Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 04.05.20 23:16  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
Nie mam ośmiu lat żebyś próbowała mnie indoktrynować takim mydleniem oczu – przerwał jej, na szczęście gryząc się w język przed dodaniem żeby faktycznie zachowała to dla szczeniąt; jeszcze wzięłaby sobie to do serca – Ta zasada dotyczy wyłącznie wymordowanych, których powinno się wybić do ostatniego. Nie mają wolnej woli, są jak zarażone wścieklizną zwierzęta, są zagrożeniem, a ludzie nie. Ludzi nie trzeba zabijać. Można nagiąć ich wolę, spowodować, że wybiorą coś innego niż bycie przeszkodą.
  Zabijania wymordowanych nie porównałby nawet do polowania, mimo że nie było to zwykle łatwym zadaniem. To było jak łowienie ryb. Nieważne, że zdychały w męczarniach ważne, że udało się jakąkolwiek dorwać.
  Ludzie byli słabsi. Nie zliczył ile razy musiał ratować się ucieczką przed pozornie niegroźnym mutantem, który nagle wpadał w szał. W porównaniu z tym skręcenie karku pani oficer, tuż pod nosem kamer i na jej własnym terenie, było tak dziecinnie proste, że aż uwłaczające.
Więc wiń pasterza, a nie stado baranów. Chyba nie oczekujesz, że zwykli ludzie uzbroją się w nóż do smarowania masła czy nożyczki, bo pewnie to mają najgroźniejszego w domu i pójdą... Właśnie, co pójdą? Ratować biedne, głodne potwory poza murami?
  Wyglądało na to, że i w Borisie nie znalazła zbytniego oparcia w swoich krwiożerczych poglądach. Nie tylko przez jego umiłowanie do wygody.
Masz pod sobą tysiące żołnierzy. Jeżeli w to wierzysz to wyślij ich do robienia tego, czego nie zrobiło Miasto, a co powinno być zrobione.
  Na wzmiankę o zniszczeniu Miasta brwi łowcy uniosły się w górę w akcie zdziwienia, a coś w jego wzroku pozwoliło się domyślać, że aktualna podejrzliwość to chęć zrozumienia tego zbyt zawoalowanego żartu. Może znowu go podpuszczała? Trudno było mu nawet stwierdzić czy w tym momencie nie pożałował swoich słów.
Więc chcesz zniszczyć coś, bo nie możesz tego dostać? – westchnął, doskonale ją rozumiejąc.
  Sam potrafił szaleć z zazdrości o wygody na powierzchni zwłaszcza, gdy znajdował kolejną rzecz, którą ludzie mieli za część codzienności, a on dałby się za to pokroić. Ostatnio to były saszetki z odpowiednio przygotowaną kawą. Z cukrem. Brązowym.
  Zerknął tęsknie w kierunku kwiatu. Mógł go nadal trzymać, sterczenie jak idiota z donicą pełną zaschniętych chwastów wydało mu się nagle mniej dziwne niż to, co właśnie zrobiła Yuu, a co uniemożliwiłoby jej ten manewr, gdy dłonie miał zajęte. Zabrał je mimo to.
Nie będę dla ciebie niszczył Miasta, jeżeli liczysz na to. Może tutejsi łowcy mają jakieś sadystyczne zapędy, moi walczyli o uwolnienie innych spod dyktatury.
  Zarówno tej powodowanej totalitarną władzą w Mieście, jak i tej narzucanej przez silniejsze grupy na Desperacji.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.20 10:38  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Westchnęła, bardziej do siebie.
  — Daj spokój. Nie mam talentu do agitacji. Gdyby to ode mnie zależało nakłamanie ludzi do współpracy, Łowcy byliby dość osamotnioną grupą — sarknęła i wykrzywiła się do jakichś niewidocznych wrogów dookoła. Talentu do wojaży nikt nigdy jej nie odmówił, jednak polityczna strona konfliktu była ślepa na jedno oko, jak jego przywódca.
  To Yūta był taktykiem, a jej ojciec urodzonym liderem. Oboje byli także skurwysynami, którzy zdechli w walce o dyktatorskie krzesło. Mieli ambicje poparte czynieniem wielkiego dobra, większe niż to, które czynił już ówczesny trójrząd. Po co? Żeby poczuć jak horda glizd wije się po ich butem?
  — Dyktatorzy nigdy nie pozbędą się rebeliantów, bo dzięki istnieniu opozycji mają na kogo zrzucać swoje okropieństwa. Co z tego, że tu i tam zginie kilku ludzi? To niewielka cena za samodzielne rządy. — Nie zraziła się tym, kiedy uciekł od niej dłońmi. Natychmiast złapała go za rękaw przytrzymując znowu. — Skup się. Cholera. Myślisz, że mówię to wszystko, bo próbuje przekonać do siebie cały świat? Nie. Mówię do ciebie, więc posłuchaj chwilę bez przerywania mi. Bo jesteś w tym wszystkim ważną częścią, o ile pozwolisz mi dojść do końca tego co chcę powiedzieć. — Puściła jednak, tym bardziej bez potrzeby wyrywania się, ale natychmiast wystrzeliła w jego kierunku palcem wskazującym. — Tacy ludzie jak ty, mówiąc dokładniej. Urodzeni jako łowcy.
  Gdyby mogła czytać w myślach, nigdy w życiu nie zgodziłaby się z tym, co o niej sądził. Bo miał rację. Bo miał cholerną słuszność. Nie chodziło o stronę muru, po której przyszło jej stać, ale o to uczucie... glizd wijących się pod podeszwą. Była, bez wątpienia, nawet po tylu latach częścią swoją rodziny, ambitnymi, krwiożerczymi bestiami, które zaślepiała władza i sukces.
  Dlatego nigdy nie zostanie dyktatorem.
  — Ludzie, jako rasa, nie mają przyszłości. Trzymają się brzytwy, ale mimo to toną... powoli, na dno. Nie uważasz, że to samolubne? Kilka, malutkich miast rozrzuconych po całym globie eksploatuje całą resztę, bo chcą pożyć jeszcze te kilka, krótkich lat. — Uspokoiła się na tyle, aby znowu przysiąść w pewnej, bezpiecznej, odległości na skraju blatu. Patrzyła przed siebie, a nie na niego. Nie była mówcą, agitatorem. — Kiedy wieki temu powstały pierwsze wersję Czerwinki, ludzkość miała wreszcie swoje lekarstwo na wirusa X. Już wtedy człowiek był przetrzebiony, okazało się, że ofiary kataklizmów potrafiły się odrodzić w znacznie silniejszym ciele niż ludzkie, zdobywały przewagę czystą siłą. Czyści ludzie inwestowali w technologię. Czerwinka była mutowana, aż w końcu udało się ją jeszcze bardziej udoskonalić. Dawała ludziom siłę, a jednocześnie nie pozbawiała ich rozumu. Jedyny problem polegał na tym, że śmiertelność w trakcie przemiany była nadal cholernie wysoka. Ale tylko w pierwszym pokoleniu. — Spojrzała na niego. — Dzieci z czerwonymi oczami rodziły się nawet zdrowsze, niż w przypadku potomstwa dwójki czystych ludzi. Wtedy pojawiły się pierwsze rozłamy. Należało poświęcić część ludzi, aby zapewnić przetrwanie całej rasie, która w kolejnych latach miała zacząć się odradzać. Wtedy nie nazywało się tego Łowcami, to określenie to wymysł późniejszych czasów. — Zrobiła sobie pauzę na głębszy oddech. Wszystko było jedynie częścią historii zapisaną w kronikach, przekazywaną z ust do ust, powodem przez który żyją teraz pod ziemią szkalowani za samo urodzenie się. — Oczywiście część ludzi się zbuntowała. Nie chciała ryzykować śmierci dla tak górnolotnego celu, jakim było przetrwanie ludzkości. Dali się pokonać egoizmowi, wygodzie. Odłączyli się od zwolenników mutacji, stworzyli mury, zagarnęli całą technologię, zamknęli się w swoich miastach kradnąc dla siebie tą resztkę surowców, sprawiając, że reszta globu popadła w ubóstwo i rozpacz. Czerwonoocy, którzy jeszcze wtedy próbowali żyć wśród nich byli prześladowani, brutalnie zabijani, traktowani jak źródło wszelkiego zła, spychani poza mury i pod ziemię, żeby żyli jak szczury. Wszystko to dla konceptu czystości rasowej.
  Historia lubiła traktować o takich przypadkach, kiedy jedni czuli się znacznie lepsi od drugich. Wybrańcy, cholera, jakiegoś boga. Ale dyktator sięgał wyżej, był ponad bogiem. Divide et impera. Wszyscy żyli pod lufą naładowanego pistoletu.
  — Sądzisz, że chcę dostać władzę dla siebie? A co takiego zmieniłoby się, gdybym to ja zasiadła na miejscu dyktatora? — Uśmiechnęła się krzywo i odsunęła kosmyki włosów znad oczu. — Twarz na plakatach? Nie. Miasto w takiej formie jak obecna nie ma prawa istnieć. Trzeba je zniszczyć.
  Wystukiwała cicho jakiś rytm, na drewnianym blacie odgłos rozlegał się tak wyraźnie, że kiedy robiła sobie przerwę w wypowiedział, stukanie rozlegało się w przestrzeni całego ogrodu. Cisza roślin, przy ich wyraźniej obecności, była przytłaczająca. Chociaż martwe, kwiaty też zdawały się przysłuchiwać tego, co miała im do powiedzenia. Jak trybuny sędziów o zmrożonych do cna sercach.
  — W mieście, które mamy obecnie nad sobą łowca nie jest w stanie swobodnie żyć. Pod ziemią się męczymy, bo nie jest miejsce dla ludzi. Dostosowaliśmy się, ale nie to nie znaczy, że jest nam dobrze, wygodnie. Pozostaje Desperacja, gdzie zmutowany, czerwonooki człowiek daje sobie radę. Ledwo, ledwo, jak wszyscy, który tam żyją, bo technologia w rękach dyktatorskich psów wisi nad nami jak widmo gilotyny. Jeżeli miasto będzie tak eksploatować wszystko co znajduje się poza jego granicami, doprowadzi do zguby nawet tej reszty ziemi. Rozumiesz co mówię? — Zerknęła intensywniej. Nie potrzebowała zdrowego wzroku, by świdrować kogoś spojrzeniem, kiedy chciała. — Wszyscy płacimy cenę za luksusy niewielkiego grona zamkniętego w murach, chociaż doskonale wiemy, że łowca jest w stanie przeżyć poza nim na równi z wymordowanymi, aniołami, maszynami... ale nawet to nam zabiorą, jeżeli nikt ich nie powstrzyma. Dlatego jednam sobie wymordowanych, szukam sojuszników wśród aniołów, gromadzę bogactwa w podziemiach, trenuje swoje bestię. Kiedy dojdzie do ostatniego starcia MUSIMY wyjść z niego zwycięsko — mówiła zdecydowana i drapieżna, prosto z serca. To było coś, na czym jej zależało, bez czego nie mogła istnieć. — Rzucając takie słowa na wiatr robisz nam jeszcze większą krzywdę. Jeżeli nie chcesz mi w tym pomagać, musisz mi chociaż obiecać, że nie przeszkodzisz.
  Nie zdradzisz, nie znikniesz, nie staniesz po drugiej stronie do swoich braci i sióstr, nie pociągniesz za sobą innych. Czy słowa dane przez dezertera miały jakiekolwiek znaczenie? Już raz pokazał, że nie wolno mu ufać, że jest egoistyczny, nie myśli o reszcie ludzi, którzy, chociaż nie byli dla niego rodziną, przygarnęli go pod skrzydła bezpieczeństwa.
  Czy można Ci zaufać?
  Patrzyła na niego wyblakłym, zmęczonym spojrzeniem.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.20 15:05  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Sprawy zaczynały przybierać zły obrót. Choć może nie było to odpowiednie słowo, a o wiele lepszym byłoby "niespodziewany".
  Boris miał wrażenie, że wcale nie ma przed sobą przywódczyni jaką zawsze kojarzył, a kogoś, kto zdążył oszaleć. Co tu się wydarzyło od kiedy był w ściekach ostatni raz?
  Mimo wszystko nie wyszarpał się znowu, pozwalając trzymać sam rękaw jego bluzy. Było to znacznie mniej inwazyjne, a co za tym szło - o wiele łatwiejsze do zniesienia.
Ludzie radzą sobie doskonale. To nie oni mieszkają pod naszymi kiblami, tak przypomnę.
  Życie tuż pod nosem oprawców może i brzmiało chwalebnie i zuchwale, dopóki nie wchodziło się w szczegóły i nie wyjawiało, że to życie w kanalizacji, wśród wszystkich innych miejskich odpadków. Boris nigdy nie gloryfikował tej kryjówki.
Wieki temu ludzie stwierdzili, że umieranie w imię szczurzych oczu nie ma absolutnie żadnego sensu, a później przeżyli te wieki w wygodzie i dobrobycie udowadniając, że mieli całkowitą rację i czerwinka nie jest im do niczego potrzebna – podsumował całą historię – Nie zrzucisz winy za to jak wygląda świat na ludzi zamkniętych pod kopułami. Każdy wie, że Miasta są tylko odpowiedzią na falę kataklizmów, które wyjałowiły te ziemie i zesłały potwory.
  Trochę kiepsko w takim wydaniu prezentowała się potencjalnie najsłabsza z ras zamieszkujących aktualny świat, skoro to oni trzymali za mordę wszystkich dookoła, a nawet sprawili, że w oczach przywódcy rebelii byli odpowiedzialni za zniszczenie wszystkiego dookoła. Brzmiało potężnie.
Miejsce dyktatora powinien zająć ktoś nowy, ktoś dobry. Ktoś, kto zaopiekuje się ludźmi i nie pozwoli, by najsłabsi umierali w Centrach Opieki czy nie będzie wybijał innych na stołkach, tylko dlatego, że ośmielili się powiedzieć ludziom prawdę. Nie będzie cenzury, nie będzie kontroli, ani wyrzucania za mury niewygodnych osób – odparł, czując, że narasta w nim bolesne niezrozumienie, dla tego czego właśnie przyszło mu słuchać – Dlatego jeżeli ty zajęłabyś jego miejsce to nie zmieniłoby się nic.
  Nadal miał irracjonalną nadzieję, że zaraz oberwie w ramię, usłyszy, że Yuu robi sobie z niego jaja i skończy się udowadnianie z jakimi potworami przyszło mu się sprzymierzyć. Gdzie te złote czasy, gdy to on czuł się najgorszym potworem, bo obrabował czyjś dom z puszkowanego żarcia czy wyciągnął papierosy z automatu na fałszywą monetę na sznurku.
Skąd zaczniesz brać lekarstwa dla swoich siepaczy jeżeli zniszczysz Miasto? Czym ich nakarmisz? Nie przypominam sobie żeby zaopatrzeniowcy kiedykolwiek uparcie znosili tu skażone mięso z Desperacji. Dziwnym trafem zawsze było to pewne i zdrowe miejskie żarcie. Nie mów, że zaczniesz nagle polegać na pierzakach z Edenu, bo na ochłapach nie wyżyjesz. Siedzą wygodnie na dupie w swoim rajskim mieście, choć mogliby naprawić Desperację, gdyby chcieli. Ale zrozum, że nikt nie chce spuszczać się nad potworami, które mieszkają na pustkowiach.
  Poza murami trudno było nawet o czysty bandaż, najbardziej podstawową rzecz, by nie umrzeć przez zwykłe zranienie się. Jak nie z wykrwawienia to od wszędobylskiego syfu i zakażenia. Nikt też nie kwapił się, by zacząć wytwarzać je na masową skalę poza murami. Jak trwoga to szperać w miejskich śmieciach.
Mam nadzieję, że inni łowcy wiedzą, że chcesz skazać na śmierć ich przyjaciół i rodziny, które zostały na powierzchni. Razem z tymi z łowców, którzy nadal tam żyją.
  Pojawiła się rysa, coś zaczęło się kruszyć i sypać. Z początku niewidocznie, ale wkrótce dorówna niedawnej wyrwie w murach. Kolejne jej słowa były jak płat tynku odpadający od ściany. Jeżeli nie chcesz mi w tym pomagać, musisz mi chociaż obiecać, że nie przeszkodzisz.
Myślisz, że to samo powiedział Moebius do swoich ludzi? – spytał, ściszając nieco głos, który mimo że był w miarę spokojny to miejscami przebijał się w tępy zwierzęcy warkot przy niektórych sylabach – Zanim zajął miejsce Cronusa, gdy ten przypadkiem zachorował tuż po ogłoszeniu ludziom prawdy o życiu za murami?
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.20 20:47  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  — Nie. Miasto żyje w ciągłym długu, surowce potrzebne im do wygodnego życia kiedyś się skończą. Już zaczynają się kończyć. Uzbrojeni po zęby ludzie wychodzą wtedy poza mury wyniszczając nawet to, co się tam jeszcze ostało. Jasne, teraz żyją sobie w luksusach, ale nie masz pojęcia jak bardzo ich populacja zmniejszyła się przez te wieki. Muszą zabijać swoich starych, zabijają nawet dzieci, kiedy rodzi się ich za dużo, bo nie są w stanie wszystkich utrzymać. Nikt nie spogląda w przyszłość. — Wrogowie, których wcześniej widziała wszędzie dookoła nagle pojawili się przed nią w postaci Lazarusa. Zacisnęła zęby starając się zapanować nad drżeniem ust. Chciała wbić mu to wszystko do głowy, nawet siłą, ale coś, nie potrafiła jeszcze powiedzieć co, ją powstrzymywało. — Czerwinka nie daje im tylko czerwony oczu, cholera! Daje im odporność na wirusa, daje im siłę. Daje im możliwość przeżycia w przyszłości, w której zniecierpliwieni wymordowani wedrą się wreszcie za mury i rozwalą to, co pielęgnowali przez te wszystkie lata.
  Jej działania miały to wszystko tylko przyśpieszyć.
  Pewnie miał rację, byłą potworem, nikt nigdy nie oddałby jej władzy nad stadem baranów, ale ona przewodziła wilkami, a to oznaczało, że musiała być najlepszą i najgorszą z nich wszystkich.
  — Skażone mięso? Łowcy są odporni na wirusa. To nie jest już skażone mięso, skażona woda. Rozumiesz? Świat poza murami nie należy do ludzi. Ich zapasy się kończą, widać to, bo co raz częściej wychodzą poza mury. Z dziesięciu ekspedycji wraca jedna i łowcy nie mają z tym nic wspólnego. A my? Żyjemy pod miastem i poza nim, wymordowani nie są dla nas aż takim zagrożeniem, zaopatrujemy Schron głównie z morza i własnych farm - dla ludzi wszystko co pochodzi z Desperacji jest oczywiście skażone. — Uderzyła w blat, rozsypując na nim trochę ziemi. Ziemia oczywiście została natychmiast rozsmarowana po jasnej powierzchni. Tu mury, tam schron, jeszcze kawałek dalej morski brzeg... małe rysunki, masa strzałek i jakieś chaotyczne smugi pojawiały się i znikały na zmianę. W końcu rozsmarowała wszystko na płasko bokiem dłoni. — Możemy zostawić ich samym sobie, wtedy umrą w przeciągu kilkudziesięciu lat. Znacznie szybciej, jeżeli pomożemy wymordowanym pilnować Desperacji. Nie myśl sobie, że w tym czasie coś się tam na górze zmieni i będziesz mógł swobodnie spacerować sobie po ulicach, jak jeden z nich. Rodzina? Pierwsza wydałaby cię wojskowym psom na rozstrzelanie, tak bardzo są wyprani. Nawet jeżeli łowca zasiadłby na krześle dyktatora, nie mógłby zrobić nic, żeby zachować miasto w takiej formie, w jakiej znamy je obecnie, rozumiesz? Oni umierają w wielkiej klatce, tylko bardzo, bardzo wolno.
  Pozwoliła mu w końcu mówić, w zasadzie ucichła pogrążona znowu w myślach i ciężko było powiedzieć, czy rozumiała jego słowa. Coś bzyczało jej koło ucha. Może jakaś mucha, która skuszona wonią ogrodowej przestrzeni zleciała tu aż znad ulic? A może to Lazarus próbował oskarżyć ją o dzielenie mózgu z tym zboczeńcem zerkającym współpracownicom pod spódnice?
  Myślisz, że to samo powiedział Moebius do swoich ludzi?
  — Mój ojciec był dyktatorem. Spędziłam dużą część swojego życia po drugiej stronie muru ucząc się wszystkiego, co powinna wiedzieć córka tak wysoko postawionej osoby. I... — uśmiechnęła się w jego kierunku. — jestem pewna, że ubrał to po prostu w mądrzejsze słowa.
  Może przypadkowo, ale trafił w sedno. Przywódca i dyktator nie różnili się zbytnio od siebie. W zasadzie, gdyby doszło do współpracy, prawdopodobnie odkryliby, że łączy ich znacznie więcej, niż dzieli. A mimo to, z jakiegoś powodu stali po przeciwnej stronie konfliktu od wieków.
  — Uznałam, że to bardzo niesprawiedliwe pozwalać, żebyś oddawał się do mojej dyspozycji nie mając bladego pojęcia, do czego dążę. Teraz już wiesz. Wszystkie te nieładne i nieprzyjemne rzeczy, o których zazwyczaj głośno się nie rozmawia. Zrób z tą wiedzą co chcesz. — Sięgnęła znowu po nożyczki. Jak dobrze, że tym razem nie rzuciła ich tak wysoko, jak poprzednio. — A jeżeli jesteś w stanie podyktować mi bezbolesny sposób na to, aby bez ofiar uratować ludzi i ochronić moich łowców, to może przypadkiem nie zachorujesz na dziury w brzuchu w najbliższym czasie, zanim uda ci się opuścić ten ogród.
  Uśmiechnęła się, mimo szorstkiego brzmienia swoich słów. I ciężko było powiedzieć jak bardzo była poważna, a na ile bawiła się jego oskarżeniami.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.20 22:40  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
Ty również nie myślisz o przyszłości. Myślisz tylko o tym jak napompować swoją chęć rozlewu krwi nadętymi hasłami. Zachowujesz się jak rozkapryszony dzieciak – warknął, mimo wszystko czując, że kto jak kto, ale on nie powinien strofować przywódcy, ale wcale nie różniła się w tym momencie od jego wiecznie obrażonej na wszystko córki.
  Niech jeszcze tupnie nogą, że ktoś się nie zgadza. Kami miała to szczęście, że w przeciwieństwie do gówniary jeszcze żyła.
  Boris zmrużył ślepia.
  Jeszcze.
Szkoda ci tych ludzi? Przed chwilą chciałaś ich wszystkich skazać na śmierć, nieważne czy starych czy młodych. Chcesz im pomóc? Wydaj rozkaz, by nic nie znosić tu z Miasta, umożliwisz tym samym utrzymanie o kilka tysięcy osób więcej na powierzchni, bo to co my kradniemy, wystarczy dla nich.
  Nie tylko oni wyżerali beztrosko z tej wiecznie pełnej miski jaką było Miasto. Włamywały się do środka też inne grupy, będąc później wielce zdziwione, że wojska w odwecie wdzierają się na ich tereny, by pozyskać to czego nie wystarczało dla nich właśnie przez zmutowane pasożyty.
Nie, ty nie rozumiesz. Wirus to najmniejszy problem. Poza murami zwierzęta są chore, żrą swoją własną padlinę, są siedliskiem bakterii. Co z tego, że nie zarazisz się wirusem skoro w najlepszym przypadku połowa twoich ludzi zarzyga się na śmieć albo rozwali sobie flaki od nagromadzenia pasożytów. Myśl o podstawach, a kult wirusa zostaw Kościołowi, czy w co oni tam wierzą.
  Kami nie musiała martwić się takimi pierdołami, skoro zastępy zaopatrzeniowców podstawiały im wszystko pod nos. Może faktycznie zamiast szukać po Mieście leków i jedzenia wystarczyło przytargać tu worki znalezionej w pobliżu gnijącej padliny i niech sobie radzą.
Świetnie. Zatłucz szczeniaczka kamieniem tylko dlatego, że za kilkanaście lat zrobi się stary i umrze – prychnął, nadal nie wierząc w tak bzdurny powód prób zniszczenia życia pod kopułą – Nie przyłożę ręki do pomocy wymordowanym mutantom w pilnowaniu pustkowia. Nie radzą sobie? Może to ich wybij. Zasrane biedactwa, niczym nie różnią się od tego jak przedstawiasz ludzi. Żrą swoje młode, bo nie są w stanie wszystkich utrzymać. Plądrują nie swoje tereny, bo im samym skończyły się surowce.
  Doskonale wiedział czemu przywódczyni ma takie parcie na tych mutantów, czemu chce im pomagać.
Łowcy nie mają szans w starciu z mutantami. Chcesz się wkupić w ich łaski, bo trzęsiesz tyłkiem zarówno na widok hordy wymordowanych jak i karabinów wojska.
  Czerwinka, z której była tak dumna nie sprawiała, że byli kuloodporni ani tym bardziej nie chroniła ich przed rozszarpanymi gardłami czy wyjedzonymi przez zagłodzone bestie wnętrznościami. Tylko przed przemianą.
W takim razie od teraz nie jestem do twojej dyspozycji nawet jeżeli będzie chodziło o podanie ci czegokolwiek z półki, bo nie jesteś przywódcą dla którego chciałbym narażać życie czy zdrowie – stwierdził bez chwili zastanowienia.
  Nie dla takiego celu kiedykolwiek zgodził się związać z Łowcami, nawet przed dezercją, która tak czy siak spowodowana była brataniem się czerwonookich z mutantami, które nijak nie pomagały w przekabaceniu mieszkańców na swoją stronę, a same dodatkowo terroryzowały niedobitki ludzi na Desperacji.
Więc jednak egzekucja. Przyjemnością będzie zdechnąć jako zdrajca, nie zgadzając się na powodowane twoim sadyzmem urojenia.
  Nie miał zamiaru wdawać się w kolejne dyskusje. Wyglądało przecież na to, że Kami nie potrzebuje go nawet w tej rozmowie, a przynajmniej i tak nie dopuszcza do siebie tego, co zdążył powiedzieć. Może wcale nie była łowcą, a wymordowanym z czerwonymi ślepiami i żądza rozlewu krwi już dawno przysłoniła jej jasność myślenia.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.20 23:17  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Sądziła, że to jej puszczają nerwy, ale w ostateczności nie okazała się pierwszą, która uniosła głos. W porównaniu do Lazarusa jej własny ton zdawał się być pozbawiony emocji. Jak nagrany na taśmę odgłos maszyny, szorstki, twardy, ale pozbawiony łącznika pomiędzy mową, a gestami. Jakby mówiła to już setki razy, albo wręcz przeciwnie, jakby dopiero badała, na ile ją stać.
  — Nie potrafisz podać mi takiego planu. — skomentowała po wszystkim, przyjmując na siebie całą gorycz i wyrzuty. Poprosiła go o jedną rzecz. Wskaż kierunek, który muszę obrać, żeby wszyscy byli zadowoleni.
  Nie było takiego. Mordercy nie dzielą się na dobrych i złych, wszyscy są tacy sami. W ostatecznym rozrachunku chodziło o to, kto zabije o jednego więcej, samemu pozostając na szczycie. Stało się dla niej oczywiste, że tak jak ona kochała wymordowanych, tak on kochał ludzi. Łowcy stali się nagle sprzecznym interesem, a o ironio, oboje mieli czerwone oczy.
  Przed chwilą chciałaś ich wszystkich skazać na śmierć.
  Chciała im podać czerwinkę, uodpornić ich na wirusa, wzmocnić ich ciała, żeby poradzili sobie, kiedy czasy się zmienią. Chciała zabić, owszem, ale nie ludzi, tylko ich uprzedzenie do łowców. Ktoś mógłby powiedzieć: "przestańcie ich rabować, to może sami zmienią zdanie". Za ile? Sto? Dwieście lat? Wtedy, kiedy ludzi już nie będzie? Chyba tylko wtedy.
  — Borisie. W szeregach rebelii służy wielu czystych ludzi. Wykonują wiele misji poza terenem kryjówki, więc nie wmówisz mi, że zabijają ich choroby. Może miastowi przeżyliby szok, że muszą spać na sianie, a nie w wygodnym łóżku, ale nic poza tym. Wiem za to doskonale, że każdy wypuszczony na Desperację człowiek nosi maskę chroniącą go przed wirusem X, a nie życiem, w ogóle. Przyszłość, którą chcę im dać nie będzie piękna, ale będzie. To jest główna różnica. Jeżeli chcesz dać swoim kochanym ludziom z powierzchni jeszcze kilka lat egzystencji, to proszę bardzo. Niewiele więcej przed nimi. A ciebie, pieprzonego mutanta, na skraju swojego życia oplują tylko dlatego, że urodziłeś się gdzieś kiedyś silniejszy od nich wszystkich. I po stokroć głupszy.
  Odrzuciła nożyce w bezsilnym geście. Sadystka, potwór, krwiożercza bestia. Kochała swoje zielone kwiaty, swoje czworonożne bestie, lubiła zapach skalnego urwiska po deszczu, a nienawidziła skwarów na czerwonej pustyni. Była tylko imitacją człowieka i czasami, ale tylko czasami zazdrościła innym. Nigdy jednak nie skrzywdziłaby swojego.
  — Ale ja wiem, że przemawia przez ciebie wrażliwość, delikatność, z resztą bardzo bliska kuzynka głupoty. Doceniam to, że nasze charaktery stoją po zupełnie przeciwnej stronie spektrum, nawet, w pewnym sensie, mnie to cieszy. Szkoda tylko, że krzykaczy jest wielu, a żaden z nich nie potrafi wpaść na lepszy pomysł. I wiesz co jest najlepsze? — Rozłożyła ręce ucieszona. — Że jakiś pierdolony bóg zstąpił nam z niebios i powiedział, że wszyscy jesteśmy pojebani do cna i nie ma już dla nas ratunku. Stąd pewność, że którejkolwiek strony nie obierzesz, jesteś w błędzie. Wszystko co robisz jest złe, nawet to że oddychasz jest złe. — Uśmiechnęła się do kwiatka, kącik ust drgał jej nerwowo. — A ja po prostu dbam o moich łowców, w oku tego tornada. — Zaczęła głaskać jakiś przydługi liść, delikatnie, z czułością z jaką zazwyczaj gładziła futro na karkach swoich wilków. — Nie planuję oddawać swojej pozycji, więc co teraz zrobisz, skoro nie planujesz postępować zgodnie z naszymi planami? Jeżeli zadecydujesz, że chcesz odejść, będę musiała cię pojmać. Jeżeli zostaniesz, będziesz do końca życia truł się własnym jadem. Ha! Mógłbyś mi nawet doradzać! Sadysta i życiowa pierdoła. Brzmi jak klucz do sukcesu. A potem, kiedy umrę, sam mógłbyś poczuć jak to jest znaleźć się na środku tego chaosu. Co, Borisie?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.05.20 0:34  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Czuł, że jeżeli zaraz nie przypieprzy jej tą donicą, którą jeszcze nie tak dawno próbowała wcisnąć mu w ręce, to będzie musiała to zrobić ona. Najlepiej nożyczkami i prosto w jego gardło, a nie brzuch jak sugerowała.
Podałem ci go znacznie wcześniej. Sprzątnąć dyktatora i nie pozwolić, by na jego miejscu zasiadł ktoś albo jemu albo tobie podobny. Ale ten plan cię nie satysfakcjonuje, bo ty wcale nie chcesz ich bezpieczeństwa.
  Gdyby podsunął jej pomysł zniszczenia muru i pozwolenia, by głodne bestie wdarły się do środka i rozszarpały mieszkańców na ulicach, byłaby zachwycona. Podejrzewał, że prym wiodłyby jej Psy.
Udowodnić, że łowcy są potrzebni, a nie jak zawsze są tylko problemem i zagrożeniem, a wtedy pozwolić tym z nas, który chcą miejskiego życia, zostać w Mieście. Reszta może śmiało wypierdalać na Desperację, bratać się z wymordowanymi, skoro tak świetnie sobie da radę ze swoimi nowymi przyjaciółmi.
  Zgrzytnął zębami, niemal cedząc przez nie ostatnie słowa. Gardził sojuszem z mutantami niewyobrażalnie.
Nie będzie piękna, ale będzie? Chcesz im rzucić ochłapy jak nam żeby gnić w ściekach i oczekiwać, że ktokolwiek będzie wdzięczny? Nie wyrywaj ludzi z wygodnych łóżek, tylko dlatego, że ciebie zmusili do spania na stercie szmat.
  Zachowywała się jakby była jakimś jasnowidzem, czego nie mógł znieść, bo to zaślepienie swoim wymysłem nie pozwalało jej dostrzec tak wielu rzeczy. Jej przekonanie o nieuniknionym losie, niemożliwym do odwrócenia przeczyło całej idei rebelii. Skoro nie zamierzała walczyć o nic lepszego, to mogła poddać się już dziś.
  Mogła tkwić w swojej nienawiści i sądzić, że Lazarus skończy marniej niż wczorajsze szczury z kolacji, ale Boris już dawno przekonał się, że ludzie nie są tak zawodni, jakimi ich widziała. Przekonaniu, że własna rodzina wydałaby ją wojsku można było tylko współczuć. Najwidoczniej łowca miał o wiele większe szczęście do rodzin, bo ta jego, chroniła go i dbała o niego idealnie. Pewnie dlatego nie umiał odnaleźć się w tej łowczej rodzinie, skoro siłą rzeczy przywódczyni pokazała im wszystkim jak rodzina powinna się zachowywać.
Z twoimi planami, nie naszymi. Może zostanę i stwierdzę, że mam amnezję. Podobno plan świetny, wygodny i sprawdzony.
  Nie widział sensu w sprostowaniu słów o wrażliwości czy delikatności, jakby miały być to jakiekolwiek złe cechy. Był silny, potrafił przeżyć, a jego ego nie potrzebowało podrasowania w znęcaniu się nad innymi. Tego potrzebowały łowcze samice.
  Nie wierzył również w to, że celem wszystkich łowców jest zniszczenie M-3. Nadal traktował to jako wymysł wyłącznie jej.
  Życiowa pierdoła, o dziwo w pełni sił, nawet odpowiednio podtuczona na dezercji i pozbawiona dawnych kontuzji kontra sadysta, który wyglądał jak cień samego siebie. Naprawdę wiele potrzebował, by powstrzymać parsknięcie śmiechem.
Kiedy zginiesz, a nie umrzesz – poprawił ją – Przywódcy giną w walce, a nie poddają się gdy nadchodzi ich czas. A przynajmniej powinni.
  Nie wiedział jakich rad oczekiwała. Potrafił panować nad chaosem. Ktoś kto obracał się w świecie samych kłamstw musiał prędzej czy później nauczyć się w nim bezpiecznie lawirować. Nie potrafił panować tylko nad szaleństwem i zaślepieniem, więc wątpił w użyteczność swoich rad.
Nie będę ani pomagał ani doradzał komuś takiemu jak ty – warknął, przysięgając sobie w myślach, że za każdego zabitego niepotrzebnie mieszkańca wyrżnie w zamian jej ukochane wilki bądź wymordowanych.


Ostatnio zmieniony przez Lazarus dnia 13.05.20 17:27, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.20 12:30  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Wciągnęła powietrze z sykiem. Natychmiast też odetchnęła w podobny sposób opuszczając ramiona z akceptacją.
  Jej poglądy miały to do siebie, że niewielu potrafiło je zrozumieć. To była nieodłączna część rewolucyjnych czynów. W końcu gdyby przychodziły gładko, z ogólną akceptacją otoczenia, wcale nie byłyby rewolucyjne. Nie zamierzała przestać tylko dlatego, że jedna osoba wyraziła swoją głęboką pogardę.
  Nie mogła powstrzymać człowieka, który wybrał płaszczenie się przed wrogiem, byle tylko zaspokoić swoją potrzebę akceptacji. Czerwone oczy, tyle wystarczyło, by odczuwał potrzebę udowodnienia, że jest istotną ludzką, której należy się szacunek i akceptacja. W ten sposób upewniał rząd w ich przekonaniu, że łowca rzeczywiście jest rodzajem robaka, który bez służalczego oddania i ich łaskawej zgody niczego nie osiągnie.
  Skoro tak niewyobrażalnie lepiej było mu wśród rebeliantów innego miasta, powinien z nimi zostać.
  — Ah, więc teraz będziesz mnie poprawiał? Łapał za słówka? Szczyt osiągnięć, Borisie. Doprawdy ból mi zadałeś niewyobrażalny, prawie mam z tego powodu ochotę pójść rozłożyć nogi przed dyktatorem, byle tylko pogłaskał mnie po główce, powiedział, że dobrze się spisałam sprzedając się za ciepły posiłek — pokręciła oczami, zatrzymując wzrok na lampach rozstawionych symetrycznie pod sufitem. Prawie mogła sobie wyobrazić, że to kopuła nad M-3. — Pijesz nawet do kobiety znajdującej się obecnie w szpitalu. Sądzisz, że powinniśmy gardzić nawet naszymi rannymi towarzyszami? Czy ty w ogóle myślisz zanim coś powiesz? Nie przejawiasz już nawet krzty szacunku i oczekujesz, że ktoś ci za to podziękuję. Może  pracę nad wielką rewolucją powinieneś zacząć od siebie, Borisie.
  Kolejną rzeczą, której Lazarus nie rozumiał było to, że skoro surowce miasta są na wykończeniu, rząd nigdy nie przyjmie pod swoje skrzydła kilkudziesięciu tysięcy łowców, nie licząc wszystkich tych aniołów, wymordowanych, ludzi czy nawet maszyn, którzy służyli pod symbolami rebelii czerpiąc większość zasobów z terenów Desperacji, Edenu, czy produkując z użyciem swoich mocy. Towar skradziony z miasta był luksusowy i rzadki, nie stanowił podstawy ich magazynowego zaplecza.
  A z jakiej racji niektórzy mieli mieć lepiej od innych? Przelewał się przez niego egocentryzm, który zaślepiał wartość jakiejkolwiek idei. Wszystko sprowadzało się do tego, aby jemu było dobrze. Ciepło w nocy i ciepło w żołądku, a inni, te marne szczury z podziemia, którymi gardził niech się trują.
  Spojrzała na niego z rozczarowaniem ukrytym za twardym spojrzeniem.
  Myliła się, wcale nie był łowcą. Miał po prostu czerwone oczy, nic innego nie łączyło go ze swoją rasą. Zachowywał się tak, jakby najgorszą rzeczą jaka go w życiu spotkała był podwieczorek bez ulubionego przysmaku, albo brak pieszczot za uchem. Rozpuszczony dzieciak.
  Niewiele trzeba było, aby zmienił zdanie. Kilka minut, w najlepszym wypadku. Może to lepiej, że odmówił skoro posiadał zwyczaj skakania z boku na bok przez kaprys.
  Poznał prawdę. Nie. Część prawdy, która kryła się za chaosem i konfliktem, ale presja zdołała go już przytłoczyć, przycisnąć do ziemi. O wiele łatwiej było udawać, że się nie wie, że życie jest ciężkie, ale gdzieś za ostrym cieniem mgły kryje się osiągalna kraina szczęścia. Wygodne łóżko i akceptacja tych, z których poniża się za ich plecami.
  — Sukces nie zawsze wiąże się ze szczęściem — podsumowała łagodnie. — Nie każdego stać na poświęcenie się, dlatego rozumiem cię Borisie. Nie wymagam być robił więcej, niż potrafisz. Chciałam cię poznać i nie żałuję słów, które tu padły.


Spoiler:
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.20 18:05  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  O dziwo, odmówić było o wiele łatwiej niż się spodziewał. Wcześniejsze słowa ledwo przeszły mu przez gardło i pewnie gdyby nie natłok emocji, niestety negatywnych, to odmowa nigdy nie miała by miejsca, ale musiał przyznać, że to była dobra decyzja. Jak inaczej określić coś, co sprawiło, że poczuł ulgę?
  Zupełnie jakby w ostatniej chwili postąpił krok w tył, ratując się przed wejściem w prawdziwe piekło. I to w imię czego? Czarnowłosej, która nie potrafiła obiecać w zamian za poświęcenie się dosłownie niczego oprócz jej własnych mrzonek. W dodatku oddalonych tak bardzo, że choćby żył tak długo jak wymordowani to w życiu nie zobaczyłby ich efektów.
  Nie rozumiał za to czemu Kami przywołała właśnie wizję jej samej wpełzającej prosto pod dyktatora. W pojawiającej się przed oczyma wyobraźni wizji było już za dużo narzuconych przez przywódczynię szczegółów, by nie uznać tego za całkiem dobrą fabułę. Tu jakieś głaskanie, tu pochwały i jeszcze żarcie.
  Chyba że nie taki ciepły posiłek miała na myśli, ale czuł, że nie powinien pytać.
Ranni mają jakiś immunitet?
  Coś mu się wydawało, że nie do końca tak działała amnezja. To ofiara powinna stracić wspomnienia, a nie wszyscy dookoła zapominać, co ofiara zrobiła. Ale nie był też medykiem, mógł się mylić.
Nie zapominaj, że w naszym szpitalu jest dzięki mnie, a w stanie w jakim jest, jest dzięki tobie. Widać była kolejną osobą, której nie potrafiłaś przekonać do łowczych idei. Mimo, że wiedziałaś, co się dzieje.
  Nie pierwszą i nie ostatnią, nawet biorąc pod uwagę ich dwójkę. W szeregach łowców było sporo niezadowolonych, ale co przywódczyni mogła o tym wiedzieć, zapatrzona w siebie.
  W jednym jednak miała całkowitą rację. Lazarus nie przejawiał już nawet krzty szacunku. O ile miał jeszcze jakieś wątpliwości, a potrzeba bycia choć trochę przydatnym organizacji gryzła się z jego przekonaniami, ta rozmowa przeważyła szalę całkowicie.
  Był wdzięczny Kami za to jaki to wszystko przybrało obrót. Jakby właśnie odpięła kajdany z jego nadgarstków.
  Gdzieś za Borisem rozległ się dźwięk galopujących psich łapek i do ogrodów wpadło zmierzwione do granic możliwości wilczątko. Łowca skrzywił się z niesmakiem na widok pchlarza, próbującego się na niego wspiąć i majtającego nieśmiało ogonem na jego widok. Kolacja widocznie albo przegryzła się przez drzwi od kwatery albo ktoś ją wypuścił.
  Podniósł zwierzaka za skórę na karku, jakby ten był jakimś kotem i przytrzymał w wyciągniętej ręce w kierunku Kami.
Łapówka – stwierdził bezczelnie – W zamian ja wracam do domu, a ty nie wysyłasz za mną swoich siepaczy. Ty bierzesz sukces, ja biorę szczęście.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.20 19:31  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Uniosła nieznacznie brwi. Biorąc pod uwagę, że patrzyła się gdzieś ponad cały ogród, gest mógł umknąć uwadze drugiego łowcy.
  Nie chciała mu przypominać, że to on poskarżył na Angel, która jego zdaniem za dużo czasu spędzała w towarzystwie wojskowych. Właśnie wtedy ukarana jasnowłosa postanowiła działać na własną rękę trafiając ostatecznie w łapska jakiegoś porąbanego naukowca. Kami nie potrafiła zrozumieć, w którym momencie tej pokręconej sytuacji stała się nagle winną całego zajścia.
  Gdyby nie zareagowała na zazdrosne oskarżenie Lazarusa, mężczyzna też poczułby się pokrzywdzony. Najwyraźniej nie było szansy, aby mu dogodzić.
  — Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że to nie de Fanel próbowała wyminąć w ukryciu strażników, kiedy pojawiliście się przy wejściu — przypomniała mu delikatnie. — Jeżeli już wtedy chciałeś unikać rebeliantów, mogłeś po prostu zostawić ją samą, zamiast wyżywać się teraz na kobiecie, która nie jest w stanie się obronić i wmawiać mi, czy jej, że powinnyśmy być ci za to wdzięczne. Szczere intencje nie potrzebują poklasku.
  Sytuacja stała się nieznośnie pokręcona. Azarov z własnej woli skoczył do wody, a teraz obwiniał świat o to, że nie potrafi pływać. Nie znajdował się w organizacji od wczoraj, musiał wiedzieć jak działają i do czego dążą, ale jakby dopiero teraz obudził się ze długiego snu. Tego też była winna?
  Jakie jeszcze oskarżenia miał dla niej w zanadrzu? Skoro sprawa Angel była jej winą, to może zaraz powie jeszcze, że to jednooka wepchnęła speca do łóżka jasnowłosej niszcząc ich fikcyjny związek? Albo że to ona kazała matce obecnego tu łowcy wydać na świat czerwonookie dziecko?
  Nie spojrzała na bok, kiedy cichy zgrzyt otwieranych drzwi oznajmił, że w ogrodzie pojawiło się jeszcze jedno, bogu ducha winne stworzenie. Skupienie nie pozwalało jej oderwać wzroku od twarzy mężczyzny, który pogrążał się w swoim gniewie i nieszczęściu.
  Szczerze mówiąc chciałaby mu w jakiś sposób pomóc, ale co miała niby zrobić? Jej poglądy nie zależały od opinii jednego człowieka. Dziedzictwo Nyanmaru ciążyło na jej własnych barkach i nie mogła pozwolić, by prywatne sprawy każdego łowcy zaprzątały jej głowę. Od czasów, gdy wymordowana przywódczyni zaginęła łowcy nie mordowali już dla zabawy. Zabijali, żeby coś osiągnąć. Kto wie, może kolejny lider poprowadzi ich ścieżką pokoju? Dotychczas nie było wielu chętnych, aby pozbawić ją pozycji, a tym samym życia. Wielu lubiło gadać, a niewielu działać.
  Od dłuższej chwili nie dawała się już nadmiarowi emocji, dlatego zaczęła dostrzegać jak wiele jadu znajduje się w słowach łowcy. Nic nie zmuszało go, aby zwracać się do niej tak bezczelnie, poza świadomą decyzją by się wykazać.
  — Możesz go zaprowadzić do psiarni — podpowiedziała, trzymając ręce skrzyżowane na klatce piersiowej. Szacunku i wolności nie dało się wykupić chamstwem.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.20 20:31  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] - Page 2 Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Mógł zostawić ją samą. Nieznośnie prawdziwe słowa.
  Chwil, w których żałował, że jej pomógł, zamiast ją tak po prostu zostawić na pustkowiach, było o wiele więcej niż tych, w których czuł z tego jakąkolwiek satysfakcję. Mimo wszystko zaryzykował powrót tutaj właśnie dla niej. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem to po prostu by dziewczynę tu odstawił, upewniając się, że jest bezpieczna i zniknął równie szybko, co się tutaj pojawił.
  Kolejny błąd, kolejny dodatek do piętrzącego się już stosiku. Pozostało tylko czekać aż ta misternie układana wieża w końcu runie.
  Oczekiwanie wdzięczności od Łowców byłoby tylko następnym błędem, ale Lazarus już dawno nauczył się, że Łowcy nie potrafią okazywać wdzięczności swoim. Za dezercję groziła śmierć, więc chcąc nie chcąc każdy był zmuszony, by uczestniczyć w działaniach organizacji. A jak tu okazywać wdzięczność niewolnikowi?
  Boris westchnął ciężko, a ręka trzymająca wilczka opadła, uwalniając zwierzaka i pozwalając mu w miarę pewnie wylądować na ziemi.
  Mogła go uwolnić i nie zostać z pustymi rękoma. Po ludzku i co najważniejsze - bez świadków. O nim każdy by tutaj szybko zapomniał, a on też nigdy za chętnie nie przyznawał się do genezy swoich czerwonych ślepiów. Widać poczucie władzy było dla niej ważniejsze niż wszystko inne.
Jasne, do psiarni – zgodził się, korzystając z tego jak z możliwości, by po prostu stąd odejść, choć do żadnej psiarni nie miał zamiaru się udawać, a tym bardziej tracić takiej zdobyczy na rzecz organizacji i to nie dostając nic w zamian.
  Cmoknął na wilka, bo ten wybitnie zainteresowany Yuu, najwyraźniej zaintrygowany zapachem innych wilkowatych, chciał do niej podejść. Zwierzę cofnęło się i czmychnęło za wychodzącym z ogrodów Lazarusem, święcie przekonane, że idą w końcu jeść.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

 
Nie możesz odpowiadać w tematach