Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 16 Previous  1, 2, 3 ... 9 ... 16  Next

Go down

Pisanie 01.12.17 4:12  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Ciemność spowiła najbliższe otoczenia. Zajrzała mu w bursztynowe oczy, a przez nie przedostała się na dno duszy, roztaczając wokół siebie paraliżujący chłód.
Lodowy sopel przeszył jego serce na wskroś, jak zimne, metalowe ostrze, którym niegdyś przebił pierś członka Kościoła Nowej Wiary.  Żylaste palce mimowolnie zacisnęły się na materiale kurtki. Wyczuwał bicie organu pod swoimi palcami. Trząsł się w konfuzjach, niczym jego właściciel pod wpływem drastycznego spadku temperatury.
Objął się ramionami, ażeby przynajmniej częściowo wyzbyć się tego złowrogiego, nieludzkiego przeczucia, ale jego trud był daremny. Opętało go bolesnego wrażenie, że o to sam Stwórca wyszedł ze swojej kryjówki i stąpił na Ziemię, konfrontując swoje surowe, boskie oblicze ze swoimi sługami. Ażeby rozliczyć ich z grzechów. Nascela zrobił szybki rachunek sumienia, chwilowo zapominając o właściwym celu wyprawy, towarzystwie innych aniołów, czy nawet nieznajomej kobiecie i aktualnym położeniu. Ogarnął go irracjonalny lęk. Świadomości wróciła, kiedy mrok się przerzedził i został przegoniony. Boga nie było. Były tylko krzyże na grobach. I przegniła ziemia - pamiątka po jego rozczarowaniu.
Przeczytał informacje u schyłku jej żywotność, gdyż w momencie, kiedy jego wzrok napotkał ostatnią postawioną kropkę, napis rozpadł się na kawałki. Jak jego wiara w boży osąd ludzkości i - w jego mienianiu - pochopną decyzją o ich ukaraniu.
Długo milczał, nasłuchiwał. Słuchał, co mieli do powiedzenia jego pobratymcy i wyciągał wnioski. Nie sprzeciwiał się ich woli. Podszedł do ostatniego korytarza. Południe. Antarktyda – najzimniejszy i najbardziej wysunięty na tą stroną świata kontynent na Ziemi. Ciemność mógł przełknąć, ale jeśli po sieci korytarzy błąkał się przeraźliwy chłód, jego nękane przez alergię ciało w oka mgnieniu pokryje się czerwonymi plamami.
Przeczytał wiadomość powitalną. Najsilniejsza dusza. Ironia losu. Jego własna była rozdrobniona na milion kanciastych cząsteczek, o które już wielokrotnie się okaleczył. Układanka bez instrukcji obsługi, obrazka poglądowego i szans na założenie ją w całość.
Zerknął na Jahleela, który nadal wyczekiwał ich odpowiedzi. Twarz żołnierza Edenu była spokojna. Nie emanowała obawą, jednakże takowa kotłowała się w nim, jak lawa w wulkanie. Skinął Zwierzchności delikatnie głową w geście potwierdzenia swojej gotowości do odwiedzenia czeluści labiryntu i bez słowa przekroczył jego próg.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.17 17:43  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Jakimi mocami musiała dysponować ta kobieta, by tak zręcznie manipulować ich położeniem? Zresztą nie tylko położeniem… szatyn odruchowo przyłożył sobie ręce do piersi, czując się jak nieszczęśliwiec, któremu kruszono kostki lodu wewnątrz serca. Kim lub czym była ta strażniczka i dlaczego musiała ich traktować w taki potworny sposób? Ręczył za dobre intencje zarówno swoje, jak i towarzyszy… będąc wszechwiedzącą, przecież musiała zdawać sobie z tego sprawę.
Jakby nie dość było mu wrażeń w postaci okrucieństwa desperackiego świata i nieplanowanej teleportacji, poczuł, jak robi mu się słabo na samą myśl, że na domiar złego będą musieli się rozdzielić.
Ze wszystkich obecnych osób wydawał się najbardziej ekspresyjną postacią. Niestety nigdy nie nauczył się zastygać twarzą na byle pstryknięcie, toteż ciężko było mu ukrywać emocje. Czy się cieszył, czy smucił, czy złościł… zawsze było to widać na pierwszy rzut oka. Obecnie niemal wybijał się na tle tych wszystkich emanujących spokojem obliczy. Był zdecydowanie przelękniony-... niemniej nie panikował.
W ciszy i pewnym zesztywnieniu wysłuchiwał propozycji Jahleela, nie wyczytując w nich ukrytego przekazu, jakoby nie miał sobie poradzić, idąc samemu w głąb któregoś z korytarzy. Ze względu na poprzedzające nawiązanie do członków zastępu, Akaiah także był zdania, że akurat ta grupa osób powinna sobie poradzić bez dwóch zdań. Potrafili walczyć, najpewniej nie raz zmagali się z równie przykrymi wyzwaniami… poza tym szatyn naprawdę nie chciał zostawać teraz sam, więc perspektywa podróży z przyjacielem u boku była wręcz wspaniała.
- Mm.. Nascela? – zagadnął cicho, nim ostatni z aniołów zastępu nie zdążył zniknąć za drzwiami. Jeżeli udało mu się go złapać, zaraz do niego podszedł, zsuwając z ramion plecak. Szybko go rozwiązał, a przynajmniej starał się nie stracić zbyt wiele czasu na mocowanie się ze sznurkami i wyciągnął pierwszy leżący na powierzchni sweter. Ręka z odzieniem zaraz powędrowała w kierunku żołnierza. – Zapomniałem ci dać podczas drogi. – dodał równie mizernym tonem, próbując się jako tako pozytywnie uśmiechnąć. Perspektywa stojących przed nimi wyzwań miała swoje wyraźne odbicie na samopoczuciu zwierzchności, ale nie wyparła mu z głowy takich informacji, jak wgląd na komfort jego towarzysza. Pewnie, jakaś stara maszkara próbuje udowodnić im, że ich intencje będą miały zły wpływ na otoczenie i od niechcenia umieściła ich w jakimś śmiercionośnym labiryncie, zdając ich na łaskę losu, ale hej… Nasce może być zimno! Iść na śmierć bez swetra? Niedoczekanie… - Przepraszam, że tak nagle-..
Szatyn próbował nie myśleć o tym, jak głupio mogła wyglądać jego złota myśl na tle minionych wydarzeń. Po prostu… to ukłucie zimna, sprezentowane od strażniczki przypomniało mu o przypadłości żołnierza zastępu.
Oczywiście, jeżeli któryś z aniołów zastępu nie zdążył jeszcze przejść przez drzwi, a zainteresował się nagłym odezwaniem Akaiaha, również dostał swój wełniany przydział. Jeżeli nie, po prostu odwrócił się i szybko podszedł do Jahleela, którego delikatnie chwycił za materiał kurtki i poszedł w kierunku drzwi.
- Jeżeli nie będzie niebezpiecznie, wyciągniesz Lusie? – zapytał niemal szeptem, pytając o słowika chowającego się w kieszeni Jaha, gdy przekraczali próg zachodnich drzwi. Nie puszczał go.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.17 21:30  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Obecność kobiety zniknęła z ich wnętrz, wraz z rozpadem ostatnich liter i zniknięciu błękitnego światła pozostali tylko oni, we własnym towarzystwie. Marmurowe, białe ściany emanowały chłodem, nie takim fizycznym, ale bardziej psychicznym, zdawały się być samotne, puste, pozbawione celu. Stały tam jedynie po to, by stać. Miały być tylko chwilowym tworem, w rzeczywistości, albo w ich umysłach. Nie byli w stanie rozpoznać, czy znajdują się w niezwykle wprawnej iluzji, czy może kobieta przeniosła ich w część świata, której nie znali. Na pewno jednak mogli odnieść wrażenie, że labirynt wykonany został perfekcyjnie, jakby specjalnie dla nich. Nie było tu kurzu, śladów butów, obcych odgłosów, czy ruchu wiatru, nic z zewnątrz nie było w stanie dotrzeć do środka. I odwrotnie, piątka aniołów znalazła się w pułapce, z której wydostać dało się jedynie postępując zgodnie z zasadami narzuconymi przez kobietę. O kilku mogli się od razu przekonać, inne będą musieli sprawdzić, by zdać sobie sprawę, ze swojego nieprzyjemnego położenie.
Było w tym wszystkim jednak coś dziwnego, każde z nich mogło czuć mocniej bądź słabiej w swoich umysłach, że labirynt nie będzie próbował ich skrzywdzić, że wszystko co się tutaj zdarzy, tutaj tylko pozostanie. Zostali oderwani na jakiś czas od swoich własnych żyć, musieli przejść test, by móc wrócić.

Kiedy udało im się zamienić ostatnie słowa, przekazać sobie ostatnie prezenty, wszyscy przekroczyli drzwi, których klamki poruszyły się gładko pod naciskami dłoni. W ostatnim momencie każde z nich dostrzegło delikatne światło w wyraźnym kolorze otaczające framugę, a zaraz potem przejście zlało się z marmurowymi ścianami i nie było już przejścia, którym mogliby wrócić. Nie było tu żadnych lamp, ani pochodni, a jednak każde z nich było w stanie dostrzec własne otoczenie, widziało ściany po bokach i kilka kroków w przód, a także za sobą. Ciemność okrywała jednak wszystko pozostałe, sufit nikł gdzieś w mroku, o ile w ogóle istniał, korytarze kryły swoje tajemnice przed nimi, ale kusiły jednocześnie, zachęcały do pójścia dalej. Innej drogi nie było, każe z nich ruszyło w swoją stronę.

Jahleel & Akaiah
K9 - K8 - K7
Rozdroże, możliwość pójścia na północ i na południe.
Wokół ich drzwi pojawiło się zielone światło.

Hayaiel
K13 - K14
Rozdroże: możliwość pójścia na północ i na wschód.
Wokół jego drzwi pojawiło się zielone światło.

Kaijin
I11 - I10 - H10 - G10
Rozdroże: możliwość pójścia na północ i zachód.
Wokół jej drzwi pojawiło się zielone światło.

Nascela
M11 - N11 - N10 - N9 - O9 - P9
Rozdroże: możliwość pójścia na południe i zachód.
Wokół jego drzwi pojawiło się czerwone światło.




Termin: 9.12
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.17 16:32  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Mimo zniknięcia obecności Szamanki z jej umysłu, to Kaijin dalej odczuwać mogła na granicach jego obcą, tajemniczą nutę prawiącą, iż labirynt ten nie zamierza ich skrzywdzić; że wszystkie wydarzenia w nim się rozgrywające w nim na zawsze pozostaną - tak, jak i oni, jeśli zwiedzą całe to miejsce przed odnalezieniem wyjścia, przytaczając ostrzeżenie przyodzianej w futro kobiety. Nie podobała jej się wielce ta podejrzana, uparta ingerencja, przypominając bardziej próbę wyprania jej myśli, przytłumienia czujności i może nawet kontrolowania jej przyszłych poczynań niźli coś, co ukoić miało jej i tak spokojne, niezachwiane nerwy. Dlatego też Kaijin przed chwyceniem za klamkę wybranych, północnych drzwi i naciśnięciem jej ściągnęła z pleców srebrno-złoty Paryzol, dopiero wtedy - będąc w pełnej gotowości do działania - przekraczając próg swojego przejścia - wyjścia z tej pięknej pułapki, miejmy nadzieję. Rozjarzenie się framugi zielonym blaskiem i następujące po tym rozpłynięcie się drzwi przywitała z ciekawością oraz zainteresowaniem, odwracając się do aktualnie czystej, marmurowej ściany przodem i przejeżdżając po jej gładkiej teraz powierzchni wolną, lewą dłonią. Chłód - nie fizyczny, a mentalny bardziej - bił od niej tak, jak i od pozostałych, podczas gdy otoczenie było idealnie, mistrzowsko wykreowane - nie sposób było znaleźć jakichkolwiek śladów tego, że ktoś już tutaj wcześniej był; że ktoś inny przechadzał się tymi tunelami i podobnie do niej szukał sposobu na wydostanie się z tego labiryntu. Co więcej, nie było też w miejscu tym nawet marnego okruszka kurzu, co nadawało mu - przynajmniej według Kaijin - sztucznego, nienaturalnego wręcz wizerunku oraz odczucia.

Rozejrzała się dokładnie dookoła siebie, zwracając uwagę na wszelkie wpadające w srebrzyste ślepia szczegóły: na brak światła i jednoczesną widoczność najbliższego otoczenia; na mroki trzymające w objęciach niemożliwy do wychwycenia wzrokiem sufit i korytarz ciągnący się przed Anielicą; na flautę wiszącą w powietrzu i dudniącą nieprzyjemnie w uszach. Ruszyła do przodu dopiero wtedy, kiedy objęła to wszystko spojrzeniem i zapisała w pamięci, zerkając jeszcze przez ułamek sekundy za siebie, na ścianę jeszcze nie tak dawno temu ozdobioną drzwiami, a obecnie pustą i gładką. Maszerowała naprzód miarowym, spokojnym marszem, licząc stawiane kroki i przyglądając się mijanym ścianom, zatrzymując się dopiero przy rozdrożu, jakie napotkała po pierwszym zaliczonym zakręcie. Lewo, prawo... Mrugnęła krótko, zerkając przymrużonymi oczyma w odmęty obu dostępnych kierunków, jednakże nie widząc w nich nic, prócz czarnej, niesamowicie lepkiej i niemożliwej do przebicia wzrokiem ciemności. Lewo. Po chwili zastanowienie ruszyła na zachód - ku G9 - nie zmieniając ustalonej na początku szybkości chodu i dalej licząc wykonywane kroki. Była niezmiernie ciekawa tego, co kryło się przed nią, w tym właśnie tunelu, jak i tym miniętym, prowadzącym na północ. Gdyby nie groźba pozostania tu na zawsze w przypadku zaznajomienia się z całym labiryntem, to Kaijin może cofnęłaby się potem w celu zwiedzenia i tamtego korytarza. Odrzuciwszy z cichym westchnieniem tę niebezpieczną, kuszącą opcję, bezskrzydła Anielica brnęła na zachód bez oglądania się za siebie.

Dodatkowe:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.17 22:26  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Nikt nie protestował. Nie dociekał, czy wynikało to z zaufania, autorytetu czy braku lepszych pomysłów. Niezależnie od powodów odczuł na sobie ciężar odpowiedzialności za podjęte decyzje. Czy je przemyślał? I owszem, na tyle, na ile ten krótki moment mu pozwalał. Pociągnięty, nie mógł dalej zamartwiać się, czy aby na pewno nie popełnił błędu. Musiał zaufać umiejętnościom tako innych, jak i własnym.
Weszli jako ostatni, zatem Jahleel bez problemu dostrzegł kolory, na które zabarwiły się framugi wszystkich drzwi. Odwrócił się, wyłapując kątem oka ostatnie, zielone iskierki, zanim drzwi zlały się w jedno ze ścianą, nie pozostawiając po sobie śladu.
Przyglądał się chwilę jednolitej powierzchni, aż odezwał się niezbyt głośno.
- Mam nadzieję, że czerwień nie wróży czegoś złego. - Zmartwił się ewentualną nieciekawą prognozą losu Nascy, zanim z ciężkim sercem musiał przyznać, że w danym momencie i tak nie pomoże żołnierzowi. Wypada skupić się na własnych problemach, wierząc, że anioł sobie poradzi. Oni wszyscy dadzą radę. Wszak mają spotkać się na zewnątrz.
Rozejrzał się po otoczeniu. Czysto. Pusto. Zimno. Nie mógł przełamać poczucia osamotnienia, chociaż tuż obok miał Akaiaha, a parę ścian dalej znajdowali się żołnierze zastępu. Monotonna struktura labiryntu, chociaż idealna, wywoływała w nim niezdrowe napięcie. Ciemność, czająca się parę kroków przed nim sprawiała, że pomimo podświadomej wiedzy, iż nic im nie grozi, nie potrafił się rozluźnić. Zawieszenie w pustce, nieprzyjemnie zwodzące wszystkie zmysły. Chyba nie lubił tego uczucia. Trwania w nicości, czerni, rozwiewanej tylko tam, gdzie sami się znajdują. Zupełnie jakby to oni byli źródłami światła, rozpraszającymi mroki labiryntu. Jaśniejącymi duszami, które muszą zwalczyć napierającą na nich czerń.
Brzmi pięknie. W praktyce zdaje się co najmniej stresujące.
Położył dłoń na ramieniu Akaiaha, ściskając je lekko.
- Luscinię? Myślę, że nie stanie jej się tu krzywda. - Podłożył dłoń pod kieszeń, smyrając lekko ptaszynę przez materiał i starając się zmobilizować ją do wyjścia. Zaczepiane stworzenie nieśmiało wysunęło łepek, uprzednio zbyt przestraszone dziwnym głosem. Wraz ze zniknięciem obecności kobiety, słowik zrobił się odważniejszy, po chwili dość mało zgrabnie wychodząc i chwytając się łapkami palca anioła.
- Dzień? Już dzień? Świta? - Trelał, przekręcając główkę na wszystkie strony i przyglądając się otoczeniu. - Ciemno. Noc? Gdzie jesteśmy? Gniazdo? Nie wygląda na gniazdo. - Ptaszyna starała się skojarzyć widziane ściany z tymi domu anioła, niestety nie wyglądały nawet trochę podobnie. Kiedy Jahleel wyciągnął dłoń bliżej towarzysza, Lus zeskoczyła z dłoni bruneta na bark Akaiaha, śpiewając mu teraz do ucha.
- Nie tak głośno. Ogłuszysz Akaia. - Pogłaskał ptaszynę pod dziobem i za moment położył dłoń na głowie szatyna, mierzwiąc mu lekko włosy. Jakby wcale nie znajdowali się w ciemnym, pustym labiryncie, a raczej na wesołej wycieczce krajoznawczej. Jeszcze mocniej zostało to podkreślone, kiedy wziął brata za dłoń i poprowadził go korytarzem.
- Myślisz, że Luscinia dałaby radę polecieć na zwiad? Porozmawiaj z nią, proszę. Jeśli nie boi się ciemności. - Stanęli na rozdrożu. - Mogłaby polecieć tam. - Wskazał drogę na północ. - My zaś poszlibyśmy w tę stronę. - Zwrócił się ku południu.
Zaraz po tym wyciągnął z kieszeni kompas.
- Weszliśmy drzwiami zachodnimi. Luscinia poleciałaby na północ. My obralibyśmy drogę na południe. - Odczytał kierunki, za chwilę łapiąc się na tym, że nie wziął żadnych kartek, aby to zapisać. Poczuł się dziwnie nieprzygotowany. Prawie jak dziecko w podstawówce, co zapomni zeszytu.
- Nie mam notatnika...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.12.17 23:10  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Skinął Zwierzchności delikatnie głową w geście potwierdzenia swojej gotowości do odwiedzenia czeluści labiryntu i bez słowa przekroczył jego próg, a przynajmniej miał taki zamiar. Materiał rękawiczki zetknął się z klamką, ale dłoń zamarła w powietrzu i ostatecznie palce nie zacisnęły się na niej. W tejże chwili jego plan zbadania swojej ścieżki od zewnątrz został tymczasowy zwietrzony, a raczej zawieszony w czasie, gdyż ktoś wypowiedział jego imię dostatecznie głośno, ażeby Nascela mógł je usłyszeć z dzielącej od jego źródła odległości. Sęk w tym, iż w pewnym stopniu darzył autora ówże głosu sympatią, dlatego też przebił się on przez kotłujące się w jego głowie myśli. Niemal od razu przemieścił wzrok z drzwi na niego, jednakże Akaiah znajdował się już tuż przy nim, a z ust żołnierza zastępu nie padł żaden stosowny do sytuacji komentarz. Nie był w stanie go wyprodukować przez ściśnięte w supeł gardło, dlatego też obserwował drugiego przedstawiciela Zwierzchności. W międzyczasie przełknął ślinę, ażeby nawilżyć gardło, a na jego ustach wkradł się mimowolnie ledwo widoczny na tle obejmującego go stresu uśmiech, lecz bursztynowe oczy, wpatrzone w anioła, nadal był pozbawiony ekspresji. Przeniósł je dopiero, kiedy ten wyciągnął ze swojego plecaka sweter i podał mu go.
Dziękuję — powiedział równie cicho, bo był to najprawdopodobniej jedyna rzecz, które było w stanie wyprodukować jego struny głosowe, po czym zabrał sweter, a jego wolna dłoń na ułamek sekundy skonfrontowała się z ramieniem Akaiaha, jakby w tym gestem chciał dodać mu otuchy, choć poniekąd sam takowej potrzebował. Nie wydusił z siebie już niczego, wycofał szybko dłoń, a potem znów skoncentrował się na północnych drzwiach. Otworzył je i w końcu zrealizował powierzone mu zadanie - przekroczył próg pomieszczenia, a przy wykonywaniu tej czynności towarzyszył mu krótkotrwały blask czerwonego światła. Równie dobrze mógł być wytworem jego spraliżowanej wyobraźni, która w tym momencie podsyła mu najróżniejsze, najbardziej mroczne scenariusze, jakich mógł się dopuścić umysł istoty pozornie dobrej. Jednakże istniał cień szansy, że nie był to tylko jej wybryk, a jeśli nie on, to co to było? Sygnał ostrzegawczy przed czającym się w cieniu wysokich ścian zagrożeniem? Jednakże one, spowite przez ciemność, nie wywarły na nim zbyt dużego wrażenia, gdyż po wcześniejszej prezentacji taki stan rzeczy był do przewidzenia. Po prostu szedł przed siebie, trochę na ślep, po omacku, jedną dłonią badając ich konstrukcje, ażeby przypadkiem nie uderzyć czołem o ślepy zaułek, których zapewne w takim systemie zamkniętych, odciętych od świata korytarzy było mnóstwo, a z każdym postawionym krokiem bezmiar, poczucie pustki, towarzyszące mu od chwili, kiedy chłód przeszył jego serce na wskroś, wypełniała go od środka, niczym deszcz kałużę podczas wyjątkowo burzliwego dnia.
Zatrzymał się przed rozwidleniem i, zanim podjął decyzje o ewentualnej zmianie kierunku, wypuścił z ust powietrze i zaczerpnął go z powrotem. Zachłysnął się nim na chwilę, lecz szybko odzyskał panowanie nad własnym organizmem. Było zimne, ale również i otrzeźwiające. Zarzucił ręcznie tkany sweter na ramiona, związał jego rękawy, gdyż nie chciał, aby ten się z nich sunął, po czym zdecydował się iść przed siebie, nawet jeśli ta spontanicznie podjęta przez niego decyzja zaprowadzi go donikąd lub wyda na świat mrożące krew w żyłach konsekwencje. Nadal, w ramach własnego bezpieczeństwa, jego prawa dłoń znajdowała się w bliskiej odległości lewego boku, gdzie spoczywała zaczepiona pochwa. Musnął palcami rękojeść katany, ażeby upewnić, że nadal tam była i jednocześnie w ten o to sposób dodać sobie otuchy, ale nie zatrzymał się nawet na chwilę, nasłuchując, gdyż wzrok w takim miejscu nie był wiernym towarzyszem.

W skrócie: nie zmienił kursu i nadal kieruje się na południe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.17 22:50  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Podrapał się nerwowo po policzku, kiwając głową na uwagę Jaha.
- Myślisz, że źle wyznaczyliśmy drogi? – zapytał znów po cichu, jakby głośność stwierdzenia miała wpływ na to, czy owe się sprawdzi. Ponure miejsce tylko wzmagało w nim pesymistę, którego gdzieś tam w sobie ukrywał. Niemniej starał się nie wyglądać na specjalnie przybitego, wciąż powtarzając w głowie, że kolor mógł nie mieć tak wielkiego znaczenia. Mimo wszystko – wstyd się przyznać - nie potrafił odrobinę się nie ucieszyć, że trafiła im zieleń. Zdążył za nią poważnie zatęsknić, choć rozstał się z Edenem stosunkowo niedawno. Cóż mógł poradzić, że jego żywiołem była roślinność i zdecydowanie lepiej czuł się wśród traw i drzew? Atmosfera ponurego, ciemnego korytarza nie wpływała na niego najlepiej. Jeśli cokolwiek dobrze tu na niego wpływało.
Poza obecnością Jahleela.
Gdy brunet przekonał ptaszka do wyjścia poza obręb kieszeni, Akaiah z miejsca się rozchmurzył. Jego trajkotanie było jak namiastka domu, więc ani myślał odganiać od siebie słowika, nawet jeśli śpiewał mu wprost do ucha. Może przede wszystkim, że śpiewał mu wprost do ucha?
- Witaj, Lus. – przywitał ją z uśmiechem, gładząc palcem jej łebek, o ile ruchliwe zwierzątko mu na to pozwoliło. – Niestety, to nie gniazdo. Wybraliśmy się na… wycieczkę. – odparł z lekkim zawahaniem, cierpliwie tłumacząc ptaszynie okoliczności, bez większych szczegółów – Ale niedługo stąd wyjdziemy i znowu będzie jasno.
Z powodu czułego potargania po włosach, które sprezentował mu Jah, szatyn przez chwilę był w stanie naprawdę uwierzyć, że szybko odnajdą wyjście i skupią się na właściwym celu. Pozwolił chwycić się za rękę i ruszył za nim, bez większego ociągania.
- Och. – dopiero co się z nią przywitał… nieco przygasł, ale nie zamierzał rezygnować z planu, który jakby nie patrzeć, wydawał się dość korzystny. – Myślę, że nie będzie problemu… prawda, Lus? Czy mogłabyś polecieć w tamtym kierunku? – skupił na sobie uwagę ptaszka, wskazując wyraźnie kierunek północny. – Mów głośno o wszystkim, co tylko zauważysz. Szczególnie jeśli coś wyda ci się niebezpieczne, dobrze? – uśmiechnął się do słowika, a ten najwyraźniej zachęcony przez miły ton szatyna, od razu zeskoczył z jego ramienia, zaczynając wymachiwać skrzydełkami. – Zawróć, gdy tylko zobaczysz zagrożenie i szybko wracaj do nas. My pójdziemy tam. – przeniósł rękę i wskazał południe. – Uważaj na siebie.
Wymienił jeszcze kilka pomniejszych słówek z ptaszkiem, gdy ten wreszcie poleciał we wskazanym kierunku. Wrócił do Jahleela, zerkając w pierwszej kolejności na kompas, później na niego.
- Och...? – fakt, że brunet nie miał przy sobie czegokolwiek potrzebnego, wywołał niemałe zdziwienie nawet u Akaiaha. To się nigdy nie zdarza-... Już chciał proponować, że zawsze mogą posłużyć się pamięcią, gdy… - Nie martw się. Mam pewien pomysł. ponownie zsunął z ramienia plecak, wyciągając z niego pusty bukłak oraz nożyk. Założywszy plecak z powrotem na grzbiet, zwrócił się bliżej brata. – Spójrz. Mogę wyryć symbole oznaczające kierunki na tym bukłaku. N, S, W, E. Nie będę dociskał zbyt mocno, aby go nie przebić. Myślę, że to powinno starczyć. – odparł, od razu zapisując kierunki wcześniej podane przez anioła.
Upewniwszy się, że wszystko wygląda czytelnie, ruszył wraz z bratem na południe, nasłuchując, czy Lus czegokolwiek ważnego nie przekazuje mu z północy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.17 2:29  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Wpatrywał się jeszcze przez chwilę w ścianę za swoimi plecami. To nie było złudzenie. Kobieta aż tak obawiała się ich wspólnej siły, że postanowiła ich jeszcze bardziej od siebie odseparować? A może to coś innego? Wszyscy mieli ten sam cel, a wystarczył jeden by sprostać wyzwaniu narzuconemu całej grupie. To możliwe aby wyjść było więcej? Czy może jedno, które łączyło się z całością? Podążył swoją drogą jako jeden z pierwszych, zatem nie dostrzegł świateł jakie pieczętowały drzwi  braci. Był raczej zdania iż są to kolejne rozmyślne sztuczki, mające potęgować wrażenie siły staruszki. Jednym słowem - droga powrotna zamknięta. Uniósł swój wzrok w górę, spoglądając w pustą, czarną przestrzeń. Nieskończoność jawiła mu się nad głową niczym kusząca alternatywa ucieczki. Wolałby aby sufit znajdywał się nieco niżej. W zasięgu wzroku. W tedy może nie czułby tej dziwnej presji. Buntu, wobec podporządkowywania się zasadom nieznajomej. Nie chciał jednak forsować niczego siłą. Jak mniemał, żaden skrót nie istniał, zaś próba ucieczki tą drogą mogłaby wywołać niepożądane konsekwencje bądź sprowadzić nieszczęście na pozostałych towarzyszy. Ta myśl skutecznie studziła jego negatywne emocje.
Postąpił dwa kroki, upewniając się, że światło podąża jego śladem. Cokolwiek stanowiło jego źródło, miałby nie lada problem gdyby po chwili się wyczerpało. Ciemne i klaustrofobiczne korytarze nie wprawiały go co prawda w żaden dyskomfort. Wręcz przeciwnie. Nie czuł strachu przed podobnym otoczeniem - wszak wnętrza gór nie wyglądały inaczej kiedy drążył w nich tunele pod swój własny użytek. Po prostu nie lubił się o nic potykać. O macaniu ścian nie wspominając. Doskonale wiedział, jak ciężko jest oświetlić groty, za pomocą jedynie delikatnie fosforyzujących minerałów. Zawsze pozostanie tych kilka miejsc, opierających się ich blaskom. Spowijających mrokiem tajemnicze kąty. W takich warunkach łatwo wiele rzeczy przeoczyć oraz nietrudno o wypadek.
Zignorował pierwsze rozwidlenie, kierując się dalej na wschód. Niespiesznym, acz zdecydowanym krokiem, pozostawiając za sobą jedynie cienką smugę dymu z fajki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.17 12:02  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Kaijin
G10 - G9
Rozdroże: możliwość pójścia na północ i zachód.
Anielicy nie udało się pójść zbyt daleko, pokonała zaledwie jeden kwadrat wielkich płyt ułożonych na ziemi, a przed jej oczami po raz kolejny pojawiło się rozdroże przypominające poprzednie.

Nascela
P9 - R9 - S9 - T9
Mijając przejście na bok, kontynuował marsz na południe. Kolejne wielkie kwadratowe płyty znikały za jego plecami, gdy maszerował wzdłuż ścian idąc bez problemu przed siebie. Kiedy postawił ostatni krok, na kolejnej z miar odznaczonych na podłożu, płyta otoczyła się czerwonym światłem i nie pozwoliła mu wykonać kolejnych. Nie był co prawda sparaliżowany, ale niewidoczna granica nie pozwoliła mu się wycofać, ani ruszyć dalej. Dostał chwilę, by oswoić się z sytuacją, a następnie nad jego głową pojawił się tekst, przekazywany w znanej już, niecodziennej formie. Jednocześnie pisany w powietrzu i powtarzany przez głos kobiety w powietrzu.
- Czy Gwiazda Polarna wyznacza kierunek północny dokładnie?

Jahleel & Akaiah
K7 - L7 - M7 - M6 - L6 - K6 - J6
Droga którą wybrali zdawała się ciągnąć przez wiele kolejnych metrów, szli swobodnie, zakręcili, idąc cały czas w otoczeniu dwóch ścian. Zanim udało im się dotrzeć do rozdroża, zielone światło otoczyło ich płynę i oboje zostali ograniczeni, bez możliwości cofnięcia się czy ruszenia dalej. Nad ich głowami po chwili pojawił się tekst, wraz z głosem kobiety, który zadał im pytanie:
- Czym dla zegarka jest koronka?

+ słowik
K7 - J7 - I7 - H7 - H8
Kiedy ptaszyna patrolując kierunek północy przekroczyła granicę kolejnej kwadratowej płyty sugerującej jakiś podział na podłodze, za jej plecami zamknął się tunel. Ściana stała się jednolita, a ptak został uwięziony w przestronnym pomieszczeniu. Z głębi mroku dobył się niski, głośny dźwięk przypominający chrapanie, albo próbę odszukania głosu w ospałym gardle. Blask pojawił się bardzo powoli, przed oczami ptaka pojawiła się masywna bestia z ciałem lwa, głową kobiety i skrzydłami orła. Sfinks.

Hayaiel
K14 - K15 - K16
Rozdroże: możliwość pójścia na północ i południe.
Brak jakichkolwiek niepokojących zjawisk mógł tylko jeszcze bardziej uspokoić anioła. Podłoże było gładkie, ściany również, pokonywał kolejne kwadraty bez problemu, do momentu aż po raz kolejny natrafił na rozdroże.


Termin: 18.12
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.17 23:56  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Naprawdę czuł się nieprzygotowany. Niby tylko jeden notatnik i jeden ołówek... Ale przeżywał niczym stonka wykopki. Potarł dłonią o dłoń, zanim ruszył w obranym wcześniej kierunku. Nie było sensu odprowadzać ptaszyny wzrokiem. Zniknęła w ciemności za nimi, sami zaś udali się w mrok z przodu. Zatapiając się w nieprzeniknionej pustce.
- Bardzo dobry pomysł. - Nie musiał nawet na głos chwalić Akaiaha. Szatyn zapewne sam wiedział, że Jahleel był z niego dumny. Niemniej droga się dłużyła, a nienaturalna cisza i pustka wokół wcale nie pomagała. Niegroźna rozmowa zabijała to uczucie osamotnienia. Spychała je na nieco dalszy plan.
- Bardzo tu czysto. - Skoro nie mogą rozmawiać o pogodzie, porozmawiają o stanie sanitarnym pomieszczenia. Zawsze coś.
Chociaż trzeba przyznać, że jakakolwiek niewinna pogawędka, która nie dotyczyłaby ciężaru sytuacji, dość słabo się kleiła w obecnych okolicznościach. Ale warto sprawiać złudne wrażenie normalności. Co z tego, że są uwięzieni, dziwna kobieta gra sobie z nimi w chore gry, mogą zginąć, nie wiedzą, co dzieje się z innymi. Pokontemplować brak pajęczyn można.
- Sądzisz, ze długie są te korytarze? Idziemy już ładny kawałek. - Rozejrzał się siłą rzeczy, chociaż końca z żadnej strony nie dojrzał.
- Zaczynam się obawiać, że zamiast przed nami, coś może pojawić się z tyłu. - Podzielił się swoimi lękami z towarzyszem, teraz spoglądając częściej na mrok za plecami. Chciał czy nie, spokój tego labiryntu tylko potęgował denerwujące wrażenie, że coś się zaraz stanie. Ale nie działo się nic. Jahleel złapał się na tym, że wyczekuje wręcz jakiejkolwiek ingerencji, aby nie popadać w paranoję.
Jego nieme prośby zostały wysłuchane wraz z rozbłyskiem zielonego światła.
- Oh. Więc to tak wygląda. - Spojrzał w dół, na jarzący się kafelek. - Po wejściu na płytę-zapalnik, uruchamia się pułapka. - Brawo Jah. Dostajesz tytuł kapitana oczywistego, jeśli wcześniej ktoś nie nadał ci go za obserwacje dotyczące czystości.
Uniósł wzrok i odczytał pytanie.
- Koronka połączona jest z wałem naciągu. Obracanie koronki nawija sprężynę napędową, która następnie wprawia w ruch zębatki. - Wyjaśnił. Nie było to trudne pytanie. Nie dla niego.
- Dodatkowo służy do nastawiania godziny. Zatem koronka jest dla zegarka źródłem energii, ale też elementem korygującym jego pracę.

- Ciemno. Ciemno. Ciemno. - To w większości słyszał Akai ze strony słowika. Anioł kazał, aby się Lus odzywała i mówiła, co widzi. Zatem mówi. A że nie było to nic interesującego... To inna sprawa.
- Ciemno. - Jak mantra, która upewniała, że nic się z małą nie dzieje. Przerwana w pewnym momencie przez pisk, który rozległ się nie tylko w głowie Akaia. Słowik wydał z siebie metaliczny, czysty dźwięk, jakby ktoś uderzył w dzwoneczek, zanim spróbował zawrócić. I napotkał ścianę.
- Kot! - Krzyczał w stronę anioła. - Duży kot! Skrzydła! - Pierwsze uderzenie paniki sprawiło, że słowa nie były zbyt logicznie ułożone. Raczej wykrzykiwane w strachu, kiedy Lus podlatywała to wyżej, to niżej, próbując znaleźć wyjście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.17 14:08  •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
Uśmiechnął się skromnie na pochwałę, nie oczekując na tym etapie żadnych wyróżnień czy miłych słów. Z przyjemnością da się poklepać po głowie za większe zasługi, gdy przyjdzie mu zmierzyć się z prawdziwymi wyzwaniami, na przykład z przeżyciem tego labiryntu w pełnym zdrowiu psychicznym. Nawet jeśli staruszka nie zamierzała ich bezwzględne powyrzynać, atmosfera niewiedzy i podziału z resztą kompanów raczej nie owocowała w dobre nastroje.
- W rzeczy samej. – przytaknął uprzejmie, choć uwaga wydała mu się niezbyt trafiona. Nie, żeby nie była prawdziwa; zwyczajnie nie na miejscu. Z jego perspektywy, podróż nie odbywała się w ciszy. Ciężko czuć się skrępowanym milczeniem, gdy niemal cały czas dostawało się informacje od lecącego w ciemnościach ptaszka. Monotonne słowa nie zatrzymywały Akaiaha w poczuciu, że był sam. Ba, nawet jeśli Lusicinia przez pewien czas zdawała się nie brzmieć wystarczająco wyraźnie, zawsze miał obok siebie Jahleela. Wystarczała sama jego obecność. Uważał, że był osobą na tyle mu bliską, by nie silić się na pogawędki, gdy akurat nie było o czym rozmawiać. Milczeć też można razem.
- Nie mów takich rzeczy... – wydał się jeszcze bardziej spięty, niemal natychmiast przekręcając łeb za siebie. Teraz spoglądał przez ramię równie często, co brunet. Jahleel odrobinę go nastraszył. – To byłoby bardzo nieuczciwe zagranie. – skrzywił się. Jakkolwiek przyzwoite wydaje się samo zamknięcie nas w pułapce…
Wzdrygnął się i natychmiast przyłożył wolną dłoń do czoła, idealnie w momencie, w którym pod ich stopami rozbłysło zielone światło. Nie mówił przez jeszcze kilka chwil, wydając się coraz bardziej narastać w niepewności. Jahleel szybko mógł zauważyć, że Akaiah nie reagował tak ze względu na pułapkę, a już na pewno nie na pytanie, które niestety nie obeszło go najmniejszym zainteresowaniem.
Usłyszał pisk Lusicinii, który wydał mu się o stokroć ważniejszy, niż koronka.
Nim zaczął mówić, pozwolił Jahleelowi udzielić odpowiedzi.
- Kot. – mówił przyciszonym tonem. – Lusicinia widzi dużego kota. Jest przerażona… - dla kogoś z zewnątrz wyglądałby jak obłąkaniec. Wlepił wzrok w palące, zielone światło, zdając się nasłuchiwać krzyków w ciszy, która przecież otaczała ich zewsząd w tej części korytarza. – W tym labiryncie jest puma królewska? Lus…? – z przyzwyczajenia zwracał się do niej na głos, wiodąc spanikowanym spojrzeniem po ścianach korytarza. Chciał natychmiast zawracać, nosiło go, by ruszyć się z miejsca. Skrzydła? Kot ma skrzydła? Lusie, nie daj się zauważyć… cofnij się natychmiast do nas, słyszysz?! Nie możesz? Jak nie możesz? – nerwowo przestępował z jednej nogi na drugą, już dawno odwracając się do przeciwnego kierunku korytarza. – Jahleel, musimy do niej wrócić. – rzucił, próbując zbliżyć się maksymalnie do światła, modląc się, by natychmiast zniknęło i pozwoliło mu przejść. – Ja wracam. – dodał zdecydowanie twardziej. Nagle perspektywa przemieszczania się samemu w korytarzu nie wydawała mu się już taka straszna.
Chciał czym prędzej otoczyć słowika ochroną i wiedzieć, że już jest bezpieczny.


|| Jeżeli możliwe będzie zawrócenie i przejście przez podświetlone pole, Akaiah natychmiast pobiegnie w stronę Lusicinii. Gdyby nic go nie zatrzymało, szedłby tak długo, aż nie dotarłby do momentu, w którym za słowikiem podniosła się ściana (wydaję mi się, że do H7?).
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Wzgórza - Page 2 Empty Re: Wzgórza
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 16 Previous  1, 2, 3 ... 9 ... 16  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach