Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Tak myślałem, przekażę pomysł petycji o to prosto do rąk własnych dyktatora. – Odpowiedział już trochę poważniejszym głosem, widząc, że tamten wyraźnie się burzy na ten temat.
Nie oczekuję od ciebie niczego poza rozsądkiem. Możemy po prostu zostać na „ty”, choć ja wolę mówić po imieniu. Nie chcę, żebyś nazywał mnie tatusiem, panem, imieniem też nie musisz mnie wołać – Odzywał się raczej spokojnie i dość swobodnie, prawie tak, że można by było uznać, że stracił na czujności a nabrał pewnej serdeczności. To drugie może i faktycznie zaczynało mu w pewnym stopniu towarzyszyć, jednak w znacznej części było po prostu pozorne. A kolejne słowa jego młodego towarzysza sprawiły, że uderzyło go poczucie winy. Chyba czas na emocjonalny rollercoaster, z którego po prostu trzeba starać się nie spaść w czasie jazdy.
Ciężkie westchnienie, chwila milczenia, w końcu bezradny uśmiech.
Bardzo się cieszę, serio… – I nie mówił tonem, który mógłby sugerować, że jest inaczej. Nie spodziewał się, że zobaczy czy doświadczy czegoś nowego — jedynie Misza mówiący mu, że znalazł dziewczynę jakoś by go zdziwił — a tutaj pojawiło się jego dawno zaginione dzieciątko. Nie potrafił dalej określić tego, jak się czuje. Niech więc wymusi w sobie ulgę. Nawet mimo stosu zarzutów, jakimi w niego rzucał Boris.
Nie chcę ci się zwierzać ani porównywać się do twojej matki, bo zwyczajnie cię to pewnie zanudzi, ale odnotuj jedno. Człowiekowi nie wyświetla się w głowie napis „ej, zaciążyłeś kochankę, z którą widziałeś się parę razy”. Nie powiedziała mi o tobie. Chwała jej za to, bo człowiek był ze mnie chujowy. Zresztą skoro podołała wychowaniu się na tyle, że potrafisz przeżyć, to bardzo dobrze, ale, cholera, wyjdź myślami poza czubek nosa. I nie. Nie skrzywdziłbym cię, bo wiem doskonale, że nie zrobisz nic z tego, o czym mówiłeś. Jesteś pijany, ale widzę, że nie jesteś kretynem. Ona też nie była. – Naprawdę silił się na spokój, chociaż w paru momentach głos mu się załamał. Spojrzenie i ton jednak miał twarde i pewne, jednak momentami przebijała się przez nie desperacja i żal. Sam rozumiał, że nie miał tak naprawdę podstaw do obwiniania się, nie był rozemocjonowany całym zajściem, jednak trochę zagubiony w tym wszystkim był. I tego się nie dało ukryć.
Uderzenie puszką sprawiło, że faktycznie postawił prawą stopę trochę bardziej z tyłu, jednak na dobrą sprawę ani drgnął. Jego usta jedynie zadrżały tak, jakby wojskowy chciał ostrzegawczo warknąć na młodzika, ale ostrzegał go nawet przed tym odgłosem. Musiał po prostu pokazywać, że go to zwyczajnie nie rusza, w końcu znudzi się i uspokoi. Mimo wszystko czuł się trochę tak, jakby faktycznie miał przed sobą po prostu dzieciaka, równie zagubionego co sam wojskowy, ale reagującego zupełnie na opak. Gwardzista zwyczajnie należał do osób, które w chwilach niepokoju przywykły do obierania roli podpory swoich towarzyszy. Uważał to za jeden z kluczy do bycia dobrym przywódcą.
Nie masz – Odparł opanowanym tonem, jednak nie omieszkał przesunąć po nim spojrzeniem. – Doskonale wiem, jakie to uczucie, a choć alkohol pewne rzeczy otępia, to byłoby widać po tobie cokolwiek innego niż wściekłość. Gdybyś faktycznie był ranny — a ja nic ci nie zrobiłem — to mam znajomości i, nie kryjmy, są w mieście osoby, które są gotowe pomagać innym ludziom. Nawet, jeśli media i władza kreują rebeliantów na największe zło.
Spojrzenie miał spokojne, jednak dało się w nim dostrzec niemą prośbę, której sam nie umiałby sprecyzować. Kolejne trafne połowicznie zarzuty sprawiły, że usta wojskowego zacisnęły się. Nie uciekał jednak spojrzeniem, nie pozwalając sobie na pokazanie w ten sposób jakiejkolwiek uległości czy słabości. Nie wychodził z roli.
Wnukom. Dorobiłeś się dzieci? – Spytał, starając się za nim nadążyć, kiedy ten znowu ruszył w drogę. Mruknął przeprosiny do potrąconej przez łajzobus osoby, zupełnie tak, jakby poczuwał się do odpowiedzialności i tłumaczenia się za czyny Borisa. Miał dość niemądrą minę, mówiącą tyle, co „co ja tu robię, pomocy”.
I ech, toż nie robię zamieszania, ty się zastanów no – Rzucił jeszcze ze zrezygnowaniem. Zapowiada się długa, męcząca noc. #nohomo
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wybór odpowiedniego miejsca nie był rzeczą łatwą. We wszelkich knajpach i barach jakie tylko przychodziły mu teraz do głowy i znajdowały się względnie blisko albo jeden albo drugi miałby problemy, i to sporego kalibru. Nie chciał też tak po prostu zaliczyć pierwszego lepszego sklepu nocnego i skończyć na schodach za marketem, chowając się przed kamerami i żłopiąc piwo na zimnie. Wtedy nawet podarowany szalik by mu nie pomógł. Przydałoby się też jakieś wygodne miejsce bo nadwyrężone nocnym włóczeniem kolano coraz bardziej dawało o sobie znać. Właśnie ta ostatnia myśl podpowiedziała Łajzie, gdzie powinni się udać. Odwrócił się nagle, tym razem prawie wpadając na samego Rudego czym przynajmniej upewnił się, że ten nadal za nim podąża i skręcił w uliczkę, którą przed chwilą minęli.
- Jednak chyba czegoś oczekujesz skoro mimo wszystko za mną idziesz. Inaczej wróciłbyś do swoich obowiązków - warknął, zerkając na niego tylko kątem oka i nadal wytrwale klucząc w małym labiryncie bocznych uliczek - No, i na pewno nie byłeś bardziej chujowy niż ona. Nawet zakładając, że trafiłbym do was bo wiadomo, że małe łowczątko to pewnie nawet kwestia awansu, to nie byłoby gorzej. Nawet jeżeli skończyłbym jako laboratoryjny szczur... To zawsze byłaby szansa, że którykolwiek z waszych naukowców dałby radę naprawić mi DNA. Później może nawet mógłbym mieszkać w mieście. Byłoby spoko.
Najpewniej do celu mogliby trafić tymi głównymi, ale widać łowca lepiej czuł się z dala od wszelkiego tłumu. Nawet do samego pubu podeszli od zaplecza, gdzie Lazarus na moment przykleił się do zabrudzonego okienka, osłaniając w szybie odbicia okolicznych neonów dłonią by bezczelnie zerknąć do wnętrza. To, co ujrzał w środku najwyraźniej go usatysfakcjonowało, bo oderwał się od szpiegowania już z mniej złośliwym a bardziej radosnym uśmiechem na ustach.
- Nie ma Grubego na barze, możemy wbijać - wymruczał zadowolony, przypominając sobie jednak o wcześniejszym pytaniu - Tak, więc jeżeli naprawdę poczuwasz się do bycia moim ojcem to gratulacje bo zostałeś dziadkiem. Czwórka szczeniaków, dwie parki. Chociaż patrząc na ciebie to powinienem powiedzieć, że o czwórce przynajmniej wiem.
Coraz bardziej tracił czujność, zupełnie jakby zapomniał, że Rudy nie jest osobą, której powinien ufać, a tym bardziej osobą, która powinna słuchać jego pijackiego bełkotu. Nawet nie zastanawiał się nad swoimi słowami, co pomyślał to powiedział. Kiedyś go to zgubi. Otworzył ostatnią puszkę wylosowanego z automatu piwa i najwyraźniej miał zamiar wyzerować ją w zaułku. Bardzo ekonomiczne podejście rodem z M6 - mniej wyda na alkohol w barze.
- Mam, ale wpierdoliłem blister przeciwbólowych, więc nic po mnie nie widać - stwierdził lekceważąco między kolejnymi łykami piwa, co w sumie wyjaśniałoby coraz bardziej nietrzeźwy stan po tak małej ilości procentów - Cały czas boli jak cholera, ale teraz jestem, kurwa, nieśmiertelny.
I jak na nieśmiertelnego przystało, wywalił pustą puszkę gdzieś w stertę kartonów najpewniej z wczorajszej dostawy i poganiając wojskowego wszedł do pubu, tym razem już głównym wejściem. Po pokonaniu sporych okutych metalem drzwi powitało ich całkiem surowe wnętrze wyglądające jakby ktoś do starej fabryki wrzucił bar i porozstawiał pod ścianami kilka kanap poustawianych w stronę wiszących na murowanej ściance telewizorów. Gdzieniegdzie porozwieszane były symbole piłkarskiej drużyny. Lista zagrożeń ciągle rosła, teraz Rudy musiał uważać nie tylko na agresywne dzieciątko, jego niechlubne zmutowane tajemnice ale i na przypadkowy wpierdol od kibiców. Idealna noc.
Najwyraźniej dzisiaj obyło się bez jakiegokolwiek meczu bo lokal był prawie pusty i Lazarus jak pies spuszczony ze smyczy zdążył rozwalić się już na jednej z kanap jak psychol u terapeuty.
- Tu mógłbym umrzeć - rzucił zaczepnie do Rudego z wyraźną przyjemnością.
- Najpewniej cię to czeka jeżeli nie oddasz Jeffowi kasy - przypomniała mu barmanka, krytycznie oceniając stan zaległych na kanapie pijanych zwłok.
- Akurat nie mam drobnych. Jaka szkoda, że nie znalazłby się ktoś, kto zrobiłby to za mnie...
Kolejne rzucone wojskowemu wyczekujące spojrzenie. Przez chwilę mogłoby się wydawać, że Boris przyprowadził go tu specjalnie w tym celu. Kto wie, może Rudego czeka dwanaście prac do wykonania, po których łowcza wyrocznia wybaczy mu zbrodnie dokonaną na pewnej rodzinie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uniósł ręce w geście niewinności, kiedy Boris się nagle obrócił i zrobił krok w tył, kiedy mężczyzna prawie na niego wpadł. W reakcji na jego słowa, to jest to pierwsze zdanie bardziej, wzruszył jedynie barkami. Dopiero druga część jego wypowiedzi zwróciła bardziej uwagę wojskowego. Wbrew temu, co można myśleć o żołnierzach S.SPEC, serce Rudego nieprzyjemnie się zacisnęło, a gardło przez moment nie było w stanie przepuścić ani oddechu ani tym bardziej słów. Naprawdę czuł się podle z tym wszystkim. A nocny spacer miał przecież być taki przyjemny.
Rodzina to nie kwestia awansu – Odpowiedział krótko. W tamtym czasie pewnie by myślał inaczej, ale teraz naprawdę starał się być kimś lepszym. Nie mógł pozwolić, by cokolwiek poza rozsądkiem mu w tym przeszkodziło.
Ale… Gdyby opracowano coś, co byłoby zdolne wyeliminować to w tobie, skorzystałbyś? – Chciał poruszyć temat delikatnie i w miarę luźno. Pewnie, miał świadomość, że raczej specyfik eliminujący czerwinkę byłby używany do osłabienia łowców, by łatwiej było się ich pozbywać, ale z pewnością paru osobom mogłoby to naprawić życie. Urodzenie się łowcą wydawało mu się wyrokiem, skazaniem na pewien niezbyt wygodny czy przyjemny tryb życia, narzucało zbyt wiele cech charakteru, zachowań… To było nieodpowiedzialne. Błędy rodziców były stałym elementem wychowywania dzieci, ale łowcy w tej kwestii wydawali mu się skrajnie nieodpowiedzialni. Podobnie wymordowani.
A wracając na ziemię, oddaliwszy się od wszelkich rozważań, Rudy cały czas szedł w kierunku, w którym Boris go prowadził. Nie kojarzył tego miejsca, ale szczęśliwie od przejścia do M3 odwiedzał takich lokacji coraz mniej… albo po prostu odwiedzał lepsze. I w zasadzie docenił uśmiech na twarzy swojego domniemanego dzieciaka (serio, staruszku, nie powinieneś tak łatwo ufać innym). Azarov do najładniejszych nie należał, twarzy też nie miał najprzyjaźniejszej, ale uśmiechy były bezcenne. Zwłaszcza te wyrażające zadowolenie z prostych rzeczy.
O-och – Uniósł brwi, trochę nie wiedząc, jak powinien zareagować. – Skoro tak cię niepokoi moje podejście, to chyba sam powinieneś zadbać o to, żeby o dzieciach wiedzieć – A jak nie wiesz, co zrobić, odgryź się. Przecież każdy odpowiedzialny dorosły tak robi. Ale tak czy siak w środku poczuł, że i o te małe łowcze abominacje powinien zadbać. Z drugiej strony podejrzewał, że opowieści o nich mogą zostać użyte jako sposób, żeby naciągnąć go na pieniądze.
CO. – To nie było pytanie, to był cichy okrzyk niepokoju i niedowierzania. Podobno w dawnych czasach mawiało się, że Rosja to stan umysłu. To chyba szło razem z genami i skumulowało się w nieszczęsnym Borisie.
Nauczyli cię, że tak się nie robi? Od takiego połączenia to… – To się ojcu przerywa i prowadzi go do środka podejrzanej speluny. Noc zapowiadała się doskonale, wręcz wybornie, ale Rudy nie komentował. Podejrzewał, że prośba o grzeczne zachowanie jedynie podsyciłaby u Borisa chęć zrobienia czegoś skrajnie nieodpowiedzialnego. Milcząco szedł za nim i dowlókł się do kanapy, opierając się jedynie nieco o podłokietnik.
Zdecydowanie umrzesz po tej przepysznej mieszance. Wiesz, że od tego może ci brzuch wybuchnąć? – Spytał z pełną powagą, choć w tym wszystkim trochę kryła się kpina. Może takie groźby jakoś przemówią mu do—
No nie.
Zobaczymy – Skomentował tylko, patrząc na swoje niewinne, nieszczęsne dzieciątko. Może i byłby skłonny być jego jednorazowym (naprawdę!) sponsorem, gdyby tylko ten był milszy.
Chyba bywasz tu częściej, zamów. – Polecił mu, samemu niezbyt będąc chętnym do upijania się. Popije trochę, to pewne, ale bez przesady.
I zastanów się, czy jest jeszcze coś, co chcesz o mnie czy ode mnie wiedzieć. – Bo rozmowę jakoś trzeba zagrzać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pytanie zadane mu przez ojca boleśnie gryzło jego poczucie przynależności do innych łowców. Wzruszył ramionami. Uciekł wzrokiem, niby zupełnym przypadkiem nagle zainteresowany czymś innym. W końcu jednak westchnął zrezygnowany.
- Raisa nie dała rady wyprać mi mózgu na tyle żebym traktował to jako dar od losu. Pewnie, tysiące razy się szczyciłem przed innymi szczeniakami, że ja już łowcą jestem, a oni nie. Ale co mi z tego było? Zatrzasnęli mi tym furtkę do życia w mieście przed samym ryjem, więc chociaż przechwałkami sobie musiałem to wszystko rekompensować.
Boris zgrzytnął zębami ze złością na samo wspomnienie. W tamtych czasach jako jedyny nie potępiał dezerterów. Wręcz zazdrościł im, że mieli odwagę i możliwość zwiania z organizacji. Sprawy dorosłych i ich porachunki wtedy niewiele go obchodziły, patrzył na to przez pryzmat innych dzieciaków. One po ucieczce miały możliwość zamieszkania w mieście.
- Pewnie, że bym skorzystał. Macie już takie coś? - spytał podejrzliwie.
Na próbę dogryzienia mu na temat własnych młodych niemal natychmiast się rozpogodził, choć trudno było tak nazwać chęć natychmiastowego kontrataku. Widać lubił być zwycięzcą na polu walki, nawet słownej. Jego odzywki były mimo wszystko zbyt ostre jak na zwykłe dogryzanie sobie. Jakby próbował ugryźć tak mocno i w wiele miejsc by przekonać się kiedy najbardziej zaboli.
- Rodzice nie nauczyli mnie jak to jest dbać o dzieci - mrugając do niego prowokacyjnie, a jego kolejna reakcja tylko zachęciła go do dalszego działania - Nie nauczyli mnie też jak sobie poradzić z lekami, jak nakleić plasterek na łapkę. Raczej nie dali mi dobrego przykładu. Szkoda, nie?
Boris nie musiał się nawet zastanawiać nad wbijanymi w Rudego szpilami. Jadowite wyrzuty miał niemal na wyciągnięcie ręki w ilościach hurtowych. Można powiedzieć, że kolekcjonował je od dzieciństwa. Nie przypuszczał jednak, że będzie miał kiedykolwiek okazję żeby ich użyć.
- Tak, a jak połknę pestkę to urośnie mi drzewo w żołądku. Rozwali mi serce i tyle - odmruknął, bo przecież dzieci zawsze wiedzą lepiej i jakby na dobitkę postanowił się jeszcze doprawić alkoholem - Aikooooo, ogarniesz nam Opsim? Tylko nalej, ja po nie przyjdę. Nie będziesz się przecież męczyć.
Barmanka zrobiła minę jakby dosłownie przed nią wybuchł grzyb atomowy, najwyraźniej oczyma wyobraźni już widząc, jak może skończyć się pozwalanie tym zapijaczonym zwłokom na robienie czegokolwiek z jej drogocennymi kuflami, ale zabrała się za realizowanie zamówienia.
- Jak się ją podkurwi apokalipsą to daje fabryczne w puszce, nieochrzczone, ale Gruby ją za to goni. Ty dostaniesz w kuflu bo jesteś cienias i tak - szepnął konspiracyjnie, zdradzając wojskowemu najpilniej strzeżone tajemnice rebelianckich działań.
Wyszczerzył kiełki w uśmiechu jak mały szakal i wlepił swoje spojrzenie w ojca. To nie tak, że gapił się na niego non stop. Tym razem w spojrzeniu było coś dziwniejszego.
- Chcesz mnie przygarnąć, prawda? Praaawdaaaa?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Serce go bolało, kiedy docierało do niego, że może była jakaś szansa na danie temu dzieciakowi lepszego życia niż to, które miał w ściekach. To zdecydowanie nie był najlepszy dzień na picie alkoholu, bo tak się składało, że dzięki swojej obecnej żonie wyszedł z paskudnego zwyczaju zapijania swoich smutków. Ale raz i to w towarzystwie to nie alkoholizm.
 – Nie, Boris, nie mamy. Pracują nad tym cały czas. Poza walką z łowcami inne czynniki też są ciekawe. Priorytetowi są wymordowani. Jest ich zbyt wielu – Wyjaśnił. Dalej celowo używał określenia „łowcy” zamiast „wy”, nie chcąc stawiać między nimi ściany wspartej na idei „my/wy”.
 – Nie dali, ale nawet stary pies umie się nauczyć jakichś sztuczek – Odparł niby to spokojnie, ale w oczach było widać pewną zaczepność. Nawiązywał tu w sumie do obu z nich. Chciał pokazać, że może i tu i tu warto dać drugą szansę.
 – Pewnie, że tak jest. – W sumie to prawdą były pojedyncze przypadki, gdy ludzie wtykali sobie nasiona czy inne ziemniaki w dziwne miejsca w ciele, a potem to rosło, ale… To nie miejsce ani czas na gadanie o takich rzeczach. Kto wie, do czego jeszcze zdolny był rozumek Borisa, w dodatku wchodzący w stan bycia cokolwiek wczorajszym.
 Zerknął na barmankę akurat w chwili, kiedy zrobiła minę taką, jakby wspominała koniec świata. Chyba poczuła to, co Rudy czuł przez znaczną część tego wieczoru. Niemniej jednak żołnierz nie komentował tego i postanowił dać temu żyć własnym życiem. No, do czasu.
 –  Cienias, powiadasz – Błysnął zębami w uśmiechu świadczącym o tym, że zwęszył wyzwanie, a duma prawdziwego Słowianina nie pozwalała mu na przepuszczenie go. I… I Opsim? Może jeszcze Martwiec Pełne Jasne? Pffft.
 –  Skoro jeszcze łazisz, to po kimś musisz mieć mocną głowę, a po babie głupio odziedziczyć. – Oświadczył, prawdopodobnie przekreślając w pełni możliwość trzeźwego powrotu do domu. Irina go chyba pobije patelnią.
 Dopiero po paru chwilach mężczyzna wychwycił to dziwaczne spojrzenie. Poczuł się nim dotknięty, rozebrany, poirytowany i nie wiadomo jeszcze co, pewnie upity z tabletką gwałtu. Wymownie milczał, zachowując kontakt wzrokowy i zdegustowaną w minimalnym stopniu minę.
 Cóż.
 Przynajmniej nie spytał o to, jak go robili.
 Tkwił jeszcze moment w ciszy, bo i totalnie nie wiedział, jak z tego wybrnąć. Głupia sytuacja, ociekająca absurdem i niekoniecznie rozkoszną brednią. Trochę czuł się tak, jakby utknął w bagnie na własne życzenie.
 –  … To ci się należy, ale bez konsultacji z żoną nie mogę przygarniać dzieci. – Odezwał się w końcu. –  Ale możesz, ee… Wpaść kiedyś na obiad? – Nierozsądne. Jedyna rozsądna rzecz, jaką mogli teraz zrobić, to odmowa ze strony Borisa. Rudy za mało o nim wiedział, by wiedzieć, czy powinien go wpuszczać do siebie. Do Iriny. Do kotka. I do żółwia.
  Chyba w tym wszystkim żółwia było mu szkoda najbardziej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zgodnie z wcześniejszym zamówieniem na ich stoliku wylądowało piwo Opsim. Kufel dla Rudego jako przedstawiciela ludów cywilizowanych oraz puszka dla Lazarusa jako gatunku zagrożonego chmielową apokalipsą. Najpewniej dziewczynie przeszło przez myśl dodanie wspaniałomyślnie do tego zestawu słomki i śliniaczka.
Borisa jednak na tę chwilę alkohol zupełnie nie interesował. Mimo przedłużającej się ciszy wpatrywał się uporczywie w ojca. Zza ciemnych szkieł nie było tego widać, ale nawet nie mrugnął. Nie otrzymał rozentuzjazmowanego natychmiastowego potwierdzenia, więc doskonale wiedział co to znaczy. Kolejna osoba minęła jego boks w schronisku zapewniając go, że wróci. Za rok, na święta, na przyszłe nigdy. Westchnął, a gdy padła w końcu odpowiedź machnął lekceważąco ręką, podnosząc się w końcu do siadu i z cichym syknięciem metalowej puszki otwierając swoje piwo.
- Po co ci żona? - spytał beznamiętnie - Za nudno masz w życiu? Siedzisz za biurkiem i wypełniasz raporty?
Wbił wzrok w otwartą puszkę. Zaleganie na kanapie zmieniło się na rozwalenie się łokciami na połowie stolika i kręcenie w dłoni puszką jak kieliszkiem dobrego wina. Nie żeby znał się na drogich alkoholach, to wyszło przypadkiem.
- Wpaść na obiad... W sumie jeżeli nie rozstrzelacie tych mistycznych łowców jak podwędzą wam kilka konserw z magazynu to wyjdzie na to samo. Dzieciątko będzie najedzone, a tatuś się przy garach nie narobi.
Znajdowanie się po dwóch, przeciwległych stronach barykady nie bardzo ułatwiało jakiekolwiek głębsze porozumienie się w tej sytuacji. Gdzieś zawsze czaiło się jakieś podejrzenie, przynajmniej ze strony Borisa. Nie potrafił się ich pozbyć, nieważne jak się starał. Nawet teraz, jedyne pytania jakie przychodziły mu na myśl, a na które odpowiedzi koniecznie chciał poznać dotyczyły głównie miejskich zabezpieczeń. Może jednak nie będzie tak źle, może Rudy powie za dużo. Upił łyk piwa.
- Wymordowani łażą wam po mieście - rzucił niby pomocnie, niby przypadkiem, choć nie trudno było się domyślić, że zaraz pojawi się jakiś przytyk - Łowcy piją w barach. A co robi wojsko?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Żona jest mi po to, żeby miał mi kto pomóc – Irina przede wszystkim była dla niego ogromnym wsparciem w kwestii dorastania i ukończenia swojej zmiany na lepsze. Była mu potrzebna, kochał ją i czuł się za nią odpowiedzialny, co zresztą działało w obie strony. Ta dziewczyna była koniec końców największym cudem, jaki go spotkał w życiu.
 Mimo to znowu poczuł się tak, jakby wszedł na pole minowe. Z jednej strony nie chciał, żeby Boris w natłoku nowych informacji czuł się niekomfortowo, z drugiej rozpoczęcie znajomości z zaginionym synem od okłamywania go. W dodatku bywało, że takt nie był mocną stroną Rudego. Sięgnął po w międzyczasie przyniesiony kufel, jednak jeszcze nie upił ani łyka.
 – Efekt mógłby wyjść ten sam, gdyby nie dali się przyłapać. Miastu teraz raczej brakuje puszek niż samego jedzenia.  – Uśmiechnął się gorzko, mentalnie jednak gryząc się w język, by nie powiedzieć za dużo.
 – Kwestia jednak tego, że chciałbym widzieć, jak jesz legalny posiłek. I chciałbym mieć pretekst żeby spędzić z tobą trochę czasu.  – Jemu też było ciężko z ideą przynależności do S.SPEC i Łowców. Też czuł się niepewnie, ale starał się jakoś rozluźnić sytuację. Najlepszym wyjściem z niej sytuacji byłoby chyba omijanie tematu należenia do organizacji państwowej i rebeliantów. To był grunt równie cienki i niepewny co chodzenie po warstwie szkła nad przepaścią. Musieli go omijać, inaczej obaj zaliczą bolesny upadek.
 – Wojsko łata wyrwę w murze, by wymordowani nie mogli się przedostawać. Wojsko zaprasza swoje dziecko na piwo, żeby lepiej się z nim poznać.  – Naprawdę dużo bardziej wolał przestawić się na takie myślenie niż na postrzeganie Borisa jako swojego wroga. Ta druga wersja zwyczajnie go bolała. Pociągnął kilka łyków z kufla, spodziewając się najgorszego. Nieznacznie się skrzywił, odłożywszy naczynie na stolik.
 – Lubię cię – Mruknął cicho, trochę nie mając świadomości, że faktycznie to zrobił. Ale nawet nie spojrzał na Azarowa. Wciąż miał pewne nadzieje na to, że młodszy nie będzie zwyczajnie padalcem, że nie będzie rzucał kłód pod nogi.
 – … I chcę cię spotykać. Kiedy na mnie nie warczysz, jesteś całkiem przyjemny. Myślę, że Irina by cię polubiła.  – Zrobił przerwę, by zastanowić się, czy powinien zasypywać młodego informacjami o nowo odnalezionej rodzinie.
 – Jeśli chcesz to mogę ci coś powiedzieć o tej rodzinie… A ty w zamian powiesz mi coś o dzieciach. Co? – Znowu celowo unikał powiedzenia „mojej”, „twojej” i innych takich słów. Nie chciał, by Boris poczuł się wykluczony, bo i tak było za wcześnie, by powiedzieć mu zarówno, że nie należy do tej familii, jak i do tego, by go do niej zaprosić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez chwilę wpatrywał się w niego jakby zupełnie nie rozumiał co ten do niego mówi. Żona? Żeby pomóc? Co to za nonsens. Samice nie są od pomagania, a od przeszkadzania. Generują niebotyczne wręcz ilości kłopotów i problemów, które później trzeba za nie naprawiać. W dodatku połowa jest zwykle wyimaginowana lub wyolbrzymiona.
- W czym niby pomóc? - dopytał jak upierdliwe dziecko, ale najwyraźniej zadanie tego pytania na głos niemal natychmiast przywiodło do niego odpowiedź - Aaa, nie umiesz gotować. No tak. Też nie umiem.
Trudno było nie zauważyć, że Boris, mimo że pijany to nadal był wyczulony na łowcze sprawy, niczym czuje zwierzątko, które zwęszyło coś ciekawego. Wspomnienie o braku puszek co prawda jeszcze nie do końca zostało przez niego przetrawione, ale najwyraźniej było warte odnotowania. Z chęcią poroztrząsałby ten ten temat o wiele bardziej, starając się wykraść interesujące go informacje na przymilne uśmiechy i litość, ale kolejne słowa Rudego nie były tym, czego się spodziewał.
Zakrztusił się piwem i gwałtownie odstawił puszkę na stół, z trudem przełykając łyk lurowatego alkoholu. Spojrzał najpierw na wojskowego, a później rzucił kontrolne spojrzenia na boki, przekonany, że ten mówi to pod publikę i łowca zaraz ujrzy zgromadzoną dookoła nich widownię. W pubie panował jednak spokój. Z zasięgu wzroku zniknęła nawet dziewczyna, a w tle słychać było tylko jakąś badziewną muzykę, którą dodatkowo zabijała zła akustyka pomieszczenia.
Odchrząknął wyraźnie zażenowany.
- No i co ty za głupoty teraz gadasz? - wymruczał w odpowiedzi po niepokojąco długiej chwili milczenia, rzucając mu niemal błagalne spojrzenie znad puszki piwa - To...
Nie potrafił nawet sprecyzować. Nie umiał się odgryźć. Nie udało mu się nawet, jak to zwykle miał w zwyczaju, spacyfikować czyichś wszystkich pozytywnych uczuć jednym jadowitym kłapnięciem kłów.
Czemu Rudy nie mógł mu pod tym murem wpierdolić? Wytrzeć jego mordą napisów? Skopać go do nieprzytomności? Połamać mu rąk, żeber czy już nawet tych przeklętych kłów? Pewnie bolałoby mniej niż te z pozoru troskliwe słowa. Wtedy wiedziałby jak zareagować. Troska, nawet taka pozorna była czymś do czego absolutnie nie był przyzwyczajony.
- Tak, opowiedz - zgodził się posłusznie, choć bardziej uradowany ze zmiany tematu niż faktycznej chęci słuchania o osobach, dla których ojciec nigdy wcześniej nie zawracał sobie nim głowy.
Wlał w siebie kolejne kilka łyków piwa, przenosząc swój wzrok na leżącą na stole popielniczkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Prychnął cicho z rozbawieniem w reakcji na rozumowanie Borisa. Prawdy trochę w tym było, ale tylko i wyłącznie w punkcie mówiącym o tym, że Rudy nie potrafi gotować. Niemniej… Irina też nie potrafiła. Ale przecież ani do jednego ani do drugiego się nie przyzna, a gdzież. Tak czy inaczej cieszył się, że rozmowa idzie w kierunku cokolwiek przyjaznym i przyjemniejszym niż dotychczas. Czuł się też nieco spokojniejszy na myśl o tym, że nie spłodził byle furiata.
 Zrobił spłoszoną minę, kiedy tamten się zaczął się krztusić i odruchowo przybliżył się, chcąc klepnąć go w plecy, jednak jak widać kłopot został zażegnany równie szybko co powitany. Patrząc na niego czujnie znowu posadził tyłek na kanapie, mając przy tym minę taką, jakby spodziewał się, że Boris mu lada moment zemrze. Sam nie widział nic niewłaściwego w tym, że powiedział coś tak małego, choć fakt faktem, ruda buła nie potrafiła w wyznawanie uczuć. Ani przyjmowanie takich rzeczy. To było niezręczne i jakieś takie dziwne.
 – Hę? – To był chyba najniewinniejszy odgłos, jaki można było usłyszeć od wojskowego. Pełen niewiedzy i zdziwienia nieskażonymi żadną nieuprzejmością.
 – Pomyślałem, że to dobry początek – Wzruszył lekko ramionami, odnotowując jednak w głowie, że małe rzeczy i uprzejmości działają dość dobrze na jego syna. W zasadzie sam miał podobnie. Naprawdę nie umiał przyjmować niczego poza rozkazami.
 – Masz… Młodszego brata. Nazywa się Michaił. Sądząc po tym, jakie obaj robicie kwaśne miny, widać podobieństwo. Różni was może sześć lat. I też poszedł do wojska, choć szczerze bym wolał, by było inaczej. Dostał się do hycli. – Westchnął cicho, wyciągając z kieszeni metalową zapalniczkę i przesunął ją w stronę łowcy po stoliku. Obawiał się tylko nieco, że ten albo zaspokoi potrzebę rozmowy z bogiem przez biały telefon od mieszania alkoholi i  jeszcze fajek, albo, że znowu się zdenerwuje.
 – I… I to tyle, jeśli chodzi o biologiczną rodzinę. Moja żona jest naukowcem i żołnierzem. Ma na imię Irina. To dobra kobieta, bardzo dobra. Jest też chłopak, dla którego jestem trochę jak ojciec. Staram się naprowadzać go na dobre tory i decyzje. Poza tym mamy kota i żółwia. Lubisz zwierzęta? – Skończył pytaniem celowo, chcąc odbiec od tematu, który mógł wzbudzić u młodszego negatywne emocje.[/color]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach