Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 03.03.16 15:31  •  (S) Skażona Rzeka Empty (S) Skażona Rzeka
Kilka rzutów kamieniem za południowo-wschodnią granicą Edenu, znajdował się spokojny, pokryty miejscami zielonymi porostami, gdzie indziej zaś martwą pustką strumień. Wypływał z południowych mórz i kierował się na północ, zmniejszając swą moc drastycznie, zupełnie jakby wiedział, że teren to wyjątkowo nieprzyjemny, pozbawiony jakichkolwiek zasad.

Rzeka płynęła w lesie, który wychodzi z czystego od skażenia Edenu, nie przekraczała jednak jego granicy. Choć jej powierzchnia zazwyczaj spokojna i nienaruszona, skrywała w sobie nieskończone pokłady śmiercionośnego wirusa, który zdziesiątkował populację ludzi i zwierząt, zmieniając ich w szalone potwory. Ten, kto próbowałby sprawdzić, jakie bestie pływają w odmętach na pierwszy rzut oka dostatecznie czystej na kąpiele wody, musiałby być gotowym na nieprzyjemne niespodzianki, takie jak utrata kończyny, zdobycie pasożytów wielkości palca czy po prostu śmierć przez pożarcie. A już na pewno śmierć z ręki wirusa x w ciągu kolejnych kilku tygodni, jeśli szczęściarzowi udałoby się wydostać, albo akurat nie trafiłby na mieszkańców strumienia. Odpowiednio rozplanowane, przygotowane i ostrożne rybołówstwo - jeśli ktoś był już dobrze zaznajomiony z wirusem - mogło jednak zapewnić całkiem bogate źródło mięsa.

Miejscami brzeg rzeki porastał mech lub ostra, wysoka trawa, do której najlepiej było się nie zbliżać. Gdzie indziej drogę do wody zajmowały gęste krzewy i paprocie, również mogące kryć niezbyt przyjazne innym towarzystwo. W okolice rzeki najlepiej było nie podchodzić tudzież zachowywać się przy niej bardzo cicho. Las rządził się podobnymi zasadami, co Desperacja, w końcu leżał na jej terenach. Wszystko skrywało śmierć, bestie, myślące jedynie o pożywieniu lub wirusa.

Drzewa nie robiły sobie z tego problemu. Rosły wieki w tym samym miejscu, co jakiś czas wymieniając się na młode pokolenie - zupełnie jak ludzie, tylko wolniej i z większą upartością.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.16 17:06  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Cisza, spokój, gdzieniegdzie jakiś ptak czy mysz, które dzięki swojemu szczęściu nie zostały jeszcze przez nic pożarte. Bardzo dobrze, Arni przyszedł tu w innym celu. Nie potrzebował niespodzianek. Obserwował tamtą kępkę trzciny, bo wydawało mu się, że ze dwa razy coś się w niej poruszyło. Miał ją na oku. Nic go dziś nie zaskoczy. Nie obchodziło go nawet, czy ktoś nie wpadnie przypadkiem do jednej z jego pułapek. Nie teraz.
Rzadko łowił ryby, jednak czasem brakowało pożywienia zdobywanego innymi metodami. Zupełnie jakby rudzielec zaznaczył teren w okolicy jego chatki i od tamtego czasu nie złapał żadnego zwierza! Minęło kilka dni, a głód zaczynał doskwierać. Łatwiej było chodzić i zbierać składniki na nalewki, podczas gdy zwierzyna łapała się sama. O wiele łatwiej, niż siedzieć tutaj i czekać, aż coś połasi się na jego przynętę. Coś, co równie dobrze będzie mogło go potem po prostu zeżreć.
Przygotował się. Miał nóż, ostry, wielki nóż i siekierę - na wszelki wypadek. Zauważył ostatnio, że robi wrażenie na ludziach, więc czemu nie. Jego wędką była po prostu lina, gruba lina z mocno przywiązaną lisią kością na końcu. Jakoś trzeba sobie radzić, a nie wątpił, że w tej rzece można znaleźć wszystko, toteż i o przynętę się za bardzo nie martwił.
Znowu. Trzcina poruszyła się, jednak nic zza niej nie wypadło. Nie widział też, żeby jakiś ptak latał w tamtym rejonie. Cholerne niewiadomoco!
Wybrał miejsce oddalone od jakichkolwiek krzaków, paproci, drzew, trawy - o tyle, o ile mógł. Z tyłu obok leżał podgnity pień półmetrowej średnicy porośnięty mchem, a za nim rosły dwa dość grube drzewa, ale bazował również na swoich jaszczurzych zmysłach i nie pozwoliłby sobie zostać przez cokolwiek zaskoczonym.
Rzeka miała szerokość może dwóch i pół metra, toteż rozpędzona bestia z naprzeciwka również mogłaby stanowić nie lada zagrożenie. To wszystko Arndros musiał mieć na uwadze! Obserwować, wąchać, słuchać, nie poruszać się i cierpliwie czekać, stuprocentowe skupienie i gotowość. Nóż trzymał w dłoni, siekiera spoczywała między nogami, wyciągniętymi do przodu, zgiętymi na tyle, by kości nie bolały.
Żuł powoli cieniutki plasterek wysuszonego mięsa. Nie wydawał przy tym żadnego dźwięku, a mięso trzymał zwinięte tak, by nie wychodziło z pięści, w której trzymał też linę. Nie chciał, by zapach cokolwiek do niego zwabił. Okolice chatki w porównaniu z tymi tutaj, to był raj na ziemi. Tam jednak cały teren naszpikowany był pułapkami, tutaj nie. Arni starał się nie zapuszczać w te okolice, zazwyczaj kierował się w stronę Edenu i na północ, rzeka znajdowała się zaś na południu. Był tu może z pięć razy w ciągu tych wszystkich lat, zawsze czuł w pobliżu smród nosicieli wirusa. I nie był to jego smród.
Coś pociągnęło za linę. Oho! Zaczynała się zabawa. siedział tu dobry kwadrans, jeśli ktoś liczyłby czas. Dla Arniego trwało to nieco dłużej, ale on już przywykł.
Schował szybko mięso do sakwy i przewiązał sobie linę przez nadgarstek. Noża nie puszczał, to była najważniejsza część rybołówstwa! Wstał i odczekał sekundę. Kiedy tylko szarpnięcie powtórzyło się, on odpowiedział tym samym. Silnie pociągnął za linę, wycofując się z nią o kilka kroków. Z wody wyskoczyło stworzenie dużo większe niż oczekiwał. Zmutowana ryba z wielkimi kłami, długa jak ręka Arniego i w połowie tak szeroka. Wielkie oczyska kipiały nienawiścią, podczas gdy uczepiona odgryzionej do połowy kości upadła dwa metry od mężczyzny. Szarpała się, skakała na wszystkie strony z imponującą siłą. Kość nie była zbyt gruba, ale jej zębiska zdołały za pierwszym razem odgryźć znaczną jej część.
Arni przyjął to ze spokojem. Choć nie robił tego często, właściwie prawie wcale, to czuł, że ma na to sposób i żadne zmutowane bydle sobie z nim nie poradzi. Ale musiał też być cicho, nadal pamiętając o otoczeniu - miał troszkę przewrażliwione i obsesyjne podejście do bezpieczeństwa. Dlatego mieszka na „placu śmierci” w najeżonej chatce.
Rzucił linę obok sakwy i podszedł z nożem do rybki. Skradał się, jakby nie chciał, aby go zauważyła, co wydawało się bez sensu, jednak kto wie, co Pan Iks tak naprawdę potrafi.
Bestia nie dawała za wygraną, rzucała się po ziemi, atakując kość, jednak tutaj, na lądzie nie szło jej tak dobrze. Kiedy zaczęła wydawać z siebie dziwne dźwięki, coś jak ryk, coś jak warkot, Arni postanowił działać. Rzucił się na nią z nożem w tym samym momencie, w którym ona rzuciła się na niego, przez co przedarła mu lewą pierś, zanim została nabita na nóż. Doskoczyła mu do piersi! Cholerny świat!
Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, choć wargi miał zaciśnięte do granic możliwości. Nie puścił noża! Bestia spadła z niego, kiedy szarpnął prawą ręką. Tego się nie spodziewał. Nie był przecież jaszczurem od wczoraj, żeby tak łatwo dać się pogryźć przez rybę.
Krew ściekała mu po piersi, plamiąc rozszarpaną koszulę na czerwono. Z noża też skapywała posoka, nieco bardziej czarna. Przestał się poruszać, by rozeznać się na nowo w terenie - czy aby na pewno niczego na siebie nie ściągnął. Wlepiał wzrok w kępkę trzciny, ale tak naprawdę lustrował wszystko każdym ze zmysłów. Póki ma nóż w ręce, póty przetrwa!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.16 17:58  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Szybowała. W rozłożonych szeroko skrzydłach czuła chłodny wiatr owiewający przez każde jej pióro. Czuła go we włosach. Kosmyki jej krótkich włosów powiewały spokojnie. Wiatr muskał chłodnymi podmuchami jej jasną skórę. Zadrżała lekko. Zaczynało się robić chłodno. Zerknęła na ręce, na których pojawiła się gęsia skórka. No cóż, powinna się zacząć cieplej ubierać. Nie lubiła jednak grubych ubrań. Ograniczały ją i jej ruchy. Sprawiały, że czuła się skrępowana niczym ryba w sieci. Natomiast w tych przewiewniejszych ubraniach.. Czuła się wolna. Mogła wykonać jaki tylko ruch chciała. To było o wiele wygodniejsze niż męczenie się w tych ciepłych, grubych ubraniach. Wolała swobodę nawet kosztem możliwości zmarźnięcia. Zresztą czym był chłód. Tylko nieprzyjemnym uczuciem. Na dłuższą metę nic jej nie zrobi. Dodatkowo miała dosyć rozrywania ubrań przez skrzydła. Długo jej zajęło zanim odkryła bluzki z odkrytymi plecami. Nie były może bardzo wygodne ale za to nie musiała się martwić o brak odzienia gdy tylko pojawiała się w niej chęć czy potrzeba rozwinięcia skrzydeł. Najbardziej pasował jej, jej ulubiony kombinezon, szyty na miarę, ze specjalnego materiału. Nie przepuszczał powietrza ani wody, był niesamowicie wytrzymały no i okrywał całe jej ciało z wyjątkiem pleców. Sporo ją kosztował aczkolwiek było warto. Że też akurat dzisiaj go nie wzięła... No ale przecież musiała go prać od czasu do czasu? Taka absurdalna rzecz jak pranie a jednak tak niezbędna. W Edenie wszystko było w niesamowitym porządku. Nie było tam miejsca na lenistwo i brak porządków. Jak na nieziemskie miejsce przystało, musiało się odznaczać wyjątkowym porządkiem i harmonią. Ona więc ze względu na utrzymanie tego wizerunku dokładała swoją małą cegiełkę i dbała o swój dom najlepiej jak mogła. Zarówno w środku jak i na zewnątrz. Przynosiło jej to poczucie porządku i ładu. Tak jak powinno być. Tego dnia prawdopodobnie jak zawsze spędzałaby czas w swoim ogródku pielęgnując rośliny, coś jej jednak kazało wyjść poza teren Edenu, jakieś małe przeczucie, być może zwykła chęć. Miała akurat dzień wolny więc mogła swobodnie wyjść poza znajomy teren. Znajomy.. tak naprawdę każdy teren wydawał jej się znajomy. Miała tyle czasu by zaznać się z terenem i powoli obserwować jak się zmienia. Pamiętała jeszcze ziemię sprzed wybuchu wirusa, kiedy wszystko jeszcze było na swoim porządku. Rozejrzała się dookoła. Jak mogło do tego dojść. Jak mogłeś się na to zgodzić Boże? Za każdym razem widząc ten okropny widok przechodziły ją ciarki. W porównaniu z jej rodzinną ziemią ten nieszczęsny padoł malujący się przed jej oczyma był całkowitym przeciwieństwem. Mizerna, wyschnięta ziemia, zakażony teren. Od czasu do czasu przelatywała nad tymi terenami jak gdyby patrolując czy nie ma jakiejś małej duszy potrzebującej pomocy. Wymordowani wzbudzali w niej szczególną litość. Jej opinia była może nieco odmienna od innych, aczkolwiek oni też kiedyś byli ludźmi. Spotkał ich nieszczęśliwy los, którego nigdy nie potrafiła zrozumieć. Nie mogła już jednak tego zmienić. Co najwyżej mogła im pomagać jakimiś dobrymi uczynkami jak przyniesienie jedzenia i tego typu drobnostki. Dla nich to było wiele. Pomimo, że większość nich była zdziczała to zdarzały się jednostki, z którymi nawet dało się porozmawiać. Cieszyło ją to. Jej wzrok przykuł jakiś ruch na dole. Póki co była za wysoko by zobaczyć co dokładnie tam się działo. No cóż, nie mogła nic poradzić na to, że automatycznie wzlatywała jak najwyżej. Pewnie dlatego zazwyczaj było jej tak zimno. Zleciała nieco niżej, zataczając duże kółka nad ciekawym osobnikiem. Wędkował nad rzeką, która nie wydawała się jakby miała wydać cokolwiek jadalnego na świat. Dla niego jednak nie robiło to różnicy, wirus to wirus. Westchnęła cicho. Ciężko jej było oglądać te tereny. Zatoczyła parę kolejnych kółek przyglądając się mężczyźnie. Najwidoczniej nie zauważył jej. Podstawowy błąd czujnych ludzi, nigdy nie patrzą na górę. Nie miała zamiaru go atakować ani się ukrywać, po prostu uznała to za nieco nierozważne. Widząc jak mężczyzna siłuje się z rybą po cichu mu kibicowała. Czuła się nieco niezręcznie podglądając go w ten sposób i nie dając znaku swojej obecności. W jakiś jednak sposób takie obserwowanie ją niesamowicie interesowało i nie chciała go przerywać swoim zejściem na ziemię. Ogólnie lubiła obserwować z boku, niezależnie co to było. Pozycja takiego cichego obserwatora wydawała jej się idealna. Nie musząc zdradzać swojej pozycji i przyglądać się czemuś w ciszy i skupieniu? Co mogło być lepszego. Zerknęła z powrotem na mężczyznę. Widząc jego ranę cicho westchnęła. Kiedy ona przegapiła ten moment? No cóż, zbyt często przychodziło jej się zanurzać we własnych myślach i tracić czujność. Spokojnie wylądowała na ziemi. Niestety, jej skrzydła wywoływały zbyt dużo hałasu by ich nie usłyszeć. Machała szybko skrzydłami by utrzymać równowagę i nie upaść. Lekko stanęła na ziemi i złożyła skrzydła. Szybko je zdematerializowała po czym podeszła niepewnie do człowieka.
- Przepraszam.. Czy mogę jakoś panu pomóc? - Spytała niepewnie z dystansu. Nie chciała podchodzić ze względu, że mężczyzna miał nóż w ręku i nie była pewna jak zareaguje na jej obecność. Zerknęła na ranę na jego piersi. To było w danym momencie dla niej najważniejsze. Omiotła go jednak szybko spojrzeniem. Wyglądał jak zwykły człowiek. To było dla niej coś nowego. Dawno tu nie widziała kogoś takiego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.16 21:39  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Rzeczywiście, nie usłyszał, jak latała nad lasem. Nie podejrzewał, żeby cokolwiek zaatakowało go z góry w takiej ciszy, by tego do samego końca nie usłyszał. Nie martwił się więc o niebo. Dostrzegł ją dopiero, jak była kilka metrów nad ziemią, kierując się w jej stronę, by wylądować. Odwrócił się do niej i zrobił kilka kroków w tył, jednak przypomniał sobie o rzece, toteż natychmiast wrócił na poprzednie miejsce, obserwując uważnie kobietę.
Niezbyt udane lądowanie, tak mu się przynajmniej wydawało. Nie miał głowy się nad tym zastanawiać, bo oto miał przed sobą anioła, prawdziwego, skrzydlatego anioła, próbującego złapać równowagę. Piękną kobietę z wielkimi skrzydłami, które zaraz schowała i zaproponowała mu pomoc.
W pierwszej chwili się nie odezwał, nie wiedząc, co zrobić. Jakie miał zdanie o aniołach wiedział on sam i ci, którym je przedstawił. Wiedziało też kilka ślimaków, będących już częścią jednej z nalewek. Wiedział o ich istnieniu, żył sobie po apokalipsie troszkę i widywał czasem jak przelatują wysoko nad głową. Nigdy jednak nie potrafił choćby wyobrazić sobie jakiegoś kilka metrów od siebie. Mieć zdanie o aniołach, a potem spotkać anioła i pamiętać o tym, jakie się miało o nich zdanie... Dwie różne rzeczy.
Stał tak z pięć sekund, zanim coś do niego dotarło. Arni wrócił.
- Czy to, że jesteś aniołem, ochrania cię przed bestiami? - rzucił ni z tego ni z owego, całkowicie ignorując swoją ranę i jej chęć pomocy. - Nie atakują cię albo unikają? - Wyglądało to tak, jakby naprawdę chciał wiedzieć, ale zaraz dodał nieco ostrzej, nie pozwalając anielicy dojść do głosu: - Bo jeśli nie, to zaraz oboje będziemy mieć towarzystwo! Ty sobie odlecisz, a ja? Ciszej proszę! - Stłumił przy tym nieco głos, zerkając na trzcinę i między drzewa.
Spokój. Wyglądało na to, że żadna maszkara nie szykowała się do skoku. Zlustrował dokładnie powierzchnię wody - spod nieprzeniknionej tafli w każdej chwili mógł wyskoczyć jakiś kumpel rybki, która leżała martwa pod jego stopami. Na razie sytuacja była jednak opanowana. Żadnej vendetty z odmętów. Dobrze.
Kiedy poruszył lewą ręką, a koszulka przetarła po ranie, przypomniał sobie o swojej małej porażce. Syknął z bólu, zerkając na nią i unosząc materiał na moment. No tak. To trzeba będzie opatrzyć, zanim stanie się coś strasznego, a któż wie, jakie cholerstwa pływają w tych wodach. Może i raz już umarł, ale nie znaczy to, że nie może umrzeć po raz drugi, tak na wieki już. To mu się nie uśmiechało - nikt mu nie mówił, że po śmierci można umrzeć, obiecywali mu wieczny pokój! Tak, czekał na spokój.
- Jesteś... aniołem - powiedział po chwili, nieco zdezorientowany, unosząc znowu na nią wzrok. - Takim prawdziwym... Co tutaj robisz?
Nigdy podejrzewał aniołów o to, by mogły kogoś skrzywdzić, no, może że pewnie są zarozumiałe, gadają jak szalone o zbawieniu i są takie strasznie... nieobyte. Tak, nieobyte! Ale kiedy tak patrzył na tę konkretną anielicę, sytuacja mu się troszkę skomplikowała. W końcu w jego wizjach anioły nigdy nie były takie obecne! I prawdziwe.
Ale kolorowania ludzi na czarno i tak im nie wybaczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.16 9:46  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Przyglądała się spokojnie mężczyźnie. Wyglądał dosyć mizernie. Stare, obdarte ubrania i brudne włosy oraz skóra świadczyły o warunkach jego życia. Nie był to dla niej nowy widok, jednakże za każdym razem ją zaskakiwał. Nie mogła oczekiwać nic więcej. Byli martwi, czy to miało dla nich znaczenie w jakich warunkach żyli? Pokręciła głową zaskoczona swoim naiwnym myśleniem. Oczywiście, że miało znaczenie. To wciąż byli ludzie, trochę zmutowani i bardziej zdziczali ale jednak ludzie. Pamiętali co było przed śmiercią więc pewnie starali się utrzymać chociaż resztki pozorów, żeby to drugie życie jakoś wyglądało. Życie.. nie była pewna czy można tak ten stan nazwać. Nie nazwałaby ich zombie chociaż takie skojarzenia także przychodziły jej do głowy. Westchnęła cicho.
Mężczyzna był co najmniej zaskoczony jej widokiem, nie żeby ją to specjalnie dziwiło. Anioł w takim miejscu był co najmniej anomalią. Nie mogła winić innych za to, że prawie nigdy się nie zapuszczali na te tereny. Ona jednak czuła jakieś przyciąganie do tego miejsca. Zawsze w jakiś sposób ciągnęło ją do tego co zakazane. Nie z chęci sprzeciwienia się ale z czystej ciekawości. Wiedziała, że dopóki nie robi nic złego, nie będzie miała z tego powodu kłopotów. Spojrzała na postać stojącą przed nią i przyglądała mu się w ciszy dopóki się nie odezwał. Prawdopodobnie oceniał sytuację, raczej nie miał powodu sądzić, że zechce mu zrobić krzywdę, nie miała przecież najmniejszego powodu. Tym bardziej ludzie wiedzieli, że anioły są dobre. No cóż, znała parę wyjątków aczkolwiek to był temat na kiedy indziej. Lekko zachrypnięty głos mężczyzny jej nie zdziwił. Zdziwiło ją za to pytanie, które zadał. Otworzyła usta by mu odpowiedzieć lecz on zaczął mówić dalej. Poczuła się niemal skarcona słysząc jego słowa. Dobre sobie. Wyczuła w tych słowach wręcz lekką paranoję.
- Obserwowałam ten teren z góry wyobraź sobie. Gdyby w zasięgu wzroku był jakiś drapieżnik już dawno bym się nim zajęła. - Powiedziała lekko urażona. Myśl ta doprawdy uderzyła w jej czuły punkt. Była wojownikiem, nie pozwoliłaby sobie na lądowanie przed wcześniej upewnieniem się, że teren jest czysty. Dodatkowo, zakładając, że faktycznie pojawiła by się jakaś maszkara znikąd to spokojnie by ich obroniła. Być może dla człowieka tutejsze stworzenia były silne, dla anioła były jednak niczym. Dodatkowo zaskoczyła ją myśl, że mogłaby go tu zostawić. Jeszcze czego.
- Poza tym.. nie zostawiłabym Cię tutaj. Myślisz, że anioły uciekają jak tylko pojawi się niebezpieczeństwo? - Spojrzała na niego z lekkim powątpiewaniem. To musiało być naturalne dla osoby żyjącej w takim otoczeniu, jedynie z własnym towarzystwem. Martwienie się tylko o siebie. Nie doceniał jej. Rozejrzała się dookoła, podążając za jego wzrokiem. Nie widziała jednak najmniejszych powodów do obaw albowiem wokół panował kompletny spokój. To było wręcz nieco zaskakujące jak na takie miejsce. Jego syk kazał zwrócić na niego uwagę. Zerknęła na ranę i skrzywiła się nieco. Nie wyglądało to zbyt przyjemnie.
- Mogę Ci pomóc.. mam na myśli ranę oczywiście. - Powiedziała robiąc ostrożnie krok do przodu. Nie wiedziała jak zareaguje więc wolała na razie utrzymać bezpieczną odległość. Nie musiał jej ufać, nie zrobiła jeszcze nic czym by mogła zasłużyć na jego zaufanie a sam fakt, że była aniołem nie miał z tym nic do rzeczy. Jak wspomniała. Zdarzały się wyjątki..
- Owszem, nie da się ukryć tego faktu, skrzydła robią swoje. - Potwierdziła jego słowa. Na pytanie zastanowiła się chwilę. Jakby wyjaśnić skąd się tutaj wzięła?
- Akurat przelatywałam a dostrzegłam jak się szarpiesz z tą rybą. Tylko chciałam pomóc. - Pomoc.. powtórzyła to już chyba kilka razy. Nie mogła nic na to poradzić, to takie wewnętrzne uczucie, którego nie mogła się pozbyć i które wracało gdy tylko znalazła kogoś w potrzebie.
- A czemu przelatywałam nad pustynią? Nazwijmy to czystą ciekawością. - Powiedziała spokojnie. Na jej twarzy można było znaleźć lekki uśmiech i odrobinę zatroskania. Ah, jej naiwne podejście do ludzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.16 18:11  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Słowa anielicy zbiły go nieco z tropu. Zdecydowana, z charakterem i z pewnością nieco przemądrzała. Na dwa pierwsze nie był gotowy, sam nie wiedział, dlaczego. Co do ostatniego zaś, nie miał pojęcia, czy powinien być zaskoczony, w końcu wyglądała bardzo młodo. Jednak czy to akurat coś dziwnego? Może anioły to rzeczywiście dzieci, takie w końcu krążyły opowieści, zanim ich przełożony postanowił zostawić ich samych ze swoim nowym przyjacielem - Panem Iks. Dzieci, ona dzieckiem już nie była, choć Arni rzeczywiście mógłby być dla niej ojcem. Nie chciał się jednak nawet zastanawiać, ileż to razy go przeżyła mimo tymczasowej Arndrosa nieśmiertelności.
- No... - bąknął, marszcząc brwi. - To dobrze. Nie potrzeba mi tutaj żadnych bestii. - Można powiedzieć, że zrobiło mu się troszkę głupio, ale próbował zachować kontrolę. Nie powiedział na głos, co myśli o tak małej kobiecie walczącej z drapieżnikami. Poza tym, nie wiedział co tak dokładnie anioły potrafią. Mają skrzydła, dające sporo przewagi, to prawda, ale skrzydła to nie wszystko! Potrzeba troszkę ostrych przedmiotów i doświadczenia. - Nie wiem, co robią, wiem, że mieszkają sobie tam, podczas gdy życie toczy się tu... - odparł, kiwając głową kolejno w stronę Edenu i Desperacji.
Tak, nie doceniał jej i myślał tylko o sobie, ponieważ tak właśnie to wszystko teraz wyglądało. Niektórzy przebijają sobie nogę kołkiem, wpadając do czyjejś pułapki na lisy, inni siedzą w ciepłym domku i podziwiają swoje bielutkie piórka, zastanawiając się, jakie to ubranko włożyć na kolejny lot. Tak już jest i to nie jest niczyja wina. Trzeba sobie radzić, nie pozwalając innym, by ci w tym przeszkodzili.
- Pomóc, pomóc - powtórzył po niej, pochylając się nad truchłem ryby i siekierą. - Tak po prostu pomóc, dobre sobie. Zagoi się! Daj mi jeść, skoroś taka pomocna, phi. - Wziął siekierę w lewą dłoń, a rybę włożył sobie pod prawą pachę, po czym sięgnął po linę, ale kiedy już miał robić krok naprzód - by odejść bez słowa w stronę chatki - trzcina poruszyła się. Zatrzymał się. Nie, to było ponad jego siły. - Wiedziałem, że coś tam siedzi! Cicho! - szepnął karcąco w stronę anielicy, zupełnie jakby zrobiła coś złego. Gdyby próbowała coś powiedzieć, uciszałby ją do skutku swoistymi „szzz! i cii!”
Rzucił rybę i linę na ziemię, a dłoń z nożem przysunął do nosa i wysunął palec wskazujący, nasłuchując. Coś prychnęło, szarpnęło. Siekiera w drugiej ręce drgnęła.
To nie dałoby mu spokoju, gdyby tak po prostu sobie odszedł. Od samego początku, kiedy usiadł przy tej rzeczce, w tamtym miejscu coś się ruszało, ale nie chciał płoszyć potencjalnego obiadu pod wodą, więc siedział cicho. Ale koniec! Był głodny! Im więcej mięsa, tym lepiej. Było się trzeba nie ruszać.
Zaczął sunąć cicho w stronę podejrzanej roślinności, zerkając morderczo w stronę kobiety, przestrzegając ją tym samym przed robieniem czegokolwiek. Kiedy był już metr od celu i nic na niego nie wyskoczyło, zrobił się jeszcze bardziej ostrożny. Zrobił kroczek. Nic. Kolejne kilka centymetrów. Nic. Wyciągnął siekierę i powolutku odgarnął trzcinę, drugą trzymając w gotowości.
Podskoczyło, Arni machnął nożem i zrobił krok do tyłu. Ostrze przeszyło powietrze. Pusto, nic go nie zaatakowało. Zdziwiony, złapał mocniej za oba trzony i zabrał się za kolejną próbę. Nie pozwolił sobie spojrzeć na kobietę, taki błąd mógłby skończyć się tragicznie.
Tym razem kiedy mężczyzna wsunął siekierę między trzcinę, ruch był dłuższy i gwałtowniejszy, a towarzyszyło mu kilkukrotne prychnięcie. Arni zobaczył jak wielgachny, szary wąż owija się wokół czegoś małego i równie szarego - zanim przekonał się czego, wykonał cięcie nożem. Gad natychmiast zwolnił uścisk i wpełznął do wody, zostawiając za sobą czarny ślad.
- Cholera! - zaklął Arni, szukając na nieprzeniknionej powierzchni rzeki śladu bytności bestii. Nic. Jak na złość, rana zaczęła dość silnie szczypać i pulsować. W trzcinie leżała kolczasta kulka - jeż, młody, ale już doświadczony. Nie był jednak zwinięty w kłębek, choć trząsł się od czasu do czasu. Może był ranny, ale Arni nie tym się przejmował. Spędził całą noc na przygotowywaniu narzędzi! Miał dziś lekkiego pecha. - Ostrzyłem go... - Jego głos wydał mu się jakiś obcy. Świat zaczął lekko wirować. - Co się... Chyba... chyba mam problem... - wydukał, zanim nogi się pod nim ugięły. - Odkazić... w chatce mam... - próbował, ale język mu się plątał. Położył się na plecach i spojrzał na niebo między gałęziami coraz bardziej łysych drzew. To było nawet przyjemne, gdyby nie ten pulsujący, okropny ból i brak sił, by choćby unieść rękę. Czuł, jak coś gorącego wypływa mu z rany.
Oj, dziś z pewnością miał lekkiego pecha.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.16 22:53  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Patrzyła na niego ze spokojem. Oczywiście, że obserwowała ten teren. Nie była jednak pewna co do mniejszych żyjątek. Zdarzały się maleństwa chowające się w piasku bądź w roślinności a równie niebezpieczne co duże stworzenia. Tak pająki na przykład. Zadrżała na myśl o ośmionogich, owłosionych stworzeniach przemierzających krótkie dystanse na swoim drobnych nóżkach z zadziwiającą prędkością. Uważała głównie te duże za zagrożenie. Nie ze względu na jadowitość czy inne takie duperele. To się dało wyleczyć no i jej by aż tak nie zaszkodziło jak normalnemu człowiekowi. Sama jednak ich obecność budziła w niej obrzydzenie. Te mniejsze również ją przerażały aczkolwiek nie aż tak jak większe osobniki. Spojrzała z powrotem na mężczyznę. Z jej obserwacji nic większego jej nie groziło. Jednakże jej wzrok nie był aż tak niezawodny, zawsze mogła coś przegapić. Westchnęła cicho znowu. Miał rację. Większość aniołów omijała ten teren a nawet jeśli tu się pojawiały jakieś osobniki to bynajmniej w celach rozrywkowych. Czuła się odpowiedzialna za to i świadomość, że anioły omijają to miejsce nie napawała jej optymizmem budząc w niej raczej negatywne odczucia. Odpowiedziała ciszą na jego słowa. Nie wiedziała powiedzieć. Ciszą więc przytaknęła na jego słowa. Przeczesała nerwowo włosy dłonią.
Otworzyła torbę i zaczęła ją przeszukiwać po chwili znalazła bochenek chleba, nie wielki ale dla jednej osoby na zaspokojenie głodu w akurat. Podeszła do niego bliżej podając mu chleb.
- Myślę, że z tym ryba będzie lepiej smakować. - Powiedziała spokojnie. Co prawda nie musiał od niej tego chleba brać, mógł równie dobrze odtrącić jej rękę. Nie musiał wcale jej ufać. Z drugiej strony nie zdziwiła by się gdyby uznał za dziwne to, że nosi w torbie bochenek chleba. No cóż, przydawało się to właśnie na takie okazje a ona lubiła wychodzić myślami w przód i być przygotowaną na każdą okazję.
Zamarła widząc jego gest. Miała świadomość, że nic niesamowicie groźnego na nich nie wyskoczy. Przyznała jednak, że także ten szelest usłyszała. Skinęła głową do mężczyzny zamierając w bezruchu. Cokolwiek to było lepiej było zachować czujność. Obserwowała mężczyznę. Jego ruchy i ogólna postura wyraźnie mówiły, że był wprawiony w skradaniu się. Mieszkając na takich terenach nie dziwiła jej ta umiejętność. Patrzyła jak powoli skrada się ku źródle niepokojących dźwięków. Zadrżała lekko na myśl co też może czaić się w trawie. Nic nie stanowiło dla niej problemu i poderzewała, że dla mężczyzny tak samo, jednakże jeśli to był pająk.. brr.. nie chciała o tym myśleć. Nagły ruch towarzysza ją przestraszył. Nie spodziewała się tego. W pierwszej chwili z racji nieco oddalonej pozycji nie mogła dostrzec co też takiego zobaczył mężczyzna. Gdy tylko szary wąż pojawił się w zasięgu jej wzroku i od razu zniknął w wodzie odetchnęła. No i tyle po niebezpieczeństwie. Podeszła niepewnie bliżej. Dostrzegła w trawie coś jeszcze. Małego jeża. Westchnęła cicho zachwycona widokiem małego biednego stworzonka. Nie dane jej było jednak długo nacieszyć oczy gdyż szybko jej uwage odwrócił nagły jęk. Widząc jak mężczyzna pada na ziemię poczuła żołądek podchodzący jej do gardła. O nie.. nie znosiła nerwowych sytuacji. Spokojnie, spokojnie, nie panikuj. To najgorsze co możesz teraz zrobić. Zaczęła nerwowo grzebać w torbie szukając potrzebnych rzeczy. Tak, apteczka. Dzięki Bogu, kobieca torba była w stanie wszystko pomieścić. Szybko znalazła małą buteleczkę ze spirytusem. Odkręciła ją szybkim ruchem.
- Przepraszam.. to trochę zaboli.. - Wymamrotała. Nie była jednak w stanie stwierdzić czy w ogóle zarejestruje jej słowa. Oblała jego ranę alkoholem by ją odkazić. Chciała odwrócić wzrok lecz nie mogła. Gdy już odkaziła ranę wyjęła z apteczki gazy i przyłożyła je do rany, uciskając by zatamować krwawienie. Podczas gdy jedną rękę cały czas uciskała ranę, drugą wyjęła z apteczki specjalne tabletki. Wyszukała wśród nich tę, której potrzebowała. Nie obchodziło jej w tej chwili czy mężczyzna będzie się opierał czy nie.
- Musisz to połknąć.. dzięki temu rana szybciej się zagoi. - Powiedziała licząc na to, że mężczyzna jej zaufa i połknie lek. Dotychczas miała mało doświadczenia z takimi ranami. Zazywczaj takich sytuacji doświadczała jedynie podczas różnych walk a i wtedy zawsze towarzyszył im medyk więc nie musiała się przejmować jak to zrobić. Teraz zaczynała żałować, że nie podszkoliła się bardziej w tym temacie. Spojrzała z wdzięcznością na woreczek z tabletkami. Gdyby nie jej znajoma w ogóle nie byłaby w posiadaniu tych leków. Co prawda były one zprezentowane z intencją dla niej, gdyby coś jej się stało, uważała jednak, że inni bardziej potrzebowali takich lekarstw i nie wahała się przed używaniem ich właśnie w taki sposób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.16 1:58  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Kiedy dziewczyna wyciągnęła z torby chleb... był w szoku. Stanął jak wryty, nie wiedząc, co powiedzieć. Jasne, nie chodziło o to, że ot tak spełniła jego ironiczną prośbę, ani nawet, że wyciągnęła z torby, no właśnie... Chleb! CHLEB!
Nie czuł zapachu chleba od wieków, nie pamiętał nawet jak smakuje. A ona nosi przy sobie cały bochenek i jak gdyby nigdy nic daje obcemu dzikusowi z lasu, wymordowanemu. Nie był w tej chwili zdolny analizować jej zachowania, wyciągać możliwych argumentów za jej dobrocią i przeciw mądrości... Czuł się tak, jakby właśnie usłyszał, że ma drugą szansę, że to był tylko sen, jeśli weźmie ten chleb, ten dzień dobiegnie do końca, ale następnego już nie będzie, nie tutaj, nie teraz. Świat będzie żywy, Bóg nigdzie nie pójdzie, wszystko będzie po staremu, jakkolwiek było wcześniej. Ten chleb stał się dla niego świętym Graalem, który rozwiąże wszelkie problemy.
Nie odpowiedział nic, zamurowało go. Chyba nigdy wcześniej w swoim życiu nie został tak poważnie wytrącony z równowagi. Nie wiedział nawet, co miałby powiedzieć, co zrobić. Wystarczyło wyciągnąć dłoń, jednak nie potrafił. Mimo całej tej świętości chwili, nie potrafił nawet przyjąć pomocy. Święty Graal był tylko ciastem, które strawiłby w ciągu doby. Nazajutrz obudziłby się w swojej chatce jako wymordowany i rozpoczął nowy dzień swojego martwego życia. Nic by się nie zmieniło, poza chwilową uciechą. Przełknął ślinę i całą swoją wolę włożył w wypowiedzenie kolejnych słów.
- Zawsze nosisz w torbie chleb dla wymordowanych? - Chciał zabrzmieć kpiąco, ale głos mu trochę drżał, więc odkaszlnął i dodał szybko, już pewniej: - Daj go komuś, kto umiera tam, na pustyni, a nie mi. Ja już nie żyję. I mam, co jeść. - Nie był zły, nie miał nawet żalu do siebie, że nie przyjął propozycji. Poczuł coś w rodzaju pustki, która towarzyszyła mu odkąd tylko pojął, że świat umiera, a on jest jego częścią i nie ma już ratunku.
Szok przeszedł w nadzieję, a nadzieja w pustkę. Anielica nie miała pojęcia, że oto stoi przed nią mężczyzna, który nie nadaje się do towarzystwa, który ma własny, popsuty światopogląd i najchętniej spędziłby resztę życia pod ziemią. Który boi się poddać, choć marzy o tym od dekad. Zdarzało mu się dzielić pożywieniem, czy oddać je komuś za cenę głodu, jednak rzadko, częściej bywał egoistą, ponieważ chciał przetrwać. Oddałby wszystko za zwykłą śmierć, ale nie potrafiłby się do niej perfidnie przyczynić. Jednak w tej chwili po prostu odrzucił pomoc. Nieracjonalnie, niewytłumaczalnie, zupełnie bez sensu. Bo duma!
Kiedy tak później leżał, obserwując jak różnego kształtu obłoki suną powoli po niebie, nie miało już to znaczenia. Świat stracił na ostrości. Do wirowania był przyzwyczajony, ale znane mu szumienie w uszach tym razem zastąpiła brzęcząca cisza. Nie docierały do niego żadne dźwięki, prócz tego jednego pisku, który dochodził gdzieś z tyłu głowy. Słyszał kiedyś, że ten pisk, to dźwięk umierających komórek słuchowych, których nie da się już odzyskać. Słyszał też, że to muzyka duszy. Dźwięk rdzenia człowieka. Czy nadal miał duszę? Czy nadal był człowiekiem? Czy po prostu tracił słuch?
Tego typu myśli zaprzątały mu głowę, kiedy kobieta odkręcała buteleczkę. Nie czuł swojego ciała, było zdrętwiałe, obce, jednak kiedy tylko spirytus dotknął rany, rzeczywistość uderzyła w niego z podwójną siłą. Pisk się urwał, świat nabrał ostrości, ból przeszył całą pierś. Chwycił kobietę mocno za rękę i wydał z siebie zduszony okrzyk. Nie był na to przygotowany.
- Co ty wyprawiasz?! - wyrzucił z siebie, zaciskając zęby i unosząc odrobinę plecy z ziemi. Ale to był tylko odruch. Sam miał to przecież zrobić, nie był jednak przyzwyczajony do takich pobudek. Puścił ją i runął z powrotem na ziemię. Odwrócił głowę i uderzył pięścią kilka razy o glebę. Dyszał przez zęby.
Rany były dość głębokie, ciągnęły się przez pierś i bok mężczyzny. Gdyby się wtedy nie odsunął, bestia zapewne wyrwałaby mu niezły kawał mięsa przed śmiercią. To było piekło, choć wielokrotnie już przez nie przechodził. Można było powiedzieć, że to było jego piekło. Znane - znienawidzone, ale znane. Jak to mawiają? Cierpienie uszlachetnia? Ból oznacza, że żyjesz? Stuprocentowe brednie! Cierpienie i ból oznaczają, że ktoś ma chwilowo przesrane.
Po chwili, kiedy kobieta skończyła go opatrywać, zostało już tylko pulsowanie i zdrętwienie na całej klatce piersiowej. Mógłby przysiąc, że prawie jej nie czuje, choć nadal był to bardzo bolesny brak czucia i gdyby ktoś inny spróbował dotknąć go choć palcem, zabiłby.
Tabletkę przyjął, nie miał wyboru, ale było mu to też troszkę obojętne. Jakoś nie miał sił się sprzeciwiać. Zarejestrował jej słowa, ale były jak bicz, wycelowany w pustą przestrzeń. Ostro wparowały do głowy Arniego i nie zostawiły żadnego śladu. Jego umysł był świeży jak nigdy, aż ciężko było się skupić.
- Masz tam może trochę soli? - wymamrotał, podnosząc głowę i zerkając na jej torbę. - To by dopiero była uczta! - Westchnął ciężko i opuścił głowę na ziemię. - Pieprzona, zmutowana ryba... - szepnął przez zęby, uderzając jeszcze raz pięścią o podłoże. Pieprzona, zmutowana ryba - powtórzył w myślach i pokręcił głową, mówiąc światu „NIE”.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 19:13  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Widząc jego reakcję sama nie wiedziała jak zareagować. Z jednej strony to było dla niej zrozumiałe, prawdopodobnie nie widział chleba od dawna, z drugiej jednak strony dla niej reakcja na chleb - zwykły przedmiot użytku codziennego, o ile można go tak nazwać - wywołujący w kimkolwiek takie odczucia był dla niej czymś nowym i co najmniej zaskakującym. Dodatkowo na pewno go zdziwiło jak beztrosko wyciągnęła z torby chleb. No bo kto nosi takie rzeczy w torbie? No cóż, ona nie była typową kobietą. Torba faktycznie służyła czemuś konkretnemu a nie noszeniu bezużytecznych przedmiotów. Spojrzała na chleb, który upiekła tego ranka. Był świeży i chrupiący. To nie tak, że chciała mu pokazać mu co utracił. Nawet jej do głowy nie przyszło, że właśnie taka myśl się u niego może pojawić. Po prostu chciała mu pomóc. Być może nie pomyślała do końca jak może zareagować. Chociaż swojego sporego wieku wciąż nie znała wszystkiego. Tak naprawdę wciąż nie znała mnóstwa rzeczy. Nigdy w taki sposób nie nawiązała jeszcze kontaktu z wymordowanym. Nie wiedziała jak zareaguje. Słysząc jego odpowiedź otworzyła szerzej oczy unosząc brwi.
- Noszę jedzenie dla tych, którzy go potrzebują. - Powiedziała zgodnie z prawdą. Na jego kolejne zdanie lekko się oburzyła. Najwidoczniej ruszyła jego dumę czy coś. Nie spodobało jednak jej się to. Zupełnie jakby uważał, że skoro jest wymordowanym jest gorszy i nie należy mu się to jedzenie.
- Jestem tu teraz z Tobą i to Tobie go daję. Weź go, należy Ci się. - Wcisnęła mężczyźnie chleb w dłonie i odsunęła się nie pozwalając mu zaregować. No cóż, tak będzie lepiej dla niego. Nie po to go rano piekła by ktoś odmówił jej przyjęcia chleba z powodu dumy. Duma czy nie, chleb się należy każdemu i nie ma dyskusji! Nie zawsze spotykała kogoś komu mogła to podarować i często jedzenie, które robiła się marnowało. Z drugiej strony aż tak często poza Eden nie wylatywała. Miała jednak mnóstwo pracy i obowiązków, które odciągały jej od wędrówki poza ojczyste tereny. Dzisiaj był pierwszy dzień kiedy spotkała wymordowanego w przyjaznej atmosferze i nie zamierzała słyszeć od niego odmowy na drobną pomoc. Mogła mu nawet codziennie przynosić chleb jeśli mu to miało poprawić humor. Nie wiedziała czy to kwestia jakiejś wyższej mocy, przypadku czy też tego, że był on pierwszym cywilizowanym wymordowanym, którego spotkała, ale w jakiś sposób darzyła go sympatią.
Czuła, że sytuacja odrobinę ją przerasta. Nie miała jednak wyboru. Wiedziała, że go to nie zabije. Chciała mu jednak pomóc uniknąć niepotrzebnych komplikacji jak jakieś paskudne zakażenie w ranie czy cokolwiek innego. Nie było to nic przyjemnego. Trochę bólu teraz zapobiegnie dłuższemu bólu w przyszłości. Widząc jego reakcję skrzywiła się. Nie potrafiła sobie wyobrazić jak bardzo to boli. Znaczy zdawała sobie sprawę jak bardzo to nieprzyjemne jednakże nigdy nie miała podobnej rany więc była to dla niej kwestia wyłącznie wyobraźni. Większość życia spędziła spokojnie na ojczystych, spokojnych ziemiach. Żołnierzem tak naprawdę była od niedawna. Nigdy tak naprawdę nie doświadczyła poważniejszych ran.
- P-przepraszam! Muszę ją odkazić.. - Powiedziała coś oczywistego. Oczywiście, że wiedział co robi. Słowa te raczej były reakcją na nagły szok, jak spowodował alkohol. Naprawdę nie chciała tego robić ale to była konieczność. Szczególnie, że od rany nagle zasłabł. Gdyby jej nie opatrzyła od razu, to mogłoby się to skończyć inaczej, o wiele nieprzyjemniej. Ucieszyło ją, że przynajmniej przyjął tabletkę bez oporu. Wierzyła w leki koleżanki, w końcu była jedną z lepszych uzdrowicielek na terenie całego Edenu. Pewnie trochę by się pogniewała, gdyby usłyszała, że oddała lek komuś, nie musiała jej jednak o tym informować. Czasami się zastanawiała czy nie powinna się zachowywać lepiej jako anioł. Czuła jakiś taki wewnętrzny nakaz, norma, która kazała jej być dobrą tylko ze względu na rasę. Sprzeciwienie się Bogu uważała po prostu za coś czego nie można zrobić przenigdy. Tak jej zresztą wpoili gdy była młoda. Młodość.. Wspomnienia z dzieciństwa miała trochę zamazane. Skarciła się. Znowu odpływała myślami gdzieś daleko. Musiała się bardziej skupiać na tym co robi. Spojrzała na mężczyznę. Najwidoczniej mu się poprawiło, wyglądał wręcz żywiej. Ups.. niefortunny dobór słów. No cóż, to tylko jej myśli. Słysząc kolejne słowa uśmiechnęła się lekko.
- Widzę, że już Ci lepiej. - Odparła. Zaczęła przeszukiwać torbę i wyciągnęła malutki woreczek. Generalnie nie powinna jej ze sobą nosić, ale nie była przecież na służbie.
- Tak się składa, że mam. - powiedziała trzymając woreczek z solą w torbie. Normalnie takich rzeczy nie nosiła ale akurat była jej potrzebna. W pewnym celu. Nie było to nic istotnego.
- Przynajmniej ją zabiłeś. - Dodała. Chyba jeszcze gorzej, gdyby udało jej się uciec. Nie dość, że uciekłby mu obiad to jeszcze pewnie pozostałby żal po przegranej bitwie z takim okropnym stworzeniem. Przynajmniej ona tak by czuła na jego miejscu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.16 23:36  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Zrobił krok w tył, kiedy kobieta mimo jego słów podeszła z bochenkiem w rękach. Tylko jeden, mały krok, który stanowił resztki jego oporu. Co miał zrobić? Odwrócić się, odejść, obrażony? Oczywiście, że chciał dotknąć gładkiej skórki świeżego ciasta, którego zapach wypełnił czułe nozdrza mężczyzny, kiedy tylko anielica wyciągnęła je z torby. Chciał poczuć jego kruchość w niezdarnych, trzęsących się z podniecenia dłoniach, przełamać ostrożnie, by nie zmarnować choćby kruszynki. Wreszcie chciał spróbować zapomnianego smaku.
Chciał, jednak kiedy dziewczyna podała mu chleb, on prawie go upuścił. Złapał kurczowo i bał się choćby ruszyć. Nie obchodziło go, jak to wygląda, może anielica wzięła go za biedaka, może wzbudził w niej współczucie, litość, może obrzydzenie - nie zaprzątał sobie tym głowy. Jedyne, co w tej chwili do niego docierało, to fakt, że trzyma w dłoniach pachnący chleb, świeży bochenek ciasta, którym żywił się wieki temu i którego nie doceniał aż do tej chwili.
Stał tak chwilę, wpatrując się w cud w swoich rękach, niezdolny do wypowiedzenia jakichkolwiek słów. Kiedy chwytał chleb, musiał puścić rybę i nóż, które straciły znaczenie. Z szoku wyrwało go dopiero poruszenie w trzcinie, które poruszyły w nim tę nową część osobowości, którą zyskał po śmierci. A może miał ją zawsze, tylko lubił się w ten sposób usprawiedliwiać? Nie pamiętał. Musiał to sprawdzić, choćby był właśnie świadkiem... właściwie to nie było dla niego w tym momencie cudu większego niż ten trzymany w rękach. I daleko mu było od uznania tego za przesadę.
Chciał położyć chleb na ziemi, jednak nie mógł. Obrócił się z nim dookoła osi, szukając rozwiązania tej sytuacji. Cały czas trzymał w dwóch dłoniach, poruszając się przy tym ostrożnie. Spojrzał na dziewczynę.
- Możesz... - zaczął, ale urwał, szukając słów. Nie chciał, aby pomyślała, że nie chce od niej tego chleba. A właściwie chciał, ale już go trzymał, już się przywiązał. - Przetrzymać? - Tak, to dobre słowo. Wyciągnął bochenek w jej stronę i spojrzał z dziwnym wyrazem twarzy. Nie był przyzwyczajony do wdzięczności, do proszenia o pomoc ani w ogóle do niczego, co związane z ludźmi.
Jaszczur wzywał. Musiał sprawdzić, co tam siedzi i być może upolować. Inaczej nie byłby godzien nim być! Nie to, że bycie jaszczurem to coś wspaniałego, ani że Pan Iks potrafi być miłym towarzyszem życia. Po prostu, musiał!

Dopiero po jakimś czasie przeżywania piekła na martwej ziemi zorientował się, że jego ręką przybrała nieco gadzich cech, że wzrok stracił trochę na ostrości. Zazwyczaj to czuł, ten moment, kiedy pewien fragment ludzkiego ciała zmienia się w jaszczurzą wersję. To było nawet przyjemne, choć nigdy na głos by tak nie powiedział. Nigdy nie przyznałby się, że wirus, który zabił miliardy, zabił i jego, doprowadził do końca świata i odebrał ludziom człowieczeństwo... został przez niego zaakceptowany. Dlatego tak bardzo unikał jakichkolwiek przejawów cielesnej gadzialniści.
Jednak ból zagłuszył jego odczucia, więc zauważył łuski i pazury na prawej dłoni dopiero, kiedy uniósł ją do piersi. Skóra wokół rany zaczęła przybierać szarą barwę, robiła się grubsza. Zupełnie nie pomagało to w leczeniu, ponieważ łuski były tak samo uszkodzone, jak ludzki naskórek. Tyle, że rana znajdowała się pod jego dużo większą i twardszą warstwą.
Spełnienie kolejnej ironicznej zachcianki Arniego było dla niego dziwne, zaczynał nawet podejrzewać, że anioły tak mają - spełniają życzenia. Jednak metamorfoza zabiła go nieco z toru myśli. Dziewczyna pewnie zauważyła, że Arni się zmienia - trudno było nie zauważyć. Nie wiedział jak na to zareaguje i czy przypadkiem nie zechce zrobić mu krzywdy ze strachu czy wrogości do mutantów. Podniósł się z bólem i odsunął, nie odzywajac. Obserwował ją, starając się jakoś zapanować nad gadem. To nie było tak, że cały zmieniał się w zwierzę, ani że stawał się przez to agresywny - może na całe szczęście, choć z pewnością na tym świecie prędzej przetrwałby prawdziwy gad niż ludzki. Po prostu... zyskiwał troszkę łusek, gadzie oczy, może czasem jakieś kły... Nic nadzwyczajnego. I trwałego. I jednoczesnego.
Widział inaczej, więc pewnie miał nienaturalne źrenice, ale kłów nie czuł. Lewa dłoń też została ludzka - sprawdził od razu. Kiedy skupił się na prawej, ta też po chwili znormalniała. Nie był już w szoku, więc gad przestał szaleć bez pozwolenia. Mrugnął kilka razy, by przywrócić sobie też ludzki wzrok. Nie chciał tracić kontaktu wzrokowego z dziewczyną, ale najchętniej by je mocno przemasował. Jeśli o oczach mowa, zmianie zawsze towarzyszył pewien potężny dyskomfort, podobny do tego, który pojawiał się podczas wpatrywania się w ostry przedmiot, zbliżający się do nich. Tego nie cierpiał.
- Efekty uboczne śmierci - powiedział, wstając powoli. - Niegroźne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.16 13:42  •  (S) Skażona Rzeka Empty Re: (S) Skażona Rzeka
Widząc jego reakcję na chleb uśmiechnęła się mimowolnie. W jakiś sposób sprawiało to, że na jej twarzy zawsze wykwitał szeroki uśmiech. Fakt sprawienia komuś radości nawet najmniejszym gestem był miodem na jej serce. Nie była pewna czy było to w jej naturze czy to była część charakteru. Być może jako anioł było jej przeznaczone pomagać innym i przynosić szczęście i radość, czyniąc to dla niej zupełnie naturalną rzeczą. Nigdy tak naprawdę się nad tym nie zastanawiała. Spojrzała na chleb, który trzymał w dłoniach. Kto by pomyślał, że taka prosta rzecz może dla kogoś tak wiele. Jego reakcja malująca się na jego twarzy, była wystarczającym dowodem na to, że wiele to dla niego znaczyło. Widząc, że nie ma gdzie położyć chleb instynktownie wyciągnęła ręce by go potrzymać. Nie musiała nawet nic mówić, bo mężczyzna sam o to spytał. Wzięła od niego ostrożnie chleb, zupełnie jakby była to rzecz krucha i delikatna, mająca się za chwilę rozlecieć. Widocznie odczucia mężczyzny jej się udzieliły. Skoro dla niego ten bochenek chleba stał się czymś tak bardzo ważnym to ona także zamierzała na niego uważać. Spojrzała w kierunku krzaków, które ewidentnie zaniepokoiły towarzysza. Ona nie wyczuwała nic groźnego ale być może on, przystosowany do życia w takim środowisku zwracał uwagę na takie rzeczy, które dla niej były nieistotne i je ignorowała.

Przyglądała mu się w skupieniu. Wyglądało na to, że sytuacja była, przynajmniej w chwili obecnej, opanowana. Całe to zdarzenie było dla niej czymś nowym i niecodziennym. Wiedziała, że nie zapomni tego człowieka przez długi czas. Kto by pomyślał, że w ciągu jednej chwili tak wiele może się zdarzyć. No tak, to były pustkowia, to w każdym zakamarku czaiło się niebezpieczeństwo. Miejsce to było tak niesamowicie skrajne w porównaniu z jej domem, że stale ją to zaskakiwało. Musiała przyznać, że taka chwilowa odskocznia pełna nerwowych chwil i nie do końca bezpiecznych stworzeń w jakiś sposób jej się podobała. Było to o wiele ciekawsze od panującego spokoju a co za tym szło zwykłej nudy. Spojrzała na mężczyznę z powrotem i już miała się do niego uśmiechnąć gdy dostrzegła jego rękę. Jej oczy otworzyły się szerzej. To co dostrzegła w pierwszej chwili zmroziło jej krew w żyłach. Nie do końca wiedziała jak zareagować. Znaczy.. widziała już takie rzeczy. Ludzi, którzy byli przemienieni wirusem w potwory. Walczyła już z takimi monstrami. Nigdy jednak nie widziała, żeby ktoś zmieniał się na jej oczach. Zaczęło ją zastanawiać, czy nie niesie to za sobą jakichś konsekwencji, jak zmiany w zachowaniu. Spojrzała na jego twarz ale nie zauważyła żadnych oznak agresji czy zmian oprócz zwężonych, gadzich źrenic. Przyglądała mu się w spokoju patrząc na gadzią skórę na jego ręce. Jej dłoń nieświadomie zrobiła ruch w kierunku gadzich łusek. Dziewczyna jednak szybko się zorientowała co robi i zabrała dłoń. Nie chciała, żeby mężczyzna źle to odczytał. Dla niej było to raczej niesamowite. I jak niebywale praktyczne! Taka skóra musiała być kilka razy bardziej odporna na obrażenia niż ludzka. Jakież to dawało możliwości. Zastanawiało ją czy potrafi on sam się zmienić, kiedy tylko ze chce czy to raczej instynktowna kwestia i jego ciało samo reaguje w sytuacji zagrożenia.
-Niesamowite.. -wyszeptała. W jej oczach można było dostrzec fascynację tym co zobaczyła. Gdy po chwili jego wygląd wrócił do normalności spojrzała na niego z lekko otwartymi ustami.
-Umiesz się zmieniać tak na zawołanie? - to pytanie wyszło z jej ust szybciej niż mózg zdążył się nad nim zastanowić. No tak, nic nowego. Zawsze szybciej robiła niż myślała. Niezbyt to było mądre, ale nie miała na to zbyt dużego wpływu. Kwestia przyzwyczajenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach