Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

[ ... ]

Noce stawały się coraz chłodniejsze.
Niebo stopniowo zmieniało kolor z całej palety barw – od błękitów, fioletów, żółci, poprzez pomarańcz i krwistą czerwień - na lepką czerń, przypominającą o nadchodzącej nocy. Większość wymordowanych pochowała się w swoich norach, zaszyła się głęboko w gardłach jaskiń, obawiając się ataku ze strony silniejszych, bardziej wygłodniałych bestii. Tylko nieliczne drapieżniki wychyliły pyski z jam i wyszły na łowy, powarkując cicho pod nosami i ostrząc pazury o kamienne urwiska.
Gdzieś w samym apogeum tego syfu znalazł się on.
Z raną szarpaną na ramieniu, z siniakami na plecach i lewym boku, z paroma zadrapaniami na twarzy szedł środkiem pustynnej Desperacji, otoczony przez pozorną ciszę. Jeszcze nie tak dawno zaatakowało go jakieś opasłe, warkliwe stworzenie, chcące dobrać się do jego mięsa i zrobić sobie kolację z wysłannika Ao. Cholera jasna wie, jakim cudem udało mu się wyrwać rękę spomiędzy kłów (bo cholera zakleszczyła się jak imadło), a potem jeszcze uciec od agresora, ale koniec końców po odgłosach warkotu pozostało tylko głuche wspomnienie wewnątrz czaszki Apolyona.
Jeszcze jeden krok.
Jeszcze jeden ciemniejszy odcień na niebie.
Jeszcze jeden cichy szmer.
Aż w końcu ktoś wrzasnął tak głośno, że kruki okupujące łyse drzewo zerwały się do lotu, przysłaniając Apolyonowi połowę widoczności. Przeleciały praktycznie tuż nad jego głową, wzbierając w górę tumany kurzu i piasku, zmuszając wręcz ─ dla dobra oczu i gardła ─ by zasłonić twarz ręką. A gdy tylko drobinki ziemi opadły z powrotem na swoje miejsce, zza linii powykręcanych drzew wypadła młoda dziewczyna. Upadła praktycznie tuż przed nogami białowłosego, z jękiem uderzając o glebę. Tuż obok niej padł wiklinowy kosz, z którego paletą wysypały się obwiązane gałęzie najróżniejszego sortu.
Nie, nie... nie... ─ szepnęła przerażona, dźwigając się na ręce. Chciała się przesunąć do tyłu, ale w tym samym czasie przylgnęła plecami do nóg Apolyona i odskoczyła od niego jak poparzona, kierując parę złotych, załzawionych oczu prosto na jego twarz. Otworzyła spękane (prawdopodobnie przez uderzenia) usta, by coś powiedzieć, ale w chwili, gdy rozlepiła wargi, ciszę przeciął rubaszny śmiech. Zza jednego z grubych pni wyłoniła się (jakby znikąd) barczysta sylwetka. Wpierw noga okuta w ciężkie buty, potem ciemnobrązowe spodnie, poszarpana koszula i ─ wreszcie ─ ten paskudny ryj, przywodzący na myśl skrzyżowanie świni i człowieka.
No, no, no, laleczko ─ zacmokał, robiąc wielki krok w stronę dziewczyny, ale... w tym samym momencie zatrzymał się i obrzucił Apolyona spojrzeniem tak pełnym wściekłości, jakby dopiero co dowiedział się, że zamordowano mu matkę, siostrę, córkę i w dodatku rozwalono pole rzeżuchy jarej. Oczywiście, z winy Apolyona. ─ A ty to kto, piździelcu? ─ Mężczyzna wykrzywił nagle usta w szerokim uśmiechu, prezentując rzędy krzywych, kwadratowych zębów. ─ Może mi jeszcze powiesz, że laseczka jest twoja? NIEDOCZEKANIE!
Rozległ się metaliczny dźwięk, gdy facet szarpnął ręką i sięgnął do pochwy przy pasie. Chwycił za rękojeść i zaczął ją wyciągać. Każdy początkowo uznałby, że ma przy sobie zwykły nóż, ale ostrze wyciągało się i wyciągało, jak gdyby zakpiło z wielkości „opakowania”, w którym się znajdowało. Aż wreszcie brzęk ustał, a mężczyzna jednokrotnie zamachnął się długim mieczem, kreśląc w powietrzu zgrabny łuk.

- - -
xPOZIOM MISJI: średni.
xUCZESTNIK: Apolyon.
xCEL: zdobycie lekarstw.
xOD MG: opisz co Apolyon ma przy sobie i w co jest ubrany. Na misji zakładamy, że wcześniej został zaatakowany przez przypadkowe zwierzę, które zraniło go w prawe przedramię (rana nadal krwawi), jest obolały, ale poza tym całkiem sprawny.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czyż to nie był piękny wieczór? Idealny by wykorzystać go na spacerek w świetle księżyca. Ileż tu było okazji do pooglądania tutejszej fauny i flory! Trzeba tylko przy okazji zignorować fakt, że jakieś 90% owej fauny kiedyś poruszało się na dwóch nogach, mówiło, myślało nawet a potem po prostu zdechło i zmartwychwstało. Peszek.
Naprawdę, gdyby to od niego zależało, zostąłby w domu.
Był kotem do cholery! Ulubionym zajęciem kotów jest przecież leżenie przed kominkiem i wylegiwanie się na kolanach najbliższego dwunoga. To że przy okazji był sługą Ao nie miało nic do rzeczy! Nadal był kotem! Miał może tylko taki przywilej, że kolana na których się wylegiwał bardzo często należały do samej prorokini ich Kościoła.
Ale mniejsza o to. W tej chwili nie znajdował się w swoim ukochanym posłaniu z mięciutkich pierzyn. Błąkał się po bezdrożach w poszukiwaniu jakichś składników. Trzeba przyznać, że przygotował się na tę wyprawę. Noce na pustkowiach Desperacji potrafiły być niezwykle zimne, dlatego też Apolyon porzucił swój zwyczajowy łachman, który nosił jedynie po to, by wierni nie odwracali od niego wzroku zawstydzeni, ilekroć by na niego spojrzeli. Kościół potrafił zadbać o swoich członków, dlatego znalezienie ciepłego ubrania dla kotowatego nie stanowiło problemu. Nie zmienia to faktu że średnio komfortowo czuł się w skórzanych butach na grubej podeszwie, jeansach z kilkoma dziurami (chyba po kulach!), podkoszulce, bluzce z długimi rękawami i ciepłym płaszczu. Nawet jakieś rękawiczki bez palców mu znaleźli. Przetarte i z dziurą na szwie, ale nadal w dość dobrym stanie! Nie wybrał się też na tę wędrówkę z pustymi rękoma. Przy boku miał swój niezastąpiony mieczyk a przez jedno ramie przerzuconą materiałową torbę. W środku zaś... kanapeczki! Z tuńczykiem! No przecież prowiant to podstawa! Ale tak poza tym to miał tam jeszcze scyzoryk, niewielkich rozmiarów słoiczek przeznaczony do schowania składników po które się wybierał oraz manierka z odrobiną wody. W końcu nie wiedział ile zejdzie mu łażenie po tych pustkowiach.
Szkoda tylko że nie sądził, że coś go faktycznie zaatakuje. Tak, o tej bestii mówię. Ledwo się temu cholerstwu wydarł, zanim odgryzło mu cała rękę! Apolyon postarał się jak mógł, żeby zatamować krwawienie (wylizał ranę niemal do czysta!) a jednak jucha nadal brudziła mu rękaw płaszcza. Taka szkoda, zniszczył ubranie które otrzymał od kościoła...! Cóż, wierni zacerują i upiorą.
No ale przecież nie zawróci. Jak to zrobi to na następną wyprawę będzie się zbierał kolejnych kilka dni! A potrzebował tych składników teraz! Tak więc rad, nie rad, klnąc cicho pod nosem, ruszył przed siebie. No, ale nie uszedł daleko. Bo przecież coś musiało się stać, nie? To, ze kogoś tutaj spotka, pośrodku nocy, na pustkowiach desperacji, to była szansa jak jeden do miliona. Dlatego właśnie to tę szansę postanowił wykorzystać los. Jakżeby inaczej.
Kiedy usłyszał krzyk, przystanął. Tak naprawdę to już z daleka słyszał odgłosy kroków, zanim jeszcze wrzask przeciął nocną ciszę. Miał jednak nadzieję, że bawiący się w berka o tej porze przebiegną gdzieś bokiem. Nie miał tyle szczęścia, oczywiście, i już po chwili pod jego nogami wylądowała zacnej urody panna. Zerknął na nią, zaciekawiony. A co też takie niewiasty robią o tej porze same na takich bezdrożach? Nie miał czasu nawet zastanowić się nad odpowiedzią bo słuch mu doniósł, że zaraz akurat w tym dokładnie miejscu pojawi sie kolejna osoba. I oczywiście nie pomylił się. Tym razem dużo bardziej żałował, że nie był w błędzie, bo kiedy wiatr przyniósł mu w nozdrza zapach osobnika płci męskiej, Apolyon wyraźnie się skrzywił. No capił no. Jak to prościej określić.
Zastrzygł uchem, słysząc co też pan Świnka miał mu do powiedzenia. Kiedy zadano pytanie, Apo nawet chciał odpowiedzieć. Nie było mu to jednak dane, a sam kotowaty posłał dziewczynie spojrzenie pod tytułem "Ale czy ja cokolwiek powiedziałem?", zupełnie jakby domagał się odpowiedzi. Ojej, czemu on się musiał pakować w takie kabały? A przecież wyszedł tylko zerwać kwiatek...
Hej!
- Panienko moja miła, wiesz może gdzie mogę znaleźć czerejkę pospolitą i gdzie zerują ścierwojady? - zapytał ją, kucając obok, zupełnie tak jakby uzbrojony tłuścioch stojący kilka metrów dalej był niewiele groźniejszy niż szczeniaczek. No co! Może jeśli uratuje tą niewiastę, ona pomoże mu w poszukiwaniach? Inaczej pewnie tu trochę pobłądzi.
Ale żeby nie było, że całkowicie olewał przeciwnika. Dla pewności położył jedną rękę na pochwie przywiązanej do pasa pod rozpiętym płaszczem. Podejrzewał że atak nastąpi. Był pewien na jakieś 99,8%.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziewczyna u jego stóp dygotała jak osika. Widać, że dorwało ją niezdecydowanie; na którego z mężczyzn patrzeć? Który z nich jest większym zagrożeniem? Ten, który wywijał łapami jak witkami, najwidoczniej próbując pokazać długość swojego ostrza wszystkim drzewom w okolicy? Czy ten, który z łagodnością się do niej odnosił? Złotowłosa zacisnęła usta widocznie skrępowana i ─ przede wszystkim ─ przerażona całym przedstawieniem. Serce podpowiadało szeptem, by skryła się za plecami Apolyona, ale rozsądek przypominał, że pozory mylą.
Odsunęła się więc gwałtownie i przycisnęła drżącą pięść do piersi.
Ja... ja tylko... ─ zaczęła nieporadnie, próbując znaleźć w myślach odpowiednie słowa.
Pewnie nawet wymyśliłaby coś sprawnego w konstrukcji, gdyby nie to spasłe cielsko. Mężczyzna ryknął jak ranny niedźwiedź i zadarłszy ręką aż nad głowę szarpnął nią, przecinając ostrzem powietrze ze świstem, który zdawał się parokrotnie razy głośniejszy, niż to możliwe. Apolyon mógł poczuć nagły podmuch wiatru, który rozwiał pasma białych włosów, buchnął mu kurzem w twarz i odepchnął na dobre trzy metry w tył.
Jednocześnie do czułego, kociego ucha dotarło kolejne jęknięcie dziewczęcia, które nie miało tyle siły, by jedynie prześlizgnąć się po suchej ziemi. Gdy agresor wywołał nagły podmuch, jej wątłe ciało wpierw przemknęło kawałek, potem natrafiło na kamień i resztę przeturlała się, jak zrzucona z górki kłoda. Na ramionach pojawiły się krwawe otarcia przybrudzone czarną ziemią, gdy zatrzymała się wreszcie na brzuchu spory kawałek dalej.
Zdążyła jeszcze podnieść się na łokciu i zakasłać, akurat w chwili, w której szpetny agresor z ponownym rykiem zaszarżował ku Apolyonowi. Pół metra przed nim wykonał zgrabne cięcie na skos ─ od prawej do lewej, kierując cios na prawe przedramię. Skorzystał z chwilowego zaślepienia swojego przeciwnika i od razu płynnym ruchem przeszedł do kolejnego ataku ─ tym razem z prostej linii od lewej do prawej, najwidoczniej chcąc zahaczyć ostrzem o gardło kotowatego, bo uniósł zgięty łokieć na wysokość swojego ramienia, by podnieść tor ciosu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Apolyon grzecznie czekał na odpowiedź. W końcu nie wypadało popędzać damy! Już nawet zaczynała coś dukać i kotowaty z niecierpliwością, której jednak nie okazywał w żaden sposób, czekał aż w końcu coś z siebie wydusi. Chciał nawet podać jej dłoń, by pomóc wstać. W końcu istoty dwunożne znacznie pewniej czują się jednak w pozycji wyprostowanej, niż zgięte i skulone w pół, wśród piachu i kurzu, nie? Wolałby wszystko załatwić jak najszybciej i możliwie jak najbardziej ugodowo, ale niestety, tak jak przewidywał, nie mogło się obejść bez walki.
Zaskoczony niezwykle silnym podmuchem, zarył piętami w glebę by jakoś utrzymać się na nogach. Zgiął się w pół by utrzymać na nogach, skulił uszy i osłonił rękami twarz, ale i tak oczy zaczęły mu trochę łzawić. Noż cholera jasna, co to był za miecz? Albo co to za facet? Normalny człowiek nie miałby tyle siły, żeby wykonać tego typu atak. Coś tu było bardzo nie tak, więc będzie musiał uważać, ale w tej chwili nie miał czasu na głębsze rozmyślania. Gdyby nie fakt, że ten rozsierdzony wieprz z bronią właśnie na niego zaszarżował, Apo pewnie chętnie poświęciłby kilka chwil na zastanowienie się, czy to moc artefaktu, który mężczyzna posiadał, czy może jednak kwestia tego, że był wymordowanym i posiadał taką siłę w łapach. Jednak był bardziej skłonny uwierzyć w tę drugą wersję, w końcu na tym padole łez było zwierzakowych nieumarłych jak mrówków. Na pewno białowłosy rozejrzałby się także za swoją niedoszłą towarzyszką poszukiwań, żeby sprawdzić czy nic jej nie jest. Miał nadzieję że nie nadziała się na jakiś wyjątkowo ostry kamień albo leżącą na ziemi potężną gałąź i nie leży gdzieś teraz z dziurą w brzuchu. Jeszcze mu się przyda ta dziewuszka, niech więc lepiej będzie bezpieczna.
W tym momencie bardziej przydał mu się słuch niż wzrok, bo oczy przez chwilę nadal łzawiły. Oczywiście nie to, że był całkiem oślepiony, rozróżnienie chociaż samych zarysów otoczenia pomogło mu w ustaleniu toru lotu miecza przeciwnika. A jako że, jak było wspomniane, był przygotowany na to, że ewentualny atak nastąpi, wyciągnięcie swojego ostrza było tylko kwestią chwilki. Coś czuł że zranione ramie nie będzie zadowolone, ale co zrobisz. Apolyon posłał swoją katanę na spotkanie z mieczem przeciwnika. Podejrzewał, że w starciu siłowym nie miałby większych szans (on takiego wielkiego podmuchu zrobić nie potrafił, to nie fair!), więc będzie musiał przeciwnika zasypać gradem ciosów. W końcu był wirtuozem miecza, posiadającym kocią grację i zwinność.
- Nie widzisz, że rozmawiam z damą? - warknął, do grubego. Przy udanym kontrataku kotowaty spróbowałby zaryzykować oślepieniem przeciwnika. W końcu od czegoś ma te długaśne pazury. Sporo ryzykował, puszczając miecz jedną ręką i pchając ją w kierunku oczu przeciwnika, no ale bez ryzyka nie ma zabawy, nie? Jeśli nie dałoby się zablokować ostrza, próbowałby go uniknąć i uciec za plecy przeciwnika by ciąć go przez plecy. W końcu był szybki i zwinny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Niebo ciemniało coraz bardziej, gdy pustkowia przyjęły dźwięk krzyżujących się ostrzy. Apolyon musiał uważać, jeśli nie chciał opuścić gardy, bo gdy tylko przeciwnik naparł na jego katanę, ból w ramieniu odezwał się ostrym impulsem. Wzdłuż kręgosłupa Wiernego przebiegł ostry dreszcz, jako przypomnienie o kończynie, która jeszcze nie tak dawno znajdowała się w paszczy wściekłej bestii.
Mężczyzna bez problemu sparował pierwszy z ataków kotowatego, odrzucając siłą mięśni jego ostrze mocno w dół, samemu zgrabnym ruchem wyprowadzając następny cios – ponownie na skos. Tym razem z prawego dołu, do lewej góry, ale miecz tylko drasnął przeciwnika, zamiast wbić się w niego przepoławiając jego ciało. Oponent warknął, gdy pazury Apolyona zadrapały mu twarz i od razu doskoczył do tyłu, przyciskając nadgarstek do krwawiącej rany. Apolyon mógł poczuć, jak w pewnym momencie (dosłownie przez sekundę) coś „pstryknęło”. Teraz z pewnością odczuwał dziwny fragment konsystencji na palcu, którym zahaczył o oko nieznajomego, przebijając je jak bańkę.
Nie odpowiedział na zaczepki Apolyona. Nie dlatego, że ich nie usłyszał. Najwidoczniej był zbyt zajęty wrzaskiem, gdy znów na niego zaszarżował. Jakby tego było mało – wystarczyło tak niewiele sekund (ledwie z 2), by kompletnie zapomniał o wydrapanym na żywca oku i choć krew spływała mu po policzku, twarz nie była rozciągnięta żadnym grymasem bólu. Po prostu rzucił się na niego wściekły niczym niedźwiedź, raz jeszcze unosząc ramię, raz jeszcze wyprowadzając szybki, mocny atak.
I w chwili, w której jego ostrze odbiło od siebie ostatnie promienie słońca, nieznajoma dziewczyna wrzasnęła. Nie wytrąciła tym co prawda agresora, który naparł mieczem na Apolyona, ale – być może – przykuła uwagę wysłannika Ao.
Jeśli tak, białowłosy mógł dostrzec, jak z lasku (o ile tak można nazwać ten marny zbiór suchych na wiór drzew po boku) wydobyło się pierwsze, dziwnie oślizgłe (jak na te rejony) zwierzę. Jego długi, wijący się jak wąż, jęzor omal nie dotknął nogi dziewczyny, gdyby ta w porę nie cofnęła się nieporadnie, odpychając się stopami od ziemi. Zwierzę zatrzymało się na moment, wietrząc jej zapach, aż w końcu postawiło kolejny krok w jej kierunku – tym razem próbowała nie wrzeszczeć, choć jej pełne łez oczu praktycznie reprezentowały cały strach, goszczący na jej twarzy. Strach, który wprawił jej ciało w drżenie, gdy tylko zza drzew zaczęły wychylać się kolejne bezokie łby chudych szkap o długich, zakończonych hakowato ogonach.

Agresor zaś wymierzył wpierw pierwszy cios – prosto w prawie, ranne ramię Apolyona, następnie spróbował pchnąć ostrzem prosto w jego brzuch, kładąc przy tym drugą dłoń na tyle rękojeści, by pomóc sobie przy ataku. Był gotów na tę walkę – najwidoczniej wyglądał jak tępa dzida, ale był tępą dzidą umiejętnie posługującą się mieczem.



|| OBRAŻENIA:
x Apolyon: rana szarpana na prawym ramieniu; siniaki (szczególnie na plecach i lewym boku); zadrapania na twarzy; płytka, długa na 10 centymetrów rana na brzuchu i torsie.

x Brzydal: wydrapane oko (prawe).

@OD MG: soreh za taki słaby jakościowo post, ale nie ma co zwlekać. v: Jakby były błędy lub niejasności: pisz od razu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wieczór powoli przechodził w noc, niebo ciemniało, zaczynało brakować światła. Jeśli Apo zerknąłby w tej chwili na niebo, pewnie podumałby przez chwilkę nad barwami zachodzącego słońca, znajdując do ich opisania kilka ładnych porównań (czerwony jak krew?). Wielka więc szkoda, że musiał wdać się w tę bójkę. Los musiał się na niego uwziąć. Jakby znalezienie tych całych ścierwojadów nie było dostatecznie upierdliwym zajęciem. Jeszcze jakby mu się trafiła jakaś ładna niewiasta lub urodziwy młodzieniec na przeciwnika. Ale tak? Szkoda gadać.
Przez chwilę kotowaty bał się, że jednak jego siła nie wystarczy w starciu z przeciwnikiem, który rzucił się na niego z całym impetem. Bolące, zranione ramie nie polepszało sytuacji a więc nie wszystko poszło w stu procentach zgodnie z planem. Ale jednak na dobrą sprawę, Apolyon osiągnął całkiem sporo z zamierzonego celu. Choć sam zarobił płytką ranę, nie przejął się nią, nawet nie zerknął w jej kierunku. Liczyło się w tej chwili to, że udało mu się odeprzeć dwa silne ciosy a także to, że jego oponent został pozbawiony oka.
- Bleeh.. - burknął pod nosem, kiedy napastnik odsunął się na tych kilka sekund. Szybko też strzepnął nieprzyjemną maź z dłoni, w końcu jego chwyt na rękojeści musiał być pewny. Pomimo obrzydzenia poczuł satysfakcję, w końcu udąło mu się poważnie zranić przeciwnika. I to ta satysfakcja sprawiła, że został wzięty trochę z zaskoczenia. Nie spodziewał się bowiem, że ten tłusty wieprz tak szybko rzuci się do ataku po wydłubaniu oka!
Nie można jednak powiedzieć, że nie zwrócił uwagi na wrzask dziewczyny. Jego czuły słuch natychmiast wychwycił ten krzyk, chociaż białowłosy bardziej był w tej chwili zajęty próbami obronienia własnego życia. Wzięty niejako z zaskoczenia oraz przekonany, że i tak już nadwyrężył zranione ramię, Apolyon próbował uniknąć na lewo. Drugi cios był znacznie groźniejszy, białowłosy planował ratować się uskokiem do tyłu, opuszczając jednocześnie gwałtownie swoją broń by zbić tor lotu klingi przeciwnika w razie, gdyby ostrze grubasa jednak go dosięgło.
Ucieczka to jednak nie wszystko co zamierzał wykonać. W razie udanego uniknięcia ciosów wieprza, białowłosy skoczyłby ponownie do przodu, samemu wyprowadzając zgrabny cios z lewej strony. A jeśli naparliby na siebie klingami, cóż, pozostało mu chyba tylko naprzeć na grubasa ze wszystkich, wszystkich sił. Nie miał pojęcia co tak przeraziło dziewczynę, ale miał do wyboru kilka opcji. Kompani grubasa? Jeśli tak, lepiej nie dać się otoczyć ze wszystkich stron. Jakieś kreatury? Patrz punkt pierwszy, plus, a nuż (widelec?) bestie postanowią zeżreć tłuste mięsko, jeśli się je im podetknie prosto pod nos? Oszczędziłyby Apolyonowi zachodu. Przy łucie szczęścia może dałby radę wziąć dziewczynę za rękę i zwiać stąd gdzie pieprz rośnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
To wszystko trwało ułamki sekund. Nie tylko Apolyonowi udało się wyprowadzić swój atak (uderzył mężczyznę w biodro, wyprowadzając zaskoczonego oponenta z rytmu walki), ale również wytrącić go z rąk równowagi, bo facet w pierwszym odruchu charknął, a w drugim już wyrżnął tłustym dupskiem na ziemię.
Nie upuścił jednak miecza – był przygotowany również na ewentualny atak ze strony Wiernego, by ostrze wyłapało ostatki słonecznych promieni, gdy uniósł je nad swoją głowę, będąc w stanie przyjąć cios ze strony kotowatego.
Chuj ci w dupę, siwy dziadzie! ─ syknął mężczyzna, zbierając się z ziemi. Cofnął się jednak oszołomiony, jakby niewidzialny łeb uderzył go prosto w brzuch. Zaraz potem druga stopa również przesunęła się nieco w tył, gdy próbował złapać równowagę. Z palców wyślizgnęła się klinga, bo te powędrowały wyżej – aż do jego piersi, w której tkwił błyszczący bełt. Warknął, chwytając za końcówkę tkwiącego w jego torsie drewna i szarpnął, chcąc pozbyć się go z rany.
W tym samym momencie niecały metr od Apoloyona wylądował szczupły anioł o krótkich, roztrzepanych włosach w kolorze płynnego złota. Oczy w identycznej barwie spotkały się ze spojrzeniem Wiernego, gdy nieznajomy posyłał mu lekki, zadziorny uśmiech.
Mi ciebie też miło. Pomóż Eirze w ratowaniu Maeve! ─ powiedział to tak lekkim tonem, jakby kazał mu zamówić pizzę, samemu zbierając się, by skoczyć do sklepu po napoje. Zaraz potem wypruł przed siebie, wyszarpując z pasa mocne, złote ostrze, którym naparł na agresora.

Po lewej stronie zaś, w miejscu, gdzie dziewczyna do ostatniej sekundy starała się zwiększyć odległość między sobą, a nadchodzącą watahą oślizgłych bestii. Nie było ich tylko kilku - była ich cała masa. Wyłaniały się kolejne i następne bezokie łby, wietrzące swe ofiary. Pierwszy, ten, który znalazł się najbliżej nieznajomej, leżał teraz martwy na ziemi z identycznym bełtem wbitym w pierś. Zaraz potem świsnął kolejny pocisk z kuszy i trafił w drugie zwierzę. Do uszu Apolyona dotarło ciche warknięcie, pochodzące gdzieś z góry. To tam Eira ładował następny bełt, celując z powietrza w jeszcze jednego agresora.

|| OBRAŻENIA:
x Apolyon: rana szarpana na prawym ramieniu; siniaki (szczególnie na plecach i lewym boku); zadrapania na twarzy; płytka, długa na 10 centymetrów rana na brzuchu i torsie.
x Brzydal: wydrapane oko (prawe).
x Eira:
x Maeve:
x Kovu:

x 15 agresywnych bestii:

@OD MG: jeśli masz zamiar zaatakować bestie, możesz z góry założyć, że 5 z nich udało ci się zabić (co potwierdzę, jeśli ładnie mi to opiszesz w następnym poście >D).
- krótka charakterystyka: półtora metra wysokości, 2,5 metra szerokości, oślizłe, bezokie (bazują na zmyśle węchu, smaku, słuchu, dotyku), bardzo ruchliwe, energiczne, szybkie, grube pyski przeznaczone prawdopodobnie tylko po to, by trzymać w nich dwa rzędy trójkątnych kłów, biczowate, długie ogony (dodatkowy metr długości).
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rezygnacja z misji.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach