Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Go down

Pisanie 27.03.20 1:25  •  God, let me give you my life Empty God, let me give you my life
Czas: idk, 10-17 lat temu
Miejsce : Góry Shi

Gdyby pomyśleć o tym wszystkim później to powinien zrobić to u siebie, w grocie mieszkalnej. Tam, gdzie nikt by mu nie przeszkodził, tam gdzie byłby w stanie zrobić to spokojnie, od początku do końca. Myślał o swojej egzystencji długo i kiedyś była ona życiem. Żył, nie zawsze szczęśliwy, ale też nie zawsze smutny. Teraz nie był żaden. Na początku była to rozpacz, czysta i gwałtowna, ale z czasem zamieniała się w pustkę. Tak jakby jego własne ciało ustawiło sobie mechanizm obronny przed wyniszczającymi emocjami. Nie potrafił wytrzymać agonii po utracie żony, więc mózg uciął jego uczucia. Szczerze mówiąc, nie wiedział co było gorsze- ta pustka, czy agonia. Jedyną rzeczą, która dzisiejszymi czasami dawała mu jakąkolwiek satysfakcje i poczucie czegokolwiek były narkotyki. Jakże smutno to brzmi. Wciskane mu do rąk przez innych kapłanów, przez znachorów. On sam je podawał naiwnym wiernym. Substancje, które pomagają ci zwyczajnie zapomnieć o czymś, co wydaje ci się nie do zapomnienia. Brzmi dobrze, a działa jeszcze lepiej. Ich wadą były zjazdy, które nieprzyjemnie oddziaływały na ciebie po wytrzeźwieniu. Dlatego rzadko trzeźwiał. Przykre, ale proste. Momentami jednak sobie uświadamiał, że nagle jego życie, egzystencja jest niczego warta. Jest żałosna i jest tylko cieniem tego, czym była wcześniej. Musiał patrzeć na siebie w lustrze, przed kolejną dawką i widzieć jak bursztynowe oczy są coraz bardziej puste, a ona zawsze powtarzała, że były pełne życia, pełne blasku. Nie byłaby zadowolona z tego czym się stał, ale to nie ma znaczenia. Jest martwa, a martwi nie mogą osądzać. Dlatego Sukui zażywał jeszcze raz.

Raz tego nie zrobił i patrz do czego to doprowadziło. Doprowadziło do kompletnego poczucia załamania. Przecież to nie tak chciał skończyć i może lepiej by było gdyby nigdy jej nie spotkał, ale potem nienawidził siebie jeszcze bardziej za taką myśl. Była noc, dość ładna. Można było zobaczyć gwiazdy i kiedyś ojciec próbował go nauczyć astronomii, ale Sukui nie mógł spamiętać nazw konstelacji. Wspomnienie o tacie wprawiło go w poczucie nostalgii i ironicznego rozbawienia. Kto by pomyślał, że skończą swój żywot dokładnie tak samo. Strzeleniem sobie kulki w głowę z powodu złamanego serca. Mieli o wiele więcej wspólnego niż dałoby się zobaczyć. Wymordowani nie posiadają duszy, więc koniec byłby ostateczny. Nie spotka Rei po drugiej stronie, nie spotka mamy po drugiej stronie, nie spotka siostry po drugiej stronie, nie spotka taty po drugiej stronie. Nic nie szkodzi. Tak jest lepiej. Tak jest o wiele lepiej.

Przyłożył sobie lufę do skroni i zacisnął oczy. Wahał się i było to normalne, bo każdy samobójca się wahał. Nie wiedział, czemu wybrał takie miejsce na swoją śmierć. Do Sali Nabożeństw, gdzie odprawiał obrzędy religijne, mógł wejść każdy. Może chciał zginąć w miejscu religijnym, może był to jego mózg przyćmiony narkotykami, może podświadomie chciał, by ktoś go zobaczył i uratował. Nie zasługiwał na ratunek. Na ratunek zasługiwała Reia. Biedna, piękna Reia. Wziął głęboki, mokry wdech i przygotował się na naciśnięcie spustu.
                                         
Sukui
Paladyn     Nosiciel
Sukui
Paladyn     Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shouto Hitokoe


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.20 3:00  •  God, let me give you my life Empty Re: God, let me give you my life
Sukui nie był jedynym, który w tą piękną gwieździstą noc rozmyślał o swoim rodzicu. Choć niewątpliwie tylko on planował, aby były to jego ostatnie myśli. Abraham miał słabość wspominania matki, w chwilach największego zwątpienia, wyobrażając sobie, że jest dla niej kimś więcej niż tylko wiecznym rozczarowaniem. Ale lata mijały, a ona się nie, więc z czasem chłopak sobie odpuścił. Nie był w stanie zarobić na jej miłość.
Lubił jednak w noce takie jak ta przybyć do Sali i prosić Ao o lepsze zrozumienie wszystkiego co go otacza. Zachowania matki, kapłanów, wiernych pogrążonych w wiecznym, narkotycznym stanie. Czy taka była wola Pana? Aby jego owieczki błądziły we mgle, odcięte od bólu i rzeczywistości?
Był tu przed intruzem. Ukryty w cieniu, całkowicie pogrążony we własnych myślach. Tak długo, aż nie usłyszał charakterystycznego dźwięku odbezpieczanej broni. Ktoś wiedział, że tu jest? Postanowił go skrzywdzić?
Ciekawość zadziałała przed instynktem samozachowawczym. Jak zwykle zresztą.

- Ekhm.
Sala nabożeństw była miejscem nie tylko wspaniałym i pięknym. Była też niezwykła pod względem akustycznym. Może dlatego słowa Proroka wypowiadane z mównicy brzmiały tak dostojnie? I może właśnie dlatego to ciche chrząknięcie rozbrzmiało w każdym kącie, choć jego źródło dobiegało z samego centrum pomieszczenia – ołtarza.
Zapewne kapłan dałby sobie rękę uciąć (najlepiej tą trzymającą pistolet), że przed chwilą był całkiem sam. Tymczasem na kamiennym blacie, siedziała dość drobna istota, jak gdyby nigdy nic machając nogami w powietrzu. Oparty na dłoniach, przechylił delikatnie głowę na bok, wpatrując się jak gdyby nigdy nic w Sukui'ego. Zawiesił zafascynowany wzrok na jego dłoni, przeciągając go wzdłuż palców trzymanych na spuście, aż po skroń o która oparta była lufa pistoletu. Ostatecznie zatrzymał się na oczach wymordowanego i uniósł lekko brwi.
W mroku Sali ciężko było określi czy jego mina wyrażała bardziej „na co czekasz?” czy może „naprawdę uważasz, że to dobre rozwiązanie twoich problemów?”
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.20 15:27  •  God, let me give you my life Empty Re: God, let me give you my life
Głos rozniósł się donośnym echem po całej Sali i Sukui zamarł w miejscu, z bronią przy swojej skroni. Dźwięk podniośle odbijał się od wysokich ścian, co nadawało mu pewnej świętości. Jego pierwszą, głupią myślą było to, że przemawia do niego sam bóg. Jednakże szybko wyszedł z tego założenia, gdy jego oczy ujrzały postać siedzącą, jakby nigdy nic na ołtarzu ukrytym w ciemnościach. Po co bóg chciałby go ratować? Nie miał większej wartości od reszty samobójców. Postać wpatrująca się w niego, miała coś w swoim zachowaniu i posturze, z dziecka, może nastolatka. Z początku Sukui go nie rozpoznał, ale po chwili coś w jego przytłumionym umyśle kliknęło i przypisał imię Abraham do chłopaka. Jak długo tu był? Czy wszedł niezauważony przez Sukui’ego, czy zajął to miejsce na długo przed nim? Czy było to ważne? Powoli, poniekąd niepewnie odsunął pistolet od swojej głowy i pozwolił, trzymającej jej ręce bezwładnie zawisnąć wzdłuż ciała. Nie do końca wiedział co zrobić. Wyraz twarzy Abrahama był nieodczytany, a mężczyzna nie potrafił odgadnąć, co chodziło po jego głowie. Zrobił jedną rzecz, którą zawsze robił.

Uśmiechnął się.

Kiedyś był to czyn, który przyciągał do niego ludzi. Nawet tych mniej ufnych. Nieważne jak bardzo wrogie nastawienie miałeś, on zawsze się uśmiechał i wyciągał rękę. Taki był. Zawsze przyjazny i chętny do pomocy, każdej potrzebującej duszy. Jego altruistyczne podejście tylko wzrosło po śmierci ojca. Musiał widzieć jego powykręcane zwłoki, jego zastygnięty wyraz twarzy i tak samo zastygniętą krew. Pogrzebał go samotnie, bo taki właśnie się stał. Samotny. Nie chciał, by ktokolwiek skończył jak tata, dlatego się starał wspomagać innym, często obcym. Nienawidził wizji, by ktokolwiek musiał oglądać jego śmierć, jego samobójstwo. Sama obecność Abrahama powstrzymała go od naciśnięcia spustu dzisiaj. Zrobi to kiedy indziej, jutro, albo pojutrze w bardziej prywatnym miejscu. Może się utopi, tak nikt nie będzie musiał oglądać zimnego ciała. Będzie pływał w wodzie na zawsze, pochłonięty w wiecznym śnie. Była to myśl nawet piękna, romantyczna. Chociaż pewnie aktualny obraz trupa, dryfującego na tafli wody jest o wiele bardziej obrzydliwszy. Ciężko westchnął i zablokował broń.

—Przepraszam, że musiałeś to oglądać –szepnął, ale był pewny, że Abraham usłyszał – Lepiej jeśli już pójdę.


Ostatnio zmieniony przez Sukui dnia 05.04.20 22:21, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Sukui
Paladyn     Nosiciel
Sukui
Paladyn     Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shouto Hitokoe


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.20 16:41  •  God, let me give you my life Empty Re: God, let me give you my life

- On by tego nie chciał.- Stwierdził spokojnie Abraham, machając przez moment nogami w powietrzu. Nie zamierzał dookreślić cóż za tajemniczy „on” krążył mu w myślach. Ao? Prorok? Świętej pamięci ojciec Su, o którym chłopak nie miał prawa i rzeczywiście nie wiedział?
Zsunął się spokojnie z ołtarza, robiąc kilka pierwszych kroków w jego stronę. Zupełnie jak gdyby po prostu zamierzał opuścić Salę, nie przejmując się faktem, że najwyraźniej miał się stać świadkiem samobójstwa. Czy było mu szkoda jegomościa? Nie. Ludzie bywali słabi, nie radzili sobie z codziennością, tak daleką od choćby minimum pozwalającego zachować zdrowy rozsądek.
Byli... Słabi. Żałośni. Tak łatwi do zmanipulowania i ukształtowania według własnego widzimisie.

- Przepraszam, że musiałeś to oglądać.
Miał rację. Powinno mu być przykro. Istniało tak wiele innych miejsc, aby odebrać sobie nędzne życie. Dlaczego miałby to robić w uświęconej przestrzeni, przed obliczem samego Ao?
Czuł się na tyle ważny i wyjątkowy? Liczył, że niczym Izak składany w ofierze, pan ześle kogoś by zapobiegł tragedii? Cóż... najwyraźniej się nie pomylił. Niestety... Tym razem to nie biblijny anioł miał powstrzymać go od pociągnięcia za spust.

Odgłos kroków ucichł, gdy Abraham zrównał się z Suikui'm. Podniósł delikatnie głowę, obracając ją w stronę chłopaka.
- Dźwigasz ciemność na zswych barkach...- Powiedział spokojnie, unosząc usta w łagodnym uśmiechu, który nie obejmował jednak przykrytych mgłą oczu. Wyciągnął w jego stronę dłoń, łapiąc go za nadgarstek ręki w której nadal trzymał broń. Drugą dłonią wyłuskał delikatnie pistolet spomiędzy palców niedoszłego samobójcy.
- Pozwolisz mi wzsiąć od zsiebie ból?- Zapytał niemalże bezgłośnie, sprawiając jednak wrażenie całkowicie nieobecnego. Zapewne, gdyby nie chłodny dotyk na skórze, Ab sprawiałby wrażenie jedynie nocnej mary, która przyszła go nawiedzać ciemną porą w nawiedzonej Sali Nabożeństw.
A jednak... był tu ciałem i duchem.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.20 23:48  •  God, let me give you my life Empty Re: God, let me give you my life
Kim był tajemniczy On, o którym wspomniał chłopak? Najoczywistszą odpowiedzią byłby Ao, źródło wiary, której służyli. Jednakże Sukui miał wrażenie, jakoby za tym On kryło się coś więcej. Jakoby Abraham zgadywał, a jednocześnie wiedział. Było w tym coś nad wyraz dziwnego, ale i normalnego. A może Sukui zwyczajnie, za bardzo analizuje rzeczy. Tak jakby jego mózg próbował odrobić czas, kiedy był zamieniany w bezmyślną, znarkotyzowaną papkę niczego.

—A czego On by chciał?—spytał. Nie była to rzecz, na którą koniecznie chciał znać odpowiedź, ale  przykuła, w pewnym stopniu, jego ciekawość. Zawsze słyszał o tym, że ktoś czegoś nie chce, ale rzadko, że ktoś czegoś chce. Czy z Nim było inaczej?

Oczy Abrahama były pozbawione jakiekolwiek śladu współczucia. Normalnie byłoby to pewnie zadziwiające, ale Sukui przyzwyczaił się do zimnego, odmiennego zachowania członków Kościoła Nowej Wiary. Byli osobami z przeżyciami i tak naprawdę, kim on był, by oceniać. Łączyło ich więcej, niż chciałby przyznać. Nie bez powodu był teraz tutaj, z pistoletem w dłoni, z psychiką mocno odbiegającej od normalności. Abraham nie odpowiedział na jego przeprosiny, ale gdy tylko Sukui miał się zawrócić i wyjść z Sali Nabożeństw, to chłopak zeskoczył z ołtarza i w kilku krokach znalazł się naprzeciwko mężczyzny, niedoszłego samobójcy. Zdanie, jakie wypadło z jego ust miało w sobie coś specyficznego, ale nie zwróciło to jego uwagi tak mocno, jak niecodzienny spokój Abrahama. Wydawało się, że w ogóle nie ruszał go fakt, że przed chwilą mógłby być światkiem śmierci. Na jego ustach widniał uśmiech, który miał w sobie coś nieprzyjemnego, ale Sukui się tym nie przejął. Nadal próbował dojrzeć w każdym i wszystkim coś dobrego, coś przyjaznego. Zimne, ale delikatne dłonie Abrahama zabrały mu z ręki broń, a Su mu na to pozwolił. Przypominał trochę bezwładną, smutną lalkę.  

Pozwolisz mi wzsiąć od zsiebie ból?

Brzmiało to jak zaproszenie na kolejną dawkę haju, jaką przekazywali sobie dzień w dzień. Sukui miał dość życia, nie—egzystencji pozbawionej sensu. Chciał w tym czymś czegoś więcej, niż przeskakiwanie z kazania wiernym, do narkotyków, do poczucia beznadziejności. Mimo tego, gdyby chłopak zaoferował mu teraz dragi, pewnie by je przyjął, z chęcią i wdzięcznością. Była to jedyna rzecz, która pozwoliłaby mu się wyzbyć tego uczucia wstydu i porażki.

—Co masz na myśli?—szepnął spodziewając się, że Abraham wyjmie skądś dziwny proszek lub pigułki.


Ostatnio zmieniony przez Sukui dnia 05.04.20 22:22, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Sukui
Paladyn     Nosiciel
Sukui
Paladyn     Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shouto Hitokoe


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.20 20:38  •  God, let me give you my life Empty Re: God, let me give you my life
Abraham odwrócił wzrok od twarzy kapłana, kierując go na proporzec Ao zawieszony przed laty nad ołtarzem.
Czego Onby chciał?
Gwałtu. Pożogi. Bólu. Krwi anielskich wysłanników spływającej wzdłuż rzeźbionych rynienek kamiennego blatu. Ich słodkiego krzyku, wypełniającego katedrę dźwięcznym echem.
Ale nie śmierci.
A już na pewno nie tak głupiej, będącej aktem czystego egoizmu i kwintesencją porażki kolejnej słabej istoty. Klejnot w koronie człowieczeństwa, którego wyzbyli się wieki temu, przyjmując na siebie brzemię wirusa.

- Jezsteś zsługą Ao. Myślisz, że zserce naszego Pana radowałoby zsię gdyby zsazstał w polu martwego pachołka? Czy możemy pełnić pozsługę jeśli przezstaniemy oddychać?- Zapytał z głosem, który nagle przepełnił się bólem i goryczą. Zupełnie jakby sama wizja próby zranienia „uczuć” ich Boga była dla chłopaka nie do zniesienia.
Prawda była nieco inna. Abraham gdzieś podświadomie uwielbiał wszystkie słabe dusze. Były niczym szkiełka wyłowione z dna jeziora. Przepiękne, ukształtowane przez wodę w kształt szlachetnych kamieni, a jednak... zupełnie bezwartościowe i kruche. Gdzieś na granicy pomiędzy byciem śmieciem, a cennym drobiazgiem.

Drgnął delikatnie, wyrwany z własnych myśli, słysząc głos towarzysza. Odwrócił z powrotem głowę. Palce zacisnął nieco mocniej na szczupłym nadgarstku. Broń odłożył na drewnianą ławkę poza zasięgiem niedoszłego samobójczy. Tak jakby wolał się upewnić, że ten na pewno nie wróci do pierwotnego zamysłu.
Och...
Nie miał na myśli narkotyków. Choć te niewątpliwie były w stanie rozwiązać absolutnie wszystkie. Były drogą na skróty, łatwą ucieczką dla zbłąkanej duszy. Ale on nie chciał pozwolić mu uciec w świat słodkiego otępienia. Jeszcze nie teraz, nie tak szybko. Zaciśnięte na nadgarstku Suki'ego
- Pomyślałem, że brak Ci kogoś blizskiego...- Zniżył głos do szeptu, zupełnie jakby nagle przestraszył się, że ktoś mógłby ich podsłuchiwać. Zupełnie jak gdyby mówili o rzeczach absolutnie niemoralnych, a przecież chodziło tylko o...- kogoś kto cię wyzsłucha. Przyjaciela.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.20 3:29  •  God, let me give you my life Empty Re: God, let me give you my life
Spokojne trwanie w miejscu wydawało się wymagać od niego ogromnego wysiłku. Nie zdawał sobie sprawy, że samobójstwo, a raczej jego próba może doprowadzić do urażenia religijnych uczuć chłopaka. Prawdę powiedziawszy, w ogóle nad tym nie pomyślał, choć pewnie powinien. Gdy przyłożył sobie lufę pistoletu do skroni nie wziął pod uwagę tego, gdzie się znajduje, tym kim jest i komu służy. Liczyła się tylko ta obezwładniająca pustka przy sobie i w sobie. Pustka, która kreowała poczucie tego kim nie jest, a kim mógłby być, gdyby tylko miał przy swoim boku. Ile to już czasu minęło? Dwa lata? Trzy? Głuchy krzyk nadal odbijał się w jego umyśle, a cień bezwładnego ciała ciążył mu na ramionach. Na usta cisnęły mu się przeprosiny, nie do końca wiedział czy dla Abrahama, czy dla niej. Jednakże zdusił te słowa w przełyku.

Dreszcz przepłynął mu wzdłuż kręgosłupa, gdy niemalże lodowate palce owinęły się wokół jego nadgarstka. Odczuł dość spory kontrast temperatury na swojej skórze. Napełnił swoje płuca chłodnym powietrzem, jego oddech był nierówny; raz przyspieszał, raz zwalniał. Tak jakby jego ciało nie było pewne, czy może być spokojne. Nadal czuł w swojej ręce zarys broni, nadal czuł przy głowie zimno pistoletu. Zadrżał i delikatnie, poniekąd nieśmiało spojrzał w oczy Abrahama, które były koloru jasnoniebieskiego. Przez lico Sukui’ego przewinęło się widmo uśmiechu. Jej tęczówki również były błękitne, ale w innym odcieniu. Pamiętał je dokładnie, śnił o nich. Prawie każdej nocy. Jego twarz nabrała słodko-gorzkiego wyrazu. Pamięć była okropną rzeczą, bo z czasem zamazywała się. Nie posiadał żadnej fotografii, żadnego szkicu. Wszystkie wspomnienia, wszystkie sny odwzorowywały tylko to co zapamiętał, a on?
On zaczął zapominać.

Zmarszczył brwi, gdy zamiast narkotyków w rękach chłopaka, pojawiły się niespodziewane słowa w powietrzu. Zakręciły się między nimi i odbiły od ścian. Dlatego Sukui bał się cokolwiek mówić tutaj. Sala Nabożeństw nadawała każdemu dźwiękowi podniosłości, a on nie miał nic wartego do przekazania. Nic co by zasługiwało na te dostojeństwo.

—Byłoby…— zdanie wypowiedział najciszej jak tylko się dało—Byłoby to miłe.
                                         
Sukui
Paladyn     Nosiciel
Sukui
Paladyn     Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shouto Hitokoe


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.20 22:51  •  God, let me give you my life Empty Re: God, let me give you my life

Przez sekundę oczy chłopaka pojaśniały, zupełnie jakby nie spodziewał się zgody na tak szaloną propozycję. Przyjaźń? W tym przeklętym miejscu, gdzie każdy tylko czekał na Twój błąd, żeby wbić ostry ofiarny nóż pomiędzy żebra.
Wydał się o wiele bardziej... ludzki. Odwrócił szybko wzrok, rozglądając się niespokojnie po pomieszczeniu. Nie powinni tu teraz być.
Poruszył ustami w bezgłośnym „chodźmy stąd”. To nie było miejsce na takie rozmowy, choć może o wiele łatwiej byłoby wyrzucić swój ból i żal podczas spowiedzi?
Spojrzał po raz ostatni w stronę portretów poprzednich proroków, którym przyglądał się zanim spotkał swojego nowego „przyjaciela”. Mógł dokończyć swoje rozmyślania nad wielkością kiedy indziej.

Pociągnął go za sobą do pustej o tej godzinie Sali Wspólnej, o wiele mniej doniosłej. Czy potrzebowali „przytulniejszego” miejsca? Cóż... Abraham nie, ale ten jeden jedyny raz nie chodziło o jego poczucie komfortu. A może jednak? Przecież tu zawsze chodziło tylko i wyłącznie o Aba, nawet jeśli Sukui nie był tego jeszcze świadomy.

Usadził kapłana na kanapie, siadając obok. Palce, wcześniej zaciśnięte na nadgarstku, przesunął na moment na jego dłoń, przytrzymując je tam przez chwilę w nieumiejętnym geście pocieszania”. Ostatecznie jednak złożył dłonie na podołku.
- Zs jakiegoś powodu jezst ci ciężko... Jakaś myśl nie pozswala ci zspać i pcha ku..- Zamilkł, po czym lekko skinął głową w kierunku Sali Nabożeństw. Jasnym było o co dokładnie mu chodziło.- Zsdradź mi co cię gryzsie. Mogę zsostać twoim zspowiednikiem, jeśli boisz zsię, że nie dochowam zsekretu...
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.20 0:31  •  God, let me give you my life Empty Re: God, let me give you my life
Sala Wspólna sprawiała wrażenie kompletnie nie pasującej do reszty miejsc znajdujących się Górach Shi. Nie emanowała chłodem, czy nabożną podniosłością, wprost przeciwnie. Była na swój sposób przytulna i ciepła. Pod stopami znajdowały się zdarte dywany, a wokoło stały drewniane regały, przeznaczone na książki. Ściany zdobiły świętobliwe obrazy, ale nie miały w sobie takiej ostrości i sztywności jak te, które widział w innych pomieszczeniach. Poczuł się spokojniej, jego ciało już nie drżało, jego umysł już nie wirował. Odetchnął i bez najmniejszego oporu pozwolił chłopakowi posadzić się na kanapie. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że lodowate palce Abrahama wciąż oplatały jego nadgarstek, niczym wąż duszący ofiarę. Zauważył ten fakt dopiero, gdy ciepło, a raczej zimno ciała opuściło go. Było to trochę żałosne, że potrzebował jakiegokolwiek kontaktu. Był aż tak samotny, był aż tak słaby.

Broń pozostała zapomniana, pozostawiona na ławce w Sali Nabożeństw. Sukui zastanowił się, czy było rozsądnym porzucić ją tam, naładowaną, odbezpieczoną. Co jeśli komuś coś się stanie? Co jeśli kogoś przestraszy? Nie chciał, by jego głupie decyzje naraziły kogoś innego. Może Abraham potem po nią wróci? Sobie nie ufał. Nie ufał, że tym razem nie pociągnie za spust. Nie zawsze będzie ktoś, kto go powstrzyma.

Słuchaj ze spokojem głosu chłopaka, który może nie należał do najbardziej przytulnych, ale pomagał mu nie odpłynąć. Pomagał się skupić.

—Tu nie chodzi o sekret—powiedział cicho. Ostatnio wszystko co robił i co mówił było ciche, niepewne. Żałosne—Nie ma żadnego sekretu.

Zacisnął palce na materiale swoich spodni. Przyjaciel? Dawno nie słyszał tego słowa. Wydawać, by się mogło, że oni nie mieli czasu na coś takiego. Uśmiechnął się, chociaż zabrakło w tym wyrazie szczęścia. Była melancholia i ucisk tęsknoty. Shouto miał kiedyś wielu przyjaciół.

—Moja…— poczuł zacisk w gardle zanim dokończył zdanie. Dłonie mu zadygotały. Zorientował się, że tak naprawdę nie zwierzał się ze swojej tragedii jeszcze nikomu. To on ciągle słuchał, pocieszał, ale nie pamiętał by ktoś pocieszał go.

Abraham był jedynym, który choć trochę się nim zainteresował. Czy to wynikało z litości? Wiary? Nie miało to większego znaczenia dla Sukuia. Był wdzięczny.

—Czasami zastanawiam się, czy nałożono na mnie przekleństwo— wydusił w końcu—Wszyscy, których kocham umierają.
                                         
Sukui
Paladyn     Nosiciel
Sukui
Paladyn     Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shouto Hitokoe


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.20 10:30  •  God, let me give you my life Empty Re: God, let me give you my life
Kwestię broni pozostawionej samej sobie w Sali Nabożeństw, Abraham zepchnął gdzieś do odmętów podświadomości. Gdzieś tam o niej pamiętał, zapewne planował po nią wrócić w drodze do swojej celi, ale w tym momencie starał się o niej nie myśleć.

„Moja...”
Zatem chodziło o kobietę. Złudne przywiązane do żywej istoty, zapewne brutalnie rozszarpane. Mogło chodzić o kogokolwiek. Matkę, żonę, siostrzyczkę, znał i takich co rozpaczliwie przywiązywali się nawet do suk czy innych zwierząt.
- zStraciłeś kogoś bardzo Ci blizskiego...- Powiedział cicho, bardziej stwierdzając fakt, niż drążąc temat. Czy było ważne kogo? Nie bardzo. Rana w sercu to wciąż rana.

Był bliski przewrócenia oczami, słysząc o przekleństwie, jednak zdołał utrzymać ten na wpół współczujący wyraz twarzy.
Wszyscy którzy przeżyli byli przeklęci. Musieli żyć, służyć, walczyć o przetrwanie każdego cholernego dnia. Ich istnienie przypominało bardziej zabawę w kotka i myszkę ze śmiercią, niż uczciwą rozgrywkę szachów.

- Moja matka zswykła mawiać, że nazsi zsmarli nigdy nazs nie opuszczają.- Uśmiechnął się delikatnie, zupełnie jak gdyby rozczuliło go samo wspomnienie rodzicielki.- Ich duzsze zsą teraz u Pana w wiecznej zszczęśliwości.
Po raz pierwszy Abraham poczuł gulę w gardle. Szczęśliwi odpoczywali w grobach, a żywym przyszła wieczna udręka. W imię czego?

Milczał przez dłuższą chwilę, zaciskając mocno palce na wierzchu lewej dłoni. Odwrócił przy tym wzrok, profilaktycznie unikając spojrzenia w oczy Su. Zupełnie jakby obawiał się, że ten dostrzeże w nich strach albo nie daj boże wątpliwość. Zawiesił wzrok na proporczyku z symbolami Kościoła, wiszącym nad kominkiem.
- To nie przekleństwo...- Zdobył się wreszcie na parę słów.- Zs jakiegoś powodu, którego żaden z nazs nie jezst w zstanie pojąć, Ao nie pozswolił nam odejść do wieczności. Mamy obowiązsek uszanować jego wolę, nauczać i zsłużyć jego Kościołowi. Przyjdzie czas, kiedy zspotkamy zszzz najbliższymi.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach