Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Pisanie 08.07.18 1:13  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Upadek [Atak na Góry Shi]

Upadek [Atak na Góry Shi] QqOmX97
Góry Shi, dzień wczorajszy

Uczestnicy: Red, Rashid, Invidia + NPC
--------------------------------------------------

Nikt nie mógł przewidzieć tych wydarzeń. Nikt, choć przecież tak dobrze wiedzieli ile istnień zostało zranionych przez ich działalność. Kościół. Z założenia religia pragnąca pomagać potrzebującym, przy okazji przekonując ich do swoich racji, a prawdziwe oblicze kryjące się pod maską dobroczynności było tak naprawdę przeżarte przez robactwo na wylot. Może, gdyby wymierzali krucjaty tylko przeciwko aniołom coś by się zmieniło, a dzień dzisiejszy byłby się nie zdarzył w taki sam sposób. Ich niefortunne plany zakładały jednak najeżdżanie każdego niewiernego, który nie chciał się nawrócić, porywanie im dzieci, które przecież łatwiej jest omamić niż dorosłego osobnika. Byli niczym innym niż mordercami, którzy usprawiedliwiali się jakimś bożkiem, którego zapewne wymyślono na poczekaniu.
I pomyśleć, że nawet ją oszukali, omamili, że uwierzyła w te brednie.
Biegła na oślep, pozbawiona wzroku przez anioły, pozbawiona mocy przez, jak myślała wcześniej, gniew Ao. Biegła z pamięci wybierając kolejne alejki, dążąc do konkretnego miejsca. Nie było już nadziei. Nie w takiej beznadziejnej sytuacji, nie przy takiej liczebności wrogów, którzy wdarli się do ich sanktuarium, zalewając ich falą nienawiści. Byli wszyscy: ludzie, wymordowani, łowcy, anioły. Wyczuwała zapach każdego z nich, promieniujący wrogością, chęcią mordu. Potrafili zjednoczyć się przeciwko nim. Och, jakże ich grzechy potrafiły dodać skrzydeł innym!
Wszystko zaczęło się niewinnie. Zwiadowca doniósł o dwóch dużych grupach zmierzających z południa oraz z północnego-zachodu. Wtedy nie wiedzieli jeszcze kim oni są, podejrzewali pielgrzymów chcących przyjąć nauki Ao do serc, pragnących dołączyć do ich grona. Wszak Invidia sama nakazała im głosić słowo językiem zamiast mieczem i powrócić we wzmocnionym składzie nim pomyślą o kolejnych wyprawach. Być może to był błąd. W ten sposób w Górach pozostało znacznie mniej osób zdolnych bronić świątyni. Wielu znajdujących tu schronienie było bezbronnych, nie potrafili walczyć, bo krzyżowcy, egzorcyści i inkwizytorzy bronili ich przed każdym zagrożeniem. Ponieważ Prorok wciąż nie wrócił ze swojej pielgrzymki, Generał wciąż go zastępowała, jako jedna z doradców. Postanowiła wyjść na spotkanie przybyszom, zatrzymując się w pobliżu wejścia. Przed nią stało tylko kilku kapłanów, choć może dzięki temu przeżyła. Huk wystrzału oznajmił, że nie jest to wizyta przyjazna, a zdecydowanie nie zamierzano rozwiązać spraw dyplomatycznie i pokojowo. W jednej chwili rozpętał się chaos, a nim się obejrzała, Invidia biegła wgłąb góry, wzywając Inkwizytorów do pełnej mobilizacji.
Był jeden cel: ochraniać bezbronnych wiernych kiedy ci ewakuują się "tylnymi wyjściami". Białowłosa w biegu wykrzykiwała rozkazy: chronić cywili, nie dać się zabić, uciekać jeśli siły będą zbyt przytłaczające. W jej nozdrza uderzał smród prochu, krwi, nienawiść wręcz wisiała w powietrzu. Może i tamci mieli przewagę zaskoczenia, ale Kościół miał szczęście posiadać siedzibę wśród krętych jaskiń pełnych ślepych zaułków i główne wejście zdolne pomieścić jednocześnie określoną liczbę wchodzących. Na początku wydawało się, że zatrzymają większość fali nim wleje się ona do środka, ale szybko szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść wściekłego tłumu. Najstarszy stażem Inkwizytor nakazał odwrót wgłąb korytarzy, wciągając atakujących w pułapkę ciasnych przejść, krętych jak labirynt.
Można by zapytać: czemu dowódca nie walczył na czele swych zastępów, jak zwykła to robić? Czemu opuściła ich na rzecz dzikiego biegania jak bezgłowy kurczak? Wytłumaczenie było jasne i oczywiste. W obecnym stanie nie nadawała się na jakiekolwiek walki. Była osłabiona odwykiem, wolała nadzorować i kierować wiernych do wyjść. Musiała też zabrać trochę ważnych przedmiotów, żeby nie wpadły w łapska nikomu niepożądanemu. Może i zaczęła wątpić w istnienie Ao i sens tej obrzydliwej sekty, ale wciąż byli w posiadaniu wielu cennych przedmiotów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.07.18 1:57  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Re: Upadek [Atak na Góry Shi]
Znowu. Pieprzony chaos. Głosy w głowie szepczące ponure scenariusze. Red miotał się po swojej izbie jak wściekły szczur zamknięty w klatce, rozrzucał wszystko po pomieszczeniu, szukając najpotrzebniejszych i najważniejszych przedmiotów, stanowiący filar jego jestestwa. Słój z jego palcem zanurzonym w formalinie, który obciął sobie dawno temu, księga z psalmami i szkicami, przypiął to pasa. Był inkwizytorem, pozbywał się heretyków, dzisiaj doznał nowego uczucia, które wcześniej nie rozchodziło się bo jego ciele. Zastanawiał się czy średniowieczni rozjemcy, którzy torturowali niewiernych też to czuli. Zgarniał wszystko ze swojej nory co uważał za święte. Alarm wwiercał się w czaszkę jak udar.
Nie zamierzał iść i bronić tych słabeuszy, musiał dotrzeć do swego generała, zrobi to za wszelką cenę. Red postanowił trzymać się cienia. ,,Dziś polujemy" pomyślał. Zanim wyszedł z miejsca które mógł nazwać domem, sięgnął do wnętrza kurtki i wyjął rewolwer.  Odbezpieczając otworzył  sprawdzając czy ostatnia kula dalej tam tkwi i czeka na zakończenie jego żywota. Któż wie może się dzisiaj przyda.
-Hello Darkness- wyświetlił na ekranie hełmu, znikając w mroku jaskiń kreśląc swe bluźniercze symbole.
Dziś polujemy...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.07.18 12:48  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Re: Upadek [Atak na Góry Shi]
Pogrążony w medytacji siedział głęboko w jaskiniach Góry Shi, otoczony ciemnością i własnymi myślami, które porządkował i układał w logiczną całość. Nie lubił, gdy przerywano mu modły, dlatego oddalał się od społeczności i siadał gdzieś w słabo zbadanych odnogach korytarzy. Nikt nie wiedział jak głęboko sięgały, ale dla niego była to szansa na spokój. Alarm jednak dotarł aż do głębin, choć nie rozdzierał uszu. Zdecydowanie lepiej zadziałało drżenie ziemi spowodowane jakimś wybuchem w górze. Pajęczak otworzył nagle oczy, zadzierając głowę i zerkając na sklepienie małej jaskini. Zaklął cicho, sięgając do sakwy i wyciągając zestaw młodego narkomana. Nie miewali tu trzęsień ziemi ani alarmów przeciwpożarowych, a to oznaczało tylko jedno: zostali zaatakowani w ich własnym, świętym królestwie. Wygodniej układając odnóża rozpoczął rytuał, wprowadzając się stopniowo w trans bojowy.
Wreszcie, kiedy już był gotowy, Rashid podniósł się, natychmiast ruszając w górę. Osiem nóg szurało po kamykach, oznaczając nadciąganie wkurzonego arachnida zamierzającego bronić swojego domu i jego mieszkańców. Po to był trenowany od wczesnego dzieciństwa. Dlatego musiał zabić przyjaciela podczas rytuału nim uczynili go egzorcystą. Obaj byli świetnymi kandydatami, ale mógł przetrwać tylko jeden i nie zamierzał przegrać. W pierwszym odruchu chciał znaleźć siostrę, ale potem stwierdził, że nie zrezygnuje ze swojej przewagi jako pół-bestii tylko dla jej wygody. To nie była misja. To wojna.
Zostawił broń po drodze i teraz zgarnął ją, od razu obnażając ostrza. Zawarczał, metal świsnął, a on pognał dalej, dość szybko natykając się na obcego. Pierwszego przebił z zaskoczenia, drugiemu ściął głowę jednym mocnym ruchem. Nie zwracał uwagi na kapłankę, której właśnie prawdopodobnie ocalił resztki cnoty i życie, nie dla niej to zrobił. Wiedziony narkotycznymi wizjami kierował się do serca siedziby, do Katedry, po drodze starając się po cichu eliminować kolejno spotykane postacie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.07.18 10:02  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Re: Upadek [Atak na Góry Shi]
Upadła, lądując na twardej posadzce korytarza. Na niej siedział wrogo wyszczerzony dzieciak, wściekle machając cętkowanym ogonem. Wyraziła swoje niezadowolenie poprzez warknięcie. Nikt nie będzie JEJ sprowadzał do tak podłego poziomu! Szybko i zwinnie strąciła z siebie napastnika, uderzając go pięścią w twarz i posyłając pod ścianę korytarza. Niczym pantera doskoczyła do niego długim susem, złapała za gardło, uniosła i trzasnęła plecami o kamień. Obnażyła zęby, warcząc wściekle. Przez te wszystkie lata ślepoty, pozostałe zmysły znacznie się wzmocniły, a w tym miejscu znała każdą drobinkę żwiru, każdy załom drogi, większość jaskiń. Wypowiadanie jej wojny na jej własnym terenie było poważnym błędem. Ale znała też siłę całej organizacji i wiedziała, że nie mają szans. Byli słabi liczebnie, do tego spora część wiernych rozeszła się na cztery strony świata głosząc nauki Ao, większość z nich zaprawiona w boju i doświadczona. Invidia zaczęła nawet podejrzewać, że ktoś z wewnątrz zaplanował akcję. Nawet jeśli rzeczywiście ich wrogowie dostrzegli więcej wyznawców na ulicach i pustkowiach, nikt nigdy tak naprawdę nie wiedział ilu jeszcze ich siedzi w Górach.
Nie tak to miało wszystko wyglądać. Mieli stać się lepsi, mieli zdobyć skrawek terenu i przemienić go w mały raj, do którego stopniowo zapraszaliby mieszkańców Desperacji zapomnianych przez anioły z ich plugawego Edenu. Mieli ostatecznie założyć nowe, lepsze miasteczko, uprawiać ziemię i zmieniać świat na lepsze, wzmacniając swoje wpływy i ostatecznie zbuntować wszystkich przeciwko zdrajcom, unicestwiając ich. Jeszcze raz uderzyła wątłym ciałem o ścianę, zaciskając palce mocniej. Dłonie chłopca przestały drapać jej rękę, rzuciła nim na bok jak szmacianą lalką. Zacisnęła pięści, starając się uspokoić. Długie uszy wyłapywały krzyki, huki, wystrzały. Nawet nie byli dobrze uzbrojeni na obronę.
Zaklęła cicho akurat w momencie, w którym dotarł do niej jeden z diakonów. Kobieta, niższa nieco od Generał, starała się uspokoić oddech i skłonić, ale było to ciężkie. Trzymała się za ramię, jej palce pokrywała krew.
- Lia? - odezwała się białowłosa, kierując oblicze w stronę kapłanki. Pierzaste brwi uniosły się nieznacznie, kiedy Invidia czekała na odpowiedź.
- Przebili... się przez... pierwszą obronę... - oznajmiła pomiędzy wydechami. Generał zaklęła ponownie i jeszcze szpetniej. I już miała odezwać się z rozkazami, kiedy do jej nosa dotarła woń jednego z jej żołnierzy. Myślała, że wszyscy już zajęli się walką albo zabezpieczaniem odwrotu, ale jego zapach nadchodził z kierunku, w którym podążała: cele. Tamte okolice były jeszcze niezajęte przez wroga.
- Inkwizytorze! - zawołała w kierunku Reda, rozpoznając otaczającą go zawsze metaliczną mgiełkę krwi. Może nie pachniał najlepiej, ale zdecydowanie potrafiła go wyróżnić z tłumu. Nie odesłała jeszcze diakona, mogła się przydać do komunikacji.
Ziemia znowu zatrzęsła się, ze sklepienia sypnęło pyłem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.09.18 18:23  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Re: Upadek [Atak na Góry Shi]
Szybko odpowiedział na zawołanie. Podbiegł i wykonał lekki ukłon okazując szacunek dla starszego rangą. Rozejrzał się delikatnie i widział obraz rozpaczy, pożoga powoli docierała za barykady, a intencje atakujących dalej nie były znane. Wszędzie strach, krzyki umierających, śmierć zbierała swe plony. Tak bardzo żałował, że jeszcze nie rzucił się w wir walki, ale miał inne zobowiązania niż zabawianie się z tym motłochem. Skupił swój wzrok na Generale i wyświetlił na ekranie hełmu jedno słowo:
Rozkazy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.10.18 11:16  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Re: Upadek [Atak na Góry Shi]
Pająk przebierał wszystkimi odnóżami, pędząc przed siebie do najważniejszego miejsca w całym Kościele. Znów ciął ze świstem, ale ktoś uderzył dwie nogi po lewej stronie, przez co zachwiał się i ostatecznie wywalił, lądując na posadzce. Szybko spróbował uniknąć potencjalnego ataku, choć półzwierzęca forma nie pomagała swoimi rozmiarami. Poderwał głowę, odnajdując wzrokiem przeciwnika - nie miał broni, unosił dłonie wyposażone w szpony, gotowy do ponownego ataku. Chciał rozszarpać gardło wiernego, chciał zabić wszystkich mieszkańców Góry po kolei, jak najszybciej. Dlatego też nie zamierzał czekać aż egzorcysta wstanie, ale skoczył na niego, wystawiając pazury. W tym samym momencie Rashid obrócił się i zaatakował pajęczyną, oklejając przeciwnika. Jednocześnie też ustawił odnóża tak, żeby stały się śmiercionośnymi kolcami. Tego ofiara się nie spodziewała, a oklejona i spowolniona nie zdołała uniknąć zderzenia. Nadział się piersią na jedną z przyjaznych nóżek białowłosego, potem drugą i trzecią, czwarta sama odszukała drogę do jego serca. Chwilę jednak trwało nim uwolnił się od truchła, wierzgając i prawie czołgając. Ostatecznie podniósł się i natychmiast musiał zasłonić ostrzem, o które szczęknął metal. Obniżył się nieco, próbując parować ciosy, aż wreszcie chlasnął na oślep w brzuch napastnika, rozpruwając go i obryzgując się jego krwią. Mimo młodego wieku, był kompletnie nieczuły na otaczającą go śmierć. Żałował tylko, że tłukł się właśnie z przedstawicielami ras innych niż anioły. Plugawe, pierzaste cholerstwa pewnie się nimi wysługiwały, samemu nie chcąc sobie brudzić rąk. Albo bojąc się, że ich wystrzelają jak kaczki. "Śmierć niewiernym", wysyczał pajęczak prosto w twarz konającego. Wytarł ostrze o jego ubranie i odwrócił się, ruszając pędem w kierunku Katedry. Pchał się właśnie prosto w serce ich siedziby, gdzie pewnie kierowali się również atakujący, ale nie dbał o to ani też o głosy nawołujące do odwrotu. Chciał zająć wroga tak długo jak tylko mógł. Był gotowy się poświęcić, bo za obronę domu świętego trafi do stóp Ao i zyska miejsce w jego świetlistych ogrodach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.18 7:18  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Re: Upadek [Atak na Góry Shi]
- Potrzebuję prochów mojej ofiary dla Pana z Kaplicy Serc - oznajmiła Inkwizytorowi, nie podając szczegółów. Po co jej były? Z jednej strony ostatnio w pewien sposób zbliżyła się do siostry, z innej nie chciała, by coś takiego wpadło w łapy przeciwnika. Każdy kto musiał kogoś poświęcić uważał pozostałości bliskiego za przedmiot warty uwagi. No, poza tymi, którzy nie mieli bliskich i skończyli na zabójstwie losowej ofiary. Jej prośba nie była więc wcale taka dziwna, biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności. Nie mogła tam pójść sama, nie zauważyłaby spadającego kamienia, lecącego w jej stronę przeciwnika, mogłaby zgubić drogę w ruinach. Przez większość czasu łaziła po omacku, co znaczyło, że wszystko musiało być idealnie na tym samym miejscu. Posyłała go, bo dobrze wiedziała, że nie zada niepotrzebnych pytań i że da sobie radę. - Zabij każdego niewiernego na drodze. Potem odszukaj uciekinierów i ochraniaj ich. Jeśli do was nie dotrę, za trzy dni spotkajmy się w Apogeum - dodała, skłoniła głowę odsyłając go do zadania. Jeśli nie dotrze to pewnie będzie martwa. Wolała nie być, ale nikt nie wiedział co los przygotował jej jeszcze na ten dzień. Wierni rozłazili się na zewnątrz we wszystkie strony, więc zebranie ich to będzie wyczyn, a co dopiero odnalezienie przez ślepca. Dużo łatwiej byłoby jej iść do pseudo-miasta Desperacji niż szukać wiatru po pustyni.
Odprawiła również Lię. Puściła się biegiem w stronę swoich komnat, nawołując feniksa. Valla byłaby teraz cholernie przydatna do manewrowania wśród kamieni i ciał. Im głębiej wchodziła w korytarze tym ciszej robiło się za plecami. Większość mieszkańców była martwa, pozostali pouciekali. Pozostały właściwie niedobitki, a reszta sił właśnie rozbijała się w Katedrze. Najświętsze miejsce, które chcieli chronić. Ognista bestia wreszcie zareagowała, cichym lotem dopadając swojej pani. Białowłosa wpadła do celi, pakując w pośpiechu rzeczy. Nie chciała niczego zostawiać za sobą i podejrzewała, że inni również zgarnęli choć część swoich gratów. Za plecami usłyszała syczenie Valli, kłapnięcie dziobem.
- Spopielaj - powiedziała cicho Generał, wydając pierzastej przyjaciółce zezwolenie na atak. Poczuła za plecami przyjemne ciepło gdy pióra zapłonęły. Usłyszała wrzask, gdy ogień dotknął ciała niedoszłego skrytobójcy. Próbować podchodzić kogoś z takimi uszami...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.18 9:09  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Re: Upadek [Atak na Góry Shi]
Nie kwestionował, wykonał salut i popędził. Nawet nie musiał mieć nadziei, że spotka kogokolwiek z tych psów co ośmielili się napaść  świętą górę. Oni zawsze szukają klejnotów, tam gdzie zmarli mówią, zawsze przeczesują najgłębsze lochy i podziemia, nawet się nie starają ukrywać, nie wiedzą też, że cieni należy się bać. Zadanie proste, lecz ważne. Intencje nie są istotne, skoro generał rozkazał, tak musi być. Gdy dotarł na miejsce, ujrzał to czego można było się spodziewać, bajzel zostawiony przez głupców próbujących się wzbogacić na śmierci i ciała tych którzy w desperacji próbowali uciec przed oprawcami. Westchnął, strzelił karkiem i począł przemierzać miejsce, które kiedyś nazywał domem. Skradał się szukając bardziej chciwych osobników, którzy byli na tyle niemądrzy by jeszcze tu zostać. Spotkał kilku chłystków: pierwszemu skręcił kark, drugiemu wypruł wnętrzności, a nad trzecim się znęcał około dziesięć minut, zanim ten zaczął błagać o śmierć, z radością spełnił to życzenie, miażdżąc jego czaszkę w mechanicznym ramieniu . Urna spoczywała na skromnym ołtarzu, chwycił ją delikatnie i schował do wewnętrznej kieszeni kurtki. Czas na drugą część zadania. Bardzo chciał popędzić generał na pomoc niż zajmować się niańczeniem tych, którzy nie mieli sił do walki. Otrzymał rozkaz, zawsze był posłuszny, toteż nie zamierzał zmieniać wytycznych. Czas mijał, a przywódca się nie pokazywał, zaczęło to wywoływać niepokój i chęć cofnięcia się, by sprawdzić co się dzieje. Szybko zostawił tę myśl, wiedząc, że życie wyznawców jest w tym momencie ważniejsze niż wszystko inne. Spojrzał na garstkę tych przerażonych ludzi i nakreślił gest, żeby przygotowali się do podróży, przed nimi ciężka droga. Miał tylko nadzieję, że najgorsze jest już za nimi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.18 16:34  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Re: Upadek [Atak na Góry Shi]
Szybko zorientował się, że wszystkie drogi ucieczki są odcięte. Gdy wróg skończył gonić niedobitki i przetrząsać najbardziej obiecujące komnaty, ruszyli do serca ich domu, do Katedry. Rashid bronił się jak mógł, ale wkrótce został jedynym żywym wiernym w świątyni. Tnąc w szale na prawo i lewo wycofał się aż pod ołtarz, gdzie przez dłuższy czas nikogo nie dopuszczał. Spowalniał niewiernych siecią, tracąc coraz więcej sił. Mierząc w oczy splunięciami jednocześnie parował ataki swoimi długimi nożami. Miał coraz mniej czasu pomiędzy kolejnymi szczęknięciami metalu o metal, przed ołtarzem uformowała się mała górka pokonanych ciał. Dłonie i język mrowiły, odnóża potykały się na zwłokach. Z licznych ran ciekła leniwie krew, ale nie mógł się jeszcze poddać. Wiedział, że jeszcze tego dnia spotka się z Ao, więc zamierzał posłać do piekła tyle dusz ile tylko mógł. W głowie składał słowa modlitwy, usta szeptały pochwalną pieśń.
Cięcie.
Obrót nadgarstka.
Odbicie obcej ręki.
Pochylił się, a tuż nad nim ze świstem ostrze przecięło powietrze. Dokładnie tam, gdzie wcześniej znajdowała się jego szyja. Ci z bronią palną już dawno mogliby go ustrzelić, ale żywi napastnicy chronili go przed wystawieniem się na czystą linię. Wykonał pchnięcie i w tym samym momencie bok wybuchł bólem. Zaczerpnął powietrza, wyszarpując rękę z ciała niewiernego. Ten, który zastąpił poległego towarzysza zadał kolejny cios, przebijając ramię chłopca na wylot. Spróbował zamachnąć się drugą ręką, ale ten pierwszy złapał ją i boleśnie wykręcił, przez co Rashid upuścił broń. Splunął siecią po raz ostatni, jeden z napastników uderzył go w łeb. Nie zauważył, kiedy nadszedł ostatni, trzeci cios. Ciemność ogarnęła wszystko tuż przed nim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.18 17:28  •  Upadek [Atak na Góry Shi] Empty Re: Upadek [Atak na Góry Shi]
Nie zabrała wszystkiego, nie miała na to czasu i nie pamiętała dobrze gdzie co leży. Zebrała pióra do szkatuły, zgarnęła broń, strzały, zbroję i większość ubrań, próbując upchać to w sakwach, przyczepić przy siodle. Valla niecierpliwie kręciła się podczas całego zabiegu, nasłuchując zbliżających się wrogów i kłapiąc nerwowo dziobem. Była raczej tchórzliwa, zwykle unikała walk, wybudzona ze snu przez atak była dodatkowo zdezorientowana. Obecność pani zapobiegła jej ewakuacji przed czasem, a Lysane doskonale wiedziała, że bestia tylko czeka na możliwość wzbicia się w powietrze. Wtedy będzie jeszcze gorzej nad nią zapanować.
Gniewne ćwierknięcie Mo'kiri rozległo się gdzieś od strony hamaka. Tatria wygramoliła się z poduszek, skacząc po nich i wzbijając się wreszcie do lotu. Wylądowała na półce, podskakując bojowo i strosząc się. Był jeszcze pisklakiem, więc większość jego zaczepek białowłosa odbierała jako zaproszenie do zabawy. Nie miała jednak na to czasu w tym momencie, zgarnęła małą bestyjkę do jednej z sakiewek, nieświadomie wybierając tę z ziarnami. Ale przynajmniej ptak został w środku, zajmując się sobą. Kobieta nie przejmowała się tym, co zostawia w komnacie. Były to rzeczy bezużyteczne, nic cennego i godnego uwagi. Pogoniła feniksa przed sobą, kierując się w górę, do jednego z wyjść od strony zbocza góry. Gdy już prawie była na miejscu i zaczęła przemianę w zwierzęcą formę, ktoś postanowił w nią strzelić. Huk potoczył się całym korytarzem, ale strzelec zdołał tylko trafić nogę harpii ulegajacej przemianie. Prawie nie poczuła bólu, przestawiające się kości i rosnące ciało wystarczająco dawało o sobie znać. Valla zawróciła w biegu, rzucając się na strzelca i wydrapując mu oczy szponami. Palące płomienie otoczyły sylwetkę mężczyzny, wgryzły się w trzymającą broń rękę, ale nie zabiły. Ogniste zwierzę odpuściło, szybkim lotem wydostając się poza korytarz. Generał odbiła się od ziemi w tym momencie, w którym skrzydła wystrzeliły z jej pleców, rozkładając się i przypadkowo odbijając lecącą w jej kierunku strzałę. Druga jednak trafiła w odsłonięty bok, ale tym Invidia się nie przejęła. Sama wystrzeliła jak pocisk, byle dalej od Góry. Valla zdążyła mocno ją wyprzedzić i znaleźć się poza zasięgiem słuchu, nie wyczuwała węchem znajdujących się po drugiej stronie wiernych, nie słyszała lamentów, zapewne na bieżąco uciszanych przez niedobitki inkwizycji i kapłanów. Dym gryzł i drapał.
Udała się w przeciwną stronę z początku nieświadomie.
Ale niedługo potem uświadomiła sobie, że jest ktoś, komu musi złożyć wizytę.
Czyżby ją zdradził?

Wątek zakończony.

Rezultat:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach