Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Feel the ocean where passion lies. [Carl & Anais] Tumblr_op988w9tkK1rnbafjo1_500

Zapowiadała się kolejna bezsenna noc. Dusił ją ścisk niewielkiego pomieszczenia, które specjalnie na potrzeby jedynej damy na pokładzie, przerobiono w coś przypominającego kajutę, choć wcześniej służyła najprawdopodobniej za składzik. Blade światło odbijającego się od tafli wody księżyca, wprawiało dziewczynę w rozdrażnienie, nieustępliwie oświetlając całą przestrzeń lokum i atakując nawet przymknięte oczy. Twarda poduszka wypełniona słomą nie nadawała się do użycia w roli tarczy, bo najpewniej udusiłaby się pod nią tak szybko jak pod swoim ciężkim, wełnianym kocem. Nie było przed nim ucieczki.
Mieszkańcy statku spali już od dawna, większość z nich zmogły solidne kufle rumu z dziesiątek beczek, którymi wypełniony był dolny pokład. Anais towarzyszyła im tylko w przenośni. Nie pozwalała sobie na zbytnie spoufalanie się z tą bandą zboczonych i nic nie wartych kretynów, bo też nie dołączyła do nich w celach towarzyskich. Nie pełniła usług, choć wielu sprowadzało obecność kobiet na wodzie wyłącznie ku temu, a przede wszystkim potrzebowała dostać się do hiszpańskich portów, gdzie cała ta banda miała przybyć w ciągu najbliższych dni. W Londynie była spalona, podobno posłano za nią list gończy?… którym niezbyt się przejmowała, jeśli znajdowała się daleko poza granicami brytyjskiego prawa.
Zależało jej tylko na kradzieży części łupu. Rościła sobie do niego prawa, odkąd zdała sobie sprawę jak trudne i męczące będzie towarzystwo tych idiotów. Właściwie już wcześniej ostrzyła na niego pazury, ale przyjmijmy, że miała inne powody niż niemal spustoszona sakiewka. Żyła w ten sposób od lat przynajmniej dwudziestu lat, niektórzy mówili, że w jej przypadku już nauce chodzenia towarzyszyło szlifowanie kunsztu przywłaszczania rzeczy na wieczne nieoddanie. Taki to był już żywot ludzi slumsów, tylko najsilniejsi przeżywali.
Podniosła się z łóżka do siadu i nasunęła oficerki na nogi. Dusiła się tutaj, musiała wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Czuła się jak zamknięta w pułapce, a z każdą chwilą coraz mocniej opanowywał ją klaustrofobiczny lęk. Tyle już nocy spędziła w równie ciasnych kajutach, ale to konkretne nieprzyjemne wrażenie nie opuszczało jej nigdy. Było jej nierozłącznym towarzyszem, równie wiernie za nią podążającym jak lęk o każdy kolejny dzień. Najważniejszym było, żeby nikt się o nich nie dowiedział. Wysunęła się na pokład, wypełniając płuca słonym powietrzem. Nikomu nie zebrało się na nocne spacery, więc mogła cieszyć się słodką samotnością i dopełniającym ciszy skrzypieniem statku czy łagodnym szumem fal. Ruszyła w stronę jednej z burt i oparła łokcie na barierce, pochyliła się lekko, wspierając brodę na ułożonych rękach. Przymknęła oczy, pozwalając powiewom rozczesać wilgotne od potu kosmyki płowych włosów, ułożyć wedle własnego pomysłu jej białą, luźną koszulę, pobawić się kolorowymi rzemykami i medalikami, którymi oplotła szyję i nadgarstki.
Odprężyła się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


 To był jak odległy szept.
 Z głębokiego snu wyrwała go wyczuwalna w morskiej toni zmiana. Kolory mieszały się w jego wizji, wyostrzyły się wraz z przebudzeniem, ale nigdy nie nabrały dawnej szczegółowości. Otaczał go błękit nocnego nieba i chociaż całe dno pogrążone było w ciemności, wiedział doskonale, dokąd płynąć. Zerwał się, wprawiając drobiny piasku w wirujący ruch, włosy unosiły się bezwładnie wokół głowy, zaś roztargnione spojrzenie prześlizgnęło się po wodnym krajobrazie. Jego uszy drgały, skrzela kurczyły się rytmicznie, a ogon poruszał się leniwie, utrzymując go w pionowej pozycji, kiedy wyłapywał każdy nowy bodziec. Pojedyncze osobniki przemierzające kolejne mile szeptały między sobą nowiny, bąbelki wydostawały się z rozwartych ust i ginęły niesione ku powierzchni. Przysłuchiwał im się. Zawsze słuchał.
 Nie angażował się w życie sióstr. Poznawał świat na własną rękę, czując na sobie palące spojrzenia. Potrafił poczuć smak ich goryczy, bo różnił się od pozostałych czymś więcej niż płcią. Kiedy one zagrzebywały się w mule i czekały, znów zamierzając targnąć się na życie niewinnych rybaków, on z utęsknieniem obserwował ludzką egzystencję. Czasami ogarniało go przerażające uczucie, że dawne wspomnienia wyślizgują się z pamięci, blakną z każdym dniem, oddalając go resztek człowieczeństwa. Im dłużej przebywał pod wodą, tym częściej polegał na instynkcie, przestał samodzielnie myśleć i działał według mechanizmów natury, angażując się wyłącznie ciałem i potrzebami. Odważył się kilka razy zaryzykować i wyjść na brzeg, by uświadomić sobie, jak nieporadny staje się na lądzie. Usychał, dopóki nie poruszyła go myśl o śmierci, dopóki nie znalazł w sobie siły do powrotu.
 Ogromny potwór przecinał fale oceanu. Rozdzierał jego świat na pół, bezlitośnie, parł przed siebie ślepy na to, co pod nim. Statek, tego słowa był pewien, słyszał wystarczająco wiele razy, by wypalić je sobie w głowie. Statek, ludzie, piraci. Należał do zupełnie innej bajki, ale za każdym razem niewidzialna siła kazała mu zbliżać się do fascynującego ognia, pozwalić sobie na chłonięcie tego zapomnianego ciepła.
 Różnił się także zdolnością przybierania bardziej ludzkich kształtów w chwili znalezienia się ponad powierzchnią wody. Ogon nie znikał nigdy, ale powietrze kojąco działało na jego ciało – ślady łusek ustępowały miejsca rumieńcom, skrzela wtapiały się w skórę, uszy znów stawały się ludzkie, a błona między palcami cofała się. Może podświadomie chciał utożsamić się z obserwowaną na burcie kobietą, a silna wola zrobiła swoje?
 Skryty w cieniu, przyczepiony do ściany łajby, o którą uderzały niskie fale, śledził wzrokiem każdy jej ruch.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szum fal ukołysał dziewczynę, którą pochłonął leniwy półsen. Oddała mu się niemal bezwiednie, zatracając się w swoich rozmyślaniach, przywołując wydarzenia dnia dzisiejszego i z wolna planując dzień następny. Zasnęłaby na pewno, co mogłoby się skończyć tragicznie, gdyby nie podejrzany chlupot wody, który nagle otworzył jej oczy poprzez szybki i ostrzegawczy impuls. Podświadomość wiedziała doskonale, że najpewniej przyłączyła się do niej jakaś wesoła bezsenna rybka, zwabiona obecnością statku. Rozespanym spojrzeniem rozejrzała się po łagodnie wzburzonej tafli wody, podążając wzrokiem za kręgami, które wytworzyło wspomniane pluskanie, co tylko potwierdziło jej podejrzenia. Obejrzała się za siebie, nasłuchując przez krótką chwilę, a potem znów oparła się o barierkę, wzdychając ciężko.
Mijały kolejne chwile w tej morskiej ciszy, ale nie widziało jej się wracać do dusznej kajuty. Przeczesała dłonią włosy, wpatrując się w zamyśleniu w odbicie księżyca i zaczęła mimowolnie nucić tylko sobie znaną melodię. Fale wyglądały kojąco, zapragnęła poczuć chłodną wodę na koniuszkach palców, jednak do tafli brakowało przynajmniej półtorej metra odległości. Dłonią podparła policzek, a drugą leniwie sięgnęła w stronę wody, zdając się gładzić jej odległą taflę koniuszkami palców.
The moon and star above us will lead us to the shore  – powiodła melodią w tekst nuconej piosenki, śpiewała na tyle cicho, że zagłuszana wodą treść słów była dostępna tylko dla najczulszego ucha. Dziewczyna założyła, że przestrzeń między uszami tych bezmózgów normalnie mogłaby jej zagrozić, gdyby nie fakt, że dzisiaj chlupotał tam alkohol. Nie potrzebowała widowni. Oni byli zbyt przesądni, a nie chciała zostać oskarżoną o śpiewanie z syrenami. Już teraz chodziły słuchy po załodze, że sztorm zbliża się ku nim tylko dlatego, że mają babę na statku. Patrzyli jej na ręce równie często, co na pośladki, a ona cierpliwie znosiła znoje tej cierpiętniczej podróży. Marzyła o własnej banderze, której załoga składałaby się tylko z najwybitniejszych żeglarzy. Dopilnowałaby tego. Żadnego chamstwa, prowadziłaby ich pewność siebie, odwaga, lojalność i głód najcenniejszych łupów.
My heart will be my compass and you will be my north, where you’ll find me waiting and I will find... you – pociągnęła dalej nieśpiesznie, wpatrując się przez chwilę w koniuszki swoich palców, a potem nagle ucichła gdzieś w środku tekstu. Westchnęła, przepełniał ją nostalgiczny nastrój. Samotność przejmowała ją, jeśli decydowała się na uwolnienie ze swojej piersi tak smętnej litanii. Żałowała, że nie skorzystała z usypiających dóbr rumu, ale nie mogła ryzykować. Postała tak jeszcze dłuższą chwilę, a potem zdecydowała się wrócić do siebie. Zasnęła dopiero nad ranem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Wycofanie z życia społecznego miało miejsce nie tylko na płaszczyźnie nowej „rodziny”, ale także w odniesieniu do ludzi. Już dawno temu nauczył się, że kontakt z nimi w obecnej formie to fatalny pomysł, który rodzi w ich głowach wizje bogactwa za sprzedaną kreaturę przypominającą syrenę. Przypominającą, bo w przeciwieństwie do sióstr nie dysponował pewnymi kuszącymi walorami ani nie wykorzystywał anielskiego śpiewu do omamiania słuchaczy. Cechował się wręcz nietypowym dla nich zrozumieniem i empatią, niestety z każdym rokiem coraz mniej doświadczaną. Nie ujawniał się ciekawskim oczom bez dobrego powodu, obserwował życie nad wodą z ukrycia, pozwalając wytworzyć się niewidzialnej barierze, do której tęsknie przylegał za każdym razem, gdy w pobliżu pojawiały się statki.
 Chłodne powietrze drażniło jego przełyk. Sine usta pozostawały rozchylone wraz z kolejnymi, płytkimi wdechami, a ciemne spojrzenie w ramach czegoś na wzór zdziwienia nie odrywało się od drobnej postury opartej o barierkę. Wiele gestów użytych przed kobietę nie widział od lat, nic dziwnego, skoro płeć piękna na łajbie nie wróżyła niczego dobrego i zazwyczaj unikało się takiego składu załogi przez tych bardziej przesądnych kapitanów. Rozwarł bardziej palce, poprawiając swoją przyczepność do ściany, jakby w obawie, że w jednej chwili wszystko runie, a on zostanie wciągnięty pod wodę tam, gdzie jego miejsce. Chciał poudawać jeszcze trochę.
 Usłyszał śpiew siostry, ale gdyby nie wzrok utkwiony na poruszających się ustach, począłby się rozglądać za znajomym ogonem znikającym wśród białych fal. Dźwięki odganiające ciszę, towarzyszące odgłosowi wody uderzającej o dziób, wcale nie należały do syren, choć mógłby przysiąc, że równie skutecznie wabią. Słowa pozostawały dla niego obce, zlepiały się w jedno, przetaczały się przez uśpiony umysł, który nie potrafił właściwie ich zinterpretować. Skupił całą swoją uwagę na śpiewie, czując, jak jego percepcja zawęża się do najbliższych kilku metrów. Udało mu się wyłapać kilka wyrazów, a to pociągnęło resztę jak krzyk w zaśnieżonych górach. Zasypała go lawina odświeżonych informacji, im więcej słuchał, tym więcej pamiętał, dlatego nie poruszył się z miejsca nawet, gdy kobieta wycofała się do kajuty. Szufladkował w głowie wszystko to, co zdołał wyłapać z odmętów podświadomości.
 Dopóki okręt nie wypłynął poza znajome mu granice, podążał za nim wiernie niczym cień. Rzucał okiem na codzienność załogi, wypatrywał konkretnej twarzy wśród zarośniętych bród, krzywych uśmiechów i pomarszczonych skór. Rezygnował z długiego snu na rzecz krótkich drzemek, by nie zgubić trasy statku.
 Aż w końcu nadszedł sztorm.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Każdy żeglarz musiał być o krok przed pogodą. Nie ma nic gorszego niż spotkać się z jej kaprysem nieprzygotowanym, stąd ogromną uwagę przykładano do wszelkich znaków, które mogłyby pomóc przewidzieć przyszłość. Zdolność bezbłędnego czytania wskazówek nieba i upstrzonych nim chmur, wyczuwania wiatr i kierowania się nim z rozsądkiem. Tego wszystkiego uczono się przez lata i doświadczano na własnej skórze wszelkie pomyłki, które uczyły lepiej niż jakakolwiek wypełniona teorią książka.
Jednogłośnie zwiastowano sztorm. Wiatr od rana dął w żagle jak szalony, chmury szybko sunęły przez nieboskłon, a konkretne ich rodzaje i sekwencje tylko potwierdzały przewidywania. Na statku panowało ogólnie poruszenie, od samego rana przygotowywano łajbę na czołowe spotkanie z burzą. Od kilku już dni uciekali razem z wiatrem, sunąc do przodu z zwrotną prędkością, próbując możliwie odsunąć się od linii sztormu, ale ten przez jedną noc nadrobił tę straconą odległość, doganiając ich. Nie było już szansy na ucieczkę. Nie przewidzieli takich rychłych zmian, bo było to do niczego nie podobne – tak nagłe były te zmiany. Co bardziej przesądni coraz głośniej głosili swoje prawdy o nieszczęściu wywołanym przez obecność jednej jedynej kobiety na statku. Widocznie jej zamiary nie były czyste, jeśli sprowadziła na nich gniew mórz. Panika ta nie opanowała jeszcze całego statku, bo co rozsądniejsi woleli przejmować się technicznymi rozwiązaniami niż tracić czas na zabobonne złorzeczenie.
Zbliżało się południe, gdy niebo całkowicie przecięła mętna ciemność, a porywiste podmuchy wiatru nie opuszczały ich nawet przez chwile. Ciężkie fale z siłą uderzały o statek, wdzierając się przez barierki na podkład i atakując obecnych na nim ludzi po kolana. Zaczęło padać, pierwsza mżawka w błyskawicznym tempie przerodziła się w ulewę, która siekąc nieubłaganie, nie pozostawiała na nikim suchej nitki. Anais nie pozostawała w tyle. Nie chowała się przed niczym i nikim. Ramię w ramię wspierała swoich współplemieńców, odważnie wykonywała wszelkie porykiwania kapitana, który usilnie próbował przekrzyczeć burze. Nie widziała zbyt wiele, bo jedynym oświetleniem stały się pojawiające się cyklicznie błyskawice przecinające niebo. Bała się? Bardzo. Nie był to jej pierwszy sztorm, ale ten okazał się być szczególnie złośliwy. Lęk motywował ją. Podnosiła się, gdy upadła, choć zaczynało brakować jej sił, usilnie starała utrzymać się na nogach i zmusić do przewiązania jeszcze jednej liny, która koniecznie musiała zostać przewiązana. Krztusiła się słoną wodą, która razem z deszczem zalewała ich twarze szczypiąc w przymrużone oczy, a płuca dosłownie paliły żywym ogniem, którego nic nie mogło ugasić.  
Ktoś pchnął ją na barierkę. Akurat tę samą, przy której stała jeszcze dzisiaj w nocy, rozkoszując się spokojem i morską ciszą. Co za ironia, bo jeszcze wtedy morze wydawało się być jej sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. Odwróciła się w stronę napastnika, którego śliskie ręce złapały ją za koszulę, przypierając siłą do balustrady. Nikt nie próbował go powstrzymać, dwóch żeglarzy przyglądało się tej scenie, prawdopodobnie asystując koledze, może ukartowali ten plan razem. Wszyscy inni zbyt skupieni byli na losie łajby by przejmować się czyimś losem. Szarpała się, ale mężczyzna był silniejszy. Nie zauważyła, kiedy to on ją szarpnął w górę. Nie poczuła, że traci grunt pod wyczerpanymi nogami. Omdlewała, nie mogła oddychać, spazmatycznie wciągając powietrze do płuc razem ze słoną wodą. Zacisnęła palce na jego nadgarstku, wbijając w niego paznokcie do krwi, ale to nic nie dało. Wypchnął ją za burtę, ciężko wpadła do wody, a uderzenie wydusiło z jej bezwładnego ciała resztki powietrza.
Straciła przytomność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Ocean ostrzegł go o zbliżającym się sztormie już kilka dni wcześniej.  
 Widział niepokój morskich istot, czuł ostrzeżenie ukryte w prądach wody, powietrze stało się wilgotniejsze, a cała natura wokół szeptała, że pora na pozbycie się intruzów z jej terenu. W pełni rozumiał podjętą decyzję – piraci nie zwiastowali dla ich świata niczego dobrego. Przynosili ze sobą jedynie chciwość, plądrowali własnych bliźnich, sieli zniszczenie i chaos, bez litości. Zostawały po nich odłamki zrujnowanych łajb unoszących się na powierzchni wody, skarby, które na zawsze pochłaniało ciemne dno, i ciała. Czasami mnóstwo ciał. Syreny nie zwykły zbliżać się do efektów takich katastrof, bowiem krew mieszana z morską tonią łatwo przykuwała uwagę drapieżników. Żadna nie chciała ryzykować randką z rekinem dla usatysfakcjonowania swojej ciekawości.
Trzymał się w pobliżu chwiejącego się na falach statku, początkowo płynąc niedaleko dna, gdzie szarpanie wody było mniej odczuwalne, ale finalnie postanowił wychylić się ponad powierzchnię nieregularnej tafli, by spojrzeć na sytuację na pokładzie. Nie miał problemów z odczytywaniem ludzkich emocji, wręcz podzielał ich strach i zdenerwowanie. Nieprzychylność pogody to nie przelewki, niedoświadczona załoga jednym błędem mogła skazać się na zatopienie i wieczne pogrążenie w odmętach chłodnego oceanu. A on tkwiłby tam, uwięziony pomiędzy, witając kolejnych nieszczęśników i odprowadzając ich dusze na spoczynek, na który sam nie dostał szansy.  
 Działo się zbyt wiele, by mógł zarejestrować każdy szczegół. Przepływał to na jedną, to na drugą stronę statku, starając się kontrolować jak największą część tego, co działo się wśród poruszającej się gwałtownie załogi. Mignęło mu gdzieś znajome oblicze, ale zaraz zniknęło w tłumie spoconych ciał. Wzbierało w nim niewytłumaczalne napięcie. A później coś pojawiło się w wodzie, niespodziewanie, coś co spłoszyło go na tyle, że uciekł spod olbrzymiego cienia rzucanego przez łajbę. Kotwica? Łódź ratunkowa? Sieć rybacka? Człowiek…? Trzymał się z daleka, skupiając oczy na ciemnym punkcie powoli zapadającym się w wodzie. Uznał, że skoro się nie poruszało ani nie było połączone bezpośrednio ze statkiem, nie powinno stanowić zagrożenia. Zamachnął się płetwą i ruszył w kierunku niezidentyfikowanego obiektu, który dopiero z bliska okazał się kobietą. Tym razem powieki miała zamknięte, a spomiędzy jej warg uciekały jedynie bąbelki powietrza. Może ukryła w nich kolejne słowa pieśni? Spojrzał na odpływający statek coraz gorzej radzący sobie z siłami natury, ale zrezygnował z dalszej pogoni. Nieznajoma odpłynęła w metaforycznym sensie, dlatego odważył się ostrożnie wsunąć dłonie pod jej ramiona i, trzymając ją blisko torsu, popłynął na zachód, gdzie znajdował się najbliższy ląd w postaci wyspy. W obecnych warunkach pogodowych z pewnością pozostawała poza zasięgiem statku – zasnuła ją mgła, jakby coś chciało zachować ten kawałek ziemi wyłącznie dla siebie.
 Ciało kobiety uderzyło o piaszczysty brzeg, co rusz obmywany falami chłodu. Ze względu na ciążący mu ogon, nie zdołał przemieścić ją na suche połacie ziemi: leżała więc na wzniesieniu linii brzegowej, bez jakiejkolwiek oznaki życia, a on przyglądał jej się z bliska, szukając wzrokiem odpowiedzi na wątpliwości. Dlaczego nie reagowała? Dlaczego nie mogła znów zaśpiewać? Przekrzywił głowę, prześlizgując wzrokiem po całym ciele. Coś różniło ją od reszty załogi. Jej klatka piersiowa się nie unosiła. Doznał nagłego olśnienia, a w porywie impulsu do działania, podciągnął się wyżej na rękach i pochylił nad ofiarą. Nie dysponował profesjonalną wiedzą na temat przeprowadzania pierwszej pomocy, wiedział tylko, że woda musiała dostać się do jej płuc i jego zadaniem było to naprawić. Sprawić, by znów zaczerpnęła powietrza.
 Chwycił kobiecą szczękę w dłoń, podpierając się przy jej głowie na łokciu, i odchylił do tyłu. Usta miała zamknięte, zmarszczył brwi, szukając rozwiązania na ten problem, a później pomógł sobie drugą dłonią i zacisnął palce na nosie, zmuszając usta do rozwarcia. Nie kierowały nim żadne konkretne uczucia podczas próby przywrócenia świadomości nieznajomej – był zbyt skupiony na czynności, jakby od tego zależało także jego życie. Przycisnął mokre wargi do sąsiednich ust i oddał jej własny tlen.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nic nie towarzyszyło utracie przytomności. Nie miała snów ani wizji, opanowała ją całkowita ciemność i odrętwienie. Nie byłaby to zła śmierć, gdyby świat zdecydowałby się teraz pochować dziewczynę w morskich odmętach, jeśli już więcej miała nie czuć tego wszystkiego, co odprowadziło ją ku końcowi. Płuca nie piekły, oczy nie szczypały, chłód nie przejmował kończyn Zasłużony spokój po ponad dwudziestu latach walki o przeżycie. Czy ktoś podliczy jej grzechy? Liczne kradzieże, rabunki, napaście i morderstwa, ostrzenie szabli na gardłach ludzi, którzy zawinili jej tylko tym, że ich sakwa z pieniędzmi była cięższa. Powiedzieć można, że karma dogoniła ją i zwróciła się z nawiązką za każde przewinienie, jednak okazało się, że świat miał wobec niej inne plany, choć – logicznie rzecz biorąc – prawdopodobieństwo przeżycia w jej wypadku powinno sięgać dna tak jak ciężar jej bezwładnego ciała.
Została uratowana przez żywą legendę. Mistyczną istotę z głębin, która przeczyła ludzkiemu pojęciu istnienia. Jeszcze niedawno wyśmiewała te bajeczki dla dzieci, by teraz stać się słowną protagonistką jednej z nich. Czym sobie na to zasłużyła? Czy nie zasługiwała wyłącznie na śmierć w ramach kary za każde osobne tchnienie, które wydusiła z człowieka? Może i w skali wszystkich zabójstw liczba zbójców jej podobnych i innych szarlatanów zdecydowanie przewyższała liczbę osób rzeczywiście niewinnych, ale to wcale nie jej samolubnych usprawiedliwiało.
A jednak została uratowana.
Podarowano jej tlen. Gwałtownie drgnęła i zakrztusiła się spazmatycznym kaszlem połączonym z wypluwaniem słonej wody z płuc. Zaczerwienione oczy zaszły jej łzami, niknąc niepostrzeżenie na mokrych policzkach. Dłuższą chwilę zajęło jej odkrztuszenie wszystkiego, ledwością wstrzymując się od wymiotów. Łapała powietrze jak zszokowana ryba wyciągnięta z wody, wciąż przejmował ją szok i drżała na całym ciele. Jej blade ramiona pokrywała gęsia skórka, przysłonięta cienką warstwą bawełnianej koszuli. Mokre włosy lepiły się do skóry. Jej podświadomość powiązała fakty i zauważyła kątem oka, że nie jest tu sama. Nie wiedziała, skąd pojawił się u niej tak lekko myślny odruch, ale niemal rzuciła się w ramiona półleżącego mężczyzny.
Dziękuję – wychrypiała z wyraźnym angielskim akcentem w słabym głosie. Nie miał szans odsunąć się od jej drżącego ciała, trzymała się go zbyt kurczowo, jakby był jedynym ogniwem łączącym ją ze światem żywych. Nie zauważyła ogona, może nie chciała go zauważyć. Skupiała się na uspokojeniu rozdygotanego oddechu. Jeśli nieznajomy nie odsunie się od niej, pozwalając jej zostać na dłuższą chwilę w swoich ramionach… dziewczyna zaśnie. Albo zemdleje, trudno powiedzieć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Pozwolił porwać się instynktowi, dawnej sekwencji ruchów, którą przyswoił chodząc jeszcze na dwóch nogach. Zapomniał jednak o wielu szczegółach podczas próby wyrwania kobiety z rąk śmierci – że powinien sprawdzić, czy coś nie utknęło jej w gardle, że kontrola oddechu to nie rzut oka na klatę piersiową, tylko przystawienie głowy do twarzy, że oddechy powinien wprowadzać dwa, a nie trzy, zaś uciski na klatce piersiowej wyglądały w praktyce nieco inaczej. Powinien spleść dłonie i ustawić je odrobinę wyżej. Przy pierwszym masażu serca zreflektował się, że siła wtłaczana w jej ciało jest zbyt mocna i jeśli będzie to kontynuował w ten sposób, połamie żebra, dlatego skupił się na mniejszym wysiłku, ale spokojniejszym rytmie.
 Nie spodziewał się, że faktycznie ocali tym nieudolnym działaniem życie człowieka. Kiedy drgnęła, odpowiedział jej tym samym, jakby nagle uderzyły w niego zmysły i świadomość obecnej sytuacji. Znajdował się na brzegu, leżał tuż obok nieznajomej, w dodatku w świetle dnia, o ile można było tak nazwać zasnute ciężkimi chmurami niebo. Oddalili się od centrum sztormu, uciekli nawet spod zasięgu deszczu, ale atmosfera nadal pozostawała niepokojąca. Twarz syrena przybrała zdziwionych rysów, a płetwa poruszyła się bez udziału woli, każąc mu wracać do domu. Spłoszył się przebudzeniem, niestety nie zdążył choćby się odsunąć – został zaatakowany i zamknięty w ramionach obcej.
 Zesztywniał pod jej dotykiem, gotów odepchnąć narzucone nań ciało. Powstrzymało go jedno słowo, wprawiając mężczyznę w konsternację. Przyglądał się dyskretnie kątem oka, próbując ocenić potencjalne zagrożenie, ale kobieta nie przejawiała wobec niego żadnych niecnych zamiarów, przynajmniej nie sądził, by mogła sobie na cokolwiek pozwolić, kiedy powieki same jej się zamykały. Tkwił więc w bezruchu, a serce łomotało w jego piersi. W końcu nie wytrzymał – delikatnie uwolnił się z uścisku, pozostawiając śpiącą samą sobie, po czym cofnął się do wody, ciągnąc za sobą bezużyteczny na lądzie ogon.
 Otaczająca go woda wróciła spokój, przyjęła go z niemal matczyną miłością, a on zatonął w niej, oddalając się coraz bardziej od brzegu do miejsca, w którym mógł spocząć i skulić się na dnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Może i jego próby nie były zbyt poradne, ale liczył się przede wszystkim efekt – dziewczyna przeżyła. Rzuciła się w ramiona swojego bohatera, a ten nie zdecydował się odwzajemnić uścisku. Znieruchomiał w jej objęciach, dłoń dziewczyny wylądowała w okolicach jego płetwy grzbietowej, co – zdawać by się mogło – nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Nie zdążyła też zasnąć, a ledwie odpłynąć w regeneracyjnym półśnie, zbyt szybko wyślizgnął się z jej uścisku i mimowolnie obserwowała tę scenę spod rzęs. Oddychała spokojniej, nie ruszała się, więc rzeczywiście mogłoby mu się zdawać, że zasnęła, bezwiednie pozwalając chłodnej wodzie oblewać jej nogi.
Właśnie… nogi. Ona swoje miała, ale gdzie podział się rozdział na te dwie kończyny u niego? Zmarszczyła powolutku brwi, wytężając załzawione, piekące oczy. Widziała tylko kontury jego postaci, które nie wyglądały naturalnie. Obserwowała jak odwraca się z trudem i kieruje w stronę wody, w której też zanurza się po pas i całkowicie. Cofał się do wody? Czy rozbitkowie nie powinni pozostać na lądzie?
Przymknęła na chwilę oczy.

Obudziła się wraz z pierwszymi promieniami porannego słońca. Po sztormie nie było już śladu, woda cofnęła się i uspokoiła, pozostawiając dziewczynę samotną na wilgotnym jeszcze piasku. Moment przebudzenia się ze snu był jednym z najcięższym w jej życiu, o ile nie najcięższym. Chyba nigdy nie czuła się tak skonana. Spragniona, głodna i obolała. Fale musiały porządnie ją poobijać. Świadomość Anais chwilę później dogonił ostry ból kostki, silny ścisk żołądka, łopoczące pulsowanie w skroniach. Kiedy ostatnio jadła? Zbyt opiła się słoną wodą. Ile spała? Ile minęło czasu? Ktokolwiek poza nią przeżył?
Leżała na plecach, zamrugała kilkukrotnie. Słońce pozwoliło sobie skupić się na jej zziębniętym ciele, ogrzewając je przyjemnym ciepełkiem, nie mogła więc zbytnio się na nie boczyć, nawet jeśli sprezentowało jej w zestawie wredną pobudkę. Nie widziała jeszcze zbyt wyraźnie, ale łzy sprawiły się w swojej roli wyśmienicie, bo choć słone, wypłukiwały spod powiek zanieczyszczenia, a przede wszystkim piasek, który aktualnie miała dosłownie wszędzie.
Dłuższą chwilę zajęło jej odnalezienie swoich zdrętwiałych rąk i szybko zdecydowała się z nich skorzystać. Ciężkimi, obolałymi i powolnymi ruchami, podpierając się i podnosząc do pionu. Zgięcie nóg w kolanach również kosztowało ją wiele samozaparcia, objęła je więc rękami i oparła o nie czoło, gdy w końcu się udało. Skuliła się w sobie, zbierając siły, skupiając się na swoim oddechu, powoli analizując posiadane informacje, starając się utrzymać trzeźwość umysłu, nie poddając się atakowi paniki. Przeżyła, to było pewne. Nie wiedziała jeszcze, dlaczego i jakim cudem, bo docierały do niej wspomnienia przypominające fantastyczny sen. Uratowałaby ją syrena? Tryton? Czy to, co widziała wczoraj... to naprawdę się wydarzyło? Nie może być. Chyba za mocno uderzyła się w głowę, gdy miotały nią fale.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Podwodne cmentarzysko ciał.
 Rozciągał się przed nim zatrważający widok. Resztki doszczętnie zniszczonego statku walały się po dnie oceanu, nie przypominając już olbrzymiego potwora. Woda pozbawiła go mocy, pociągnęła w otchłań i roztrzaskała w odwecie za dokonanie niewłaściwego wyboru. Przyglądał się, jak muł powoli pożerał jedyny dowód na istnienie tej załogi. Piasek zakrywał nie tylko drewniane elementy oderwane od konstrukcji, ale także powykręcane ciała o mętnych twarzach. Niepokój pojawił się wokół niego, krążył niczym drapieżnik, czekając na moment do ataku. Jego także chciał zakopać wśród morskich trupów na zawsze pozbawionych głosu.
 Lubił pokonywać dłuższe dystanse w towarzystwie delfinów. Ludzie jeszcze tego nie wiedzieli, ale były to zwierzęta nadzwyczaj inteligentne, a przede wszystkim samoświadome. Uczuciowe, altruistyczne. Zdawały się uśmiechać do niego szeroko, kiwając głowami, gdy dołączał do zabawy. Kiedy przebyte mile dawały mu się we znaki, wystarczyło, że pochwycił płetwę grzbietową, a jej właściciel chętnie spełniał się jako podpora w bezpiecznym powrocie do „domu”. Z dwójką z nich zdołał nawet stworzyć silniejszą więź; poznał imiona.
 Słońce wzeszło, a trasę do wyspy przecięła ławica ryb. Nie zastanawiał się, czy kobieta wciąż żyła – ludzkie ciała były nadzwyczaj kruche, potrafiły poddać się przez zwykłą wodę w płucach albo niską temperaturę, ale do jego świadomości nie przenikała myśl, że mogła podzielić ten sam los, co reszta załogi. W takim przypadku musiałby pomóc jej odejść w odmętach oceanu, ułożyć na pościeli z wodorostów i pozwolić, by subtelne fale koiły do snu.
 Obserwował kobietę od chwili, w której poczęła się poruszać. Śledził wzrokiem każdy pojedynczy ruch znad poziomu niedalekiej skały przemywanej przez nabrzeżną wodę. Nie potrafił zinterpretować jej zachowania, czekał, aż zdecyduje się na konkretne działanie, lecz ona pozostawała nieruchoma. W końcu doszedł do wniosku, że musi zmusić człowieka do reakcji.
 Na mokry piasek obok jej biodra chlusnęła ryba. Mała, wijąca się w spazmach ryba, szukająca ratunku od uduszenia się. Boki ciała miała ozdobione pionowymi śladami przywodzącymi na myśl efekt po przeciągnięciu pazurów. Przewracała się jeszcze kilkanaście sekund, dopóki nie straciła sił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyglądała zdecydowanie komicznie, gdy wystraszona do cna przez najzwyklejszy rzut rybą, poderwała się niezdarnie z miejsca i znów wylądowała w piasku metr dalej, załamując się pod własnym ciężarem i ukłuciem bólu w kostce, kolanach, mięśniach; względnie wszystko zaatakowało na raz. Wbiła spojrzenie w wijące się ciałko zmiennocieplnego granatu, a potem bacznie rozejrzała się po wyspie, jakby szukając spojrzeniem łobuza, który w tak chamski sposób napędził jej stracha. Dopiero po krótkiej chwili powoli obróciła się z powrotem w stronę morza, do którego jeszcze przed chwilą była zwrócona frontem, ale mętne spojrzenie nie wyłapało niczyjej obecności.
Ktoś tu jest? – rzuciła w eter nieostrożnie, mrużąc oczy w słońcu. Przeniosła wzrok na rzuconą rybę, chcąc mechanicznie wrzucić ją znów do wody, żeby nie zadusiła się niepotrzebnie, ale, jak się okazało, była już martwa. Z tą różnicą, że wcale nie zabrakło jej powietrza, a wykrwawiła się przed wyraźne ślady pazurów na brzuchu. W tamtej konkretnej chwili Anais pożałowała gorzko swoich głośno wypowiedzianych słów. Przełknęła ślinę i rozglądając się po wodnej toni, powolutku zaczęła przesuwać się w tył w stronę suchego piasku. Stwierdziła, że tam będzie bezpieczniejsza, choć przejęły ją wątpliwości i strach.
Co jeśli ta postać wcale jej się nie przyśniła? Skąd miała wiedzieć, że to coś miało dobre zamiary? A jeśli ta martwa ryba spełniła się pośmiertnie w roli listu z niepisaną pogróżką? Niesłownym „wypierdalaj z mojej ziemi”? Tak ją odebrała, szybko też decydując się – krótko mówiąc – wypierdalać, dopóki ten coś nie pojawił się na horyzoncie. Wiedziała jedno. Nie może panikować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach