Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Pisanie 01.04.20 19:51  •  Nieczynne kino - Page 4 Empty Re: Nieczynne kino
Shimotsuki był lekko poddenerwowany. Nie z powodu głupiej anielicy, która pruła się do niego przez ostatnią godzinę, ani z powodu średniej wielkości rany na ramieniu. Nawet nie był zły na Steve’a, który musiał iść i skazał go na samotny powrót na Smoczą Górę. Był poddenerwowany na deszcz, który nie mógł wybrać sobie lepszego momentu na pojawienie się. Zawsze, ale to zawsze, gdy siedział w swoim gabinecie, to świeciło słońce, ale gdy raz na ruski rok wyszedł, to zebrała się ulewa. No oczywiście. Z początku chciał zignorować zimne krople, jakie spadały mu na twarz i trwać w swej wędrówce, jednak po pewnym czasie stało się to nie do wytrzymania. Ubrania zaczęły mu przeciekać, a obrażenie coraz bardziej dokuczać. Przeklął pod nosem, obserwując swoje ramię, z którego skapywała woda połączona z czerwienią krwi. Wskutek deszczu, nie mógł dokładnie się przyjrzeć, ale wyglądało mu to na ranę tłuczoną, co nie było tak źle, jak mogłoby być. Shimo skrzywił się, był cały mokry, przemarznięty, a uraz pulsował niemiłosiernie. Pewnie powinien znaleźć jakiś schron, w którym mógłby przeczekać tą pogodę i prowizorycznie opatrzyć rękę. Rozejrzał się dookoła. Wokół znajdowało się wiele rozpadających domków, niestety domyślał się, że żaden z nich nie jest do końca pusty, a on wolałby nie nabawić się kolejnego guza. Wystarczająco się dzisiaj popisał nieostrożnością.

Już chciał się poddać i znaleźć jakieś drzewo lub inną norę, kiedy jego uwagę przykuł dość duży budynek znajdujący się w oddali. Gdy podszedł bliżej ujrzał spory, wyszarzały napis „Cinema”. Shim nie znał się na angielskim, ale nawet on mógł zrozumieć, że stał przed czymś, co pierwotnie służyło za kino. Zastanowił się. Mimo wszystko, większość tych niebezpieczniejszych osobników Desperacji zaszywała się w domach, więc może akurat mu się poszczęści. Po chwili wewnętrznej walki, postanowił zaryzykować i wejść do środka. Jak pomyślał, tak zrobił. Powolnym, niemalże niepewnym krokiem, przekroczył miejsce, w którym kiedyś pewnie stały drzwi. Hala była oświetlona słabymi promieniami słońca, jakim udało się przeniknąć przez deszczowe chmury, a pod jego nogami znajdowało się coś przypominającego wygładzinę.

Ruszył w przód, czujnie nasłuchując czegoś, co by zawiadomiło go o tym, że nie jest tu sam. Na całe szczęście wydawało się, że kino jest kompletnie opustoszałe. Z ulgą wszedł głębiej, aż w końcu zatrzymał się w punkcie, w którym niegdyś znajdowała się kanapa, bądź fotel. Zsunął się na podłogę, tworząc wokół siebie kałużę, a zdrową ręką przetarł twarz z nadmiaru wody. Jego ciało trzęsło się z zimna oraz bólu. Znajdował się w dość marnej sytuacji i choć podświadomie wiedział, że było to jego winą, to w głowie obwiniał za to tą głupią anielicę. Głupia, apodyktyczna anielica. Powinna się po prostu od niego odwalić. Westchnął głęboko, lepiej żeby teraz o tym nie myślał. Musiał zająć się swoim obrażeniem, by nie wdało się żadne zakażenie. Próbując nie podrażnić rany, zdjął ze swojego ramienia niewielką torbę i wyjął z niej podręczną apteczkę. Może nie wszystkie bandaże przemokły.
                                         
Shimotsuki
Hydra     Desperat
Shimotsuki
Hydra     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mirai Shimotsuki


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.20 0:56  •  Nieczynne kino - Page 4 Empty Re: Nieczynne kino
- Kurwa. - syknął, kiedy ściana deszczu dopadła go w trakciNe przemieszczania się brudnymi drogami Desperacji. Przyspieszył krok, niemalże przekształcając go w bieg. Kiedy wzrokiem objął budynek, który to w latach swych świetności pełnił funkcję rozrywki dla całych rodzin, od razu skierował tam swe kroki, napierając barkiem na drzwi. Te puściły pod naporem jego siły, wydobywając z siebie ciche skrzypnięcie. Trzasnął nimi, zamykając za sobą, ruszając przed siebie, w głąb ciemnego korytarza.
Mokre ubrania przylgnęły do jego ciała i zdawały się teraz ważyć o kilkanaście kilogramów za dużo. Czuł jak przy każdym poruszeniu ciała wzdłuż jego kręgosłupa przebiega nieprzyjemny dreszcz, a usta zaczynają drżeć. Było zimno. Cholernie zimno. Przyspieszył, szukając jakiejś bardziej otwartej przestrzeni, gdzie będzie mógł rozpalić małe ognisko bez niebezpieczeństwa zaczadzenia. Musiał zrzucić z siebie ciuchy. I to jak najszybciej.
Kopnął przypadkiem jeden z kamieni znajdujących się na ziemi. Ten potoczył się kawałek, wywołując głośne uderzenie, które poniosło się echem po korytarzu, tym samym, chcąc czy też nie, skupiając uwagę anioła na nieznajomym. Nathair momentalnie przystanął, wpatrując się w dzieciaka? Wyglądał jak dzieciak, ale z drugiej strony to Desperacja, a tutaj liczby określające wiek osobników przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. Gubiły się w otchłani powolnego czasu.
Pozory mogą mylić.
Ciemnowłosy wyglądał na dość bezbronnego i nie stanowiącego jako takiego niebezpieczeństwa, dlatego też Nathair tym bardziej zachował czujność. Już wielokrotnie przekonał się na własnej skórze jak bardzo pozory mogą mylić a wygląd drugiego osobnika może być zwodniczy. Wskazówki niewidzialnego zegara niemo tykały, kiedy w końcu odwrócił wzrok, ruszając dalej, zamierzając go zignorować.
Jest ranny.
Nieważne. To nie miało jakiegokolwiek znaczenia. Nie był ani jego niańką, ani cudownym Dobromirem. Nie  uratuje każdego, nie zbawi świata. To nie jego sprawa, nie będzie się mieszał.
Nie. Będzie. Brał. W. Tym. Udziału.
Zatrzymał się, przeklinając w duchu anielską krew, która płynęła w jego żyłach. Westchnął wewnętrznie, krzywiąc się przy tym nieprzyjemnie. Niech to szlag.
Odwrócił się, spoglądając na chłopaka.
- Chodź. - odezwał się, a jego cichy głos potoczył się echem.
- Zamierzam rozpalić ognisko, żeby się ogrzać. A przeziębienie chyba nie jest czymś, czego pragnie osoba zamieszkująca Desperacji. - dodał po krótkiej chwili namysłu. Ponownie ruszył przed siebie. Nie oglądał się i nie sprawdzał, czy ciemnowłosy nieznajomy posłuchał go i ruszył za nim. Sam musiał podjąć tę decyzję, co jak co, Nathair nie zamierzał ciągnąć go za sobą siłą, pomimo swej przynależności rasowej.
Usłyszał ciche kroki za sobą, i już wiedział. Cień uśmiechu padł na jego usta, lecz trwało to zbyt krótko, by jakiekolwiek cienie mogłyby zostać tego świadkiem.
Dotarł do jednej z licznych sal, gdzie dawniej odbywały się seansy. Teraz rozkładane fotele w większości były powyrywane, zakurzone i połamane. Niektórych brakowało. Nathair zwolnił, kierując swe kroki w dół, po drodze zgarniając pozostałości drewna na które się natykał. Nie zbierał tego zbyt wiele, nie chciał przypadkiem puścić z dymem całego budynku, w tym siebie samego.
W pierwszej chwili zamierzał wdrapać się na drewnianą, popękaną w wielu miejscach scenę, ale szybko zdał sobie sprawę jak bardzo był to głupi pomysł. Przecież z łatwością mogłaby się podpalić. Warknął na samego siebie w myślach, zatrzymując się i rozglądając dookoła. Z pomocą przyszła mu sporej wielkości dziura w dachu, przez którą lał się deszcz rozbryzgując wodę dookoła.
Idealnie.
Ruszył w tamtą stronę, zatrzymując się w stosunkowo bezpiecznej odległości od dziury i położył na ziemi kawałki drewna, układając je jeden na drugim.
- Radzę zamknąć oczy. - polecił krótko, przykładając dłoń do małego stosu. Wzdłuż jego dłoni przetoczyły się oślepiające błyski elektryczności, rozjaśniając pomieszczenie. Ciche syki, a następnie uderzenie  błyskawicą sprawiły, że dookoła rozszedł się zapach siarki i spalenizny. Ze stosu najpierw zaczął unosić się dym, a potem leniwe języki ognia zaczęły pożerać kolejne kawałki drewna. Chłopak wyprostował się, ściągając z pleców miecz, który odłożył obok, a następnie zaczął ściągać przemoczoną bluzę.
- Rozbierz się. - rzucił do niego, nawet nie patrząc w jego stronę.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.20 18:48  •  Nieczynne kino - Page 4 Empty Re: Nieczynne kino
Ból wydawał się słabnąć, ale Shimotsuki wiedział, że nie był to jednoznacznie dobry znak. Wprost przeciwnie—mogło to sygnalizować o martwicy tkanek, co mówiąc delikatnie, nie było najlepszą rzeczą jaka mogła mu się dziś przydarzyć. Z pewnością przez kolejne kilka tygodni na jego ramieniu będzie widnieć śliwkowy siniak, dokuczający mu przy każdym mniejszym muśnięciu. Pokręcił zrezygnowany głową, na obecną chwilę jedyne, co może zrobić to oczyścić ranę, by nie wdało się jakieś dręczące zakażenie. To ostatnie czego teraz potrzebował. Wyjął z apteczki płyn do dezynfekcji i resztkę bandażu. Nie miał żadnych chusteczek, więc bandażem przetarł krople krwi, które zaczęły zasychać na przetartej, bladej skórze. Skrzywił się lekko, nadal się trząsł z zimna, a dotyk spowodował kolejną falę nieprzyjemnego pulsowania. Zniszczone ubrania przylegały mu ociężale do ciała, w ogóle nie osłaniając go przed chłodem, prawdopodobnie tylko nasilały go. Odłożył bandaż na bok i już miał zacząć siłować się z płynem, gdy usłyszał głośne uderzenie niedaleko głowy. Podskoczył zaskoczony, a jego instynkty zaatakowały. Czyli nie był sam.

Cholera.

Podniósł głowę, a jego oczy zdradzały zirytowanie pomieszane z niepokojem. Naprawdę nie da rady uniknąć kłopotów i niechcianego towarzystwa na chociażby dziesięć minut? To był właśnie powód, dla którego rzadko ruszał się poza Smoczą Górę. Tak, dostawał czasami po głowie; czy to od Wiśni, czy Yury’ego, ale przynajmniej miał pewność, że nie znajdzie tam zdziczałych wymordowanych, chętnych do zjedzenia go w mgnieniu oka. Jednakże, ku jego zdziwieniu, postać jaka pojawiła się kilka metrów od niego, nie była dwumetrowym potworem.

Chłopak był drobny i niski— to na pewno, ale pierwszym szczegółem wyróżniającym się w jego aparycji był kolor. Róż. Shimo nie mógł teraz sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek spotkał jeszcze kogoś na Desperacji, kto by odznaczał się taką kolorystyką. Różowe włosy, różowe oczy i różowe policzki, będące prawdopodobnie wynikiem zimna. Hydra nie odezwała się słowem, tylko wpatrywała się w nieznajomego zafascynowana. Było to naturalne? Może była to ta zwierzęca mutacja, aczkolwiek oprócz flaminga nie znał żadnego stworzenia o takiej barwie. Chłopak połączył się z flamingiem? Chyba, że z innym ptactwem, niewykluczone, że z motylem. Shimo nie do końca znał się na zwierzętach, co było dość kłopotliwe, gdy musiał leczyć tych dziwaków. Dlatego jego ulubionym pacjentem był on sam i Wiśnia. Wiśnia pozwalała mu na wszystko.

Młodzieniec wydawał się nie chcieć nawiązać z Shimo żadnego kontaktu. Odwrócił się i lekko dygocząc, ruszył w swoją stronę. Tsuki wzruszył ramionami, tak było najlepiej. Odkręcił płyn dezynfekujący i nalał go trochę na bandaż, który potem przyłożył do swojej rany. Z jego ust wydobył się syk bólu, gdy odczuł irytujące pieczenie. Nie zauważył, że ten dźwięk najwyraźniej przykuł uwagę nieznajomego. Przekręcił głowę na jego słowa. To jakiś podstęp? Zmrużył oczy, kłamcy rozpoznają kłamców, a on nie umiał dopatrzeć się w różowowłosym znaków podstępu, oszustwa.

Znowu wpakujesz się w kłopoty.—mruknął do siebie w myślach, w tym samym momencie, gdy podjął decyzję, jakiej zapewne pożałuje. Zostanie kurwa zjedzony przez flaminga. Podniósł się z mokrej podłogi i ruszył za Różowym. Zbliżając się do chłopaka mógł z niemałym zirytowaniem zauważyć, że Shim jest niższy. Kurwa oczywiście. Cały świat by się zawalił, gdyby było inaczej. Było to niby tylko kilka centymetrów, ale nadal.

Dotarli do sali kinowej, o ile jeszcze można było tak ją nazwać. Siedzenia znajdowały się w fatalnym stanie, a ciemny ekran był solidnie pocięty i zrujnowany. Możliwe, że kiedyś został ofiarą furii wymordowanego. Różowy zaczął zbierać drewniane materiały, które bodaj miały posłużyć za rozpałkę do ogniska, o jakim wcześniej wspomniał. Shimo szczerze nie wiedział jak ten gość chce rozpalić ogień, bo zapalniczką tego nie zrobi, a nie każdy nosi przy sobie krzesiwo. Nie skomentował jednakże tego faktu, chętnie sobie popatrzy jak się męczy. Będzie przynajmniej zabawnie. Zatrzymali się niedaleko dziury w suficie, przez którą wpadało lodowate powietrze i mnóstwo wody. On serio zaczął powątpiewać w inteligencję Różowego. Może faktycznie połączył się z flamingiem i odziedziczył ptasi móżdżek. Kto tam wie?  

—Po co mam zamyka…—zaczął swoją wypowiedź, ale przerwał mu wielki błysk światła rozlegający się z dłoni Różowego. Chcąc lub nie chcąc zacisnął źrenice, a gdy je otworzył pomieszczenie rozjaśniło światło płomieni, które leniwie wszczęły trawić drewno. Otoczenie rozniosło się zapachem nie do końca przyjemnym, ale też nie uciążliwym. Zmarszczył lekko nos.

Czyli nie flaming.

Anioł.

Na kolejne słowa Różowego zaśmiał się cicho. Że co przepraszam bardzo? Domyślał się, że chodziło o przemoczone ubrania i chłód, ale stwierdzenie zostało powiedziane tak machinalnie, że było to aż absurdalne.

—Oj weź Flamingo—czarne tęczówki zabłysnęły—Nie jestem taki łatwy.

Shimo zbliżył się do ogniska, które ciepłymi językami ogrzewały jego zmarznięte ciało.

—Nie żebym miał coś do striptizu—uśmiechnął się wrednie—Nie przeszkadzaj sobie, ja popatrzę.
                                         
Shimotsuki
Hydra     Desperat
Shimotsuki
Hydra     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mirai Shimotsuki


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.05.20 0:50  •  Nieczynne kino - Page 4 Empty Re: Nieczynne kino
Zamarł na krótką, wręcz ulotną chwilę wpatrując się z lekkim niedowierzaniem w twarz nieznajomego. Na moment można było dostrzec na jego twarzy cień niezrozumienia dla postępowania ciemnowłosego i jego najwidoczniej wrodzonej złośliwości. Ostatecznie wzruszył ledwo dostrzegalnie ramionami uznając, że właściwie to nie jego sprawa.
- Skoro tak uważasz. - odpowiedział mu odwracając głowę, nie poświęcając mu już zbyt wiele uwagi na ten moment. Przewiesił mokrą bluzę przez oparcie jednego z wielu foteli, które w dawnych czasach pełniły przyjemnie wygodny mebel podczas długo godzinnego widowiska, jakie rozgrywało się na ekranie. Następnie zdjął podkoszulek, który z powodu nadmiaru wody przylegał do jego drobnego ciała. Dawniej być może odczułby cień zawstydzenia, gdyby paradował pół nago przed nieznajomym ale teraz? Czas, który spędził na Desperacji, okropne rzeczy, które bezpowrotnie odcisnęły swe brutalne piętno zarówno na jego ciele jak i psychice pozostawiły po sobie trwałe blizny, które nigdy nie zdołają się zagoić.
Jego ciało było drobne, choć z pewnością nie wychudzone. Blada skóra była tak jasna, że pod jej cienką warstwą przebijała się pajęczyna małych żyłek. Ciało anioła nie było skażone jakimikolwiek znamionami czy też pieprzykami. Jedynie grube blizny przecinające zarówno jego tors jak i linię kręgosłupa odznaczały się swą barwą.
Jasnowłosy rzucił przemoczone buty w bok, a chwilę potem zsunął z wąskich bioder materiałowe spodnie, które dołączyły do bluzy oraz koszulki. Przykucnął przed ogniskiem, wyciągając dłonie przed sobą, pozwalając aby języki ognia zaczęły rozgrzewać jego przemarznięte ciało, wywołując przyjemne uczucie ciepła, które rozchodziło się po całym ciele.
- Jesteś z Desperacji, nie? - odezwał się nagle, przenosząc spojrzenie na niego, choć wciąż nie odwrócił głowy w jego stronę.
- Chyba nie muszę ci przypominać o skutkach przeziębienia? Nawet najdrobniejsza i najłagodniejsza odmiana grypy może cię zabić. Ale to wiesz, prawda? - dodał po chwili namysłu, siadając wygodniej na ziemi i opierając się o jeden z foteli. Ciepło ogarniało coraz bardziej jego ciało, a umęczone mięśnie zaczęły drżeć ze zmęczenia. Zaskakująco przyjemne uczucie.
- Zresztą. - wyprostował się nagle, uchylając powieki, które na krótki moment przymknął, wpatrując się intensywnie w chłopaka.
- Nie jesteś nawet w moim typie. Jesteś za niski. - parsknął, a jego usta uniosły się w lekko kpiącym uśmieszku pozwalając, by w jasnych tęczówkach błysnęła zadziorność.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

 
Nie możesz odpowiadać w tematach