Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 11.11.17 21:04  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
O to, czy nie o to, Robin należał do grona aniołów, które znajdowały uciechę w prowadzeniu rozmowy, gdyby mógł, nie zamykał by się nigdy. Nie mówił z pełną buzią, bo nie wypadało, ale w innym wypadku poruszał wiele tematów jednocześnie, by dyskusja się toczyła. Czasami z głową, czasami o maśle maślanym, ale mówił, pozwalał swojemu głosu panoszyć się po przestrzeni, w tym wypadku po łazience. Ciepła para tylko pomagała wydobyć z siebie pełne możliwości fonetyczne, czarował słowami, bawił się nimi, tworzył wypowiedzi, bo to lubił. Nie lubił tylko wierszy, nie były w jego stylu.
- A ja dokładnie to miałem na myśli. Nie odpowiesz mi? Wolisz otrzymywać komplementy, czy uznasz to za puste słowa? - mruknął przyjemnie, ale w ramach odpowiedzi dostał tylko buntownicze 'nie chcę', tyczące się jego wyjścia z wody.
Westchnął głośno, zmęczony tą zabawą we wstyd, był dużym chłopcem, cholera, a bał się, prawie jakby kazano mu uprawiać seks przed rodzicami. Machnął ręką, pokręcił oczami i odwrócił na moment głowę, nie obiecując w żadnym wypadku, że nie będzie podglądać. Hej! I tak już widział, jak chłopak wchodził do wody, a poza tym siedział z nim razem z balii od dłuższej chwili. Nie ma mowy, by cały czas patrzył tylko na jego twarz, był sobą, erotomanem i wścibskim aniołem ze skłonnościami masochistycznymi i sadystycznymi.
- Jasne, jasne. Ale widziałem w życiu już tyle rzeczy, że nic mnie szczególnie nie ciekawi w twoim ciele, chyba że faktycznie masz coś, czego nie ma nikt inny. - zaczął, szczerząc zęby zaczepnie, kładąc sobie mokrą dłoń na oczach, lekko manipulując palcami, mrugając zza tej prowizorycznej zasłony.
- Ale wiesz, że na Desperacji wszyscy biegają nago? Prawie jak na plaży dla nudystów. Na pewno chcesz się tam wybrać, skoro boisz się biegać z gołymi pośladkami przed osobą, którą już znasz? - zapytał, podpuszczając go nieco. Lubił się bawić zaufaniem, a chłopak aż się prosił, by nieco go podręczyć. - No, może nie wszyscy, ale większość. A jak masz jakieś ciuchy, to Ci je ukradną. Kiedyś podarowałem mojemu Haru koc z dziurami na ręce i głowę, bo chodził jak Ci szmaciarze, świecąc fallusem dookoła. Nie powiem, może i ma się czym chwalić, ale wolałbym czasami skupić się na jego słowach, a nie na kroczu.
Odsłonił oczy, nie czekając specjalnie na to, czy chłopak skończył, czy nie. Myślami był teraz przy swoim ukochanym wężu. Dawno go nie widział, bardzo dawno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.17 22:08  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Wciąż, z tą swoją upartością, siedział na tyłku i się nie ruszał, czując jak z każdą kolejną chwilą wstyd zaczyna go zżerać żywcem. Poruszył się dopiero w momencie, kiedy Robin zakomunikował, że jednak zamierza odwrócić wzrok. Poczuł, jak z jego gardła opada niewidzialny ciężar i po chwili wahania wreszcie podniósł się i wyszedł z wanny. Doskoczył do materiału służącego za ręcznik i od razu owinął go dookoła swoich bioder. Spojrzał jeszcze przez ramie w stronę Robina, chcąc się upewnić, czy aby na pewno nie patrzy. Mimo, że już nie świecił gołą dupą, to wciąż był bardziej nagi niż ubrany, co i tak wywoływało w nim zażenowanie.
Ruszył szybkim krokiem w stronę drugiego pomieszczenia, pozostawiając po sobie mokre ślady, by zgarnąć parę kawałków drewna. Nie potrzebował zbyt wiele, w końcu nie chciał ich usmażyć. Wrócił do łazienki i podłożył drewna, by wzniecić nieco więcej ognia, a za pomocą pary podgrzać wodę. Taki o to prymitywny sposób, a jaki przydatny.
Nie wrócił jednak do wanny. Nie całkowicie. Przysiadł na jej krawędzi, wsuwając nogi do wody i dopiero wtedy spojrzał na Robina. Czuł, że pomiędzy nimi pozostawała jedna kwestia, którą niedoświadczony anioł musiał wyjaśnić.
Nie wiem czy chcę otrzymywać komplementy, bo nie wiem jak na nie reagować. Prawda jest taka, że nigdy nikt mnie chwalił. Nie komplementował. Nie był tak szczerze i naprawdę miły. Oprócz pana Laviaha. Nie wiem jak mam się do nich odnosić, czasami panikuję i wolę jednak zakryć się milczeniem, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Poza tym… – spojrzał na niego i uśmiechnął się. Szczerze i prawdziwie, choć kolejne wypowiedziane przez niego słowa niekoniecznie pasowały do uśmiechu.
Też nie mam pewności, czy pod słowami komplementów z twojej strony tak naprawdę nie nabijasz się ze mnie. – odetchnął cicho i poruszył nogami, wzburzając nieco wodę, która z każdą kolejną chwilą robiła się coraz bardziej ciepła.
Nie znam w ogóle świata oraz życia. Zapewne jest tak, jak mówisz, że na Desperacji wszyscy latają nago. To mi nie przeszkadza. Znaczy, jak mam być szczery, to nigdy przedtem nie widziałem nikogo zupełnie nagiego. – przechylił głowę lekko na bok, a parę smolistych kosmyków opadło na jego policzek.
Ale tak sądzę, że nie będzie mi to przeszkadzało. Inaczej sprawa wygląda, jeżeli chodzi o moją osobę. Nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś… na mnie patrzy, kiedy jestem roznegliżowany. Czuję, że wtedy spaliłbym się ze wstydu. – spojrzał na swoje nogi, którymi ponownie poruszył, wzruszając ledwo zauważalnie swoimi barkami.
Nawet, jeżeli to jesteś ty.
A może zwłaszcza, że to był on.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.17 18:42  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Ah, więc tak się sprawy miały. Nasz mały aniołem był po prostu owinięty w folię bąbelkową. Bał się świata i tego, co ów świat ze sobą niesie. Czy były to dobre, czy złe zjawiska. Uchował się sam w domu, czy jaki czort? Nigdy nie widział z nim jakichś opiekunów, a był pewny, że dzieciak podpada jeszcze pod kategorię wymagających ciągłego doglądania. Robili to owszem sąsiedzi, ciekawskie pary oczu musiały od czasu do czasu zaglądać do wnętrza domu, ale chodziło o coś więcej, niż tylko wciskanie nosa we framugi drzwi.
- W takim razie zapamiętaj to sobie: otrzymując komplement powinieneś podziękować i to z podniesioną głową. Nawet jeżeli uważasz, że ktoś nie ma racji, albo tym bardziej, że się z Ciebie śmieje. Podziękuj, pokaż że jesteś świadomy swoich pozytywnych cech, ale również nie wypełnia cię pycha. Niektórzy używają komplementów, by atakować innych, nie daj się atakować. - gestykulował dłońmi, obserwując go, kiedy wychodził i gdy wrócił do pomieszczenia. - Pięknie Ci w takim wdzianku, powinieneś częściej chodzić w samym ręczniku. Masz ładne, wąskie nadgarstki, świetliste oczy, którymi mógłbyś częściej witać ludzi na zewnątrz, poruszasz się zgrabnie, pasowałbyś do roli aktora, może nawet w strojach kobiecych.
Wyprostował nogi, kiedy chłopak usiadł na krawędzi balii.
- Więc nawet jeżeli się z Ciebie śmieję, a przysięgam, że nie, to możesz mi podziękować. Jeżeli śmiałem się, to nic osiągnę, jeżeli mówiłem szczerze, to zachowasz się z kulturą. - uniósł nieco nogę, sunąc czubkiem palca po nodze Cayenne'a. Mógłby już wleźć do środka, bo czuł się samotnie.
- Tak na prawdę nikt na Ciebie nie spojrzy, póki nie będzie Cię chciał. Nie w taki sposób, w jaki myślisz. Każdy z nas ma ciało, a jeżeli inni oceniają nas przez pryzmat jego wyglądu, to sam jest próżny. Powinienem Cię przedstawić kiedyś Haru. Paskuda z niego okropna, ale ten charakter... oh Cayanne, ten gość to jest coś. Chociaż nie mogę obiecać, że nie chciałby Cię zabić i rozczłonkować. Ale dokładnie to jest w nim piękne, nigdy nie wiesz co zrobi. Co z tego, że ciało ma niewiele piękniejsze od przeciętnego uschniętego trupa, na którym zostało jeszcze trochę gnijących wnętrzności. - podniósł ręce do twarzy, sunąc wąskimi palcami po policzkach z zachwytu. Może to kwestia temperatury, a może zwyczajnie jego blada twarz pokryła się rumieńcem z powodu własnych myśli, którymi to już, by nie oznaczać posta jako +18, nie dzielił się otwarcie.
Wyciągnął ramiona ponad głowę, naciągając mięśnie z pomrukiem zadowolenia. Właściwie mógłby już wychodzić, czuł się niezwykle czysty, ale argument ciepłej wody był na tyle dobry, by zatrzymać go w środku. Mógłby tu nawet usnąć, gdyby tylko miał pewność, że się nie utopi.
- Nie ma innego wyjścia, by się do tego przyzwyczaić, niż to robić. - rzekł leniwie, wstając nagle i ściągając z siebie bieliznę, którą strzelił na bok, korzystając z wszytej wewnątrz materiałowej gumki. I nie było po nim widać, ani śladu zażenowania, nie patrzył nawet na chłopaka, szukając jego reakcji z satysfakcją, jak zazwyczaj, nie. Chciał się po prostu czuć dobrze, a to, że nie miał na sobie nic, niewiele zmieniało. Po wszystkim usiadł, gotowy kontynuować rozmowę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.17 22:22  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Odwrócił wreszcie głowę w jego stronę, przyglądając mu się w milczeniu. I chociaż jego twarz niekoniecznie wyrażała jakieś zainteresowanie, wciąż mając na uwadze fakt, że Robin przecież może drwić z niego w najlepsze, to w rzeczywistości chłonął każde wypowiadane przez niego słowo. Nawet jeżeli była to drwina, to w oczach młodego anioła jego słowa ociekały doświadczeniem i mądrością. Robin poniekąd był latarnią w nocy wyłaniającą się zza wzburzonych fal morza. I tylko od niego zależało to, gdzie poprowadzi zagubionego chłopaka. Czy do bezpiecznej przystani, czy też wprost na ostre skały, gdzie miałby się roztrzaskać na drobne kawałki.
Gdy zapadła cisza, pokiwał gwałtownie głową, a w dwukolorowych, tak bardzo różniących się od siebie wzajemnie tęczówkach, pojawiły się wesoło błyszczące ogniki. Robin jest taaaaki super, przemknęło przez jego umysł.
D-dobrze! Zapamiętam wszystkie twoje słowa I rady! Co prawda na pewno na początku będzie nieco ciężko o tym wszystkich pamiętać, ale powoli… – spuścił na moment spojrzenie i zaśmiał się cicho, ponownie na niego spoglądając, tym razem z delikatnie błąkającym się uśmiechem na jego ustach.
Dziękuję za twoje rady. Oraz za komplementy, Robin. – co prawda nie do końca zgadzał się, kiedy ciemnowłosy chwalił aspekty cielesne Cayenne czy też sposób, w jaki się poruszał. Chłopak nie uważał tego za coś wyjątkowego, ale zapewne spoglądał na to tylko ze swojej perspektywy. Bez względu na swoje myśli, chciał kierować się zasadami, o jakich mówił upadły. W pewnym momencie poczuł, że po prostu chce, aby ten był z niego zadowolony. Jak nauczyciel ze swojego ucznia.
Ciało jednak gwałtownie zadrżało, a mięśnie zesztywniały, kiedy tylko poczuł jego dotyk na swojej nodze. Błyskawicznie, nieco wystraszony, podciągnął je do granic możliwości, wyciągając jednocześnie z wody.
C-co ty… – wymamrotał pod nosem, ale reszty zdania nie zdążył dokończyć. Pozycja, jaką przyjął kompletnie zaburzyła jego równowagę. Zaczął przechylać się w tył i w przód, i nim się zorientował że leci, w ostateczności poleciał do przodu, rozchlapując wodę dookoła, a jedyną jego częścią ciała wystającą ponad linię wody, był nagi tyłek, bo ręcznik wypłynął obok. Ta absurdalna pozycja trwała jednak zaledwie parę chwil, gdy pospiesznie wynurzył się z wody i spojrzał przerażony w stronę Robina. Usta poruszyły się w momencie, gdy ten stał przed nim w pełnej swoje okazałości, a mokry materiał jego bielizny plasnął o podłogę. Wzrok chłopaka instynktownie zsunął się niżej, w okolice podbrzusza. Wpatrywał się przez moment zszokowany, aż wreszcie wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i gwałtownie odwrócił się tyłem, zakrywając sobie twarz.
Nie, nie, nie. Co za wstyd. – zaczął mamrotać pod nosem, ledwo słyszalnym tonem.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.17 21:05  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Stał, z wyrazem triumfu na swojej twarzy, lecz nadal daleko mu było do wyśmiewania się z chłopaka. Jak sam mówił, do golizny przywykł. Czasami czerpał satysfakcję, gdy spotykał się z kimś, kogo nagie ciało nadal przerażało, wywoływało natychmiastowe zaczerwienienie, chowanie twarzy w dłoniach, czy inne naturalne reakcje, ale nie miał powodu, by gnębić tego konkretnego anioła. Nic i tak by od niego nie zyskał, dostawał już tyle, że o więcej nie należało nawet prosić. Nie chciał jego bogactwa, jego rzeczy, jego uczuć, jego nadmiernej przyjaźni. Nie zależało mu na niczym więcej, bo miał naturę obieżyświata, nie potrafił usiedzieć zbyt długo na tyłku, a zabrać go ze sobą także nie mógł. Może jeszcze nie teraz, a kiedyś.
Nie odpowiedział mu już nic więcej, skoro tak ładnie przytaknął, podziękował i emanował wrażeniem, iż rzeczywiście posłucha się rad. Chociaż Goodfellowa oskarżyć można o wiele, tym razem rady nie były wcale zmyślone na poczekaniu, były jego własnym podejściem do komplementów, które nigdy go nie zawodziły. Gdyby tak słuchał każdego wazeliniarstwa, którym obdarzali go różni ludzie, byłby niezwykle zadufany, a tak po prostu znał swoją wartość i tyle.
Wydał z siebie cichy odgłos, coś przywodzącego na myśl śmiech. Zsunął się znowu do pozycji siedzącej, obserwując jak mokry tyłek powoli zastępowany jest przez czerwoną ze wstydu twarz chłopaka. Nie umknęło mu także, jak wbił swoje dziewicze spojrzenie w jego krocze i cóż, nie da się udawać, że nie przyniosło mu to odrobiny satysfakcji. Usta wygięły się nieznacznie w krzywym uśmiechu, ale kiedy ponownie siedział, sięgnął ręką ku Cayenne, roztrzepując na boki jego wilgotne włosy.
- No widzisz, ciało jak ciało, ma swoje kształty i wymiary, każdy ma niemal takie samo. Myślisz, że twój tył różni się aż tak bardzo od mojego? W ogóle. Jeżeli raz zobaczyłeś nagiego mężczyznę, to tak na prawdę widziałeś już wszystko. - sunął powoli dłonią po jego głowie, po czole, zaczepił kciukiem o policzek starając się zapewnić go, że nie ma powodu, by nie mieli już do końca dnia na siebie spoglądać. A czuł, że dokładnie o tym myśli teraz młody.
Jeżeli jedna by to zrobił, mógłby dostrzec jak paskudny wyraz twarzy miał teraz upadły, wąska, długa linia ust wygięta w lisim uśmiechu, puste oczy zmrużone do poziomu niewielkich szparek. I cała ta łagodność emanująca z jego oblicza, przez którą wyglądał, jakby litował się nad małym kociakiem, przydeptując go jednocześnie obcasem.
- No dalej, kochaniutki, nie możesz się wiecznie chować. - wyszeptał mu do ucha, znajdując się nagle niebezpiecznie blisko. Jego mokre ciało raz za razem ocierało się o Cayenne'a, powoli tez zaplatał swoje długie ramiona, wokół jego szyi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 1:38  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Zupełnie nie wiedział, co siedzi w jego głowie. Ale chciałby w niektórych momentach móc zajrzeć w głąb jego lisiego, skomplikowanego umysłu, na przykład w takich jak ta chwila. Coraz bardziej zaczynał czuć się nieswojo w jego towarzystwie. Zapewne przez brak ubrań i w swobodny sposób, w jaki zachowywał się Robin. A to wszystko coraz bardziej peszyło Cayenne, bo czuł się jak kretyn, którego niewiedza oraz brak doświadczenia właściwie wylewał się z każdej strony.
Nie mów tak, Robin. – mruknął cicho, wciąż nie zamierzając odwrócić się do niego przodem, czując, że nie może mu spojrzeć w oczy. Co za wstyd, co za wstyd, co za wstyd
To był mój pierwszy raz. Po prostu to wciąż dla mnie wstydliwe. Wiem, że brakuje mi doświadczenia, ale… – przełknął ślinę, nie dokańczając urwanego w połowie zdania. Chłopak jakby na to nie patrzeć, zamknięty w hermetycznym świecie, potrzebował o wiele więcej czasu, żeby się przystosować do nowego świata. Małymi krokami podejmował nowe informacje, powoli je chłonąć. Tak samo jak wrzucając dziecko nie umiejące pływać na głęboką wodę nie było w stanie od razu nauczyć się pływać, tak młody anioł nie był w stanie zmienić swojego spoglądania na świat o sto osiemdziesiąt stopni tylko dlatego, że zaczął poznawać go od zupełnie nowej i innej strony.
Miał wrażenie, że głowa zaczyna mu parować od tego wszystkiego, że zaczyna mu się w niej kręcić. Nie wiedział tylko czy to przez pryzmat tylu nowych emocji i doznań, czy od nadmiernie ciepłej wody.
Westchnął cicho, ostatecznie postanawiając spróbować zmierzyć się ze spojrzeniem matowych tęczówek drugiego anioła, ale… nie zdążył. Robin najwidoczniej postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. I to dosłownie. Mięśnie całego ciała Cayenne momentalnie się spięły, a plecy wyprostowały. W dwukolorowe tęczówki wkradła się panika, wynikająca z niezrozumienia całej tej sytuacji. Cayenne nie miał nic przeciwko bliskości drugiego anioła. Ba, momentami wręcz łaknął jej, samemu przymilając się niczym niedopieczony kociak. Ale na pewno nie w wannie, będąc nago.
C-co robisz? Przestań się tak o mnie ocierać, Robin! – niemal pisnął, ale był zbyt sparaliżowany, żeby zacząć się wyrywać.
To nie przystoi! Jesteś zdecydowanie za blisko! – spróbował obrócić głowę w jego stronę, żeby na niego spojrzeć w chwili, kiedy jego ręce oplatały jego szyję.
Kręci mi się od tego w głowie… – mruknął cicho, czując przyspieszone serce I spłycony oddech.
To zdecydowanie przez ciepłą wodę. Za dużo drewna dorzucił. Musiał wyjść z wanny. Teraz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.17 20:06  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Bardziej od lisa, przypominał w tym momencie węża. Być może za dużo przebywał z takim jednym paskudnym żmijem i powoli przejmował jego nawyki. Panował jednak nad sobą, dokładnie wiedział co robi i jak działa to na chłopaka, drażnił się, więc oczekiwał protestów. To było jednak jak paliwo, napęd, który mówił mu, że nie wolno przestawać, że najlepsza zabawa dopiero się zaczyna.
- Nie lubisz terapii szokowej? Podobno jest najskuteczniejsza, o ile pacjent przeżyje, ma duże szanse na rozwiązanie problemu... - mówił do niego głośno, chociaż twarz miał blisko ucha. Tak płynnie i pewnie, jakby czytał prosto z jakiejś naukowej książki, dobra, może paranaukowej, ale po prostu wszystko teraz wymyślił. Wierzył w swoje własne myśli, jak gdyby były prawdą uniwersalną.
Otarł się o niego policzkiem, aż w końcu pogłaskał po głowie bez komentarza i odpuścił.
Nabrał nieco wody pomiędzy dłonie i ochlapał twarz, przygładził wilgotne włosy i przetarł pobieżnie całe ciało. Woda stawała się zdecydowanie gorąca, nawet dla niego, chociaż nie miał problemów z wydolnością i padaki z powodu nagości. Wstał powoli, czekając aż błędnik dostosuje się do nowej pozycji, po czym wyślizgnął powoli z balii.
- To od temperatury, pewnie z emocji wrzuciłeś za dużo drewna. - machnął ręką szukając wzrokiem jakiegoś ręcznika. Padło na ten sam, którym wcześniej wycierał swoje wilgotne ubranie. Nie chciał brudzić większej ich ilości, dlatego bez pytania, które mogłoby sprawić chłopakowi problemy, obsłużył się sam. Zaczął powoli wycierać każdy kawałek ciała, delikatnie i z gracją. Wszystko robił z gracją, ten cholerny piękny anioł. Uznał jednak, że ubrania poczekają, dlatego po wszystkim tylko zawiązał ręcznik na biodrach.
Ciekawe co robił Pan Lis, ten zapchlony futrzak? Spał? Siedział pod drzwiami i ich pilnował? Interesujące... aż czuł ochotę by sprawdzić, jak daleko może się posunąć w zabawach z chłopakiem, póki nie zbudzi agresji zwierzaka. Oh tak, zadrapania mogłoby być bolesne. Po której stronie stanąłby wtedy młody anioł? Jego? Lisa? Po stronie całkowitej nieagresji? Miał pecha, że ani Robina ani futrzaka nie obchodziły anielskie zasady, gdyby przyszło co do czego, tłukliby się bez opamiętania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.17 20:31  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Nie, nie lubił. I miał nadzieję, że wyraźnie dał to do zrozumienia ciemnowłosemu, chociaż już nic więcej nie mówił w tym temacie. Nie każdy lubił był rzucany na głęboką wodę, nie każdy potrafił poradzić sobie w takiej sytuacji. Wolał wszystko okiełznać w swoim naturalnym tempie. Może i był tchórzem, nie chcąc od razu otworzyć się na to, co nowe. Ale taki już był. Tak wolał działać. Dlatego też siedział cierpliwie, czekając i przede wszystkim mając nadzieję na to, że Robin ostatecznie odpuści, nie znajdując jakiejkolwiek radości w gnębieniu młodszego kolegi. Mięśnie były napięte do granic możliwości, chociaż przez ciało przebiegały niekontrolowane dreszcze za każdym razem, kiedy poczuł skórę starszego anioła.
Wreszcie poczuł wkradający się chłód pomiędzy nimi, co wywołało ulgę. To nie tak, że się brzydził bliskości ze starszym aniołem, ale to było dla niego nowe. Na tyle, że nie rozumiał reakcji swojego własnego ciała. Jasne, oczywistym było, że przecież żyjąc przez te wszystkie lata z dala od innych, nie mając szansy na dłuższe konwersacje, łaknął cudzej atencji i dotyku. Nie zmieniało to faktu, że ostatecznie nie rozumiał tego wszystkiego.
Nie wyskoczył z wanny po Robinie. Siedział jeszcze przez moment zszokowany zupełnie nowymi doznaniami, wciskając palce w skórę swoich ramion.
Mhm… Może. Może na pewno – odparł wreszcie odwracając głowę lekko w bok, przyglądając się szczupłej sylwetce Robina, kiedy już owinął swoje biodra ręcznikiem. Dopiero wtedy podniósł się z wody i powoli wyszedł z wanny, uważając, aby nie poślizgnąć się i nie wywalić, rozwalając swój ryj oraz wybijając zęby. Sam zgarnął inny ręcznik i owinął nim swoje biodra, bez uprzedniego wytarcia ciała oraz głowy.
Robin… – zaczął przez moment wpatrując się w jego wyraz twarzy, po czym zerwał kontakt wzrokowy, wbijając wzrok w drewnianą podłogę.
Próbuję czasami chociaż odrobinę cię zrozumieć. I to, dlaczego taki jesteś. Nie rozumiem. W jednej chwili wydajesz się zupełnie niedostępny, trzymający mnie na dystans, po chwili zaczynasz sypać radami na prawo i na lewo, samemu łasząc się do mnie. O co ci tak naprawdę chodzi? Powiedz mi. Chcę zrozumieć. – zamilkła cisza przerywana jedynie kroplami wody, które leniwie skapywały na podłogę. Zdawało się, że na tę jedną chwilę cały świat raptownie się wyłączył. Wszystko się wyłączyło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.17 22:18  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Wyciągnął przed siebie dłoń oglądając stan własnych paznokci. Wyglądały znośnie, wszystkie brzydkie skórki odmoczyły się, końcówki były równe i blade. Zabawne, bo przecież nie korzystał raczej z obcinaczek, niekiedy obgryzał je nerwowo, a jednak nadal wyglądały przyzwoicie. Prawdziwa magia, anielska niezrównana magia.
Pstryknął palcami i pilniczek Cayenna leżący gdzieś w łazience pojawił się w jego dłoni. Bez czekania zaczął piłować nim ostrze zakończenia, doprowadzając wszystkie paznokcie do równej długości.
- Może na pewno? - uśmiechnął się bez odrywania od czynności. Od czasu do czasu stopował i testował ich gładkość zginając dłoń. Kolory mu nie pasowały, chociaż poczuł nagłą potrzebę przyozdobienia w jakiś sposób swojego ciała. Nie był typem zdolnym do udawania kobiety, miał mimo wszystko zbyt męskie rysy, ale kto zabroni mu robić to, czego chce? - Nie masz jakiegoś lakieru?
Jednocześnie pozwolił w taki sposób młodemu zająć się sobą, bez próby podglądania go. Teraz nie czuł w tym już zabawy, chłopak reagował zbyt poważnie na jego zaczepki, przypominało to maltretowanie wychudłego królika, który nie próbował gryźć ani kopać, a jedynie zwisał trzymany za sierść przy karku. Takiego należało albo litościwie zostawić, albo trzepnąć raz a dobrze w łeb, żeby w ogóle nie poczuł, że zdycha.
Jego imię zadźwięczało w powietrzu, więc przerwał na moment spoglądając na drugiego anioła.
Długi wywód go nieco zaskoczył. Szczególnie że posłaniec rzadko kiedy decydował się na zadanie jakichś pytań, na próbę poznania upadłego ze strony, której nie mógł za bardzo zrozumieć. Dla Goodfellowa było to jednak dowodem, że mimo wszystko nieco się zmienił, chciał znać powody dla których został potraktowany tak, a nie inaczej. Szkoda, że tej wiedzy nie będzie mógł wykorzystać w innych wypadkach, tyczyła się ona tylko i wyłącznie obecnego tu mężczyzny.
- Oh? Robię po prostu to, na co mam ochotę. Gdyby Bóg nie chciał, żebym czegoś robił, to bym nie chciał tego robić, prawda? - machnął ręką zastanawiając się, czy może już wrócić do szlifowania powierzchni paznokci. Po spojrzeniu chłopaka wiedział jedna, że taka odpowiedź go nie usatysfakcjonuje. - Może zamiast rozumieć spróbujesz to po prostu zaakceptować? Taki jestem, nie ma co drążyć.
Rozrzucił ramiona na boki odkładając pilniczek na jedną z płaskich powierzchni.
- A ty dlaczego raz lgniesz do mnie, a potem kurczysz się przed dotykiem? Dokładnie z tego samego powodu. Bo tak po prostu jest, bo taki po prostu jesteś. - podrapał się po podbródku. - To mówisz, że mogę u Ciebie zostać na noc?
Ciepło wywołało zmęczenie, zupa siadła dobrze na żołądku i teraz brakowało mu tylko czystej pościeli, no, może jedna bezczynna noc go nie zabije. Miła odmiana po podbojach i wojażach. Dawno nie było takiej sytuacji kiedy po prostu spał. Jak normalny, moralny anioł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.17 1:05  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Nie było co ukrywać, że odpowiedź starszego anioła w żadnym stopniu nie usatysfakcjonowała Cayenne. Z drugiej strony chłopak wiedział, kiedy odpuścić, kiedy nie drążyć dalej tematu. Tak jak teraz. Czuł, że Robin niekoniecznie będzie z nim do końca szczery i w dość okrężną drogą go spławi. Spuścił jedynie spojrzenie, delikatnie zaciskając obie dłonie w pięści, ale nic nie powiedział. Stał w miejscu, jak ten ostatni ćwok. Do momentu, aż padło ostatnie pytanie. Chłopak skinął lekko głową i uśmiechnął się do Robina, chociaż w jego twarzy pojawił się cień smutku czy nawet rozczarowania. Bo przez moment, przez jedynie ułamek czasu, chłopak poczuł się jak bezwolna marionetka w dłoniach niezwykle wyrafinowanego lalkarza.
Oczywiście. Przecież mówiłem, że bardzo chcę, abyś został u mnie na noc. Chodźmy. – dodał po chwili, kierując swoje kroki w stronę wyjścia. Nim jednak opuścił łazienkę, zawrócił się na pięcie i podbiegł do szafki, gdzie uprzednio przyniósł sobie świeże ubrania na zmianę. Narzucił przez głowę zwykły podkoszulek, a potem wciągnął na wąskie biodra dresowe spodnie, stosując jakąś tajną umiejętność, by jego nagi tyłek nawet przez moment nie ujrzał światła dziennego.
Na pewno nie chcesz niczego na zmianę? Mam trochę rzeczy, które powinny być na ciebie dobre. – spojrzał na niego kątek oka, kiedy opuszczali łazienkę. Chłopak wystawił głowę do kolejnego pokoju sprawdzając co robi Pan Lis. Ale ten był pogrążony w głębokim śnie. Albo przynajmniej tak dobrze udawał, cały czas nasłuchując czy jego podopiecznemu nic nie grozi.
Możesz spać w moim łóżku. Ja się prześpię w kuchni przy kominku. Chodź, pokażę ci pokój. – złapał go za nadgarstek i pociągnął za sobą, wyraźnie odzyskując dobry humor i promieniując oraz emanując pozytywną energią.
Pokój znajdował się na końcu wąskiego korytarza, niedaleko od łazienki. Był raczej mały i skromny, ale tak naprawdę nie można było spodziewać się czegoś więcej po samotnie mieszkającym chłopcu. W pokoju znajdowało się jedynie łóżku i parę szafek zawalonych książkami z różnych epok oraz napisanych w różnych językach, z przewagą na język łaciński. Była też stara, ledwo trzymająca się szafa, ale nic ponadto. Cayenne jednak lubił tę prostotę, a nawet surowość. Przywykł do niej i w niej czuł się najlepiej.
Coś ci jeszcze przynieść? – zapytał wklejając swoje spojrzenie w niego w oczekiwaniu, niczym mały szczeniaczek czekający na polecenie swojego pana i właściciela.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.17 12:59  •  Istny dom wariatów  - Page 3 Empty Re: Istny dom wariatów
Nie widział reakcji chłopaka, nie spoglądał w jego stronę, kiedy zakończył swoje tłumaczenie się. Tyle powinno mu starczyć, chociażby dlatego, żeby nie winił się jeszcze bardziej za znajomość z upadłym. Robin mógł się tylko zastanawiać, jak zareagował by zwykły anielok wiedząc, że trzyma pod swoim dachem mordercę pobratyńców. Wyrzuciłby go za zbrodnie, czy chował przed okiem silniejszych od niego, bo Bóg nakazuje wybaczać? Tyle, że w matowych oczach Goodfellow'a nie dało się dostrzec odrobiny chęci poprawy, gdyby miał wybrać pomiędzy dalszym służeniem w imię Pana, a kontynuacją życia takiego, jakie miał teraz, bez wahania poszedłby drugą ścieżką. Chodzi o to, że wszystko co go w życiu spotkało i spotyka zrzuca na barki najwyższego, to on chciał tego wszystkiego dla upadłego. Odwracanie się plecami od nieomylnego Boga byłoby dla anioła bluźnierstwem. W tym wszystkim nie widział wcale swojej pomyłki, ani zboczenia z oświetlonej drogi.
- Na pewno. Poza tym, nie ma nic lepszego od spania nago. - stwierdził równie lekko, co zawsze.
Na szczęście dla Cayenne'a, teraz poruszał się po jego domu z ręcznikiem na biodrach. Pozwalając ciału na samoistne wyschniecie cieszył się ciepłym powietrzem, które niosło się po całym pomieszczeniu wydobywając się z kominka. Poszedł za młodszym aniołem, chociaż zmarkotniał na twarzy na jego słowa.
- Oh, miałem nadzieję, że mi potowarzyszysz. - spojrzał na niego bokiem, bawiąc się dolną wargą palcem wskazującym. - Skoro już udało mi się znaleźć trochę czasu na odwiedzenie Cię, to używanie całej nocy do spania byłoby stratą czasu.
Zatrzymał się na progu, rozglądając się po pokoju. Nie pasował do chłopaka, wydawał się dużo bardziej poważny, niż jego osoba. Brakowało mu takich małych detali, przedmiotów czy pamiątek po różnych chwilach, których spodziewał się zobaczyć tutaj setki. Tak, to pewnie dlatego, że stłamszony chłopak nie miał za bardzo o czym pamiętać, jego życie brzmiało monotonnie i nudno.
- Właściwie... gdybyś mógł. Kartkę papieru. - oparł się o framugę sunąc wzrokiem po tytułach książek. Sporo z nich kojarzył, były typowo 'anielskie', wiele grzbietów jednak nie mówiło mu nic konkretnego. Zrobił krok w stronę półki i wysuną jedną z nich, obitą w ciemnoczerwoną okładkę ze złotymi literami. Z obojętnym wyrazem twarzy zaczął wertować pożółkłe stronice szukając jakiegoś fragmentu tekstu, który by go zainteresował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach