Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 01.03.19 22:01  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Nie musisz szukać pretekstu do odwiedzin, Shane. Jesteś tutaj mile widziany. Ponadto nie zapominaj o uratowanym dziecięciu.
   Zerknąwszy przez ramię wprost na oblicze swojego rozmówcy, na ustach anioła pojawił się delikatny uśmiech, Chyba go polubił, choć nie miał co do tego stuprocentowej pewności. Ludzkie emocje nadal stanowiły dla niego zagadkę. Nie umiał objąć ich rozumem. Były nieobliczalne i niebezpieczne, jak żywioł, nad którym sprawował piecze.
  — Eksperymenty? — powtórzył i skrzywił się na dźwięk tego słowa. Czuł jego dziwny posmak w ustach. Nie miał nigdy do czynienia z tak zwanymi naukowcami, ale wiedział, że tacy ludzie istnieli i krzywdzili innych.
  Widzisz, Boże, na co zdało się twoje zniknięcie, skoro na świecie nadal istnieje trudno do ujęcia słowami zło, większe od tego, które zmusiło cię do podjęcia takiego radykalnego kroku?
  Przymknął na chwilę oczy. Nie pojmował zamiaru Kreatora.
   — Cieszę się, że wyszedłeś z tego cało. I niestety muszę odmówić. Rzadko jej używam. Od czasu, kiedy wstąpiłem na Ziemię w takiej oto ludzkiej powłoce, moc oferowana mi przez Boga zachowuje się inaczej niż niegdyś — odrzekł, pominąwszy nieprzyjemne dla uszu szczegóły. Tak czy owak korzystał z niej jedynie w ostateczności.
  Uśmiechając się przepraszając, zajął swoje miejsce przy stole. Zanim udzielił mężczyźnie odpowiedzi, dokończył modlitwę krótkim amen. Przyjrzał się mu, ujmując w dłoni widelec. W duchu przyznał mu racje. Modlitwą nic nie wskóra, a mimo to czuł się źle, przystępując do posiłku bez tej rutyny. Weszła mu w nawyk.
   — To odruch — skwitował krótko, znowu dość oszczędnie, po czym po prostu zajął się konsumpcją posiłku. Bądź co bądź był aniołem, więc trudno było mówić mu o takich rzeczach przy niemalże całkowicie obcej mu osobie. Powinien okazywać więcej pokory w stosunku do Stwórcy. —  W towarzystwie posiłek smakuje inaczej, lepiej — rzekł po przełknięciu kilku kęsów w próbie przerwania milczenia, które między nim zapadło. Na moment zapomniał o swoim gościu. Oddalił się myślami do anielicy, która zaledwie trzy dniu temu opuściła Eden w celu odnalezienia swojego podopiecznego. Była jedyną, która towarzysza mu w trakcie takowych. W jego oczach pojawiła się melancholia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.19 16:20  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli

 Nie musiał szukać pretekstu do odwiedzin? Być może dla Nasceli wydawało się oczywiste, jednak dla niego samego nieco nienaturalne. Rudzielec rzadko kiedy przywiązywał się do ludzi, a tym bardziej miejsc. Ciężko mu był określić dlaczego chciał tutaj wracać, poza tym ze swą wątpliwą reputacją nie miał przyjaciół. Na swoim koncie mógł policzyć osoby, które pragnęły zadźgać go na śnie, a przybywanie w jego otoczeniu wiązało się z ryzykiem i niebezpieczeństwem. Dopóki Nascela trzymał się od niego z daleka, dopóki siedział w Edenie jego życie wydawało się bezpieczne.
— Eksperymenty?
Tak. Nie wiem kim byli, ale na pewno wiem, że nie należeli do żadnej z grup znanych na Desperacji. Również nie byli to KNW. Potrafili mieszać w zmysłach, nie wiedziałeś o jest prawdą, a co fikcją. Na jawie widziałem swojego zmarłego brata, jedyną osobę, która coś dla mnie znaczyła i którą musiałem zabić, aby samemu przeżyć. To co mi wszczepili — Tutaj zerknął na tatuaże — Powoli mnie wykańczało. Na początku miałem niewielki znak na nadgarstku, jednak im bardziej zwlekałem, tym to się rozrastało. To dzięki nim zdobyłem zdolność, dzięki której mogę władać elektrycznością.
Przeniósł na niego wzrok, wbijając widelec w kolejny kawałek posiłku i pakując go do ust.
Nie powinieneś się jej bać używać.
 Nie kontynuował dalej wywodu, gdyż wolał zjeść posiłek. Smaczny, ciepły posiłek, sycący jego żołądek od tych paru dni. Spożywanie samej wody i wątpliwej jakości białka nie równało się z daniem, które otrzymał od anioła.
 Zerknął na niego spod oklapniętych, mokrych włosów i zauważył jego oddalenie się myślami. Anioł dano opuścił pomieszczenie, w którym się znajdywali. wyszedł gdzieś na mentalny spacer, kompletnie zapominając o swoim ciele pozostawionym przy stole z zupełnie obcym sobie wymordowanym. Gdyby rudzielec był mniej stabilny najpewniej dawno rzuciłbym mu się do gardła i je rozszarpał. W ataku szału nawet grupa aniołów mógłby mu nie dać radę. Mięśnie zbudowane na latach treningów, spożywaniu białka i silnym wilczym gonom mogło okazać się sporym utrudnieniem dla kogoś kto nie miał doświadczenia w obyciu z wymordowanymi. Na szczęście Pradawny posiadał zdrowy rozsądek, na tyle stabilny, na ile jego gniew trzymany był na krótkie wodze. Swój popis zdolności zademonstrował jednemu Smokowi, który musiał powstrzymać lawinę gniewu swojego przełożonego.
I tak cię namówię.
Rzucił w eter, wiedząc, że w końcu dopnie swego. Nascela prędzej czy później zdradzi się ze swymi zdolnościami, pozwalając mu na doszlifowanie własnych umiejętności.
Chyba powinienem już pójść. Długo mnie już nie ma.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.19 20:39  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Gdyby Nascela posiadał umiejętność czytania w myślach, z pewnością wybiły Wymordowanemu z głowy tego typu dywagacje. Otóż nie wierzył, że mężczyzna mógłby sprowadzić na niego jakiekolwiek nieszczęście. Sam był winny temu, że nie układało mu się tak, jak sobie tego życzył, a wszystko zapoczątkował fatalny błąd, a raczej obłęd, któremu przyklasnął kilkanaście lat temu. Choć czasem - w największych chwilach zwątpienia, pojawiających się zaraz po użyciu mocy żywiołu - obarczał winną Stwórcę, bo tak było prościej, łatwiej.
  Nie wiedział, jak skomentować kolejne wyznanie Wymordowanego. Nie znał się na tych sprawach, ale skoro Shane zyskał coś w zamian, to można byłoby rzecz, że pod pewnym względem krzywdy zostały mu zrekompensowane.
  Zamiast ujmować przemyślenia w zdania o niskiej wartości merytorycznej, nabrał na widelec kolejną porcję posiłku. I nie odezwał się ani słowem, aż do momentu, kiedy ryba nie znikła z jego talerza. Wtedy też zerknął na mężczyznę. Na jego ustach pojawił się blady uśmiech po usłyszeniu zapewnienia, że kiedyś namówi go na trening z użyciem elektryczności. Bał się jej używać i póki co nic nie było w stanie zmienić jego punktu widzenia na tę sprawę. Używając ją, tracił fragmenty samego siebie w postaci wspomnień, pamięci. Wpadał w niebezpieczny dla otoczenia trans. Wchodził do pozbawionego drzwi pomieszczenia i rozprawiał się w znajdującym się w nim meblami, mimo iż nie zostało ich dużo. Raptem kilka przedmiotów. Nie chciał, by ataki szału powtórzyły się w trakcie spotkania z pobratymcami albo w towarzystwie istot całkowicie mu obcych, choć taka sytuacja miała miejsce kilka lat temu w obliczu osoby, która nie miała nic przeciwko temu. Po prawdziwe sprawa rozeszła się po kościach, ale Nascela nie chciał powtórki z rozrywki.
Zerknął w kierunku okna. Ciemność powoli opadała na Eden.
  — Zapada noc. Jesteś pewny, że chcesz wracać o tej porze? — Pozbierawszy talerze ze stołu, zerknął w oblicze swojego rozmówcy. Nie chciał powstrzymać go przed tym zamiarem i może nie powinien mu tego mówić, ale w końcu, po kilku sekundowej walce z samym sobą wreszcie się odważył. — Słyszałem, że na Desperacji po zmroku można się natknąć na nieprzyjemne w obyciu stworzenia. Jeżeli chcesz, to może zostać do rana. Wówczas zaprowadzę cię do samej granicy — zaproponował po chwili zawahania. W gruncie rzeczy mógłby to zrobić nawet za chwilę, ale nie uśmiechał mu się dłuższy spacer w objęciach zimna, które w noce wzrastało i jednocześnie sprawiało, że na jego skórze pojawiały się czerwone plamy.
Umieścił brudne naczynia w zlewie. Postanowił pozmywać później, choć z reguły nie odsuwał tej czynności w czasie. Zwykle sprzątał od razu, lecz wynikało to głównie z braku innych zajęć. Teraz nie był sam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.19 9:44  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
 Propozycja nocowania wydawała mu się niezwykle kusząca. Swoje twarde, niewygodne łóżko składające się jedynie z zużytego przez stacjonujących żołnierzy na Desperacji materaca, w którym było widać wystające sprężyny. Za każdym razem kiedy kładł się spać, a zdarzało się to niezwykle rzadko, zastanawiał się ilu przed nim skonało na niewygodnym meblu. Najpewniej żaden, jednak on lubił mieć wizję śmierci, jak gdyby ona trzymała go w trzeźwych ryzach.
 Nie pil z dobry rok odkąd w jego życiu pojawiła się Yenewelia. Rok w abstynencji, rok nałogowego palenia.
 Jeden nałóg zastąpił drugim.
Jeśli nie obawiasz się mojej obecności, to przenocuje.
Miał nadzieję, że Nascela nie wyjedzie po raz kolejny z tekstem o dziecku, bo szczerze nim rzygał. Anioł widział w nim altruistę, a prawda była mniej szlachetna niż skrzydlaty mógł przypuszczać. Dziecko było kolejną wymówką, kolejną ucieczką; drogą ewakuacyjną. Może i jego czyn był empatyczny, jednak również niezwykle egoistyczny.
A co ochroniarz mnie przed swymi braćmi?
Zaśmiał się przekornie, ukazując swoje dwa lekko zaostrzone kły. Prawdę mówiąc, nie potrzebował ochrony odkąd w jego ciele zaszły nieodwracalne zmiany.
 Odkąd jego organizmem miotał wirus, tym w nim budziły się zwierzęce, niepohamowane agresywne instynkty. Chęć walki i krwi stawała się namacalna, a on poddawał się tej woli.
Co do natknięcia na nieprzyjemne stworzenia...Czy wiesz coś może o kolesiu na koniu? Wygląda trochę jakby się urwał z biblijnej apokalipsy.
 Ciekawe czy anioły miały do czynienia z Jeźdźcem. W końcu facet wyglądał jak z przepowiedni, a aniołom nie było jakoś szczególnie daleko do podobnych dziwactw.
 Facet na koniu na pewno powróci, na pewno stanie ponownie na jego drodze. Był tego pewien. W końcu, to on posiadał artefakt. Do ich kolejnego spotkania musiał mieć spory wachlarz umiejętności i informacji na jego temat. Po co? Nie mógł się mierzyć z kimś kto jak na razie miał nad nim przewagę. Na samą myśl przeszedł go dreszcz podniecenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.19 15:31  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Anielskiej rasie wielokrotnie była zarzucana naiwność przez wzgląd na dobroć, którą kierowali się przedstawiciele tej rasy. I Nascela właśnie przekonał się na własnej skórze dlaczego tak sądzono, choć do tej pory żył przekonaniu, że głównie kierował się zdrowym rozsądkiem. Zaufał najemnikowi, mimo iż wiedział o nim niewiele ponadto, czego nie dawno były świadkiem jego uszu. Uratowanie dziecka przemawiało na jego korzyść, ale czy to znaczyło, że żołnierz Edenu powinien inwestować tyle w tą nieoczekiwaną znajomość? No cóż, nie przemyślał tego, bowiem po chwili z jego ust wyszła odpowiedź:
  — Nie obawiam. Przekonałeś mnie, że nie masz względem Edenu złych intencji. I nie umniejszam twojej sile, Shane, ale ty też nie powinieneś lekceważyć nas, aniołów.
  Pewność siebie, którą emanował mężczyzna, sprawiła, że gospodarz nieco pożałował tego, że zaoferował mu nocleg. Niemniej nie miał w zwyczaju cofać wcześniejszych deklaracji. Skierował się ku drzwiom, by przygotować dodatkowe posłanie, ale zamarł w pół kroku.
  Przywołując wspomnienia tamtego dnia, czuł jak po ciele rozprowadzają się nieprzyjemne dreszcze. Nie był gotowy na taką nieoczekiwaną konfrontacje.
  — Wiem. Miałem z nim do czynienia zaledwie kilka dni temu. — Zwrócił twarz ku Wymordowanemu. Poniekąd nadal słyszał w głowie echo słów Śmierci - artefakt przywódcy. — Pojawił się nieoczekiwanie. Zaatakował mnie oraz jednego z moich braci. Wysunął swoje irracjonalne żądanie, po czym odjechał, nie pozostawiając po sobie choćby pojedynczego śladu, poza echem słów — zrelacjonował krótko, bowiem nic nie stało na przeszkodzie, by podzielić się tą informacją z Shane'm. Najprawdopodobniej ich doświadczenie z osobliwą istotą było podobno, a przynajmniej to podpowiadała mu intuicja. Po dziś dzień nie był skłonny ocenić, czy to boży wysłannik, czy kreatura podszywająca się pod nań, jednakże nadal czuł przed tym osobnikiem respekt i swego rodzaju lęk. Obawiał się, że to boskie działo. Kolejna z prób, którą Stwórca postawił na drodze swoich dzieci na drodze do zbawienia. W jego myślach natychmiast ukazał się jeden z fragmentów biblii: I widziałem, a oto koń płowy, a tego, który siedział na nim, imię było Śmierć, a Otchłań mu towarzyszyła; i dana im jest moc nad czwartą częścią ziemi, aby zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez zwierzęta ziemskie. Zacisnął mocno powieki. Wolał o tym nie rozmyślać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.19 19:26  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
 Pewność siebie Shane'a mogła przygniatać i męczyć, lecz Nascela nie mógł mu się dziwić — rudzielec przynależał do plugawej rasy; dodatkowo żyjąc równie długo, stąd narodziła się w nim niesamowicie irytująca pewność siebie.
Nic takiego nie powiedziałem. Strach jest bardzo ludzki.
Podniósł się z krzesła równając się praktycznie z nim wzrostem. Wbił w oczy Nasceli złote, wręcz hipnotyzujące spojrzenie, któremu towarzyszył zawadiacki uśmiech udekorowany w dwa, ostre kły. Wilcze ślepia lustrowały go, szybko uciekając na drewnie, zbyt skromne meble. Przesunął spojrzeniem po ładnie wyrzeźbionych frontach szafek, zastanawiając się nad ich fakturą pod palcami. Ciekawość ugaszona głosem Nasceli przywróciła go do porządku. Wcześniejsze przypuszczenia okazały się prawdziwe — anioły również borykały się z dziwnym Jeźdźcem. Ich archanioł znajdywał się w niemałych kłopotach podobnie jak inni przywódcy grup zamieszkujący Desperację.
 Sięgnął palcami do amuletu wiszące na jego piersi, a ukrywającego się pod obszernym materiałem ubrań, które dostał od anioła. Myśl o Apokalipsie sprawiła iż poczuł pieczenie na klatce piersiowej. Miał wrażenie jakby amulet zapłonął ogniem, jednak równie dobrze mogło to być jego ciało. Podniecenie mieszające się z adrenaliną powodowało natychmiastowe podwyższenie temperatury, która okazać się mogła wyczuwalna dla kogoś znajdującego się w pobliżu.
Rozumiem. Uważajcie na niego.
Odparł, mijając mężczyznę.
 Wchodząc do pokoju rozejrzał się po spartańskim wnętrzu. Przypomniały mu się czasy kiedy ukrywali się wraz z Nicolasem przed policją i ludźmi, z którymi Shane nie miał zbyt przyjaznych relacji. Ich meble praktycznie nie różniły się od tych. Minimalistyczne, proszące o kolejne życie. Wnętrze puste i zimne, i nawet kwiaty stawiane przez Nicolasa w każdym możliwym kącie nie sprawiły, że rudzielec czuł się jak w domu.
Łóżko równie twarde. Wpatrzony w sufit, poczuł jak mięśnie odruchowo się napinają. Czasy, w których musiał być czujny przez całą noc wróciły, a on nie wiedział kiedy zacisnął szczękę aż zabolała go żuchwa.
 Zamknął powieki. Wdychał akurat powietrze z mieszkania przy ulicy St. Bride siedem przez osiem, doskonale czując kurz oraz zapach wczorajszej pizzy. Nicolas zasnął przed telewizorem oglądając kreskówki, a on leżał w ciemnym pokoju z obitymi zebrami, złamanymi dwoma placami, podbitym okiem i rozwaloną dolną wargą. Metaliczny posmak krwi na okrągło przypominał mu o tym, jak do tego doszło i jak żałośnie wyglądał. Doczołgał się ledwo do domu, praktycznie wdrapując na czworakach po schodach i niczym karaluch wpełzając do swojego pokoju, aby brat go czasem nie zobaczył.
 Tamte wspomnienia były niezwykle żywe. Rzadko kiedy jakiekolwiek z tamtego okresu powracały. Często ukryte za gęstą mgłą pozostawały dla Shane'a nieodszyfrowaną zagadką, labiryntem jego własnych krętych korytarzy, w których błądził. Czasem pojawiały się nieznajome twarze, przyjemne głosy.
 Sen również był niespokojny, pełen koszmarów. Przebudził się przepocony tuż nad ranem, kiedy wytrącił go z pędzącego samochodu, w którym akurat jechał, obcy dźwięk. Zerwał się do siadu z ciężkim oddechem, starając się oprzytomnieć szybciej niż mógłby. Na początku nie rozpoznał dźwięku, jednak im dłużej się przysłuchiwał, tym był coraz pewniejszy, że gospodarz jest miłośnikiem skrzypiec.
Ranny ptaszek.
Mruknął posępnie.
 Opadł ponownie na posłanie, zasłaniając poduszką głowę. Niechciane promienia słońca wdzierały się przez niedbale zasłonięte okno, trafiając swoimi długimi, ognistymi ramionami prosto w policzek Pradawnego. Dźwięk nie cichł, a jego niemrawy nastrój nagłą pobudką robił się coraz bardziej paskudny.
Stanął za plecami gospodarza, zapominając o etykiecie czy kulturze. Odziany w spodnie, ziewnął głośno.
Nie możesz spać czy jak?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.19 18:06  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
  Nascela nie wyrzekł już choćby słowa, jakby w obawie, że może czymś urazić swojego rozmówce. Dostrzegając zmęczenie na jego twarzy, przemieścił się do pokoju i zaścielał dodatkowe posłanie, które zwykle było zajmowane przez Zaneri, gdy jeszcze u niego pomieszkiwała. Wrócił do kuchni kilka chwil później.
  — Wszystko gotowe. Możesz się położyć — zachęcił, a sam przemył brudne naczynia, po czym udał się do łazienki. Związał włosy w ciasny kok, coby ich nie umoczyć i wziął szybką kąpiel. Mężczyzna już spał, gdy wszedł do sypialni, zatem nie zdążył nawet życzyć mu dobrych snów. Zasnął, wsłuchując się w jego niespokojny oddech.

*

  Obudził się, zanim zapiął pierwszy kogut. Z wbitym w dal spojrzeniem, palce przemieszczały się po strunach instrumentach. Wydobywająca się spod nich melodia była delikatna, ale przy tym melancholijna, dopasowana do towarzyszących mu emocji. Otóż myślami był daleko stąd. Nawet chłód, zalegający pod poły ubrania, nie był w stanie wyprowadzić go z sideł transu, w który zapadał.
  Usłyszawszy zgrzyt desek podłogowych przebijające się przez szum rzeki, nawet nie drgnął. Oczy wbite dotychczas w niewielkie wzniesienie na drugim brzegu, przemieściły się ku górze. Ulokował je na udekorowanym w chmury niebie; słońce nie miało najmniejszych szans na przedarcie się przez szarość obłoków. W powietrzu unosiła się wilgoć i wiatr, delikatnie muskający skórę anioła. Czuł jak włoski na karku stanęły mu dęba, ale nie schował się w ciepłym pomieszczeniu ogrzewanym przez kominek. Chłonął urodę otaczającej go przyrody, jakby świat, po którym stąpał, dobiegał właśnie końca.
  — Nie możesz spać czy jak?
  Skierował wzroku ku właścicielowi tych słów. Stał tuż przy drzwiach, opierając się o framugę. Na ustach żołnierzu Edenu mimowolnie pojawił się uśmiech.
  — Wybacz. Nie chciałem cię obudzić — wyznał i dopiero wówczas dłonie oderwały się od strun instrumentu. Harfy, którą nabył dawno temu. — Zwykle sypiam od trzech do pięciu godzin na dobę i to mi wystarcza. Ponadto — zerknął na trzymany w dłoń przedmiot — każdy poranek zaczynam tak samo. — Podniósł się z pokrytych kocem desek, odstawiając harfę pod ścianę. — Wejdź do środka. Zmarzniesz — zaproponował i zadrżał; sam czuł przenikający do kości chłód, a widok mężczyzny w samych spodniach sprawił, że w końcu go odczuł. Pociągnął nosem, wyczuwając wzbierający się w nim katar. — Przygotowałem nam śniadanie.
  Wszedł do pomieszczenia, a potem bez słowa przeszedł do kuchni, gdzie na stole leżał skromny posiłek. Składał się z pieczywa, twarogu, mleka i warzyw.
  — Usiądź. — Nawet nie zerknął przez ramię; wyczuwał obcy oddech w bliskiej odległości od swojego karku.
  Podszedł do kuchenki, by zalać wrzątkiem  dwie przygotowane kubki. Domyślał się, że Shane zapewne niebawem go opuści, niemniej chciał mu pozwolić na podróż o pustym żołądku. Po chwili wrócił, niosąc dwa naczynia z parującą zawartością.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.03.19 13:05  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
 Chłód poranka orzeźwił jego zaspane, zastygłe po całej nocy ciało. Pomimo niskiej temperatury jego organizm wytwarzał czterdzieści stopni, które nie pozwalało mu odczuć nadmiernego wychłodzenia. Niezrozumiałym wzrokiem spojrzał na gospodarza, który wręcz zadrżał wraz z kolejnym przypływem wiatru.
W głowie pojawiło się pytanie czyżby nie tolerował zimna?. Na Desperacji miałby spore problemy z aklimatyzowaniem się w zmieniających warunkach. Pogoda niczym w kalejdoskopie uległa rozpadowi, aby za moment na nowo pozbierać się w jedną całość. Potrafiła osiągać rekordowe wyniki przypominające rozgrzany piekarnik, bądź najlepszej generacji zamrażalkę. Desperaci ginęli codziennie przez nieprzychylne warunki atmosferyczne. Większość zdziczałych dziwolągów, którzy niegdyś byli ludźmi kończyła swój nędzny i żałosny żywot nawet nie mając szans na przeżycie. Na Desperacji przeżywali silniejsi, selekcja naturalna była najlepszym określeniem miejsca, w którym żył.
— Każdy poranek zaczynam tak samo.
Zazdrościł mu. Shane chciałby rozpoczynać każdy poranek od nudnej rutyny. Jego poranki najczęściej rozpoczynały się w okopach, w starych melinach bądź w zimnych ścinach Smoczej Góry. Jedyną stałą wartością, powtarzającą się co dnia było zapalenie papierosa.
Nie wiedziałem, że jeszcze istnieją harfy.
Jego zamiłowanie do muzyki skończyło się na graniu na pianinie, jednak nie wiedział czy po tak długim okresie przerwy byłby wstanie uderzyć chociaż w jeden poprawny ton. Najpewniej jego kariera muzyczna skończyłaby się na fałszu.
 Siadł przy stole, oceniając śniadanie przygotowane przez Nascelę. Musiał zwrócić mu honor, gdyż skromny posiłek zaserwowany wyglądał niczym danie bogów w porównaniu do tego co oni najczęściej jadali w organizacji. Uśmiechnął się pod nosem na widok głupich wyrazów twarzy kolegów, kiedy opowiedziałby im czym się zajadał, a o czym oni mogli marzyć.
 Wziął kanapkę, zajadając się i popijając ciepłym napojem. Pochłonął praktycznie większość przygotowanego posiłku, jednak tłumaczył się tym, że przed sobą miał długą drogę.
 Nie mógł zostać dużej. Musiał wracać do swoich obowiązków, a im bardziej odwlekał powrót tym cięższa była myśl rzeczywistości jaką miał przed sobą.
 Zabrał swoje rzeczy z werandy i przebrał się w nie. W swoich znoszonych ubraniach zdecydowanie czuł się lepiej, pewniej i znaczniej mniej ociężały niż w kimonie podarowanym przez anioła. Stojąc na ganku musiał się z nim pożegnać, lecz nie był zbyt dobry w rozstaniach.
Gdybyś próbował mnie szukać znajdziesz mnie pod pseudonimem Rudy w Smoczej Górze. Pełnie tam funkcję Pradawnego.
Miał nadzieję, że nie spotkają się w takich okolicznościach, w których Nascela byłby zmuszony do odszukania wymordowanego. Jednak Shane kierował się jedną zasadą w życiu: przysługa za przysługę.
Poradzę sobie, nie fatyguj się. Nie zboczę z trasy, muszę wracać do siebie.
Zapewnił. Poza tym dobrze zapamiętał drogę, którą zapewne niejeden raz będzie zmierzał do drewnianego domku nad rzeką.

[zt]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.19 23:00  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Choć droga prowadząca do małego domu Nasceli nie była trudna, kręta ani też oddalona o wiele kilometrów od katedry, to jednak pokonanie odległości zabrało im zdecydowanie zbyt wiele czasu, niż Hersha początkowo oszacował. Nascela był nie tylko większy od niego, ale również cięższy, przez co krok Hershy z każdym kolejnym metrem zwalniał, by ostatecznie na ostatnim odcinki niemalże ciągnąć ciemnowłosego. Dlatego też z niemą ulgą odetchnął, gdy w końcu pchnął drzwi, które lekko zaskrzypiały i wkroczyli do środka.
- Gdzie masz sypialnię? - zapytał drugiego anioła, a kiedy uzyskał odpowiedź, od razu udał się w tamtą stronę. Delikatnie pomógł mu ułożyć się na łóżku i wyprostował się, czując jak momentalnie każdy mięsień jego ciała zaczyna niekontrolowanie drżeć. Wyszedł z pokoju, kierując kroki do kuchni, którą minął, gdy prowadził chorego Nascelę. Oparł się plecami o ścianę i zaczął uspokajać oddech. Hersha co prawda pomimo swoich małych gabarytów nie należał do słabeuszy, ale jego siły były ograniczone na tyle, by jego ciało pod takim ciężarem zaczynało się uginać. Nie chciał jednak niczego dać po sobie znać, również nie narzekał. To on zaoferował pomoc z czystego serca i w żadnym wypadku nie żałował podjętej decyzji nawet przez sekundę.
Kilka krótkich chwil zajęło mu, by nabrać oddechu w płuca i wyprostować się, powoli rozglądając po pomieszczeniu. Ujrzawszy materiałowe ścierki zawieszone przez oparcie od razu chwycił je i podszedł do drewnianej miski. Zgarnął ją i wyszedł z domu, kierując się w stronę studni. Zrzucił wiadro do środka i zaczął kręcić kołowrotkiem, wyciągając wiadro pełne chłodnej wody. Przelał ją do miski i złapał mocno oraz stabilnie, uważając, by nie rozlać jej w drodze powrotnej.
Gdy wrócił do pokoju, spojrzał z niepokojem na ciemnowłosego, odstawiając miskę tuż obok łóżka.
- Pomogę ci się rozebrać. Jesteś cały spocony, musisz zmienić ubranie na coś lżejszego. - starał się brzmieć delikatnie, i wręcz łagodnie, acz nadal z pewną dozą pewności. Nie chciał się z nim szarpać ani też wykłócać, dlatego miał nadzieję, że Nascela jednak będzie współpracować. Gdy podszedł do niego, do ostatniej chwili zawahał się przed dotykiem, ale jego moce nadal były zablokowane, więc nie powinno być problemu. Gdyby dołożyłby mu kolejnej dawki cierpienia i ran...
Pokręcił gwałtownie głową.
Nie, takiej tragedii nawet nie dopuszczał do siebie.
Usiadł na skraju łóżka i sięgnął do górnej części materiały jego kimona.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.19 0:20  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
 Miał wyrzutu sumienia; nie powinien forsować Dowódcy i zajmować jego cennego czasu swoimi lekkomyślnymi wybrykami. Na pewno miał ważniejsze sprawy na głowie, niżeli odprowadzenia swoich podwładnych do ich domów.
 Gdy Hersha wyraźnie zwolnił, wyrzuty sumienia narosły do rozmiaru pagórka, którego widok roztaczał się z jego wredny. Chciał rzecz to nie daleka, poradzę sobie samemu, dziękuję, ale głos ugrzązł mu w gardle. Przełykając silne, poczuł, że pali go przełyku, jakby umieszczono w nim rozgrzaną gulę. Po dotarciu do jego domku, przy częściowej asekuracji ściany, a częściowej mężczyzny, wszedł do środka.
 — Tędy — odpowiedział po usłyszanym pytaniu i ruszył ku niej. Dzięki pomocy Dowódcy pokonanie holu nie zajęło im dużo czasu. Poczuł ulgę, gdy skonfrontował ciało z materacem łóżka, ale wyrzuty sumienia nie zależały, jedynie się nasiliły, ale oprócz nich i choroby cierpiał na inną dolegliwość. Było mu wstyd z dwóch powodów - że doprowadził się do takiego stanu i że zademonstrował go innemu aniołowi, choć nie powinno tak być.
 Nie położył się na łóżku. Usiadł na nim, ale Hersha już zdążył zniknąć. Chciał zanim pójść i podziękować za pomoc, ale wiedział, że to byłoby kolejne złe posuniecie. Wobec tego czekał, aż drzwi frontowe zatrzasnął się za albinosem, ale to nie nastąpiło. Zamiast tego do jego uszu doleciał szum wody i po dłuższej chwili wpatrywania się w ścianę anioł wrócił.
 — Hersha — wyrzekł jego imię, choć był pewny, że chciał powiedzieć Dowódco. Przez to jego spojrzenie uciekło gdzieś w bok, ponad ramię niższego mężczyzny, a ręką mimowolnie zacisnęła się na kocu. Drżała, kontrolowana przez dreszcze, które zostały skutecznie  rozprowadzone przez stan podgorączkowy.
 O ile wcześniej było mu chłodno (przyjemnie chłodno, co było paradoksalne przez jego przypadłość), dzięki niskiej temperaturze ciała drugiego anioła, to teraz płonął żywym ogniem. Przytulił policzek do ściany, szukając pomocy w jej chłodnej strukturze.
 — Nie musisz się o mnie troszczyć. Poradzę sobie —  zapewnił; gwarancją tego wyznania miał być uśmiechem, który pojawił się na jego ustach, lecz nie spełnił swojego zadania. Przybrał postać nieforemnego grymasu. — I wybacz, że nie mogę cię ugościć. Wynagrodzę ci to następnym razem.
 W trakcie jego nieskładnej gadaniny, Kromsak, wcześniej ukrywający się pod szafa, wyjrzał ze mebla i pociągnął z nosem. Podreptał na środek pomieszczenia i przystanął; najwidoczniej wyczuł w powietrzu nieznany mu zapach. Z jego pyszczka wydobył się krótki pisk i czmychnął pod innym mebel. Nascela wpatrywał się w szczelinę, w której zniknął. Nie chciał uchwycić kontaktu wzrokowego z Dowódcą. Czuł się niekomfortowo, nastarczając mu problemów. Dopiero jego kolejne słowa wyrwały go z uścisku konsternacji. Zmuszony do interwencji, spojrzał mu prosto w oczy.
 — Nie, sam sobie z tym poradzę — odrzekł, nieco zawstydzony, choć starał się to ukryć za wszelką cenę. — W szafie naprzeciwko jest kilka lżejszych ubrań — dodał. Chciał dodać przyniesiesz?, ale nie chciał nadużywać gościnność Hershy, zatem wyplątał się niezgrabnie z koca i wstał. Nieco się chwiejąc, uczynił kilka kroków w przód, ale nie stracił równowagi. W swojej prywatnej przestrzeni czuł się swobodniej. Po niespełna trzydzieści sekundach otworzył drzwi szafy i wyjął z , niej komplet świeży odzieży, którą wykorzystał na użytek domowy. Przebrał się w milczeniu, lecz czuł się przy tym nieswojo, jakby obdarty ze wszelkiej prywatności. — Napijesz się herbaty? — zapytał, gdy skończył, konsekwentnie ignorując obecność miski i szmat; widział jakie było przeznaczanie tych przedmiotów; i przy okazji zaprzeczając wcześniejszym słowom, które wypowiedział.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.19 23:10  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 4 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Nie zamierzał go naciskać, a przynajmniej nie w kwestii przebrania się. Nawet on potrafił dostrzec zawstydzenie i zażenowanie Nasceli. Skinął jedynie głową i dodatkowo odwrócił się, chcąc dać chociaż te drobne poczucie intymności ciemnowłosemu. Sam był zaskoczony samym sobą, że zaoferował się z pomocą zmienienia ubrań. Wszakże praktycznie każdy w Edenie wiedział, że Hersha stroni od bliskości i dotyku innych, choć praktycznie nikt nie znał powodu.
Jasnowłosy uniósł dłoń i dotknął boku swojej szyi, który potarł w zamyśleniu, i żeby choć trochę uspokoić mrowienie opuszek. Oczywiście miał przy sobie wszelkie medykamenty do hamowania mocy. Zawsze je miał przy sobie, na wypadek, gdyby zdarzyło mu się znaleźć poza domem po upływie dwudziestu czterech godzin. Nie zmieniało to jednak faktu, że w każdej sekundzie jego życia towarzyszyło mu poczucie strachu i ostrożności.
Odwrócił się i spojrzał na Nascelę, kiedy ten skończył przebieranie. Posłał mu lekki uśmiech, jednak nie ruszył się z miejsca, w którym aktualnie stał. Jeszcze nie.
- Bardzo chętnie, ale pozwól, że sam ją sobie zrobię. Wiem, że może to brzmieć nieco bezczelnie, proponując że będę zachowywał się swobodnie w twoim domu, ale kieruje mną troska o ciebie i twoje zdrowie. Bardzo cię proszę, abyś wrócił do łóżka. - jego ton był spokojny, wręcz miękki, choć wyraźnie sugerował, że jeżeli drugi anioł odmówi, Hersha był zdolny użyć swojej siły, by zaciągnąć go do łóżka.
- Pozwól, że w pierwszej kolejności zaopiekuję się tobą. Martwię się twoim stanem zdrowia, a kiedy odmówiłeś pomocy jednego z anielskich medyków, jestem zmuszony sam wziąć sprawy w swoje ręce. Nie zostawię chorego anioła samego. Ponadto, jak już wspominałem, należysz do mojego zastępu, więc spoczywa na mnie podwójna odpowiedzialność. Jesteś potrzebny zarówno mi, jak i całemu anielskiemu społeczeństwu. Dlatego potrzebujemy cię w pełni zdrowego. - skinął lekko głową, a potem odwrócił się i opuścił pokój, od razu kierując się w stronę kuchni. Sięgnął po wodę w wiadrze, którą przyniósł ze studni i przelał nieco do garnka, który ustawił na palniku. Zajęło mu kilka dłuższych chwil, by odnaleźć nie tylko dwa kubki, ale również zioła pachnące jak herbata. Było mu dość głupio, że tak grzebał w szafkach Nasceli, ale też nie chciał zbytnio go forsować. Ciemnowłosy musiał teraz przede wszystkim dużo wypoczywać i spać. I Hersha zamierzał o to zadbać.
Zalał wrzątkiem herbatę i wrócił po krótszej chwili do jego sypialni, niosąc dwa kubki z parującym naparem. Postawił je na szafce przy łóżku, sięgając jednocześnie po szmatę w zimnej wodzie. Wykręcił ją porządnie, a następnie ostrożnie ułożył na czole ciemnowłosego.
- Wiem, że nie chcesz żadnej pomocy, ale bez medyka się nie obejdzie. Postaram się w drodze powrotnej zajść do jednego i poprosić o jakieś leki czy też zioła, które pomogą powrócić ci do zdrowia, dobrze? - choć jego słowa brzmiały jak pytanie, zdecydowanie nim nie były. Stwierdzał fakt i to, co zamierzał uczynić. Przysiadł na krześle, kładąc obie dłonie na swoich udach i spojrzał na mężczyznę.
- Czujesz się chociaż odrobinę lepiej?
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach