Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 14 z 14 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14

Go down

Pisanie 21.05.20 21:36  •  Tyły budynku - Page 14 Empty Re: Tyły budynku
Długie cienie pełzną po ścianach budynków, pożerając ostatnie plamy wieczornego światła dnia. Na tle szarego nieba pojawiają się gdzieniegdzie wstęgi dymu niewielkich ognisk, tu i tam słychać trzaśnięcia okien albo drzwi. Mało kto lubił łazić po ulicach w nocy.
Szczególnie on. Szczególnie po tylu kilometrach w girach.
Pewno, dał sobie tydzień czasu, ale przecież nie był na tyle głupi, aby porwać się na poszukiwania już pierwszego dnia. Co jakby to małe bydle przesadził i w międzyczasie zdążyło zdechnąć? Zapierdalałby po następne. Właśnie dlatego większość ustalonego czasu zainwestował w research, wybierając się na pustynię dopiero dnia dzisiejszego.
I jest Wy. Je. Ba. Ny.
Szuranie ciężkich buciorów niesie się echem po wąskiej uliczce, choć duży procent dźwięku zostaje wchłonięty przez zwoje niezidentyfikowanych szmat i innych rupieci walających się pod murami. To jeden z tego rodzaju rzeczy, na które się nie patrzy. Niepisana zasada. Nie chcesz zgadywać. Jeśli masz szczęście, to tylko czyjeś niechciane ciuchy.W innym wypadku wolisz się nie doszukiwać podobieństwa.
Po chwili zza zakrętu wyłania się wysoka, choć i tak niższa od proroka sylwetka. Okular maski łapie ostatni promień zachodzącego słońca, łypiąc prosto na mężczyznę pustym sowim spojrzeniem, rażąc w oczy wściekle pomarańczowym refleksem. Reszta jego postaci jawi się stosunkowo przeciętnie. Ot, brudna pomarańczowa wiatrówka, bluza, cerowane jeansy, plecak. Jedyną rzucającą się w oczy rzeczą jest kołyszący się w dłoni kawałek ciemnego materiału, dwoma supłami przemieniony w parodię reklamówki. Maska gazowa wzdycha ciężko głuchym, zniekształconym głosem, kiedy Stef drapie się po uchu.
- O tej porze może być już nawet Dżesika.
Opiera się ramieniem o czystszy kawałek muru, łypiąc na klienta ze zmęczeniem. Fasada maski pozostaje równie beznamiętna, co zwykle.
- A kto ma być?
Wywraca oczami, zezując na trzymany w rękach przedmiot. Zagląda do reklamówki, upewniając się, że przez ten krótki czas niewoli kaktus nie zdążył mu zemrzeć albo jakkolwiek zmutować.
- Geez, człowieku... Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak ciężko jest się nie wyjebać na przełęczach z kwiatkiem na plecach? Ledwo go doniosłem bez żadnych mikropyłeczków, które mogłyby zrujnować idealny "skład gleby" - drwi z niego, zakreślając nad głową cudzysłów.
- Wiesz że niektóre owady wyglądają do złudzenia podobnie? Też się zakopują w piasku. I mają szczęki.
Fuczy cicho jak niezadowolony kot, zakładając za ucho wyjątkowo powykręcaną sztukę papierosa.
                                         
Steve
Kontraktor
Steve
Kontraktor
 
 
 

GODNOŚĆ :
Steve


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.20 2:49  •  Tyły budynku - Page 14 Empty Re: Tyły budynku
Cad zacisnął powieki, chroniąc oczy przed pomarańczowym odbiciem słońca skupionym w wizjerze maski gazowej i westchnął cicho. To tylko Steve, to aż Steve. Ucieszył się na widok desperaty niemalże równie bardzo co na widok trzymanej przez niego w dłoni siatki z rośliną. Smok był w stanie zachować coś, co w skrajnym przypadku można by nazwać poczuciem humoru - nie czyniło to z niego mniej wydajnego pracownika, nie wydawał się też być ani odrobinę głupszy od przeciętnego mieszkańca Desperacji, co skutecznie zniechęciło proroka do podejmowania prób wcielenia zamaskowanego najemnika w szeregi sekty. Steve swoją osobą niewątpliwie dodawał dużo koloru i uroku do ponurej, brudnej i ciasnej alejki.
- Mrówkolwowate, zwłaszcza te dorosłe. Bardzo terytorialne. - skomentował Cad, przypominając sobie jeszcze jeden powód, dla którego sam nie spędził ostatnich kilku dni na przebieraniu w piasku poszukując kaktusów. Jazgrza wydawała się być w dobrym stanie, równie okrągła, zielona i pulchna jak te, w które wgryzał się Cad wraz ze swoimi podwładnymi. Metoda transportu nie stwarzała może dla pejotli idealnych warunków, biorąc pod uwagę niewielką ilość dostępnego światła oraz ograniczony dostęp do powietrza - notatka na następny raz, upewnić się, że kolejne jeżowce dostarczane będą w doniczce pod kloszem z dziurkami. Roślina była w stanie zadowalającym, ukąszenia pustynnych insektów cholernie bolesne, a pracobiorca wyraźnie zmęczony: należałą mu się zapłata. Cadoc przejął od Steve’a reklamówkę i delikatnie położył na znajdującym się w zasięgu ręki tekturowym pudełku, w jednym z niewielu czystszych miejsc, z dala od odpadów i piętrzących się u stóp profety niedopałków. Sięgnął za pazuchę, wyciągnął z niej oprawiony w czarny materiał dziennik oraz długopis z granatowym atramentem i pogryzioną końcówką. “Steve, smok. Pejotl. WAŻNE.” Wykreślił linijkę, kilka razy, wpisując obok kwotę, z którą będzie musiał się pożegnać. Prywatna księgowość była namiastką normalności i dobrym sposobem na upewnienie się, że nikt nie prosi o więcej niż powinien - powinien zabierać kilka jenów za spotkania w miejscach takich jak to, gdzie szczury kąsają po kostkach a rozmowy odbywają się w akompaniamencie bzyczenia setek much. Zazdrościł maski gazowej Steve’a.
- Wszystko jest w środku. Dobra robota. - powiedział, wręczając rozmówcy pożółkłą kopertę wypchaną banknotami. Noszenie przy sobie pieniędzy, zwłaszcza w środku miasta, było ryzykowne i nie pomagało z potokiem paranoicznych myśli, który zawsze kręcił się gdzieś na tyłach głowy Cadoca. Kultysta wypuścił nosem dym z papierosa i odwrócił się w stronę swojego rozmówcy. Nie dało się odczytać wyrazu twarzy kontraktora - niezadowolenie bardziej było widoczne pod postacią stłumionych filtrami wzdychów i śladów po ugryzieniach zdobiących jego dłonie.
- Mam dla ciebie więcej pracy, Steve. - powiedział Cadoc, poprawiając kołnierz kurtki, za który dostał się najwyraźniej jakiś zaciekawiony insekt.
- Żeby było jasne: dla ciebie. Nie dla innych smoków, nie dla poszukiwaczy przygód w barze, nie dla żadnego kolegi albo koleżanki. Podwynajem odpada, za co oczywiście czeka cię niemały bonus. - uśmiechnął się delikatnie. Ilość pracy, którą Steve musiałby włożyć w realizację zlecenia była nieporównywalnie mniejsza, patrząc na właśnie ukończone zadanie. Bycie szpiclem nie było wcale takie trudne, przynajmniej z takiego założenia wychodził Cadoc, który gotówką oraz wszelkiej maści narkotykami wypychał kieszenie ochotników S.SPEC błąkających się od czasu do czasu po pustyni. W przypadku smoków, ryzyko było większe - między ołowiem a czaszką proroka nie istniała już długa droga przez biurokrację M3 i szeregi rozkazów w łańcuchu dowodzenia. Wszystko było, o zgrozo, bardziej osobiste i bliższe codziennej pustynnej tułaczce; istniała nawet spora możliwość, że kilka jaszczurów znało Cadoca z prawdziwego nazwiska. Skonstruowany plan wymagał ostrożności, cierpliwości, a co najważniejsze, kompetentnego szpiega.
- Pełna poufność, minimalne ryzyko i duże wynagrodzenie. Wiem, że podejmiesz rozsądny wybór.
                                         
Cadoc
Nosiciel
Cadoc
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Cadoc. Jego prawdziwe imię to Yanai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.20 15:48  •  Tyły budynku - Page 14 Empty Re: Tyły budynku
Zatacza szerokie koło głową, strzelając kręgami szyjnymi. Skupienie nieustannie przeskakuje mu pomiędzy obecną sceną i tą pół godziny dalej, kiedy leży rozjebany na rozklekotanej kanapie w swojej norze i Ś P I. Dokładnie wie którą trasą pójdzie, o jaki lokal zahaczy, aby odebrać nagrodę pocieszenia w postaci jakiegoś podejrzanego gulaszu z jakimiś chrupiącymi kawałkami, których zdrowy rozsądek utrzymuje, że nie powinno w nim być. Na dźwięk głosu klienta jednak niechętnie wraca do rzeczywistości, przymuszając się do ostatnich podrygów koncentracji. Cmoka z niezadowoleniem, opierając dłoń na biodrze.
- Dzięki za uprzedzenie, panie entomologu.
Jednym płynnym ruchem wysuwa z ręki mężczyzny kopertę, sprawnie przeliczając jej zawartość. Cóż... może się szarpnie na jakieś ziemniory do gulaszu. I flaszkę bimbru, którego zapach wypala tylko pół populacji receptorów nosa. Optycznie dzieli banknoty na jakieś równe części, po czym wyciąga jedną trzecią, wsuwając ją do cholewy buta, podobną ilość chowa do wewnętrznej kieszeni kurtki, a resztę do plecaka. Już szykuje się do jakiegoś słabego żartu na podsumowanie dnia, kiedy Cadoc znów się odzywa.
"- Mam dla ciebie więcej pracy, Steve."
Brew drga mu w zaintrygowaniu.
- ...Och~?
Powoli unosi na niego spojrzenie, uważnie słuchając każdego słowa. Kącik ust drga mu w wyrazie rozbawienia, kiedy mężczyzna dyktuje warunki. Aaach, ci ludzie. "Rozsądny wybór". Słyszał takie gadki milion razy. Zawsze od małych nowobogackich, przekonanych, że na samo hasło "duże wynagrodzenie" albo "niemały bonus" wszyscy desperaccy free-lancerzy przypełzną obślinieni na kolanach, gotowi do obciągania.
W rzeczywistości przypełznie połowa. Na brzuchu.
Wzdycha teatralnie, opierając się wygodniej o mur. Maska łypie na Cadoca upiornie, a jej okulary znów przemieniają się w dwa blade księżyce.
- Cadoc Cadoc... Słońce ty moje - świergota, grzebiąc małym palcem w uchu.
- Warunki, obiecanki... Wiesz, że nie tak się rozmawia ze Smokiem, prawda~?
Tłumi ziewnięcie, zerkając na stan paznokci.
- Powiem ci, jak to działa. Ty składasz mi zlecenie. Na czym polega, kogo dotyczy, jaki jest termin i ile płacisz. Wtedy zaczynamy negocjacje. Rozsądek nigdy nie był moją mocną stroną~
Mruga do niego, kiedy refleks światła znika ze szkła wizjera. Wyciąga rękę w niebo i odchyla się, naciągając boczek. A potem drugi. A potem robi kilka przysiadów, bo zaczyna mu się chcieć spać.
                                         
Steve
Kontraktor
Steve
Kontraktor
 
 
 

GODNOŚĆ :
Steve


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.07.20 1:05  •  Tyły budynku - Page 14 Empty Re: Tyły budynku
Czerwone słońce nie chowało się za horyzontem wystarczająco szybko i wciąż biło po oczach. Gdyby nie trzepot karaluszych skrzydeł i narzekanie Steve’a, można by nazwać wieczór całkiem przyjemnym. Cad patrzy z mieszanką podziwu i zażenowania jak Steve chomikuje banknoty do różnych kieszeni - rytuał wprawdzie wygląda głupio, ale składnia proroka do zastanowienia: za dawnych lat, gdy kradzież i drobne napady na przechodniów były główną metodą uczciwego zarobku, ile pieniędzy stracił nie przeszukując wszystkich kieszeni, rękawów i skarpetek? Czy ktokolwiek, poza jednostkami tak osobliwymi jak jego rozmówca, naprawdę przemierza Desperację z butami wypchanymi drobnymi? Warto to rozważyć i mieć na uwadze, że zrolowane studolarówki do wciągania białego proszku mogły wcześniej znajdować się w rajstopach jakiegoś smoka.
Czasami, dość rzadko, zdarzy się, że Cadoc powie prawdę. Ekstensywna jak na szajkę fanatyków księgowość, którą prowadził ich przywódca dawała porządny obraz tego, jak kończą zleceniobiorcy kultysty - Cad mógł pochwalić się stosunkowo niską śmiertelnością wśród pracowników, zwłaszcza tych, którzy potrafili rozróżnić lewą od prawej i poradzić sobie bez pomocy. Oferta, przeznaczona dla Steve’a chyliła się w stronę tych mniej ryzykownych, przynajmniej na to liczył Cadoc, który zdawał sobie sprawę z ponurych konsekwencji nieudanej misji.
“Wtedy zaczynamy negocjacje. Rozsądek nigdy nie był moją mocną stroną.”
Cad wzdycha i stara się nie przewrócić oczami. Miło, ze strony jego rozmówcy, że z dumą nosi na ramieniu swoje niedoskonałości, jako swego rodzaju ostrzeżenie. Ciężko jest stwierdzić, co dzieje się pod nieokiełznaną czupryną najemnika, stwierdzenie jak wygląda jego proces myślowy i czy w ogóle tam jest, zupełnie przerasta sekciarza. Pojawiają się wątpliwości. Subtelność nie wydaje się być atutem, który pierwszy przychodzi na myśl gdy mowa o rozmówcy Cadoca, który właśnie zaczął robić przysiady. Cad zerknął do foliowej torebki - kaktus był cały i zdrowy, nienaruszony, przesadzony ładnie do doniczki, która wyglądała na nietkniętą. Kompetencje smoka były znacznie wyższe, niż dawał po sobie poznać.
- Steve, cenię sobie informacje. Prawie tak bardzo jak roślinki, które można przemielić na narkotyki. - przerywa zamaskowanemu desperacie wieczorną gimnastykę. - Chcę wiedzieć co dzieje się wewnątrz murów siedziby waszej organizacji. Drobnostki, kto co robi, gdzie. - wzrusza ramionami. Jest doskonale świadomy, że jedyne co trzyma smoki ze sobą, to wzajemna korzyść - każdy kolejny oszołom na pustyni, który zrzesza ludzi gotowych do podejmowania się zleceń za marne pieniądze stanowił swego rodzaju konkurencję, mniejszą bądź większą. W przypadku spółki, której motywacje do działania stanowiła minimalizacja kosztów i maksymalizacja zysków, takiej jak zaszyte w wieży smoki, Cad był niewygodny - nieprzewidywalny wymordowany, który równie często realizował zlecenia dla smoków niższej cenie, co zasięgał się pomocy u gadów. Tysiąc lat wstecz, taką sytuację rozważyłby zapewne jakiś rozsądny ekonomista i doszedł do optymalnego rozwiązania - w realiach Desperacji, optymalne rozwiązanie jest już wszystkim znane i kończy się dziurą w czaszce proroka.
- Pobudzenie konkurencji, takie tam. Jedyne czym może się to skończyć, to niemałą wypłatą i lepszymi warunkami pracy, zarówno dla mnie i dla ciebie. - dodaje z uśmiechem równie uroczym co wijące się pośród worków na śmieci czerwie.
                                         
Cadoc
Nosiciel
Cadoc
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Cadoc. Jego prawdziwe imię to Yanai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.20 21:50  •  Tyły budynku - Page 14 Empty Re: Tyły budynku
W połowie przysiadu wyrywa mu się rozbawione parsknięcie. Ach... Nutka za nutką, sznurki, za które stara się Cadoc pociągnąć, rozbrzmiewają w jego uszach znajomą melodią. Mentalny profil klienta wzbogaca się o nowe szufladki, wypełniając użytecznymi danymi. Przekupstwo, hm? W teorii wcale logiczna propozycja. Smoki jako neutralna gildia wydają się być łatwym celem o niskim ryzyku. Przecież legendy nie zachwalają bynajmniej ich braterstwa i lojalności wobec bandery. W większości przypadków uchodzą w mentalności przeciętnego dzianego Desperata za użyteczne narzędzie. Wiedza o tym, co dzieje się pod górą nie tylko uchyliłaby rąbka legendarnej tajemnicy, ale i dałaby strategiczny wgląd w działania organizacji, co może być użyteczne we wszelaki sposób.
Stef prostuje się niespiesznie, unosząc na mężczyznę rozweselone, badawcze spojrzenie.
Czy jest kablem? Hmmmmmm........ Za i przeciw, za i przeciw....
Dla rozrywki rozrysowuje sobie w głowie tabelkę.
Najpierw za: zapewne spora suma pieniędzy, możliwe przysługi... narkotyki? Okej. Przeciw: nie jest kablem. A jeśli jakkolwiek ich mała intryga wypłynęłaby na wierzch, inne Smoki urwałyby mu jaja i go nimi nakarmiły, a i to tylko w ramach ostatniego posiłku przed katuszami. Smoki są o wiele... bardziej skomplikowaną strukturą, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Trzeba coś więcej niż zamknąć w jednym pomieszczeniu uzbrojoną bandę indywiduów, żeby zbudować organizację, która działa od kilkuset lat, w dalszym ciągu neutralna. A co znaczy neutralna? Niezależna. To dosyć utopijne myślenie, ale podoba mu się ten sentyment. I to, że pomimo faktu, iż żadne z nich pod groźbą noża by się nie przyznało, przynajmniej u części istnieje zagrzebane głęboko poczucie lojalności.
Unosi rękę, przesuwając palcem po porowatej strukturze starej cegły, zdrapując paznokciem odrobinę pyłu.
- Wiesz Cadoc... Doceniam twoją przedsiębiorczość. Naprawdę. Kręcisz swoje własne podejrzane biznesa, nie chcesz być pionkiem na czyjejś planszy. Zrozumiałe.
Steve sięga do swojej maski i zsuwa ją na głowę; stwardniałe ogumowanie nie wydaje z siebie charakterystycznego mokrego mlaśnięcia. Oczom Cadoca ukazuje się niezbyt wyróżniająca się, choć przyjemnie proporcjonalna męska twarz, liźnięta niewielkimi bliznami na nosie oraz szczęce. Szare spojrzenie uśmiecha się na moment do mężczyzny, po czym Stef wyciąga zza ucha wymiętą fajkę i odpala ją zapalniczką, zaciągając się. W ciężkiej do przeniknięcia zadumie unosi oczy na niebo, kontemplując kolory wyjątkowo bez zakłóceń tłustych plam i zadrapań na szkle.
- Muszę ci jednak uświadomić kilka rzeczy. Po pierwsze - granie na dwa fronty  to zabawa, która najczęściej się kończy czyimś mózgiem przerobionym na karmnik dla ptaków. Czyja to byłaby głowa, zależy od okoliczności. Dwa - odgina kolejno palce - Twoje kieszonkowe nie da mi tylu korzyści co moja zwykła wypłata, w razie gdyby paliły się za mną mosty, a podobne lub większe kwoty, którymi dysponujesz, mogę uzyskać gdzie indziej i to po mniejszym ryzyku. A ryzyko jest, wbrew temu co mówisz, ogromne. Bo widzisz, my Smoki, z racji naszej kilkusetletniej neutralności, mamy uszy wszędzie, a ja nie mam zbytniej ochoty bać się własnego cienia przez resztę egzystencji. A trzy - gdyby pojedyncze Smoki przyjmowały każdą z takich propozycji, bylibyśmy najsławniejszymi kurwami Desperacji~
Wypuszcza w jego stronę śmierdzący smołą dym, taksując go niekomfortowo bystrym spojrzeniem.
                                         
Steve
Kontraktor
Steve
Kontraktor
 
 
 

GODNOŚĆ :
Steve


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.08.20 6:31  •  Tyły budynku - Page 14 Empty Re: Tyły budynku
Kręgosłup moralny Cadoca był równie niezłomny jak suchy makaron do spaghetti. Z jednej strony, miło było mieć otwarte przed sobą wszystkie drzwi - prorok nie miał nic przeciwko zostawieniu swoich podwładnych, gdyby tylko zmaterializowała się jakaś okazja z większym zwrotem na dłuższy okres. Z drugiej strony, zdarzało mu się zapomnieć, że niektórzy błądzący po bezkresnej pustyni desperaci wierzą w wyższe idee, że całkiem wiarygodna obietnica zysku może nie wystarczyć by porzucić swoich kompanów. Cad, otoczony na codzień rozweseloną gromadką kultystów, których ulubionym zajęciem było wsłuchiwanie się w słowa swojego kosmicznego mesjasza, miał trudności z pojmowaniem jak można mu odmówić - czy na pewno jego obietnica była wystarczająco wiarygodna? Czy jest coś co może wzbudzać większe zaufanie niż samozwańczy wybawiciel i jego horda fanatycznych wyznawców? Wieszcz dbał o to, by każdy komu wbił przysłowiowy nóż w plecy nie miał jak na to narzekać. Czyżby ktoś przekopał całą pustynię i ich znalazł? Czy może odmowa Steve’a świadczy o tym, że dla smoczysk to coś więcej niż tylko biznes i brudna robota?
- Oh, Steve. Musieliśmy się źle zrozumieć. - westchnął cicho. - Nawet nie przyszłoby mi do głowy, żeby “grać na dwa fronty”. W tym fachu zaufanie to połowa sukcesu, czyż nie? - Cad faktycznie nie grał na dwa fronty, a pewnie jakieś siedem; w dodatku nie był pewien czy może ufać nawet samemu sobie. Nie przeszkadzało mu to jednak ani odrobinę w poczęstowaniu rozmówcy uśmiechem równie szerokim co nieszczerym.
“Mamy uszy wszędzie.”
Cad wzdrygnął się delikatnie i zerknął nerwowo w stronę zachodzącego słońca. Był przyzwyczajony do tego, że w dowolnym momencie jest niewygodny dla co najmniej kilku osób, które nie widzą go nigdzie indziej niż z dziurą w czaszce na dnie jakiegoś rowu - nie mniej jednak, miło było żeby takich istot pozostało jak najmniej.
- Cóż! Nic mi najwyraźniej nie pozostaje, tylko pogratulować rozsądnego podejścia. - nie chcąc być gorszym od najemnika, zapalił kolejnego papierosa. Steve bez maski wyglądał bardzo ludzko Mniejsza z tym, że w przeciwieństwie do większości mieszkańców Desperacji rzeczywiście był człowiekiem - możliwość spojrzenia swojemu rozmówcy w oczy była przyjemną alternatywą do wpatrywania się w wielkie, okrągłe, zaciemnione soczewki maski gazowej, które jak na złość odbijały słońce prosto w soczewki proroka. Cadoc zastanowił się przez chwilę jak to jest być “sobą” - Steve, z maską czy bez, był mniej więcej tą samą osobą, ale sprawiał wrażenie szczęśliwego. Może nawet trochę za bardzo. Czy profeta jest w stanie powiedzieć to samo o sobie? Cadoc, który stoi na granicy zapomnienia własnego prawdziwego nazwiska i ze swojego sukcesu wśród półświatka Desperacji póki co wyniósł tylko szajkę akolitów i uzależnienie od kokainy? Jasnowidz potrząsnął głową i zaciągnął się dymem papierosowym. Kryzys egzystencjalny może poczekać.
- Od momentu, gdy dostałeś porządną wypłatę za porządną robotę, ta konwersacja nie miała miejsca. - upewnił się Cad, miażdżąc pod podeszwą buta karalucha, który był odrobinę zbyt przyjazny.

z/t


Ostatnio zmieniony przez Cadoc dnia 15.08.20 15:46, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Cadoc
Nosiciel
Cadoc
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Cadoc. Jego prawdziwe imię to Yanai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.08.20 3:21  •  Tyły budynku - Page 14 Empty Re: Tyły budynku
Kącik ust drga mu w zalążku cynicznego uśmiechu, kiedy Steve zapomina na moment, że jego twarz nie skrywa już muchowata fasada maski. Obrót o sto-osiemdziesiąt stopni, hm~? Mężczyzna wydaje się tak giętki i oślizgły, jakby fizycznie pokryty był wazeliną. Jakby właśnie wylazł z czyjegoś rozciągniętego dupska. Byle coś uszczknąć. Ogryzek za ogryzkiem. Czy mu się dziwi? A gdzie tam! Popularniejszą strategią socjologiczną była chyba tylko rosyjska ruletka. Tam gdzie broń traci użyteczność, na jej miejsce włazi kłamstwo i manipulacja. Szelest banknotów i słodkie obietnice.
Cadoc idealnie wpasowuje się w ten profil. Część rzeczy na jego temat wie, część da się wyczytać z samego wizerunku; ma tendencje do pojawiania się i znikania, od czasu do czasu miga gdzieś w towarzystwie podejrzanie niekompetentnych ludzi... A Stef głupi nie jest. Na co mu niby ten kaktus, raczej nie do ogródka. Pewnie sam chodzi zaćpany i powolutku odrywa się od rzeczywistości...
Jedno wie. Sądząc po tym, z jaką lekkością przychodzą mu podobne propozycje, nie wróży mu zbyt długiego życia. Chyba że naprawdę, naprawdę ostrożnie dobiera delikwentów. W sumie powinien czuć się wyróżniony! Ciekawe czy Cadoc uznał go za dyskretnego czy zwyczajnie głupiego.
...HA! Jakby ktokolwiek posądzał go o dyskrecję. Nie na to robi, żeby nagle ludzie go zaczęli doceniać. To się mija z jego naturą.
Wolno zaciąga się wykręcającym płuca tytoniem, oglądając sobie kolekcję plam na kawałku ściany.
- Konwersacja? Jestem przygłuchy na jedno ucho, powtórz głośniej - sarka rozkosznie, dłubiąc w uchu. Zdrowym, dla odmiany.
Nawet go to wszystko bawi. Te urocze podchody. Tu tiptopek, tam tiptopek, w niewinnym tańcu gdzie każdy udaje, że wcale nie stąpa pośród min przeciwpiechotnych. Jedno "bum!" i kontakt się urywa, uśmiechy znikają jak starte papierem ściernym, uściski rąk zamieniają się w uderzenia pięści i brzęk parujących łusek po pociskach. Czasami wystarczyła byle prowokacja, aby wywlec na światło dzienne ten cywilizacyjny pozór, wyciągnąć siłą z dziąseł pożółkłe kły, z nasady palców wyrwać pazury, z oczu wycisnąć stal. To wiszące w powietrzu oczekiwanie, wcale nie na porozumienie, ale pretekst. Aby przestać udawać człowieka, wygrzebać się z tej przyciasnej liniejącej skóry, zrzucić z siebie gładką powłokę i przyodziać zimny chropowaty szkielet desperackiego zwyrodnienia. Aby ten rozdygotany kurwik w piersi nasycił się, zawył z uciechy, pochłaniając coraz więcej i więcej z resztek ludzkiego wraku.
Niebieski powidok nachodzi mu na nieruchome spojrzenie, zmuszając do mrugnięcia. Cały czas gapił się na plamę światła odbijaną przez walający się w kącie kij od miotły. Na moment zaciska powieki, odganiając napływ przypadkowych myśli i odgłos jednostajnego buczenia w głowie. Przysiągłby, że sobie go wymyśla.
- Dam ci jedną radę, Cadie, za darmo - unosi na oczy mężczyzny spojrzenie, w którym błyska refleks stali. Figlarne. Nieruchome.
- Ludzie w tych czasach nabawiają się rozmaitych alergii, a największe żniwo zbiera alergia na bullshit. Bycie świadkiem wyjątkowo ostrych reakcji nie należy do najfortunniejszych przeżyć... Prawda?
Ostatni buch i resztka wykręconego peta ląduje pod podeszwą wojskowego buciora.
- Na twoje szczęście, mnie uczulają orzechy. Na przyszłość jednak radzę się zastanowić, komu składasz podobne... propozycje, hm~?
Jednym podskokiem poprawia na sobie położenie plecaka, a maska zsuwa się na twarz Smoka, na powrót ujmując mu człowieczeństwa
-Pamiętaj.... ściany mają uszy. I zęby. I pazury!
Chichocze pod nosem, z echem jak z zatkanego komina. Salutuje mężczyźnie raźno i obraca się na pięcie, pogwizdując wesoło. Nierównym tanecznym krokiem oddala się z zaułka uliczki, a gęsty cień zamyka się na nim, przemieniając jego sylwetkę w odrealnioną podrygującą masę.

[z/t]
                                         
Steve
Kontraktor
Steve
Kontraktor
 
 
 

GODNOŚĆ :
Steve


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 14 z 14 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach