Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 16.09.19 5:01  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
Była zawiedziona, słysząc, że wężowe skóry nie wystarczą, by kupić Sekret Jabłek. Psuło jej to już wyśnione wizje najsłodszego miąższu, lecz nie straciła jeszcze nadziei. Dostrzegła otwarte okno do negocjacji i jak najbardziej chciała je wykorzystać. Wprawdzie groszem nie śmierdziała, ale stawka była tutaj wysoka i nie mogła się poddać. Szkoda tylko, że niemalże popuściła w portki, widząc jak głupio wpakowała się w bagno nie na swoje siły. Za nic nie potrafiła zrozumieć czemu banda, z dziwakiem na samym czele, była aż tak przewrażliwiona. Może i kłapała jęzorem, ale co z tego? Niby chwalą się, że tacy silni i ponad nią, a drobnej, maleńkiej, mini-mini uwagi nie potrafią wziąć na klatę.
Na szczęście aż taak głupia nie była, żeby swoje uwagi ponownie wysławiać na głos, choć fakt faktem, kusiło. Strach jednak był znacznie silniejszym instynktem i jej jedynym głosem rozsądku.
Musiała przyznać, że rzucane w nią obelgi były barwne i niebanalne. Oczywiście, że bolały, ale nie były niczym, co mogłaby zaprzeczyć, stąd i brak gniewu czy chęć samoobrony. Przyjęła je zgarbiona i ze skulonymi ramionami, wierząc w każde słowo osobno i w całości. Skutecznie zabiły jej cały zapał i dobry humor, jak i również zgryźliwe myśli. Z każdym kolejnym zdaniem zdawała się kurczyć w sobie coraz bardziej, przyjmując na siebie dobrze znane poczucie mierności. A wszystkiemu temu nie pomagał lęk, nawołujący ją do przemiany w węża. Jeszcze tego by brakowało, by straciła swój ludzki kształt na rzecz jeszcze bardziej znienawidzonej formy.
Nie było tu dla niej miejsca, dobrze o tym wiedziała. Za to nie miała pojęcia co stało się z najgroźniejszą istotą na placu. Jego upadek przeraził ją jeszcze bardziej, podskoczyła w panice i ani myśląc już całkiem oddała się dzikim instynktom. Natychmiast się obróciła i ruszyła biegiem, byle jak najdalej stąd. Wpadła przy tym na Shiona, choć nie miała wrogich intencji. Liczyło się tylko, by zniknąć i oddalić się, cokolwiek znalazło się na jej drodze, nie było istotne, tak więc odepchnęła się od niego i opuściła rynek.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.19 15:52  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
Zarzucił lekko nogę na nogą i zaczął nią pomachiwać, nie spuszczając wzroku z widowiska. Zresztą, nie tylko jego spojrzenie było skierowane ku trójce awanturników. Coraz więcej osób znajdujących się w okolicy skuszony podniesionymi głosami odwracało swoje głowy w ich stronę. Całkiem możliwe, że większość z nich liczyła na jakiś łakomy kąsek po ewentualnej walce między nimi.
Nic takiego jednak nie nastąpiło.
- Zauważyłeś, że tylko mniejsze jednostki tak naprawdę polują w stadzie? A większe i silniejsze drapieżniki bez problemu radzą sobie w pojedynkę? Tak więc... tak, nadal uważam, że w grupie atakują słabe jednostki. - odpowiedział mu Shion, wpatrując się w niego uparcie. Prawda była taka, że stadnie atakowano dużą zdobycz, bo przychodziło to łatwiej i zazwyczaj przede wszystkim udawało się. W innym wypadku większość niebezpiecznych istot polowała sama. Z różnych powodów. Pewności siebie, egoistycznego podejścia, że to, co się upoluje należy tylko i wyłącznie do nich, albo po prostu wybierali samotność. Dlatego Shion nadal uparcie ostawał przy swoim. W grupie atakują tylko słabe i tchórzliwe osoby, które wolały mieć pewność, że ich towarzysz w razie niebezpieczeństwa będzie osłaniał ich plecy, że w grupie siła.
Pyskata dziewczyna ostatecznie podkuliła ogon pod siebie i dała nogę. To było chyba najrozsądniejsza decyzja, jaką mogła podjąć w tej sytuacji, choć osobiście Shion wolał, aby została. Wtedy przynajmniej coś się działo, nie było nudno i było na co popatrzeć. Z drugiej strony, nieznajomy również dostarczył rudowłosemu nieco rozbawienia. Kiedy osunął się na ziemię, padając na nią jak popsuta lalka, wymordowany zamrugał parę razy, unosząc zaskoczony głowę, a potem wybuchnął głośnym śmiechem.
- On... on tak na poważnie? - zapytał, trzymając się za brzuch i gwałtownie machając nogami, omal nie spadając z kamienia, na którym do tej pory siedział.
- Nie wierzę. Co za komedia... - gdy spazmy śmiechu wreszcie ustały, uniósł dłoń i otarł kącik niezakrytego przez bandaż oka, by wytrzeć nagromadzone łzy radości.
- On tak na poważnie? Umarł? Może z wrażenia serce mu pierdolnęło? - zmrużył brew, przyglądając się leżącym zwłokom.
Nie, nie umarł. Oddychał.
- Zasnął? - a to było całkiem interesujące.
Shion przesunął wzrok na bok. Jego czuły słuch nigdy go nie zawodził. Również i teraz usłyszał kroki. Trzech? Czterech? Nie, pięciu. Pięciu mężczyzn zbliżało się do dwójki znajdującej się na placu. Najwidoczniej uznali, że kobieta i jej nieprzytomny towarzysz są łatwym łupem.
W grupie atakują tylko słabe jednostki licząc na wygraną dzięki przewadze liczbowej.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.19 22:36  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
.    Obecne zajście na zrujnowanym placu można było określić mianem wielkiego cyrku. Nie miała pewności, że zatrzyma działania swojego braciszka, gdyż miał tą przewagę w sile, a nie mówiąc o możliwościach. Nie miałaby absolutnie nic przeciwko małej bójce, ale nie w takim miejscu, gdzie było pełno zbędnych gapiów i podsycających konflikt osobników. Cieszyła się niezmiernie, że wymordowana co była prowokatorką całego zdarzenia, odeszła póki miała okazję. Kamień z serca spadł, ale nie była zachwycona jednej rzeczy.
.    Dostała zezwolenie od losu właśnie przez pryzmat Hayanariego, który to padł niczym zabawka na ziemie w bezruchu.
Hayanari. – Wypowiedziała jego imię nie dowierzając zaistniałej sytuacji. Padła jej dłoń na własne czoło, nie będąc zadowolona ze śpiącego królewicza. Wiedziała, że gdyby nie jego uśnięcie to już skoczyłby w bój, nie zostawiając po ofierze suchej nitki - nie mówiąc o wielu gorszych rzeczach.
Wstawaj, śpiący królewiczu. – Powiedziała kilka razy w stronę brata, schylając się do niego i klepiąc po twarzy, żeby się wybudził. Narobili już dosyć dymów małą awanturą słowną i nie należało pozostawać w tym miejscu. Teraz zostawało im się udać w innym kierunku, nawet może podążając za dziewczyną, co sprowadziła na siebie gniew rodzeństwa. Jednak było pewne - nie mogli tu zostać ani chwili dłużej, a przynajmniej tak podpowiadał rudowłosej zdrowy rozsądek.
Gdzie nas zabierasz Enma?
Słodka Mai, czyż nie jest to oczywiste? W lepsze miejsce.
.    Kiedy już się uporała z małą drzemką braciszka, oparła swoje dłonie o biodra, spojrzała na niego niczym dobra matula.
Dobrze mój królewiczu, idziemy stąd w jakieś lepsze miejsce. A nóż spotkamy te głupie dziewczę. – Rzekła do niego zadowolona, a następnie próbowała mu pomóc wstać z brudnej gleby. Jedynie miała nadzieję, że nie będzie miał nic przeciw tej koncepcji i wyruszy razem z nią - ku małej przygodzie. Ulatniając się z placu tak szybko jak tylko się pojawili.

[z/t] x2 (Insanity & Psychosis)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.19 21:12  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
  Nie najlepiej - myślał młody mężczyzna, obracając w dłoni schowanej do jednej kieszeni kilka nabojów i czując kanciasty kształt kilku suszonych kawałków szczurzego mięsa w drugiej. Wszystko to była dzisiejsza wygrana, niestety nieco skromniejsza niż za czasów największej hossy. Co prawda nie mógł narzekać - jednak musiało mu to wystarczyć na co najmniej te kilka dni, zanim znów bezpiecznie mógł zajrzeć do kasyna. I tak miał szczęście, że dwójka jego przyjaciół od kości nie zorientowała się w jego sztuczce i mógł uprzejmie ich przeprosić i opuścić zaraz po tym jak zauważył, że ich brwi podnoszą się nieco zbyt wysoko.
  Zrujnowany plac wyglądał tak samo, jak wyglądał od lat trzech, czyli od czasu kiedy Umberto doczołgał się do Apogeum po opuszczeniu M-3. Atmosfera była - co nieoczekiwane - paradoksalnie pogodna. Co prawda ledwo stojące budynki sklecone ze zrujnowanych kawałów innych brył architektonicznych w dosłownie każdych innych warunkach należałoby określić jako "przygnębiające", to jednak Nowa Desperacja wyrastała wśród pustkowi jako coś wzniesionego dłońmi osób zarażonych i nie mogących liczyć na pomoc innych.
  Całkiem wzniosłe przemyślenia - pomyślał, wyciągając ukradkiem kawałek mięsa i wsadzając go do ust. Przeżuwając go, powolnym krokiem szedł wschodnią krawędzią placu, kopiąc co chwilę kawałek gruzu, aż w końcu usiadł na jakimś większym odłamku, nie chcąc zwracać uwagi jakiegoś większego osobnika, spieszącego gdzieś kilka metrów dalej.
  Mężczyzna odliczył jeszcze do trzydziestu - dla bezpieczeństwa - po czym wstał i zawrócił, wolnym krokiem idąc w stronę slumsów, gdzie znajdowała się jego "kwatera". Spacer już mu nieco zbrzydł - czuł też, że szczęście co do niespodziewanych atrakcji dnia dzisiejszego może już go powoli opuszczać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.19 1:46  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
To był naprawdę udany dzień.
Zacisnęła palce na pasku skórzanej torby, którą przewiesiła przez ramię, gdy ruszyła przed siebie. Plony, które zebrała dzisiejszego poranka "sprzedały" się bez najmniejszego problemu, dzięki czemu miała przy sobie drogocenne przyprawy dla Matyldy. Nie mogła się doczekać kiedy wręczy je kobiecie, a ta swymi magicznymi palcami wyczaruje naprawdę wspaniały posiłek dla wszystkich w DOGS.
Po ostatnich wydarzeniach z Apokalipsą Eve odczuwała ogromną chęć zrehabilitowania się, zwłaszcza przed oczami Growa. Nie docierały do niej słowa innych, którzy uspokajali małą anielicę, że to wszystko nie było jej winą. W końcu stała się marionetkę w rękach kogoś potężniejszego, to on pociągał za sznurki nakazując chwycić jej za nóż w celu poderżnięcia gardła Wilczura. I choć w tamtym okresie jasnowłosa nie była świadoma swoich poczynań, to nie mogła wyzbyć się dziwnego poczucia winy.
Nie potrafiła spojrzeć Growowi w oczy. Jeszcze nie teraz. Ale mogła okazywać swoją skruchę i lojalność na inne sposoby. Chociażby poprzez dokonywanie transakcji, które wychodziły na plus dla gangu. Ogródek, który założyła z każdym kolejnym dniem prosperował coraz bardziej, dzięki temu Eve pozyskiwała coraz więcej towaru na wymianę.
Wszystko układało się coraz lepiej.
Zachichotała pod nosem, gdy przyspieszyła kroku. Nero jak zwykle lojalnie dotrzymywał jej kroku, nigdy nie spuszczając z niej wzroku. Uwielbiała tego pchlarza, choć było mu zdecydowanie daleko do kanapowego pupila. Przynajmniej nie była sama. Bez znaczenia gdzie się udawała.
- Ciekawe co Matylda nam ugotuje, co nie Nero? - zagadnęła psa, który jedynie poruszył uszami, wyłapując dźwięk jej głosu, ale nawet nie uraczył spojrzeniem dziewczyny. Reakcja zwierzęcia w żadnym wypadku nie przeszkadzała anielicy. Zamiast tego, kontynuowała.
- Wnet pewnie wyruszą na polowanie. Myślisz, że i w tym roku uda im się upolować nied- - słowa dziewczyny utonęły w głuchym sapnięciu, kiedy skręcając gwałtownie wyłoniła się zza winkla jednej z ruder i niczym mały, złoty pocisk odbiła się od czegoś twardego. Chyba tylko cudem zachowała równowagę i nie wyrżnęła na ziemię.
Zadarła głowę, dopiero wtedy dostrzegając, że jakiś nieznajomy mężczyzna okazał się twardą "przeszkodą".
- ... najmocniej przepraszam! - momentalnie zgięła się w pół, aby go przeprosić za swoją nieuwagę.
- Nie zauważyłam pana! Jeszcze raz przepraszam! - wystrzeliła z siebie przeprosiny w akompaniamencie ciche warczenia Nero, który zjeżył sierść widząc kogoś nieznajomego. Nieznajomego, który znajdował się zdecydowanie za blisko anielicy.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.19 2:40  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
  Między podziurawionymi ścianami kolejnych budynków szczeliny i zaułki ziały co co najmniej kilka metrów, ukazując miejsca wypełnione w najlepszych wypadkach gruzem, a w najgorszych jakąś starą padliną czegoś, co przywlokło się tu kilka tygodni temu i wyglądało teraz jak rozlazła kupa zgniłej brei, nęcąca jedynie przerośnięte muchy.
Cóż, jeśli byłbym bardzo zdesperowany... - pomyślał mężczyzna, marszcząc jednak po chwili nos. Dopóki miał w swoim zakątku przynajmniej kilka kawałków suchego mięsa, dopóty postanowił nie zastanawiać się nad zdobywaniem prowizji z "ostatniej" ręki.
  Tymczasem stało się jednak coś, co z pewnością nie zdarzało się codziennie. Mianowicie tym razem z zaułka na Villacrésa nie wyskoczył jakiś brudny dzieciak czy niosące w pysku kawał podgniłego mięsa psisko, ale dziewczyna o co najmniej głowę niższa od niego. Cóż, i psisko także.
  Co na Desperacji zdarzało się rzadko - przynajmniej przez ten stosunkowo krótki, choć dla Umberto już kilkakrotnie za długi czas, w którym przebywał w tym cholernie nieprzyjemnym miejscu - nieznajoma od razu skłoniła się i zaczęła przepraszać za swoje zachowanie, nie wkładając przy okazji nikomu noża pod żebro lub po prostu nie biegnąc dalej. Uwadze mężczyzny nie umknął jednak fakt, że zwierzę nazwane przez kobietę "Nero" było o wiele mniej przyjazne.
  Villacrés chrząknął i zajął się najpierw krótkim doprowadzeniem swojego stroju do stanu używalności - i choć było to przyzwyczajenie jeszcze z czasów, gdy mężczyźnie zdarzyło się nosić wyprane i nieporwane koszule, to nie zdołał się go wyzbyć, co prezentowało dość komiczny (lub żałosny, zależy jak na to spojrzeć) efekt gładzenia licznych łat i szwów.
- Ależ nic nie szkodzi - odezwał się, kątem oka cały czas zerkając na zwierzę. Nie był pewien czy dałby radę mu uciec gdyby była taka potrzeba. I choć nie dawał po sobie tego poznać, to Umberto bardzo chętnie wolałby uniknąć spotkania z kłami warczącego na niego stworzenia.
- Dokąd señorita tak pędzi? - zapytał, odsuwając się pół kroku w tył, w kierunku z którego zmierzał, gdyby kobieta zdecydowała się jednak podjąć dalej swój maraton w nieznane, nieopatrzony zerkaniem co jest za zakrętem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.19 1:23  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
Uśmiechnęła się promiennie do mężczyzny, a kamień spadł z jej serca, gdy nie dostrzegła w nim oznak zdenerwowania zaistniałą sytuacją. Pomimo, że było to wszakże nic nie znaczącą błahostką, o której zapomina się w ciągu paru sekund, tak tutaj, na Desperacji, wystarczyło jedno krzywe spojrzenie aby zdobyć wroga, który będzie nas gonił na kraniec świata, a co dopiero uderzenie, nawet jeżeli było ono przypadkowe i w żadnym wypadku nie planowane.
Zachowanie nieznajomego było dość miłą odmianą, dlatego też Eve nie zamierzała zaprzepaścić możliwości poznania kogoś nowego. Kogoś, kto wydawał się miły i spokojny, i najwidoczniej nie zamierzał urządzić sobie z niej posiłku. Zresztą, nawet jeśli, to patrząc na jej gabaryty nie najadłaby się jakoś szczególnie.
- Señorita? - zapytała go, a potem uniósłszy obie dłonie do ust, zachichotała w nie wyraźnie rozbawiona.
- Co to oznacza? - dodała po chwili wyraźnie zaintrygowana. Nie znała tego słowa. Zresztą, znajomość jej języków ograniczały się do japońskiego, hebrajskiego oraz łaciny. Całkiem możliwe, że nieznajomy właśnie zmieszał ją z błotem, rzucając pod jej adresem wyjątkowo niepochlebne określenie. Z drugiej strony wrodzona naiwność i dobroduszność anielicy wręcz nakazywała jej wierzyć, że mężczyzna naprawdę nie ma złych zamiarów.
Odgarnęła złote kosmyki za ucho, a potem położyła dłoń na głowie psa, głaszcząc go uspokajająco.
- No już, już, Nero. Ten pan nic mi nie zrobi~ - mruknęła do zwierzęcia. Ten, usiadłszy obok jej nogi, owszem, zaprzestał warczenia, ale nadal wbijał swoje spojrzenie w mężczyznę. W przeciwieństwie do dziewczyny, nie obdarzał przypadkowo napotkane osoby zbytnim zaufaniem. O ile kiedykolwiek komuś zaufał.
- Wracam do- - już była gotowa odpowiedzieć mu, że zmierza do domu, ale jeżeli mężczyzna dostrzegł jej żółtą chustę, z pewnością połączy fakty i szybko zorientuje się, że należy do DOGS. A co jeżeli zacznie ją śledzić i Eve nieświadomie naprowadzi go na kryjówkę? Pokręciła gwałtownie głową, wyrzucając te niepochlebne myśli. Na pewno nie. Wyglądał na miłego i sympatycznego. Na pewno nie będzie jej śledził, aby poznać tajną kryjówkę DOGS, i na pewno nie zamierzał skrzywdzić jej bliskich.
To dlaczego ociągasz się z odpowiedzią?
Zagryzła wnętrze dolnej wargi, a potem ściągnęła usta w wąską linię. Przed oczami momentalnie ujrzała niezadowoloną twarz Wilczura, która z każdym kolejnym oddechem wykrzywiała się w złości.
Nie. Nie mogła powiedzieć. Nie mogła AŻ TAK zaryzykować.
- Byłam coś załatwić.... odebrać. I teraz wracam. Spaceruję sobie. - odpowiedziała cicho. Właściwie to nawet go nie okłamała. Spacerowała. Taka odpowiedź była dopuszczalna, prawda?
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.19 0:12  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
  Najważniejsze - pies nieco się uspokoił po słowach swojej właścicielki. Choć wciąż wyglądał tak, jakby uważał mężczyznę za intruza, to przynajmniej na niego nie warczał. Pierwszy plus.
- Señorita? To po prostu "panienka" - powiedział, przygładzając z przyzwyczajenia i tak wytarte rękawy. Nie spodziewał się, że ktokolwiek tutaj będzie znał hiszpański. W końcu zapewne niewiele osób z jego rodzinnego M znajdowało się w M-3 - a co dopiero na terenach Desperacji okalających to miasto. Była to nieprzyjazna ziemia nawet dla tutejszych mieszkańców, a co dopiero dla turystów.
  Napotkana osóbka zaczynała się też okazywać o wiele bardziej interesująca niż inni mieszkańcy Apogeum. Zadbany wygląd, ładna buzia, pies obronny - szczerze mówiąc, wyglądała bardziej jak jakaś córka bogatego mieszkańca miasta która w ramach młodzieńczego buntu postanowiła uciec na Desperację niż ktoś, kto mieszkał tu z dnia na dzień. Do tego bardzo zaplątała się w odpowiedzi - spacer? Zwykle ludzie nie wychodzili na przechadzki po podwieczorku po Apogeum.
  Ostatecznie jednak, nie było to sprawą Umberto ani trochę. Gdyby dziewczyna była sama, mógłby spróbować namówić ją może na jakiś rzut monetą czy grę w kości i wyciągnąć coś od niej - może nawet tą tajemniczą rzecz, po której odbiór musiała dotrzeć aż do Apogeum? - jednak w obecnej sytuacji, czyli z niechętnym zwierzęciem u boku, Villacrés wolał zrezygnować z wszelkich przedsięwzięć które mogłyby narazić jego skórę. Poza tym, nieznajoma była miłą odmianą od zwyczajowej brutalności Desperacji - mimo wszystko więc, samo spotkanie z nią było wartością dodaną, a Umberto wychodził na plus.
  - Umberto Ureña Salvador Villacrés, jeśli mogę się przedstawić - powiedział, pochylając lekko głowę, przykładając prawą dłoń do piersi a lewą nogę wyciągając nieco w tył, prezentując coś w rodzaju nieco niedbałego, ale ukłonu - Jeśli pozwoli mi więc señorita dotrzymać jej towarzystwa podczas spaceru, byłoby mi niezwykle przyjemnie - dodał, decydując że tak czy siak w jego półnamiocie i tak nic na niego nie czekało, oprócz kilku zapasowych rękawów i ledwo działającego odtwarzacza po dziadku z jakimiś starymi piosenkami. Nic - dosłownie - nie powstrzymywało go więc przed spacerem po osadzie, choć nie wiedział co mogłoby w Apogeum tak przyciągać uwagę, by stać się celem wycieczki krajoznawczej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.19 1:33  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
Ucieszyła się wewnętrznie, kiedy mężczyzna nie zamierzał dłużej drążyć tematu celu wycieczki dziewczyny. Nie musiała go okłamywać, a i kryjówka DOGS była bezpieczna. Kiedyś zaprowadziła przypadkowo Zero do nich, przez co Grow był wściekły. Nie chciała ponownie doprowadzić go do takiego stanu.
Nieznajomy wydawał się naprawdę uprzejmy, i choć wszyscy dookoła zawsze powtarzali jej, aby uważała na to, z kim rozmawia, bo przecież pozory potrafiły być niezwykle mylące, to tym razem anielica nie odczuwała wewnętrznego alarmu z tyłu głowy, nie miała złego przeczucia, który towarzyszył jej przy innych osobnikach, którzy stawali na jej drodze, i wszystko wskazywało na to, że naprawdę spotkała kogoś dobrego. Kogoś, z kim mogła porozmawiać bez konieczności ucieczki przed jego pazurami czy też ostrymi zębiskami.
Zachichotała cicho, kiedy mężczyzna przedstawił się. Strasznie długie i zawiłe to imię. Nie żeby jej to w jakimkolwiek stopniu przeszkadzało, zwłaszcza, że miała w zwyczaju nadawania przydomków osobom, które poznawała.
- Bardzo długie masz to imię, Umbie. I zabawne. - ponownie zachichotała, a jej czysty i dziewczęcy śmiech zupełnie nie pasował do brudu Desperacji.
- Ja jestem Ev. Miło cię poznać. A to jest Nero. Nie przepada zbytnio za innymi osobami, ale nie zrobi ci krzywdy. - dodała przedstawiając czworonożnego towarzysza. Na potwierdzenie swoich słów sięgnęła dłonią do łba psa i podrapała go za uchem. Ten nie drgnął nawet o milimetr. Nie wyrywał się spod jej dotyku, ale również nie wykazywał jakichkolwiek oznak, które świadczyłyby o tym, że odczuwa zadowolenie. Wyglądał niczym niewzruszony posąg, który zdradzało jedynie wolne oddychanie i bystre spojrzenie, które nie opuszczało Umberto nawet na sekundę.
- I bardzo chętnie! W sumie co tutaj robisz? Jesteś sam? - zapytała zaciekawiona, kiedy w końcu ruszyli w mało określonym kierunku. Po prostu szli, a Nero podążał za nimi niczym przerażający cień.
- Często tędy przechodzę, i znam parę osób, ale ciebie to chyba pierwszy raz widzę. No i masz zabawny akcent. - ponownie zachichotała odnajdując w mężczyźnie wyjątkowo zabawnego rozmówcę. Ale w ten pozytywny sposób, bynajmniej w żadnym stopniu nie wyśmiewając go. Zaintrygował go, chciała bardziej go poznać.
No i zawsze to jakaś miła odmiana, zwłaszcza tutaj, na Desperacji.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.19 18:47  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
  Umbie? - pomyślał mężczyzna, dziwiąc się nieco. Jakiegokolwiek zdrobnienia swojego imienia nie słyszał już dłuższą chwilę - z tym większą chęcią postanowił przejść się nieco z poznaną przed chwilą dziewczyną.
Po przedstawieniu psa, Umberto posłał mu krótkie spojrzenie. Był dobrze wytrenowany, to widać było na pierwszy rzut oka. Wolałby nie stawać między nim, a czymkolwiek co psina chciałaby rozszarpać, bo skończyć się to mogło dla kończyn jasnowłosego po prostu źle.
- Co tu robię? Głównie mieszkam - powiedział Umberto pół-śmiechem. O ile przebywanie w Apogeum mógł nazwać "mieszkaniem" - o wiele bardziej wolałby w jakikolwiek sposób dostać się na przykład do M-3, albo którejś z nieco bardziej "czystszych" i cywilizowanych grup Desperacji. Nie musiałby się tam przynajmniej martwić o to, że ktoś postanowi odebrać swoją puszkę stęchłego piwa, przegraną w kasynie w jakiejś grze w pokera czy kości - Niestety, nie mogę też narzekać na nadmiar towarzystwa, szczególnie tak szacownego jak panienka... lub jej stróż - dodał po chwili, dla bezpieczeństwa woląc mimo wszystko nie zapominać o Nero - kto wie, jak inteligentne stworzenia zamieszkiwały inne części Desperacji. Nie skłamał też - wręcz przeciwnie, oprócz Wymordowanych-graczy, krupierów czy jakichś snujących się gdzieś sąsiadów, Umberto nie widywał tu nikogo.
  - Szczerze, to też widzę panienkę tutaj po raz pierwszy. A szkoda - rzekł, wyciągając z rękawa zwędzone dosłownie kilkanaście minut temu z kasyna dwa kwiaty, które przyozdobiły niedawno co niektóre stoły do gry (choć większość z nich wylądowała na podłodze wśród resztek wazonów, a ostatnie dwa postanowił zachować dla siebie Umberto), po czym podał je Ev. Musiały zostać sprowadzone co prawda chociaż z granicy Edenu lub jakichś leśnych głębi - a podarowanie ich pięknej nieznajomej było dla nich najlepszym przeznaczeniem, gdyż dla samego Villacrésa były ciut bezwartościowe.
- Akcent? - upewnił się mężczyzna, przyjmując poważną minę i przykładając wierzch dłoni do czoła w teatralnym geście - To ostatnia pamiątka po mych przodkach i mym dziedzictwie w dalekiej krainie - dodał smutnym tonem, przemilczając kilkanaście gratów z europejskiego M, które trzymał w swoim prowizorycznym szałasie gdzieś w Apogeum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.20 1:06  •  Zrujnowany plac - Page 2 Empty Re: Zrujnowany plac
Ponownie zachichotała na jego słowa, lecz w jej śmiechu na próżno było doszukiwać się wszelakich złośliwości. Eve od zawsze słynęła z wręcz niepohamowanej energii pełnej optymizmu. Zawsze we wszystkim widziała dobro, nawet potrafiła dostrzec je w najczarniejszym sercu, głęboko wierząc, że każdy, bez żadnego wyjątku, jest w stanie się zmienić, jeżeli tylko tego będzie pragnął. Chłonęła nowe znajomości niczym gąbka nasiąkająca wodą. Odżywała, kiedy mogła rozmawiać z innymi, poznawać ich, pomagać. Umberto nie wyglądał na kogoś, kto mógłby jej zagrażać, i choć z tyłu głowy pamiętała pouczające słowa Growa, aby nikomu, bez żadnego wyjątku, nie ufać, bo pozory mylą, to dziewczyna nadal otwierała się przed wszystkimi.
Mimo, że już zdołała ponieść srogą karę za swą naiwność,. o czym każdego dnia przypominały jej blizny oraz kalectwo.
- Zazwyczaj obieram nieco inną drogę. - przyznała cicho, odpowiadając tym samym na jego spostrzeżenie. Z drugiej zaś strony, Eve przechodziła tędy wystarczająco często, aby spamiętać mijane twarze. A Umberto zdecydowanie nie była w stanie sobie przypomnieć. Zresztą, to teraz nie było przecież najważniejsze. Skoro los już popchnął ich do siebie, krzyżując tym samym ich drogi, to trzeba było skorzystać z tej jakże nowej sytuacji. W końcu nie każdego dnia spotykało się kogoś, z kim można było porozmawiać bez oddechu niebezpieczeństwa na karku.
- Tutaj? Ale tak zupełnie sam? Nie  jest ci czasem smutno? - zapytała, a w jej głosie można było wyczuć nutę autentycznego zmartwienia oraz smutku. Eve jako osoba, która uwielbiała towarzystwo innych, nie potrafiła sobie wyobrazić samotności. Doskonale pamiętała dni, kiedy spędziła w SPEC w zamknięciu, albo po ataku Apokalipsy, gdy też trzeba było odseparować ją od innych. To były jedne z najgorszych dni, jakie przyszło jej przeżyć na Desperacji. Nie chciała, by kiedykolwiek powtórzyły się. Dlatego też poczuła w sercu ukłucie na wieść, że jej nowy znajomy mógł żyć w samotności. Zrobiło jej się go żal i najchętniej zabrałaby go ze sobą, ale wiedziała, że nie może. Nie, dopóki Growie na to nie zezwoli.
- Nie boisz się mieszkać sam? Ja nie lubię samotności. - dodała po krótkiej chwili, spuszczając wzrok i wbijając go w piaszczystą drogę, którą się poruszali. Na moment, na dosłownie krótką chwilę przygasła, jednakże trwało to zaledwie ulotną sekundę, gdy mężczyzna podjął kolejny temat, na co dziewczyna wyraźnie ożywiła się.
- Skąd pochodzisz? Z daleka? - zagadnęła, a w jej błękitnym spojrzeniu zamigotały ogniki podekscytowania.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach