Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 20.02.20 14:59  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Bliźniacze wieże Hosuikan
BLIŹNIACZE WIEŻE HOSUIKAN


Drapacze chmur w czasach swoje świetności były parą hoteli górującą ponad wszystkimi innymi budynkami. Przewyższały całą resztę nie tylko w metrach, ale i rankingach popularności. Każdy z dostępnych pokoi był wynajmowany w kilka chwil, ciesząc gości luksusowym wnętrzem, nowoczesnym wyposażeniem, wieloma atrakcjami oraz zapierającymi dech w piersi widokami. Reo Hosuikan – pierwszy właściciel – dołożył wszelkich starań, by mieszkający w jego hotelach ludzie mogli skorzystać z każdej usługi oraz samych pokoi niezależnie od stanu majątkowego. Mając na uwadze dobro swoich gości, planował wszystko z niezwykłą rozwagą. Praca nie poszła na marne – chętnych ciągle przybywało.

Katastrofa zniszczyła obie budowle w znaczącym stopniu, niemniej niewystarczająco, by odstraszyć potencjalnych lokatorów. Wymordowani rozkradli wszystko, co się dało. Każdą kosztowność, ubrania, koce... nie ostał się nawet zaplątany w kuchni widelec. Szybko wyszło na jaw, że niegdyś nazywane hotelem wieże umieszczono w bardzo sprzyjającej lokacji – z wyższych pięter cała okolica była widoczna jak na dłoni. Okoliczne grupy rozpoczęły spór o własność martwego już Reo Hosuikana. Mury budynków splamiła krew, lecz mieszkańców Desperacji nie sposób było powstrzymać. Z czasem na tle pojedynczych, zdziczałych wariatów pojawiły się dwie niewielki, aczkolwiek skuteczne grupy. Kilkanaście połączanych specyficzną więzią osób w każdej z nich – czy ludzi? Nie wiadomo. Wymordowanych? Nikt tego nie sprawdzał. Wiadomo było jedynie tyle, że obie te grupy wywodzą się od Yakuzy. Jedną z grup – Kyōsei-kai – cechuje brutalność i niebezpieczeństwo, drugą – Aizu-kai – logika i spokój; łączy je jednak głęboka rywalizacja. Odwiedzając więc progi któregoś z budynków, należy mieć się na baczności.


                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.20 17:22  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
Ciężkie kroki licowego, wojskowego obuwia zgniotły granicę. Trzask pękających kamieni stał się ostatnim przystankiem żmudnej podróży; długiej i niezadowalającej. Strona od której  początkowo zamierzał dostać się do anielskiego przydupnika nie istniała. Gorąc jaki buchał z pozostałości po wyschniętych kniejach ocieplał mu odsłoniętą skórę — iskry wysypywały się w niebo i opadały na ziemie jak diabelskie konfetti.
  Obiecujący widok.
  Słońce dopiero wschodziło. Delikatna poświata pomarańczu odznaczała się na horyzoncie wyniszczonego padołu. W tym niezmiennym widoku pozostawał jeden — krystaliczny niczym złoto wyjęte z wody — płonący cień szerokiego, figlarnego muru odcinającego Desperację i Eden niczym mityczny kołnierz; majaczył ledwie widzialny w mlecznej mgle i otwierał się przed Urlichem, zapraszając otwartymi ramionami. Przerażające, że chęć wojny skłaniała go ku wdepnięcia w magmę. Gdyby nie głosy rozlegające się za jego plecami, zahipnotyzowany wyzwaniem przeszedłby bez zastanowienia przez płonącą wysoką kurtynę.
  — Powinniśmy odpocząć przed ruszeniem dalej. Kolejna okazja może się do nas uśmiechnąć kilkadziesiąt kilometrów dalej.
  Drański łeb uniósł się w górę, dosłownie w momencie, kiedy kanonada trzasków trawiących drzew rozeszła się po zamglonym sklepieniu drobnymi, złocistymi iskrami. Blask rozczepionych ogni oświetlił mu gębę — na oszpeconej kwasem twarzy znajdowała się maska. Twarda, metalowa z idealnymi dopracowanymi zakończeniami. Dwie wyłupane wnęki ujawniały jedynie oczy — zimne, blade, bezwzględne. Nine zaciskał usta i zadzierał z wyższością łeb — nie wyglądał na szczęśliwego, jakby fajerwerki miały zaraz okazać się iluzja, a na ziemie lada chwila miał spaść deszcz much.
  Inkwizytor stał najbliżej piętrzącego się pobojowiska, gdy reszta jego eskapady zwolniła zostając w tyle. Przed oczami majaczyło mu cierpienie i obraz płonących anielskich ciał. Chaos go wzywał. A on pragnął go bardziej niż czegokolwiek. Bez żadnej odpowiedzi ruszył w głąb ruin, które witały ich brudnymi pozostałościami po budynkach mieszalnych. Gruzowiskiem, które kiedyś musiało być otoczone zachęcającą roślinnością i różnorakimi kompleksami rekreacyjnymi. Nine jednak nie wracał nigdy do tamtych lat. Rzeczywistość wystarczająco przeżarła jego umysł. Uklasyfikowała jego miejsce w Desperacji. Stała się jedyną i prawowita wizją, której pragnął się trzymać. Przeszłość w postaci tamtych brudnych lat była dla niego tylko kurzem, który zdążył zdeptać grubą podeszwą buta.
  Nie musiał się obracać aby wiedzieć jak wyglądały twarze jego trzech towarzyszy.
  —  Jeśli chcesz dotrzeć do tej okazji radzę ci przestać jęczeć jak pizda.
  Ciężki, dwuręczny miecz wisiał na plecach Nine’a jak swoisty artefakt diabła — odbijał od matowego ostrza poranne, budzące się do życia słońce. Mgła znikała i rozpływała się między ich postaciami kiedy cała czwórka wkroczyła na teren zawaliska, z których tylko dwa bliźniacze, wysokie wieżowce sięgały ciemnego dymu piętrzącego się z Edeńskiego pożaru kilka kilometrów dalej.
                                         
Nine
Inkwizytor     Poziom E
Nine
Inkwizytor     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.20 18:15  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
Edeński potwór zapełniał swój żołądek nieszczęśnikiem, który wybrał sobie apartament jednego z dwóch wielkich budynków stojących obok siebie. Słońce chyliło się ku zachodowi, lecz Sekui odczuwał głód i to okropny - w Edenie był w stanie zjeść dorodne zwierzę wielkości dzika i zagryźć to ławicą ryb z płynącej w lesie rzece, tutaj natomiast zdobycie posiłku było zdecydowanie trudniejsze, a chucherkowaty osobnik - wyschnięty i wygłodzony - nie był dla niego pełnoprawnym posiłkiem.
Przez swoje niepohamowane łakomstwo zwrócił na siebie uwagę aniołów, cóż atakowanie i pożeranie co niektórych z nich zapewne było także tego przyczyną. Na jego terenach łowieckich zaczynało brakować pożywienia, a anioły samotnie nie zapuszczały się do części lasu, w której żył, a wręcz uniemożliwiały mu zmianę terenu łowieckiego - jedyną słuszną opcją by uniknąć niebezpieczeństwa ze strony skrzydlatych istot, było wyniesienie się z Edenu. Tutaj jednak pojawił się problem, a nawet kilka - jego łakomstwo i nieprzystosowanie się do zdecydowanie mniejszej ilości pokarmu i chociażby wody. Głód w nim wzmagał co doprowadziło to tego, że atakował wszystko co widział - ludzi, wymordowanych, zmutowane zwierzęta - wszystko co uznawał za zjadliwe, a na niebezpieczeństwo nie baczył - gniew wywołany głodem blokował wszelakie bodźce, które hamowały go przed atakowaniem nieznanego czy większego (jeżeli taki się znalazł) lub większej grupy, zapewne w obecnej sytuacji rzuciłby się nawet na grupę aniołów.

Los chciał, że grupa mężczyzn rozbił obóz nieopodal niego, a zjedzony chwile temu mężczyzna zapewne został już strawiony. Ich rozmowy, zapach dymu z rozpalonego ogniska, a zwłaszcza przygotowywane na nim jedzenie - wszystko to docierało do uszu i nozdrzy wymordowanego. Jego żołądek wydał z siebie bulgot, jakby wskazał  porę i cel do konsumpcji.
Wielkie cielsko dźwignęło się z ziemi, z pyska zaczęła kapać mu ślina.
- Jegż.. ra... uhgk...sss. Pog...greśdź.
Mamrocząc coś do siebie zaczął zmierzać klatką schodową na niższe piętra, aż w końcu dotarł na parter. Stanął na chwilę, gdy zobaczył czwórkę osób siedzących przy ognisku, rozpalonym w miejscu, które zapewne kiedyś było recepcją.
Nie był w stanie ich zrozumieć, nie dlatego, że ich nie słyszał - głód, którego zaprzątał jego umysł mu na to nie pozwalał.
 Sekui wysunął swoje szpony jeszcze bardziej i na czterech kończynach szykował się by zwyczajnie wbiec w ową grupę, gdy zobaczył jak jedna z osób wstała i zaczęła iść w jego kierunku. Cofnął się delikatnie w mrok korytarza obok klatki schodowej.
Postać stanęła nieopodal niego - po chwili do wymordowanego dotarł zapach moczu i dźwięk płynu wylewanego na posadzkę.
Monstrum wyskoczyło na niczego niespodziewającego się mężczyznę - ten jedynie zdążył się odwrócić w stronę stwora z przyrodzeniem w ręku i wrzasnąć.
Sekui powalił go na ziemię, wbił mu szpony w tors, a wielką paszczą zgniótł głowę i zaciągnął w ciemny korytarz pozostawiając jedynie smugę krwi na podłodze.

Gdy dobiegł ze swoją ofiarą na koniec korytarza, rozszarpał jej klatkę piersiową i brzuch. Pożarł ich całą zawartość - przerwał w momencie, gdy usłyszał metaliczny dźwięk w trakcie wyrywanie ręki swojej zdobyczy. Trzymając ją w pysku wbiegł do jednego z pokoi i dziurą w ścianie przeszedł do pokoju obok.
Stanął przy w połowie wyłamanych drzwiach wsłuchując się w kroki reszty mięsa.


Ostatnio zmieniony przez Sekui dnia 05.04.20 16:40, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Sekui
Zdziczały
Sekui
Zdziczały
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nieznany


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.20 15:10  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
— Od zawsze nienawidziłeś aniołów?
  — Od kiedy Ao do mnie przemówił — odpowiedział na pytanie blondyna najstarszy z tej wyprawy. Miał ciemne włosy i sokoli nos, który w odległych latach był zapewne inspiracją dla nauk Pitagorasa. — Zabijanie dla NIEGO to moje powołanie. Czuję, że jest mi wdzięczny za każdą przelaną kroplę krwi, a teraz… — tu spojrzał na blondyna i położył mu obitą w rękawiczkę dłoń na ramieniu. — Ma też ciebie.
  Nine zaśmiał się tym swoim wkurzającym śmiechem.
  — Może sam opowiesz o swojej postawie wobec najwyższego?
  — Sorry, ale jestem zajęty — zbył go Urlich przeglądając menu tutejszego lokalu.
  Siedział na ladzie recepcji. Niegdyś lśniący blat reprezentował tę cześć pomieszczenia, teraz uosabiał wyłącznie nędzę i obmierzłość. Głębokie bruzdy po pazurach, w połowie wyszarpane drewno, którego resztki walały się na obsypanej pyłem i piachem podsadzce. Ktoś kto zdołał pierwszy dorwać się do zapasów tego hotelu nie pozostawił w konstrukcji nawet najmniejszego gwoździa, tak więc jakie było zaskoczenie Inkwizytora gdy dojrzał zalaminowaną kartę dań, która nie rozsypała się w jego dłoni.
  Opierając się plecami o filar, z założonymi nogami na blacie wertował kartki. „Polędwica wieprzowa nadziewana pastą truflową w szynce parmeńskiej na borowikach smażonych podawana z ziemniakami pieczonymi i sałatką z rukoli i prażonymi pestkami słonecznika” — kto wypowie to zdanie na jednym wydechu zyskuje szluga.
  Nine dla większość ludzi był osobliwością bez uczuć, wiecznie lekkomyślny i bez wyobraźni. Żaden przebywający w tym pomieszczeniu osobnik nie widział nigdy jego twarzy; nie dostrzegł cienia bezczelnego uśmiechu, gdy bluźnił i prowokował słabszych. Widzieli tylko te oczy — blade, niemal niebieskie, ale pełen koloryt już dawno pochłonął wirus. Oczy, które były pełne obłędu i rządzy.
  Wielki, dwuręczny miecz stał oparty o blat — tuż przy jego sprawnej ręce. Powierzchnia jego broni była nierówna, wyglądała jak oblepiona wszelką mazią, organami i zanieczyszczeniami, które z upływem lat zaschły w wielką potężną skorupę. Ostrze jednak niesamowicie ostre odbijało nieśmiały promyk słońca, który przedostawał się przez zdewastowane luki okienne.
  — Gdzie jest Roda?
  — Pytasz mnie jakby mnie to obchodziło — rzucił obojętnie Nine pochłonięty swoim zajęciem. — Jest dorosły. Niech robi co chce, byle nie sprawiał mi problemów.
  Ciemnowłosy miał już odpowiedzieć, kiedy rozległ się trzask. Nie był to dźwięk przewalanych rupieci, które w tym budynku zalegały aż po kostki. To był trzask porównywalny z uderzeniem, które miażdżyło architekturę i kości.
  — To z korytarza — zasugerował cicho, ospały głos blondyna, który dotychczas wysłuchiwał tylko opowieści starszego stażem.
  Oboje mężczyźni złapali za broń. Urlich wywrócił oczami i zeskoczył z blatu. Niesprawna lewa ręka zachwiała się u jego boku jak zepsuta huśtawka. Nosz kurwa. Przecież prosił tylko o jedno…
  Krzyk przeciął grubą warstwę niepewności, która zaczęła gęstnieć i zadymiać hol. Inkwizytor złapał za ciężką, dwuręczną broń.
  — Miejcie się na baczności — zakomunikował ciemnowłosy.
  Oboje wierni stali już w przejściu. Inkwizytor z ostrym nosem trzymał w dłoni naładowany karabin, a blondyn dzierżył długi miecz (swoim osobliwym kształtem przypominał katanę). Postępując naprzód oczy Nine’a przeczesywały podsadzkę. Właśnie tymi nieznanymi, niebezpiecznymi ślepiami ukrytymi w stalowej masce obserwował teraz dwójkę inkwizytorów — jak drapieżnik skryty w mroku czekający na okazję, aby doskoczyć do ich gardeł i pozostawić na zasmolonej ziemi krew z ich otwartych brzuchów. Akurat tak do kolekcji plamy, jaką dojrzał gdy przecisnął się przez zgromadzonych ramieniem. Smuga szkarłatnej drogi prowadziła na górę. Usta zaschły Urlichowi z ekscytacji, a niesprawna ręka zaswędziała go przypominając o dawnych odczuciach kończyny.
  Krew. Ta woń uniosła się do jego nozdrzy. Świeża i czysta, niemal czuł posmak metalicznego trunku na języku. Nie miał pojęcia kiedy jego stopy ruszyły w górę. Nie wiedział kiedy odepchnął dwójkę w ciasnym przejściu, tak, że blondyn uderzył w ścianę. Coś wzywało go na wyższe piętro. Ślady po pazurach na stopniach, wielkie odciski palców i łap. Organy, które wyleciały z dewianta po ostrej przejażdżce w górę. Przekroczył kawałek długiego, obślizgłego jelita. Przyspieszył. Był już na górze. Ciekawość, zachłanność, och jaka potężna. Ostrze dwuręcznego miecza rysowało drewnianą podsadzkę na piętrze, gdy szedł tak przed siebie i ciągnął broń. Niemal wszedł do pomieszczenia, w którym drzwi chwiały się w zawiasach i wołały go swoim skrzypiącym krzykiem.
  Niemal.
  — Odsuń się!
  Wielki wybuch jaki uderzył gęstym białym dymem po oczach, odrzucił go na ścianę po przeciwnej stronie.
  — Co jest kurwa! — warknął wściekle próbując przetrzeć oczy i odzyskać jasność widzenia. — Kompletnie ci odbiło?
  Blondyn stał tuż przy schodach, w dłoni dzierżył jeszcze jedną bombę odłamkową. Ta która wpadła do pomieszczenia oprócz dymu wysypała w przestrzeń małe raniące kawałki szkła. Nie odezwał się.
  Nine podniósł łeb. Białe włosy wysypały się na jego maskę, a oczy zmrużyły w furii. Źrenice przypominały dwa cienkie włókna.
  „Ktokolwiek tam jest, może być teraz ranny” — mówiło spojrzenie blondyna.
  Oby się nie zdziwił. Praca grupowa nigdy nie należała do mocnych stron Nine.
  Teraz przypomniał sobie czemu.
                                         
Nine
Inkwizytor     Poziom E
Nine
Inkwizytor     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.20 16:39  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
W pośpiechu, niczym pies, którego spytasz się co ma w pysku, pożarł ramię jednego z inkwizytorów. Krew skapywała na zakurzoną posadzkę pod jego kończynami - raz za razem tworząc niewielką kałużę.
 Kroki, których nasłuchiwał ucichły, po chwili jednak owa  cisza została przerwana nagłym wybuchem w pokoju obok. Sekui skulił uszy, a jeden z odłamków szkła trafił w jego wielkie cielsko. Nie było to jedno nic poważnego, jedynie zdenerwowało wymordowanego. Warknął i w momencie gdy usłyszał podniesiony głos po drugiej stronie drzwi wbiegł w nie i wyważył.
Wielkie monstrum wyskoczyło na korytarz, gdzie u sąsiednich drzwi stała trójka wyznawców Kościoła. Olbrzymia paszcza rozwarła się - a z jej wnętrza wydobył się okropny dla uszu, wpierw skrzeczący warkot, który następnie przerodził się w ogłuszający ryk. Stwór rzucił się na staruszka przygniatając go do ziemi; miał już zatrzasnąć pysk na jego głowie, gdy pocisk uderzył koło niego, a to spowodowało zamknięcie się paszczy na skrzywionym nosie nieszczęśnika i oderwanie go tak feralnie, że ten zawisł na jednym z licznych kłów.
 Sekui odskoczył od starca i wbił wzrok w młokosa - przekrwione zwierzęce ślepia wwiercały się napastnika, a pysk delikatnie się rozwarł.
- ...ak szresss... Ja... jeść... mie... szty...yghr. Za..zaa...zarr.. POŻEĆ!
Skrzeczący głos wydobył się z paszczy stwora, mimo iż ten nią nie poruszał, tak jakby głos powstawał zupełnie gdzie indziej niż w krtani.
Biczowaty ogon latał po niewielkim korytarzu obijając o ściany skutecznie pozbawiając je resztek tynku, a skostniałą końcówką powodując bruzdy.
 Sekui widząc, że mężczyzna zbiera się do kolejnego strzału, sam zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy w jaki sposób to coś działa, instynktownie wyskoczył do przodu. Stwór usłyszał tylko huk i poczuł pieczenie w okolicach ramienia. Zawył i uderzył całą swoją masą w chłopaka, wbijając go w ścianę przy której stał. Wbił mu szpony w podbrzusze i rzucił w stronę zamaskowanej postaci stojącej nieopodal truchła.
 Wymordowany, już i tak wielki i ledwo mieszczący się w owym korytarzu, stał się jakby większy - a nawet nie "jakby" tylko rzeczywiście przybrał na rozmiarach - włosiem na swoich plecach szorował już o sufit.
Sekui podniósł się na tyle ile mógł na obie kończyny i spojrzał w stronę zamaskowanego inkwizytora.
- Pszaa...kreszo...m! Taa...uź, jess Głód, cuu... eczko! Atuuś musi... POŻEĆ! Cię!
Odgłosy przypominające słowa wydobywały się z wielkiej paszczy, której wnętrze przypominało wielka czarną otchłań bez dna. To coś przypominało warkot i jednocześnie skowyt, jakby to coś żałowało czegoś.
Wielka postać opadła ponownie na cztery kończyny i wyskoczyło w stronę inkwizytora dzierżącego wielki miecz. Odepchnął go na bok chwycił niedojedzone truchło i wyskoczył przez okno, by następnie ponownie wpełznąć do tego samego budynku lecz już do innej jego części.
Po pustych korytarzach budynku rozlegał się dźwięk pękających kości i skowytu w podobnym przepraszającym tonie.
                                         
Sekui
Zdziczały
Sekui
Zdziczały
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nieznany


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.20 22:39  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
Huk ocucił go. Łomot spowodował, że przekrwione, piekące białka  ślepi Inkwizytora stały się odległym problemem. Nowy problem stał teraz w wyrwanych drzwiach, które przy potężnym uderzeniu wbiły się w mur — dokładnie jakby ktoś wcześniej przykleił do ściany zużyta gumę do żucia.
  Niezliczoną ilość razy wpatrywał się w podobne obrazki. W szkarłat lejący się z ukróconych kończyn, do których sam się przyczynił. Obserwował akty obdzierania ze skóry, gdzie przyklejone do tkanek mięśnie ciągnęły się jak ser cheddar. Widział wylatujące z człowieka wnętrzności, widział powódź pękniętej tętnicy. Ale to co zobaczył teraz, na krótką chwile odebrało mu głos, a słowa jakie wytoczyły się w szarym pomieszczeniu  tylko obudziły śpiącego potwora, żerującego na jego wnętrznościach; jego ohydny ogon pogłaskał Urlicha po żołądku.
  W miejscu gdzie do niedawna blondyn posłał pocisk znajdowało się ono — wielkie człekopodobne stworzenie. Miało może ponad trzy metry wysokości i ledwo mieściło się w ciasnym przejściu. Klęczało i wyginało grzbiet, a wielki zwierzęcy pysk otwierał przed nim szczęki i pokazywał ostre zęby. Nie sprzyjały mu ciasne mury, ale mogło się wydawać, że bestia posiadała w sobie na tyle siły, aby zwalić fundamenty prostym rozprostowaniem kończyn.
  Potwór nie czekał na zachętę, a jakże! Warknął w ich stronę piekielnie, a ciemna ślina spłynęła na ziemię. Krew z jego pyska zalała podłogę — szkaradna maź udała się powolną drogą w kierunku stopni.
  Nine przez wieki zmagał się z podobnymi istotami. Z równie przerażającymi i mrocznymi, ale teraz… miał wrażenie, że to spotkanie było inne niż każde. Szpony bestii wbiły się w podłogę kiedy szarżował w kierunku ciemnowłosego. Kolejny odcień czerwieni zmieszał się z fantazyjną falą krwi. Krzyk jaki zawył w tych czterech ścianach był czystym uosobieniem bólu. Ciemnowłosy starał się bronić, ale karabin leżał kilka metrów od jego ciała. Nie potrafił po niego sięgnąć.
  Nine zamknął oczy w rozkoszy, która nim zawładnęła. Oh, jak czekał na to uczucie. Na wyzwanie. Wysunął język i oblizał dolną suchą wargę; przejechał po swoich kłach.
  Baryton jaki wydostał się z gardzieli bestii przywodził na myśl terkot poluzowanej części jakiejś maszyny. Słowa były niewyraźne, zniekształcone mutacją, niemożliwe do rozszyfrowania. Kiedy wsłuchiwało się w te urwane części czuło się przyduszającą niemoc mowy. Uścisk w gardle, który nieświadomie potęgował jak gula w przełyku. Niewidzialny pocisk w czaszce zdawał się pękać i eksplodować.
  Kiedy potwór rzucił się w kierunku blondyna, Urlich uchylił oczy. Strzał — to on wyrwał go z błogiego relaksu. Kiedy krew młokosa rozbryzgnęła na ściany, maskę Nine’a i ubranie odchylił zaintrygowany łeb; przechylił go w bok jakby pragnął przyjęć się temu stworzeniu pod innym kątem. Zacmokał. Miecz, który do tej pory opierał o ziemie uniósł się parę centymetrów ponad posadzkę.
  Długie pazury zdążyły zdemolować podbrzusze kolejnej ofiary, rozrywając ubranie; strzępki ubrania opadły na ziemię niczym konfetti wyrzucone na diabelskiej paradzie.
  Rozległ się kolejny ryk. Te głosy, które dusiły i wywoływały ból w skroniach. Załapał kontakt wzrokowy z bestią. Szkaradne, pokryte bliznami usta wykrzywiły się w piekielnym uśmiechu. Błękit martwych tęczówek uwalniający się spod lekko przymrużonych powiek wysypywało się w szarościach krypty jak zimne ognie. Na moment miał wrażenie, że zerwał się wiatr. Ciemne smugi śliny przelatywały między jego postacią jak tornado. Umiejętnie ignorował jęki bólu walającego się za jego plecami kompana. Bardzo frywolnie, powoli postąpił parę kroków w bok stając ostatecznie pośrodku holu.
  Twarzą w twarz z wyrośniętym potworem.
  Tak lubił najbardziej.
  Pochylił się lekko w przód i zagwizdał. Gwizdał jak do psa, który po długim spacerze musi odebrać swój przysmak za posłuszeństwo. Oparł zaciśniętą dłoń na kolanie i nawoływał pieska do podbiegnięcia. Wyglądało to dość komicznie biorąc pod uwagę, że druga ręka Nine’a wisiała swobodnie po drugiej stornie ciała.
  — Dalej, kochanie. Chodź do mnie. Dasz radę! Mam to co najbardziej lubisz!
  Zamaskowana gęba nie ukazywała zbyt wiele uczuć, ale pod stalowym okryciem usta wykrzywiały się z rozbawienia. Igrał ze śmiercią, ale kto na jego miejscu by nie igrał? Życie w monotonii stało się dla niego piekielnie niesatysfakcjonujące. Przeżyć, by tylko przeżyć? Marnowanie czasu.
  Jeśli ten demon był przeszkodą, jaką musiał zniszczyć, aby poczuć się dziś spełniony był w stanie to zrobić. Nie był bohaterem tylko łajdakiem. Tu liczyło się jego dobro i zyski. Te stawiał na pierwszym miejscu.
  Potwór złapał haczyk i runął w jego kierunku. Urlich zdążył odsłonić ciało ciężką bronią, ale okropna łapa, uzbrojona w ostre sękate pazury zdołała uszkodzić mu lewy bok, kiedy umiejętnie wykonywał obrót. Skrzywił się krótko z dawką serwowanego bólu wyrzucając z siebie szybki i nierówny oddech, kiedy uderzył w ścianę.
  Nine wciąż się uśmiechał.
  Fascynacja nie ginęła.

  Przeraźliwe jęki niosły się po zawalisku. A poza tym? Dookoła panowała martwiejąca cisza. Żadnych szeptów, okrzyków, uderzeń. Nicość. Chłód wydawał się przeniknąć przez zakurzone mury i oszronić konstrukcje delikatną, niewidzialną mgłą. Odczuwalna temperatura wciąż była porównywalna do wnętrza małego zamrażalnika, pomimo przedostającego się z zewnątrz słońca. Oprócz pomrukiwania i głębokiego mlaskania, w otaczającym scenariuszu nie zrodził się żaden dźwięk.
  Nine postępował jednak przed siebie. Przekraczał przewalane meble zaglądając do każdego pokoju budynku. W głowie słyszał jednak tylko złowieszczą ucztę i dudnienie krwi, jakby żyły pulsowały mu w uszach. Przez chwilę zastanawiał się czy odgłosy te nie są wytworem jego podświadomości. Ślad na jego boku poczerwieniał, ale nie zamierzał się wcale tym przejmować.
  Miał swój własny cel, który dojrzał w jadalni. Wielkim pomieszczeniu, w którym niegdyś gotowało kilkadziesiąt osób. Bestia siedziała do niego tyłem — ogon zamiótł pozostałości po krzesłach i stołach. Futro łaskotało sufit.
  Szeroki dwuręczny miecz błysnął i wylądował na ramionach mężczyzny. Źrenice Nine’a zwęziły się w wyrytych oczodołach maski.
  — Ojcostwo nie jest wcale proste, co? — zaczął z uśmiechem postępując wolno w jego kierunku. Dzieliło ich kilkadziesiąt metrów. Nie miał pojęcia czy słowa jakie zdołał dosłyszeć z gardzieli bestii były tymi, które podsuwał mu umysł. Zniekształcenia były niczym szum z odbiornika. — Gdzie ona teraz jest? Gdzie twoja córeczka?
  Pusta puszka trzasnęła i pękła pod jego ciężką stopą.
                                         
Nine
Inkwizytor     Poziom E
Nine
Inkwizytor     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.20 23:42  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
Wpadł przez okno na parter trzymając w pysku truchło inkwizytora. Znalazł się w wielkiej otwartej sali, która zdecydowanie dawała mu większą swobodę ruchu niż ciasne korytarze na wyższych piętrach. Stanął na jego środku, a jego szczęki zacisnęły się mocniej - w pierwszej kolejności można było usłyszeć delikatny trzask, a następnie głowa jednego z członków kościoła pękła jak bańka mydlana wylewając swoją zawartość na podłogę.
Sekui szarpał i rozrywał ciało na mniejsze kawałki, które następnie pakował sobie łapczywie do pyska swoimi przydługimi przednimi kończynami. Samemu nie wiedząc dlaczego z każdym kęsem odczuwał ból inny od tego, którego dotychczas doświadczał - piszczał i wykręcał się, a jego ogon gniewnie rozrzucał resztki mebli po pomieszczeniu.
- Aaa... Ja... mu... sza..m, hro zb...roocić.
Bełkot wylewał się z jego paszczy wraz z posoką i kawałkami mięsa i kości. Ciężko dyszał - sapał i świszczał, warczał przy tym.
Pochłonięty obłędem głodu nie zwrócił uwagi na dźwięk kroków zbliżających się do owego pomieszczenia, które zapewne było niegdyś jadalnią lub swego rodzaju bufetem.
Wielki łeb nienaturalnie się wygiął i zwrócił spojrzenie stwora na stojącego w wejściu mężczyznę. Sekui zasyczał na słowa inkwizytora.
- Gssz...e? Hroo? Jesszz?
Całość wielkiego cielska się obróciła, a stwór stanął na tylnych kończynach - powolnym i okrężnym krokiem zaczął powili zbliżać się do niewielkiej w jego mniemaniu postaci.
- Cuuu...ecz..aa? Ja?
Wielka postać przystanęła na chwilę, a niewielka szkarłatna kropla spłynęła z jego oczodołu i uderzyła o posadzkę - będąca zapewne zwyczajną resztka posoki? Wielkie łabska uniosły się ku górze, jakby stwór chciał na nie spojrzeć - zawył rozpaczliwie i chwycił się nimi za łeb.
- Jaa... ne, chr...cza..uem. GŁÓD! By... em, psz...em... szwam. Ci...ech POŻEĆ! Aghrszam SZch...ar..bi...Aaaaaaaa!
Świszczący bełkot wydobywał się z jego paszczy - warczał, sapał i jęczał przy tym. Przydługie łapska nagle opadły bezwiednie w dół, a wbity w ziemie wzrok podniósł się nagle na inkwizytora, który znalazł się zdecydowanie zbyt blisko.
- Zaa...aa... ZARŻNĄĆ! ZEŻREĆ! ZABIĆ! ZABIĆ! POŻREĆ! ROZERWAĆ! POŻREĆ!
Słowa nagle ułożyły się w spójną całość, a łeb stwora zaczął niepokojąco wykrzywiać się na prawo i lewo. Po ostatnim słowie Sekui bez większego zastanowienia opadł z hukiem na przednie kończyny i wyskoczył w kierunku członka Kościoła. Wielka łapa zahaczyła o wolno stojący stół i rzuciła w jego kierunku.
Ślina naciekła mu do paszczy, a zdziczałe ślepia spotkały się z pustym wzrokiem zza maski - spróchniały mebel rozpadł się już w locie, a ostatecznie w kontakcie z przeciwnikiem wymordowanego. Wielkie szczęki zacisnęły się na nieosłoniętej zwisającej kończynie - stwór machnął łbem ciągnąc za sobą mężczyznę niczym szmacianą lalką. Puszczony przeleciał po posadzce prosto, zahaczając o resztki z ostatniej zdobyczy, co pozostawiło wspaniałą smugę krwi.
Kończyna inkwizytora wyglądała na gorzej niż złamaną - zwisając na resztkach ścięgien i skóry.

Monstrum zaczęło powoli kierować się w jego, delikatnie kulejąc i mamrocząc coś do siebie, a jednocześnie chichocząc jak hiena.
- Tkho...ja... ina...ws..yzd...go to tfo...jha... WIN! (???)!
                                         
Sekui
Zdziczały
Sekui
Zdziczały
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nieznany


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.20 23:30  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
Bestia podniosła się i obróciła swoje wielkie cielsko w kierunku wejścia do jadalni. Inni zapewne uważaliby, że zaczepianie owego potwora nie było najlepszym pomysłem, ale dla niego był to pewny rodzaj wyzwania; egzamin umiejętności gromadzonych przez lata. Zimne oczy i skamieniałe serce nie zdołało zaspokajać się wyłącznie niewymagającym przelewem krwi. Kiedy odbierał życie tym istotom nie czuł nic — czuł tę samą pustkę, jaka towarzyszyła mu przez dekady. Oziębłą, zwyczajną, niespełnioną , tłumioną gdzieś pod warstwami tego całego badziewia, którą pospólstwo nazywało „emocjami”. Już dawno zapomniał, że coś takiego istnieje.
  Kiedy potworny zniekształcony głos zawył w ruinach był przekonany, że sufit wali się mu na łeb. Poczuł jak drobinki kamieni i tynku sypią się z piętra brudząc mu płaszcz. Czuł cuchnący posoką oddech, który w okrzykach wściekłości i desperacji trząsł pozostałościami po meblach. Dłoń dzierżąca miecz aż świerzbiła go do ataku, ale nie potrafił tego zrobić.
  Nie teraz.
  Zniekształcone w jęki słowa i warkoty w jego umyśle zaczęły tworzyć zdania. Zdania, które wcale nie były obszyte w bezmyślność.
  Nine nigdy nie był dobrym człowiekiem, a do wspaniałomyślnego psychoterapeuty dużo mu jeszcze brakowało, jednak nie trzeba było być ani jednym ani drugim, aby być pewnym, że ma się do czynienia ze świadomym wymordowanym. Żałość i ból jaki zalewał zmartwiałe konstrukcje był niemal odczuwalny dla Urlicha. Niemal. Gdyby tylko miał serce…
  Kiedy wielka uzbrojona w szpony łapa wyrwała z zalegających rupieci kawałek stołu i rzuciła nim w kierunku mężczyzny, ten ściągnął ze swoich barków miecz i zamaszystym ruchem przeciął pędzące w jego kierunku tworzywo. Dwie idealnie przycięte części opadły po obu stronach jego ciała.
  Rozgrzewka zaliczona. Dopiero teraz miało zrobić się cieplej.
  Stwór ruszył. Ziemia zatrząsnęła się pod stopami Nine’a; drobinki kurzu zadrżały pod naporem tej siły. Ogromna paszcza rozwarła swoje ohydne szczęki tuż przy jego głowie. W tym ułamku sekundy był w stanie policzyć wszystkie zębiska, które mieściły się w zakrwawionych dziąsłach. Wszystko działo się zbyt szybko.
  Czyli tak jak lubił.
  Inkwizytor odskoczył w bok unikając ataku, płynnie wyprowadził uderzenie celując prosto w łapę bestii. Ostrze wbiło się w grubą warstwę skóry — utknęło w niej na krótki moment na tyle, że Nine musiał użyć zdecydowanie więcej siły, aby wytrwać broń ze zwierzęcia. Martwe oczy zza maski zaiskrzyły z ekscytacji, gdy bura krew wylała się na ziemię. Chciał się obrócić i wskoczyć na stwora, wspinając się na sam grzbiet jego futra, ale niewidzialna do tej pory siła uniemożliwiła mu to. Kiedy obrócił głowę w kierunku swojego lewego barku dojrzał przeogromny łeb zwierza, o ślepiach przewiercających jego duszę na wylot. Pełne wściekłości wpatrywały się w Inkwizytora, kiedy zębiska gruchotały mu rękę. Dopiero kiedy usłyszał potężny trzask zdał sobie sprawę, z jak sprytną kreaturą ma do czynienia. Zamachnął się ciężkim mieczem kolejny raz, ale szarpnięcie jakie poczuł chwilę później spowodowało, że ostrze przycięło tylko gęste futro potwora.
  Ból — wcale go nie czuł. W pierwszej chwili czuł tylko pędzącą przez jego ciało adrenalinę i gorąco, które szybko okazało się  gęstą nie powstrzymaną posoką z prawie wyrwanej ręki. Uderzenie i krótkie szarpnięcie. Kiedy przeleciał przez prawie całą drugość pomieszczenia i uderzył w ścianę, maska która zasłaniała szpetną gębę zleciała mu z twarzy. Opadła nieopodal niego z głuchym metalicznym szczękiem. Nine miał zamknięte oczy, ale uśmiechał się. Chichotał. Ból, który rozlewał się na całej poparzonej sprzed setkami lat twarzy tworzył krople potu w okolicach czoła; jedna spłynęła po jego policzku z dół zatrzymując się gdzieś na  szczeciniastym podbródku. Białe, ubrudzone kurzem włosy przyklejały się do jego skóry. Z wolna uchylił powieki i podciągnął ciało do siadu, wygodniej przytwierdzając plecy do ściany. Krew wylewała się z jego rannej ręki. Tryskała na ścianę i podłogę. Wielka smuga, która zaczęła powstawać przy jego spodniach, zaczęła pochłaniać i ich materiał.
  Słońce zdążyło się zatracić. Niebo oblekły wielkie chmury. Na zewnątrz robiło się ciemniej, ciemniej niż w samym sercu diabła. W budynku nie było wcale lepiej. Na ziemię sypał się tynk i kurz, jakby cały wszechświat miał się zawalić.
  — Interesujące — wycedził nisko, z trudem przez zaciśnięte zęby. — Mamy więcej wspólnego niż myślałem.
  Wciąż dzierżył rękojeść prawie dwumetrowej broni. Chłód stali dawał mu pewności. Wykrzywił popękane wargi w uśmiechu. Przekrzywił głowę, a paraliżujący ból rozlewający się z obojczyka zalał jego twarz kolejną porcją potu.
  — Prawi i sprawiedliwi są w tym świecie na wagę złota — kontynuował z trudem poprawiając się w miejscu; krew nadal sączyła się strumieniem z ran na całej długości ramienia. W kończynie brakowało trzech palców, a kość przedramienia wybijała się przez skórę i materiał ubrania. — Nie ukrywam, nie jestem jednym z nich. Jesteśmy tak samo dotknięci przekleństwem. Noszę to samo brzemię.
  Uśmiech poszerzył się gdy obserwował z wolna kroczącą ku niemu potężną bestię. Przez moment w tym półmroku jaki zapanował w budynku mogło wydawać się, że oczy Nine’a, te same blade martwe tęczówki ożyły. Zapłonęły szkarłatem. Skóra na ciele mężczyzny z wolna zaczęła zmieniać kolor. Białe futro zaczęło wyrastać zza kołnierza jego płaszcza, a wcześniej szydząca gęba została obdarzona w wyrastające na czole rogi. Przydługie kły zahaczyły o oszpecone wargi.
  — Jesteśmy takimi samymi potworami. Razem możemy ich zniszczyć. Możemy znaleźć.
  Jego głos zrobił się o kilka tonów niższy, bardziej demoniczny. Tęczówki płonęły mu rosnącą furią.
  Broń była gotowa, czekał tylko na jego ruch.
                                         
Nine
Inkwizytor     Poziom E
Nine
Inkwizytor     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.20 21:49  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
Bestia stąpała leniwie w kierunku przybitego do ściany inkwizytora - leniwie, czy może ciężko? Z jego lewego ramienia delikatnie sączyła się krew po zadanym przez człowieka ciosie, druga natomiast została nadszarpnięta kulą z broni jego towarzysza, która utknęła w jego mięsie i powodowała drażniące pieczenie.
 Wielka sylwetka stanęła kilka metrów od opartego o ścianę Nine'a. Sekui pochylił łeb ku dołowi i wbił swój zwierzęcy wzrok w rozpalone oczy inkwizytora - pytanie czy widział faktycznie wzrok jego czy swój własny, z drugiej strony to samo pytanie zapewne zadawała sobie niknąca świadomość mężczyzny. Wielka paszcza rozwarła się by uwolnić obrzydliwy odór rozkładającego się mięsa.
- Ss...prrra...wiee...dności ni...echmaa... je...sz... tyko GŁÓD!
 Stwór przybliżał się coraz bardziej do inkwizytora, do momentu w którym zaczął widzieć przemiany w ciele swojej niedoszłej ofiary. Przez wielkie nozdrza zaciągnął sporą dawkę powietrza i wypuścił ją z sykiem - wzrok obu spotkał się ponownie tym razem pełen żaru i szaleństwa.
Sekui rzucił się w jego kierunku, byli zbyt blisko siebie by inkwizytor mógł wykonać prawidłowy cios swoim absurdalnie wielkim kawałkiem żelastwa. Wielkie łapsko bestii uderzyło w jego nadgarstek wybijając oręż z jego dłoni, a ten upadł z brzękiem na posadzkę. Drugą łapą Sekui chwycił Nine'a za naderwaną kończynę, zamachnął się nim i posłał go kilka metrów dalej pod okna wpuszczające nikłą ilość światła przebijającego się przez chmury. Zdziczały stwór jednak wyczuł coś niepewnego, coś nienaturalnego, jakby jego przeciwnik zwiększył masę.
 Stwór wpakował sobie urwaną kończynę do paszczy i kilkoma kłapnięciami pochłonął jej część, kilka palców które nie zmieściły się w jego pysku spadło głucho na ziemię.
- To...too...too za maoo! Ty! - wskazał zniekształconym palcem na wykręcającego się Nine'a - Tw...oia... WINNA! Se...ku...i gło...dny! POTWÓR! Ty! TY! TY! TYYYYY! Je...sz... Głodny? Teszz!?
 Przechylił głupkowato łeb na bok wpatrując się jak ta mała przy nim postać, tak krucha, zaczyna rosnąć i rosnąć, że swymi rozmiarami zaczęła przypominać swojego oprawcę, a ludzka sylwetka zaczęła się zatracać.
 Wielkie bycze cielsko ruszyło w stronę Sekuiego, a ten uniósł się na obie kończyny i podparł ogonem, rozkładając przy tym przednie kończyny, jakby chciał sprawdzić siłę tego uderzenia. Wielkie cielsko wbiło się w skostniałą klatkę piersiową Zdziczałego przesuwając go o kilka metrów.
Olbrzymia czarna łapa skierowała się ku rogowi napierającego przeciwnika. Zaczęła odsuwać już coraz mniej ludzki łeb od swojej klatki, drugą pokierował natomiast na jego twarz, z absurdalnie wielką siłą odepchnął go od siebie i samemu wparował swoimi rogami w jego klatkę. Dwa rogi wbiły się w cielsko, lecz nie były w stanie wbić się głębiej.
Przepychali się tak raz za razem, wyli i ryczeli - te wrzaski i huki uderzających o siebie wielkich cielsk rozbrzmiewał w całym budynku, a nawet poza nim, odbijając się od drugiego sąsiedniego. Na ich ciałach pojawiały się coraz to nowsze rany, zadrapania czy dziury po zębach i rogach.
Krew pryskała na każdy możliwy kąt tego pomieszczenia. W momencie gdy oba stwory znalazły się w większej odległości od siebie, wszystkie te wrzaski i ryki ustały na chwilę, jedyne co przerywało ciszę, to sapanie obojga z nich. Nine już prawie wielkością dorównywał Sekuiemu, lecz ten drugi jakby tego nie pojął i nie zrozumiał, że jego przeciwnik nagle urósł.
                                         
Sekui
Zdziczały
Sekui
Zdziczały
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nieznany


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.20 19:45  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
(ciepło)
  Szkarłatna płachta opadła na jego tęczówki, które pochłonięte tym intensywnym kolorytem zdawały się płonąć w gałkach ocznych potwora, który wydostawał się z kruchego, człowieczego ciała. Gęba, która do niedawna posiadała jakikolwiek ludzki kształt przekształciła kościec w długi, ciemny zwierzęcy pysk. Skóra jaka powinna się na niej znajdować, wydawała się nie istnieć. Na tej prawie papierowej warstwie naskórka uwydatniały się po prostu zagłębienia i wierzchołki kości; mogło się wydawać, że błahe nacięcie tej warstwy uwydatni kryjącą się pod nią czaszkę. Rogi zaczynały się wydłużać. Z krótkich rozmywających skórę, potęgowały do wielkości kilkudziesięciu centymetrów.
  (gorąco)
  Zębiska, które zakleszczyły się na ramieniu i rzuciły Nine’m w ścianę, trzasnęły w akompaniamencie wyrywających i ciągnących się ścięgien. Krew łupnęła na podsadzkę jak wylane wiadro z farbą, a ciało mężczyzny przeleciało przez całą długość pomieszczeniu i z głośnym łoskotem rozbiło ścianę budynku wylatując na zewnątrz.
  Cegły wysypały się na ziemię tworząc potężną chmurę dymu. Żaden człowiek nie przetrwałby tego uderzenia, ale…
  (GORĄCO)
  W objętym dymem pomieszczeniu rysowała się sylwetka. Wielka i potężna. Dłoń tworu unosiła się ku twarzy uzbrojona w nożycowate pazury. Czym była? Miażdżąca łapa odgarnęła szary dym, jakby ten był tylko trującym papierosowym odpadem i łupnęła o podsadzkę.
  (puk, puk potwór zapragnął wejść z powrotem)
  Szczęki rozwarły się tak szeroko, że wyglądał jak ktoś kto zaraz wybuchnie piekielnym śmiechem.
  Patrząc na niego z tej perspektywy wyglądał jak demon, który wyłonił się ze zgliszczy spalonej ziemi. Iskry, które sypały się z ruin ulatywały jeszcze z jego szkarłatnych, nienaturalnych oczu, a przysmalone ogniem futro wydawało się skrywać coś więcej. Rogi. Łeb jaki przedostał się do wnętrza nie należał już do człowieka. Długi zwierzęcy, bardziej demoniczny niż zwykły byczy pysk o wielkich, szerokich rogach, większych od samej czaszki, i to puste spojrzenie, które nie należało nawet do samego Nine’a. Należało do diabła. Inkwizytor wyglądał jak zwierzę, które przez małą omyłkę zostało wypuszczone z klatki.
  Prosto w tłum nic niespodziewających się ludzi.
  (PARZY)
  Krew. Intensywna, metaliczna; lała się z jego urwanej kończyny. Jak na granicy życia i śmierci głód przewyższył szalę — musiał coś zjeść, albo umrze. Zapach Sekuiego stawał się coraz bardziej wyraźny. Pieścił jego nozdrza, a długie kły, które upiększały tylko jego zdeformowaną wizualizację błyszczały w jak naostrzone scyzoryki.
  — ZAPRASZAM DO STOŁU, PIESKU.
  Warknął nisko, gardłowo, jakby ten ton miał zawalić cały budynek, ale nic takiego się nie stało.  Następny ruch stał się jednak początkiem początków. Nine rzucił się w kierunku Sekuiego jak zerwany ze smyczy kundel. Potwór nie był jednak dłużny. Szpony jedynej ręki zareagowały błyskawicznie — wymierzyły silny cios w jego zwierzęcy pysk. Ręka zatrzymała się przy lewym kościstym policzku, a potem szybko dobyła włochatego gardła.
  Nine uśmiechnął się piekielnie, choć wcale nie posiadał ludzkiej mimiki twarzy.
  Kolejny odrzut, i kolejny doskok. Trzask i ryk.
  Pazury Sekuiego wydały się jeszcze bardziej dłuższe, kaleczyły go boleśnie. Dyszał w jego skórę, warcząc głęboko, kiedy stykali się ze sobą łbami, a ich błyszczące żądzą krwi tęczówki spotykały się na granicy kilku centymetrów. Ataki Nine’a nie były już atakami, które bestia Edenu mogła poczuć na samym początku, stały się czymś co miało swój początek w długo tłumionym pragnieniu. Stały się mocne i bezwzględne. Czuł jego rozpalone ciało.
  — MASZ JUŻ DOŚĆ?
  Siła jaka rodziła się między ich monstrualnymi postaciami przewyższała ludzki twór wysokiego budynku.  Kolejne uderzenie ich ciał spowodowało, że wielkie cielska wyleciały z budynku, tworząc kolejną potężną dziurę w wątpliwej  budowli.
  Nine podniósł się z ziemi na jednej łapie i zgarbił odsłaniając wielkie zębiska. Dopiero teraz można było zauważyć, że futro sięgało tylko do połowy jego ciała, tylne kończyny posiadały kopyta, a biczujący ogon  kołysał się niespokojnie w rytm wiejącego w ich sylwetki wiatru.
  Stali naprzeciw siebie.
  — PRZEKONAJMY SIĘ, KTO DOKONA WIĘKSZEGO ZNISZCZENIA.
  Miał zaatakować ponownie, rzucić się znów do jego łba i spróbować rozerwać tętnice, ale niespodziewany dźwięk przeładowującej się broni ogłupił go. Nine gwałtownie obrócił uzbrojony w rogi pysk w tamtym kierunku. Połowa jego szkaradnej zwierzęcej gęby pokrywała już krew. Białe futro już dawno zniknęło pod szkarłatem; na marne było szukać jasnych prześwitów.
  Strzał. Kula jaka została wystrzelona w kierunku Sekuiego chybiła, ale furia jaka zawładnęła w jednej chwili wymordowanym urosła do granicy, której nigdy nie powinien przekraczać.
  Inkwizytor ryknął na całe gardło, a chwilę potem rzucił się do zawalonych prześwitów okiennych na parterze, z którego został oddany strzał. Zauważył ruch sylwetek. Słyszał jakieś głosy, słowa, ale jego umysł zniekształcał je w niezrozumiałe mamroty. Zmysły szalały w jego głowie, nie mógł się ich pozbyć, musiał…
  — ON JEST MÓJ. WY JESTEŚCIE WINNI.
  Ryczał demonicznie. Silna łapa zniszczyła ścianę, odsłaniając ciała Inkwizytorów na ataki. Oczy Nine śledziły tylko ich ruchy; zaintrygowany jak kot, który ma przed sobą dwie bezbronne myszy. Język oblizał kły, po których sączyła się krew Sekuiego.
  — HAHAHA, ILE CIAŁ DO ROZERWANIA. CZAS TO ZAKONCZYĆ.
  Czarci głos zapoczątkował ucztę. Złapał jednego inkwizytora za klatkę piersiową — trochę niefortunnie, bo jego uzbrojona w karabin ręką zdążyła posłać kilka strzałów, w tym jedno zraniło go w ucho. Zamachnął się i rzucił mężczyzną w kierunku Sekuiego, kompletnie ignorując krzyki i wrzaski jakie zaczęły odbijać się echem od pustkowia.
                                         
Nine
Inkwizytor     Poziom E
Nine
Inkwizytor     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.20 22:03  •  Bliźniacze wieże Hosuikan Empty Re: Bliźniacze wieże Hosuikan
Jak właściwie opisać zachodzącą tu akcję? Akcję - bo walką tego nawet nazwać nie było można, a zwykłym bezmyślnym mordobiciem, dwóch kreatur, których sam wygląd mógłby przyprawić kogoś w obecnej chwili o obłęd. Dwa wielkie cielska, przerzucające się z jednego miejsca na drugie, gdzie nie było widać specjalnie zwycięzcy tego pojedynku. Obaj zalani krwią - własną i oponenta.

   Krew ściekała z każdego kawałka ich ciała, obaj przypominali bordowe masy mięsa bezmyślnie okładające się pazurami. Gdy tylko jeden z nich tracił równowagę, drugi wisiał na nim próbując wgryźć się w aortę na szyi tego drugiego. Wrzaski i ryki odbijały się potężnym echem pomiędzy budynkami, a jedynie Nine zdawał okazywać odrobinę człowieczeństwa możliwością wypowiadania, krótkich i nieskomplikowanych zdań, chociaż biorąc po uwagę jego ton głosu, można nad tym polemizować.
 Oddalili się od siebie na parę sekund, gdzie Nine rzucił pytaniem w kierunku Sekuiego. Nie wiadomo dlaczego, ale ten spojrzał na niego, a następnie otworzył pysk, z którego skapywała ślina wymieszana z krwią tak samo jego samego jak i Nine'a, a z pomiędzy kłów wystawały skrawki mięsa i futra oponenta. Bulgoczący dźwięk zaczął wydobywać się z jego paszczy, jednak został przerwany przez huk wystrzału z broni, której pocisk trafił obok wymordowanego. Wzrokiem powędrował na okno, by następnie zaryczeć gardłowo, tak że pojedyncze okna w obu budynkach pękły. Gniew rozpalał jego wnętrzności - miał już się rzucić w kierunku okna lecz jego oponent zrobił to szybciej.

  Niewielka sylwetka wyleciała w jego kierunku, a Sekui wyciągnął tylko szponiastą łapę do przodu. Jeden z kompanów Nine nabił się na nią jak na patyczek od szaszłyka, a jego wnętrzności zaczęły wylewać się na ziemię. Zdziczały warknął, a następnie zamachnął się truchłem w kierunku Nine'a. Zwłoki wygięły się nienaturalnie w locie, jak szmaciana lalka, by następnie rozwalić się na krwawą masę obok bykowatego stwora.
Wściekłość się wręcz z niego wylewała, pytanie z czyjego powodu?
 Chwycił betonowy słup, który zapewne kiedyś był lampą, sądząc po pozostałościach klosza na jego końcu, wyrwał go z resztkami kabli i cisnął nim w kierunku byka. Rana na jego brzuchu rozwarła się mocniej wylewając z siebie więcej szkarłatu na ziemię, powodując jęk u zdziczałego stwora.
  Betonowa struktura trafiła w Nine'a, który starał się zasłonić obiema łapami... jedną. Gdy słup w niego uderzył słychać było gruchnięcie kości, a zaraz po tym paszczę i szpony Sekuiego wbiegającego wprost na swojego przeciwnika. Ślina kapała mu z pyska w wręcz nadmiernej ilości.
  Wielka paszcza zacisnęła się na jego prawym barku. Psi pysk szarpnął wielkim cielskiem z ogromną siłą, wręcz absurdalnie wielką, której Nine jeszcze z jego strony nie doświadczył. Jednak nagły przyrost siły swojego oponenta nie był jego głównym zmartwieniem, a pieczenie w miejscu ugryzienia, które po paru sekundach zanikło, tak jak cały ból... a następnie czucie, najpierw górnej kończyny i ust, a następnie dolnych kończyn.  Jednak było coś jeszcze równie dziwnego... Sekui stał w miejscu, nie ruszył się z pozycji, z której rzucił bykiem.  Sapał donośnie i dość nierówno, a krew z niego ściekała tworząc pod nim kałużę krwi.
- Zz...mer...chony... Se...kui... ughrrr....
Wydukał plując przy tym posoką na każdą możliwą stronę...
                                         
Sekui
Zdziczały
Sekui
Zdziczały
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nieznany


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach