Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Eden :: Rajskie miasto


Strona 6 z 21 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 13 ... 21  Next

Go down

Wymruczał coś pod nosem z przekąsem, kiedy Nathaniel wyciągał jego zwłoki z wanny. Nie ma co ukrywać, nie odpowiadało mu to, że był zmuszony na kimś teraz polegać. Czasy, kiedy starszy anioł opiekował się nim już dawno przeminęły i chłopak musiał nauczyć się samodzielności. Jednakże nawet ona zawodziła w niektórych sytuacjach i był zmuszony schować swoją dumę w kieszeń, poddając się kompletnie ojcu.
Posłusznie uniósł obie ręce ku górze, chociaż nie ma co ukrywać, przyszło mu to z małym trudem. Ciche syknięcie wyrwało się z jego gardła, kiedy poraniona ręka była uwalniania z krępującego materiału bluzki. Odetchnął cicho pod nosem, gdy było już po „wszystkim”. Jego drobne ciało zadrżało, gdy chłodniejsze powietrze liznęło bladą skórę Nathaira. Nie odczuwał wstydu czy też krępacji przy Nathanielu. Przecież nie raz nie dwa białowłosy miał okazję widzieć go w pełnej krasie, chociaż trzeba wziąć pod uwagę fakt, że młodszy anioł już dawno nie był dzieckiem.
Obserwował w milczeniu poczynania mężczyzny, zaciskając instynktownie mocniej palce na swoich udach, kiedy rana na szyi zetknęła się z wodą. Bolało, choć nie tak mocno, żeby zaraz krzyczeć i się rzucać. Bywało gorzej, tego był pewien, dlatego musiał przetrzymać, chociaż coraz bardziej go nosiło. Ale to i tak było niczym przed tym, co go czekało. Nie przejmował się spływającą wodą po jego ramionach i reszcie ciała, mocząc przy tym spodnie oraz resztę łazienki. Przynajmniej podłoga będzie czysta, jeśli doszukujmy się już jakiś pozytywów tej całej śmiesznej sytuacji.
Wycieranie ręcznikiem wbrew temu, co myślał Nathaniel aż tak nie bolało. Było naprawdę znośne uczucie, w przeciwieństwie do tego sprzed paru chwil. Ale teraz przyszła pora na najgorsze. Nie da się ukryć, że zszywanie bolało. Na każde przebicie skóry igłą ciało chłopaka reagowało spięciem wszystkich mięśni, jakby czekał na nieuniknione. Zacisnął mocno zęby, by nie pisnąć ani słowa, jednakże nie mógł powstrzymać łez, które zakręciły się w jego kącikach oczu. Był nawet moment, kiedy chciał się zrywając się wstać i odskoczyć na bok, nie mogąc znieść tego uczucia. Aczkolwiek koniec końców dzielnie dał radę, gdy wreszcie zszywanie dobiegło końca. Przesunął zdrową dłonią po świeżych szwach i odsapnął cicho, sięgając po ręcznik, którym zaczął wycierać mokre ciało.
- Tak jakoś wyszło. – odparł po chwili przerywając ciążącą w powietrzu. Przeniósł swojej spojrzenie na mężczyznę, marszcząc przy tym brwi, wyraźnie nad czymś się zastanawiając.
- Dlaczego akurat on? Co Cię skłoniło, żeby zostać stróżem kogoś takiego jak on? Przecież jest tyle lepszych osób, Niel. – wyrzucił z siebie ze swego rodzaju złością oraz żalem. Co prawda brzmiał trochę jak hipokryta, bo wszakże sam obrał sobie za podopiecznego kogoś mało adekwatnego do tej roli, ale był nowy. I Ryan był jego pierwszym „zadaniem”, choć brzydko to brzmi. Jednak Nathaniel, który w swoim życiu stróżował już nad paroma osobami mógł przecież wybrać kogoś innego. Tak więc dlaczego on?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Manewrował igłą z wprawą weterana wojennego, który niejednemu już członki przyszywał… bez skojarzeń, ludzie, powściągnijcie wodze swojej fantazji! W każdym razie szło mu szybko, sprawnie, i nie zrobił po drodze żadnych pętelek czy innych supełków, więc Nathair nie powinien narzekać. Ostatnie pociągnięcie, nożyczki poszły w ruch i proszę bardzo – ramię jak nowe! No… prawie. Dopiero teraz podniósł spojrzenie znad roboty, i wbił je w twarz syna.
„Tak jakoś wyszło”, co? Tak jakoś wyszło, że prawie się wykrwawił. A takie tam.
- Synu, czemu nie masz oka?
- Tak jakoś wyszło.
- Synu, dlaczego robiąc obiad, spaliłeś pół naszego domu i całe sąsiedztwo?
- Tak jakoś wyszło.
- Synu, dlaczego przejechałeś kota babci kosiarką?
- … tak jakoś wyszło?

Nie no, w sumie czemu nie? Tak też można. Nathaniel westchnął, odkładając na bok nożyczki i igłę. Kiedy różowowłosy zabrał się za wycieranie z siebie pozostałości krwi i wody, albinos wstał i podszedł do umywalki. Z lustra wiszącego nad nią przypatrywał się mu wymęczony dryblas. To trochę dołujące, że pomimo wolnego, które sobie bezprawnie wziął, wciąż miał prezencję samotnej matki, która musi codziennie zachrzaniać na dwóch etatach, zrobić Małgosi warkoczyki do przedszkola i po raz kolejny w tym miesiącu zaprowadzić Ksawerego do lekarza, bo zdrowe dzieci raczej nie wymiotują na plecak koleżanki… Przeniósł spojrzenie na swoje ręce, które pod wpływem wody powoli pozbywały się czerwonego zabarwienia. Zakręcił kran i odwrócił się przodem do Nathaira, opierając się tyłkiem o skraj umywalki. No, teraz był w pełnej gotowości bojowej do rozmowy.
Dlaczego akurat Jace został jego podopiecznym? Wzruszył ramionami.
- Przydzielono mnie do niego, gdy w Edenie panowała jeszcze jakakolwiek organizacja pracy. Kiedy przeważająca większość wierzyła, że Ojciec wróci i próbowała działać systematycznie. Nie wiem, czemu akurat on. Nigdy mnie to nie obchodziło.
Na świecie jest tyle innych, lepszych osób, powiadasz? Nie można zaprzeczyć. Dlatego też Nathaniel nie zamierzał się na ten temat sprzeczać.
- Wiem. Ale czy to oznacza, że nie zasługuje na stróża?
Kiedyś własnego anioła otrzymywał każdy. Nie było wyjątków ani dyskusji. Teraz przez dezercje i ogólną swawolę to się zmieniło, jednak Levittoux wciąż hołdował dawnym zasadom. Może i Wo`olfe na to nie zasługiwał. W końcu był przeklętym przez Boga degeneratem. Za to, co zrobił Nathairowi, anioł miał ochotę go zabić… Co nie zmieniało faktu, że nie miał zamiaru rezygnować ze swojej pracy. Nie dało się go tak łatwo zrazić do jego życiowej misji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co prawda znał mniej więcej wiek Nathaniela i domyślał się, że należy do tego całego starszego pokolenia. Zawsze było wychwalane przez wszystkich dookoła, jacy to oni nie są cudowni i niesamowici. A tylko dlatego, że sam Kreator ich stworzył. Też wyczyn. Przecież to nie oznaczało zaraz, że takie osobniki jak Nathair, zrodzone z innego anioła są gorsze. Ale dobra, mniejsza o to. W każdym razie biorąc pod uwagę wiek Nathaniela, można było łatwo się domyślić, że jemu przydzielono z góry podopiecznego. Teraz to wyglądało inaczej. To aniołowie sami wybierali sobie tych, nad którymi chcą sprawować pieczęć podpisując w ten sposób niewidzialny certyfikat z diabłem. No, przynajmniej Nathair to uczynił.
Chłopak prychnął pod nosem i odrzucił mokry oraz zakrwawiony ręcznik gdzieś w bok, nie interesując się jego trajektorią lotu. Zgarbił się nieco i nachylił, opierając łokciami o kolana, przyglądając z nieukrywanym zaciekawieniem ojcu.
- Tego nie powiedziałem. Uważam, że nawet najgorszy skurwiel powinien mieć swojego stróża. – wypowiadając ostatnie słowa uśmiechnął się gorzko, a w jego głowie pojawił się na moment obraz osoby, którą akurat miał na myśli. Uniósł lewą rękę i zaczesał nią złośliwą grzywkę, która nachalnie wbijała się w jego oczy.
- Po prostu jest inny od Twoich poprzednich podopiecznych. Nie lubię go. Jest irytującym szczeniakiem, który głośno szczeka. I przeczy temu, co chciałby w rzeczywistości. Powinieneś z nim porozmawiać, bo najwidoczniej coś go gryzie w środku. I dotyczy to Ciebie. Chyba. – mruknął wzruszając ramionami. Przesunął dłonią z włosów na kark, który zaczął sobie rozmasowywać. Na jego twarzy powoli wracały kolory, czyli proces regeneracyjny zaczął działać. Co prawda wiedział, że do końca dnia będzie wciąż czuł się osłabiony, ale przynajmniej wnet będzie w stanie chodzić o własnych siłach. Czyli zawsze jakiś plus, bo nie będzie zdany zupełnie na Nathaniela.
- Powiedz mi… Czy kiedyś żałowałeś, że jesteś stróżem? – zapytał po chwili cichym głosem. Nie, wbrew pozorom nie miał niczego konkretnego na myśli. Chciał poznać zdanie ojca na ten temat. Sam Nathair niejednokrotnie zastanawiał się w co się wpakował, jednakże potem szybko dochodził do wniosku, że dobrze zrobił, kopiąc pod sobą coraz głębszy grób…
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

- No widzisz – skomentował niezwykle elokwentnie.
W sumie to i tak dużo jak na niego. Zazwyczaj ograniczyłby się do skinięcia głową lub standardowego braku komentarza. Ale Nathair to co innego. W końcu przez wieki zdążyli obgadać tyle tematów – od genezy ziemniaka do wpływu dziobaków na sytuację gospodarczą w Australii – że teraz rozmowa z dzieciakiem była dla niego czymś zupełnie naturalnym. Prawdę powiedziawszy, różowowłosy był jedną z niewielu osób, która nie irytowała Nathaniela swoją paplaniną. W tej kwestii z pewnością mógł czuć się wyróżniony.
Wracając jednak do poważnych tematów dyskusyjnych…
„Jest inny od twoich poprzednich podopiecznych.”
Nathaniel po raz kolejny wzruszył ramionami. Ta rozmowa szła w dość niekorzystnym kierunku. Białowłosy nigdy nie był specjalnym fanem dysput toczących się wokół oczywistości.
- Każdy z nich był inny od poprzedniego. To prawda, że Jace jest porywczy, bywa agresywny, ale… - Ale… co? Ale „się stara”? Ale „jest tyle innych rzeczy, które to rekompensują”? – … nie jest najgorszy.
Z tępego wyrazu jego twarzy (w końcu nikt nie wygląda przesadnie inteligentnie z otwartymi ustami) widać było, że powiedziałby coś jeszcze, jednak kolejne słowa syna skutecznie go przed tym powstrzymały. Zamknął gębę, marszcząc brwi i wsłuchując się w to, co jeszcze młody miał do powiedzenia.
„Coś go gryzie…”
Żadna nowość.
„… i dotyczy to ciebie.”
Czyżby?
Uniósł brew, doskonale wyrażając tym gestem swoje wszelkie wątpliwości. Jego zdaniem z Jonathanem łączyły go relacje czysto biznesowe. Był o tym święcie przekonany. Czemu więc Jace’a miało nagle gryźć coś z jego powodu? Może chodziło o dzień, w którym widzieli się po raz ostatni. Ale przecież to on wtedy odwalił tę całą akcję z rozstawaniem się, która spokojnie mogła zapełnić odcinek białoruskiego melodramatu... na całe szczęście Nathaira najwyraźniej nie obchodził ten temat, bo dość szybko podjął kolejny wątek, nieświadomie kończąc tym rozważania albinosa.
- Tak. Był taki okres, gdy notorycznie kwestionowałem sens stróżowania ludziom.
Możliwe, że podobny kryzys egzystencjalny przeżywał w swoim długim życiu każdy anioł. Wierzcie lub nie, ale nie tylko ludziom nasuwają się pytania odnośnie sensu istnienia. Poza tym wśród szeregów skrzydlatych również pojawiali się filozofowie! Nathaniel znał kiedyś takiego jednego. Wołali na niego Metatron czy coś w tym stylu. Ten to dopiero był niezły. Potrafił godzinami rozmyślać nad tym, czy udałoby mu się przejąć władzę w Królestwie Niebieskim przy pomocy marchewki, doniczki i kawałka sznurka. Oczywiście te rozważania były czysto hipotetyczne. Ostatecznie nie przejął przecież władzy nad wszechświatem. Ba! Wraz ze zniknięciem Boga słuch po nim zaginął. Albo to do Levittouxa przestały docierać historie o jego wyczynach… w każdym razie Metatron był równym gościem i tego się trzymajmy. A w ogóle to tutaj jest niewygodnie. Właśnie do takiego wniosku doszedł białowłosy i postanowił niezwłocznie podzielić się spostrzeżeniami ze swoim towarzyszem.
- Łazienka nie jest chyba najlepszym miejscem na rozmowę – stwierdził odbijając się od umywalki.
Zakręcił się po pomieszczeniu, kompletując Zestaw Małego Szwacza. W międzyczasie, jakby na potwierdzenie jego słów, rura nad głowami aniołów zaczęła wydawać dziwne odgłosy. Coś pomiędzy waleniem wyrzuconym na brzeg, a rodzącą alpaką. Cóż.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez jego twarz przemknął delikatny uśmiech, kiedy usłyszał odpowiedź Nathaniela. W sumie czegoś podobnego spodziewał się po nim. Był poniekąd elastyczny. Potrafił dostosować się nie tylko do danej sytuacji, ale też do osób dookoła niego. Taki już był, bezproblemowy i bezkonfliktowy. I nie sądził, by jego ojciec w tej kwestii go okłamał. Nigdy nie został przez niego oszukany, dlatego też praktycznie bezgranicznie wierzył w każde jego słowo.
Czyli wychodziło na to, że nawet ktoś tak wiekowy jak on miewał swoje gorsze dni zwątpienia. W sumie dobrze coś takiego usłyszeć. Chociaż zabrzmi to dość abstrakcyjnie, to jednak w pewien dziwny sposób było to krzepiące. Westchnął bezdźwięcznie i podniósł się. Momentalnie poczuł jak jego nogi drżą pod nim, aczkolwiek był w stanie już się poruszać, choć od czasu do czasu miewał zawroty głowy. Cudowne skutki utracenia dość sporej ilości krwi. Potarł swoje ramiona, by się nieco rozgrzać i skierował w stronę drzwi.
- Chodź do kuchni. – mruknął opuszczając łazienkę idąc wprost do kuchni, doskonale wiedząc, że jasnowłosy za nim podąży. W sumie nie chciał już więcej poruszać tego tematu. Jak dla niego sprawa była zakończona. Miał tylko nadzieję, że Nathanielowi nie strzeli do głowy, by odszukać Growa i w jakiś sposób wziąć sprawy w swoje ręce. Bo to, co się wydarzyło było między Nathairem i Growem, i chłopak naprawdę nie życzył sobie, by ktokolwiek się w to mieszał. Nawet sam Nathaniel. A może zwłaszcza on…
W kuchni zgarnął czajnik, by nalać do niego wody, ale po chwili odstawił go a blat, po czym oparł się o niego, czując, ja kręci się mu w głowie. Nabrał więcej powietrza w płuca, po czym odstawił czajnik na kuchenkę i odpalił, by zagotować wodę. Przez cały czas milczał, kiedy przygotowywał kubki na herbatę. Robił to wolno, zdecydowanie wolniej niż zazwyczaj, aczkolwiek nie chciał już, żeby Nathaniel go we wszystkim wyręczył. Jego siły powoli wracały i z tak prostymi czynnościami mógł sobie sam poradzić.
W końcu woda zagotowała się i Nathair zalał kubki prawie po same brzegi. Zerknął ukradkiem na mężczyznę, po czym odepchnął się od blatu i podszedł do stołu, gdzie ciężką usiadł na jednym z krzeseł, opierając głowę o dłonie, których łokcie wygodnie spoczęły na blacie.
- Chyba będziesz musiał wziąć sam herbatę, bo istnieje spore ryzyko, że ją rozleję. – rzucił cicho.
- Swoją drogą co się stało, że ostatnio nie zaglądałeś tutaj? – zagadnął przyglądając się podanemu kubkowi, bo zakładamy, że Nathaniel jednak je przyniósł. W sumie sporo czasu minęło jak widział się z nim ostatni raz. Chyba nawet stęsknił się za jego towarzystwem.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Nie wiem, jak zacząć tego posta, bo ogólnie nie mam pomysłu, ale muszę go napisać, bo odwlekam to już… długo. W każdym razie poleję trochę wody i pochwalę Nathaira. Bo Nathair to w ogóle jest strasznie męski. Jest nawet bardziej męski od Nathaniela. Potwierdzone info. Bóg daje 10/10 i w ogóle sparkle męskości.
W każdym razie albinos polazł do kuchni zaraz za synem (plot twist, kurna). Była to droga pełna niebezpieczeństw, podczas której Levittoux niemalże zginął śmiercią tragiczną, potykając się o poniewierającą się pomarańczę oraz zgłębił tajniki bałaganu w salonie – podziwiał go wprawdzie przelotnie, ale i to wystarczyło, by doszedł do wniosku, że prędzej czy później trzeba będzie coś z tym zrobić.
Usiadł przy stole, przyglądając się z niezadowoleniem, jak Nathair krząta się po pomieszczeniu. Fajnie, że chciał pokazać, jaki to jest samodzielny, ale wyglądał, jakby podniesienie czajnika miało zaraz złamać go na pół. Nigdy nie był jakimś pakerem, no ale bez przesady.
„Chyba będziesz musiał wziąć sam herbatę”
Skinął głową. To było logiczne. W końcu to nie on miał na sobie gustowne, świeże szwy. Bez narzekania – ba! wręcz ochoczo – Nath podszedł więc do blatu i przetransportował z niego dwa kubki, nie roniąc przy tym ani kropelki – taki był doświadczony! Zrobił jeszcze jedną rundkę po cukiernicę, a następnie usadowił się naprzeciwko różowowłosego knypka.
- Też mógłbyś czasami odwiedzić gościa, który żywił cię te kilkaset lat, nie sądzisz? – odparował, nie tracąc rezonu. Bo rezon jest bardzo ważny w życiu każdego stróża. Inaczej dałby sobie wejść na głowę, a to wcale nie jest wychowawcze. Nie, ani trochę.
- Masz tu straszny syf – mruknął, odmierzając w skupieniu właściwą ilość cukru. Cztery i jedna trzecia łyżeczki cukru, cztery i dwie trzecie łyżeczki cukru… idealnie! Zamieszał dokładnie trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, żeby było przepisowo, po czym odłożył sztuciec na bok. Swoją drogą ta zmiana tematu była tak płynna, że niejeden polityk by mu pozazdrościł.
- Później to posprzątam, ale daj mi najpierw wypić herbatę – rzucił, jakby spodziewał się, co na wcześniejszy zarzut odpowie mu ten pyskaty szczeniak. „Jak myślisz, dzięki komu?”. „To twój podopieczny, bierz za niego odpowiedzialność”. „Syf to ty masz na ryju”. Blablabla. Nie chciało mu się wywoływać podobnych dyskusji, więc od razu pogodził się ze swoim losem, ot.
- To co tam u ciebie? Oczywiście pomijając twojego ostatniego gościa.
Nie był najlepszy w podtrzymywaniu rozmów. Może i kiedyś mógł całymi dniami pierdzielić o jakichś głupotach, jednak dawno już się od tego odzwyczaił. Nic więc dziwnego, że jego wszelkie próby interakcji z innymi wyglądały tak kulawo. Dlatego też najczęściej wybierał prostą taktykę polegającą na milczeniu i potakiwaniu – mniej możliwości na zrąbanie sytuacji. Ale rozmawiał teraz z Nathairem, a dla niego musiał się poświęcić chociaż w tak niewielkim stopniu, by prowadzić z nim w miarę ogarniętą wymianę zdań.


Ostatnio zmieniony przez Nathaniel dnia 01.10.14 18:07, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Właściwie to każde ich spotkanie wyglądało niemal tak samo. Spotykali się, siadali gdzieś, gdzie można było w miarę wygodnie usadzić dupsko, wymienili się zdaniami i to wszystko. Potem mówiła za nich już tylko cisza. I z pewnością nie wynikało to z faktu, że jeden drugiego nudził, a raczej z tego, że przesiadywanie ze sobą nawet w ciszy było przyjemne. Chłopak zerknął na parujący napój i nachylił się nieco, wysuwając koniuszek języka „trącając” niepewnie herbatę, jak małe zwierzę, które sprawdza czy podsunięta woda nie jest zatruta. Pomimo swojej, no powiedzmy, samodzielności i wieku, Nathair wciąż miał w sobie wiele z dziecka, które każdego dnia na nowo odkrywa świat, poszerzając swój dotychczas horyzont widzenia. Nie szukał sam wrażeń, to one znajdowały jego. Mały masochista, który pozornie nie miał na to wpływu. Bo czyż nie był nim, skoro stróżował nad kimś takim jak Ryan? Albo zamiast zamknąć swoją rozklekotaną jadaczkę gadał to, co mu ślina przynosiła na język, a potem musiał ponosić tego konsekwencje, czego dowodem była chociażby dzisiejsza rana na szyi oraz niepełnosprawna na jakiś czas  prawa ręka.
W końcu uniósł oczy znad kubka i przesunął nimi po twarzy albinosa, zahaczając o jego bliznę na wardze, która chcąc czy nie, dodawała mu w pewnym rodzaju uroku osobistego.
- Wiem. Ale teraz będę musiał uważać na swobodnie biegającego psa po Twoim podwórku. – mruknął chłopak uśmiechając się gorzko na wspomnienie ostatnich wydarzeń, instynktownie przesuwając opuszkami zdrowej dłoni po świeżo założonych szwach.
- Póki co muszę wykombinować jakiś telefon zastępczy. – w ostatniej chwili gryząc się w język, gdyż już chciał rzucić, że musi być w kontakcie ze swoim podopiecznym, jednakże przypomniał sobie, że tamten wcale nie był w nim w kontakcie. To wychodziło tylko i wyłącznie z inicjatywy różowowłosego, nic ponadto. A i tak nigdy nie otrzymywał od niego wiadomości zwrotnych. W końcu nie należał do tamtej dwójki o „specjalnym traktowaniu”. Złapał za ucho kubka i go uniósł, upijając łyk dochodząc w końcu do wniosku, że herbata przestygła na tyle, by nie poparzyć sobie gęby od środka, a co mu się ostatnimi czasy dosyć często zdarzało. Zwykła nieuwaga, mhh.
- Ano, w końcu trzeba brać odpowiedzialność za to, co się oswaja, nieprawdaż Nathaniel? – zagadnął cicho, gdy jego ojciec wspomniał o ogarnianiu burdelu w jego domu. Co jak co, ale Nathair nie zamierzał w tej kwestii odpuścić. To nie on nasycił, tylko pewien Kundel. A wszyscy mówią, żeby sprzątać brudy pozostawione po swoim psie.
Co u niego.
Nie lubił tego pytania. Nigdy nie wiedział co sensownego można na nie odpowiedzieć. Ba! Nawet nie potrafił nic „niesensownego”  wyrzucić z siebie. Dlatego też jedynie wzruszył ramionami. Bo właściwie co miał mu powiedzieć? Że został zgwałcony przez swojego podopiecznego? Że potem trafił do burdelu,  bo był chujowym aniołem i dał się podejść jak dziecko, by w efekcie ponownie zostać zgwałconym, tym razem przez kogoś obcego? Żałosne. Prędzej odgryzłby swój własny język, aniżeli powiedział o tym komukolwiek. Zwłaszcza Nathanielowi. Nie było tutaj niczego, czym można było się chwalić. Przełknął cicho ślinę i przesunął koniuszkiem języka po spierzchniętych wargach. Dobrze, że jego ojcu nie przychodziły do głowy idiotyczne myśli, jak potrzeba inwigilowania swojego adoptowanego. Co jak co, ale nawet Nathaniel miał swego rodzaju kodeks honorowy w stosunku do Nathaira. Chyba.
Przesunął dłonią po swojej szyi, i aż się wzdrygnął, przypominając sobie zęby Growa w swoim ciele. Przez jego twarz przemknęło niezadowolenie i obrzydzenie bliskością, na jaką pozwolił sobie Wilczur. Musiał zmyć z siebie jego odór. Jednakże w tej kwestii niektóre sprawy mogły być nieco utrudnione przez pewne przeszkody. Kątem oka przesunął po swojej prawej ręce, która swobodnie spoczywała na blacie stołu.
- Nie potrzebujesz wziąć prysznicu? – zagadnął ponownie skupiając całą swoją uwagę na Nathanielu. Na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek, z którego można było wyczytać „prawie jak za dawnych czasów”, szybko jednak dodał.
- Muszę umyć głowę. I szyję oraz brzuch. – rzucił próbując sobie przypomnieć, gdzie ten Kundel wciskał swoje łapska. Nie chciał być zależny od Nathaniela, ale w tej sytuacji tylko na nim mógł polegać. I tylko jemu mógł pozwolić się dotknąć.


Ostatnio zmieniony przez Nathair dnia 10.10.14 13:36, w całości zmieniany 4 razy
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Upił łyk herbaty. Niewymieszana. Dlaczego? Dlaczego nawet ona była przeciwko niemu? Nathaniel łypnął na kubek, po czym sięgnął po odłożony przed chwilą sztuciec. I cukier. Skoro znowu ma brać się za mieszanie, niech chociaż coś z tego ma. Na przykład słodszą herbatę.
Mieszu, mieszu, mieszu.
Trzy kółka w prawo. I jeszcze jedno. No, może jeszcze jedno tak dla pewności. Dobra, starczy tego. Oblizał łyżeczkę i spojrzał Nathairowi prosto w oczy. Ach, jak romantycznie.
- Poradzę z nim sobie – odmruknął, przenosząc wzrok z powrotem na swoją herbatkę i sięgając po nią. Hohoho, znowu się spotykamy.
W odpowiedzi na wzmiankę o telefonie wymruczał coś niewyraźnie znad krawędzi kubka. Niech chociaż to małolat załatwi sobie sam, skoro już od dawna twierdzi, że nie potrzebuje niańki. Levittoux na pewno nie odda mu swojej komórki, bo aktualnie potrzebował jej do pracy. W końcu jak inaczej jego koledzy po fachu mieliby mu donosić, co dzieje się z jego rozwydrzonym podopiecznym, kiedy on sam akurat straci go z oczu?
„Trzeba brać odpowiedzialność za to, co się oswaja.”
Ha! To dobre. Anioł ledwo powstrzymał się od prychnięcia.
- Oswaja? Jace wygląda ci na oswojonego? – powątpiewanie w jego głosie było niemalże namacalne.
Co z tego, że spędził z Wo`olfem kilka lat na dziecinnych przepychankach, skoro te nie przyniosły żadnych widocznych rezultatów? Kiedy Jonathanowi kazało się spokojnie siedzieć na tyłku, on opuszczał pomieszczenie. Kiedy kazało mu się wyjść z pokoju, on warował na swoim miejscu. Był niewyuczalny, więc Nathaniel nawet nie zaprzątał sobie głowy próbami jakiejkolwiek tresury. Jako jego stróż… po prostu sobie był.
„Nie potrzebujesz wziąć prysznicu?”
Prysznica, ciołku.
Pomijając fakt, że to pytanie dziabnęło Levittouxa swoją gramatyką, dodatkowo nieco go zdziwiło. Niecodziennie bowiem dostaje się propozycję wspólnej kąpieli od swojego, dorosłego dziecka. Nierodzonego wprawdzie, ale wciąż dziecka.
„Muszę umyć głowę…”
A. No to trzeba było od razu, że potrzebujesz pomocy, a nie się czaisz. Z Nathem trzeba wszystkie sprawy załatwiać po męsku – szybko i jak najprościej, bo inaczej nie zrozumie.
- Pewnie. Pomogę ci – zgodził się bez mrugnięcia. Nie, żeby to było dla niego jakieś poświęcenie. Wręcz przeciwnie. Poza tym ostatnimi czasy rzeczywiście przeznaczał na swojego syna zdecydowanie za mało uwagi. Mógł więc pozwolić sobie dzisiaj na spełnianie wszystkich jego zachcianek, a niech już mu tam będzie. Oczywiście smarkacz nie musiał o tym wiedzieć, bo jeszcze wpadłyby mu jakieś nie najmądrzejsze pomysły do tego durnego, różowowłosego łba i co wtedy?
- Ruchy, nie mamy całego dnia – rzucił, wstając od stołu i dopijając herbatę.
Kłamał. Ostatnio jakoś mu to weszło w nawyk. Chociaż może i to nie było kłamstwo, a lekkie nagięcie prawdy. Tak czy siak jasne, że mieli cały dzień, ale no… tak się mówi, żeby kogoś pospieszyć, no nie? A poza tym albinos musiał jeszcze posprzątać znaczną część mieszkania Nathaira, na co też potrzebował czasu. No, nieważne. W każdym razie poczekał, aż drugi aniołek również ruszy swoje zacne cztery litery i skieruje się do łazienki, po czym ruszył za nim. <- Yaay, te fascynujące opisy akcji są takie dynamiczne i w ogóle.


Ostatnio zmieniony przez @ Nathaniel dnia 14.10.14 14:51, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skrzywił się nieznacznie, jakoś powątpiewając w słowa drugiego anioła. Jakoś nie wyglądało na to, żeby do tej pory sobie z nim radził, no ale nie pozostawało mu nic innego, jak w to zawierzyć. Skoro tak twierdził. Tylko, żeby jego „radzenie” sobie było o wiele bardziej skuteczne aniżeli do tej pory. Odsunął kubek od siebie pozostawiając niedopitą herbatę i podniósł się powoli od stołu, nie odpowiadając na jego słowa odnośnie oswajania. Może Nathaniel nie był tego w pełni świadomy, ale tak, oswoił w pewien sposób Growlithe’a. Biorąc pod uwagę słowa i czyny Wymordowanego, naprawdę sporo można było z nich wyczytać. Tylko najpierw trzeba było chcieć to ujrzeć, a nie spoglądać z zamkniętymi oczami. Ale to nie była sprawa Nathaira. Nie jego piaskownica, nie jego zabawki.
Powolnym krokiem wyszedł z kuchni od razu kierując się na schody prowadzące na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się łazienka wyposażona w prysznic. Jakoś mniej użerania się będzie tam niż na dole, gdzie była wanna. W sumie nie musiał nawet wskazywać drogi albinosowi, gdyż ten powinien już doskonale orientować się w domu Nathaira. Wszakże bywał tutaj jeszcze przed jego narodzeniem.
Gdy znaleźli się w łazience, chłopak jedną ręką odpiął swoje spodnie, po czym pozwolił im zsunąć się aż do samych kostek wraz z bielizną. Nigdy nie odczuwał jakiejkolwiek krępacji w towarzystwie Nathaniela. Być może dlatego, że był jedyną osobą, no dobra, to niedawna jedyną osobą, która widziała go w pełnej okazałości. Ale w tym przypadku, oprócz delikatnego rumieńca, który spowił jego policzki nie odczuwał żadnego dyskomfortu.
Wszedł do brodzika i zdrową ręką złapała słuchawkę, po czym odkręcił wodę, od razu kierując letni strumień wody na swoje włosy. I…. tyle. Niestety, druga ręka nie pozwalała mu na swobodne poruszanie się, więc był zmuszony polegać w tym momencie na Nathaniela. Jednakże raptownie coś go tknęło. Zerknął przez ramię na mężczyznę i rzucił krótko.
- Nie pytaj. – oczywiście miał na myśli jakże cudowną bliznę wzdłuż kręgosłupa oraz ślad po ugryzieniu na karku, których to nabawił się całkiem niedawno. Nie chciał, żeby Nathaniel zaczął wypytywać gdzie się ich nabawił. Wolał pozostawić to w tajemnicy przed nim, mimo wszystko.
Odczekał, że albinos również wejdzie pod prysznic, i wciąż trzymając słuchawkę nad głową, dodał nieco bardziej przyciszonym głosem.
- Uprawiałeś kiedyś seks? – tak, to idealny moment na pytanie drugiej osoby o coś takiego. Będąc zmoczonym i nagim, tyłem do osobnika płci męskiej. Teraz powinien jakiś kierowca autobusu wstać i zacząć klaskać. Ale nie, wbrew pozorom w pytaniu Nathaira nie skrywała się żadna aluzja czy też zachęta. Nie, nie. Po prostu chciał wiedzieć, czy tak długowieczny anioł jakim był Nathaniel, dopuścił się do pogwałcenia, jakby na to nie patrzeć, jednego ze świętych praw i zakazów, panujących na anielskim podołku.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

// Mogą być błędy, ale nie myślę. Soreh D:

W rzeczy samej doskonale orientował się w rozkładzie pomieszczeń w domu ryżowłosego. Dlatego też pozwolił sobie na rozglądanie się dookoła i niepilnowanie się swojego „przewodnika”. Skoro idą na górę, zapewne postanowił wybrać łazienkę właśnie tam, więc nawet jeśli Levittoux odłączy się od swojego dwuosobowego stadka, da radę z powrotem się odnaleźć. Tak.
Dzięki latom morderczych treningów oraz doskonałej orientacji w terenie, Nathanielowi w istocie udało się dotrzeć do celu. I wcale nie musiał prowadzić go Krzysztof Hołowczyc. Stanął w progu i oparł się o framugę, odprowadzając wzrokiem młodszego anioła. Prychnął pod nosem, zauważając, że policzki chłopaka zdążyły przybrać różową barwę. Nie, żeby jego pełnia okazałości robiła na albinosie jakiekolwiek wrażenie i dlatego też miała być powodem do pałania panieńskim rumieńcem… No, ale nic, trzeba zabrać się za rozbieranie, bo jego towarzysz nieźle go już wyprzedził (i co z tego, że zaliczył falstart?) i właził właśnie do kabiny. Ubrania Levittouxa w szybkim tempie utworzyły zgrabną kupkę nieopodal leżących już na ziemi spodni Nathaira. Mężczyzna wszedł do brodzika, zasuwając za sobą drzwi. Zaraz też odebrał słuchawkę prysznica z rąk różowowłosego inwalidy, przejmując tym samym jego zadanie.
„Nie pytaj”
Zmierzył go bacznym spojrzeniem. Nie podobało mu się, że młody miał przed nim jakieś tajemnice, ale co mógł na to poradzić? Dzieci dorastają szybciej, niż byś się spodziewał, (dosłownie) wyfruwają z gniazda, zanim się obejrzysz, a potem zostajesz sam. I to nawet bez kota, bo nie lubisz kotów. Życie takie smutne, kiedy jesteś Nathanielem. W każdym razie albinos nie chciał wchodzić Nathairowi z butami w jego życie prywatne, więc milczał. Milczenie najlepszym sposobem na rozwiązywanie trudnych spraw – można powiedzieć, że żył według tej zasady, co zresztą niejednokrotnie dawało się zauważyć.
Zamrugał kilkakrotnie, słysząc kolejne słowa dzieciaka. Czy kiedykolwiek uprawiał seks? Też mi pytanie. Oczywiście, że…
- Nie – odpowiedział z dobijającą obojętnością. Jego poziom zaangażowania był równy temu, z jakim odmawia się przyjęcia fascynującej ulotki na temat życia i rozmnażania rurkochłonowców od znudzonej panienki stojącej na rogu czwartą godzinę z rzędu (w dodatku cały czas z tymi samymi, cholernymi ulotkami o rurkochłonowcach). – A co, chcesz mi coś powiedzieć? – mruknął, sięgając po szampon.
Wyłączył wodę, zawiesił prysznic na jego Jedynym, Prawowitym Uchwycie, po czym wycisnął na włosy Nathaira nieco płynu. A potem zaczął myć mu głowę i w ogóle ten szampon tak fajnie się pienił, yaay.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No tak, czego innego mógł spodziewać się po odpowiedzi Nathaniela? Przecież to takie ucieleśnienie wszelakich cnót… A nie, chwila. Mówimy nie o tym Nathanielu co trzeba. W każdym razie odpowiedź albinosa jakoś szczególnie go nie zaskoczyła. Nie, żeby nie potrafił sobie wyobrazić swojego ojca w objęciach innej osoby…. Nie, tego jednak nie potrafił sobie wyobrazić. Chyba, że ta osoba nazywałaby się Pan Kanapa Kanapowski i jego miejscem zameldowania byłby salon jakiegoś przytulnego mieszkanka.
Przechylił głowę nieco ku przodowi, ułatwiając tym samym dostęp do swoich włosów, kiedy dłoń mężczyzny wcierała w nie szampon o jakże cudownym zapachu świeżych i soczystych truskawek. No i masz, tajemnica skąd bierze się zapach Nathaira właśnie wyszła na jaw. Smutek tak bardzo. Chłopak wzruszył ramionami, starając się na szybko wymyślić jakąś wymówkę, która to będzie brzmiała przekonywująco. Wszakże jak to on, wypalił coś bez większego zastanowienia a przecież teraz nie powie Nathanielowi prawdy. ”No w sumie tak. Ostatnio Ryan mnie zerżnął a mnie się to nawet podobało, potem zostałem z dwa góra trzy razy zgwałcony w burdelu, ale to już mi się nie podobało. No, a potem polazłem do Ryana, gdzie znowu rozłożyłem nogi, ale tu znowuż ponownie mi się podobało. Czy jestem gejowym aniołem?” Z jego ust wydobyło się ciche parsknięcie na samą myśl o tym.
- Nie. Raczej nie. – odparł w końcu zaciskając mocniej oczy, żeby przypadkiem szampon nie dostał się do nich i ich podrażnił. Ponownie zamilkł, mając nadzieję, że mężczyzna nie będzie już drążył niewygodnego tematu. Co prawda Nathair sam go zaczął, ale to nie oznaczało, że Nathaniel nie mógłby go teraz zakończyć. Swoją drogą co byłoby, gdyby odpowiedź, jaką otrzymał, byłaby inna? Czy jednak zacząłby pytać go o jakieś… rady? Ciężko powiedzieć.
Więcej się nie odzywał przez cały czas, kiedy albinos był jego głowę. Grzecznie i posłusznie czekał, aż zmyje resztki piany z jego włosów, nie odwracając się nawet na drobną chwilę. Gdy w końcu woda została zakręcona, chłopak odwrócił się i prześlizgnął obok Nathaniela wychodząc z kabiny. Jeśli albinos chce jeszcze skorzystać z wody proszę bardzo, jednakże Nathairowi było spieszno do łóżka. Sięgnął po czysty ręcznik i pomagając sobie jedną ręką zaczął wycierać włosy, chlapiąc dookoła. Czuł, jak zmęczenie go dopada a powieki samoistnie powoli opadają. To był naprawdę ciężki dzień pełen mało ciekawych wrażeń.
Zerknął w lustrze na swoje odbicie i się skrzywił. Pomijając sterczące włosy, które robiły w tym momencie za satelitę odbierającą sygnał z każdej możliwej strony, to różowa nić zdobiąca jego gębę wyjątkowo go irytowała. Miał ochotę złapać za nią i wyszarpać. Wydał z siebie stłumiony syk pełen niezadowolenia, próbując jednocześnie jedną ręką owinąć się ręcznikiem dookoła bioder. Popaprane to wszystko. Ziewnął szeroko nawet nie kwapiąc się, żeby zasłonić usta i starł pojedynczą łzę z kącika oka, która zawieruszyła się przez ziewanie.
- Chyba zaraz się położę. – mruknął sennym głosem.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Eden :: Rajskie miasto

Strona 6 z 21 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 13 ... 21  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach