Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 25.04.14 21:13  •  God bless you, bitch. Empty God bless you, bitch.
Święć się imię Twoje…









Och, cóż za spotkanie. Dawno Cię coś w kościele, synu, nie widziałem.

















Nie no, daj spokój, dzisiaj bez kazań.














Spowiedzi też nie będzie. Albo inaczej – będzie. Moja. Siadaj, synu, trochę Ci o sobie opowiem.
Kim jestem? Cóż, moja kiecka może być myląca, ale bezapelacyjnie i niezaprzeczalnie jestem mężczyzną. Nie śmiej się, szczylu, jako facet mam staż dwa razy dłuższy od Ciebie. Pan mnie powołał na ten ziemski padół przeszło czterdzieści osiem lat temu.
Nie widać po mnie? Na litość, dzieciaku, jasne, że nie widać. Mówi mi to każda jedna panienka. Dają najwyżej trzydzieści pięć, no, może cztery krzyżyki, nie więcej. Mówię Ci, trzymam się lepiej niż pijany płotu.
A propos panienek… Zamknij usta, synku, wyglądasz strasznie głupio.
Tak, całkiem lubię dziewczynki. Nie, nie trzymam się celibatu. Na litość boską, nie jestem świętym.  W Świecie-3, populacja świętych osiąga zatrważająco niskie zagęszczenie osobników na hektar kwadratowy. Szczególnie tutaj, w dominium Łowców, oazie syfu i kiełkującej rebelii. Ale o tym może później.
Jeśli będziesz chciał mnie znaleźć, pytaj o Jeremiaha Oscara Willbourne’a.  To moje imię, choć wszyscy zwykli mnie zwać „ojcem”. Ty też powinieneś się do mnie tak zwracać, synu.
Co? Nie, kurwa, nie jestem twoim tatusiem.
Po prostu jestem pieprzonym księdzem.


Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich.





To, co teraz powiem, musisz zachować w sekrecie.
Tajemnica spowiedzi, smarkaczu, rozumiesz?
Te czerwone oczy to wcale nie alkoholizm. Zapalenie spojówek też nie. Soczewki? Pudło. Po prostu jestem Łowcą. Tak, ja, księżulo w sutannie porzuciłem moją dawną parafię i uciekłem do podziemia, wstępując do bractwa krwawookich buntowników. Dlaczego? Cóż, to temat na inną dyskusję.
W moim wesołym kółeczku modlitewnym, jak zwykłem ich nieraz określać, pełnię funkcję… Chwileczkę, synku, wyjaśnijmy coś sobie. Wcale nie jestem Wtyką. Po prostu bywam w różnych miejscach i słyszę różne rzeczy, jasne? Niektóre z nich są naprawdę istotne dla szefostwa. Wtedy je zwyczajnie przekazuję. To żadne szpiegostwo.



Panie, przekazałeś mi pięć talentów.




Zgoda, nie jestem alfą i omegą, ale parę rzeczy potrafię. Pierwszy mój talent zauważyłem dawno, kiedy jeszcze smarki razem z mlekiem spod nosa wycierałem. Od dzieciaka cechowała mnie wybitna gładkojęzyczność, nie tracę jęzora w gębie, nawet gdy dyskusja zaczyna iść nie po mojej myśli. A rzadko się tak dzieje, synu. Ciężko mnie zamotać, jestem nad wyraz gadatliwy i potrafię wybrnąć z każdej sytuacji, podpierając się choćby lichymi argumentami.
Drugi talent bezpośrednio koreluje z poprzednim. Jestem naprawdę oczytany. Och, błagam, nie wciskaj mi tylko, że wyrosłem na apokryfach i prawicowym bełkocie. Jak na kapłana, jestem zdumiewająco liberalny i czytam wszystko, co mi się spodoba. Wyznaję zasadę, że ten, kto pali książki, najpierw pali też głąba.
Trzecie może Cię zaskoczy, ale… synku, jeśli uważasz, że sutanna dyskredytuje wartości bojowe, nie próbuj mnie wyprowadzać z równowagi. Moje zdolności dyplomatyczne po trzecim upomnieniu tracą na rzecz argumentu pięści. Może i mam swoje lata, ale wciąż potrafię nieźle wlać niejednemu gówniarzowi.

I ujrzałem Bestię wychodzącą z morza,
mającą dziesięć rogów i siedem głów,
a na rogach jej dziesięć diademów,
a na jej głowach imiona bluźniercze.


No chwila, bez przesady. Naprostujmy to.
Moja bestyjka nie ma siedmiu głów, tylko jedną. Nie ma ani pół rogu, co najwyżej takie śmieszne, kostne, obciągnięte skórą wypustki tuż nad oczami, przypominające grubo przesadzone łuki brwiowe. I przysięgam, kiedy go wygrałem w kości od tamtego gościa w spelunie, nie miał na łbie ani plastikowego grzebyczka dla dziewczynek, że już nie wspomnę o diademie. A szkoda, spieniężyłoby się.
Na dobrą sprawę pasuje tylko imię bluźniercze.
Do rzeczy – posiadam niemal dwuletnią parodię Raviera. Mówię „parodię”, bo nie sposób pełnowymiarowym zwierzakiem nazwać czegoś, co nie dorasta mi nawet do kolana, choć miało mieć ustawowo pięćdziesiąt centymetrów. Prawdę mówiąc, od razu zauważyłem, że pisklak był najsłabszy z miotu. Matka najprawdopodobniej go odrzuciła, choć gość zarzekał się, że własnoręcznie z gniazda wykradał (akurat!). Chciał za niego stówę, ale stanęło na grze w kości. Gram całkiem nieźle, summa summarum stówę dostałem ja, plus bydlę gratis.
Wtedy miał ledwo dwa, może trzy tygodnie i był nie większy niż uczciwych rozmiarów jaszczurka. Miał też przetrąconą łapę i był wychudzony niemalże do śmierci. Odkarmiłem, opatrzyłem, wytresowałem. W końcu to dalej Boże stworzenie.
Nazwałem go Szatan. Wtedy wydawało mi się to szalenie zabawne, że ja, ksiądz, zawołam Szatana, a ten przyleci, szczerząc ostre ząbki, posykując i tłukąc łuskowatym ogonem o chude boki. Po jakimś czasie mi przeszło, ale zwierzak zdążył się nauczyć, więc durne imię zostało.
Jaki mam z niego pożytek bojowy…? Właściwie żaden. Pluje jadem i kąsa, tyle dobrego. Jest całkiem szybki, ale wciąż kuleje na prawą tylną łapę. Poza tym jest rozmiarów sporego cocker spaniela i zachowuje się podobnie jak tenże psiak, zaczepiając ludzi, łasząc się do nóg i łypiąc gadzimi ślepiami w poszukiwaniu resztek mojego obiadu. Czasem tylko mu coś strzeli i kąsa. Mógłby pewnie wygryźć komuś ładny kawałek mięśnia z łydki, ale na szczęście, jak na prawilnego księdza przystało, umiem przywołać Szatana do porządku.



- Bóg niech będzie w twoim sercu, abyś skruszony w duchu wyznał swoje grzechy.
- Skruszony?





Mówiłem, synku. Nie jestem święty. Prawdę mówiąc, mam całkiem sporo wad, które może niezbyt licują z powagą stanu duchownego. Nie, żebym sobie rwał z siwego łba włosy. Jestem tylko człowiekiem.
Przede wszystkim, niektórym może się wydawać, że jestem zdumiewająco nieskromny. Poniekąd to prawda, spore dawki ciepła odruchowo pokrywam jeszcze grubszą warstwą pozornej arogancji. W dodatku palę jak smok. Kiedyś, kiedy byłem jeszcze piękny i młody, nauczyłem się i tak mi zostało. Teraz jestem już tylko piękny, a z młodości został mi nałóg, który zmusza mnie do wypalenia co najmniej dwóch paczek dziennie. Skutkiem faktu od jakiegoś czasu łapie mnie dotkliwy, chrapliwy kaszel.
Jestem gadatliwy. Na Boga, jak ja gadam! Czasem trzeba mnie kopnąć w kostkę, kiedy się zapędzę. W dodatku w chwilach nerwów klnę jak szewc, a że jestem całkiem narwanym człowiekiem…
O tym już mówiłem, ale mam słabość do dziewczynek. Kobiety są ekstra. Osobiście sądzę, że kobieta to najlepszy wynalazek Boga. Oczywiście niesparowana kobieta. Podejrzewam, że gdybym mógł wejść w związek małżeński, potomkinie Ewy wyszłyby mi bokiem. Tak się jednak nie stanie.
Jestem uparty jak osioł. Przysięgam, czasem upieram się dla samej tylko zasady, po to, by postawić na swoim. Zazwyczaj chętnie słucham cudzych racji i argumentów, ale gdy się zawezmę, nie sposób mi przemówić do rozsądku. Wszelkie próby perswazji odbijają się ode mnie jak groch od ściany, a te wyjątkowo mocne zbijam ironicznym „Bóg tak chciał”. Jeśli czegoś chcę, zrobię to, choćby była to ostatnia czynność w moim ziemskim życiu.
Gdybym wciąż żył w tej „prawowitej”, publicznie uznanej części miasta, piastując urząd księdza wikarego, albo i nawet proboszcza jakiejś miłej, podmiejskiej plebanii, budziłbym zgorszenie wśród parafian. Niezbyt pasuję do obiegowego stereotypu księdza. Osobiście twierdzę, że jako człowiek, mimo moich rozlicznych wad, jestem całkiem porządny. Przynajmniej staram się żyć uczciwie i pomagać, gdy tylko zauważę potrzebujących.
Niektórzy uważają, że jestem zbyt wścibski. Ja sam określę się mianem „żywo zainteresowanego”.
Nie wiem, czy można to zaliczyć w tym kontekście jako „słabość”, ale… lubię dzieci. Nie, gówniarzu, nie patrz tak na mnie, nie o to chodzi! Po prostu lubię dzieciaki, zawdzięczają na o wiele więcej uwagi niż dorośli. Potrzebują pomocy, przewodnictwa, pokierowania. Szczególnie żal mi dzieci, które marnują swoje talenty przez zaniedbanie rodziców lub miotają się bezradnie z własnym buntem. Chętnie z nimi rozmawiam, pomagam, doradzam. Przecież jestem, cholera, Pasterzem.
Na koniec dodam jeszcze, że często gubię różne przedmioty. Nie, to nie skleroza, synku, demencja starcza też nie! Po prostu jestem roztrzepany. Uwierzysz? Kiedyś nawet zapomniałem Szatana! Błąkał się po zaułkach trzy dni, nim go znalazłem.


Na Jego obraz i podobieństwo.




Nie widać po mnie wieku. Naprawdę, mimo że dobijam do pięćdziesiątki, trzymam się wyjątkowo nieźle. Poruszam się sprężyście, sylwetkę wciąż mam niezłą, a mój (w moim mniemaniu paskudny), szczeciniasty pysk dalej budzi zainteresowanie.
Ale chyba potrzebujesz czegoś więcej.
Nie jestem zbyt wysoki, raptem 177 centymetrów wzrostu. Do tego ważę siedemdziesiąt, no, może siedemdziesiąt jeden kilo. Gdyby przyjrzeć się dokładniej, widać, że moje zajęcia nie ograniczają się do modlitwy i umartwiania – pod koszulą miękko rysuje się kontur mięśni, brzuch mam płaski i twardy, a pośladki ponoć niezłe. Nie wiem, nigdy nie byłem w stanie odwrócić się na tyle, by samemu zobaczyć.
A gdyby przyjrzeć się jeszcze dokładniej, widać niechlubne świadectwa mojej nie do końca świetlanej przeszłości – poznaczone drobnymi bliznami kostki palców, drobna blizna tuż pod lewym oczodołem, sztuczna dwójka wstawiona na miejsce wybitej.
Noszę się, jak nietrudno się domyślić, na czarno. Nie oznacza to, że zawsze biegam w kiecce, wbrew pozorom całkiem często przerzucam się na zestaw złożony ze spodni, koszuli i długiego do ziemi, sfatygowanego płaszcza. Okazjonalnie wymieniam go na marynarkę. Jeden element mojego stroju jest niemal niezmienny – koloratka wsunięta w zaszyty kołnierzyk koszuli. Jeśli jej na sobie nie mam, to znaczy, że jest ku temu ważny powód. Nie wstydzę się pełnionej funkcji.
Dodam jeszcze, na wypadek, gdybyś wstydził się przyjrzeć mojej szlachetnej buzi – mam szczupłą, pociągłą twarz o kwadratowej szczęce. Golę się raz na kilka dni, więc zwykle porasta ją miękka, siwa szczecina. Uwagę zwracają moje oczy głęboko osadzone pod wydatnymi, krzaczastymi brwiami – jako że jestem Łowcą, są czerwone. Tylko że w dziwny sposób. Nie wiem, czy coś poszło nie tak w trakcie rytuału Czerwinki, czy to po prostu wina mojego dawnego, głęboko czekoladowego koloru tęczówek – czerwień moich oczu nie jest aż tak bardzo intensywna. Przywodzi na myśl raczej burgundę, kolor ciemnego, starego wina, rdzy i krzepnącej krwi. Tak, wszystkiego na raz. Dla wygody przyjmij, że to ciemnoczerwony.
Charakterystyczne jest coś jeszcze – moje włosy. Zawsze byłem jasnym, popielatym blondynem, z wiekiem moje włosy pojaśniały i zaczęły się przeplatać z pasmami siwizny. Dodatkowo prawdopodobnie po odbyciu rytuału ich kolor dodatkowo wyblakł, choć nie wiem, czy to nie moja wyobraźnia. Tak czy inaczej, moja niezbyt długa, rozczochrana czupryna ma interesujący kolor gołębich skrzydeł.
Żaden tam „siwy jak gołąbek”! Dostojny, nobliwy staru… pan w zaawansowanym stopniu dojrzałości.



Ty masz wytrwałość: i zniosłeś cierpienie dla imienia mego - niezmordowany.



Jestem zły i okrutny, wredny, wyrachowany, pyskaty, kłamliwy, złośliwy, wulgarny, topię kotki, nie przeprowadzam przez jezdnię staruszek i robię brzydko małym dzieciom. W końcu jestem Łowcą, buntownikiem, jednym z tych, których nasza świątobliwa władza z umiłowaniem zwykła nienawidzić.
Nie wiem, czy już to zauważyłeś, synku, ale… Nie jestem złym człowiekiem. Wzdragam się też przed określeniem siebie bezgranicznie, do obrzydzenia dobrym. Skupiłbym się na prostym „jestem człowiekiem”. Z ludzkimi namiętnościami, błędami, pragnieniami i marzeniami. Zdarza mi się zbaczać z wyznaczonej ścieżki, ale zawsze usilnie staram się na nią wrócić. Nie potrafię przejść obojętnie wobec cierpienia i krzywdy. Czasem zdarza mi się, dla celów wyższych, trochę kręcić, ale nie znoszę kłamstwa. Wiadomo wszak, kto jest jego ojcem.
Mam pecha być romantycznym zapaleńcem, krzewicielem prawdy i orędownikiem miłosierdzia, skutkiem czego wielokrotnie dostawałem w życiu po dupie. Jestem też lekkoduchem, więc nie przyjmowałem tego za bardzo do siebie, wyciągając jedynie naukę, ale nie piastując w sercu nienawiści. Dołączyłem do Łowców, bo bardzo pragnę zmiany. Kiedyś ktoś mnie pytał, co dokładnie mam na myśli. Odparłem wtedy, że babilońskie rządy oligarchii szafującej informacją są obrazą moich uczuć religijnych. To chyba najkrócej charakteryzuje moją postawę.
Poza tym wiem, że tutaj, wśród Łowców, są ludzie zagubieni i nieszczęśliwi, zepchnięci na margines wydarzeń, zaszczuci, zmuszeni do krycia się w kanałach. Niektórzy z całą pewnością nie widzą przed sobą żadnych światłych perspektyw. Ja im chcę je pokazać.
Przede wszystkim, choć to na księdza dziwne, nie jestem pieprzonym fanatykiem. Potrafię zrozumieć brak wiary, jak i posiadanie jej odmiennej niż moja. Nie potrafię natomiast zrozumieć bycia bydlakiem i człowiekiem bez serca. Nie rozumiem mordu i niesprawiedliwości. Nie rozumiem też, dlaczego, mimo że demokrację wynaleziono ponad trzy tysiące lat temu, jedni wciąż są wyżej niż drudzy. Rozumiesz, wszyscy są równi, ale niektórzy tak jakby równiejsi.
Mam entuzjastyczne podejście do życia i jestem roztrzepany. Mówią, że mam prawie pięćdziesiąt lat, wyglądam na czterdzieści, wydaje mi się, że mam trzydzieści, a zachowuję się, jakbym miał niespełna dwadzieścia. Mam odruch obracania wielu rzeczy w żart. Nie jestem też miękką ciapą, potrafię się odgryźć, gdy sytuacja tego wymaga. Na ogół jednak jestem pozytywnie nastawiony do ludzi. Zresztą nie tylko do nich.
Jeśli chodzi o moją działalność wśród Łowców, nie jest ona szczególnie wybitna. Nie angażuję się w szeroko zakrojone działania, zwłaszcza te, które godzą w mój system wartości. Na ogół po prostu jestem w wielu miejscach i wiele rzeczy słyszę, a istotniejsze informacje przekazuję. Poza tym, na Boga, jestem księdzem. Specjalizuję się w wysłuchiwaniu cudzych grzechów, grzeszków i zaniedbań.
Nieliczni wiedzą, że mam, podobnie jak wielu innych, swoją mroczniejszą stronę. Tę, która ujawnia się, gdy trzeba komuś walnąć, kogoś nastraszyć lub komuś coś dobitnie wytłumaczyć. Oraz w paru innych sytuacjach. Jakich? Synuś, wplącz się w coś podejrzanego, a się dowiesz.

Komunikaty Duszpasterskie





1. Jak przystało na księdza, posiadam swój własny kościół. Nie jest to nie wiadomo jaka katedra, ale mogę tam odprawiać nabożeństwa, choć robię to niezbyt często. Budynek służy zazwyczaj jako miejsce mniej lub bardziej legalnych spotkań, a także świetlicę dla dzieciaków. Czasami przechowuję tam parę trefnych fantów moich znajomych… Nie, to nie paserstwo! Wcale nie! Parafia św. Jerzego pełni zaś dla mnie podstawową funkcję, bo domu. Zwykle tam nocuję. Wezwanie też sam wybrałem i nieoficjalnie nadałem – „smok”, z którym walczy Jerzy, obrazuje władzę S.SPEC-u. Nietrudno się domyślić, kim jest sam Jerzy.
2. W odpowiedzi na krążące o mnie pogłoski – wcale NIE jestem naciągaczem i podszywającym się pod kleryka szpiegiem. Naprawdę otrzymałem święcenia kapłańskie, ukończyłem też seminarium duchowne. Po prostu ładnych parę lat temu uciekłem… I nikt jakoś nie zwolnił mnie z przysięgi kapłańskiej, nie?
3. Pamiętasz to, co mówiłem o nieskromności? Jestem najprawdopodobniej najbardziej cool księdzem, jakiego znasz, synku.
4. Mam naturalny odruch pakowania się w niebezpieczne wydarzenia.
5. Jestem zapominalski i roztrzepany… Chyba że sytuacja wymaga ode mnie profesjonalnego chłodu. W końcu nie jestem dzieciakiem.
6. Niektórzy nazywają mnie „nieodpowiedzialnym”. Ja po prostu jestem brawurowy.
7. Nie mów nikomu, ale mam nielegalną broń. Tak, noszę glocka pod sutanną. Jakiś problem?
8. Nikomu, przenigdy i za żadne skarby nie powiem, jakie wydarzenia zmusiły mnie do emigracji w przyspieszonym tempie.



To nie jest lewacka prowokacja ani próba obrazy czyichkolwiek uczuć religijnych i/lub antyreligijnych. Naprawdę mam ochotę pograć postacią księdza. Prawicowych radykałów uspokajam i zapraszam do wnikliwej lektury KP, postać ojca Willbourne nie jest próbą drwiny ze stanu duchownego, a raczej ukłonem w stronę znanych mi, naprawdę kapitalnych księży. Jeśli użyszkodnicy i/lub administracja uznają, że postać jest przesadą, proszę o zawetowanie jej i nie wszczynanie dysput światopoglądowych (bo się w nie włączę). Z góry dziękuję, amen.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.04.14 22:31  •  God bless you, bitch. Empty Re: God bless you, bitch.
AKCEPT:
      Akceptuję.
    Bez zbędnego rozpisywania się. Karta perfekcyjna.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach