Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 27.04.19 0:39  •  Pokój S-13. - Page 2 Empty Re: Pokój S-13.
 W przeciągu ostatnich pięciu lat w jego życiu zmieniło się w zasadzie wszystko. Funkcje biologiczne, adres zamieszkania, zasady rządzące światem. Czasami, kiedy Sheba opuszczał burdel, by zająć się tylko sobie znanymi sprawami, Hiroki zaszywał się w nieuczęszczanych zakątkach budynku — i pozwalał popłynąć wyobraźni; zastanawiał się, jak doszedł do punktu, w którym się akurat znajdował. Miał wrażenie, że nie było żadnych faz przejściowych. Że wyszedł z domu — niskiego budynku na obrzeżach Miasta-3, z którego żegnała go w oknie jeszcze trochę zaspana matka — a potem nagle mrugnął i znalazł się tutaj; wypluwając piasek z ust, podnosząc się z suchej, brudnej ziemi ostatkiem sił. Myślał nad tym, czy miał prawo się tego spodziewać. A potem dochodził do wniosku, że nikt nie wpadłby na taką opcję.
 Zrozumienie tego nie dało żadnej ulgi, nie miało nic wspólnego z satysfakcją. Było faktem, który się akceptuje — bądź nie — ale który nie zmienia aktualnego położenia. Bez względu na to, czy przyjął wersję Jinxa, Karyuudo lub swoją — wciąż znajdował się na Desperacji. Utknął w bagnie, które wciągało go coraz głębiej, a im silniej się szarpał, tym mocniej zapadał się w tałatajstwie.
 Co było temu winne?
 Co tak naprawdę zniszczyło mu życie? Zdegradowało go jak psa, który przestał być użyteczny? Co w rzeczywistości mogło mieć prawo, aby klasyfikować ludzi, niektórych usuwać, innych wnosić na wyżyny? Władza? Przypadek? On sam był winny?
 Potrzebował tych informacji jak żadnej innej brzytwy; czekał na nie z pęczniejącym zniecierpliwieniem. Bez powodzenia.
 Jasne włosy uległy pod naporem jego palców, kiedy dziwnie nerwowym, niepodobnym do siebie ruchem spróbował zaczesać je do tyłu. Kosmyki przez chwilę pozostały w przymusowym stanie, ale zaraz poruszył głową i pasma bieli na powrót opadły na jego skronie, czoło i policzki. Na zewnątrz zdawał się martwy, jednak wewnętrznie wrzeszczał; wył jak ktoś, kto stracił wszystko, kto...
Wieki.
 Przymrużył oczy, łapiąc się tego słowa. Gwałtownie ucichł.
 Myśli napływały i odpływały. Całe wieki — co to znaczyło? Że już zawsze będzie wyglądał tak jak obecnie? Uwięziony w kruchym, nastoletnim ciele, łamliwym i podatnym na byle atak? Czy jednak po jakimś czasie — dłuższym niż u ludzi — zacznie się rozwijać? Rosnąć? Polegać na swojej fizycznej możliwości?
 Zaczynał łączyć fakty. Elementy układanki wchodziły na swoje miejsca, tworzyły spójną, choć przerażającą całość. Obraz nabierał sensu, którego Hiroki nie chciał dotychczas przyswoić; miał powyżej uszu słuchania Jinxa, jego bajeczek o agresywnym świecie, o morzu krwi i niebie złotym od ognia. Głuchł na scenariusze, w których każdego czekało podłe życie, mordowanie, kłamstwa; w którym każdy musiał udawać. Bo nie wszyscy tacy byli, nie?
 Jednakże... jeżeli jakimś cudem Sheba nie łgał — jak wielkie jest prawdopodobieństwo, że Karyuudo mówiła prawdę? Która strona była tą autentyczną? Ścisk w żołądku kazał sądzić, że żadna.
 Przez swoją naiwność płacił bardzo wiele. Ile jeszcze miał zamiar nadstawiać drugi policzek?
 Odetchnął cicho.
Miłe? — powtórzył za nią jak echo; jeszcze słabiej. Ledwo dało się wyczuć te słowa, wyszeptane ponad naturalnym szumem myśli. Dłonie Hirokiego zacisnęły się w pięści pod naporem wszystkich emocji, jakie nim teraz targały. Uświadomił sobie, że nigdy wcześniej nie dotykał; nie było takiej potrzeby. Ręce trzymał przy sobie, jak na grzecznego chłopczyka przystało. Przełamanie tej bariery sporo go kosztowało i nawet nie potrafił wyjaśnić, dlaczego to zrobił. Opuszki palców piekły go, jakby jeszcze przed chwilą dotykał nimi rozgrzanego do czerwoności garnka.
 Oczy — dwa grube, srebrne pierścienie opinające czarne pola — wpatrywały się w twarz kobiety; w jej lekko pokraśniałe policzki, drżące usta, kosmyki opadające na skronie. Patrzył na nią tak, jakby nie mógł oderwać wzroku od żadnej reakcji z jej strony.
Przepraszam — wymamrotał, przełykając ślinę, jak nerwowy nastolatek, który dopiero się zorientował, że zrobił coś wbrew swojej koleżance. Dłonie Shirōyate powoli zaczęły wyprostowywać palce, ale ich drżenie nie ustało. Bardzo mi pomagasz, a ja cię tak traktuję... Jakby wszystko było mi wolno. Nie powinno tak być.
 Wreszcie opuścił spojrzenie, powracając do wizerunku kogoś, kto wstydzi się swojego zachowania. Pocierał powoli i lekko postrzępiony materiał spodni na swoim kolanie.
Być może osoba, od której uciekłem, mówiła cały czas prawdę. Ten mężczyzna... ma wielką władzę. Kontakty. Zna to miejsce, Desperację, i odnoszę wrażenie, że traktuje je jak pole bitwy, ale... — zamilkł na moment, przetrzymując resztę informacji w płucach. Ciężko było rozmawiać. Chciał powiedzieć wszystko naraz, ale od tego mogłaby wybuchnąć jej głowa. Strzaskałaby się jak słaba konstrukcja, w którą uderzyła kula dźwigu do burzenia budynków. To go nie obchodzi. Staje do walki bez względu na konsekwencje. I wiesz co? Kącik jego ust drgnął, ale nawet jeśli miał się ułożyć w jakiś grymas bądź uśmiech, szybko zamarł, pozostawiając jego twarz w beznamiętnym wyrazie. Wygrywa. Zawsze wygrywał. Możliwe, że już mnie szuka. I że przez to jesteś w niebezpieczeństwie.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.19 23:22  •  Pokój S-13. - Page 2 Empty Re: Pokój S-13.
Pokój S-13. - Page 2 BcBUAYU

Ciekawość zabiła kota.
To proste, mało skomplikowane i niemożliwie antyczne zdanie idealnie opisywało moment jej zapoznania się z okrutną, morderczą - dosłownie, hah - Desperacją, jako że właśnie przez swoje niemożliwe do pohamowania zainteresowanie tym, co czaiło się i kryło za bezpiecznymi murami Miasta, a także przez wrodzoną, twardą niby diament upartość doznała bliskiego spotkania trzeciego stopnia z tymi szarymi, zdewastowanymi terenami. Nie było to jakieś zapierające dech w piersiach, wyciskające łzy wzruszenia z oczu czy wspominane ze słodką czułością spotkanie, a dzień, w którym to - zatrzymała się ziemia - zawalił się nad jej głową calutki jej skromny, przewiązany wstęgami radości i miłości świat. Rozkruszył się jak wątłe, chudziutkie szkło ciśnięte o ceglaną, wiekową ścianę; rozsypał niby śnieżka rzucona na rozgrzany, wilgotny grunt; roztrzaskał niczym żarówka, która wymknęła się komuś spomiędzy niezgrabnych, zesztywniałych palców. I nic nie mogła wobec tej katastrofy - symfonii rozgrywającą się wokół niej hucznie i doniośle, i bajecznie; teatrzykowi odgrywanemu przez aktorów twarzy pozbawionych - zrobić albo uczynić, mogła jedynie patrzeć na ten rozpędzający się, grożący wykolejeniem pociąg, który ułamek chwili później rozjechał brutalnie jej marzenia i życie, i przyjaźń. To bolało chyba najbardziej i najdotkliwiej - utrata Giri'ego, bez którego nie była sobą; bez którego nie miała najmniejszego pojęcia, którą ścieżką powinna dalej brnąć; bez którego to ona, nie niszczycielska lokomotywa, wypadła z torów i stoczyła się gdzieś tam w głębokie otchłanie nienawiści i goryczy, i potrzeby zadośćuczynienia. Uśpienie poczucia winy zżerającego ją od środka wydawało się niemożliwe i nieosiągalne, odległe jak lśniące na ciemnym nieboskłonie gwiazdy, lecz...

Ale satysfakcja go wskrzesiła.
W pewnym sensie Karyuu powstała z popiołów niby feniks pradawny i pięknie mityczny; podniosła się ze zgliszczy własnej, sponiewieranej persony w świeżej, ciemniejszej i o wiele mniej radosnej odsłonie, zyskując przy tym kilka nowych zdolności i czerwone, spoglądające na nią szyderczo z lustrzanych powierzchni ślepia. Gdzie te jej zielone, podobne wiosennej trawie oczka, które z zadziornością i werwą, i optymizmem spoglądały na otaczający ją świat? Spłonęły, ha! Spopieliły się doszczętnie i nieodwracalnie wraz z jej dawnymi cechami i wierzeniami, i łaknieniami odnoszącymi się do prowadzenia jej aktualnie żałosnej, nomadycznej egzystencji. Obecnie najzwyczajniej starała się przetrwać z doby na dobę w tym paskudnym, zdziczałym świecie i przy okazji spełnić po drodze jakieś dobre, kojące jej potrzaskaną, posklejaną nieskładnie duszę uczynki. Satysfakcja? Nie było jej w jasnowłosej nawet nuteczki; źdźbła marnego tegoż głębokiego ukontentowania nie dałoby się wypatrzyć w jej zwichrowanym, skrzywionym przez te wszystkie przeszłe wydarzenia umyśle, ponieważ w przeciwieństwie do przysłowiowego kota ona wskrzeszona została przez coś kompletnie innego, obcego, wgryzającego się brutalnie w jej organizm i zmieniającego go bezpowrotnie, całkowicie, bez jej zgody. Czasami ciekawiło ją to - gdy sen nie chciał od razu przyjść i pobłogosławić jej swoimi cudownymi objęciami nocości - jak potoczyłyby się jej losy, gdyby zostawiona została na Desperackiej glebie na śmierć pewną i gdyby to Wirus, nie Czerwinka sztucznie do ciała na żer wpuszczona, zapanował nad dalszym jej losem. Cóż, tego się nigdy nie dowie, ale od gdybania nie potrafiła się niekiedy powstrzymać.

Odetchnęła płytko, ostrożnie, uchylając przymknięte powieki i zerkając swoimi szkarłatnymi ślepkami na siedzącego naprzeciwko niej młodzieńca. Pokręciła wolno, acz stanowczo głową, sięgając bladymi, naznaczonymi bliznami dłońmi do jego własnych i delikatnie, nie za mocno je chwytając.
- Nie przepraszaj. Potrzebujesz wsparcia i... i na nie zasługujesz - odezwała się szeptem ledwo, nie spuszczając uważnego, acz łagodniejszego niż zwykle wzroku z jego twarzy. - I ja też... ja też czuję się lepiej - dodała po chwili wahania, chcąc dodać mu otuchy i przekonać o tym, że sięganie po pomoc nie jest złe, nie powinno być karane i potępiane. Sama miała z tym ogromne, wielkie problemy i przeważnie działała samotnie, w pojedynkę, ale odkąd pozyskała Arashi'ego jako kompana podróży, to powolutku poczęła przypominać sobie o tym, jak wiele znaczyło dla człowieka towarzystwo innej, przyjaznej mu istoty. Czyniła drobne, maluteńkie kroki do przodu, a obecna sytuacja z jej strony ją stresowała i dławiła, z drugiej natomiast oswajała ją na nowo - ciężko, ale jednak - z dotykiem i bliskością drugiej osoby. Gdyby naprawdę miała coś przeciwko temu, w jakiej pozycji się znaleźli, to wyraziłaby to na głos i dałaby Wymordowanemu znać, że jej to nie pasuje. No dobra, troszkę jej to nie pasowało, bo czuła się skrępowana i niepewna, i miejscami oddech utykał boleśnie w jej gardle, ale brnęła dzielnie naprzód w próbie przełamania lat izolacji ciążących na jej ramionach i przyzwyczajeniach, i podejściu do innych person. To... to mogło okazać się sprzyjające i dobre dla nich obu, dlatego nie chciała od tak się wycofywać i rezygnować z tego, co mogli zyskać. Zacisnęła nieco bardziej - lecz nie krzywdząco, nigdy krzywdząco - drżące lekko palce na dłoniach Shirōyate i wychyliła się leciutko w jego stronę. - Ja zawsze jestem w niebezpieczeństwie - rzuciła, bo taka była prawda, ale po chwili otrząsnęła się i zdała sobie sprawę z tego, że mogło to nie podnieść młodzieńca na duchu, tylko bardziej, dobitniej go przygnębić. - O mnie nie musisz się martwić, jestem... jestem dość dobra w wymykaniu się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.06.19 1:05  •  Pokój S-13. - Page 2 Empty Re: Pokój S-13.
Wcześniej nawet nie przeszło mu to przez głowę, ale też nic w tym dziwnego. W chwili, w której wybuchł rozgardiasz, wszystkie myśli przemieniły się w spłoszone światłem nietoperze. Rozpierzchły się na wszystkie strony i były bardziej wrogiem niż przewodnikiem. Dopiero teraz, kiedy zaprowadzono go do ciepłego pomieszczenia, zaczynał powoli wyłapywać spłoszone wątki, katalogować je i oswajać się z nimi. Między innymi zdał sobie sprawę, że do Przyszłości nie przybył sam. Udał się tam zresztą za pozwoleniem, długo wyłudzanym od kapryśnego właściciela burdelu. Jinx rzadko kiedy pozwalał mu na taką swobodę, choć teoretycznie nie zakazywał mu wychodzenia z budynku. Bardziej pokazywał swoją postawą i tonem głosu, że — bez problemu — może udać się, gdzie ma ochotę, ale wtedy równie dobrze może nie wracać. Przerażony perspektywą utraty dachu nad głową Hiroki przesiedział w domu uciech pełne trzy lata; może więcej? Sam już nie wiedział. Czas liczył patrząc w twarze kurtyzan, ale koniec końców i jemu skończyła się cierpliwość. Wymanewrowanie Sheby na tyle, aby uznał pomysł przejścia się do raczej bezpiecznego miejsca za swój, było ciężkie, ale jednak nie niemożliwe. Poszło oczywiście na jego zasadach — Shirōyate został pod opieką dwóch rosłych psisk, które warowały przed wejściem jak sfinksy, czekając na jego wyjście.
Gdzie teraz były?
W popłochu mogły uciec albo wciąż szwendać się blisko Przyszłości. Może już teraz wpadły na trop lub gorzej — wróciły do Jinxa?
Hiroki zacisnął oczy, wyłapując między skołtunionymi treściami w umyśle rzeczywisty głos Karyuudo. I jej dotyk. Przede wszystkim dotyk, który ocieplił skórę i objął serce mocną liną; ścisk był nie do wytrzymania.  Podjął znów próbę przyzwyczajenia się do tego kontaktu; do wmówienia sobie, że być może usłyszał prawdę. Zasługiwał na to. Podskórnie zaczynał się jednak oswajać również ze świadomością, że Jinx naprawdę może być w drodze.
Dość dobra? — powtórzył za nią, uchylając powieki i odsłaniając srebrne tęczówki. Choć ciało było kruche, oczy prezentowały sobą dokładnie to, co ich kolor — stal. Siłę. Nieugiętość. To wszystko było jednak niczym w porównaniu do strachu, który powoli przebijał się przez te cechy.
Trzymał jasnowłosą za ręce, przez dłuższą chwilę nic nie mówiąc. Żadne słowa nie napływały. Nic nie było dobre, żeby wyjaśnić w skrócie to, co miał jej przekazać.
Chciałbym być tak dobry jak ty — wyznał wreszcie, obracając głowę, by móc spojrzeć w kierunku jej prowizorycznej broni. Kto w tych czasach stawał do walki dzierżąc łopatę? Znaleźć sposób na to, żeby móc się skutecznie bronić. Może nawet innych.
Wydał z siebie coś, co brzmiało jak krótkie, stłumione kaszlnięcie. Być może pierwszy raz z gardła wyrwał mu się zalążek sarkastycznego parsknięcia.
Ale to niemożliwe. — Obrócił twarz frontem do dziewczyny i puścił jej ręce. Czarne palce opadły na materac, by łatwiej mu było zejść z łóżka. Stopy bezdźwięcznie dotknęły desek; od nich czuł zimno. Na razie nie. Na razie muszę iść, żeby... — on tu nie dotarł. Jeżeli będzie pierwszy, wyciągnie błędne wnioski. Znam go.
Odetchnął, przeciągając drżącymi dłońmi po policzkach i oczach.
Żeby załatwić z nim tę sprawę. Gdzie cię jeszcze znajdę? Może jeśli straci czujność mógłbym się z tobą spotkać, może mógłbym ci jakoś pomóc i odwdzięczyć się.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.06.19 20:49  •  Pokój S-13. - Page 2 Empty Re: Pokój S-13.
Pokój S-13. - Page 2 BcBUAYU

Nie wierzył jej.
Nie poczuła się ani odrobinę tym urażona czy jakoś mocno, krzywdząco dotknięta, ponieważ nie dała mu przecież żadnych znaczących, solidnych dowodów mogących jasno i wyraźnie poprzeć w jego oczach jej zdolności do wymykania się z cudzego, grożącego wpadnięciem w tarapaty radaru. Wymknięcie się z Baru wypełnionego panikującymi, przepychającymi się i taranującymi nawzajem jednostkami nie było jakimś ogromnym, godnym podziwu wyczynem, a w innych sytuacjach wymagających przekradnięcia się z jednego punktu do drugiego, uniknięcia zostania wykrytym przez wrogo nastawione istoty bądź zgubienia wściekło poszukującego ich, zawziętego ogona nie brali razem udziału. W pełni więc rozumiała jego wahanie wobec skuteczności i efektywności jej zdolności, a przynajmniej tak odczytała tę zmiękczoną, nadtopioną strachem stal lśniącą w srebrzystych, wyraźnych tęczówkach.
- Muszę być - dodała praktycznie bezwiednie i bez większego pomyślunku, bo taka była prawda. Nie tylko nie była obdarzona jakimiś potężnymi, imponującymi umiejętnościami bojowymi - przez co polegać głównie była zmuszona na ciosach z zaskoczenia i przewrotnych, cwanych posunięciach - to jeszcze egzystencja jej nacechowana była ucieczką przed paroma organizacjami. Na calutkie szczęście jej główni prześladowcy - czy oni w ogóle o niej wiedzą po tych wszystkich jej latach spędzonych na włóczędze po Desperacji? Czy jeszcze pamiętają? - siedzieli przeważnie w Mieście 3, gdzie rzadko zaglądała i mało kiedy stawiała tam stópki, lecz zdarzało jej się też wypatrzyć Szarych lub Niebieskich na tutejszych podłych i szarych, i nieprzyjaznych ziemiach. Ryzykować spotkaniem z nimi i wydaniem swojej skromnej persony nie planowała, toteż omijała ich szerokim łukiem i czyniła wszystko w swojej mocy, ażeby nie skrzyżować swojej drogi z ich groźnymi dla niej, naszpikowanymi cierniami ścieżkami.

Coś przeraźliwie zimnego - lodowatego wręcz, kłującego i jednocześnie palącego niby węgliki rozżarzone - zalęgło się w jej sercu, kiedy wysłuchiwała wypowiedzi młodzieńca rozbijających się wewnątrz jej czaszki - przyzwyczaiła się już do tego przedziwnego, obcego i z początku wydzierającego na powierzchnię niepewność oraz poczucie zagrożenia sposobu komunikacji. Zdała sobie sprawę z tego, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa jeszcze zanim Shirōyate puścił jej dalej drżące delikatnie dłonie i zsunął się z łóżka w celu przed nim stanięcia. Oddech zdawał się utknąć boleśnie w płucach, puls przyspieszył niekomfortowo i dudniąco w uszach, a ona nawet... nie wiedziała, dlaczego to wszystko się z nią akurat teraz, jakby w odpowiedzi na słowa Wymordowanego, działo. Przełknęła z trudem i zakleszczyła dotkliwie palce jednej dłoni na drugiej, spychając ten niechciany, przynoszący ze sobą spustoszenie w jej i tak porozwalanych myślach atak paniki na bok, jak najdalej i najtrwalej tylko mogła. Ból był jedną z tych metod radzenia sobie z tą oślepiającą, duszącą histerią, po którą rzadko kiedy sięgała - po części przez to, że tego najzwyczajniej w świecie nie lubiła, a po części przez fakt, iż nie chciała, aby organizm przyzwyczaił się do tej skutecznej, będącej w paru przeszłych okolicznościach jedynym i ostatecznym rozwiązaniem taktyki.
- Ja... - I dopiero teraz, gdy rozjaśniła nieco swój zaćmiony paniką umysł, uderzyło w nią jak stado rozpędzonych rumaków to, dlaczego zareagowała w taki, a nie inny sposób na fakt, że młodzieniec chce wrócić do mężczyzny, o którym dopiero co jej niepokojące i naładowane ostrzeżeniami rzeczy opowiadał. Martwiła się, bała, o niego.

Wreszcie przesunęła się do krawędzi materaca i w dalszym ciągu na nim siedząc spuściła nogi na dół, wzdrygając się lekko - chociaż i tak cała się dalej trzęsła, to jedno dodatkowe drgnięcie nie robiło tu tak naprawdę różnicy, hah - ze względu na chłód, jaki bił od podłogi tegoż pomieszczenia. Odetchnęła raz i drugi, i trzeci, wpatrując się szkarłatnymi, zakrapianymi czymś niezidentyfikowanym nawet dla niej ślepkami w lico Shirōyate, nim... wątle, słabiuteńko i chwiejnie się uśmiechając.
- Najłatwiej... najłatwiej będzie Ci zadzwonić... albo wysłać wiadomość... albo przyjść tutaj i na mnie poczekać... albo zostawić karteczkę dla mnie na recepcji - rzekła nieco przyduszonym i urywanym, lecz wyraźnym głosem. Nie mogła - nie miała prawa - go niańczyć i wisieć mu nad ramieniem, i chować przed całym światem pod swoją cudowną, magiczną peleryną - nie ważne, jak bardzo miała na to ochotę i jak mocno tego łaknęła. Musiała dać mu tę zbawienną, słodką możliwość dokonywania wyborów - nawet tych dla niego złych i krzywdzących, i szkodliwych - ponieważ inaczej stłumiłaby go całkowicie oraz kompletnie, wydarłaby z jego rąk swobodę i niezależność, i jego prawdziwe, jakże niewinne wbrew wszystkiemu jestestwo. Nie mogła - nie chciała - być dla niego kolejnym z rzędu oprawcą i dręczycielem, i więziennym strażnikiem, dlatego nie będzie go zatrzymywać czy za rąbek ubrania błagalnie niby matulka chwytać. Wolność jest najcenniejszą wartością tutaj, na tym przepodlonym, zgniłym i koszmarnym padole - nie odbierze mu tego, a jedynie zaoferuje gałązkę wsparcia i osóbkę, siebie, przy której będzie mógł odetchnąć od otaczających go okropności i okrutności, i podłości. - Jeśli kiedykolwiek będziesz... będziesz potrzebował pomocy... albo po prostu będziesz chciał porozmawiać, nie wahaj się ze mną skontaktować. - Proszę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.19 16:48  •  Pokój S-13. - Page 2 Empty Re: Pokój S-13.
„Załatwienie sprawy” brzmiało tak dorośle. I drętwo, kiedy to ON wypowiadał te słowa. Lata mijały, a jego jedyną, skuteczną bronią była ucieczka. Czasami, choć coraz rzadziej, także kłamstwo — ale ile mógł łgać Shebie? Mężczyźnie, który przyzwyczajał się do jego zagrywek, niespiesznie (bo przecież miał czas) rozkładał je na czynniki pierwsze, poznawał umysł swojego wroga i stosował identyczne zagrania przeciwko niemu? W rzeczywistości Hirokiemu kończyły się dobre opcje. Jeżeli chciał wygrać, musiał rozszerzyć swoje możliwości, zachowując to, co miał obecnie — złudne bezpieczeństwo i, przede wszystkim, protekcję jednej z najsilniejszych jednostek w Apogeum.
Karyuudo wydawała się nowymi drzwiami w pomieszczeniu, z którego przez dłuższy czas nie potrafił się wydostać. Stanowiła obraz wyjścia, które było mu potrzebne; za którym rozglądał się całymi miesiącami, z godziny na godzinę popadając w coraz gorszą stagnację.
Nie miał w sobie dość ambicji, ale gdzieś pod żołądkiem zebrał się pierwszy, słaby płomień nadziei, że może faktycznie musi wykonać poważny krok w jakimś kierunku. Próba odszukania burdelu będzie właściwym wyborem? Prawdopodobnie nie.
Mógł jeszcze zostać z tą, która go ocaliła... tą, która nie zachowywała się, jakby musiała trzymać nad nim pełną, duszącą władzę. Ale to sprowadziłoby na nią nieszczęście; gniew Jinxa, a być może jeszcze gorszych potworów. Nie chciał jej na to skazywać. Całkiem ją polubił.
Na pewno się jeszcze spotkamy — zapewnił ją cicho, wygładzając nerwowo brzeg koszulki. Czuł się wyjątkowo głupio mówiąc o wyjściu... a wciąż stojąc w miejscu jak kołek. Ta silniejsza część jego podświadomości pragnęła tu jednak zostać; zakopać się w fałdach koca i przespać stresy minionego dnia. Przede wszystkim jednak łaknął jej towarzystwa, bo w przeciągu trzech lat nie spotykał zbyt wielu życzliwych dusz. Myśl, że wystarczy wyjść na korytarz, by napotkać następne niebezpieczeństwo była przytłaczająca. Wątpliwości wydawały się zimnymi kajdanami opinającymi kostki. Kiedy wykonał niepewny krok w tył, stopę miał ciężką jak betonowy blok.
Do zobaczenia, Karyuudo.
Kiedy zamykał za sobą drzwi, ciszę w budynku przeszywał głośny skrzyp zawiasów. A potem trzask. Kategoryczny i bezlitosny, jakby na zawsze odciął jedną z dróg.

zt x 2
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.19 20:29  •  Pokój S-13. - Page 2 Empty Re: Pokój S-13.
Pokój S-13. - Page 2 BcBUAYU

Miała szczerą nadzieję na to, iż kiedyś przyjdzie im jeszcze raz i ponownie skrzyżować ścieżki, jakimi to niestrudzenie i uparcie oboje podążali; że chociażby i przypadkowo wpadną na siebie w którymś momencie, dostając cudowną szansę na wymienienie między sobą paru wspaniałych słów; że jedno skontaktuje się z drugim, dostając odpowiedź słodką i humor poprawiającą, i egzystencję umilającą. Nie wstała ze starego, acz miękkiego jeszcze i nad wyraz wygodnego materaca, wpatrując się tylko szkarłatnymi, zalanymi łagodnością ślepiami w stojącego u progu młodzieńca i czując to, jak usteczka jej wykrzywione są w kruchym, delikatnym i ulotnym niby psotna bryza uśmiechu. Obco się z tym wyrazem wymalowanym na twarzy czuła, nieco niekomfortowo i sztucznie, ponieważ rzadkością był on w przeciągu ostatnich, długich i ciągnących się mozolnie lat. Nie ściągnęła go jednak z lica, nie pozbyła się go tylko dlatego, bo dziwnie jej z nim było i nie zmazała go z poczuciem wstydu czy niewłaściwości - trzymała się go kurczowo niby przysłowiowy, tonący człowiek ostrej brzytwy. Palce prawej dłoni dalej zaciśnięte były silnie i boleśnie wręcz na nadgarstku lewej, lecz ona zbyt skupiona była na Opętanym, żeby zwrócić na to jakąkolwiek uwagę.
- ... do zobaczenia - wychrypiała, z ciężkim sercem - czego starała się po sobie nie pokazać - spoglądając na wycofującego się niepewnie z pomieszczenia Shirōyate. Nie wydawał się w stu procentach pewny swej decyzji oraz zamiarów, ale brnął dalej dzielnie ku podjętej decyzji - nawet z nerwami gryzącymi po kostkach i z wahaniem ciążącym na barkach. Pozwoliła mu na to, nie zatrzymała go, nie krzyknęła za nim w panice i ostatnim momencie, nie...

Zamknęła czerwone ślepia na dłuższy moment, oddychając tylko - wolno, niespiesznie, głęboko - i zbierając wszystkie swoje potracone, ukruszone kawalątki do niespójnej, karykaturalnej całości. Jeden i dwa, i trzy, i cztery. Nie miała pojęcia o tym, ileż czas tak siedziała; ileż minut leniwie tykających spędziła na dochodzeniu do siebie i po raz kolejny naprawianiu tego, co się potwornie potłukło. Dopiero po ukojeniu nerwów zszarganych i spiętych położyła się na łóżku w celu złapaniu paru godzinek zbawiennego snu, z trudem zapadając się w czeluście Krainy Bzu i w niej pozostając do chwili, w której organizm jej był w miarę wypoczęty. Przebudziła się gwałtownie, nagle i z bólem wżerającym się w stawy, przez który to spięła się na nowo i przygryzła wargę w konsternacji i zdumieniu, i strachu. To nie było normalnie i nie przypominała sobie, aby coś sobie z nimi ostatnio zrobiła - musiała coś złapać najwyżej i niepokój wypełnił ją na samą tę myśl. Przełknęła, podnosząc się wreszcie z materaca - ostrożnie i powoli - i udając do łazienki po to, aby, oczywiście, się odświeżyć. Wyszedłszy z niej i podszedłszy do biurka zauważyła, iż bluza Shirōyate dalej na blacie zagraconym leży, na co mrugnęła z czystym zaskoczeniem i przeniosła odruchowo spojrzenie na zamknięte szczelnie drzwi. Cóżże miała z nią uczynić? Jaki był najlepszy ruch do wykonania w takiej sytuacji? Nie mogła jej tu zostawić, musiała mu ją oddać, ale nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie miała go teraz szukać.

I czy powinna.

Po głębokim zastanowieniu się westchnęła ze zrezygnowaniem i przewiązała ją sobie nisko w pasie, łopatę natomiast przyczepiając nieco wyżej, niż zazwyczaj i nad nowym dodatkiem do jej ubioru. Poruszyła ramionami, kiwnęła krótko głową z aprobatą i zarzuciła na całość swój ciężki, magiczny płaszcz podróżny. Dopiero wtedy wymaszerowała z pokoju, udając się do recepcji i oznajmiając swoje wyjście w niebezpieczny, dziki świat. No i wybyła z tegoż miejsca, mając cichą, słodką niczym miód nadzieję na spotkanie młodzieńca i oddanie mu jego przesiąkniętej wieloma zapachami bluzy - pretekst, podpowiadał jej umysł, lecz zignorowała go kompletnie i całkowicie. Po drodze zgarnęła przy okazji Arashi'ego, który na jej widok zeskoczył natychmiastowo z gałęzi służącej mu za łóżko, podbiegł do niej i wspiął się na jej ramię z ciągłym, niezatrzymanym i nacechowanym oburzeniem oraz reprymendą krakaniem. Pogłaskała go po dziobie, ruszając przed siebie i w nieokreślonym dokładnie kierunku - gdzież ją teraz nogi zaniosą, hm?

z.t.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Pokój S-13. - Page 2 Empty Re: Pokój S-13.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach