Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Nie miał żadnych konkretnych skojarzeń. Może był dość młodym łowcą, ale rzadko kiedy coś potrafiło go zaskoczyć. No może nie licząc innych ludzi albo też istot, które ludzi przypominały. Co dwa splunięcia to nie jedno, więc jakieś konkretne działania zostały przez nich podjęcie. Teraz pozostało czekać na jakikolwiek efekt. Różne rzeczy normalnym łowcom się nie śniły, technologia nie dość że rozwinęła się w niesamowitym tempie to najwyraźniej nie zwalniała. Na te 'kici, kici', jeszcze pewniej zacisnął palce na swoim profesjonalnym sprzęcie. Deszcz, który się pojawił przyjął z niejaką ulgą i poruszył barkami, chcąc pozbyć się, choć trochę, tego napięcia, który mógł później skutkować chociażby bólem pleców. Pytanie tylko, ile jeszcze zagadek miało się pojawić. Słowa i słowa, kolejne słowa. Spojrzał zastanawiająco na patyk.
- Myślisz, że zasadzenie drzewa będzie odpowiedzią? W sensie, umieszczenie patyka w ziemi, albo w tym naczyniu z odrobiną gleby - rzucił propozycję w stronę Laury. Udał, że zapomniał o tym czymś, co najwyraźniej nie miało zamiaru dać im spokoju. Oczy łowcy wyłapały zwierzęce kształty, ale zdawały się one być niegroźne.
- W Desperacji jest mnóstwo pustki - rzucił od niechcenia. - I w ludziach.
Przeniósł jedną nogę do przodu, obserwując rozwój sytuacji i podał szybko patyka Laurze, tak w razie czego. Posłał jej kolejne porozumiewawcze spojrzenie i wyciągnął ostrze transformacji, zmieniając je w katanę.
- Zapraszam do tańca - skupił się najpierw na tym, który go zaatakował, a potem, jeśli było to możliwe, wykonał kilka uników i zaprezentował drugi cios panterze, która zdawała się być bardziej zainteresowana Laurą.
                                         
Itachi
Kat
Itachi
Kat
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uh, ale deszczu to się nie spodziewała. Znaczy, owszem, był logiczny, ale co nastanie przy ogniu? Gorejący krzew? Deszcz meteorytów? Podłoga to lawa?
Uh, za dużo czasu spędzanego z dzieciakami Łowców.
Na razie czekała ich jeszcze „ziemia” i to na tym żywiole należało się obecnie skupić, a pytania Itachiego zdawały się być bardzo na miejscu. Za to lubiła sny – w stanie takiego relaksu, spoczynku, bezładnego iskrzenia neuronów do głowy przychodziły najlepsze pomysły, a luźne wątki i niby niepasujące puzzle układały się w logiczną całość, jak teraz. Już lepiej ogarniała po co w ogóle wymyśliła sobie tu Kata.
– Złożenie w ofierze grudy ziemi wydaje mi się celowe – wypluła z siebie nieobecnym, a więc i do bólu automatycznym, lekarskim tonem, bo cały czas była przecież skupiona na tym pływającym wokoło „czymś”. – Nie jestem z kolei przekonana, czy z patyka Babci Wierzby wyrośnie nam drzewo.
No i wylazło. Wylazło i pokazało się i zdecydowanie zaprzeczało definicji „czegoś żywego” (nie dlatego, że było brzydkie, hej, nie). Obserwując jak zostawia za sobą poczerniały ślad, wracała myślą do skruszałej trawy, czarnych pni drzew i martwego–nie–martwego ptaka. Objęła kamerą cieniste koty i zobaczyła, ze zakres temperatur jest taka samo nieżywy jak i u Twórcy.
Itachi już wcześniej wyjął broń i z pewnością był gotów jej użyć. (Co to Kat co nie katuje.) Lekarka nie miała jednak pojęcia czy „cosie” były w ogóle materialne.
– Uważaj, mogą nie mieć ciała – rzuciła ostrzegawczo i zbiegło się to z żartami Cosia o brakach w szeregach wyznawców „pustki”. – Ma rację – przytaknęła wypowiedzi Łowcy o „mnóstwie pustki w ludziach”, dusząc w sobie chęć walnięcia monologu o świetle, energii lub też elektryczności jako „piątym, zapominanym żywiole”. – Jesteś pewien – zwróciła się z uniesioną brwią do Cosia–ludzia – że nie składają wam gdzieś tam ofiar z cięcia się i emo piosenek?
Przeniosła uwagę na Itachiego, już gotowego do bitki (prawie tak samo gotowego co kotki).
– I są okropnie zimne, więc mogą zamrażać. Albo niszczyć rzeczy jak tamten las i dzięcioł – dopowiedziała pospiesznie, gdy mężczyzna machnął kataną. To mógł nie być najlepszy sposób na pokonanie magii. W każdym razie, wojowanie i tak pozostawiała wyszkolonemu Łowcy, a sama przemknęła w kierunku tego ołtarza naturalizmu, starając raczej przejść za Katem niż pchać się pod siekierkę lub panterom pod łapy. Jeśli nic jej nie zaatakowało – przemykała jak najszybciej, w końcu wiedziała, że Itachi broni jej pleców, ale jest samiutki – położyła darowany kijek na płaskim kamieniu i mamrocząc w kółko „ziemiaziemiaziemiaziemiaziemia...” zdecydowała się naprawdę poszukać pod nogami jakiejś grudy ziemi. Była już gotowa (i zrobiła to! jeśli sytuacja zmusiła) złożyć w darze darń wytarganą z podłoża.
                                         
Laura
Medyk     Biomech
Laura
Medyk     Biomech
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laura, Wieczna lekarka


Powrót do góry Go down

Smoliste kształty szczerząc kły rzuciły się do ataku, rozpraszając się w pobliżu celu. Chciały zaatakować z różnych stron, okrążyć swojego przeciwnika. Spodziewały się ataku, ale nie tak szybkiego. Widać, nie miały do czynienia ze zwykłymi ludźmi. Pierwsza z panter, która natknęła się na ostrze straciła nagle kształt i skończyła jako grudka smolistej czerni. Po krótkiej chwili bezczynności powróciła do swojego twórcy.
Powinna być wszędzie. Powinna wypełnić świat i dopełnić ludzkie przeznaczenie – rzuciła Pustka, pozostając na swoim miejscu. Wytworzyła następną panterę na miejsce zniszczonej poprzedniej, w tej samej chwili Itachi pokonał drugą, która próbowała złapać zębami nogę lekarki. Udało się jej powrócić do głazów w jednym kawałku, choć uczucie chłodu w pobliżu łydki utrzymywało się przez dobre kilkanaście sekund po „śmierci” czarnego kota. Dotyk w jakiś sposób pozbawiał je kształtu, ale nie niszczył. Dawało to jednak czas do rozwiązywania zagadek kręgu.
Emo... – zaśmiał się ponuro stwór z cienia. Nie ruszył się z miejsca, przywołując z zimnej materii dwa kruki, które od razu pomknęły w kierunku kata. Z upiornym krakaniem próbowały dotrzeć do jego oczu.
„Ziemna mantra” zadziałała dopiero z grudką ziemi, choć i patyk miał swój udział. Wypuścił korzenie, które złapały się ziemi położonej obok, a następnie wyrosło z niego kilka drobnych listków. Chyba też stracił swoją magiczność, stając się zwyczajną sadzonką.
Wiecie, że im więcej samobójców tym mniej samobójców? Nawet nie wiem czy powinno mnie to cieszyć... – zażartowała Pustka głosem pozbawionym wszelkich emocji. Przeniosła wzrok z Itachiego na Laurę i wykonała nagle gest ręką. Łowczyni w jednej chwili przestała czuć cokolwiek. Ciepła czy zimna, zapachu, zabrakło nawet uczuć. Nie chciała nic i nic się nie liczyło. Życie straciło sens, świat był przytłaczający, dźwięki nadchodziły przytłumione, ale niczego nie oznaczały. Zostało samo istnienie, bezsensowna egzystencja. Jednocześnie pojawiły się ostatnie wersy zagadki.

Pożeram wszystko, zapał mój wielki,
Dotknij mnie, a rękę stracisz.
Agni nazwały mnie moje czcicielki.
Nie dziękuj za me dary - później się odpłacisz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

— Albo może i mają ciało — mruknęła do siebie, gdy Kat rozpruł pierwsze ze stworzeń. Przemykała za jego plecami do ołtarza, gdy drugie kocisko chapnęło w kierunku jej łydki. Całe szczęście, że wymyśliła sobie wojownika, a nie na przykład drugiego medyka do towarzystwa! Dopiero wtedy miałaby się z pyszna! Odczucie z zaatakowanego miejsca jednoznacznie wskazywało, iż gdyby panterze się powiodło, lekarska noga nie byłaby taka sama; na pewni nie od razu o ile w ogóle. Chłód poruszył w jej umyśle inna strunę, więc do poprzedniej, o zamrażaniu, dopowiedziała treściwie i pospiesznie, z ziemią w garści, kolejną diagnozę:
— Możliwe, że wysysają energię życiową, stąd zimno i czernienie! — Nie skomentowała, iż „pustka powinna dopełnić ludzkie przeznaczenie” zabrzmiało jak wyjątkowo karykaturalny cytat z Neon Genesis Evangelion. (A może i nie, w końcu rozwiązanie i zakończenie serii było równie absurdalne co obecny laurowy sen).
W tej też chwili Itachiego napadły ptaszyska. Mówiąc do niego nie mogła nie zauważyć ataku, więc w chwili gdy kruki ruszyły na Kata, przed jego twarzą (i resztą) rozpostarło się jej połyskujące pole ochronne. — Wyjdziesz, ale nie wrócisz! – rzuciła gwoli wyjaśnienia, mając nadzieję, iż Kat zrozumie sposób działania ochrony. Nie była idealna dla wojownika, ale da mu chociaż dodatkową chwilę na ustawienia się do ataku na kruki, które powinny zatrzymać się na granicy pola. (W sposób, w który ptaki zatrzymują się na szybie okna, a więc w sposób satysfakcjonujący.)
(Chyba, że byli dalej niż 2 metry od siebie, wtedy tylko obserwowała czy nie potrzebuje pomocy i w tym czasie kontynuowała rozwiazywanie ziemnej zagadki.)

Jej monotonna (i mało kreatywna, należy rzec) inkantacja zadziałała, to dobrze. Patyk się przyjął, też dobrze. Pustka zażartowała, i to w sposób, który był dokładnie laurowym poczuciem humoru. Byłoby dobrze, gdyby ich nie atakowała. A mogli zostać przyjaciółmi.
I w chwili, gdy zadanie zostało wykonane pewnie w jakichś 75% (albo 60, jeśli pokonanie końcowego bossa tez się liczyło), sprawa się rypła. Coś uniósł widmową dłoń i choć Laura miała przeczucie, że skończy jak krnąbrny przeciwnik Darth Vadera (no co? Była ciekawa jak dawni ludzie wyobrażali sobie przyszłość! I mogła rzec jedno – they didn’t see that comin’), Coś nie odebrał jej tchu, a coś gorszego: wolę życia, duchowy oddech.
W tej chwili Laura patrzyła na pojawiające się na kamieniu litery, ale niezbyt ją interesowały. Przestało jej zależeć na nagrodach za quest – lekach – o które wcześniej niemal by zabijała (a na pewno z ich powodu poszłaby na tak dziką przygodę jak właśnie śniła). Pomyślała sobie tylko, że szkoda – a na pewno nie opłaca się – w tym momencie od nowa restartować sen. Zaraz zginie i pewnie trafi na jego początek – znowu. Bardzo często tak śniła nim nie wybudził jej przyprawiający o dreszcze dźwięk blaszanego budzika na podłodze przy łóżku. Z jednej strony, może lepiej się następnym razem przygotuje – o ile mózg zechce jej łaskawie posłuchać – bo nie wiedziała skąd ma wytrzasnąć ogień do zagadki. Z drugiej, nie chciało jej się iść do nowa przez tę samą, pospalaną, poczerniałą lokację w takim okropnym upale.
W każdym razie – jej pole siłowe (o ile je wtedy włączyła) działało, chroniąc ją przed atakami z zewnątrz, ale Itachi został na tę chwilę, z tą cała przygodą, sam jak palec.
                                         
Laura
Medyk     Biomech
Laura
Medyk     Biomech
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laura, Wieczna lekarka


Powrót do góry Go down

Cieniste bestie raz za razem atakowały sylwetkę Kata, jednak ten dzielnie stawiał im czoła wirując w niebezpiecznym tańcu wśród lodowatych kłów i pazurów. Kolejna pantera rozpadła się przecięta w pół, choć niewiele brakło, a ugryzłaby ramię Łowcy. Laura dobrze zdiagnozowała problem – istoty gorzej powracały do pierwotnej masy, jeśli poruszały się po sczerniałej ziemi oraz zamarłych źdźbłach. Spowalniały nim połączyły się znów w kolejny pomiot Pustki, a ruszając do ataku wybierały drogę przez zdrowy teren, pożerając energię roślinności. Jedynie te pikujące z powietrza zachowywały swój pęd przez cały czas. Było to dla nich o tyle zgubne, że część nie zdążyła wyhamować przed polem ochronnym medyczki, dwa rozpłaszczyły się jak typowe ptaki na szybie, zsunęły i spadły. Resztki desantu odbiły i zawróciły do ich stwórcy. Mrok otoczył postać Pustki, zawirował i opadł, odkrywając postać mężczyzny. Włosy unosiły się lekko wokół jego głowy, choć wiatr zanikł całkowicie, falowały i mieniły się odcieniami fioletu i granatu niczym bezkresny kosmos. W wyciągniętej ręce pojawiła się włócznia, którą cisnął w ochronne pole. Kobietą się zajął, jednak drugi uczestnik wyprawy znalazł się nagle poza jego zasięgiem.
Podczas gdy Pustka szukała rozwiązania na dotarcie do bezpiecznego schronienia, pozbawiona woli Laura dosłyszała przebijający się szept. Głos wiódł ją w stronę ołtarza żywiołów, przykuwał uwagę do treści zagadki, choć ta wciąż niewiele ją obchodziła. Coś, co przejęło kontrolę nad jej ruchami sięgnęło do magicznego patyka, kazało wykonać odpowiedni gest przywołujący pomoc „Babci Wierzby”. Jasne widmo nieco oszołomione pojawiło się naprzeciwko, ale wyjątkowo szybko doszło do siebie i zdawało się być dobrze zorientowane w sytuacji. Duch wyciągnął ręce, złapał Laurę za nadgarstki.
Walcz, dzielna Indianko. Walcz.
Głos anioła rozlegał się bezpośrednio w jej umyśle opustoszałym teraz od wszelkich myśli. Docierał do głęboko uwięzionej lekarki, oferował pomocną dłoń, którą wystarczyło tylko chwycić i podciągnąć się, wstać z kolan. Iskierka nadziei pojawiła się na dnie serca, rozpuszczała czarny lód skuwający wszystko wokół.
Niech nie będzie ci obca nadzieja i miłość, nie bój się płaczu i radości, daj upust gniewowi. Tam gdzie mrok niechaj pojawi się światłość. Walcz.
Zachęcający uśmiech znalazł się tuż przed twarzą Łowczyni, poczuła szarpnięcie, choć z zewnątrz trwała niewzruszenie. Ciało zostało zmuszone do podniesienia dwóch kawałków kamienia leżących u stóp ołtarza. Duch wyminął ją i stanął tuż za plecami, przesunął niematerialne dłonie na okolice łokci dzielnej pannicy.
[i]Znasz odpowiedź. To tylko jeden krok. Skup się na tym, co było dla ciebie pociechą i szczęściem. Uwolnij się, mnie i cały las.[i]
Słowa pojawiły się znikąd. Uderzenie kamienia wykrzesało iskrę, która upadła na wcześniej odłożony patyk. Kolejne uderzenie, jeszcze jedna iskra. Przy trzecim razie pojawił się dym i niewielki płomień. Fala gorącego powietrza rozprzestrzeniła się nagle, wyzwoliła do końca odrętwiałą Laurę, ominęła otoczoną przez cienie barierę, zmiatając przeciwników.
Ostatni raz widzisz słońce. Nie wyjdziesz drugi raz z komnat – odezwał się anioł wcześniej będący jedynie duchem, teraz w pełni zmaterializowany za kobietą. Zbliżył się do Pustki, który osłabiony ciepłem przybrał w pełni ludzką formę. „Babcia Wierzba” położył dłoń na czole wyglądającego dość podobnie do niego mężczyzny, złapał go, gdy ten upadał ścięty snem.
Dziękuję wam za pomoc, śmiertelnicy. Przyjmijcie skromny dar natury w podzięce, uratowaliście świat.
Anioł zaśmiał się, materializując śnieżnobiałe skrzydła. Odleciał, ale pytanie pozostawało: gdzie dar?
Na płaskim kamieniu, który teraz był najnormalniejszym kamieniem na świecie, w otoczeniu innych najnormalniejszych, pokrytych mchem i żadnymi symbolami kamieni leżała mała sakiewka. W środku było kilka składników, najnormalniejszych ziół i dwie fiolki z podpisanymi lekarstwami. Wcześniej podpalony patyk okazał się być teraz sadzonką.



Misja zakończona

Podsumowanie

Bez Itachiego ciężko byłoby to dokończyć, dlatego rzuciłam kołem ratunkowym.
Zyskujecie ścierwomaść i odtrutkę na łuskowicę. Dodatkowo za świetne posty i z początku niezłe tempo daję wam sadzonkę igielniczki, dwie dyńki oraz dwa liście rdzawopłatka i garść zwykłych ziół – szałwii, rumianku, dziurawca, skrzypu i nagietka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach