Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 08.03.16 0:16  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Bardzo starał skupić się na utrzymaniu swoich myśli i ciała w jednej zwartej całości, co z oczywistych względów było bardzo utrudnione z powodu Yurego, który robił dokładnie wszystko, żeby chłopak ani na sekundę nie zapomniał gdzie jego miejsce. I tak mniej więcej wyglądały ich spotkania. Za. Każdym. Pieprzonym. Razem. Efekt sadystycznej pracy Kido był widoczny i zdawało się to drapieżcę satysfakcjonować. Ofiara zaś nie mając nic do powiedzenia poza ewentualnym potaknięciem (przyjęcie złożonej skargi na zmechanizowaną dłoń), zrezygnowanym opuszczeniem głowy (nieszczególnie miał chętkę na rozmowy, o czym wszyscy tu zgromadzeni świetnie wiedzieli, ale w niczym im to nie przeszkadzało), drgnięciem i zdezorientowanym spojrzeniem (nie, dziękuję, nie palę) i mocnym zaciśnięciem ust (usiłował zdzierżyć papierosowy dym, który szarawym obłoczkiem na chwilę spowił mu twarz) próbowała zabrać się do pracy, pośpiesznie przenosząc się na miejsce koło Yurego, ciągnąc za sobą niebieski plecak.

I teraz zaczynał się dziwny moment, w którym ścierały się wewnątrz Matta dwie sprzeczne emocje. Musiał podejść i zabrać się za protezy. Ale również musiał podejść i zabrać się za protezy. Haczyk był taki, że robotyka i protetyka były czymś co go fascynowało, albo przynajmniej zwykło w swoim czasie nadmiernie interesować, ale w tym przypadku był problem – wszystkie te części były przyczepione do stu dziewięćdziesięciu centymetrów biomechanicznego zła, które patrzyło na niego z wyczekiwaniem, co samopoczucia Mattowi wcale nie poprawiało. W rewanżu prawie że nie zwrócił mu spojrzenia pełnego wyrzutu, usta chciały układać się w żałosne i proszące "…czy mógłbyś już nie...", po wielokropku wstawić dowolną czynność stresującą młodocianego informatyka. Czyli w zasadzie każdą, której źródłem była osoba Yurego. Ale wszystko to kończyło się zanim zaczęło, bo słowem kluczowym było tu prawie. Zamiast tego zrobił głęboki wdech nosem i wydech ustami, kucnął i zaczął ustawiać powierzoną mu rękę w najbardziej pasującej do zaczęcia przeglądu pozycji, więc wygiętą jak do pobierania krwi, wewnętrzną stroną metalicznej dłoni do góry. Opuszkami palców przebiegł po powierzchni badając rękę, szukając odpowiednich wgłębień i części od których mógł zacząć dekonstrukcję zewnętrznych osłon, żeby sprawdzić co tam w mechanice bionicznej protezy piszczy. Twarz wygładziła mu się trochę, kiedy wreszcie mógł oderwać się myślą od brudu zaułka i destruktywnych skłonności właściciela protez, tylko po to, żeby parę minut później uświadomić sobie, przy wyciąganiu paru mniej czy bardziej wytrawnych narzędzi oraz ścierki kuchennej i ułożeniu jej na ziemi, na której zaraz miał kłaść ewentualne rozmontowane części, żeby nie pogubiły się przez przypadek wśród otaczającego ich bałaganu, że naprawia je po to, żeby dalej służyły ku niecnej destrukcji. Westchnął cichutko, ale tylko w myślach, bo tak naprawdę martwił się tu tylko o siebie, co oznaczało, że im bardziej sprawne będą te części, tym lepiej dla niego.

Dłoń, choć wyraźnie naznaczona częstym użytkiem i to nie bynajmniej polegającym na podnoszeniu uszka filiżanki herbaty, a bardziej systematycznym obijaniem komuś twarzy do nieprzytomności i utraty wszystkich zębów, była świetnym przykładem postępu technologicznego ich czasów. W każdym stawie oddzielny dysk dający pełną niezależność palców, bioniczne połączenia nerwów i świetny przekład impulsów na płynną regulację siły nacisku, tylko ta jakość miniaturowych tłoków hydraulicznych… cóż, co bardziej kasiastych w M3 stać było na lepsze rozwiązania, ale zakładając, że Yury nie wozi się po M3 kabrioletem i pełną kieszenią, i tak było dobrze. Zresztą, to cacko tutaj było przystosowane i zmodyfikowane do działania w niesprzyjających warunkach Desperacji i pod wieloma względami było lepsze od szykownych modeli stricte miejsko użytkowych. Zabłysnęły więc parosekundowym żywym zainteresowaniem oczęta Matta, kiedy przeglądał i szturchał części odświeżając sobie budowę biomechanizmu, dając się odwieźć pracą od górującego nad nim mężczyzny, choć pewnikiem nie na długo. Skupił się nad tym co miał pod nosem, ale gdzieś z tyłu głowy tłukły się błagalne modlitwy o spokój przy pracy. Nadaremne one były, wiedział o tym doskonale, więc już odliczał minuty kiedy Yury znudzi się tym krótkim momentem podczas którego nie bardzo opłacało mu się dźgać Matta w nerki ostrymi przedmiotami, choć nie łudził się młody, że pozostanie na długo nietknięty.

Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Pf0Gghb


Ostatnio zmieniony przez Ego dnia 08.03.16 7:53, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.16 3:26  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Pierwsze co przyszło mu do głowy, to to, by poprzeszkadzać młodemu, jak tylko się dało. Zaspokoić tlącą się w nim chorą żądzę. Nie raz się zastanawiał, jak smakują te drobne, wąskie usteczka, zazwyczaj wygięte w pozornym geście obojętności, później rosnącym strachu, który w strategicznym momencie osiągał apogeum. Chętnie zacisnąłby swoje zęby na drżącej, dolnej wardze, rzecz jasna do krwi, chcąc zostawić po sobie trwałą pamiątkę, później ją pogłębiać i poznać nowy smak w pakiecie z metalicznym posmakiem. Ot, dla rozrywki, by zaspokoić swoje wytworne podniebienie, bowiem nadal utrzymywał, że z krwią właściwie było tak, jak z winem. Niektóre były słodkie, inne gorzkie, a pozostałe gorzko-słodkie. Czasem dzieliły się na ohydne i znośne.
Jaki był Ego?
Oczywiście Arata miał pewne wyobrażenie, a przekonanie się, czy prawdziwe, było tylko kwestią czasu. Na pewno był dobry. Zresztą taki jak jego wybijające w piersi subtelny rytm serduszko. Ale czy bardzo dobry? Niby legalny, ale nadal młody, a winno, im starsze, tym lepsze. A co jeśli był perfekcyjną, uzależniającą mieszanką, której Kido nie będzie mógł się oprzeć? Wszak był pazerny. Chciał jeszcze i jeszcze. Mocniej i mocniej. Bardziej i bardziej. Pożądał wszystkiego, co przykuło jego uwagę, co mu się spodobało. I to zazwyczaj było tragiczne w skutkach.
Wykrzywił usta na kształt psychodelicznego grymasu, który miał być imitacją uśmiechu, a oczy zabłyszczały niebezpiecznie, choć niedostrzegalnie. Czarne szkła okularów sprawdzały się idealnie w swojej roli.
Stul mordę, łotrze. — Ktoś przejął kontrolę nad strunami głosowymi, ale ten dyskomfort trwał tylko ulotną, prawie nic nieznaczącą chwilę, która jednak w odczuciu prawowitego właściciela ciągnęła się w nieskończoność. — Wypierdalaj. — warknął. Otrząsnął się po chwili. Poruszył się gwałtownie. Nie, to nie tyłek mu zdrętwiał. Coś ukuło go w kalce piersiowej, więc jego ręka mechanicznie powędrowała w okolice serca. Nie biło, jakżeby inaczej. Było tworzywem sztucznym, mechanicznym, które znalazło jedno zastosowanie – pompowanie krwi. Idealna robota. Tsa, jego poprzedni mechanik był fachowcem. Znał się na rzeczy. Zamontował mu te wszystkie zabawki za rozsądną cenę, która została mu podarowana jeszcze przed wystąpieniem Yurego, a raczej Araty Kido z wojska. A jednak zdążył się nieszczęśliwy wypadek. Zginął. To czy musiał, czy nie, było kwestią sporną. Fakt był jednak niezaprzeczalny. Za dużo wiedział. Wyszarpano mu nerwy i zagrano na nich poruszającą melodię. Mattowi w sumie też mógłby płacić, ale po co. Nigdy nie padła z jego ust taka sugestia, zresztą dostawał coś o wiele cenniejszego. Doświadczenie radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Ściskając w zębach papierosa, zdjął okulary wolną dłonią i dmuchnął w szkła. Były czymś upaćkane, przez co utrudniały mu widoczność na czynne oko. Nie dość, że jedno zostało zlikwidowane, to drugie było niezdolne do użytku. Ironia losu.
Wyczyść — zażądał, wciskając je do tymczasowo wolnych, ale równie drżących dłoni studenta. Zerknął na niego z wyraźnym rozbawieniem. Małe to to i kruche. Stwarzało wrażenie czegoś tak wadliwego w swojej konstrukcji jak talia kart ułożona w domek, mogąca się zawalić w każdej chwili, pod każdą nieprawidłowością. — Jedna taka szansa na milion. Możesz złapać ze mną pełnoprawny kontakt wzrokowy. Na śmiało, pozwalam ci. Nie bój się. Ta okazja nigdy się nie powtórzy. — Zachęcił, a zaraz prychnął niczym rozjuszony kot, wyraźnie tracą cierpliwość. O tak, był przewrażliwiony na tym punkcie, a uparcie spuszczone spojrzenie chłopaka na zmechanizowaną część ciała, drażniło go. Ktoś tu brzydko kłamał, albo się wstydził.
Kopnął gwałtownie w kontener na śmierci. Protezą, rzecz jasna, dzięki czemu zwiększył efekt swoich działań w postaci większego natężenia dźwięku i zasięgu zniszczenia. Uspokój się, bo pobudzisz sąsiadów. Prychnął.
Zerdzewiały pojemnik zderzył się z odrapaną, zdewastowaną, pokrytą graffiti ścianą i rozleciał się. Mur zresztą też ucierpiał. Odleciał spory kawałek tynku. I farby. Zabrał okulary z powrotem, jakby się rozmyślił. Zmiażdżył je w palach, a potem jeszcze zdziesiątkował podeszwą. Aluzyjnie, bo taki właśnie był Matt. Łamliwy i bezbronny. Niczym rzecz. W gruncie rzeczy był rzeczą. Zabaweczką oprawioną w ładny, acz wyblakły design. Można było nawet stwierdzić, że na swój sposób nawet atrakcyjny. Szmacianą laleczką. Kontrolowaną przez Władzę i sterowaną przez Yurego.
Mów do mnie. Mów. Po prostu mów — wymruczał, łapiąc chłopczyka za podbródek. Poderwał się z miejsce. Wbił w znajomy podbródek długie palce i pociągnął ku górze. Dziecina straciła dosłowny (przenosiny pewnie też) grunt pod nogami. Zajrzał mu prosto w ślepia. Ujrzenie w nich nieprzyzwoitego wręcz strachu było tylko kwestią czasu, ale… może tak zapalić w nich iskrę czegoś innego. Wściekłości. Podniecenia. Konkretny pomysł nie nadszedł, a zamiast tego to w oku najemnika pojawiły się ogniki czegoś nieodgadnionego i trudno było wyegzekwować co było bardziej przerażające – pusty oczodół wraz z blizną przecinając go w poprzek, lekko na skos, czy właśnie ten przeraźliwie intensywny błękit wypalony szarym defektem, oznaką postępującego starzenia. — Otwórz te swoje urocze usteczka. O tak. — Nakreślił ich kontur kciukiem, a po chwili je rozchylił w demonstracyjnym geście. Cisza go drażniła. Niby czasem miała zbawienny wpływ, ale częściej odbijała na nim negatywne piętno. — Grzeczny chłopiec — wymruczał, minimalizując przestrzeń między nimi do zbędnego minimum. Stykali się nosami, ustami prawie też. Kido czuł ciepły, nieco świszczący oddech łaskoczący go w szyję. — Grzeczny, ale mało ekspresyjny — poskarżył, bo chłopaczek mógłby się od czasu do czasu wykazać większym zaangażowaniem i wyeksponować to, jak mu zależy na utrzymaniu kontaktu z Aratą...
... czyżby robił się na stare lata sarkastyczny? Ale w sumie było mu z nim do twarzy.
Eh, wybacz moje nieokrzesanie. Zapomniałem się. — Odstawił Ego bezpiecznie.
Myśl, Yury, Myśl. Ręka. Priorytet. Pierwsze interesy, potem ewentualna zabawa z zabłąkaną owieczką, której musisz wskazać właściwą drogę, zbeształ się w myślach, a zaraz otrzepał milczka z mniej lub bardziej wyimaginowanych pyłków krzu.
Papieros dogasał mu między placami, ale nie przejął się tą tragedią. Demonstracyjnie ukrócił mu żywot na odsłoniętym ramieniu chłopaka. Obnażył rząd pożółkłych przez nałóg zębów w  uśmiechu. Niby był szczery, ale zabolały go mięśnie twarzy. Chyba dawno tego nie robił.
Jestem do twojej dyspozycji, dziecino. Pewnie zabiłby za ciebie, gdybyś ładnie poprosił. Od razu rozwieje twoje wątpliwości. Mogę zabić kogoś, ale nie siebie, więc samobójstwo nie wchodzi w grę. — Oprócz tego, że był pieprzonym hedonistą, traktował mechanika jak swoją własność, to jeszcze zachowywał się w stosunku do niego jak typowy pies ogrodnika. Precz z łapskami, bo połamie w zastawie z żebrami. Matt należał do niego, póki sam nie zwolnij go z tego obowiązku wręczając mu najpiękniejszy podarunek w postaci śmierci.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.16 4:18  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Próbował, och próbował, tak bardzo starał się po prostu robić swoje, ale w powietrzu drżało coś, czego nie potrafił sprecyzować. Wiedział, że patrzono mu na ręce, ale nawet poza tym nie mógł pozbyć się wrażenia niezdrowej natarczywości, które drażniło jego psychikę gorzej niż co poniektóre pozostawione na ciele ślady. Im bardziej wewnętrzny niesmak nasilał się, tym bardziej pieczołowicie pochylał głowę nad pracą, aż w końcu był w niej po sam nos, twarz ukryta pod rozczochranymi kłakami grzywki.
Zdawał sobie sprawę, że stan zdrowia mentalnego Yurego kołysał się gdzieś daleko za linią normalności. Ale nawet zebrane do tej pory symptomy jego zachowań nie przygotowały Matta na ostre słowa, które pojawiły się z jego perspektywy kompletnie znikąd, i opadły ciężko w zaułku, tak samo jak narzędzia, które wspomożone nerwowym drgnięciem wyskoczyły z dłoni chłopaka i szczęknęły o posadzkę, więc patrzył na swoje puste dłonie, nawet nie chcąc wiedzieć co działo się z Yurym. Może postanowił wreszcie umrzeć, tu i teraz. Zaintrygowanym taką myślą podążył spojrzeniem za ruchami jego ciała, żeby z lekkim rozczarowaniem zawiesić wzrok na dłoni, którą zatrzymał przy piersi. Zmarszczka zastanowienia przebiegła chłopakowi przez i tak wystarczająco już zafrasowane czoło. Wiedział z ilu zmechanizowanych części składało się ciało Yurego - potrzebował tych informacji aby przypadkowo przez niewiedzę nie sknocić czegoś przy naprawach, a wśród żywych kawałków brakowało mu także serca (dosyć ironiczne, według Matta). Obrażenia były obszerne, co u licha mogło je spowodować? Ale zanim cokolwiek przyszło mu do głowy, w ręce wpadł mu inny fant. Brwi powędrowały mu w górę tak samo jak okulary, które wzniósł ostrożnie trzymając za koniec jednego z zauszników pomiędzy palcem wskazującym i kciukiem. I... co niby miał z tym zrobić?...
- Wyczyść.
Och. Och. OCH. Matt zacisnął mocno szczękę, łapiąc jedno ze szkiełek w zamkniętą dłoń. Po co on tu w ogóle przylazł. Żeby Yury bez wysiłku fundował mu darmową traumę do końca życia z powodu brudnych okularów i, z tego co zdążył się zorientować, czysto technicznej, banalnej usterki, której naprawę mógł przyrównać do przestawiania przedmiotów z półki aby ją wytrzeć z nagromadzonego kurzu. Wreszcie dotarli do punktu, w którym poczuł się okrutnie wykorzystany. Ten niekorzystny dla Matta układ w jakim się znajdowali trwał do dłuższego czasu, ale wtedy chłopak robił wszystko, żeby nie myśleć o tym w ten sposób. Tak było łatwiej. Chorobliwie oszukiwał samego siebie, nieustannie tworząc kłamstwa, które z chęcią później łykał wraz z listą porannych leków. W pewnym momencie, jak ten, starannie przygotowana iluzja powtarzanej mantry wedle której siniaki przecież ostatecznie znikały a cały ten koszmar był tylko tymczasowy, drżała niebezpiecznie w podstawach.
Sfrustrowany, a i podjudzany przez świdrujący mu dziury w głowie szorstki, zachrypnięty głos Yurego, podniósł wreszcie oczy pełne urażenia na spotkanie ze wszystkim czego się bał.
Trzasnęło kontenerem o ścianę. Podskoczył na głośny dźwięki i opadł z kucek na ziemię, dłońmi wykręconymi do tyłu amortyzując upadek.
- H-holy fuck – wyrwało mu się po angielsku z mocnym akcentem na bezdechu, co było pewnego rodzaju nowością, jako że przekleństwa były najbardziej zakurzonymi słowami z jego słownika. Oto kolejny z miliarda przykładów przez które nie sypiał po nocach z powodu androidów. Mieli zdecydowaną przewagę pod paroma względami, a ten kontener który łupnął o ścianę, świetnie, choć kompletnie niepotrzebnie, mu o tym przypominał. Ze zmartwiałych jak suche gałązki palców, cud, że mu przez przypadek ich Arata nie połamał, wydarto mu wreszcie okulary, których dobrze że nie przetarł nawet rękawem, bo praca poszła by na marne zważywszy na to, że patrzył teraz w niemym popłochu jak pękają szkiełka pod naciskiem, nie mogąc przy tym nie pomyśleć o własnych kościach.  

Nieporadnie próbował odsunąć się, kompletnie nie zważając na słowa Kido, bo w uszach miał tylko szum własnej krwi, którą jego serce pompowało jak szalone. Zamiast słów wydał z siebie, nieintencjonalnie, dźwięk najbliższy do porównania onomatopei przejechanej i umierającej na autostradzie sarenki. Kierowca zaś zamiast pomóc czy dobić, wrzucił wsteczny i upewnił się dwa razy czy nieszczęśliwa ofiara na pewno nie będzie miała siły zejść z drogi.
Stwardniałe palce objęły mu twarz i już stał w pionie, dłonie rozpaczliwie oplotły się na grubym nadgarstku Yurego. Zerowy sukces ucieczki, czy nawet choćby odwrócenia twarzy, osłabił ponowną chęć próby zmiany pozycji, oczy zszarzały mu w rezygnacji, choć gdzieś tam jeszcze się tłukły echa pretensji. Monolog krótkich zdań Yurego ciągnął się dalej, każde słowo miało coraz krótszą drogę do przejścia, bo dystans zmniejszał się pomiędzy nimi niebezpiecznie. Zapach dymu papierosów, a co tam, żeby tylko to… ciepło ciała, oddech, dotyk, wszystko i jeszcze więcej, mdliło go, wprowadzając w dokładnie ten punkt fiksacji, którego szukał w sobie Ego od samego początku. Ta pusta mglista przestrzeń chorobliwej, niezależnej od niego obojętności w głowie. Każdego dnia, bez przerwy, dryfował w jej bezbrzeżnych wodach. Niepowstrzymany dół apatii, do którego wpadł a z którego nijak samemu dało się wypełznąć.
Dlatego w powolnej realizacji zdał sobie sprawę, że skoro teraz do tego wrócił, wcześniej musiał choćby wystawić głowę. I to czego desperacko zawsze szukał, towarzystwa i kontaktu, dostawał tu w bardzo skoncentrowanej formie. I choć dawno nie widział ust i twarzy tak bardzo wyniszczonych nikotyną, poczuł niechciany dreszcz czegoś. Strzeliłby sobie w głowę, gdyby przyznał się do zainteresowania. Ale zdecydowanie było to patologiczne zadowolenie, za które nienawidził się jeszcze bardziej. Bardzo głęboko skrywane pragnienie kontaktu kogoś, kto przez lata nie czuł w sobie nic. Żadnej iskry zainteresowana tym, co kiedyś kochał. Po prostu cicha egzystencja mimochodem. Więc teraz, kiedy nadmiar wpompowanych w niego emocji, zaburzał logiczne, ba, jakiekolwiek!, myślenie, po prostu zawiesił się fizycznie i psychicznie, jego blady policzek muskający szorstką cerę Yurego, który pewnie o tym nie wiedząc, rzucił mu metaforyczną łopatę do tego jego dołu depresji i kazał kopać głębiej.  

Sprowadzony do roli zabawki. Czy przeszkadzało mu to? Gdyby nie był zbyt zmęczony, wręcz wykończony i wystraszony, może próbowałby ratować resztki swojej godności próbując wykręcać trzymające go jak marionetkę sznurki, ale za każdym razem przychodził ból, tak jak teraz, kiedy resztki żaru parzyły mu skórę, a on nie mógł przełknąć krótkiego szlochu który wyrwał się z drżących ust. Zagryzając mocno miękkie wnętrze policzków stłumił dźwięki, a świat rozmył się, kiedy dwie duże łzy zaszkliły mu się w oczach, żeby zaraz spłynąć w dół twarzy.
A najgorsza w tym wszystkim była myśl, że może Yury miał rację. Ego od dawna wiedział, że jego życie to jeden wielki, mało śmieszny żart, ale teraz to już zakrawało pod czysty absurd. Może rzeczywiście nie nadaje się już do niczego. Na dłuższą metę zawodził w każdym aspekcie swojego życia, które nieszczególnie wydawało się warte takiego poświęcenia, w czym Yury boleśniej go utwierdzał. Brakowało mu kogoś na równowagę na istnienie tego szurniętego androida, który kierował go teraz w tylko jednym bardzo destrukcyjnym kierunku.

I nie cierpiał się za krótką myśl, wedle które uznał ostatnie słowa Kido za… całkiem miłe. Nie codziennie dostaje się tak dobitne wyznanie, o które Ego bał się, że mogło być autentyczne.
Opadł wreszcie, a ucisk na ciało zniknęło, choć ramię w tym małym punkciku pulsowało nieprzyjemnie. Zamrugał niepewnie jakby czekając na coś jeszcze. Korzystając z chwili zsunął się na ziemię, plecami łącząc się z dużym drewnianym, zdezelowanym pudłem. Podciągnął kolana pod brodę i objął je ramionami splatając ze sobą dłonie. Szurał przez chwilę zębami, niewidzącym wzrokiem powiódł nawet od buciorów Yurego aż po punktu gdzie powinien mieć okulary, ale ich nie miał, na co spłoszony wrócił spojrzeniem na własne kolana. Upewniał się, że dalej trwa w tym koszmarze i jeszcze się nie obudził.
- Czego ty ode mnie chcesz?... – spytał wreszcie cicho, bardziej retorycznie niż cokolwiek innego, nie rozumiejąc, a może po prostu nie chcąc rozumieć co i dlaczego się dzieje, kompletnie też zdezorientowany zainteresowaniem położonym na jego nieszczególnie wiele wartej osobie. Miał nadzieję, że odpowiedzi nie będzie.
Cały ten cyrk sprawiał, że naprawa czegokolwiek przedłużała się i przedłużała, a teraz już nie był pewien czy wie co to jest ta cała biomechanika. Śrubokręt? Ha! Dziwny patyk, którego jego ręce nie zdołają udźwignąć, a mechaniczna dłoń w połowie była otwarta, widać było parę ruchomych części.
Nie pamiętał kiedy ostatnim raz był tak zmęczony i wypruty od nadmiaru bodźców. Och nie, zaraz. To pewnie musiało być ostatnie spotkanie z Yurym. Złapał się za głowę, przyciskając dłonie do skroni.
- Cz-czy… nie mógłbyś, ugh, n-n-naprawdę, serio, czy nie mógłbyś…? – pytanie zawisło niedokończone, bo teraz to już sam nie wiedział co chciał. Za to wiedział co chciał Yury, więc wychylając się, z wahaniem sięgnął ręką po leżące na ziemi narzędzia.


Ostatnio zmieniony przez Ego dnia 13.03.16 1:10, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 0:41  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Usiadł z powrotem na tej zdewastowanej, wyraźnie zmordowanej skrzyni, która okazała się pełnić rolę wygodnego krzesła, ułatwiając tym samym Ego dostęp do protezy. Przecież biedak nie będzie wstawał na palcach, żeby jej dosięgnąć. Jeszcze czego. Kido nie pogardziłby, gdy ten kucnął, ale na sprowokowanie takiej sytuacji miał czas. Nigdzie im się przecież nie śpieszyło. No powiedzmy. Nie należał do osób z kategorii cierpliwych. Poza tym wolał przekroczyć wywrę w murze przed zachodem słońca.
Zerknął na zegarek. Wpół do czwartej. Mógł poświęcić już godzinę górę dwie osobie Matta, a potem, stety bądź niestety, będzie musiał wracać do swoich przykrych obowiązków, które ostatnio w głównej mierze opierały się na bezproduktywnym obijaniu paskudnych mord.
Rozejrzał po „malowniczej” okolicy, składającej się z kurzu, brudu i nędzy, tak niepasującej do cuchnącego przepychem miasta, którego sam kiedyś z niewysłowioną dumą nazywał domem. Wolne żarty. Kiedyś chciałby na własne oczy zobaczyć jak ten pozorny spokój zostaje trafiony przez ogień, wyżerający każdą, nawet najmniejszą nadzieje ludzkości, która w najbardziej strategicznym momencie wymykała się spod palców.
Twarz Kido wykazywała zblazowanie, mimo że jeszcze przed chwilą tętniło w nim od emocji, chorych wręcz, balansujących na granicy absurdu, które zagęściły atmosferę w powietrzu i wybudzały strach pod najczystszą, niemalże krystaliczną, niczym łza kręcąca się w oczach Ego, postacią. Yury pożałował, że jego szorstka dłoń nie posłużyła za chusteczkę. Może zaimponowałby chłopięciu taktem, z drugiej zaś strony nie zależało mu nad tym, jak był przez niego postrzegany. Bawiły go jego reakcje i to, jak szukał słów i nie mógł ich przekształcić w logiczną całość, w zdanie, które w najprostszy i najbardziej treściwy sposób trafiłby do adresata. Zamiast tego znów zostały mu zaserwowane pojedyncze, nie mające sensu, urwane z kontekstu wyrazy, których nie dało się złożyć w logiczną całość, a przynajmniej taką wersję utrzymywał Arata, fan bezpośredniego kontaktu.
Czego od ciebie chcę, pytasz. Hm. Pomyślmy. —  Udał zamyślenie, choć jego gra aktorska była szczątkowa, prawie nieistniejąca, porównywalna z pewnością siebie Ego. — Chcę ciebie. Nie tylko twoich umiejętności, ale całego ciebie. Nie martw się, będę cię dobrze traktować. Jesteś mi potrzebny. Bardzo potrzebny, Ego — mruknął,  mimo że powód nie został wyjawiony, jak wąż, wił się w zdewastowanym umyśle Kido, pobudzając do życia prywatne lęki, które usiłował wyeliminować w momencie, gdy podjął decyzje, która gruntowanie zaważyła na jego życiu, przewracając je do góry nogami. Wątpił też, czy powód mógłby przedostać się przez związane w mocny supeł struny głosowe. Na samą myśli trawiło go poczucie winny, pomieszane z rozdrażnieniem i wmawianiem sobie, że to ten przeklęty patafian w charakterze Kubka by wszystkiemu winny. Tsa, psychopata też ma ściśle strzeżone tajemnice, których nie mógł wyjawić, bo w ryzach trzymały go skrupuły.
Nie pozwolił jednak, by te uczucia wyszły na światło dzienne. Chwila zawahania, moment, który być może mógł być przełomowy w relacjach z mechanikiem, uczyniłaby z niego człowieka całkowicie bezbronnego, odsłoniętego. Zaważyła, by na całej hierarchii ich znajomości. Umiejętnie jednak powstrzymał zalewające go fale emocji, pozostawiając to wszystko w obrębie skrępowanego, jakby kaftanem bezpieczeństwa umysłu. Bezpieczna strefa, tak określił ten stan. Niewzruszona obojętność nadal szpeciła jego twarz w pakiecie z niedorozwiniętym uśmieszkiem, podkreślającym brak powagi.
Powiódł leniwie po obliczu chłopaka, choć nie mógł pozbyć się kierującego nim rozbawienia.  Zlustrował jego niewyraźne rysy w wątłej strużce światła, której źródła Arata nie potrafił zarejestrować, a usta mimowolnie rozszerzyły się w szerszym uśmiechu. Napełniała go dziwna, nieuzasadniona satysfakcja, gdy ten młody szamotał się przy nim, odpicowując mu mechaniczne części i starając się przy tym jak mało kto. Jak gdyby było tu i dla nikogo. Jak gdyby urodził się dla tej chwili, by naprawiać części sfiksowanemu połączeniu androida z człowiekiem, kolejności dowolna, bo Kido utrzymywał, że nadal to ludzkość wiodła w nim prym.
Matt był niczym zastraszony króliczek, chcący czmychnąć do norki przed bronią myśliwską, choć jego szansa na ucieczkę była wątła, bliska zera. Nie raz się zastanawiał, czy był w stanie mu zrobić trwalszą krzywdę niż siniaki, albo zadrapania, ale odpowiedź cisnęła się na usta sama. Oczywiście, że był. Miał absurdalną pewność, że życie Ego leżało w jego rękach. Że wystarczył tylko jeden impuls, aby oszpecić tą uroczą twarz nieprzyjemnym w odbiorze rysami. Zdominowanie tego kruchego ciała było rzeczą banalnie prostą, która nie wymagała od niego skomplikowanych procesów, ale nie wykona ruchu, zanim Matt sobie tego nie zażyczy. To była ta wyrwana, jedna tysiączna jego sumienia. Niczym kawałek tabliczki z dekalogiem, a przecież jego ateizm zawsze rozwijał się w prawidłowym kierunku, żyjąc własnym życiem.
Miał nawet pomysł, choć jego realizacja wymagała środków przeciwbólowych i najlepiej gazu sennego, coby chłopaczek za bardzo nie cierpiał podczas trwania „zabiegu”. Parsknął na samą myśl wyrzeźbienia w jego ciele swojego aktualnego imienia, tak głęboko, by rana nie mogła się do końca zagoić, a pozostałe, wyraźnie odznaczające się na bladej karnacji blizny tworzyły podpis. Tatuaż nie dałby zadowalającego efektu, nie powstrzymałby iście destrukcyjnych chęci.
Zaśmiał się. Wybuchnął pozbawionym wesołości śmiechem. Suchym i toksycznym niczym powietrze Desperacji, które natychmiast zostało pochwycone przez echo i potoczyło się po zaułku w drażniącym zniekształceniu. Wzdrygnął się ledwo dostrzegalnie, acz wyczuwalnie dla osób wrażliwych.
Nie znoszę ciszy. — ocenił, bo zaakceptowanie mrukliwego charakteru owieczki nadal sprawiało mu trudność, choć zdecydowanie radził sobie z tym lepiej niż jeden, dwa, czy trzy miesiące temu. Musiał ożywić martwe strefy w postrzeganiu świata, które parami występowały u Ego, odblokować je, podarować im ujście. — Opowiedz mi coś — zaproponował po chwili — No wiesz. Jesteś studentem. Na pewno dzieją się wokół ciebie jakieś interesujące rzeczy. Nie kłam, że nie.
Znów wyciągnął paczkę, a z niej jednego papierosa. Zerknął na jej stan, zwartość. Obrócił ją w dłoniach. Dziesięć używek. Tyle dzieliło go od bankructwa. Może powinien posłać chłopaczka po nowe zaopatrzenie, by potem nie gryźć warg w geście irytacji, która prędzej czy później się przed nim ukaże w najmniej dogodnej formie, gdy ktoś wyciągnie mentalny smyczek i pociągnie nim po jego napiętych nerwach?
Oparł się wygodnie o chropowatą ścianę, odpalając nałóg, by rozwiązać zagwozdkę popołudnia, która ciężyła nad nim tak, jakby zawieszono mu kamień na szyi i kazano płynąć pod prąd.  
Masz problemy z wysławieniem się, ale nie martw się. Mamy czas. Popracujemy nad tym i paroma innymi rzeczami — zapewnił go, przymykając oczy. Zaciągnął się, a uliczkę znów wypełnił znajomy, dla niektórych obrzydliwy, mdlący, wywołujący mdłości smród, a dla Yurego kojący zapach. Zerknął na Matta kątem oka, kontrolnie, by się upewnić, że daje z siebie wszystko. I dawał. Jak zawsze. Grzeczne dziecko. — Nie guzdraj się. To dopiero ręka. Chyba nie chcesz, byśmy się na siebie gniewali. — Jasne, że nie chciał, a może jednak...
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 12:09  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Ingerencja Losu Przybyła Astira I Okrutna

//Teoretycznie, Ego nie wyraził zgody na ingerencję losu, aczkolwiek ze względu na to, że Yury nie jest obywatelem Miasta-3, za brak rzutu kostką uznaje się, że Ego ręczy za swojego towarzysza i tym samym wyraża zgodę na ingerencję. Enjoy :3

Panowie co jakiś czas mogli usłyszeć kroki, przerywane słowa dolatywały do ich uszu lub śmiech, gdy ktoś akurat mijał zaułek idąc, bądź wracając ze sklepu. Nie da się ukryć, że wybrali sobie dość ruchliwą okolicę do tego, co tu właśnie robili.
- Poczekaj, poczekaj, już idę tylko się wyleję.- Głośno rozległ się męski głos, a zaraz potem szelest siatek, gdy ktoś wyswobadzał swoje nadgarstki z zakupów i chyba kładł je na ziemi albo wręczał je drugiej osobie. Kilka pojedynczych śmiechów, jeszcze parę słów i nagle oczom Ego i Yury'ego na początku zaułka ukazała się męska sylwetka, która chyba jeszcze nie zwróciła na nich uwagi. Jedno było pewne, to był cywil, więc nie było powodów do obaw. Chyba.
Mężczyzna rozejrzał się a potem żwawo, gmerając dłońmi przy swoim rozporku ruszył w głąb zaułka, z każdym krokiem będąc coraz bliżej. W pewnym momencie przystanął, zbliżył się do jakiejś rynny schodzącej wzdłuż ściany, rozpiął rozporek do końca i postanowił wypróżnić swój pęcherz. Dopiero w tym momencie do jego nosa doleciał zapach dymu z palonego przez Drug-ona papierosa i dźwięki obecności. Niepewnie obrócił się i jego oczy dojrzały dwie męski sylwetki.
- Co tu się...- Odezwał się niepewnie, szybko zapinając swój rozporek i odwracając się całym ciałem w ich stronę. No... nie wyglądało to najlepiej, gdy jeden siedział paląc papierosa na skrzynce, a drugi niczym jego służący na ziemi i coś mu gmerał przy łapie. Biomech? Pierwsza myśl w głowie najzwyklejszego Kowalskiego? "Czy biomechy nie należą do wojska? Po co miałby się ukrywać z jakimś szczylem w zaułku?"
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.16 3:24  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
- O rety... - mruknął gapiąc się na coś we wnętrzu mechanicznej dłoni, i to chyba tyle co Yury mógł z niego wycisnąć. W fascynującym świecie studenckim (którego Ego unikał jak tylko mógł) nie działo się kompletnie nic godnego uwagi, jako że wszystko było identycznie nużące. Na tym chyba polegał problem. Nawet jakby chciał, to nie bardzo wiedział co mówić. Spróbuj znaleźć temat, który zainteresuje twojego personalnego szantażystę. Ale ponieważ nie lubił kiedy Yury czegoś nie lubił, bo powiedzmy sobie szczerze, do niczego dobrego to nie prowadziło, bez większego przekonania pozwolił swoim początkowo mamrotliwym słówkom wypływać z ust. Jedyne co mógł w tej chwili zaoferować to swój aktualny przebieg myśli, który zawsze to był czymś innym niżni tak go to irytująca cisza.
- Cz-czy to... czy to jest... krew? Tak, to zdecydowanie krew - powiedział skrobiąc czubkiem paznokcia zaschniętą plamę, której genezy skąd się wzięła tak głęboko w protezie znać nie chciał. Rączkę cienkiego śrubokręta zagryzł w ustach jak to się czasem w ten sam sposób ołówek albo długopis trzyma, w lewej dłoni ściskał inny wihajster, uwolniona prawa z uporczywą dokładnością robiła co mogła aby wszystko się w ostatecznym rachunku wyglądało i działało choćby na poziomie znośnym. Obluzował coś po środku dłoni zmniejszając możliwość ruchu palców do zera na trwające prace remontowe.
- Wiessz - rzucił trochę niewyraźnie marszcząc czoło w zafrasowaniu -  nie łatfiej by ci było znaleźć kogoś do takich spraw po twojej stronie muru? Takie przedzieranie się do miasta za każdym razem... czy ja wiem, brzmi trochę ryzykownie. - Zdawał sobie sprawę, że w Desperacji pewnie musiałby Yury komuś płacić, bo jak tam szukać takich łatwych do zastraszenia frajerów jak Matt, którzy darmo zrobią to samo? Tacy mattowie to prędko kończyli martwi w pierwszym rowie po lewej dnia pierwszego. - W zasadzie wiesz, takie coś równie dobrze sam mógłbyś zrobić. Połączenia nerwowe nienaruszone, złącze dłoni z ciałem też, to tylko... kwestia... tego... o... rety... nie... - jego głos stopniowo cichł, aż chłopak zamilkł, obserwując z coraz większym, nieszczęśliwym "jak Boga kocham, tyle zaułków w M3, ale musiałeś pan przyjść i szczać do naszego" wyrazem twarzy sylwetkę nowego uczestnika.

Bardzo powoli oderwał wzrok od zaserwowanego mu przez pana Iksińskiego widoku, żeby popatrzeć na Yurego. Ostrożnie, ale zaskakująco sprawnie wkręcił coś w dłoni oddając biomechowi sprawność zginania palców, choć wciąż brakowało na protezie ściągniętych osłon, które leżały u jego stóp.
Bezmyślnie patrzył się przed siebie, zamrugał raz czy dwa. Kompletna pustka w głowie, konsternacja pewnie na poziomie podobnym do gościa przed nimi. Wstał jednak, otrzepał spodnie i wysunął się do przodu o krok, jakby bał się że pierwszą reakcją Kido będzie natychmiastowa, brutalna reakcja. Robienie jakiejkolwiek rozróby w mieście było głupie i niebezpiecznie i Ego wiedział, że Yury o tym wie. Ponoć w takich sytuacjach najważniejsza jest pewność siebie. Ciężko być pewnym siebie, kiedy wyglądało się jakby właśnie potrącił cię autobus. I to dwa razy.
Ego często zwykł myśleć konsekwencjami, i robił to też w tej chwili, i jako osoba ze głęboką depresją mógł powiedzieć, że żadna z jego możliwych ścieżek życiowych z tego aktualnego punktu życiowego nie wygląda najlepiej.
- Umm - zaczął, jak zwykle z klasą. I na tym się skończyło.


Ostatnio zmieniony przez Ego dnia 13.03.16 0:19, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.16 22:59  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Wydaje ci się. To czerwona farba do włosów. Próbowałem zmienić image, ale nie wyszło. — sarknął, nie spodziewając się, że krew może przesiąknąć przez cały mechanizm, ale, jak widać, była wszędzie, jak szczury i siłą rzeczy musiał to zaakceptować. Zmienienie trybu życia było czystą niemożliwością (nie żeby mu szczególnie przeszkadzał). Już raz to zrobił. Stwierdzenie, że żałował, było kompletnie nie na miejscu. Spalił za sobą zbyt wiele mostów, by mogło opuścić jego wąskie usta. Na pewno teraz, dźwigając na barkach bagaż doświadczeń, rozegrałby to ciut inaczej, ale czasu cofnąć się nie dało, a przynajmniej on nie słyszał o żadnym takim zmyślnym urządzeniu, skutecznie pomagającym tego dokonać.
Śmiech. Dopóki nie poskłada swoich zabłąkanych myśli w jedną całość, tyle z siebie wykrztusił na uwagę o zmianie mechanika na lepszy model. Matt mówił do rzeczy, to prawda. Bezpieczniejszą opcją byłoby znalezienie kogoś, kto mieszkał na miejscu i komu można było głowę zwracać o każdej porze dnia i nocy, ale gdyby Kido chciał faktycznie z niej skorzystać, na pewno zrobiłby to dawno temu. Ale nie zrobił. Nie mógł albo nie chciał. To zależało od punktu widzenia. Mimo że istniał szereg racjonalnych powodów, dlaczego uparł się na Ego, i to nie była tylko kwestia widzimisię, został jednak przemilczany. Każdy kij posiada dwa końce. Od tej reguły nie było wyjątków.
Po jakiej drugiej stronie muru, dziecino? Kto ci naopowiadał takich głupot? Przecież tam nic nie ma. Koniec świata i tak dalej. Nie psuj światopoglądu miasta. Jeszcze cię zapuszkują za te herezje. — Prychnął, wiedząc dobrze, jakie głupoty szczepiło się w młodych umysłach, by ci nawinie wierzyli, że M-3 to kraj miodem płynący, a reszta ta gówno przyczepione do podeszwy buta. Guzik prawda. Zakłamanie. Wadliwa utopia, która prędzej czy później zatonie wraz z ostatnią ludzką nadzieją. Yury z miłą chęcią zobaczyłby jej koniec, nawet dorzuciłby swoje ziarenko do tego działa, ale ten dzień uparcie nie nadchodził, a on tracił cierpliwość. — Zmienić mechanika? Doceniam twoją troskę, ba, nawet cię o nią nie podejrzewałam— pochwalił go, mierzwiąc mu dla urozmaicenia te blond kłaczki, żeby się trochę rozluźnił, bo bijące od niego napięcie było wyczuwalne przez Drug-ona. Miesiące praktyki przebywania z nim robiły w końcu swoje, pomimo że te chwile były sporadyczne i wyjątkowo krótkie. —  Wybij to sobie z tego twojego uroczego łebka. Mam pozwolić, żebyś uschnął z tęsknoty za adrenaliną? A w życiu!
Poruszył się nerwowo, gdy w zasięgu wzroku pojawiło się potencjalne zagrożenie, które zdradziło swoją obecność charakterystycznym dźwiękiem towarzyszącym ludziom podczas wypróżniania się. Nastała cisza, a mięśnie Yurego mimowolnie się napięły. On i dyplomacja to dwie rzeczy, które nie chodziły ze sobą w parze, może właśnie dlatego spojrzał z wyczuwalną niechęcią na zakłócającego ich prywatną przestrzeń intruza, a w głowie pojawił się scenariusz poderżnięcia mu gardła, który gwarantował szybkie i bezszelestne pozbycie się problemu. Może i mężczyzna nie wyglądał na wielkiego myśliciela, czy tam filozofa,  chyba nawet był zwykłym robalem, który harował dzień w dzień, by tym na górze żyło się lepiej, ale to nie znaczyło, że nie stanowił dla wyjętego spod prawa Drug-ona zagrożenia. Na razie jednak Kido postanowił zaniechać aktu przemocy, w końcu próba kontaktu może okazać się w tej materii wystarczająca. W grę wchodziła też inna opcja: facet mógł mieć towarzystwo, które natychmiast wzniosłoby alarm w razie jego nagłego zniknięcia. Rozgłos w tak wątpliwym położeniu nie był wskazany. Stwarzał predyspozycje do porażki w linii prostej. Najemnik jednak preferował równie pochyłą. Na jego ustach automatycznie wślizgnął się uśmiech. Taki nieczuły, bezwzględny, bardziej przypominający grymas, ale natężenie światła w zaułku było znikome, więc najprawdopodobniej ten wyraz był mizernie dostrzegalny z miejsca, w którym stał intruz.  
A nie widać? Coś nie pykło i wezwałem machania, a ten tutaj — pozwolił sobie położyć dłoń na ramieniu chłopaczka, niby w geście uspokojenia, bo nie było w nim żadnej poznanej wcześniej przez Ego typowej nuty agresji, lecz szczerze wątpił, że przyniesie pożądany skutek; liczył tylko na to, że nogi się pod nim nie zawalą — złota rączka, a nie student. Niech tylko pan patrzy, jak wybitnie zajął się poskładaniem tego złomu do kupy. O. — Na potwierdzenie swoich słów pomachał protezą, lecz niezbyt energicznie, coby czasem czegoś nie schrzanić; niektóre śrubki nadal dryfowały sobie luzem, a wierzchnia część była całkowicie oddzielona od reszty. Mężczyzna nie wyglądał na takiego, co zna się na skomplikowanych, technologicznych strukturach, więc Yury założył optymistycznie, że nie musiał się za bardzo wysilać w pokazaniu swojego zadowolenia robotą chłopaczka. Nachylił się pod pretekstem bliższego przyjrzenia się gościowi. — Rusz się, dziecino, tylko bez pośpiechu, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń. I nic nie mów, jeśli nie będziesz pytany — wymruczał chłopięciu w ucho, ledwo poruszając ustami. — Ci, pożal się boże, inżynierowie nie dość, że nie umieli sobie z tym poradzić, to jeszcze każą płacić człowiekowi jak za woły. Wstyd i hańba. Skąd niby ja, taki zwykły żołnierz, może wytrzasnąć forsę na te wszystkie przeglądy? — Prychnął, demonstracyjnie pchając papierosa do ust, by przekazać swoje niby zdenerwowanie. Zaciągnął się z nim, tym razem nie wydmuchując bezpośrednio dym na swoją uroczą zabaweczkę. Właściwie był zdenerwowany. W innych okolicznościach wyprułby temu szczochowi flaki, a nie bawił się w podchody rodem z przedszkola. — Drew spadł mi z nieba. Chce sobie trochu dorobić, a nie zdzierać z człowieka ostatnie oszczędności — orzekł, celowo przeinaczając imię studencika. Dużo się nagimnastykował, by je poznać to i nie miał zamiaru szastać nim na lewo i prawo.
Zgniótł niedopałek na ścianie.
A pan, co robi? — mruknął, marszcząc nos. Tsa, przewrócić kota ogonem, to zawsze szło ci w miarę dobrze, zaraz po „sprzątaniu” bałaganuRozumiem pójście za potrzebą, ale żeby tak obnażać się przed niewinnym chłopaczkiem, zanieczyszczać to nasze piękne miasto i jeszcze eksponować swoje „wdzięki”. Ładnie to tak? Mógłbym wpakować do pierdla pod zarzutem ekshibicjonizm, ale poznaj moje chamskie serce, obywatelu. — Pokręcił w akcie dezaprobaty głową, zerkając na mężczyznę karcąco. W gruncie rzeczy ten cały zaułek domagał się interwencji, wszak był plamą na honorze dumnego jak paw dyktatora, ale ten fakt mógł przemilczeć. Dla dobra własnego tyłka. — Tak między nami: naprawienie sobie mechanicznych usprawnień poza siedzibą jest zabronione, więc cicho-sza. I pan będzie zadowolony, i ja będę — szepnął niby konspiracyjnie, mimo że w duchu wybuchł szyderczym śmiechem. Niech ja cię tylko, człowieku, dorwę w swoje łapy. Zabiję na miejscu., sarknął w nich, choć nie uzewnętrznił tego. Jeśli ten szkodnik nie będzie drążył tematu, może pomyśli nad złagodzeniem wyroku za wpieprzanie się w jego związek z Ego. Tsa, pomyśli. Dobre sobie.

//Kompletnie zapomnieliśmy o rzucie, a przynajmniej ja. Ale mnie tam MG zawsze na mojej fabule cieszy, więc... będzie zabawa :3
Ego, cudowny ten nowy avatar
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.16 12:26  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Mężczyzna bardzo podejrzliwie przyjrzał się całej sytuacji. Wysłuchał co Yury miał do powiedzenia, ale nie wyglądał na kogoś, kogo jego słowa uspokoiły. Był typowym, bardzo stereotypowym, biednym mieszkańcem tego miasta, który wracając do domu marzył o tym by napić się choć łyka zimnego piwa, a swoje światopoglądy i spojrzenie na świat kształtował za pomocą mediów, które go otaczały. A jak media kształtowały wojsko? Pięknie. Zadbane, dobra płaca, wszystko zapewnione, dzielni mężowie, niczego im nie brakuje. Tak wyobrażał sobie zwykłego żołnierza, którym kiedyś nawet chciał być ale za bardzo sapał ze zmęczenia od wielu spalonych papierosów po paruset przebiegniętych metrach. A ten tutaj... ten był biomechem, ci przecież dla rządu byli jeszcze cenniejsi niż zwykły człowiek, dbali o nich, oliwili każdą nawet najmniejszą część. Dlaczego więc musiałby na lewo organizować sobie mechanika i to jeszcze zwykłego studenciaka. Dlaczego naprawiał go w ciemnym ledwo oświetlonym zaułku a nie w jakimś normalnym cywilizowanym miejscu.
- Inżynierowie nie umieli sobie z tym poradzić...?- Odezwał się niepewnie, a podejrzliwy wyraz wzmagał się na jego twarzy. Ci sami inżynierowie, którzy poskładali jego mechaniczne części do kupy, by mógł służyć miastu jako biomech nagle nie umieli sobie poradzić w naprawieniu usterki? Może i był zbyt ciekawski i pewnie kiedyś wtrąci go to w zajebiste kłopoty, ale z drugiej strony... może wreszcie poprawiłby się jego status społeczny, gdyby udało mu się zabłysnąć wśród S.SPEC. A czy złapanie nielegalnie przebywającego na terenie Miasta-3 osobnika nie było odpowiednim powodem do zabłyśnięcia?
Wzdrygnął się, gdy Yury zwrócił uwagę na jego występek. Spuścił na moment głowę, jakby wyrażając, że zrobiło mu się głupio.
- Nie powinno tu chyba być nikogo prócz śmietnikowych kotów, poza tym jest ciemno.- Odezwał się, postanawiając się oczywiście bronić. Myśl o wpakowaniu do pierdla chyba trochę go przestraszyła. Przeniósł swoje spojrzenie na studenta, który wydawał się być dziwnie zestresowany jak na tę 'całkowicie normalną sytuację'.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.16 0:37  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Stał w miejscu.
O nie pomyślał Ego.
O nie nie pomyślał ponownie, i jeśli jakikolwiek kolor został mu na twarzy po wcześniejszych wydarzeniach, to teraz odpłynął on w głęboki, daleki niebyt, sprawiając że teraz to już był pewnie niemal przeźroczysty.
Kiedy w ciemnym zaułku niemal maltretuje cię socjopatyczny, niecierpliwy, nielegalnie tu przebywający biomech, który patrzył na ciebie nie raz w taki sposób, że w zasadzie to potroiłeś dawkę leków nasennych i tych na uspokojenie nerwów, żeby nie wykitować w połowie dnia, to wszystko jest w porządku, tak? Jakoś potrafisz sobie wytłumaczyć, że pewnie Yury ma gorszy dzień, że przecież ktoś mu to musi tak czy siak naprawić, że może się to wreszcie skończy i może będzie w porządku.
Ale kiedy patrzy na ciebie ze zdezorientowaniem całkowicie normalny, zaniepokojony dziwną sytuacją w podejrzanym miejscu obywatel twojego miasta to nagle koniec świata? Oczywiście, że tak! Przecież tu stał i patrzył na nich z powątpiewaniem, zdecydowanie zwiastun nadchodzącej miniaturowej apokalipsy. Wystarczy, że zapyta albo zauważy brak przepustki Yurego. Że zaalarmuje kogoś. Że natychmiast stawi się tu S.SPEC i koniec z nim! ...chwila ...znaczy się...? Coś Mattowi niewyraźnie zaświtało pod tą blond czupryną, że może to właśnie było to? Ten moment, kiedy rzeczy stają się "w porządku". Kiedy przychodzi wojsko i strzela sobie trochę tu i tam. Bardziej tam, w stronę Yurego. I wszystko będzie w porządku, tak?

Ostrożnie zerknął na śrubokręt, który wciąż trzymał w dłoni. Nie, raczej nie pomyślał gorzko. Jeśli S.SPEC rzeczywiście się tu zjawi, to jedyną słuszną rzeczą jaką powinni zrobić to pewnie zastrzelić ich obydwu. Przecież jak nic pomagał wrogowi Miasta! Notorycznie wręcz i z pełnym zaangażowaniem. Hej, nawet własne zabawki przynosił! Powstrzymał dłoń od wpakowania sobie śrubokręta w oczodół, wykrwawiając się tu na śmierć ułatwi wszystkim robotę. To co mu się dostanie będzie więc w pełni zasłużone. Czy uwierzyliby mu jeśli przedstawiłby swoją wersję wydarzeń? Jeśli nie, zrozumiałby to, bo mieli pewnie rację. Zawsze mieli rację. Niech oni zadecydują - uśmiechnął się jakoś tak smutno do siebie, prawie że rezygnując z farsy Kido, na którą w pierwszym momencie podniósł głowę i patrzył niemal zauroczony jak fałszywe słówka swobodnie i pięknie lały się z jego kłamliwych ust. Ego prawdopodobnie wiedział jak się kłamie, może zaraz sam zostanie przez sytuację do tego zmuszony (o ile rozsznurują mu się oniemiałe chwilą usta i jeszcze przyjdzie mu coś to tej pustej głowy, żaden z niego improwizator artystyczno-teatralny), bo plan "niech się dzieje już co chce" wyparował tak szybko, jak tylko twarz Kido zbliżyła się do jego, a szept sprawił, że każdy zdobyty w tej relacji siniak odezwał się na jego ciele, nawet jeśli ból był tylko fantomowy. Cóż. Właściwie "niech się dzieje" mogło też iść w tę stronę. Czy to ważne z czyjej ręki umrze? Swoją mu nie wyszło, może warto dać szansę spróbować innym. Dla niego ten zaułek to był koniec świata. Dla Kido kolejny, oczywiście nie pozbawiony problemów, dzień do przetrwania.
Wiedziony sznurkami Yurego chętnie ruszył się, jak mu kazano, bez pośpiechu, podporządkowało się ciało, i hej, nie wzbudzaj żadnych podejrzeń, też można próbować, tyle lat udawało mu się oszukiwać samego siebie, to może z innymi też się uda ten numer. Uśmiechnął się, rozjaśniła mu się twarz, mina potwierdzająca każde wypowiedziane przez Kido słowo. Och, i nic nie mów. Ten kawałek w zasadzie mu się podobał. Zastanawiał się czy to dobry pomysł, zostawiać wszystko w rękach Kido, ale halo, kim on tu był żeby się spierać, prawda?

//omniomniom, dzięki~ <3
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.16 3:05  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Miłość do wojskowej frakcji opuściła Kido dawno temu, dlatego tyle było w jego słowach przyczajonego jadu, a gdy sobie uświadomił tą gorzką prawdę, która zalewała go stopniowo, kawałek po kawałku, drażniący napięte jak struny nerwy, zagryzł mentalnie zęby na dolnej wardze, by nieco przytemperować ostry jak brzytwa język. Rozmawiał z prostakiem, któremu mydlono oczy za każdym razem, gdy jakaś nieprawidłowość przebiegła po ulicy. Przyszłościowo myśląc ten facet był klasycznym przykładem szkodnika, potencjalnym karaluchem, ot, takim doskonale nadającym się na rozdeptanie przez miasto, które darzył szczerym uwielbieniem, chorobliwym wręcz zaprzeczeniem. Ale ono już nie. Trochę szkoda.
Yury z niego kpił duchowo, ale nie winił za upośledzony stan wiedzy. Gryzł się za to w brodę. Sam też taki był. Kiedyś. Pełen honoru. Patriota, ktoś mógłby rzecz. Zawsze punktualny. Rozkazy na pierwszym miejscu. Brakowało tylko merdającego ogonka.
Złapał kontakt wzrokowy z popychadłem dyktatora. Jego twarz nadal wyrażała pewność, niezachwiane zdecydowanie, które chyba już na stałe przyległo na znaczonej zmęczeniem twarzy. Wyprostował się bardziej. Może trochę demonstracyjnie, by poinformować mężczyznę, że jest od niego wyższy, lepiej zbudowany. Zbudzić niepozornie strach.
Wybacz, pan. Wyraziłem się niejasno. Dwa dni pod staranną opieką Dr Mrozova — nawet nie wiedział, czy ten rosyjski buc nadal dział w M-3, może już dawno poszedł szukać tej swojej Rossiji, którą mu kiedyś rozespany Kido obiecał — robią z człowieka zbiornik na powietrze i pomyśleć, że to wszystko przez te prochy przeciwbólowe. Nie polecam. — Westchnął z udawaną rezygnacją. Co ty pierdolisz, Yury. Pistolet. Masz go w kaburze. Kulka w łeb i po sprawie. Albo nie. Wróć. Nóż. Nóż zawsze lepiej leżał ci w dłoni, głos, niby znajomy, nawet jego, ale słowa już autorstwa kogoś innego, potoczył się rykoszetem po czaszce. A czy jaśnie pan czasem nie gardził używaniem przemocy na cywilach?, prychnął w myślach, by zademonstrować i jednocześnie znaleźć ujście swojej frustracji, gdy ten palant, jak gdyby nigdy nic, miał czelność wtrącać się w nie swoje sprawy w możliwie najgorszym momencie. Mówię o tobie. Zdychaj. — Poradzić to i by sobie może nawet poradzili, no ale ja przecież nawet nie jestem biomechem w pełni tego słowa znaczeniu. No bo wiadomo, żeby nim być, trzeba się na wpół zmechanizować. A ja — poruszył ręką, tak, by nie przeszkadzać młodemu w pracy — brak mi słów, po prostu. Ręka, rozumie, pan? Tylko ręka, a ta proteza, eh, rozlatuje się. Tu jakaś śrubka wypada, tu coś innego. Aż wstyd za każdym razem zawracać głowę inżynierom, którzy są zwaleni robotą po same łokcie. Człowiek był młody, a taki głupi… Zlekceważył rozkaz, bo chciał się wykazać, i taki tego efekt. Trudno takiemu komuś potem od nowa zaufać.
Tsa. Facet nie mógł wiedzieć, że jest w połowie maszyną. Noga była ukryta w spodniach i ciężkich buciorach. Płuca, serce i kręgi szyjne były niewidoczne. Została tylko ta ręka, ale już trudno. Musiał to rozegrać, albo ktoś zaraz straci funkcje życiowe. I tym kimś będzie typ, który wlazł w ich życie z brudnymi buciorami.  
A to nie wiedziałeś, obywatelu, że bezdomne zwierzętaSam nim jesteś, ciulu.roznoszą zarazki?Patrz na siebie, Yury. Jesteś idealną definicją ludzkiej cholery. — W ogóle — omiótł wzrokiem zaułek — tą uliczką trzeba się zająć. Tak nie może być, że w środku miasta znajduje się taka wylęgarnia bakterii. Co pan o tym myśli? — zapytał mężczyznę. — I nie musisz być taki spięty, obywatelu. Nie wsadzam do pierdla za byle przewinienie, choć te wystawione na widok klejnoty rodowe można by potraktować jak perwersja w najczystszej postaci i to w biały dzień. Niech się pan czuje ostrzeżony na przyszłość. — Wzruszył ramionami. Powinienem cię wykastrować tu i teraz, gnoju, żeby twój głupi genotyp bardziej się nie rozpowszechniał. Spieprzaj stąd, a może oszczędzę zabawkę, którą trzymasz w gaciach.
Zerknął na Ego znacząco, a usta wykrzywiły się w uśmiechu. Tym razem bardziej normatywnym, niepodobnym do tego, który wiecznie widniał na tych wąskich, pozbawionych ludzkich odruchów wargach. Chyba z tego tytułu też zabolały go mięśnie twarzy. Zignorował ten dyskomfort i fakt, że w kącikach warg pojawiły się widoczne oznaki starzenia w postaci zmarszczek.
Matt sprawnie przykręcał wierzch protezy, a robił to z takim spokojem, że Yury w pierwszej chwili go nie poznał. Gdyby pozwalała mu na to sytuacja, pewnie siedziałby na tej niewygodnej skrzyni z rozdziawioną gębą. Pierwszy raz Ego wyglądał stabilnie. Ręce mu nie drżały, ani nic. Nie był też szczególnie spięty. Ot, syndrom laleczki z chińskiej porcelany wyparował. Stał przed nim pewny swojej roboty młodzieniec, który z zimną krwią i wyuczoną precyzją skręcał poszczególne śrubki w jedną całość. Nawet Yury przez chwilę pomyślał, że z niego nie do końca było takie łamliwe jak gałązka chucherko i posiadał parę w tych małych rączkach. Całkowicie inny człowiek. Taki odmieniony. Przedziwne uczucie.
Ma pan dzieci, żonę, albo chociaż psa? Powinien być pan teraz z nimi. Ja mogę panu zaoferować, no nie wiem, kufel zimnego piwa, gdy Drew skończy robotę. A nie, chociaż nie. Muszę złożyć raport— mruknął, ni to odrobinę rozczarowany, ni to poczuwający się do swoich wyimaginowanych obowiązków. Pochylił się nad protezą pod pretekstem sprawdzenia, czy wszystko działa, czy może nią ruszać, czy palce są prawidłowe podpięte pod nerwy. Działała idealnie, bo niby jak miała dziać po konfrontacji z fachowym okiem Ego?
Należy ci się nagroda, chłopaczku — mruknął mu w ucho, zahaczając o jego płatek dyskretnie i niedostrzegalnie zębami, a w między czasie zacisnął mechanizm w pięść, tak dla przetestowania, dla wiarygodności. — Zuch chłopak. — Pochwalił go już bardziej otwarcie, tak, by słowa mogły też dolecieć do uszu mężczyzny. — Twój ojciec będzie z ciebie dumny — zapewnił młodego, a zaraz poklepał go po plecach. Jawna pogarda, która pojawiła się w oku zajrzała prosto w zblazowane ślepia Matta. Jawna? Dobre sobie. Tliło się w niej też coś na kształt wdzięczności. Ktoś tu się starzeje, Yury.Kto by nie chciał mieć takiego uzdolnionego dzieciaka, nie? Jest synem mojego kumpla. Też wojskowego— wychwalił niby to niepozornie, bez żadnych podtekstów, lecz proporcje były zachowane. Pewność, że aluzja zostanie przez młodego wyłapana, była niemal niezachwiana. Piśnij chociażby słówko, a jeszcze dziś zostaniesz w połowie osierocony.Jaki ojciec, taki syn. — Pomógł Mattowi pozbierać narzędzia, czego też wcześniej nie robił. Sytuacja wymagała jednak poświęceń.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.16 14:08  •  Ciemny zaułek obok sklepu. - Page 8 Empty Re: Ciemny zaułek obok sklepu.
Z jakiegoś powodu mężczyzna nawet na moment nie oderwał oczu od studenta. Uważnie słuchał co Yury miał do powiedzenia, ale z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego zdaniem jego mina stawała się coraz bardziej niewyraźna. Skrzyżował nawet ręce na wysokości klatki piersiowej w geście "oh rly?". Skoro to wszystko było takie proste to czego dzieciak tak bardzo się bał?
Fakty nie kleiły tak bardzo, że dziecko w podstawówce pewnie lepiej by coś klejem szkolnym przykleiło niż Yury fakty chcąc stworzyć jedną logiczną całość. Obywatel w pewnym momencie ostatecznie zrezygnował ze słuchania go. Zignorował pytanie o dzieci, żonę, psa. Chociaż bardzo możliwe, że przestał słuchać już chwilę wcześniej, gdy ten wspominał o jakimś panu doktorze. Ostatecznie mężczyzna westchnął i wreszcie przeniósł swoje spojrzenie na smoka, lekko się przy tym uśmiechając.
- Czyli nie jest Pan biomechem?- Zaczął, w duchu już orgazmując jaki to z niego Sherlock Holmes, Detektyw Monk i nawet Doktor House w jednym.- Czyli, mówi Pan, że inżynierowie, którzy na co dzień specjalizują się w mechanizmach biomechów nie poradzili sobie ze zwykłą protezą ręki?- Uniósł do góry jedną ze swoich brwi, tworząc na swojej twarzy wyraz resting bitch face, a potem sięgnął jedną dłonią do kieszeni swoich spodni. Nic jednak na razie z niej nie wyjął. Właściwie nie wiadomo, czy w ogóle miał coś w tej kieszeni, może próbował tylko przyjąć badass pozę.
- Chyba wystarczy tego pierdolenia, co? Proszę okazać przepustkę obywatelu- Facet postawił wyraźny nacisk na słowo "obywatel", jakby już Yury'emu pluł w twarz tym, że właśnie go nakrył i wie, że chuj z niego a nie obywatel. Na studenta w tym momencie nie zwracał uwagi, był przekonany, że był zmuszony do jakichkolwiek kontaktów z tym tutaj przestępcą. Jaki on już był z siebie dumny! Jaki z niego praworządny obywatel! Zenek for the rescue!


Muszę przyznać, że Wasze posty wywołują u mnie ciężkie napady śmiechu
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach