Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 03.01.14 21:10  •  Polana nad strumieniem Empty Polana nad strumieniem
Las Życzeń pełen jest takich miejsc. Cicha spokojna polanka, której skraj przecina płynący żwawo i wydający kojący dźwięk strumyczek. Za strumyczkiem, po krawędziowej stronie polany znajduje się wysokie na ok. 6 metrów skalne urwisko.
Nie jest to jednak zwykła polanka. Ma bowiem dziwną, magiczną wręcz właściwość, że niemal nie sposób na nią trafić przez przypadek, toteż prawie zawsze jest tu cisza i spokój. Owe czynniki czynią to miejsce idealnym do medytacji, lub zwyczajnego leżenia na trawie i rozmyślania przy "akompaniamencie" strumyka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.01.14 12:11  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
Słońce oświetlało swym życiodajnym blaskiem cały Eden, dając jego mieszkańcom otuchę po tym, jak piękna i kolorowa jesień zamieniła się w mroźną i srogą zimę. Cała ta rajska ziemia pokryta została warstwą białego puchu, zakrywając skutecznie zieleń. To też sprawiło, że kraina szczęścia opustoszała i spotkanie kogokolwiek, czy to zwierzęcia, czy też istoty dwunożnej jakiejkolwiek rasy, stało się czymś trudniejszym niż jeszcze parę tygodni temu. Gdzie tylko nie skierować swój wzrok, wszędzie cisza.
W takich właśnie okolicznościach, na polance w głębi Lasu Życzeń, medytował pewien Anioł. Nie był to jednak zwykły Anioł. Nie chodzi oczywiście o to, że jego ubiór nie przypominał ani trochę ubioru zwykłego Anioła, nawet w tych bezbożnych czasach. Był to bowiem Anioł, którego zasługą jest ta wszechobecna cisza. Niektóre starsze Anioły pamiętają go jeszcze z czasów, gdy był beztroskim, acz pilnie wykonującym swoje zadania młodzieńcem. Dzisiaj jednak z tych czasów pozostał mu tylko jego dziecięcy wygląd. Mało kto pamięta również jego pierwotne imię. Dzisiaj bowiem wszyscy znają go jako Chibę, dowódcę Korpusu Obrony Edenu.
Chiba jest powszechnie kojarzony wśród innych Aniołów jako osoba tak poważna, że każdy wyjdzie przy nim na wesołka. Mówią, że od dnia apokalipsy jego psychika zmieniła się zupełnie i obecnie nic go nie cieszy oraz nie ma praktycznie kontaktu z nikim. Nawet członkowie jego osobistego oddziału, Białe Wilki, pomimo, iż widzą w nim inteligentnego i opanowanego przywódcę i bardzo go cenią, to nie byli w stanie odbyć z nim nigdy luźnej rozmowy.
Ogólnie przyjmuje się, że Chiba zamknął się na świat i z nikim nigdy nie rozmawia, zaś jego jedynymi zajęciami są trening, medytacja, modlitwa, oraz samotne patrole Edenu. Rzadko można go spotkać, a nieliczni szczęśliwcy, którym się to udało, widzieli go najczęściej przechadzającego się spokojnym krokiem po Rajskim Mieście. Nikt nigdy nawet nie śmie się do niego odezwać, gdyż jest to mimo wszystko bardzo potężny Anioł, a przerywanie wykonywania swoich obowiązków komuś pokroju Chiby, kto dodatkowo traktuje swoje obowiązki śmiertelnie poważnie jest bardzo złym pomysłem. Z drugiej jednak strony, spotkanie go gdziekolwiek indziej byłoby praktycznie niemożliwe, gdyż najczęściej biegnie między drzewami z taką prędkością, że ciężko jest go w ogóle dostrzec. To właśnie sprawia, że nikt oprócz jego dawnej asystentki, Janet Arc'Angelo, go tak naprawdę nie zna i nie wie, jaki naprawdę jest "Strażnik Edenu".
Tego dnia jedyną rzeczą, jaka zaprzątała głowę Chiby, był trening, a czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce do tego niż spokojna polanka z dala od spojrzeń innych, gdzie ciszę przerywał przyjemny dla ucha szmer strumyka? Anioł siedział na nogach przed strumykiem i spokojnie medytował. Pomimo ścielącego ziemię śniegu, wydawało się mu nie być zimno, a nawet wręcz przeciwnie, gdyż nie miał na sobie żadnej koszuli. Pogoda była idealna i mógł jeszcze przez wiele godzin oddawać się medytacjom, jednak nie zostałoby mu wtedy czasu na trening.
Świadomy tego, Chiba wstał, podniósłszy leżącą na ziemi katanę.
Kiedy tylko Anioł wstał, ogarnął go rześki chłód. Przez cały czas medytacji nie był w stanie myśleć o jakimkolwiek chłodzie, lecz teraz już mógł sobie uświadomić, że jest mroźnie. Nie przejął się tym jednak i ustawił się w pozycji wyjściowej, aby móc rozpocząć swój trening. Z reguły w takiej chwili zacząłby poruszać kataną wyobrażając sobie przeciwnika stojącego naprzeciw niego, który wykonywałby zawsze najtrudniejsze do zablokowania w danej sytuacji ruchy, jednakże w ostatniej chwili przeleciał mu przez myśli inny pomysł. Spuścił więc gardę i zaczął przyglądać się w niebo. Po chwili ponownie ją podniósł i począł się płynnie ruszać ze swoją kataną. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak jego normalny trening, jednak wystarczyłaby chwila przyglądania mu się, aby zauważyć, że on nie walczy... tylko tańczy. Wtedy właśnie zaczął śpiewać swoim wysokim, pięknym głosem:
"Właśnie wstaje dzień, nad świecącym nieboskłonem,
Odsuwa się cień, idąc na tył z pobożnym ukłonem.
Otwieram oczy, leżę na śnieżnym dywanie,
Nie wiem zaraz czy... czy coś się nie stanie...?
Patrzę wciąż w górę, nade mną jest tylko słońce,
Które na ziemię, rozciąga swe promienie gorące.
Cisza wokół mnie, słyszę tylko śpiew strumyka,
Nie przejmując się, wiecznie w dal umyka...

Tedy bardzo cieszę się,
Wiem na pewno że żyję.
Jestem bardzo szczęśliwy,
Śpiewać, tańczyć mi się chce.
Mam świadomość pełną że,
Nie zawiodę teraz się.
Dotknąłem już bram Nieba,
Nigdy ich już nie puszczę.
Lecz być może tylko śnię,
Być może obudzę się,
Otworzę swoje oczy,
I całe szczęście przerwę.
Wciąż szmer strumienia słyszę,
Me serce raduje się,
I gorąco wierzę że,
To nigdy nie skończy się!

Czy to jawa jest, czy sen...?
Czy to jawa jest, czy sen...?
Być może ja właśnie śpię,
Zaś ma jawa poszła hen...
Na granicy istnienia,
Na granicy istnienia,
W świecie pełnym radości,
Szczęścia i uwielbienia.

Śpiewam głośno, jak się da,
Śpiewam głośno, jak się da,
Ma jawa stała się snem,
Snem stała się ma jawa.
Odnalazłem życia sens,
Szczęścia jeden drobny kęs,
Uwierzysz swej wyobraźni-
-Nagle wszystko prostsze jest..."

Skończywszy śpiewać, Chiba zatrzymał się w jednej pozycji i zastygł tak przez dłuższą chwilę. Potem jednak stanął w pozycji wyprostowanej, schował swoją katanę do pochwy w spojrzał w górę, tak, jak przedtem. Wziął głęboki oddech. Wiatr delikatnie trącał końcówki jego włosów. Wydawać by się mogło, że czas stanął w miejscu...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.14 13:40  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
Mokocci, przechadzała się po polanie, powoli i dostojnie. Puch niczym kołderka dla ziemi spoczywał przygnieciony przez delikatnie stópki dziewczyny. Strzępki męskiego śpiewu dotarły do uszu Shi, szczerze mówiąc to ten śpiew przywiódł Moci na to miejsce, słodkie. Wiatr delikatnie powiewał włosami nastolatki. Frędzle szalika latały niczym ogień ogniska w jesienną noc. Dziewczyna nuciła coś pod nosem - Chiriyuku hanabira ga
Machi o irodoru kedo
Saigo no toki na noto
Kaze ga oshiete kureta

Scattered flower petals
colored the town
But the wind told us
That this would be the last time
-
Moci swoim delikatnym głosem, zaśpiewała. Ah, te piosenki, niektórzy wolą chamską piosenkę od tych celebrytów że życie im każe to robić a niektórzy wolą posłuchać czegoś pięknego. Ogólnikowo Shi rzadko śpiewa, jeśli uda się komuś ją przyłapać na śpiewaniu to powinien wyciągać kamerę, no ale ona też śpiewa przy rysowaniu. Była już na tyle blisko anioła że w końcu mogła się nim zachwycić w duszy - Witaj - powiedziała i uśmiechnęła się promiennie, jej bursztynowe oczy zmierzyły dokładnie ów piękne stworzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.14 19:09  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
Chiba był tak zdekoncentrowany swoimi tajemniczymi rozmyśleniami, że nie wyczuł, iż ktoś się zbliża. Łatwym więc było się domyślić, że pierwszą rzeczą, jaką by zrobił, byłoby wykorzystanie popularnej wśród samurajów okresu Edo techniki iai, jednak jego instynkt podpowiadał mu, że zaatakowanie tej osoby nie byłoby dobrym pomysłem, toteż jedynym co pozostało, było kulturalnie odwrócić się i również pozdrowić tą osobę.
Mógł się spodziewać kogokolwiek. To mógłby być członek jego oddziału, cywil, być może ten chłopak, który odwiedził Chibę parę miesięcy temu, nawet jakiś upadły Anioł... Chiba był gotowy na każdą ewentualność... ale nie na tą.
Przez ułamek sekundy nie mógł uwierzyć swoim oczom. Ujrzał bowiem białowłosą, szczupłą postać ubraną w biel i czerwień, mającą wilcze uszy i ogon. Czyżby ktoś chciał wykorzystać  przeciwko niemu jego sobowtóra...? Na szczęście Anioł w porę odpędził te myśli uświadomiwszy sobie w pełni, że osoba przed nim jest dziewczyną, ale mimo to nie był w stanie do końca uwierzyć, że oczy go nie okłamują.
Nagle jednak przypomniał sobie, co przed sekundą robił. Niewątpliwie dziewczyna słyszała jego śpiew. Decyzja, aby zaśpiewać była całkowicie spontaniczna, zaś słowa, które ułożył do niegdyś znanej japońskiej melodii były jego zdaniem co najmniej nie warte dotarcia do uszu jakiejkolwiek osoby. To też skonfundowało Anioła na parę chwil, ale nie na tyle długo, aby nie mógł z pełnym spokojem i po stoicku odpowiedzieć na pozdrowienie.
- Bądź pozdrowiona, droga pani - powiedział, kłaniając się nisko. - Nazywam się Chiba. Jestem Aniołem dbającym o bezpieczeństwo wszystkich w Edenie. Chciałbym jednak najserdeczniej przeprosić za konieczność słuchania mojej nie wartej więcej niż ten śnieg piosenki.
Chiba znał doskonale cały Las Życzeń i wiedział, że miejsce, w którym się znajdują samo wybiera osoby, które mają się tu znaleźć. Spotkanie Anioła i tej dziewczyny nie mogło być przypadkiem. Cóż więc mogło z niego wyniknąć...? Czas pokaże...
Anioł spojrzał w bursztynowe oczy dziewczyny. Naprawdę nie wydawała się mieć złych zamiarów. Nasuwały się jednak inne pytania. Kim jest...? Co ją tu sprowadziło...? Zapewne nie widziała, kim jest Chiba, bo z natury osoby znające go i nie mające do niego żadnych spraw unikają go szerokim łukiem. Czy to może jakiś plan losu, który ma za cel ofiarować Chibie nową znajomość...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.14 17:01  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
Mokocci uśmiechnęła się - Miło mi Cię poznać Chibo, niezwykle miłe imię a twój głos jest, jakby tu rzec by nie urazić twojej wysokiej osoby... Em, miły dla uszu - Jednak czy to jest aż tak konieczne? By kłaniać się w pas zwykłej dziewczynie? Jednak to Anioł, i to w dodatku obrońca Edenu. Dlaczego Moci ma aż tyle szczęścia by spotkać taką osobistość? Rozchyliła usta by palnąć zapewne jakieś głupstwo. ,,Skromny i to nadzwyczaj, w dzisiejszych czasach takich tylko ze świecą szukać, ale może on został inaczej wychowany? Ależ chwila! On jest do mnie podobny, a może to tylko przypadek? Ponoć gdzieś na świecie egzystuje taka sama osoba co ty więc może on jest tylko moim odzwierciedleniem? Eh, a zresztą co to za podejścia wobec Anioła?" Westchnęła radośnie i wyrwała się z zamyśleń - Często tutaj przybywasz? - głos jak zwykle delikatny, nie drażniący uszu. Nerwy znienacka ruszyły puszystym ogonem. Wiatr, zimny, zimowy wiatr wiał zwiewając włosy Shi na jej bursztynowe oczy. Ta opcja nad którą rozmyślała, to że może jednak Chiba jest tą osobą, nie fortunną a może nie, że jest odbiciem Mokocci? Tyle myśli od pierwszego ujrzenia osoby, z resztą - dla niej każdy Anioł mógłby być jej odpowiednikiem życia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.14 1:11  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
Usłyszeć od kogoś komplement... niby drobna rzecz, a zawsze cieszy. Nawet zwykłe "dobrze dziś wyglądasz" jest w stanie poprawić człowiekowi nastrój. Chiba co prawda nie był człowiekiem, jednakże całą sytuację potęgował fakt, który Anioł uświadomił sobie dopiero teraz, po tych wszystkich latach: nikt nigdy nie podziękował mu za to, co robił. Nie oznaczało to, że jakkolwiek mu na podziękowaniu zależało, jednak można sobie tylko wyobrażać, jak taka osoba mogła się poczuć po usłyszeniu komplementu.
Anioł uśmiechnął się w duchu, rad z docenienia, jednak nie okazał tego ani w najmniejszym stopniu. Wciąż stał przed dziewczyną, patrząc jej w oczy z pełną powagą na twarzy. W tej jego powadze był jednak jakiś niezrozumiały czynnik sprawiający, że nie wyglądał na kogoś groźnego, a na osobę przyjazną, gotową nawet poświęcić się dla nieznajomego w niebezpieczeństwie... Czy raczej wyglądałby, gdyby tylko znalazła się osoba, która nie patrzyłaby na Chibę przez fałszywy pryzmat "małomównego i poważnego odludka", jednak gdyby stworzyć listę potencjalnych osób spełniających ten warunek, to najpewniej Mokocci znalazłaby się na pierwszym miejscu.
Naturalnie Anioł nie miał prawa wiedzieć, co dziewczyna naprzeciwko niego myśli, jednak gdyby mógł zajrzeć do jej umysłu, to odkryłby, że ich myśli krążą po podobnych orbitach, gdyż i jego głowę zaprzątał fakt podobieństwa między nimi. Niektórzy wierzyli, że spotkanie sobowtóra oznaczało nadchodzące nieszczęście, jednak Chiba nie uznawał tego przesądu, bo o ile owszem, był bardzo przesądny, o tyle nie ze wszystkimi przesądami się zgadzał. Zakładał raczej, że spotkanie sobowtóra musiało być jakimś znakiem od przeznaczenia. Los chciał mu coś zgotować; problem polegał tylko na tym, że nie maił pojęcia, cóż takiego mogło go czekać.
Trzeba to było przyznać: podobieństwo między tymi dwiema duszami uwięzionymi w klatce okrutnej rzeczywistości było spore. Było nawet większe, niż dziewczyna mogła przypuszczać, gdyż nie wiedziała przecież o mocach Chiby, a zwłaszcza o jednej... Oraz o jej skutkach ubocznych....
"Często tutaj przybywasz?"
- Rzecz ta w gruncie już samym nie ode mnie zależy - zaczął, podnosząc wzrok do góry i biorąc głęboki wdech. - Nie jest to zwykłe miejsce, do jakiego każdy może tak po prostu trafić. To miejsce samo sobie wybiera tych, którzy mają przynieść doń trochę ciepła życia. Dlatego też upodobałem je sobie spośród wszystkich innych polan tego lasu, a przemierzałem go już kiedy tylko wyrósł. Nie znajdziesz, droga pani, w całym Edenie drugiego miejsca, które tak pięknie mieni się jesienią wszystkimi odcieniami czerwieni, pomarańczu i brązu, jak również drugiego miejsca, które tak zachwyca swoją białą kołdrą w zimie. Skoro tylko szadź osiądzie na drzewach, odnieść można wrażenie, że nie jest się już w naszym świecie, tylko w pięknej baśni, która nie daje nawet cienia groźby, że jej zakończenie nie będzie szczęśliwe. Serce się łamie na myśl, że idąc przez cały czas przed siebie, dojdzie się ostatecznie do wymarłych pustkowi, jakimi jest Desperacja. Czyż nie byłoby cudnie, gdyby cały świat mógł wyglądać tak, jak ta mała polana...? Jednakże, jak już uprzednio mówiłem, owa polana różni się od reszty świata. Czy więc nie powinno to być nauką dla mnie, Ciebie i każdej innej rozumnej istoty tej planety, że powinniśmy żyć z naturą w zgodzie, a nie przeciwko niej...? Och, przepraszam najserdeczniej - dodał, jakby wybijając się z transu swojego monologu i kierując wzrok ponownie na Mokocci. - Nie chciałbym zanudzać tak uroczej pani rozważaniami staroświeckiego Anioła. Niech mi więc pani zechce wybaczyć...
W tym też momencie Chiba ucichł. Była to osoba honoru, wyznająca, że zwykły samuraj, za jakiego się miał, nie ma prawa podnosić inicjatywy w rozmowie z nieznajomą osobą. Pech jednak chce, iż z reguły rozgaduje się bardzo łatwo i potrafi mówić bez końca, dopóki ktoś go nie wyprowadzi z transu mówienia, lub też dopóki sam nie oprzytomnieje. Dlatego też obawiał się reakcji dziewczyny, nie tylko z powodu domniemanego przez niego złamania etykiety, ale również z innej pobudki... Zauważył bowiem, że o ile mógł jeszcze przeżyć skarcenie ze strony kogokolwiek innego, gdyż zwyczajnie by umilkł i nauczony błędami odpowiadałby krótkimi i zwięzłymi odpowiedziami, o tyle z jakiegoś powodu nie mógłby nawet przepuścić przez myśl skarcenia ze strony tej dziewczyny...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.14 0:45  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
Polana nad strumieniem GbylG Odkąd uwolnił się od opieki różowego kurczaka, nie było mu łatwo. Własne ciało wydawało mu się jak z ołowiu, a on sam nie umiał znaleźć sobie lepszego pożywienia, niż jakieś nędzne jagódki prosto z krzaczka. Nawet na polowanie nie było go stać. Dobrze chociaż, że wypoczął i był w stanie chodzić, dzięki czemu stanął na nogi i wolnym, chwiejnym krokiem zaprowadził swoje zwłoki na tereny Desperacji, gdzie w siedzibie otrzymał należytą, prawie profesjonalną pomoc. Kundle z organizacji są cholernie wredne, ale zdarzają się urocze wyjątki, dzięki którym dupa Ailena jeszcze ma zgodę od samego Kreatora, aby dalej zapierdzielać po tym świecie. Co on by zrobił gdyby nie Anioły? Nie, nie ten pierdolony gnojek, wyrwany spod buta Ryana. Chodzi o prawdziwe dobroduszne istoty, których główną reprezentantką była Evendell. Gdyby nie ona, ręka i w ogóle cała twarz nawalałaby go przez jeszcze dobre kilka tygodni. Co prawda Kot oczywiście nie okazał zbyt wielkiej wdzięczności, bo raczej stroni od wszelkich wylewności (Rymy składam jak Mickiewicz Adam~), ale pewnego dnia może podaruje jej jakiś walony kwiatek albo zrobi jej tą przyjemność i poprosi o wyspowiadanie. To było dla niego cholernie dziwne, ale dobrze wiedział, że Anielica lubuje się w takich kościelnych bzdetach. Tak czy siak planował prędzej czy później okazać jej jakąkolwiek wdzięczność. Ale to nie teraz. Teraz miał inne zmartwienia na głowie.
Polana nad strumieniem GbylGPoprzednia krótka wizyta w Edenie utwierdziła go w fakcie, że jest to sto razy lepsze miejsce niż Desperacja. Owszem, zdążył się już przyzwyczaić do spękanej ziemi i zniszczonych budynków, ale zielone lasy i kwieciste łąki, były dla niego zdecydowanie bardziej kuszące. Jeszcze nie wrócił do pełni sił, więc tym bardziej uznał, że takie bezpieczniejsze lokum jest dla niego odpowiedniejsze. Zresztą to, co uwielbiał w tym miejscu, to fakt, że mógł sobie chadzać gdziekolwiek chciał, bez stresu, że napotka jakichś nieprzyjaciół. Każdy ma wstęp do Edenu, ale ze względu na tą anielską aurę, jakoś nie czuje się żadnego zagrożenia. Stąd też Kurt postanowił wybrać się do lasu o całkiem późnej porze. Zorza wieczorna skalała niebo, zapowiadając nadejście nocy, a sam Kot niespecjalnie się tym przejmował. Póki wszystko prezentowało się w pomarańczowych odcieniach, nie czuł obawy, że przykryje go nagła ciemność, a nawet jeśli, to przecież jest kotem; jego oczy są przystosowane do mroku.
Polana nad strumieniem GbylGPlan był prosty; zdobyć jedzenie. Nieważne czy musiałby zapolować czy przygotować się na nurkowanie w krzakach jagód. Eden oferował mnóstwo smakołyków, ale niestety trzeba było jakoś je sobie wziąć, bo choć to miejsce było cholernie łaskawe, to i tak nie podsuwało zdobyczy prosto pod nos. Kurt był już na tyle zdrowy, że przemieszczał się w swój ulubiony sposób; z drzewa na drzewo. I.. sprostowanie: nie, nie jak małpa. Raczej jak kocur, któremu odwidziało się dotykanie łapami ziemi, więc wspiął się na nieco wyższy poziom. Zresztą.. Ai już tak miał. Lubił być wysoko, czemu nie ma się co dziwić, skoro na parterze uznawany był za totalnego mikrusa. Z dołu trudno jest ocenić czy ktoś jest mały czy duży.. a przynajmniej tak myślał Sullivan.
Polana nad strumieniem GbylG Kiedy tylko dotarł na polankę, natychmiastowo zeskoczył z gałęzi i przypatrzył się płynącemu przed nim strumykowi. Nie oddalając się od drzewa, zaczął rozważać ewentualne opcje. Może tak połowić ryby? Nie.. jest w tym beznadziejny. Zresztą on i woda nie bardzo się lubią. Tak czy siak, nawet pomimo odrzucenia tej opcji jakoś nie mógł oderwać wzroku od strumyczka. Tak przyjemnie pluskał…. darmowa muzyka relaksacyjna!
Polana nad strumieniem GbylGKrótko mówiąc: zapatrzył się jak głupek, opierając się plecami o drzewo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.14 13:13  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
Eden, jedno z z najbardziej urokliwych miejsc obecnego świata, a zarazem kraina, w której to ludzie doprowadzili do swojego upadku, by skończyć w ziemskim piekle. Niestety nie wszyscy wzdychali na widok zielonych traw, uspokajali się wśród szumu strumienia i szelestu liści, a i nie każdy wierzył w historyjkę o tym, jak to Ewa dała dupy Szatanowi i zapragnęła zostać dziwką, więc swoim urokiem namąciła w głowie Adama. Choć wszystko wskazywało na to, że to miejsce miało wiele wspólnego z rozsiewanymi dookoła plotkami, ze sceptycyzmem nie dało się tak łatwo wygrać. Zawsze znajdował się jakiś powód, by wątpić w prawdziwość świętej księgi, której spisanie oczywiście było bardzo logiczne w czasach, gdy jeszcze nie wynaleziono papieru, a ludzie nie osiągnęli stopnia ewolucji pozwalającego im na większe wyczyny niż wynalezienie sobie dzidy. Ale – oczywiście – wszyscy wiedzieli, co działo się z pierwszymi ludźmi zaraz po ich stworzeniu. Nie. Wszystkim wydawało się, że wiedzą. Dzisiaj „Raj” był wyłącznie namiastką czegoś, co utracono w dniach wielkiej katastrofy. Być może czegoś, czego nigdy nie doceniano, gdy Ziemia miała się znacznie lepiej, azylem chroniącym przed zepsutą planetą, ale także miejscem, w którym oddawano się nowo obudzonym instynktom,tylko po to, by skoczyć jakiejś zwierzynie do gardła i mieć czym żywić się przez następny tydzień. Byli tacy, którzy chcieli wierzyć, że anioły to coś więcej niż tylko kolejna sekta wysławiająca imię swojego Pana, a inni, że to zarażeni, u których wirus współgrał z chorą wyobraźnią i uczynił z nich skrzydlatych dziwolągów z niespełnionymi ambicjami zmienienia tego świata. On należał do tych, którzy bezcześcili niby-święte ziemie i uważali wszystkie historie za bujdy, wymyślone tylko po to, by ci, którzy nie mieli do kogo otworzyć swojej gęby, mogli zwrócić się do imaginacji twórcy-manipulanta.
Noc zbliżała się wielkimi krokami, więc pośród drzew panował już półmrok, choć ostatnie promienie zachodzącego słońca jeszcze prześwitywały pomiędzy drzewami. Pośród takiej samotni nie trzeba było jednak obawiać się, że nawet, jeśli zostanie się zauważonym, ktokolwiek stwierdzi, że będzie zabawnie, gdy nowy obiekt zostanie dźgnięty nożem. W Ogrodach było wręcz obrzydliwie czysto, a na dodatek nie trzeba było walczyć tu o pożywienie. Czasami wystarczyło być po prostu cicho, a obiad wręcz sam pakował ci się w łapy. Nawet, jeżeli miał to być głupi zając. Skrzydlaci niekoniecznie popierali przemoc wobec zwierząt, więc miał szczęście, że na żadnego się nie natknął, jeszcze usłyszałby, że mógłby nazbierać sobie owoców, zamiast katować Bogu ducha winne stworzenie, ale na pytanie, czy mają jagódki o smaku mięsa żaden nie potrafiłby odpowiedzieć. Ale prawdę mówiąc, gdyby nie to, że pożywienie w Desperacji nie było aktualnie niepewne, ciemnowłosego na pewno by tutaj nie było, nie stałby pod tym pieprzonym drzewem w absolutnej ciszy i nie nasłuchiwał, obserwując otoczenie czujnym spojrzeniem kocich ślepi, których źrenice rozszerzyły się, jak u polującego drapieżnika.
Szelest.
Mężczyzna obrócił głowę w kierunku, z którego dobiegł ten cichy dźwięk. Odbił się od pnia drzewa i powolnymi krokami ruszył tam, skąd usłyszał pierwszą oznakę cudzej obecności. Najważniejsze to załatwić to szybko i wrócić do siebie. Musiał stłumić ziewnięcie, które uparcie zaakompaniować szelestowi liści, ale nie tym razem. Gdy był już nie daleko, dotarło do niego, że niepotrzebnie się fatygował. Do jego nosa wdarł się znajomy zapach, który bynajmniej nie przywodził na myśl obiadu, a przynajmniej póki co nie istniał żaden powód, dla którego miałby się z tym kojarzyć. Niekoniecznie zadowolony pomruk opuścił jego usta, ale utonął w leśnej symfonii i koncercie cykających świerszczy, który stawał się coraz bardziej słyszalny, im bliżej polany się znajdował. Nieruchome spojrzenie przypatrywało się drzewu, zza którego częściowo wychylał się zarys drobnej sylwetki jego służącego. Nawet nie musiał podchodzić bliżej, by zorientować się, że to on, ale mimo to nie mógł tam po prostu nie dać znać o swojej obecności, gdy wszystko wskazywało na to, że Kurt zwyczajnie odpłynął w do świata swoich myśli. Jak romantycznie, kurwa.
Był już tak blisko... Wyciągnął rękę i wplótł palce w jego włosy, by w końcu zmusić go do zadarcia głowy. Piękny krajobraz został zastąpiony widokiem beznamiętnego oblicza i chłodnego spojrzenia, których z całą pewnością zdążył już zapomnieć po czasie, który upłynął od ich ostatniego spotkania.
Nie przyzwyczajaj się.
Oczywiście. Dogodne warunki nie są dla tych, którzy znajdują się niżej w łańcuchu pokarmowym.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.14 15:59  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
Polana nad strumieniem GbylG Ta, ukwiecona trawa, wysokie drzewka i uspokajający szum strumyczka. Ailen nigdy nie był wielkim pasjonatem przyrody, ale w obecnej chwili chyba postępował ku temu jakieś kroki. Eden strasznie mu się podobał pod względem spokoju, jaki tam panował. Będąc przyzwyczajonym do szpetnej Desperacji, naprawdę bardzo łatwo jest zapomnieć o czymś takim jak zieleń roślin czy choćby koncerty świerszczy. Jasne, te spękane ziemie i zniszczone budynki były jego domem od ponad stu lat, ale raz na jakiś czas taka zmiana otoczenia była dla niego miłą odmianą. Na chwilę poczuć się jak prawdziwy dziki kot i podążać własnymi ścieżkami, z dala od ludzi, którzy tylko czekają na to, aby zarzucić na jego szyję liny i uwiązać go na krótkiej smyczy, zmuszając do tego, aby posłusznie chodził przy nodze jak tresowany kundel. Od kilku dni naprawdę czuł się tak, jakby jego jedynym obowiązkiem było po prostu jedzenie, picie i spanie. Samotność jaka go ogarniała nijak kojarzyła mu się ze smutkiem, a prędzej z odpoczynkiem. Tak dawno nie widział żadnych nieprzyjemnych twarzy, że patrząc na ten głupi strumyk, pozwolił sobie na chwilę rozkosznego relaksu. Niestety jak się później okazało, Ai rozluźnił się aż za bardzo, skupiając wzrok i słuch na płynącej przed nim wodzie. Jedyne co go nie zawiodło to zapach, acz nawet jego węch podziałał z lekkim opóźnieniem, co oczywiście skutkowało totalnym zdezorientowaniem, a z kolei zdezorientowanie przyniosło mu tylko wpadnięcie w przymusowy kontakt z jednym ze swoich największych utrapień.
Polana nad strumieniem GbylG Rozkoszne pluskanie wody w strumyku, nagle zostało przyćmione przez dobrze znany Ailenowi zapach czekolady. Przyjemna woń dotarła do jego nosa, acz w pierwszej chwili nie zdołała jasno przekazać Kotu, co właściwie się dzieje. Było mu tak dobrze, że pojawienie się kogoś takiego jak Ryan, wydawało się być niemalże niemożliwe. W miarę jak czekolada coraz dobitniej drażniła jego węch, Kurt zaczął czuć, że coś jest nie tak. Las przecież nie pachnie jak bombonierka. Chciał postąpić jeden krok na przód, kiedy… wzdrygnął się. Poczuł jak czyjaś ręka wplata się w jego włosy, zmuszając go do skierowania spojrzenia w górę. W pierwszej chwili zareagował jak typowo przestraszony kocur. Ugiął lekko nogi, będąc w pełnej gotowości aby uciec, wyszczerzył kły z cichutkim prychnięciem i obrzucił szarookiego pełnym zdezorientowania, dzikim spojrzeniem. Zapewne gdyby w porę nie zorientował się, kto właśnie go tak przestraszył, z pewnością podjąłby próbę niedelikatnego dziabnięcia jegomościa, by następnie pierdolić gdzie pieprz rośnie. W miarę jak wszystko zaczęło do niego dochodzić, a on sam trochę uregulował mocne bicie serca, jego płochliwy wzrok szybko przemienił się w irytację, a nawet niechęć.
Polana nad strumieniem GbylGBo co? Już chcesz mnie z powrotem w swoim domu? – zapytał i machnął łbem, byleby tylko odczepić palce szarookiego od swoich włosów. Gdyby to pomogło, z pewnością odsunąłby się na kilka kroków, a jeśli nie… rozpaczliwie pomógłby sobie ręką. – Kto by pomyślał, że już zdążyłeś się za mną stęsknić. – fuknął pogardliwie, obrzucając go niechętnym spojrzeniem. Zepsuł mu dzień. Miało być miło i przyjemnie. Miał nie spotkać nikogo z tamtego mniej urokliwego świata, a nawet jeśli, to Ryan był ostatnią osobą, którą Ai chciałby tutaj widzieć. Dość się już z nim namęczył. Może i nie chował do niego urazy za to, że kazał się go pozbyć z własnego domu, nie zaopatrując go w żadne jedzenie czy choćby ciepło – własne ciało się nie liczy, a koc koniec końców sam sobie wziął! – ale i tak czuł do niego niechęć. Całokształt Grimshawa cholernie go denerwował, ale tak to już chyba jest, kiedy musisz służyć takiemu skurwielowi. Jego zachowanie, beznamiętna morda, ostatni sposób postępowania z nim samym.. to wszystko było trudne do zniesienia i tak, jak w przypadku dwóch pierwszych zdążył się już przyzwyczaić, tak ten trzeci był dla niego wybitnie trudny do zaakceptowania. Choć co ciekawe tylko w chwilach, kiedy się nad tym zastanawiał. W momencie, gdy wszystko zaczyna się dziać naprawdę, jakoś nieszczególnie śpieszy mu się do odepchnięcia od siebie pana, a przynajmniej tak było, gdy widzieli się po raz ostatni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.14 20:47  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
I po co te nerwy?, mruknął w myślach, na zewnątrz nie zdradzając ni krztyny przejęcia zachowaniem jego służalczego wymordowanego. Trudno robić sobie cokolwiek z niechęci, z którą spotykało się niemalże codziennie. Wszystko to samo – mordy wykrzywione w krzywych grymasach niezadowolenia. Nie każdy potrafił radzić sobie ze złą reputacją, która brała się ze sposobu ich bycia, ale niektórzy sami sobie na nią pracowali, niszcząc wszelką wrażliwość wobec świata. Mówiono, że znieczulica odbierała sens, ale ci, którzy do niej nie dążyli, mogli tylko mówić. Zachowywanie zimnej krwi często było znacznie lepsze od emocjonalnych uniesień, chociaż przysługiwało ono wyłącznie tym, których uważano za potwory. Jeżeli będąc potworem, miał wszystko pod kontrolą, nie zamierzał rezygnować z tego atutu, a przecież była to tylko jedna z wielu innych zalet, którymi ludzkie monstra mogły się poszczycić.
„Kto by pomyślał, że już zdążyłeś się za mną stęsknić.”
Tęsknota. Gdyby tylko posiadał jakiekolwiek poczucie humoru, Ailen już mógłby szczycić się tym, że udało mu się go rozbawić. Niestety. O ile jakieś mięśnie na jego twarzy drgnęły, to bynajmniej nie po to, by zmusić kąciki jego ust do wygięcia się w grymas uśmiechu. Na ułamek sekundy obrały sobie za to przeciwną stronę. Naprawdę sądził, że myło to możliwe? Jeżeli Kot postanowiłby zniknąć lub selekcja naturalna wreszcie kopnęłaby go w to chude dupsko, jedynym problemem byłoby znalezienie kogoś, kto wypełniałby jego dotychczasowe obowiązki i – kto wie? – może radziłby sobie z tym znacznie lepiej, a i wiedziałby, że na jego stanowisku nie ma czegoś takiego jak wakacje lub swawolne hasanie po łączkach Edenu w nadziei na to, że jego właściciel go tutaj nie znajdzie. Fakt faktem – ich spotkanie tutaj było zupełnie przypadkowe, ale nawet ta przypadkowość eliminowała jakiekolwiek szanse ucieczki. Można powiedzieć, że Kurt po prostu miał kurewskiego pecha.
Widzę, że anioły sprawiły, że naiwność dołączyła do listy twoich słabych stron ― wymruczał zrezygnowany, jakby dla Sullivana nie było już żadnej nadziei, a jego zepsucie miało wymagać gruntownej naprawy. Chłopak nie musiał się zbytnio wysilać, ponieważ Grimshaw zaraz odsunął rękę, choć przed tym upominająco pociągnął go za włosy. ― Liczyłem raczej na to, że przyjdziesz i grzecznie podziękujesz za pomoc. ― Kłamca. Racja. Myślałem, że nie żyje. Co za rozczarowanie. Przestąpił dwa kolejne kroki przed siebie i obrócił się, mogąc już znaleźć się naprzeciwko Charta. Przykucnął i oparł ręce o pień drzewa, odcinając mu drogę ucieczki i tym razem to on musiał zadrzeć głowę, by spoglądać na niezadowoloną twarz sługi i znajdując się wręcz niebezpiecznie blisko. Kolanem naparł na jego nogę, tylko potęgując uczucie znalezienia się w potrzasku. ― Jak myślisz – co powinienem zrobić z takim małym, pierdolonym niewdzięcznikiem? ― Ciemne źrenice zwęziły się, przyjmując kształt pionowych kresek i zdradzając, że wszelkie zamiary, które właśnie układał sobie w głowie nie zmierzały do niczego dobrego, chociaż na dobrą sprawę, gdy mógł zrobić z nim wszystko – nic nie wydawało się oczywiste.
Oderwał spojrzenie od ciemnych oczu Ai'a, leniwie sunąc nim niżej aż do warg młodzieńca, którym zaczął przyglądać się z wyczekiwaniem. Naturalnie – z wyczekiwaniem na właściwą dla tego pytania odpowiedź. To był ten moment, w którym należało zastanowić się, co zrobiłoby się na cudzym miejscu. Kurtowi nie pozostało nic innego, jak tylko przemyśleć sytuację, w której to on uratowałby komuś życie i nie otrzymałby za to nic w zamian. Rzecz jasna, z założeniem, że byłby osobą, w której słowniku nie istniał termin „bezinteresowność”, a jeśli już to z naciskiem na „nie warto się nią kierować”. Dlaczego? Idealny przykład Ryan miał właśnie przed oczami. Nie wiedział, czy Ailen był głupi czy naprawdę nisko cenił swoją drugą szansę (być może już nawet i trzecią), bo najwyraźniej nie rozumiał, że od końca mogło dzielić go wyłącznie przesunięcie ostrzem po gardle lub sumiennie wypełniony rozkaz pana. Naprawdę oczekiwał takiego obrotu spraw?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.04.14 22:27  •  Polana nad strumieniem Empty Re: Polana nad strumieniem
Polana nad strumieniem GbylG Po co te nerwy? Po nic, bo wcale nie było aż tak źle. Niechęć Ailena była przecież czymś zupełnie normalnych. Objawiała się dosłownie za każdym razem, kiedy znajdywał się w otoczeniu Ryana. Owszem, bywały momenty, gdzie jego obecność była dla niego mniej lub bardziej problematyczna; podczas spokojniejszych chwil, Kotu zdarzało się myśleć, że zaczyna go tolerować w bardziej pozytywny sposób, ale zawsze gdy tylko  to odczucie wpadało mu do łba, niemalże natychmiast zostawało gaszone przez okrutną rzeczywistość. Skurwiel zawsze będzie skurwielem. Jay miał to do siebie, że strasznie wkurwiał swoją samą postawą. Był jak posąg. Nigdy nie zdradzał swoich emocji, a jego myśli zawsze były dla Ailena zagadką. Własnego zdania Grimshawa można było się dowiedzieć tylko za pośrednictwem jego czynów lub słów, a to i tak nie było pewne, bo przecież z taką mordą bez wyrazu mógłby z łatwością wypowiedzieć jakieś kłamstwo, a brzmiałoby ono jak najszczersza prawda. Poza tym był cholernie nieprzewidywalny. Jak się kogoś nienawidzi, to patrzy się na tę osobę z pogardą lub irytacją. Wystarczy raz spojrzeć na takiego delikwenta i od razu wiedzieć jakie ma zamiary. W przypadku Ryana musiało być oczywiście inaczej, bo on zdawał się mieć na wszystko wyjebane. W jednej chwili Cię olewa, a w drugiej boleśnie wgryza się w ucho, dając całkiem dobitną nauczkę. Ai zawsze czuł się przy nim jak jakaś otwarta księga. Nie mógł długo przy nim zgrywać tak samo obojętnego na wszystko, bo jednak posiadał coś takiego jak emocje i koniec końców i tak wychodziły one na wierzch. Gdy był zirytowany, wyglądał na zirytowanego. Gdy coś mu się podobało, wyglądał na takiego, który nie chce ów czynności przerywać. Gdy chciało mu się spać, wyglądał na sennego. Gdy był głodny, wyglądał jak na co dzień, bo – SURPRISE! – zawsze jest głodny. Tak czy siak zachowywał się przy Ryanie jak zwykle, tylko po prostu mniej spokojnie, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie był spokojny. Przestraszył go. Może nie na śmierć, ale serce zabiło mu trochę mocniej. Samo to uczucie dyskwalifikuje stoicki spokój jako główną myśl przewodnią zachowania czarnowłosego, a przecież trzeba jeszcze dodać do tego, że Sullivan nie skacze z radości na sam jego widok. Najnormalniej w świcie nie chciał go widzieć. Wolałby cieszyć się samotnością, niż przypominać sobie o tym, że ma wobec pana jakieś obowiązki. Dlatego nie ma się co dziwić, że wyglądał na tak oziębłego i podirytowanego.
Polana nad strumieniem GbylGTa, bo ja naprawdę wierzę, że usychałeś z tęsknoty za mną. – warknął przewracając oczami. Wcześniejsze zdanie wypowiedział tak pogardliwie, że chyba było jasne, iż naprawdę tak nie uważał. Tęsknić? Ten skurwiel? I to jeszcze za nim? Śmiechu warte. To już prędzej Ai zatęskniłby za jego mordą, co jest równie niemożliwe, co szansa na jego szybki wzrost. – Ouch! – pisnął, czując nieprzyjemny ból, związany z szarpnięciem za jego włosy. Natychmiast po uwolnieniu, przejechał sobie lewą ręką po łbie, gładząc swoją czuprynę. Niby wiedział, że to pewnie najlepsze co go dzisiaj spotka od strony Ryana, ale wyrazić jakoś swoje niezadowolenie musi, a w tym wypadku jest to kolejne nieprzyjemne spojrzenie. – Już lecę. – mruknął, ale trzeba przyznać, że nie aż takim szczeniackim tonem, o jaki można by go w tej chwili posądzić. W sumie.. jeśli chodzi o pomoc, którą otrzymał, to faktycznie jest szarookiemu wdzięczny. Mógł sobie wtedy marudzić, ba, może sobie marudzić nawet teraz, ale koniec końców wszystko sobie przemyślał i doszedł do wniosku, że gdyby nie Doberman, naprawdę mogłoby go teraz nie być. Zawdzięcza mu życie. Mimo wszystko Kot nigdy nie dziękuje, a przynajmniej nigdy nie tak łatwo. Musiałby być kierowany silnymi uczuciami, żeby wyrwać z siebie to głupie słówko na „d”, a w chwili obecnej niestety przemawia przez niego niechęć. Tak czy siak, nie minęła chwila, a znowu znalazł się w potrzasku. – Po raz kolejny jesteś za blisko. Metr. – fuknął, przyciskając się do drzewa, przy którym stał. Mówił lakonicznie, ale sens było raczej łatwo wychwycić, szczególnie, że Ryan nie był kretynem. Kot słusznie zauważył, że ta sytuacja powtarza się już enty raz. Dziwne, ale ostatnio zamiast zarobić wychowawczo w tył głowy, częściej był skazywany na znajdywanie się w tego typu pozycjach razem ze swoim panem. Męczące, choć było coś, co martwiło Charta trochę bardziej.. Kurt niemalże natychmiast zaczął karcić się w duchu, uświadamiając sobie, że cholernie podoba mu się zapach pana. Jego woń powinna kojarzyć mu się z samymi okropnymi rzeczami, włączając w to ich ostatnie spotkanie, gdzie Ai po raz pierwszy w pełni świadomy posmakował ust Opętanego. Dlaczego taka pierdoła tak go denerwuje? Ano trochę trudno jest znaleźć dobrą rzecz w osobie, którą się nienawidzi, zważywszy na to, że przez te całe osiemnaście lat, Kot był w pełni przekonany, że Ryana powinno kojarzyć się z samym diabłem, który nie ma absolutnie żadnych zalet. A tu proszę.. czekolada. Mógłby ją wdychać non stop. Właściwie nawet teraz oddał się trochę fantazji i z lekko go zamroczyło, przez co kazał Dobermanowi czekać na swoją odpowiedź.
Polana nad strumieniem GbylG Myślę, że powinieneś się od niego odsunąć. – ten tylko o jednym. No, ale Ryan powinien wiedzieć, że Kota nie należy pytać o zdanie, bo zawsze jest ono tragicznie niestosowne. W tej sytuacji wyszedł na pyskacza, ale Jay sam się prosił. Nie zapytał, co powinien z nim zrobić, tylko o to, co Kot myśli, że powinien z nim zrobić. Czego szarooki się teraz po nim spodziewa? Nagle rzuci mu się na szyję ze szlochem, bo ach, och, Ryan jest taki wspaniały, ponieważ ocalił mu życie? A może, że zacznie skakać z radości, bo naprawdę stęsknił się za jego zapa… widokiem! Nie. Kot kiedyś tą wdzięczność okaże, ale jeśli już, to zrobi to pożytecznie, a przynajmniej pożyteczniej, niż samymi słowami. Puste dziękuję nie jest w jego stylu, a nawet nie zalicza się do jego możliwości. Prędzej z własnej woli przyniósłby mu jakieś jedzenie. Ewentualnie coś podarował. Na przykład kastet. A co tam.. prezent idealnie by pasował do takiego skurwysyna, choć ten podarunek pewnie stałby się przekleństwem Ailena, bo znając życie, byłby jednym z pierwszych, którzy by z niego oberwali. Ta.. głupi pomysł, ale zamek do drzwi już umiałby skombinować. Albo załatanie dziur w ścianie lub odnowienie jakiegoś pomieszczenia (tak, kuchni). Może by się na to porwał, ale na pewno nie teraz. Potrzebował czasu, aby wypocząć od pana i w pełni dojść do siebie po wypadku. Podczas tych kilkunastu dni kompletnej samowolki, ani mu się śniło, by pokornie wrócić, bo według niego to za szybko, ale wbrew pozorom absolutnie nie skreślił Dobermana z listy osób, które znał. Nie zapomniał o nim. Mimo wszystko wiedział, że mu służy. Najpewniej gdyby Jay sam napisał do Kurta choćby głupiego sms’a, że ma przyleźć do domu, bo coś tam, pewnie Kot by mu się pokazał, ale jeśli szarooki naprawdę liczył na jego dobre chęci, to chyba oczywiste, że się pomylił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach