Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 31.03.19 23:18  •  Pracownia astronomiczna Clifforda - Page 2 Empty Re: Pracownia astronomiczna Clifforda
„Uwierz, czaruś z niego. Jest w tym najprawdziwszym mistrzem.”
Po słowach Rokuro od razu spojrzał na kundla, jakby chciał się dodatkowo upewnić czy stwierdzenie wojskowego rzeczywiście jest prawdziwe. Napotkał oczywiście zwierzęce ślepia, które aż się błyszczały, gdy w zasięgu wzroku pojawił się kolejny, trójkątny kawałek pizzy. Nie mógł na niego patrzeć zbyt długo, bo prawdopodobnie by uległ — Clifford bywał wobec zwierząt niezwykle troskliwy, prawdopodobnie dlatego, że sam nie mógł mieć żadnego futrzaka w domu, więc chociaż do pupili znajomych chciał mieć jak najlepszy stosunek. O ile był na lekach, bo bez nich trudno byłoby mówić o jakimkolwiek stosunku do psa lub kota.
Nie skomentował dialogu odnośnie tej tajemniczej sprawy — prawdopodobnie nie chciał rozdrapywać kolejny raz tego tematu. Początkowo nie zdawał sobie sprawy, że ciągłe drążenie tego samego problemu mogło nieść za sobą negatywne skutki. Kevorkian w kontaktach z innymi bywał nietaktowny — na co dzień był zamkniętym we własnym świecie naukowcem oddanym swojej największej pasji, który nie utrzymywał świetnych kontaktów z resztą społeczeństwa, więc nic dziwnego, że tym razem nie dostrzegł swojego błędu od razu. Na pewno nie krążył wokół tej niewyjaśnionej sprawy by Aurichowi w jakimkolwiek stopniu dopiec — raczej robił to głównie dlatego, by rozmowa zahaczała również o jego zainteresowania i sprawy, bo gdyby zaczął gadać o kosmosie to prawdopodobnie uśpiłby swojego gościa, a nie o to mu przecież chodziło.
Powrócił wzrokiem do swojego przyjaciela — kiwnął tylko głową, żeby dać mu znać, że wszystko już rozumie, ale z jego ust nie padł żaden komentarz. W którymś momencie dostrzegł na twarzy wojskowego jakąś drobną zmianę (albo po prostu mu się wydawało, że coś widzi), ale uznał, że lepiej to zostawić, gdyby faktycznie miało się okazać, że cała ta sprawa jest dla mężczyzny drażliwym tematem, o czym nie mówił na głos tylko z grzeczności.
„Jasne, przecież nie wspominałem ci o tym, żeby się wykręcić (...)”
Wywrócił oczami, zupełnie tak, jakby już to kiedyś słyszał. Jeszcze za czasów jego pobytu w M-1, gdy pojawiły się początkowe plany działania w kierunku zdobycia zgody na budową rakiety do pomocy zadeklarowało się wiele osób. Kiedy tylko nastał dzień, w którym miał ruszyć do władz, by wszystko obgadać okazało się, że wszyscy, którzy wcześniej chcieli pomóc nagle zaczęli się wykręcać, dlatego finalnie Clifford został praktycznie sam i nie udało mu się dopiąć swego. W M-3 miał zamiar zacząć działać na nowo. Miał nadzieję, że tutaj znajdą się ludzie, którzy będą chcieli mu pomóc i wywiążą się ze swojej obietnicy.
No oby, bo nie ogarnę tego w pojedynkę — odezwał się nareszcie, koncentrując się na Majorze. Na chwilę zapomniał nawet o pizzy, której zapach co jakiś czas przyjemnie łaskotał go po nozdrzach. Dla kogoś takiego jak Clifford (który nie znał zbyt wielu ludzi) liczyła się każda pomoc, bo każda była na wagę złota. Właściwie to astronauta przypomniał sobie, że wkrótce powinien ruszyć na poszukiwania jakiegoś inżyniera, który wspomógłby go w budowie pojazdu kosmicznego (o ile nie pokierowałby nią całkowicie). Niby mieszkał w M-3 od jakichś dwóch lat, a nadal nie znał większości członków organizacji S.SPEC. Niektórych kojarzył, co i tak należało docenić, bo Kevorkian raczej interesował się własnymi sprawami, koncentrował się na swojej pracy. Poza tym nie lubił się narzucać i przeszkadzać innym. — Przysługę będę mógł być winny, o ile wszystko się powiedzie i nie postanowię zostać gdzieś w przestrzeni kosmicznej — dodał, śmiejąc się przy tym, bo raczej te słowa należało traktować jako żart... ale kto wie, jak byłoby naprawdę? Gdyby w końcu udało mu się zasiąść w rakiecie i zobaczyć kosmos, to może faktycznie chciałby zostać tam na dłużej. Może wylądowałby na jakiejś planecie i doświadczył pierwszego spaceru kosmicznego? Do tej pory udawało mu się to tylko podczas symulacji, które były... tylko symulacjami, więc mogły w znacznym stopniu różnić się od tego, co naprawdę zastałby tak na górze.
Nagłe przybliżenie się Kropka chwilowo zbiło go z tropu — miał szczęście, że w dłoni nie trzymał kawałka pizzy, bo ten z pewnością wylądowałby na podłodze, a wtedy pies na pewno by się na niego rzucił. Na kawałek żarcia, nie na Clifforda, wiadomo. Naukowiec spojrzał na zwierzaka, by następnie przenieść wzrok na jego właściciela, jakby w poszukiwaniu pomocy, którą oczywiście otrzymał. Rokuro przywołał do siebie dalmatyńczyka, którego poczęstował niewielkim kawałkiem przyprawionego ciasta. Mina psa była bezcenna — od początku tego spotkania liczył na choćby kęsa i wreszcie dostał to, czego chciał.
Niech zabrudzi, sprzątnie się. Czasami nawet wysyłają mi tu jakiegoś androida żeby ogarnął brudy, ale zwykle niewiele ma do roboty, więc nic się nie stanie jak raz będzie miał co robić — szybko skomentował kwestię dotyczącą tego, że Kropek mógł coś ubrudzić. Kevorkian pozwoliłby psu na wszystko, byleby nie poniszczył sprzętów i drogocennych książek. Wszystko inne śmiało mógł uwalić, a Clifford nie miałby mu tego za złe.
Dbasz o mój żołądek równie dobrze co o swojego psa — zaśmiał się, chwytając za kolejny kawałek. Pizzy ubywało cały czas. Cliffy z wielką chęcią zatapiał w niej zębiska, wsłuchując się w jej chrupanie. Uwielbiał ten dźwięk, uwielbiał ten smak i uwielbiał to, że wśród znajomych miał kogoś, kto zawsze troszczył się o jego właściwe odżywianie. — Nie dam rady. Lubię jeść, ale chcę w nocy zasnąć, a z bolącym od przejedzenia brzuchem będzie ciężko. Potrzebuję mieć jutro dużo siły, bo idę do jednej z inżynierek pogadać o rakieciea doskonale wiesz jak słaby jestem w rozmowach z innymi ludźmi.
Spojrzał na niego, zajadając się kawałkiem, którego wcześniej nie skończył.
Ale w jakiej pracy! W takiej, w której zawsze się coś dzieje. No daj spokój, opowiedz o czymś jeszcze. Przecież nie będziemy jeść w ciszy...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.19 23:03  •  Pracownia astronomiczna Clifforda - Page 2 Empty Re: Pracownia astronomiczna Clifforda
Powiedz mi, Cliff, ile się znamy? Trzy lata? Dwa i pół? — Na czole pojawiło się zmarszczka, który nadała jego twarzy nowego wymiaru brzydoty, ale tym razem nie przejął się swoją wizualną prezentacją. Całkowicie o niej zapomniał na rzecz wzburzenia wywołane przez krzywdzącą opinie siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny. — Czy kiedykolwiek złamałem którąś z obietnic? A może uważasz, że kiedyś musi być ten pierwszy raz? Przyjmij zatem do wiadomości, że nie mam takiego zamiaru. Dotrzymuję słowa i tym razem nie przewiduje żadnego wyjątku. No chyba, że wcześniej kopnę w kalendarz, ale to akurat sytuacja niezależna ode mnie — wygłosił jeden ze swoich najdłuższych monologów, jakim miał przyjemność uraczyć astronautę na jednym wydechu. Był odrobinę zirytowany jego postawą, gdyż śmiał twierdzić, że jego sumienie było czyste jak łza, ponadto nie dał mu zapewne żadnego, nawet najmniejszego pretekstu do spekulacji, że on, Rokuro Aurich, nie dotrzyma słowa.
  Przejechał wolną dłonią po twarzy, by odzyskać wewnętrzny spokój, choć minęło kilka sekund zanim funkcje jego organizmu powróciły na wcześniejszy, o wiele spokojniejszy tor. W czasie trwania tego procesu omiótł spojrzeniem pomieszczenie, ale żaden nowy element krajobrazu nie wzbudził w nim zainteresowania. Najwyraźniej Clifford nie zainwestował w żaden nowy sprzęt. Podejrzewał, że takowy pojawi się dopiero przy okazji budowy rakiety. Na jego miejscu zacząłby od zagospodarowania wolnej przestrzeni.
  Po kilku głębszych wdechach i wydechach zebrał się w sobie i znowu skonfrontował szare spojrzenie z twarzą mężczyzny. W gruncie rzeczy nie wiedział, skąd ten wybuch. Uchodził za osobę spokojną, nie skorą do wszczynania burd. Mógł  co prawda obarczyć winną zmęczenie czy też stresem, bo nie wątpliwie walka z niewidzialnym wrogiem nie miała zbawiennego wpływu na jego nerwy, ale czy byłby wówczas szczery wobec samego siebie? Nie. Umiał radzić sobie w sytuacjach, gdzie większości współpracownikom puszczały nerwy. Musiał gdzieindziej szukać źródła swojego rozczarowania, ale nie miał nastroju, by pogłębiać tej myśli. Wolał poddawać się wszelkim refleksjom w wannie lub pod prysznicem, a nie towarzystwie. Po dłużej chwili na jego oblicze powróciła wcześniejsza neutralność. Pogłaskał psa za uchem.
  — Wybacz, nie wiem, co mnie opętało. Incydent z tym trucicielem nie daje mi spokoju, ale tak czy siak po posiłku sugeruję spacer. Przebywanie na świeżym powietrzu ma zbawienny wpływ na organizm i sen. Co ty na to? — Nie spuszczając wzroki z oblicza rozmówcy, poklepał Kropka po korpusie. — Mnie możesz odmówić, ale nie jemu. Ma obiecane, że przed powrotem do domu, podleje kilka drzew w parku, a tak się szczęśliwie złożyło, że jeden znajduje się w niewielkiej odległości od twojego domu. — Planował to od początku, a teraz nadarzyła się odpowiadania okazja, by zrealizować ten cel; zachęcić Clifforda do aktywności fizycznej, która wymagała ruchu, oderwania się od tych czterech ścian. Ale czy ten pracoholik połknie przynętę? — I uważam, że oceniasz swoje umiejętności społeczne dość surowo. Przecież jesteście ulepieni z jednej gliny. Większość inżynierów też stroni od towarzystwo, więc powinieneś się z nią dogadać. Kto wpadł ci w oko?
  Oczekując odpowiedzi, dojadł kawałek pizzy, ale nie pokusił się o kolejny. Był po kolacji, ponadto dbał o masę swojego ciała. Nie chciał ani przytyć, ani schudnąć, a dzięki porannym biegom, treningom na siłowi i oczywiście zbilansowanej diecie utrzymywał kondycje na mniej więcej tym samym poziomie. W zasadzie był w szczytowej formie, toteż żałował, że S.SPEC nie organizowało misji poza murem. Mógł co prawda uczestniczyć w jego naprawie, ale ze słyszanych plotek wynikało, że jak na razie żaden mutant nie próbował przedostać się przez niemal kilometrową wyrwę.
  Dalmatyńczyk pojął, że nie zostanie poczęstowany kolejnym kawałkiem ludzkiego pożywania, toteż na powrót przemknął ślepia. Cisza panująca w pomieszczeniu musiała działać na niego usypiająco.
  — Nie wiem, czy zawsze się coś dzieje. Fakty są takie, że Łowcy od dawna nie popsuli nami krwi, choć być może stoją za porwaniem dwóch żołnierzy. Tego nie możemy wykluczyć, ale nie jestem odpowiedzialny za te śledztwa, więc nie znam szczegółów. Ponadto bodaj na skutek trzęsienia ziemi w murze utworzyła się wyrwa sięgająca prawie kilometra. I to wszystko — przedstawił mu streszczenie sytuacji z ostatnich tygodni. Wbrew pozorom trochę się tego uzbierało.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.19 10:50  •  Pracownia astronomiczna Clifforda - Page 2 Empty Re: Pracownia astronomiczna Clifforda
„Powiedz mi, Cliff, ile się znamy? Trzy lata? Dwa i pół?”
Kiwnął przecząco głową, kończąc mielić zębami kawałek mięsa. Wziął też łyka już zimnej kawy, choć temperatura napoju prawdopodobnie w ogóle mu nie przeszkadzała — może nawet wolał popijać ciepłą pizzę czymś zimniejszym.
Mniej — odparł niemalże od razu po tym jak skończył przeżuwać. Spojrzał na Majora, przyglądając się przez chwilę nowo powstałej zmarszczce na czole mężczyzny. Szybko jednak napotkał jego poważny wzrok. Przyglądał mu się spokojnie, jakby wiedział, że zaraz znów zacznie mówić. Czekał tylko aż się odezwie, kątem oka zerkając na czworonożnego przyjaciela.
„Czy kiedykolwiek złamałem którąś z obietnic?”
Nie złamał, Clifford miał go za bardzo słownego człowieka. Właściwie to zawsze wywiązywał się ze swoich obietnic. Można było na niego zawsze liczyć. Amerykanin nie podejrzewał jednak, że jego deklaracja była aż tak poważna. Ludzie zwykle zgłaszali się do pomocy, a jak przychodziło co do czego to nie mieli czasu, ochoty albo zwyczajnie zapominali o tym, że kiedyś tam mówili, że wesprą i pomogą. Kevorkianowi również zdarzało się zapominać, zwłaszcza gdy miał naprawdę wiele roboty, dlatego nie miał nigdy do nikogo pretensji. Był samodzielnym stworzeniem, choć akurat jeśli chodzi o budowanie rakiety to musiał zorganizować sobie kogoś do pomocy, bo akurat tym razem był pewny, że sam nie podoła temu zadaniu. Ale na szczęście rąk do pracy nie brakowało, czego niezbitym dowodem był chociażby Aurich.
Dobrze, dziękuję, że jesteś — odpowiedział tylko, bo nie wiedział jak inaczej może skomentować słowa wojskowego, a chciał go jakoś uspokoić. Właściwie to dobrze było mieć w najbliższym otoczeniu człowieka, na którym aż w takim stopniu można było polegać. Co prawda nie miał zamiaru celowo wykorzystywać jego dobroci, ale postanowił sobie, że gdy tylko przysiądzie do konstruowania rakiety to na pewno od razu zgłosi się do niego o pomoc. Dodatkowa para sprawnych rąk na pewno się przyda, zwłaszcza gdy będzie trzeba przenosić ciężkie materiały lub jakiś złom. Oczywiście sam też miał zajmować się przenoszeniem wszystkich potrzebnych rzeczy, ale z czyjąś pomocą powinno pójść sprawniej.
Nie chciał mu podnosić ciśnienia, dlatego uznał, że przez chwilę nie będzie odzywał się w ogóle. Zajął się jedzeniem i upijaniem kolejnych łyków kawy. Nie spoglądał na Majora — większym zainteresowaniem obdarzył pizzę, której przyjrzał się dokładniej. Obserwował składniki uważnie, przybliżając kawałek do ust. Drugą dłoń trzymał niżej, żeby nie nakruszyć za bardzo, nawet jeśli później miał go odwiedzić jeden z pracujących androidów sprzątających.
„Wybacz, nie wiem, co mnie opętało.”
Zatopił zęby w cieście, a następnie odstawił napoczęty kawał. Wyciągnął przed siebie otwartą dłoń — jakby chciał powiedzieć, że nie musi za to przepraszać, że rozumie. Domyślał się, że cała ta sprawa w znacznym stopniu zaburzała wewnętrzny spokój znajomego. Może Clifford nie był najlepszym obserwatorem cudzych zachowań, ale w tym przypadku wiedział, że coś jest na rzeczy. Aurich nigdy nie zachowywał się w taki sposób — teraz w jego głowie zakorzeniło się kilka problemów, które nie dawały mu spokoju i to właśnie ona wpływały na jego ogólne samopoczucie.
Nie przepraszaj, przecież nie gniewam się. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? — prawdopodobnie pierwszy raz tak wyraźnie powiedział słowo „przyjaciel”, które bardzo gładko przeszło mu przez gardło. Zwykle nie nazywał tak nikogo, jednak ta sytuacja wymagała od niego powiedzenia prawdy na głos. Miał go za kogoś bliskiego, możliwe, że za jedynego przyjaciela w M-3. — Jasne, możemy pójść na spacer. I skoro park jest blisko mojego mieszkania... to prawdopodobnie uda mi się wrócić do domu. Mayhem będzie zachwycona — zaśmiał się jak z dobrze opowiedzianego żartu. Żona to prawdopodobnie już dawno zaczęła go podejrzewać o jakieś romanse w pracy, zwłaszcza gdy nie wracał na noc. Ta kobieta bywała czasami niemożliwa — przecież powinna wiedzieć, że tylko ją kocha.
Może oceniam surowo, ale prawda jest taka, że jestem tapczanem jeśli chodzi o rozmowy z ludźmi, których nie znam. Pewnie zacznę się jąkać i przekręcać słowa. A jeśli chodzi o to kto wpadł mi w oko... Ktoś mówił mi, że powinienem spróbować pogadać z Coral. Mam nadzieję, że się dogadamy — powiedział nieco spokojnie, jakby już w tym momencie wiedział, że nic z tego nie będzie, bo pewnie zestresuje się i na samym początku zaliczy jakąś wtopę. No nie wierzył w swoje umiejętności mówcze. Gdyby musiał gadać o kosmosie to na pewno by sobie poradził, ale tu chodziło o bycie przekonywującym — musiał namówić zupełnie obcą osobę do współpracy. To mogło wybiegać poza jego umiejętności.
Spojrzał na przymykającego ślepia psa.
Czyli w pracy wszystko w miarę dobrze. To co, zaraz będziemy się zbierać? Zjedz ten ostatni kawałek, bo ja już naprawdę nie dam rady.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.19 13:07  •  Pracownia astronomiczna Clifforda - Page 2 Empty Re: Pracownia astronomiczna Clifforda
 Spotkanie z Kevorkianem zawsze go odprężały; sprawiały, że przynajmniej częściowo zapominał o pracy, o ile Cliff nie zadawał pytań odnośnie jej, co czynił  w zasadzie sporadycznie. Nie mógł mieć mu tego za złe. To logiczne, że był zainteresowany poczynaniami S.SPEC; poniekąd sam był członkiem tej organizacji, nawet jeśli teoretycznie nie wychodził ze swojej pracowni. Ponadto Aurich też wypytywał go sprawy związane z pracą, więc działo to w dwie strony.
 — Widziałem się ostatnio z Mayhem — rzekł, gdy padło imię małżonki Clifforda. Czy chciał dać mu pretekst do zazdrości? Nie. Po prostu stwierdzał fakt. Bowiem nie wykazał zainteresowaniem pani doktór w klasycznym pojmowaniu relacji męsko-damskiej (jego serce należało do innej); poza tym przestrzegał kodeksu moralnego, który jasno określał, że nieformalne związki z wybrankami przyjaciół były najbardziej nieetycznym posunięciem, na jaki mógłby sobie pozwolić. Był też świadom, że astronauta ma bzika na punkcie swojej żony, choć skutecznie to ukrywał dzięki swojej pracy i nigdy nie przyznał tego na głos. — Na pewno ucieszy się, gdy w końcu wrócisz do domu — kontynuował wcześniejszą wypowiedź. Sięgnął po ostatni kawałek pizzy, by jak najszybciej opuścić to pomieszczenia. Nie przepadał za zamkniętymi przestrzeniami przepełnionymi rozmaitą technologią; miał wówczas wrażenie, że maszyny prędzej czy później wymknął się spod kontroli. No i był jeszcze Kropek. Gdy ponownie otworzy ślepia, na pewno będzie chciał wyjść na dwór w celu opróżnienia pechąrza. — Kiedy ostatnio ze sobą rozmawialiście? — zapytał po chwili. Nie miał zamiaru robić mu kazań pod tytułem: „powinieneś poświęcić jej więcej czasu”, bo był ostatnią osobą, która mogłaby udzielać mu takich porad. Po prostu chciał skierować rozmowę na inny tor, który nie ocierałby się o zawodowe, przytłaczające go prażaki. Miał wrażenie, że takowe zbierały się z dnia na dzień, jak kurz na nieuporządkowanym strychu.
 Przyjrzał się kawałkowi jedzenia, jakby był czymś wartym uwagi, a po chwili zanurzył zęby w cieście. Pizza zdążyła ostygnąć, więc straciła na smaku, ale niedrastycznie; nadal nadawała się do spożycia. Nie dano mu dokończyć konsumpcji, bo oto z przepustki popłynęła przyciszona melodia, a wkrótce po tym – zanim zdążył właściwie zareagować - rozległ się dźwięk odebranego połączenia i znajomy głos mężczyzny dotarł do jego narządu słuchu. Nishiyama.
 Nie odłożył spożywanego posiłku. Zerknął na wyświetlacz przepustki z wyraźną zmarszczką na czole.
 — Cześć Nishiyama. Kraska do tej pory nie wpoiła ci zasad właściwego wykonywania połączeń? — zapytał z drżącymi od rozbawiania kącikami ust, ale ostatecznie nie ukształtował się na nich uśmiech. Po części dlatego, że przypomniano mu raporcie, którego nadal nie sporządził. W każdym razie, znając życie i jego zapał do dokonywania formalności, trochę upłynie, zanim to uczyni. — Ja? A gdzie ona, do cholery jasnej, się wybiera? — zapytał, z wrażenia podnosząc głos, co doprowadziło do przebudzenia Kropka. Jednak po chwili uświadomił sobie, że nie jest sam, więc złapał do ust świeżą dawkę powietrza, by się uspokoić.  — Nie mogę teraz rozmawiać,  bo jak zauważyłeś, jestem u Clifforda, ale domagam się wyjaśnień. Wyślij mi wiadomość na identyfikator — dodał, konfrontując palce z głową pupila; poczuł pod opuszkami szorstką sierść. — I nie wymuszaj na mojej przepustce automatycznego połączenia, sam decyduje z kim chce w danej chwili rozmawiać — dodał znajdując się pod wpływem irytacji, po czym się rozłączył, nie czekając na odpowiedź.  
 Dalmatyńczyk poderwał się ze swojego siedziska. Powęszył w powietrzu, a potem podreptał w kierunku drzwi; kręcił się tym niespokojnie. Znak, że chce mu się siusiu.
 — Ok, Cliff. Wychodźmy, bo on zaraz zleje ci się na podłogę — zakomunikował przyjacielowi, aczkolwiek w tonie jego głosu nie było śladu po wcześniejszym rozluźnieniu. Cholerna Natsumi. Zawsze udaje jej się popsuć mu wieczór swoimi absurdalnymi pomysłami.
 Pies, jakby w ramach odpowiedzi zaszczekał i zamerdał ogonem, na co Major poderwał się z miejsca, dojadając trzymany w dłoni kawałek pizzy.
 — Wiesz, czy gdzieś w okolicy jest całodobowy, ale spożywczy, a nie monopolowy? — zapytał, otrzepując dłonie z okruszków do pudełka. Zamknął jego wieko i uchwycił go w dłonie, chcąc go wyrzucić po drodze do kosza.  Szkoda, że tak samo nie dbał o kondycje własnego mieszkania; nie pamiętał, kiedy ostatnio ścierał kurzę, nie wspominając już o innych, bardziej skomplikowanych czynnościach jak chociażby mycie okien. — Mam braki w karmie dla tej zakrapianej bestii — uściślił, podchodząc ku drzwiom, ale nie nacisnął na klamkę. Poczekał, aż Cliff zarzuci na siebie kurtkę i zmieni buty, dopiero wtedy to uczynił. — Wracając do naszej wcześniejszej rozmowy, wmawiasz sobie, że nim jesteś — stwierdził, upinając psu na powrót smycz. Jednak nie mógł sobie pozwolić na to, by czworonóg hasał beztrosko po laboratorium bez nadzoru. Znał zasady. — A Coral kojarzę z widzenia. I na pewno się dogadacie — zapewnił w drodze do wyjścia. Korytarz był pusty; do uszu dolatywało echo ich kroków. Brak śladu po ludzkiej obecności. — Tu jest jak w horrorze — podzielił się wynikiem obserwacji z przyjacielem i wzdrygnął się teatralnie, bardziej na żarty niż z przymusu podyktowanego przez strach. Przebywał w gorszym miejscach podczas swojej kariery wojskowej; nadal miał w pamięci zdezelowany budynek, w którym unosił się zapach śmierć i rozkładu, w którym musiał przenocować, gdy przebywał na Desperacji. Nikomu nie życzył podobnych przeżyć.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach