Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Go down

□ Czas: Dwa lata temu
□ Miejsce: Pustynne Tereny Desperacji

           Nie wiedział ile czasu już upłynęło, tygodnie, może już miesiące. Nie wydaje mu się by był to rok, nie przeżyłby tyle. Jedzenie i woda jakie zabrał podczas swojej ucieczki z Miasta-3 były na wyczerpaniu i nie miał zielonego pojęcia jak mógłby zdobyć nowe. Jakieś dziwne przeczucie, mówiło mu że gdyby wyszedł z tej ukrytej za kamieniem nory to on stałby się pożywieniem. Miał szczęście, że w tej okolicy rzadko kiedy pojawiała się jakaś żywa dusza. Dzięki temu żaden bardziej, lub mniej myślący Wymordowany nie zdołał go jeszcze wytropić, choć to tylko kwestia czasu. Jeśli nie wykończy go brak zapasów to dopadnie go jakiś zmutowany dziwak. Shimotsuki był realistą i doskonale zdawał sobie sprawę z tego w jak słabej sytuacji się znalazł, bez umiejętności walki, w słabym, patykowatym ciele trafił w sidła Desperacji, a w dodatku nie miał pojęcia jak radzić sobie z Wymordowanymi, których widział pierwszy raz w swoim życiu. Słyszał wcześniej o nich historie, ale opowiastki o ludziach-zwierzętach wydają się mało realne, gdy siedzisz wśród luksusu. Westchnął ciężko przecierając z czoła nadmiar potu. Nie mógł za to obwinić nikogo oprócz siebie. Wpierw próbował w głowie oskarżyć o to ojca, ale po pewnym czasie siedząc samemu w ciasnym miejscu z własnymi myślami i strachem musiał przyznać, że jest to tylko i wyłącznie jego wina. Tata nie kazał produkować narkotyków i potem ich sprzedawać. Tata kazał zostać najlepszym neurochirurgiem. Jego brzuch wydał głęboki odgłos burczenia, nieprzyjemnie informując po raz kolejny Shimotsuki’ego o tym, że musi coś zjeść. Chłopak był lekarzem i wiedział, że nie jedzenie przez tak długi okres może spowodować bardzo złe zmiany w jego i tak osłabniętym organizmie. Jeśli omdleje, co może zdarzyć się niedługo to nie będzie miał najmniejszej szansy na obronę przed napastnikiem. Z kwaśną miną odwrócił się do leżącego za nim bagażu, w którym spakowane było tylko kilka par ubrań i dużo żywienia. Rozsunął  metalowy suwak i ku swojemu przerażeniu zobaczył pustkę leżącą na dole. Nie posiadał już nic do jedzenia, żadnej puszki groszku, żadnej konserwy. Zamarł, a jego żołądek ścisnął się niekomfortowo z powodu głodu lub stresu. Po kilku sekundach bezruchu wpadł w panikę i próbował znaleźć coś czego najwidoczniej nie było. Ręce desperacko miotały się po norze szukając nawet po piaskowych ścianach. Jednakże jego palce nie napotkały nic innego jak szorstki pach i kilka kamieni. Nic zjadliwego. Shimotsuki mógłby przysiąść, że zostały mu jeszcze dwie kukurydze.  Po sprawdzeniu każdego kąta został zmuszony przyznać, że niestety nora była pozbawiona jakiegokolwiek pożywienia. To oznaczało jedną rzecz—będzie musiał wyjść ze swojej względnie bezpiecznej kryjówki i udać się na poszukiwania. Prawdopodobnie wtedy zostanie zamordowany, ale był zbyt uparty by po prostu umrzeć w marnej norze. Spojrzał swoimi czarnymi oczami w górę, gdzie z dziury padało ostre światło na jego bladą twarz. Jeśli wyruszy teraz będzie miał większe szanse na przeżycie. W kilka chwil podjął decyzję i choć każda komórka w jego ciele krzyczała, by nie ruszał się z miejsca to on z małym trudem wyczołgał się nory na pełne słońce grzejące pustynne tereny Desperacji. Nawet nie wiedział gdzie szukać, ale ruszył powoli przed siebie nasłuchując otoczenie.
                                         
Shimotsuki
Hydra     Desperat
Shimotsuki
Hydra     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mirai Shimotsuki


Powrót do góry Go down

 Dzień był upalny. Żar lał się z nieba do tego stopnia, że większość wymordowanych znikała z pola widzenia, kryjąc się w każdym dostępnym centymetrze cienia. On sam nie był wyjątkiem.
 Przez cały czas górowania słońca pozostawał w ukryciu podziemnych korytarzy kryjówki. Zimne i wilgotne korytarze Psiarni gwarantowały ukojenie, którego nie szło zaznać na zewnątrz. Przeczekał w krętych ścieżkach większość upały, by dopiero pod wieczór wyściubić nos na nieco lżejsze powietrze.
 Wielki, czarny lis wypruł z ziemistej dziury prosto w chłodne powietrze nadchodzącej nocy. Biegnąc przed siebie, zlewał się z ciągle rosnącymi cieniami drzew i ruin, co rusz niknąc w ich mroku. Co kilka, kilkanaście metrów zawieszał nos nad ziemią w poszukiwaniu co ciekawszych zapachów; nie wiadomo, czy liczył na kolację, czy może na rozrywkę. Gnał naprzód, nie zatrzymując się nawet na krótki moment.
 Gdy już zaczynał tracić nadzieję, zmysły wychwyciły... coś. Woń, tak różną od tych, które zwykle krążyły po Desperacji. Grzbiet pyska zmarszczył się nieco w jawnym wyrazie konsternacji. Skołowanie zwolniło smukłe łapy wpierw do truchtu, później zatrzymały je całkowicie.
 Szczęki stuknęły o siebie w głuchym wydźwięku, gdy nimi kłapnął.
 Potrząsnął łbem i ruszył jak kamień wystrzelony z procy jedenastolatka – szybko i niebezpiecznie.
 Poszukiwania nie trwały długo. Z mięśniami przyzwyczajonymi do długich dystansów spędzonych wyłącznie na biegu dotarł na miejsce dość szybko; linię horyzontu wciąż przecinało zachodzące słońce. Prócz fioletów, czerwieni i pomarańczy nieba oczom ukazała się również sylwetka maszerującego... no właśnie, kogo? Nie pachniał jak wymordowani, na anioła również nie wyglądał. Mógł być droidem, ale nie towarzyszyła mu woń stali czy metalu. Mógł więc być zwyczajnym człowiekiem? Jeśli tak, to dlaczego błądził samotnie po Desperackiej pustyni?
 Lis chciał już wyskakiwać z kryjówki, gdy w oddali zauważył nieco rozmazany zarys kolejnego zwierzęcia. Mogło być psem, kształty się zgadzały. Podobnie jak wymordowany zmierzało w kierunku zmęczonego podróżą ciemnowłosego chłopaka.
 Z przechyloną na bok mordą obserwował, jak czworonóg odsłania rząd pożółkłych zębów, coraz szybciej skradając się w kierunku swojej ofiary.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Droga wydawała się nie mieć końca. Miał wrażenie, jak gdyby pomimo poruszania nogami, nie ruszał się z miejsca w ogóle. Otaczająca go sceneria nie zmieniła się nawet w najmniejszym stopniu. Wszystko pokrywał gorący piasek, którego drobinki co jakiś czas wpadały mu w zmęczone oczy, a nad głową wisiało powoli zachodzące słońce. Każdy kolejny krok sprawiał mu coraz większą trudność i był prawie pewny, że za chwilę zemdleje. Jego ciało błagało o chwilę przerwy, ale Shimotsuki bał się, że jeśli się zatrzyma, to już nie będzie w stanie się podnieść. Ile to by dał za niesmaczne gotowanie mamy i swoje miękkie łóżko. Z ciężkim westchnieniem spojrzał w górę, na bordowe niebo i zastanowił się, czy ktoś jest tam na górze.

Może jakaś modlitwa by pomogła? – pomyślał, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Znając go to tylko obraziłby jakiś ponad cielesny byt i jego sytuacja by się pogorszyła. Teraz naprawdę rozumiał czemu te tereny nosiły nazwę Desperacji.
     Z zamysłu wyrwało go dziwne uczucie bycia obserwowanym. Chwilowo przystanął i niepewnie, z niepokojem odwrócił się. Przed nim ukazała się wielka postać czegoś, co przypominało przerośniętego wilka. Jego żółte, świecące ślepia były pozbawione oznaki człowieczeństwa, a odsłonięte kły wydawały się ostrzejsze niż niejeden nóż. Po ciele chłopaka przeszedł dreszcz przerażenia. Nie chciał umierać, a już na pewno nie w taki sposób. Zaczął niekontrolowanie dygotać. Zrobił kilka kroków wstecz, by choć trochę zmniejszyć dystans między nim, a zwierzęciem. Miał marne szanse na to, że uda mu się uciec, ale były one większe niż to, że pokona wilka w walce.
Wilk wydał z siebie głęboki dźwięk warczenia powodujący, że wszystkie włosy Shimotsukiego stanęły dęba. To jego koniec i gdzieś w podświadomości zdawał sobie z tego sprawę, ale ta upartość zostania przy życiu nie pozwalała mu się poddać.

—Proszę… — powiedział mokrym szeptem mając płonną nadzieję, że uda mu się obudzić w stworzeniu litość. Nic takiego się nie stało i po kilku, ciągnących się sekundach, bestia rzuciła się w jego kierunku. To, że udało mu się zrobić unik było zwykłym cudem. Shimotsuki pociągnął swoje wycieńczone ciało w bieg.
     On naprawdę nie chciał umierać.
                                         
Shimotsuki
Hydra     Desperat
Shimotsuki
Hydra     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mirai Shimotsuki


Powrót do góry Go down

  Brzuchem niemal przylegał do ziemi, choć mięśnie cały czas miał napięte. Zza zasłony krzewów obserwował, jak wielkie psisko powoli wyłapuje trop idącego człowieka, skrada się, aż w końcu wystrzela jak z procy, gnając w jego kierunku na złamanie karku.
  Wymordowany cały ten czas trwał w bezruchu, postanawiając po prostu obserwować sytuację z daleko. Nie było potrzeby wdawać się w cudzą potyczkę. Zresztą... była z góry przekreślona, prawda? Ten dygoczący z przerażenia chłopak nie miał szans. Nie w takich warunkach, nie w starciu z tą bestią.
  Ziewnięcie przetoczyło się przez gardło, umykając szeroko rozwartymi szczękami.
  A może...
  Może odrobinę...
  Wyprostował się na łapach, powoli wychodząc z ukrycia. Kroki stawiał leniwe i bezdźwięczne jak zwykle, ale nie wątpił, że czujne zmysły wilka wyłapały jego obecność choćby po zapachu. Zwieszony nisko łeb mierzył drugiego czworonoga czujnym spojrzeniem, póki ten całkowicie nie zatrzymał biegu, wpatrując się w lisa równie intensywnie.
  Białe kły wychynęły zza warg; nie warczał, ale przekaz był aż nazbyt jasny. Przebijał przeciwnika w wymiarach, mógł więc śmiało przypuszczać, że zwierzę odpuści z czystego rozsądku.
  Wyłonił się nagle zza ramienia chłopaka, w końcu prezentując mu swoją obecność. Na razie jednak nie zwracał na niego większej uwagi, zbyt skupione na stojącym naprzeciwko wilku. Gwałtowniejsze kłapnięcie szczęk wystarczyło, by bestia przesunęła jedną z łap w tył, narwany krok naprzód i zmieniła kierunek, umykając gdzieś między wysuszone pnie.
  Zadowolony z siebie lis mógł zająć się przejętą zdobyczą.
  Posiłkiem?
  Obrócił mordę, później resztę ciała. Barwne tęczówki osiadły na licu ciemnowłosego, analizując każdy centymetr skóry, oczy, wykrzywione usta i pasma włosów.
  Czy i teraz chciał błagać o litość?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Adrenalina, która pulsowała w jego żyłach była jedynym powodem dlaczego jeszcze nie upadł z wycieńczenia. Zapomniał o głodzie, zapomniał o zmęczeniu. Jego umysł przesłoniła desperacka wizja ucieczki i przetrwania. Biegł i biegł, ale czuł z każdą sekundą jak wilk się zbliża i już niedługo go dogoni. Wystarczyłby moment. Nigdy nie czuł takiej paniki jak wtedy. Nawet najgorsze chwile w jego patologicznej rodzinie nie były tak przerażające. Czarne oczy mu łzawiły i nie wiedział, czy to od strachu, czy od piasku unoszącego się w powietrzu i wpadającego mu do źrenic. Piaszczyste podłoże nie sprzyjało ucieczce. Ani trochę. Shimotsuki poczuł jak mięśnie go parzą, a oddech staje się płytki. Nie da rady tego przeżyć. Upadł twarzą na miękki grunt.  

Potem stał się cud. Wilk się zatrzymał. Nie zatopił swoich kłów w jego ciele. Przestał warczeć. Tylko chwila i byłby martwy, ale z jakiegoś powodu zwierzę nie wykonało ostatecznego ruchu. Patrzyło na coś, co znajdowało się za jego ramieniem. Shimo był zbyt uradowany, by teraz się tym przejmować. Pewnie powinien. Wilk zaczął powoli się wycofywać, a chłopak był zbyt zszokowany i zmęczony by zrobić coś innego niż wpatrywanie się w jego postać. Czemu? Czemu nagle odpuścił? Odpowiedź pojawiła się w postaci lisa. Był widocznie większy od poprzedniej bestii. Sierść miał kruczoczarną, podobną do włosów Shimo, które po tylu miesiącach były kompletnie zaniedbane. Lis nie musiał wydać żadnego dźwięku, wystarczyło pokazanie swojego uzębienia, by wilk odpuścił i ruszył na poszukiwanie innej zdobyczy. Shimotsuki przyglądał się całej interakcji z zafascynowaniem, ale i przerażeniem. Był tu tylko towarem, nagrodą, przedmiotem. Od początku nie miał szans, ale dopiero teraz to sobie w pełni uświadomił. Nie wychował się na Desperacji, wychował się w luksusach Miasta- 3. Był tylko człowiekiem. Nie umiał nawet trzymać poprawnie broni. Oddech miał nierówny, a serce mu łomotało. Lis odprowadził wzrokiem konkurenta. Tak jakby chciał się upewnić, że wilk nie zmieni zdania. Dopiero, gdy zwierzę zniknęło z jego pola widzenia, przeniósł swoje ślepia na Shimotsukiego. Chłopak wypuścił powietrze z płuc. Powinien czuć panikę, jak wcześniej. Przecież, drapieżnik był potężniejszy. Jednakże jego oczy były pozbawione agresji i potworności. Źrenice wydawały się zaciekawione, dziwnie ludzkie. Shimotsuki nie wiedział co ma robić. Nie miał już żadnych sił na ucieczkę.

—Em…—zaczął niepewnie, jego głos był zdyszany, słaby – Dobry lisek?

Ah tak oczywiście. Jego głupota wychodziła poza kosmos. To nie był piesek domowy do jasnej boleści. Nie zamerda teraz ogonem, on go teraz zeżre i w sumie, chłopakowi to się należało po takim tekście.
                                         
Shimotsuki
Hydra     Desperat
Shimotsuki
Hydra     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mirai Shimotsuki


Powrót do góry Go down

  Zwierzę długo mierzyło chłopaka wzrokiem. Błyszczące ślepia wpatrywały się w przerażone lico z uwagą, ale i rozumem, którego brakowało szturmującemu jeszcze przed sekundą wilkowi. Lis może i był ogromny, ale wyglądał na znacznie bardziej opanowanego niż szarżująca bestia.
  – Dobry lisek?
  Trwało to ułamek sekundy. Szczęki uzbrojone w garnitur lśniących od śliny zębów kłapnęły pół centymetra od nosa chłopaka, choć ostrzegawczemu aktowi brakowało warknięcia. Tyle musiało wystarczyć, by dać ciemnowłosemu do zrozumienia, że zwierzę aż za dobrze rozumiało padające słowa i nie było zadowolone z ich doboru.
  Wystarczyło jednak kilka kolejnych chwil, by cofnął mordę. Zwierzę opadło brzuchem na glebę, długi ogon uderzył o podłoże, wzbijając w powietrze kolejne tumany kurzu. Zaraz ułożył mordę między łapami, z tego poziomu wlepiając ślepia w chłopaka, które już wcześniej upadł na ziemię w przestrachu.
  Chciał dać Desperatowi przede wszystkim czas. Czas, który ten mógł poświęcić na wyrównanie oddechu, na zebranie myśli i ukojenie nerwów. Ostatnim, czego oboje teraz potrzebowali była panika.
  Zwierzę znów zadarło mordę, a w ślad za łbem poszła i reszta ciała. Długie kły z zaskakującą delikatnością pochwyciły kawałek ubrania nieznajomego, próbując i jego podnieść do pionu.
  No dalej, nie mamy czasu, mówiło spojrzenie.
  W prażącym słońcu Desperacji było ciężko o przetrwanie. To jednak nocą wychodziły wszystkie złe bestie i jeszcze gorsze koszmary. Gdy temperatura spadała, ochładzając otoczenie do idealnego stopnia, wszystko wychodziło na żer. Jeden przerośnięty lis – nawet jeśli uzbrojony w szereg zębów i umiejętności – nie był w stanie stanąć naprzeciw chmary przeciwników i jeszcze ochronić przerażonego człowieka.
  No właśnie. Człowieka.

  Droga była męcząca, choć nie aż tak jak ta, którą oboje już przebyli w pełnym słońcu. Teraz gdy piekielny okrąg zdążył się już zaszyć za horyzontem, a okolicę zaatakowało milion cieni, podróży bliżej było do spaceru, niż rzeczywistej wędrówki.
  Nie było między nimi rozmowy, wszak ciężko, by zwierzę przemawiało ludzkim głosem nawet wobec dziwów obecnego świata. A może nie i tylko ten jeden wymordowany tego nie potrafił, sam nie był już pewien.
  Nie zaprzątał sobie tym głowy, bo w oddali zamajaczył kształt wejścia do jaskiń.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shimotsuki zacisnął mocno powieki, gdy uzębienie lisa niebezpiecznie zbliżało się w jego kierunku. Poczuł na swojej skórze gorący, mokry oddech, ale nie ubyło mu nosa, tak jak się tego spodziewał. Zwierzę jedyne, co zrobiło to kłapnęło pyskiem, ale moment później się wycofało. Wydawało się poniekąd, że był to znak ostrzegawczy, odnoszący się do wcześniejszej, głupiej wypowiedzi Mirai. Jednakże nie było możliwym to, że lis zrozumiał ludzką mowę, prawda? Ludzie lubili myśleć, że ich kochane, domowe pupile były nad wyraz inteligentne oraz rozumne, niestety żadne z tych zwierzątek nie miało zielonego pojęcia o języku ich właścicieli. Pomimo tego, lis wydawał się doskonale pojmować to, co wychodziło z ust Shimo. Było to na swój spokój przerażające, ale i uspokajające.  

—Ah tak, przepraszam—powiedział niepewnie czarnowłosy nadal czując się trochę głupio, że traktuje zwierzę jak człowieka.

Czuł się teraz bezpieczniej, ale wciąż się bał. Nie mógł być pewny, czy lis nie postanowi zrobić sobie z niego obiadu, a Shimotsuki nie miał najmniejszych szans na wygraną, bądź ucieczkę. Jego ciało było zbyt zmęczone, a mięśnie nie przestały go parzyłyć od poprzedniego biegu. Stworzenie nie odeszło, a wpatrywało w chłopaka swoimi spokojnymi, inteligentnymi oczami, aż w końcu położyło się tak, żeby być na poziomie wywróconego chłopaka. Cała ta sytuacja była tak absurdalna, że wprowadziła Mirai  w  cichy chichot. Może oszalał? Może śni? Kilka ostatnich miesięcy jego życia, zaczęło przypominać jakiś dziwny film, podobny do tych, jakie widywał na ekranie telewizora w domu. Pokręcił zrezygnowany głową i postanowił tego nie kwestionować.

Z namysłu wyrwał go głęboki dźwięk burczenia. No tak, wyszedł ze swojej kryjówki w celu znalezienia jedzenia, ale znalazł tylko kłopoty i lisa, który mógł być zarówno wybawicielem jak i agresorem. Shim nadal nie potrafił zdecydować się, czy mógł być przy nim spokojny. Mruknął coś pod nosem i położył dłoń na swoim brzuchu. Głodówka bardzo bolała. Nic dziwnego—jego żołądek zaczynał trawić sam siebie. Nie miał na nic energii, ani siły. Z każdym dniem coraz bardziej upodabniał się do wraka człowieka. Jego gadatliwość i chamstwo znikało, co wcześniej było rzeczą praktycznie niemożliwą. Prawdopodobnie niektórzy oddaliby dużo, by go ujrzeć w takim stanie.

Zaskoczył go nagły ruch zwierzęcia, które szybko stanęło na nogi i spojrzało w stronę Shimotsukiego. Jego wzrok był wyczekujący, tak jakby spodziewał się czegoś od chłopaka. Mirai nie wiedział, o co mogłoby mu chodzić. Pewnie po prostu nie znał jakiś zasad, jakie panowały w tutejszym świecie zwierząt. Będzie się wypierać tego do końca życia, ale cicho pisnął, gdy lis wziął niespodziewanie do gęby jego koszulkę i pociągnął tak, że i Shim został zmuszony do wstania z miękkiego piasku.

Ah, czyli lis chciał po prostu ruszyć w drogę. Czemu w ogóle stworzenie trzymało się niego? Czemu go uratowało? Może był to jakiś podstęp? Chociaż to także nie trzymało się kupy, o wiele łatwiej byłoby go zabić teraz. Czarnowłosy nie dałby rady stawić mu czoła.

—Czemu to robisz?—spytał, choć nie spodziewał się odpowiedzi.

Osobliwe duo składające się z przerośniętego lisa i niskiego, marnego człowieka udało się na wędrówkę. Shimotsuki był powolny, ale próbował nadążać nad towarzyszem, jak tylko potrafił. Dopiero po pewnym czasie zatrzymali się przy wejściu do jaskiń.
                                         
Shimotsuki
Hydra     Desperat
Shimotsuki
Hydra     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mirai Shimotsuki


Powrót do góry Go down

  – Czemu to robisz?
  Nawet gdyby miał taką możliwość, prawdopodobnie zbyłby pytanie milczeniem.
  Jak miał udzielić odpowiedzi, jeśli sam jej nie znał?
  Potrząsnął łbem, spoglądając na zbliżający się zarys groty. Idealnie.
  Wszedł do środka jako pierwszy. Głównie po to, by sprawdzić teren; gdyby wpuścił wymęczonego człowieka do ciemniej jak sama noc jaskini, mogłoby się to skończyć tragedią. A nie pomagał mu z bydlęcym wilkiem tylko po to, by teraz coś ukręciło mu głowę w mrocznym korytarzu.
  Teraz gdy mijał dwunożnego towarzysza od drugiej strony, ten mógł dostrzec zawieszoną na lisim boku torbę. Wydawała się pełna, lecz klamra pozostawiała zaczepiona na pasku, toteż zajrzenie do wnętrza nie wchodziło w grę. Na razie.
  Łapy zaprowadziły go w głąb jednej ze szczelin. Chciał przede wszystkim sprawdzić, jak daleko sięgała i czy w środku nocy nic nie wylezie zbawione blaskiem ogniska, które planował zasugerować. Jednak im dalej szedł, tym korytarz robił się węższy. Na samym jego końcu ujrzał szczelinę, lecz nie była wystarczająco duża, by coś szalenie niebezpiecznego miało się przecisnąć. Taką przynajmniej miał nadzieję.
  Oględziny zakończyły się pomyślnie, toteż mógł wrócić do pozostawionego u wejścia człowieka. Wyłaniając się z mroku zarzucił łbem, tym samym dając znak, że grota była bezpieczna i mogli w niej spędzić noc. Sam jednak nie cofnął łap, zamiast tego nagle przyspieszając kroku i znikając między drzewami.
  Wrócił dość szybko, bo po kilkunastu minutach. Problem w tym, że w miejscu wielkiego lisa stał dość niski młodzieniec. Ta sama torba, która wcześniej obijała się o bok zwierzęcia, teraz zwisała luźno z ramienia ciemnowłosego, z taką jednak różnicą, że tym razem wydawała się pusta. Najwyraźniej były w niej ubrania, które wymordowany przez czas nieobecności zdążył na siebie narzucić. W rękach zaś trzymał trochę suchego drewna – grubszych i chudszych, mniejszych i większych gałęzi.
  – To powinno ma trochę wystarczyć. W razie czego pójdę po więcej – oznajmił na wstępie, przyklękając na ubitej ziemi. Odrzucił torbę obok nieznajomego i zaczął układać gałęzie w stos. – Poszukaj zapalniczki, powinna być w torbie. Przy okazji zdradź powód, dla którego wałęsałeś się na środku pustyni bez... Niczego w zasadzie. Planu też ci chyba zabrakło.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jaskinia przed jaką stał, zionęła dosłowną pustką. Wydawała się miejscem zarówno spokojnym, jak i zwodniczym. Zmrużył źrenice, próbując dopatrzeć się czegokolwiek w jej wnętrzu. Nie było jednakże mu to dane, gdyż przygasłe światło pozwalało mu zobaczyć tylko szare, suche kamienie. Shimotsuki powątpiewał, osobiście nie sądził, by grota była bezpieczna, ale podążanie za zwierzęciem było jego najlepszą strategią na przeżycie, a niewykluczonym było, że lis będzie chciał wejść do środka. Tak jak przypuszczał, stworzenie ominęło go i pewnym krokiem, ruszyło wzdłuż ciemnego korytarza. Aczkolwiek, uwagę chłopaka zwróciła dość nietypowa rzecz. Torba. Sama w sobie nie była niezwykła, mógłby rzec, że nawet przeciętna, ale niecodziennie spotyka się takową torbę, zawieszoną na dużym, czarnym lisie. Nie wiedział co myśleć o tym. Z jednej strony był to widok dość zdumiewający, ale z drugiej strony… Mirai nie odnalazł w sobie zaskoczenia. Tak jakby, zaczął się przyzwyczajać do niecodzienności tego świata, tego miejsca. Zwierzę zniknęło mu z oczu, gdy jego kształt pochłonął mrok. Poczuł się dziwnie będąc znowu sam, niepewnie. Zganił się za taką myśl, nie ma prawa przyzwyczajać się do tego lisa. Tak, czy siak, w końcu będzie musiał go opuścić.

Po pewnym czasie, stworzenie wróciło i kiwając głową, zmusiło go do wejścia w głąb jaskini. Shimotsuki, z odrobiną wahania, wszedł do groty, oczekując że towarzysz pójdzie za nim. Tak się, jednak nie stało. Lis wyciągnął swoje łapy i pobiegł w kierunku pobliskich drzew. Czyli to był moment, w którym się rozstają. Chłopak odprowadził wzrokiem ciemną figurę. Został podtrzymany przy życiu, ale zdawał sobie sprawę, że i tak daleko nie zajdzie bez jedzenia. Ciekawe, czemu zwierzę w ogóle się fatygowało. Nie było w tym żadnej logiki. Pokręcił głową i z widoczną rezygnacją, pokonał tunel. Ściany były przyozdobione kamieniami, ale pod zmęczonymi nogami znajdowała się ziemia. Było to połączenie nietypowe, ale nie nienormalne. Wreszcie Shimotsuki zatrzymał się i usiadł. Był padnięty, jego żołądek błagał o pożywienie, a jego mózg domagał się snu. Nawet nie miał siły się zdiagnozować, co było w jego przypadku było znakiem, że było naprawdę źle. Chciał pozostać przytomny, więc zajął się czymś. Blade ręce odsłoniły z czoła przydługą grzywkę. Zwisające, czarne pasma przeszkadzały mu już od dłuższego czasu. Gdyby miał nożyczki, to by je obciął, ale jedyne co mógł zrobić w obecnej sytuacji, to pociągnąć leniwie za kudły, które boleśnie przypominały mu o ojcu. To po nim dostał kolor włosów, kolor oczu i okropny charakter. Wyszeptał cicho swoje nazwisko, przeklęte nazwisko. Na Desperacji ono się nie liczyło. Tutaj władzę mieli najbardziej potężni w sile.

Cały się spiął, gdy usłyszał kroki zmierzające w jego kierunku. Odsunął się delikatnie do tyłu, ale to nic nie dało. Naprzeciw wyszedł mu człowiek; tak przynajmniej mu się wydawało. Miał ludzkie nogi, ludzkie ręce i ludzką twarz. Niskim wzrostem dorównywał Mirai, a budowy ciała również nie posiadał dosadnej. Shimotsuki zamarł i z napięciem wyczekiwał, co zrobi nieznajomy. Ten jednakże tylko ułożył niesione przez niego gałęzie w stos, mówiąc coś do niego. Młodzieniec zachowywał się tak, jakby już się znali. Shim poczuł się zdezorientowany, próbował nadążyć nad tym wszystkim, ale było to trudne. Może jego wyczerpany umysł zaczynał wytwarzać obrazy?

—Co jest…—mruknął bardziej do siebie, niż do chłopaka.

Dopiero, gdy młodzieniec odrzucił na bok znaną mu torbę, mógł w jakiś sposób połączyć fakty. Mimo to, nadal nie wiedział co się działo. Podparł się na słabych ramionach i zastanowił się nad jakimś logicznym rozwiązaniem. Oczywiście, takowego najwyraźniej nie było. Czy na Desperacji była to norma? Obawiał się, że tak. Chłopak? Lis? Ktoś kontynuował swoje działania, nie zważając na rozterki Shimotsukiego.

—Nie miałem czasu na plan, gdy na moim ogonie siedziało S.SPEC—odpowiedział na jego pytanie, w międzyczasie wyciągając z tej przeklętej torby zapalniczkę i rzucając mu ją. Skrzywił się na jej widok. W Mieście zapalniczka oznaczała nawyk palenia, a jako lekarz był do czegoś takiego ostro nastawiony. Podrapał się po gołej skórze na nadgarstku, na którym jeszcze jakiś czas temu widniał Identyfikator. Dziwnie czuł się bez niego.

—Lepiej mi powiedz kim ty jesteś—powiedział, a potem by młodzieniec zrozumiał o co dokładnie mu chodziło, powtórzył – Kim jesteś?
                                         
Shimotsuki
Hydra     Desperat
Shimotsuki
Hydra     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mirai Shimotsuki


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach