Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 11.05.15 15:47  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
Udał, że uważnie przygląda się przeciwległej ścianie, w głowie układając sobie plan działania. Został opatrzony i nakarmiony, więc pasowałoby kulturalnie spierdolić ze sceny, tak aby i inni aktorzy mieli możliwość wykazania się w następnym akcie. Problem polegał na tym, że nie bardzo wiedział, gdzie się właściwie znajduje.
Zerknął na bruneta i oparł policzek na otwartej dłoni. Naciągnięta fałda skóry przysłoniła mu do połowy prawe oko, upodobniając jego twarz do czegoś na kształt zdeformowanego ziemniaka.
Ten człowiek to był dramat. Jinx w sensie. Prawdziwy Cerber!
W jednej chwili krwiożercza bestia, usiłująca przemalować sobie ściany na kolor twojego płynu mózgowo-rdzeniowego, w następnej zaś molestująca cię parodia człowieka z rozchwianiem emocjonalnym. Niby błyska naokoło tymi swoimi ślepiami, niby krzywi się i szczerzy, przyprawiając niewiasty o napady histerii.
...
Ale czepia się pierdzenia tęczą. Nosz kurwa mać.
- Ja jedynie napomknąłem - zaświergotał, kładąc sobie rękę na piersi - że istnieje taka możliwość. Nie powiedziałem przecież, że to zrobię. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale, technicznie rzecz biorąc, wcale cię nie okłamałem.
Wzruszył ramionami, niemal jednocześnie krzywiąc się, kiedy wystająca sprężyna boleśnie podrażniła ledwo zasklepioną ranę. Nieznacznie zmienił pozycję, posyłając meblowi ładunek skoncentrowanej chęci mordu i delikatnie masując pulsujące bólem miejsce. A żebyś spleśniał, wredny tapczanie.
- Trefniś, powiadasz. W sumie robię za kogoś takiego. Chociaż jak przegnę, zdarza mi się robić pompki nad miną przeciwpiechotną. Albo żonglować odbezpieczonymi granatami. Ha ha, żartuję~
Uśmiechnął się pod nosem, strzepując z ramienia nieistniejący pyłek kurzu. Wcale nie żartował.
'Jesteś ich wrogiem? Nie lubisz się z DOGS?'
Udał przesadne zdziwienie, dyskretnie odsuwając się poza pole rażenia gorącej zupy. Biedny dzieciak, trochę sobie przesrał.
- Ja? Nie lubić się z Kundlami? A skąd! Ja bym im podał serduszko na dłoni, gdyby nie drobny szczególik.
Podrapał się po głowie, pokazując pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym bardzo małą przestrzeń i teatralnie zakasłał.
- Gdyby nie to, że... ekhem. Że przypadkowo, rykoszetem rzecz jasna, postrzeliłem jednego z pupilków Wilczura. Od tamtej pory Growlithe chce mnie oskurować, a moją głowę powiesić sobie nad kominkiem, jako trofeum. Rozumiesz, mi niespecjalnie widzi się taka opcja, dlatego staram się ich unikać jak tylko mogę.
...
Miał szczerą nadzieję, że Sheba nie wyciągnie teraz żółtej bandanki i nie zaproponuje stefkowi wpierdolenia na deser własnych klejnotów.
Byłoby kurwa kiepsko.
- Nawiasem mówiąc - rzucił mimochodem, zanim właściciel burdelu zdążyłby rzucić się na niego z zębami - już kiedyś uratowałeś mi dupę. Byłeś z żółtkami w M-3, a mnie Spece chcieli potraktować jako "wypadek przy pracy". Wylądowałem na zewnątrz, dałeś mi maskę i w ogóle.
Zatrzepotał rzęsami, jakby to miało być romantyczne.
- Oczywiście nie zakładam z góry, że zapamiętałbyś taki puch marny,  jak moja osoba. Po prostu naszym spotkaniom przypadają... całkiem intrygujące okoliczności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.15 21:28  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
Zacisnął mocniej powieki, zamykając usta i pochylając głowę nieco bardziej, w geście, którego o zdrowych zmysłach w ogóle by nie wykonał. Nawet jeśli nie miał żadnych szans w starciu z mężczyzną, nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby się przed nim kajać jak zbity pies, przepraszając dwadzieścia razy za jeden drobny błąd. Jasne kosmyki opadły na czoło, rzucając na twarz cień, który przysłonił oczy. Jasne, że nie chciał go oblać zupą, ale jednocześnie nie należał do pokolenia, które od razu padało na kolana i z drżącym podbródkiem błagało o przebaczenie jaśnie króla. Czemu więc teraz czuł się tak, jakby k o n i e c z n i e musiał zapewnić go o swojej niewinności?
Szarpnięcie.
Nagle odwrócił głowę na bok i zacisnął mocniej wargi w wąską linię. Nie spodziewał się klepania po główce, ale... żeby od razu dokopywać sumy do i tak paranoicznego długu? Jęknął niemo, uchylając jedną powiekę i zerkając niepewnie na Shebę. Nie odezwał się już, praktycznie nawet nie oddychał. Nie miał zamiaru go drażnić jeszcze bardziej, by wreszcie zerwać łańcuchy i dostać w pysk. Miał podobne rewelacje z innym mieszkańcem burdelu ─ w pełni mu wystarczały, jako atrakcje dnia. Nic dziwnego, że poczuł jak kamień spada mu z serca, gdy Jinx wypuścił go z uścisku. Od razu przebiegł palcami zdrowej ręki po materiale bluzy, jakiej nie zmienił, od kiedy została mu podarowana od czarnowłosego.
Zamarł jednak, gdy Sheba go pogłaskał.
Dech mu zaparło, w oczach pojawił się kurwik zaskoczenia.
Niepewnie podniósł dłoń i potarł nią kark, powoli prostując ramiona. Pokiwał potulnie głową na polecenie.
Widzisz? Wcale nie chce cię zeżreć żywcem.
Dziw, co?
Hiroki już miał schodzić z kanapy, ale zamarł, lekko pochylony do przodu. Ręka przemknęła na czoło, by opuszkami rozmasować pulsujące skronie. Cały czas nie mógł pozbyć się dziwnego zamroczenia. Do cholery. Niby z jakiej racji jakaś niewidzialna siła odrywała go od rzeczywistości? Był zmęczony, ale nie fizycznie. Usnąć chciała wyłącznie jego świadomość, pozwalając wyrwać się przed szereg dziwnym demonom, o których istnienie siebie nie podejrzewał.
Skrzywił się na ułamek sekundy, po czym podniósł się i podreptał w wyznaczone miejsce. Jak w amoku. Cały pokój mu podskakiwał i kołysał się na boki, choć on sam lazł całkiem prosto i płynnie. Wyszedł z pokoju, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.

[...]

Przez korytarz szedł w zasadzie po omacku. Powarkiwał pod nosem, uparcie trąc twarz, jakby dzięki temu miał się ocucić. No dalej, Hiroki. Co ci znowu jest? Słaniasz się na nogach, jak ostatni schlaniec. Dosypali mu coś do przedwczorajszej porcji jedzenia? Jak na zawołanie żołądek się ścisnął, a z brzucha wydobyło się niedźwiedzie burczenie. W sumie czuł się tak okropnie... od wieczoru, w którym zniknął Sheba.
Uderzył lekko pięścią w ścianę, której cały czas się przytrzymywał, jakby zaraz miał się przewrócić. Żeby było zabawniej: naprawdę szedł ładnie i prosto. Tylko przed nosem wszystko mu tańcowało, dlatego nie patrzył przed siebie, tylko wzrok wbił w stopy i przesuwał je krok po kroku. Krok. Krok. Pauza. Nabrał powietrza do płuc. W porządku... Krok... krok...
W porządku?
Przystanął, przekręcając głowę na bok. Jego wzrok padł na twarz neutralnej kobiety.
Odpieprz się ─ warknął, przyglądając się, jak na jej ustach pojawia się lekkie skrzywienie. Zdusił chęć zaśmiania się. Dławiło go to, ale zacisnął zęby i wznowił podróż życia, ze wszystkich sił starając się nie wybuchnąć histerycznym chichotem. Może to i lepiej, że nie słyszał komentarza kobiety. Coś wewnętrznie zmusiłoby go do odpyskowania i uderzenia jej. A tego nie wybaczyłoby mu żadne Niebo.

[...]

Chwycił za uchwyt i mocno mrużąc ślepia wysunął szufladę, od razu sięgając po pierwsze lepsze ciuchy. Długo gramolił się, żeby zdjąć swoje ubrania, ale w końcu bluza i spodnie upadły twardo na podłogę. Nabrał wdechu, przyglądając się nagiemu ciału, wypuścił powietrze przez zęby i zabrał się za ubieranie. Bluza luźno opadła na cherlawą pierś, sięgając mu niemalże do połowy ud. Ze spodniami było gorzej. Musiał klapnąć na brzegu łóżka Jinxa i przez pół godziny podwijać sobie nogawki. Co jakiś czas mocno pocierał skronie i czoło albo klepał się w policzki, jakby chciał się ocucić. Świadomość prezentowała się teraz jak dogrywająca żarówka. Migała, co jakiś czas wyłączając się i znów włączając.
Najchętniej zostałby w pokoju, ale...
Ze zrezygnowaniem spojrzał na parę spodni, jaką miał przynieść Shebie.
Lepiej go nie denerwować. I tak dziś wszystko spieprzył.

[...]

Zgubił się po drodze. Kolejna prostytutka, ubrana w luźną sukienkę do połowy ud, przyklękła przy nim i głaszcząc po głowie zapytała czy wszystko w porządku. Odepchnął ją, wybuchając krótkim, markotnym śmiechem. Szybko zasłonił usta dłonią, zerkając na nią, jakby dopiero ją zauważył. Pokręcił przecząco głową i uciekł, ściskając mocno materiał, trzymany w dłoniach.
Do sali spotkań przyszedł „jakiś czas później”, choć on sam nie czuł upływu czasu. Przegryzał natarczywie dolną wargę, nie mogąc uwierzyć, że „coś takiego” w ogóle wyrwało mu się ze ściśniętego od wieków gardła. Uderzył piętą w drzwi, by się domknęły i podszedł do Sheby, żeby położyć mu spodnie tuż obok. Wyciągnął potem ręce w jego kierunku jak małe dziecko, wsunął jedno kolano na kanapę i objął go mocno, wtulając twarz w jego szyję. Wypuścił gorące powietrze w materiał jego koszuli i wtulił się cały, aż Sheba mógł wyczuć walące serce. Najwidoczniej zupełnie zapomniał o tym, że czarnowłosy był ranny. Przerywanym oddechem chuchał mu co rusz w bark albo pod linią żuchwy, aż wreszcie obrócił głowę i przyłożył usta do jego ucha, najwidoczniej święcie przekonany, że dzięki temu nikt go nie usłyszy. Wargi zadrżały, zacisnęły się, ale w końcu poruszył nimi, lekko muskając przy tym Jinxa.
Źle się czuję po ostatnim pobiciu, Jinx-sama ─ Słaby dźwięk głosu dzieciaka ledwie tknął umysł starszego wymordowanego. Chłopak zmrużył błyszczące ślepia, znów tamując śmiech. Tak jakby w ogóle było w tym coś zabawnego. Mogę... Pauza. Zmarszczył lekko nos, czując drapiące uczucie w gardle. Mogę pójść odpocząć? Parsknął cicho, luzując uścisk. Odsunął się odrobinę, żeby móc spojrzeć mu w oczy, a potem zachichotał, przykładając nadgarstek do ust.
Nie jestem taką ciapą! Żartowałem! Odskoczył, rozkładając ramiona na boki, jak prezenter teleturnieju. Chcę, żeby mnie nakarmiono! Nieznana dotąd nuta wesołości wkradła się do jego głosu, choć twarz na nowo przybrała obojętności. Dosłownie doskoczył do Akane, uwalił się na ziemi tuż obok jej nóg, by oprzeć skrzyżowane ramiona na jej udach. Położył policzek na jednym z przedramion i zerkając z dołu na czerwonowłosą lekko rozchylił usta.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.05.15 21:39  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
Odprowadził wzrokiem wychodzącego chłopaka aż do ostatniej chwili, kiedy to drzwi zamknęły się za nim z cichym zgrzytem. Wpatrywał się jeszcze przez moment w tamto miejsce, w końcu zwracając swoją uwagę na gości znajdujących się w pomieszczeniu. Oparłszy wygodnie brodę o dłoń, zmrużył nieznacznie oczy, kiedy Steve przyznał się do jego relacji w stosunku do gangu DOGS. Interesujące, doprawdy.
- Oczywiście… przypadkowo. – mruknął przechylając głowę nieco na bok I uśmiechnął się krzywo oraz nieprzyjemnie. - Bo widzisz, przypadkowo to ja mogę wyrwać twoje flaki, podać Teresce w misce i zmusić, żeby zjadła, a na koniec wsadzić ci pieprzoną, drewnianą miskę do dupy, żebyś mi zaczął wesoło śpiewać z rozkoszy. – wyprostował się powoli, wciąż przyglądając się mężczyźnie. - Jakoś nie chce mi się wierzyć w to, co mówisz. Chociaż z drugiej strony, Wilczur  bywa dość porywczy, Steve. A co zrobisz, jeśli ci powiem, że jestem jednym z nich? – uśmiechnął się krzywo, a na tę krótką, króciutką chwilę w pomieszczeniu zapanowała naprawdę ciężka atmosfera. Wydawało się, że powróciły chwile z nieszczęsnego zaułku, i że Sheba lada moment ponowni rzuci się w stronę jasnowłosego, wgryzając w jego krtań z zamiarem zatopienia w niej swoich zębów.
Jednakże zamiast ataku nastąpiło ciche parsknięcie.
- Nie jestem. Ale zapamiętaj jedno. Jeżeli kiedykolwiek zostaniesz ich wrogiem, z automatu staniesz się i moim wrogiem. No! – klasnął otwartymi dłońmi o uda i skinął głową w stronę stołu.
- Częstujcie się. Bądźcie moimi gośćmi.
- zamarł na moment, kiedy jasnowłosy wspomniał o zamierzchłych czasach, gdzie niby został uratowany przez niego. Na samą myśl Jinx uśmiechnął się promiennie, choć w tym uśmiechu nie było krzty wesołości.
- Mówisz? Cóż, nie jestem już tak młody, na jakiego wyglądam, więc I pamięć może nie być najlepsza, ale… – nachylił się nieco w stronę Steve’a - Skoro jest tak, jak mówisz, I uratowałem Twój tyłek, w takim razie jesteś moim dłużnikiem. – uśmiech mimowolnie poszerzył się bardziej - Więc? Jak zamierzasz spłacić swój dług, hm? – świdrował mężczyznę swoim wzrokiem, dając jasno do zrozumienia, że mężczyzna już niewywianie się z tego, co powiedział. Gwałtownie zwrócił wzrok w stronę rudowłosej.
- A ty? Też zawdzięczasz mi życie? Chociaż… w sumie tak. W końcu przytargałem tuta twoje zwłoki, opatrzyłem, umyłem i dałem Ci jeść. Twoja zapłata za usługi? – wyprostował się, by opaść wygodniej na kanapie. - Chociaż chyba nawet wiem co możesz zrobić. – w złotym oku pojawił się niezidentyfikowany błysk.
Skrzyp
Drzwi uchyliły się wpuszczając jasnowłosego chłopaka do środka.
- Zgubiłeś się? – zapytał Sheba, wciąż nie odrywając wzroku o kobiety.
Nie zwracał uwagi na Shiro, który wchodził głębiej. Nie spojrzał na niego nawet w chwili, gdy położył obok niego spodnie, jednakże chwilę później zrozumiał, że powinien zwrócić na niego uwagę o wiele wcześniej. Kiedy chłopak przysunął się do niego, owijając się dłońmi dookoła jego szyi, mogł wyraźnie poczuć, jak mięśnie bruneta spinają się przypominając żywą skałę, której byle dzieciak nie jest w stanie poruszyć. I chociaż wciąż wpatrywał się w rudowłosą, to już było wiadomo, że nie widzi jej, a myślami jest daleko. Nie drgnął ani milimetr, nawet w chwili, kiedy poczuł ciepły oddech jasnowłosego okalającego jego skórę oraz łaskotanie jego włosami czy delikatne wargi tuż przy jego uchu. Jedyną rzeczą, która zdradzała jego emocje była szczęka, niebezpiecznie zaciśnięta, z każdą kolejną sekundą sprawiając wrażenie, że za moment kości pękną wywołując charakterystyczny i nieprzyjemny dźwięk.
W końcu dłoń ciężko opadła na delikatne ramię chłopaka, by chwilę później mocno odepchnąć go od siebie. Spojrzał na niego ostrym, wręcz chłodnym spojrzeniem, jakby chciał go zgnieść swoją siłą i pokazać, gdzie jest tak naprawdę jego miejsce.
- Shiroyate. – powiedział niskim I cichym głosem, jakby tylko jego imię wystarczyło do przywołania chłopaka do porządku. Dzieciak nigdy przedtem tak się nie zachowywał. Nienawidził jego dotyku. I raczej sam od siebie nie dotknąłby go ot tak. I do tego nie w taki sposób. Dlatego też w umyśle wymordowanego zapaliła się żółta, ostrzegawcza lampka.
Co jest z nim nie tak?
Z letargu wyrwało go poruszenie się chłopaka, który opadł na kolana rudowłosej, by ta go nakarmiła. To był impuls. Momentalnie podniósł się z ziemi i złapał chłopaka za fraki, siłą podnosząc go do pionu i odwracając do siebie przodem. Zaciskając w żelaznym uścisku jego ramię, by ten przypadkiem nie wyrwał się, drugą dłoń zacisnął na jego szczęce, zadzierając ją do góry tak, by ten spojrzał mu w oczy. Sam nachylił się nad nim tak blisko, że przydługawe kosmyki z jednej strony delikatnie dotykały jego skóry. Zmrużył niebezpiecznie oczy przyglądając się bezbarwnym źrenicom dzieciaka. Nie, nie były powiększone, więc już z miejsca mógł wykluczyć działanie pewnej części narkotyków.  
Puścił jego szczękę I odwrócił go tyłem do siebie, przyciskając do swojego ciała, żeby mu nie uciekł I podciągnął najpierw jeden rękaw powyżej łokcia, potem drugi, uważnie oglądając jego dłonie. Tutaj też nic. Czyli zero narkotyków. Chyba, że….?
Przysunął swoją twarz do karku chłopaka, a następnie powoli, wręcz leniwie przesunął swoim nosem po jego ciepłej skórze, wdychając jego woń. Też nic. Zero jakiegoś podejrzanego zapachu, który mógłby świadczyć o jego odurzeniu.  
- Co dzisiaj jadłeś? – zapytał cicho, ale na tyle głośno, by wszyscy zgromadzeni tutaj mogli go usłyszeć.
Prychnął cicho a następnie pchnął go na kanapę, tuż obok Akane.
- Usiądź normalnie. A ty go nakarm, bo chyba zaczyna mu odpierdalać z głodu. – powiedział ostro tonem, który nie znosił sprzeciwu. I kobieta mogła być pewna, że lepiej posłuchać Shebę w tym momencie. Sam mężczyzna zamierzał obserwować uważnie dzieciaka i jego ewentualne reakcje na otoczenie.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.15 19:21  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
Przydałoby się stąd zwinąć. Jak najszybciej. Atmosfera gęstniała z chwili na chwilę, a rudej naprawdę nie uśmiechało się spędzać w tym miejscu więcej czasu, niż to konieczne.
Z właściwym sobie spokojem udawała, że nic a nic nie obchodzi jej rozmowa pomiędzy mężczyznami. Chłopiec zniknął za drzwiami, zaś pozostali nadal toczyli słowną potyczkę. Jak dla niej, mogliby się tak przegadywać przez najbliższy tydzień, dla Vivian to tym lepiej - nie zwracano na nią uwagi, co w obecnym towarzystwie oznaczało zbawienne mniej kłopotów. Nie chciała być wciągana w żadne rozmowy czy zobowiązania. Nadal trzymała w rękach miskę - teraz już pustą; nie potrzebowała wiele, by zaspokoić głód i nie zamierzała nadmiernie korzystać z gościnności ich gospodarza. Mniej od niego otrzyma, mniej będzie od niej chciał w zamian. Bez przekonania wpatrywała się w bliżej nieokreśloną przestrzeń, gdzieś w okolicach swojej dłoni. Trzymała w niej łyżkę, którą rytmicznie przybliżała do dna naczynia i odbijała ją od niego; na tyle jednak powoli, by nie wydobywać poniekąd irytującego stukotu - to z pewnością nie wpłynęłoby dobrze na już i tak ciężką atmosferę tego pomieszczenia. Niech sobie rozmawiają, na zdrowie.
Stuk, którego nie było.
Mogłoby się wydawać, że nie słucha - prawda jednak była zupełnym przeciwieństwem tegoż stwierdzenia. Chwytała uważnie każde słowo i rejestrowała w pamięci zmieniające się nastroje. Zdrowy rozsądek nieustannie powtarzał jej "Spierdalaj stąd!", jednak z żalem musiała odmówić spełnienia tego życzenia. Póki co - nie miała takiej możliwości.
Drgnęła nieznacznie, gdy brunet zmienił adresata swoich wypowiedzi. Prostym, logicznym wnioskiem, musiało chodzić o nią. Ręka zamarła jej w połowie mechanicznie wykonywanego ruchu. Przekręciła głowę w kierunku głosu i obrzuciła podmiot mówiący wzrokiem o maksymalnej beznamiętności. Pełen spokój, no, może nutka senności. Taka delikatna, właściwie ledwie wyczuwalna. Vivian była najwidoczniej oazą spokoju.
- Nigdy o to nie prosiłam, ale naprawdę miło z twojej strony - odpowiedziała, nie odrywając spojrzenia od twarzy swego obecnego rozmówcy. Lekko wzruszyła ramionami. - Mogę ci dać buzi w czółko - czy coś tam, ale taką końcówkę wolała przemilczeć. Jednoznaczna odpowiedź była bezpieczniejsza i nie zostawiała pola do nadinterpretacji. Fakt faktem, ani przez chwilę nie sugerowała wilkowatemu, by udzielał jej pomocy. Nie zaczepiała go ani nie prowokowała do ataku, właściwie była tylko niewinną pokrzywdzoną. Zepsuł - niech naprawia.
Nie patrzyła się na mężczyznę jakoś szczególnie długo. Już po chwili przeniosła zielone oczki na wchodzącego do pomieszczenia chłopca. Można by było nawet zauważyć, jak jej oblicze z lekka łagodnieje, a co bystrzejszy obserwator dostrzec mógł także cień ulgi, jaki przebiegł po twarzy czerwonowłosej. Po powrocie młodszego, uwaga do tej pory skupiona na osobie kobiety, przeniesie się zapewne właśnie na niego. Sama Akane też wpatrywała się w pandowatego osobnika, chwilami dając po sobie poznać także lekkie zdumienie. Ona chyba naprawdę nie zrozumie młodzieży... najpierw uciekał od bruneta, a teraz sam się do niego przykleił. I chyba to gościa wkurwiło, czego objawem było lekkie przechylenie się dziewczyny w przeciwnym kierunku. Tak, ten koleś zdecydowanie nie pozwalał jej na jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. Cieszyła się tylko, że jej nie potraktował tymi osobliwymi testami na chuj-wie-co, które teraz przeprowadzał na Ao ducha winnym dziecku. Podejrzewał go o ćpanie? Rany, może ma po prostu taki charakter... podejrzliwość doprawdy godna nadopiekuńczego rodzica. Chociaż w sumie, kij jeden wie, co tych dwóch łączy, w Desperacji połowa ludzi (i nie-ludzi) się tak puszcza, że nie wiadomo kto, co, z kim i dlaczego.
Młody wylądował na kanapie obok Viv. Ta westchnęła cichutko i odstawiła swoją, pustą miskę na stół. Obdarzyła rządzącego się mężczyznę wzrokiem z rodzaju "ten ton był zbędny". Przecież się już zgodziła, do licha! Co on, miał ją za głupią? W sumie, to było całkiem możliwe. Nałożyła porządną porcję kolacji dla Shiro, po czym obróciła się bardziej w jego stronę, by ułatwić mu zjedzenie zupy bez kolejnych wypadków. Prosty schemat: łyżka na poziomie ust chłopca, ułożona tak, by spokojnie do niej sięgnął - bo na siłę nic mu wpychać nie będzie; miska pod spodem, aby nic się nie wychlapało; zachęcający, delikatny uśmiech i pełen spokój w oczach, plus delikatna ekspresja z gatunku "no dajesz, co ci szkodzi". Tylko teraz niczego głupiego nie zrób, chłopcze. Kolejne dziwne zachowanie mogłoby przynieść naprawdę nieciekawy skutek w postaci wkurwionego gospodarza. Tego chyba żadna z nich by nie chciało, czyż nie tak? Zostanie krwawą plamą na tapczanie stanowiłoby raczej przykry, mało porywający koniec dla każdego z nich.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.15 17:38  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
// @Hiroki: Makczu Pikczu. Soreh, Steve, ale jestem niecierpliwym człowiekiem. :v

Jak to działało?
Gdy robił wszystko, aby zwrócić na siebie jego uwagę, Sheba nawet nie raczył na niego spojrzeć, a gdy tylko ewakuował się do kogoś innego, od razu skupił całe zainteresowanie wyłącznie na sobie. Hiroki poruszył jeszcze tylko ustami, chcąc zaprotestować, ale mimo zaparcia się, Jinx szybko postawił go na nogi. Spojrzał wtedy na niego zaskoczony, choć tępy uśmiech nadal błąkał mu się po twarzy. Aż dziwne, że szef nie postanowił go strącić pięścią.
Owwhaa! Wymamrotał niezrozumiale, choć wcale nie było to wymagane ze względu na artefakt. Wyciągnął zaraz łapki do Sheby, który akurat się do niego pochylił. Mężczyzna mógł poczuć zimne dłonie dzieciaka, które musnęły lekko jego szyję, chcąc ją mocno objąć, jednak w momencie, w którym ręce zaczęły się zakleszczać, ciało młodego Smoka znów zostało obrócone. Zachichotał od razu jak skomplementowana blondynka o IQ równie wysokim, co ego i przyłożył wierzch dłoni do ust. Wcale nie chciał się z tym kryć, ale jakaś wewnętrzna siła należąca do tej części Hirokiego, która chciała jeszcze zachować szczątki jego godności, próbowała jakoś przywołać się do porządku. Zamiast tego dzieciak ledwie na ułamek sekundy się uspokoił, ale czując bliskość czarnowłosego na powrót w oczach pojawił się zadziorny blask.
„Co dzisiaj jadłeś?”
Mmmmm – zamyślił się, chwytając za brodę. Nie zmienił tej pozycji nawet, gdy Jinx pchnął go na kanapę. Dosłownie opadł na mebel, lecąc i lądując w pozie myśliciela. Ciechocinek, oponę ciężarówki i twojego psa Chabra. Poza tym zrozum, że „nikt cię tutaj nie chce”. – burknął do Sheby, opierając się o Akane. Prędko zresztą ją objął, mocno wtulając się w jej klatkę piersiową. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że mogłoby to niestosownie wyglądać. Jinx mówi, że „sorry, młody, ale nie tym razem”, bo podobno nie lubi chłopców. Policzki młodego nagle zrobiły się większe, a on sam przybrał naburmuszoną minę. Brakowało tylko tego, żeby prychnął jak rozpieszczona księżniczka. Wyglądał na oburzonego tym stwierdzeniem. Dokładnie tak, jakby dopiero co padło. Co ja mam zrobić, Tressy? Bo on, jak się budzi, to od razu się na mnie kładzie, wiesz? I potem pyta, czy już skończyliśmy, a to strasznie zawstydzające.
Poważnie pokiwał głową, ocierając się policzkiem o ramię kobiety. Nic sobie nie robił z tego, że mogło jej to nie odpowiadać, całkowicie skupiając się na tym, aby być jak najbliżej. Niektórzy mogliby mieć wrażenie, że jeszcze moment, a chamsko właduje się jej na kolana.
Miesza mi w głowie, no serio. Poza tym... – Otworzył buzię, żeby wziąć do niej pierwszą porcję zupy. Ledwo przełknął, a już drgnął, najwidoczniej zupełnie urywając poprzedni temat. Coś, o czym sobie przypomniał, całkowicie skupiło jego uwagę. Ej, ale zostajesz tutaj, co nie? Bo Jinx ma tutaj mnóstwo wolnych pokoi. To znaczy, czasami są zajęte, ale na trochę, bo potem dwójka ludzi się z nich wykula i znów jest okej. Kolejna podana porcja. Przełknął szybko, czując, jak wzburzony żołądek się zaciska. Nawet tutaj, mimo możliwości, nie jadł zbyt często, a już na pewno nie tknął niczego pod nieobecność Sheby. Choć faktycznie się go bał i to jego uważał za największe zagrożenie, gdy mężczyzny nie było w pobliżu, wydawało mu się, że niczego nie może. Podświadomie najwidoczniej potrzebował jego pozwolenia nawet na wzięcie dla siebie śniadania. No. Potrzebował do czasu. Teraz to prezentowało się zgoła inaczej. A może chcesz przespać się dziś ze mną, Terr? Bo ja bym bardzo ch...
Syknął nagle, puszczając kobietę i chwytając się za głowę. O ile dziwne mrowienie i dudnienie w skroni na moment przycichło (a przynajmniej tak mu się wydawało), tak teraz nagle wybuchło ze zdwojoną siłą zginając wychudzone ciało chłopca wpół. Wsunął palce we włosy i sapnął cicho, pokręcił łbem, nabrał powietrza do płuc, chyba chcąc się uspokoić, aż w końcu zerknął w bok, wbijając srebrne, zaskoczone spojrzenie w Akane. Nawet jeśli zdziwienie wykrzywiło jego twarz na ułamek sekundy to i tak się prezentował, jakby zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Odsunął się od razu, zaciskając mocniej usta, ale nim zdążył zadać pytanie, które widocznie malowało się na jego twarzy, znów wybuchł cichym, krótkim śmiechem, pełnym nieskrępowanej wesołości.
Poważniejąc skrzyżował nagle ręce na piersi, założył nogę na nogę i jak pan wszystkich panów oparł się o kanapę, wlepiając roziskrzone spojrzenie w Shebę. Dłuższą chwilę wpatrywał się w niego pochmurnie, dosłownie tak, jakby rzucał mu nieme wyzwanie. Zmarszczył nawet nos i wykrzywił usta w najwyższym stadium pogardy, aż...
Przydziel nam pokój, dzielny kmieciu.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.15 21:04  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
Milczał. Jak nie on. Przez całe te żenujące przedstawienie, którego aktorem był chłopak, milczał przyglądając się jemu pajacowaniu. Skoro nie wyczuł alkoholu oraz wykreślił ewentualność zażycia jakiś środków odurzających, musiało paść na jego mózg. Innego wytłumaczenia nie było. Tylko co. Pasożyt? Bakteria? Jakieś robaki? Zmarszczył nieprzyjemnie brwi, a jego źrenice przybrały postać pionowych, zwierzęcych kresek. Nie wyglądał na kogoś zadowolonego z życia, kogoś, kto podzielał ten sam humor co chłopaczyna. Wyglądał raczej na osobę, której mało wystarczyło, żeby obnażyła swoje kły i zajebała kogoś talerzem.
Warknął coś niezrozumiałego pod nosem, słuchając bredni smarkacza. Jego cierpliwość była wyjątkowo cienka i właśnie pękła.
- Dość. – wysyczał cicho momentalnie podnosząc się i szarpnął mocno chłopakiem, zrzucając go na ziemię plecami do góry. Ciężki but przycisnął drobne ciało do ziemi na tyle mocno, żeby przypadkiem mu nie uciekł, ale też nie na tyle mocno, żeby się udusił.  
Dłonie Sheby sięgnęły do klamry paska i zaczął go odpinać, nie spuszczając wzroku z jasnej czupryny pod sobą. Prychnął cicho pod nosem, gdy w końcu wyciągnął skórzany pasek ze szlufek spodni i przykucnąwszy, chwycił najpierw jeden chłopięcy nadgarstek, a potem drugi i przytrzymawszy je jedną ręką, drugą zaczął związywać je paskiem. Mocno, tak, żeby poczuł mrowienie w palcach i nie wyswobodził się, ale na tyle lekko, żeby nie trzeba było amputować jego dłoni.
- Czym się zajmujesz, Tereska? – zapytał mężczyzna nad wyraz spokojnym tonem, chociaż po jego oczach wyraźnie można było wnioskować, że nie należy do najspokojniejszych istot.
- Potrzebuję lekarza. Pewnie nim nie jesteś, co? – dodał przelotnie spoglądając na nią, kiedy wyprostował się I wyciągnął z kiszeni spodni telefon. Nie zabierając buta spomiędzy łopatek Shiro, szybko wyszukał w telefonie pożądany numer i po wybraniu go przycisnął słuchawkę do ucha.
- Odbieraj, gnoju. – warnął cicho.
- Yo padalcu, mam ważną sprawę. Potrzebuję lekarza. – uśmiechnął się krzywo przekręcając głowę w bok.
- Wyssij bąka z pizdy mojej prostytutki. Mojej własności coś odjebało i zachowuje się jak niedorozwinięty down. A nic nie ćpał. Chyba. – warknął głośniej, a po chwili dodał. - Nie, zaraźliwa. Nabawiłem się od twojego towarzystwa. I nieważne. Znalazłem chłopaka, którym się zająłem a temu zaczęło odwalać. I nie wygląda dobrze. Będę wdzięczny. I Grow. To naprawdę ważne, zapłacę za leki i usługi. – ciche westchnięcie zasugerowało, że pomimo narastającej irytacji, naprawdę walczy sam ze sobą, by ugryźć się w język. - Ile to potrwa? Może szybciej będzie jak go zabiorę ze sobą do was? Zakryję mu oczy. – powiedział cicho, by wreszcie na dłuższą chwilę milknąc.
- Przemyślę. Wiesz, wciąż ją mam. Nie mogłem się jej pozbyć. - parsknął cicho. - Teraz jednak martwię się o smarkacza. Więc? – kolejna krótka pauza. - Jasne, rozumiem. Czerwona skała. Będziemy tam za jakąś godzinę, może dwie. I Grow, dzięki. – w końcu się rozłączył odrzucając telefon na stół.
W końcu łaskawie zszedł z chłopaka I odpiął spodnie. Bez jakichkolwiek oznak skrępowania, ściągnął dolną część ubrania odrzucając niedbale gdzieś na kanapę i sięgnął po nowe, czyste, te, które przyniósł mu parę chwil temu chłopak.
- Muszę młodego zabrać na spotkanie z lekarzem. Mój medyk to raczej pierdolony rzeźnik, który zna się jedynie na zszywaniu I wyciąganiu kul, niczym więcej. W każdym razie… – zapiął spodnie i przeciągnął się, pozwalając strzelić wszystkim kręgom.
- Możesz iść albo  z nami, albo udać się tam, gdzie chcesz. Decyzja należy do ciebie. – raptownie zatrzymał się i przyjrzał uważnie kobiecie. Nawet nie wiadomo kiedy znalazł się przed nią. Chłodna dłoń dotknęła jej podbródka i uniosła go nieznacznie, gdy nachylił się nad jej twarzą i przesunął lekko swymi ustami po jej, składając krótki pocałunek, wieńcząc go delikatnym przesunięciem językiem po jej dolnej wardze, którą zahaczył zębami i lekko przygryzł.
- Miło było poznać. – mruknął prostując się I odwracając, skupiając swoją uwagę na leżącym chłopaku.
Westchnął cicho zastanawiając sie co zrobić z dzieciakiem. W końcu dookoła ciała jasnowłosego pojawiła się ciemna mgła, która niczym pierzyna opadła na jego ciało. To powinno wystarczyć na dwie godziny. Pozbawiony zmysłów chłopak nie będzie się rzucał i utrudniał im jakże cudowną, romantyczną podróż. Sięgnął po nieruchome ciało chłopaka i przerzuciwszy je sobie przez ramię, skierował się do wyjścia.

zt + Hiroki (nie wiem co reszta zrobi) -> Czerwona skała~
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.05.15 0:34  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
Ja wiem, nie mam pretensji. Życie mnie zjadło, ale to dla was mało istotne, w każdym razie sry za zwłokę. Semestr mi się kończy, ogarnę się. Chyba. I sry, że zakłócam kolejkę, ale napradę nic nie wnoszę, jedynie usuwam się z tematu.

Już miał powiedzieć, co sądzi o tym całym 'długu', szczególnie po tym jak został rozbebeszony, ale w tym właśnie momencie szarowłosy dzieciak zaczął zachowywać się dziwnie. Napięcie rosło z minuty na minutę, jak w tych kultowych gangsterskich filmach, gdzie dwóch uliczników mierzyło się wzrokiem, czekając na nierozważny ruch z drugiej strony. Albo jak w naszej kochanej Desperacji, gdzie każdy dzień wyglądał tak samo, tak samo się zaczynał, tak samo kończył. Nigdy nie wiedziałeś, kiedy ostatecznie.
Przekrzywił głowę, jego brwi unosiły się w miarę, jak dzieciak wygadywał kolejne bzdury,a  szczęka Sheby zaciskała się coraz bardziej. Tik - tak, kto wybuchnie? I kiedy?
Wybuchnął Sheba. A przynajmniej wyglądał, jakby miał zamiar coś wysadzić. Na przykład chłopaka.
Nawiasem mówiąc, jego przypadek przedstawiał się dość intrygująco. Skoro wilczek badał go na obecność drugów, to raczej nie było jego normalne zachowanie. Choroba? Pasożyt?
Ciekawe. Wszystko tak cholernie ciekawe.
Ułożył się wygodniej na kanapie, noga na nogę, przypatrując się całemu zajściu z mieszaniną konsternacji i irracjonalnego rozbawienia. Z domieszką maniakalnej pasji. Sięgnął bezwiednie w kierunku nieistniejącej kieszeni w poszukiwaniu długopisu. Znowu. Będzie musiał w końcu uzupełnić zapasy, bo go szlag jasny trafi.
Nie odczuwał strachu. Czuł się jak na dobrym haju. Nie wiedział, czy działo się tak dlatego, że nareszcie gniew bruneta skierował się na kogoś innego, czy może pierdolenie chłopaka odrealniło w jego oczach całą sytuację, w każdym razie przestał się obawiać o własne życie. Zerknął na Tereskę szczerze rozbawiony, starając się jednak zanadto nie afiszować z uśmiechem, bo mógł zdrowo oberwać.
W końcu miał zamiar spierdolić stąd w jednym kawałku.
Szczególnie, że właśnie dostrzegł dwie rzeczy. Pierwszą były jego ciuchy, maska, pukawka i plecak, wszystko ułożone w kupie pod łóżkiem, na którym wcześniej leżał. Drugą była jego papuga, mozolnie doprowadzająca się do stanu używalności po dłuższej chwili wegetacji. Zagwizdał do niej cicho, a ona  niemal natychmiast poderwała się do spontanicznego lotu, walcząc z drętwiejącymi skrzydełkami i otumanionym łebkiem. W końcu jednak szczęśliwie udało jej się wylądować na ramieniu Steve'a, a wszystko po to, aby niemal natychmiast zacząć zapamiętale kąsać jego małżowinę uszną.
Ach, kochany, mały Alphonse. Musieli wypierdolić cię z piekła, co?
Uśmiechnął się krzywo i ucapiwszy ptaka za miałkie ciałko, przeniósł go na zdrowe kolano, co by zanadto nie nabroił.
'Potrzebuję lekarza. Pewnie nim nie jesteś, co?'
Zerknął na burdelmamę z nieokreślonym wyrazem twarzy, przeniósł wzrok na szkarłatnowłosą i znów, na Shebę.
Ja jestem! Ja! A właściwie byłem. A właściwie byłem pediatrą, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? I tak wszyscy umrzemy.
...
Miał ochotę pierdolnąć głową o mur, żeby tylko nie udzielała mu się głupawka dzieciaka. Nikt by tego nie przeżył. Włącznie z nim samym.
Westchnął ciężko i jeszcze raz, tym razem uważnie, rozglądnął się po pomieszczeniu. Uderzyło go to, że nikt dłużej nie zwracał na niego uwagi.
Bardzo dobrze. Świetnie.
Korzystając z wybryków obecnej gwiazdy estrady, jaką niewątpliwie jawił się teraz Hiroki, Albert powoli, kroczek po kroczku, zbliżał się w stronę swojego ekwipunku. Obserwując kątem oka rozmowę telefoniczną bruneta z nieznajomym, mężczyzna powoli sznurował swoje przetarte trapery, mocował pasek u spodni, majstrował przy zacinającym się zamku błyskawicznym swojej podziurawionej kurtki. Wzdrygnął się nieznacznie, kiedy padło imię Growa.
Czyli jednak.
Jak on to wszystko przeżył?
Gwałtownie odskoczył, kiedy Sheba ni stąd ni zowąd znalazł się przy szkarłatnowłosej. Przy okazji tegoż wspaniałego uniku założył drugą szelkę plecaka na ramię i schował skradzione ze stołu jabłko do kieszeni jeansów. Jakiś profit z tej przygody w końcu musiał być. A co.
'Możesz iść albo  z nami, albo udać się tam, gdzie chcesz. Decyzja należy do ciebie.'
Zmarszczył brwi, stając za plecami wilczura i starając się pokazać kobiecie na migi, jak bardzo odradza jej pomysł przyłączenia się do wesołej gromadki. Pewnie z resztą niepotrzebnie.
Bez obrazy, chłopaki, ale w takim składzie nigdzie bym z wami nie polazł. W każdym razie nie w pełnym zestawie kończyn.
Cofnął się jeszcze o pół kroku, na bezpieczną odległość.
' Miło było poznać.'
Och. To już?
Stalowoniebieskie oczy uważnie śledziły raźne kroki stawiane przez 'eskortującego' dzieciaka Shebę, mrugnęły raz i dwa, kiedy drzwi się za nim zamknęły.
Ale na pewno?
Parsknął głośno, nie mogąc dłużej utrzymać nagromadzonej wewnątrz wesołości. Alphonse zawtórował mu głośnym skrzekiem, sprzedając kolejne napastliwe skubnięcie jego uchu. Wszyscy szczęśliwi.
- Trzymaj się, Tereska! Daj znać, jakbyś potrzebowała czegoś od Smoków. Spiszemy umowę!
Salutnął jej krótko na pożegnanie i założywszy maskę na twarz, z rozbrajającym uśmiechem uchylił drzwi pokoju i wymknął się z niego cichaczem.
Znowu udało mu się przeżyć.

Stefek z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.16 1:26  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
Desperacja miała to do siebie, że o tej porze roku z “wybitnie nieprzyjemnego miejsca do życia” przekształcała się w “wybitnie nieprzyjemne miejsce do życia, w którym piździ złem”. Czy kogokolwiek więc zdziwiła ta wielka epidemia, która przeszła przez ich tereny jak huragan, jak wściekły gniew przewrotnego Losu, jak wroga armia rządnych krwi mikrobów…?
No cóż, może i byli gdzieś tacy naiwni kretyni, jednak nie należał do nich ani Sinister, ani też jego ostatni zleceniodawcy. Należy bowiem kulturalnie wspomnieć, że hydry leczyły nie tylko swoich. Leczyły każdego durnia, który rozciął sobie palca, albo nabawił się biegunki na tym padole łez - o ile oczywiście miał czym zapłacić.
Panie, Desperacja to nie Caritas.
I tak przyjdzie czas zapłaty.

Nie wiedział za wiele. Informacje przekazane mu w pośpiechu ograniczały się do półsłówek.
“Dzieciak”
“Zapalenie płuc”
“Burdel”
“Chyba chcą go mieć jeszcze żywego”.
Dlaczego choć raz nie zapytali czego on chce? Choć jeden, jedyny raz.

Pogrążony w tym całym otaczającym go marazmie ex-anioł nerwowo popalał papierosa, w drodze do jedynego w okolicy domu uciech. Przy jego nodze wałęsał się jak zwykle kundel, obszczekując wszystkie napotkane po drodze kamienie i dopraszając się pieszczot za ten akt heroizmu.
Azazel westchnął bezgłośnie, gdy wreszcie stanął przed drzwiami burdelu. Szczerze mówiąc odczuł w tym momencie coś, czego by się w życiu po sobie nie spodziewał.
Wstręt? Tak, to uczucie chyba było wstrętem wykrzesanym przez tą głęboko zakopaną czystą cząstkę duszy anioła.
Co za bzdury.- Warknął na siebie w myślach wchodząc do środka. Na Boga był tu lekarzem, nie gościem.
Nawet się nie rozejrzał - nie był szczególnie zainteresowany wystrojem pomieszczenia, w którym się znalazł, ani ludźmi tu przebywającymi.
Człowiek i jego niskie, bezwartościowe, zwierzęce potrzeby - to zagadnienie już dawno przestało zajmować zafascynowany zepsuciem świata umysł mężczyzny.

W opinii jednej z pracownic musiał wyglądać na tak straszliwie onieśmielonego i zagubionego, że wreszcie się nad nim zlitowała, pomrukując pod nosem coś ponętnego i chwytając go za ramię, w próbie pociągnięcia go za sobą.
Pies u jego stóp warknął, ale sam medyk zachował całkowity spokój, wyciągając wcześniej przygotowaną notkę z kieszeni.
Macie tu chorego dzieciaka, który zainfekuje wam cały ten przybytek równie szybko co klient z kiłą. Przyprowadźcie go, musi przyjąć odpowiednie leki, zanim padnie trupem.
Pstryknął palcami na psa, który posłusznie uwalił się na najbliższej kanapie, starając się nie przeszkadzać, ale też bacznie obserwować swojego właściciela z pewnej odległości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.16 1:25  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
Wlókł za sobą nogi, ciągnąc je po dywanie jakby do każdej kostki doczepione było po pięć kilo ryżu. Nawet na twarzy, zwykle beznamiętnej, z tym irytującym, mdłym spojrzeniem, pojawiły się pierwsze krople potu i lekkie skrzywienie warg.
Prowadziła go starsza kobieta, ubrana w kusą spódnicę i koszulkę odkrywającą brzuch. Próbował na nią nie patrzeć, co w aktualnym położeniu było dość trudne, skoro co rusz mocniej ciągnęła go w swoją stronę, a on ─ ledwo utrzymując równowagę ─ znów pchał się głową to w jej ramię, to w biust, to znów oparł dłoń o biodro i odepchnął się nieco, setny raz prosząc, by go puściła.
Nie miał pojęcia czego  chciała, a już tym bardziej, co zrobił źle, że znów go tak traktowano. Może sprzeciwił się Jinxowi, ale on sam nie wydawał się wtedy wściekły. Więc w czym rzecz?
Zacisnął nieco palce w pięści znów czując, jak przez gardło próbuje przepchać się drapiące powietrze. Miał wrażenie, jakby przez cały przełyk przeciskało mu się tysiąc igieł i noży, aż wreszcie przywarł otwartą ręką do ust i wydał z siebie dźwięk, który od biedy mógł być uznany za charknięcie – powielone kilkanaście razy.
Ledwo przestał się dusić, powarkiwać i kasłać, a nieznajoma dziwka szarpnęła nim mocniej, stawiając tuż przed jakąś postacią. Głowa Hirokiego odchyliła się do tyłu, by przez mgłę łez mógł dostrzec twarz. Cofnął się raptownie i pewnie wziąłby nogi za pas, gdyby na poprzednie miejsce nie pchnęła go kobieta... i gdyby kolana nagle się nie ugięły. W ostatniej chwili czarne jak ebonit palce złapały za brzeg ubrania nieznajomego, cudem nie posyłając szczeniaka na ziemię, a sam Hiro chcąc nie chcąc wtulił twarz w tors jasnowłosego, wciągając gwałtownie powietrze przed falą następnych kaszlnięć.
Czuł się słaby.
W każdej innej sytuacji odsunąłby się jak poparzony, stroniąc od dotyku tych dziwnych, wiecznie nieprzyjaznych ludzi; ale tym razem ciało zatrzęsło się pod naporem choroby i umysł opustoszał. Wystarczyło pierwsze, praktycznie niemożliwe do wychwycenia „EKHR!”, by z głowy wyleciały wszystkie pomysły na temat ucieczki. Powieki zacisnęły się mocniej, a palce złapały silniej za materiał odzienia mężczyzny, gdy chował twarz w fałdach ubrania.
- No i masz. - Głos prostytutki odbił się od ścian jak trafiające w blachę pociski. No.I.Masz. - To on.
A potem machnęła na dzieciaka, zaraz kładąc dłonie na szczupłych bokach. Czekała. Może na to, aż szczeniak przestanie pokaszliwać i odklei się od przybysza. Może na wskazówki. A może po prostu nie miała nic lepszego do roboty i uznała, że prowokacyjna poza, w której wypnie nieco piersi i przechyli biodra na bok, zachęci nieznajomego do zbadania nowego pokoju burdelu, a nie chorego karła.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.16 20:42  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
- Huh?- No proszę jaka przylepa.
Zerknął w dół, dostrzegając tylko czuprynę przetłuszczonych ciemnych włosów swojego pacjenta.
Odruchowo odgarnął te kudły z twarzy, czując pod palcami ciepłe krople potu, którymi zroszone było czoło dzieciaka. Gorączka.
To już samo w sobie nie wróżyło zbyt dobrze, szczególnie kiedy chwilę później usłyszał paskudny kaszel. A może raczej cherlanie?
- No i co biedaku? Zastrzyki w dupsko cię czekają przy takiej chorobie.
Głos Azazela rozbrzmiał dźwięcznie tylko i wyłącznie w jego własnej głowie, zupełnie jakby chciał oszczędzić mu wiedzy o tym nieprzyjemnym losie, choć podejrzewał, że przy bytowaniu w burdelu zastrzyki nie były pierwszą rzeczą, która pojawiała się w okolicach dolnej części ciała chłopaka.
Dopiero teraz zorientował się, że prostytutka wcale sobie nie poszła, wyginając się jakby dopadła ją poważna skolioza. Popatrzył na nią.
Ona popatrzyła na niego.
No i tak sobie przez chwilę patrzyli, a biedny Sin za nic nie był w stanie zrozumieć o co kobiecie chodzi.
Miał jej dać jakiś napiwek czy kij diabeł?
Machnął ręką w prostym geście “won stąd”. Doprawdy, tyle się mówi o ludzkim umiłowaniu rozpusty, a jedna z kobiet sprzedająca ową rozpustę miała na tyle czasu w swoim napiętym planie dnia, żeby sobie po prostu stać i mu przeszkadzać?
Zresztą.
Co go jakieś podrzędne kurwy obchodziły? Dzieciak był o wiele ciekawszy. Przynajmniej chorował na coś co nie było rzeżączką czy kiłą. Coś… nietypowego w tego typu placówkach.
- Gdyby kózka się po desperacji nie włóczyła, to by płucek nie leczyła.
Usadził go stanowczo na kanapie, obok swojego psa.
Pociągnął łagodnie za skraj kaptura bluzy, w którą był ubrany, dając znak, aby ją z siebie ściągnął. Szczerze mówiąc czasem marzył o posiadaniu takich technologii jak lekarze z Miasta. Ustrojstwa na wszelkie okazje, roboty medyczne, leki…
No nic, jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.01.17 16:52  •  Sala spotkań - Page 2 Empty Re: Sala spotkań
Brwi uniosły mu się o kilka milimetrów w wyrazie ledwo dostrzeganego zaskoczenia. Widział jak przez zmatowiałe szkło, miał zresztą wrażenie, że jego ciało reaguje o wiele później, niż powinno. Że umysł wysyła setkę sygnałów, które organizm ignoruje do czasu, aż jest za późno. Może dlatego tak nietrudno było nim szastać?
Hiroki zmrużył mocniej oczy, próbując lepiej przyjrzeć się nieznajomemu. Do gardła wdzierały się kolejne kaszlnięcia, więc nawet nie oponował, gdy szczupłe dłonie opadły na jego ramiona i zmusiły go do wbicia się w starą kanapę. W pierwszej sekundzie po prostu siadł na zdechłej podusze. W drugiej powieki drgnęły, otwierając się jakby szerzej.
Co ty..?
Nie.
Nie, nie ma mowy. Nie tak. Nie teraz.
Zakleszczył czarne palce na ręce, która złapała go lekko za kaptur.
Niech pani przestanie.
Kciuk wsunął się nerwowo we wnętrze dłoni, próbując rozluźnić jej chwyt. Zamiast tego wbił mocniej paznokcie w miękką skórę, wewnętrznie wrzeszcząc, choć twarz ledwo muśnięta była zdenerwowaniem.
Nie chcę.
Niezbyt przekonujący ton wypełnił czaszkę anioła w czasie, w którym usta Hirokiego zaciskały się w cienką linię zastanowienia.
To nie tak miało być, racja?
Jinx obiecał, że fucha dotyczyć będzie czegoś innego. Że będzie gońcem. Może nauczy się kilku sztuczek. Ale na pewno nie takich.
Są tutaj inni.
Przycisnął nagle nadgarstek do buzi, tłumiąc kaszlnięcia, choć ramiona drgały w ich rytm.
Niech pani idzie do nich! Nie pracuję tutaj. Ja nie...
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach