk na lewy nadgarstek. W przelocie sięgnął po zgubiony lancet i wtedy właśnie zdał sobie sprawę, że trzyma palce na przegubie Reia, ale czuje samo odrętwienie, jakby od przedramienia po opuszki ręka nie należała już do niego. To kwestia kilku chwil, aż zejdzie z niego cała adrenalina, a on zrozumie, że przeholował. Teraz jednak pozostawił bestię Kate, usuwając siebie i Reia z pola walki.
Skierował się w dół.
Zawsze pozostawał mu ostatni as w rękawie.

- - - - -
|| Regeneracja mocy:
- Umbrakineza: 1|4
- Pirokineza: 2|4
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Im dłużej ręka dziewczynki spoczywała na nodze białowłosego, tym bardziej ból, który się w niej rozchodził, zdawał się pęcznieć i przemieszczać coraz wyżej. Jak robak, który dostał się pod skórę, niosąc ze sobą spustoszenie. Chociaż uścisk dziewczynki nie był mocny, zdawał się nieść ze sobą szkody godne prawdziwego siłacza, który przeholował z adrenaliną, niemniej białowłosemu udało się bez trudu uciec przed jej drobną dłonią, która tracąc swoje jedyne oparcie, opadła bezwiednie na ziemię, a oczy ciemnowłosej, które zaszły charakterystycznym bielmem potwierdziły, że jej czas dobiegł końca.
Noga Wilczura nie przestała zanosić się bólem.
Usłyszeli nas. Musimy się schować ― Rei znów zabrał głos, starając się być słyszalnym tylko dla białowłosego i walczącej tuż obok Kate, która po odepchnięciu hardo ruszyła z powrotem na bestię. Wiedziała, że i jej kończył się czas – z takimi obrażeniami mało kto byłby w stanie trzymać się przy życiu.
Rudowłosy skierował przerażone spojrzenie prosto na Growlithe'a, jakby chciał się dowiedzieć, co ten zamierzał. Przez chwilę dzieciak wydawał się podzielić jego wątpliwości, nie będąc pewnym, jak to wszystko się skończy. W końcu wymordowany pozbył się swojego problemu, drugim aktualnie zajmowała się Kate, która wcześniej chciała się go pozbyć. Nie chciał zostawać tylko z nią, ale z drugiej strony nie mógł też liczyć na pomoc kogoś zupełnie obcego, chociaż przestał go tak traktować już jakiś czas temu. W końcu był Growem. To on wyciągnął go z klatki, to on zabrał go aż tutaj, to on go ochronił za pomocą magicznego rzemyka, za co dzieciak był mu wdzięczny jeszcze bardziej.
To on... przyszedł po niego teraz.
Chłopiec otworzył szerzej oczy, nieco zdezorientowany tym nagłym przyciągnięciem, ale jego drobne ciało nawet nie protestowało, gdy albinos wyznaczył im obojgu drogę. Przebierał nogami, próbując dorównać mu kroku, chociaż jeden raz był całkiem bliski potknięcia.
Grow ― odezwał się, odzyskując rezon i przypominając sobie, że prawdopodobnie kierowali się prosto w pułapkę. ― Proszę, musimy się schować. A winda? Nie możemy zejść tamtę--
Zdążyli zbiec jakieś półtorej piętra w dół, gdy przed nimi rozbrzmiało donośne szczeknięcie, które obiło się echem po przestrzennej klatce schodowej. Kremowy pies zatrzymał się kilka stopni niżej, poruszając ogonem na boki, jakby był niezwykle zadowolony ze swojego odkrycia. Wyglądał całkiem zwyczajnie – jak mieszanka golden retrivera z czymś bliżej nieokreślonym. Ciemne ślepia uważnie wpatrywały się w dwójkę uciekinierów, ale nic nie wskazywało na to, by zwierzę miało rzucać się na nich z zębiskami. Nie. Było tu w z grubsza innym celu. Celu, który wyraźnie świecił im przed oczami, odliczając kolejne sekundy od trzydziestu w dół. Mechanizm doczepiony został do zwyczajnej szmacianej obroży przez kogoś, kto widocznie nie wahał się wykorzystać zwierzaka do wyższych celów, jak ułatwienie sobie pozbycia się wroga.
Od drzwi na niższe piętro dzieliło ich jakieś siedem stopni, choć z pewnością istniały jeszcze inne opcje działania.
29
28
Pierdolona bestia ― syknęła Kate, której z wyraźnym trudem udało się dogonić towarzyszy. Oddychała ciężko, przyciskając przedramię do rannego boku. Już miała postąpić kolejny krok do przodu, gdy nagle zatrzymała się gwałtownie, zawieszając wzrok na czworonogu. ― Co do-

Stan Growlithe'a: silny ból głowy i lekko rozcięta skóra z tyłu głowy na skutek uderzenia w schody; szczypiące otarcia na plecach; rana na lewym barku (bestia wbija w niego jeden ze szponów) – rana nieznacznie powiększona przez nagłe szarpnięcie. Płytkie rozcięcie na policzku. Ślady po pnączach. Ból łydki.

Stan Reia: zdrowy.
Stan Kate: rana po ugryzieniu na boku, liczne zadrapania. Zadrapanie na boku szyi; utyka.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach