Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 30.06.19 3:37  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
  Wiedział do czego był zdolny stojący przed nim mężczyzna, więc nie rozumiał, dlaczego ciało nagle odmówiło mu posłuszeństwa; atak ze zaskoczenia był właściwie jego jedyną szansą na zgładzenie cerbera, a jednak nie było go stać nawet na to. Ostrze skalpela zawisło dosłownie kilka centymetrów przed jego szyją. Wystarczył tylko sprawny ruch nadgarstka, aby naprawić swój błąd z przeszłości, ale
   (Naprawdę tego chcesz?)
  musiał mocniej zacisnąć place na rękojeści noża, gdyż te zadrżały, gdy z gardła Yuna popłynął wartki potok słów. Zamknij się, chciał go uciszyć, ale jedynie przełknął ślinę z oczyma wbitymi w niemalże białe tęczówki swego rozmówcy. Podczas ich pierwszego spotkania pomyślał, że zostały skażone bielmem. Jakiż był wtedy naiwny!
  Lokclear.
  Wzdrygnął się, słysząc swoje nazwisko, które w jego ustach zabrzmiało tak naturalnie, jakby nadal je używał, choć po prawdzie powoli zapomniał o jego istnieniu. Przestał być Locklearem na rzecz Jekylla. Doktora, który nie cofnie się przed niczym, by dopiąć swego. Zabawne, że przed 2012 r. nawet nie zdawał sobie sprawę z istnienia tych ambicji. Yun był jednym z kilku katalizatorów, które wznieciły je w nim na dobre. Najbardziej skutecznym. Był jak kanister z benzyną, a wścieklizna tylko drobnym dodatkiem w postaci zapałki.
  Nie zaprotestował, kiedy mężczyzna w końcu użył siły. Poddał się bezwiednie jego woli, jakby przez ułamek sekundy jego umysł przestał poprawnie funkcjonować. Czując znajomy dotyk na swoich palcach, który sprawił, że jego skóra zapiekła w miejscu, gdzie się z nim syknęła, rozluźnił uścisk ze skalpela i pozwolił mu opaść na podłoże.
  Minęły wieki  i Yun miał racje. Nie chodziło tylko o to. Dlaczego tak długo zajęło mu zrozumienia, że nie chciał naprawić tego, co spieprzył przed laty? Że... że naprawdę się go obawiał, a raczej nie jego samego, a uczuć, które do dziś paliły go w piersi, jak zgaga, a wścieklizna zbudowała mu okazje na ewakuacje i usprawiedliwienie swojej słabości? Mimo iż nie był taki, jak Yun go zapamiętał. Był kimś całkiem innym, ale mimo to, stojący tuż przy nim, czując jego oddech na swojej skórze, miał wrażenie, że nic sie nie zmieniło. Wszystko, co odrzucił, wróciło, jak bumerang.
  Jesu, myślał, że te uczucia w końcu wyblakną, jak kolor t-shirtu, który miał na sobie, że przeminął wymazane przez upływ czasu, że już nigdy go nie zobaczy i dzięki temu o nim zapomnij, ale pamiętał. Pamiętał za każdym razem, gdy czuł mrowienie w prawej dłoni. Za każdym razem, gdy budził się na kacu, nie wiedząc gdzie się znajduje z pulsującym bólem w skroniach i bez wspomnień dotyczącej ostatniej nocy. Za każdym cholernym razem, gdy do głosu dochodziła panika, a zdarzało się to coraz częściej. Wówczas budził się w środku nocy. Chciał krzyczeć, ale z jego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. Chciał odetchnąć, ale nie mógł złapać tchu. Chciał sięgnąć po butelkę wody umiejscowionej na stołku obok pryczy, ale nie czuł własnych rąk, jakby nie należały do niego, jakby dopiero co dokonano przeszczepu i organizm jeszcze nie wysłał do mózgu impulsu, że może z nich skorzystać. Uchwycony w paraliż senny jedyne, co mógł, to wpatrywać się w sufit i czekać, aż do ciała powróci czucie. I wtedy bardzo często powracały wspomnienia. Ich obraz wyostrzał się za każdym razem coraz bardziej. Co prawda nie mógł odtworzyć twarzy Yume cal po calu. Była cała we krwi. Ostały się tylko oczy. Prawie białe. Bez wyrazu. Takie, jakie je zapamiętał. Takie, jak teraz. Wpatrując się w nie, miał wrażenie, że Wuxiana nie było stać na nic innego, poza opanowaniem i niewzruszeniem, którym emanował. Owe spojrzenie irytowało i fascynowało go jednocześnie. Zakichane misz-masz!
  — Właśnie — odezwał się po wysłuchaniu jego suchych wyjaśnień. Objął wzrokiem wózek z rupieciami. Tym właśnie zajmował się cerber? Zbierał bezużyteczne przedmioty? Kolekcjonował je jak znaczki pocztowe? —Wracam, a ty mi to utrudniasz.
  Nie zerknął mu ponownie w oczy. Wbił spojrzenie w jego usta, na których ukształtowały się kolejne słowa. Był jak cios wymierzony prosto w policzek. Chciał uciec, jak najdalej stąd i żałował, że roztrwonił tą szansę, ale…
  — Do cholery jasnej, odsuń się. Duszno mi — wycedził przez zaciśnięte zęby, gdy Yun niespodziewanie naruszył jeszcze bardziej jego przestrzeń osobistą. Sam nie był w stanie się ruszyć. Miał wrażenie, że jego nogi zostały zacementowane w podłoże. Było go stać jedynie na ukrycie dłoni w kieszeniach. Ich zdradzieckie drżenie jedynie go drażniło.
  Nic nie myślał. Nie był przygotowany na to, że jeszcze kiedyś go zobaczy. Nie umiał sobie nawet wyobrazić takiej sytuacji.
  Spuścił wzrok na swoje obuwie. Czuł się, jak dziecko przyłapane na oglądaniu filmów erotycznych.
  — Czego ode mnie oczekujesz? — zapytał w końcu. Cicho, bardzo cicho. Ledwie przy tym poruszył ustami. Serce tłukło się boleśnie o żebra i znowu pojawiła się fala gorąca. Pierwszy raz od dawna zabrakło mu języka w gębie. I nie umiał znaleźć na to medycznego wyjaśnienia.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.19 19:43  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
  Powolny ruch oczu zdradzał jego czujną postawę. Badał grunt po którym stąpał, bo wszystko co do tej pory znał odkształcało się za sprawą przypadkowego spotkania. Jekyll wydawał mu się jednak przede wszystkim zdezorientowany, a nie zły, w czym nie pomagała na pewno otoczona aurą beznamiętności postawa azjaty.
  Schylił się, by podnieść z ziemi skalpel. Stal błyszczała na tle ciemnego piachu i szkoda było, aby narzędzie straciło na swojej ostrości obijając się pod ich nogami o kamienie. Wytarł osiadły kurz o rękaw i chwytając ostrożnie za ostrze wyciągnął przedmiot w stronę jasnowłosego.
  — Więc idź — odpowiedział mu bez zwłoki. Wiele lat temu jego słowa ozdobiłoby warknięcie, ale dzisiaj wiedział, że angażowanie się jest obosieczną bronią, której ciosu by nie zniósł. Było wiele kwestii, które chciałby poruszyć i wiele rzeczy jakie mógłby zrobić, ale niechęć doktora do wymordowanego musiała być w dalszym ciągu ogromna, skoro przypominał mu o niej w każdym zdaniu. — Niczego od ciebie nie oczekuję.
  Najwyraźniej ich czas na spotkanie jeszcze nie nadszedł.
  Gdy tylko zwrócił mu przedmiot rozłożył ramiona na boki. Nie trzymał go tu siłą niezależnie od tego jak bardzo by tego chciał. Nie odważył się już więcej położyć dłoni na jego ramieniu, bo nawet jeżeli ta forma komunikacji zastępowała Yunowi mowę, w tym momencie nie pragnął przeciągać żadnego kontaktu.
  Nie czuł się z tym dobrze. Nie po to los rzucił im sobie pod nogi, by rozeszli się po wymianie kilku nieprzyjemności. Niczego nie zdołali sobie wyjaśnić, patrząc na siebie rozdrapali stare rany, a teraz mieli po prostu powędrować w swoją stronę?
  Kiedy mrugał, widział nadal przed oczami twarz jasnowłosego. Wuxian wiedział doskonale, że będzie miał pod powiekami ten obraz przez wiele kolejnych godzin. Wizja nawiedzi go przed snem i w jego trakcie. Jutro obudzi się czując wyłącznie gorycz, a potem zrobi wszystko, by odszukać trop z poprzedniego wieczora.
  Nie było mowy, by się na to zgodził. Nie po to tak bardzo dbał o spokój duszy, by pozwolić jej zmącić się za sprawą kilku minut spędzonych w towarzystwie starego przyjaciela. Udawał obojętnego, ale żołądek ściskał mu się z bólu. Ze wszystkich sił chciał, by to właśnie Jekyll zadecydował, że wcale nie odejdzie. Z jakiegoś powodu nogi poniosły go w tym kierunku. Zanim do głosu doszedł rozsądek pokierowały nim głębiej zakorzenione pragnienia.
  Zabronił sobie działać pochopnie, ale dłoń wysunęła się do przodu podświadomie. Końcami palców chwycił za żółty materiał pod szyją doktora podciągając go wyżej. Jego spojrzenie padło na ozdobny kształt bernardyna umieszczony na chuście. Nie uśmiechał się.
  — Nie jesteś już moim towarzyszem — stwierdził, wypuszczając z dłoni skraj materiału. Jego głos w dalszym ciągu pozbawiony był czytelnych sygnałów. Mówił to tak, jakby przeczytał właśnie fragment opisu w książce, sucho i bez wkładania w to żadnych uczuć. Tylko Yun wiedział, że odbierał to jako coś pozytywnego. Jekyll nie był sam, nie potrzebował go u swojego boku, radził sobie pełniąc obrany zawód i pozwalał ambicjom ciągnąć go do przodu. Nie było powodu, by cofał się do tego co zostało skończone. Yume nie w takim celu go zatrzymał. — Ale nie postrzegam Cię jako wroga. Nigdy nie postrzegałem. Zastanawiało mnie, czy żyjesz. Co robisz. Gdzie się podziewasz.
  Miałam wrażenie, że od ilości wypowiadanych słów drętwieją mu usta. Mięśnie twarzy nie były przyzwyczajone do takiej ilości rzucanych jedno po drugim zdań, ale jeżeli Jakyll chciał jeszcze raz od niego uciec, musiał powiedzieć to chociażby do jego pleców. Niech usłyszy, niech zacznie myśleć, zastanawiać się co znaczą dla niego te pytania.
  Zabawne. Mógł umrzeć, ale gdy okazało się, że jego zwierzęce ciało zabliźnia rany wbrew jego woli uznał, że nie może dać się pożreć przejmującemu uczuciu nienawiści. Pamiętał, jakby to było wczoraj, gdy ruszył śladami pozostawionymi przez mężczyznę przeklinając w duchu własną głupotę. Własny umysł nad którym nie potrafił zapanować, gdy zwierzęce zmysły przyćmiewały ludzki rozum. Gdyby miał wybór nigdy by go nie zaraził, nigdy nie zacisnął szczęk, które pozostawiły po sobie przekleństwo. Miałam wrażenie, że za sprawą apokalipsy znalazł wszystko, czego wcześniej nie miał, a potem także z jej ręki to wszystko stracił.
  Zatrzymał się, gdy odnalazł rzucony w trawę zakrwawiony kamień. Ślady prowadziły znacznie dalej, ale nie odważył się podążyć. Odwrócił się wtedy i odszedł.
  Dzisiaj czuł się tak, jakby jeszcze raz jego oczom ukazało się narzędzie zbrodni. Pozwolił mu odejść. Chciał to wykrzyczeć, zdenerwować się, ale nie mógł. Puste, białe ślepia wpatrywały się w twarz Lockleara.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.07.19 1:24  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
  Nie spodziewał się, że Wuxian sięgnie po leżący na ziemi skalpel; Jekyll przypomniał sobie o nim dopiero wówczas, kiedy skonfrontował wzrok z własnym obuwiem. Lśniący w zachodzie słońca przedmiot został zlokalizowane przez toksyczny kolor jego tęczówek. Miał ochotę na niego nadepnąć. Zmiażdżyć go pod podeszwą buta, jak papierosa. W każdym razie moment, w którym Yun się schylił, zarejestrował z opóźnieniem, jednakże dostrzegając w ręce mężczyzny ten przedmiot, nabrał do ust gwałtownie powietrze. Przymknął powieki, gotowy na to, aż ostrze noża chirurgicznego zatopi się w jego skórze. Zasłużył. Zdecydowanie zasłużył na to, aby stracić trochę krwi, ale więc idź przeszyło go na wskroś i zakuło boleśnie w piersi. Chłód przeniknął pod ubrania i pod skórą, mimo iż kilka chwil wcześniej było mu gorąco jak diabli.
  Rusz się, warknął do własnych myśli. Rusz się, bo inaczej... Wrażenie, że jego nogi zostały zacementowane nie zniknęło. Chciał sięgnąć po skalpel, ale zamiast tego wypuścił ze świstem powietrze z płuc.
  — Weź go. Wyrzuć. Zrób z nim, co tylko chcesz — wykrzesał z siebie, pierwszy raz od niepamiętnych czasów gardząc tym narzędziem. Służyło mu przez wiele lat. Nabył go dawno temu. A teraz kamień spadł mu serca, gdy w końcu się z nim rozstał. Miał wrażenie, że powinien służyć Yume, nie jemu. Naiwnie wierzył, że dając mu go, podarował mu cząstkę siebie.
  Dezorientacja postępowała. Czuł się paskudnie, a przecież mógł odejść. Pokazać mu środkowy palec, splunąć w jego stronę i uciec,, a potem udawać, że ich spotkanie było wynikiem alkoholowych praktyk. Majaczeń. Snu. Lub innego ustrojstwa.
  W chwili, w której Yume zainteresował się chustą zakrywającą szyję Jekylla, doktor uchwycił w palce nadgarstek mężczyzny. Wyczuwając pod opuszkami puls, ulżyło mu. Żył. On naprawdę tutaj był. Oddychał. Poruszał się. Mówił. Nie był metafizycznym wybrykiem wyobraźni. Skutkiem udaru. Pieprzoną fatamorganą
  Przejechał językiem po spierzchniętych wargach, zanim ukształtowały się na nich jakikolwiek słowa. Co chciał mu właściwie powiedzieć? Że nie chciał zrobić mu krzywdy? Że jest skończonym tchórzem? Że nie poróżniła ich wścieklizna, a jego próżność? Że jest w nim zakochany?
  Śmiech na sali. Nie, do jasnej cholery. Nie mógł otwarcie przedstawić mu swoich uczuć, bo już nie był jego TOWARZYSZEM. Gdy owe słowa zostały uchwycone przez jego błędnik, miał wrażanie, że rozpada się na milion kawałków, jak filiżanka, która spadła ze stołu wprost na kafelki.
  — Yun.
  Imię mężczyzny z trudem przecisnęło się przez przełyk, w którym utworzyła się gula. Nawet nie miał odwagi, by spojrzeć mu w oczy. Jego wzrok zatrzymał się na wysokości drżącej grdyki Chińczyka. Przeskanował wzrokiem skrawek jego skóry, jakby była rzadkim zjawiskiem medycznym. Podczas wykonywania tej czynności dłoń instynktownie zakleszczyła się mocniej na nadgarstku. Wyczuł pod palcami wypukłość umieszczonych pod skórą naczyń krwionośnych. Poniósł wzrok o kilka centymetrów ku górze. Zahaczył nim o gładki podbródek swojego rozmówcy. Druga dłoń zawisła na wysokości obojczyka, ale po chwili ułożył ją na jego zagłębieniu pod szyją. Poczuł przyjemne ciepło bijące od ciała cerbera. Ciepło, które zaaplikowało w nim zastrzyk odwagi. Wykrzesał ją z siebie, konfrontując zieleń z bielom. Spojrzał mu prosto w oczy, czyniąc krok w przód. W jego spojrzeniu na próżno było doszukiwać się wcześniej złości. Było szkliste, przepraszające. Wyrażało więcej niż potrafił zawrzeć słowami. Uniósł wyżej rękę. Otarł palce o krzywiznę szczęki. Zbadał nim jej strukturę, a potem musnął opuszkami zroszonego potem policzka.
  — Yun — powtórzył, jak kaseta, która zacięła się na jednej kwestii. Wolałby, żeby mężczyzna nim gardził. Serio. Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze. Być może straciłby parę zębów, skończyłby ze złamanym nosem, ale przynajmniej nie musiałby walczyć sam ze sobą. Czułby się pewniej. Wiedziałby na czym stoi. — Gdy będziesz potrzebował konsultacji medycznej, zapytaj w burdelu o Jekylla. Tak mnie teraz zwą — wyszeptał na wydechu, czując jak płoną mu policzki, a potem schował obie dłonie do kieszeni i obrócił się na pięcie, by odejść.
  Żałował, że nie dysponował siedmiomilowymi butami, za sprawą których w oka mgnieniu uciekłby jak najdalej stąd. Wiedział, że nie zdąży wróci do kryjówki DOGS przed zapadnięciem zmroku. Będzie musiał po drodze rozejrzeć się za tymczasowym dachem nad głową, ale nad tym pomyśli potem, bo teraz nie miał do tego głowy. Musiał wpierw uciszyć serce, uregulować oddech i poukładać sobie to wszystko w głowie. Będąc przy Yume nie był w stanie tego dokonać.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.19 1:50  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
  Uniósł brwi w odpowiedzi na reakcję Jekylla. W jednej chwili, za sprawą wyłącznie dotyku obrzydził mu przedmiot, którego musiał w swoim zawodzie potrzebować. Jak dziecko, które obrażone szukało sobie powodów do krzyżowania ramion, tak samo stojący przed nim mężczyzna wyciągał na wierzch argument urażonej przed wiekami dumy byle tylko jego własne dłonie nie zetknęły się ze skażonym narzędziem.
  Delikatnie obrócił ostrze w dłoni i wsunął je do saszetki przy pasie. Zamierzał oddać mu przedmiot później, gdy gęsta atmosfera rozrzedzi się, a doktor zacznie odczuwać brak chirurgicznej stali pod ręką. Nie widział zastosowania dla skalpela w swoim życiu. Może wyłącznie jako jednorazową broń, którą dla samoobrony wbiłby w bebechy przeciwnika, gdy ten zbliży się za bardzo. Był również przekonany, że jasnowłosym kierował impuls, a nie logiczna potrzeba pozbycia się własności.
  Był inny, niż Yume go zapamiętał.
  Rozpadał się przed nim na kawałeczki, dygotał jak gałązka na wietrze, wyraźnie walczył z czymś, czego chińczyk nie potrafił zrozumieć. A Yume udzielała się jego dezorientacja, chęć obrócenia wszystkiego w nieśmieszny dowcip.
  Z niezręczności zagryzł kącik ust. Dotknął jego chusty i nie spodziewał się poczuć uścisku na nadgarstku. Palce wypuściły skraj żółtego materiału, ale ramię nie opadło od razu. Podtrzymywane siłą bernardyna i ciekawością Wuxiana wisiało przy twarzy tego pierwszego, póki jego ręka nie wylądowała blisko twarzy ciemnowłosego. Wciągnął powietrze przez nos, rzucając szybkie spojrzenie na dłoń Jekylla.
  Brzmienie własnego imienia go zaskoczyło. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś go używał. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozbrzmiało w powietrzu wypowiedziane tak bolesnym tonem. Czy Locklear kiedykolwiek zwracał się do niego w taki sposób?
  Miał wrażenie, że ktoś powolnym ruchem wbijał mu igłę pod skórę. Nie bolało, ale cholernie uwierało i nie wiedział, jak się tego pozbyć. Tego wrażenia, że przegapił jakiś istotny element, który przyczynił się do tak nagłej zmiany nastawienia lekarza. Podejrzewał, że palce owinął się wokół jego gardła szukając wrażliwych partii, ale delikatny dotyk na linii szczęki przepełniał go sprzecznymi emocjami.
  Silne uczucia spływały po nim jak woda po kaczce. Ostatni raz zakochał się chyba w gimnazjum, potem równie mocno wstrząsnęła nim brutalność konfliktu zbrojnego i chyba nic więcej. Od tego momentu czuł się jak pusta skorupa, we wnętrzu której kotłują się i odbijają w postaci echa emocje przelewane na niego przez innych.
  Silna obecność Lockleara przepełniała go teraz boleśnie.
  Zmrużył powieki jak bezpański kundel, któremu ktoś okazał trochę dobroci. Zza rzęs widział rozmyty kontur mężczyzny, a potem jego oddalającą się sylwetkę. Bezmyślnie ruszył za nim jak za dawnych czasów smakując na ustach własne słowa.
  — Chodź ze mną — wyrzucił z siebie — do Melancholii.
  Nigdy nie potrzebował pomocy medycznej. Jego rany leczyły się na oczach tych, którzy je zadali. Burdelu nie odwiedzał, nawet się tam nie zbliżał. Z daleka cuchnęło z niego wszelkiej maści desperacją - kobiet i mężczyzn, jacy nie mają się gdzie podziać i tych, którzy nie wiedzą już gdzie wsadzać. Przede wszystkim jednak nie mógł znieść widoki dzieci.
  Chciał go zatrzymać, albo siłą zaciągnąć ze sobą, ale nie zamierzał się do tego przyznawać. Jego ton był lekki i niezobowiązujący. Miał nadzieję, że Jekyll odpowie mu równie swobodnie, fałszywie. Przecież na pewno zżerało go to samo pragnienie.
  Na pewno.
  — Porozmawiaj ze mną — Gładko przesunął spojrzeniem po jego twarzy szukając na obliczu odpowiedzi, która nie miała jeszcze czasu uformować się w słowa. — Zadowala cię tylko kilka słów? — Wyprzedził go i kiwnięciem głowy wskazał drogę. — Mnie nie.
  Nie miał pewności, jak daleko zmierzał Jekyll, ale był przekonany, że Melancholia była znacznie bliżej jego celu. Nawet jeżeli nie było to prawdą, mógł skłamać. Udawać, fałszować zastanowienie, zgodzić się niechętnie...
  Jasne spojrzenie cerbera na moment odzyskało życie.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.19 0:24  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
  Bernardyn był pewny, że uda mu się zniknąć w cieniu rzucanym przez budynek znajdujący się dosłownie metr przed nim, ale chodź ze mną sprawiło, że przystanął i znieruchomiał. Objęcia bezsilności znowu zacisnęły się na jego rozdygotanym jak liście na wietrze ciele, a żeby tego było mało, pustka zawładnęła jego umysłem. Wszystkie wcześniej rejestrowane przez niego dźwięki zamarły w tej próżni. Nie słyszał ani własnego nieregularnego oddechu, ani rytmu wybijanego przez serce. Ustały też procesy życiowe, a wraz z nimi wszystko, co go otaczała, prócz tego, który zastąpił mu drogę.
  Yun wyrósł przed nim, jakby spod ziemi. Nie poczuł, ani nie usłyszał go za swoimi plecami. Doktor zamrugał kilkukrotnie powiekami i zerknął prosto w znajome oczy, gdy kolejna sekwencja słów uleciała z gardła ich właściciela. Na jego ustach nie zdążyła uformować się odpowiedź. Zaniemówił z wrażenia, uprzednio wypuszczając ze świstem powietrze z płuc.
  Spojrzenie cerbera na moment było takie, jakie Jekyll je zapamiętał. Takie, jak przed laty. Przepełnione życiem.
  Nie, nie zadowalało go tych kilka słów. Nadal czuł ich posmak na ustach i niedosyt, który ciążył na nim jak wyrzuty sumienia po rzekomym zabiciu mężczyzny. Chciał z nim rozmawiać całą noc. Zagadać go na śmierć. Pragnął wiedzieć więcej. Pragnął poznać Yuna takim, jakim był teraz. Pragnął posmakować jego warg i oddechu na skórze. Dotyku na swoich dłoniach. Pragnął o wiele więcej, niż mężczyzna mógł mu dać. I był przerażony tym, że owe pragnienie na przestrzeń lat nie zależało. Po ujrzeniu Chińczyka przybrało na sile. Było niczym objawy odstawienia. Pieprzony zepsuł abstynencji, z którym borykał się nie raz, bo ileż to razy próbował rzucić alkohol? Ileż to razy walczył samym sobą, by nie wziąć go do ust? Ileż to razy przegrywał? Ileż to razy łudził się, że to koniec?
  Wiedział, że przegrał. Przegrał, kiedy napotkał mężczyznę i uświadomił sobie, że mylnie zinterpretował towarzyszące mu uczucia. Przegrał, kiedy skalpel upadł na podłoże i serce zabiło mocniej.
  Nawilżył językiem usta. Bił się z myślami. Nie wiedział na ile intencje Yume były szczere. Z jednej strony
   (Co ci szkodzi, Jekyll. Pragniesz tego bardziej, niż on.)
  chciał uciec, puścić się biegiem, a jednocześnie mieć go przy sobie. Wykorzystać okazje, jak zwykł to robić.
  Zagubiony, powiódł spojrzeniem za gestem Meia. Mimo iż jego oczy nie napotkały budynku, o którym wspomniał mężczyzna, Jekyll wiedział, jak wyglądał desperacki hotel. Dobrze go znał. Był w nim wielokrotnie. Ostatni raz na dachu, gdzie spotkał Feline.  
  — Jest późno  — wydusił z siebie, jak dziecko tłumaczące się przed rówieśnikami, dlaczego nie może pobyć dłużej na zewnątrz. Nigdy nie był nie wiadomo, jak odważny. Oprócz wielkich ambicji, tkwił w nim najprawdziwszy tchórz. Nocami bał się własnego cienia. W pełni tego świadom nie chciał szwendać się po zmroku po tej okolicy. Wiedział, że to równało się z zwałem.
  Ponownie uchwycił zielonymi ślepiami spojrzenie Yuna. Tym razem zabrakło w nim wcześniejszej wątpliwości. Biła od nich pewność. Może nie zachwiana, ale przynajmniej dobrze widoczna. Podszedł do niego bliżej i zacisnął palce na jego ciepłej dłoni.
  — Prowadź – powiedział, zanim ugryzł się w język. Nie udawał, nie fałszował, nie grał na zwłokę. Nie spełnił własnych oczekiwań. — Ale musisz mnie przenocować w swoim lokum. Nie mam przy sobie niczego, czym mógłbym zapłacić za nocleg – dodał, choć po prawdzie nie miał też motywacji, aby przeszukać swojego bagażu pod tym kątem. Nie czekał też na odpowiedź. Ruszył ku Czarnej Melancholii, czując jak zakrada mu się do umysłu coś, czego nie potrafił nazwać. Jednego był pewny – uścisk w klatce piersiowej zelżał. Gula tkwiąca w gardle niemal całkowicie zniknęła. Znowu mógł swobodnie oddychać. Nie wiedział tylko, jak długo potrwa ten stan. Nadal czuł odrętwienie w palcach. I lekkie zawroty głowy.

  __zt x2
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.08.19 1:17  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
Może nie miało to racji bytu, ale w chwili obecnej nic go to nie obchodziło; wytwór wyobraźni czy nie – działał mu na nerwy. A nie liczył na wiele. Chciał jedynie, żeby orkiestra dęta prowadzona przez puzon i trzy trąbki wreszcie wypierdoliła z jego czaszki. Przytknięta do skroni dłoń i palce przeczesujące włosy – to nic nie dawało. Wrażenie, że lada moment pęknie mu głowa, nasilało się z każdym postawionym krokiem. Wkładał niebotyczne zapasy samozaparcia w stanie prosto i uśmiechanie się, aby utrzymać maskę przed Krukiem, a teraz, gdy ten zniknął, Growlithe miał wrażenie, że jednocześnie zniknęły siły. Zniknął kaganiec i łańcuchy. Z nimi było prościej.
Zatrzymajmy się – powiedział wreszcie, kiedy ścisk stał się nie do zniesienia. Oparł wolną rękę o wyszczerbiony murek, niegdyś tworzący ścianę domku rodzinnego, i zaraz potem usiadł na zwilgotniałych cegłach.
Potarł niedbale twarz, niechcący rozcierając zastygającą na poliku krew. Parę ciemniejących smug szkarłatu szpeciło jego oblicze aż do żuchwy, a jedna z nich – aż do ucha.
Wilczur odetchnął ciężej, przypatrując się we wnętrze dłoni. Zakrzywił palce, bezmyślnie zauważając, jak czarne od ziemi i posoki ma paznokcie. Rzecz nie do przyjęcia przed dwa tysiące dwunastym, gdzie koszule musiały być rażąco białe, a ciało pedantycznie wyszorowane.
Uniósł nagle wzrok.
Widział Ją jak przez mgłę. Ogłupiałe, zmęczone spojrzenie próbowało wychwycić ostrość; organizm się jednak przed tym bronił. Dlaczego? Bo mógłby zobaczyć KOGOŚ kto zupełnie tutaj nie pasował? Kogoś, kto nawet w chwili zupełnej zapaści zatrzymał go na granicy człowieczeństwa? Nonsens.
Co miało w niej być takiego szczególnego?
Coś ty za jedna? – palnął, wykrzywiając popękane wargi w niesympatycznym wyrazie. Kolejny impuls przeszedł wzdłuż kręgosłupa, pomknął przez kark i eksplodował feerią bólu w samym środku umysłu.
Growlithe najchętniej skuliłby się i zaczął krzyczeć; do zdarcia gardła; do utraty tchu. Od planu odwodziła go tylko świadomość, że Dziewczyna jeszcze nie miała go za kompletnego wariata. Że plasował gdzieś między wariatem a całkiem standardowym gościem – warto było więc to podtrzymać.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.08.19 16:34  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
Kiedy wszyscy zniknęli z pamiętnej uliczki i ona ruszyła za wilczurem. Przez jakiś czas idąc z nim w milczeniu, niemal nie spuszczała go ze wzroku. Widziała jak się łapie za skroń, pamiętała jak dostał prętem w twarz, docisnęła mocniej dłoń do zranionej szyi. Nie wiedziała dokąd szli, po prostu podążała za nim jak chciał. Obserwując okolicę musiała przyznać że jeszcze jej w tym miejscu nie było. Kiedy w końcu się odezwał z miejsca przystanęła obserwując jak ten opiera się ręką o murek. Instynktownie podeszła bliżej niego, zmrużyła złote ślepia w trosce o jego stan. Może wydawało się to absurdalne żeby martwić się o kompletnie obcą osobę, ale o kogoś kto był wybawieniem od zła zdawało się normalne.
Widziała rozmazaną krew na buzi i to zmęczenie w oczach. - Umm.. mam na imię Seiyushi.. - przedstawiła się mu, bo nie wiedziała jak ma inaczej odpowiedzieć na jego pytanie. Kim była? Nikim szczególnym, zwykłą wymordowaną szwendającą się po Desperacji w poszukiwaniu tymczasowego schronienia, jakiegoś zatrudnienia żeby mogła się utrzymać. Zrobiła kolejny krok w jego stronę, unosząc powoli dłoń w stronę jego twarzy tam gdzie był umazany krwią. Łapiąc za skrawek rękawa chciała zetrzeć delikatnie karmazyn z jego buzi, ale jeśli w jakikolwiek sposób próbował uniknąć kontaktu z tkaniną to cofnęła rękę.
Chciała mu jakoś pomóc, przełknęła ślinę zastanawiając się czy powinna mu to powiedzieć na głos teraz czy może poczekać aż dotrą do celu.. Choć nie miała bladego pojęcia dokąd szli, nic jej nie powiedział. - Mogę.. mogę znieczulić twój ból.. jeśli chcesz.. - wymamrotała patrząc na niego. Nie chciała żeby cierpiał, jeśli mogła odebrać mu to cierpienie, choć na jakiś czas to była gotowa to zrobić. Choć sposób w jaki mogła uśmierzyć jego ból mógł być nieco krępujący. - Mogę też.. dać ci nieco swojej krwi.. ma właściwości lecznicze.. regeneruje wszystko.. tylko.. tylko w tych warunkach musiałbyś się jej napić.. - dodała po chwili, mówiła bardzo powoli zdając sobie sprawę że nie jest w najlepszym stanie aby przyswoić duże dawki nowych informacji. Była nawet gotowa pomóc mu dalej iść przed siebie jeśli taka byłaby jego wola, choć nie była jakoś bardzo silna, to może jakiś kawałek by z nim przeszła podtrzymując go z jednej strony. Decyzja o tym co dalej należała jednak do Wilczura, w końcu to on był tu alfą.
                                         
Seiyushi
Opętana
Seiyushi
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Seiyushi


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.08.19 1:37  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
„Seiyushi”.
Miała imię, niedobrze. Wszystko, co posiadało nazwę, stawało się w jakiś sposób istotne; określone, kształtne, żywe. Śmierć setek tysięcy psów na świecie? Cóż, zdarza się. Ale wypadek tego jednego, jedynego kundla – Twojego? To tragedia. Growlithe nie mógł sobie pozwolić na sentymenty, za dużo tego było w ostatnim czasie. Nie odwzajemnił się więc tym samym, pominął to jak na niego mówią. Jakie to miało zresztą znaczenie – teraz, gdy był na granicy?
Wciągnął gwałtownie powietrze do płuc. Od muru, na którym usiadł, ciągnęło niewyobrażalne zimno, jakby tak naprawdę usadowił się na bryle lodu. Ale dłoń, która go dotknęła, była ciepła, prawie parząca. Utkwił wilgotne spojrzenie w twarzy jasnowłosej – doszukiwał się w niej wad, fałszywości. Nie odtrącił jej ręki, chociaż wystarczyło, by przycisnęła do jego polika pochwycony w palce skrawek kimona, a Grow od razu się skrzywił; jak rozkapryszony bachor, którego znów zrugano za wałęsanie się po brudnych zaułkach.
Grymas szybko uległ jednak rozbawieniu – zamienił się w nieco ironiczny uśmiech, który nie sięgnął jego skupionych, chłodnych oczu.
Uśmierzyć ból? – podchwycił od razu, łapiąc haczyk między zęby. – To jakieś nowe czary-mary? Pstrykniesz palcami i voilà, gotowe? – Przeniósł ciężar ciała na lewą rękę i przechylił się trochę do dziewczyny. W żadnym wypadku nie nazywał jej po imieniu – dalej plując sobie w brodę za to, że w ogóle zapytał kim była.
Gdyby się nie przedstawiła, mógłby ją po prostu zjeść; wtedy nie potrzebowałby żadnej zgody, wszystkich tych durnych formalności, całej masy psychicznej papierologii. Zażerał się ludzkim mięsem od kiedy żołądek pierwszy raz wszczął alarm, a wokół nie było normalnego jedzenia, i to od wielu tygodni. Starał się nie stosować tej ewentualności wobec tego, co mówi i przynajmniej z wierzchu wydaje się rozumne. Odcedzał więc bezmózgich wymordowanych od garstki tych, którzy mogli się na coś przydać. Zapominał o zasadzie tylko w obliczu śmiertelnie bolącego głodu.
Takiego, który właśnie wykręcał mu trzewia.
Czy ma to o wiele gorszą cenę? – Kiwnął brodą w jej stronę, spuszczając wzrok na szyję. – Nie za dużo tej krwi jak na kogoś, kto umie działać takie cuda?

| Wybacz za poślizg.


Ostatnio zmieniony przez Arcanine dnia 16.09.19 20:32, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.19 3:46  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
Może nie była na tyle zaradna żeby poradzić sobie z wcześniejszą sytuacją. Prawdę powiedziawszy, gdyby teraz Wilczur się na nią rzucił to wróciłaby do punktu wyjścia. Błagając o darowanie jej nic nie wartego w jego oczach życia. Nie walczyłaby, bo nie umiała. Drapieżność wymordowanej istoty? Tego niestety nie wyssała z mlekiem matki, a szkoda. - Ja.. - zaczęła w odpowiedzi na jego podśmiewanie. Przygryzła lekko dolną wargę spuszczając wzrok z jego twarzy na krótką chwilę. Może gdyby opychała na prawo i lewo swoją ślinę i krew to nie szukałaby zatrudnienia po jakiś spelunach, może byłaby już dawno ustawiona. Ale pamiętała słowa matki żeby nie ujawniać się ze wszystkim przed byle kim bo źle się to dla niej skończy. Produkując specjalną substancję już od dłuższego czasu, zanim zaproponowała uśmierzenie bólu. Drgnęła gdy pochylił się w jej stronę ale teraz jak siedział na murku to bez problemu była z nim na równi. Uśmiechnęła się do niego bardzo łagodnie i podnosząc nieco głowę wpatrywała się w jego ślepia. Może zbyt śmiały jak na jej łagodną naturę krok w jego stronę. Zbliżyła drugą dłoń do jego mniej obolałego polika. Delikatnie i powoli zbliżając się w jego stronę, jakby bała się że mogłaby go spłoszyć gwałtowniejszym ruchem. Mieszając substancję przeciwbólową ze śliną. "Przepraszam.. że w ten sposób.." przemknęło jej przez myśl gdy milimetry dzieliły ich twarze. Delikatnie nacisnęła kciukiem na brodę wymordowanego rozchylając mu usta i przycisnęła swoje wargi do jego. Zaraz potem pogłębiając pocałunek podzieliła się z nim swoją śliną. Upewniając się że zaaplikowała wystarczającą ilość oderwała się od jego ust i zrobiła krok w tył przecierając opuszką kciuka swoje usta. - Jak bym umiała pstryknąć palcami.. zrobiłabym to.. ale to nie jest aż takie proste. - wyszeptała choć na tyle głośno że bez problemu powinien ją usłyszeć. - Ból powinien zaraz ustąpić.. na jakiś czas. - dodała po chwili i przyłożyła dłoń do rany. Czemu nadal krwawiła? Przed chwilą brzmiała jakby jej krew miała jakieś niesamowite możliwości, a jednak rana na szyi lisicy jeszcze się dobrze nie zasklepiła. Przełknęła głośniej ślinę. - Moja krew leczy wszystkich w szybkim tempie i ze świetnymi rezultatami.. poza mną. - skomentowała krótko zerkając gdzieś w bok. To może było żałosne, mogła pomóc każdemu ale sama była w czarnej dupie jak została już ranna. Nie mogła przyjmować cudzej krwi żeby wspomóc się regeneracją a wirus X jeszcze się nie rozwiną do tego stopnia żeby jej posoka działała cuda na wymordowanej. - Więc.. mogę pomóc tobie.. ale sobie już nie tak bardzo.. - dodała po chwili nieco ciszej niż wcześniej. - Tak czy inaczej, chcę Ci się jakoś odwdzięczyć za pomoc. Nie mówiłeś czego ode mnie chcesz za interwencję.. to tylko propozycja, nie musisz jej przyjmować jeśli nie chcesz.. - to mówiąc powoli przeniosła opanowane spojrzenie z ziemi na Wilczura. Przecież to do niego należało ostateczne słowo co z nią będzie.

xxx:
                                         
Seiyushi
Opętana
Seiyushi
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Seiyushi


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.19 2:21  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
CZEMU SIĘ NIE ODSUNĄŁEŚ?
Pytanie rozbrzmiało mu tuż przy uchu, jakby poza ich dwójką znajdowała się trzecia postać – dotychczas niewykryta, nieważna. Element tła, który wreszcie postanowił się poruszyć i ściągnąć na siebie uwagę. DLACZEGO JEJ NA TO POZWALASZ? Nowy smak rozpływał mu się w ustach; był jednocześnie słodki – od dziewczyny – i cierpki – przez krew, która nagromadziła mu się pod językiem. Przełknął wolno tę mieszankę, zamierając i zastanawiając się nad tym co go do kurwy nędzy podkusiło.
Mógł się przecież wyrwać. W zasadzie wystarczyło odchylić głowę, na to miał przecież siły. Nic zatem nie usprawiedliwiało jego bezczynności. Nie tylko sam z siebie zdążyłby przerwać zabieg, niszcząc jednym ruchem wszystko to, co zbudowała Seiyushi swoją delikatnością i ostrożnością, ale było więcej niż pewnym, że wyraźnie wypowiedziane NIE zatrzymałoby ją w miejscu. Była śmiała, ale nie nachalna. Wycofałaby się, gdyby tego zażądał.
Tymczasem milczał, wpatrując się w złoto jej oczu, wdychając jej zapach, a po chwili także ciepły oddech. Obracając głowę w bok uniknąłby dotyku jej dłoni, a zaraz potem także ust, ale myśli nie brały takiego wariantu pod uwagę. Przyjął gest dziewczyny tak, jakby z góry się go spodziewał; więcej nawet – czekał na niego jak na naturalną kolej rzeczy. Pod jej ręką mięśnie twarzy stopniowo się rozluźniły; zwarte szczęki powoli przestały się napinać. Dzięki temu, gdy tylko nakazała, rozchylił popękane wargi, podejmując się jednocześnie udziału w tej dziwnej grze.
Nie spodziewał się, że mówiła prawdę. Zakładał, że wszystko było byle jakim kłamstwem; tak słodko smakowała wyłącznie trucizna. Na pytanie, dlaczego spijał ją bez grama zawahania, znał już odpowiedź.
Czując między zębami język Seiyushi, zacisnął lekko kły przegryzając jego końcówkę. Zdał sobie wtedy sprawę, że był zmęczony. Cholernie padnięty do stopnia, w którym jeśli nie śmierć, to przynajmniej ból tak silny, że nie byłby zdolny myśleć, wydawał się ciekawszą formą działania. Lepszą niż dalsza walka.
Problem w tym, że gdy dziewczyna się od niego odsunęła; gdy ich wargi, bez żadnego dźwięku, utraciły kontakt, zmysły Wilczura zamiast osłabnąć, zaczynały etapami powracać. Gdyby był maszyną, po kolei wszystkie skierowane w dół pstryczki podskakiwałyby ku górze, włączając dotychczas uśpione moduły.
Zamglone ślepia nabrały blasku; przede wszystkim był w stanie skoncentrować wzrok na jasnowłosej. Mógł dobrze przyjrzeć się jej reakcjom, temu jak odwracała spojrzenie, jak dotykała zakrwawionej szyi.
Rosło w nim zaciekawienie, skutecznie tępione przez wyuczone nawyki.
Na jakiś czas – powtórzył za nią; ciszej, bardziej po to, aby wbić to sobie do głowy. Skrzywił się na świadomość, że lada moment powróci głód i przeklęte rozdrażnienie. W oczyszczony umysł wtargną dawne brudy – te, których nie umiał się pozbyć. Przylgnęły do niego jak pleśń, wżarły się w tkanki. W jego ręce, w nogi, całe ciało.
Za jakiś czas znów wróci do poprzednich zajęć i ciężko uwierzyć, by ktokolwiek, poza tym jednym stojącym przed nim wyjątkiem, uważał jego interwencje za zbawienne. Prawie się na to zresztą roześmiał. Widocznie wraz z odejściem bólu, powrócił mu dobry humor.
Odwdzięczyć, mówisz? – Rozbawienie odbiło się na nim tylko w formie uśmiechu, ale tak po prawdzie – krzywizna, która utworzyła się na jego wargach, równie dobrze mogła być efektem ironii. – Co takiego potrafisz? Twoje zdolności lecznicze są zdumiewające, ale przecież nie wezmę cię do siebie i nie oddam Bernardynom jako żywy medykament. Może potrafisz tropić ludzi, którzy rozpłynęli się w powietrzu? Albo przedostawać się do miasta po technologię, która wstrząsnęłaby Desperacją? – Wyglądał, jakby się namyślał. – Jest tak dużo opcji i tak mało czasu, Seiyushi. Jeżeli czegoś nie poradzimy na to zadrapanie, zaraz mi tu osłabniesz. A jak do tego momentu twoje czary przestaną działać...
Kliknął językiem, nie zamierzając kończyć zmiana – scenariusz był aż zbyt jasny.
Odsłoń ranę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.19 3:26  •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
Kiedy ostatnio dzieliła się swoją morfiną z kimś w ten sposób? Chyba niespełna rok temu z jakąś ciężko ranną łowczynią, chciała jej wtedy najzwyczajniej w świecie pomóc, tak jak teraz wilczurowi. I choć bardzo chciała zaprzeczyć samej sobie że robi ty tylko po to żeby zabrać mu ból, to była w tym szczypta kłamstwa. Trzymając się w ryzach żeby czasem nie dać się ponieść chwili bliskości, musiała zachować pełną kontrolę nad sobą w tej krótkiej chwili. Z trudem jej się to też udało, biorąc pod uwagę to z kim miała do czynienia.
Grzecznie stała przed nim obserwując jak jej lek zaczyna działać, delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach gdy powtórzył po niej. Lekko skinęła głową, miała nadzieje że dotrą do celu zanim morfina przestanie działać, choć nie wiedziała gdzie szli i jak długo powinna mu towarzyszyć. Podejrzewała że do momentu aż wilczur nie warknie na nią żeby spierdalała siną w dal.
Lekko się zarumieniła gdy skomplementował jej możliwości wynikające z mutacji. Przechyliła po chwili lekko głowę w bok nieco zmieszana jego kolejnymi słowami. - Kim są ci Bernardyni? - spytała nie do końca wiedząc o czym mówił. Na dobrą sprawę nie wiedziała że ma przed sobą Lidera Dogs. A już tym bardziej nie znała struktury tej organizacji, kto był kim i jaką rolę pełnił. Choć frakcja była bardzo znana na Desperacji i słyszała najróżniejsze rzeczy na ich temat, wiele takich od których jeżyło jej się futro na ogonie. Z jej perspektywy na podstawie plotek jakie zasłyszała to Dogs było postrachem Desperacji.
Co ona mogła potrafić co byłoby użyteczne dla Wilczura? Słysząc o tropieniu aż oczy jej błysnęły. - Tak! Potrafię tropić i się skradać też.. - zaczęła trochę pewniej z odrobiną entuzjazmu w głosie. Nie wiedziała jakie umiejętności mogą być przydatne a które nie, może jej druga forma mogła być w jakiś sposób przydatna? - Jak przyjmuję moją zwierzęcą formę to zmieniam się w małego liska.. może w tej formie mogłabym się przedostać do miasta i coś z niego dla ciebie przynieść.. byłabym w stanie przynajmniej spróbować. - dodała po chwili namysłu. - Walczyć nie umiem, może jak znajdę kogoś kto nauczyłby mnie opieki nad rannymi to mogłabym być jeszcze bardziej przydatna. - musiała poinformować o swojej słabości, choć nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym żeby się samemu tego domyślić. Gdyby była bardziej drapieżna i waleczna to pewnie nie potrzebowałaby pomocy z barmanem w pierwszej kolejności! "Jak mu powiem że umiem tańczyć to pewnie mnie wyśmieje.." przemknęło jej przez myśl.
Nie dopytywała go o to co się stanie jak morfina przestanie działać, nie musiała wiedzieć. W jej oczach Wilczur był lepszym wyborem od wszystkich innych mieszkańców Desperacji. Może nie powinna, może instynkt ją zawodził, ale czuła się przy nim dziwnie bezpiecznie.
Przełknęła ślinę gdy nakazał odsłonić ranną szyję. Jak kazał, tak zrobiła. Powoli odrywając dłoń od zranionego miejsca. Spojrzała na zakrwawione palce a potem przeniosła wzrok na Growlith'a w oczekiwaniu co zrobi.
                                         
Seiyushi
Opętana
Seiyushi
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Seiyushi


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Uliczki - Page 3 Empty Re: Uliczki
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach