Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Pisanie 01.12.17 17:17  •  Istny dom wariatów  - Page 4 Empty Re: Istny dom wariatów
Kartkę papieru? Tylko?
Usta już się rozchylały, żeby zapytać się I upewnić, ostatecznie uznał to za niegrzeczne zachowanie I zacisnął wargi, pozostając milczącym. Skinął jedynie głową i odwrócił się, na krótką chwilę znikając w pomieszczeniu, które pełniło rolę zarówno prowizorycznego salonu, jak i kuchni.
Przykucnął przy jednej z niższych szafek i zaczął w niej grzebać w poszukiwaniu czegoś, co byłoby najbardziej odpowiednie. Co prawda nie posiadał zupełnie czystych kartek, ale też nie wiedział do czego są potrzebne Robinowi. Z drugiej strony mężczyzna nawet nie określił się, czy chce czystą czy wystarczy zapisana. Dlatego Cayenne poszedł na kompromis i wyszarpał spod sterty różnych teczek i innych dokumentów parę stron zapisanych z jednej strony. Nie znajdowało się na nich nic szczególnego i ważnego, więc cokolwiek nie spotka te nieszczęsne papiery, nie będzie mu tego żal.
Nim powrócił do pokoju, podszedł jeszcze do śpiącego Pana Lisa, który wygrzewał swoje ciało w blasku ognia. Uśmiechnął się do niego, przesuwając opuszkami po delikatnej i gładkiej sierści, zatrzymując ruch dopiero w okolicach jego ucha, którym lekko poruszył.
Dobranoc Panie Lisie – wyszeptał cicho. I chociaż nie otrzymał od niego odpowiedzi, to wiedział, że jego towarzysz go usłyszał.
Takie mogą być? – zapytał, kiedy wrócił, wręczając mu plik kartek. Wgramolił się na łóżko, siadając obok niego i zainteresowaniem przyglądając się mu, po co właściwie mu one.
Słyszałem, że kiedyś ludzie potrafili z papieru robić różne rzeczy. Jak na przykład zwierzęta czy jakieś inne figury. Fajnie brzmi. Potrafisz coś takiego, Robin? – zagadnął z charakterystycznym dla niego błyskiem w oku. Niestety, ale nie pamiętał jak ta technika się nazywała. Zasłyszał o tym kiedyś zupełnie przypadkiem, kiedy dostarczał do jednej anielskie rodziny dokumenty. Nie miał jednak w sobie na tyle odwagi, żeby zagadnąć. Zresztą, domyślał się, że i tak nie uzyskałby odpowiedzi. Anioły pomimo swej naturalnie dobre natury potrafiły być naprawdę złośliwe. Miał nadzieję, że ktoś tak wiekowy i doświadczony jak Robin bez problemu odgadnie co ma na myśli Cayenne i do tego odsłoni przed nim rąbek tajemnicy.
A co do wspólnego spania… – zaczął, od razu spoglądając w bok, bo przecież jeszcze nie poruszyli tego tematu, a raczej on go nie poruszył, a pozostawiając to bez odpowiedzi byłoby najzwyczajniej w świecie nieuprzejmie.
To ja osobiście nie mam nic przeciwko. Jeżeli oczywiście tobie nie będzie przeszkadzała moja obecność. Ale fajnie byłoby spędzić z kimś noc. Kimś, kto nie posiada futra, hehehe – zaśmiał się pod nosem, od razu czerwieniąc się po same koniuszki uszów. Podrapał się po nasadzie nosa, czując zażenowanie nawet z takiej głupoty.
Tylko… chyba się wiercę. Znaczy, nikt mi tego nie mówił, bo nigdy z nikim nie spałem, ale bardzo często budzę się w dziwnych pozycjach. Albo nawet miejscach. Raz obudziłem się na ziemi przed domem i totalnie nie pamiętam w jaki sposób się tam znalazłem. – nie, żeby kogokolwiek to obchodziło, Cayenne….
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.17 15:54  •  Istny dom wariatów  - Page 4 Empty Re: Istny dom wariatów
- Tak, tak, takie będą idealne. - odebrał od chłopaka papier po wcześniejszej chwili oczekiwania, kiedy młody ruszył po domu w poszukiwaniu kartek. Nie powiedział mu jakie konkretnie, ale spodziewał się najzwyklejszych, nie musiały być nawet czyste, więc kiedy w jego rękach wylądował zarysowany i zapisany plik, zaczął przeglądać jego zawartość z lekkim uśmiechem na twarzy. Podobało mu się pismo Cayenne'a, anioły nawet pisać musiały pięknie. On sam, chociaż nie miał dawno żadnego narzędzia piśmienniczego w dłoni, pisał niezwykle równo i elegancko. Litery zawijały się pod odpowiednim kątem, posiadały pogrubienia i cieńsze linie, łączy się ze sobą w idealnych miejscach, niewiele temu brakowało do kaligrafii, ale to po prostu piękne pismo.
- Tak, tak... właśnie to chciałem Ci pokazać. Chociaż może nie nauczyć, bo nauczanie to nie moja działka... ale patrz jak chcesz, może Ci się spodoba. - podsunął się bliżej stołu i rozłożył papiery na blacie. Jego dłonie pracowały szybko, ale dało się dostrzec każde zagięcie, które wykonywał. Czasami obracał twór w dłoniach, innym razem przypłaszczał go do deski i równał krawędzie palcami. - Żuraw, tylko żurawia potrafię, ale ten pasuje idealnie do takiego pustego wnętrza.
Raz, dwa, papier słuchał rozkazów anioła i miął się z pomocą jego sprawnych rąk. W swoim arsenale papierowych tworów posiadał jeszcze samoloty, ale te były zdecydowanie mniej ambitne. Wystarczyło zgiąć kartkę kilka razy i powstawał mały odrzutowiec, który zaraz wylądowałby na lampie. Żurawie miały przynosić szczęście, za poza tym wyglądały bardzo ładnie. Złożył jednego i obejrzał go z każdej strony. Napisy na papierze układały się w jakiś przypadkowy wzór, ale wyglądało to znośnie.
Wyciągnął rękę w stronę chłopaka i postawił mu żurawia na głowie.
- To dla Ciebie. Nie ruszaj się teraz, bo jak go strącisz, to znaczy że Ci wcale nie zależy. - rzucił, niczym małe dziecko szukając satysfakcji w unieruchomieniu anioła samymi słowami. Znając służebnego, nie drgnie nawet o milimetr.
- O mnie też mówią, że się wiercę, jak śpię. A jeszcze gorzej jest, kiedy nie śpię, kiedy partner łóżkowy nie daje mi zasnąć... - odsunął się od swojego dzieła, chłopaka z żurawiem origami na głowie i patrzył na niego z pewnej odległości z ustami wykrzywionymi w zadowoleniu. Głupie zabawy były jego domeną, z tych nigdy nie wyrośnie, chociaż przeżył już chyba każdego, kogo mógł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.17 22:48  •  Istny dom wariatów  - Page 4 Empty Re: Istny dom wariatów
Robin nie musiał go uczyć. Cayenne był wzrokowcem, I stosunkowo szybko powinien załapać podstawy. A, jak się okazało, składanie kartki pod odpowiednim kątem nie było zaskakująco trudne. Co prawda młodemu chłopakowi potrzebne było parę powtórek, ale nie ośmielił się zapytać o to Robina. Miał wrażenie, że i tak zrobił już dla niego wystarczająco wiele. Został na noc, kiedy Cayenne go poprosił, dlatego też prosząc o coś innego, nawet tak trywialnego, jak pokazać parę razy powstawanie z papieru żurawia, wydawało się niegrzeczne i nieco natarczywe. A przecież musiał prezentować się z jak najlepszej strony.
Wyprostował się, napinając swoje mięśnie, by nie drgnąć nawet odrobinę i by przypadkiem nie strącić ze swojej czupryny „podarunku”. Przełknął ledwo zauważalnie ślinę, ale kąciki ust uniosły się ku górze, wykrzywiając w delikatnym i zadowolonym uśmiechu.
Dziękuję, Robinie! – powiedział wesoło, a blade policzki ponownie pokryły się rumieńcem, tym razem wynikającym z podekscytowania. To w sumie pierwszy raz w jego życiu, kiedy ktokolwiek coś mu podarował. I do tego bezinteresownie, nie czując w tym swojego anielskiego powołania.
Partner łóżkowy? – zapytał cicho, I brakowało tylko, by przechylił głowę na bok niczym szczenię, które emanowało niewinnością I brakiem elementarnej wiedzy na temat spraw łóżkowych.
I poniekąd tak było.
Co się wtedy dzieje, jak nie daje ci spać? I czemu jest gorzej? – dodał po chwili zastanowienia. Co prawda mógł wkraczać, świadomie czy też nie, na naprawdę intymny teren, gdzie jego ciekawskie oczy nie powinny spoglądać. Ale to było silniejsze od niego. Chciał bliżej poznawać nie tylko Robina, ale i cały świat. Wszystko, co go otaczało, a po co nie miał prawa sięgać. A przynajmniej do tej pory nie było mu to dane.
Sięgnął po żurawia na swojej głowie, i delikatnie go zdjął, łapiąc za jedno ze skrzydeł. Uważał, by mu przy tym nie wypadł, a co gorsza, by go nie zniszczyć. Przechylił się w bok, wyciągając i odstawił papierowe stworzenie na szafkę nocną znajdującą się obok łóżka. Idealnie pasował. Idealne miejsce.
Swoją drogą, chodzi mi po głowie jeszcze jedno pytanie. – odwrócił się na powrót w jego stronę i przysunął nieco bliżej.
Czemu inne anioły cię nie lubią? I zamknęły bramy Edenu przed tobą? Przecież jesteś aniołem. Musimy trzymać się razem, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.17 23:29  •  Istny dom wariatów  - Page 4 Empty Re: Istny dom wariatów
Blade powieki Robina opadły powoli na sam dół, a usta wygięły w nienaturalnie wąski uśmiech, jak zwykle uśmiechał się trochę jak lis, z mordką emanującą jednocześnie ciepłem jak i ostrzeżeniem. Nie wyciąga się ręki ku stworzeniu, które może kąsać, nawet jeżeli zaciska pysk w pozytywnej emocji. A była to reakcja tylko i wyłącznie na podziękowania, nie słyszał ich często, bo nie miał też za co, zdarzało się jednak, że niewdzięcznicy którym jakimś cudem pomógł woleli obrzucić go błotem, niżeli przyznać się, że pomógł im upadły. Może nadszarpało by to ich dumę, gdyby musieli przyznać, że czarnowłosy może być także całkiem anielskim aniołem, w końcu z założenia należało go nienawidzić. Tak się robiło ze skazanymi, wyklętymi.
- Dokładnie tak. Kiedy dwójka ludzi kocha się tak mocno, że chce to sobie okazać w sposób najbardziej pierwotny i dosadny. Nigdy z nikim nie byłeś? Pewnie nie, ale to znaczy, że cała radość przed tobą. - odpowiedział bez zakłopotania. Na pewno nie był tym, którego twarz pokrywała się z góry do dołu czerwienią kiedy opowiadał o tych tematach. To była domena młodego anioła, żeby krzywić się, uciekać wzrokiem i chować rumieńce w dłoniach. Kiedyś i jemu to przejdzie, być może, bo wcale nie jest powiedziane, że musi.
Ale Robin zrobiłby wiele, żeby uświadomić go mocno i boleśnie o realiach obecnego świata, o tym jak bardzo wiele rzeczy opiera się na tej dzikiej cielesności, że jak się z kimś nie prześpisz, to możesz wcale dla niego nie istnieć. Tak było w wieku przypadkach, a poza tym bywało przyjemnie, w zależności od tego jakie ma się preferencje i zboczenia.
Potarł podbródek szukając odpowiednich słów na zadane kolejno pytania. To wcale nie było łatwe mówić o tym w taki sposób, by nie być obskurnym, a Goodfellow szanował piękno słów, dopóki się nie zdenerwował, z jego ust padały najczęściej dobierane odpowiednio wyrażenia, podane elegancko w oprawie melodyjnego, gładkiego głosu.
- Znasz opowieści o pszczółce i kwiatku? To coś takiego, tyle że bez niepotrzebnego zapylenia. Albo w wersji pszczółka - pszczółka. - Zaczął. Trudno było mu uwierzyć, że chłopak może być aż tak niezorientowany, by nie skojarzyć po tym jednym zdaniu o czym mowa. Ale gdyby chciał kontynuować temat, upadły nie bronił by się wiele. Tyle, że lepiej pokazywać niektóre rzeczy w praktyce, niż je opisywać.
Spojrzał jak chłopak odnosi papierowego żurawia na bok, podążył za nim i oklapnął na skraju łóżka. Kolejne pytanie, Cayenne miał ich na teraz przygotowanych jak widać całkiem sporo, wymagało od niego dodatkowej delikatności.
- Można powiedzieć, że spełniam wolę pana w sposób inny, niż większość aniołów. Nie spodobało im się to, dlatego nakazali mi działać samodzielnie, poza granicami Edenu. - uśmiech, po raz kolejny, taki sam jak zwykle. Bynajmniej nie miał zamiaru powiedzieć mu, że konkretnie podpalił grupę anielskich dzieciaków, a to wyłącznie w tym ciele. Wcześniej podobno też mu się nazbierało, ale dzięki mocy która jeszcze do niedawna pozostawała w sekrecie, mógł broić i znikać na dobre.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.17 1:17  •  Istny dom wariatów  - Page 4 Empty Re: Istny dom wariatów
Im dłużej słuchał słów Robina, tym bardziej czuł narastające zawstydzenie. Nie był głupi, więc historyjki o pszczółkach i kwiatkach mógł sobie darować. Bardziej go interesowało jak to wygląda w przypadku dwóch mężczyzn. Przecież to było nieetyczne, wręcz czymś nienormalnym. Jasne, słyszał o takich przypadkach, ale według nauk Ojca, były to grzeszne akty, nazywał to nawet chorobą, więc w głowie ciemnowłosego był utarty obraz kobiety oraz mężczyzny. Skrzętnie zamknięty umysł powoli otwierał się, chłonąć nowości, z którymi nigdy wcześniej nie zamierzał mieć jakiegokolwiek kontaktu.
Owszem, sam niekoniecznie zamierzał praktykować tego typu rzeczy (zresztą, nawet w przypadku kobiet nie odczuwał jakiegokolwiek intymnego pociągu), ale przynajmniej ograniczony umysł małymi krokami pozwalał mu na zdobywanie nowej wiedzy.
Wiem, o czym mówisz. – wymamrotał cicho, zaciskając palce na materiale swojej koszulki gniotąc ją nieco bardziej, aniżeli było to wskazane.
Po prostu zaskoczyłeś mnie mówiąc o partnerze, a nie partnerce – nie chciał ukrywać przed Robinem swoich wątpliwości. Zresztą, był pewny, że akurat przed nim był niczym otwarta książka. Zastanawiał się jednak, czy to Robina Desperacja aż tak bardzo zepsuła, czy też może nauki Ojca były złe i ograniczające.
Nie, nie, nie. Nie można tak grzesznie myśleć, od razu skarcił samego siebie za tak niegodne myśli, które wypełniły jego umysł. Z drugiej zaś strony nauczano go miłości, akceptacji i zrozumienia dla każdej istoty. Nawet tej, która robiła coś złego. A żeby rozpoznać faktyczny grzech, musiał wpierw poznać osobę i to, co robiła, prawda? Tak powinno być, prawda?
Uniósł głowę, wreszcie spoglądając na jego bladą twarz, która zdawała się w pół mroku pokoju niemal błyszczeć.
Wiesz, tu w Edenie nauczają o partnerstwie. Między mężczyzną a kobietą, a nie mężczyzną a mężczyzną. Coś takiego wydaje się dla mnie niemożliwe. No bo jak to… O ile rozumiem przywiązanie duchowe, to nie potrafię zrozumieć i wyobrazić sobie powiązania fizycznego. Po prostu nie. Ale jeżeli… jeżeli wolisz partnerstwo z mężczyzną, to mimo że dla mnie to niepojęte, to spróbuję chociaż trochę to zrozumieć. – i nie osądzać cię, Robin. Tego jednak nie odważył się powiedzieć na głos.
Zamiast tego poczuł uścisk w klatce piersiowej i ukłucie delikatnego podmuchu złości. Szanował i starał się widzieć w każdej anielskiej czynności dobro i powinność. Ale zamykanie bram Edenu przed nosem kogoś, kto wciąż kochał Ojca, ale okazywał to w inny sposób, niż cała reszta anielskie społeczności, było zwyczajnie niepoprawne.
Przepraszam cię za to. Za to, że anioły tak cię traktują. Zwłaszcza, że nadal Go kochasz, prawda? I jesteś jego oddanym dzieckiem. Wiem, że anioły kierują się swoimi zasadami, ale nieco szersze spojrzenie i wzajemna próba zrozumienia nie zaszkodziłaby. – powiedział w złości.
Przed moimi rodzicami też zamknęli bramy Edenu. Tylko dlatego, że się w sobie zakochali. Mówili, że im nie wolno. Że nie mogą. Że są z tej samej krwi. Ale chyba kiedy kogoś się kocha, to nie powinno być żadnych granic i barier, prawda? Nie powinno się zabraniać kochać… Ach! – spojrzał intensywnie na Robina dwubarwnymi, sprzecznymi kolorystycznie tęczówkami, w których zatliło się podekscytowanie.
To chyba tak, jak z miłością między mężczyznami, prawda? Wciąż nie umiem sobie wyobrazić fizycznego zbliżenia, ale jeżeli się kogoś kocha, to nie za to, jakiej jest płci, wyznania czy przynależności rasowej, ale za to, jaką jest się osobą, prawda? Szkoda, że anioły i nauki w Edenie są nieco od tego inne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.12.17 19:52  •  Istny dom wariatów  - Page 4 Empty Re: Istny dom wariatów
Spodziewał się, że być może wskazanie na tak oczywiste skojarzenie pozwoli chłopakowi zorientować się w jego toku rozumowania, a jednocześnie kolejne słowa sprawiły, że stracił wiarę. Może nie do końca wiarę, ale zwyczajnie poczuł narastające zmęczenie, musiał się ze wszystkiego tłumaczyć, jakby nie dało się po prostu przytaknąć.
- Partner, partnerka, partnerzy, partnerki. Samotny anioł nie ma za wiele opcji legalnego zarobku. - zaśmiał się jednak zaraz po własnych słowach. - powiedziałem legalnego? Miałem na myśli jakiegokolwiek... mogę kraść, ale nienawidzę tego robić. Nie tak Pan mnie uczył żyć, ale wiesz co? Nie chce umierać tak łatwo, musiałem znaleźć sobie sposób, żeby przeżyć daleko od Edenu, tego pierdolonego raju w którym nawet taka...
Powstrzymał się. Narastała w nim irytacja, ale nie mógł tracić klasy, nie mógł powiedzieć swojemu gospodarzowi jakie miał o nim zdanie. Być może powstrzymał się w idealnym momencie, pozostawiając jedynie wrażenie słodko-gorzkie. Z jednej strony kusił go pięknymi słowami i bezwartościowymi prezentami, w których liczył się sam gest, a jednocześnie zastanawiał się, w jaki najbardziej bolesny i paskudny sposób mu zaszkodzić. Z myślami było łatwo, z czynami już nico gorzej, kończyny nie chciały działać, kiedy miały dokonać czegoś, co zbyt mocno gryzło się z jego anielskimi korzeniami. Czasami jednak wystarczyło poruszyć ustami w odpowiedni sposób, wypowiedzieć kilka słów i atak można było nazwać obroną konieczną.
Oparł dłonie za plecami. Na myśli miał tylko seks, a chłopak zaczął drążyć temat, szukać w tym wszystkim jakichś wielkich emocji czy uczuć. Chyba każdy anioł na początku myślał, że świat składa się jedynie z wielkich i pięknych rzeczy, że wszystko ma jakiś sens, nawet bardzo głęboko ukryty, ale jednak. Trafił tylko w jednym, jedynym przypadku, z pośród całej tej hołoty wyłaniał się przecież Haru.
- Nie każda miłość musi się wiązać z potomstwem, czasami jest dużo bardziej czysta, niepowiązana z fizycznością nawet. Kobieta i mężczyzna też szukają w swoich czynach przyjemności, nie zawsze chcą wychowywać bachora, jak może Ci się zdawać. - rzucił kiwając głową na boki, jakby tłumaczyć młodszemu coś po raz dziesiąty, a nadal nie mogło dotrzeć. - Bóg nie zabrania kochać.
Przestał mówić na moment, pozwolił chłopakowi snuć swoje dalsze domysły, odnośnie losu upadłego i tak dalej. W jego słowach wszystko brzmiało tak, jakby to Robin był ofiarą jakiejś skrajnej nietolerancji, ale nie miał zamiaru wyprowadzać go z błędu. W kilku kwestiach miał całkowitą rację, Goodfellow nadal podążał a wolą Pana, ale na swój sposób. Po drugie, że anioły były ograniczone, aż w końcu także sam doszedł do wniosku, który starał się mu zasugerować.
- Tak, dokładnie tak to wygląda. Dobry chłopiec. - odparł krótko sięgając ręką do jego głowy, żeby pogładzić wilgotne włosy ciepłą dłonią. Był już moment na bycie niemiły, teraz znowu musiał nagrodzić dzieciaka za chwilę pomyślunku, żeby nie poczuł się zbyt niedobrze w towarzystwie starszego anioła. - Mógłbym Ci wszystko wyjaśnić, ale nie potrafię dobierać odpowiednio słów w takich sprawach, zdecydowanie bardziej wolę praktykę.
I tylko tyle. Nie miał zamiaru ruszać dzieciaka, nie czuł żadnego pociągu w stronę tak zagubionej duszy, nie stanowiła żadnego wyzwania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.01.18 23:46  •  Istny dom wariatów  - Page 4 Empty Re: Istny dom wariatów
Nagły wybuch irytacji Robina nie uszedł uwadze Cayenne.
Dzieciak był naiwny, niedoświadczony, posiadał ograniczony światopogląd, który bazował w głównej mierze na tym, co wciskano mu do głowy przez te wszystkie lata. A były to jedynie edeńskie nauki o jednym kierunku, nie pozwalając na wyrobienie sobie swojego zdania. To raczej naturalne, że zderzenie z jednostką tak bardzo wyróżniającą się na tle tego, co widział każdego dnia, wyostrzyło jego ciekawość i smak na poznanie tego wszystkiego, z czym nie miał styczności. Dlatego tak wiele pytał. Tak wieloma sprawami się interesował, które z pozoru wydawały się błahe. Chciał poznać świat, ale nim wskoczyłby na głęboką wodę, wolał poznawać powoli, po omacku.
Ale w tej całej swojej ignorancji oraz ograniczeniu, nie był głupi. Przez te wszystkie lata zdążył się nauczyć, kiedy kogoś ignoruje swoją osobą. A Robina ewidentnie zaczął. Momentalnie przygasł, zawieszając nieco głowę w dół, wpatrując się w skołtuniony koc. Usta zamknął, ściskając je w wąską linię, nie potrafiąc, a nawet nie chcąc pozwolić, by kolejny potok słów znalazł ujście.
Nie chciał już więcej denerwować swojego gościa, dlatego też wybrał drogę milczenia.
Słowa przedarły się dopiero w chwili, kiedy padało kolejne stwierdzenie. Serce chłopaka zabiło, a w klatce piersiowej momentalnie poczuł uścisk. Jakby jakaś niewidzialna siła na nim usiadła, mocno, boleśnie, ściągając go w dół, a po skórze rozlał się chłód.
Ach, więc tak to jest.
Uśmiechnął się lekko, chociaż był to raczej gorzki uśmiech, pozbawiony typowej dla niego wesołości i radości, a w oczach przygasł blask, który do niedawna rozświetlał jego twarz.
Czyli pewnie jest tak, jak mówili. Nie chcieli wychowywać bachora, więc go tutaj zostawili. W sumie to całkiem logiczne. Nikt nie chciałby wybrakowanego bachora. Zniekształconego i niepełnego. – powiedział cicho, mając wrażenie, że w gardle zaschło mu tak bardzo, jakby nie miał w ustach wody od kilku dni.
W jednym momencie poczuł się naprawdę zmęczony. Może nie tyle co fizycznie, ale psychicznie. W tej chwili wyglądał na kogoś o wiele starszego, niż był w rzeczywistości. Jego cały młodzieńczy urok i zapał został brutalnie zdeptany pod ciężkim butem.
Czyż tego nie chciałeś? Rzeczywistości innego świata, Cayenne?
Poczuwszy delikatny dotyk na swojej głowie, który musnął zaledwie jego ciemne kosmyki, poruszył instynktem młodszego anioła. Odsunął się gwałtownie, może nawet zbyt bardzo, spoglądając na Robina nieco nieobecnym wzrokiem, jednocześnie zrywając z nim jakikolwiek kontakt fizyczny. Wpatrywał się w niego przez chwilę, aż wreszcie spojrzał w bok.
Przepraszam. Już późno. Powinniśmy iść spać. – cichy głos zdawał się nie należeć do niego. Przymknął oczy, kiedy wsuwał się pod koc. Odwrócił się plecami do Robina, podciągając koc pod samą szyję.
”(…)nie zawsze chcą wychowywać bachora”
Przymknął oczy, podciągając kolana pod klatkę piersiową.
”(…)tego pierdolonego raju, w którym nawet taka….”
Chciał usnąć. I zapomnieć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.18 21:14  •  Istny dom wariatów  - Page 4 Empty Re: Istny dom wariatów
Nawet jeżeli zdawał sobie sprawę, że w niektórych kwestiach naginał granice, nie dał tego po sobie poznać. Charakterystyczny uśmiech błądził po jego obliczu, niezależnie od humoru jaki przejawiał młodszy anioł. Tak naprawdę, gdyby miał się przejmować każdym kogo obraził, zabrakłoby mu czasu na oddychanie. Z drugiej strony, gdyby tak nie oddychał, może wreszcie ktoś uznałby go za przyzwoitego chociażby anioła. A takim nie był. Ocenę dlaczego, poza oczywiście historiami, które pakował chłopcu, właśnie jemu zostawiał. Niech sam odnajdzie dla siebie stronę, miejsce w tym wszechświecie gdzie zwyczajnie poczucie się sobą, poczuje się dobrze.
Tak jak Robin czuł się sam ze sobą.
Obrzydzenie i niechęć do własnej egzystencji przeminęła mu... setki lat temu? Już wtedy, chociaż jeszcze jako mieszkaniec Edenu był uważany za dość kontrowersyjnego skrzydlatego i musiał godzić się z lisim uśmiechem w lustrzanym odbiciu. Chociaż pod inną postacią, zawsze posiadał ten wredny, nieco cwaniacki wyraz twarzy, jednocześnie pełen specyficznego spokoju. Nawet katowany uśmiechał się jak dzikie zwierzę, pluł swoim oprawcom w twarz obdarzając ich uniesionymi do góry kącikami ust.
Spojrzał na chłopaka, który cedząc gorzkie słowa zawijał się pod kocem. Nie odpowiedział, nie miał ochoty ciągnąć tematu, który tylko by wszystko pogorszył. Pozwolił mu więc bez komentarza oddać się pięknym wizjom sennym, a sam, chociaż cały czas tak bardzo skory do dzielenia z młodszym łóżka, nie poddał się od razu zmęczeniu. Nie był zmęczony. Może wcześniej, kiedy przybył do jego domu, ociekał deszczem i narzekał na głód był, lecz teraz wszystko to jak gdyby z niego uciekło. Pozostała cisza i spokój, a także moment na pogrążenie się we własnych myślach.
Spojrzał na bok głowy chłopaka wystający spod pościeli. Sięgnął powoli dłonią i odgarnął kosmyk włosów z jego policzka. Może już spał, może tylko udawał, ale nie reagował na ten kontakt. Goodfellow też nie chciał nic mówić, w jakiś sposób naruszać jego przestrzeni, kiedy szukał ucieczki za zamkniętymi powiekami.
- Dobranoc. - Dodał na koniec.
Wstał powoli i wrócił do pokoju, gdzie zostawił resztę swoich ubrań. Nie miał zamiaru zostawać tutaj na noc, pomimo głośnych obietnic i wyrażanych chęci, miał w sobie za dużo z obieżyświata. Już teraz zaczynało mu się nudzić, denerwował się siedząc w miejscu, rozmowy z aniołami nie były dla niego już dłużej atrakcyjne, a dzielenie łóżka z kimś, kogo nie chce tknąć nie sprawiało przyjemności.
Rzucił jeszcze oko na żurawia, którego Cayenne pozostawił na blacie, po czym minął śpiącego lisa i po cichu opuścił dom w Edenie.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

 
Nie możesz odpowiadać w tematach