Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Mętny świt objawił się nad desperacką pustynią, przyćmiewając ciepłym blaskiem zimną ciemność. Krajobraz tego konkretnego skrawka piaskowej przestrzeni uzupełniały większe lub biedniejsze ruiny czegoś, co - gdyby najstarsi wysilili mocno pamięć - mogło by przypominać osiedle domków jednorodzinnych. Teraz nie pozostało z niego więcej niż parę sypiących się ścian poukładanych w kwadraty i większe prostokąty. Nieliczne wciąż miały ceglane piętro, choć w przypadku tych konkretnych budynków można się domyśleć, że stosunkowo niedawno musiały zostać opuszczone. Wcześniej ktoś postarał się, żeby schron nawet prowizorycznie wydawał się kompletny bardziej niż reszta pozostałości.
Ale teraz nie było tam nawet żywej duszy. Gdzieś pomiędzy zaglądał wiatr czy coraz to nowsze zwały piasku. Splątane róże jerychońskie plątały się między sobą, kończyły wędrówkę wspierając się o budynek, czekając na swój moment, gdy pyliste powiewy poniosą je znowu gdzie bądź i byle przed siebie.
Tylko krótkie chwile całkowitej ciszy mogły zdradzić czyjś ruch, najczęściej panoszących się szkodników, które co parę metrów wychylały ciekawską główkę spomiędzy piaskowych głębin. Jeden konkretny zdawał się wyczuć obecność czegoś jeszcze, tego czego prawdopodobnie nie dosięgną oczy łuskowatego nornika, ale nos z pewnością poradzi sobie z poprowadzeniem jak po linie.  To zagrożenie? Może tylko padlina w bardzo wczesnym stadium rozkładu, praktycznie znikomym? Maluszek ruszy w obraną przez instynkt stronę, żeby po kilku krótkich, acz prawowitych, minutach dotrzeć do źródła wszelkiego zainteresowania.
W jednym z osłoniętych od wiatru kątów skrywała się niewielkich rozmiarów istotka. Nie miała więcej niż półtorej metra, a przez wychudzenie wątłego ciała mogła wydawać się jeszcze mniejsza. Takie liche postacie czekają tutaj tylko na śmierć. Może przyjść sama, wtedy dziewczynka nie będzie musiała ruszyć nawet rączką, ale należy się liczyć z tym, że ktoś niedługo pomoże jej zejść z tego świata, ciesząc się kościstą zdobyczą, bo przecież tutaj nie można było nazwać jej człowiekiem. Wymordowanym też nie. Każdy słabszy automatycznie stawał się pożywieniem. Zdehumanizowane ostatnie ogniwo. Niewiele więcej niż ten ciekawski nornik, który w swoim czasie też najpewniej skończy w czyimś głodnym brzuchu. Ale co tutaj robiła ta konkretna słaba istotka? Skąd się wzięła, skąd przybyła? Gdzie są jej bliscy? Prawdopodobnie nawet nie zrozumiałaby zadanych pytań, co więcej mówić o szukaniu odpowiedzi. Ciemne, mętne oczy otworzyły się powoli. Powieki niemal zdawały się skrzypieć. Spojrzała na gryzonia przed sobą, ten odwzajemnił spojrzenie.
To całkiem zabawne. Co gdyby ten maluszek ją zjadł? Czy stałby się silniejszy? Powinna poddać się bez walki i dokonać żywota z łaski malutkich łapek tego głodnego łuskowatego? Jeszcze parę dni temu sama mogłaby go złapać i złamać kark. Teraz nie miała nawet na to siły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

A miało być prosto, szybko i przyjemnie...
Braxton wstał przed świtem, o tej szczególnej porze, kiedy Słońce jeszcze nie wynurzyło się nad horyzontem, a już rozcieńczało czerń nieba w granat. Żołnierz lubił ten czas, wtedy otoczenie wydawało mu się najcichsze, a zagrożenie najłatwiejsze do wytropienia, najmniej czujne. Jako wolny strzelec wśród Łowców, człowiek od wszystkiego, miał sporadycznie tę możliwość, aby wybrać sobie zadanie, a nawet działać według własnego planu niemal od początku do końca – oczywiście tak długo, jak pierwszorzędny cel zostawał osiągnięty. Tego dnia skorzystał z okazji i zjadł śniadanie obserwując nie tylko ziemię, ale i zmieniające barwę niebo. Świetnie. Jeszcze niecałe cztery godzin marszu i będzie bezpieczny, wyśpi się, umyje, naje i przede wszystkim napije. O, taak, przez tę podróż po pustkowiach zaschło mu w gardle. Potrzebował alkoholu.
Jakąś godzinę po tym, jak opuścił kryjówkę, w której spędził noc, dotarł na odległość strzału do żałosnych pozostałości po jakimś osiedlu. Wiedział, że takie miejsce mogło stanowić dobry przystanek dla szajki złodziei, innych degeneratów, a nawet pokojowo nastawionych wędrowców, którzy mogliby wziąć go za wroga, dlatego chwilę obserwował gruzy zanim się do nich zbliżył. Cisza, spokój... Nie zauważył nic niepokojącego i aż poczuł rosnącą satysfakcję. Jeszcze tylko chwila i będzie w domu, pomimo tego starał się nie tracić czujności i skorzystać z choć częściowej osłony ruin. Wszedł w zawalisko z bronią w gotowości, ubrany w brązowy mundur, ochronne gogle, z głową i twarzą obwiązanymi długim pasmem materiału, które izolowały go od temperatury i chroniły przed pyłem. Po wstępnej obserwacji nie spodziewał się tu nikogo, co najwyżej paru szczurów, dlatego serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi, kiedy pośród tego, co wziął za gruz i trawę, rozpoznał sylwetkę człowieka. Żywego. Zanim Seiji zdążył o tym świadomie pomyśleć, jego palce już odbezpieczyły pistolet. Ustawił się plecami do najbliższej ściany i zaczął szybko przeszukiwać spojrzeniem najbliższe otoczenie, za każdym razem zwracając wylot broni tam, gdzie padał jego wzrok. Zaryzykował wychrypienie czegoś, prawdopodobnie polecenia albo groźby, które potem powtórzył. Nie słysząc odzewu czy ruchu w okolicy, ostrożnie i wciąż z zaniepokojeniem zbliżył się do osoby na ziemi i zatrzymał w bezpiecznej odległości. Nie celował pistoletem w nią, tylko gdzieś obok w ziemię, ale kiedy znów się odezwał, słowa na pewno kierował do niej, sądząc po intonacji o coś pytał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Najpierw usłyszała jego kroki odbijające się osobliwym echem w postaci chrzęstu. Niemal mimowolnie serce dziewczynki przyśpieszyło, a w gardło ścisnęło się, jakby pomogła mu w tym jakaś niewidzialna dłoń. Nie mogło w nim zaschnąć, bo już teraz czuła piasek między zębami. Krew na spieczonych, popękanych ustach zatamowana została przez kurz, nawet jeśli szczególnie wiele jej nie uszło. Bardzo szybko zakrzepła w tej temperaturze.
Wolała umrzeć spokojnie. Albo przynajmniej już po straceniu przytomności. Gdzieś w podświadomości czuła zbliżające się zagrożenie. Przymknęła oczy na krótko, oddychając szybciej, nawet jeśli każdy oddech sprawiał jej ból. Serce boleśnie obijało się o klatkę piersiową jak ptak próbujący uciec z uwięzi. Próby były zbyteczne.
Sylwetka mężczyzny pojawiła się na horyzoncie. Nie musiała jej widzieć, żeby wiedzieć, że tak jest. Dziewczyna bardzo powoli pociągnęła nogami po piasku, żeby skulić się w kącie jeszcze bardziej. Oprze policzek o brudną ścianę. Wsłuchała się w jego krótką panikę. Nie panikę. Reakcję. Zauważył ją, schował się. Potraktował jak wroga. Dobrze to czy niedobrze? Zacisnęła palce na materiale zakrywającym skulone kolana. Była taka słaba. Dlaczego ten ktoś nie może sobie stąd pójść? Dlaczego musiał zjawić się teraz?
Usłyszała jego głos. Wypowiedziane słowa nic jej nie mówiły. Zdawały się być znajome, ale nie mogła przypomnieć sobie ich znaczenia. Nie odpowiedziałaby, nawet jeśli mogłaby użyć krtani. Wolała siedzieć cicho, udawać martwą albo chociaż konającą. Niektórzy nie lubili śmierci. Co dopiero swojej, jeśli cudza wystarczająco ich przerażała. Jak potraktować odchodzącą osobę?
Ciemne spojrzenie podążyło po postaci mężczyzny. Po butach, mundurze, zatrzymując się na zasłoniętej twarzy. Musiała zmrużyć oczy, zbyt suche, żeby przywołać więcej szczegółów niźli sam kształt sylwetki, jakiś miraż na tle jasnego nieba. Może to wyobraźnia tylko płata jej paskudnego figla?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co jest, cholera? Gdzie schowała się reszta? Gdzie ci, co powinni teraz zacząć do niego strzelać? Przecież o to chodziło, o zasadzkę, o zwabienie go w to miejsce! O to musiało chodzić...!
Jeff wypatrywał oczy, starał się dojrzeć inne sylwetki, ale jedynym źródłem ruchu były fale kurzu i gryzonie, które też szybko zniknęły chowając się w swoich norach. Dopiero po około trzech minutach czekania i walki ze samym sobą, odważył się ostrożnie podejść do dziecka. W lewej dłoni dalej trzymał broń, prawą zaś odczepił od ramienia plecaka manierkę z resztką wody. Stanął w jak najbezpieczniejszej pozycji, tak, aby widzieć jak najwięcej terenu przed sobą, odkorkował zbiornik  i wyciągnął w stronę dziewczynki mówiąc coś do niej cicho, głosem wyraźnie napiętym od emocji, nienawykłym do łagodności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jeszcze bardziej skuliła się w sobie na tyle, ile pozwalały jej obolałe mięśnie... Właściwie obolałe wszystko, ku gwoli ścisłości. Nie umiała nic powiedzieć, nie rozumiała, co kryło się za gestami mężczyzny. Chciał ją skrzywdzić? Może wręcz przeciwnie, szybko ukrócić jej cierpieniom? Im mniej szkodników na desperacji, tym więcej pożywienia dla silniejszych. Adrenalina pobudziła jej nogi do wierzgnięcia, aż piasek uniósł się odrobinę nad powierzchnią. Widocznie się rozbudziła. Coś w niej widocznie kazało się bronić, choćby miała pokazać pazury. Ten depresyjny marazm spłynął z niej jak woda po kaczych piórkach.
Czuła, że mężczyzna się denerwuje. Wtuli zakurzony nos jeszcze bardziej w ścianę, niemal wsuwając się jego zadartym koniuszkiem między jedną cegłę a drugą, szukając schronienia gdzieś wśród gryzącego tynku. Przyglądała mu się jednym okiem, badając każdy osobny ruch. Zachowywała dystans, biorąc z niego przykład.
Spojrzała na zbiornik. Postawiła puchate uszy na sztorc, strzepnęła nimi, aż posypał się kurz, który mógł przez kilka krótkich chwil przypominać niecodzienną aureolkę w okół głowy dziewczyny. Fuknie na mężczyznę, zaciśnie mocniej pazurzaste dłonie na swojej łydce, miętoląc między kciukiem a wskazującym materiał koszulki. Gdyby był bardziej konkretny... może zrozumiałaby, że to woda. Teraz nie miała pojęcia, co znajduje się w pojemniku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pozwolił sobie na moment spuścić dziewczynę z oczu, rozejrzał się za siebie i jeszcze raz dookoła, a potem przyklęknął na jedno kolano. Znów zaczął coś mówić, wolno i cicho, jednocześnie przechylając manierkę tak, aby ulała się z niej odrobina wody. Parę razy powtórzył jedno słowo i odruchowo wskazał na wodę pistoletem. Położył manierkę na ziemi w takiej odległości, żeby w razie chęci przypuszczenia ataku na niego, dziewczyna nie sięgnęła zbyt łatwo, wstał, postąpił parę kroków w tył. Zaczął ją obserwować chcąc chociaż pobieżnie ocenić stan. Złamania? Rany? Jak silne wycieńczenie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyćmiony skrajnym odwodnieniem i głodem umysł kojarzył tak wolno i ślamazarnie, z początku nawet bała się pojemnika, jakby miał zawierać szkodliwe substancje. W końcu jednak wysiłki mężczyzny na coś się przydały, bo powoli zaczynała rozumieć, co ten próbuje jej przekazać. Widać było jak na dłoni, że nie rozumie japońskiego, ale... jego głos i zachowanie zdawały się uspokajać nerwy. Powtarzanie jednego słowa, pokazywanie, utrzymywanie kontaktu wzrokowego. Rozluźniła się nieznacznie, delikatnie wyprostowała zgarbione plecy. Miała nos i policzek przybielony od tynku, gdy spojrzała na mężczyznę twarzą w twarz. Widocznie w niczym nie przeszkadzał jej pył na rzęsach.
Ten się wycofa, a ona da sobie jeszcze parę chwil, żeby z bólem coraz to wyraźniej malującym się na delikatnej twarzy, sięgnąć po manierkę. Miała bardzo czuły węch, stąd szybko pokojarzyła, że niczego więcej poza wodą nie było w zbiorniku... ale i tak wylała odrobinkę na palce i przyłożyła do spieczonych warg. Potem dopiero zdecydowała się odważnie wziąć parę łyków. Drżały jej ręce. Śpieszyła się. Tak jakby bała się, że w każdej chwili mężczyzna może zabrać jej kochane źródełko, wymodlone niemal do każdego bożka, który mógłby ją usłyszeć. Szkoda tylko, że żaden z nich o niej nie pamiętał. Jeśli Maria przeżyje, będzie to tylko zasługą Łowcy.
Woda się skończy, a ona przytuli manierkę do klatki piersiowej. Nie spuszczała z niego spojrzenia, ale trochę wróciło jej kolorów, może była ciutkę żwawsza w ruchach. Mniej przypominała trupa, bardziej coś pomiędzy. Mięśnie bolały z zastania bardziej niż przez rany. Na kostce miała kilka śladów szczurzych zębów, niewiele więcej. Najgorzej potraktowały ją warunki i pogoda.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poświęcił chwilę na próbę odgadnięcia stanu dziecka, a zaraz nadrobił wszystkie odłożone na później spojrzenia, którymi badał okolicę. Dziwne. Czyżby ktoś ją wyrzucił? Właściwie słyszał, że to często się zdarzało, poza tym dzieci same się gubiły... Dalej ciężko było mu w to wierzyć, ale postanowił zaryzykować i znów poświęcić uwagę dziewczynce.
Pokiwał do niej zachęcająco głową, kiedy ta zaczęła pić. Taak, brawo, o to chodziło! Był z nią jako-taki kontakt, świetnie. Mały kroczek naprzód. Po chwili mruknął coś głosem, który mógłby sugerować wahanie – w rzeczy samej tak było. Seiji zaczął głośno się zastanawiać nad tym, czy nie zaryzykuje zbytnio, jeśli zrobi to, co chciał zrobić. Nie miał problemu z wyznaczeniem odpowiednich kroków, jakie powinien podjąć, aby zapewnić młodej Wymordowanej pomoc. Rozchodziło się o to, czy nikt nie wykorzysta jego dobrych zamiarów do napadu. Szlag...! Jeśli będzie tak stał, na pewno nic dobrego samo się nie wydarzy. Znów zbliżył się kawałek, przyklęknął we w miarę bezpiecznej odległości. Szybko rozejrzał się w tym czasie zdejmując plecak i stawiając go przed sobą. Prawą dłonią tworzył zamek i dotykiem odszukał czegoś szeleszczącego, czegoś, co okazało się być mniej niż połową tabliczki czekolady niedbale zapakowaną w pogniecione, choć oryginalne plastikowe opakowanie. Położył je na ziemi tak, jak wcześniej manierkę, uważając, żeby kawałki nie upadły na piach, a potem niczym surykatka, powtórzył czujne skanowanie otoczenia. Kiedy w lewej dłoni wciąż trzymał pistolet, prawą ponownie sięgnął do plecaka, zastanawiając się, co mogłoby jeszcze pomóc. Cóż... na razie nic nie przychodziło mu do głowy, wszystko co miał przydatnego i smacznego, zużył podczas podróży.
Zostawił plecak, na razie go nie podnosił, ale sam wstał i znów odszedł. Powiedział coś do dziewczynki i tym razem rozejrzał się na większy dystans, przeszedł tak, aby wyjrzeć na tę część otwartej przestrzeni, którą ze swojej pozycji mógł dojrzeć. Niby cisza i spokój, ale czuł, że za długo tu siedzą. Powinni zacząć się zbierać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaczęła powoli przyzwyczajać się do głosu mężczyzny, tak jakby był kolejnym z licznych innych dźwięków dookoła. Nie rozumiała jego słów, co najwyżej mogła zostać ostrzeżona przez intonację, ale dopóki była spokojna, nie widziała potrzeby, żeby się stresować bardziej niż powinna. Wyciągnęła manierkę przed siebie i machnęła nią parę razy. Odwróciła do góry nogami i jedna samotna niewielka kropla opuściła opakowanie. Wyglądało na to, że dziewczynka dalej była spragniona. Czymże mogła być ta resztka w obliczu totalnego odwodnienia.
Ale zapamiętała, co do niej mówił.
- Woda - powtórzy. Nawet parę razy. Dokładnie tak jak sam przed chwilą mówił. Widocznie szybko się uczy, pojęta jest, trudno powiedzieć, czy nikt nigdy mówić jej nie nauczył czy może w wyniku większej traumy mówić przestała. Możliwe, że dłuższa obserwacja da odpowiedź na zadane gdzieś w tle pytanie.
Szybko uwagę dziecka od pojemnika odwróci kolejny podarunek. Odłoży go na bok, całkiem straciła zainteresowanie prostymi prośbami. Sięgnie do czekolady, podsunie ją najpierw pod nos. Musiała wszystko wywąchać, wszystko sprawdzić, najpierw przeciągnęła językiem po powierzchni słodyczy, żeby zaraz wpakować porządny fragment tabliczki do ust. Krótkie chrupnięcie widocznie ją zdziwiło. Ciężko było pogryźć, ale gdy już się udało, a wyschnięte ślinianki zdecydowały się wyprodukować choć trochę śliny... to tabliczka znikła w trybie ekspresowym. Cukier zdecydowanie się przyda. Trochę cennej energii, którą mogła spożytkować. Wytrze zaraz usta, w których kącikach została resztka słodyczy. Pod wpływem ciepła roztopiła się trochę, ale nic nie zostanie, wszystko trzeba zjeść.
Spojrzy na mężczyznę. Wydawała się być... onieśmielona jego obecnością. Wciąż się bała, wciąż była niepewna, ale skorzystanie z podarków było silniejsze od jej instynktu samozachowawczego. Wytrze ręce w koszulkę, tak jak wyciera się spocone ze zdenerwowania ręce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolejne oznaki świadomości znalezionej dziewczyny cieszyły Seijiego. Wcześniej przeszło mu przez myśl, że jeśli dziecko będzie w krytycznym stanie, a obrażenia albo wycieńczenie zasugerują, że niesienie jej do najbliższej osady będzie bezsensownym wysiłkiem, to ukróci jej cierpienia i pochowa pod gruzami i pyłem. Często powtarzał to w myślach, przypominał sobie, kiedy obserwował jej zachowanie: jeśli jest sparaliżowana – dobije ją, tak samo jeśli ma głębokie rany. Teraz przez chwilę niemal się do siebie zaśmiał, drwiąc z własnej słabości czy może naiwności. Znał siebie i nawet jeśli starał się wmówić sobie coś innego, to nie byłby w stanie skrócić życia niewinnego cywila, do tego dziecka, dopóki tliłaby się w nim choć namiastka życia.
Pokręcił głową i powiedział coś rozczarowanym głosem, kiedy dziewczynka sprawdzała, czy w manierce nie ma więcej wody. Zabrał naczynie i z powrotem przyczepił do ramienia plecaka. Poczuł, że zawiódł, że powinien przewidzieć taką sytuację, ale szybko stłumił wyrzuty sumienia chłoną racjonalnością. Nie zawiódł. Nie wyruszył na misję ratunkową, nawet nie jest medykiem, a niepotrzebne niesienie większej ilości przedmiotów mogłoby go tylko narazić.
Brak wody tylko umocnił chęć najszybszego wyruszenia po pomoc.
Kiedy dziecko oswajało się z czekoladą i jadło, Seiji zerkając to na nią, to na otoczenie, wreszcie przełamał się i zdjął gogle, a także poluzował materiał zasłaniający twarz, tak, aby luźno owijał mu się wokół szyi na wzór szala.
No, gotowe. Zamknął i założył plecak, a potem stanął obok dziecka i zachęcającym głosem oraz gestami dłoni namawiał ją do wstania. Przez chwilę nawet wskazał gdzieś w dal, dalej coś mówiąc. Tak, muszą iść tam. Muszą wstać i iść. Oczywiście był gotowy nieść dziewczynkę, zakładał, że pewnie prędzej czy później do tego dojdzie, ale nie wyobrażał sobie teraz tak po prostu złapać jej i ruszyć, nie dając szansy na zrozumienie intencji czy podjęcia własnej próby wymarszu. Okoliczności nie były aż tak naglące. Przynajmniej na razie...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyjrzała się jego odsłoniętej twarzy. Ciemne spojrzenie dziewczynki było inteligentne. Zdawała się szybko łapać o co chodzi, czego się od niej wymaga. Pierwsza niepewność była najzwyklejszym podrygiem instynktu samozachowawczego. Nie mogła zaufać mu do końca, nawet teraz, choćby przez widoczne braki w możliwości nawiązania kontaktu. Rozumiała, że mężczyzna teraz nie chce zrobić jej krzywdy, ale co czeka ich dalej? Co ma zamiar z nią zrobić?
Maria wcale nie wyglądała na Azjatkę. Bardziej na mieszankę dwóch różnych ras, przy czym więcej uchowało się w niej cech charakterystycznych dla rasy białej. Trudno jednoznacznie ocenić, jeśli nikt się po dziecko nie zgłaszał. Ktoś mógł ją porzucić, mogła zgubić się sama lub jej najbliższa rodzina już nie mogła sprawować nad nią opieki z różnych powodów. Choćby z powodu własnej śmierci.
Spięła mięśnie, gdy mężczyzna się do niej zbliżył. Wtuliła się plecami jeszcze bardziej w kąt. Zruszyła uszami i stuliła je zaraz ku czaszce, ale po dłuższych kilku chwilach wyciągnęła jednak rękę, żeby mógł jej pomóc. Powoli i ostrożnie, wspierając się na ścianie. Nogi miała jak z waty, ale jak się okazało, mogła ustać o własnych siłach. Niekoniecznie stabilnie, ale jednak mogła, więc stawiało ich to na dobrej drodze ku sukcesowi.
Powtórzy zaraz jego słowa. Muszą iść tam. Nie wiedziała, co mówi dokładnie, ale widocznie zrozumiała, że tego chce mężczyzna. Będzie powtarzać za nim jak mała papuga. Długa koszulka zasłoniła ją do kolan, gdzieś na wysokości brzucha widniał mocno pościerany nadruk którejś z miastowych marek. Nie miała nawet butów, a stopy widocznie były poparzone od piasku. Musiała wcześniej sama przedzierać się przez piaski i dopiero później zatrzymać się wśród ruin.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach