Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 15.10.17 23:02  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Perspektywa wspólnego gotowania była… niesamowita. Cayenne momentalnie oczami wyobraźni widział ich razem w kuchni. Co prawda w jego wizji pojawiła się również spalona kuchnia dzięki jego beztalenciu, ale to akurat było mało ważne. I choć wewnętrznie poczuł ścisk pełen ekscytacji na tę informację, gwałtownie zdusił ją w sobie, nadal do końca nie wiedząc jak może się teraz zachować. Zwłaszcza, że drugi anioł najwidoczniej był na niego zły. Nie, żeby nie miał o co…
Odgłos kroków skutecznie usadził go w miejscu, a mięśnie momentalnie zesztywniały, kiedy kulił się, jakby w obawie przed spadnięciem ciosu w ramach skarcenia go za jego wybryki. Ale żaden cios nie spadł na niego, a zamiast tego usłyszał spokojny i miły głos Robina. Uchylił najpierw jedno oko, potem drugie, wpatrując się w ciemne tęczówki anioła, przez moment nie rozumiejąc co się dzieje. Nie był zły. J U Ż nie był zły. Cayenne pokiwał delikatnie głową, gdy słowa upadłego otarły się o „skomplikowanie”, chcąc tym samym potwierdzić, że się z nim zgadza.
Ale to dopiero ostatnie wypowiedziane słowa przyniosły ze sobą szeroki uśmiech i błysk radości w oczach, gdzie jeszcze przed momentem czaił się smutek. Cayenne nawet bez chwili zastanowienia przyległ do Robina z taką siłą, że obaj polecieli na deski połogi, gdy drobniejsze ręce otuliły drugiego skrzydlatego.
Jeszcze raz bardzo przepraszam! – powiedział nieco zduszonym głosem, kiedy jego twarz była wtulona w szczupłe ramię eleganckiego anioła.
Robin… czy zostaniesz ze mną przez jakiś czas? Proszę! – uniósł głowę, by spojrzeć na niego z dołu i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu pełnym anielskiego szczęścia i niewinności.
I naprawdę chciałbym, żebyśmy razem spróbowali się nauczyć! Może wtedy, może przy tobie, naprawdę nauczyłbym się gotować, hehe? – roześmiał się, wreszcie z niego schodząc, by usiąść na kolanach, tuż przed nim. – Ładnie pachniesz, nehehehe. – podrapał się po policzku nieco zażenowany swoim własnym wyznaniem. Ale nic nie mógł na to poradzić. Słowa same znalazły drogę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.17 22:38  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Nie czerpał już satysfakcji z własnego zachowania, stało się to dla niego zbyt naturalne, żeby wyczuć różnicę. Bawił się otoczeniem i osobami, które akurat się w nim znalazły. Czasami nawet nie chciał być specjalnie... taki jaki był, lecz innego siebie sam już nie pamiętał. Zło nie przesiąknęło go do cna, ale na pewno zmieniło pogląd na wiele spraw. Nawet morderstwo stało się możliwe do wyjaśnienia, nawet pomimo swojej przynależności do rasy skrzydlatych. Różnił się, więc się go wyzbyli, nie jeden raz, wiele razy.
Panie, panie, kiedy mnie do siebie zabierzesz?
Patrzył jak przerażone zwierzątko powoli przekonuje się co do jego słów, że nie jest zły, że nic się nie stało. Powoli otwierane oczy, niemal z bólem, jak gdyby kiedykolwiek go uderzył... nie, chwila. A może takie coś miało miejsce? Czasami leciała mu ręka, kiedy czegoś było za wiele, ale zaraz potem zawsze się uśmiechał, tłumaczył, sprawy nie pozostawały w głowie na zbyt długo. Każdy może się gniewać, nawet anioł.
Pocisk, który na nim wylądował mimowolnie pchnął go na plecy. Eh, jak cukierkowo. Prawie mdliło go od tej słodyczy, albo od zupy. Nie wiedział co było gorsze.
- No już, już. Mam wilgotne ciuchy, nie ma co się tak łasić. - stonował głosem pełnym spokoju i zrozumienia. Sam dał mu powód do radości i nie mógł tak otwarcie pokazać, że ma dość tego dzieciaka. Ile on miał lat? Nadal zachowywał się jak szczeniak, chciał uwagi i nieustających pochwał, inaczej mu odbijało. Robin przyciągał różne beznadziejne przypadki, ale jednym z jego plusów było właśnie to, że każdemu dawał szansę. Co z tego, że równie szybko ją tracili, co zyskiwali, był wybredny, nie da się ukryć.
- Zostanę. - Odparł, uwalniając się w końcu od mocnego uścisku.
Masochistą także był.
- Cóż, nie jestem wybitnym kucharzem. Sam musiałbym się bardzo wiele nauczyć, chociaż akurat tobie dużo bardziej by się to przydało, skoro mieszkasz sam. - odpowiedział, kiwając jednocześnie głową w zadumie. Od razu pomyślał o tym, jak wyglądało by to samo zadanie, ale w wykonaniu jego i Haru. Wymordowany pewnie wyśmiałby go już na wstępie, gdyby wspomniał cokolwiek o wspólnym gotowaniu. Może nie wziąłby go od razu za wariata, gdyby chodziło o gotowanie ludzi. Cóż, w ich relacji nie było miejsca na takie urocze sytuacje. Jeżeli nie próbowali poderżnąć sobie gardła, to się pieprzyli, taki układ. Nie brakowało mu jednak typowo ciepłych uczuć, nie potrzebował ich.
- Powinieneś z kimś zamieszkać. To dobre doświadczenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.17 1:15  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Odsunął się posłusznie, wypuszczając wreszcie drugiego anioła ze swoich objęć, siadając na piętach. To, że Robin był mokry, a teraz i ubrania Cayenne przesiąkły wodą, w żaden najmniejszy sposób mu nie przeszkadzało. Właściwie przywykł do tego. Za każdym razem, gdy próbował w jakiś większy sposób eksperymentować ze swoją mocą, kończyło się na tym, że chłopak był mokry. Nie mówiąc już o całym otoczeniu. Pomimo wielu lat treningu, nadal pozostawały momenty, w których nie potrafił ujarzmić swojego żywiołu. Przykre, ale jakże prawdziwe.
Jeżeli chcesz się przebrać, to powiedz. Na pewno wygrzebię coś w twoim rozmiarze, Robin. – powiedział z uśmiechem i rumieńcem na policzkach. Cieszył się, że ciemnowłosy jednak zostanie. Przynajmniej przez jakiś czas będzie miał nowe towarzystwo.
Ale na pewno jesteś lepszy w gotowaniu, niż ja. Fajnie byłoby się nauczyć. Mógłbym wtedy przygotować coś dla Laviaha. Był taki miły dla mnie, jak ostatnim razem byłem u niego. – powiedział cicho, a w jego oczach pojawił się nieco odległy błysk melancholii i tęsknoty. Co prawda nie znał nowego Archanioła, tyle tylko ile porozmawiał z nim przez ten krótki czas, ale starszy anioł zdecydowanie wywarł pozytywne wrażenie na chłopaku. I naprawdę odczuwał potrzebę zrobienia czegoś dla niego.
Zaśmiał się cicho, pocierając wierzchem dłoni policzek, czując się nieco zawstydzony nagłym wyznaniem. Wolał mimo wszystko uciąć rozmowę na tym etapie. Na słowa odnośnie zamieszkania z kimś, posłał jedynie uśmiech w stronę Robina, jednakże nic nie odpowiadając. Wreszcie podniósł się na nogi i przeciągnął, czując, jak powolne znużenie zaczyna brać górę.
Przygotuję ci ciepłą kąpiel, co ty na to? – zapytał radośnie I nie czekając na jego odpowiedź, odwrócił się na pięcie, po czym pognał w kierunku kolejnego pomieszczenia, gdzie znajdowała się prowizoryczna łazienka. Drewniana wanna może nie robiła jakiegoś piorunującego wrażenia, ale z pewnością była przestronna i wygodna. Za pomocą swoje mocy, napełnił ją niemal do pełna, oczywiście uprzednio skupiając się na tym jak najlepiej, by nie zalać całej łazienki, a następnie podłożył ogień pod spód.
Za jakieś parę minut będzie gotowa. Ale możesz już powoli wskakiwać, hehe. – rzucił do niego, lecz niekoniecznie spiesząc się do opuszczenia go samego. Jakby czekał na jakieś polecenie, co może jeszcze dla niego zrobić.
Nie jesteś przypadkiem głodny? Chcesz kanapkę?

oezu, gome za słaby post D:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.10.17 21:22  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Sceptycznie podchodził do pomysłu przebrania się, lubił swój garnitur, niezależnie od tego, w jakim stanie się zajmował. Nie używał skrzydeł, kiedy go nosił, by materiał się nie przerwał, składał go zawsze w kosteczkę i samodzielnie dbał o czystość ubrania. Oddanie tego cennego kawałka jego własności przychodziła mu z dużym trudem.
- Chyba się skuszę. Ale chętnie prosiłbym o jakiś wieszak, chciałbym umieścić ubrania nad piecem, by wyschły. - zgodził się ostatecznie, bo siedzenie w wilgotnych warstwach ciężkiego materiału nie należało do najprzyjemniejszych. Poza tym nad ogniem w kominku mógłby w ostateczności zapanować, nie było dużej szansy, że przypadkowa iskra podpali garnitur.
Nie czekając na jego reakcję zaczął powoli rozpinać guziki. Zsunął materiał z ramion i zawiesił go sobie na przedramieniu. Wilgotna biała koszula przywierała do jego chudego ciała, jasna skóra prześwitywała spod cienkiego ubioru. Bez góry wyglądał na jeszcze szczuplejszego niż zazwyczaj, brakowało mu wielu kilogramów, żebra dałoby się policzyć gołym okiem, lecz nawet w takiej formie emanował jasnym, anielskim pięknem.
- Lepiej mu nie mów, że mnie znasz. Nikomu nie mów. - uśmiechnął się chłodno. Laviah... chyba nie kojarzył tego imienia, zbyt dawno nie było go na tych ziemiach, przestał interesować się tym, co dzieje się wśród edeńczyków jakiś czas temu. Co prawda Cayenne nie mówił, kim dokładnie była wspomniana przez niego osoba, lecz z jego tendencją do przesiadywania samotnie w domu domyślał się, że chodziło o jakiegoś innego anioła.
Wstrzymał się na moment, zanim ściągnął z siebie również koszulę. Chociaż jego ciało było idealnie gładkie, to jedynym miejscem okaleczonym na tyle mocno, że nigdy się nie zregenerowało były łopatki, z kilkoma oparzeniami i wieloma nacięciami, nie tylko od Haru, ale także od aniołów, które chciały dokonać swojego samosądu. Chłopak chyba jeszcze nie wiedział o skrzydłach, używał ich tak rzadko, właśnie z powodu wielkich zniszczeń jakich dokonał lud edeński na jego śnieżnobiałych piórach.
Zawahał się więc w połowie, ale uśmiech na twarzy chłopaka szybko przypomniał mu, że do czynienia ma z niezwykle naiwną jednostką.
- Ta wanna wygląda idealnie dla dwóch osób, może wykąpiesz się ze mną? - zapytał przechylając głowę na bok, z lisim uśmiechem obserwując jak zareaguje - Moglibyśmy pomyśleć nad tym, jak nauczyć Cię gotować.
Wolnym krokiem minął stół i zbliżył się do łazienki, a także do chłopaka. Obserwował jego ruchy, nie spuszczał z niego wzroku ciemnych, matowych oczu. Oparł się o framugę drzwi prowadzących do pomieszczenia, zagradzając drugiemu aniołowi drogę. Nie robił to jednak w sposób nachalny, był w tym cały czas delikatny i pełen gracji. Dało się jednak wyczuć, że propozycja nie została rzucona, po to, by odmówić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.17 0:14  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Bez jakiegokolwiek zająknięcia pognał do pomieszczenia obok, które robiło mu za sypialnię. Otworzył szafkę i wytargał z niej pusty wieszak. Jego ruchy były nie tyle co szybkie, ale chaotycznie, dzięki czemu już po paru ruchach wskazówek zegara, znalazł się przy Robinie, wręczając mu wieszak. W pierwszych chwilach chciał zaproponować pomoc i że to on zawiesi jego ubrania, w ostateczności zrezygnował z tego pomysłu w obawie, że mógłby w jakikolwiek sposób uszkodzić jego garnitur, a widać było, z jakim szacunkiem traktuje swoje ubranie. Dlatego też w milczeniu grzecznie odczekał, wpatrując się jego poczynaniom z nieukrywanym zaciekawieniem.
Hm? Czemu? Znaczy, oczywiście że nie powiem, obiecuję. – skinął głową I Robin mógł być pewien, że Cayenne nie złamie danego słowa. Jego serce było zbyt naiwne i niewinne, by mógłby być w stanie świadomie kogoś zdradzić czy też oszukać.
Ale wiesz, pan Laviah jest naprawdę miły! I od niedawna został archaniołem, fufufu~ Musiałem zanieść mu papiery, przypadkiem podeptałem mu rośliny i sadzonki, a on się nie zdenerwował! – zachichotał idąc niczym cień za Robinem.
Nawet opatrzył mi nogę. I rozmawiał ze mną! Jestem pewien, że byście się polubili! Ale oczywiście nic nie powiem, jeżeli nie życzysz sobie tego. – zatrzymał się w połowie drogi do wanny, zdając sobie sprawę, że jego gość niekoniecznie może życzyć sobie obecności kogoś innego podczas kąpieli. Właściwie już miał się wycofać, gdy Robin niespodziewanie znalazł się przed nim, poniekąd odbierając mu drogę ucieczki. W pierwszej chwili zawahał się, nie mogąc powstrzymać dziewiczego rumieńca, który oblał jego policzki. Ale przecież.. nie było nic złego w wspólnej kąpieli, prawda? Zresztą, byli tej samej płci, więc nic złego się nie stanie. Inaczej sprawa przedstawiałaby się, gdyby byli kobietą i mężczyzną. Wtedy to grzech. Ale tak? Mężczyźni często kąpią się razem, prawda?
Dlatego też po krótkiej chwili zawahania wreszcie się zgodził i skinął lekko głową. Gdy tylko Robin się odsunął, Cayenne przekroczył pomieszczenie, stając gdzieś z boku, po czym zaczął mozolne rozbieranie, układając swoje rzeczy na boku. Jednakże dopiero w chwili, gdy stał całkiem roznegliżowany. Miał przez moment opory, by się odwrócić, ale powtarzając sobie ja mantrę, że są tej samej płci, pospiesznie przebiegł tych parę kroków i powoli wszedł do wanny, zanurzając się po samą brodę.
Ach~ Jak przyjemnie, fufu~ – wymruczał cicho, czując jak przyjemne ciepło otula całe jego ciało. Mógł w ogóle nie wychodzić z tej wanny. Tak, to byłby dobry, wręcz idealny plan.
Umyć ci plecy? – zapytał ochoczo, kiedy i Robin wreszcie znalazł się w wannie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.17 20:00  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Wystarczyło potwierdzenie, kiwnięcie głową, cokolwiek. Nie miał zamiaru się tłumaczyć, ot po prostu. Mógł zwyczajnie sobie tego nie życzyć i nie czuł obowiązku mówienia młodszemu, dlaczego archanioł nie powinien dowiedzieć się o małych odwiedzinach wygnanego w Edenie. Nawet jeżeli anioł były dobre, nie wybaczały tak łatwo.
Odebrał od anioła wieszak i z delikatnością rozwiesił na nim swój garnitur, dbając o to, by ani jedna fałdka nie zmąciła idealnie równego ubrania. To, że akurat górna część jego nakrycia trzymała się w tak dobrym stanie było kwestią odpowiedniego materiału, nie miął się tak łatwo, brud dało się w prosty sposób wyczyścić. Tu i tam miał lekkie zadziory, ale jakby nie patrzeć, idealność wyglądu anioła dotyczyła jego ciała, a nie tego, co nosił. Szacunek z jakim odkładał wieszak z garniturem kazał się zastanowić, czy nie traktuje przypadkiem aby rzeczy z większą miłością niż ludzi.
No tak, rzeczy rzadko kiedy były zdradliwymi dupkami.
Pokręcił tylko oczami, wysłuchując słów chłopaka. Dobrze wiedzieć, kto przejął teraz najwyższą wśród skrzydlatych rangę. Robin i tak nie miał zamiaru słuchać się archanioła, nie należał już do społeczności składającej się ze swoich braci i sióstr. W jakimś sensie jednak rozumiał podniecenie Cayenne'a, sam kiedyś, bardzo dawno temu śledził wszystkie rotacje wśród hierarchii. Teraz jakoś niewiele go to interesowało.
- Powinieneś dać mu jakieś kwiaty w ramach przeprosin. - rzucił od niechcenia, znajdując się już w łazience.
Nie śpieszyło mu się do zrzucenia reszty ciuchów, chociaż były wilgotne, wszystko wykonywał bardzo powoli i z elegancją. Na odpięcie każdego guzika koszuli przeznaczył dokładnie taki sam czas. Poskładał ją, zanim zabrał się za kolejny element, lecz powstrzymał się na moment. Wyprostował się i wlepił spojrzenie w chłopaka, czekając z cichą satysfakcją aż obracając się napotka jego wzrok. Sam stał jeszcze w spodniach, bawiąc się jakimś pustym rzemykiem na nadgarstku.
Przeciągnął się leniwie, pozwalając chłopakowi samemu znaleźć się w wodzie. Dopiero kiedy odczekał moment, odliczając w myślach do pewnej liczby, zsunął z siebie pasujące do góry spodnie i odłożył je na kupkę własnych ciuchów. Idealna kostka została jeszcze przygładzona płasko dłońmi.
Dopiero wtedy znalazł się w wodzie, sprawdzając najpierw temperaturę czubkiem palca.
- Ah, ciepła kąpiel! Jak miło. - zapiał uśmiechnięty, wsuwając ciało do balii, opierając się plecami o jej bok. Poziom wody podniósł się momentalnie, niemal przelewając się przez krawędzie wanny. - Oh, zapomniałem, że anielskie zasady mówią o bezwstydności... chyba za dużo czasu spędziłem poza Edenem.
Skomentował ze spokojem i udawanym zaskoczeniem widząc chłopaka całego nago. Sam bowiem bez specjalnego komentarza pozostał w bokserkach, pozwalając im namoknąć wraz z ciałem.
- Oh, to byłoby już nadużywanie gościnności, ale za to ja mogę Ci umyć plecy, tak w ramach podziękowania. - odparł, ale przede wszystkim chodziło o to, że plecy miał porysowane jak powierzchnia starej płyty cd z ulubioną grą. Mogłoby pojawić się za dużo pytań, gdyby Cayenne nie mógł się powstrzymać przed bliższemu przyjrzeniu się każdej z bruzd na ciele upadłego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.11.17 22:47  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Gorąca kąpiel zawsze była dobra. Czy to na zły nastrój, czy to na chorobę, czy po prostu żeby się zrelaksować. Przymknął oczy, oddając się ciepłu, jakie otaczało jego ciało, na tę drobną chwilę zapominając o obecności drugiego anioła. Dopiero jego głos skutecznie sprowadził Cayenne na ziemię, wrzucając go do rzeczywistości. Umyć plecy? Że on… jemu?
N-nie, nie, nie! – uniósł lekko obie ręce i zaczął nimi gwałtowanie machać, jednocześnie kręcąc głową.
To byłoby niestosowne. Jesteś moim gościem i.. i… nie, nie mogę na to pozwolić, Robin. Zresztą, to… – obniżył się w wodzie po sam nos, po czym zaczął dalej coś mówić, ale zamiast słów wydobywał z siebie jedynie bulgotanie. Sama myśl, że ktoś miały umyć mu plecy, wydawała mu się jak pogwałcenie wszelakich świętych praw i zasad. Nie był przyzwyczajony nie tylko do bliskości drugiej osoby, ale nawet i jej dotyku. Nawet, jeżeli był to Robin, któremu ufał. Bo mógł mu zaufać, prawda?
Oczywiście sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej, jeżeli zamienić role. Cayenne wielokrotnie pomagał innym, więc dla niego nie było nic złego w umyciu cudzych pleców czy nawet ciała. Role nigdy się nie odwracały. N  I G D Y. Dlatego sama taka perspektywa wydawała mu się niezwykle wstydliwa i intymna. I do tego absurdalna.
Kiedy wreszcie nieco wypłynął nad powierzchnię, jego cała twarz była czerwona, aż po koniuszki uszu.
To nie tak, że się ciebie brzydzę, bo nie brzydzę, wiesz. – mruknął cicho, wciskając się swoimi plecami w krawędź drewnianej wanny. Podciągnął kolana praktycznie pod samą brodę, by przypadkiem nie dotknąć ciemnowłosego, jednocześnie chcąc dać mu jak najwięcej przestrzeni, by czuł się swobodnie. Zamilkł na dłuższą chwilę, uparcie wpatrując się w jakiś martwy, bliżej nieokreślony punkt, jednocześnie bijąc się ze swoimi myślami, jakby ewidentnie coś chodziło mu po głowie. Wreszcie wzrok uniósł się wyżej, zahaczając o blizny na ciele Robina. Wyglądały paskudnie i boleśnie. Ale jednocześnie dodawały mu w pewnym rodzaju indywidualności. Poczuł jak koniuszki palców delikatnie go zaświerzbiły. Chciał go dotknąć i poczuć tę inną strukturę skóry. Może i brzmiało to dziwnie oraz ekscentrycznie, ale… Nigdy tak naprawdę nie widział z bliska blizny, a już na pewno nie takiej. Żył zamknięty w pozornie idealnym i hermetycznym miejscu, daleko od jakichkolwiek zgrzytów na tej fałszywie idealnej sielance. Dlatego ciągnęło go do wszystkiego, co, jakby nie patrzeć, odstawało od edeńskich norm. Zacisnął mocniej palce, chcąc pozbyć się tego uczucia.
Desperacja…. Desperacja musi być niebezpieczna, prawda? – zapytał wreszcie odszukując matowego spojrzenia drugiego skrzydlatego.
Czy… zabierzesz mnie kiedyś na Desperację?  - wszyscy go ostrzegali przed tym miejscem. Słyszał wiele, zbierał informacje, ale jednocześnie chciał też ją poznać. Skonfrontować się. Może wtedy… przypadkiem, udałoby mu się odnaleźć rodziców? Gdzieś tam są. Gdzieś daleko i głęboko, ale przecież mógłby ich odnaleźć, prawda? Musiałby tylko zrobić ten jeden krok na przód. A Robin mógłby mu w tym pomóc.

Istny dom wariatów  - Page 2 20dtwvB
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.17 12:50  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Pokręcił oczami, spodziewał się takiej reakcji, a mimo to nadal czuł rozczarowanie, że chłopak po prostu się nie zgodził.
- Jestem twoim gościem, owszem, ale nie chcę się czuć jak darmozjad. Jeżeli to prośba gościa, to chyba możesz ją spełnić? - podniósł obie ręce do góry majtając palcami w powietrzu. Uśmiechnął się przy tym złowieszczo, dla zabawy, a to i tak pewnie przestraszy chłopaka. Czasami lubił się z nim droczyć, z nim i wieloma innymi osobami, które spotykał na swojej drodze. Czasami sarkastycznie, czasami swoimi gestami, sprawiało mu to satysfakcję, bycie denerwującym, nawet gdy zachowywał się nieszkodliwie. Nie był od tego, by się go lubiło.
Teraz jednak był na tyle rozluźniony i skory do gnębienia młodszego, że zamiast zatrzymać się na samych groźbach, wychylił się do przodu przechodząc na kolana i zawisł na nim szukając ręką jakiejś gąbki, którą mógłby się posłużyć. Wola rozbryznęła się na boki podczas jego ruchów, oby właściciel domostwa nie miał nic przeciwko masie wody na podłodze swojej łazienki. Tak to się jednak kończy, gdy dwóch facetów idzie się razem kąpać. I bynajmniej nie chodziło o nic obleśnego, ot po prostu Robin miał ochotę rozpocząć zapasy wśród piany i baniek mydlanych, o ile Cayenne nie podda się od razu.
- Nie brzydzisz się? A powinieneś, patrz jaka ze mnie paskuda. - zaśmiał się, maczając rękę w wodzie i ulizując swoje włosy do tyłu. Mało kiedy miał tak widoczną twarz jak teraz, zazwyczaj długie loki opadały mu na jej część, chociaż nic konkretnego pod nią nie krył. Tak po prostu pasowało do garnituru, tak po prostu nosił się chłopak, w którego dziele obecnie egzystował.
Żaden anioł nie był brzydki, bywało nawet tak, że poznaczony bliznami wojownik prezentował się olśniewająco, anielica z krzywymi zębami robiła z tego swój atut, anioły po prostu nie mogły być nieładne. Chyba dlatego Goodfellow tak bardzo kochał kochać anioły. Miewały za to paskudne charaktery i tego nie da się niczym wytłumaczyć. Jak dobrze, że nigdy nie zwracał uwagi na jedno i drugie.
Mimowolnie dostrzegł spojrzenie chłopaka rzucone na blizny, nie powinien się nimi interesować, a jednak ciekawość wzięła górę i tak wyraźnie dał po sobie poznać, że temat go zainteresował.
- Desperacja jest piękna, tak jak każda część naszego świata, jest inna, owszem, czy groźna? Pewnie tak. Są jednak takie rzeczy, których nigdy nie zaznasz tutaj, w Edenie, pod kopułą. - odpowiedział poważnie, pomimo lisiego uśmiechu na mokrej twarzy. - Jeżeli będziesz chciał zasmakować życia, owszem. Lecz co do tego musisz być całkowicie pewny. Nigdy nie wrócisz już taki sam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.17 22:51  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Niczym żółw chowający się w swojej skorupie, tak I Cayenne zniżył momentalnie swoją głowę pomiędzy ramionami, kiedy Robin zawisł nad nim. Ta pozycja stała się wyjątkowo niekomfortowa, zapewne głównie z powodu poczucia zamknięcia i zniewolenia, choć przecież w każdej chwili mógł uciec. Plus był jednak taki, że z tak bliskiej odległości mógł się bliżej i lepiej przyjrzeć jego bliźnie.
Nie – odparł kręcąc delikatnie głową – Nie jesteś paskudny – dodał po chwili, wyciągając dłoń ponad wodę, by musnąć mokrymi opuszkami nierówną strukturę poparzonej skóry Robina. Tak jak mógł się spodziewać. Pomimo zrogowacenia, wciąż pozostawała niezwykle miękka w dotyku. Przyjemna
Jesteś niepowtarzalny. – powiedział z uśmiechem. Każdy anioł odznaczał się niepowtarzalną urodą. Co prawda dla Cayenne pojęcie „piękna” było zupełnie inne, niż u przeciętnej osoby. Ale wiele razy słyszał, jak wiele osób dookoła zachwalało anielską urodę. Że są nieziemsko piękne, emanują światłem i wyglądają jak idealne posągi z marmuru. I zapewne tak było. Zapewne Robin również wpisywał się w anielskie ramy piękna, pomimo szpecących jego ciało blizn. Dla chłopaka jednak był niepowtarzalny.
Temat Desperacji wyraźnie go ożywił, chociaż zdawał sobie sprawę, że taka wycieczka nie mogła zostać podjęta pod wpływem chwili. Musiał rozważyć wszystkie „za” i „przeciw”. Zdawał sobie również sprawę z tego, że w jego przypadku mogłaby to być podróż tylko w jedną stronę. A mimo to chciał spróbować. Chciał poznawać świat, odnaleźć rodziców, spotkać istoty zwane wymordowanymi.
Ale musiał to przemyśleć. Najlepiej przespać się z tym.
Rozumiem. – pokiwał głową, o dziwo, naprawdę to wszystko rozumiejąc.
Pozwól, że się z tym prześpię I jutro rano dam ci odpowiedź. Nie chcę podejmować żadnej decyzji zbyt pochopnie. To byłoby niezwykle głupie i naiwne, prawda? – uniósł lekko głowę, by spojrzeć na jego twarz. Spoglądając na niego, choć wyglądał młodo, to w oczach można dostrzec spory bagaż doświadczenia. Cayenne nie ukrywał, że chciałby poznać ‘przygody’, jakie spotkały ciemnowłosego, posłuchać jego opowieści, móc ‘zakochać’ się w Desperacji, ale nie odnalazł w sobie na tyle odwagi, by móc o to zapytać. Spuścił lekko głowę, wpatrują się w swoje kolana przykryte wodą i poruszył nimi nieznacznie.
Woda… robi się chłodna. Może dorzucę drewna, by nieco ją podgrzać? – zagadnął i już zaczął się podnosić, ale wtedy przypomniał sobie, że przecież jest zupełnie nagi.
Czy… mógłbyś odwrócić głowę? – zapytał niepewnie, na powrót wsuwając się do wody.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.17 21:08  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Nawet jeżeli wizualnie prezentował się całkiem znośnie, a blizny dodawały jedynie przyjemnej egzotyki jego gładkiej skórze, pozostawał paskudny z charakteru. Nie było to widoczne zawsze, ale te krótkie momenty szaleństwa wystarczyły, by dla wielu stał się istnym potworem. Nie było logiki w jego działaniach, nachodziła go ochota na brzydkie zabawy w najmniej spodziewanym momencie, a potem odchodził z tym cudownym uśmiechem na obliczu.
- Każdy jest niepowtarzalny, nie ma dwóch takich samych osób. - Odparł, opierając łokieć na krawędzi balii, a potem kładąc głowę na zwiniętej pięści. Skóra przyjemnie odmakała się w ciepłej wodzie, para działała dobrze na wszystko, włosy powoli odzyskiwały swoje normalne ułożenie, opadając kosmyk po kosmyku na lewe oko Robina. Odbicie chłopaka pojawiało się na powierzchni matowoczarnego spojrzenia starszego anioła, nawet w tak jasnym pomieszczeniu blask nie chciał pojawić się na powierzchni źrenic upadłego, jakby jego spojrzenie nie należało do istoty żywej. Gdyby wierzyć powiedzeniu, że oczy są zwierciadłem duszy, to Goodfellow musiał jej nie posiadać. Ale to właśnie to sprawiało, że był tak unikatowy, będąc nie ciałem z duszą, ale duszą z ciałem. Pewnie dlatego jego wzrok nigdy nie miał blasku, bo ten wędrował już po powierzchni zbyt wielu oczu przez te wszystkie stulecia.
- Ty też jesteś niepowtarzalny, możesz to traktować jako komplement, albo nie. Jak wolisz. Zazwyczaj prawię komplementy, jeżeli chcę się komuś przypodobać, ale kto wie, jakie mam zamiary względem Ciebie? - powiedział ciągiem, nie odwracając nawet na moment oczu od chłopaka. Napawał się możliwością obserwacji jego zmieniających się, widocznych na twarzy uczuć.
Był taki naiwny, jak czysta karta, na której można zapisać wszelkie swoje poglądy. Robin nie widział jednak sensu w zbyt mocnym psuciu chłopaka, prędzej czy później sam odkryje wiele zgrzytów na tym świecie i postawi sobie sporo trudnych pytań. Do tego czasu mógł pozostać tym małym, uroczym, łatwowiernym szczeniaczkiem.
- Oczywiście, zastanów się. Zadaj sobie pytanie, czy jesteś w stanie zaryzykować życie dla poznania Desperacji. - odpowiedział możliwie najbardziej pozbawionym emocji tonem. Gdyby tak przekroczyli próg tego nieprzyjaznego terenu, sam mógłby być tym, który pozbawiłby chłopaka wielkich marzeń. Od kiedy Eden przestał być jego domem, upewniał się, że każdy anioł odwiedzający Desperację nie będzie miał ochoty postawić tam więcej nogi.
Mimowolnie przypomniał sobie i skrzydlatym, którego razem z Haru rozczłonkowali w ramach zabawy. Co prawda, gdy go odnalazł, ten już nie żył, ale znał go za życia. Życzył mi źle, ale ktoś musiał życzyć mu jeszcze gorzej, najpewniej jakiś Desperacji stwór.
- Nie, wolałbym nie. - stwierdził, unosząc jeszcze wyżej kąciki ust. - Lubię oglądać innych w ich całej okazałości.
Wyprostował się wyraźnie, czekając na to, aż Cayenne zbierze się w sobie, by wstać, pomimo perfidnego spojrzenia upadłego. Brakowało jeszcze tylko tabliczki z oceną, chociaż i tak gotowy był na wystawienie swojej opinii, w myślach bądź na głos. A woda faktycznie zaczynała się robić chłodniejsza, ciekawe ile już tutaj siedzieli?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.17 12:20  •  Istny dom wariatów  - Page 2 Empty Re: Istny dom wariatów
Nie o to mi chodziło. – mruknął pod nosem. Oczywiście, że wiedział o tym, że każdy na swój sposób jest niepowtarzalny i że nie ma drugiej takiej osoby na całym świecie. Cayenne chodziło o zupełnie coś innego, ale niekoniecznie czuł potrzebę, by to wyjaśnić. Czasami lepiej było, jak niektóre rzeczy pozostawały niewypowiedziane. Potarł delikatnie swoje ramię, smakując na języku słowa wypowiedziane przez drugiego anioła. Jasne, był upadłym aniołem, czyli musiał zrobić coś naprawdę złego, że oficjalnie zamknięto przed nim bramy Edenu, a społeczność anielska wydaliła go ze swoich szeregów. Chłopak jednak nigdy się tym zbytnio nie interesował, i nie widział Robina jako złej osoby. Dlatego też nie sądził, bym w stosunku do niego ciemnowłosy miał jakieś złe zamiary i próbował się w jakikolwiek sposób przypodobać. Chociaż tutaj bardziej pasowałoby określenie, że głęboko w to wierzył. Znał nieco Robina, na tyle, że każdym razem kiedy do odwiedzał, Cayenne czuł się dobrze w jego towarzystwie. I jeżeli chciałby go skrzywdzić, to przecież miał tyle okazji ku temu. A jednak wciąż nic się nie stało.
Robin nie może być złą osobą
Kurczowo trzymał się tej myśli, dryfując na oceanie swoje naiwności.
Skinął delikatnie głową, potwierdzając, że na pewno rozważy wszelakie za i przeciw przed wyruszeniem na Desperację. Przeniósł swoje spojrzenie na niego, oczekując, aż Robin odwróci głowę, bo Cayenne naprawdę czuł zażenowanie. Nie chciał paradować przed nim z gołym dupskiem, miał wrażenie, że to niewłaściwe i nie powinno mieć w ogóle miejsca. Oczywiście, byli tej samej płci, więc logiczne, że niekoniecznie powinien odczuwać w tym przypadku jakikolwiek wstyd. Ale Robin był pierwszy, nie licząc Pana Lisa, co pociągnęło za sobą niepotrzebne bariery.
Cayenne odwrócił głowę, uparcie wbijając spojrzenie w ścianę, czując, jak zaczyna się rumienić, ale jego ciało poruszyć się nawet o milimetry.
Nie chcę. – odezwał się wreszcie, burząc względnie panującą ciszę w pomieszczeniu.
Nie chcę żebyś mnie oglądał w całej okazałości – kontynuował idąc w zaparte, jak jakiś uparty osioł.
To krępujące, Robin.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach