Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

W poszukiwaniu... zaginionego kucyka? {misja Yukana i Kissao} Giphy
    MG: Nathaniel.
    Uczestnicy: Patariko Yukan, Kissao Mkakune.
    Poziom trudności: Śmiertelnie trudny, a co!
    Możliwość poważnego uszczerbku na zdrowiu: Tak.
    Możliwość zostania kaleką: Tak.
    Możliwość zgonu: Tak.
    Możliwość spotkania pandy, Andrzeja: Nie. Czekają was tylko krew, pot i łzy >:C
    Cel: Zdobycie Koni Apokalipsy.
    Lokacja: nieznana. Prawdopodobnie gdzieś na terenach Desperacji.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Nie ma to jak ostre libacje, po których nic się nie pamięta. Ach, ten ból głowy! Ach, ta ogólna dezorientacja! Kissao i Patariko nie mogli sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek spili, się aż tak, by obudzić się będąc przykutymi kajdankami do krzeseł. Krzeseł z nierównymi nogami, dodajmy, bo cóż by to była za zabawa, gdyby owe meble nie telepały się na wszystkie strony przy najmniejszym ruchu? W każdym razie wszystkie kończyny obu mężczyzn zostały przytwierdzone do krzeseł i to już wiemy. Nowością natomiast może być fakt, że na przegubach ich prawych dłoni znalazły się dziwne, metalowe bransolety. Najsmutniejszym jednak był fakt, że nasi chłopcy nie potrafili sobie przypomnieć nawet tego, czy przed pojawieniem się tutaj w ogóle dotykali alkoholu.
Ocknęli się w pomieszczeniu przypominającym gabinet. Ów pokój mógłby uchodzić za poważne biuro poważnej firmy, gdyby nie pewne detale - na przykład te mało znaczące ślady pazurów na pół ściany. Albo całkiem porządne biurko, które wyglądało, jakby jego większa część została przez coś wygryziona. Albo nieokreślone, czerwone plamy na suficie i znajdujące się tam również, zardzewiałe rury. Albo krzywo powieszone obrazy namalowane czymś zdecydowanie mniej konwencjonalnym od czerwonej farby. Albo te stłuczone szyby w oknach (swoją drogą, gdyby któryś z łowców zapragnął wyjrzeć przez jedno z nich, przekonałby się, że aktualnie znajdowali się na piętrze). Tak czy siak dekorator wnętrz mógł się zdecydowanie bardziej postarać!
W pomieszczeniu panowała dziwna cisza, przerywana jedynie bulgotaniem wody płynącej w rurach i bzyczeniem natrętnej muchy, która była niezwykle pochłonięta zataczaniem kółek dookoła migającej raz po raz żarówki pozbawionej klosza.
Po dłuższym czasie do uszu mężczyzn zaczęły docierać urywki rozmowy dochodzącej z korytarza. Dwa głosy wyraźnie o czymś dyskutowały.
- … nie ma oka…
- … to Łowcy…
- Może na coś się przydadzą…

Po zbliżającym się odgłosie kroków można było wywnioskować, że posiadacze owych głosów nieuchronnie zmniejszali dystans do drzwi pokoiku, w którym przebywali łowcy.



Ostatnio zmieniony przez @ Nathaniel dnia 19.10.14 12:53, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Co do...
Kiss uniósł lekko głowę. Rozejrzał się dokładnie po całym pokoju.
-Hmm... Przytulnie tu.
Wydedukował po dłuższej chwili, ze słyszalnym w glosie sarkazmem.
-Pat żyjesz? Jak zdechłeś to na wiele mi się nie przydasz...
Spytał siedzącego obok "kolegę" po fachu. Spróbował unieść ręce lecz one były przykute, nogi to samo. Kissao spróbował mocniej szarpnąć rękoma lecz poczuł tylko promieniujący ból w okolicy nadgarstka.
-Nie... To był głupi pomysł.
Słysząc jak ktoś się zbliża uspokoił się. Bardzie przestał się miotać niż uspokoił bo był bardzo wściekły, zwłaszcza ze jakiś złamas DOTKNĄŁ jego Lili. Jego wspaniały, nienaturalnie wielki mieczyk. Wiedział ze jeśli na własne oczy zobaczy jak ktoś ja dotyka, rozerwie na strzępy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pat ocknął się. Rozejrzał dookoła.
-Ładnie tu... tak w sumie... ale co to kurwa za miejsce?
Powiedział pod nosem chcąc wstać... szybko okazało się, że to nie możliwe, był skrępowany.
-Kissao... w co nas wpakowałeś?
Zapytał spokojnie spoglądając na towarzysza niedoli. Nagle usłyszał głosy, potem kroki. Zamilkł, udawał, że śpi, albo raczej, że dalej jest nieprzytomny.
"Ciekawe co z naszym sprzętem... musimy go jak najszybciej odzyskać... inaczej jesteśmy bez szans..."
Pomyślał siedząc tak bezwładnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Klamka drgnęła. Widać było, że ktoś siłował się z nią przez dłuższą chwilę. Wędrowała gwałtownie w górę i w dół, w górę i w dół… Ostatecznie jednak agresorowi udało się wygrać tę bitwę i w pełni glorii i chwały wtargnąć do pomieszczenia.
Oczom mężczyzn ukazała się nietypowa parka: kobieta w średnim wieku utykająca na lewą nogę oraz młodzik postury karła, dzierżący kilka teczek i rozpaczliwie próbujący nadążyć za swoją szefową. Osobniczka płci żeńskiej zdawała się kompletnie ignorować fakt, że w pokoju, do którego weszła, przebywali już dwaj faceci przywiązani do krzeseł. Jak gdyby nigdy nic podeszła do biurka i usiadła przy nim. W tym czasie karzełkowi udało się do niej dobiec i wręczyć jej super ważne dokumenty. Dopiero teraz kobiecina raczyła podnieść spojrzenie i zlustrować nim swoich gości.
- Zapewne zastanawiacie się, co tu robicie – zaskrzeczała wyjątkowo nieprzyjemnym głosem. – Otóż… będziecie naszym mięsem armatnim. Z waszymi umiejętnościami – w tym momencie otworzyła teczkę i wyjęła z niej kilka kartek. – Powinniście zajść dalej niż wasi poprzednicy. Wasze zadanie będzie polegało na tym…
I w tej chwili zaatakował ją kaszel. Taki cliffhanger i fokle. Zanim była w stanie kontynuować swój wywód, zdążyła opluć biurko i swojego podwładnego… i chyba udało jej się wypluć zęba. Mlasnęła ze zdegustowaniem, po czym wróciła do swojej wcześniejszej wypowiedzi.
- Jeżeli chcecie odzyskać wolność, a zakładam, że chcecie, musicie wypełnić dla nas pewne zadanie. Wiemy, że w tej okolicy przebywa potężne stworzenie. Nazywają to koniem apokalipsy. Nie wiadomo, gdzie jest dokładnie, jest kurewsko niebezpieczny i… chcę go mieć.
Wręczyła karzełkowi zdjęcie, które ten natychmiast przetransportował do Kissao i Yukana. Na fotografii widniał niewyraźny kształt, ledwo przypominający jakiekolwiek zwierzę.
- Dostaniecie dokładne współrzędne lokalizacji, w której nasi ludzie mieli z nim ostatnio styczność oraz swój ekwipunek. Ach, no i nawet nie macie po co próbować jakichkolwiek sztuczek. W momencie, w którym zaczniecie kombinować, prosto do waszego układu krwionośnego zostanie wstrzyknięta trucizna przy pomocy tych fikuśnych bransoletek. Jakieś pytania?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pat spojrzał na przybyłych. Nie interesowało go nawet kim są. Usłyszał od nich coś, co bardzo go zainteresowało... Koń apokalipsy... nie ma nic piękniejszego niż te stworzenia. Aspekty śmierci.
-Stoi.
Burknął tylko. Miał już plan, zdobędzie konia. Nie dla niej... dla siebie. Wiedział jak go wykonać. Miał wszystko dokładnie opracowane, zdążył przeanalizować każdy szczegół.
-Co my będziemy z tego mieli?
Zapytał nagle. Przecież nie może pokazać, że coś knuje, musi poudawać, że interesuje go nagroda.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Ktoś tu się sypię...
Burknął Kiss pod nosem widząc jak kobieta wypluwa zęba.
-A na co WAM ten koń? Na jeźdźców apokalipsy to mi nie wyglądacie, a Pani, bez urazy, ale w siodle to w takim stanie, długo Pani nie pociągnie.
Coś mu tu śmierdziało i nie... nie była to starość. Coś tu nie pasowało. Czemu chcieli te konie, po co im one, czemu oni i najważniejsze, kim do cholery oni byli. Jednak chłopakowi spodobała się koncepcja posiadania owego wierzchowca. Czemu by nie zgarnąć jednego dla siebie, skoro już ma je łapać to na pewno nie za darmo.
-I mam rozumieć że jeżeli coś się wam nie spodoba to my...
wskazał na bransoletę
-...Kaput. Ehh.... Uroki pracy z nieufnymi klientami. A co mnie zmusi do tego żebym to zrobił? Mam dwa wyjścia. Albo zginę od tego kucyka albo od waszej dziwnej bransolety...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słysząc pytanie Yukana, kobieta zarechotała. Nie spodziewała się po nim takiej tępoty.
- Co wy będziecie z tego mieli? – zaczęła wyjątkowo rozbawiona. – Wydawało mi się, że wyraziłam się całkiem jasno. Jeżeli zrobicie to, czego od was oczekujemy ewentualnie nie zginiecie w wyjątkowo powolny i bolesny sposób.
Łypnęła na Kissa, zastanawiając się nad swoimi wyborami życiowymi. Jej asystent był jednak kompletnym patałachem. Żeby sprowadzać jej takie dwie, małe gnidy nieznające swojego miejsca… Nie dała się jednak wytrącić z równowagi. Jeszcze.
- A na co ci mózg, skoro najwyraźniej nie potrafisz go używać? – wzruszyła ramionami. – Powiedziałam, że go chcę, więc go dostanę. Niezależnie od tego, jakie środki będę musiała wykorzystać i do czego się posunąć, żeby to osiągnąć. Zrozumiałeś?
Mimo że do tej pory Pani Jestem Tylko Nieszkodliwą Staruszką podchodziła do dwójki łowców, jak do mało ogarniętych uczniów, którym trzeba wszystko wytłumaczyć, jej cierpliwość nie trwała zbyt długo. Na dźwięk kolejnych słów padających z ust Mikakune z jej gardła wyrwało się głuche warknięcie. Oczy kobiety zalśniły niebezpiecznie i pociemniały, a kły oraz połamane paznokcie wyraźnie się wydłużyły. Jej asystent zamachał w panice rękoma, po czym doskoczył do biurka i zgarnął z niego wszystkie papiery wraz z teczką. Przycisnął je do siebie, jakby w obawie, że te mogłyby zaraz dostać skrzydełek i odfrunąć. Tymczasem pani prezes zaczęła prezentować się, jakby nabrała masy mięśniowej – ta koszulka wcześniej zdecydowanie nie opinała tak jej bicepsów – a do tego zaczęła ciężko dyszeć. Co go zmusi?
- NIC – ryknęła, przechylając się nad biurkiem i wbijając w nie swoje szpony. Ryk, który wyrwał się z jej gardzieli był wyjątkowo niepodobny do tej „dobrodusznej” pani. – W TAKIM RAZIE ZA CHWILĘ ZDECHNIESZ!
Odetchnęła głębiej, siadając z powrotem na fotelu. Powoli wracała do swojej pierwotnej postaci. Odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk, który wymknął się z jej koka podczas tej krótkiej prezentacji sił.
- Lawrence, będziesz musiał znaleźć mi kolejnych kandydatów. Ci mnie znudzili. Zabij ich – rzuciła, a z jej głosu bił wręcz lodowaty chłód.
Przechyliła się na oparcie fotela i założyła nogę na nogę, przyglądając się mężczyznom przed nią wyjątkowo beznamiętnym spojrzeniem. Jej karłowaty asystent, natychmiast po otrzymaniu rozkazu, rzucił papiery na biurko i zaczął gorączkowo przeszukiwać zawartość kieszeni.
I co teraz, drodzy panowie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

//Ponieważ nie napisałeś jakie to krzesło, pozwolę sobie wyobrazić że jest drewniane:P\\
// A nawet pozwolę ci je sobie tak wyobrazić.~ N.

-Ehh.... Dobra... Nie drzyj się.
Powiedział Kiss jak gdyby nigdy nic się nie stało. Napiął mocniej ręce.... i zerwał kajdany więżące jego ręce. Narobił se przy tym trochę otarć jednak... W sumie to bardziej wyrwał oparcie krzesła a kajdany zjechały z jego resztek.
-Zrobię to. Ale oddaj mi mój sprzęt.
Dodał odrywając nóżki krzesła i oswobadzając nogi. Podszedł bliżej do karła. Był od niego sporo niższy, jednak Kissao nie naśmiewał się z niego.
-Nie kłopocz się. Pójdziemy po dobroci. Pat "zrywaj" się.
Nim podszedł do Patariko, dokańczając zdanie, ze stery dokumentów starszej Pani zabrał spinacz, którym zwinie otworzył kajdanki więżące ręce jego towarzysza.
-Gdzie mamy dokładnie iść? Bo tylko tego dalej nie wiemy.
Kissao przeszukał kieszenie, szukał papierosów ale zapomniał, że rzucił palenie jakiś czas temu i takich rzeczy już nie nosi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Patariko co prawda nie czekał na pomoc Kissao i widząc jak on rozłamuje swoje krzesło... zrobił to samo. Wyprostował się i podrapał po głowie.
-Te. Lewerence, nie kłopocz się.
Specjalnie przekręcił imię karła jednak nie dawał tego po sobie poznać
-Kissao... Nie widzisz, że ona już nie chce tych koni? Oboje wiemy, że niewiele jest osób które będą w stanie pojmać te mistyczne stworzenia, a jeszcze mniej jest takich którzy się odważą. Razem z pozbyciem się nas przekreśli swoją szansę.
Burknął chłopak. Tani chwyt psychologiczny jednak zawsze trafia w czuły punkt. Spokój chłopaka dodatkowo nasilał efekt. Wyjął z rękawa papierosy, tak, zawsze trzymał tam jedną paczkę. Odpalił jednego i spokojnie przyglądał się przebiegowi sytuacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

//Posta nie było na czas z przyczyn ode mnie niezależnych. Plasiam ;^;

Karzeł nie zaprzestał swoich poszukiwań, zupełnie jakby nie usłyszał słów Mikakune. Pani Prezes również pozostała niewzruszona na jego słowa. Jak gdyby nigdy nic wpatrywała się z wyraźnym uśmieszkiem satysfakcji w jakiś odległy punkt na ścianie. Tak jakby to ona miała przewagę wobec dwóch nieuzbrojonych mężczyzn, którzy co prawda pozbyli się kajdanów, jednak nadal znajdowali się na zupełnie obcym im terenie zupełnie nieznanej im organizacji, która liczyła zupełnie niewiadomo ilu degeneratów. Niedorzeczne, co nie? Parsknęła rozbawiona, słysząc marną próbę manipulacji ze strony drugiego łowcy.
- Zapominasz, kto ma przewagę podczas tych „negocjacji” – zagruchała radośnie swoim okropnie zachrypniętym głosem.
Odebrała od Lawrenca mały, czarny obiekt przypominający pudełeczko, który temu w końcu udało się wygrzebać ze swoich przepastnych kieszeni. Kurdupel stał teraz z miną wyrażającą pełnię zadowolenia z siebie i parszywym uśmieszkiem. Coś było na rzeczy. Kobieta nacisnęła jakiś dzyngs na tajemniczym urządzeniu. Na bransoletkach Łowców zamrugały zielone diody, po czym zmieniły barwę na czerwoną i tak już pozostały. Mężczyźni poczuli bolesne ukłucie w nadgarstki.
- Niniejszym do waszych organizmów została wstrzyknięta trucizna – oznajmiła uszczęśliwiona. – Macie dokładnie 24 godziny, by wrócić tu po antidotum. Z drobnym podarkiem dla mnie, oczywiście. W przeciwnym wypadku… no cóż.
Jej wargi rozciągnęły się w obleśnym uśmieszku, obnażając jej zepsute do cna, krzywe zębiska.
- Nie kłopoczcie waszych mało zmyślnych móżdżków zapamiętywaniem lokalizacji. Lawrence pokaże wam drogę – rzuciła od niechcenia, zupełnie pomijając kwestię sprzętu, który został wcześniej odebrany naszym Młodym Gniewnym.
Paniusia dała nieznaczny znak ręką, na co karzeł natychmiast otworzył drzwi. Do pomieszczenia wparowało czterech osiłków z karabinami – po dwóch na jednego łowcę. Poszturchiwaniem kolbami dali im subtelny znak, by ci ruszyli przed siebie.

* * *

Przed gmachem budynku czekała na nich zdezelowana furgonetka. Powgniatana karoseria przeżarta rdzą raczej nie dawała wrażenia, jakby pojazd miał nadawać się do użytku. Mili panowie „ochroniarze” odprowadzili Patarika i Kissao aż do tylnich drzwi furgonu. Kolejną serią szturchnięć nakazali im wejście do pojazdu. Jak widać „karczki” nie należeli do ludzi z gatunku rozmownych. Zaraz za dwójką łowców do samochodu władował się Lawrence. Osiłkowie pozostali na zewnątrz, pilnując, by Łowcom nie strzeliło nic głupiego do głowy. Drzwi zatrzasnęły się, nie dając mężczyznom czasu na próbę ucieczki, a furgonetka ruszyła w towarzystwie huku rury wydechowej. Gnom, który spodziewał się tego i zdążył się już usadowić, w żaden sposób nie ucierpiał podczas startowania – w przeciwieństwie do Yukana i Mikakune, których momentalnie ścięło z nóg.
- Podjedziemy możliwie jak najbliżej celu – oznajmił Lawrence, a łowcom pierwszy raz było dane usłyszeć jego zadziwiająco niski głos. – Tam będzie czekać na was przewodnik. Zwrócimy wam wasz ekwipunek, dopiero kiedy uznamy to za stosowne – dodał, uprzedzając pytania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pat spojrzał na wnętrze furgonetki. Uśmiechnął się nieznacznie.
"Mamy 24h... ta furgonetka będzie jechać chyba przez tydzień... o ile w ogóle odpali."
Nagle upadł, furgonetka ruszyła.
"Wow... szok... to jedzie"
Kiedy usłyszał o swoim sprzęcie skrzywił się.
-Jak uznacie to za stosowne to może okazać się, że jest za późno by was uratować... Ale... to wasze życie... w sumie mam je w dupie... z chęcią popatrzę jak płoniecie kiedy ten syf wywali w powietrze.
Burknął spokojnym głosem przeciągając się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach