Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 06.04.20 19:58  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Why? How come? [ Yū & Laz ]
  
Jakiś czas temu w podziemnych ogrodach.

  Sufit przesuwał się przed jej oczami. Masa betonu falowała w jakimś potwornie hipnotyzującym rytmie. Mrugnęła i wszystko znowu było w normie.
  Dlatego nie pijała alkoholu. Było tak, jakby jej organizm stworzono, aby odrzucał każdą, nawet najmniejszą dawkę. Ukryta za smakiem cienkiej herbaty przedostała się w końcu do umysłu, jak trucizna, chociaż tym razem Yū Kami podejrzewała, że w grę wchodziły również nerwy. Gapiła się od pół godziny w szarą płytę sklepienia, a wzburzenie nie gasło.
  J a k  ś m i e l i.
  Słowa odbiły się na myślach tak jak światło w formie powidoku zostawało pod powieką. Zanieczyszczało każdą spędzoną na rozważaniach chwilę. Nie potrafiła już nawet powiedzieć czym była spowodowana ta irytacja, ani na kogo się kierowała. Może tak normalnie, po ludzku miała dość. Wszystkiego.
  Dlatego kiedy krótki sygnał telefonu przerwał ciszę nie zareagowała od razu. Wyciągając ramię na bok wymacała denerwujące urządzenie, model dziesiąty prawdopodobnie. Pozostałe dziewięć przypadkiem gdzieś zapodziała, ale Vettori zdawał się trzymać w sejfie setki, o ile nie tysiące telefonów, byle tylko podrzucać jej co jakiś czas zupełnie nowy.
  Spojrzała niechętnie na wyświetlający się numer. 3782....8.... Nowa komórka i tak posiadała tylko jeden kontakt.
  — ... w każdym razie jeśli chodzi o miejsca, które się zwolniły... słuchasz mnie? — monotonny głos wtłaczał w nią kolejne informacje. Od czasu do czasu przytakiwała z pomrukiem zgody, ale po dłuższym momencie monologu okularnika wpadła znowu w głębokie zamyślenie. Nie zdołała mu nawet odpowiedzieć zanim domyślił się, że coś jest na rzeczy. — Nicola dał mi znać, że wróciła kolejna garstka zaginionych.
  Zawsze się domyślał i zawsze podkreślał to słowo. Zaginieni, a nie dezerterzy. Wiedział, że to dalsze określenie ją irytuje. W końcu wiele lat wcześniej sama żyła przez dłuższy poza kryjówką, ale z Melancholii do podziemia powróciła tylko ona.
  Dobre wspomnienia i złe sny.
  — Męczy mnie to, V. Każdy ma swoje powody — wyjaśniła do telefonu, ale słowa których nie potrafiła dobrze sformułować zostały na ustach, niewypowiedziane. Zamiast tego pozwoliła mu nieco pomilczeć zanim znowu zabrała głos. — Nie chcę, żeby ludzie bali się ze mną rozmawiać. Chciałabym móc ich zrozumieć, ale... za każdym razem gdy chociaż trochę się uchylają złość przeważa.
  Westchnęła. Tak głośno, że słuchawka telefonu po drugiej stronie zaszumiała boleśnie dla słuchacza.
  A on dalej milczał. Znał jej sposoby, takich rzeczy uczyli się od siebie nawzajem. Wiedział, że jeżeli pozwoli ciszy zalęgnąć się po środku, jednooka poczuje się zobowiązana mówić dalej.
  — Zostawiłam kilka osób pod opieką N, ale możesz przekazać mu informację, że może już wrócić do swoich zajęć. — Zazgrzytała zębami podnosząc się wreszcie z bardzo nieeleganckiej pozycji. Dotychczas siedziała na fotelu z nogami na oparciu i głową zwisającą znad jego krawędzi. Zaczynało kręcić jej się w głowie od naporu krwi. — Chciałabym spróbować jeszcze raz, więc przekaż mu tylko, by podesłał jutro tego takiego jednego... w każdym razie będę przy ogrodzie. Poczekam.
  Vettori milczał jeszcze chwilę, a potem zgodził się na jej prośbę i zakończył połączenie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.20 20:39  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
 Nie wiedział czy wybranie podziemnych ogrodów na miejsce spotkania miało tylko podkreślić, że jeszcze sporo czasu minie zanim będzie mógł wyjść z kryjówki, albo jak te wszystkie hodowane tu chwasty, nigdy już nie zobaczy słońca, czy po prostu Nicola podkablował, że się nudzi i ktoś na siłę postanowił go uszczęśliwić dodatkową robotą.
 Jak raz nie towarzyszył mu jego ochroniarz, co już samo w sobie było dla Lazarusa dziwną, choć chyba nie do końca przyjemną niespodzianką. Zdążył się do niego przyzwyczaić, a i droga gdziekolwiek była bez niego strasznie nudna, bez tych ciągłych prób zgubienia się mu, odbijając nagle w boczny korytarz czy pomieszczenie.
 Duszący zapach roślin z ogrodów był wyczuwalny już z daleka. Łowca odchrząknął, by pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia z gardła, całkiem nieświadomie zapewne dając innym ostentacyjny znak o swojej obecności.
 Zauważył znajomą sylwetkę niemal od razu. Pomieszczenie nie było na tyle duże, by móc się ignorować. Boris zresztą nie miał zamiaru tego robić. Daleko mu było do kogoś, kto zaszywa się w najciemniejszym kącie najmroczniejszego pomieszczenia.
Potrzebujesz mnie do czegoś, prawda Kami? – spytał w końcu, z trudną do ukrycia nutą zaciekawienia w głosie.
 Dotąd nie był wzywany, a ich ostatnia współpraca w łowczej sprawie i tak wynikła przez zupełny przypadek, więc pozostało mu tylko mieć nadzieję, że nie przyprowadzono go wyłącznie na egzekucję, akurat w to miejsce żeby nie trzeba było wlec jego truchła przez korytarze, by nadał się chociaż na nawóz dla roślinek.
 Miał tylko nadzieję, że to nie kolejny raz, gdy podpadł w czymkolwiek. Nie żeby i tym razem nie miał nic na sumieniu, ale jeżeli Nicola... Przełknął nerwowo ślinę.
Chyba że to dalsza część przesłu... znaczy wyjaśnień – dodał szybko, chyba z dwojga złego woląc tę opcję i na szczęście gryząc się w język w ostatnim momencie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.20 22:44  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Nigdy nie ciągnęło ją do ogrodnictwa. Przede wszystkim praca w podziemnym tunelu miała niewiele wspólnego ze sztuką hortologii, ale estetyka tego miejsca działała kojąco na jej myśli. Wszystko zatopione było w zieleni, złocie i błękicie. W tym ostatnim ze względu na wielkie, zakurzone jarzeniówki, dzięki którym botanik przypominał jakąś pozaziemską stację badawczą. Łatwo było odciąć się tu od reszty świata.
  Prąd przepływający przez mechanizmy wprawiał je w basowe buczenie. Prawie jakby to pszczoły, a nie tony elektroniki dbały o przyrost ziół, przypraw czy nawet kilku kwiatów ozdobnych. Te ostatnie trzymano wewnątrz wyłącznie ze względu na sentyment, może jej własny.
  To właśnie przy nich zatrzymała się na dłużej.
  Bez niepokojących rozważań, bez elektroniczne smyczy w postaci telefonu komórkowego. Nawet Vettori postanowił zająć się własnymi sprawami, kiedy obiecała mu, że nie zabije się w pięć minut po rozdzieleniu. Szło jej doskonale, minęła już prawie godzina od kiedy rzeczywiście miała spokój.
  Niewiele spraw mogło go przerwać. Miała wrażenie, że wraz ze smrodem ziemi doniczkowej wciągnęła do nosa całą nirwanę.
  — Możliwe. To zależy od twoich odpowiedzi — wyjaśniła nieśpiesznie trącając przy tym gruby trzon słonecznika. Ile czasu musi jeszcze minąć, zanim jej ulubione rośliny zaczną kwitnąć? — Siadaj — poleciła, tylko po to by zorientować się natychmiast, że w istocie nie ma tu żadnego miejsca, aby wygodnie się ułożyć. — Nieważne. Możesz postać, jak wolisz. Byłeś tu już kiedykolwiek wcześniej, Azarov?
  Zanim przekonała samą siebie do idei tej rozmowy zaszyła się na dłużej w małym archiwum szpiegmistrza. Poza zbieraniem informacji o ich wrogach, Eltyar zajmował się także notowaniem istotniejszych szczegółów z życia łowców. Wszystkich. Półki w jego magazynie miały tysiące przegródek, niektóre kartki rozpadały się w dłoniach - dziedzictwo wielu pokoleń, inne były śnieżnobiałe, czyste, pachnące nowością, Dla każdego znalazł się zapisany skrawek papieru.
  Azarov, Azarov, Azarov. Było ich nawet kilku. Popularne nazwisko? Rodzina? Zastanawiała się, czy nie przenieść de Fanel obok niego, ale powstrzymała się w ostatnim momencie. W końcu ich małżeństwo okazało się być bujdą.
  Spojrzała na niego ponad kępką kosmatka i tymotki. Wiszący przywrotnik, długie chabrowe liście, sztywne tyczki śmiałka...
  — Nie jesteś japończykiem. Nie przechodziłeś przemiany za mojej kadencji, nie mamy też żadnych informacji o twoich bliskich — rzucała wyrwanymi z akt fragmentami tonem, który sugerował że zna już te wszystkie zapiski na pamięć. Oparła się na krawędzi zastawionego donicami blatu.
  Mała gęstwina niezapominajek pokryła się już warstewką niebieskich kwiatów.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.20 0:36  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
 Już otwierał usta, by przypomnieć o ławce, którą przecież mijał, a która znajdowała się w pobliżu, ale szybko uznał, że tym razem przezwycięży lenistwo. Wizja tandetnego siedzenia z Yuu na ławce pośród tych wszystkich chwastów przyniosłaby tylko pełne zażenowania wspomnienia. Ich powrotu wolałby uniknąć.
Postoję – zdecydował.
 Wyglądało na to, że przywódczyni była o wiele bardziej zainteresowana otoczeniem niż on. Dla łowcy zgromadzone tu rośliny były przede wszystkim towarem, którego nie należało ruszać bez odpowiednich uprawnień, by czegoś nie zepsuć. Gdyby dać mu zresztą pod opiekę jakiegokolwiek, nawet niewymagającego zbytniej opieki chabazia, ten dokonałby żywota zanim by jeszcze Lazarus się do niego zbliżył.
 Tak profilaktycznie, by uniknąć cierpień.
Nie musiałem, wszystkie zdobyte rośliny były odbierane od razu przy magazynach – odparł, traktując to pytanie wyłącznie jako nawiązanie do jego wcześniejszych obowiązków – Prywatnie też nie miałbym w tym interesu. Wolę jak to, co powinno żyć na powierzchni ma możliwość życia właśnie tam.
 Powstrzymał się od pytania czy coś zginęło, choć taka była jego pierwsza myśl po pytaniu o to miejsce. Zwyczajnie chyba nie dostrzegał tego, że ktokolwiek mógłby je lubić, a co więcej - kogokolwiek mogłoby zachwycać. Bo przecież jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?
 Kolejne słowa jednak skutecznie rozwiały jego podejrzenia, a na jego pysku pojawił się wyraz jakby przywódczyni przyłapała go na kolejnej psocie, którą łowcy zwykle określali słowem "zdrada". Coś było ich ostatnio sporo. Choć tym razem chodziło wyłącznie o to, że jest tu przybłędą.
Nie, jestem z Miasta-6. Przemiany nie przechodziłem w ogóle – a mimo to wlepiał w Yuu swoje czerwone ślepia – Urodziłem się jako łowca, dzięki czemu byłem dobrym materiałem propagandowym. Tam nie było tylu łowców, co tutaj. Matka zawsze szczyciła się tym, że jej wiara w rebeliancką działalność jest na tyle silna, że przeszła na jej syna.
 Zgrzytnął zębami na samo wspomnienie tej kobiety, choć nie stracił nic na humorze, a wręcz wyraźnie zyskał.
Oczywiście dzięki temu nie mogło być głośno o tym, że moim ojcem był jeden z żołnierzy wojska. Dlatego oficjalnie nie ma o nim żadnej wzmianki.
 Wiele by dał, by przy ewentualnym uzupełnianiu akt ktoś to podkreślił. Dla pewności dwa razy i to czymś kolorowym, a już najlepiej całą wzmiankę napisać drukowanymi literami, czcionką o wiele większą niż reszta tekstu.
Tutaj przyprowadziła mnie Angel po tym jakjak prawie zatłukła mnie na śmierć za próbę ustrzelenia jej bestiijak zostałem ranny na Desperacji.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.20 22:01  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Doskonale. Sama nie zamierzała przysiadywać na skraju zastawionego donicami blatu, ale gdyby zaszła taka potrzeba, wiedziała już jak ukryć się wśród gęstwiny medycznego ziela, aby kontakt z dezerterem nie okazał się uciążliwy.
  Bo w myślach nadal go tak nazywała. Dezerter. Określenie traci swój koszmarny wydźwięk, kiedy używa się go tak często, jak robiła to jednooka, dlatego w jej umyśle nie rozbrzmiewało ono równie drapieżnie. Dezerter, człowiek który uciekł tylko po to, aby powrócić, kiedy grunt pod nogami zaczyna płonąć.
  — Wielka szkoda. To dobre miejsce — przyjęła z serdecznością odpowiedź Lazarasa. Chociaż była szorstka w swojej formie, kryła w sobie cenną szczerość. — Wolę jak to, co powinno żyć na powierzchni ma możliwość życia właśnie tam — powtórzyła za nim, podnosząc ton do zapytania. Rozważała jego słowa przez kilka chwil, w trakcie których przesuwała doniczki z miejsca na miejsce, ignorując jak w rzeczywistości stresuje ją ta wymiana poglądów. — Dobrze powiedziane. Tak w skrócie brzmi filozofia rebeliantów.
  Nie stworzono ich, aby ukrywali się w kanałach. Zostali do tego przymuszeni, bo rząd bał się ludzi, których ciała odporne są na działania wirusa. Od mieszkańców miasta różnił ich tylko kolor oczu i poziom uświadomienia. Dlaczego więc, chociaż powinni żyć na powierzchni dyktatorowi tak bardzo zależało na prześladowaniu ulepszonego człowieka?
  Spojrzała na rośliny, które nie były wcale gorsze czy mizerniejsze od gatunków kwitnących pod otwartym niebem. Chociaż w zasadzie, nie pod tym prawdziwym. Elektroniczna kopuła jedynie imitowała prawdziwe sklepienie czyniąc z M-3 wielką kulę dla chomików.
  Patrząc z tej strony cywile mieli jeszcze gorzej. Nigdy nie zobaczą prawdziwego słońca.
  Uniosła wzrok na Lazarusa, badając jego formę. Był zdenerwowany tak nagłym wezwaniem bez żadnego ostrzeżenia? A może krępowała go obecność jednookiej, która zazwyczaj unikała tak bezpośrednich form kontaktu? Bał się?
  Nie. Wyglądało na to, że słowa pełne wyrzutów wprawiały go w doskonały humor. Kami wzdrygnęła się, łapiąc przypadkowo za kolczastą roślinę, która natychmiast zostawiła w opuszce palce ostry kolce. Prawie jakby nie miała już w życiu dość drapieżnych kaktusów, które któregoś dnia próbowały ją zamordować. To przypomniało jej, że życie potrafi być absurdalne.
  I niesprawiedliwe. Ale czy w to ktoś kiedykolwiek wątpił?
  — Zostałeś zmuszony do wstąpienia w szereg japońskiej frakcji rebeliantów? — zapytała tonem, który wyrażał szczere zainteresowanie. I być może obawę o brzmienie odpowiedzi, która mogła niebawem paść z ust Azarova. Uznała jednak, że nie do końca wyraziła się tak, jak w rzeczywistości miała zamiar. Odchrząknęła. — Poczułeś się zmuszony do wstąpienia w nasze szeregi ze względu na swoją rasę, Borisie Azarov?
  Wbiła w niego czujne spojrzenie. Pochodzenie tego człowieka nie miało żadnego znaczenia. Sama narodziła się ze zwariowanej mieszanki genów i charakterów. Niewielu łowców wiedziało kim byli jej rodzice i nie dlatego, że postanowiła to ukrywać. Dla łowców takie rzeczy nie miały znaczenia, dopóki osoba była w porządku.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.20 21:28  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
 Zadziwiające jak wiele potrafiły zmienić z pozoru nieistotne szczegóły. Brak nieodłącznych wilków chociażby. Jak dotąd nie potrafił spojrzeć na przywódczynię inaczej niż przez pryzmat tych kulek futra. Tym razem nie kipiał z trudem trzymaną na wodzy nienawiścią. Nawet bez powtórzenia po nim jego słów i zgodzenia się z nimi, zaczynał mieć wrażenie - chyba po raz pierwszy - że nie ma do czynienia z wrogiem.
Przynajmniej w czymś się zgadzamy.
 Przyzwyczajony do skupiania wzroku na jednej rzeczy, byle tylko nie musieć patrzeć na jej bestie, tym razem wybrał sobie jej dłonie. Intensywne spojrzenie podążało za jej każdym ruchem, jakby oceniając każde przesunięcie roślin czy doszukując się jakiegokolwiek sensu w dotykaniu tych, które na pewno do dotyku nie zachęcały.
Przyniosłaś tu roślinę ze swojej kwatery żeby odżyła? – spytał nagle, jakby bezwiednie, tknięty wspomnieniem usychającego chabazia, którego widział tam ostatnim razem.
 Otworzył też usta, by bez wahania odpowiedzieć na jej kolejne pytanie, gdy nagle zamknął je gwałtownie. Prawie dał się złapać. Był niemal pewien, że zapytała tylko dlatego, że sama już znała odpowiedź.
Zmuszony to takie złe słowo. Poczułem się... zobowiązany, by do was dołączyć – odparł po chwili, wiedząc, że cokolwiek odpowie i tak zabrzmi równie źle, co to pytanie – Nie zrozum mnie źle. Gdybym był człowiekiem, pewnie nigdy bym nie dołączył do żadnej rebelii. Kocham Miasto, ale póki co jedyną opcją żebym w nim zamieszkał jest wysadzenie kopuły i pozwolenie, by farosy ucztowały na truchłach wojska.
 W ustach Borisa te słowa nie zabrzmiały wyłącznie jak jakaś odległa fantazja, a plan, który w ostateczności mógłby zostać zrealizowany. Gdyby tylko wiedział gdzie znajdzie najsłabszy punkt całej konstrukcji, bądź pozna specyfikę jej zasilania. Na szczęście jeszcze jej nie poznał.
 Faktycznych powodów dołączenia było znacznie więcej. Wiele, zbyt wiele i zbyt błahych, a mimo to przeplatały się nieznośnie, tworząc prawdziwy labirynt.
Te pytania... – powiedział, nie mogąc pozbyć się przeczucia, że powinny zostać zadane zanim jeszcze przekroczył próg ścieków po raz pierwszy – Sprawdzasz mnie?
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.20 22:54  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  W otoczeniu stłoczonych donic i rzędów gęsto usadzonych roślin łatwo traciło się uwagę. Pozłocone jarzeniówki imitowały słoneczne popołudnie, a duszne powietrze ogrodu przywodziło na myśl atmosferę kończącego się dnia. Czasami trudno było uwierzyć, że stali pod tonami betonu i ziemi, a ponad ich głowami trwa chłodny wieczór, o ile na ulice miasta nie wlała się jeszcze noc.
  Lecz dla niektórych ciasne przestrzenie podziemia zawsze będą wyłącznie ograniczającą ich zewsząd klatką.
  — Z nieświadomości bierze się spokój ducha. Ale ty nie jesteś bezwolnym człowiekiem i nigdy w swoim życiu się nim nie staniesz. — Zmrużyła oczy do światła wyglądając ponad oddzielającym ich rzędem roślinności. Grymas mógł mieć też coś wspólnego z jego odpowiedzią, chociaż kobieta doskonale kryła się za zbiegiem okoliczności.
  Dla osoby, która spędziła większość życia w ciemnościach nawet mglista poświata była bodźcem dostatecznie drażniącym, aby bez przerwy przymykać powieki, chować się pod zasłoną ciemnych rzęs. Łowcy zbyt długo żyli pod ziemią, ich ciała zaczynały się wbrew zasadom ewolucji przyzwyczajać do warunków podziemnego schronienia.
  Czasami wysadzenie kopuły wydawało się jedynym rozwiązaniem.
  — Poczucie obowiązku to wrażenie wynikający z natury człowieka... ale nie każdy je posiada. Wychodzi więc na to, że jesteś tu jednak z własnej woli. Uległeś mu — odparła nieznacznie weselszym tonem wymuszając na dostrzeżenie innej perspektywy. Takiej, która nie zakładała, że to cały świat zmówił się przeciw niemu. Że był w dużej mierze odpowiedzialny za los, który go spotkał.
  I najpewniej to właśnie obowiązkowość nakazała mu odprowadzić Angel do kryjówki, zanim bezbronnej kobiecie stała się jakaś krzywda. W pewnym sensie to ich łączyło. Nie górnolotne, dalekosiężne plany, a zwykła, ludzka wrażliwość. Przecież ona też nie zamierzała wspinać się po stopniach hierarchii, nie sięgnęła władzy z własnej woli, ale nie sprzeciwiła się, kiedy nadszedł czas.
  Mogła odmówić, mogła zrobić tysiąc rzeczy, aby ucisk korony nigdy nie pojawił się na jej gardle. A on mógł zniknąć, zanim ktokolwiek uznał go za towarzysza broni, równego sobie rebelianta.
  — Przyglądałam ci się zanim razem z de Fanel zniknęliście na Desperacji — przyznała po chwili milczenia, w trakcie której obrywała zeschnięte listki z pachnącego ostro ziela. — Gdybyś urodził się tam na górze, stałbyś teraz po drugiej stronie, w niebieskim mundurze. Może na warcie przy jednej z bram, plując sobie w brodę, że nie lenisz się właśnie w kryjówce tych cholernych szczurów. "Ci to mają życie, nie muszą martwić się o bezpieczeństwo miasta". Jesteś ambitny.
  I to ją okropnie drażniło. Marnował się na żale, których źródło leżało zapewne w skażonym łonie matki. Czy ludzkie dzieci czuły żal do swoich rodziców, dlatego że urodziły się ludźmi? A łowcy? Czy jej syn również miał jej za złe, że urodził się z parą tkniętych szkarłatem oczu?
  Wspięła się na palce sięgając po jakiś przedmiot znajdujące się wysoko ponad jej zasięgiem. Zaczepiła palcem, ale chłodny metal trącony niezgrabnie tylko przesunął się wgłąb wysokiej półki.
  — Mógłbyś? — zapytała swobodnie, wskazując kiwnięciem głowy na wysoki, drewniany regał. Zacisnęła usta w wąską linię, kiedy zadał jej po wszystkim pytanie. — Zaprosiłam cię tu na rozmowę Borisie, nie na przesłuchanie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.20 2:23  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
 W takim razie wyglądało na to, że łowcy jeszcze długo nie osiągną spokoju ducha, o ile w ogóle. Boris westchnął do tej myśli, nie mając jednak zamiaru wypowiadać jej na głos. W końcu nie mógł też się z tym nie zgodzić, jak pesymistycznie by to nie brzmiało.
Uległem – zgodził się niechętnie – Uległem też własnemu tchórzostwu, które podpowiadało mi, że o wiele łatwiej będzie mi przeżyć w grupie, jakkolwiek bym nie próbował sobie udowodnić, że poradzę sobie sam.
 Przedstawienie tego w formie zwykłego interesu, darmowej ochrony stadnej wiedzionej tylko wspólnotą szczurzych, czerwonych ślepi było o wiele łatwiejsze niż przyznanie się do nieznośniej samotności, która towarzyszyła mu odkąd stracił swoją grupę. Nie mógł jednak powiedzieć, że nigdy nie żałował przyjścia tutaj.
Chciałem być po prostu przydatny. Chyba bycie potrzebnym to najszybsze do złapania koło ratunkowe, gdy grunt umyka spod nóg.
 Ale Łowcy nie potrzebowali takich ludzi, przekonywał się o tym na każdym kroku. Każdy był zapatrzony w czubek swojej broni, każdy wolał działać na własną rękę i Lazarus nie mógł tego wytykać nikomu, bo sam przecież robił dokładnie to samo.
 Póki co na palcach jednej ręki mógłby policzyć rebeliantów, z którymi potrafił się zwyczajnie dogadać. Nawet jeżeli tę rękę by potraktowano wcześniej toporem.
 Oszukał nawet i to, zadomowiając się na niesamowicie wygodnej dla niego posadzie zaopatrzeniowca. Przynajmniej do czasu jego ostatniego wybryku. Uwielbiał to wszystko bagatelizować.
Pewnie tak. Wiele bym oddał za ich elektroniczne mapy Desperacji i tarcze szturmowe. Wiesz, że podrobili nawet nasze Spectre? – przyznał z miejsca, ożywiając się od razu i nawet nie zauważając płynnego przejścia z was do nas.
 Jeżeli kiedykolwiek snuł wizje na temat tego, jak wyglądałoby jego życie na powierzchni to za każdym razem pewny był właśnie tej jednej rzeczy - należałby do wojska. Choć pewnie nie jako zwykły wartownik. Ustawiłby się znacznie wyżej i przede wszystkim wygodniej.
 Może wiedziony nudą zostałby Hyclem? A może zanim zginąłby zarażony wirusem X przez jakieś sarghale, zdążyłby dorobić się żony, która kategorycznie wybiłaby mu z głowy desperackie eskapady i na stałe usadziła za biurkiem?
 Nadal przyglądał się jej wszelkim działaniom, a że dla niego wszystko co związane z roślinami było czarną magią to nawet nie wiedział czy to co robi ma jakikolwiek sens. Nie kwestionował tego jednak. Przywołany, bez wahania sięgnął po metalowy przedmiot i choć w pierwszej chwili trudno mu było oprzeć się pokusie pchnięcia go jeszcze dalej, to mimo wszystko zdjął go z półki i podał Kami.
Trudno się przestawić po socjalnym. Nie wierzyłaś tam w ani jedno moje słowo, a mimo to jakimś cudem obyło się bez egzekucji.
 Chyba, że to dopiero przed nim.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.20 12:10  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Każdy miał jakiś powód. Nauczyła się tego wysłuchując setek i tysięcy historii pochodzących z ust ludzi, aniołów, wymordowanych... nawet świadome swojej egzystencji maszyny reagowały buntem na czynioną im krzywdę. Nic więc dziwnego, że strach mieszkał również w sercach czerwonookich rebeliantów - byli tylko o ułamek świadomości różni od człowieka.
  — Tchórzostwo? — Zatrzymała się w pół kroku wykrzywiając się w łagodnym grymasie zamyślenia, jakby badając, czy Lazarus może mieć rację. Była jednak zupełnie pewna własnego poglądu. — Nie, nie wydaje mi się, aby to było tchórzostwo. Potrzeba odwagi żeby wyrwać się okowów wygody w poszukiwaniu zmiany. A przecież nigdy nie możemy mieć pewności, że to krok w dobrym kierunku. — Przytknęła do ust zwiniętą pięść skubiąc nerwowo czubek kciuka. — Zdecydowana większość łowców to przecież mordercy. Jeżeli nie odebrali komuś życia przed wstąpieniem w nasze szeregi, zostali prędzej czy później postawieni przed takim zadaniem już po przekroczeniu progu kryjówki. To całkiem słuszne zakładać, że w gronie szaleńców łatwiej jest o zaznanie krzywdy.
  Ta myśl nie przerażała jej tak, jak powinna. Jak czyniła to wiele lat temu, gdy młoda, sparaliżowana strachem pierwszy raz znalazła się w otoczeniu czarnych charakterów swojego dzieciństwa. Chciała krzyczeć, uciekać, znaleźć się z dala od tego miejsca, poszukać szczęścia za murem, chociaż przez siedemnaście lat żyła w pewności, że przekroczenie go wiąże się z natychmiastową śmiercią. W tamtej chwili szybki strzał w skroń wydawał się najrozsądniejszym rozwiązaniem. Ostatecznym aktem odwagi.
  Wtedy też po raz pierwszy zobaczyła coś, co dogłębnie nią wstrząsnęło. To była krótka, żałosna z perspektywy czasu realizacja. Ci wszyscy otaczający ją ludzie żyli. Nie, nie tylko trwali przy egzystencji, oddychając, jedząc i śpiąc, ale celebrowali każdą chwilę przybliżającą ich nieznacznie do wymarzonego celu - bezpiecznego żywota na powierzchni.
  Dlatego teraz, odbierając od Lazarusa metalowe nożyce, mogła w skupieniu zajmować swój czas dbając o zieleń podziemnego ogrodu. Przycinać bezowocne, zeschnięte gałązki i układać je w zgrabny stosik na sąsiednim blacie. Czynność z pozoru nie miała żadnego sensu, gąszcz roślin wyglądał dokładnie tak samo jak jeszcze kilka chwil temu, ale nie wszystko co sprawiało radość musiało prowadzić do wielkich czynów. Nie musieli marnować każdego oddechu na walkę.
  — Byłeś przydatny. Jesteś. A w każdym razie, bez wątpienia, możesz być. Nigdy nie zakładałam, że uda mi się samym słowem przekonać do rebelianckiej ideologii sto procent opowiadającej się za Łowcami populacji. Ludzie nie marzą o tym, aby ginąć w imię idei, której rezultatów nie przyjdzie im doczekać. Chcą żyć i oczekują, że oddam im to, co zabrał los. Myślisz, że potrafię? — westchnęła nagle, jakby czynności, które wykonywała bezwiednie mogły ją tak wyczerpać. — Gdybym mogła zamienić się z Bogiem miejscami, uwierz mi, zrobiłabym to. Dałabym wtedy wszystkim to, czego pragną, ale przyznam niechętnie, że przekracza to moje możliwości. Odrobinę. Każdy kto wstępuje w nasze szeregi sądząc, że znajdzie tu szczęście, którego mu brakuje, sam sobie jest winien tak naiwnego pomyślunku. Łowcy dają tylko możliwości. Jeżeli chcesz być przydatny, zacznij robić więcej tego, co sprawia że się taki czujesz.
  Gdzieś w międzyczasie uzbroiła się w płaską łopatkę do ziemi. Narzędzia przelatywały przez jej dłonie kiedy mówiła, rozdzielając skupienie na rozmowie i wykonywanych czynnościach. Teraz odłożyła wszystko na stół i złapała dumnie jedną z ozdobnych donic, która wyróżniała się na tle minimalistycznych waz wypełnionych zielem medycznym. Wcisnęła mu w ramiona zielony kwiat opierając dumie ręce na biodrach.
  — Jeżeli sprowadzenie Angel nie było dostatecznie satysfakcjonujące, to możesz skupić się na pracy w ogrodzie. A może wolisz nocne zmiany w kuchni? Adam ze szpitala też zawsze chętnie wyszkoli nowe ręce do pomocy w szpitalu. Jestem przekonana, że wiele osób z chęcią dałoby ci się wykazać. Nie wiem czy znajdziesz tam to, czego szukasz, ale chyba warto spróbować. — Klepnęła go po ramieniu z satysfakcją, ale kilka sekund później spoważniała. — Łowcy potrzebują dobrych ludzi. Ja potrzebuje pomocy takich ludzi jak ty, Azarov. Nie zamierzam skazywać takich, którzy ciągle jeszcze są zagubieni. Ale właśnie dlatego boli mnie, kiedy próbują mnie oszukiwać. Nienawidzisz mnie?
  Mnie, czyli organizacji. Poprawiła się w myślach. Mnie, która ma znaczący wpływ na to, jak funkcjonuje horda rebeliantów. Jeżeli on za każdym razem wypominał jej brak wiary, ona mogła delikatnie zasugerować, że traktując ją wyłącznie jak kata na swojej egzekucji także nie wzbudzał sympatii. Była przywódczynią, a nie jego przyjaciółką, a mimo to starała się wykrzesać z siebie łagodność i zrozumienie.
  Ogród był w końcu jednym z jej ulubionych miejsc.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.20 22:19  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  Banda złożona z morderców, terrorystów i wyrzuconych poza miejski nawias szczurów i póki co tylko Kami oraz jej zaufana świta zdawała się nad tym wszystkim panować, a raczej próbowała zapanować. Nie widział sensu w pytaniu jak to wygląda z jej strony. Łowcy byli przepełnieni chęcią zmian i zemsty za to co zrobiła im władza, niejednokrotnie jeszcze za życia na powierzchni, bez czerwonych tęczówek, zamieniając ich życia w piekło, ścigając ich, wrabiając czy mordując im rodziny. Nie powinno go to dziwić.
  Dziwiło go jedynie to, że częściej gryźli towarzyszy niż tego, w kogo powinni wczepić swoje kły.
Oby pozostała mniejszość nie musiała być nigdy zmuszona do zamordowania kogokolwiek.
  Choć sam wątpił w swoje słowa. Prędzej czy później będą, chociażby w samoobronie. Zdawał się również wypierać ze świadomości wspomnienie, gdy za szczeniackich czasów sam jeszcze myślał, że zabicie żołnierza sprawi, że będzie kimś lepszym. Prawdziwym Łowcą.
  Skinął głową na słowa o przydatności, całkiem mile zaskoczony zarówno tym, że te słowa w ogóle padły jak i tym jaką sprawiły mu przyjemność.
Myślę, że... jak to określiłaś... Łowcy dają ci możliwości by oddać im to, co zabrał im los. Nie trzeba do tego boskich mocy. Dyktator dał to zwykłym ludziom, a myślę, że z bóstwami to on ma niewiele wspólnego. Ty za to masz już więcej. Chociażby nazwisko – wyszczerzył kły w dumnym uśmiechu, mogąc w końcu błysnąć choćby przed samym sobą coraz lepszą znajomością języka nintendo – Wszystkie te miejskie wygody są na wyciągnięcie ręki, ale jakoś nadal nie mamy ich w garści. Myślisz, że to dlatego, że gdybyśmy mogli tam normalnie żyć to zniknąłby jedyny cel w życiu?
  Poprzedni uśmiech szybko zniknął, zastąpiony przez pochmurny grymas, gdy padło imię łowczyni. Ze wszystkich wymienionych przez przywódczynię rzeczy już wolałby szorować studzienki kanalizacyjne, a samą Angie wysłać na te nocne zmiany w kuchni żeby w końcu nauczyła się gotować i przemycała mu jeszcze więcej nadprogramowego żarcia niż zdołał podkradać teraz.
  Przez chwilę stał z wciśniętym mu w dłonie kwiatem, patrząc na tą donicę z wyrazem typowego debila. Praca w ogrodzie? Czy ten chabaź właśnie miał być przypieczętowaniem tych żartów? Zmarszczył brwi i odstawił nic niemówiącego mu chwasta na stolik, tam gdzie jego miejsce. Może nieco zbyt gwałtownie, bo donica trzasnęła na niego ostrzegawczo, ale na jej powierzchni nie pojawiła się na szczęście żadna rysa.
Zawsze jestem do twojej dyspozycji, czegokolwiek byś nie potrzebowała – zobowiązał się, poprawiając się jednak szybko – Za wyjątkiem momentów, w którym będą przy tobie twoje psy... i każdych momentów, których one będą obecne albo będą w pobliżu albo w tle albo jakkolwiek będą z tym związane.
  Po kręgosłupie Borisa przeszły nieprzyjemne dreszcze i to wcale nie dlatego, że miał czelność stawiać tak głupie wymagania przywódczyni. Nawet nie chodziło o sam fakt, gdy przy samym wspominaniu o jej zwierzyńcu miał wrażenie jakby ktoś przejeżdżał paznokciami po tablicy, każąc mu jednocześnie gryźć styropian. Przez chwilę próbował wypowiedziane zaraz słowa przybrać w zupełnie inne brzmienie, ale szybko zdał sobie sprawę, że nie potrafi. Sprawa była tak posta, że nie było sensu jej komplikować.
  Zwłaszcza, że w tak błahy sposób wyjaśniała wszystkie sytuacje, w których Boris tak rozpaczliwie i nawet za cenę swojego życia i łatkę zdrajcy próbował unikać Yuu.
Nienawidzę wilków.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.05.20 19:41  •  Why? How come? [ Yū & Laz ] Empty Re: Why? How come? [ Yū & Laz ]
  — Borisie, zabijanie stało się czynnością równorzędną oddychaniu. Jeżeli nie zabijesz kogoś, on zabije ciebie. Możesz po prostu przestać pompować powietrze do tego worka mięsa, które nazywasz swoim ciałem, jeśli nie planujesz posuwać się do morderstwa — tłumaczyła cierpliwie, jakby zamiast usprawiedliwiać przestępstwo dyktowała mu przepis na szarlotkę, tak wielką rutyną stało się w jej życiu posyłanie ludzi na śmierć. Odchrząknęła. Ręce przybrudzone ziemią spoczęły na biodrach. — To droga ciągnąca się po trupach do celu. Jeżeli ktoś stoi ci na przeszkodzie, by go osiągnąć, nieświadomie przyczynia się do powstawania kolejnych ofiar. Ale głupota i niewiedza to nie jest dostateczne wytłumaczenie.
  Spojrzała na blat, który dźwięczał nadal gdy ciężka donica uderzyła w jego powierzchnię. Szkoda, miała nadzieję, że Lazarus poczuje się w odpowiedzialności zaopiekować się zmarniałą rośliną, którą właśnie mu przekazała. Najwyraźniej przekreślił już żywot zaniedbanego pędu, jaki przy odrobinie poświęcenia mógł odwdzięczyć się wspaniałymi kwiatami.
  Pewnie wolał, by włożyła mu w dłonie gotowy efekt ciężkiej pracy, a nie zeschnięty chabaź.
  Albo po prostu nie lubił roślin.
  — Dyktatorzy przez setki lat okłamywali miasto twierdząc, że poza murem nie ma żadnego życia. Kilka lat temu przyznali się do tego wielkiego oszustwa - za murami jest jednak życie! A jednak nikt nie kiwnął nawet palcem. Setki tysięcy mieszkańców okłamywanych od pokoleń pokiwało głowami jak grzeczne barany. — Skrzywiła się z niesmakiem. — Sprzedani za wygody, powędrują grzecznie nawet na ubój. W dupie mają wszystkich innych, widzą tylko czubek własnego nosa.
  Jedna, mała twierdza, która korzystając ze swojego technologicznego postępu wyzyskuje cały kraj.
  Zazgrzytała zębami przysiadując na skraju blatu. Po co w ogóle próbowała mu to tłumaczyć? Po co pozwalała emocjom wypłynąć na wierzch, skoro nie miała żadnych oczekiwać względem tego człowieka? Nigdy nie doczekała się osoby, która popierałaby w pełni jej poglądy. Nawet Marcus stchórzył, kiedy zrobiło się zbyt gorąco.
  Odwróciła głowę w stronę wiszących gałązek, które tworzyły naturalny, zielony parasol nad ich głowami. Podobno obcowanie z naturą uspokajało.
  — Celem Łowców nie jest przejęcie miasta dla siebie, tylko zniszczenie go — poprawiła go szybko, zanim na dobre rozmarzył się o luksusach znajdujących na wyciągnięcie ręki. Jeżeli dotychczas trzymał się go humor, to teraz ma już powód, by się wykrzywić.
  Zawsze jestem do twojej dyspozycji...
  Uśmiechnęła się półgębkiem. Ześlizgnęła się z blatu, który okazał się na tyle wysoki, że w pewnym momencie mogła swobodnie machać nogami bez dotykania podłogi podziemnego ogrodu. Nożyce do roślin trafiły znowu na półkę, tym razem usytuowaną nieco niżej.
  — Odważne słowa. I nigdy nie odmówisz, jeżeli poproszę cię o pomoc? — Płynnie znalazła się znowu bezpośrednio przez mężczyzną rękami w dalszym ciągu brudnymi z czarnej ziemi złapała go za dłonie unosząc je do góry. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądała mu się z bliska — Borisie?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje

Strona 1 z 2 1, 2  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach