Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 14 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 14  Next

Go down

Pisanie 25.06.15 17:24  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
Na pytanie „Znajdziesz wolną chwilę?” miał ochotę mordować. Wymknięcie się cichcem z siedziby i wzięcie paru psów, by dotrzymały mu towarzystwa, to pierwsza rzecz, jaka przyszła mu do głowy, żeby zaskarbić sobie chociaż odrobinę świętego spokoju. Sam nie trzymał się szczególnie terminów, dlatego to, że zawędrował w okolice Apogeum, było czystym przypadkiem. Długie, leniwe kroki stawiane na brudnej ziemi, rozwichrzone, białe włosy i uważne spojrzenie błyskające spod nierównej grzywki to jedne z nieodłączonych elementów jego osoby. Czasami wystarczało, by niektórzy schodzili mu z drogi, zwijając się z niej i wtapiając w mrok zaułków i cieni rzucanych przez ściany.
Gdzieś w tle rozległo się warczenie Dantego.
Pewnie znalazł jakiegoś nieprzyjemnego typa i rzucił się mu do gardła. Coś jeść w końcu musiał.
CZUJESZ, JACE?
Czuł. Już od jakiegoś czasu droga usłana była lekką wonią jego osoby. Mimowolnie kierował się w tamtą stronę, aż na horyzoncie nie zamajaczyła sylwetka „Przyszłości”.
Marley wybił się poza utworzony szereg i zniknął właścicielowi z pola widzenia, wbiegając za budynek. Przystanął niedaleko Tetsu z wysoko uniesionym łbem. Pierwszy dostrzegł honorowego gościa, obrzucając go poważnym spojrzeniem pełnym niedokonanych mordów. Nie palił się do podejścia ani teraz, ani później, choć nieustannie przyglądał się chłopakowi, czekając na jakiś nieodpowiedni ruch z jego strony. Jak cichy ochroniarz przechadzał się w tempie ślimak przez żółw, przysiadał w cieniu budynku, a potem znów wstawał, przesuwał się o kawałek, lokował dupsko ponownie na ziemi, wstawał, przechodził, siadał, wstawał, przechodził...
Growlithe z głuchym trzaskiem rozdeptywanego plastiku stanął przed rudzielcem.
Przylazł.
A co, wątpiłeś?
Trochę.
Białowłosy kucnął przed nim, kładąc łokcie na rozsuniętych nieco kolanach. Wtedy dopiero spojrzał mu w twarz. Czy raczej starał się to zrobić na tyle, na ile spuszczona głowa i kaptur mu na to pozwalały. Opcję z chwyceniem go za szczękę i zmuszeniem do zwrócenia na siebie uwagi wyeliminował już na starcie. W końcu obiecał, że będzie przyjemny na tyle, na ile pozwoli mu na to sytuacja.
Nie, żeby zbieranie się w samym apogeum smrodu i brudu go do tego zachęcało. Growlithe zmusił jednak usta do uśmiechu, pokazując nawet na moment białe, przydługie kły.
To co, Tetsu? – Zaskakująco mile powiedziane, jak na taką niemiłą gębę. ─ Dokonamy wymiany?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.15 0:40  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
Spokojnie liczył chmury na niebie, aż kątem oka zauważył jakiś kształt. Zainteresowany spojrzał w tamtą stronę. Pies? Od razu wziął psiaka za przybłędę. Jednak doberman wydawał mu się dziwnie znajomy. W okolicy wędrowało wiele pchlarzy. Może ten kiedyś przemknął mu przed oczami? Tetsui zagwizdał cicho, chcąc zachęcić zwierzaka do podejścia. Jeśli ten nie zechce ogryźć wszystkich palców, przy pierwszej próbie pogłaskania, mógł śmiało podreptać do rudego. Im dłużej obserwował dobermana, tym bardziej wydawało mu się, że nie był on pierwszym lepszym psiakiem. No tak, przecież to jeden z psów od tamtej grupy ratunkowej. Długo nie musiał czekać na Growa. Poczekał na jego przyjście. W duchu liczył, że ten go do ostatniej chwili nie zauważy. To byłoby zbyt proste. Zgiął nogi i otoczył je rękami. Głowę oparł o kolana, przyglądając się teraz białowłosemu. Teraz wydawał mu się o wiele mniej straszny niż wtedy w norze. Czuł się o wiele lepiej, kiedy w jego stronę nie była wymierzona żadna broń. Co prawda to mogło się zawsze zmienić, ale teraz nie miał większych powodów do obaw. Mógłby nawet powiedzieć, że chłopak wyglądał całkiem niegroźnie w takiej pozie. Pozory lubią wprowadzać w błąd, już nie raz miał okazję się o tym przekonać.
- Jakiej wymiany?
Zazwyczaj nie wchodził w układy na ślepo. Wolał wiedzieć na czym stoi, niż potem obudzić się w środku bagna zdziwiony, jak tam się znalazł. Raz zerknął na psy, upewniając się, że nie czekają one radośnie na pozwolenie znalezienia sobie obiadu. Jedynym mięsem tutaj był rudy. Swojego właściciela raczej nie zaatakują? Ewentualnie mogły się rzucić na szczury, ale z nich jest mniejszy pożytek. Lubił psy, szkoda, że te nie dały się nawet dotknąć. Może kiedyś przygarnie jakieś zwierzaka, wytresuje, aby przynosił jedzenie, a sam będzie miał czas na obijane się. Prawie idealny plan, gdyby nie to, że nie starczyłoby mu cierpliwości, na tresowanie psa.
- Co z Gavranem. Doszedł do siebie?
To nie była jego sprawa, w końcu widział chłopaka tylko raz i prawie nic o nim nie wiedział. Zapytał z czystej ciekawości. Nie zdziwi się, jeśli nie uzyska odpowiedzi. Czekanie i słuchanie to najlepsze co mógł zrobić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.15 4:00  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
Uśmiechnął się pod nosem odrobinę szerzej, lekko zaciskając przy tym zabiegu zęby. Niestety, pod paroma względami towarzystwo Growlithe'a po prostu nie powinno być pożądane, bo wystarczyła odrobina nieuwagi, by zamiast uśmiechu zaczął obnażać kły. Był trochę jak jeden z osławionych bohaterów z książki Pratchetta, którego imienia połowa czytelników i tak nie zapamiętuje. Jakkolwiek się nazywał, on i Growlithe należeli do tej samej kategorii ludzi, którym nie zadaje się pytań. Chyba, że to pytanie pokroju „Czy je-jeśli ci za-zapłacę to mógłbyś mi nie łamać drugiej nogi? Proszę?”
Jak to jakiej? Już zapomniałeś? ─ Uśmiech ześlizgnął się z jego ust, a on sam westchnął marudnie pod nosem. Potarł o siebie dłonie, na moment przekręcając głowę na bok, by móc ulokować spojrzenie w przycupniętym niedaleko Marleyu. Doberman siedział wyprostowany jakby połknął kija, z uniesionymi na sztorc uszami i idealnie wypiętą piersią. Przyglądał się uważnie jak właściciel prowadzi rozmowę i choć kompletnie nic z tego nie rozumiał to grunt, że pojmował proste komendy. Jak ta, gdy Wilczur kazał mu podejść. Marley zerwał się i powolnym, ale odważnym krokiem podszedł bliżej, zatrzymując się tuż u jego boku, a naprzeciwko Tetsui'ego.
Wołałeś go, hm? ─ Growlithe poklepał psa po pysku, a potem zaczepił palce o żółtą bandanę, jaką doberman miał na szyi. Wystarczyło lekkie pociągnięcie za materiał, by pies zniżył łeb, jednocześnie podnosząc spojrzenie, które nieustannie tkwiło w twarzy Opętanego. ─ Marley. To dumne, ale cholernie oddane psisko. Teraz już możesz go pogłaskać. Pewnie jeszcze pamięta, że zaprosiłeś go na małą ucztę. Kojarzysz naszego przyjaciela, co nie, czorcie? ─ Ostatnie słowa skierował już bezpośrednio do Marleya, który poruszył uchem, dając znać, że wyłapał dźwięk głosu właściciela. Prawdę mówiąc, pies wyglądał, jakby tylko cudem zachowywał jeszcze ostatnie resztki spokoju. Gdzieś od wewnątrz rwało go, żeby zaatakować Opętanego i chlupnąć jego krwią po brudnej ziemi wyłożonej śmieciami.
A jednak grzecznie stał, czekając na ewentualne pieszczoty ze strony Tetsu.
Moja medyczka zajęła się Gavranem, więc jest w porządku. ─ Chłopak podniósł się z klęczek, unosząc i odchylając do tyłu ramiona, by rozprostować odrętwiałe kości. Czuł się źle przez tak długi okres abstynencji i wydawało mu się, że jeśli przeciągnie to jeszcze trochę, to zwariuje z pragnienia i głodu. Nawet jeśli na zewnątrz wydawał się rozluźniony, w środku coś go ściskało i szarpało za żołądek, jakby chciało mu go wyrwać żywcem. Growlithe przeszedł ten niezbędny krok czy dwa na bok, by móc ulokować dupsko na jednym z metalowych koszy na śmieci. Usiadł na pokrywie, opierając jedną podeszwę buta o jego ściankę.
Lada moment wytropimy łajzy, które tknęły jednego z naszych. I zmienimy te tępe, samobójcze łby we freski. Może chcesz popatrzeć? ─ Na powrót przywdział lekki uśmiech, który dosięgnął również dwukolorowych oczu. Było w tym chłopaku coś, co Wilczurowi nie dawało świętego spokoju. Coś, co było tak niewielkie, że nie mógł tego złapać i na tyle duże, by rzucało się w oczy, gdy tylko spojrzało się pod odpowiednim kątem. Coś, co rozwiązywało mu język, choć zwykle nie był zwolennikiem mówienia czegokolwiek o gangu.
TO SIĘ ŹLE SKOŃCZY, JACE! ─ Warknięcie Shivy odbiło się echem od kubła na śmieci, ale był to dźwięk, który wypełnił tylko czaszkę Growlithe'a. Była jak uporczywa drzazga w środku stopy. Niby niegroźne cholerstwo, a boli i kulejesz od samego towarzystwa. Palce Growlithe'a zacisnęły się mocniej na brzegu pokrywy, gdy zabijał w sobie chęć uderzenia czarnej mary, podgryzającej jego nadgarstek.
Gavran pewnie koniec końców sam cię wytropi, ale jako jego pan również czuję się w obowiązku, by wyrównać rachunki. Uratowałeś mojego podopiecznego, Tetsu. Nie obchodzi mnie, jakie były twoje pobudki, co sobie wtedy myślałeś... i czy w ogóle myślałeś, ale Gavran żyje dzięki tobie. Tylko i wyłącznie dzięki tobie - zaznaczył mocno, generalnie niezbyt zadowolony z faktu, że gdyby nie przypadek, który rzucił Gavranowi Opętanego pod nos, Kundel na bank by się wykrwawił i właśnie teraz prawdopodobnie byłby trawiony przez desperackie hieny. Aż szkoda gadać.  ─ Podaj szybko swoją cenę i miejmy to już za sobą.
Zacisnął na moment usta, bo niektóre słowa nie chciały przejść przez gardło, nieważne ile razy wcześniej nie powiedziałby ich na głos.
Czego chcesz w zamian za uratowanie go?
BOLI CIĘ, ŻE JESTEŚ KOMUŚ COŚ DŁUŻNY, CO?
Shiva była dziś w formie. Jej głos brzmiał jak naostrzony sztylet. Z takim talentem już dawno powinna zostać zawodowym zabijaką, bo mordowała, nawet nie ruszając się z miejsca. Growlithe krwawił od prawdy, bo suka miała słuszność. Był wściekły, że musiał się odwdzięczać. A musiał. Były w końcu zasady, których nie chciał łamać i to była jedna z nich. Przebiegł językiem po dolnej wardze, by naprędce ją zwilżyć.
Żarcia? Odzieży? Broni? Seksu? Nory? Alkoholu? Wody pitnej? Cokolwiek, byle to było w miarę realne.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.15 1:49  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
- Chyba.
To nie było coś, o czym chciałby pamiętać do końca życia i jeden dzień dłużej. Przeniósł wzrok na podchodzącego dobermana. Gdyby nie to, że psiak posiadał właściciela, chłopak pewnie wyciągnąłby dłoń, aby go pogłaskać. No, może przed tym oceniłby, jak zwierze zareaguje na takie ruchy. Nie każde lubiło być zasypywane pieszczotami, czego żywy dowód miał tuż przed sobą. Nie dało się nie zauważyć, że pies niespecjalnie był zachwycony zaistniałą sytuacją, jednak Tetui nie mógł się powstrzymać przed pogłaskaniem czworołapa. Podrapał go za prawym uchem i pogłaskał po łbie. Sierść była taka miękka w dotyku, że z chęcią miziałby dalej, ale nie chciał też zbytnio denerwować Marleya. Słysząc, że z Gavranem jest wszystko dobrze, odetchnął, zabierając dłoń od psa. Czuł się nieco lepiej, wiedząc, że tamten wyzdrowiał i nic mu nie dolegało. Nie dopytywał się już więcej o jego stan. Ważne, że żył i starania nie poszły na marne. Chyba nie chciałby usłyszeć, że czarnowłosy zapoznaje się z kwiatkami od dołu.
- Nie gustuję w takich freskach - odpowiedział, zdejmując kaptur z głowy. - Zawsze postępujesz tak z tymi, którzy się tobie narazili? - zapytał po upływie kilku sekund.
Współczuł trochę tym, z którymi białowłosy chciał się rozliczyć. Sam na pewno nie chciałby być na ich miejscu. Nie widział sensu w pobiciu kogoś do nieprzytomności, tylko dla własnej satysfakcji i wyrównania rachunków, tak jak uczynili to oprawcy Gava. Może dlatego, że sam nigdy się do takiego czynu nie posunął. Nie potrafił się bronić, a co dopiero porządnie bić, więc wolał sprawy załatwiać rozmową, niż walką na łyżki i noże. Wynik byłby aż za bardzo oczywisty.
"Podaj szybko swoją cenę i miejmy to już za sobą."
To brzmi jak...
Rudy czujnie obserwował Growlithe'a. Na jego twarzy malowało się lekkie zaskoczenie. Przekręcił głowę w lewo, doszukując się w postawie i mimice wymordowanego czegoś, co pomogłoby w zrozumieniu jego. Przecież Tetsu już o wiele wcześniej dał do zrozumienia, że nie oczekuje niczego w zamian. Nie lubił brać od nieznajomych innych rzeczy, jeśli nie były mu one naprawdę potrzebne do życia. Picie? Jedzenie? Jasne, to jest coś bardzo ważnego, jednak chłopak tego nie chciał, póki sam potrafił to zdobywać.
- Nie - westchnął. - Możesz dalej wymieniać, ale to będzie bezużyteczne. Nie jesteś mi nic dłużny. Nie pomogłem mu dla zysku - dokończył.
Już sam nie wiedział, jak dokładniej wytłumaczyć to, że niczego nie żąda za zgarniecie Gavrana z ulicy i udzielenie pomocy na miarę swoich kiepskich możliwości. Miał wrażenie, że tłumaczy coś prostego do zrozumienia jak na przykład, ile jest dwa dodać dwa, a Wilczurowi ciągle wychodziło pięć, jak i nie więcej. Podopieczny białowłosego równie dobrze mógł się okazać gościem, który nie ma grosza przy duszy, a jego całym dobytkiem jest karton, robiący jednocześnie za dom. Podejrzewał, że słowo takie jak bezinteresowność zostało głęboko ukryte w słowniku rozmówcy albo całkowicie z niego wyrzucone i potraktowane jako mało ważny element dekoracyjny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.15 4:38  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
Marley posłusznie pozostał przy chłopaku, poddając się pieszczotom z jego strony. Widać było jednak, że nie jest do tego przyzwyczajony, bo gdy tylko dłoń odsunęła się od niego, psisko cofnęło się na stosowną odległość, przebiegając bacznym wzrokiem po terenie, jakby doszukiwał się choćby najmniejszej zmiany, która mogła zaistnieć podczas jego nieobecności, w czasie której wypełniał rozkaz właściciela.
„Zawsze postępujesz tak z tymi, którzy się tobie narazili?”
Zwykle ─ przyznał od niechcenia, traktując to jak odpowiedzenie na byle jakie pytanie, a nie na coś, co wiązało się z cudzą krzywdą. Sęk w tym, że Growlithe nie traktował wrogów jak „kogoś”, bo wtedy trudniej byłoby mu pociągnąć za spust. Sprowadzał ich natychmiast do roli „czegoś”, a przecież psucie niektórych rzeczy to nie zbrodnia. Dzieciaki też niszczą zabawki i nikt przez to nie próbuje ich wsadzić za kratki. Rzadko rodzic obdarzy ich choćby zdenerwowanym spojrzeniem. Na miejsce wadliwych i zużytych przedmiotów po prostu daje się nowe. Z wrogami było podobne. Każda luka była zapełniana od ręki. Większości nieprzyjaciół Growlithe nawet nie widział na oczy. Jakoś nie przeszkadzało im to w nienawidzeniu go.
Zresztą, odwzajemniał to gorące uczucie.
A ty wszystkich agresorów częstujesz swoimi zapasami? – Oparł się ramieniem o chłodną, wilgotną ścianę budynku, czując nagłą falę rozluźnienia. Nie musiał napinać mięśni w towarzystwie Tetsu, bo nie zapowiadało się na to, by ten miał nagle wstać i rzucić mu się do gardła. Growlithe przymrużył błyszczące ślepia, rejestrując czujnie jego ruchy. To, że zrezygnował z ostrożności fizycznej, nie oznaczało, że odrzucił wszystkie warianty i kompletnie się odsłonił. ─ Trochę niepraktyczne, co? Jesteś jakąś ofiarą życiową, która... – Urwał, bo dostrzegł zaskoczenie na twarzy rozmówcy. ─ Co? – Uniósł brew i zerknął kątem oka za siebie, jakby spodziewał się, że ujrzy tam jakąś sapiącą mordę. Nic prócz tła pełnego śmieci i much oczywiście nie dostrzegł, więc wrócił do rudzielca, obrzucając go nieco zirytowanym spojrzeniem. Dopiero po chwili, gdy słowa drugiego wymordowanego, wreszcie go oświeciły, zrozumiał w czym rzecz. Odlepił się wtedy od ściany i pochylił nieco do przodu, opierając łokcie na udach i łącząc rozszczepione palce w parodię piramidy.
Posłuchaj, młody – zaczął stosunkowo łagodnie, odszukując wzrokiem jego spojrzenie. ─ Nie pytałem czy coś chcesz, tylko czego chcesz. Mam głęboko w dupie twoje chore pobudki, dla których postanowiłeś taszczyć półprzytomny, zmasakrowany wór, dawniej prawdopodobnie nawet umiejący mówić przez niebezpieczną Desperację, wyłącznie po to, by go nieco załatać. Tylko... widzisz... ten półprzytomny, zmasakrowany wór, to mój podopieczny. Prosty rachunek. Przysługa, za przysługę. – Rozłączył palce rąk i teraz dłonie luźno zawisły nad ziemią. Lekki powiew wiatru poruszył kosmykami włosów i lżejszymi materiałami ubrań akurat wtedy, gdy powieki Growlithe'a przymrużyły się jeszcze odrobinę, nadając jego twarzy surowszego wyrazu. ─ Radzę ci, z czystej serdeczności, zażyczyć sobie czegokolwiek, co będzie wartościowe, żebym się od ciebie odwalił, Tetsu. Może jednak chciałbyś dostać coś, co ci upoluję? Moglibyśmy się przejść już teraz.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.15 2:28  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
- Nie, tylko wybranych - odparł.
I tych co mieli silniejsze argumenty w postaci broni, psów i przewagi liczebnej. Lepiej stracić jedzenie niż życie, a kulka we łbie skutecznie by je ukróciła. Sam przed sobą musiał przyznać, że miał więcej szczęścia niż rozumu. Zdarzało mu się, postępować lekkomyślnie. I tamto zachowanie było nieprzemyślane. Teraz, kiedy wspominał tę sytuację, doszedł do wniosku, że drugi raz pewnie postąpiłby podobnie. Przez żołądek do serca, czy jakoś tak. W tym przypadku chodziło o to, żeby przetrwać odwiedziny niezapowiedzianych gości w jednym kawałku. To na pewno było ważniejsze niż jakieś zapasy.
"Trochę niepraktyczne, co? Jesteś jakąś ofiarą życiową, która..."
Na twarzy czerwonowłosego wymalowało się zmieszanie. Nie spodziewał się takiej uwagi, ale co się dziwić, skoro dalekie od prawdy to nie było. Westchnął, patrząc uważnie na wymordowanego, spodziewając się, ujrzeć kpinę, a nawet i pogardę. Szybko zmienił grymas na lekkie rozbawienie. Takie słowa nie mogły sprawić, że się obrazi lub chociaż poczuje się nieco urażony. Powiedzmy, że część swojej dumy pozostawił za bramą miasta M-3, po staniu się wymordowanym.
- Nie słodź tak - burknął.
Kolejne słowa Wilczura sprawiły, że Tetsui miał ochotę przywalić głową w mur. Nie zapowiadało się na to, że Grow lada chwila zmieni zdanie, na co w myślach liczył. Nawet przez chwilę chciał wybić mu z głowy pomysł z spłaceniem długu, ale im dłużej przyglądał się chłopakowi, tym bardziej docierało do niego, że i tak będzie to bezskuteczne. Dalszy opór był chyba zbędny.
- Skoro tak cię to męczy, to niech będzie. Może być, coś co upolujesz.
W końcu dał za wygraną. Nerwowo uderzał palcami lewej dłoni o beton, cały czas obserwując rozmówcę. Jeśli się dało, to nie chciał mu podpadać. To rudy był słabszy pod każdym możliwym względem, więc wolał ustąpić i nie testować więcej cierpliwości białego. Mogłoby się to źle skończyć, a na tym mu nie zależało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.07.15 4:15  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
„Męczenie” to trochę za dużo powiedziane. Raczej zostałoby to sprowadzone do podrzędnej roli „bycia na czysto”. Nikt w końcu nie lubi żyć w przesadnym syfie; szczególnie, jeśli ten syf powoli zaczyna wymykać się spod kontroli. Na upartego niedokończone sprawy można uznać za jakiś element brudu na honorze, a że w tym jednym Growlithe był pedantem...
NAPRAWDĘ CHCESZ DLA NIEGO POLOWAĆ?
Zszedł z metalowej pokrywy, praktycznie od razu czując, jak wszystkie mięśnie na nowo zaczynają się napinać. Wystarczył ten jeden durny ruch, by znów poczuć się zmęczonym.
Naprawdę.
Przesunął spojrzeniem po Tetsu, dając mu do zrozumienia, by podniósł miejsce, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę i ruszył za nim. Marley nie potrzebował takiej informacji. Zrobił krok dokładnie w momencie, gdy Growlithe zaczął iść w doskonale znanym sobie kierunku.

// zt → Las.

@Grow: kajam się.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.15 16:44  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
Widząc, jak Growlithe wstaje, domyślił się, że powinien zrobić to samo. Ech, tak bardzo nie chciało mu się ruszać z miejsca. Jednak nie zamierzał denerwować Wilczura, więc podniósł się, kiedy ten na niego spojrzał. Przeciągnął się, spoglądając na psa.
Te polowanie nie musi być takie złe. Przynajmniej coś zjem.
Przypomniało mu się, jak poczęstował posiłkiem białowłosego i jego przyjaciół, ale wtedy on nie upolował ryby i pasztetu. No chyba, że zdobycie puszek się liczy. Przeczesał palcami czerwone włosy i ruszył za wymordowanym. Nic innego przecież nie pozostało. Szedł mniej niż dwa metry za nim, zdając się na niego dając prowadzić do celu.

z.t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.15 16:43  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
Ten dzień chyba nie mógł być bardziej szalony.
Najpierw napadł ją jakiś Kundel. Gienek mu było? Może jakoś tak, ale nie była pewna. Tak czy siak ów osobnik wykazywał wyraźne niezadowolenie ze stanu swoich skarpetek, co właściwie nijak dziewczyny nie obchodziło. I tak była nad wyraz uprzejma, gdyż obejrzała materiał i ze stuprocentową szczerością oznajmiła Gienkowi, że ktoś zwyczajnie spartolił robotę przy cerowaniu i wszystko się wysnuło. Z tym, że to nie była Rebekah - oddała więc nieszczęsną część garderoby właścicielowi i wróciła do swoich zajęć, gdzie ważne rzeczy zostały przerwane.
Jakiś czas później zakręciła się wokół swojego podopiecznego. Wolała nie spuszczać go z oka na zbyt długo. Bez towarzystwa Reb - choć czasem nawet i ono nie pomagało - miał tendencję do wyczynów, które zdecydowanie podpadały pod lekkomyślne. Wiedziała, że jej nieustanne wykłady go drażnią, ale kompletnie się tym nie przejmowała. Do swojej życiowej roli podchodziła nad wyraz poważnie jak na siebie i choć można by się tego nie spodziewać, autentycznie się o Kirina troszczyła. Dokuczanie mu na każdym kroku było tylko... hm... elementem wychowawczym, koniecznym do tego, by się nazbytnio nie rozbestwił i żeby sobie nie myślał, że jak ma stróża to sobie może z niej robić służącą, czy coś. Od samego początku przyjęła, że lepszą taktyką jest pokazanie porządnego charakterku, bo on i tak prędzej czy później by wypłynął na wierzch.
I w ten sposób na zmianę darli ze sobą koty, choć jedno drugiemu nie zrobiłoby krzywdy tak na poważnie. Chyba.
Skończyło się na tym, że wywlokła swój majestat poza kryjówkę, snując się jak uszczypliwy cień za swoim podopiecznym. Nie za bardzo jej się uśmiechał wypad w Desperację, ale i tak nie miała nic lepszego do roboty. Wolała więc mieć oko na Kirina, żeby nic głupiego nie zrobił. Zresztą, lubiła się czasem z nim powłóczyć, bo to dawało więcej możliwości ciekawych słownych sprzeczek i innych zaczepek.
Nie spodziewała się, że na drodze pojawi się bliżej niesklasyfikowany konwój transportujący jakiś nieznany towar.
Nie spodziewała się, że Vincentowi przyjdzie do głowy w pojedynkę (no, na współpracę ze strony albinoski chyba nie liczył!) napaść na nieznajomych.
Nie spodziewała się, że taka akcja może udać.
Nie spodziewała się tym bardziej, że jedyną zawartością transportowaną w bliższe lub dalsze miejsce będą spore zapasy domowej roboty napojów alkoholowych.
Za to mogła się spodziewać, że jej szanowny podopieczny cały towar zajuma i postanowi spożyć, w dodatku kitrając się gdzieś w Apogeum i nie dzieląc łupem z nikim.
I miałaby go teraz zostawić? Dobre sobie. Im bardziej chciał być sam, tym bardziej Zimmermann łaziła za nim krok w krok. Tak też znalazła się na tyłach najlepszego i chyba jedynego desperackiego baru, gdzie oparła się o ścianę i z właściwą sobie nonszalancją spoglądała na mężczyznę - rzecz jasna z dołu. Uśmiechnęła się ironicznie i zmierzyła towarzysza wzrokiem.
- Już nawet nie chodzisz do baru, tylko za bar. Aż tak się boisz pokazać wśród ludzi, Vince?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.15 19:34  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
Dlaczego niby miałby zignorować tak wspaniałe znalezisko, jak kilkoro osób usilnie starających się ukryć coś przed nosem ciekawskich? Niby miał ich zwyczajnie wyminąć i udawać, że to, co tak chowają pod starymi szmatami, a co wydziela słodki, kuszący zapach w ogóle go nie obchodzi? Szedł prosto obserwowany przez czujne oko swojej anielicy, aż kiedy już rozminęli się rzucając na  boki przypadkowe spojrzenie, uznał że dłużej nie jest w stanie udawać i tak oto całkiem spora kolekcja najróżniejszych alkoholi znalazła się pod jego jurysdykcją. Nie miał nawet problemu z podjęciem wyroku, całą zawartość baniaków skazał natychmiast na przymus bycia opróżnionym przez jego osobę. Tak właśnie litry trunku wlewały się do gardła i wędrowały w głąb ciała by oszołomić ciało i umysł wymordowanego.
Surowe oko Reb mogło co najwyżej wpatrywać się w jego plecy, gdyż z premedytacją odwracał się do niej tyłem i przechylał flaszkę by z dziką satysfakcją pić procentowy napój. Sam już zapomniał po co to robi. Nie był jeszcze w bardzo chwiejnym stanie, ale nawet przed rozpoczęciem libacji nie miał konkretnego powodu, by to robić. Wiedział, że zdenerwuje to jego opiekunkę, wiedział że nie napełni tym żołądka na długo, a głód zaczął mu już na nowo dokuczać, wiedział że jak przesadzi to sprawi albinosce znacznie większe problemy, niż normalnie. Wszakże doprowadzenie prawie stul kilowego poziomu e do kryjówki na pewno nie należało do najlżejszych robót. I to przyjmując, że nie będzie się stawiał.
Tył baru bardziej mu się podobał niż jego przód czy wejście. Było tu zdecydowanie mniej ludzi, bo poza nimi aż nikt, ale także żaden przypadkowy 'przyjaciel' nie starał się mu odebrać zdobyczy. W przypływach pazerności nie chciał nawet podzielić się z dziewczyną, chociaż ta znowuż mogła po prostu sobie wziąć coś z kupki, a on z lekko rozmytą wizją zapewne nic by nie zauważył.
Śmierdział gorzej niż zwykle. Zapodział już swoją bluzę, dlatego teraz paradował jedynie w obdartej szarej podkoszulce z dziecinnym rysunkiem wystawiającej język żyrafy i czarnych bojówkach uwalonych w ziemi. Buty, o zgrozo, leżały dwa metry dalej, a to jak się tam dostały, było słodką tajemnicą tych dwojga.
Wsadził język do szyjki butelki łapiąc ostatnie krople, po czym zaczął beznamiętnie wylizywać sam wylot w poszukiwaniu upragnionego słodkiego płynu, który jednocześnie rozgrzewał gardło i wywoływał u niego zawroty głowy. Zmrużył nagle oczy i odsunął flaszkę od twarzy spoglądając tępo przed siebie.
- Nie wiem... kim jest VINCE, ale hik. - złapał się za buzie i zasłonił wnętrzem dłoni usta. Kontynuował niewyraźną mowę w ten specyficzny sposób najwyraźniej starając się zatrzymać płyny w swoim wnętrzu. - ALE. Mam nazsieje, że nje chce ze mną pić bo wszysko jest MOJE. Hehe. Hehehe.
Zaśmiał się ochryple spoglądając teraz na niebo przez podwójną ściankę opróżnionej butelki. To już druga w przeciągu dwóch godzin. Było ich jeszcze kilka, a wszystkie spoczywały otoczone nogami Kirina, kiedy ten ześlizgnął się opierając plecy o ścianę i pozostał w takiej pozycji.
Mrugnął kilkakrotnie i starał się przywrócić HD w oczach kiedy to usilnie wpatrywał się ścianę, jakby znała ona największe tajemnice tego świata. Złapał się za podbródek i przetarł go palcami niczym myślący człowiek.
- Zapomniałem skarpetek. - Stwierdził nagle i pomajtał swoimi palcami u nóg w powietrzu.
Boże miłosierny, jakie palce są dziwne.
Do tego nawet nie obcinał paznokci przez kilka ostatnich tygodni. Dziury w bucie były tylko kwestią czasu.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.15 20:04  •  Tyły budynku - Page 2 Empty Re: Tyły budynku
Jak dobrze wiemy, w Desperacji nie mieszkają tylko wymordowani, ale także cała gama wszelakich, mniej lub bardziej zmutowanych zwierzątek. Ssaków, owadów, ptaków, ryb, a także dziwacznych połączeń wyżej wymienionych kategorii.
W tym wypadku jednak nie trzeba było się wiele namyślać o co chodzi.
Gdy anielica oparła się plecami o ścianę, początkowo mogła niczego nie zauważyć, podobnie jak i wymordowany tuż obok niej. Gdyby jednak miał mniej stępione zmysły, węch by zdradził fakt, że bardzo blisko jest zagrożenie.
I to wcale nie takie małe.
Tup. Tup, tup, tup, tup.
Reb bez problemu mogła czuć pod swoimi plecami wyraźne wibracje, tak jakby coś "chodziło" po ścianie. Coś ciężkiego. Pora dnia i fakt że znajdowali się na tyłach budynku, otoczeni ścianami i zakryci przed słońcem. Anielica mogła nie odczuć tego "zapachu", przez fakt że raczej zaplecze baru nie pachnie najlepiej, ale tego co czuła nie mogła już zaprzeczyć.
Przez drobny moment można było myśleć, że ściana obok niej zaczęła się ruszać, a raczej - obracać o 90 stopni. Przynajmniej do chwili, gdy ta "ściana" otworzyła cztery pary naprawdę dużych, fosforyzujących, żółtych oczu, jakie wbiły swoje spojrzenie w kobietę tuż obok. Pajęczyca stanęła na krańcach swoich kończyn, teraz widocznie "odklejona" od ściany, a jej żuwaczki w "pysku" które normalnie pomagały przy przęściu nici teraz poruszały się jakby na "rozruszenie" samych siebie.
Pająk jednak nie atakował. Stał na ścianie, wpatrując się w anielicę, jakoby czekając na jej pierwszy ruch. Nie był to mały pająk - prawdopodobnie był wielkości kobiety, albo nawet i większy, ciężko było konkretnie stwierdzić z tego punktu widzenia.
Nie wydawał żadnych dźwięków, poza wyraźnymi odgłosami wypuszczanego i wpuszczanego powietrza. Arachnoid był może pół metra od Panienki Reb? Tak, prawdopodobnie tyle.
I się gapił. Wszystkie 4 pary oczu wbijały swoje fosforyzujące, żółte spojrzenie z niemą ciekawością, wymieszaną z drobnym "wyczekiwaniem" reakcji. Gra na przetrzymanie - kto pierwszy się ruszy? Kto pierwszy spanikuje?
Na pewno nie Mira, pajęczyca Lenka. Ale gdzie wcięło androida?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 14 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach