Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down



Don't stay in school, czyli historia alternatywna [Nathair, Rhyleih, Ryan i Zero]. Zzzszkola_wnareqr
Shimane Academy cieszy się najlepszą opinią na terenie Tokyo. Swój prestiż zawdzięcza wysokim wynikom w nauce, zdobywanych przez uczęszczających do niej uczniów, a także licznym sukcesom sportowym. Liceum słynie z wysokiego poziomu nauczania, przez co dostanie się tu jest nie lada wyzwaniem i marzy o tym niejeden gimnazjalista o wygórowanych ambicjach. Wystarczy wyobrazić sobie szkołę pełną skupionych na nauce nastolatkach z dobrych – przeważnie najbardziej zamożnych – rodzin i tym sposobem trafiamy do prawdziwego skupiska sztywniaków, skupiających się na przyszłej karierze.
Od dawna brakowało tu zmian. Któregoś dnia, dokładnie po przerwie wakacyjnej, w szkole zjawiają się nowi uczniowie – osoby, które kompletnie odstają od norm społecznych, przyjętych w Shimane. Okazuje się, że w ramach pewnego programu przysłano uczniów ze szkoły Hirano, słynącej z nauczania statystycznych szui i młodocianych bandytów, licząc na wpływy nowego środowiska. Czy metody okażą się skuteczne?


Miejsce akcji: Tokio, Japonia.
Czas akcji: Rok 2014; powrót do szkoły po przewie wakacyjnej.
Uczestnicy: Nathair, Rhyleih, Ryan, Zero i cała masa NPC.
Dodatkowe: Szkolna historia alternatywna. Kwintesencja zajebistości.

DANE NA TEMAT ZERO
Godność: Leslie Cillian Vesare.
Wiek: siedemnaście lat.
Szkoła: Shimane Academy.
Dodatkowe informacje:
◦ Do dziesiątego roku życia mieszkał w USA. Przeprowadzka do Japonii miała być tymczasowa. Tylko rok ze względu na pracę ojca, jednak – jak widać – zostali na dłużej.
◦ Jego pseudonim wywodzi się właśnie z tamtych czasów, kiedy to on i jego koledzy z podstawówki postanowili przydzielić sobie numerki. Lata w Ameryce uważa za najlepszy okres w swoim życiu. Do teraz zwykle przedstawia się jako Zero.
◦ Do Shimane dostał się głównie przez znajomości bogatych rodziców. Nie uczęszcza do akademii z własnej woli.
◦ Z wyżej wymienionego powodu jest problematycznym uczniem. Można powiedzieć, że stara się, jak tylko może, by móc trafić do normalnego liceum. Uważa, że zupełnie nie pasuje do grona osób z przerośniętym ego.
◦ Idąc tym tropem, nie cieszy się zbyt dobrą opinią wśród większości uczniów. Ci, którzy dostali się do szkoły poprzez ciężką pracę uważają go za kompletnego niewdzięcznika, zaś te wiecznie spięte paniczyki – kompletnie nie rozumieją jego sposobu bycia.
◦ Często wagaruje. Czasami woli przepieprzyć czas na dachu szkoły, zamiast pójść na lekcję.
◦ Jest znany ze swojego niezaprzeczalnego talentu do... łamania niewieścich serc. Serio. Potrafi zgodzić się na chodzenie z dziewczyną tylko po to, by następnego dnia powiedzieć jej, że to jednak nie to lub że nie pamięta, by coś takiego miało miejsce. Zdaje sobie sprawę, że dużą rolę gra tu pochodzenie. Nie lubi tego podejścia, więc brak mu skrupułów.
◦ Podobno należy do tych zdolnych, ale leniwych, chociaż swoje zdolności skrzętnie ukrywa. Pod względem poziomu nauki wypada przeciętnie. Nie każdy musi być pasjonatem cyklu rozwojowego eugleny zielonej.
◦ Jego specjalność do biegi na krótkie i długie dystanse. Hobbystycznie trenuje parkour, przez co na jego rękach można dostrzec liczne otarcia, a ich wewnętrzna strona jest nieprzyjemnie szorstka.
◦ Niereformowalny dupek. Jego charakter często nie pozwala na uniknięcie bójek.
◦ Jest dalekowidzem. Podczas lekcji nosi okulary.
Kolor wypowiedzi Zero.

DANE NA TEMAT RYANA
Godność: Ryan Jay Grimshaw.
Wiek: osiemnaście lat.
Szkoła: Hirano Academy.
Dodatkowe informacje:
◦ Angielskie pochodzenie. Mimo tego w Japonii mieszka od drugiego roku życia, także nie robi mu to różnicy.
◦ Jego rodzice nie żyją. Aktualnie znajduje się pod opieką bezdzietnego i nieżonatego wuja. Póki się uczy, mężczyzna zapewnia mu utrzymanie. Nie do końca wie jak podejść do bratanka, więc za wszelką cenę stara się przymykać oko na jego dziwactwa. Jedynym ultimatum jest wymóg ukończenia szkoły przez Ryana, a potem hulaj dusza.
◦ Do „szkolnego zakładu karnego” trafił przez liczne bójki, gdy był jeszcze nieletni. Wielokrotnie posłał przeciwników do szpitala. Walki uliczne to dla niego pikuś.
◦ Aktualnie jest najstarszym uczniem w klasie. Z powodu rocznego braku obecności w szkole powtarza rok. W tym czasie przebywał w psychiatryku, ponieważ typowo aspołeczne i agresywne zachowania zrzucono na niepoczytalność. Podobno mu się polepszyło. Podobno.
◦ Na lekcjach ciągle wygląda, jakby nie słuchał, ale jego atutem jest podzielna uwaga i dobra pamięć, a przy tym i zdolność do szybkiego uczenia się. Irytuje tym nauczycieli.
◦ Ponieważ chce jak najszybciej usamodzielnić się po ukończeniu szkoły, dorabia jako kelner w niewielkiej restauracji w centrum miasta.
◦ Jak na kogoś o wyglądzie statystycznego mordercy, zadziwiająco dużo czyta. W wolnej chwili można spotkać go z książką.
◦ Emocjonalna cegła. Nie istnieje żadna siła, która aktualnie wyprowadziłaby go z równowagi, a na domiar złego odzywa się tyle, co nic.
Kolor wypowiedzi Ryana.

------------------------------------------------------------
Posty zaczną się, gdy Rhy i Ev zrobią sobie karty, tak.


Ostatnio zmieniony przez Zero dnia 13.04.15 13:40, w całości zmieniany 3 razy
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

DANE NA TEMAT RHYLEIH
Godność:  Hikari "Rhyleih" Mizuyama.
Wiek: siedemnaście lat.
Szkoła: Hirano Academy.
Dodatkowe informacje:
◦ Nigdy nie przedstawia się imieniem, nie jest też z nim utożsamiania. Wszyscy zawsze wołali na nią Rhyleih, co czyta się tak samo jak angielskie "Riley".
◦ Wyjątkowo powalone pochodzenie, które czyni z niej rudzielca o zielonych oczach. Najważniejsze, że ojciec jest połowicznym Japończykiem i to właśnie jemu zawdzięcza swoją godność.
◦ Miała brata bliźniaka o imieniu Suzuya, z którym była absolutnie nierozłączna. Zmarł jednak w wypadku samochodowym w ich czternaste urodziny. Od tamtej pory Rhyleih panicznie boi się wsiadać do samochodu. Z innymi pojazdami, o dziwo, nie ma podobnych problemów.
◦ Do Hirano trafiła między innymi za liczne kradzieże, drobne włamania i bójki. Jej największym przewinieniem było poważne pobicie właściciela motocyklu, który następnie ukradła, tuż po tym gdy jej ojciec powiedział jej, że nigdy nie pozwoli jej posiadać własnego.
◦ Jest dobra z chemii i biologii, ale się do tego nie przyznaje.
◦ Na lekcjach w Hirano praktycznie nigdy jej nie odpytywali. Dziewczyna zawsze na lekcjach siedzi z nosem w zeszycie, uważnie obserwując nauczycieli, przez co większość sądzi, że dziewczyna robi pilne notatki. (W rzeczywistości rysuje ona całą tonę ich karykatur i pisze jakieś głupie teksty.)
Zapytana o zdanie rzucała im wyjątkowo zniechęcone spojrzenie i chamskie, cwaniackie odzywki, postanowili więc dać spokój.
◦ Nie cierpi bogatych gówniarzy, którzy mają wszystko na wyciągnięcie ręki i obnoszą się z tym na każdym kroku.
◦ Nosi męski mundurek.
◦ Nigdy nie płacze. Ból nauczyła się znosić w milczeniu, podczas bójek nie ma co spodziewać się więc po niej okrzyków grozy.
◦ Jest uzależniona od papierosów, choć sama się do tego nie przyznaje. Zwykle ma własną paczkę, ale i tak łazi po ludziach próbując coś od nich wydębić. Swoją drogą, alkoholem też nie pogardzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

DANE NA TEMAT NATHAIRA
Godność: Nathair Colin Heather.
Wiek: szesnaście lat (rocznikowo siedemnaście).
Szkoła: Shimane Academy.
Dodatkowe informacje:
◦ Jest pół Japończykiem, pół Szkotem.
◦ Jego ojciec jest światowej sławy chirurgiem a matka - pediatrą.
◦ Ma trójkę rodzeństwa. Starszego o prawie 8 lat brata - Edana, geniusz, który w wieku 24 lat ukończył studia medyczne w Europie, aktualnie pracuje jako chirurg, oraz młodszych o 11 lat bliźniaków - Shiro i Kuro.
◦ Nathair za wszelką cenę próbuje przypodobać się ojcu, który go ignoruje i skupia całą swoją uwagę na idealnym Edanie, twierdząc, że Nathair nigdy mu nie dorówna.
◦ W przeciwieństwie do swojego starszego brata Edana, Nathair nie jest utalentowanym sportowcem. Ani też nie jest geniuszem. Dlatego też postawił na ciężką pracę.
◦ Jest cholernie ambitny i praktycznie nigdy z domu nie wychodzi, wybierając naukę.
◦ Jest jednym z najlepszych uczniów w szkole. Na tablicy po egzaminach zazwyczaj zajmuje miejsce w pierwszej trójce.
◦ Zna język angielski, japoński, francuski oraz włoski.
◦ Potrafi grać na fortepianie oraz skrzypcach, chociaż nienawidzi tego.
◦ Jest przewodniczącym klasy.
◦ Nosi okulary oraz ma aparat na dolnych zębach.
◦ Nigdy nie palił, nie pił ani też nie korzystał z innych używek.
◦ Nathair w szkole oraz w domu gra "idealnego ucznia oraz syna". Grzeczny, ułożony, dobrze wychowany. Zawsze pogodnie uśmiechnięty, miły, sympatyczny oraz uprzejmy. Do rany przyłóż. Zawsze każdemu pomoże. Spokojny i opanowany. Nikt nie wie, że Nathair tak naprawdę jest niezwykle nerwową osobą i musi hamować swoją złość, dusząc ją w środku.
◦ Kiedy jest zły to zazwyczaj przygryza dolną wargę, czasami nawet do krwi oraz maniakalnie naciska długopis.
◦ Nigdy nie przeklina.
◦ Nikt nie wie, że Nathair posiada jeden talent - rysowanie. Kiedy był dzieckiem ojciec odkrył rysunki chłopaka i bez najmniejszego mrugnięcia okiem wyrzucił je, twierdząc, że chłopak nie powinien zajmować się takimi głupotami.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Przerwa letnia dobiegła końca. Pierwszy dzwonek poniósł się przez wszystkie szkolne korytarze, zagłuszając gwar uczniowskich rozmów. Niektórzy licealiści zdążyli już zająć miejsca w klasach, inni dopiero zmierzali w ich kierunku. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że przypominali mu stado zombie, które zasłyszało ofiarę i właśnie zmierzało w jej kierunku. Większość z nich nie zwracała uwagi na nic, poza drzwiami klasy, ale niektórzy – ci jeszcze w jakiś sposób wykazali się szerszym zakresem postrzegania – zatrzymywali się na chwilę, dostrzegając poważny błąd w naturalnym ciągu ich codzienności. Chociaż kulturalnie witali pana Hamadę, nauczyciela japońskiego, który niezmiennie stukał drewnianą laską o podłogę, ich zdziwione spojrzenia skupiły się na dwójce uczniów podążających za drobnym, starszym mężczyzną. Im dłużej się im przyglądali, tym ich miny stawały się coraz bardziej spochmurniałe i wręcz niechętne.
„Kto wpuścił zoo?” – jakiś pojedynczy głos poniósł się ponad resztą. Jego właściciel chciał brzmieć jak najbardziej dyskretnie, ale gdy spojrzenie szarych oczu omiotło jego sylwetkę, okazało się, że wszelkie starania spełzły na niczym. W tych bezbarwnych tęczówkach nie dało się dostrzec ani odrobiny przejęcia, może to sprawiło, że czarnowłosy chłopak poczuł się zdezorientowany.
Lepiej być z zoo i mieć zakorzenioną własną wolę, niż tresowaną małpą w cyrku. A tak widział ich Ryan, chociaż wszelkie poglądy skrywał za grubym murem, za który nie miał ochoty wpuszczać żadnego z tych świętoszków. Mimowolnie zerknął z ukosa na Rhyleih, jakby tylko ona mogła przyznać mu rację co do tego, że ten rok będzie cholernie długi.
Na co się gapicie?! Na lekcje! ― głos staruszka był donośny i karcący. Sprawił też, że nastolatkowie natychmiast ruszyli dalej w stronę klas, wymieniając między sobą ciche komentarze.
Musieli minąć jeszcze kilka klas, zanim nauczyciel skręcił w jedne z otwartych drzwi klasy. Powitalny chór rozbrzmiał natychmiastowo, jakby zgromadzeni uczniowie czekali już tylko na przybycie pedagoga. Potem nastała cisza. Nie była to normalna cisza, której wymagano przy rozpoczęciu zająć. Ta cisza była niezręczna i chociaż sam Grimshaw nie czuł się skrępowany masą wbijających się w niego i w jego towarzyszkę wzroków, wydawało się, że miażdżąca większość klasy nie wie, jak zareagować na przybycie nowych uczniów. Nie wyglądali ani na szczególnie przykładnych, ani na pochodzących z dobrych rodzin, a to z góry pozwoliło na przyklejenie im plakietki niedopasowanych.
Dzień dobry ― rzucił i odkaszlnął, stając za biurkiem. ― Widzę, że wielu z was jest zaskoczonych przybyciem nowych uczniów, ale mam nadzieję, że przyjmiecie ich uprzejmie, jak na uczniów Shimane przystało. Pani Hikari Mizuyama i pan Ryan Grimshaw od dzisiaj będą waszymi nowymi klasowymi kolegami. Podczas przerwy wakacyjnej nasza szkoła wyraziła chęć do udziału w pewnym programie i liceum Hirano przysłało do nas kilku uczniów. Trójka pozostałych trafiła do innych klas. ― Mężczyzna jakby z rozmysłem zadbał o to, by pominąć kwestię tego, z jaką szkołą mieli do czynienia. Szkoła Hirano cieszyła się wystarczająco złą opinią w Tokio, a uczniowie Shimane na pewno wiedzieli, jakiego poziomu się po niej spodziewać, choćby miało im dać to wgląd jedynie na kolejne miejsce godne omijania szerokim łukiem. ― Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało ― odparł, przenosząc wymowny wzrok na świeżą krew tej szkoły. ― Przy okazji chciałbym zaprowadzić parę zmian, do których będziecie musieli się dostosować. ― Ucichł na chwilę i przebiegł wzrokiem po klasie, jakby musiał najpierw upewnić się, jakie zmiany chciałby wprowadzić. Które dopasowanie będzie najlepsze. ― Dobrze. Panienko Ichiro i panie Hattori ― kolejny raz stawiał irytujący wręcz nacisk na zwracanie się do uczniów per pan czy pani ― chciałbym, żebyście wspólnie zajęli miejsce w wolnej ławce. ― Uniósł rękę, wskazując ławkę, o którą dokładnie mu chodziło. Jasnowłosa dziewczyna zerknęła za ukosa na różowowłosego chłopaka, który siedział obok niej, jakby przestraszyła się wizji tej niewielkiej zmiany.
Czy to naprawdę konieczne? Wolałabym...
Oczywiście. Chciałbym, żeby pan Heather, przewodniczący klasy, pomógł się zaaklimatyzować naszemu nowemu uczniowi. Widzę, że pan Hattori nie ma żadnego problemu ze zmianami.
Oczywiście, że nie miał. Nawet się nie zająknął, gdy przyszło mu opuścić ławkę, która z wydawała się być pusta, ale gdyby bliżej się przyjrzeć, pomiędzy dwoma dziewczynami, siedzącymi w ławce bliżej dało się dostrzec roztrzepane jasne kosmyki. Ktoś najwidoczniej znudził się lekcją, zanim ta zdążyła się zacząć.
Uczennica posłusznie kiwnęła głową, zebrała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła w stronę wyznaczonej ławki, choć po drodze obrzuciła dwójkę nowicjuszy pełnym wyrzutu spojrzeniem. Byłoby o wiele lepiej, gdyby się tu nie zjawili.
Jay nawet na nią nie spojrzał. Nie obdarzył również spojrzeniem chłopaka w okularach, jakby interesowało go tylko to, gdzie ma usiąść i jakby liczył na to, że „Heather” nie będzie zatruwał mu życia.
Mam nadzieję, że podoła pan zadaniu, panie Heather. ― Uniósł brwi, obrzucając chłopaka takim spojrzeniem, jakby z góry chciał go postawić w sytuacji bez wyjścia. ― Co zaś tyczy się panienki Mizuyamy... Vessare!
Brak reakcji.
Jedynie siedzący w klasie uczniowie odwrócili twarze ku niesfornemu koledze.
Proszę chwilę zaczekać ― mruknął wyraźnie poirytowany. Stuknął końcem laski o podłogę, by zaraz dokuśtykać do odpowiedniej ławki. ― Znowu się zapominasz, Vessare.
I nadal nic.
Hamada uznał, że musi uciec się do ostateczności. Z jakiegoś powodu staruszek nie miał skrupułów, więc nie zawahał się unieść swojej laski, którą najpierw szturchnął ramię blondyna, a zaraz po tym lekko stuknął go w głowę.
No to już przemoc wobec nieletnich ― wymamrotał niewyraźnie w ławkę i przekręcił leniwie głowę. Spod przymrużonych powiek przyjrzał się mężczyźnie. Ledwie widział jego zarys, a od nadmiaru światła odczuł charakterystyczny ból na czole.
Za moich czasów tłukło się uczniów linijkami. Żałuję, że te czasy odeszły. ― Ściągnął brwi. ― Raczę zacząć spać nocami. Od tego są.
Uczyłem się ― odparł, tłumiąc ziewnięcie. Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień żartobliwości, choć niektórzy uczniowie jak na znak skrzywili się, z góry zakładając, że to blef.
Oczywiście. Z pana zawsze był taki pilny uczeń.
Mógłby pan chociaż docenić, że mówię to, co chciałby pan usłyszeć ― wymruczał marudnie i podciągnął się wyżej, opierając łokieć o ławkę, a policzek o dłoń. Dopiero wtedy przemknął ospałym wzrokiem po sali, zatrzymując go na nieznajomych twarzach. Chyba coś przegapiłem.
Nauczyciel odchrząknął, przysłaniając usta pięścią. Chciał definitywnie zakończyć ten temat. Zdążył nauczyć się, że nie powinien wdawać się w dyskusje z niektórymi uczniami, a Leslie był jednym z nich.
Wracając, łącznie z resztą nauczycieli uznaliśmy, że panu, panie Vessare przyda się lekcja odpowiedzialności, dlatego panienka Mizuyama znajdzie się pod pańską opieką podczas pobytu w tej szkole.
Cillian obrzucił sceptycznym spojrzeniem dziewczynę, do której określenie „panienka” pasowało tak bardzo, że aż wcale. Przyzwyczaił się już do swojego życia na uboczu, a na jego uboczu nie było miejsca dla dodatkowej osoby.
Za pozwoleniem. ― A pozwolenia nie potrzebował. ― Jestem ostatnią osobą, która pasuje na niańkę. Poza tym o wiele lepiej będzie, jeżeli jakaś dziewczyna się nią zajmie. Rozumie pan, porozmawiają sobie o tych wszystkich babskich sprawach. Malowanie paznokci, krzyki mody i ten tam... tuning, lifting, cokolwiek. Albo niech nasz ideał przyzwoitości się nimi zajmie ― Machnął niedbale ręką, chcąc wskazać Nathaira.
To nie podlega dyskusji. ― Uciął stanowczo i zwrócił się do nowych uczniów, którzy niechybnie zostali odsunięci na bok: ― Przed zajęciem wyznaczonych miejsc, może zechcielibyście opowiedzieć nam coś o sobie?
Klasa jak na zawołanie zwróciła głowy w stronę nowych.
Banda zombie.
Grimshaw mógł tylko wyobrazić sobie, jak w ich głowach rodzi się niechęć do słuchania. Jego z kolei odznaczała niechęć do mówienia. Nawet nie zaprzeczył krótkim ruchem głowy, a od razu, bez krzty niepewności, podszedł do wyznaczonej ławki i zajął miejsce obok, zrzucając plecak na podłogę. Dla pedagoga była to wystarczająca odpowiedź. Nawet przyznał, że nie ma nic na siłę, ale z iskrą nadziei w oczach spojrzał na Rhyleih, licząc na to, że będzie bardziej otwarta na ludzi.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cholera.
Jeśli były jakieś rzeczy związane ze szkołą, które Rhyleih naprawdę lubiła to przerwa od niej. Rzecz jasna jak na złość wolny czas zawsze mijał na tyle szybko, że nim się obejrzała, nadchodził już koniec, a wszystkie jej wspaniałe plany szły w niepamięć. Fakt faktem, że pewnie nawet gdyby miała cały rok na zrealizowanie ich, nadal siedziałaby na tyłku i nie robiła kompletnie nic. Tak już wyglądało po prostu życie, zdążyła się do niego przyzwyczaić.
Co nie zmieniało faktu, że powrót do szkoły chętnie by sobie darowała. Nawet tego poranka specjalnie zabarykadowała się w pokoju i przystawiła drzwi szafą, ale jej pojebany ojciec tak długo nawalał w nie pięścią, aż wyłamał jeden z zamków. I tyle z prywatności na najbliższe dni, dopóki tego nie naprawi. Najgorzej, że nawet nie był jej dany powrót na stare śmiecie. Nie, jak na złość wrzucili ją do tego cholernego programu wymiany z szkołą dla bogatych marionetek w rękach swoich rodziców. Będzie musiała patrzeć na ich wypindrzone buźki, patrzeć jak wypełniają każdy rozkaz, a napisanie 2x2=5 uważają za największy przejaw młodzieńczego buntu.
(-> Pozdrawiam)
Dobrze, że przynajmniej przysłali z nią Ryana. W otoczeniu tych tresowanych szczurów zawsze mogła liczyć przynajmniej na tą jedną osobę, która nie miała kija w dupie. Szła z ponurą miną obok niego za nauczycielem, choć najchętniej odwrociłaby się i zniknęła w bramie. Miała dużo lepsze rzeczy do roboty, niż marnowanie swojego czasu w tej nudnej placówce.
Tylko wtedy z pewnością ojciec wykopie ją z domu.
Ja pierdolę, tyle problemów.
Potarła kark dłonią, a na jej twarzy odmalowała się w pełni wewnętrzna niechęć, jak i niezadowolenie. Dojrzała zresztą dokładnie te same odczucia na twarzy mijanych uczniów. Małe, popieprzone gnidy. Pewnie wszyscy czuli się lepsi od nich. W końcu pochodzili z bogatych rodzin i nosili te swoje błyszczące łachy.
Swoją drogą, kazali jej założyć mundurek. MUNDUREK. Co za idiotyzm. A najlepsze jest to, że dali jej spódniczkę. Myślała, że parsknie śmiechem na jej widok. Rzecz jasna od razu wywaliła ją do kosza i ubrała własne czarne rurki. Nie zamierzała tańczyć jak jej zagrają i robić z siebie idiotki.
"Kto wpuścił zoo?"
Podążyła wzrokiem za Ryanem i również skupiła się na czarnowłosym dzieciaku. Nie skomentowała w żaden sposób jego słów, widząc że i tak jej szarooki znajomy zdążył już wywrzeć na nim odpowiednie wrażenie. Zamiast tego obróciła się więc w stronę Grimshawa i poruszyła ustami w niemym "Zabierz mnie stąd".
Jak na takiego staruszka, miał całkiem donośny głos. Rzecz jasna grzeczne dzieciaczki od razu ruszyły do klas, mamrocząc jedynie coś pomiędzy sobą. Żadnego słowa sprzeciwu, przejawu buntu. Grzeczne wykonywanie rozkazów. Małe żołnierzyki.
Ruszyli dalej, a Rhyleih nieco się ociągając mimo wszystko zmusiła nogi do podążenia za nimi. Na widok otwartych drzwi zwolniła nieznacznie. Znalezienie się w środku było ostatnią rzeczą jakiej w tym momencie pragnęła. Ostatecznie weszła do środka i stanęła obok Ryana, wsadzając ręce w kieszenie marynarki. Ziewnęła szeroko z wyraźnym znudzeniem, ignorujac ich spojrzenia i skierowała wzrok na okno, które wydawało jej się w tym momencie dużo ciekawszym obiektem. Wpatrywała się w sunące leniwie po niebie chmury, rejestrując jedynie że nauczyciel używa jej prawdziwego imienia.
Powstrzymała się od skrzywienia i rzuciła klasie niezbyt przyjemne spojrzenie, przejeżdżając po wszystkich twarzach od lewej do prawej. Zatrzymała wzrok na różowowłosym chłopaku i uniosła brew w niejakim zdziwieniu, w ostatniej chwili powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Mimo wszystko wydała dość dziwny dźwięk i potarła nos dłonią, udając że było to kichnięcie.
Gdy jedna z dziewczyn została zmuszona do zmienienia miejsca i spojrzała w ich kierunku z wyraźnym wyrzutem, w Rhyleih narosła irytacja. Wyprostowała się, by dodatkowo zademonstrować wszystkim swój wzrost - nawet jeśli przy swoim towarzyszu nie robiła takiego wrażenia, jak gdy stała sama - i zmroziła ją wzrokiem, przekrzywiając nieznacznie głowę. Każdy jej ruch był niewerbalną groźbą, wyglądała jak dzikie zwierzę, które było gotowe do rozszarpania jej na kawałki, gdy tylko znajdzie ku temu okazję. Odprowadziła ją wzrokiem, nawet kiedy dziewczyna spuściła głowę i czmyhnęła do ławki jak zastraszona przez kota mysz.
Swoją drogą może w wolnej chwili dorwie pozostałą trójkę, którą przysłali tu razem z nimi. W końcu pośród tego zwierzyńca już lepiej było trzymać się ze swoimi. Zwłaszcza, że mieli tu spędzić rok. Cały. Cholerny. Rok.
W dodatku przydzielali im opiekunów, śmiechu warte. Że niby miała się kogoś słuchać i jeszcze mu podlegać? Czy też miał robić za jej pomocną dłoń, która weźmie za nią odpowiedzialnośc? Ha, moje kondolencje. Kimkolwiek był ten cały Vessare, zamierzała sprawić, że doskonale ją zapamięta.
Tylko, że chyba nie pojawił się w klasie.
Po raz pierwszy od przybycia do tej nudnej placówki, słysząc uparte nawoływania bez odpowiedzi, dziewczyna poczuła znikome zainteresowanie. Obróciła głowę w stronę swojego rzekomego opiekuna, który najwyraźniej przysnął.
Zaraz, zaraz. Teraz kiedy nauczyciel zajął się tamtym uczniem, miała szansę.
- Zmywam się stąd. - mruknęła cicho do Ryana i ruszyła w stronę drzwi, starając się zrobić to w miarę cicho. Położyła już rękę na klamce i zaczęła je otwierać, gdy usłyszała urywek rozmowy.
"Rozumie pan, porozmawiają sobie o tych wszystkich babskich sprawach. Malowanie paznokci, krzyki mody i ten tam... tuning, lifting, cokolwiek."
Zatrzymała się. Dosłownie w jednej sekundzie zamarła w bezruchu, czując się jakby ktoś przywalił jej w głowę tępym szpadlem.
Babskich sprawach.
Nie narastała w niej agresja. O nie, ogarnął ją chłodny spokój. Wróciła jakby nigdy nic do boku Grimshawa i rzuciła obojętne spojrzenie na nauczyciela, który zapytał czy chcą coś o sobie opowiedzieć. Zerknęła kątem oka na Ryana. Niemalże się uśmiechnęła widząc jego reakcję. Niemalże, bo w jej oczach szalały kurwiki i nawet ta pseudo-spokojna mina raczej nie przekonywała nikogo, że dziewczyna tylko czeka aż ktoś ją sprowokuje.
Czy chciała coś w tym momencie o sobie powiedzieć? O sobie może nie. Im? O tak, bardzo chętnie. Jedno, krótkie zdanie.
Walcie się wszyscy na ryj.
Ostatecznie pokręciła jednak głową i ruszyła w stronę swojej ławki, wymijając nauczyciela i rzuciła torbę obok. Rozsiadła się niedbale na krześle, jakby nigdy nic zwracając się bokiem w stronę blondyna mając mu do przekazania pewną wiadomość. Rzecz jasna nie mogła jej powiedzieć na głos, jeszcze staruszek by się do niej przywalił.
Rzuciła mu więc swoje wypracowane do perfekcji, firmowe wręcz spojrzenie numer 35 z serii "Zasługujesz wyłącznie na moją pogardę i nienawiść", zakładając ręce na piersiach.
Przy okazji mogła go sobie do woli poobserwować. Zmierzyła go więc bezczelnie wzrokiem od góry do dołu, na tyle na ile pozwalała jej na to ławka. Nie dość, że gnojek był bogaty to jeszcze przystojny. W dupie z takim życiem, gdzie tu sprawiedliwość.
Prychnęła pod nosem i odwróciła się w stronę tablicy z wyraźnym znudzeniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był przygotowany na przybycie nowych uczniów. Zresztą, jak zawsze. Był pierwszym, który dowiadywał się o rzeczach, nim te docierały do uszu pozostałych uczniów. Już wczorajszego dnia został wezwany do gabinetu dyrektora i poinformowany o szczegółach wymiany. Osobiście bardzo sceptycznie podchodził do tego pomysłu. Jego zdaniem nie było nawet cienia szansy, by banda jakiś recydywistów zaklimatyzowała się w renomowanej szkole. Nie wspominając już o próbach ich resocjalizacji. Jednakże nie kwestionował i nie podważał zdania góry. Dostosował się. Tak jak zawsze.
Po powrocie do domu od razu przystąpił do przygotowań rzeczy oraz informacji, które mogą okazać się przydatne dla nowych uczniów. Wolał myśleć o nich jak o zagubionych owcach w lesie, aniżeli niebezpiecznych osobnikach, które za jednego papierosa były w stanie załatwić innym wizytę u dentysty. Wyparcie  było świetną obroną. Przynajmniej w przypadku Nathaira.
Jak zwykle zjawił się w szkole dość wcześnie, jako jeden z pierwszych, by wszystkie formalności i informacje zapiąć na ostatni guzik. Pomimo nawału roboty, nie potrafił wyzbyć się delikatnego uczucia niepokoju, który gdzieś głęboko w chłopaku pulsował i wyraźnie chciał ostrzec go przed niebezpieczeństwem, a który uparcie spychał gdzieś pod dywan swojej świadomości.
Zajrzawszy jeszcze raz u dyrektora, w końcu mógł udać się do swojej klasy. Znał już personalia owych uczniów, którzy mieli uczęszczać z nimi do klasy. Dziewczyna oraz chłopak, gdzie ten ostatni powtarzał rok, choć przyczyny Nathair nie poznał. Ale w sumie tyle mu wystarczyło, reszty dowie się z czasem, jeżeli oczywiście okaże się to konieczne. Pomimo nieprzychylnej opinii o Hirano, w chłopaku tliła się mała iskierka nadziei, że ich nowi goście nie okażą się wytatuowanymi i wykolczykowanymi rebelami, którzy chowają w skarpetkach noże i inne dziwactwa. Nadzieja matką głupich.
Z przyklejonym uśmiechem do twarzy witał się z uczniami, którzy kolejno wchodzili do klas i zajmowali swoje miejsce. Sięgnął po ”Miasteczko Middlemarch”, wybierając zagłębienie się w lekturze niż rozmowy z innymi kolegami z klasy, jednakże nie potrafił skupić się na treści. W pewnym momencie przyłapał się, że z szósty raz czyta to samo zdanie, lecz zupełnie nie potrafi zapamiętać jego sensu. Ściągnął brwi tworząc charakterystyczną zmarszczkę pomiędzy nimi, zastanawiając się skąd u niego takie rozproszenie. Przecież to nie był pierwszy raz, kiedy do ich szkoły przybywali nowi uczniowie. Nie tylko z terenów Tokio, ale i całej Japonii. Trafiło im się nawet parę cudzoziemców. Tak więc dlaczego teraz? Skąd ten przeklęty niepokój? Pewnie sporą w tym zasługę miało miejsce, skąd tamta dwójka pochodziła. I już nie chodziło tylko i wyłącznie o Hirano samą w sobie. Pewnie pochodzili z jakichś patologicznych rodzin, zamieszkiwali slumsy, gdzie przejaw dobrej woli był od razu tłamszony, pewnie na ich rękach…
Dzwonek.
Palce chłopaka mimowolnie zacisnęły się na okładce książki.
Taaa, już wiedział o co chodzi. Że nie podoła zadaniu.  W końcu po raz pierwszy w życiu będzie miał do czynienia z delikwentami tego typu. Górna warga drgnęła nieco, jakby za wszelką cenę chciała unieść się ku górze, w pogardliwym uśmieszku. Jednakże jej bunty bardzo szybko zostały spacyfikowane przez delikatniejszy uśmiech.
On miałby sobie z czymś poradzić? Nie było takiej opcji.
Z korytarza dało się słyszeć charakterystyczne stukanie laski o podłogę. Plecy chłopaka wyprostowały się a wzrok skupił się na drzwiach. Sekundy, które odmierzały moment wejścia nauczyciela do klasy zdawały się ciągnąć w nieskończoność. W końcu drzwi skrzypnęły, a w pomieszczeniu zapanowała cisza.
Wzrok chłopaka przesunął się najpierw po kobiecie - wysoka – przemknęła po głowie Nathaira, a po chwili spojrzał na chłopaka. O dziwo, nie wyróżniali się niczym szczególnym. Oczywiście nie licząc wyraźnej niechęci, jaka od nich biła, no i spodni zamiast spódniczki na dziewczynie. Naprawdę spodziewał się… właśnie. Czego? Jego twarz właściwie nie wyrażała niczego konkretnego. W przeciwieństwie do reszty klasy, nie emanowała z niego negatywność, aczkolwiek pewnie wynikało to z faktu, że wiedział wcześniej o nowych uczniach. Albo po prostu chciał pozostawić swoje prawdziwe odczucia za swoją fasadą.
Drgnął nieco, kiedy nauczyciel zwrócił się bezpośrednio do niego. Wstał z miejsca, tak, jak wymagała tego kultura w szkole, kiedy zwracało się do starszej osoby.
- Oczywiście, profesorze. Dołożę wszelkich starań, by nasz nowy kolega w pełni zaklimatyzował się w szkole i poczuł się tutaj swobodnie. – spokojny głos przywodził nieco na myśl wyklepanie formułki na pamięć, a delikatny uśmiech, którym obdarzył szatyna, dodatkowo udowodnił, że Nathair mówi to, co trzeba. Ponownie zajął swoje miejsce i kątem oka obserwował, jak drobna dziewczyna z wyraźną niechęcią opuszcza swoje miejsce, odczekał chwilę, by ponownie skupić się na tym, co działo się pod tablicą. Nie odkleił swojego wzroku od przybyszów nawet w momencie, gdy nauczyciel pokuśtykował w stronę Vessare. Nathair naprawdę musiał walczyć ze sobą, by nie wywrócić oczami błagając tych na górze o dodatkowe podkłady cierpliwości dla niego, kiedy usłyszał określenie blondyna w jego stronę. Zamiast tego, z niewzruszoną miną sięgnął po długopis i zaczął machinalnie naciskać włącznik. Klik, klik, klik… Nienawidził tego typu osób. Niewdzięczne dzieciaki, które nie doceniały to, co miały. Kiedy inni pracowali w pocie czoła, by coś osiągnąć, przychodziły takie Vessary i zbijając bąki zdobywały to wszystko za pstryknięciem palców. I nic a nic nie doceniały tego. A najgorsze w tym wszystkim było to, że mężczyzna nawet w momencie nie przykładania się do nauki, praktycznie zawsze zajmował miejsce w pierwszej dziesiątce po egzaminach. Zawsze. A gdyby tak przyłożył się…
Nie, Nathaie nie chciał nawet na niego spoglądać. Wolał nie oglądać jego gęby, choć trzeba przyzna, że ucieszył się w duchu, że to nie on musi zajmować się dziewczyną. Co prawda nigdy nie miał problemów w kontaktach damsko-męskich jeżeli chodziło o szkolne sprawy, jednakże nie sądził, że akurat w przypadku rudowłosej udałoby mu się jakoś dogadać. I dobrze. Niech Vessare zajmuje się nią i… rozmawia o damskich sprawach. W tej kwestii zapewne jest mistrzem.
Zmrużył nieznacznie brwi, widząc, jak szatyn ignoruje prośbę mężczyzny i siada na wyznaczonym miejscu. Za grosz jakiejkolwiek przyzwoitości. Nie dziwił się, że… jak mu było? Grimshaw, tak? Tak. Nie dziwił się, że Grimshaw skończył w tamtej szkole. I z pewnością daleko nie zajdzie. Ale to nie był problem Nathaira. Miał swoje zadanie i zamierzał się z niego w pełni wywiązać. Poprawił się nieco na krześle, kiedy wreszcie nauczyciel wrócił na swoje miejsce, by rozpocząć lekcje. Spojrzał kątem oka na profil mężczyzny a potem przeniósł wzrok na puste miejsce na blacie stołu. Mimowolnie westchnął bezdźwięcznie i przysunął swoją książkę do literatury japońskiej bardziej na środek, tak, by chłopak mógł z niej skorzystać.
- Miło mi cię poznać, Grimshaw, zgadza się? Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało przez najbliższy rok. – obdarzył chłopaka delikatnym i przyjaznym uśmiechem, zachęcając go do korzystania z jego książki. Sam z kolei wolał skupić się na pilnym notowaniu tego, co mówił nauczyciel.
W klasie panowała cisza, którą przerywał spokojny głos mężczyzny czytającego fragmenty „Ise monogatari”. Wyrywkowo rzucał pytania, na które zgłaszali się pojedynczy uczniowie, choć jeśli ktoś ociągał się z odpowiedział, to mężczyzna celując swoją laskę sam wybierał osoby do odpowiedzi, skutecznie omijając zarówno Rhyleih, jak i Ryana. Z pewnością chciał dać dzisiejszego dnia spokój nowym uczniom. Albo z góry założył, że Ci i tak nie będą znali odpowiedzi. A kiedy tylko odwracał się w stronę tablicy, by wypisać parę ważnych informacji, to niektóre zaciekawione spojrzenia wręcz pożerały nowo przybyłych. Jakby za pomocą wzroku mogliby wyczytać o nich wszystko, co było możliwe. Większość nie ukrywała swojego niezadowolenia, inni z kolei jawnie krzywili się na ich widok, jakby mieli do czynienia z osobnikami cierpiącymi na trąd czy też inną chorobę zakaźną. Nie było co ukrywać – z pewnością szybko nie znajdą tutaj przyjaciół.
- Na następne zajęcia przygotujecie własną interpretację wybranego przez siebie wiersza waka. – powiedział na zakończenie zamykając książkę i odkładając ją na blat biurka. I w tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek obwieszczający zakończenie lekcji, jakby mężczyzna idealnie wszystko wyliczył. Opierając się na swojej lasce ruszył w stronę wyjścia, w ostatniej chwili zwalniając i spoglądając uważnie w stronę Vassare, jakby przez moment obawiał się dokonanego wyboru. Jednakże koniec końców opuścił klasę, w której momentalnie zrobiło się luźniej.
Pozornie.
Uczniowie od razu skupili się w swoich grupkach spoglądając z zaciekawieniem na Ryana i Rhyleih, jakby były jakimiś cudacznymi nabytkami nowo otwartego zoo. Jednakże żaden z uczniów nie odważył się podejść  i zagadać. Zamiast tego szeptali cichymi głosami między sobą, co rusz zerkając w ich stronę. Jeden chłopak ośmielił się nawet wskazać palcem w stronę Rhyleih, szepcząc coś do drugiego, na co ten wyszczerzył się szeroko i zachichotał. Jak łatwo można było się domyśleć – właśnie szacowali „wartość” dziewczyny w typowo samczych rozumowaniach. Jeżeli jednak Ryan chciał mieć spokój, nie mógł na niego liczyć. Przynajmniej nie teraz.
- Jako, że jesteś nowy… przygotowałem.. – zaczął mówić przerywając, kiedy schylał się do swojego plecaka, w którym zaczął intensywnie czegoś szukać. W końcu wyciągnął ciemną teczkę i położywszy ją na blacie, otworzył i wyciągnął parę kartkę. - Przygotowałem dla ciebie i Mizuyamy po mapie szkoły. Naprawdę można się tutaj zgubić. Sam przez pierwszy tydzień błądziłem. – powiedział z szerszym uśmiechem, zapewne uważając, że powiedział coś naprawdę wesołego. - Mam jeszcze dla was po planie lekcji, bo nie jestem pewien czy swoje otrzymaliście. I parę innych, przydatnych rzeczy jak streszczenie tego, co przerabialiśmy przed letnią przerwą. Oczywiście jak będziesz miał jakieś pytania, to śmiało pytaj. Swoją drogą, pokazać Ci nieco szkołę? Bardzo chęt— – niestety, nie było mu dane dokończyć myśli, gdyż do ich ławki podeszło trzech chłopaków. Po minie tego po środku, blondynie o równo przyciętych włosach można było wywnioskować jedno – należał do egoistycznej grupy, która patrzyła na wszystko i wszystkich dookoła z góry, uważając siebie za panicza tylko dlatego, że miał pieniądze.
- Słyszałem, że do Hirano chodzą tylko osoby, które zostały zaklasyfikowane jako niezbyt bystre i nieco niepełnosprawne w zakresie umysłowym. W sumie wpuszczając was do naszej szkoły, to prawie tak, jakby pozwolić pracować upośledzonym, hm. Chyba, że się mylę. – blondyn zamyślił się w udawany sposób, jednakże jego wzrok wciąż lustrował siedzącego szatyna. Najwyraźniej wytypowany przez grupę zamierzał dobitnie pokazać, kto tu tak naprawdę rządzi. Bo w grupie raźniej, nieprawdaż?
- Hej, Kanekawa! Swoje uprzedzenia zachowaj dla siebie. Jestem pewien, że są to tylko plotki, a Grimshaw nie należy do tej grupy. Jeżeli masz jakieś problemy, to najpierw skonsultuj je ze mną. – na interwencje Nathaira nie trzeba było czekać zbyt długo. I choć po cichu nieco przyznawał rację blondynowi, to jednakże wiedział, że musi zaprzestać tej marnej prowokacji. Zwłaszcza, że było do przewidzenia iż Kanekawa będzie chciał udowodnić swoją „władzę” w tej klasie.
Blondyn podniósł ręce w obronnym geście i zaśmiał się cicho.
- Spokojnie, panie przewodniczący. Chciałem tylko zaprzyjaźnić się z nowym kolegą. Przecież nie chciałem go obrazić czy coś, a jedynie zdetronizować plotki, jakie krążą o ich szkole. Już sobie idziemy. – odpowiedział pospiesznie i poklepał Nathaira po ramieniu. Za nim jednak odszedł ze swoimi towarzyszami, posłał Ryanowi ostatnie spojrzenie, które mówiło jedno. Spotkamy się później.
- Nie przejmuj się nimi. Oni tak zawsze, ale są w porządku. Jeżeli ktoś będzie się z ciebie śmiał, albo ci dokuczał, to przyjdź z tym do mnie, dobrze? – Nathair zwrócił się do Ryana poprawiając swoje okulary i ponownie przybierając maskę dobrego i uczynnego.
- To co, chcesz zwiedzić szkołę? Możesz też zabrać Mizuyamę ze sobą, to będzie Ci nieco raźniej. – i tylko ją. Niech nie zabierają Vassare. Każdego, byle nie jego.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Szur.
Ryan mimowolnie opuścił wzrok na blat, zdawkowo przebiegając po kolejnych wyrazach układających się w tytuł dzisiejszych zajęć. Widniejący na jego twarzy, wręcz nie przystający uczniowi prestiżowej szkoły, brak zainteresowania musiał dobitnie uzmysłowić koledze z ławki, że jego starania były daremne. Szarooki stosunkowo szybko puścił w niepamięć fakt, że różowowłosy postanowił podzielić się z nim swoim źródłem wiedzy. Nic dziwnego, że na liście rzeczy do zrobienia ciemnowłosego nawet na chwilę nie pojawiła się wzmianka o okazaniu wdzięczności wobec tego niecodziennego gestu. Oczywiście przez ten cały czas niecierpliwie oczekiwał rozpoczęcia lekcji, zdając sobie sprawę, że ta banda kujonów skupi się tylko na tym, a on spędzi swój czas słuchając nauczyciela i bezcelowo gapiąc się w okno. Już nawet unosił wzrok z twarzą zwróconą w odpowiednim kierunku...
„Miło mi cię poznać, Grimshaw, zgadza się?”
Czego innego mógł się spodziewać po przykładnym panu przewodniczącym? Prawdę mówiąc, spodziewał się błogiej ciszy. Tego, że przyjemniaczek z wyższych sfer odpuści sobie teatrzyku w sferze prywatnej, gdy nauczyciel straci zainteresowanie nowymi uczniami. Pochodzili z tych dwóch różnych światów, z których żadne nie chciało mieć ze sobą nic wspólnego. Mimo niewielkiego dystansu, których ich dzielił, było to wykonalne – wystarczyło jedynie zaakceptować milczenie i uczynić go codziennym rytuałem.
Szare tęczówki najpierw zahaczyły wzrokiem o grube oprawki okularów, zanim natrafiły na różowe oczy chłopaka za szkłami. Chociaż Jay okularów nie miał, i bez nich sprawiał wrażenie kogoś, kogo zwierciadła duszy znalazły się za grubą, szklaną warstwą. On nie potrzebował słów, by oznajmić Heatherowi, że nie będzie żadnej współpracy. Jeżeli koniecznie potrzebował wylewania na innych swojego przyjacielskiego nastawienia, dookoła miał masę innych uczniów, którzy z pewnością traktowali go tu cieplej. W końcu był jednym z nich.
Grimshaw wyciągnął przedramię na ławce, zaczepiając palce o jej przeciwległy brzeg i oderwał wzrok od chłopaka, skupiając się na widoku za oknem. Co jakiś czas jego wzrok przesuwał się po klasie, przez co udało mu się wychwycić kilka krótkich i zniechęconych spojrzeń innych, które niemo chciały zmusić go do wcielenia się w rolę pilnego ucznia i rozpoczęcie sporządzania notatek, ale – czego można było się spodziewać po takim typie – niewiele robił sobie z tych cichych prób zasiania w nim ziarenka poczucia winy, które wkrótce miałoby wykiełkować i stworzyć jego własny kręgosłup moralny.
Leslie nie mógł pojąć, za jakie grzechy musiał znosić obecność nowej damulki. Przyzwyczaił się już do obecności Hattoriego, mimo że chłopak nie pałał go niego sympatią, ale przynajmniej przestał zwracać na niego uwagę. Nauczyciele musieli postradać wszystkie zmysły w bonusie z rozumiem, skoro postanowili zrzucić na jego barki „ciężar wychowania”, chociaż wiecznie zarzucali mu jego brak. Gdzie tu logika?
Hikari już w pierwszej chwili nie spodobała się Zero. Wystarczyło, że zmiażdżyła jego ostatnie nadzieje na to, że wyjdzie z tej klasy i już nie wróci. Gdy tylko znalazła się obok drzwi, jego sposób patrzenia diametralnie się zmienił. Wyglądał jak ktoś, kto usiłuje pomóc jej z daleka w naciśnięciu klamki, byleby szybciej podjęła decyzję. Ale – cholera jasna! – musiała zmienić zdanie. Twarz blondyna na ułamek sekundy przeciął grymas niezadowolenia. Nie zauważył, że dokładnie w tym samym czasie pan Hamada obrzucił go karcącym spojrzeniem. Jemu i Mizuyamie najwidoczniej nie dane było się zaprzyjaźnić. Nie odczuł ukłucia żalu z tego powodu, nawet nie przejął się jej pogardliwym spojrzeniem, na które odpowiedział z przejęciem godnym cegły.
Nie tak groźnie, księżniczko ― mruknął, mając nadzieję, że będą to ostatnie słowa, które będzie musiał wypowiedzieć. Nawet oparł policzek o dłoń, zwracając twarz bardziej w stronę ściany obok, jakby tym sposobem mógł zupełnie odciąć się od nowej znajomej z przymusu. Pozwolił, by powieki znów opadły na jego oczy, a jedynym znakiem tego, że jeszcze nie zasnął było energiczne poruszanie długopisem na boki. Cholera wie, do czego ta mała była zdolna.

DZYŃ, DZYŃ, DZYŃ.

Miał szczęście, że i jemu udało się uniknąć wyrywkowych pytań na lekcji, która wydawała ciągnąć się w nieskończoność, zanim zadzwonił dzwonek. Vessare z namacalną niechęcią i rezygnacją odwrócił głowę w stronę siedzącej obok dziewczyny, licząc na to, że już podnosiła się z miejsca, żeby opuścić salę. Może wykrzesałaby z niego odrobinę podziwu, gdyby wykazała się samodzielnością i niezależnością godną kotki. Samo prezentowanie pazurów było dla niego mało satysfakcjonujące. Zerknął z ukosa ku Nathairowi, jakby zrobienie z niego kozła ofiarnego stało się dla niego planem A. Jeżeli ten by nie wypalił, dookoła wciąż miał zgraję uczniów, którzy ekscytowali się widokiem nowych.
Ustalmy coś ― zaczął, zbierając w sobie tyle dyplomatycznego podejścia, na ile był w stanie się zdobyć, czyli w praktyce wyszło to marnie. ― Nie sądzę, żebyśmy dogadali się nawet za dwadzieścia lat. Pewnie czujesz to samo, dlatego nie obrażę się, jeżeli wniesiesz wniosek o zmianę opiekuna albo stwierdzisz, że wolisz dzielić ławkę ze swoim groźnym kolegą. ― Jego barki uniosły się i opadły na swoje miejsce w lekceważącym geście.
„Przygotowałem dla ciebie i Mizuyamy po mapie szkoły.”
Widzisz. Świetnie się składa ― nadal zwracał się do rudowłosej, teraz chcąc zwrócić jej uwagę na Colina, który miał w rękawie ofertę nie do odrzucenia. ― On zajmie się wami o wiele lepiej. Poza tym łatwo wyłudzić od niego pieniądze.
Musiał, no po prostu musiał to zrobić.
Szkoda tylko, że Ryan nie wyraził aż takiego zainteresowania przygotowanymi materiałami. Co więcej, w środku odczuł jakieś niewyjaśnione uczucie poirytowania, sprawiające, że gdyby tylko znaleźli się w innym miejscu, przykładny przewodniczący już musiałby wyciągać sobie z twarzy resztki swoich okularów. Być może tym, co drażniło go najbardziej, była ta cholerna maskarada. Mimo że młodzieniec starał się wypaść przed nim w miarę naturalnie, ta fałszywa aura nie dawała mu spokoju. Jakby chciał zadowolić innych, a nie samego siebie.
Kretyn.
Gdyby nie obcy głos, który przerwał litanię Heathera, Jay na pewno udzieliłby mu odpowiedzi, która już całkiem zabiłaby w nim chęci do pomocy. Nastolatek uniósł wzrok na cwaniakującego blondyna, ale nawet jego potraktował ze znużeniem. Prawdę mówiąc, niewiele robił sobie z opinii o szkole, ale teraz wydawał się dodatkowo potwierdzać tę teorię, umyślnie nie wdając się w zbędne dyskusje z ulizanymi paniczykami. Ten typ więcej szczekał niż robił. Najpewniej był synalkiem mamusi, a jego ojciec kochał go tylko w nocy, zaś elitarna szkoła była jedynym osiągnięciem, którym mógł się popisać.
W dodatku chętnie oprowa-- ― w międzyczasie Vessare wciąż próbował składać Rhyleih zachęcające oferty, ale jego głos urwał się gdzieś w połowie zdania, gdy do gry wkroczył Kanekawa. Nie przepadał za nim i to jeszcze bardziej niż za nowymi nabytkami w klasie, bo o tych jeszcze nie zdążył sobie wyrobić zdania. Kwaśny uśmiech na jego ustach zaczął powoli rosnąć, aż wreszcie uformował się na jego twarzy, jak jakaś wyjątkowo paskudna rysa. Odczekał chwilę do momentu aż klasowy kozak zacznie oddalać się od ławki Nathaira. Wypowiedzianym nazwiskiem Zero zdołał kupić sobie uwagę chłopaka. Potem poszło gładko: ― Nie wiem, czy słyszałeś, że poza tymi niezbyt bystrymi, można trafić na agresywnych. Chyba nie chcesz znowu piszczeć i płakać jak dziewczynka, gdy ktoś złamie ci nos? ― Kącik jego ust drgnął, unosząc się wyżej, gdy sugestywnie przysunął palec wskazujący do czubka swojego nosa. ― Słyszałem, że kiepsko idzie ci na zajęciach z samoobrony. Założę się, że nawet ona położyłaby cię jednym palcem ― parsknął i sugestywnie wskazał podbródkiem dziewczynę obok.
Vessare ― warknął pod nosem, obrzucając go zniechęconym spojrzeniem. Przy okazji jego uwaga skupiła się też na nowej uczennicy, która niechybnie została wciągnięta w ten konflikt. ― W przeciwieństwie do takiego kundla, jak ty. Mam swoje zasady. Nie będę brudził sobie rąk niedomytkiem ze slumsów ― prychnął, próbując wyrzucić z siebie całą frustrację. W ostatniej chwili kiwnął wymownie w stronę swoich przydupasów, którzy do tej pory również mierzyli tę dwójkę pogardliwymi spojrzeniami. Jak na arystokratów przystało, woleli wyjść z klasy z dumą i tylko jedną ujebaną błotem nogawką, zamiast dalej dać się wciągać w bagno.
Prawda była taka, że Leslie pozwalał sobie na za wiele.
„Nie przejmuj się nimi.”
Nie proszę cię o rady ― ochrypły i niezbyt donośny, ale jednocześnie ostry ton wyrwał się wreszcie spomiędzy warg ciemnowłosego, który skończył przypatrywać się temu klasowemu przedstawieniu. Im dłużej tu przebywał, tym zdanie o tej szkole wprost proporcjonalnie stawało się coraz gorsze. Nawet blondyn siedzący w parze z jego szkolną znajomą nie był w stanie w pojedynkę doprowadzić tego liceum do stanu normalności.
„... albo ci dokuczał...”
Leslie mimowolnie parsknął. Kto by pomyślał, że temu sztywniakowi uda się go rozbawić!
Mówisz poważnie? ― Szatyn uniósł brew i dokładniej przyjrzał się chłopięcej twarzy. Gdy tylko spostrzegł się, że nie kłamał, uniósł rękę i z pobłażliwością godną dorosłego, który musi wyjaśniać coś dziecku po raz setny, poklepał jasnowłosego po głowie. Nie był to na tyle delikatny gest, by doszukać się w nim tej prawidłowej, czułej nuty, nie był też na tyle mocny, by zrobić mu krzywdę, ale w sam raz nadawał się do wybicia mu tej głupoty z głowy. A sądząc po beznamiętnej minie Grimshawa, ojcowskie odruchy przewodniczącego nie wzbudzały w nim pozytywnych odczuć. ― Nie chcę twojej pomocy, a jeżeli koniecznie chcesz mi jej udzielić, zaprowadź mnie tam, gdzie mogę zapalić. Pokaż mi miejsca, w które nikt się nie zapuszcza. ― Odsunął krzesło z głośnym zgrzytem.
Nie wolno szurać ― wtrąciła jakaś klasowa damulka, licząc na to, że jej pewność siebie zaowocuje w podziw koleżanek.
Właśnie. Porysujesz gumolit ― rzucił sarkastycznie, obrzucając Karube zrezygnowanym spojrzeniem, jakby już nawet on czuł się zmęczony tym ciągłym wytykaniem błędów nowym. ― Czyli zabierasz ich oboje, co, Nath? ― zwrócił się do chłopaka, wrzucając swoje rzeczy do plecaka, jakby postanowił, że zerwie się stąd już po pierwszej lekcji. Czemu nie? Szkolny dach sam nie znajdzie sobie towarzystwa.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

To, że nie wyszła z klasy było tylko i wyłącznie jego winą. Była na to przygotowana, miała głęboko gdzieś co pomyśleliby o niej zarówno uczniowie, jak i sam nauczyciel. Cała ta placówka była dla niej dużo mniej warta niż byle śmieć walający się po podłodze w jej pokoju. I tak samo odbierali ją oni wszyscy, te spięte panicze patrzące na nią jakby dopiero co wyrwała się z zakładu karnego i przyszła obwieszona klejnotami ich matek, które ukradła z ich domów poprzedniego wieczora.
Tak jak to pierwsze było prawdą, na drugie nie było co liczyć. Była na to zdecydowanie zbyt leniwa, to raz. Po drugie, skończyłoby się to pewnie dużo gorzej niż ponownym odesłaniem jej do szkoły dla trudnej młodzieży. Swoją drogą już sam ten fakt napawał ją nie lada rozbawieniem.
Och spójrzcie, wielki panicz raczył się do niej odezwać. Cóż za łaski dostąpiła! Czyżby Bóg postanowił ją jednak obdarzyć swoją miłością? Wolne żarty.
Księżniczko?
Miała ochotę parsknąć śmiechem. Zamiast tego spojrzała na niego ze złośliwym uśmiechem i pochyliła nieznacznie głowę.
- Wybacz mi, o książę. W mych najśmielszych marzeniach nie raczyłam grozić tak wspaniałemu paniczowi. - ach gdyby mogła to powiedzieć stojąc, by dodać do całej przesiąkniętej sarkazmem wypowiedzi, parodię ukłonu. Musiała się jednak zadowolić wersją siedzącą, nie zamierzała jednak ciągnąć całej tej kłótni w nieskończoność. Tym bardziej, widząc że i ten cały Ves-coś-tam jest równie zainteresowany światem wokół co ona. Odsunęła więc dość głośno krzesło do tyłu, rozkładając przy tym nogi na boki w niedbałym geście.
Zerknęła kątem oka na dwie uczennice siedzące przy sąsiedniej ławce. Szeptały coś pomiędzy sobą utrzymując idealnie wyprostowaną sylwetkę i pokazywały na nią wcale nie tak dyskretnie rękami. Rhyleih pozdrowiła je środkowym palcem i zignorowała ciche okrzyki oburzenia, z powrotem zwracając się ku tablicy, przy której nauczyciel właśnie coś zapisywał. W sumie miejsce, w którym ją usadził nie było aż takie złe. Siedzące z przodu osoby całkiem skutecznie ją zasłaniały, może uda jej się nawet nieco przysnąć. Zerknęła w bok na swojego sąsiada zauważając, że ten zasnął.
Nie, nie zasnął.
Długopis w jego dłoni poruszał się nieustannie, co świadczyło o tym że był przytomny. Co za szkoda, chciała go obudzić solidnym kopnięciem. Przesunęła się nieco bardziej w bok, by ustawić swoje siedzenie bardziej na skos i oparła buta o krawędź jego krzesła. O dziwo była na tyle uprzejma, że nawet nie dotknęła go podeszwą buta. Taka pozycja była jednak dużo wygodniejsza. Zamknęła oczy wsłuchując się w przyciszone dźwięki w klasie i dźwięk piszących po papierze długopisów.

Dzwonek.

Ziewnęła, wcale się z tym nie kryjąc i przetarła oczy dłonią, zabierając nogę z krzesła blondyna. Niestety jego nadzieje nie miały zostać tym razem spełnione. Rudej niezbyt się spieszyło gdziekolwiek. Skoro już i tak była uwięziona w tym wkurzającym miejscu, przechadzanie się po zatłoczonym korytarzu przepełnionym cyrkowymi małpami, nie leżało w jej interesie. Tak jak wcześniej jej pogardliwe spojrzenia nie zrobiły na nim wrażenia, tak Rhyleih kompletnie nie przejęła się bijącą od niego niechęcią i rezygnacją. Wątpiła, by była w promieniu paru kilometrów choć jedna osoba, która szczerze ucieszyłaby się na widok kogokolwiek z Hirano. Nawet kiedy się do niej zwracał, nie patrzyła w jego stronę kompletnie go ignorując. W trakcie, gdy do niej mówił postanowiła spełnić jego poprzednie marzenia i wstała zarzucając torbę na ramię. Nie miała czego pakować, w końcu od rozpoczęcia zajęć niczego z niej nie wyciągała. Dopiero teraz, pomacała się przez chwilę po kieszeniach, a w jej dłoni błysnął papieros. Wsadziła go sobie do ust, rzucając mu znudzone spojrzenie po krótkim monologu o zmianie opiekuna.
- Skończyłeś? - zapytała i spojrzała na Ryana, gdy jedna z uczennic niespodziewanie wyrwała jej papierosa z ust.
- Tu nie wolno palić. Mam cię zgłosić do dyrektora? Przy odrobinie szczęścia pozbędziemy się was obojga za jednym zamachem. - niższa od niej o głowę dziewczynka o idealnie czarnych włosach, zaśmiała się z własnego dowcipu do stojącej obok koleżanki. Ach no tak. Dwie przyjaciółeczki, które wcześniej wskazywały na nią palcami.
Ruda złapała ją momentalnie za nadgarstek z taką siłą, że czarnowłosa pisnęła cicho wyraźnie wystraszona. Wyrwała jej papierosa z dłoni i puściła, odpychając nieznacznie do tyłu, tak by zmusić ją do cofnięcia się.
- Wytłumaczmy coś sobie panienko. Ja zostawiam cię w spokoju i pozwalam ci żyć w tej rzygającej tęczą bańce mydlanej utkanej przez twoich podcierających się kasą rodziców, a ty nie wchodzisz mi w drogę. Komentuj sobie ile wlezie, rzucaj swoje żałosne żarciki, ale nigdy. Powtarzam, NIGDY, nie dotykaj ani mnie, ani czegoś co należy do mnie. Rozumiemy się? - podeszła do niej krok bliżej, czekając aż ta skinie posłusznie głową, po czym schowała papierosa i poklepała ją po policzku.
- No. Grzeczna dziewczynka. - zignorowała ich oburzoną wymianę zdań, gdy wypadały z klasy mamrocząc coś o tym, że 'jeszcze jej się dostanie' i odwróciła się w stronę Vesasasesaira. Kto mu w ogóle nadał to nazwisko? Za dużo syczacych dźwięków. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, gdy klasowy kozaczek postanowił rzucić parę wesołych tekstów w ich stronę. Niezbyt bystre i niepełnosprawne w zakresie umysłowym?
Dużo bystrzejsze niż byle szczekający gówniarz, który nawet nie wie jak wygląda prawdziwe życie, chowając się za plecami tatusia.
O dziwo "Pan Przewodniczący" wtrącił się niemalże od razu. Słysząc jego obronę, uniosła dłonie do twarzy uciskając sobie przez chwilę skronie.
Okej, byli w elitarnej szkole. Widziała już tą gromadę bezmyślnych zombiaków. Ale naprawdę nie spodziewała się, że w tej bandzie sztywniaków znajdzie sztywniaka naczelnego, wypisz wymaluj z tych wszystkich szkolnych mang dla dziewczyn.
Nie żeby jakieś kiedykolwiek czytała.
Chłopiec idealny wręcz!
Tym razem nie wtrącała się w kłótnię z Kawaneko-Komaneko-Kominato (błędne wykreślić, choć znając życie nie trafiła żadnym z nich) po prostu się przysłuchując. Wzrok utkwiony miała w tablicy, siłą woli powstrzymywała się też od sprzedania jednego prostego strzała nadętemu, wyzywającemu ją dupkowi. Całe szczęście po pewnym czasie spędzonym w towarzystwie Ryana, nauczyła się w poszczególnych momentach zachowywać niewzruszoną minę. No, co prawda nigdy nie osiągnie w tej dziedzinie takiej perfekcji jak on, ale i tak szło jej nieźle. Problem leżał po prostu w tym, że Rhyleih była jak dzikie zwierzę wpuszczone pomiędzy udomowione psy. Każdy ich ruch przypominał jej o odebraniu wolności i sprawiał, że miała ochotę rzucić im się do gardeł.
Gdy tamten zniknął jej z pola widzenia, gwizdnęła niezbyt cicho, zwracając się w stronę Vusesera.
- No proszę, jestem pod wrażeniem. Książę z bogatego domu nie dogaduje się z resztą rodziny królewskiej? Uważaj, bo jeszcze moja niechęć do ciebie się zmniejszy. - uniosła brwi udając bezgraniczne zdziwienie, zaraz odwracając nieznacznie głowę w stronę Ryana, słysząc donośny zgrzyt. Słysząc wtrącenie panienki o nieszuraniu krzesłem, miała ochotę parsknąć śmiechem. Nie zrobiła tego jednak, nawet po usłyszeniu 'dowcipu' ze strony blondyna. Słysząc jego pytanie do Przewodniczącego wyraźnie się zirytowała.
Zrobiła krok w jego stronę, stając tuż przed nim, tak by dzieliło ich parę centymetrów, czym zdecydowanie naruszała jego sferę osobistą. Nie dotykała go, ale i tak była na tyle blisko, że każdy normalny człowiek poczułby się co najmniej niekomfortowo.
- Chyba sobie żartujesz. Jeśli mam wybierać między dwumetrowym dupkiem, a różową pacynką nauczycieli z kijkiem w tyłku, to już wolę dwumetrowego dupka. - warknęła poirytowana, zadzierając głowę tak, by patrzeć mu w twarz.
Bo chyba pierwszy raz w życiu miała z tym problem. Zajebiście. Gdyby był niższy, przynajmniej mogłaby na nim wywierać większą presję.
Jakieś dziewczyny z przodu klasy krzyknęły do niej cos o odsunięciu się od niego z wyraźnym oburzeniem, kompletnie je jednak zignorowała wwiercając się w niego poirytowanym, ale wyraźnie zdecydowanym wzrokiem. Jeśli do tej pory myślał, że uda mu się jej pozbyć to właśnie mógł się przekonać na własne oczy, że trafił na wyjątkowo wkurwiający typ człowieka, który nie spocznie, póki nie wyjdzie na jego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pulsujący i tępy ból uderzył Nathaira już w chwili przemowy Vassare. Musiał walczyć sam ze sobą, by nie sięgnąć do skroni i zacząć ich masować. Jednakże stłumił mrowienie dłoni, zaciskając je mocniej na trzymanych kartkach papieru, które chciał dać zarówno swojemu sąsiadowi z ławki, jak i dziewczynie. Oczywiście, że już wcześniej spodziewał się, iż nowo przybyli wywołają zamieszanie i wprowadzą do klasy dość gęstą i nieprzyjazną atmosferę. Ale liczył, że minie parę dni od momentu, kiedy zaczną się już pierwsze niesnaski. Jak widać – pomylił się. I był zły, bo on rzadko się mylił. Powoli odwrócił się w stronę blondyna i rzucił mu karcące spojrzenie, choć wiedział, że ten nic sobie z tego nie zrobi. Niepotrzebnie się odzywał i dolewał oliwy do ognia. Znając Kanekawę, to tak szybko i łatwo nie odpuści. I smród dzisiejszej sytuacji będzie ciągnął się przez najbliższy tydzień, gdzie klasowy król będzie próbował udowodnić swoją wyższość nad Vassarem. A to nie zapowiadało niczego dobrego.
- Vassare.- – powiedział pewnie, choć wciąż spokojnie. Stul gębę. - Sądzę, że zamiast wdawać się w te dziecinne pyskówki, mógłbyś zająć się czymś o wiele pożyteczniejszym. Z tego co mi wiadomo to wciąż zalegasz z pracą do profesora Arakawy. Może swój nadmiar energii przeznaczysz na to, zamiast próbować pouczyć Kanekawę? – uniósł brwi w pytającym geście, na moment tracąc zainteresowaniem blondynem, kiedy jego uwagę przykuła dziewczyna. Jego barki opadły nieco jakby w geście pełnym zrezygnowania, bądź pod ciężarem czegoś ciężkiego. Dlaczego oni wszyscy zawsze, ale to zawsze próbując udowodnić, że to oni mają rację, że się nikomu ani niczemu nie podporządkują? Wiecznie zbuntowani, nie szanujący żadnych wartości, idei oraz praw. Kierujący się egoistyczną drogą, że liczy się tylko ich zakichane „ja”. Nic ponadto.
”Poradzisz sobie, panie Heather?”
Oczywiście, że tak. Zawsze sobie radził. Wystarczyło nieco samozaparcia i sporych pokładów cierpliwości. To dopiero pierwszy dzień. Muszą poznać i zrozumieć tę szkołę. Chyba, że są tak samo beznadziejnym przypadkiem jak Vassare.
- Nie zwracaj się tak do mnie, Vassare. I myślisz, że dokąd się wybierasz? – w różowych oczach błysnęło podirytowanie. - Minęła dopiero pierwsza lekcja, nie sądzisz, że jest nieco za wcześnie na robienie sobie przerwy? Masz obowiązki, do których to ty zostałeś wyznaczony. Nie jesteś takim tchórzem, który czmychnie na dach szkoły, woląc nie stawić czoła wyzwaniu, prawda? – zapytał naciskając na ostatnie słowo, mając ochotę podejść do niego i potrząsnąć nim, żeby się ogarnął i wreszcie zaczął doceniać to, co miał. A raczej to, co dostał. To samo tyczyło się pozostałej dwójki. Z palcem w dupie dostali się do naprawdę renomowanej szkoły, z której mogli wynieść naprawdę wiele, mieć jakieś perspektywy na przyszłość, a zamiast tego woleli jęczeć i płakać, jakby zostali zamknięci w jakimś zakładzie karnym za złe postępowanie. Cholerny, dziecięcy bunt.
- I ta różowa pacynka z kijem w dupie jest w tym momencie jedyną przychylną wam osobą w całej klasie, jak nie szkole, więc myślę, żebyś jednak pohamowała swój język i temperament i chociaż spróbowała nie przyciągać kłopotów. I przede wszystkim nie groziła innym uczniom, bo za takie zachowanie w parę dni zostaniesz wykreślona z listy uczniów i wydalona ze szkoły, bez możliwości powrotu do jakiejkolwiek przez najbliższy rok. A wtedy będziesz miała rok w plecy i nie wiem czy po takim czymś inna placówka przyjmie cię do siebie. – spokojny, stonowany głos. Bez cienia złości czy irytacji. Jakby miał przed sobą jakąś książkę i ją recytował. I choć pozornie zdawał się wręcz emanował stoicyzmem, to w jego prawej dłoni już od jakiejś chwili znajdował się już długopis, który wręcz obsesyjnie naciskał. Nie musieli się przecież od razu dostosowywać i płaszczyć przed kimkolwiek, ale musieli respektować prawa, jakie obowiązywały w szkole. A najgorsze w tym wszystkim było to, że jeżeli Grimshaw cokolwiek zmajstruje, to wtedy Nathair odpowie za niego przed dyrektorem. Że też musiał trafić się mu ktoś z tamtej szkoły. Nie było dobrze i na samą myśl o porażce coś w jego żołądku ścisnęło wywołując nieprzyjemne uczucie. Jeżeli już teraz nie zapanuje nad nimi, to będzie tylko i wyłącznie gorzej. Wiedział to. Czuł to pod skórą.
- Dobrze, skoro chcecie się udać na zwiedzanie, możemy zrobić to we czwórkę, tak Vassare, ciebie to też ty—. – cichy, ochrypnięty głos dobiegł z jego prawej strony. Zerknął w bok nie ukrywając zaskoczenia, a jego twarz w tym momencie wyrażała „omójbożetyjednakprzemawiaszalecojakwtf”. Właściwie pospiesznie otwierał już usta, by odpowiedzieć ciemnowłosemu, jednakże szok, jaki wywołał w nim poklepanie po głowie, skutecznie go uciszyły.
Poklepanie.
Jak psa.
Jak pieprzonego psa.
Raptownie odsunął się na odległość kroku i uwalniając swoją głowę spod ciężkiej dłoni, momentalnie zaczął poprawiać swoje włosy, które pod cudzym dotykiem postanowiły zabawić się w buntowników i kilka kosmyków wystrzeliło ku górze.
- W tej szkole nie można palić. I nie znajdziesz takiego miejsca. Jednakże jeżeli złapię Cię na paleniu po kątach, to osobiście dopilnuję, żeby spotkała cię odpowiednia kara, możesz być tego pewny. – odpowiedział poważnie, gdzie nie było ani krzty kłamstwa. Następnie wcisnął mi siłą kartki, gdzie znajdowała się mapa szkoły oraz reszta informacji. - Podziel się z Mizuyamą. I możemy wreszcie ruszać? Vassare, zostaw plecak, wiem co kombinujesz. I ruszajmy, minęło już sporo przerwy. – powiedział i obdarzył ich przyjaznym uśmiechem.  

---uwaga, tutaj pokierowałam waszymi postaciami i wyciągnęłam z klasy. Jeżeli uznajecie, że nie wychodzą, to dalej nie czytajcie i uznajcie, że tego nie ma---

Ruszył jako pierwszy, odwracając się za siebie, by upewnić się, czy cała trójka podąża za nimi. W sumie nie wiedział od czego zacząć, aczkolwiek na pomoc Vassare nie miał co liczyć. Prędzej zje grzyba okiem aniżeli blondyn wykazałaby się jakąkolwiek inicjatywą. Raptownie zaczął odczuwać cholerne zmęczenie. A to przecież dopiero 40 minut….
Z zamyślenia wyrwało go nieprzyjemne pierwsze spotkanie z czymś twardym, od czego się odbił. Zrobił dwa kroki w tył w ostatniej chwili łapiąc równowagę przed niechybnym upadkiem i zadarł głowę tylko po to, by spotkać się z Kazumą, zastępcą przewodniczącego całej szkoły. Ciemnowłosy chłopak spojrzał w dół na Nathaira, lecz bardzo szybko stracił zainteresowanie niższym osobnikiem.
- Uważaj jak łazisz, Heather. – warknął odsuwając go na bok a samemu pochodząc do Ryana.
- Ty jesteś pewnie ten nowy. Słyszałem sporo plotek na twój temat. Ponoć wygryzłeś komuś krtań zębami a potem zjadłeś. – rzucił spokojnie i choć on sam nawet się nie zaśmiał, to paru uczniów na korytarzach owszem.  – Jestem ciekawy co jest w tobie takiego groźnego. Zapraszam cię na dach, chyba, że się boisz. Boisz się? – mruknął przechylając głowę w bok.
- Nic z tego. Zostaw ich! – Nathair wyłonił się pomiędzy nimi momentalnie, jakby wyrósł z ziemi, jednocześnie dzięki temu odpychając ich od siebie na stosowną odległość.
- Żadnych bójek. Wracajcie do swoich zajęć.
-Och Heather, zamknij się wreszcie. – warknął mężczyzna, wciąż wpatrując się w Ryana i ponownie odepchnął Nathaira na bok, tym razem o wiele mocniej. Dopiero teraz dostrzegł blond czuprynę gdzieś z tyłu.
- Hej, Vassare, słyszałem, że robisz za nianię. Wiedziałem, że od zawsze masz ciągoty do babskich zajęć. – rzucił wesoło, choć wesołość ociekała sarkazmem. Kolejny przyjaciel Zero na horyzoncie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Kwintesencja myśli Zero:

----------------------------------------------------------------

„Skończyłeś?”
Nie odpowiedział. Zamiast tego z rzucającym się w oczy sceptycyzmem spojrzał na papieros w ustach dziewczyny. Przez tę kolejną drobnostkę tym bardziej odechciewało mu się mieć z nią cokolwiek wspólnego. Jeżeli miał wybierać pomiędzy przebywaniem w obecności smoczycy zatruwającej mu powietrze tym obrzydliwie cuchnącym dymem, a spierdoleniem na dach niby to „w akcie tchórzostwa”, wybierał drugą opcję. Od zawsze był energooszczędny.
Dookoła działo się zdecydowanie za dużo. Nic dziwnego, że Leslie w końcu przycisnął palce do skroni, by ostentacyjnie ją rozmasować. Kątem dwukolorowego oka zerknął na konfrontujące się ze sobą dziewczyny. Aż dziw, że wcześniej te ułożone uczennice, które starały się wkupić w łaski nauczycieli, teraz nabrały odwagi, mając wrażenie, że każdy obcy na ich terenie jest niższą formą życia, którą można rozgnieść butem. Nie zamierzał opowiadać się za żadną ze stron. Nie znosił palenia równie mocno, co tych rozpieszczonych bachorów, które od dziecka były głaskane po główce i motywowane do zostania kimś wielkim.
„Vessare.”
Jeszcze jego tu brakowało.
Zamiast odczuć ukłucie urazy, przechylił głowę na bok, pozwalając na to by jego usta dały upust ciężkiemu westchnieniu. Było one przesączone rezygnacją, jakby dobijała go sama myśl o tym, że będzie musiał po raz setny tłumaczyć koledze z klasy to samo. I tak nigdy się nie nauczy, przemknęło mu przez głowę. Nathair rezerwował miejsce w głowie dla wiedzy, która tylko pozornie miała mu się przydać w przyszłości. Był ograniczony swoimi ambicjami i gdyby nie był aż tak wielkim kujonem, być może i Zero zrobiłoby się go żal. Tymczasem przewodniczący zajmował jedno z najwyższych miejsc w byciu irytującym trutniem.
Heather ― rzucił, starając przebić się przez gwar dobiegający z korytarza. ― Sądzę, że zamiast zwracać uwagę komuś, kto ma gdzieś to co mówisz, powinieneś zająć się integracją z twoimi bratnimi duszami. Jestem pewien, że będziesz dla nich wzorem do naśladowania. Powinieneś też zauważyć, że twoje metody łagodzenia sytuacji nie działają, a chwilowy efekt nie ma znaczenia. Nie, gdy wszyscy sracie wyżej niż macie dupę. Jestem pewien, że gdyby nie prośba nauczyciela, chętnie sam dołączyłbyś do loży szyderców ― parsknął krótko, a kąciki jego ust na krótką chwilę wykrzywiły się w kwaśnym uśmiechu. Nie, żeby sam pałał do nich jakąś większą sympatią, ale wydawali mu się o wiele bardziej ludzcy niż banda marionetek na sznurkach swoich rodziców i pedagogów.
Zaraz zwrócił twarz ku rudowłosej, z miejsca wzruszając barkami, jakby fakt tego, że nie dogadywał się z innymi uczniami nie był niczym nadzwyczajnym. Bo nie był. Dla niego było to całkiem oczywiste – w każdej rodzinie musiała trafić się jakaś czarna owca. Jednak jakiś błysk w jego różnobarwnych tęczówkach dał jej do zrozumienia, że nie podobało mu się uważanie go za członka tej chorej familii mózgowców. Każdy z nich wydawał mu się na swój sposób pusty. Jakby ich wnętrza zastąpiono silnikami pracującymi na pełnych obrotach ku zadowoleniu innych.
„Uważaj, bo jeszcze moja niechęć do ciebie się zmniejszy.”
Lepiej nie.
Wolał oszczędzić sobie niepotrzebnego towarzystwa. Przez chwilę nawet żałował, że wstawił się za dwójką nowych, a wszystko tylko dlatego, że chwilowo poniosły go emocje, a uszy więdły od słuchania tych wszystkich kujonów, którzy mieli się za lepszych.
Gdy różowooki zwrócił mu uwagę, wręcz z premedytacją przewiesił sobie plecak przez ramię, jakby miał to być teatralny ruch i aktorstwo na miarę Oscara. Uniósł brew, jakby właśnie usiłował sprowokować chłopaka do gwałtowniejszej reakcji albo uświadomić mu, jak mało ważne są dla niego te uwagi.
Każda pora jest dobra na zrobienie sobie przerwy. I mów co chcesz. Mogę być tchórzem, jeżeli to oszczędzi mi waszego towarzystwa. ― Wypuścił powietrze ustami i przesunął nogę o krok bliżej w stronę wyjścia z klasy. Zrobiłby kolejny krok i jeszcze jeden, gdyby kątem oka nie dostrzegł zbliżającej się do niego dziewczyny. Mimowolnie cofnął się do tyłu, chcąc na nowo zbudować niewidzialną barierę, która skutecznie oddzieliła ich od siebie.
„(...) już wolę dwumetrowego dupka.”
Zły pomysł.
Przy mnie nie będziesz palić ― odparł machinalnie, jakby ten argument miał wpłynąć na zmianę zdania dziewczyny. Brzmiało to też jak swojego rodzaju ultimatum, a Cillian nie wątpił, że ta reguła szybko zostanie złamana, a wtedy będzie mógł zażądać, by skorzystała z koleżeńskich usług Nathaira, który być może wreszcie pokusiłby się o więcej tolerancji.  Cokolwiek by to nie było – nic nie wskazywało na to, by blondyn żartował. ― Nie znoszę tego. Mam też nadzieję, że przez myśl ci nie przeszło, że tamta sztuczka na mnie zadziała. ― Jak na zawołanie kiwnął podbródkiem w stronę dziewczyn, które wcześniej chciałby pozbawić ją jej dobytku. Chociaż grzeczne dziewczynki nie przywykły do bycia zastraszanymi przez inne dziewczyny, tak on grzecznym chłopcem nie był. I nie poprzestałby na wyrwaniu jej z ręki papierosa. Nie zawahałby się ani na chwilę, gdyby przyszło mu złamać używkę na pół i cisnąć nią o ziemię. Gdy inni uczniowie w szkole byli porównywalni do kanapowych piesków, którym niczego nie brakowało, on mimo domowych wygód i tak był skłonny szczerzyć zęby i stroszyć sierść, gdy wymagała tego sytuacja. Ktoś, kto sylwetką górował nad większością w tej szkole, zdawał sobie sprawę z tego, że w wielu przypadkach posiadał przewagę. To, że nie był rozpuszczonym paniczykiem wychodziło mu na plus.
Ryan w milczeniu przyglądał się zaistniałej sytuacji. Nie podobało mu się zamieszanie, które obracało się dookoła ich przybycia do szkoły. Od początku zakładał, że z nikim się tu nie dogada, ale miał szczerą nadzieję na to, że kujony nie będą im wchodzić w drogę. Z błyskiem pogardy w oczach przyglądał się dziewczynom, które zaczepiły jego znajomą, chociaż nie zainterweniował, wiedząc, że Rhyleih da sobie radę. Wystarczyło wymowne spojrzenie rzucone Mizuyamie, by ta wiedziała, że sam najchętniej by się stąd wyrwał, by znaleźć się jak najdalej tych wszystkich ujadających szczeniaków. I jak najdalej od swojego opiekuna.
„W tej szkole nie można palić.”
Musiała zajść jakaś pomyłka.
„(...) osobiście dopilnuję, żeby spotkała cię odpowiednia kara...”
Jego nowy kolega z ławki chyba nie zdawał sobie sprawy, na jak trudną osobę trafił. Grimshaw z beznamiętnym wyrazem na twarzy przyjął do siebie te informacje. Nie wszczął słownego buntu, ale w jego przypadku brak potwierdzenia nie oznaczał zgody na te warunki. Właściwie zamierzał uprzykrzyć mu życie dla samej zasady, mimo że młodzieńcowi wiele brakowało, by wyprowadzić go z równowagi. Kiedy Jay'owi wciśnięto w ręce kartki, zaraz opuścił je na ławkę wiedząc, że zarówno jak on, Hikari także nie była nimi zainteresowana.
Zapamiętam drogę.
Nie idę z wami ― wtrącił się natychmiast, wciąż ściskając w ręce ramiączko plecaka. Jeżeli Nathair chciał go powstrzymać, musiał się z nim siłować, a wszyscy wiedzieli, że w tym starciu nie miałby zbyt wielkich szans.

[ ... ]

Opuścili klasę. Szybko okazało się, że jasnowłosy faktycznie zamierzał udać się w przeciwnym kierunku, kiedy Ryan już podążał za przewodniczącym. Ta mało dyskretna ucieczka zakończyłaby się sukcesem, gdyby po przebyciu kilku kroków nie usłyszał za plecami znajomego głosu. Obrócił się w bok, by mieć lepszy wgląd na sytuację. Ledwo co pozbyli się jednego problemu, a już pojawiał się następny. Jakby niektórzy po prostu nie umieli trzymać mord zamkniętych na kłódkę. Kazuma już dawno powinien nauczyć się tej cennej umiejętności. Leslie już tylko czekał aż straci zęby. Może ich brak raz na zawsze starłby mu z gęby ten parszywy uśmieszek.
Ciemnowłosy rzeczywiście powinien stracić cierpliwość już dawno temu. Gdziekolwiek by się nie ruszył, tam wchodzono mu w drogę. Pewnie niejeden rówieśnik z Hirano już dawno temu zamachnąłby się pięścią, żeby pokazać temu gnojkowi, z kim nie powinien zadzierać. Zamiast tego szare tęczówki skonfrontowały się ze spojrzeniem chłopaka, który ośmielił się wyzywać go na pojedynek, mimo krążących po szkole plotek, od których niejeden trzymałby się od niego z daleka. Czyli tak jak powinien.
„Ponoć wygryzłeś komuś krtań zębami a potem zjadłeś.”
Żeby tylko krtań, co?
Już otwierał usta, by przyjąć to niecodzienne zaproszenie, kiedy Heather znów postanowił dorzucić od siebie trzy grosze. Ryan ledwie drgnął, gdy chłopak podjął próbę odepchnięcia go od przyszłego przeciwnika, który musiał być bardzo znudzony życiem, skoro dążył do wywołania w szkole kompletnego chaosu. A podobno w tej szkole mieli nauczyć się prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie. Najwyraźniej mieli się przekonać, że trafili do Hirano tylko dlatego, że to ludzie ich wkurwiali, a słowne potyczki już nie wystarczały.
Nathair! ― lekko przerażony, dziewczęcy pisk dobiegł gdzieś z nie tak odległego końca korytarza, gdy chłopak został odepchnięty na bok. Nie minęła chwila, a niska, jasnowłosa dziewczyna o zielonych oczach – i aktualnie lekko zaróżowionych policzkach – znalazła się obok przewodniczącego. Od razu dało się zauważyć, że była wręcz zapatrzona w młodzieńca. ― Nic ci nie jest? Kazuma. ― Szybko zwróciła się w stronę zastępcy szkoły, tylko zdawkowo zerkając na nieznanego jej ucznia. ― Co się tu dzieje?
Niestety jej cichy głosik został zignorowany, gdy brunet wydał się o wiele bardziej zainteresowany obecnością Vessare'go w pobliżu.
A już myślałem, że stać cię na coś ambitniejszego. ― Pokręcił głową z dezaprobatą, niewiele robiąc sobie z sarkastycznego tonu złego znajomego. Poprzedzając kolejne słowa, spojrzał na Mizuyamę, którą niby to miał się zajmować. Jego usta zaraz wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu, chociaż ten skierowany był do czepialskiego kolegi ze szkoły. ― Rozumiem, że próbujesz znaleźć nowy sposób na zaimponowanie dziewczynom. Pewnie pomyślałeś, że skoro nie jest stąd ― znów przeniósł wzrok na Kazumę ― będziesz miał większe szanse, jeżeli już na wstępie zaszpanujesz swoją plakietką chuligana.Którym tylko próbujesz być. Tacy ludzie normalnie nie zajmują ważnych stanowisk w hierarchii szkoły. ― Ale kto wie? Może tym razem będziesz miał szansę, bo nasza nowa koleżanka lubi dupków.
Kilku uczniów zatrzymało się w pobliżu, chcąc dokładniej przyjrzeć się zamieszaniu z bliska. Jeszcze chwila, a zbiorowisko powiększy się do tego stopnia, że może będą mieli szczęście, gdy jakiś nauczyciel wreszcie się zainteresuje.
Co za strata czasu... ― wymruczał pod nosem, nie siląc się nawet na to, żeby ktokolwiek go usłyszał. Jeżeli nadal mieli tkwić na korytarzu u mierzyć się spojrzeniami, jak zwierzęta zastanawiające się, czy wreszcie zaatakować, zdecydowanie wolał iść dalej. W momencie obrzucił Nathaira ponaglającym spojrzeniem, ignorując obecność dziewczyny, która właśnie ściskała w palcach jego rękaw, jakby ta niejasna sytuacja wyszła na jej korzyść. ― Chodźmy.
Zanim się rozmyślę.
Zerknął za siebie przez ramię, dając Rhyleih znak, by też ruszyła. Im szybciej skończą, tym szybciej nastąpi ich długo oczekiwany odpoczynek. Może na zewnątrz było jakieś cholerne drzewo, pod którym można było się rozwalić i odciąć od reszty świata, który nagle postanowił zrzucać im na głowy kłody, jedną po drugiej i tak w kółko. Postawił jeden krok w bok i spróbował wyminąć drugiego ciemnowłosego. Jego postawa nie zrobiła na nim wrażenia, a było ono niezbędne, by dać się zaciągnąć na to brutalne rendez-vous na dachu.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Problem w tym, że najlepiej paliło się właśnie na dachu, a nie w zamkniętym budynku. Jeśli zamierzał się więc tam wynieść, tym bardziej wiązało się to z tym, że dziewczyna podąży za nim. Nie żeby już wcześniej o tym nie zdecydowała, a jak Ruda coś sobie postanowi to spełni dane postanowienie bez względu na konsekwencje. Po trupach do celu?
Swoją drogą, zainteresowało ją jak wiele konfliktów rozbudziło ich pojawienie się. Pomijając już uczniów, którzy zwykle pewnie tańczyli grzecznie jak im zagrano, a teraz nagle zachciało im się buntów i podskakiwania do 'tych z zewnątrz', tak jakby zmieszanie ich z błotem miało podnieść ich pozycję społeczną. Z drugiej strony jakby się zastanowić, odpowiadali agresją na agresję. Nawet jeśli mądrzejsze byłoby zapewne udawanie grzecznego pieska i kiwanie łebkiem, nie zamierzała wcielać się w podobną rolę. Nie pozwoli, by jakieś bogate gówniarze właziły jej na łeb.
Wysłuchała kłótni pomiędzy jej opiekunem, a tym którego przydzielili Ryanowi. Zmrużyła nieznacznie powieki, gdy Przewodniczący skierował swoje słowa i do niej. Czego właściwie się spodziewał? Że spuści grzecznie głowę, zacznie żałować swojego zachowania i go pięknie przeprosi? Obróciła się w jego stronę mierząc go chłodnym wzrokiem od góry do dołu.
Więc jak jego zdaniem wyglądała osoba, której zależało na edukacji? Właściwie dlaczego jego zdaniem się tu znaleźli? Myślał, że ciężko zasuwali na jakieś chore stypendium w Shimane, by stać się obiektem plotek i żartów, a potem dołączyć do grona posłusznych rodzicom robocików, którzy idealnie wytresowani przejmą po nich firmy i będą prowadzili swoje bezbarwne życie? Pierdolenie.
- Daruj sobie te wywody, nasłuchałam się ich w życiu wystarczająco. - przerwała mu w trakcie wypowiedzi, nawet nie udając zainteresowania. Gdyby chciała sama mogłaby wyrecytować parę cudownych wypowiedzi w podobnym guście. Tylko po co? Dlaczego właściwie w ogóle się wtrącał i na siłę wciskał swoją pomoc, skoro wyraźnie widział, że nie jest ona mile widziana?
Szlag by to wszystko...
Stała w milczeniu, raz po raz wyklinając w myślach na wszystkich pokolei, od rodziny, poprzez uczniów, na Bogu kończąc. Mentalną wiązankę przerwał widok Ryana klepiącego Przewodniczącego po głowie.
Stała tak przez chwilę gapiąc się na całą scenę w sposób wskazujący kompletnie nieogarnięcie życiowe, by zaraz wydać z siebie parsknięcie. Zasłoniła jednak usta dłonią i odwróciła się w bok, udając nagły napad kaszlu.
Wyjątkowo nieudany napad kaszlu.
Widocznie aktorstwo nigdy nie było jej pisane, ale co poradzić. Zerknęła na plik kartek z politowaniem. Parę lat temu pewnie by je doceniła.
Ale nie teraz.
"Przy mnie nie będziesz palić."
Okej, to ją poniekąd zbiło z tropu. Potarła policzek dłonią, patrząc na niego wzrokiem zdecydowanie nie wyrażającym zadowolenia. Więc zapalenie w jego towarzystwie równało się automatycznemu oddelegowaniu do Przewodniczącego? Problem w tym, że dziewczyna nienawidziła podporządkowywać się innym. Bo dlaczego niby miałaby słuchać się kogoś, kogo dopiero poznała?
Może po to, żeby oszczędzić sobie sztywnych wywodów?
Morda, mózgu.
Nie odpowiedziała mu w żaden sposób. Nie zgodziła się na jego warunki, ale też jasno nie odmówiła, ciężko było więc stwierdzieć czy zamierza się zastosować, czy też nie. Wzruszyła jedynie ramionami, co mogło znaczyć zarówno 'niech ci będzie', jak i 'mam gdzieś twoje wymogi'. Niemniej nawet jeśli dopiero co go poznała, po jego tonie mogła poznać, że był typem który jako dzieciak topił rodzicom papierosy w zlewie. Jeśli palili, rzecz jasna.
Poprawiła torbę na ramieniu, wodząc jedynie wzrokiem od Vas... jasna cholera, już zdążyła zapomnieć jak to szło. Kto wymyślał te naziwska?
- Ej, książę. Jak masz na imię? - zapytała blondyna, drapiąc się po nadgarstku. Nie będzie przecież zwracać się do niego per 'książę'.
- Jestem pewna, że twoje nazwisko robi niemałe wrażenie wśród szlachty, ale zdążyłam już 5 razy zapomnieć jak brzmi. Ostatecznie mogę ci mówić V. - tym razem nie zamierzała być jakoś specjalnie złośliwa. Nie cofała poprzednich słów, wolała łazić za nim niż tym całym Featherem. Czy jakoś tak.
Widząc, że wszyscy opuszczają klasę ruszyła za nimi, przeciągając się z niejakim znudzeniem. Tylko gdzie teraz?
Iść za Ryanem i Panem Idealnym, czy Zbuntowanym Opiekunem? Stanęła w miejscu nieco rozdarta, spoglądając to w jedną, to w drugą stronę. Zanim zdążyła się zdecydować, kolejny gówniarz postanowił się wtrącić i pozgrywać twardziela. Uniosła brew rzucając mu wzrok pełen litości. Ten śmieć chciał się bić z Ryanem? Chętnie by to zobaczyła.
Zaczęły się jednak pojawiać kolejne osoby. Jakaś dziewczynka wyglądająca jak mały aniołek wmieszała się w całą sytuację robiąc maślane oczy do różowowłosego.
Wbiła wzrok w blondyna, gdy spojrzał na nią, kierując swoje słowa do ciemnowłosego, któremu wyraźnie skakał testosteron.
- Cienka jest granica, między dupkiem a frajerem. - mruknęła bardziej do siebie, choć niewątpliwie Vess mógł usłyszeć jej słowa. Nie wypowiadała się już więcej. Im większe zbiorowisko, tym większe prawdopodobieństwo, że ich pierwotna wycieczka na dach skończy się wylądowaniem w klasie. W towarzystwie niezmiernie ucieszonych nauczycieli. Nie, zdecydowanie Ryan miał rację.
Nadal nie wiedziała jednak czy podążyć za nim, czy też opiekunem. Spojrzała na blondyna raz jeszcze, zaciskając nieznacznie usta w wyraźnej konsternacji. Teraz, gdy mu się tak przyglądała, zauważyła, że ma naprawdę ładne oczy.
Co.
Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, nie mówiąc ani słowa. Podjęła decyzję i podbiegła spokojnie do Ryana, stając u jego boku niczym wierny obrońca. To on był osobą, z którą tutaj przybyła. I jedyną, która nie chciała jej wbić przy okazji noża w plecy. Nawet jeśli wiązałoby się to z nudnymi wywodami i oprowadzaniem po budynku, którego wcale, a wcale nie chciała zapamiętywać, będzie się go trzymać.
Miała jednak cichą nadzieję, że po wszystkim uda jej się wyrwać na ten dach. Choć może lepiej byłoby po prostu mieć na to wszystko wyrąbane i udać się do domu? Ojciec pewnie trochę by się popluł, wyzwał ją na paręnaście sposobów, ale w końcu by się zamknął i dał jej spokój.
Jeśli Ryan zostanie to ja też.
Zdecydowała ostatecznie patrząc gdzieś ponad uczniami z miernym zainteresowaniem. Ta szkoła naprawdę zaczynała ją męczyć. Ciekawe czy pozostałą trójkę z Hirano też tak obłazili ze wszystkich stron. Nie była z nimi jakoś blisko, ale mimo wszystko zastanawiała się jak wyglądał ich dzień. Pod warunkiem, że sami nie zmyli się do domu.
Obróciła głowę w stronę ciemnowłosego, tupiąc z wyraźną niecierpliwością w rytm jednej z piosenek, których słuchała dzisiejszego poranka.
Znikaj, gnojku.
Pomyślała zaraz przenosząc wzrok na Przewodniczącego.
- Swoją drogą. Inne dziewczyny działają mi na nerwy. - powiedziała spokojnie, wlepiając wzrok w wieszającą mu się na ramieniu uczennicę, czy czymże było to jasnowłose stworzenie. Przesłanie było jasne.
Idę za Ryanem, ale to coś ma mi zejść z oczu.
Tak, teraz nie miała już nic do dodania. Poczuła wewnętrzne zadowolenie ze swojej dyplomacji, zastanawiając się czy powinna zgłosić swoją kandydaturę w nadchodzących wyborach i ziewnęła krótko, podsumowując tym samym cały dzień.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach