Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 15 z 16 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16  Next

Go down

Pisanie 13.05.19 17:09  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
Nie do końca była wstanie zrozumieć swojego zachowania. Nigdy dokładnie nie potrafiła zrozumieć emocje, które w danym momencie tliły się w niej niczym mała iskra. I tylko ona potrafiła doprowadzić do niewyobrażalnych czynów — najczęściej do tych przerażających, nieludzkich. Z niektórymi emocjami potrafiła się już pogodzić. Złość, smutek, żal czy zemsta nie stanowiły dla niej większego wyzwania. Radość, tęsknotę i zakochanie lubiła zostawić gdzieś daleko, pomimo tego, że potrafiła się cieszyć małymi rzeczami. Nie chciała jednak, by te słabości dosięgnęły kobietę. Brzydziła się ich na tyle, że była wstanie odciąć się od nich całkowicie. Natomiast nigdy nie potrafiła zrozumieć palącego uczucia w piersi, które za każdym razem towarzyszyło jej, kiedy coś nie szło po jej myśli. To było coś więcej niż żal czy tęsknota. Nie była to także złość. Poczucie wstydu najlepiej to odwzorowywało, chociaż coś takiego jak wstyd nigdy nie występował w jej słowniku. Przynajmniej ona tak uważała. Więc co to było za uczucie, które czuła właśnie w tym samym momencie, kiedy kobieta wymsknęła się spod zimnego uścisku jej palców, by tylko ją poinformować o tym, że wszystko już zakończone?
Uśmiechnęła się do siebie, pozwalając sobie wstać z ziemi. Karciła siebie w myślach za to, że dała się ponieść tej chwili słabości. Że pozwoliła Necrose widzieć siebie w takim stanie. W stanie złości, która nie powinna mieć miejsca. Wiedziała jednak, czemu tak naprawdę to w nią tak mocno uderzyło. Doskonale wiedziała, co czuła, zdobywając te znamię, które do końca życia będzie z nią żyło. Na samą myśl, prychnęła cicho do siebie, poprawiając włosy, które dotknęła rozmówczyni. Spojrzała się na bestię, która posłusznie podeszła do swojej właścicielki, by spocząć swoje spojrzenie właśnie na niej. Nadal jednak miała sobie za złe to, że pozwoliła sobie od niej odejść. Obie na to pozwoliły. Dlatego był jeden sposób, by dowieść, że między nimi było po staremu, a przynajmniej udowodnić sobie, że wciąż mogą na sobie polegać.  
Jego głowa Ci wystarczy? — dopytała, w kwestii tego, co miała zrobić. Wiedziała, że niema odpowiedź będzie jedną z lepszych, dlatego nie usłyszawszy nic, wiedziała, co powinna zrobić, aby było dobrze.
Obie odeszły w ciszy, zostawiając jednak po sobie pewne słowa, które będą trzymać w poczuci kobietę, że za te trzy dni rzeczywiście spotkają się w Melancholii.
Zrobię to dla Ciebie.

zt x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.19 1:40  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
______Kokietujący chaos nagrodzony spojrzeniem jadowitego losu oferował schronienie dla najgorszych wygnańców tego świata. Ich król wędrował ciemną doliną i nie lękał się zła. Otwierając szeroko ramiona, witał je szczodrze i nie obawiał się ran. Maska bestii osunęła się z przystojnej twarzy, kłapiąc zębami w gniewie. Te dziwne twory podążały za nim w cieniu księżyca, a rozchichotana hiena w jego głowie pragnęła krwi. Pragnęła pożądać znowu. Zamknięte odrzwia klatki klekotały złowieszczo, ostrzegając mieszkańców, iż niedługo zawiasy mogą nie wytrzymać. Zboczyli ze ścieżki, którą im naznaczono. Wielbili nawzajem w swych ramionach doskonałe dziecko; igła w oku huraganu. Ciężkie kroki stawiane po sobie rzeźbiły nieprzyjazny teren swoim jestestwem. Bukiety chciwości wykręcały się nad powierzchnią skał, próbując sięgnąć niebios. Upić łyk słonecznego blasku. Blade palce dłoni zacisnęły się na gałęzi, która rozsypała się w pył. Smród malkontentów poniósł się echem, ale nikt go nie słyszał. Niemy wrzask ofiary zjadanej przez padlinożercę, puste wejrzenie w niebyt.
______Przestań pieprzyć. Alter wywinął młynka oczami, leżąc na posłaniu niczym paniczyk.
______Zamknij się.
______Chciałbyś.
______Potężna figura zatrzymała się niczym góra rzucając cień przed sobą. Późna pora. Zapadał zmierzch. Cisza była błogosławieństwem o jakie nie prosił. Nigdy nie prosił. Chybotliwe ściany rozkoszy runęły w pył, gdy trzask pękającego drewna uderzył w osobliwość. Lśniące szmaragdy niczym dwa ogniska utkwiły swe wejrzenie w niewinnym baranku, który nieświadomy maszkary zaspokajał swe pragnienie. Z wulgarną uciechą palce zaskrzypiały, gdy powolny ruch mechanizmu popędził mięśnie. Nie powstrzymujcie się, bądźcie swobodne. Dzisiejsza wieczerza miała byś postem, a została przemianowana na pogańską. Kły z przeszłością mrocznej należności rozbłysły w ciemności klatki, a Alter drgnął, czując na wyimaginowanym karku oddech cerbera. Płomienne kosmyki zawirowały, kiedy kolejny odgłos trafił do uszu skrzydlatego grzesznika.
______Trzeba Ci założyć kaganiec.
______Brak odpowiedzi był najgorsza odpowiedzią. Cisza. Potrzebował ciszy. Głód musiał być zaspokojony przed świtem; wyrok z odroczeniem. Podłe czyny zostały uwolnione w tej naturalnej katedrze upadku. Plus. Radość. I kolejny krok. Nie zniesie kolejnego odgłosu życia. Kontrola chybotała się od kilku dni, a dzisiaj nadchodził kres. Drwił z niebezpieczeństwa, potrzebował jedynie posiłku. Rozpostarł swe pazury, chwytając za kark dziecinę, niczym kocia matka swoje dziecko. We wrzawie przerażenia poczuł jarzmo wygnania. Kolejny raz upadasz na dno dna. Przerażona owieczka pod postacią chłopca, który nie dotrwał dorosłości wybeczała prośby o ratunek. Farsa. Obezwładnić i przyswoić jego światło... głos utknął w gardle. Banita trzymał ofiarę w twardym chwycie, a ona wiła się jak na kazaniu. Pasożyt.
______Samael... Bestia warknęła w tle, a Egzorcysta przewrócił się na bok w niespokojnym śnie.
______Cisza.
______Opanuj się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.09.19 1:02  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
Desperacja.
Bez znaczenia ile razy tu bywał, za każdym razem odczuwał ten sam niepokój. Czuł się tutaj nieswojo, miał wrażenie, że każde spojrzenie podąża za każdym krokiem, który stawiał. I być może była w tym odrobina prawdy. Hersha bowiem wyróżniał się na tle brudu i syfu, jaki tutaj panował. Nawet jakby chciał skryć swą anielsko porcelanową urodę pod grubą warstwą błota oraz kurzu, to wciąż nie przypominałby żadnego desperackiego obdartusa. Zaniechał więc jakiekolwiek próby przykrywki, które ostatecznie i tak nie zdałyby testu.
Zamierzał osobiście zebrać więcej informacji na temat tego samozwańczego Apokalipsy, choć z ostatnich doniesień wynikało, że nie działał w pojedynkę. Było ich czterech? Nie, pięciu. Apokalipsa oraz jego czterech wiernych jeźdźców. Brzmiało to absurdalnie i idiotycznie, ale jednocześnie Hersha miał wrażenie, że właśnie w tym całym absurdzie znajdowało się sporo prawdy. Nie zamierzał jednak gonić za historyjkami i mitami, a wolał porozmawiać z konkretną osobą, która na pewno posiadała wiedzę na temat biblijnych przepowiedni dotyczących końca świata. A kto inny, jak nie o n nadawał się najlepiej do tego?
Problemem pozostawało jedynie odnalezienie go. Prawda była taka, że choć Hersha doskonale wiedział gdzie szukać, to nie oznaczało, że go odnajdzie. Jeżeli Samael nie chciał zostać znaleziony, to za cholerę nikt go nie znajdzie. Następnym razem zamontuje nadajnik w jego szlachetnych psiamać pośladkach. Skrzywił się nieznacznie, pokonując kolejne odległości, od czasu do czasu przesuwając jasnym spojrzeniem po okolicy, lecz żadna z wykrzywionych gęb wymordowanych nie przypominała tej jednej, konkretnej mordy.
A wtedy poczuł nieprzyjemne uczucie, które go oblazło, oraz dreszcz przypominający małe łapy szczurów przebiegających wzdłuż jego kręgosłupa.
Znalazł go.
Tylko on wytwarzał tak specyficzną aurę. Tylko on sprawiał, że całe otoczenie dookoła zamierało, wstrzymywało oddech, czekając na jego ruch. I choć naturalnie instynkt podpowiadał jedyną słuszną decyzją - ucieczkę, to Hersha przez te wszystkie wieki zdołał nauczyć się żyć w ów przygniatającej aurze. Usta anioła drgnęły, kąciki ust nieśmiało uniosły się ku górze, przekształcając się w lekkim uśmiech wypełniony satysfakcją. Bez jakiegokolwiek słowa odwrócił się, zaciskając mocniej na materiale rękawa i ruszył w stronę ciemnej alejki, z której wylewała się groza.
Zatrzymał się w odległości marnych i niecałych trzech metrów, przyglądając się całemu zajściu. Odetchnął przez nos, niemalże bezszelestnie sięgając po włócznię, którą oparł o ziemię, tuż obok swojej nogi.
Jak zwykle w formie, co?
- Zostaw to dziecko. - odezwał się cicho, choć był pewien, że Upadły na pewno go dosłyszał.
- Może zajmiesz się kimś swoich gabarytów, co? - niespiesznie zrobił krok w jego stronę, ramiona lekko opadły, jakby w zrezygnowaniu.
- Wiesz, że nie mogę na to pozwolić. Nawet tobie. - zamilkł na krótką, ulotną chwilę, po czym dodał znacznie ciszej.
- ... Zwłaszcza tobie.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.09.19 1:57  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
______Wśród wiru i codziennego zgromadzenia towarzystwa na dworze upadłych, baranek lśnił. W szmaragdach był niczym raj utracony, obietnica posiłku i szczęścia tak pierwotnego jak kwitnąca jabłoń w kwietniu. Sztylet wyobraźni lśnił przy jego gardle, wzywając przodków z Egiptu. Dzisiaj poleje się krew, dzisiaj niewinność uchroni bezbronnych. Obdarty z wiary w sierpniowym upale rozgrzał swą krew w żyłach do czerwoności. Wcielenie ciemności; początek i koniec. Pojedynczy słowik śpiewał o tragedii, a szepty składały się w bluźnierstwa. Ten brutalny samotnik spuścił toksyczne zasłony na gorzką prawdę. Byli sami. Porzuceni. Niechciani. Musiał jeść. Coś gęstszego niż rozpacz uniosła się w powietrzu wieczora, a obietnica kolacji zamarła, przerażona nadejściem kostuchy. Ofiara wiła się niczym wąż w uścisku szponów drapieżnego ptaka. Pragnęła zachłysnąć się raz jeszcze morowym powietrzem, tak znienawidzonym – a jednak tak upragnionym. Toksyczna zieleń prowadziła do obłędu, a złote plastry miodu koiły spazmy. Obłęd zaćmił wszystko.
______Oho, kawaleria nadchodzi. Bezczelny chichot altera rozbrzmiał na wygodnym posłaniu, a on sam podniósł się do siadu.
______Warknięcie wydobyło się z gardzieli niczym przeciągnięcie szkła po żwirze. Raz po raz przybywał prorok i językiem dawał zagadki. Ze wszystkich ptaszyn przybył srebrny paw północy. Wieczna rywalizacja. Samozwańcza, chodząca śmierć i safanduła narodzona w kolebce życia. Od tego czasu rzeki zdążyły spłynąć czerwienią. Ponownie ingerował w macki szaleństwa. Uścisk wzmocnił się na karku ofiary, która sina od much ociężała na kończynie upadłego. Długie sekundy z pogardą ignorowały przybysza. Egzorcysta drgnął przez sen, wiedziony przeczuciem. Smukłe palce Altera przeczesały jego włosy. Nie wyrywaj wojny ze snu.
______W końcu okryty czernią materiału pysk zwrócił się ku płatkowi śniegu. Budził mdłości swoim zapachem. Błysk włóczni złączył się z błyskiem oczu, tak straszliwie wypranych z emocji. Znamię przygasło. Baranek wiszący u dłoni zawisł niżej, ale bestia trzymała go dalej. Klatka zatrzęsła się w posadach, a monstrum puściło ślinę z pyska.
______C i s z a.
______— Przez Ciebie stracę obiad. — wychrypiał wreszcie całun, wypluwając z siebie zarazy. Eony przegrywanych gier i zwycięskich bitew. Hersha próbował odpychać ciemność. Wielkie czysty wytwornych spotkań. Archanioł w niewoli w diademie. Wbrew roszczeniu Śmierci ciągle trzymał go w uścisku.
______Och, przestań się już boczyć.
______Nie pytałem Cię o zdanie.
______Zjesz go później. Zresztą... spójrz na niego. Jest taki łykowaty. Cholera wie ile ma w sobie pasożytów.
______Pastwisko Pana otworzyło swe łąki dla zgubnego zwierzaczka, który z kaszlem upadł na podłoże. Mury z kamienia uwięziły bestię, która straciła ochotę na polowanie. Kamienna twarz zwrócił się w pełni ku skrzydlatemu, który przeciwstawił się (nie)prawu natury. Dlaczego pozwolił mu się znaleźć? Znów zatańczą wśród ruin jak Adam i Zło. Nie przyszedł tu by dołączyć na podwieczorek.
— Czego chcesz? — Dzisiaj był on. Rudowłosy skurwiel, którego niebo nie potrafiło poskromić. Zadziwiająco trzeźwy, przeklinający tę chwilę. Umęczony szaleństwem niczym mroczną pieśnią żałobną. Potrzebował szlaku, punktu, by się odnaleźć. Dlaczego pierzasty ingerował, skoro nie był na świętej ziemi? Dłonie drgnęły, a prawa z nich uniosła się i zaczepiła kciukiem o materiał, zsuwając go z płomieni, które rozleciały się po barkach banity. To zaledwie wstęp do wojny. Przeżarty bliznami kundel oczekujący na uderzenie.
______Ależ Ty niemiły. Paskudny śmiech zadrwił w odmętach.
______Wyrwę Ci dzisiaj język.
______Grozisz czy obiecujesz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.09.19 1:08  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
Czekał cierpliwie, aż Upadły łaskawie zwróci na niego swą uwagę. Nie pospieszał go doskonale wiedząc, że w jego przypadku trzeba było uzbroić się w spore pokłady cierpliwości. Czasami miał wrażenie, że dookoła Samaela czas się zatrzymał, choć świat mknął dalej swoim torem.
Ramiona lekko opadły, mięśnie się rozluźniły, już wiedział że broń nie będzie potrzebna. Chwilę potem ciało drobnego chłopca upadło z głuchym hukiem na ziemię wzniecając tumany kurzu. Dziecko przez moment dusiło się gardłowym kaszlem, trzymając mocno za gardło, łapczywie łapiąc powietrze i oddech. Hersha przyglądał mu się przez chwilę, i gdy już chciał ruszyć w jego stronę by zapytać czy wszystko w porządku, dzieciak jak poparzony zerwał się z miejsca i ruszył biegiem przed siebie, znikając zza rogiem rozpadającego się budynku.
W alejce pozostała już tylko ich dwójka.
- Całe szczęście nie uszkodziłeś go zbyt mocno. - odezwał się po przytłaczającej już ciszy, odwracając głowę, by spojrzeć na Upadłego. Opuścił gardę, broń oparł niemalże niedbale o swój bark, obdarzając tym samym stojącego skrzydlatego delikatnym uśmiechem.
- No i jak będę żył teraz z tak wielkimi i gryzącymi wyrzutami sumienia? - zapytał nieco ironicznie, unosząc przy tym jedną brew.
- Jak będziesz grzeczny to w ramach przeprosin coś ci ugotuję. - chociaż nie sądził, by Samaelowi w jakikolwiek sposób przypadłaby kucha Hershy, która w głównej mierze składała się z roślin, przypraw i innych ziół. Mimo wszystko patrząc na prawie dwumetrowego, dobrze zbudowanego faceta nachodził tylko jeden posiłek, który mógłby go w pełni nie tylko zadowolić, ale przede wszystkim nakarmić i wypełnić uczucie pustego brzucha.
- Przyszedł na randkę, którą obiecałeś mi dwa tysiące lat temu. Czyżbyś już nie pamiętał? - w jego głosie rozbrzmiała nuta udawanego zaskoczenia oraz przejęcia, jednak żartobliwy nastrój nie utrzymał się zbyt długo. Marmurowe oblicze dowódcy zastępu momentalnie przybrało poważniejszy wyraz, a atmosfera między nimi sprawiała wrażenie gęstszej, choć wciąż nie była przytłaczająca.
Ciało Hershy poruszyło się, zrobił parę kroków do przodu, zatrzymując się stosunkowo blisko Upadłego, z pewnością bezczelnie przekraczając jego bezpieczną strefę, choć wciąż nie wywiązał się między nimi jakikolwiek kontakt fizyczny. Dystans towarzyszył Hershy od zawsze, odkąd tylko pamiętał.
I tak też pozostanie.
- Słyszałeś coś o bestii, która ostatnimi czasy robi zamieszanie nie tylko na Desperacji, ale również zarówno w Edenie jak i w mieście? Nazywa siebie samego Apokalipsą, a towarzyszy mu czterech jeźdźców. Brzmi dość znajomo, prawda? - zadarł nieco głowę ku górze, by spojrzeć na wciąż anielsko piękną, choć zdawać się mogło że zniszczoną przez czas w niebycie, twarz Upadłego.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś mieć informacje z pierwszej ręki.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.09.19 1:20  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
______Przeokrutna chęć wypatroszenia rajskiego głupca rozpaliła się w pustej klatce, ogrzewając lodowatą stal krat. Nie nasycił apetytu zwykłym okrucieństwem. Pełzające pod skórą robaki rozkładu potrzebowały energii, żeby zeżreć żywą tkankę trybików napędzających potwora. Trzewia współzależne od nich jak pluskwy w grobie wzburzyły kwas w otchłani. Zamknięte w walcu niekończących się szaleńczych kroków miały jeden cel – jeść. Hiena nie widziała padliny od tygodnia, smród życia nie wypełniał proroctwa. Niech wszyscy przeklęci trafią do piekła; garkuchnia dla ubogich w lazarecie. Siedem wrót. Obiad. Tak proste potrzeby wielkiego upadku. Nienawistna pięść zacisnęła się z piskiem, trąc o siebie w cichym wyczekiwaniu. Żałował, że nie urwał mu krtani, mógłby zjeść przystawkę. Później znalazłby świnię na ognisko i koronowałby go w zbiorowej biesiadzie.
______Szmaragdy otchłani spoglądały w grobowym milczeniu na białą kostuchę. Znękany artysta własnego jestestwa. Szukał znaczenia tego, co gorzkie Przyglądał się szaleństwu, tak jak ono przyglądało się szarym płytom cmentarnym. Umarli spali pod ziemią, żniwo żyjących usychało na powierzchni. Czemu na to pozwalasz, ptaszyno?
Wiesz jacy są. Służbiści. Alter owinął kosmyk długich włosów Egzorcysty, całując go przelotnie. Bestia schowana w cieniu warknęła w odruchu mdłości.
Dłonie podparł o biodra, spoglądając na zbliżający się całun. Połowa myśli dryfowała za słodkim zapachem mięsa w przepastnej otchłani rozpaczy. Druga ubrała maskę nasyconą czerwienią. Anioł. Też nim był. Jest. Będzie. Umarł?
— Sam Cię zjem. Jeśli zechcę.
Przestań! Nie jedz byle czego.
______Krótki grymas uśmiechu przeciął gargulcowy ryj. Autor grzechu, który zmusił skrzydła do zwinięcia. Zmierzch poddawał się nocy; blask księżyca ponownie ogłaszał obecność pustego tronu. Arka tragików.
— Stęskniłeś się? — Kwas wypluty przez węża świętego sadu zadrwił w oddanego. Toksyczna zieleń wkradała się w lodowatą przestrzeń śmierci. — Czyżbyś znów chciał kogoś dotknąć? — Bezczelność wspomnień odtworzyła się w potarganym umyśle upadłego. Brutalny cios według manii oznaczał więcej, niż pocałunek składany na martwej dziwce. Północny strażnik zachowywał dystans do momentu... do momentu, aż obłąkanie przelewało kielich wina.
______Wycenił odległość, która dzieliła dwa eony. Wznieśli szatańskie rogi i boską aureolę to czynów wyższych. Pustoszyli całe miasta masakrując wnętrze. Ocalili złoto idąc prosto do Boga. W domu mrocznej madonny odnaleźli ukojenie. Rozrzucili gwiazdy, szukając szlaku podróży do domu. Nie mieli domu. Powsinogi, samotni i opuszczeni, wzgardzili dobrocią i ciepłem. Księżyc westchnął za welonem wdowieństwa. Ostrza apokalipsy tną w strzępy skrzydła, gdy łamie się grom. Rozpościerają się wokół świata strąconego w cień.
— Znam wiele bestii. Znam też ich ojca. Mało to fałszywych proroków? — ropny charkot zaraził powietrze, a ostatnie żywe dusze zamarły w trwodze. — Żyjesz na tyle długo, żeby znać tę historię. Nie na darmo Jan tyle siedział nad spisaniem jej. — Zwalista sylwetka okryła się cieniem, kiedy upadły pochylił się w kierunku ptaszyny. — I ujrzałem na prawej ręce Zasiadającego na tronie  księgę zapisaną wewnątrz i na odwrocie zapieczętowaną na siedem pieczęci. I ujrzałem potężnego anioła, obwieszczającego głosem donośnym: Kto godzien jest otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie? A nie mógł nikt - na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią - otworzyć księgi ani na nią patrzeć.  — Urwał recytowane słowa, które spisywane najstarszym atramentem skruszyły się w uszach niegodnych. Kpina wymieszana ze znudzeniem. — Staruszek miał obsesję na punkcie S I Ó D E M E K.
Histeryczny śmiech poniósł się echem, kiedy Alter tarzając się spadł z łóżka, budząc Egzorcystę. Bestia skuliła ogon, czując powrót Lwa. Piękna twarz uniosła się badając spojrzeniem Martwą Ciszę.
Amen.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.09.19 21:20  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
Wzruszył lekko ramionami na pytanie odnośnie tęsknoty. Tęsknota nie była przyjaciółką Hershy. anioł był pozbawiony tego typu uczuć. Być może winna była temu długowieczność jasnowłosego. Nieśmiertelność i egzystencja równie długa, co istniał świat. Przyglądał się mu przez ten cały czas, nie angażował ani też nie wdawał w bliższe relacje z innymi. Nawet wtedy, kiedy otrzymał te kruche, ludzkie ciało, tę powłokę, którą z łatwością można skruszyć. Nawet wtedy z nikim się nie wiązał, nie przekroczył bariery anielskiego służbisty.
Dlatego też nie potrafił tęsknić.
Nie skomentował jego zaczepki w sprawie dotyku. to nie było miejsce, ani przede wszystkim czas na dłuższe przepychanki słowne. Sam doskonale zdawał sobie sprawę z "problemu" dowódcy zastępu i jego strachu przed dotykaniem innych, ale z drugiej strony, to właśnie Sam był chyba jedyną znaną Hershy osobą, przy której anioł mógł opuścić gardę i nie martwić się, że przypadkiem go dotknie nawet jak specyfiki hamujące jego przeklętą moc zaczną działać.
Chory skurwol.
Westchnął z nutą rozczarowania, zadzierając lekko głowę, by móc pewnie spojrzeć w oczy pochylającego się nad nim mężczyzną. Przytłaczał go nie tylko fizycznością, ale i całą osobowością. A mimo to, Hersha nawet nie drgnął.
- Sporo. Na przestrzeni dziejów świata przewinęła  się ich całkiem konkretna suma, a mimo to... - przechylił głowę ledwo zauważalnie w bok.
- A mimo to coś w tej historii się nie zgadza. Z jednej strony wydaje się konkretną osobą. Zresztą, nie tylko on, ale i jego poplecznicy, którzy samozwańczy jeźdźcy Apokalipsy. Z drugiej strony... coś się nie zgadza, coś się nie klei. Rozsypuje się, im bardziej próbuję złożyć to w jedną całość. Puzzle nie pasują do siebie. Rozumiesz? - ściągnął delikatnie jasne brwi doskonale wiedząc, że nie potrzebuje potwierdzenia jego ostatniego pytania.
Ze wszystkich osób to właśnie Sam rozumiał najwięcej.
Hersha ponownie otwierał usta, aby coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie zza jego plecami rozległ się cichy śmiech. Gdy odwrócił się, jego oczom ukazała się szczupła sylwetka o pociągłej twarzy, wyłupiastych oczach, które  poruszały się każde w inną stronę i długi język, sięgający niemal pasa.
- Shishishsihi.... podoba mi sssssię twój płassssscz. - wysyczał mężczyzna, najprawdopodobniej wymordowany, który miał szczęście zmutować z kameleonem.
- Rozbieraj sssssię. - dodał, wlepiając parę oczu w sylwetkę Hershy.
- Proszę cię, opuść to miejsce. - i choć głos anioła był spokojny i stonowany, to dało się wyczuć nutę zmęczenia.
- Bo w starciu z bestią nawet ja cię nie zdołam uchronić. - dodał ciszej, ale nieznajomy najwidoczniej nie zamierzał odpuścić i w żaden sposób nie potraktował poważnie ostrzeżenia. Zza jego ramienia na scenę wkroczyła kolejna osoba, tym razem zmutowana chyba z wieprzem albo hipopotamem. Ulana tusza zatrzęsła się, kiedy podszedł bliżej, mierząc prawie dwa metry z wagą z pewnością przekraczającą już dawno sto pięćdziesiąt kilogramów. Z kolei trzeci aktor powoli spuszczał się po nici wzdłuż ściany jednego z budynków.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.09.19 1:56  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
______Z rzeźbionych warg serafa, które ktoś kiedyś rozdarł okrutnie wypadały kolejne słowa. Układały się w puzzle nie mające żadnego sensu dla postronnej duszy. Łabędź urzekał pieśnią dla szaleńca, który tłoczył się na brzegu jaźni. Każda nuta to ponury omen. Ornamenty iglic kościołów błyszczały w ogniu, zżerającym resztki wiary. Gdzie Michał, gdy był potrzebny? Słodka, zapadająca w pamięć muzyka krzyku i rozpaczy opatuliła powiew wiatru. Komórki wyłapywały słabe aromaty krwi oraz strachu. Płonący śmieć zaciągnął zakazanego źródła, a źrenice zwęziły się drastycznie. I pijany wersem pierwszych słów pragnienia wślizgnął się w utarte ścieżki gołębi. Zazdrośni Bogowie. Połyskliwy bicz upadłych dusz wzlatywał w przestrzeń, smagając grzbiety świętych i ukochanych ludzi. Ciężar uniwersum opadł na klatki, zabierając tchnienie życia. Horror w ilościach nazbyt wielkich. Chleb nie tak powszedni. Toksyczne wejrzenie burzyciela pożerało w całości skrzydełka w sosie własnym. Marmurowy pysk nie drgnął, słysząc wybitny żart. Sfinksie, czemu Cię wygnano do Krain Poza Czasem? Nowa zagadka! Próżne fantazje... partytura czerwonego brzasku zgasła, przynosząc etiudy ciemności. Dzisiaj nie będzie Oriona na niebie.
______Materiał narzuty załopotał, gdy potężna sylwetka gargulca (a może anioła) odsunęła się o krok od pawia, ukazując idealny profil, zadarty w grymasie wulgaryzmu ku ojcu.
— Hersha. Skarbie. Niemądra gąsko. — łagodny głos światła, tego pierwszego świtu, który nastał gotowy świat. Wypatrując ścieżki do domu szeptał do Śmierci. — Jak ma się spełnić obietnica końca skoro nie ma siódmego anioła? — W potulność baranka wkradła się kpina. Środkowy palec wytknięty zastępom. — Dlaczego tron jest pusty tyle lat, skoro Apokalipsa jeszcze nie nadeszła? A może tatuś rzucił cały ten bajzel, bo jego plan nie poszedł po jego myśli? Może zdrada własnego dziecka zamknęła księgę na zawsze? Może koniec przyszedł niespodziewanie? — Szmaragdy zsunęły się z Królestwa, patrząc ponownie w oblicze cmentarzyska. Bez strachu sączył jad, wyginając usta w uśmiechu, który widział wzloty i upadki. Sam był upadkiem. — Czego szukają fałszywi prorocy? Siły. Potęgi. A zdobywają ją pod maską zbudowaną z obłudy i kłamstw. — Tu zamilkł na chwilę, wwiercając spojrzenie w bezdenne zwierciadła albatrosa. Rozłożył ręce. — Wiesz, że na tym... akurat się znam.
______Tarcza księżyca zamarła w cieniu sześciu, gdy kolejna dusza przybyła w objęcia całunu. Ściskali ten tandetny krucyfiks, wzywając Jego. Cisza. Znaki korupcji z wnętrza kościoła. Cuchnąca, wilgotna oaza rozpusty. Głupiec nie wróci. Samotny niczym zimny kamień ołtarza tkwił tam, gdzie go chcieli – nigdzie. Bestia kłapała zębami, łapiąc nietoperze umysłu. Apokalipsa. Kiedy ostatni z pierwszych okazał się pierwszym z ostatnich. Pociągnął za sobą bajeczne królestwo. Był kresem. Był kluczem. Był synem. Był skurwysynem.
______Był bestią.
______Był aniołem.
______Weź go pierdolnij.
______Spokój przerwały zmęczone ludzkim światem potworki. Rudowłosy szmatławiec przeciął spojrzeniem trójcę przenajbrzydszą. Mlaśnięcie języka poniosło tubalnie morowe powietrze.
— Przyprowadziłeś trzydaniowy obiad? Nigdy mnie nie zawodzisz. — Sztuki kości zbliżały się do Śmierci i Śmierci. Zatracone dusze żebrzące o wskrzeszanie. Epitafia mówiły o ponownym powstaniu do zwycięstwa. Nie w tym życiu. Masywny potwór nie ruszył się, skrywając za kurtyną skrzydlatego pozory. Klatka zatrzęsła się w posadach, czując smród gówna i tłuszczu. Ohyda. Zluzuj cygle! Emanując zgubą zacisnę szczęki. Egzorcysta westchnął przeciągle, czując ciszę. Martwa niczym zaschła krew w tętnicach truchła dziecka, które zeżarł w miesiącu plonów. Komunia z ciała Jezusa.
Aż mi niedobrze.
Wzruszenie ramion Altera. Tak już miało być. Hersha, Hersha, Hersha. Skąd wiesz, że on się wstawi? Czy odblokujesz moce czy też uwierzysz swojej włóczni jak jeden z żołnierzy? Trucizna milczała. Patrzyła na zbliżający się posiłek niczym lew na antylopę. Kto straci głowę?
Powiedz Bestii, żeby nie srał na mój trawnik!

Boże mój...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.19 1:01  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
- Wiem. - odpowiedział mu nagle, wzdychając cicho. Hersha znał go praktycznie od samego początku ich istnienia. W późniejszym czasie ich relacja przeżywała prawdziwy chaos, lecz mimo wszystko, nadal się znali, widywali od czasu do czasu, wymieniali słowami. I choć Hersha z pewnością znał Samaela lepiej od wielu innych swych braci czy też istot myślących na tym świecie, to nadal był to jedynie delikatny zalążek góry lodowej, która dumnie wystawała ponad ciemną taflę oceanu. Ale dowódca zastępu wiedział, że nawet jakby mógł, nie chciałby przekroczyć pewnej linii, granicy. Gdyby to uczynił, wpadłby w najczarniejsze i najgłębsze odmęty nicości, szarpany przez pazury samej bestii.
Nie mógł sobie na to pozwolić, nawet jeżeli odnalazłby w sobie cień odwagi na tak głupi krok.
Jasnowłosy zwiększył między nimi dystans o odległość zaledwie kroku, acz i ta przestrzeń dała jasnowłosemu więcej tlenu i oddechu.
- Dowiedziałem się tego, czego chciałem. A przynajmniej można tak powiedzieć. - i gdyby nie niespodziewani goście, Hersha najpewniej opuściłby swoje chwilowe towarzystwo, zapewne wracając do Edenu, aby tam spróbować dowiedzieć się więcej o rzekomym osobniku zwanym Apokalipsą.
Ale jak zwykle wszystko musiało szlag trafić.
Wszystko musiało pójść nie tak.
Hersha nie musiał posiadać daru jasnowidzenia, aby z góry założyć wynik, i jak to wszystko się skończy. Jako anioł nie chciał, nie mógł dopuścić do rozlania krwi tuż przed jego nosem. Ale znał też Samaela, wiedział, że nie będzie w stanie go powstrzymać, zwłaszcza po tym, jak udało mu się uratować dzieciaka. Co innego mu pozostało?
Wsunął palce do kieszeni kimona i wyciągnął zapakowane w materiał dwa liście. Wyciągnął jeden, a następnie położył go sobie na język, przegryzając i połykając. Nie minęła jedna sekunda, a dookoła anioła roztoczył się zapach śmierci i rozkładu. Ziemia pod jego nogami zaczęła przybierać ciemny kolor, wiatr dookoła jakby strwożony umilkł.
Jasnowłosy wyciągnął dłoń przed siebie i w tej samej sekundzie wyrosły przed nim lodowe sople, które powiększały się, i powiększały, aż ostatecznie przybrały postać lodowej kuli, zamykając w środku jego, i Samaela, tym samym odcinając ich od trójki nieprzyjemnych agresorów. Odwrócił się wtedy do Upadłego.
- Jakie są szanse, że któreś z was odpuści? - zapytał mężczyznę, wpatrując się w niego jasnym spojrzeniem. Zacisnął mocniej palce dookoła włóczni.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.20 23:06  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
Po długim okresie zabiegania Rain w końcu natrafiła na moment nieurodzajny w zlecenia. Wszystko pokończone, a nic nowego nie ma, więc postanowiła wykorzystać ten dzień na własną przyjemność. W końcu spacer czy niewielka wyprawa mogą działać kojąco dla ciągle pracującego umysłu anielicy. Przejrzała swoje ręcznie rysowane mapy, aby dowiedzieć się gdzie jeszcze nie była. Jedna z dróg ucinała się nieopodal lasu i wzgórz. Zainteresowanie dziewczyny wzięło górę. Cel podróży ustanowiony. Teraz jeszcze tylko się przygotować i w drogę. Standardowe ubranie Rain było także dzisiaj jej wyborem. Raczej rzadko zdarza jej się zmienić styl. Do plecaka schowała niewielką apteczkę zawierającą parę bandaży, dużą gazę, wodę utlenioną, nożyczki i plaster. Oprócz tego w torbie znalazło się kilka kromek lekko "chrupkiego" chleba, dwie litrowe butelki wody, notes i długopis. W jednej z kieszeni bluzy znalazł się niewielki kieszonkowy zegarek. Zadowolona z siebie stanęła poza bazą. Pomachała w jej stronę, rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Droga do miejsca gdzie zacząć się miała wędrówka Rain zajęła jej około godziny. Wylądowawszy u podnóża lasu zdematerializowała skrzydła i rozejrzała się dookoła. Widać było, że im głębiej się zapuści tym więcej zieleni spotka. Na obrzeżach były jej śladowe ilości. Po uważnym zarejestrowaniu krajobrazu w swojej bazie danych ruszyła przed siebie pozostając na baczności i uważnie przyglądając się otoczeniu. Ciekawe czy spotka kogoś w tym lesie.
                                         
Rain
Ratler     Anioł Stróż
Rain
Ratler     Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rain


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.20 0:54  •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
Błądziłaś po tym nieszczęsnym Apogeum, nie potrafiąc znaleźć dla siebie miejsca. Za długo przebywałaś na nieznanych terenach by od tak wkroczyć między innych. Zdziczałaś, starając się jak najmniej wchodzić w interakcje z innymi. Ostatnie interakcje, które miałaś i tak nie były najlepsze. Wyjątkiem był Yume, nawet jeśli na początku waszego spotkania go nie rozpoznałaś, lecz kiedy to było, co. No kiedy? Minęło za dużo czasu, twoim towarzystwem było ślepe psisko, które tym razem wzięłaś za sobą, bo w końcu nadal szukałaś kolejnego schronienia. Najpierw jednak należało zdobyć jedzenie, a skoro tutaj najwięcej było Wymordowanych to i największy rozwój, najpewniejszy dostęp do zasobów. Oprócz pożywienia, była więc i szansa na bardziej sprawdzone sprzęty do kolejnej kryjówki, którą, jak pewnie zawsze, znajdziesz na terenach nieznanych. Tam gdzie właśnie było zapomnienie.
Byłaś po prostu wygodna.
Ale miałaś pewne kontakty, o ile można było to tak nazwać. Pewne znajome twarze do których można było się udać by w razie potrzeby coś załatwić, coś co byłoby sprawdzone. Oczywiście nic za darmo, wszystko miało swoją określoną cenę. Zmęczona, z zaschniętym gardłem, przedzierałaś się po omacku, trzymając się sprawdzonych terenów, głównie w okolicy gruzowiska, dzięki któremu zamierzałaś dostać się do źródła. Twoje nozdrza nie mogły kłamać, nie aż tak, coś musiało być niedaleko. Kawałek za potężnym kującym drzewem od którego odciągałaś Ookamiego, buty uległy całkowitemu zniszczeniu. Dalszą drogę musiałaś pokonywać więc boso. Nie było to zbyt przyjemne doświadczenie, niejednokrotnie to już przerabiałaś, ale... czy miałaś jakikolwiek wybór? Raczej nie. Zawsze mogłaś na coś zapolować, na coś mniej groźnego, co dałoby ci skórę. A potem może dałoby się coś z tego zrobić. Ale na razie, oddychałaś głębiej, jakby samo powietrze wystarczało byś zaspokoiła swój głód i pragnienie. Jakby to było wszystko, co życie mogłoby ci dać.
- Ookami... Ookami - zachrypiałaś i pewnie uroniłabyś przynajmniej jedną łzę, gdyby nie fakt, że twoje oczy zdawały się być tak samo suche jak popękane usta. Psisko wydało mruknięcie w odpowiedzi, bardzo ciche, ale słyszalne dla twojego ucha, idąc w niewielkim odstępie od ciebie.
Po jakimś czasie wyczułaś też obcy zapach czegoś żywego, co się nieustająco poruszało, ale na razie postanowiłaś to zbagatelizować. Liczyła się miękka gleba na którą w końcu natrafiłaś. Po kilkunastu czy tam kilkudziesięciu minutach. Kto by tam liczył czas.
Padłaś na kolana i desperacko przycisnęłaś do brei usta, brudząc przy okazji nią swoją spódnicę.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Wzgórza - Page 15 Empty Re: Wzgórza
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 15 z 16 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach