Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 02.07.14 3:24  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Dobrze wiedział, że ponowne spotkanie ze swoich panem w tak intymnych okolicznościach jest możliwe. Skoro już raz rozłożył przed nim nogi, dlaczego miałby tego nie zrobić po raz kolejny? Ryan po tych osiemnastu latach traktowania Ailena jak typowego sługusa, nareszcie mógł posmakować innej, może i lepszej strony ich znajomości. Kurt notabene nigdy jeszcze nie znalazł się z nim w tego typu sytuacji, a przynajmniej Jay nie miał prawa wiedzieć, jak bardzo jego mniejszy towarzysz może się zmienić, gdy tylko uzna towarzystwo właściciela za całkiem przyjemne. Na co dzień Kot był raczej zdystansowaną osobą, która pomimo iż nie bała się pyskować czy odszczekiwać, nie lubiła zbytnio spoufalać się z innymi ludźmi, wliczając w to Dobermana. Może inaczej... nie tylko go wliczając, ale także uznając, że jest on szczególnym przypadkiem, z którym Ai nie chciał mieć nic wspólnego. To nie tak, że go nienawidził. To było „nielubienie” dla zasady. Jego rozkazy były irytujące, przez co na sam widok mordy szatyna, w Ailenie wzbierały się chęci mordu. Jednak tak jest najprawdopodobniej u każdego sługi, a już w szczególności u tych, którzy mają koci charakter i wolą podążać własnymi ścieżkami, a nie być siłą ciągnięci na smyczy. Sullivan zdecydowanie zaliczał się do tych osób, ale należał też do szerokiego grona, które bardzo lubiło odczuwać przyjemność z rzeczy, które są praktycznie niedostępne, o czym Ryan mógł się teraz przekonać. Zazwyczaj zimny, nieufny i oschły sługa, nagle staje się chętnym, przyjaznym i potulnym kociakiem. Cóż, skoro mu się podobało, nie widział przeciwwskazań, aby zachowywać się w inny sposób. Mało tego. Było mu tak dobrze, że nawet perspektywa kolejnego wylądowania z Ryanem w łóżku nie była już przerażająca, tylko zachęcająca. Wystarczył jedynie ładny zapach, żeby tak nagle to zmienić?
Wbrew wszystkim miłym uczuciom, które towarzyszyły mu podczas przeżywania bliskości szarookiego, nie ulegało najmniejszym wątpliwościom, że jest on kompletnym skurwysynem. Owszem, sprawiał, że Ailenowi było dobrze, jednak nie należy zapominać, że koniec końców odbiegał od tego, czego domagał się ciemnooki, a wiadomo, że kocur nie lubił gdy odmawiało mu się pewnym rzeczy. Mało tego… szatyn z premedytacją drażnił wszystkie jego zmysły, automatycznie zwiększając ochotę na dalsze wrażenia. Doprowadzał tym Kurta do obłędu, jednak mimo wszystko, nie zmniejszył jego chęci, na kontynuowanie zabawy. Z gardła Charta non stop wydobywały się ciche pomrukiwania, podobne do tych, jakie wydają z siebie zadowolone koty. Dźwięki przybierały na sile, zmieniając się w bardziej jękliwe za każdym razem, kiedy tylko Ai czuł kły szatyna, zahaczające o jego delikatną skórę na udzie. Drażniące, ale już od dawna było wiadomo, że szarooki lubił się droczyć. Czasami nawet aż za bardzo, a subtelne muśnięcia warg w miejsce ugryzień, nijak miały się do zmiany opinii Levelu E; Grimshaw dalej pozostawał skurwysynem.
Jego spokojniejsze zachowanie natychmiast zostało zażegnane, kiedy tylko Ailenowi dane było ponownie poczuć Ryana w swoim ciele. Wyczuł, że jego ruchy nieco złagodniały, jednak to nie powstrzymywało Sullivana od nieco głośniejszego nastawienia. Ale to też nie tak, że oddał się operowym jazgotom. Mimo wszystko z całych sił starał się powstrzymywać od – jego zdaniem – uwłaczających godności jęków. Prawda. W tym momencie miał gdzieś jak wypadnie przez Grimshaw’em oraz w jaki sposób zmieni się jego opinia. Mimo to, Ailen automatycznie zaciskał zęby. Został nauczony, aby nie okazywać przeciwnikowi swoich słabości i choć w tej sytuacji sama zgoda na ów okoliczność była jedną wielką słabością, Kurt podświadomie udawał, że było inaczej. Lepiej, aby cały las nie został wypełniony jego spazmatycznymi pojękiwaniami. Kręciły się tutaj teoretycznie same anioły, a one na pewno nie wyczyniały w tym miejscu tak „nieczystych” rzeczy, jakie teraz z ochotą przyszło przeżywać Ailenowi. Mógłby się założyć, że był pierwszym, który odważył się przyćmić spokojny, wieczorny ćwierkot ptaków własnym, nietypowym rodzajem pomrukiwań. Bynajmniej nie czuł się z tego powodu źle.
Zdecydowanie zbyt szybko płynąca chwila, jaką szarooki uraczył go swoistą mieszanką doznań, właśnie zbliżała się do osiągnięcia swojego apogeum. Szybki oddech wyrywał się z jego ust z pewnym trudem, zupełnie tak, jakby przypomnienie o własnej konieczności wydawało się być niewygodne. Kurt zacisnął mocno powieki, odchylając głowę do tyłu z kolejnym, przeciągłym, acz niechcianym jęknięciem. Chłopak wplótł palce między źdźbła trawy i choć początkowo zamierzał tylko delikatnie się za nie złapać, to jednak uczucie, które kumulowało się w jego ciele okazało się zbyt mocne, finalnie powodując ich szarpnięcie i wyrwanie. Alternatywa od znaczenia pleców kochanka czerwonymi smugami? Serce biło mu niemiłosiernie szybko, prześcigając sam oddech czy choćby szybkość, w jaką Ailen był w stanie myśleć. Wydawał się absolutnie nie speszony dotykiem czy bliskością szarookiego, zdając się być zupełnie inną osobą niż ta, które kilka minut temu uparcie nakazywała mu szybkie odsunięcie się. Na metr. Metr. Cały metr. W tej chwili była to odległość tak ponuro daleka, jak ta, która dzieli Słońce od Ziemi. Ailen zdecydowanie nie zamierzał rozstawać się z kochankiem w ciągu najbliższych minut, a przynajmniej podświadomie uważał, że w chwili obecnej brak ciepła jego ciała może okazać się dla niego niemożliwie nieznośny. W końcu to ono finalnie doprowadziło Kurta na sam szczyt w akompaniamencie świstu wydychanego powietrza i pomruku swego rodzaju ulgi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.14 23:09  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Niektóre przyjemności należało dawkować, pomału dokładać ich coraz więcej i stopniowo potęgować nieznośne napięcie, od którego ciało domagało się więcej. Ktoś, kto miał za sobą niejeden taki raz, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że szybkie zaspokojenie nie było na tyle satysfakcjonujące. Zresztą, gdyby zabawa jakąś zabawką miała trwać dosłownie przez chwilę, raczej nie istniałaby najmniejsza szansa na to, by się nią nacieszyć. Skoro złotooki zgodził się na taki krok, marnotrawstwem byłoby puszczanie go zbyt szybko. Decydowanie się na seks z ciemnowłosym było decydowaniem się na wszystko. Mógł przewidzieć, że szarooki będzie próbował go rozdrażnić, by dopiero finalnie dać mu to, czego z taką niecierpliwością wyczekiwał. To sługa był tu od przynoszenia wszystkiego na pierwsze zawołanie, a nie jego pan. Taki układ o tyle pasował Ryanowi, że nie było mowy o tym, żeby ich role nagle jakimś cudem się odwróciły. Podjudzanie pożądania nie mogło jednak trwać za długo, zważywszy na to, że nie tylko Kurtowi zależało na uldze. Choć szatynowi znacznie łatwiej było, nie okazywać tego, jak bardzo w tym momencie tego chciał, wmawianie sobie, że wytrzyma jeszcze dłużej skończyło się fiaskiem. Mrowienie w podbrzuszu tylko nasilało się i choć jeszcze przez jakiś czas Sullivan musiał zmagać się z bólem, wreszcie wypełniło go przyjemne ciepło. Zdecydowany i w pewien sposób zaborczy ruch bioder ustał, po tym jak ciałem Grimshawa wstrząsnął przyjemny dreszcz zwiastujący koniec szczytowania.
Mężczyzna nie odsunął się od razu, choć taki mógł wydawać się najbardziej przewidywalny scenariusz. Oparłszy najpierw czoło o czoło bruneta, odetchnął głębiej, na darmo starając się teraz uspokoić oddech i przyspieszony puls o nierytmicznych uderzeniach, który czuł pod swoją skórą. Muśnięcie ust na wargach Ai'a, poprzedzone powiewem ciepłego od wysiłku powietrza, było ostatnią formą ich bliskości, zanim srebrnooki odsunął się, przy okazji obnażając nagiego młodzieńca, którego dotychczas przesłaniało – z jego perspektywy – przerośnięte ciało Jay'a. Bezwstydne spojrzenie szarych tęczówek raz jeszcze przemknęło po pozbawionym ubrań ciel Ailena w akompaniamencie zasuwanego rozporka spodni, jakby ów złośliwy zgrzyt szydził z niego. W końcu ciemnooki wciąż musiał przesunąć się kawałek, by zgarnąć swoje zgubione po drodze rzeczy, a w dodatku znajdował się teraz w dość krępującym położeniu. Opętany z kolei, nieprzejęty brakiem koszulki, usiadł na ziemi, wyciągając jedną nogę przed siebie, a drugą uginając w kolanie. Dla większej wygody podparł się łokciami o ziemię, wciąż uspokajając swój oddech. Zachowywanie się tak, jakby nic wielkiego się nie stało, wychodziło mu perfekcyjnie, ale – co już wspomniano – był skurwielem, a to co między nimi zaszło, nie miało nic wspólnego z emocjonalnym podłożem. Było jak... palenie papierosa dla uzależnionego, choć nie dało się ukryć, że przynosiło więcej korzyści i spełnienia, niż używka, którą można było wypalać raz za razem.
Zrobiło się niewyobrażalnie cicho. Na pewno tu nie potrzeba było więcej słów, jednak milczenie tylko potęgowało ciszę, którą przerywały jedynie życiodajne wdechy i wydechy oraz cicho szemrzący w pobliżu strumień. Poza tym wszystko dookoła zdawało się być martwe, choć było to niepodobne do Edenu. Doberman rozejrzał się, ściągając lekko brwi, jakby coś nie dawało mu spokoju, a wreszcie młodszy wymordowany doczekał się ponownej uwagi z jego strony, choć zapewne wolałby jej nie otrzymać, zważywszy na słowa, które padły z ust Jay'a:
Wygląda na to, że świerszcze już cię nie polubią. Musiały przenieść koncert gdzieś indziej.Ktoś je zagłuszał. Zgryźliwy ton dał mu się we znaki, a zawtórował mu wymowny błysk w kocich oczach, których źrenice przypominały aktualnie dwie pionowe kreski. Kot podał mu się jak na tacy, a ten jeszcze musiał zarzucić mu, że był zbyt głośny, choć już lepsze to niż opuszczenie go w milczeniu. Co prawda, byłoby to całkiem w jego stylu, jednak widocznie ta obecność miała być swojego rodzaju nagrodą, chociaż Grimshaw wyraźnie starał się, by zamienić ją w kolejną karę. ― Przed innymi też tak ochoczo rozkładasz nogi? ― mruknął, najwyraźniej nie wierząc, by istniało jakieś inne i do tego sensowne wyjaśnienie, dla którego poszło tak szybko po tym, gdy zaczął naruszać przestrzeń odobistą ciemnookiego. Jakaś nuta w głosie Opętanego sama z siebie dała do zrozumienia, że w tym momencie wolałby usłyszeć przeczącą odpowiedź, która nie zabrzmiałaby jak kiepskie kłamstwo. W końcu należał do niego pod każdym aspektem. Czy mu się to podobało czy nie – albo robił to z nim, albo z wszystkimi innymi. Nie było żadnego pomiędzy.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.07.14 3:50  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Przyjemność nigdy nie trwa długo.
Wykupił sobie kilka minut, którymi Ryan był zajęty tylko nim, jednak niestety upłynęły one równie szybko, jak szybko trwała zmiana jego nastawienia ze zdystansowanego świętoszka, na zdecydowanie zbyt rozochoconego towarzysza cielesnych uciech. Kiedy zabawa dobiegła końca, a właściciel nareszcie odsunął się od jego obolałego ciała, Ailen i tak potrzebował jeszcze chwili czasu, aby dojść do siebie. Nie można mu się dziwić. Emocje, okoliczności, żwawość przebiegu całej akcji…te czynniki skutecznie odebrały Kotu zdolność do sprawnego posługiwania się własnym ciałem. Nie zważając na wzrok srebrzystych tęczówek, który bezwstydnie omiótł jego postać, zamknął oczy i podparłszy się na łokciach, podjął próby uspokojenia oddechu, który gnał pędem jak szalony, próbując dogonić cały czas szybko bijące serce. Miał gdzieś, że Ryan patrzy. I tak nie miał przed nim już nic do ukrycia, a potrzebował tej nieszczęsnej minuty, żeby być w stanie podnieść się chociażby do siadu. No i jest. Oddech kulawo opanowany, siły wezbrane, odbicie od ziemi i…voilà. Bolesne stęknięcie, nieumiejętnie powstrzymane szybkim ugryzieniem w język. Może i chwilę temu byli niczym jedno ciało, jednak nie należy zapominać ile różnic ich dzieliło. Choćby aparycja. Grimshaw prezentował się zdecydowanie bardziej okazale, niż Ailen, a z racji tego, że to ten mniejszy reprezentował uleglejszą pozycję, nic dziwnego, że teraz nie tylko piekący ból ud dawał mu się we znaki, ale także dyskomfort miejsca, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Rzecz całkiem oczywista i choć dla Kurta stanowiła niezbyt przyjemny efekt uboczny ich wspólnej bliskości, dla Ryana pewnie była dodatkowym smaczkiem, który uprzykrzył życie jemu nierozsądnemu słudze.
Koniec końców, Doberman uprzykrzył je całkiem porządnie. Mniejszy wymordowany mógł się spodziewać, że zabawy z nim nie będą zbyt delikatne, jednak wyszedł z tej sytuacji zdecydowanie bardziej obolały, niż mógłby się spodziewać. Nie chodziło już o sam wewnętrzny dyskomfort, a o poharatane korą plecy, pogryzioną skórę czy podrapane nogi. Sam też nie był zbyt grzeczny, jednak irytował go fakt, że jego podpisy pozostaną na Ryanie tylko przez krótką chwilę. Zapewne nim się rozstaną, szarooki nie będzie nosił na sobie żadnych dowodów ich wspólnego spotkania. A co z Kurtem? Zdartą skórę można jakoś jeszcze wyjaśnić. Notabene, jemu ciągle się coś dzieje. Jednak malinka, po której Kot przebiegł delikatnie dłonią, może wzbudzić zdecydowanie większe zainteresowanie, niż zwykłe blizny. W tej sytuacji nie wmówi nikomu, że został napadnięty, choć subtelność z jaką odnosił się względem niego Grimshaw, istotnie można porównać do napaści.
Nareszcie odważył się wstać i choć nie obyło się od nieprzyjemnych grymasów, koniec końców, zacisnął zęby i w milczeniu sięgnął po swoją bieliznę i spodnie, które pośpiesznie na siebie narzucił. Nie narzekał na zimno, ale czuł się głupio, będąc w samych skarpetkach przed zakrytym właścicielem. Nie był to wstyd, tylko poczucie, że musi być fair dla samego siebie. Latanie nago nie brzmi jak dobra zabawa. Przeczesał ręką kompletnie roztrzepane włosy, rozglądając się za resztą swoich porozrzucanych ubrań. Szybko jednak jego poszukiwania zostały przerwane przez głos Opętanego, który wyrwał ich obu ze szpon ciszy. Ailen przywykł, że Jay lubi stawiać ludzi w niezręcznych sytuacjach, więc niekoniecznie przejął się tym początkowym brakiem rozmowy. Wręcz przeciwnie. Wykorzystał tą okoliczność, na lepsze uspokojenie własnego ciała.
- Tobie też przeszkadzałem? – zapytał, patrząc na niego z góry, bynajmniej nie wyniosłym spojrzeniem. Rzadko zdarzało mu się stać na wyższej pozycji, niż jego pan, jednak wbrew pozorom, taka mała odmiana nie sprawiła, że Ailen natychmiast nabrał pewności siebie. Po pierwsze, miał jej i tak całkiem sporo, zważywszy na to, że był cholernie zuchwałym gnojkiem. Po drugie, może i miał Ryana w dupie w sensie przenośnym, ale sens dosłowny, który ledwie kilka minut temu boleśnie na sobie odczuł, jasno dawał mu do zrozumienia, że zgrywanie dominanta nie jest najmądrzejszym pomysłem. Zapinając swój pasek od spodni, patrzył na niego z pewną nutą kąśliwego rozbawienia. – Trzeba było częściej zatykać mi usta. – zachęcił. Nie czuł się absolutnie w żaden sposób winny swojemu zachowaniu. Doskonale wiedział, że jego pojękiwania odegrały kluczową rolę w ich wspólnym przedstawieniu, a krycie się z nimi i granie milczka, obojgu nie wyszłoby na dobre. Zresztą, miał też świadomość, jak wiele powodów do wydawania dźwięków dał mu szarooki. Jego reakcje były jak najbardziej oczywiste, a kąśliwe uwagi pana, były tylko.. kąśliwymi uwagami. Bynajmniej nie wprawiły Kota w zakłopotanie, a raczej coś na wzór swego rodzaju rozbawienia. Że też pomimo bólu i pewnej stracie na godności, masz jeszcze chęci mieć dobry humor, Kurt…
- Nie. – odparł szybko, z powrotem narzucając na siebie koszulkę. Przymknął jedno oko, gdy materiał boleśnie otarł się o świeże rany na plecach. – Czuj się wyjątkowy, ale nie najlepszy. – rzucił bezczelnie, odnajdując na ziemi jego t-shirt. Podniósł go i bez skrupułów rzucił w stronę pana. – 7/10. – Prowokator. Surowa ocena, jak na kogoś, kto choć usilnie stara się zachować grobową twarz, operuje całkiem rozbawionym tonem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.14 13:58  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Niestety – tak to już było, a Ailen musiał wyjść z tego starcia mniej zwycięsko. Nawet, jeśli dostał to czego chciał, poniósł bolesne konsekwencje swoich decyzji. Może nawet teraz tego żałował, może myślał, że mógłby spędzić ten czas z kimś innym i ucierpieć na tym mniej. Cokolwiek by to nie było, Ryan z całą pewnością nie wyraziłby przejęcia opinią Kota. Liczyło się to, że sam czuł się świetnie, jeszcze przez jakiś czas czując pulsowanie w podbrzuszu, które świadczyło o udanym orgazmie. Może nie na tyle udanym, jak wiele poprzednich, jednak mimo wszystko dobrze znów było poczuć się w ten sposób. Poharatane pazurami służącego plecy, wciąż nieco szczypały i odznaczały się nieprzyjemnie czerwoną barwą na bladej skórze mężczyzny. Oderwał jedną rękę od ziemi, by sięgnąć nią za siebie i przesunąć opuszkami palców po kilku pręgach, które – istotnie – nie były dla niego żadnym problemem. Ku niezadowoleniu młodzieńca, już po chwili zaczęły rozmywać się, jakby nigdy ich tam nie było. Jedynie pojedyncze kropelki krzepnącej już krwi, w miejscach, w których paznokcie zdarły powłokę jego ciała mocniej, pozostawiły po sobie niewielką pamiątkę. Na szczęście tę łatwo było zmyć. Nie, żeby Jay'owi zależało na tym, by nikt nie dowiedział się o ich wspólnej zabawie. Wręcz przeciwnie – nie wstydził się tego. Można by nawet powiedzieć, że był to pozytyw, który wpływał na jego konto. Kolejne trofeum do kolekcji. Szkoda tylko, że równie nieważne, co cała reszta. Powiedzmy, że w porażającej ilości przypadków, uznawał zasadę trzech zet i bynajmniej nie tyczyło się to zdawania z jakiegoś przedmiotu w szkole. Ta wersja na pewno znacznie mniej odpowiadała jego kochankom, chyba że sami zdawali sobie sprawę z tego, że nie powinni liczyć na więcej i odpowiadało im to. Uwiązywanie na krótkiej smyczy w tych czasach wcale nie było aż tak wygodne. Zepsucie pożerało ten świat, a większość poszła właśnie tym torem. Gdy ma się tysiąc lat na karku, ma się świadomość tego, że tkwienie przy jednej osobie w końcu stałoby się nudne. Romantycy wyginęli już dawno temu. Kiedyś twierdzono, że życie jest zbyt krótkie, by odmawiać sobie przyjemności, ale teraz było zbyt długie, by... nie spróbować wszystkiego.
Zdobyć, zaliczyć, zostawić.
Kolejny głębszy oddech i wreszcie Grimshaw także podciągnął się do siadu, podciągając wcześniej wyprostowaną nogę jak do siadu skrzyżnego. Oparł łokieć o zgięte kolano, drugą ręką mierzwiąc włosy z tyłu głowy. Jego oddech powoli wracał do normy, a ostatnie iskierki podniecenia, które wcześniej migotały w srebrzystych tęczówkach, dodając im więcej życia, teraz też powoli odchodziły w niepamięć, jednak z wciąż nieodgadnionym wyrazem zaczęły przyglądać się ubierającemu się chłopakowi. Opętany na chwilę wygiął jeden kącik ust w niezadowolonym grymasie, ale żaden powód, dla którego ten zawitał na jego twarzy, nie przecisnął się przez gardło ciemnowłosego. Słowa były zbędne w tak oczywistej chwili. Kurt mógł jeszcze przez chwilę pozwolić mu nacieszyć się widokami, skoro i tak dookoła nie było nikogo innego.
„Tobie też przeszkadzałem?”
Tym razem nie ― mruknął w pełni poważnie, czyli... właściwie jak zwykle. Skierował też pewny wzrok prosto na oczy służącego. Trudno, żeby mu przeszkadzał, skoro wymordowany był w tym czasie zajęty czymś zupełnie innym. Po za tym taka była naturalna kolej rzeczy: on pieprzył, a ktoś inny jęczał. Bez tego nie byłoby zabawy. Jednakże w „tym razem” wciąż kryła się nuta zgryźliwości, której nie mógł sobie darować. ― Nikt nie zabraniał bardziej ci się tego domagać. ― I mogli tak w kółko. Każdy miał swoje racje i każdy miał już swoje przeżycia w tych sprawach. Jeden bogatsze, a drugi... nieco mniej. Przynajmniej z perspektywy Dobermana, szkoła Ai'a musiała być zupełnie inna.
„Nie.”
Dobra odpowiedź.
„Czuj się wyjątkowy, ale nie najlepszy.”
Co mógł powiedzieć? „Vice versa”? Raczej nie, bo jego wersja mogłaby nie spodobać się Sullivan'owi. Chociaż...? Prawda była taka, że szatyn też miał zasadę, by nie tykać się byle czego, więc jego koci sługa mógł poczuć się wyjątkowy, ale też nie najlepszy. trzeba było tylko mieć nadzieję, że to nie był szczyt jego możliwości, o ile na pierwszym razie nie miało się skończyć. Zapewne nie miało. Chart otworzył przed Ryanem nowe możliwości wykorzystywania go, a skoro wspólne znoszenie swojej obecności było nieuniknione, to nie istniała dla niego droga ucieczki.
Ostatecznie nie powiedział nic.
W dużej mierze dlatego, że nie przejmował się tą uwagą. Właściwie trudno było jakkolwiek podburzyć jego pewność siebie. Kolejnym czynnikiem była koszulka, która właśnie frunęła w jego stronę, błyskawicznie uniósł rękę, by ją przechwycić, a później przewiesić sobie przez ramię, jakby wszczynał niemy bunt przeciwko zakładaniu jej. W kwestii budowy ciała nie miał się czego wstydzić, a blizna, która przecinała jego klatkę piersiową, była widokiem na porządku dziennym. W Desperacji trudno o kogoś, kto nie skończył bez żadnych uszczerbków na zdrowiu. Wszyscy byli kiedyś młodzi i piękni, a teraz pozostało im tylko „i”.
Mówisz? ― Uniósł brwi, choć kiepsko wyszło mu zaskoczenie oceną ciemnookiego. Oczywiście była to kolejna uwaga, z której nic sobie nie robił, ale mimo to tym razem nie poskąpił mu odbicia piłeczki: ― Niech będzie. To lepsze niż twoje trzy na dziesięć. ― Jak na przekomarzankę, ten werdykt wydawał się zostać wydany całkiem trzeźwo. Po tych słowach, przeciągnąwszy się leniwie, podniósł się z ziemi. Niedbale otrzepał spodnie z trawy, a przemknąwszy wzrokiem dookoła, raz jeszcze skupił uwagę na chłopaku. ― Masz rację ― zaczął nagle ― powinienem ci częściej zatykać usta. Za dużo mówisz ― odparł i pokonał dzielącą ich odległość. Wsunął palce w ciemne włosy Ailena i odchylił jego głowę bez delikatności. Nachylił się, rozdzierając bezpieczną odległość między ich twarzami, choć samo zbliżanie się wydawało ciągnąć się w nieskończoność, jednak wreszcie zdolność mówienia została odebrana młodszemu wymordowanemu, gdy... mężczyzna zasłonił jego usta ręką, odbierając mu szansę na kolejny pocałunek. Przesunął nosem po jego skroni, finalnie przysuwając wargi do jego ucha, którego płatek musnął końcówką języka. Definitywnie się z nim droczył.
Wyprostował się, uwalniając jego usta od swojej ręki. Przycisnął głowę chłopaka do swojego nagiego boku i roztrzepał mu włosy, jakby właśnie miał do czynienia z niesfornym dzieciakiem, który wręcz prosił się o tak pobłażliwe traktowanie. Wszystko to, zanim ominął go, jakby nagle stwierdził, że wypadało się zbierać.
Gdybym od razu postarał się na dziesięć, nie dałbyś mi spokoju, kocie. ― Och, Jay, doprawdy jesteś uosobieniem skromności. I to właśnie tym miłym akcentem pożegnał służącego, udając się w swoją stronę. Jeszcze zanim zniknął mu z oczu, Kurt mógł zauważyć, jak zakłada na siebie koszulkę, odmawiając fan serwisu wszystkim tym, których mógł jeszcze spotkać na swojej drodze.
    z/t.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.14 4:11  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
>>tutaj wstaw treść<<


{ z.t }
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.14 19:55  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Kiedy wyruszył ze Smoczej Góry wraz z Cedną, która mogła okazać się bardzo użytecznym sprzymierzeńcem w walce, oczy świeciły mu się wręcz ze szczęścia. Anioły… Otrzymał zlecenie na złapanie przerośniętego kurczaka z magicznymi mocami. Z resztą nie tylko on, ale było to zlecenie ogólnoorganizacyjne. Od Kościoła, który najwidoczniej śmiało sobie poczynał, aby usunąć z powierzchni ziemi wszystkich skrzydlatych, których nienawidzili. Co ciekawe, wśród tłumu wiernych, jakiego kiedyś miał okazję zaobserwować, ujrzał chyba anielskie skrzydło. Mogło to też być złudzenie optyczne. Nie mógł przecież do końca dowierzać własnym oczom, choć zawodziły go rzadko. Zakładając jednak, że aniołobójcza siła przyjmuje w swe szeregi pierzastych dezerterów, wyjaśniało się, dlaczego jeszcze chciano ich złapać, a nie wymordować. Może liczą na zawiązanie współpracy z nimi? A po czyjej stronie stanie ta rzesza, gdy już pozbędzie się swego naturalnego wręcz wroga? Pomoże zniszczyć Desperację, czy raczej ją uratować? I dlaczego właściwie się nad tym zastanawia? Nie był tak bardzo przywiązany do tej ziemi. W razie problemów związanych ze zwycięstwem Świata-3 napadnie jakiegoś mieszczucha, którego ciała już nigdy nie znajdą, podszyje się pod niego, za pomocą fałszywego identyfikatora, a potem hulaj dusza, pod egidą S.SPECu.
Nim jednak jedna ze stron zdecydowanie zdominuje wszystkie pozostałe, minie jeszcze wiele czasu, a do tej pory, musiał wykonywać zadania. A aktualne brzmiało: Dostarczyć pierzastego, obojętnie w jakim stanie, tylko ze skrzydłami. Musi również być żywy. Podobno kończyny urywa im się podczas rytuału. Daniel zastanawiał się czy pozwolą mu popatrzyć na widowisko. Byłoby to kolejne cudowne doświadczenie do jego kolekcji. Nigdy nie widział skrzydlatego składanego w ofierze fałszywemu bogu, dlatego koniecznie chciał w tym uczestniczyć. Najlepiej nie jako anioł ani domniemywany heretyk.
Dotarli do Edenu około południa. Od tego momentu, Sirion starał się zachowywać możliwie bezszelestnie. Wiedział, że Cedna nie da rady, pokazał więc jej znak, aby zachowała lekki dystans, tak by w razie wykrycia jednego z nich, drugie mogło przystąpić do ataku znienacka, dezorientując przeciwnika. Gdy zagłębili się między drzewa, utrzymanie cichego kroku stało się trudniejsze, przez liście rozsypane po trawie, jednak szum wiatru skutecznie maskował ten odgłos.
Kiedy między drzewami dostrzegł czyjąś postać, przycupniętą na kamieniu, uaktywnił swoją zdolność kamuflażu, uprzednio pokazując jednak Cednie, aby podeszła skrzydlatego z drugiej strony.
Odbezpieczył pistolet z cichym trzaskiem, licząc na to, że jest jeszcze zbyt daleko od przeciwnika, by ten to usłyszał. Chyba nie, choć pewność mogła być zgubna. Zbliżył się doń ostrożnie i ujrzał, że różowowłosy zawzięcie pałaszuje jakiś owoc. Niestety, przy boku miał katanę. Daniel nie lubił walki wręcz ani bronią białą. Może to przez swoje łamliwe kości? A może dlatego, że przeciwnik zbliżał się wtedy zanadto? Kto by się tym przejmował, kiedy adrenalina szumi w uszach, a coraz szybsze bicie serca zwiastuje podniecenie nadchodzącą walką. Teraz tylko wymierzyć i…
… strzelić.
Kiedy usłyszał huk wystrzału, poniewczasie zdał sobie sprawę z braku tłumika na lufie broni. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że Cedna potraktuje to jako zachętę i również przyłączy się do walki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.14 20:54  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Cedna przygotowała potrzebne rzeczy i materiały, a następnie przyjmując z chęcią zaproszenie od Daniela wybyła wraz z nim ze Smoczej Góry. Na jakie to też hulanki zaprosił ją mężczyzna? Ano na polowanie na skrzydlate potworki w Edenie, które o dziwo żywcem pragnął Kościół. Cedna musiała przyznać, że zlecenie jakie dostała organizacja było dosyć nietypowe. Kościół żywcem pragnie swego nemezis. W jakim celu? Może być i wiele opcji, nad którymi chyba każdy już się zastanawiał, ale po co też roztrząsać temat? Ważne, aby dostać swój udział, a o resztę martwić się nie trzeba. Prosta zasada życia najemnika, którą chyba każdy praktykował.
Maszerując wraz z mężczyzną dostrzegała jego wręcz szaleńczą radość w oczach, która z kolei ją osobiście rozbawiała. W rękach niosła swój ukochany karabin plazmowy, w pełni naładowany zarówno energią jak i plazmą. Pozostało tylko cierpliwie maszerować w stronę Edenu, aby w końcu rozpocząć polowanko.
Gdy około południa w końcu dotarli w upragnione miejsce Aomame wiedziała, że musi od tego momentu się w pełni skupić, oczyścić z niepotrzebnych myśli i w jak najcichszy sposób przemieszczać zgodnie z zaleceniami. Dobry team work to 90% sukcesu. Oddaliła się na odpowiednią odległość od Daniela czujnie obserwując okolicę.
Długo na swoją ofiarę czekać nie musieli. Pojawiła się niedługo potem na kamieniu i wydawało się, że w ogóle jeszcze nie dostrzegła ich obecności.
Wspólnik wszedł w tryb kamuflażu, Cedna skupiła się na jeszcze cichszym przechodzeniu wśród liści. Tak jak jej polecił, tak też zrobiła obchodząc drzewa powoli i bacznie obserwując sytuację. Znalazła sobie idealną miejscówkę pomiędzy drzewami lekko zasłoniętą krzewami. Flora na szczęście nie przeszkadzała w wycelowaniu na anioła, to też Rhoneranger uniosła do góry uspokajający kawałek metalu. Przymknęła jedno oko i nakierowała lufę na postać anioła, celując dokładnie w głowę. Teraz tylko czekać co się wydarzy.
A wydarzyło się coś nieoczekiwanego...
Wystrzał. Usłyszała wystrzał. Na moment mózg wykrył sprzeczność w rozumowaniu, ale była to tylko sekunda niezrozumienia, która została szybko zamaskowana nawykiem przyciśnięcia spustu. Pojedyncza wiązka rozgrzanej do białości plazmy poleciała w stronę ofiary, a sam karabin odbił mocno do góry.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.14 14:20  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Zdawać by się mogło, że rozpoczął się kolejny, nudny dzień. Jak ostatnio, gdzie praktycznie wszystkie były takie same. Właściwie to prawie od tygodnia siedział w Edenie, wierny w swym postanowieniu, że ograniczy wizyty w Desperacji. Kierowany własnymi pobudkami zajrzał tam tylko raz, choć powrócił szybko do swego domu nie zastawszy na miejscu tego, kogo szukał. Jedynym mankamentem, który najbardziej go gryzł, był fakt braku telefonu komórkowego. Od czasu, gdy roztrzaskał go na łbie Wilczura, Nathair nie miał żadnej sposobności pozyskać nowego urządzenia. A teraz naprawdę przydałby mu się. Chociaż i tak wiedział, że ta osoba nie pokwapi się na odpis. Zawsze jednak warto było spróbować, nieprawdaż?  
Wgryzł się w jabłko i z miną bez większego wyrazu zaczął jego konsumpcję. Powinien znaleźć sobie jakieś zajęcie a nie gnić bez celu i udawać dekorację Edenu. Wsunął zmarzniętą dłoń pod kurtkę i podrapał się po karku, znowu marudząc coś bez ładu i składu, a jabłko w ustach skutecznie umożliwiał mu uformowanie konkretnych słów. Może jednak wybierze się do Desperacji. Nie, żeby myślał, że Ryan go potrzebuje czy też jego pomocy. On nigdy nikogo nie potrzebował, tak już miał. Aczkolwiek nikła nadzieja, gdzieś tam z tyłu głowy świeciła, że może tak jak wtedy, w przypadku ataku na władzę, będzie go potrzebował. A Nathair nie był zachłanny, zadowoliłby się naprawdę czymś małym.
Kolejne ugryzienie i przesunięcie koniuszkiem języka po dolnej wardze, by zlizać ostatki słodkiego soku. W sumie ciekawe, czy lubił jabłka. Może któregoś razu przyniesie mu z jedno lub dwa. W Desperacji raczej nie było dostępu do tych owoców. Ba, nie było dostępu to praktycznie żadnych owoców. No dobra, to przyniesie mu kilogram, niech ma. Ale więcej nie będzie chciało mu się tachać z Edenu. Niech dupek sobie nie myśli, że martwi się o to, czym się żywi. Niedoczekanie. Pojedyncza żyłka irytacji zapulsowała na jego skroni. Na samą myśl o nim czuł wewnętrzną frustrację. Niech go piekł—no dobra, na to już jest za późno.
Wystrzał.
Może to głupie szczęście Nathaira, albo rzeczywiście ktoś nad nim czuwał, jednakże kula wystrzelona przez mężczyznę nie trafiła w jego głowę. Zamiast tego śmignęła tuż obok niej, rozcinając nieco skórę na jego policzku i rozwalając trzymane jabłko pomknęła dalej, wbijając się w napotkane drzewo na swej drodze. Sok rozprysnął na twarz anioła, a on sam z zaskoczenia zsunął się z kamienia, uderzając plecami o chłodną ziemię, na moment oślepiony wiązką światła, która przemknęła tuż nad nim. Zerknął w stronę, gdzie najpewniej znajdowało się źródło ataku na jego osobę i ujrzawszy kobiecą sylwetkę w krzakach, zaklął cicho. Była za daleko, by mógł się jej przyjrzeć, więc ciężko było mu ocenić czy zna ją czy też nie.
Z jego ust wydobyło się przekleństwo, które nie przystoi aniołom i szybko przetoczył się na brzuch, unosząc jedną rękę wyżej i aktywując barierę, która osłoniła zarówno go, jak i teren dookoła niego w odległości dwóch metrów. Podniósł się nieco, kucając i opierając jednym kolanem o ziemię, po czym przetarł twarz rękawem, ścierając resztki soku i śladowe ilości krwi, które zdążyły już pokryć jego policzek. Wbił swoje spojrzenie, pełne zaskoczenia i niezrozumienia w kobietę, sądząc, że tylko ona jest tutaj agresorem.
- Czego? – warknął stając na równe nogi i druga ręką łapiąc za rękojeść katany, wysuwając ją lekko z pochwy.
Dobra, cała ta sytuacja przedstawiała się co najmniej dziwnie. Nathair nie przypominał sobie, żeby komuś podpadł na tyle, żeby ten miał zamiar pozbawić go głowy. Bandyci? W Edenie? W sumie całkiem możliwe. Czyli najpewniej odpadały inne anioły, tyle dobrego. Jakoś nie uśmiechało mu się starcie podobnym do niego. Zresztą, nie uśmiechało mu się wdawanie w walki z kimkolwiek. Odwrócił wzrok nieco w bok. A gdyby tak rzucić się w stronę lasu? W sumie bariera powinna go uchronić przed ewentualnymi atakami z dystansu przez jakiś czas. Zawsze coś, ale nie wiedział z iloma osobami ma do czynienia. Mogła to być jakaś większa, zorganizowana grupa. I mógł napotkać na swoje drodze pułapki. Wzrok przesunął się ku górze. Może odlecieć, ale żeby wyciągnąć skrzydła musi ściągnąć z siebie chociażby kurtkę. Za zimno, zostawi to na ostateczność. Spojrzenie w końcu ponownie wróciło w stronę kobiety.
- Dość lekkomyślne postępowanie, biorąc pod uwagę miejsce, w którym się znajdujemy. – rzucił chłopak na tyle głośno, by dziewczyna go usłyszała. Może uda mu się z nią nawiązać jakikolwiek kontakt i dowiedzieć się, czego chciała od niego. I czemu chce odstrzelić mu łeb.. A jak nie… cóż, będzie musiał szybko pomyśleć o jakimś awaryjnym planie.

Użycie bariery 1/3
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.14 20:52  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Już miał go na celowniku, oczami wyobraźni wyraźnie widział go leżącego na ziemi, nieprzytomnego z powodu szoku, gotowego do obezwładnienia. Ale nie! Nie mógł tak spokojnie siedzieć i udławić się wręcz tym jabłkiem, oczywiście musiał się ruszyć! Sirion był wściekły i nie ukrywał tego w żaden sposób, choć jego zdolność kameleona skutecznie przeszkadzała komukolwiek to zobaczyć. Zaczął poruszać się w kierunku ofiary, kiedy nagle wpadł na pomysł. Przyjrzał się dokładnie postaci anioła odwróconej doń tyłem. On nie uniknął strzału Cedny… To oznaczało, że musiał go jakoś odbić. Odbić, pochłonąć, zneutralizować… Oczy najemnika zwęziły się, gdy spod przymrużonych oczu próbował zaobserwować cokolwiek. Nic jednak to nie dało. Różowowłosy skrzydlak wyglądał najnormalniej w świecie. Był jednak zbyt poważny i skupiony, jak na gust Żmija. Jeśli chciał przyczynić się do przeżycia swojej nowej przyjaciółki, musiał odwrócić jego uwagę, rozproszyć, jednocześnie nie dając się zauważyć. Miał nadzieję, że jakiekolwiek nie byłyby moce tego pierzastego, nie zdoła wykryć jego obecności. No chyba, że spali cały las. Wtedy rzeczywiście Sirion natrafiłby na problem nie do przeskoczenia. Podejrzewał jednak, że takie działanie byłoby sprzeczne z anielskim kodeksem, którym przecież wszyscy musieli się kierować, aby być pełnoprawnymi tworami Boga.
Rozejrzał się wokół, przerywając na chwile natłok myśli krążący w jego głowie. Tak. Przecież był w lesie. Cóż to za problem chwycić pierwszą gałąź z brzegu i cisnąć nią w przerośniętego ptaka? Sirion nie pozostawił sobie chwili do namysłu. Ostrożnie i po cichu pochylił się w bok i złapał kawałek drewna leżący obok pożółkłych i zbrązowiałych liści. Jednym, płynnym ruchem wyszarpnął ową gałąź i cisnął tak, by poleciała na prawo od anioła o włosach niczym guma balonowa. Szelest nie powinien być zbyt słyszalny, nawet dla anioła, natomiast latające drewno może rozproszyć jego uwagę wystarczająco, by mechanik schowała się za najbliższym drzewem lub wystrzeliła w kierunku ich celu. To już pozostawiał jej wyborowi, w który teraz wierzył, nie mając innego wyboru.
Sam natomiast przesunął się w lewo, w kierunku najbliższego przedstawiciela dębów, starając nie zwrócić swoim czynem nadmiernej uwagi. Dostawszy się w jego bezpieczne pobliże, zamarł chwilę w bezruchu, czekając, aż sytuacja się uspokoi, po czym sięgnął po kolejny przedmiot do rzucenia. O, jakie to oczywiste. Ten kamień w zupełności się nada. Podniósł go i szybkim ruchem cisnął, tym razem mierząc w głowę opierzonego humanoida.
Dlaczego to robił? Jaki by w tym jego cel, poza zdradzeniem własnej pozycji i odwróceniem destrukcyjnej mocy anioła w jego kierunku? Przecież ponoć najpotężniejsi potrafili utopić człowieka we własnej krwi, spopielić go wzrokiem, czy udusić, gdy będzie miał płuca pełne tlenu. Dlaczego tak ryzykował? Czy był aż tak zmęczony życiem, że nie obchodziły go własne rany? Odpowiedź brzmi: Nie do końca. Żył już wystarczająco długo, by przekonać się, że żyje naprawdę tylko wtedy, gdy adrenalina krąży w jego żyłach. Dlatego potrzebował zrobić coś, co zapewni mu jej zastrzyk. A że istnieje ryzyko poważnych obrażeń i trwałych okaleczeń? Tym lepiej dla niego! Masochistyczne zapędy Siriona kiedyś będą przyczyną jego zguby. Ale nie dzisiaj! Nie dzisiaj!
Sirion nie mógł już dłużej tłumić w sobie szaleńczego śmiechu, który wyrwał się z jego gardła na wolność wbrew jego woli, jakby zyskując własną świadomość. Był tak przenikliwy, że odbił się echem między drzewami, doskonale obnażając pozycję najemnika. Ten nie pofatygował się jednak, by ściągnąć kamuflaż. Będzie na nim aż do śmierci. Nawet jeśli ten różowowłosy wyrośnięty kurczak wie, gdzie on się ukrywa, to jednak raptownie zmieniające się plamy na ciele potrafią skutecznie zdezorientować przeciwnika. Nawet jeśli wie.
- Wiesz kto po ciebie przyszedł?! – zawołał radosnym głosem. Nareszcie poczuł tę adrenalinę, gdy uderzyła mu do głowy, wyzbywając go z wszelkich zahamowani. Miał ochotę się śmiać, więc będzie się śmiał.
- Pozdrowienia od Ao! – krzyknął raz jeszcze, celując aniołowi w lewą łydkę. Oddał strzał, choć zupełnie nie obchodziło go to, czy doleci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.14 22:24  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Wystrzeliwujący pocisk plazmy, choćby nie wiadomo jaki neutralizator skonstruować zawsze, ale to zawsze prowadził do sporego odrzutu broni. Czy to pistoletu, karabinu lub (o zgrozo) strzelby. Zarówno inżynierzy jak i hobbiści w „czarnej strefie twórczej” walczyli z tym problemem, ale za chiny nie dało rady zredukować porządnego szarpnięcia karabinu, jakie obecnie targnęło Cedną do tyłu. Kobieta musiała spiąć dużą część mięśni, aby utrzymać się w pionie i nie wykonać kroku w tył. Gdyby nie to, że jest Łowcą i ma zwiększoną tężyznę ta kupa żelastwa najprawdopodobniej by wykopała Rhoneranger do tyłu na zadek tym samym sprowadzając nań niechybną śmierć.
Po chwili rozległ się cichy szmer przesuwanych w karabinie mechanizmów, które obecnie zręcznie i szybko transportowały chłodną ciesz wzdłuż lufy w celu ochłodzenia metalu. Znacząca seria zgrzytów, przeciągłe „bzzz” i krótkie „pik” poinformowały dzierżawcę po paru sekundach, że broń jest gotowa do ponownego użytku. Bardzo przyjemne dźwięki dla ucha, naprawdę.
Łowczyni na początku wykrzywiła usta w geście niezadowolenia, widząc jak pocisk zostaje zneutralizowany przez niewidzialną przeszkodę, a aniołek „spokojnie” sobie leży na ziemi. Nie miała zamiaru mu odpowiadać na pytanie. Opadła trochę niżej na nogi i przygotowała do ewentualnego uniku ciągle celując lufą karabinu plazmowego w klatkę piersiową skrzydlatego. Przed wyjściem na misję obniżyła moc broni, dzięki czemu zadawała poważne rany „parzone”, ale nie mordowała na miejscu przeciwnika. W końcu nie chcemy, aby nam aniołek się sfajczył na amen, jak kurczak z rożna.
Wiedziała dobrze, że nie powinna zostawać w jednym miejscu, ale również nagłe biegnięcie, gdy przeciwnik cię zauważył i jest zdezorientowany też nie było, aż tak rozsądne. Postanowiła poczekać na rozwój wydarzeń w głowie dokładnie analizując ewentualne scenariusze. Atak, ucieczka, poddanie, zombie, kosmici… tak, praktycznie każdy możliwy scenariusz równocześnie skupiając się na obecnej sytuacji i szybkim naciśnięciu spustu, gdy tylko nadarzy się okazja. Sirion zniknął z jej pola widzenia już na samym początku, więc i teraz jedynie zakładała, gdzie jej towarzysz może się podziewać i (jak na pracę zespołową przystało) odwróci w jakiś sposób uwagę Anioła od jej samej lub też wykorzysta sytuację by go pojmać. Oj tak, myśl o sukcesie i nagrodzie za dostarczenie tej istoty niebiańskiej do Kościoła sama w sobie wywoływała szeroki uśmiech u Rhoneranger.
To zadowolenie długo nie trwało, ponieważ szybko przeistoczyło się w jawne zaskoczenie nagle rzuconym badylem.
Że co? W aport my się tutaj bawimy? Spytała samą siebie unosząc jedną brewkę do góry. Długo jednak nie czekała, aby wykorzystać chwilę. Stwierdziła, że opadający badyl nie zaskoczy tylko jej, ale również i anioła, który de facto nie widział jak zostaje podnoszona z ziemi. Ponownie napięła mięśnie i przycelowała, a następnie nacisnęła spust palcem wskazującym. Kolejna kula plazmy o białej barwie wystrzeliła z lufy karabinu i poleciała prosto w stronę Nathaira. Cedna z kolei nie czekała, aby zobaczyć czy i ten pocisk się rozproszy na barierze, czy też nie. Rzuciła się pędem między drzewa szybko ginąc w gąszczu, ale ciągle będą w odpowiedniej odległości, aby móc oddawać strzały. W trakcie biegu zastanawiała się dlaczego jej towarzysz nagle zaczął w aniołka rzucać przypadkowo znalezionymi przedmiotami. Czyżby planował samobójstwo, czy jak? No cóż, w sumie był wymordowanym to po nich wszystkiego można było się spodziewać. Póki jednakże działał na ich korzyść mechanik mogła zdzierżyć jego zachowanie.
Tak czy siak, Aomame musiała być gotowa na wszystko, więc gdy tamten zaczął się szaleńczo śmiać ona zatrzymała się już po całkowicie innej stronie, ciągle korzystając z krzaków przy drzewach. Przyklęknęła na jedno kolano, przymierzyła i czekała co też się wydarzy, a wydarzyło się trochę. Zmarszczyła czoło szukając w umyśle imienia Ao. Czy coś jej mówiło? Czy ona go znała? Hmm, chyba tak… a może nie… ile istot o imieniu Ao może znać? W tej sytuacji skupić się nie mogła na przypomnieniu sobie tego, dlatego więc pozwoliła puścić uwagę mimo uszu i czekać cierpliwie na dalsze akcje skrzydlaka. Dźwięk wystrzału wywarł tylko większą presję, tym samym podnosząc adrenalinę w żyłach, ale Aomame to nie przeszkadzało. Lubiła takie sytuacje, już nie raz z nich wychodziła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.14 22:48  •  Polana nad strumieniem - Page 3 Empty Re: Polana nad strumieniem
Polana nad strumieniem - Page 3 167106_v0_600x

Generalnie nie chcę Was blokować, a nie umiem się zebrać do pisania. Ja to uzupełnię, obiecuję. W każdym razie Nathair sobie odleciał w pizdu. Tak w skrócie. Olał Was, powiedział "Ao srało", nic nie zadziałało, bo bariera, ściągnął kurtkę i bluzę, rozwinął skrzydła i odleciał~


| zt |
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach