Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 18 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11 ... 18  Next

Go down

Pisanie 30.06.14 13:20  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Spojrzała w stronę mężczyzny z rozdwojeniem jaźni. Coś czuła, że będą przez niego kłopoty. Łowca zachowywał się co najmniej... dziwnie. I podejrzanie.
Miała rację, bo już po kilku minutach spokoju, gdy ta piła resztki swojego piwa, usłyszała jego wrzask. Odwróciła się i z dezaprobatą zaczęła obserwować jego poczynania. Wzięła jeszcze jeden łyk piwa, nie odwracając od niego wzroku, a gdy w końcu wstał, śmiejąc się wniebogłosy i sprowadzając na siebie uwagę innych, Cyśka zeskoczyła z wysokiego siedzenia przy barze. Naciągnęła kaptur i zrobiła kilka kroków do przodu, idąc pobocznym przejściem i próbując zrozumieć zachowanie mężczyzny, jego intencję. Zajęła miejsce blisko drzwi, dwa metry od łowcy. Jej i zapewne nie tylko jej serce przyspieszyło, gdy ten uderzył praktycznie nie winnego gościa baru, który stracił przytomność od razu po uderzeniu.
Kufel od piwa rzucony został z wielką siłą. Gdyby uderzył w nieprzytomnego, ten z pewnością by zginął - z rozgniecioną głową, wypływającym z nozdrzy mózgiem, z oczami leżącymi gdzieś kilka metrów od ciała. Wstała z zajmowanego przez chwilę miejsca, trzymając lewą dłoń w górze. Nikt nie usłyszał jednak dźwięku tłuczonego o czaszkę grubego szkła. Uniósł się on teraz na wysokość klatki piersiowej i poleciał gdzieś w bok - odgłos odbijającego się przedmiotu o podłogę rozniósł się po sali. Przerażająca cisza. Opuściła dłoń, a spod kaptura widać było tylko dwa jarzące się ślepia - lewe niebieskie, mdłe i praktycznie nie widoczne spod ciemnego materiału, prawe niczym laser, niczym krwiście czerwona dioda. Koło niej stanął Aragat, rozmiarami przypominający słonia o potężnej budowie. Spojrzał prosto w oczy agresywnemu łowcy, po czym odezwał się głosem mrożącym w żyłach: -Czyżbyś miał rozdwojenie jaźni? - wyszczerzył się, w szaleńczym grymasie. Przez dosłownie dwie sekundy swój wzrok zatrzymała na Kitsune, po czym zawiesiła go na przeciwniku - pewnie sama sobie z nim nie poradzi - nie miała kompletnego pojęcia do czego zdolna jest ich rasa, nigdy nie walczyła z podobnym stworzeniem. Stała nieruchomo, a zimne dreszcze przebiegały wolno przez jej kark, wywołując falę nieprzyjemnych drgań.
Z tyłu jej pleców coraz bardziej rzucała się w oczy złota aura przypominające anielskie skrzydła, które ciągnęły się do samej podłogi. Z baru wszystkie noże, widelce, oraz z kieszeń obecnych tu gości sztylety i bronie zawisły w powietrzu. Lewitując, wszystkie zbliżyły się do kotowatej, odwracając się w jego stronę. Jeden ze sztyletów wyślizgnął się z rąk mężczyzny i wylądował w łapie Marceliny. Podrzuciła go ku górze - sztylet również zawisł w powietrzu, kierując ostrze w stronę przeciwnika. -Trafiłeś w złą porę w złe miejsce.- powiedziała donośnym, kpiącym głosem, nie zmieniając jednak pozycji i dumnie patrząc prosto w jego obłąkane oczy. W ślepia wariata. Jej kącik lewej wargi niebezpiecznie się uniósł, a z jej gardła słychać było cichy, gniewny pomruk.
Jej paznokcie niemal do krwi raniły wewnętrzną stronę dłoni, gdy ta w narastającej złości ściskała ją w pięść. Chcesz się, kurwa, bić?

EDIT: Wskoczyła w górę, lądując na sąsiednim stole. Spojrzała na uciekające 'zwierzę' i prychnęła, zeskakując. Gdy serce przestało energicznie bić, a tętno w końcu wróciło do normy, zdjęła kaptur. Wszystkie sztućce i bronie upadły bezgłośnie na podłogę, jeden po drugim. Rozejrzała się po barze i również ruszyła ku wyjściu. Musiała się przewietrzyć.
Jebana depseracja.
zt.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 27.12.14 15:56, w całości zmieniany 4 razy
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.07.14 21:31  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Mężczyzna popatrzył to na jedna osobę to na drugą, po czym spojrzał na kobietę... zamrugał kilka razy, zaśmiał się głośno i akurat chciał wyjąć swój sztylet. Ale jego ukochana rzecz, powędrowała gdzieś tam. Hyst nasz kochany zrobił minę debila, bo w sumie co innego mu pozostało i dopiero teraz dotarło do niego, że w ogóle ktoś do niego coś mów.
-Eee stary wydaje ci się! Serio!- Krzyknął szczęśliwie przymykając lekko oczy i machając ręką, jakby nic się nie stało. Po chwili jednak westchnął ciężko, to już był Acadia, ale lecz nic nie mówił. Chociaż nie chciał coś powiedzieć, dowalić w buzie do tego jednak zrezygnował. Za to złapał za swój sztylet, zaśmiał się cicho przykucnął i... włączył turbo bieg na kuckach. Aktualnie można było go dostrzec jak biegnie na czworaka, dość komiczna scena. Po chwili Hysia już nie było w barze jedyny ślad po nim, to trup (którego niestety nie zjadł) i trzask drzwi.

[z/t]
(Sry, szykuje mi się inna fabuła ^ ^ a wiesz że nie lubię być w dwóch miejscach na raz ^ ^)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 17:31  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Gruby łypnął na niego znad ciężkich powiek.
- Płatne z góry.
Wiem, że płatne z góry, cholera. Jeszcze nic nie zamówiłem.
- Znasz zasady, młody. Kupujesz coś, albo wylatujesz. Siedzisz już tak piętnaście minut. Nie jestem głupi. Wypad.
Packard potarł czoło z rozdrażnieniem.
Z ociąganiem zsunął się ze stołka i wolno ruszył ku wyjściu, snując spojrzeniem po wnętrzu lokalu. Tamci znowu się o coś kłócili. Ten znowu drzemał z nosem w kuflu. A tamten znowu się wydzierał, bo przegrał kolejną partyjkę.
Wciągnął do płuc zabójczą mieszankę wilgoci i dymu z tandetnych fajek.
I nagle stanął jak wryty, przybity do podłogi nagłym olśnieniem.
Zawrócił.

Tym sposobem od dziesięciu minut grał o swój obiad. W dodatku na zasadach, które rozumiał tylko Gruby. Inni też nie do końca wiedzieli, czy właśnie rozgrywa się partia tysiąca, makao, czy zubożonej wersji pokera. Ale widać wcale im to nie przeszkadzało, bo już po minucie rozgrywki wyemigrowali spod ścian i otoczyli graczy ciasnym skupiskiem. W końcu - w rozgrywce brał udział sam właściciel. Aż miło było popatrzeć, jak rozkłada dzieciaka na łopatki. Zawsze lepsze to, niż gapienie się w sufit albo liczenie zdechłych much w rogu okna.
- Twój ruch, młody.
Dłuższą chwilę gapił się w swoje karty, jakby spodziewał się, że nagle zmaterializuje się wśród nich jakaś mocniejsza figura.
- Ta...
W końcu rzucił na środek jakąś losową kartę, a barman bez większego przejęcia zgarnął ją razem ze swoją. Tłumek podniósł pomruk aprobaty. Packard wpił palce we włosy. Żyłka na jego czole zaczęła mocniej pulsować.
I tak przez większość gry.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 18:35  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
......Bang! Oto właśnie głowa nieszczęsnego Pudla zderzyła się z przeszkodą nie do pokonania - boczną framugą drzwi. Nie, nie był ślepy. Nie, nie zrobił tego celowo. Po prostu potknął się na drodze o własne nogi. Ratując się rozpaczliwie przed upadkiem na twarz przed barem, zatrzepotał idiotycznie rękami jak przewracające się pijane ptaszysko. Wyszło. Odzyskał równowagę i ruszył dalej, oglądając się mimo wszystko ponuro za siebie, jakby to jakiś drobny kamyk był przyczyną jego potknięcia, a nie własne kończyny. No i masz babo placek, nagle wyrosły drzwi (a raczej coś, co drzwi miało przypominać) i tego nie zdążył zauważyć.
- Ughhg, szlag by to trafił - wystękał, nieco koślawym krokiem wchodząc do baru, intensywnie pocierając czoło palcami lewej dłoni.
Początek wieczora, a on już nabił sobie guza, co zmusiło go do zawziętej próby utrzymania pokerowej, nieruchomej twarz, ponieważ parę osób rzecz jasna odwróciło głowy, by zobaczyć, co wywołało drobny hałas. Christopher zacisnął wargi, wbijając desperacki wzrok gdzieś przed siebie, by przypadkiem się nie zarumienić. Wyglądało to tak, jakby stare, zakurzone półki stały się nagle dla niego nader nadzwyczajnym zjawiskiem. Cóż, wszystko dobre, byleby się nie zarumienić, gdyż, nie oszukujmy się, wyglądałoby to co najmniej żałośnie nietypowo w ogólnym towarzystwie. Przeklęty dość blady odcień skóry i przeklęty brak umiejętności do ukrywania emocji. A niby od licząego sobie ponad tysiąc lat osobnika oczekuje się czegoś więcej. Tya. Dupkowatość, drzwi po prawej, obojętność, drzwi po lewej... na wprost typ Skoczka, wywołujący rozbawienie i pełne politowań spojrzenia.
Wzdychając ciężko w swych rozmyślaniach, mruknął coś cicho sam do siebie, chowając twarz za dłuższą częścią włosów, podchodząc niepewnym krokiem do baru, by stamtąd spokojnie przyjrzeć się ogólnemu towarzystwu. Trzeba wiedzieć, kiedy pojawiają się zakusy na bijatykę, by odpowiednio wcześniej zmyć się cichaczem. Koniec końców, nigdy nie ingerował w takie sytuacje, chyba że działo się to w DOGS. No... cóż, w sumie, tam też zdawało mu się opuścić szybko pomieszczenie, ale mniejsza z tym. Nijakie z niego mordercze stworzenie, prędzej dosłowna zakała rodu Wymordowanych, hm. Dość przykre. Ostatecznie mężczyzna po prostu oparł się jednym łokciem o blat, którego lata świetności minęły pewnie dobre pół wieku temu, próbując zobaczyć, co się dzieje przy jednym ze stolików. Jakoś brakowała mu odwagi, by wezwać barmana, zresztą, nie śpieszyło mu się do tego. Nagłe natężenie dymu, potu i innych mieszanek dziwnego pochodzenia skutecznie napełniła jego płuca, powodując gwałtowny zanik głodu. Zmrużył ślepia, próbując dostrzec coś; cokolwiek więcej. Jednak o podejściu nie było mowy. Chyba że ktoś go do tego zmusi.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 19:44  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
W skupieniu wiercił karty zdesperowanym spojrzeniem.
Króla? Może królową?
Czy Gruby uznaje karetę?
Stawiał swój plecak, że barman wymyślał zasady na bieżąco.
Łup.
Jęk.
Większość oczu zwróciło się na nowo przybyłego. Po paru sekundach taksowania nieznajomego krytycznymi spojrzeniami, grupa jednak wróciła do obserwowania porażki czarnowłosego.
Minęło kilka minut.
Packard z kamienną miną rzucił na blat ostatnią kartę.
Gruby zgarnął ją, marszcząc twarz w krzywym uśmiechu.
- Przegrałeś, synku - stwierdził oczywistość. Wymordowani parsknęli śmiechem, po czym rozeszli się na swoje miejsca, kątem oka przyglądając się przegranemu.
- No, młody. Pamiętasz układ.
Al przejechał ręką po twarzy.
Burknął coś niezrozumiale, patrząc na barmana spode łba.
Buldoża twarz Grubego jeszcze bardziej się pomarszczyła. Ciężko było wyczuć, czy w uśmiechu, czy w grymasie poirytowania.
Chudy, wyliniały wymordowany zbliżył się do nich i zabrał swoje karty. Obrócił się, całkowicie przypadkowo potrącając Packarda.
- Niezła gra, synku - zaniósł się hienim śmiechem - Zawodowy z ciebie pokerzysta, dzieciaku.
Al w porę ugryzł się w język, ale krzywego spojrzenia nie powstrzymał. Wymordowany uznał je za wystarczająco obraźliwe. Chwycił Packarda za kołnierz i wysyczał mu w twarz kilka przyjaznych epitetów. Kiedy miało dojść do rękoczynów, Gruby mruknął coś, że młody jest mu jeszcze potrzebny, więc kotowaty z zawodem odstawił czarnowłosego na miejsce i wrócił do sprzeczania się ze znajomkami przy stoliku.
Barman ruszył w stronę zaplecza, ale zanim wyszedł, przystanął jeszcze przy kolorowowłosym i oświadczył mu gderliwym tonem, że nie ma siedzenia za darmo i że jeśli czegoś nie zamówi, wyleci. Podwinął rękawy i wpatrzył się w niego wyczekująco, przy okazji krytycznie przyglądając się 'czupiradłu' na głowie potencjalnego klienta.
Gruby był konserwatywnym buldogiem. Nie uznawał takich nowości ze świata mody. W ogóle mało rzeczy uznawał.
Al łypnął na nich kątem oka, obstawiając, czy Gruby go wykopie, czy facet jednak zaskoczy i okaże się bogatszy, niż on sam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 21:00  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
......Wymordowany skrzywił się wyraźnie, widząc aktualne zamieszanie i tęsknie spojrzał się na drzwi prowadzące do zewnętrznego świata Desperacji. Tylko parę kroków i mógłby pośpiesznie udać się w tylko sobie znanym kierunku (najpewniej do kryjówki organizacji, gdzieżby indziej miał się szwendać), ale... po coś tu przyszedł. Tyle że wypadło mu z głowy, po co konkretnie. Mógł zwalić to na sprawę tego cholernego dymu, który właził dosłownie wszędzie, do oczu, do nozdrzy, a nawet ust, pozostawiając po sobie gorzki, nieprzyjemny posmak na języku. Mimo wszystko równie prawdopodobne jest, że to po uderzeniu w łepetynę za bardzo skupił się na prostym dojściu do lady, zamiast na tym, po co tak naprawdę tutaj przylazł. Najwyraźniej dość kiepsko było u niego z koncentrowaniem się na więcej niż jednej rzeczy. No, za geniusz się płaci, tak? Co prawda, bycie cudem inżynierii na nic nie przyda mu się w tych konkretnych warunkach.
O, bingo! W myślach blondyna niemalże zapaliła się lampka widoczna dla wszystkich. No, cóż, przynajmniej dla barmana, który zmaterializował się nagle tuż przed nieszczęsnym Pudlem (brak koncentracji, zdecydowany brak koncentracji), niemalże wywołując w nim zawał serca. Posłał mu mordercze spojrzenie rozwścieczonego królika, które prędzej rozbawiłoby dziecko, niźli przestraszyło dorosłego mężczyznę, ale grunt, że próba uwolnienia swojego „ja” była. No, w teorii jego „ja” było prędzej harpią, ale kto by tam czepiał się takich drobnych, maleńkich szczególików. Wybitnie maleńkich.
- Miałem coś odebrać – odezwał się po chwili, dość cicho, ale wyraźnie, prostując się i stając niczym na baczność.
Och... tak, niewątpliwie mężczyźnie coś to powie. Jakby mało osób zostawiało tu paczki. Wymordowany odchrząknął, chcąc dodać sobie jakiejś takiej chociażby minimalnej pewności siebie (hello, teoretycznie zna się na samoobronie, tak?) odgarniając niesforny kosmyk włosów za ucho. Na nadgarstku przewiązaną miał chustę wskazującą na przynależność do organizacji DOGS, nie potrafiąc znaleźć dla niej innego, lepszego miejsca. Najwyżej sprowadzi to na niego jakieś kłopoty, co w sumie nie byłoby niczym nowym. Kompletnie niczym. Wiecznie coś mu się przytrafiało. Jego życie czasem przypominało dla niego samego grecką tragedię, a dla kogoś z boku – komedię.
- Uh, przypisane na Omegę 86 – wymamrotał, wiedząc, że to on będzie musiał płacić za przetrzymanie paczki.
Diabli wiedzą czym i ile barman od niego wyciągnie, ale dla Pudla była to dość ważna, ba bardzo ważna rzecz. Dla niego. Całej reszty pewnie zawartość tej cholernej paczki nie obejdzie. Jednak jemu zależało, ale by nadmiernie tego nie okazać wbił intensywne spojrzenie w określony punkt, którym okazał się być jakiś zerkający na nich nieznajomy. Odruchowo Christopher otaksował go wzrokiem, oceniając potencjalne zagrożenie (hmh, dla niego wszyscy i tak posiadali wysoki stopień zagrożenia, więc co za różnica), kodując sobie go w pamięci. A nuż na coś mu się to przyda. Poza tym, czuł się nieswojo, jednak by w jakikolwiek sposób udowodnić, że... yyyy... że nie jest taką niezdarą, fajtłapą i generalnie specyficzną istotą wygiął wargi w lekkim uśmiechu, wskazującym na swoistego rodzaju rozbawienie. Uniósł do tego lewą brew, jednak postawa ta bardziej przypominała „po cóż się gapisz, panie nieznajomy” niż „kpię z ciebie, spierdalaj”. Wiedział, że to ta konkretna osoba przed chwilę czymś naraziła się jakiemuś szaleńcowi z tego baru (norma), aczkolwiek nie kojarzył go kompletnie z jakiegoś wcześniejszego okresu czasu. A barman... prawdopodobnie uwierzył, bo cóż... słowa "Omega" znacznie lepiej do niego pasuje niż "Alfa" albo "Beta". Najwyżej będzie musiał to i owo udowodnić, ale bądźmy optymistami!
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 22:08  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Słysząc o przesyłce, barman odruchowo spojrzał na 'młodego'. Al tylko lekko pokręcił głową, dając do zrozumienia, że nie ma z tym nic wspólnego, ale w szarych oczach pojawił się cień zainteresowania.
Buldog często zapominał, co komu zlecał. Ale zadania typu 'przynieś, podaj, pozamiataj' w 90% dostawały się Packardowi.
Bo czemu nie? - można było ganiać go przez pół desperacji, a on jeszcze się cieszył, jeśli dostał za to miskę zupy z gwoździa. Żałosny dzieciak. Ale przydatny. I bardzo ekonomiczny.
- Omega, co? - zacharczał Gruby, krzyżując potężne ręce na piersi.
Zastanowił się chwilę, po czym ruszył do swojej kanciapy.
- Omega. Też wymyślił... Alfabeciarz. Cholerne psy...
Pomruki ucichły dopiero, kiedy zamknął za sobą drzwi.
Al drgnął lekko. Po pierwsze dlatego, że wyraz twarzy kolorowego odebrał jako wyzwanie. Po drugie - bo usłyszał 'psy'.
Był przeczulony na punkcie gangu. Unikał go, jak ognia. Każdy, kto należał do DOGS, automatycznie lądował na czarnej liście Packarda.
Która i tak niczego nie wnosiła, bo chłopak był ostatnią osobą, którą można by posądzać o krwawe vendetty.
Uważnie przyjrzał się nieznajomemu, spojrzeniem całkowicie wypranym z uprzejmości. Kiedy dostrzegł żółtą chustkę, zmrużył oczy i odsunął się - na tyle, na ile pozwalał mu stołek.
No pięknie.
Pozostaje mieć nadzieję, że Growlithe nie zapuszcza się do - aż takich - nor, jak BAR Grubego. Albo, że już dawno zapomniał facjatę Ala. Najlepiej jedno i drugie.
Pobożne życzenia.
Gruby wrócił. Najpierw podszedł do czarnowłosego i postawił mu przed nosem stare radio, a obok rzucił tekturowe pudełko ze starymi narzędziami.
- Do roboty.
Huh?
- Co się z nim stało?
- Nie działa.
...
Dziękujemy, kapitanie oczywisty. Znowu nas uratowałeś.
- Nie gadaj.
Gruby uciszył go gwałtownym gestem i groźnym spojrzeniem, po czym podszedł do 'czupiradła'.
- Paczka jest. Ale nie tu. Nikomu nie chciało się zapieprzać pod M-3, żeby ją odebrać. Po waszych akcjach S.SPEC siedzi jak na szpilkach. I Drug-oni jeszcze tamtych tylko rozjuszają. Coś kombinują, jest niespokojnie. Nikt się nie zgłosił, żeby po nią pójść. Ale możesz spytać tego tu. Wszystko bierze.
Al, dotąd dokładnie przysłuchujący się rozmowie, zaprzestał oglądania urządzenia. Wyprostował się i wpatrzył w radio, jakby zaraz miał nim rzucić o ścianę.
Pomagać psom?
...
Za żadne, kurwa, skarby świata. Nie.
- Gruby - wtrącił, na tyle donośnie, żeby barman jednak się do niego pofatygował - Wszystko wygląda normalnie. Co dokładnie nie działa?
Barman na moment oderwał się od klienta i zaczął wyjaśniać darmowej sile roboczej, w czym rzecz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.14 21:00  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
......Nawet mu powieka nie drgnęła w trakcie przemowy barmana, chociaż miał silną ochotę zazgrzytać zębami. W teorii powinien już być przyzwyczajony do porażek na każdej płaszczyźnie swojego życia... no, prawie każdej, ale i tak bilans zdecydowanie wychodził na jego niekorzyść.
"Paczka jest. Ale nie tu. Nikomu nie chciało się zapieprzać pod M-3, żeby ją odebrać."
Zamknął na parę sekund oczy, licząc wybitnie powoli do dziesięciu, by w rozdrażnieniu nie powiedzieć o parę słów za dużo i wymamrotał tylko coś w stylu „dziękuję za informację”. Czyli projekt będzie musiał poczekać. Może to i dobrze. Zdąży przejrzeć kwatery wszystkich psów niczym jakiś inspektor i ocenić, czy uda mu się cokolwiek ulepszyć. W 99% procentach pewnie nie, ale zawsze zostaje ten nieszczęsny jeden procent. Robota papierkowa też ciągle jest do zrobienia, dzień w dzień trzeba spisywać zapasy, obliczać, na ile starczą przy pesymistycznej wersji, ogarnąć, czy nie trzeba kogoś wypchnąć na jakieś zwiady. Tym bardziej, że stratega na razie brak. No cóż, w sumie jedyne co mu wychodzi to konstruowanie, naprawianie i organizowanie życia członkom DOGS połączone z robotą papierkową. A, no i rzecz jasna starannie ukrywanie się przed wszystkimi, coby nadmiernie się w oczy nie rzucać i móc pracować w spokoju.
Mniejsza z tym, widząc, że barman odchodzi wymruczał coś cicho pod nosem, potrząsając w niemej rozpaczy głow. No nic, jakoś się to załatwi. Żyje już na tyle długo, że kolejny dzień, tydzień, miesiąc czekania go nie zbawi. Co nie znaczy, że nie należy spróbować tego jakoś przyśpieszyć. Z głębokim westchnieniem ruszył do przodu nieśpiesznym krokiem (nie, nie dla lepszego efektu... raczej po to, by móc ostrożnie stawiać kroki) w kierunku wskazanego osobnika, nawet jeśli ten wyglądał, jakby prędzej dał sobie rękę uciąć, niźli mu pomóc. Wbił wzrok w radio, przekrzywiając głowę i niemalże można było zobaczyć trybiki obracające się w głowie, jakby rozbierał przedmiot na części. Znał podstawy elektroniki, ale aktualnie nie zamierzał się wtrącać w robotę kogoś innego. Można powiedzieć, że grzecznie czekał, jednak jego gadatliwa natura prędzej czy później musiała dać o sobie znać.
- Wnioskując na podstawie wcześniejszej i obecnej sytuacji, jesteś tutaj dość dobrze znany. Bądź też przynajmniej kojarzony – powiedział, opuszczając dłonie luźno wzdłuż ciała, łypiąc jedynie ukradkiem n barmana.
Była drobna, minimalna szansa, że nie spróbuje go od razu wyrzucić. Ponoć nadzieja jest matką głupich, no ale...koniec końców Wymordowany teoretycznie był optymistą. Czy też raczej mieszaniną realistycznego inżyniera i optymistycznej (jak całe życie ma się pecha, to drobne rzeczy trzeba cenić) istoty.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.14 22:30  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Nerwowo rozkręcał urządzenie, czując za plecami psa. Gwałtownie atakował śrubki, spięty na całym ciele, jakby wisiał nad nim topór kata. Zachował jednak na tyle ostrożności, żeby nie wykrzyczeć kolorowemu w twarz, co myśli o tam wiszeniu nad kimś i w ogóle o całej jego zawszonej organizacji.
Odetchnął głęboko, odkładając śrubokręt na bok i zabierając się do otwierania radia.
Dobrze znany?
- ...przynajmniej kojarzony.
Ano.
Potwierdził gderliwym pomrukiem, nieco zbyt gwałtownie odrywając obudowę. Z rozdrażnieniem sprawdził, czy czegoś nie ułamał.
Jednak nie.
Dobrze.
Gruby ukręciłby mu łeb.
Zerknął w stronę barmana. Znowu gdzieś zniknął.
I dobrze. Jeszcze tylko brakowało, żeby buldog też zaczął mu patrzeć na ręce.
- I co moja sława ma do twoich zawszonych interesów? Hę, Omega 86? - mruknął, omiatając wnętrze urządzenia fachowym spojrzeniem.
Kundel nie wydawał się groźny.
Chociaż może to poirytowanie dodawało chłopakowi odwagi.
Al po cichu liczył, że przeczucie go nie myli. Ale kto wie tych DOGS'ów. W gruncie rzeczy - nawet chihuahua ma zęby. Nie trzeba być dwumetrowym osiłkiem, żeby wpakować komuś kulkę w łeb.
Odłożył śrubokręt i wpatrzył się w mężczyznę.
Ostrożne, ale zarazem wrogie spojrzenie.
Uważnie rejestrował sylwetkę nieznajomego.
Nie. Nie posiadał umiejętności dedukcyjnych pozwalających wywnioskować po jednym włosie na kurtce, że wczoraj ktoś był ze swoim dwuletnim jamnikiem na spacerze w parku nad rzeczką, a w dodatku dzień był ciepły, ale z nieba sączyła się lekka mżawka, a ciśnienie było niezbyt wysokie.
Liczył na dostrzeżenie jakichś istotnych szczegółów, ale poza kapryśną fryzurą i tą cholerną żółtą chustką, nie dostrzegł niczego istotnego.
Krytycznie omiótł całokształt i znowu skupił się na niebieskich ślepiach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.14 23:17  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
......Przekrzywił głowę, w dalszym ciągu intensywnie wpatrując się w nieznaną sobie personę. Christopher miał taki... zamyślony wyraz twarzy, jakby w ogóle nie zauważył napięcia, które wręcz falami wylewało się z nieszczęsnego Nosiciela. Cóż, odgadywanie czyiś emocji nie należało do jego najmocniejszych stron. Poza tym, dochodził do wniosku, że niektórzy tak perfekcyjnie potrafili kłamać ciałem i słowem, że nawet mimika twarzy, błysk w oku ich nie zdradzi. Jego maszyny, sprzęt... cholera, ulepszone w dziwny sposób łóżko polowe, czy też prymitywny hamak... to wszystko było znacznie prostsze to zrozumienia niźli emocje innych istot żywych i czasem nieco mniej żywych.
No właśnie, co zaś do żywotności; Wymordowany zamrugał oczami, analizując zadane pytanie, przetwarzając to powoli w swoim umyśle. Skończyło się na subtelnym zmarszczeniu brwi i lekkim wydęciem warg.
- Czemu od razu zawszonych? - mruknął cicho, mrużąc z namysłem ślepia – Omega 86 było informacją. To nazwa...
Dziabnął się w język, przypominając sobie nagle, że nie wszystko powinien mówić innym osobom.
- To nie mój pseudonim. Nie żebym sugerował, że tak pomyślałeś. Po prostu dla ogólnego wyjaśnienia sprawy – kontynuował, mówiąc wszystko tym samym, nienerwowym tonem – podobno bierzesz wszystkie zlecenia. Chociaż w sumie nie zdziwię się, jeśli odmówisz. Generalnie, pewnie i tak słyszałeś, o co chodzi.
Słowo za słowem, słowo za słowem, słowo za słowem. Tak w kółko. Jednak w sumie jak na siebie ujął sprawę w miarę rzeczowo i powiedział to... powoli. Aczkolwiek, może niekoniecznie powoli, a po prostu zrozumiale. Tak czy owak, raczej sprzyjało to określeniom „on nie jest groźny”.
A jak jest w rzeczywistości?
Cóż, w tych czasach każdy jest niebezpieczny. Nawet taki Pudel jak on ma swoje tajemnice. W sytuacjach kryzysowych, wyjątkowych, może być „godnym przeciwnikiem”, jak praktycznie wszyscy Wymordowani. Jednak jak dotychczas tylko raz, jeszcze przed dołączeniem do organizacji, przypomniał innym, że pomimo ogólnego charakteru (lojalna, ale płochliwa gaduła, nie lubiąca widoku krwi i cierpienia innych) on również ma doświadczenie życiowe, również ma ponad tysiąc lat na koncie, umie walczyć i potrafi postawić na swoim. Jednak raczej większość person dość szybko o tym zapomina. Tym bardziej, że chociaż przyzwoicie walczy wręcz, wpierw musi utrzymać równowagę (czyt. nie potknąć się o własne kończyny na prostej drodze) albo w ogóle przypomnieć sobie, że cokolwiek potrafi. A z tym bywa dużo problemów, więc większość konfliktów kończy się obitą szczęką (dla niego), kolejną utratą godności (też dla niego), rozbawieniem (dla przeciwnika), z reguły jakąś korzyścią (też dla przeciwnika).
Podsumowując; nie jest groźny, prócz zdarzających się raz na ruski rok wyjątkowych sytuacji. A wyjątki, jak wiemy, potwierdzają regułę. Proste i sensowne? Cóż, wręcz bardzo proste i bardzo sensowne. No, ale jak wiemy, czytanie w myślach nie istnieje, więc Al sam musiał pobawić się w zgadywankę. Co nie oznacza, że Christopher zamierza mu na to pozwolić. Ewidentnie nie będzie mu się śpieszyć do kolejnego spotkania. Nigdy mu się nie śpieszy. Hmmh, to na swój sposób przykre.
- Czy naprawdę aż tak przykuwam uwagę, że musisz wręcz taksować mnie wzrokiem? – odezwał się nagle, przekrzywiając po raz kolejny niczym zaciekawione ptaszysko głowę, by uważniej przyjrzeć się nieznajomemu.
Cóż, on każdego brał za potencjalne zagrożenie, więc nawet nie próbował już ich oceniać. Poza tym, on sam wyglądał dość specyficznie... w sumie trochę jak zbuntowany nastolatek, a nie liczące sobie dobre parę setek stworzenie, no ale to nie była jego wina. Naprawdę. Nie miał zamiaru dodawać sobie szramy na pysku, by wyglądać grrrroźniej albo bardziej męsko, więc zostawały mu specyficzne zabiegi kosmetyczny. Poza tym, zmieniał fryzury tak często, że... po prostu osoby przyzwyczajone do jego burzliwych, kolorowych włosów nie rozpoznają go z jakimś czystym blondem, brązem, czy czernią. Plusy muszą być.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.14 18:30  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Patrzył na niego.
I patrzył.
Z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez nieznajomego, wrogi wyraz twarzy Ala ustępował zniecierpliwieniu.
Jak katarynka.
Chaotyczna, niezrozumiała katarynka.
Kiedy nareszcie potok słów ustał, czarnowłosy przekrzywił głowę, przyglądając się kolorowowłosemu z cieniem zainteresowania.
Chyba rzeczywiście zależało mu na tej Omedze 86. Czymkolwiek by nie była.
Kilkuletnie doświadczenie nauczyło go, że zdesperowany klient to hojny klient. Albo cholernie niebezpieczny.
Ale chyba może przypisać tego tu do pierwszej kategorii.
Podejrzliwe spojrzenie.
Chyba.
I te nowinki z M-3. Jeśli Gruby nie kłamał, żeby wymigać się od odpowiedzialności, to zbliżanie się do małej utopii było obecnie dość ryzykowne.
...Czyli stawka rośnie.
Pokerowa twarz.
Tak, to by dało pretekst do żądania nawet części zapłaty z góry.
Powinien się jeszcze dowiedzieć, czym w ogóle jest ta cała Omega.
Nie był wybredny. Barman, mimo wszystko, niewiele minął się z prawdą twierdząc, że Al weźmie praktycznie wszystko. Ale na bieganie z ładunkami wybuchowymi albo innymi rozrywającymi materiałami się nie pisał. Przed S.SPEC-em można uciec. Jeśli ma się szczęście. Przed wymordowanymi też. Ale przed bombą?
Nie.
Zarobek zarobkiem, ale nic mu po tym, jeśli skończy jako abstrakcyjna kałuża posoki i flaków.
Poza tym nie miał ochoty pomagać psom w zamachach. Nawet tak biernie.
Pokerowa twarz znika. Wrogie spojrzenie. Mord w oczach.
Mamy jeden poważny problem. Potencjalna klientela należy do psiej kontrabandy.
Skąd ma wiedzieć, że po wszystkim nikt nie odstrzeli mu łba? Albo nie poszczuje sforą kundli? Albo, że ten tu przypadkiem nie kumpluje się z szefem?
I tak dalej.
- Czy naprawdę aż tak przykuwam uwagę, że musisz wręcz taksować mnie wzrokiem?
- Zastanawiam się, pięknisiu - mruknął pod nosem, śrubując go wzrokiem.
Naprawdę się zastanawiał.
W końcu oderwał oczy od twarzy psa i wrócił do gmyrania przy radiu.
- Usłyszałem tylko, że chodzi o "Omegę 86, która nie jest twoim pseudonimem, tylko nazwą czegoś" - dorzucił, rozbierając głośnik - Przedstaw mi zlecenie konkretnie...
Z uznaniem dla samego siebie kiwnął głową. Pęknięta membrana. Dlatego tak charczało.
- ... Bo jak na razie ta żółta szmatka bardzo działa na twoją niekorzyść, potencjalny kliencie - z ukosa zerknął na chustkę na ręce tamtego - Jeśli Omega to coś stricte dla DOGS, a nie dla ciebie, to z góry odmawiam - oświadczył twardo, racząc nieznajomego stanowczym spojrzeniem, w danym wypadku wykluczającym możliwość dalszych negocjacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 18 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11 ... 18  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach