Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Go down

Kontynuacja wątku.

  Dużo ryzykował. Przecież zdawał sobie sprawę z relacji między SPEC a Łowcami — właśnie wystawił się na srebrnej tacy. A mimo to czuł, że postępuje właściwie i że nawet jeśli przypłaci to życiem, będzie to wybór lepszy niż ciągła egzystencja w wątpliwościach. Nie był już taki młody, pewnie wiele by nie stracił. Zdążył się jakoś przysłużyć dla SPEC, niemniej jeśli faktycznie do niego należało jego serce, chciał kontynuować swoją służbę.
  — Sam zadaję sobie to pytanie. — Przyznał szczerze, przenosząc spojrzenie na widok za oknem. Gdzieś w oddali paliła się lampa uliczna, rzucając pomarańczową poświatę na pobliskie mury i budynki. — Moja podświadomość musiała uznać, że byłaś jedną z bliższych mi osób. Być może stwierdziłem, że byłabyś w stanie mi pomóc, a przynajmniej mnie wysłuchać. Wykonałem wcześniej drobny rekonesans, udało mi się znaleźć Twój numer telefonu. — Nadal uważał to za znak, choć potrzebował czasu i praktyki, by rozwinąć swoje hakerskie zdolności. Tuż po przebudzeniu na Desperacji nie pamiętał zupełnie nic, jedynie pamięć mięśniowa pozwoliła mu na pewną obronę w obliczu zagrożenia, gdy już chwycił rękojeść ostrza w dłoń. Jednak reszta dawnych umiejętności potrzebowała więcej czasu i wysiłku, by ponownie pobudzić odpowiednie drogi neuronalne w mózgu.
  To pewnie pierwszy raz, kiedy żałował nienawiązywania bliższych relacji ze swoimi współpracownikami.
  — Potrzebuję czegoś, co pomogłoby mi w stymulacji pamięci. — Wbił palce w blat, o który opierał się tyłem. — Inaczej nigdy nie wydostanę się z sieci kłamstw i niedomówień. To okropne uczucie. — Głos, zazwyczaj powściągliwy i pewny siebie, teraz odrobinę zadrżał, a szczęka wyraźniej zarysowała się pod skórą, gdy zacisnął zęby. — Nie mogę stać między tymi dwoma światami. Gdybym tylko... miał wgląd w swoje akta albo... pamiętał, gdzie wcześniej mieszkałem... cokolwiek, co wróciłoby chociaż część wspomnień ze służby.
  Czuł się zdesperowany.
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Nigdy nie byliśmy blisko — zaczęła ni z tego, ni z owego. Moriyama wyraźnie nie wiedział zbyt wiele o sobie samym ani o stosunkach które miał z innymi ludźmi. Sandford nie była w stanie od ręki uzupełnić jego informacji poza tylko tymi, które dotyczyły jej samej. Bez większego zastanowienia uznała, że lepiej z miejsca postawić sprawę jasno.
 — Pomogłeś mi kiedyś, ja pomagałam tobie... wiesz, taka moja praca, naprawiam takie żelastwa. — Wskazała na ramię mężczyzny. Nie musiała oglądać zdartej syntetycznej skóry by wiedzieć, jakie mechanizmy zastępowały eks-żołnierzowi kończynę. W końcu swego czasu grzebała w nich trochę, tak samo jak w każdym innym metalowym ustrojstwie dzień w dzień. — Gdybyś wszystko pamiętał, wątpię żebyś przyszedł akurat do mnie. Chyba miałeś jakichś przyjaciół, chociaż nie wiem czy byłabym w stanie sobie przypomnieć twarze albo nazwiska.
 Taki już urok nieznania się bliżej. Gdyby przyszło jej pytać kogoś innego o sprawy Warnera, nie wiedziałaby nawet do kogo pójść po informacje. On zaś chyba teraz liczył na to, że Sandford będzie w stanie jakoś go nakierować na tory dawnego życia... a to nie była wcale taka łatwa sprawa. Szczególnie odkąd został wyjęty spod prawa i już za samo przebywanie w jego towarzystwie i niepoinformowanie odpowiednich służb mogła wpaść w kłopoty.
Znasz cenę takich przysług, kochany?
 — Nie wiem, co będę w stanie wygrzebać. Może uda mi się ustalić gdzie mieszkałeś... wątpię, żebym jako cywil miała dostęp do informacji na temat twojej służby. Haker ze mnie żaden, nie mogłabym nawet zmienić tapety w wojskowych komputerach na wesołe kucyki pony.
 Jej myślenie było w tym momencie nienaturalnie nierealistyczne, wypowiedzi — wręcz okrutne. Bardziej jednak niż na walnięcie prosto z mostu nie potrafiłaby się zdobyć na robienie Moriyamie sztucznej nadziei. Nie mogła pozwolić, żeby się nastawiał na cuda; może gdyby się kumplował z jakimś generałem, byłaby szansa na porządniejsze machlojki w systemie. Mając do dyspozycji tylko Coral, w dodatku średnio chętną do rzucania całego swojego życia na szalę dla dobra ledwie znajomego, nie mógł liczyć na nie wiadomo jakie wyniki.
 Chociaż kto wie, może krok po kroku i grosz do grosza okażą się najlepszymi metodami.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

  Słowa Coral odbierały mu nadzieję, ale czego mógł się spodziewać? Nie miał większego planu, nie był w stanie całkowicie przygotować się na to, co czekało na niego w murach M-3. Właściwie, jeśli podejść do tego z chłodnym umysłem, jego szanse prezentowały się dość słabo. Mimo wszystko musiał spróbować.
  — Rozumiem. — Instynktownie poruszył palcami mechanicznej ręki. Pozwolił wyobraźni zaszaleć i za bardzo uwierzył w wizje, w których jego znajomości ze specu wystarczają, by wyciągnąć go z bagna. Istniała jeszcze możliwość, że inni, bliżsi mu pracownicy SPECu, zdążyli kopnąć w kalendarz. Był eliminatorem, z pewnością więcej czasu spędzał z towarzyszami broni w trakcie misji niż z inżynierką. Niestety nic o nich nie wiedział.
  — Może uda mi się ustalić, gdzie mieszkałeś...
  — To już coś. — Aczkolwiek znając życie, okaże się, że nawet żadnych pamiątek nie zbierał. — Byłbym wdzięczny, gdybyś spróbowała zdobyć tę informację. — Odepchnął się od blatu i wyprostował, rzucając jej spojrzenie zdeterminowane spojrzenie znad okularów. — Zostałbym Twoim dłużnikiem. — Choć z tej pozycji niewiele mógł jej zaproponować w zamian to dług u byłego eliminatora nie był żadnym pikusiem.
Mój kromstak będzie się u Ciebie pojawiał przed północą co dwa dni. — Rozchylił lekko poły płaszcza, a ze środka wychyliła się schowana w wewnętrznej kieszeni głowa małego zwierzęcia. — Jest w stanie się teleportować. Jeśli cokolwiek znajdziesz, będziesz mogła przekazać mu wiadomość. — Fenkopodobna istota zeskoczyła z gracją na podłogę i zaczęła z ciekawością badać nowe miejsce.
W ostateczności... pozostanie mi próba rozmowy z dyktatorem.
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Rozumiem.
 Uśmiechnęła się bezradnie. No co zrobisz, jak nic nie zrobisz, zdawała się mówić w najbardziej dla siebie charakterystycznej manierze. Brakowało jeszcze tylko beztroskiego wzruszenia ramion i rozłożenia rąk, jakby powiedziała tylko "panie, kto to panu tak spierdolił" a nie "sorry, nie mogę ci pomóc, możesz zginąć w każdej chwili".
 Niby co więcej mogła dla niego zrobić?
 — Spróbuję w takim razie. Może nawet nie będzie tak trudno. — Myślami od razu pobłądziła do jednej rudej duszyczki, z której w razie potrzeby na pewno dałoby się wyciągnąć nieco informacji. Wątpiła, by Moriyama opowiadał o sobie współpracownikom, więc rozeznanie prywatne nie miało zbyt wielkich szans powodzenia. Co innego kwestie administracyjne, a tutaj już miała swoją małą wtyczkę. Nigdy jeszcze nie próbowała się dopominać u Kamińskiej podobnych przysług, ale może przy odrobinie szczęścia... zresztą, prawdopodobnie i tak zadziała bez planu, na kompletnym przypale.
 — Nie kolekcjonuję długów — odparła pogodnie. — Wolę to uznać za nabijanie sobie u ciebie dobrych punktów, tak żebym jak coś się kiedyś odjebie była baaaardzo daleko na twojej liście ludzi do udupienia. — Uśmiechnęła się pokrzepiająco. Jeśli były eliminator naprawdę był w tak kiepskiej sytuacji, jak na to wyglądało, zbieranie sobie zobowiązań wobec nie tak znów bliskich osób mogło go tylko dobić. Coral zaś nie sądziła, by czegokolwiek od niego potrzebowała — czy teraz, czy w najbliższej przyszłości. Niech to więc będzie swego rodzaju inwestycja, co prawda ryzykowna, ale całkiem intrygująca. Przeczucie mówiło jej, że dobrze wybrała.
 — Twoje CO — urwała, przypatrując się oryginalnemu stworzeniu. Na miłość Matki Mechaniki, za murami faktycznie mieli pełną gamę różnych dziwactw, do wyboru, do koloru! Przez moment obserwowała zwierzątko, odrobinę podejrzliwie — a jak narobi na dywan albo zeżre jakąś śrubę? — po czym wróciła do Moriyamy i jego kolejnej bomby.
 — Myślisz, że by ci się udało? — I pytała serio, bez zbędnej ironii czy niedowierzania. Nawet nie umiała sobie wyobrazić, w jaki sposób coś takiego zostałoby przyjęte. Nie miała doświadczenia w kwestii wojska i łowców, nie wiedziała jak takie rzeczy działają.
 A odezwała się rzecz jasna szybciej niż do niej dotarło, że Warner nawet jeśli wiedział, to pewnie jak na złość nie pamiętał.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach